Barbarossa: Jak Hitler przegrał wojnę - Jonathan Dimbleby - ebook + książka

Barbarossa: Jak Hitler przegrał wojnę ebook

Jonathan Dimbleby

0,0
97,99 zł

lub
-50%
Zbieraj punkty w Klubie Mola Książkowego i kupuj ebooki, audiobooki oraz książki papierowe do 50% taniej.

Dowiedz się więcej.
Opis

Największe, najkrwawsze i najbardziej barbarzyńskie przedsięwzięcie militarne w dziejach świata

22 czerwca 1941 roku o 3.15 nad ranem rozpoczyna się największa operacja wojskowa w historii. To nie będzie starcie dobra ze złem. Kruchy sojusz dwóch totalitaryzmów, wspierających się przez pierwsze 22 miesiące drugiej wojny światowej, właśnie się załamuje. Hitler rzuca do walki 4 miliony żołnierzy. Ich początkowe spektakularne sukcesy zdają się wróżyć upadek Stalina. Mało kto w tych gorących letnich dniach spodziewa się, jaki los czeka Niemców za kilka miesięcy.

III Rzesza rozpęta wojnę na wyniszczenie. Jej celem będzie unicestwienie sowieckiego komunizmu, eksterminacja Żydów i zdobycie nowych ziem dla rasy panów. Armia Czerwona nie okaże się godnym przeciwnikiem, a Stalin genialnym strategiem. A jednak Hitler przegra to starcie. Będzie to dla niego początek końca, zaś front wschodni stanie się synonimem piekła na ziemi.

Jonathan Dimbleby napisał najlepszą jednotomową monografię o operacji Barbarossa, czerpiąc z niepublikowanych dotąd archiwów i nieznanych rosyjskich źródeł. To narracyjne arcydzieło zmieni nasze rozumienie II wojny światowej i historii XX wieku.

Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi lub dowolnej aplikacji obsługującej format:

EPUB
MOBI

Liczba stron: 1000

Data ważności licencji: 11/17/2026

Oceny
0,0
0
0
0
0
0
Więcej informacji
Więcej informacji
Legimi nie weryfikuje, czy opinie pochodzą od konsumentów, którzy nabyli lub czytali/słuchali daną pozycję, ale usuwa fałszywe opinie, jeśli je wykryje.



Tytuł oryginału

Barbarossa. How Hitler Lost the War

 

Copyright © 2021, Dimbleby Partners Limited

First published as Barbarossa in 2021 by Allen Lane, an imprint of Penguin Press. Penguin Press is part of the Penguin Random House group of companies.

 

Projekt okładki

Marcin Słociński/ monikaimarcin.com

 

Fotografia na okładce

Pictorial Press Ltd/ Alamy Stock Photo

 

Opieka redakcyjna

Krzysztof Chaba

 

Opieka promocyjna

Karolina Domańska

 

Opracowanie redakcyjne

Bogusława Wójcikowska

 

Korekta

Joanna Kłos

Aleksandra Marczuk

 

Weryfikacja merytoryczna

Anna Winkler

 

Indeks

Tomasz Babnis

 

© Copyright for the translation by SIW Znak sp. z o.o.,

Copyright © for this edition by SIW Znak sp. z o.o., 2023

 

ISBN 978-83-240-8905-5

Znak Horyzont

www.znakhoryzont.pl

Książki z dobrej strony: www.znak.com.pl

Więcej o naszych autorach i książkach: www.wydawnictwoznak.pl

Społeczny Instytut Wydawniczy Znak, 30-105 Kraków, ul. Kościuszki 37

Dział sprzedaży: tel. (12) 61 99 569, e-mail: [email protected]

Wydanie I, Kraków 2023

Skład wersji elektronicznej na zlecenie Wydawnictwa Znak: Monika Lipiec /Woblink

Dla moich wnuków

Barnaby’ego, Chloe, Maxa i Arthura

Przedmowa

Inwazja Hitlera na Związek Sowiecki 22 czerwca 1941 roku była największym, najbardziej krwawym i najbardziej barbarzyńskim przedsięwzięciem militarnym w historii. Specyficzny cel operacji „Barbarossa”, jak Führer nazwał to katastrofalne przedsięwzięcie, powodował zarazem, że była ona najbardziej decydującą kampanią II wojny światowej. Gdyby Hitler osiągnął swój cel – unicestwienie Związku Sowieckiego – byłby panem losu Europy. W ciągu niecałych sześciu miesięcy od chwili inwazji, kiedy jego armie dotarły do bram Moskwy, wszelkie perspektywy urzeczywistnienia jego urojonej wizji Tysiącletniej Rzeszy się ulotniły.

Wehrmacht – ogólne określenie używane w odniesieniu do armii niemieckiej, marynarki wojennej i lotnictwa – w dalszym ciągu wojny podejmował oczywiście kolejne ofensywy i odniósł wiele dramatycznych zwycięstw. Były to jednak efemeryczne triumfy. Wraz z końcem 1941 roku naziści stracili bowiem wszelkie realne szanse na odniesienie zwycięstwa. Przez kolejne trzy i pół roku ziemia Związku Sowieckiego nasiąkała krwią dziesiątków milionów ludzi, ofiar tej straszliwej rozgrywki, której wynik po nieudanej kampanii 1941 roku był już przesądzony. Chociaż stwierdzenie takie może wydać się dziwne tym, którzy ze zrozumiałych przyczyn utrzymują, że głównym czynnikiem przyczyniającym się do zwycięstwa nad Hitlerem był desant dzielnych wojsk alianckich w czerwcu 1944 roku w Normandii, niemniej jednak dostępna wiedza sprzeciwia się temu twierdzeniu.

