Bejrut 1982 - Krzysztof Paweł Mroczkowski - ebook

Bejrut 1982 ebook

Krzysztof Paweł Mroczkowski

4,5
14,99 zł

Ten tytuł znajduje się w Katalogu Klubowym.

DO 50% TANIEJ: JUŻ OD 7,59 ZŁ!
Aktywuj abonament i zbieraj punkty w Klubie Mola Książkowego, aby zamówić dowolny tytuł z Katalogu Klubowego nawet za pół ceny.


Dowiedz się więcej.
Opis

Leżący nad Morzem Śródziemnym Bejrut, stolica Libanu, to jeden z symboli konfliktów targających Bliskim Wschodem. W 1975 roku w Libanie wybuchła wojna domowa pomiędzy zwaśnionymi grupami religijnymi, etnicznymi i politycznymi.

Ważną rolę odgrywali w niej Palestyńczycy, wygnani z ziemi rodzinnej po powstaniu Izraela, a później także z Jordanii, których było aż 300 tysięcy. W konflikt wmieszały się kraje ościenne: Syria i Izrael - ten ostatni zwalczał w Libanie zbrojne organizacje palestyńskie, a wspierał chrześcijańskie milicje. Po zamachu palestyńskich terrorystów na izraelskiego ambasadora w Londynie przeprowadzonym 4 czerwca 1982 roku armia Izraela w odwecie zbombardowała bazy Organizacji Wyzwolenia Palestyny w południowym Libanie, a 6 czerwca rozpoczęła inwazję lądową. Po kilku dniach walk z oddziałami palestyńskimi i syryjskimi Izraelczycy otoczyli Bejrut. Miasto było ostrzeliwane, trwały walki uliczne, ginęli cywile. Operacja zakończyła się sukcesem Izraela, gdyż zawarty rozejm zmusił siły OWP do ewakuacji. Krwawym podsumowaniem walk okazały się wrześniowe masakry Palestyńczyków w Sabrze i Szatili dokonane przez chrześcijańską milicję pod osłoną żołnierzy izraelskich.

Te wydarzenia przejmująco opisuje Krzysztof Mroczkowski, historyk z Uniwersytetu Rzeszowskiego.

Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
czytnikach certyfikowanych
przez Legimi
czytnikach Kindle™
(dla wybranych pakietów)

Liczba stron: 294

Oceny
4,5 (2 oceny)
1
1
0
0
0
Więcej informacji
Więcej informacji
Legimi nie weryfikuje, czy opinie pochodzą od konsumentów, którzy nabyli lub czytali/słuchali daną pozycję, ale usuwa fałszywe opinie, jeśli je wykryje.



Wstęp

WSTĘP

Leżący nad Morzem Śród­ziem­nym Bej­rut jest jed­nym z ponu­rych sym­boli kon­flik­tów tar­ga­ją­cych Bli­skim Wscho­dem, a pasmo wojen wstrzą­sa­ją­cych Liba­nem to histo­ria zarówno wewnętrz­nych, jak i mię­dzy­na­ro­do­wych zma­gań toczo­nych na wspól­nym polu bitwy. Z jed­nej bowiem strony toczyła się tam wojna domowa mię­dzy róż­nymi wyzna­niami reli­gij­nymi lub – co bar­dziej pre­cy­zyjne – frak­cjami wyzna­nio­wymi, z dru­giej Liban wraz z jego sto­licą był sceną wie­lo­płasz­czy­zno­wego kon­fliktu mię­dzynarodowego, skon­cen­tro­wa­nego na linii Dama­szek–Tel Awiw. W szczy­to­wym momen­cie owych wyda­rzeń mają­cych miej­sce w latach osiem­dzie­sią­tych XX wieku rywa­li­za­cja pomię­dzy róż­nymi gru­pami reli­gij­nymi oraz nakła­da­jące się na nią kon­flikty: pale­styń­sko-izra­el­ski i arab­sko-izra­el­ski połą­czyły się, two­rząc jedną z naj­krwaw­szych i naj­nie­bez­piecz­niej­szych stref dzia­łań wojen­nych w ówcze­snym świe­cie.

Wojna domowa w Liba­nie, szcze­gól­nie jej libań­sko-izra­el­ska odsłona, a także walki toczone o Bej­rut, były cha­otyczne, dez­orien­tu­jące i nie­zmier­nie bru­talne. Miały też swoją spe­cy­fikę poli­tyczną – skom­pli­ko­waną i wie­lo­płasz­czy­znową. Roz­pa­try­wa­nie tych nazna­czo­nych krwią wza­jem­nych rela­cji muzuł­mań­sko-chrze­ści­jań­sko-żydow­skich czy też arab­sko-izra­el­skich w Liba­nie nie jest łatwe, gdyż skła­dają się na nie bar­dzo nie­jed­no­znaczne w oce­nie czyn­niki spo­łeczne, kul­tu­rowe i histo­ryczne. Wsze­lako w pew­nym momen­cie Liban stał się sceną kon­fron­ta­cji mili­tar­nej i bar­dzo trudno było okre­ślić, kto jest ata­ku­ją­cym, a kto bro­nią­cym się, kto katem, a kto ofiarą.

Tuż przed wybu­chem wojny domo­wej, pod koniec lat sześć­dzie­sią­tych XX wieku, w Liba­nie powsta­wały różne orga­ni­za­cje para­mi­li­tarne, wspie­ra­jące poszcze­gólne spo­łecz­no­ści – chrze­ści­jań­ska Falanga, muzuł­mań­skie grupy nase­row­skie, dru­zyj­ska Socja­li­styczna Par­tia Postę­powa, szy­icki Amal i z cza­sem rów­nież Hezbol­lah (powstał w 1982 roku). Ponadto w kraju docho­dziło do bra­to­bój­czych walk pomię­dzy człon­kami tych samych spo­łecz­no­ści w obo­zie zarówno chrze­ści­jań­skim, jak i muzuł­mań­skim. Aby przed­sta­wić cało­ściowy obraz, należy także dodać, że w pew­nym okre­sie w Liba­nie ist­niał zastęp­czy front rywa­li­za­cji pomię­dzy Sta­nami Zjed­no­czo­nymi Ame­ryki Pół­noc­nej a Związ­kiem Socja­li­stycz­nych Repu­blik Radziec­kich. Na to wszystko nakła­dał się kon­flikt roz­gry­wa­jący się pomię­dzy Orga­ni­za­cją Wyzwo­le­nia Pale­styny a Izra­elem. Zma­ga­nia w Liba­nie winny być postrze­gane także z tej per­spek­tywy: poli­tyczno-mili­tar­nej rze­czy­wi­sto­ści lat sześć­dzie­sią­tych, sie­dem­dzie­sią­tych i osiem­dzie­sią­tych XX wieku. Co zna­mienne, w schył­ko­wym okre­sei zim­nej wojny zma­lało bowiem zna­cze­nie imma­nent­nego kon­fliktu mię­dzy dwoma naj­waż­niej­szymi akto­rami na are­nie mię­dzynarodowej, a wyraź­nie wzro­sło zna­cze­nie państw „bez zna­cze­nia”. W tym okre­sie Liban był bowiem tego rodzaju pod­mio­tem prawa mię­dzynarodowego.

Tra­giczne losy sto­licy tego kraju Bej­rutu zde­ter­mi­no­wali przede wszyst­kim pale­styń­scy uchodźcy, kórzy przy­byli do Libanu z tere­nów Izra­ela w 1948 roku i z Jor­da­nii w 1970 roku, po wyda­rze­niach tzw. Czar­nego Wrze­śnia. Wsku­tek kolej­nych wojen pomię­dzy Izra­elem a jego arab­skimi sąsia­dami (zwłasz­cza wojny sze­ścio­dnio­wej z 1967 roku, w wyniku któ­rej prak­tycz­nie całe tery­to­rium daw­nego Bry­tyj­skiego Man­datu Pale­styny zna­la­zło się pod kon­trolą Pań­stwa Izrael), Pale­styń­czycy – w dużej mie­rze będący nie przy­czyną, lecz pre­tek­stem tych kon­flik­tów – zostali pozo­sta­wieni wła­snemu losowi. Oczy­wi­ście z cza­sem zaist­nieli też oczy­wi­ście jako odrębny naród, dla któ­rego idea wła­snego pań­stwa stała się fun­da­men­tal­nym ele­men­tem rodzą­cego się nacjo­na­li­zmu. Trzeba zatem było wypeł­nić swo­istą próż­nię – utwo­rzyć repre­zen­ta­cję będącą gło­sem narodu, nawet za cenę uni­ce­stwie­nia innego narodu lub pań­stwa. Miało to miej­sce w spe­cy­ficz­nych warun­kach mie­dzy­na­ro­do­wych, gdyż każdy akt mię­dzy­na­ro­do­wego ter­ro­ry­zmu, spon­so­ro­wa­nego bądź pro­wa­dzo­nego przez orga­ni­za­cje pale­styń­skie, w począt­kach lat sie­dem­dzie­sią­tych XX wieku wywo­łałby szybką reak­cję Izra­ela w postaci raj­dów odwe­to­wych na obozy uchodź­ców pale­styń­skich, będące jed­no­cze­śnie cen­trami zaopa­trze­nio­wymi i szko­le­nio­wymi grup ter­ro­ry­stycz­nych. Te odwe­towe akcje, pro­wa­dzone przez Armię Obrony Izra­ela (AOI)1, odzwier­cied-lały wizję władz woj­sko­wych i cywil­nych Izra­ela – szybką i surową karę za ataki na wła­snych oby­wa­teli – lecz ich celem było rów­nież prze­ko­na­nie libań­skiego rządu do roz­po­czę­cia dzia­łań prze­ciw struk­tu­rom pale­styń­skim. Naj­le­piej w taki sam spo­sób, jak uczy­nił to jor­dań­ski król Hus­sein, we wrze­śniu 1970 roku topiąc OWP we krwi.

