Oferta wyłącznie dla osób z aktywnym abonamentem Legimi. Uzyskujesz dostęp do książki na czas opłacania subskrypcji.
14,99 zł
Leżący nad Morzem Śródziemnym Bejrut, stolica Libanu, to jeden z symboli konfliktów targających Bliskim Wschodem. W 1975 roku w Libanie wybuchła wojna domowa pomiędzy zwaśnionymi grupami religijnymi, etnicznymi i politycznymi.
Ważną rolę odgrywali w niej Palestyńczycy, wygnani z ziemi rodzinnej po powstaniu Izraela, a później także z Jordanii, których było aż 300 tysięcy. W konflikt wmieszały się kraje ościenne: Syria i Izrael - ten ostatni zwalczał w Libanie zbrojne organizacje palestyńskie, a wspierał chrześcijańskie milicje. Po zamachu palestyńskich terrorystów na izraelskiego ambasadora w Londynie przeprowadzonym 4 czerwca 1982 roku armia Izraela w odwecie zbombardowała bazy Organizacji Wyzwolenia Palestyny w południowym Libanie, a 6 czerwca rozpoczęła inwazję lądową. Po kilku dniach walk z oddziałami palestyńskimi i syryjskimi Izraelczycy otoczyli Bejrut. Miasto było ostrzeliwane, trwały walki uliczne, ginęli cywile. Operacja zakończyła się sukcesem Izraela, gdyż zawarty rozejm zmusił siły OWP do ewakuacji. Krwawym podsumowaniem walk okazały się wrześniowe masakry Palestyńczyków w Sabrze i Szatili dokonane przez chrześcijańską milicję pod osłoną żołnierzy izraelskich.
Te wydarzenia przejmująco opisuje Krzysztof Mroczkowski, historyk z Uniwersytetu Rzeszowskiego.
Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:
Liczba stron: 294
WSTĘP
Leżący nad Morzem Śródziemnym Bejrut jest jednym z ponurych symboli konfliktów targających Bliskim Wschodem, a pasmo wojen wstrząsających Libanem to historia zarówno wewnętrznych, jak i międzynarodowych zmagań toczonych na wspólnym polu bitwy. Z jednej bowiem strony toczyła się tam wojna domowa między różnymi wyznaniami religijnymi lub – co bardziej precyzyjne – frakcjami wyznaniowymi, z drugiej Liban wraz z jego stolicą był sceną wielopłaszczyznowego konfliktu międzynarodowego, skoncentrowanego na linii Damaszek–Tel Awiw. W szczytowym momencie owych wydarzeń mających miejsce w latach osiemdziesiątych XX wieku rywalizacja pomiędzy różnymi grupami religijnymi oraz nakładające się na nią konflikty: palestyńsko-izraelski i arabsko-izraelski połączyły się, tworząc jedną z najkrwawszych i najniebezpieczniejszych stref działań wojennych w ówczesnym świecie.
Wojna domowa w Libanie, szczególnie jej libańsko-izraelska odsłona, a także walki toczone o Bejrut, były chaotyczne, dezorientujące i niezmiernie brutalne. Miały też swoją specyfikę polityczną – skomplikowaną i wielopłaszczyznową. Rozpatrywanie tych naznaczonych krwią wzajemnych relacji muzułmańsko-chrześcijańsko-żydowskich czy też arabsko-izraelskich w Libanie nie jest łatwe, gdyż składają się na nie bardzo niejednoznaczne w ocenie czynniki społeczne, kulturowe i historyczne. Wszelako w pewnym momencie Liban stał się sceną konfrontacji militarnej i bardzo trudno było określić, kto jest atakującym, a kto broniącym się, kto katem, a kto ofiarą.
Tuż przed wybuchem wojny domowej, pod koniec lat sześćdziesiątych XX wieku, w Libanie powstawały różne organizacje paramilitarne, wspierające poszczególne społeczności – chrześcijańska Falanga, muzułmańskie grupy naserowskie, druzyjska Socjalistyczna Partia Postępowa, szyicki Amal i z czasem również Hezbollah (powstał w 1982 roku). Ponadto w kraju dochodziło do bratobójczych walk pomiędzy członkami tych samych społeczności w obozie zarówno chrześcijańskim, jak i muzułmańskim. Aby przedstawić całościowy obraz, należy także dodać, że w pewnym okresie w Libanie istniał zastępczy front rywalizacji pomiędzy Stanami Zjednoczonymi Ameryki Północnej a Związkiem Socjalistycznych Republik Radzieckich. Na to wszystko nakładał się konflikt rozgrywający się pomiędzy Organizacją Wyzwolenia Palestyny a Izraelem. Zmagania w Libanie winny być postrzegane także z tej perspektywy: polityczno-militarnej rzeczywistości lat sześćdziesiątych, siedemdziesiątych i osiemdziesiątych XX wieku. Co znamienne, w schyłkowym okresei zimnej wojny zmalało bowiem znaczenie immanentnego konfliktu między dwoma najważniejszymi aktorami na arenie międzynarodowej, a wyraźnie wzrosło znaczenie państw „bez znaczenia”. W tym okresie Liban był bowiem tego rodzaju podmiotem prawa międzynarodowego.
Tragiczne losy stolicy tego kraju Bejrutu zdeterminowali przede wszystkim palestyńscy uchodźcy, kórzy przybyli do Libanu z terenów Izraela w 1948 roku i z Jordanii w 1970 roku, po wydarzeniach tzw. Czarnego Września. Wskutek kolejnych wojen pomiędzy Izraelem a jego arabskimi sąsiadami (zwłaszcza wojny sześciodniowej z 1967 roku, w wyniku której praktycznie całe terytorium dawnego Brytyjskiego Mandatu Palestyny znalazło się pod kontrolą Państwa Izrael), Palestyńczycy – w dużej mierze będący nie przyczyną, lecz pretekstem tych konfliktów – zostali pozostawieni własnemu losowi. Oczywiście z czasem zaistnieli też oczywiście jako odrębny naród, dla którego idea własnego państwa stała się fundamentalnym elementem rodzącego się nacjonalizmu. Trzeba zatem było wypełnić swoistą próżnię – utworzyć reprezentację będącą głosem narodu, nawet za cenę unicestwienia innego narodu lub państwa. Miało to miejsce w specyficznych warunkach miedzynarodowych, gdyż każdy akt międzynarodowego terroryzmu, sponsorowanego bądź prowadzonego przez organizacje palestyńskie, w początkach lat siedemdziesiątych XX wieku wywołałby szybką reakcję Izraela w postaci rajdów odwetowych na obozy uchodźców palestyńskich, będące jednocześnie centrami zaopatrzeniowymi i szkoleniowymi grup terrorystycznych. Te odwetowe akcje, prowadzone przez Armię Obrony Izraela (AOI)1, odzwiercied-lały wizję władz wojskowych i cywilnych Izraela – szybką i surową karę za ataki na własnych obywateli – lecz ich celem było również przekonanie libańskiego rządu do rozpoczęcia działań przeciw strukturom palestyńskim. Najlepiej w taki sam sposób, jak uczynił to jordański król Hussein, we wrześniu 1970 roku topiąc OWP we krwi.