O losie Hitlera nie rozstrzygnęło lądowanie aliantów w Normandii (D-Day), ale wynik Wielkiej Wojny Ojczyźnianej, jak Stalin nazwał swoją walkę z Niemcami na froncie wschodnim. Nie oznacza to, że ci, którzy poświęcili życie, uczestnicząc w walce z Niemcami na froncie zachodnim, uczynili to na próżno. Wręcz przeciwnie, to właśnie im niezliczone miliony mieszkańców Europy Zachodniej zawdzięczają wolność i demokrację, czyli coś, czego sowiecki dyktator odmówił swoim sąsiadom, którzy później mieli znaleźć się w „strefie wpływów” Kremla. To, że Stalin był w stanie podporządkować swojej woli tak znaczną część Europy, wynikało z faktu, że Trzecią Rzeszę na polu walki pokonali nie jego zachodni sojusznicy, ale żołnierze sowieccy. Chociaż czas i sposób ostatecznego zniszczenia nazistów zostały ustalone wspólnie przez Stany Zjednoczone, Wielką Brytanię i Związek Sowiecki, to jednak niepowodzenie operacji „Barbarossa” było punktem zwrotnym wojny w Europie, punktem, w którym – po niespełna sześciu miesiącach intensywnej walki – upadek nazizmu stał się nieunikniony.

Twierdzenie to nie ma też na celu umniejszenia skali cierpień, jakich doświadczyli żołnierze I wojny światowej (kiedy sama bitwa pod Sommą w ciągu niespełna pięciu miesięcy pochłonęła ponad milion ofiar) lub uczestnicy innych zmagań II wojny światowej (kiedy w bitwie pod Stalingradem poległa w tym samym okresie podobna liczba ludzi), lecz należy zwrócić uwagę na to, że w długiej historii konfliktów zbrojnych brak precedensu dla skali strat ludzkich poniesionych w toku operacji „Barbarossa”. W porównywalnym bowiem okresie sześciu miesięcy zginęło, zostało rannych lub zaginęło w walce blisko sześć razy więcej młodych mężczyzn.

Nazistowska inwazja na Związek Sowiecki zaskoczyła Stalina i stanowiła wstrząs dla całego świata. Nieomal powszechnie sądzono, że Armia Czerwona rozpadnie się w ciągu kilku dni. Ale niemiecki triumfalizm okazał się przedwczesny. Książka niniejsza przedstawia przebieg operacji „Barbarossa” od jej rozpoczęcia aż do chwili, kiedy pod koniec roku armie Hitlera dotarły do sowieckiej stolicy. Nie próbujemy w niej badać dziesiątków bitew stoczonych na trzech frontach rozległego teatru działań wojennych. W tej kwestii koncentrujemy się na działaniach Grupy Armii „Środek”, której wojska stanowiły awangardę inwazji i której zadaniem było poprowadzenie ataku na Moskwę. Prezentując działania tej grupy armii, obszernie korzystałem z raportów, pamiętników, listów i wspomnień czołowych jej dowódców, w tym jej dowódcy, gen. Fedora von Bocka, podległych mu dowódców polowych (do których należał najsłynniejszy niemiecki dowódca wojsk pancernych Heinz Guderian) oraz oficerów i ich podwładnych. Wielu spośród tych żołnierzy z ewidentną szczerością pisało listy do swych bliskich o strachu i euforii odczuwanych przed walką, o zabijaniu, koleżeństwie, tęsknocie za domem, o niekończących się marszach przez wyschnięte obszary w palącym letnim upale i w lepkim jesiennym błocie, w którego kleistym uścisku grzęzły pojazdy, żołnierskie buty i kopyta koni ciągnących lawety dział, oraz o arktycznej zimie, kiedy temperatura spadła do –35 st. C, a dziesiątki tysięcy żołnierzy traciło kończyny wskutek odmrożeń.

Operacja „Barbarossa” nie okazała się receptą na pewne zwycięstwo – zamiast tego stała się zarzewiem gorzkich sporów między generałami dowodzącymi na froncie i znajdującym się na tyłach Naczelnym Dowództwem Wojsk Lądowych. W miarę pogłębiania się schizmy w niemieckich kręgach dowódczych szef sztabu niemieckiej armii Franz Halder na próżno usiłował podejmować się roli mediatora pomiędzy dowódcami frontowymi a zmiennym w nastrojach naczelnym dowódcą Wehrmachtu Hitlerem, co było koszmarnym zadaniem, otwarcie przezeń opisywanym w jego wojennym dzienniku. Podobnie jak walki toczone przez Grupy Armii „Północ” i „Południe”, także kampania Grupy Armii „Środek”, która zmagała się z armiami sowieckimi – dowodzonymi w dużej mierze przez najwybitniejszego dowódcę Stalina, gen. Gieorgija Żukowa – miała charakter nieustępliwej, żmudnej i zaciekłej walki, niemniej pod względem skali i charakteru pozbawionej formy konwencjonalnego konfliktu.

Front wschodni był polem bitwy, na którym odwaga była oczywista, a obowiązek święty, lecz żadna ze stron nie przywiązywała większej wagi do subtelności zwykłego człowieczeństwa. W miejsce rycerskości pojawiła się nienawiść, redukcyjny atawizm, który został rozpalony przez stanowcze i nieprzejednane dyrektywy Hitlera i Stalina. Wydawane były one nie tylko po to, żeby kierować przebiegiem walk zbrojnych – domagano się w nich także, aby nie okazywać wrogowi litości. W tej tytanicznej walce między dwoma behemotami tyranizującymi kontynent ignorowano zasady prowadzenia wojny określone w obowiązujących konwencjach genewskich.

Niemieckie armie inwazyjne wielokrotnie instruowano, że wróg należy do gorszego gatunku ludzkości, a ich żołnierze zachowywali się adekwatnie do podawanych im treści. Żołnierze sowieccy i cywile byli rutynowo poddawani aktom straszliwej brutalności zarówno na polu walki, jak i poza nim. Tortury i morderstwa, których dopuszczały się oddziały niemieckie, były powszechnie ignorowane przez wyższych oficerów Wehrmachtu, dowodzących niejednokrotnie zbiorowymi egzekucjami osób uznanych za komisarzy politycznych, szpiegów lub partyzantów. Mordercze ekscesy niemieckiej Armii Wschodniej (Ostheer) spotykały się z odpowiednim zachowaniem żołnierzy sowieckich, bez skrupułów traktujących Niemców jak brutalnych przestępców, wobec których żadne środki karne nie były zbyt surowe, aby je kwestionować. Odczuwana po obu stronach śmiertelna kombinacja uczuć wstrętu i strachu dawała przyzwolenie na dopuszczanie się aktów niespotykanego zezwierzęcenia. Opisy takich zdarzeń, przedstawiane przez ich uczestników lub gapiów przyglądających się im bez skrępowania, są wyraźnie zachowawcze, często wyzywające i tylko sporadycznie okraszone wstydem lub niechęcią. Żaden autor opisujący operację „Barbarossa” nie może pozwolić sobie na pominięcie tej straszliwej prawdy, znajdującej odzwierciedlenie w licznych źródłach.