Wbrew temu, co gło­siła ówcze­sna pro­pa­ganda, Pale­styń­czycy nie byli mono­li­tem. Sto­pień roz­drob­nie­nia orga­ni­za­cji pale­styń­skich i ich wza­jemne waśnie dawały stro­nie izra­el­skiej złudną gwa­ran­cję bez­pie­czeń­stwa. Nie wolno jed­nak zapo­mi­nać o zło­żo­no­ści owych prze­sła­nek, gdyż w izra­el­skich rapor­tach wywia­dow­czych – zresztą zgod­nie z prawdą – infor­mo­wano, iż w 1968 i 1969 roku Orga­ni­za­cja Wyzwo­le­nia Pale­styny była postrze­gana przez samych Pale­styń­czy­ków nie jako licząca się siła poli­tyczna czy zbrojna, lecz dosyć efe­me­ryczne narzę­dzie pro­pa­gandy i przede wszyst­kim jako intratne źró­dło docho­dów dla jej przy­wódcy Ahmada Szu­kaj­riego. Uwa­dze izra­el­skich ana­li­ty­ków umy­kał jeden dro­biazg – owo prze­ko­na­nie wyra­żali przede wszystkm starsi Pale­styń­czycy, zaś nowe poko­le­nie, wycho­wane na poraż­kach państw arab­skich w star­ciu z Izra­elem, było zde­ter­mi­no­wane nie tylko do spon­ta­nicz­nej walki zbroj­nej, lecz także pro­pa­gan­do­wej czy wresz­cie poli­tycz­nej.

Do tej grupy nale­żał Jasir Ara­fat, który bez wąt­pie­nia ode­grał w tym pro­ce­sie klu­czową rolę. Sto­jąc na czele orga­ni­za­cji al-Fatah, a od 1969 roku prze­wo­dząc OWP i po pew­nym cza­sie także wła­dzom Auto­no­mii Pale­styń­skiej, pozo­sta­wał w cen­trum ówcze­snych wyda­rzeń poli­tycz­nych i mili­tar­nych, pro­wa­dzą­cych do upodmio­to­wie­nia pale­styń­skiego nacjo­na­li­zmu, w dużej mie­rze wyko­rzy­stu­ją­cego maoistyczne dok­tryny wojny ludo­wej. By mieć przy tym pełną jasność – nacjo­na­li­zmu trak­to­wa­nego przez inne pań­stwa arab­skie jako wygodny instru­ment pozwa­la­jący budo­wać wła­sne wpływy i pozy­cję w regio­nie, łącz­nie z pod­sy­ca­niem ruchów ter­ro­ry­stycz­nych na pod­sta­wie gło­szo­nego przez OWP hasła „demo­kra­tycz­nego pań­stwa świec­kiego”. God­nym podziwu przy­kła­dem, obra­zu­ją­cym to nieco para­dok­salne zja­wi­sko, jest więc droga, jaką w ciągu kil­ku­dzie­się­ciu lat prze­szli nie tylko sam Ara­fat, lecz także pale­styń­ski ruch naro­dowy, oraz spo­sób, w jaki zmie­niły się zapa­try­wa­nia Pale­styń­czy­ków na kwe­stię ich wła­snego nie­pod­le­głego pań­stwa (zarówno co do spo­so­bów uzy­ska­nia nie­pod­le­gło­ści i budowy owego pań­stwa, jak rów­nież jego przy­szłego kształtu i cha­rak­teru).

Pamię­tajmy przy tym – co też należy pod­kre­ślić z całą mocą – iż pod­miot prawa mię­dzy­na­ro­do­wego, jakim mogło być owo pań­stwo pale­styń­skie, nie powstał nie z winy Bry­tyj­czy­ków, Żydów albo Orga­ni­za­cji Naro­dów Zjed­no­czo­nych, lecz dla­tego że to pań­stwa arab­skie odrzu­ciły rezo­lu­cję o podziale byłego tery­to­rium man­da­to­wego. Pań­stwo Izrael zostało uznane przez ONZ 15 maja 1948 roku, a kraje arab­skie potę­piły tę decy­zję i nie uznały faktu ist­nie­nia Izra­ela. Wielka Bry­ta­nia zrze­kła się man­datu nad Pale­styną i wyco­fała z tego tery­to­rium 1 sierp­nia 1948 roku. W wyniku splotu róż­nych wyda­rzeń na prze­ło­mie 1948 i 1949 roku doszło do wojny pomię­dzy Izra­elem a Egip­tem, Jor­da­nią i Syrią. To wła­śnie te pań­stwa arab­skie wspól­nie zaata­ko­wały Pań­stwo Izrael, które przy­jęło rezo­lu­cję ONZ i które nie­oce­ki­wa­nie wygrało tę wojnę, zaj­mu­jąc 78 proc. tery­to­rium man­da­to­wego. Na pozo­sta­łym obsza­rze (Zachodni Brzeg i Strefa Gazy) mogło powstać nie­pod­le­głe pań­stwo pale­styń­skie. Nie doszło do tego, ponie­waż tery­to­ria te oku­po­wały i anek­to­wały dwa arab­skie pań­stwa: Jor­da­nia i Egipt. Co zna­mienne, pro­pa­ganda obu tych państw naj­do­bit­niej pod­kre­ślała koniecz­ność walki Pale­styń­czy­ków. Dla­tego dla Egiptu i Jor­da­nii było to wygodne narzę­dzie poli­tyczne w grze o wła­sne inte­resy, dla strony izra­el­skiej – wojna o nie­pod­le­głość, zaś dla Pale­styń­czy­ków – kata­strofa naro­dowa, ozna­cza­jąca wygna­nie, utratę domów i ziemi oraz wie­lo­let­nią tułaczkę2. Jak by tego było mało, owe tra­giczne wyda­rze­nia roz­gry­wały się w pew­nym momen­cie na tery­to­rium Libanu – pań­stwa uwa­ża­nego wcze­śniej za oazę względ­nego spo­koju i sta­bil­no­ści w dale­kim od rów­no­wagi Bli­skim Wscho­dzie ostat­niego pół­wie­cza.

W tej histo­rii jest znacz­nie wię­cej para­dok­sów. Przy­wódcy arab­scy przez dłu­gie lata nie pozwa­lali na nie­skrę­po­waną wymianę myśli na temat racji stanu, w któ­rej Pale­styń­czycy byli pre­tek­stem, a nie pod­mio­tem dzia­łań. Z wyjąt­kiem wspo­mnia­nej wcze­śniej Jor­da­nii prak­tycz­nie nie otrzy­mali oni oby­wa­tel­stwa żad­nego z państw arab­skich, w któ­rym się zna­leźli. Ponadto w wyniku cynicz­nych decy­zji poli­tycz­nych posta­no­wiono pozo­sta­wić ich w obo­zach dla uchodź­ców, wyko­rzy­stu­jąc to jako spek­ta­ku­larny i chwy­tliwy medial­nie ele­ment naci­sku na spo­łecz­ność mię­dzy­na­ro­dową, aby ta z kolei zmu­siła Pań­stwo Izrael do wyra­że­nia zgody na ich powrót do swych rodzin­nych miast i wsi, opusz­czo­nych na sku­tek dzia­łań wojen­nych. Zwy­czajna, chcia­łoby się powie­dzieć – powsze­dnia ludzka krzywda została tym samym instru­men­tem poli­tycz­nej pro­pa­gandy i wygod­nym pre­tek­stem do reali­za­cji wła­snych ambi­cji. Mówiąc wprost – przed 1967 rokiem, w wyniku jor­dań­skiej i egip­skiej domi­na­cji na Zachod­nim Brzegu i w Gazie, pro­blem naro­dowy Pale­styń­czy­ków został przy­sło­nięty kwe­stiami sze­roko rozu­mia­nego pana­ra­bi­zmu – dobit­nie może o tym świad­czyć fakt, iż byli oni trak­to­wani jako uchodźcy, a nie oby­wa­tele pana­rab­skiej spo­łecz­no­ści, o któ­rej tak chęt­nie mówiła pro­pa­ganda.

Na ów poli­tyczny układ nało­żyły się dzia­ła­nia zbrojne – w latach sześć­dzie­sią­tych i sie­dem­dzie­sią­tych XX wieku nasi­lił się pale­styń­ski ter­ro­ryzm, który – co też trzeba pod­kre­ślić – był odpo­wie­dzią na utwo­rze­nie Izra­ela i porażki ponie­sione przez pań­stwa arab­skie w woj­nach z 1948 i 1967 roku. Wspo­mniana już wcze­śniej pale­styń­ska orga­ni­za­cja al-Fatah począt­kowo dzia­łała jako ugru­po­wa­nie par­ty­zanc­kie, lecz z cza­sem zaczęła sto­so­wać metody ter­ro­ry­styczne. Rów­no­le­gle w róż­nych kra­jach arab­skich (w tym w Liba­nie) powstały rów­nież inne pale­styń­skie orga­ni­za­cje dzia­ła­jące meto­dami ter­ro­ry­stycz­nymi.

Trzeba pod­kre­ślić, że część Libań­czy­ków wyra­żała zde­cy­do­wa­nie nega­tywny sto­su­nek do nich oraz przy­by­łych do kraju pale­styń­skich grup bojo­wych. Może to nieco dzi­wić, gdyż Libań­czycy jako Ara­bo­wie powinni, przy­naj­mniej w teo­rii, wspie­rać swo­ich pobra­tym­ców prze­ciw Izra­el­czy­kom, w więk­szo­ści byli jed­nak chrze­ści­ja­nami, nie widzieli więc nawet naj­mniej­szych powo­dów, aby sprzy­jać muzuł­ma­nom, będą­cych dla nich zagro­że­niem poli­tycz­nym. Z kolei libań­scy muzuł­ma­nie, zajęci rywa­li­za­cją z chrze­ści­ja­nami, wyko­rzy­sty­wali pro­blem uchodź­ców pale­styń­skich we wła­snej grze poli­tycz­nej, lecz nawet w naj­mniej­szym stop­niu nie zamie­rzali im odda­wać pierw­szo­pla­no­wej roli w toczą­cym się kon­flik­cie. Z kolei Pale­styń­czycy, nio­sący swe pokrzyw­dze­nie jak sztan­dar, doszli do prze­ko­na­nia, że każdy, kto uznaje prawa Żydów do wła­snego pań­stwa i nie jest ich zaprzy­się­głym wro­giem, pozo­staje zdrajcą islamu, here­ty­kiem bądź odstępcą od idei pana­rab­skiej (w zależ­no­ści od poglą­dów poli­tycz­nych). Było to jed­nak oczy­wi­ście uzur­po­wa­nie sobie jedy­nie słusz­nej inter­pre­ta­cji zapi­sów Koranu i zasad islamu, nad­uży­wa­nie slo­ga­nów o wspól­no­cie arab­skiej i nagi­na­nie ich do wła­snych celów poli­tycz­nych. Dziś, z per­spek­tywy czasu, wyraź­nie to widać.