Wbrew temu, co głosiła ówczesna propaganda, Palestyńczycy nie byli monolitem. Stopień rozdrobnienia organizacji palestyńskich i ich wzajemne waśnie dawały stronie izraelskiej złudną gwarancję bezpieczeństwa. Nie wolno jednak zapominać o złożoności owych przesłanek, gdyż w izraelskich raportach wywiadowczych – zresztą zgodnie z prawdą – informowano, iż w 1968 i 1969 roku Organizacja Wyzwolenia Palestyny była postrzegana przez samych Palestyńczyków nie jako licząca się siła polityczna czy zbrojna, lecz dosyć efemeryczne narzędzie propagandy i przede wszystkim jako intratne źródło dochodów dla jej przywódcy Ahmada Szukajriego. Uwadze izraelskich analityków umykał jeden drobiazg – owo przekonanie wyrażali przede wszystkm starsi Palestyńczycy, zaś nowe pokolenie, wychowane na porażkach państw arabskich w starciu z Izraelem, było zdeterminowane nie tylko do spontanicznej walki zbrojnej, lecz także propagandowej czy wreszcie politycznej.
Do tej grupy należał Jasir Arafat, który bez wątpienia odegrał w tym procesie kluczową rolę. Stojąc na czele organizacji al-Fatah, a od 1969 roku przewodząc OWP i po pewnym czasie także władzom Autonomii Palestyńskiej, pozostawał w centrum ówczesnych wydarzeń politycznych i militarnych, prowadzących do upodmiotowienia palestyńskiego nacjonalizmu, w dużej mierze wykorzystującego maoistyczne doktryny wojny ludowej. By mieć przy tym pełną jasność – nacjonalizmu traktowanego przez inne państwa arabskie jako wygodny instrument pozwalający budować własne wpływy i pozycję w regionie, łącznie z podsycaniem ruchów terrorystycznych na podstawie głoszonego przez OWP hasła „demokratycznego państwa świeckiego”. Godnym podziwu przykładem, obrazującym to nieco paradoksalne zjawisko, jest więc droga, jaką w ciągu kilkudziesięciu lat przeszli nie tylko sam Arafat, lecz także palestyński ruch narodowy, oraz sposób, w jaki zmieniły się zapatrywania Palestyńczyków na kwestię ich własnego niepodległego państwa (zarówno co do sposobów uzyskania niepodległości i budowy owego państwa, jak również jego przyszłego kształtu i charakteru).
Pamiętajmy przy tym – co też należy podkreślić z całą mocą – iż podmiot prawa międzynarodowego, jakim mogło być owo państwo palestyńskie, nie powstał nie z winy Brytyjczyków, Żydów albo Organizacji Narodów Zjednoczonych, lecz dlatego że to państwa arabskie odrzuciły rezolucję o podziale byłego terytorium mandatowego. Państwo Izrael zostało uznane przez ONZ 15 maja 1948 roku, a kraje arabskie potępiły tę decyzję i nie uznały faktu istnienia Izraela. Wielka Brytania zrzekła się mandatu nad Palestyną i wycofała z tego terytorium 1 sierpnia 1948 roku. W wyniku splotu różnych wydarzeń na przełomie 1948 i 1949 roku doszło do wojny pomiędzy Izraelem a Egiptem, Jordanią i Syrią. To właśnie te państwa arabskie wspólnie zaatakowały Państwo Izrael, które przyjęło rezolucję ONZ i które nieocekiwanie wygrało tę wojnę, zajmując 78 proc. terytorium mandatowego. Na pozostałym obszarze (Zachodni Brzeg i Strefa Gazy) mogło powstać niepodległe państwo palestyńskie. Nie doszło do tego, ponieważ terytoria te okupowały i anektowały dwa arabskie państwa: Jordania i Egipt. Co znamienne, propaganda obu tych państw najdobitniej podkreślała konieczność walki Palestyńczyków. Dlatego dla Egiptu i Jordanii było to wygodne narzędzie polityczne w grze o własne interesy, dla strony izraelskiej – wojna o niepodległość, zaś dla Palestyńczyków – katastrofa narodowa, oznaczająca wygnanie, utratę domów i ziemi oraz wieloletnią tułaczkę2. Jak by tego było mało, owe tragiczne wydarzenia rozgrywały się w pewnym momencie na terytorium Libanu – państwa uważanego wcześniej za oazę względnego spokoju i stabilności w dalekim od równowagi Bliskim Wschodzie ostatniego półwiecza.
W tej historii jest znacznie więcej paradoksów. Przywódcy arabscy przez długie lata nie pozwalali na nieskrępowaną wymianę myśli na temat racji stanu, w której Palestyńczycy byli pretekstem, a nie podmiotem działań. Z wyjątkiem wspomnianej wcześniej Jordanii praktycznie nie otrzymali oni obywatelstwa żadnego z państw arabskich, w którym się znaleźli. Ponadto w wyniku cynicznych decyzji politycznych postanowiono pozostawić ich w obozach dla uchodźców, wykorzystując to jako spektakularny i chwytliwy medialnie element nacisku na społeczność międzynarodową, aby ta z kolei zmusiła Państwo Izrael do wyrażenia zgody na ich powrót do swych rodzinnych miast i wsi, opuszczonych na skutek działań wojennych. Zwyczajna, chciałoby się powiedzieć – powszednia ludzka krzywda została tym samym instrumentem politycznej propagandy i wygodnym pretekstem do realizacji własnych ambicji. Mówiąc wprost – przed 1967 rokiem, w wyniku jordańskiej i egipskiej dominacji na Zachodnim Brzegu i w Gazie, problem narodowy Palestyńczyków został przysłonięty kwestiami szeroko rozumianego panarabizmu – dobitnie może o tym świadczyć fakt, iż byli oni traktowani jako uchodźcy, a nie obywatele panarabskiej społeczności, o której tak chętnie mówiła propaganda.
Na ów polityczny układ nałożyły się działania zbrojne – w latach sześćdziesiątych i siedemdziesiątych XX wieku nasilił się palestyński terroryzm, który – co też trzeba podkreślić – był odpowiedzią na utworzenie Izraela i porażki poniesione przez państwa arabskie w wojnach z 1948 i 1967 roku. Wspomniana już wcześniej palestyńska organizacja al-Fatah początkowo działała jako ugrupowanie partyzanckie, lecz z czasem zaczęła stosować metody terrorystyczne. Równolegle w różnych krajach arabskich (w tym w Libanie) powstały również inne palestyńskie organizacje działające metodami terrorystycznymi.
Trzeba podkreślić, że część Libańczyków wyrażała zdecydowanie negatywny stosunek do nich oraz przybyłych do kraju palestyńskich grup bojowych. Może to nieco dziwić, gdyż Libańczycy jako Arabowie powinni, przynajmniej w teorii, wspierać swoich pobratymców przeciw Izraelczykom, w większości byli jednak chrześcijanami, nie widzieli więc nawet najmniejszych powodów, aby sprzyjać muzułmanom, będących dla nich zagrożeniem politycznym. Z kolei libańscy muzułmanie, zajęci rywalizacją z chrześcijanami, wykorzystywali problem uchodźców palestyńskich we własnej grze politycznej, lecz nawet w najmniejszym stopniu nie zamierzali im oddawać pierwszoplanowej roli w toczącym się konflikcie. Z kolei Palestyńczycy, niosący swe pokrzywdzenie jak sztandar, doszli do przekonania, że każdy, kto uznaje prawa Żydów do własnego państwa i nie jest ich zaprzysięgłym wrogiem, pozostaje zdrajcą islamu, heretykiem bądź odstępcą od idei panarabskiej (w zależności od poglądów politycznych). Było to jednak oczywiście uzurpowanie sobie jedynie słusznej interpretacji zapisów Koranu i zasad islamu, nadużywanie sloganów o wspólnocie arabskiej i naginanie ich do własnych celów politycznych. Dziś, z perspektywy czasu, wyraźnie to widać.