Większość żołnierzy służących w Armii Czerwonej walczyła z poczucia patriotyzmu lub dla odzyskania ojczystych ziem, inni z przekonań ideologicznych, ale wszyscy ze świadomością, że reżim Stalina rządził w równym stopniu terrorem, jak i przez przyzwolenie. Paranoiczne przekonanie sowieckiego dyktatora, że jest otoczony przez ideologicznych sabotażystów, łączyło się z bezlitosną obojętnością wobec życia innych. W czasie wojny, podobnie jak w czasie pokoju, nie zwlekał z wymierzeniem kary śmierci tym, którzy wywołali uczucie niezadowolenia. Generałowie byli ofiarami doraźnych egzekucji lub arbitralnego uwięzienia. Tym, którzy uciekli z pola walki lub się poddali – nawet w obliczu niewiarygodnych przeciwności – groziła kara śmierci, a ich rodziny karano, skazując na pohańbienie, ale także utratę środków do życia i praw emerytalnych. Na polecenie Stalina Stawka (kierownictwo Najwyższego Naczelnego Dowództwa) utworzyła „oddziały zaporowe”, które rozmieszczano na tyłach linii frontu, z rozkazem rozstrzeliwania żołnierzy masowo wycofujących się, aby uniknąć zmiażdżenia przez nacierającego wroga.

Sowieckiemu przywódcy udało się jednak zdobyć wierność zdecydowanej większości społeczeństwa, które zjednoczyło się dla sprawy obrony ojczyzny. Z listów i wspomnień żołnierzy i cywilów (niektóre z nich dopiero niedawno zostały wydobyte z czeluści sowieckich archiwów) wynika, że zarówno mężczyźni, jak i kobiety znosili wojnę ze stoickim spokojem, zjednoczeni w walce przeciwko najeźdźcy. Wiele najważniejszych zabytków w Moskwie zostało zamaskowanych, a w mieście wprowadzono godzinę policyjną. Znajdując się pod ciągłym bombardowaniem z powietrza, robotnicy zdołali zdemontować tysiące ważnych strategicznie zakładów przemysłowych, przewożąc je w bezpieczne miejsca na Uralu, gdzie wkrótce rozpoczęły produkcję, w dużym tempie rosnącą. Jesienią 1941 roku, kiedy Niemcy zagrozili zewnętrznemu pierścieniowi słabej obrony Moskwy, w sowieckiej stolicy ogłoszono stan oblężenia, a szubrawców i osoby naruszające godzinę policyjną na miejscu rozstrzeliwano. Pod ogólnym kierownictwem Żukowa dziesiątki tysięcy kiepsko wyposażonych ochotników – mężczyzn i kobiet, młodych i starszych – pracowało z determinacją, wznosząc na terenie miasta barykady i kopiąc w głębokim błocie lub zmarzniętej ziemi okopy i pułapki czołgowe. Reżim rządzący wyłącznie za pomocą terroru nigdy nie byłby w stanie zdobyć lojalności ludzi, bez których zaangażowania w walkę jego klęska byłaby nieunikniona.

Zbrodnie przeciwko ludzkości popełniane na polu walki przez obie strony przyćmiewała skala okrucieństw, których dopuszczali się niemieccy naziści za linią frontu. Żołnierze sowieccy, którzy przeżyli walkę i stawali się jeńcami wojennymi, forsownymi marszami udawali się do niewoli. Byli maltretowani, bici i chłostani, pozbawieni leczenia, jedzenia i wody. Dziesiątki tysięcy z nich zmarło, zanim dotarło do prowizorycznych obozów jenieckich, w których byli przetrzymywani jak zwierzęta, skuleni za drutem kolczastym, bez schronienia, sanitariatów i innych najbardziej podstawowych środków do życia. Pozbawieni żywności niektórzy jeńcy sowieccy uciekali się do kanibalizmu, ale zdecydowana większość umierała z głodu. Niniejsza książka jest kroniką bezlitosnej brutalności, która stanowiła integralną część operacji „Barbarossa”. Do maja 1945 roku w niewoli niemieckiej zginęło około 3 mln żołnierzy sowieckich. Dwie trzecie z nich jeszcze przed upływem 1941 roku zmarło z głodu lub pod lufą karabinu.

A sprawy miały się jeszcze gorzej. Na wschodnich obszarach, które w wyniku podbojów dokonanych przez Wehrmacht w 1941 roku znalazły się pod nazistowskim panowaniem, operowały cztery Einsatzgruppen (oddziały specjalne lub „grupy operacyjne”), dowodzone przez wyższych stopniem oficerów i wędrujące od miasta do miasta, od miasteczka do miasteczka z przyzwoleniem na dokonywanie masowych mordów. Utworzenie Einsatzgruppen zostało zatwierdzone przez Hitlera i zorganizowane przez Heinricha Himmlera i Reinharda Heydricha, którzy – odpowiednio jako dowódca SS i szef Głównego Urzędu Bezpieczeństwa Rzeszy – byli głównymi architektami Holokaustu. Początkowo oddziały te otrzymały rozkaz rozstrzeliwania „Żydów zajmujących stanowiska partyjne i państwowe”, wkrótce jednak ich członkowie byli zachęcani do zabijania wszystkich Żydów – mężczyzn, kobiet i dzieci – z równą gorliwością. Dowódcy Einsatzgruppen zawzięcie ze sobą rywalizowali, starając się prześcigać w coraz wyższych wskaźnikach egzekucji. Na ich polecenie ludzie byli chwytani, pozbawiani dobytku i zabijani przez plutony egzekucyjne, a ofiary egzekucji grzebano w masowych grobach. Mordercy ci nie działali w próżni. Najwyżsi rangą dowódcy Wehrmachtu – wbrew ich gwałtownym powojennym protestom – byli nie tylko świadomi działań Einsatzgruppen, lecz także w wielu przypadkach współwinni, gdyż je ułatwiali. W każdym z krajów zaatakowanych przez Hitlera w operacji „Barbarossa” zwykli żołnierze, miejscowe siły policyjne i ochotnicze współdziałały z mordercami, pomagając im w wykonywaniu ich zadań. Świadczą o tym zarówno oficjalne rozkazy i sprawozdania, jak i relacje samych sprawców oraz zeznania naocznych świadków i tych nielicznych ofiar, które zdołały przeżyć. Świadectwa te są równie niepodważalne, co przerażające. Żaden wyczerpujący opis operacji „Barbarossa” nie może ich pomijać.