Sytu­acji nie uła­twiał fakt, że w 1969 roku zawarto układ, na mocy któ­rego woj­sko libań­skie nie inge­ro­wało w sprawy obo­zów pale­styń­skich. Z bie­giem czasu napię­cie dopro­wa­dziło do wybu­chu krwa­wej wojny domo­wej. Zupeł­nie jak w tra­ge­dii antycz­nej – były plany, ambi­cje, chęć zemsty, walka, nie­zro­zu­mie­nie, nie­na­wiść i wresz­cie uczest­nicy dra­matu, suk­ce­syw­nie scho­dzący ze sceny. Obie strony, zarówno chrze­ści­jań­ska, jak i muzuł­mań­ska, dopusz­czały się szcze­gól­nie bru­tal­nych mor­dów – sta­nowi to jedną z przy­czyn trwa­ją­cej do dziś desta­bi­li­za­cji spo­łecz­nej i poli­tycz­nej. Wydaje się, że jest to jesz­cze jeden kon­tekst, naj­mniej eks­po­no­wany przez bada­czy czy obser­wa­to­rów sto­sun­ków mię­dzy­na­ro­do­wych – korzy­ści pły­nące z trwa­nia kon­fliktu. Może to brzmieć nieco para­dok­sal­nie, jak teo­ria jakie­goś ponu­rego spi­sku, ale czy słusz­nie?

Umię­dzy­na­ro­do­wie­nie kon­fliktu pale­styń­sko-izra­el­skiego na tery­to­rium libań­skim powinno być prze­ana­li­zo­wane także z tej per­spek­tywy. Nie wolno bowiem zapo­mi­nać, iż wiele kra­jów uznało kwe­stię pale­styń­ską za wygodny pre­tekst do wła­snych dzia­łań dyplo­ma­tycz­nych. Pomi­ja­jąc wspo­mniany wcze­śniej Egipt i Jor­da­nię, jed­nym z nich był rów­nież Iran – dla Tehe­ranu waż­nym instru­men­tem oddzia­ły­wa­nia na Pań­stwo Izrael stały się nie tylko pale­styń­skie ugru­po­wa­nia naro­do­wo­wy­zwo­leń­cze, lecz także (a może przede wszyst­kim) Syria, dłu­go­letni prze­ciw­nik Izra­ela. Takie dzia­ła­nia miały na celu osła­bie­nie izra­el­skiego poten­cjału gospo­dar­czego, zmu­szo­nego do finan­so­wa­nia dzia­łań zbroj­nych, oraz tor­pe­do­wa­nie wszel­kich prze­ja­wów pro­cesu poko­jo­wego, co spra­wiło (i na­dal spra­wia), że dok­try­ner­ski pre­tekst do ata­ko­wa­nia Izra­ela jest aktu­alny. Iran od lat otwar­cie wspie­rał bowiem pale­styń­ską aktyw­ność, szcze­gól­nie dzia­ła­nia ugru­po­wań isla­mi­stycz­nych, wymie­rzoną w Izrael.

Na mar­gi­ne­sie należy wspo­mnieć, że wbrew obie­go­wym opi­niom, roz­po­wszech­nio­nym w mediach i wśród poli­to­lo­gów, kon­flikt na Bli­skim Wscho­dzie osią­gnął wymiar star­cia nie izra­el­sko-arab­skiego czy żydow­sko-chrze­ści­jań­sko-muzuł­mań­skiego, lecz izra­el­sko-pale­styń­skiego, i taki cha­rak­ter ma do dziś. Można zatem stwier­dzić, że wszyst­kie pań­stwa zaan­ga­żo­wane we wcze­śniej­sze wojny izra­el­sko-arab­skie trak­to­wały kwe­stie pale­styń­skie jako bar­dzo dogodny pre­tekst. Wszel­kie próby roz­wią­za­nia kon­fliktu musiały więc przede wszyst­kim przy­jąć jakąś formę bila­te­ral­no­ści. Żadna ini­cja­tywa, nawet kra­jów arab­skich, nie miała ani nie ma więk­szych szans powo­dze­nia bez dotar­cia i roz­wią­za­nia istoty pro­blemu, to zaś wyma­ga­łoby roz­wią­zań zero-jedyn­ko­wych, ale w tym wypadku nie ma moż­li­wo­ści ich zasto­so­wa­nia. Wszak wyma­ga­łoby to fizycz­nej likwi­da­cji jed­nej ze stron, a na to nie pozwoli świat, od lat przy­glą­da­jący się krwa­wym star­ciom i pod­kre­śla­jący wyłącz­nie zbrod­ni­czy cha­rak­ter izra­el­skich ope­ra­cji prze­ciw pale­styń­skim uchodź­com. W tym dys­kur­sie naj­gło­śniej sły­chać jed­nak głos Ara­bów.

Od lat sie­dem­dzie­sią­tych XX wieku nic się w tej spra­wie nie zmie­niło. Wów­czas wszyst­kie dzia­ła­nia tych państw rów­nież miały ofi­cjal­nie na celu wspar­cie Pale­styń­czy­ków, zmu­szo­nych przez rze­czy­wi­stość poli­tyczną, wykre­owaną jakoby przez Pań­stwo Izrael, do prze­by­wa­nia na tery­to­rium Libanu. Należy jed­nak pamię­tać, że w latach sie­dem­dzie­sią­tych w tym kraju pozo­sta­wało ok. 300 tys. uchodź­ców pale­styń­skich z ok. 750 tys. wszyst­kich, któ­rzy ucie­kli z Izra­ela w 1948 roku. Miesz­kali oni głów­nie w zatło­czo­nych obo­zach dla uchodź­ców, trud­nili się nisko płat­nymi zaję­ciami i nie mieli naj­mniej­szych szans na inte­gra­cję w libań­skim spo­łe­czeń­stwie, w któ­rym prze­wod­nią rolę odgry­wali chrze­ści­jań­scy maro­nici.

Nic więc dziw­nego, że mło­dzi Pale­styń­czycy gar­nęli się do Orga­ni­za­cji Wyzwo­le­nia Pale­styny. Orga­ni­za­cja o rocz­nym budże­cie wyno­szą­cym 400 mln dol. zakła­dała: szkoły, szpi­tale, fabryki, banki, radia, a przede wszyst­kich kon­se­kwent­nie zwięk­szała swój poten­cjał mili­tarny. W jaski­niach na zbo­czu góry Her­mon, na pogra­ni­czu Libanu, Syrii i Izra­ela, OWP prze­cho­wy­wała dzie­siątki ton sprzętu woj­sko­wego, a nie­opo­dal szko­liła pięt­na­sto­ty­sięczne siły bojow­ni­ków, sto­su­jące prze­różne metody dzia­ła­nia – od par­ty­zantki po ter­ror.

Pale­styń­scy ter­ro­ry­ści ope­ru­jący z tery­to­rium Libanu ata­ko­wali Izra­el­czy­ków i inne frak­cje libań­skie. W wyniku ich dzia­łań do 1974 roku śmierć ponio­sło ponad 1200 osób, w trak­cie izra­el­skich akcji odwe­to­wych zgi­nęło bli­sko 900 Libań­czy­ków.

W libań­skich sto­sun­kach poli­tycz­nych funk­cjo­no­wało wiele pod­mio­tów, pre­zen­tu­ją­cych krań­cowo różne poglądy; było to kon­se­kwen­cją rela­cji pomię­dzy lokal­nymi ple­mio­nami, par­tiami i ugru­po­wa­niami, mili­cjami, bojów­kami oraz regio­nal­nymi czyn­ni­kami zewnętrz­nymi – Izra­elem, Syrią, Pale­styń­czy­kami – a także mię­dzy­na­ro­do­wymi siłami poli­tycz­nymi. To stało się tłem kon­fliktu. Nie­prze­rwana walka z Izra­elem, obec­ność pale­styń­skich uchodź­ców i orga­ni­za­cji par­ty­zanc­kich oraz syryj­skie inge­ren­cje sku­tecz­nie pogar­szały sytu­ację Libanu. Kha­lil Gibran, jeden z naj­bar­dziej zna­nych libań­skich poetów, stwier­dził, że „należy mieć litość nad naro­dem podzie­lo­nym na cząstki, z któ­rych każda uważna się za naród”.