Sytuacji nie ułatwiał fakt, że w 1969 roku zawarto układ, na mocy którego wojsko libańskie nie ingerowało w sprawy obozów palestyńskich. Z biegiem czasu napięcie doprowadziło do wybuchu krwawej wojny domowej. Zupełnie jak w tragedii antycznej – były plany, ambicje, chęć zemsty, walka, niezrozumienie, nienawiść i wreszcie uczestnicy dramatu, sukcesywnie schodzący ze sceny. Obie strony, zarówno chrześcijańska, jak i muzułmańska, dopuszczały się szczególnie brutalnych mordów – stanowi to jedną z przyczyn trwającej do dziś destabilizacji społecznej i politycznej. Wydaje się, że jest to jeszcze jeden kontekst, najmniej eksponowany przez badaczy czy obserwatorów stosunków międzynarodowych – korzyści płynące z trwania konfliktu. Może to brzmieć nieco paradoksalnie, jak teoria jakiegoś ponurego spisku, ale czy słusznie?
Umiędzynarodowienie konfliktu palestyńsko-izraelskiego na terytorium libańskim powinno być przeanalizowane także z tej perspektywy. Nie wolno bowiem zapominać, iż wiele krajów uznało kwestię palestyńską za wygodny pretekst do własnych działań dyplomatycznych. Pomijając wspomniany wcześniej Egipt i Jordanię, jednym z nich był również Iran – dla Teheranu ważnym instrumentem oddziaływania na Państwo Izrael stały się nie tylko palestyńskie ugrupowania narodowowyzwoleńcze, lecz także (a może przede wszystkim) Syria, długoletni przeciwnik Izraela. Takie działania miały na celu osłabienie izraelskiego potencjału gospodarczego, zmuszonego do finansowania działań zbrojnych, oraz torpedowanie wszelkich przejawów procesu pokojowego, co sprawiło (i nadal sprawia), że doktrynerski pretekst do atakowania Izraela jest aktualny. Iran od lat otwarcie wspierał bowiem palestyńską aktywność, szczególnie działania ugrupowań islamistycznych, wymierzoną w Izrael.
Na marginesie należy wspomnieć, że wbrew obiegowym opiniom, rozpowszechnionym w mediach i wśród politologów, konflikt na Bliskim Wschodzie osiągnął wymiar starcia nie izraelsko-arabskiego czy żydowsko-chrześcijańsko-muzułmańskiego, lecz izraelsko-palestyńskiego, i taki charakter ma do dziś. Można zatem stwierdzić, że wszystkie państwa zaangażowane we wcześniejsze wojny izraelsko-arabskie traktowały kwestie palestyńskie jako bardzo dogodny pretekst. Wszelkie próby rozwiązania konfliktu musiały więc przede wszystkim przyjąć jakąś formę bilateralności. Żadna inicjatywa, nawet krajów arabskich, nie miała ani nie ma większych szans powodzenia bez dotarcia i rozwiązania istoty problemu, to zaś wymagałoby rozwiązań zero-jedynkowych, ale w tym wypadku nie ma możliwości ich zastosowania. Wszak wymagałoby to fizycznej likwidacji jednej ze stron, a na to nie pozwoli świat, od lat przyglądający się krwawym starciom i podkreślający wyłącznie zbrodniczy charakter izraelskich operacji przeciw palestyńskim uchodźcom. W tym dyskursie najgłośniej słychać jednak głos Arabów.
Od lat siedemdziesiątych XX wieku nic się w tej sprawie nie zmieniło. Wówczas wszystkie działania tych państw również miały oficjalnie na celu wsparcie Palestyńczyków, zmuszonych przez rzeczywistość polityczną, wykreowaną jakoby przez Państwo Izrael, do przebywania na terytorium Libanu. Należy jednak pamiętać, że w latach siedemdziesiątych w tym kraju pozostawało ok. 300 tys. uchodźców palestyńskich z ok. 750 tys. wszystkich, którzy uciekli z Izraela w 1948 roku. Mieszkali oni głównie w zatłoczonych obozach dla uchodźców, trudnili się nisko płatnymi zajęciami i nie mieli najmniejszych szans na integrację w libańskim społeczeństwie, w którym przewodnią rolę odgrywali chrześcijańscy maronici.
Nic więc dziwnego, że młodzi Palestyńczycy garnęli się do Organizacji Wyzwolenia Palestyny. Organizacja o rocznym budżecie wynoszącym 400 mln dol. zakładała: szkoły, szpitale, fabryki, banki, radia, a przede wszystkich konsekwentnie zwiększała swój potencjał militarny. W jaskiniach na zboczu góry Hermon, na pograniczu Libanu, Syrii i Izraela, OWP przechowywała dziesiątki ton sprzętu wojskowego, a nieopodal szkoliła piętnastotysięczne siły bojowników, stosujące przeróżne metody działania – od partyzantki po terror.
Palestyńscy terroryści operujący z terytorium Libanu atakowali Izraelczyków i inne frakcje libańskie. W wyniku ich działań do 1974 roku śmierć poniosło ponad 1200 osób, w trakcie izraelskich akcji odwetowych zginęło blisko 900 Libańczyków.
W libańskich stosunkach politycznych funkcjonowało wiele podmiotów, prezentujących krańcowo różne poglądy; było to konsekwencją relacji pomiędzy lokalnymi plemionami, partiami i ugrupowaniami, milicjami, bojówkami oraz regionalnymi czynnikami zewnętrznymi – Izraelem, Syrią, Palestyńczykami – a także międzynarodowymi siłami politycznymi. To stało się tłem konfliktu. Nieprzerwana walka z Izraelem, obecność palestyńskich uchodźców i organizacji partyzanckich oraz syryjskie ingerencje skutecznie pogarszały sytuację Libanu. Khalil Gibran, jeden z najbardziej znanych libańskich poetów, stwierdził, że „należy mieć litość nad narodem podzielonym na cząstki, z których każda uważna się za naród”.
Stolica Libanu Bejrut w pewnym momencie przestała być miastem w powszechnym znaczeniu tego słowa, a stała się konglomeratem wydzielonych enklaw, rozmieszczonych wokół tzw. zielonej linii, wytyczonej w latach 1975–1976 wzdłuż autostrady wiodącej do Damaszku. W wyniku tego podziału uformowały się dwie całkowicie odseparowane od siebie dzielnice, muzułmańska zachodnia i chrześcijańska wschodnia. Ten podział był przypieczętowaniem rozłamu, rozpoczętego znacznie wcześniej. Liczba chrześcijan zamieszkujących zachodni Bejrut spadła z ok. 40–45 proc. populacji tej części miasta w 1975 roku do 10–15 proc. w następnej dekadzie. Myliłby się jednak ten, kto patrzyłby na libańskie realia jedynie z perspektywy ekonomicznej łączności z Syrią (niezależność gospodarcza Libanu pozwalała syryjskim elitom na lokowanie tam swoich interesów w duchu kapitalistycznym, mimo że Syria była państwem socjalistycznym). Należy pamiętać, iż Liban, ściśle związany gospodarczo z tzw. Zachodem, w latach siedemdziesiątych zaczął przejmować również jego problemy społeczno-gospodarcze. Kraj szybko reagował na spadek produkcji i wzrost inflacji na świecie. Gwałtowny wzrost cen artykułów pierwszej potrzeby, bezrobocie i nierówność społeczno-ekonomiczna stały się źródłem ostrych napięć społecznych, strajków oraz wystąpień ulicznych, skierowanych nie tylko przeciw pogarszającej się sytuacji ekonomicznej, lecz także przeciw władzy. A należy pamiętać, że ta była zarówno chrześcijańska, jak i prawicowa, w przeciwieństwie do lewicujących, czy wręcz komunizujących, ugrupowań muzułmańskich. Oprócz żądań ekonomicznych domagano się spełnienia postulatów o charakterze politycznym, w tym likwidacji konfesjonalizmu. Ludność Lbanu była podzielona na dwie równoważące się grupy: chrześcijan i muzułmanów, które zupełnie inaczej postrzegały rzeczywistość. Warte podkreślenia jest także to, że Liban jako jedyne państwo na Bliskim Wschodzie nie poddał się islamizacji w podobnym stopniu jak np. Jordania, gdzie tradycje bizantyńskie były równie silne. Napływ ludności palestyńskiej oraz wojna domowa przyczyniły się do uaktywnienia przeróżnych sekt bądź grup, czego konsekwencją były krwawe walki pomiędzy muzułmanami i chrześcijanami, a także pomiędzy poszczególnymi frakcjami wewnątrz społeczności. Rola wiary w obliczu wzajemnych aktów przemocy, dokonywanych przez Izraelczyków, Libańczyków i Palestyńczyków, zdaje się ugruntowywać pogląd, że trzy główne religie monoteistyczne w szczególny sposób zachęcają do stosowania siły. Opinia ta jest jednak niebezpieczną iluzją, kreowaną na potrzeby propagandy, gdyż przyczyną konfliktu między Izraelczykami a Palestyńczykami nie były spory religijne, lecz działania polityczne. Wpływ sił religijnych po obu stronach wzrósł dopiero późnej. Nieco inaczej wyglądała sprawa w samym Libanie, gdzie kwestie religijne rzeczywiście wpłynęły na wybuch konfliktu politycznego. Doświadczenia następnych lat dobitnie pokazały, iż kraj, uformowany na chwiejnej ugodzie pomiędzy żyjącymi w nim wspólnotami, funkcjonował wyłącznie dzięki utrzymywaniu delikatnego balansu. Okazało się, że był zupełnie nieodporny na działania z zewnątrz, te zaś doprowadziły do zerwania dotychczasowego konsensusu.