W pierwszych tygodniach inwazji zaangażowanie w ludobójstwo nie szło w parze z efektywnością. Stopniowo jednak mordercy usprawniali metody działania, dochodząc do perfekcji w szybkim i sprawnym przeprowadzaniu systematycznych egzekucji dużej liczby mężczyzn, kobiet i dzieci, relacjonując swoje makabryczne osiągnięcia w raportach, które składali przełożonym, prezentując w nich zimne statystyczne dane.

W ciągu sześciu miesięcy od rozpoczęcia inwazji na ZSRS naziści po serii makabrycznych eksperymentów z różnymi rodzajami gazów trujących uruchomili pierwsze obozy zagłady, wśród nich Auschwitz-Birkenau, rozpoczynając proces industrializacji masowych mordów. Do świąt Bożego Narodzenia 1941 roku pierwszy milion ludzi, których dotyczyło „ostateczne rozwiązanie” Hitlera, padł ofiarą eksterminacji przy użyciu broni palnej i komór gazowych. Groteskową ironią było to, że najbardziej niebywała zbrodnia XX wieku stała się jedynym elementem apokaliptycznej wizji Trzeciej Rzeszy, której realizacji do ostatnich miesięcy wojny nie były w stanie przeszkodzić klęski wojsk niemieckich na polu walki. Pominięcie tego aspektu operacji „Barbarossa” oznaczałoby pominięcie jednego z jej najbardziej bezpośrednich i natychmiastowych skutków.

Pełne przedstawienie inwazji Hitlera na Związek Sowiecki wymaga rozważenia zarówno jej przyczyn, jak i skutków. Operacja „Barbarossa” nie wydarzyła się w historycznej próżni, lecz była rezultatem skomplikowanego dramatu politycznego, który rozpoczął się po zakończeniu I wojny światowej, oraz nawarstwienia nierozwiązanych problemów, nękających Europę w jej następstwie. Z tego powodu, być może ku zaskoczeniu niektórych czytelników, narracja pierwszej części tej książki zaczyna się w 1922 roku, kiedy to Związek Sowiecki i Niemcy, jeszcze nie tak dawno skaczące sobie do gardeł na polach bitewnych I wojny światowej, a następnie traktowane przez resztę Europy jak pariasi, podpisały pojednawczy traktat o współpracy. Europejskie demokracje zareagowały na ten fakt oburzeniem. Traktat niemiecko—sowiecki był coup de main*, wywołującym konfuzję u Lloyda George’a – jego żmudne wysiłki mające na celu zbudowanie na całym kontynencie konsensusu na rzecz zrównoważonego rozwoju gospodarczego, a tym samym pokoju i bezpieczeństwa, legły w gruzach.

Rozwikłanie splątanych wątków dramatu politycznego rozgrywającego się później na scenie europejskiej – co jest niezbędne, w przeciwnym razie trudno jest nadać operacji „Barbarossa” jakikolwiek sens – polega na obnażeniu arogancji i strachu, które doprowadziły podzielone demokracje Europy Zachodniej do odnoszenia się do Związku Sowieckiego z niechęcią, wykluczającą nie tylko sensowny dialog z Kremlem, ale również sprawiającą, że większość ich przywódców uznała niezrównoważonego Führera Niemiec za mniejsze zło.

Od ruin Wersalu, przez pojawienie się na scenie politycznej Hitlera w Niemczech i brutalne przejęcie władzy przez Stalina w Związku Sowieckim, aż po szok, jakim był pakt Ribbentrop-Mołotow, zawarty w sierpniu 1939 roku, oficjalne dokumenty, listy, pamiętniki i wspomnienia głównych uczestników wydarzeń aż nazbyt wyraźne oświetlają niemożliwe do pogodzenia lub nieosiągalne cele. Sprawiały one, że europejscy przywódcy stali się bezradni w sytuacji, w której kontynent nieuchronnie zaczął dryfować w kierunku drugiej wojennej pożogi, przez nikogo niechcianej, z wyjątkiem Hitlera i prawdopodobnie Stalina (którego głównym celem było uniknięcie bezpośredniego zaangażowania), ale i niemożliwej do powstrzymania przez kogokolwiek.

W ciągu roku od wybuchu wojny nie tylko czołgi niemieckie zdołały opanować większość Europy Zachodniej, lecz także Hitler postanowił odłożyć inwazję na Wielką Brytanię na rzecz zniszczenia najpierw Związku Sowieckiego. Przyczyny tej fatalnej dlań decyzji były wielorakie, ale impuls do rozpoczęcia operacji „Barbarossa” wyszedł z Bałkanów. Z tego względu w książce tej podkreślamy znaczenie zaciętej rywalizacji między Moskwą a Berlinem o kontrolę nad tym zapalnym i strategicznie ważnym regionem Europy. Kiedy pod koniec listopada 1940 roku bezpośrednie negocjacje między sowieckim ministrem spraw zagranicznych Wiaczesławem Mołotowem a Adolfem Hitlerem znalazły się w impasie, Führer nakazał swoim generałom podjęcie prac nad szczegółowymi planami inwazji na Związek Sowiecki, która miałaby nastąpić na wiosnę następnego roku. W czerwcu 1941 roku, po zajęciu Jugosławii i wyparciu Brytyjczyków z Grecji, Hitler znalazł się w sytuacji, w której prowadził wojnę na dwóch frontach jednocześnie.