Sto­lica Libanu Bej­rut w pew­nym momen­cie prze­stała być mia­stem w powszech­nym zna­cze­niu tego słowa, a stała się kon­glo­me­ra­tem wydzie­lo­nych enklaw, roz­miesz­czo­nych wokół tzw. zie­lo­nej linii, wyty­czo­nej w latach 1975–1976 wzdłuż auto­strady wiodącej do Damaszku. W wyniku tego podziału ufor­mo­wały się dwie cał­ko­wi­cie odse­pa­ro­wane od sie­bie dziel­nice, muzułmańska zachod­nia i chrześcijańska wschod­nia. Ten podział był przypieczętowaniem roz­łamu, roz­po­czę­tego znacz­nie wcześniej. Liczba chrześcijan zamiesz­ku­ją­cych zachodni Bej­rut spa­dła z ok. 40–45 proc. popu­la­cji tej czę­ści mia­sta w 1975 roku do 10–15 proc. w następ­nej deka­dzie. Myliłby się jed­nak ten, kto patrzyłby na libań­skie realia jedy­nie z per­spek­tywy eko­no­micz­nej łącz­no­ści z Syrią (nie­za­leż­ność gospo­dar­cza Libanu pozwa­lała syryj­skim eli­tom na loko­wa­nie tam swo­ich inte­re­sów w duchu kapi­ta­li­stycz­nym, mimo że Syria była pań­stwem socja­li­stycz­nym). Należy pamię­tać, iż Liban, ści­śle zwią­zany gospo­dar­czo z tzw. Zacho­dem, w latach sie­dem­dzie­sią­tych zaczął przej­mo­wać rów­nież jego pro­blemy spo­łeczno-gospo­dar­cze. Kraj szybko reago­wał na spa­dek pro­duk­cji i wzrost infla­cji na świe­cie. Gwał­towny wzrost cen arty­ku­łów pierw­szej potrzeby, bez­ro­bo­cie i nie­rów­ność spo­łeczno-eko­no­miczna stały się źró­dłem ostrych napięć spo­łecz­nych, straj­ków oraz wystą­pień ulicz­nych, skie­ro­wa­nych nie tylko prze­ciw pogar­sza­ją­cej się sytu­acji eko­no­micz­nej, lecz także prze­ciw wła­dzy. A należy pamię­tać, że ta była zarówno chrze­ści­jań­ska, jak i pra­wi­cowa, w prze­ciwieństwie do lewi­cu­ją­cych, czy wręcz komu­ni­zu­ją­cych, ugru­po­wań muzuł­mań­skich. Oprócz żądań eko­no­micz­nych doma­gano się speł­nie­nia postu­la­tów o cha­rak­te­rze poli­tycz­nym, w tym likwi­da­cji kon­fe­sjo­na­li­zmu. Lud­ność Lbanu była podzie­lona na dwie rów­no­wa­żące się grupy: chrze­ści­jan i muzuł­ma­nów, które zupeł­nie ina­czej postrze­gały rze­czy­wi­stość. Warte pod­kre­śle­nia jest także to, że Liban jako jedyne pań­stwo na Bli­skim Wscho­dzie nie pod­dał się isla­mi­za­cji w podob­nym stop­niu jak np. Jor­da­nia, gdzie tra­dy­cje bizan­tyń­skie były rów­nie silne. Napływ lud­no­ści pale­styń­skiej oraz wojna domowa przy­czy­niły się do uak­tyw­nie­nia prze­róż­nych sekt bądź grup, czego kon­se­kwen­cją były krwawe walki pomię­dzy muzuł­ma­nami i chrze­ści­janami, a także pomię­dzy poszcze­gól­nymi frak­cjami wewnątrz spo­łeczności. Rola wiary w obli­czu wza­jem­nych aktów prze­mocy, doko­ny­wa­nych przez Izra­el­czy­ków, Libań­czy­ków i Pale­styń­czy­ków, zdaje się ugrun­to­wy­wać pogląd, że trzy główne reli­gie mono­te­istyczne w szcze­gólny spo­sób zachę­cają do sto­so­wa­nia siły. Opi­nia ta jest jed­nak nie­bez­pieczną ilu­zją, kre­owaną na potrzeby pro­pa­gandy, gdyż przy­czyną kon­fliktu mię­dzy Izra­el­czy­kami a Pale­styń­czy­kami nie były spory reli­gijne, lecz dzia­ła­nia poli­tyczne. Wpływ sił reli­gij­nych po obu stro­nach wzrósł dopiero póź­nej. Nieco ina­czej wyglą­dała sprawa w samym Liba­nie, gdzie kwe­stie reli­gijne rze­czy­wi­ście wpły­nęły na wybuch kon­fliktu poli­tycznego. Doświad­cze­nia następ­nych lat dobit­nie poka­zały, iż kraj, ufor­mo­wany na chwiej­nej ugo­dzie pomię­dzy żyją­cymi w nim wspól­no­tami, funk­cjo­no­wał wyłącz­nie dzięki utrzy­my­wa­niu deli­kat­nego balansu. Oka­zało się, że był zupeł­nie nie­od­porny na dzia­ła­nia z zewnątrz, te zaś dopro­wa­dziły do zerwa­nia dotych­cza­so­wego kon­sen­susu.

Na te skom­pli­ko­wane zależ­no­ści nie miało więk­szego wpływu to, że choć od 1948 roku Liban był w sta­nie wojny z Pań­stwem Izrael, to jed­nak nie brał czyn­nego udziału ani w woj­nie sze­ścio­dnio­wej z 1967 roku, ani w woj­nie Jom Kip­pur z 1973 roku. W latach 1954–1955 przy­wódcy Izra­ela, do któ­rych nale­żeli Dawid Ben-Gurion i Mosze Dajan, byli głę­boko prze­ko­nani, że można wyko­rzy­stać sepa­ra­ty­styczne ten­den­cje maro­ni­tów do reali­za­cji wła­snych celów w Liba­nie. Podob­nie uwa­żał Mena­chem Begin, upa­tru­jący w Liba­nie chrze­ści­jań­ską prze­ciw­wagę dla islamu w świe­cie arab­skim – jego zda­niem pół­nocny sąsiad miał być tak chrze­ści­jań­ski, jak Izrael jest żydow­ski. Bez względu na realia izra­el­skiej sceny poli­tycz­nej sytu­acja wewnętrzna oraz obec­ność zbroj­nych grup pale­styń­skich w Liba­nie sta­no­wiły dla izra­el­skich rzą­dów pro­blem fun­da­men­talny w kon­tek­ście bez­pie­czeń­stwa pół­nocnych rejo­nów pań­stwa. Pomi­ja­jąc syryj­skie zaan­ga­żo­wa­nie w kon­flikt libań­ski i wojnę domową wśród Libań­czy­ków, należy zdać sobie sprawę, że w tej sytu­acji Izra­el­czycy wal­czyli o bez­pie­czeń­stwo swo­jego tery­to­rium. Walka ta miała dla nich wymiar egzy­sten­cjalny, pod­czas gdy dla Pale­styń­czy­ków kon­fron­ta­cja zbrojna z Żydami przy­brała cha­rak­ter walki wyzwo­leń­czej.

W latach 1973–1978 w połu­dnio­wym Liba­nie zor­ga­ni­zo­wano 1548 akcji zbroj­nych z udzia­łem Izra­ela. Per­ma­nentne napię­cie, zagro­że­nie i nie­po­kój oraz odmienne racje i poglądy zwa­śnio­nych stron unie­moż­li­wiają zawar­cie pokoju – nastą­pił etap fizycz­nej i men­tal­nej sepa­ra­cji. Owego kon­fliktu w żad­nym wypadku nie należy roz­pa­try­wać z jakże mod­nej per­spek­tywy zde­rze­nia cywi­li­za­cji i kul­tur. Ostat­nio coraz więk­szego zna­cze­nia zaczął nabie­rać fakt, że w kra­jach muzuł­mań­skich kon­flikt izra­el­sko-pale­styń­ski postrzega się jako star­cie Zachodu, któ­rego jakąś prze­dziwną ema­na­cją ma być Izrael, ze świa­tem islamu. Zwłasz­cza w kon­tek­ście Libanu rze­czy­wi­sto­ści nie odpo­wia­dają lan­so­wane przez wielu bada­czy z pogra­ni­cza poli­to­lo­gii, socjo­lo­gii i histo­rii twier­dze­nia w stylu: „Z nimi można roz­ma­wiać jedy­nie z pozy­cji siły”, pod­parte pseu­do­nau­ko­wymi ana­li­zami, w któ­rych – w zależ­no­ści od sym­pa­tii dla któ­rejś ze stron – prze­ciw­nik obar­czany jest irra­cjo­nal­nym baga­żem zarzu­tów. Pań­stwo libań­skie ponie­kąd zostało zmu­szone do kon­cen­tro­wa­nia się w poli­tyce zagra­nicz­nej na rela­cjach gospo­dar­czych kosz­tem spraw stricte poli­tycz­nych.

Pro­blem bli­skow­schodni to zatem nie tylko kon­flikt mię­dzy Pale­styń­czy­kami a Izra­elem. To rów­nież skom­pli­ko­wana siatka histo­rycz­nych zależ­no­ści, reli­gij­nych sepa­ra­ty­zmów oraz poli­tycz­nych ambi­cji, reali­zo­wa­nych w więk­szo­ści wypad­ków cudzymi rękoma. Bez względu na reli­gię miej­scowa lud­ność z chę­cią uzna­wała łącz­ność ze sta­ro­żyt­nymi Feni­cja­nami za mit pań­stwo­twór­czy. Choć pod wzglę­dem etnicz­nym Libań­czycy byli nie­mal homo­ge­niczni, to pod wzglę­dem wiary sprawa przed­sta­wiała się znacz­nie bar­dziej róż­no­rod­nie, zwłasz­cza jeśli idzie o wyznaw­ców chrze­ści­jań­stwa3. W okre­sie powo­jen­nym doszło do roz­kwitu owego jedy­nego chrze­ści­jań­skiego kraju Bli­skiego Wschodu. Bej­rut stał się cen­trum han­dlu, nauki i ducho­wo­ści. Nazy­wano go Pary­żem Bli­skiego Wschodu, a sam Liban – Szwaj­ca­rią Bli­skiego Wschodu. W tym cza­sie w mie­ście funk­cjo­no­wały i roz­wi­jały się wspól­noty chrze­ści­jan: maro­ni­tów, grec­ko­pra­wo­sław­nych, pra­wo­sław­nych Ormian i uni­tów, rzym­skich kato­li­ków oraz pro­te­stan­tów, a także wspól­not muzuł­mań­skich (zarówno szy­itów, jak i sun­ni­tów, a także ala­wi­tów, isma­ili­tów oraz dru­zów). Sza­cuje się, że w 1956 roku 54 proc. z 1,41 mln Libań­czy­ków sta­no­wili chrze­ści­janie. Nie jest to jed­nak grupa jed­no­rodna. W kraju funk­cjo­nuje 12 róż­nych odła­mów tej reli­gii, z któ­rych naj­po­waż­niej­sze to: maro­nici, mel­chici oraz wyznawcy Kościoła syryj­sko­ka­to­lic­kiego i ormiań­sko­ka­to­lic­kiego. Inne reli­gie sta­no­wią 1,3 proc. popu­la­cji. Ponadto w Liba­nie roz­po­znano 17 sekt. Taka róż­no­rod­ność ozna­cza nie­ustanne nie­po­koje i kon­flikty. Nie­pi­sane poro­zu­mie­nie z 1943 roku, zwane pak­tem naro­do­wym, sta­no­wiło pod­stawę funk­cjo­no­wa­nia Libanu jako pań­stwa wie­lo­wy­zna­nio­wego. Jego klu­czowe punkty doty­czyły podziału wła­dzy mię­dzy poszcze­gól­nymi gru­pami wyzna­nio­wymi. I tak pre­zy­dent Libanu musiał się wywo­dzić z chrze­ści­jan maro­ni­tów, prze­wod­ni­czący Rady Mini­strów zawsze powi­nien być sun­nitą, a prze­wod­ni­czący par­la­mentu – szy­itą.