Na te skomplikowane zależności nie miało większego wpływu to, że choć od 1948 roku Liban był w stanie wojny z Państwem Izrael, to jednak nie brał czynnego udziału ani w wojnie sześciodniowej z 1967 roku, ani w wojnie Jom Kippur z 1973 roku. W latach 1954–1955 przywódcy Izraela, do których należeli Dawid Ben-Gurion i Mosze Dajan, byli głęboko przekonani, że można wykorzystać separatystyczne tendencje maronitów do realizacji własnych celów w Libanie. Podobnie uważał Menachem Begin, upatrujący w Libanie chrześcijańską przeciwwagę dla islamu w świecie arabskim – jego zdaniem północny sąsiad miał być tak chrześcijański, jak Izrael jest żydowski. Bez względu na realia izraelskiej sceny politycznej sytuacja wewnętrzna oraz obecność zbrojnych grup palestyńskich w Libanie stanowiły dla izraelskich rządów problem fundamentalny w kontekście bezpieczeństwa północnych rejonów państwa. Pomijając syryjskie zaangażowanie w konflikt libański i wojnę domową wśród Libańczyków, należy zdać sobie sprawę, że w tej sytuacji Izraelczycy walczyli o bezpieczeństwo swojego terytorium. Walka ta miała dla nich wymiar egzystencjalny, podczas gdy dla Palestyńczyków konfrontacja zbrojna z Żydami przybrała charakter walki wyzwoleńczej.
W latach 1973–1978 w południowym Libanie zorganizowano 1548 akcji zbrojnych z udziałem Izraela. Permanentne napięcie, zagrożenie i niepokój oraz odmienne racje i poglądy zwaśnionych stron uniemożliwiają zawarcie pokoju – nastąpił etap fizycznej i mentalnej separacji. Owego konfliktu w żadnym wypadku nie należy rozpatrywać z jakże modnej perspektywy zderzenia cywilizacji i kultur. Ostatnio coraz większego znaczenia zaczął nabierać fakt, że w krajach muzułmańskich konflikt izraelsko-palestyński postrzega się jako starcie Zachodu, którego jakąś przedziwną emanacją ma być Izrael, ze światem islamu. Zwłaszcza w kontekście Libanu rzeczywistości nie odpowiadają lansowane przez wielu badaczy z pogranicza politologii, socjologii i historii twierdzenia w stylu: „Z nimi można rozmawiać jedynie z pozycji siły”, podparte pseudonaukowymi analizami, w których – w zależności od sympatii dla którejś ze stron – przeciwnik obarczany jest irracjonalnym bagażem zarzutów. Państwo libańskie poniekąd zostało zmuszone do koncentrowania się w polityce zagranicznej na relacjach gospodarczych kosztem spraw stricte politycznych.
Problem bliskowschodni to zatem nie tylko konflikt między Palestyńczykami a Izraelem. To również skomplikowana siatka historycznych zależności, religijnych separatyzmów oraz politycznych ambicji, realizowanych w większości wypadków cudzymi rękoma. Bez względu na religię miejscowa ludność z chęcią uznawała łączność ze starożytnymi Fenicjanami za mit państwotwórczy. Choć pod względem etnicznym Libańczycy byli niemal homogeniczni, to pod względem wiary sprawa przedstawiała się znacznie bardziej różnorodnie, zwłaszcza jeśli idzie o wyznawców chrześcijaństwa3. W okresie powojennym doszło do rozkwitu owego jedynego chrześcijańskiego kraju Bliskiego Wschodu. Bejrut stał się centrum handlu, nauki i duchowości. Nazywano go Paryżem Bliskiego Wschodu, a sam Liban – Szwajcarią Bliskiego Wschodu. W tym czasie w mieście funkcjonowały i rozwijały się wspólnoty chrześcijan: maronitów, greckoprawosławnych, prawosławnych Ormian i unitów, rzymskich katolików oraz protestantów, a także wspólnot muzułmańskich (zarówno szyitów, jak i sunnitów, a także alawitów, ismailitów oraz druzów). Szacuje się, że w 1956 roku 54 proc. z 1,41 mln Libańczyków stanowili chrześcijanie. Nie jest to jednak grupa jednorodna. W kraju funkcjonuje 12 różnych odłamów tej religii, z których najpoważniejsze to: maronici, melchici oraz wyznawcy Kościoła syryjskokatolickiego i ormiańskokatolickiego. Inne religie stanowią 1,3 proc. populacji. Ponadto w Libanie rozpoznano 17 sekt. Taka różnorodność oznacza nieustanne niepokoje i konflikty. Niepisane porozumienie z 1943 roku, zwane paktem narodowym, stanowiło podstawę funkcjonowania Libanu jako państwa wielowyznaniowego. Jego kluczowe punkty dotyczyły podziału władzy między poszczególnymi grupami wyznaniowymi. I tak prezydent Libanu musiał się wywodzić z chrześcijan maronitów, przewodniczący Rady Ministrów zawsze powinien być sunnitą, a przewodniczący parlamentu – szyitą.
Liban był także mikrokosmosem innego sporu – szyicko–sunnickiego, który uległ intensyfikacji w całym regionie. Na początku lat 70. do kraju przybyły terrorystyczne grupy palestyńskich bojowników wypędzonych z Jordanii. W ten sposób sztuczny wzrost liczby muzułmanów oraz ulokowanie w kraju centrów terrorystycznych dążących do sprowokowania konfliktu międzynarodowego doprowadziły do wybuchu wojny domowej. Najbardziej krwawym epizodem był konflikt, który rozpoczął się w 1975 roku i trwał przez ponad 15 lat. Libańscy szyici, sunnici i chrześcijanie przez wieki mieli do siebie pretensje, a każda grupa uważała, że jest tą wybraną, najlepszą. Sunnici byli postrzegani jako najmniej libańscy, ponieważ zawsze bliższe były im wartości sąsiednich Arabów. Podobnie rzecz się miała z libańskimi szyitami, utożsamianymi z Irańczykami i również traktowanymi jako obcy. Chrześcijanie uważali się za najbardziej libańskich. Ten konflikt można śmiało określić jako wojnę wszystkich przeciwko wszystkim, podsycaną przez siły zewnętrzne.