Operacja „Barbarossa” nie była więc działaniem odseparowanym od rozwijającego się w znacznym tempie konfliktu globalnego, czyli kluczowego kontekstu, w którym umieściłem inwazję niemiecką na ZSRS. W ciągu kilku godzin od otrzymania informacji o tym, że Wehrmacht znalazł się na wojennej ścieżce ze Związkiem Sowieckim, Churchill, a kilka dni później Roosevelt (w mniej górnolotnych słowach) zadeklarowali jednoznaczne poparcie w konflikcie dla strony sowieckiej. W krótkim czasie zarówno Waszyngton, jak i Londyn znalazły się w trudnym do wyobrażenia sojuszu z jedynym na świecie państwem komunistycznym, a trzej przywódcy stali się wkrótce znani jako Wielka Trójka. Było to zbliżenie o doniosłym znaczeniu, które miało nie tylko bezpośredni wpływ na przebieg wojny na froncie wschodnim, lecz także na powojenne losy Europy. Z tego powodu moja narracja przedstawiająca operację „Barbarossa” skupia się również na wielkim ludzkim i politycznym dramacie tego burzliwego, często swarliwego, ale jakże ważnego trójstronnego partnerstwa, kiedy to emisariusze dyplomatyczni z Waszyngtonu i Londynu udawali się na Kreml, aby pertraktować z nieobliczalnym dyktatorem sowieckim.

Inwazja Hitlera na Związek Sowiecki zmieniła bieg historii. Jak sugeruje podtytuł tej książki, powstała ona w przekonaniu, że ostatnie sześć miesięcy 1941 roku miało większe znaczenie niż jakikolwiek inny okres XX wieku. Operacja „Barbarossa” była nie tylko zgubnym hazardowym zagraniem, lecz także wydarzeniem, które zadecydowało o tym, że Hitler przegrał wojnę.

* zaskakujący cios (fr.) – przyp. tłum.

Część I. Na równi pochyłej ku wojnie

Rozdział 1.Torowanie drogi

W wielkanocny weekend 1922 roku elegancki kurort Rapallo na włoskiej Riwierze był zatłoczony zamożnymi Włochami, którzy cenili sobie kojący klimat tego zakątka Morza Śródziemnego. Cisza i bez-pretensjonalność miasta od dawna przyciągały także obcokrajowców, zwłaszcza osoby wrażliwe na doznania kulturowe. Wędrując uliczkami Rapallo, filozof Friedrich Nietzsche rozwinął idee, które później stały się podstawą jego opus magnum, czyli Tako rzecze Zaratustra, dzieła, które powszechnie uważano za intelektualnie nieprzeniknione. W spokojnych uliczkach i dyskretnych kafejkach miasta rozsmakowali się między innymi Guy de Maupassant i lord Byron. Do współczesnych habitués* należeli Ezra Pound i angielski eseista Max Beerbohm, słynący ze swoich dandysowatych karykatur przedstawicieli angielskich klas wyższych.

Rapallo uświetniały ruiny klasztoru, starożytna bazylika z pochyloną dzwonnicą, liczne średniowieczne kościoły i pozostałości dwóch zamków, z których jeden znajdował się na skalistym cyplu u wejścia do portu, gdzie niegdyś strzegł miasta przed grasującymi na morzu piratami. Dla lubiących się zabawić w mieście znajdowało się także kilka dyskretnych kasyn i okazjonalnie jakiś nocny klub. Najbardziej imponującym budynkiem był wzniesiony w stylu neopalladiańskim hotel Excelsior Palace, który mógł się pochwalić 140 pokojami i „zakładem kąpielowym” z widokiem na morze. Hotel był najczęściej wybierany przez małomównych bogaczy i międzynarodowych dyplomatów, szukających w nim prywatności i dyskrecji.

To właśnie tutaj w ten wielkanocny weekend niemiecki minister spraw zagranicznych Walther Rathenau i ludowy komisarz spraw zagranicznych Rosyjskiej FSRS Gieorgij Cziczerin zasiedli wraz z delegacjami do negocjacyjnego stołu, aby nadać ostateczny szlif porozumieniu między ich rządami, które od kilku tygodni było przedmiotem tajnych rozmów. Sowieccy i niemieccy dyplomaci z pewnością musieli być świadomi, że traktat z Rapallo, jak nazwano to porozumienie, będzie dyplomatyczną bombą zegarową, która miała wybuchnąć w poniedziałek wielkanocny w oddalonym o niecałe 40 km, położonym na wybrzeżu, mieście Genua. Jej efekt miał być niszczący, a szkody uboczne nieodwracalne.

Kiedy w popołudniowy poniedziałek 10 kwietnia 1922 roku brytyjski premier Lloyd George wkraczał pośród tłumu przepychających się fotografów i dziennikarzy do wielkiej sali konferencyjnej trzynastowiecznego Palazzo San Giorgio w Genui, nie miał pojęcia, co się dzieje w Rapallo. Po długim okresie dyplomacji wahadłowej brytyjskiemu premierowi udało się nakłonić przedstawicieli 34 zwaśnionych europejskich narodów do wzięcia udziału w wielkiej konferencji i ufał, że ich głębokie animozje zostaną załagodzone przez międzynarodowy traktat, który pod auspicjami jego geniuszu ostatecznie przywróci porządek i dobrobyt na podzielonym kontynencie.

Ambicje Lloyda George’a nie miały granic. Przed wyjazdem do Włoch oświadczył w Izbie Gmin, że Europa została „rozbita na kawałki przez niszczycielskie skutki wojny”, a jego celem, który zamierza osiągnąć w Genui, było ni mniej, ni więcej, tylko „odbudowanie” całego kontynentu1. Postępując w tym duchu, brytyjski premier wybrał moment swojego przybycia do Palazzo, aby uzyskać maksymalny efekt –był pewny, że zgromadzeni delegaci powstaną, gdy wejdzie, aby nagrodzić jego wysiłki długą owacją, co też się stało.

Brytyjski premier był nie tylko ekstrawaganckim politykiem, błyszczącym w świetle reflektorów, ale także człowiekiem o prawdziwej wizji i dużej wyobraźni. Z przywódców czterech mocarstw alianckich – Wielkiej Brytanii, Francji, Włoch i Stanów Zjednoczonych – które trzy lata wcześniej doprowadziły do podpisania traktatu wersalskiego, jako jeden z pierwszych uświadomił sobie, że paryska konferencja pokojowa nie uczyniła nic, aby wyleczyć rany po Wielkiej Wojnie, i bardzo niewiele, aby zapobiec ich jątrzeniu się , co mogło przynieść katastrofalne skutki.