Liban był także mikro­ko­smo­sem innego sporu – szy­icko–sun­nic­kiego, który uległ inten­sy­fi­ka­cji w całym regio­nie. Na początku lat 70. do kraju przy­były ter­ro­ry­styczne grupy pale­styń­skich bojow­ni­ków wypę­dzo­nych z Jor­da­nii. W ten spo­sób sztuczny wzrost liczby muzuł­ma­nów oraz ulo­ko­wa­nie w kraju cen­trów ter­ro­ry­stycz­nych dążą­cych do spro­wo­ko­wa­nia kon­fliktu mię­dzy­na­ro­do­wego dopro­wa­dziły do wybu­chu wojny domo­wej. Naj­bar­dziej krwa­wym epi­zo­dem był kon­flikt, który roz­po­czął się w 1975 roku i trwał przez ponad 15 lat. Libań­scy szy­ici, sun­nici i chrze­ści­ja­nie przez wieki mieli do sie­bie pre­ten­sje, a każda grupa uwa­żała, że jest tą wybraną, naj­lep­szą. Sun­nici byli postrze­gani jako naj­mniej libań­scy, ponie­waż zawsze bliż­sze były im war­to­ści sąsied­nich Ara­bów. Podob­nie rzecz się miała z libań­skimi szy­itami, utoż­sa­mia­nymi z Irań­czy­kami i rów­nież trak­to­wa­nymi jako obcy. Chrze­ści­ja­nie uwa­żali się za naj­bar­dziej libań­skich. Ten kon­flikt można śmiało okre­ślić jako wojnę wszyst­kich prze­ciwko wszyst­kim, pod­sy­caną przez siły zewnętrzne.

***

W każ­dej książce należy wspo­mnieć o udziale w niej innych osób, które swą oso­bo­wo­ścią czy pracą wpły­nęły na spo­sób postrze­ga­nia świata przez autora. Dzię­kuję prof. dr. hab. Krzysz­to­fowi Kubia­kowi za to, że podzie­lił się ze mną czę­ścią swej ogrom­nej wie­dzy. Gdyby nie pomoc i rady prof. dr. hab. Pawła Graty, dr. hab. Andrzeja Bonu­siaka, dr. Michala Przy­by­laka, Yosefa ben David Nachmiasa, nie­od­ża­ło­wa­nej pamięci gen. Giory Romma, asa izra­el­skiego lot­nic­twa i uczest­nika tam­tych wyda­rzeń, gen. Zvi Kan Tora, Zahiego Sha­keda oraz Jacka Gol­dina, który słu­żył mi pomocą w pozy­ska­niu mate­ria­łów poświę­co­nych dzie­jom Armii Obrony Izra­ela, to opra­co­wa­nie byłoby uboż­sze.

Dzię­kuję także, a może przede wszyst­kim, mym przy­ja­cio­łom: Mar­kowi Sza­rzyń­skiemu, Pio­trowi Wil­kowi i Bogu­siowi Kozi­kowi, za to, że zawsze byli mi opar­ciem, gdy tego potrze­bo­wa­łem. Słowa te doty­czą rów­nież: dr. Lucjana Faca, dr. Mariu­sza Konar­skiego i Andrzeja Woj­tasa, dłu­go­let­niego redak­tora naczel­nego Mili­tar­nego Maga­zynu Spe­cjal­nego „Koman­dos” i mego ser­decz­nego druha, który miał wielki wpływ na formę niniej­szej publi­ka­cji.

Praca ta nie powsta­łaby oczy­wi­ście bez pomocy i wszech­stron­nego wspar­cia mojej uko­cha­nej Ani. Dzię­kuję także wszyst­kim nie­wy­mie­nio­nym z nazwi­ska oso­bom, które udzie­liły mi pomocy w zebra­niu mate­riału źró­dło­wego, mając nadzieję, że przed­sta­wione w niniej­szej pracy zagad­nie­nia wzbo­gacą dotych­cza­sowy stan wie­dzy o gene­zie, prze­biegu i skut­kach kon­fliktu w Liba­nie oraz pozwolą na zupeł­nie inne spoj­rze­nie na histo­rię tego regionu.

dr hab. Krzysz­tof Mrocz­kow­ski

Rozdział I. Liban – górzysty kraj i jego problemy

ROZ­DZIAŁ I LIBAN – GÓRZY­STY KRAJ I JEGO PRO­BLEMY

Pro­blem nara­sta­ją­cego kon­fliktu izra­el­sko-pale­styń­skiego w Liba­nie jest – jak można wnio­sko­wać – o wiele bar­dziej zło­żony, niż to na pierw­szy rzut oka się wydaje, przy czym ist­nieją pod­stawy do przy­pusz­czeń, kto w isto­cie stał za decy­zją o roz­po­czę­ciu wojny w 1982 roku, sta­no­wią­cej kumu­la­cję pro­blemu i jed­no­cze­śnie pewną cezurę, roz­gra­ni­cza­jącą różne podej­ścia do regu­la­cji zagad­nień libań­skich.

Dzie­dzic­two fran­cu­skiego kolo­nia­li­zmu, two­rzą­cego tzw. Wielki Liban i oddzie­la­ją­cego go od Syrii, było naj­waż­niej­szą przy­czyną walk i kon­flik­tów w tym kraju po 1943 roku. Oto­czeni muzuł­mań­skim bez­mia­rem miej­scowi arab­scy chrze­ści­ja­nie musieli poszu­ki­wać dla swej toż­sa­mo­ści wyra­zi­stych wzo­rów, dla­tego sta­wali się sym­pa­ty­kami mod­nych w Euro­pie w latach trzy­dzie­stych ruchów nacjo­na­li­stycz­nych. W bli­skow­schod­niej rze­czy­wi­sto­ści ów nieco mityczny, ponadwy­zna­niowy „naród” sta­no­wiłby wspól­notę, z któ­rej nie mogli być wyklu­czeni. Jed­nak narody trzeba było dopiero stwo­rzyć, zaś poję­cie „naród” było w tym regio­nie czymś z gruntu nowym. Z powodu bar­dzo kru­chych rela­cji mię­dzy ugru­po­wa­niami reli­gij­nymi i wyzna­nio­wymi pro­blem ten był wzmac­niany przez wyda­rze­nia regio­nalne. W rezul­ta­cie mie­li­śmy do czy­nie­nia z wie­loma kon­ku­ru­ją­cymi ze sobą pro­jek­tami naro­do­twór­czymi i dowol­no­ścią ich wyboru – przy­kła­dowo miesz­ka­niec Libanu mógł się uznać za członka narodu libań­skiego, wiel­ko­sy­ryj­skiego lub arab­skiego. Nie­przy­pad­kowo ide­olo­gia naro­dowa poja­wiła się i zako­rze­niła w śro­do­wi­sku pra­wo­sław­nych chrze­ści­jan. Pra­wo­sławni w Liba­nie ustę­po­wali liczbą kato­lic­kim maro­ni­tom, ale w skali for­so­wa­nej Wiel­kiej Syrii sta­no­wi­liby znacz­nie licz­niej­sze wyzna­nie chrze­ści­jań­skie, stąd nie­chęć do ogra­ni­cza­nia się wyłącz­nie do libań­skich gra­nic, zbyt dla nich cia­snych. Miało to pod­stawy histo­ryczne. Celem Fran­cu­zów, for­su­ją­cych utwo­rze­nie „Wiel­kiego Libanu” i celowe oddzie­le­nie go od Syrii, było bowiem utwo­rze­nie pań­stwa, w któ­rym kato­licy byliby zna­czącą więk­szo­ścią. W odróż­nie­niu od pro­za­chod­nich maro­ni­tów pra­wo­sławni nie wyka­zy­wali skłon­no­ści pro­za­chod­nich i pro­eu­ro­pej­skich, mocno akcen­tu­jąc swą odrębną toż­sa­mość i opie­ra­jąc ją na swo­iście poj­mo­wa­nym socjal­na­cjo­na­li­zmie.

Wsku­tek dzia­łań mie­dzy­na­ro­do­wych na te pro­blemy nało­żył się jesz­cze jeden. 14 maja 1948 roku, kilka godzin przed ofi­cjal­nym wyga­śnię­ciem bry­tyj­skiego man­datu w Pale­sty­nie, pro­kla­mo­wano utwo­rze­nie Pań­stwa Izrael. Oddziały Ligi Państw Arab­skich (Liban, Syria, Jor­da­nia i Egipt) nie­mal natych­miast przy­stą­piły do zma­so­wa­nych, choć nieco cha­otycz­nych dzia­łań zaczep­nych. Rządy Egiptu, Iraku, Libanu, Syrii i Trans­jor­da­nii wydały oświad­cze­nia uspra­wie­dli­wia­jące atak na nowo powstałe pań­stwo, w któ­rych odwo­łały się do chęci przy­wró­ce­nia ładu, bez­pie­czeń­stwa i spra­wie­dli­wo­ści dla Pale­styń­czy­ków w ich pra­wie do samo­okre­śle­nia.

Liban ode­grał w woj­nie rolę raczej sym­bo­liczną, jed­nak jego udział w niej był nie­jako zapo­wie­dzią przy­szłych dzia­łań. Owa nie­chęć do anga­żo­wa­nia się wyni­kała z głę­bo­kich podzia­łów w armii – ofi­ce­ro­wie muzuł­ma­nie byli gotowi popro­wa­dzić swoje oddziały prze­ciw Izra­el­czy­kom, jed­nak dowódcy chrze­ści­jań­scy woleli nie brać udziału w, jak pod­kre­ślano, nie­pew­nej woj­nie. W kon­se­kwen­cji naczelne dowódz­two wojsk libań­skich zde­cy­do­wało się podej­ście, które można uznać za defen­sywne. W tej sytu­acji cał­ko­wity cię­żar walk w Gali­lei spadł na Arab­ską Armię Wyzwo­leń­czą, a oddziały libań­skie w prak­tyce ogra­ni­czyły swoje dzia­ła­nia do pil­no­wa­nia gra­nicy oraz szla­ków zaopa­trze­nio­wych wio­dą­cych do Gali­lei. Jesie­nią 1948 roku oddzia­łom izra­el­skim udało się uzy­skać na tyle dużą prze­wagę, że prze­jęły ini­cja­tywę i wyparły siły arab­skie z Gali­lei, zaj­mu­jąc dodat­kowo miej­sco­wość Mali­kya i 14 wio­sek w połu­dnio­wym Liba­nie. Izrael dys­po­no­wał znacz­nie mniej­szymi siłami, ale miał dosko­na­łych dowód­ców i żoł­nie­rzy bez­względ­nie odda­nych spra­wie. Krwawe walki, prze­ry­wane doraź­nymi rozej­mami, trwały sześć mie­sięcy. Główne dzia­ła­nia izra­el­skiej armii kon­cen­tro­wały się na pustyni Negew, dopro­wa­dza­jąc do roz­po­czę­cia 12 stycz­nia 1949 roku taj­nych roz­mów izra­el­sko-egip­skich na wyspie Rodos. 24 lutego 1949 roku nastą­piło pod­pi­sa­nie rozejmu izra­el­sko-egip­skiego. Osta­tecz­nie dzięki wysił­kom ONZ udało się w znacz­nym stop­niu dopro­wa­dzić do wymu­szo­nego, lecz sto­sun­kowo trwa­łego zawie­sze­nia broni. Wojna, w któ­rej według Dawida Ben Guriona „700 tys. Żydów sta­nęło do walki prze­ciwko 27 mln Ara­bów – jeden prze­ciwko czter­dzie­stu”, zakoń­czyła się suk­ce­sem Izra­el­czy­ków, pozo­sta­wiła jed­nak w ser­cach i umy­słach zapie­kłą wro­gość pomię­dzy Ara­bami a Żydami, a nawet sze­rzej: pomię­dzy pań­stwami arab­skimi a Pań­stwem Izrael.