***
W każdej książce należy wspomnieć o udziale w niej innych osób, które swą osobowością czy pracą wpłynęły na sposób postrzegania świata przez autora. Dziękuję prof. dr. hab. Krzysztofowi Kubiakowi za to, że podzielił się ze mną częścią swej ogromnej wiedzy. Gdyby nie pomoc i rady prof. dr. hab. Pawła Graty, dr. hab. Andrzeja Bonusiaka, dr. Michala Przybylaka, Yosefa ben David Nachmiasa, nieodżałowanej pamięci gen. Giory Romma, asa izraelskiego lotnictwa i uczestnika tamtych wydarzeń, gen. Zvi Kan Tora, Zahiego Shakeda oraz Jacka Goldina, który służył mi pomocą w pozyskaniu materiałów poświęconych dziejom Armii Obrony Izraela, to opracowanie byłoby uboższe.
Dziękuję także, a może przede wszystkim, mym przyjaciołom: Markowi Szarzyńskiemu, Piotrowi Wilkowi i Bogusiowi Kozikowi, za to, że zawsze byli mi oparciem, gdy tego potrzebowałem. Słowa te dotyczą również: dr. Lucjana Faca, dr. Mariusza Konarskiego i Andrzeja Wojtasa, długoletniego redaktora naczelnego Militarnego Magazynu Specjalnego „Komandos” i mego serdecznego druha, który miał wielki wpływ na formę niniejszej publikacji.
Praca ta nie powstałaby oczywiście bez pomocy i wszechstronnego wsparcia mojej ukochanej Ani. Dziękuję także wszystkim niewymienionym z nazwiska osobom, które udzieliły mi pomocy w zebraniu materiału źródłowego, mając nadzieję, że przedstawione w niniejszej pracy zagadnienia wzbogacą dotychczasowy stan wiedzy o genezie, przebiegu i skutkach konfliktu w Libanie oraz pozwolą na zupełnie inne spojrzenie na historię tego regionu.
dr hab. Krzysztof Mroczkowski
ROZDZIAŁ I LIBAN – GÓRZYSTY KRAJ I JEGO PROBLEMY
Problem narastającego konfliktu izraelsko-palestyńskiego w Libanie jest – jak można wnioskować – o wiele bardziej złożony, niż to na pierwszy rzut oka się wydaje, przy czym istnieją podstawy do przypuszczeń, kto w istocie stał za decyzją o rozpoczęciu wojny w 1982 roku, stanowiącej kumulację problemu i jednocześnie pewną cezurę, rozgraniczającą różne podejścia do regulacji zagadnień libańskich.
Dziedzictwo francuskiego kolonializmu, tworzącego tzw. Wielki Liban i oddzielającego go od Syrii, było najważniejszą przyczyną walk i konfliktów w tym kraju po 1943 roku. Otoczeni muzułmańskim bezmiarem miejscowi arabscy chrześcijanie musieli poszukiwać dla swej tożsamości wyrazistych wzorów, dlatego stawali się sympatykami modnych w Europie w latach trzydziestych ruchów nacjonalistycznych. W bliskowschodniej rzeczywistości ów nieco mityczny, ponadwyznaniowy „naród” stanowiłby wspólnotę, z której nie mogli być wykluczeni. Jednak narody trzeba było dopiero stworzyć, zaś pojęcie „naród” było w tym regionie czymś z gruntu nowym. Z powodu bardzo kruchych relacji między ugrupowaniami religijnymi i wyznaniowymi problem ten był wzmacniany przez wydarzenia regionalne. W rezultacie mieliśmy do czynienia z wieloma konkurującymi ze sobą projektami narodotwórczymi i dowolnością ich wyboru – przykładowo mieszkaniec Libanu mógł się uznać za członka narodu libańskiego, wielkosyryjskiego lub arabskiego. Nieprzypadkowo ideologia narodowa pojawiła się i zakorzeniła w środowisku prawosławnych chrześcijan. Prawosławni w Libanie ustępowali liczbą katolickim maronitom, ale w skali forsowanej Wielkiej Syrii stanowiliby znacznie liczniejsze wyznanie chrześcijańskie, stąd niechęć do ograniczania się wyłącznie do libańskich granic, zbyt dla nich ciasnych. Miało to podstawy historyczne. Celem Francuzów, forsujących utworzenie „Wielkiego Libanu” i celowe oddzielenie go od Syrii, było bowiem utworzenie państwa, w którym katolicy byliby znaczącą większością. W odróżnieniu od prozachodnich maronitów prawosławni nie wykazywali skłonności prozachodnich i proeuropejskich, mocno akcentując swą odrębną tożsamość i opierając ją na swoiście pojmowanym socjalnacjonalizmie.
Wskutek działań miedzynarodowych na te problemy nałożył się jeszcze jeden. 14 maja 1948 roku, kilka godzin przed oficjalnym wygaśnięciem brytyjskiego mandatu w Palestynie, proklamowano utworzenie Państwa Izrael. Oddziały Ligi Państw Arabskich (Liban, Syria, Jordania i Egipt) niemal natychmiast przystąpiły do zmasowanych, choć nieco chaotycznych działań zaczepnych. Rządy Egiptu, Iraku, Libanu, Syrii i Transjordanii wydały oświadczenia usprawiedliwiające atak na nowo powstałe państwo, w których odwołały się do chęci przywrócenia ładu, bezpieczeństwa i sprawiedliwości dla Palestyńczyków w ich prawie do samookreślenia.
Liban odegrał w wojnie rolę raczej symboliczną, jednak jego udział w niej był niejako zapowiedzią przyszłych działań. Owa niechęć do angażowania się wynikała z głębokich podziałów w armii – oficerowie muzułmanie byli gotowi poprowadzić swoje oddziały przeciw Izraelczykom, jednak dowódcy chrześcijańscy woleli nie brać udziału w, jak podkreślano, niepewnej wojnie. W konsekwencji naczelne dowództwo wojsk libańskich zdecydowało się podejście, które można uznać za defensywne. W tej sytuacji całkowity ciężar walk w Galilei spadł na Arabską Armię Wyzwoleńczą, a oddziały libańskie w praktyce ograniczyły swoje działania do pilnowania granicy oraz szlaków zaopatrzeniowych wiodących do Galilei. Jesienią 1948 roku oddziałom izraelskim udało się uzyskać na tyle dużą przewagę, że przejęły inicjatywę i wyparły siły arabskie z Galilei, zajmując dodatkowo miejscowość Malikya i 14 wiosek w południowym Libanie. Izrael dysponował znacznie mniejszymi siłami, ale miał doskonałych dowódców i żołnierzy bezwzględnie oddanych sprawie. Krwawe walki, przerywane doraźnymi rozejmami, trwały sześć miesięcy. Główne działania izraelskiej armii koncentrowały się na pustyni Negew, doprowadzając do rozpoczęcia 12 stycznia 1949 roku tajnych rozmów izraelsko-egipskich na wyspie Rodos. 24 lutego 1949 roku nastąpiło podpisanie rozejmu izraelsko-egipskiego. Ostatecznie dzięki wysiłkom ONZ udało się w znacznym stopniu doprowadzić do wymuszonego, lecz stosunkowo trwałego zawieszenia broni. Wojna, w której według Dawida Ben Guriona „700 tys. Żydów stanęło do walki przeciwko 27 mln Arabów – jeden przeciwko czterdziestu”, zakończyła się sukcesem Izraelczyków, pozostawiła jednak w sercach i umysłach zapiekłą wrogość pomiędzy Arabami a Żydami, a nawet szerzej: pomiędzy państwami arabskimi a Państwem Izrael.