Traktat wersalski w najlepszym razie zawinął w bandaż ropiejącą ranę. Wytyczył nowe granice na mapie Europy, tworząc liczne niepodległe państwa, wykrojone z różnych regionów należących do czterech rywalizujących ze sobą autokracji imperialnych, które przez ostatnie pół wieku tłumiły kształtujące się na ich obszarze wewnętrzne animozje etniczne i kulturowe. Europejska „równowaga sił” – koncepcja ukuta przez austriackiego kanclerza, księcia Klemensa von Metternicha, i jego Święte Przymierze z początku XIX wieku, a następnie rozwinięta wraz z powstaniem Drugiej Rzeszy w 1871 roku przez „żelaznego kanclerza” Cesarstwa Niemieckiego, Ottona von Bismarcka – rozpadała się już na długo przed 1914 rokiem, a do końca Wielkiej Wojny rozsypała się całkowicie.

W Wersalu podjęto decyzję o rozczłonkowaniu Monarchii Austro-Węgierskiej, która niegdyś chaotycznie usiłowała panować nad rozległym obszarem środkowej i południowej Europy, i tylko jej oniryczne stolice, Wiedeń i Budapeszt, przypominały o utraconym splendorze Habsburgów. Podobnie imperium osmańskie, „chory człowiek Europy”, które zaczęło się rozpadać na długo przed wybuchem wojny, po jej zakończeniu doczekało się konfiskaty swoich bałkańskich posiadłości dokonanej przez zwycięzców i ich ponownego podziału pomiędzy skłócone dawne części składowe. Niespokojny despotyzm Imperium Rosyjskiego uległ przemocy rewolucji bolszewickiej. Car Mikołaj II, ostatni z Romanowów, został zamordowany, a największy naród na kontynencie pogrążył się w odmętach wojny domowej. Nie mniej spektakularnie został złamany i upokorzony niemiecki kolos, który pod rządami ostatniego z cesarzy, Wilhelma II, przez całe pokolenie siedział okrakiem na karku Europy.

Narody Europy, znoszące wcześniej butę cesarskich edyktów, znalazły się pośród wirujących odłamków wojny, w której zginęło ponad 40 mln ludzi, w tym około 10 mln żołnierzy poległych na polu walki i ponad 6 mln cywilów zmarłych za linią frontu. Kolejne 10 mln ludzi zostało przesiedlonych w obrębie granic własnych państw lub jako uchodźcy poszukujący bezpieczeństwa, schronienia i pożywienia przemierzało nowe granice, ustanowione pospiesznie w Wersalu. Mimo że niektóre państwa przeżywały powojenny boom gospodarczy, który wzbudzał ostrożny optymizm, znaczna część gospodarki Europy leżała w gruzach. Szerzące się bezrobocie i pospolita nędza sprawiały, że dominujące na kontynencie było poczucie smutku i nieszczęścia. Stopniowo stawało się jasne, że traktat wersalski osiadł na skałach iluzji wynikającej z wysokiego mniemania o sobie jego twórców. Nie osiągnął on odważnego celu, jakim było stworzenie podstawy do rozwiązania egzystencjalnego kryzysu nękającego kontynent.

Najbardziej ambitną wizją, jaką wysunięto na konferencji pokojowej w Paryżu, było stworzenie międzynarodowego globalnego bezpieczeństwa opartego na założeniu, że wszystkie państwa można nakłonić do zastąpienia instynktu samozachowawczego bezinteresownym dążeniem do zachowania międzynarodowej harmonii – w nawiązaniu do romantycznego wyobrażenia prezydenta Woodrowa Wilsona, że w ten sposób świat może być wreszcie „bezpieczny dla demokracji”. Ta nieskazitelna moralnie wizja znalazła ucieleśnienie w traktacie wersalskim poprzez utworzenie Ligi Narodów. Był to wspaniały plan, ale zbyt kruchy, aby wytrzymać gwałtowne wtórne wstrząsy tektoniczne, które nastąpiły po trzęsieniu ziemi z lat 1914–1918.

Jego kruchość stała się dobitnie widoczna wkrótce po tym, jak prezydent Wilson, powróciwszy z Wersalu do Waszyngtonu, pochwalił się przed Senatem, że „wreszcie świat uznał Amerykę za zbawcę świata”2. Taka pycha mogła schlebiać ego tych Amerykanów, którzy z ulgą przyjęli wiadomość, że ich synowie nie zginęli na próżno na europejskich polach bitew, niemniej jednak zdecydowana większość amerykańskich senatorów była rozczarowana. Co więcej, zdecydowali się oni za principium przyjąć przewodnią zasadę najbardziej szacownego spośród ojców założycieli, George’a Washingtona, który uważał, że Stany Zjednoczone powinny unikać „wikłania się w sojusze” z jakimkolwiek narodem. Kongres odmówił zatem zarówno poparcia dla zaangażowania Wilsona w Ligę Narodów (która w konsekwencji została poważnie osłabiona), jak i ratyfikacji traktatu wersalskiego, który doprowadził do jej narodzin.

W rezultacie na okres prawie dwóch dekad Stany Zjednoczone nieomal całkowicie wycofały się z pierwszej linii europejskiej dyplomacji, wybierając politykę neutralności i interweniując jedynie sporadycznie – i w interesie własnym – w sprawy Europy, która dla wielu Amerykanów stała się odległym kontynentem, o którym niewiele wiedzieli i na którego sprawach jeszcze mniej im zależało. Dopiero po wybuchu II wojny światowej w 1939 roku prezydent Roosevelt poczuł się na tyle silny politycznie, aby zakomunikować niechętnemu mu Kongresowi, że „wikłanie się w sojusze” ponownie stało się nieuniknione**. W międzyczasie pozostawieni samym sobie Europejczycy byli zmuszeni poszukiwać drogi ocalenia na własną rękę.