1 marca 1949 roku roz­po­częły się tajne izra­el­sko-libań­skie roz­mowy, pro­wa­dzone na przej­ściu gra­nicz­nym w Rosz ha-Nikra. Co warte pod­kre­śle­nia, uznano, że prze­bie­gały w naj­lep­szych nastro­jach w porów­na­niu ze wszyst­kimi nego­cja­cjami z innymi pań­stwami arab­skimi. Sze­fem izra­el­skiej dele­ga­cji był gen. Mor­de­chaj Maklef, a urzęd­nicy z Mini­ster­stwa Spraw Zagra­nicz­nych Szab­be­taj Rosen i Joszua Pal­mon uczest­ni­czyli w roz­mo­wach jako człon­ko­wie dele­ga­cji. Zwierzch­ni­kiem dele­ga­cji libań­skiej był Szef Sztabu Gene­ral­nego Libań­skiej Armii gen. Taw­fik Salim, a towa­rzy­szyło mu dwóch wyso­kich ofi­ce­rów i przed­sta­wi­ciel Mini­ster­stwa Spraw Zagra­nicz­nych. 23 marca 1949 roku pod­pi­sano rozejm izra­el­sko-libań­ski. Był to nie­wąt­pliwy suk­ces strony izra­el­skiej, zarówno pod wzglę­dem mili­tar­nym, jak i poli­tycz­nym, jed­nak na miarę moż­li­wo­ści ówcze­snych realiów poli­tyki mię­dzy­na­ro­do­wej. Liban nie uznał faktu ist­nie­nia Pań­stwa Izrael i nie pod­pi­sał trwa­łego poro­zu­mie­nia poko­jo­wego. Pod wzglę­dem praw­nym było to jedy­nie zawie­sze­nie broni – wojna izra­el­sko-libań­ska została tylko prze­rwana na czas obo­wią­zy­wa­nia rozejmu. Pomi­ja­jąc jed­nak względy natury poli­tycz­nej czy skom­pli­ko­wany obraz wza­jem­nych postrze­gań, wojna spo­wo­do­wała także masowy exo­dus lud­no­ści – zarówno pale­styń­skiej, jak i żydow­skiej. Według róż­nych sza­cun­ków tery­to­rium wywal­czone przez Pań­stwo Izrael w nie­zwy­kle trud­nych warun­kach opu­ściło ok. 720 tys. Pale­styń­czy­ków.

Skala klę­ski huma­ni­tar­nej była znaczna – bli­sko 650 tys. osób wyma­gało doraź­nej pomocy. Poja­wił się bole­sny pro­blemu uchodź­ców pale­styń­skich, któ­rych liczba według źró­deł arab­skich miała w tam­tym cza­sie docho­dzić do około 1 mln osób (źró­dła izra­el­skie mówią o 500–600 tys.). Więk­szość uzy­skała tym­cza­sowe – w zało­że­niu miej­sco­wych władz – schro­nie­nie w sąsied­nich pań­stwach arab­skich: Liba­nie i Syrii oraz na obsza­rze kon­tro­lo­wa­nego przez Trans­jor­da­nię Zachod­niego Brzegu Jor­danu i zaję­tej przez Egipt Strefy Gazy. Wła­dze tych kra­jów, mając na wzglę­dzie liczbę uchodź­ców oraz swo­iście poj­mo­waną „tym­cza­so­wość” pro­blemu, umie­ściły uchodź­ców w spe­cjal­nie zor­ga­ni­zo­wa­nych obo­zach.

W panu­ją­cym w Liba­nie zagma­twa­nym ukła­dzie idei i reli­gii ele­ment reformy spo­łecz­nej oraz socja­lizm, gło­szony przez grupy mniej uprzy­wi­le­jo­wane, a także pro­blemy wyni­ka­jące z obec­no­ści uchodź­ców pale­styń­skich począt­kowo nie miały więk­szego zna­cze­nia, lecz w poło­wie lat pięć­dzie­sią­tych rosnąca w siłę par­tia Baas stała się wyraź­nie ugru­po­wa­niem socja­li­stycz­nym i nacjo­na­li­stycz­nym. Jej hasła tra­fiały na podatny grunt, a wpływy roz­cią­gały się już nie tylko na Syrię, lecz także na sąsied­nie kraje: Liban, Jor­da­nię oraz Irak, a także na pań­stwa Pół­wy­spu Arab­skiego. Gło­szone przez nią idee nacjo­na­li­stycz­nego socja­lizmu przy­cią­gały już nie tylko stu­den­tów i inte­lek­tu­ali­stów, nęka­nych kwe­stiami skom­pli­ko­wa­nej toż­sa­mo­ści naro­do­wej czy kul­tu­ro­wej – stały się szcze­gól­nie popu­larne w krę­gach woj­sko­wych, zwłasz­cza wśród ofi­ce­rów pocho­dzą­cych z bied­nej muzuł­mań­skiej pro­win­cji oraz wywo­dzą­cych się ze wsi robot­ni­ków, zamiesz­ku­ją­cych głów­nie slumsy Bej­rutu.

W 1958 roku ten od dawna chy­lący się ku upad­kowi układ sił zała­mał się, przez kilka mie­sięcy trwała wojna domowa. Sytu­ację kom­pli­ko­wał wzrost zna­cze­nia haseł pana­rab­skich i lewi­co­wych wśród libań­skich muzuł­ma­nów. Naj­sil­niej­szym ugru­po­wa­niem lewicy stała się zało­żona w 1949 roku przez Kamala Jum­blatta Postę­powa Par­tia Socja­li­styczna, sku­pia­jąca głów­nie dru­zów. Duże wpływy mieli także komu­ni­ści ze zde­le­ga­li­zo­wa­nej w 1948 roku Komu­ni­stycz­nej Par­tii Libanu. Oparta na tych dwóch ugru­po­wa­niach lewica, wspie­rana przez ZSRR, kon­se­kwent­nie dążyła do narzu­ce­nia Liba­nowi nacjo­na­li­zmu arab­skiego w wyda­niu socja­li­stycz­nym, a jej przy­wódcy liczyli na przy­stą­pie­nie do Zjed­no­czo­nej Repu­bliki Arab­skiej, czyli nowo powsta­łej unii Egiptu i Syrii. W 1958 roku obóz lewi­cowy utwo­rzył tzw. Front Naro­dowy, zrze­sza­jący głów­nie dru­zów i sun­ni­tów. W tym samym roku grupy te, wspie­rane przez agen­tów egip­skich i syryj­skich, zaini­cjo­wały zamieszki wymie­rzone w pro­za­chodni rząd. Owe dąże­nia poli­tyczne, mające na celu zmianę kursu poli­tycznego pań­stwa, z cza­sem prze­kształ­ciły się w kon­flikt reli­gijny pomię­dzy chrze­ści­ja­nami i muzuł­ma­nami. Sytu­ację opa­no­wały dopiero woj­ska ame­ry­kań­skie i bry­tyj­skie, popro­szone o pomoc przez libań­ski rząd. Pro­za­chodni Liban jako jedno z nie­licz­nych państw świata arab­skiego pozy­tyw­nie przy­jął tzw. dok­trynę Eisen­ho­wera i w obli­czu wzro­stu wpły­wów anty­za­chod­nich pre­zy­dent Camille Nimr Cha­moun popro­sił rząd USA o inter­wen­cję. W lipcu 1958 roku w Liba­nie w ramach ope­ra­cji „Blue Bat” wylą­do­wali ame­ry­kań­scy żoł­nie­rze z US Army i US Marine Corps (USMC). W ope­ra­cję zaan­ga­żo­wano znaczne siły – ok. 14 tys. żoł­nie­rzy, w tym 8509 nale­żą­cych do armii i 5670 ofi­ce­rów i żoł­nie­rzy USMC. Siły te, okre­ślane jako USA­REUR, były prze­rzu­cane na Bli­ski Wschód stop­niowo – w lutym 1958 roku trwały prace nad rewi­zją sche­matu ope­ra­cyj­nego pod nazwą „Emer­gency Plan 201”. Ame­ry­ka­nie opu­ścili Liban dopiero w paź­dzier­niku tego roku, pozo­sta­wia­jąc ilu­zo­ryczny pokój. Trzy lata póź­niej, w 31 grud­nia 1961 roku, uda­rem­niono próbę zama­chu stanu, pod­jętą przez grupę ofi­ce­rów nale­żą­cych do Syryj­skiej Par­tii Ludo­wej, któ­rej celem było utwo­rze­nie „Wiel­kiej Syrii” (obej­mu­ją­cej Liban i Pale­stynę).