1 marca 1949 roku rozpoczęły się tajne izraelsko-libańskie rozmowy, prowadzone na przejściu granicznym w Rosz ha-Nikra. Co warte podkreślenia, uznano, że przebiegały w najlepszych nastrojach w porównaniu ze wszystkimi negocjacjami z innymi państwami arabskimi. Szefem izraelskiej delegacji był gen. Mordechaj Maklef, a urzędnicy z Ministerstwa Spraw Zagranicznych Szabbetaj Rosen i Joszua Palmon uczestniczyli w rozmowach jako członkowie delegacji. Zwierzchnikiem delegacji libańskiej był Szef Sztabu Generalnego Libańskiej Armii gen. Tawfik Salim, a towarzyszyło mu dwóch wysokich oficerów i przedstawiciel Ministerstwa Spraw Zagranicznych. 23 marca 1949 roku podpisano rozejm izraelsko-libański. Był to niewątpliwy sukces strony izraelskiej, zarówno pod względem militarnym, jak i politycznym, jednak na miarę możliwości ówczesnych realiów polityki międzynarodowej. Liban nie uznał faktu istnienia Państwa Izrael i nie podpisał trwałego porozumienia pokojowego. Pod względem prawnym było to jedynie zawieszenie broni – wojna izraelsko-libańska została tylko przerwana na czas obowiązywania rozejmu. Pomijając jednak względy natury politycznej czy skomplikowany obraz wzajemnych postrzegań, wojna spowodowała także masowy exodus ludności – zarówno palestyńskiej, jak i żydowskiej. Według różnych szacunków terytorium wywalczone przez Państwo Izrael w niezwykle trudnych warunkach opuściło ok. 720 tys. Palestyńczyków.
Skala klęski humanitarnej była znaczna – blisko 650 tys. osób wymagało doraźnej pomocy. Pojawił się bolesny problemu uchodźców palestyńskich, których liczba według źródeł arabskich miała w tamtym czasie dochodzić do około 1 mln osób (źródła izraelskie mówią o 500–600 tys.). Większość uzyskała tymczasowe – w założeniu miejscowych władz – schronienie w sąsiednich państwach arabskich: Libanie i Syrii oraz na obszarze kontrolowanego przez Transjordanię Zachodniego Brzegu Jordanu i zajętej przez Egipt Strefy Gazy. Władze tych krajów, mając na względzie liczbę uchodźców oraz swoiście pojmowaną „tymczasowość” problemu, umieściły uchodźców w specjalnie zorganizowanych obozach.
W panującym w Libanie zagmatwanym układzie idei i religii element reformy społecznej oraz socjalizm, głoszony przez grupy mniej uprzywilejowane, a także problemy wynikające z obecności uchodźców palestyńskich początkowo nie miały większego znaczenia, lecz w połowie lat pięćdziesiątych rosnąca w siłę partia Baas stała się wyraźnie ugrupowaniem socjalistycznym i nacjonalistycznym. Jej hasła trafiały na podatny grunt, a wpływy rozciągały się już nie tylko na Syrię, lecz także na sąsiednie kraje: Liban, Jordanię oraz Irak, a także na państwa Półwyspu Arabskiego. Głoszone przez nią idee nacjonalistycznego socjalizmu przyciągały już nie tylko studentów i intelektualistów, nękanych kwestiami skomplikowanej tożsamości narodowej czy kulturowej – stały się szczególnie popularne w kręgach wojskowych, zwłaszcza wśród oficerów pochodzących z biednej muzułmańskiej prowincji oraz wywodzących się ze wsi robotników, zamieszkujących głównie slumsy Bejrutu.
W 1958 roku ten od dawna chylący się ku upadkowi układ sił załamał się, przez kilka miesięcy trwała wojna domowa. Sytuację komplikował wzrost znaczenia haseł panarabskich i lewicowych wśród libańskich muzułmanów. Najsilniejszym ugrupowaniem lewicy stała się założona w 1949 roku przez Kamala Jumblatta Postępowa Partia Socjalistyczna, skupiająca głównie druzów. Duże wpływy mieli także komuniści ze zdelegalizowanej w 1948 roku Komunistycznej Partii Libanu. Oparta na tych dwóch ugrupowaniach lewica, wspierana przez ZSRR, konsekwentnie dążyła do narzucenia Libanowi nacjonalizmu arabskiego w wydaniu socjalistycznym, a jej przywódcy liczyli na przystąpienie do Zjednoczonej Republiki Arabskiej, czyli nowo powstałej unii Egiptu i Syrii. W 1958 roku obóz lewicowy utworzył tzw. Front Narodowy, zrzeszający głównie druzów i sunnitów. W tym samym roku grupy te, wspierane przez agentów egipskich i syryjskich, zainicjowały zamieszki wymierzone w prozachodni rząd. Owe dążenia polityczne, mające na celu zmianę kursu politycznego państwa, z czasem przekształciły się w konflikt religijny pomiędzy chrześcijanami i muzułmanami. Sytuację opanowały dopiero wojska amerykańskie i brytyjskie, poproszone o pomoc przez libański rząd. Prozachodni Liban jako jedno z nielicznych państw świata arabskiego pozytywnie przyjął tzw. doktrynę Eisenhowera i w obliczu wzrostu wpływów antyzachodnich prezydent Camille Nimr Chamoun poprosił rząd USA o interwencję. W lipcu 1958 roku w Libanie w ramach operacji „Blue Bat” wylądowali amerykańscy żołnierze z US Army i US Marine Corps (USMC). W operację zaangażowano znaczne siły – ok. 14 tys. żołnierzy, w tym 8509 należących do armii i 5670 oficerów i żołnierzy USMC. Siły te, określane jako USAREUR, były przerzucane na Bliski Wschód stopniowo – w lutym 1958 roku trwały prace nad rewizją schematu operacyjnego pod nazwą „Emergency Plan 201”. Amerykanie opuścili Liban dopiero w październiku tego roku, pozostawiając iluzoryczny pokój. Trzy lata później, w 31 grudnia 1961 roku, udaremniono próbę zamachu stanu, podjętą przez grupę oficerów należących do Syryjskiej Partii Ludowej, której celem było utworzenie „Wielkiej Syrii” (obejmującej Liban i Palestynę).