Traktat wersalski nie tylko nie uczynił Europy „bezpieczną dla demokracji”, ale i pogłębił napięcia, które z wielu przyczyn miały wkrótce ogarnąć kontynent. Po wielu tygodniach dręczących i często gniewnych sporów zwycięzcy ostatecznie zdołali dojść do porozumienia w kwestii wysokości daniny, jaką powinien był zapłacić pokonany niemiecki lewiatan. W nadziei na wyeliminowanie w przyszłości zagrożenia ze strony niemieckiego rewanżyzmu nowo powstała Rzesza – jej przywódcy zostali wykluczeni z negocjacji nad traktatem, który miał przypieczętować ich los – miała zostać pozbawiona wszystkich podbitych terytoriów, spętana militarnie, osłabiona ekonomicznie i ukarana finansowo.

Kiedy demokratycznie wybrani przywódcy Republiki Weimarskiej zostali wezwani, aby wysłuchać wyroku, jaki wydano na ich państwo, potwierdziły się ich najgorsze przeczucia dotyczące jego treści. Ich rodząca się demokracja zmuszona była oddać znaczną część swojego terytorium, które albo należało do dziewiętnastowiecznego Cesarstwa Niemieckiego, albo zostało podbite podczas wojny. Alzacja i Lotaryngia miały zostać zwrócone Francji, Nadrenię mieli okupować alianci, Zagłębie Saary miało się znaleźć na 15 lat pod administracją francuską, a dalsze terytoria miały być oddane Belgii, Czechosłowacji, Polsce i Litwie. Upłynęło pięć lat, zanim wszystkie te podyktowane warunkami traktatu wersalskiego skomplikowane cesje terytorialne zostały ostatecznie wprowadzone w życie. Warunki traktatu wersalskiego, choć rygorystyczne, nadal pozostawiały Rzeszę w posiadaniu największego obszaru lądowego w Europie, na zachód od Związku Sowieckiego, a mimo to Niemcy czuli się tak, jakby ich wielki naród został rozczłonkowany; upokorzenie z tego powodu spotęgowała decyzja aliantów o konfiskacie ich afrykańskich kolonii. Reichswehra (niemieckie siły zbrojne) miała zostać tak okrojona, że z imperialnej machiny wojennej stawała się niczym więcej jak żandarmerią wojskową, liczącą nie więcej niż 100 tys. ludzi i mającą zakaz produkowania i posiadania samochodów pancernych, czołgów i samolotów bojowych. Jeszcze bardziej kontrowersyjna była tzw. klauzula „winy za wywołanie wojny”, która stanowiła podstawę do nałożenia na Niemcy karnych reparacji wojennych, mających zrekompensować zniszczenia wywołane wojowniczością Kaisera.

W części traktatu wersalskiego dotyczącego odszkodowań wojennych*** otwierający go artykuł 231 stanowił: „Rządy sprzymierzone i stowarzyszone oświadczają, zaś Niemcy przyznają, że Niemcy i ich sprzymierzeńcy, jako sprawcy, są odpowiedzialni za wszystkie szkody i straty poniesione przez Rządy sprzymierzone i stowarzyszone oraz przez ich obywateli na skutek wojny, która została im narzucona przez napaść ze strony Niemiec i ich sprzymierzeńców”. Nieszczęśni przywódcy Republiki Weimarskiej stanęli przed prostym wyborem: albo zaakceptują te warunki kapitulacji, albo będą zmuszeni stawić czoła inwazji i okupacji ze strony mocarstw alianckich. Mając taką alternatywę, posłusznie podpisali się pod podyktowanymi im warunkami. Wymierzona kara była mniej dotkliwa, niż skłonni byliby twierdzić ukarani – Niemcy nie były tak „zdruzgotane i pognębione”3, jak powszechnie sądzono – jednakże była dostatecznie uciążliwa, aby w narodowej psychice Niemców zakorzeniła się głęboka gorycz z powodu tego, co uważano za okrutną i mściwą karę za zbrodnie, za które, jak sądzono, nie byli oni odpowiedzialni.

Z innych, ale nie mniej istotnych powodów z udziału w paryskiej konferencji pokojowej została wykluczona także Rosja. Lloyd George, podobnie jak prezydent Wilson, skłonny był sympatyzować z powstaniem rosyjskiego proletariatu przeciwko carskiej tyranii, które, jak wierzył, wynikało z uzasadnionego żądania radykalnej zmiany po wiekach ucisku. „Twierdzenie, że my sami powinniśmy wybierać przedstawicieli wielkiego narodu, było sprzeczne z każdą zasadą, o którą walczyliśmy”4 – mówił francuskiemu premierowi Georges’owi Clemenceau. Słowa te odzwierciedlały opinię w tej sprawie podzielaną powszechnie w całej Europie, jak również w Wielkiej Brytanii. Jednak Clemenceau, który nieugięcie obstawał przy tym, że Niemcy zasłużyły sobie na środki karne nałożone na nie traktatem wersalskim, upierał się, że jakikolwiek dyplomatyczny flirt z bolszewikami podsyci apetyty na rewolucję wśród zubożałej i wyalienowanej klasy robotniczej w krajach europejskich.

Pogarda francuskiego przywódcy została z dużą siłą powtórzona przez brytyjskiego sekretarza stanu do spraw wojny Winstona Churchilla, który nie wahał się wyrażać swojej wrogości do bolszewików w najbardziej barwnych słowach. „Cywilizacja – grzmiał Churchill, przemawiając do tłumu zgromadzonego na wiecu wyborczym w listopadzie 1918 roku –jest całkowicie wygaszana na gigantycznych obszarach, a bolszewicy jak stada dzikich pawianów podskakują i brykają pośród ruin miast i trupów swoich ofiar”5. W przeciwieństwie do Lloyda George’a, Churchill uważał, że nowy reżim w Moskwie bynajmniej nie jest podatny na manipulacje, lecz piekielnie zdeterminowany w dążeniu do realizacji rewolucyjnego podboju. „Spośród wszystkich tyranii w historii tyrania bolszewicka jest najgorsza, najbardziej niszczycielska, najbardziej upadlająca”. Churchill pouczał swoją londyńską publiczność, skłaniając Lloyda George’a do suchej refleksji: „Jego książęca krew burzyła się przeciwko hurtowej eliminacji wielkich książąt w Rosji”6. Mimo książęcej krwi w odpowiednim czasie przyszły premier zostanie zmuszony przez okoliczności do przyjęcia zupełnie innego tonu wobec reżimu w Moskwie.