Libań­scy chrze­ści­ja­nie i wyznawcy islamu, cho­ciaż etnicz­nie i kul­tu­rowo w pełni izo­mor­ficzni (bli­skow­schodni chrze­ści­ja­nin ma, o czym nie wolno zapo­mi­nać, men­tal­no­ściowo wię­cej wspól­nego z muzuł­ma­ni­nem niż z swoim euro­pej­skim współ­wy­znawcą), legi­ty­mo­wali się odmien­nym pocho­dze­niem i nie­kiedy ta pier­wotna przy­na­leż­ność miała znacz­nie więk­sze zna­cze­nie niż naro­dowa. Te podziały pogłę­biały się w miarę roz­woju nowo­cze­snego pań­stwa, bory­ka­ją­cego się rów­nież z pro­ble­mem uchodź­ców pale­styń­skich. Poszu­ku­jące toż­sa­mo­ści spo­łecz­no­ści chrze­ści­jań­skie rady­ka­li­zo­wały się na równi z muzuł­mań­skimi, a wiara sta­wała się naj­lep­szym narzę­dziem w walce o wpływy poli­tyczne. W rewol­cie 1958 roku po stro­nie rzą­do­wej i w obro­nie chrze­ści­jan opo­wie­działy się oddziały chrze­ści­jań­skich Falang Libań­skich. Te for­ma­cje były pier­wot­nie chrze­ści­jań­ską orga­ni­za­cją pra­wi­cową o cha­rak­te­rze mili­tarno-spor­to­wym, zało­żoną w 1936 roku przez Pierre’a Gemay­ela, mło­dego wów­czas akty­wi­stę maro­nic­kiego. W ich sze­re­gach zna­leźli się stu­denci i ucznio­wie, wywo­dzący się głów­nie z klasy śred­niej, przed­sta­wi­ciele drob­nego kapi­tału, a także miesz­kańcy wsi leżą­cych w rejo­nach osad­nic­twa chrze­ści­jań­skiego. Kształ­ceni na Zacho­dzie arab­scy chrze­ści­ja­nie mło­dego poko­le­nia czę­sto sta­no­wili elitę inte­lek­tu­alną swych spo­łecz­no­ści, jed­nak pozo­sta­wali nie­do­re­pre­zen­to­wani w struk­tu­rach rzą­do­wych i admi­ni­stra­cyj­nych. W skom­pli­ko­wa­nej sytu­acji spo­łecz­nej, pod wpły­wem rady­ka­li­za­cji poglą­dów i po czę­ści w odpo­wie­dzi na repre­sje i nie­spra­wie­dli­wość, zaczęły się rodzić mity zało­ży­ciel­skie alter­na­tywne do muzuł­mań­skich, odróż­nia­jące chrze­ści­jan ich od współ­o­by­wa­teli. Nie pozo­sta­wały tu bez zna­cze­nia czyn­niki histo­ryczne – w owej „kre­acji histo­rycznej” popie­rał ich świat zachodni, głów­nie Fran­cja, która w eli­tach chrze­ści­jań­skich widziała straż­nika swych inte­re­sów w Liba­nie i innych kra­jach arab­skich. Poli­tyczna pozy­cja Falang znacz­nie wzro­sła po nie­uda­nej rebe­lii Frontu Naro­do­wego z 1958 roku. Ta pierw­sza wojna domowa zakoń­czyła się ilu­zo­rycz­nym odno­wie­niem rów­no­wagi pod czę­sto wów­czas powta­rza­nym przez media (na czele z pro­rzą­do­wym dzien­ni­kiem „Al Bay­rak”): „Nie ma zwy­cięz­ców ani zwy­cię­żo­nych”. Pierre Gemayel był już wów­czas doświad­czo­nym poli­ty­kiem, a dwa lata póź­niej został wybrany do Zgro­ma­dze­nia Naro­do­wego. W roku 1960 Falangi Libań­skie uzy­skały dzie­wię­cio­oso­bową repre­zen­ta­cję w par­la­men­cie, a w póź­niej par­tia czę­sto spra­wo­wała wła­dzę samo­dzielne lub w koali­cji z innymi ugru­po­wa­niami.

Gorącą atmos­ferę pod­grze­wały dodat­kowo dążące do kon­fron­ta­cji arab­skie ugru­po­wa­nia lewi­cowe, usi­łu­jące zmu­sić rząd do zmiany kie­runku poli­tycz­nego i nawią­za­nia ści­ślej­szych związ­ków z arab­skimi kra­jami socja­li­stycz­nymi. Nie dość, że pier­wotne przy­czyny kry­zysu nie zostały roz­wią­zane, to jesz­cze w ciągu następ­nych 15 lat doszedł do nich kolejny czyn­nik, mia­no­wi­cie rola Libanu w kon­fron­ta­cji mię­dzy Pale­styń­czy­kami a Izra­elem.

Obo­wią­zy­wała usta­lona w 1943 roku for­muła funk­cjo­no­wa­nia pań­stwa, lecz w chwili poja­wie­nia się na tery­to­rium libań­skim Pale­styń­czy­ków zmie­niła się w chęt­nie pod­wa­żaną aryt­me­tyczną rze­czy­wi­stość. W Liba­nie wiele z obo­zów dla pale­styń­skich uchodź­ców powstało na obsza­rach zdo­mi­no­wa­nych przez chrze­ści­jan i, co warte szcze­gól­nego pod­kre­śle­nia, to począt­kowo wła­śnie Kościół maro­nicki jako pierw­szy udzie­lił pomocy przy­by­szom. Pale­styń­czycy nie mieli jed­nak naj­mniej­szego zamiaru inte­gro­wać się nawet z muzuł­mań­ską lud­no­ścią libań­ską. Trak­to­wali ten kraj wyłącz­nie jako tym­cza­sowe miej­sce pobytu, a zara­zem wygodną bazę wypa­dową w walce z Żydami. Pale­styń­skie obozy dla uchodź­ców stały się miej­scami rekru­ta­cji i szko­le­nia bojow­ni­ków o Pale­stynę zwa­nych feda­inami. Ich oddziały, popie­rane koniunk­tu­ral­nie przez libań­skich muzuł­ma­nów (głów­nie sun­ni­tów, lewicę i ruch pana­rab­ski przy jed­no­cze­snym wspar­ciu Syrii), roz­po­częły czynną walkę z Izra­elem. Część Libań­czy­ków, nie tylko zresztą chrze­ści­jan, z cza­sem przy­jęła abso­lut­nie nega­tywny sto­su­nek do uchodź­ców pale­styń­skich i rekru­tu­ją­cych się z ich sze­re­gów grup bojo­wych.

Domi­nu­jący wów­czas w Liba­nie sojusz maro­nicko-sun­nicki musiał w pew­nym momen­cie sta­wić czoło mar­gi­na­li­zo­wa­nej przez wiele lat, a obec­nie wspar­tej przez Pale­styń­czy­ków spo­łecz­no­ści szy­ic­kiej, która nagle stała się naj­więk­szą grupą wyzna­niową w Liba­nie4. Kraj został wszakże zmu­szony do przy­ję­cia ponad 110 tys. muzuł­mań­skich uchodź­ców pale­styń­skich, któ­rzy ucie­kli z tere­nów utwo­rzo­nego w 1948 roku Pań­stwa Izrael. Po woj­nie arab­sko-izra­el­skiej w 1967 roku liczba uchodź­ców wzro­sła, a do roku 1975 się­gnęła 300 tys. Wów­czas muzuł­ma­nie sta­no­wili już bli­sko 59,7 proc. lud­no­ści Libanu. Począt­kowo pro­blem pró­bo­wano igno­ro­wać lub nie dostrze­gać jego istoty – uła­twiało to zawar­cie w 1969 roku układu, na mocy któ­rego libań­skie woj­sko nie inge­ro­wało w sprawy pale­styń­skich obo­zów. Brak nad­zoru zemścił się po kilku latach, a nakła­da­jące się na sie­bie kło­poty wewnętrzne spo­łecz­no­ści pale­styń­skiej sta­no­wiły iskrę, która wznie­ciła pożar. Dodat­kową kom­pli­ka­cję sta­no­wiły anta­go­ni­zmy mię­dzy poszcze­gól­nymi libań­skimi gru­pami reli­gij­nymi, korze­nie tych kon­flik­tów się­gały jesz­cze XIX stu­le­cia. „Różne reli­gie i sekty żyją nie­opo­dal sie­bie, ale nie two­rzą jed­nej spo­łecz­no­ści ani nie kie­rują się uczu­ciami bra­ter­skimi. Sun­nici wyłą­czają ze spo­łecz­ność szy­itów, obie grupy nie­na­wi­dzą dru­zów, z kolei oni wszy­scy mają w pogar­dzie nusa­ryj­czy­ków. Szcze­gól­nie maro­nici nikogo nie darzą cie­płymi uczu­ciami, za co nie są lubiani przez nikogo. Greccy orto­doksi nie cier­pią kato­li­ków, obie te grupy nie tole­rują Żydów. To samo doty­czy pozo­sta­łych grup i spo­łecz­no­ści – te nie mają żad­nego poczu­cia wza­jem­nej więzi. W spo­łecz­no­ści brak jest stra­te­gii wspól­nego roz­woju, zamiast tego ludzie gubią się pośród nie­zli­czo­nych uprze­dzeń i wza­jem­nych ani­mo­zji. Na całym świe­cie żaden inny kraj nie jest sie­dzibą tylu zwa­śnio­nych grup i ras, co w efek­cie sku­tecz­nie unie­moż­li­wia jaką­kol­wiek poprawę sytu­acji. Ludzie ci ni­gdy nie stwo­rzą zwar­tego narodu, gdyż nie jed­no­czą ich ani reli­gia, ani cel poli­tyczny – w efek­cie tego na zawsze pozo­staną słabi, nie­zdolni do samo­sta­no­wie­nia, pozo­staną wysta­wieni na zewnętrzne wpływy i agre­sję”.

W rela­tyw­nie zamoż­nym ukła­dzie chrze­ści­jań­sko-sun­nic­kim moż­li­wość awansu spo­łecz­nego szy­itów była w dużym stop­niu zablo­ko­wana. Maro­nici, czy ujmu­jąc to bar­dziej ogól­nie – chrze­ści­ja­nie – byli zain­te­re­so­wani obroną dotych­cza­so­wego porządku, ponie­waż to oni tra­dy­cyj­nie byli naj­ak­tyw­niejsi w kon­tak­tach gospo­dar­czych z Zacho­dem i zapew­niali roz­wój eko­no­miczny kraju. Naprze­ciw nich sta­nęli zra­dy­ka­li­zo­wani lewi­cowi muzuł­ma­nie, któ­rzy mieli w spo­łe­czeń­stwie nieco niż­szy sta­tus, a na sku­tek czyn­ni­ków zewnętrz­nych zostali wzmoc­nieni obec­no­ścią Pale­styń­czy­ków. Z bie­giem czasu róż­nice reli­gijne mię­dzy sun­ni­tami a szy­itami stały się kwe­stią abso­lut­nie dru­go­pla­nową – chęć zdo­by­cia wła­dzy i eko­no­mia wygrały z reli­gią. W tej skom­pli­ko­wa­nej atmos­fe­rze wza­jem­nej nie­uf­no­ści, gdy szu­kano naj­drob­niej­szego nawet pre­tek­stu do roz­wią­zań siło­wych, Liban pierw­szej połowy lat sie­dem­dzie­sią­tych stał się tyka­jącą bombą zega­rową. Nabrzmie­wały kon­flikty wewnętrzne. Osta­tecz­nie napięta sytu­acja dopro­wa­dziła do wybu­chu krwa­wej wojny domo­wej, dodat­kowo pod­sy­ca­nej przez Pale­styń­czy­ków, wyko­rzy­stu­ją­cych fak­tyczny brak kon­troli przez wła­dze libań­skie nad zamiesz­ka­nymi przez nich tery­to­riami. Na pod­sta­wie ana­lizy tych wszyst­kich czyn­ni­ków można śmiało posta­wić tezę, iż obec­ność Pale­styń­czy­ków nie wywo­łała kolej­nej wojny domo­wej – ona ją jedy­nie przy­spie­szyła.