Libańscy chrześcijanie i wyznawcy islamu, chociaż etnicznie i kulturowo w pełni izomorficzni (bliskowschodni chrześcijanin ma, o czym nie wolno zapominać, mentalnościowo więcej wspólnego z muzułmaninem niż z swoim europejskim współwyznawcą), legitymowali się odmiennym pochodzeniem i niekiedy ta pierwotna przynależność miała znacznie większe znaczenie niż narodowa. Te podziały pogłębiały się w miarę rozwoju nowoczesnego państwa, borykającego się również z problemem uchodźców palestyńskich. Poszukujące tożsamości społeczności chrześcijańskie radykalizowały się na równi z muzułmańskimi, a wiara stawała się najlepszym narzędziem w walce o wpływy polityczne. W rewolcie 1958 roku po stronie rządowej i w obronie chrześcijan opowiedziały się oddziały chrześcijańskich Falang Libańskich. Te formacje były pierwotnie chrześcijańską organizacją prawicową o charakterze militarno-sportowym, założoną w 1936 roku przez Pierre’a Gemayela, młodego wówczas aktywistę maronickiego. W ich szeregach znaleźli się studenci i uczniowie, wywodzący się głównie z klasy średniej, przedstawiciele drobnego kapitału, a także mieszkańcy wsi leżących w rejonach osadnictwa chrześcijańskiego. Kształceni na Zachodzie arabscy chrześcijanie młodego pokolenia często stanowili elitę intelektualną swych społeczności, jednak pozostawali niedoreprezentowani w strukturach rządowych i administracyjnych. W skomplikowanej sytuacji społecznej, pod wpływem radykalizacji poglądów i po części w odpowiedzi na represje i niesprawiedliwość, zaczęły się rodzić mity założycielskie alternatywne do muzułmańskich, odróżniające chrześcijan ich od współobywateli. Nie pozostawały tu bez znaczenia czynniki historyczne – w owej „kreacji historycznej” popierał ich świat zachodni, głównie Francja, która w elitach chrześcijańskich widziała strażnika swych interesów w Libanie i innych krajach arabskich. Polityczna pozycja Falang znacznie wzrosła po nieudanej rebelii Frontu Narodowego z 1958 roku. Ta pierwsza wojna domowa zakończyła się iluzorycznym odnowieniem równowagi pod często wówczas powtarzanym przez media (na czele z prorządowym dziennikiem „Al Bayrak”): „Nie ma zwycięzców ani zwyciężonych”. Pierre Gemayel był już wówczas doświadczonym politykiem, a dwa lata później został wybrany do Zgromadzenia Narodowego. W roku 1960 Falangi Libańskie uzyskały dziewięcioosobową reprezentację w parlamencie, a w później partia często sprawowała władzę samodzielne lub w koalicji z innymi ugrupowaniami.
Gorącą atmosferę podgrzewały dodatkowo dążące do konfrontacji arabskie ugrupowania lewicowe, usiłujące zmusić rząd do zmiany kierunku politycznego i nawiązania ściślejszych związków z arabskimi krajami socjalistycznymi. Nie dość, że pierwotne przyczyny kryzysu nie zostały rozwiązane, to jeszcze w ciągu następnych 15 lat doszedł do nich kolejny czynnik, mianowicie rola Libanu w konfrontacji między Palestyńczykami a Izraelem.
Obowiązywała ustalona w 1943 roku formuła funkcjonowania państwa, lecz w chwili pojawienia się na terytorium libańskim Palestyńczyków zmieniła się w chętnie podważaną arytmetyczną rzeczywistość. W Libanie wiele z obozów dla palestyńskich uchodźców powstało na obszarach zdominowanych przez chrześcijan i, co warte szczególnego podkreślenia, to początkowo właśnie Kościół maronicki jako pierwszy udzielił pomocy przybyszom. Palestyńczycy nie mieli jednak najmniejszego zamiaru integrować się nawet z muzułmańską ludnością libańską. Traktowali ten kraj wyłącznie jako tymczasowe miejsce pobytu, a zarazem wygodną bazę wypadową w walce z Żydami. Palestyńskie obozy dla uchodźców stały się miejscami rekrutacji i szkolenia bojowników o Palestynę zwanych fedainami. Ich oddziały, popierane koniunkturalnie przez libańskich muzułmanów (głównie sunnitów, lewicę i ruch panarabski przy jednoczesnym wsparciu Syrii), rozpoczęły czynną walkę z Izraelem. Część Libańczyków, nie tylko zresztą chrześcijan, z czasem przyjęła absolutnie negatywny stosunek do uchodźców palestyńskich i rekrutujących się z ich szeregów grup bojowych.
Dominujący wówczas w Libanie sojusz maronicko-sunnicki musiał w pewnym momencie stawić czoło marginalizowanej przez wiele lat, a obecnie wspartej przez Palestyńczyków społeczności szyickiej, która nagle stała się największą grupą wyznaniową w Libanie4. Kraj został wszakże zmuszony do przyjęcia ponad 110 tys. muzułmańskich uchodźców palestyńskich, którzy uciekli z terenów utworzonego w 1948 roku Państwa Izrael. Po wojnie arabsko-izraelskiej w 1967 roku liczba uchodźców wzrosła, a do roku 1975 sięgnęła 300 tys. Wówczas muzułmanie stanowili już blisko 59,7 proc. ludności Libanu. Początkowo problem próbowano ignorować lub nie dostrzegać jego istoty – ułatwiało to zawarcie w 1969 roku układu, na mocy którego libańskie wojsko nie ingerowało w sprawy palestyńskich obozów. Brak nadzoru zemścił się po kilku latach, a nakładające się na siebie kłopoty wewnętrzne społeczności palestyńskiej stanowiły iskrę, która wznieciła pożar. Dodatkową komplikację stanowiły antagonizmy między poszczególnymi libańskimi grupami religijnymi, korzenie tych konfliktów sięgały jeszcze XIX stulecia. „Różne religie i sekty żyją nieopodal siebie, ale nie tworzą jednej społeczności ani nie kierują się uczuciami braterskimi. Sunnici wyłączają ze społeczność szyitów, obie grupy nienawidzą druzów, z kolei oni wszyscy mają w pogardzie nusaryjczyków. Szczególnie maronici nikogo nie darzą ciepłymi uczuciami, za co nie są lubiani przez nikogo. Greccy ortodoksi nie cierpią katolików, obie te grupy nie tolerują Żydów. To samo dotyczy pozostałych grup i społeczności – te nie mają żadnego poczucia wzajemnej więzi. W społeczności brak jest strategii wspólnego rozwoju, zamiast tego ludzie gubią się pośród niezliczonych uprzedzeń i wzajemnych animozji. Na całym świecie żaden inny kraj nie jest siedzibą tylu zwaśnionych grup i ras, co w efekcie skutecznie uniemożliwia jakąkolwiek poprawę sytuacji. Ludzie ci nigdy nie stworzą zwartego narodu, gdyż nie jednoczą ich ani religia, ani cel polityczny – w efekcie tego na zawsze pozostaną słabi, niezdolni do samostanowienia, pozostaną wystawieni na zewnętrzne wpływy i agresję”.
W relatywnie zamożnym układzie chrześcijańsko-sunnickim możliwość awansu społecznego szyitów była w dużym stopniu zablokowana. Maronici, czy ujmując to bardziej ogólnie – chrześcijanie – byli zainteresowani obroną dotychczasowego porządku, ponieważ to oni tradycyjnie byli najaktywniejsi w kontaktach gospodarczych z Zachodem i zapewniali rozwój ekonomiczny kraju. Naprzeciw nich stanęli zradykalizowani lewicowi muzułmanie, którzy mieli w społeczeństwie nieco niższy status, a na skutek czynników zewnętrznych zostali wzmocnieni obecnością Palestyńczyków. Z biegiem czasu różnice religijne między sunnitami a szyitami stały się kwestią absolutnie drugoplanową – chęć zdobycia władzy i ekonomia wygrały z religią. W tej skomplikowanej atmosferze wzajemnej nieufności, gdy szukano najdrobniejszego nawet pretekstu do rozwiązań siłowych, Liban pierwszej połowy lat siedemdziesiątych stał się tykającą bombą zegarową. Nabrzmiewały konflikty wewnętrzne. Ostatecznie napięta sytuacja doprowadziła do wybuchu krwawej wojny domowej, dodatkowo podsycanej przez Palestyńczyków, wykorzystujących faktyczny brak kontroli przez władze libańskie nad zamieszkanymi przez nich terytoriami. Na podstawie analizy tych wszystkich czynników można śmiało postawić tezę, iż obecność Palestyńczyków nie wywołała kolejnej wojny domowej – ona ją jedynie przyspieszyła.