Narastający problem palestyński i jego skutki

Począt­kowo nie­uzna­jący ist­nie­nia Pań­stwa Izrael rząd Libanu patrzył na dzia­łal­ność eks­tre­mi­stów pale­styń­skich, jeśli nie przy­chyl­nie, to na pewno przez palce i dość chęt­nie przyj­mo­wał kolejne fale uchodź­ców. Było to podyk­to­wane krót­ko­wzroczną poli­tyką eko­no­miczną: Pale­styń­czycy sta­no­wili tanią siłę robo­czą, osia­dłą w pobliżu plan­ta­cji cytru­sów lub prze­my­sło­wych dziel­nic miast, a zara­zem two­rzyli zna­ko­mity rynek zbytu. Jed­nak, gdy liczba sun­nic­kich prze­cież Pale­styń­czy­ków się­gnęła 300 tys., rząd w Bej­ru­cie zaczął oka­zy­wać pewien nie­po­kój, oba­wia­jąc się ich poli­tycz­nych aspi­ra­cji. Wraz ze wzro­stem liczby uchodź­ców zmie­niały się także nastroje spo­łeczne, stron­nic­twa chrze­ści­jań­skie two­rzyły bojówki para­mi­li­tarne, docho­dziło rów­nież do licz­nych starć maro­nic­kiej Falangi z Pale­styń­czy­kami.

Na forum mię­dzy­na­ro­do­wym, co para­dok­salne, kwe­stia Pale­styń­czy­ków na­dal była obecna na pierw­szych stro­nach gazet, ale na życze­nie państw arab­skich znik­nęła z dys­ku­sji poli­tycz­nych. Izrael, Egipt i Jor­da­nia podzie­liły mię­dzy sie­bie tery­to­rium, w 1947 roku przy­znane przez ONZ przy­szłemu pań­stwu pale­styń­skich Ara­bów. Jak na iro­nię, to rywa­li­za­cja państw arab­skich – Egiptu i Iraku – spra­wiła, że na początku lat sześć­dzie­sią­tych kwe­stia Pale­styń­czy­ków wró­ciła do poli­tyki świa­to­wej. I nie z powodu sym­pa­tii dla ich samych.

Po opusz­cze­niu Jor­da­nii przez znaczną część Pale­styń­czy­ków wyda­rze­nia nabrały tempa, a sceną kolej­nego dra­matu miały zostać nie tereny nale­żące do Pań­stwa Izrael, Egiptu czy Syrii, lecz Liban, postrze­gany jako pań­stwo spo­kojne, zamożne i względ­nie demo­kra­tyczne. Żadne z ościen­nych państw arab­skich nie chciało przy­jąć uchodź­ców, mając na wzglę­dzie zagro­że­nia, jakie sta­no­wią. Wła­dze w Bej­ru­cie, uwi­kłane w kon­flikt wewnętrzny, były jed­nak prak­tycz­nie bez­silne i w 1970 roku pod pre­sją Syrii zgo­dziły się przy­jąć uchodź­ców. Fakt ten jed­nak wymaga pew­nego komen­ta­rza: wła­dze jor­dań­skie zażą­dały od feda­inów posłu­szeń­stwa i zmu­siły do opusz­cze­nia kraju jedy­nie bojow­ni­ków oraz osoby pro­wa­dzące dzia­łal­ność wywro­tową lub poli­tyczną. Reszta jako pra­wo­rządni oby­wa­tele Jor­da­nii mogła pozo­stać w kraju, a wła­dze nie czy­niły jej naj­mniej­szych pro­ble­mów ze strony władz. Ucie­ki­nie­rami byli więc dzia­ła­cze OWP i ich rodziny albo bojow­nicy, któ­rzy zamie­rzali pro­wa­dzić dotych­cza­sową dzia­łal­ność. Nie­praw­dziwa jest zatem funk­cjo­nu­jąca w świa­do­mo­ści spo­łecz­nej, a dodat­kowo pod­sy­cana przez pro­pa­gandę opi­nia, jakoby do opusz­cze­nia Jor­da­nii zostali zmu­szeni wszy­scy Pale­styń­czycy, któ­rzy po raz kolejny stali się ofia­rami losu. Na mocy uzgod­nień z rzą­dem libań­skim uchodźcy miesz­kali w 15 obo­zach, zlo­ka­li­zo­wa­nych w nastę­pu­ją­cych mia­stach lub na ich przed­mie­ściach: Bej­rut (sześć obo­zów), Tyr (trzy), Try­po­lis (dwa), Sydon (dwa), Baal­bek (jeden) oraz An-Naba­tijja (jeden). Jed­nak część uchodź­ców, nie chcąc tra­fić do obo­zów, zrazu schro­niła się w kon­tro­lo­wa­nej przez Syrię doli­nie Bekaa, 30 km na wschód od Bej­rutu, a wkrótce opa­no­wała całe połu­dnie Libanu i osia­dła też w zachod­niej, muzuł­mań­skiej czę­ści libań­skiej sto­licy. Wła­dze w Bej­ru­cie zapewne nie do końca zda­wały sobie sprawę, iż uchodź­cami nie są szewcy, krawcy, drobni han­dla­rze czy matki z dziećmi, lecz wyszko­leni i gotowi do walki bojow­nicy. Ci z kolei po opusz­cze­niu Jor­da­nii nie zamie­rzali zostać szew­cami, kraw­cami bądź drob­nymi han­dla­rzami – ich celem była wojna. O ile strona libań­ska baga­te­li­zo­wała sprawę, o tyle ame­ry­kań­ska CIA w swych ana­li­zach przed­sta­wio­nych w biu­le­ty­nie z 30 paź­dzier­nika 1969 roku jed­no­znacz­nie zwra­cała uwagę, że „al-Fatah rapor­to­wał, iż trans­fer znacz­nych sił z Jor­da­nii do Libanu ma na celu wzmoc­nie­nie prze­by­wa­ją­cych już tam oddzia­łów”.

Zapraszamy do zakupu pełnej wersji książki

Zapraszamy do zakupu pełnej wersji książki

1. W pol­skiej histo­rio­gra­fii poku­tują anglojęzyczna kalka językowa i tłu­ma­cze­nie hebrajskojęzycznej nazwy: „Cawa ha-Hagana le-Jisra’el” jako Siły Obrony Izra­ela (ang. Israel Defence For­ces, IDF). W rzeczywistości hebraj­ski rze­czow­nik cawa należy tłumaczyć nie jako „siły”, ale „armia” lub „woj­ska”. [wróć]

2. Pomi­ja­jąc hasła pro­pa­gan­dowe, rządy tych kra­jów musiały sta­wić czoło np. pro­ble­mom demo­gra­ficz­nym – przy­kła­dowo w wyniku anek­sji Zachod­niego Brzegu i utwo­rze­nia haszy­midz­kiego Kró­le­stwa Jor­da­nii oraz napływu od 350 tys. do 500 tys. uchodź­ców w sytu­acja eko­no­miczna, poli­tyczna, spo­łeczna i demo­gra­ficzna w tym pań­stwie ule­gły dia­me­tral­nej zmia­nie. W 1950 roku liczba lud­no­ści Jor­da­nii była nie­mal trzy­krot­nie wyż­sza od liczby lud­no­ści samej Trans­jor­da­nii w roku 1948. Jed­no­cze­śnie tery­to­rium kraju zwięk­szyło się jedy­nie o 5 proc. [wróć]

3. Obecny kształt chrze­ści­jań­stwa w Liba­nie w dużej mie­rze wyni­kał z napływu do kraju lud­no­ści chrze­ści­jań­skiej (głów­nie maro­ni­tów), prze­śla­do­wa­nej przez kalifa Al-Ma’muna na początku IX stu­le­cia. Ukry­wa­jący się w nie­za­sie­dlo­nych wów­czas górach Libanu maro­nici zdo­łali utwo­rzyć silną struk­turę, zdolną obro­nić swoją chrze­ści­jań­ską i kul­tu­rową toż­sa­mość w obli­czu cią­głych prze­śla­do­wań ze strony muzuł­ma­nów. W X wieku więk­szość maro­ni­tów miesz­kała już w Liba­nie. W cza­sach wypraw krzy­żo­wych Kościół maro­nicki pod­jął kroki w kie­runku zawar­cia unii z Kościo­łem rzym­sko­ka­to­lic­kim. Trwa­jąc w tej wspól­no­cie, maro­nici zdo­łali zacho­wać dużą auto­no­mię i prze­ciw­sta­wić się isla­mi­za­cji. W 1860 roku Osma­no­wie wraz z dru­zami doko­nali wiel­kiej masa­kry lud­no­ści chrze­ści­jań­skiej (zamor­do­wano ok. 10 tys. samych tylko maro­ni­tów), która wywo­łała inter­wen­cję mili­tarną Fran­cji, Prus, Austrii i Anglii. W rezul­ta­cie suł­tan musiał uznać nie­za­leż­ność wspól­noty chrze­ści­jań­skiej Libanu w ramach impe­rium osmań­skiego. Maro­nici mieli nawet swo­jego „pre­zy­denta” chrze­ści­ja­nina, któ­rego wyzna­czała Tur­cja, a zatwier­dzały rządy wspo­mnia­nych kra­jów. Roz­pad impe­rium otto­mań­skiego w wyniku pierw­szej wojny świa­to­wej stwo­rzył szansę na praw­dziwą nie­pod­le­głość. Sko­rzy­stano z niej i w kon­se­kwen­cji powstał Wielki Liban, w 1920 roku uznany przez Fran­cję i Anglię. W roku 1926 prze­kształ­cono go w Repu­blikę Libań­ską o ustroju par­la­men­tar­nym, a w 1946 roku Fran­cja cał­ko­wi­cie usu­nęła się z kraju. Od tego momentu w kon­sty­tu­cji Libanu ist­nieje zapis, że pre­zy­den­tem powi­nien być maro­nita. [wróć]

4. Ta demo­gra­ficzna zmiana nie została jed­nak ofi­cjal­nie przed­sta­wiona, ponie­waż ostatni spis lud­no­ści w Liba­nie został prze­pro­wa­dzony w 1932 roku, kiedy chrze­ści­ja­nie sta­no­wili więk­szość. [wróć]