Początkowo nieuznający istnienia Państwa Izrael rząd Libanu patrzył na działalność ekstremistów palestyńskich, jeśli nie przychylnie, to na pewno przez palce i dość chętnie przyjmował kolejne fale uchodźców. Było to podyktowane krótkowzroczną polityką ekonomiczną: Palestyńczycy stanowili tanią siłę roboczą, osiadłą w pobliżu plantacji cytrusów lub przemysłowych dzielnic miast, a zarazem tworzyli znakomity rynek zbytu. Jednak, gdy liczba sunnickich przecież Palestyńczyków sięgnęła 300 tys., rząd w Bejrucie zaczął okazywać pewien niepokój, obawiając się ich politycznych aspiracji. Wraz ze wzrostem liczby uchodźców zmieniały się także nastroje społeczne, stronnictwa chrześcijańskie tworzyły bojówki paramilitarne, dochodziło również do licznych starć maronickiej Falangi z Palestyńczykami.
Na forum międzynarodowym, co paradoksalne, kwestia Palestyńczyków nadal była obecna na pierwszych stronach gazet, ale na życzenie państw arabskich zniknęła z dyskusji politycznych. Izrael, Egipt i Jordania podzieliły między siebie terytorium, w 1947 roku przyznane przez ONZ przyszłemu państwu palestyńskich Arabów. Jak na ironię, to rywalizacja państw arabskich – Egiptu i Iraku – sprawiła, że na początku lat sześćdziesiątych kwestia Palestyńczyków wróciła do polityki światowej. I nie z powodu sympatii dla ich samych.
Po opuszczeniu Jordanii przez znaczną część Palestyńczyków wydarzenia nabrały tempa, a sceną kolejnego dramatu miały zostać nie tereny należące do Państwa Izrael, Egiptu czy Syrii, lecz Liban, postrzegany jako państwo spokojne, zamożne i względnie demokratyczne. Żadne z ościennych państw arabskich nie chciało przyjąć uchodźców, mając na względzie zagrożenia, jakie stanowią. Władze w Bejrucie, uwikłane w konflikt wewnętrzny, były jednak praktycznie bezsilne i w 1970 roku pod presją Syrii zgodziły się przyjąć uchodźców. Fakt ten jednak wymaga pewnego komentarza: władze jordańskie zażądały od fedainów posłuszeństwa i zmusiły do opuszczenia kraju jedynie bojowników oraz osoby prowadzące działalność wywrotową lub polityczną. Reszta jako praworządni obywatele Jordanii mogła pozostać w kraju, a władze nie czyniły jej najmniejszych problemów ze strony władz. Uciekinierami byli więc działacze OWP i ich rodziny albo bojownicy, którzy zamierzali prowadzić dotychczasową działalność. Nieprawdziwa jest zatem funkcjonująca w świadomości społecznej, a dodatkowo podsycana przez propagandę opinia, jakoby do opuszczenia Jordanii zostali zmuszeni wszyscy Palestyńczycy, którzy po raz kolejny stali się ofiarami losu. Na mocy uzgodnień z rządem libańskim uchodźcy mieszkali w 15 obozach, zlokalizowanych w następujących miastach lub na ich przedmieściach: Bejrut (sześć obozów), Tyr (trzy), Trypolis (dwa), Sydon (dwa), Baalbek (jeden) oraz An-Nabatijja (jeden). Jednak część uchodźców, nie chcąc trafić do obozów, zrazu schroniła się w kontrolowanej przez Syrię dolinie Bekaa, 30 km na wschód od Bejrutu, a wkrótce opanowała całe południe Libanu i osiadła też w zachodniej, muzułmańskiej części libańskiej stolicy. Władze w Bejrucie zapewne nie do końca zdawały sobie sprawę, iż uchodźcami nie są szewcy, krawcy, drobni handlarze czy matki z dziećmi, lecz wyszkoleni i gotowi do walki bojownicy. Ci z kolei po opuszczeniu Jordanii nie zamierzali zostać szewcami, krawcami bądź drobnymi handlarzami – ich celem była wojna. O ile strona libańska bagatelizowała sprawę, o tyle amerykańska CIA w swych analizach przedstawionych w biuletynie z 30 października 1969 roku jednoznacznie zwracała uwagę, że „al-Fatah raportował, iż transfer znacznych sił z Jordanii do Libanu ma na celu wzmocnienie przebywających już tam oddziałów”.
Zapraszamy do zakupu pełnej wersji książki
Zapraszamy do zakupu pełnej wersji książki
1. W polskiej historiografii pokutują anglojęzyczna kalka językowa i tłumaczenie hebrajskojęzycznej nazwy: „Cawa ha-Hagana le-Jisra’el” jako Siły Obrony Izraela (ang. Israel Defence Forces, IDF). W rzeczywistości hebrajski rzeczownik cawa należy tłumaczyć nie jako „siły”, ale „armia” lub „wojska”. [wróć]
2. Pomijając hasła propagandowe, rządy tych krajów musiały stawić czoło np. problemom demograficznym – przykładowo w wyniku aneksji Zachodniego Brzegu i utworzenia haszymidzkiego Królestwa Jordanii oraz napływu od 350 tys. do 500 tys. uchodźców w sytuacja ekonomiczna, polityczna, społeczna i demograficzna w tym państwie uległy diametralnej zmianie. W 1950 roku liczba ludności Jordanii była niemal trzykrotnie wyższa od liczby ludności samej Transjordanii w roku 1948. Jednocześnie terytorium kraju zwiększyło się jedynie o 5 proc. [wróć]
3. Obecny kształt chrześcijaństwa w Libanie w dużej mierze wynikał z napływu do kraju ludności chrześcijańskiej (głównie maronitów), prześladowanej przez kalifa Al-Ma’muna na początku IX stulecia. Ukrywający się w niezasiedlonych wówczas górach Libanu maronici zdołali utworzyć silną strukturę, zdolną obronić swoją chrześcijańską i kulturową tożsamość w obliczu ciągłych prześladowań ze strony muzułmanów. W X wieku większość maronitów mieszkała już w Libanie. W czasach wypraw krzyżowych Kościół maronicki podjął kroki w kierunku zawarcia unii z Kościołem rzymskokatolickim. Trwając w tej wspólnocie, maronici zdołali zachować dużą autonomię i przeciwstawić się islamizacji. W 1860 roku Osmanowie wraz z druzami dokonali wielkiej masakry ludności chrześcijańskiej (zamordowano ok. 10 tys. samych tylko maronitów), która wywołała interwencję militarną Francji, Prus, Austrii i Anglii. W rezultacie sułtan musiał uznać niezależność wspólnoty chrześcijańskiej Libanu w ramach imperium osmańskiego. Maronici mieli nawet swojego „prezydenta” chrześcijanina, którego wyznaczała Turcja, a zatwierdzały rządy wspomnianych krajów. Rozpad imperium ottomańskiego w wyniku pierwszej wojny światowej stworzył szansę na prawdziwą niepodległość. Skorzystano z niej i w konsekwencji powstał Wielki Liban, w 1920 roku uznany przez Francję i Anglię. W roku 1926 przekształcono go w Republikę Libańską o ustroju parlamentarnym, a w 1946 roku Francja całkowicie usunęła się z kraju. Od tego momentu w konstytucji Libanu istnieje zapis, że prezydentem powinien być maronita. [wróć]
4. Ta demograficzna zmiana nie została jednak oficjalnie przedstawiona, ponieważ ostatni spis ludności w Libanie został przeprowadzony w 1932 roku, kiedy chrześcijanie stanowili większość. [wróć]