Panujący w Europie konsensus na rzecz wykluczenia Rosji i Niemiec z udziału w obradach nad przyjęciem traktatu wersalskiego był zbyt silny, aby Lloyd George mógł mu się oprzeć. Podczas gdy uczestnicy konferencji paryskiej stawiali kropki nad „i” i kreski nad „t”, 180 tys. żołnierzy zachodnich armii wciąż brało udział w rosyjskiej wojnie domowej, która wybuchła po rewolucji 1917 roku. Wsparcie aliantów dla białych Rosjan walczących z bolszewikami nie było pozbawione celu, ale nie miało spójnej strategii. W ciągu 12 miesięcy wojska interwencyjne zdołały jak kraby poczynić postępy, działając bez jasno zdefiniowanego celu, aby wkrótce po zawarciu traktatu wersalskiego wycofać się bez wyraźnego powodu, z wyjątkiem zademonstrowania braku determinacji. W ten sposób nie tylko nie udało się im zawrócić przywódców młodego państwa komunistycznego z ich rewolucyjnej drogi, ale zamiast tego utwierdzili Moskwę w coraz silniejszym przekonaniu, że Zachód jest zjednoczony w dążeniu do udaremnienia i – jeśli to możliwe – podkopania rewolucji za pomocą wszelkich środków, jakie mogą się okazjonalnie w przyszłości pojawić. W następnych latach paranoja Stalina na punkcie zagrożenia zewnętrznego tylko pogłębiła te uzasadnione podejrzenia.

*

W czasie konferencji genueńskiej Lloyd George miał pełną świadomość tego, że Niemcy i Rosja, dwa największe państwa na kontynencie, nie mogą być dłużej traktowane jak banici na arenie międzynarodowej. Były zbyt duże, zbyt ludne i zbyt niestabilne, aby je ignorować. Obydwa te państwa, mające status pariasów, musiały ponownie uzyskać międzynarodową akceptację. Brytyjski premier uważał, że bez ich obecności przy stole negocjacyjnym niemożliwe będzie znalezienie drogi wyjścia z pogłębiającego się europejskiego kryzysu ani zbudowanie trwałych ram stabilności na całym kontynencie. Z drugiej strony – z przezornością, której najwyraźniej odmawiali mu inni przywódcy – obawiał się on, że utrzymująca się izolacja skłoni Niemcy i bolszewicką Rosję do odłożenia na bok różnic ideologicznych na rzecz utworzenia bliskiego partnerstwa gospodarczego i strategicznego, które – gdyby się powiodło – zniszczyłoby kruchą równowagę w Europie. Z tego względu w miesiącach poprzedzających spotkanie w Genui premier Wielkiej Brytanii zainwestował wiele kapitału politycznego, aby przekonać Francuzów do zaakceptowania obecności Niemiec przy stole konferencyjnym, a jednocześnie, aby przezwyciężyć odrazę kilku innych uczestników konferencji – w tym konserwatywnych członków jego własnej chwiejnej koalicji – do samej myśli o zasiadaniu obok bolszewickich rewolucjonistów.

Moskwa i Berlin nie były dostatecznie silne, aby zbojkotować konferencję w Genui, niemniej jednak żadna z tych stolic nie czuła się szczególnie uradowana z zaproszenia do wzięcia udziału w konferencji zorganizowanej przez Lloyda George’a. Przedstawiciele obu państw przybywali do Włoch, żywiąc niewielką nadzieję na uwolnienie się z kajdan, które mocarstwa alianckie nałożyły na nie w Wersalu. Kilka dni przed rozpoczęciem konferencji brytyjski premier poinformował Cziczerina, że bolszewicka Rosja uzyska pomoc gospodarczą tylko wtedy, gdy Kreml zgodzi się spłacić ogromne długi i pożyczki zaciągnięte na Zachodzie przed rewolucją przez reżim carski7. Cziczerin był wykształconym intelektualistą, który odziedziczył wielkie bogactwo. Odbył wiele podróży i znał wszystkie ważniejsze języki europejskie. Napisał książkę o Mozarcie i podziwiał Nietzschego (choć nie wiadomo, czy wiedział, że Rapallo było jednym z ulubionych miejsc, do których uciekał filozof). Był on również jednym z najbliższych zaufanych współpracowników Lenina i oddanym bolszewikiem. Najwyraźniej był bardzo wyczulony i skłonny do doszukiwania się afrontów. Nieumyślnie Włosi dali mu powód do poczucia się urażonym, wyznaczając jego poselstwu miejsce zakwaterowania – wraz z Niemcami – oddalone od centrum konferencyjnego w Genui. Przed jego przybyciem do Genui dobrze poinformowany korespondent „Manchester Guardian” w Moskwie, Arthur Ransome (który wkrótce miał stać się sławny jako autor serii książek dla dzieci Jaskółki i Amazonki), napisał, że Cziczerin oficjalnie oprotestował miejsce zakwaterowania delegacji sowieckiej, stwierdzając, że „jedyne połączenie z Genuą stanowi długa droga, szczególnie dogod-na do zamachów […] może się okazać, że o ile będziemy chcieli udawać się do Genui, będziemy codzienne zmuszeni do podejmowania ryzyka”8. Protest sowieckiego ministra został zignorowany. Gdyby potrzebował on dodatkowego dowodu, to zaistniała sytuacja mogła stanowić dlań jeszcze jeden przykład pogardy, jaką Zachód żywił wobec bolszewickiej Rosji.

Niemiecki odpowiednik Cziczerina – Rathenau, który na stanowisko ministra spraw zagranicznych został mianowany niedawno, bo w styczniu 1922 roku, był wybitnym przemysłowcem żydowskiego pochodzenia, liberalnym intelektualistą znanym z tolerancji i uczciwości. Był także politykiem, który nalegał na to, żeby Niemcy przestrzegały warunków traktatu wersalskiego, pomimo wszelkich jego uciążliwych warunków. Z tego powodu, jak również z powodu opowiadania się za nawiązaniem dialogu z bolszewicką Rosją, uważano go za polityka skrajnie lewicowego. Obawa przed zamachem w jego przypadku była równie uzasadniona jak w przypadku Cziczerina. W okresie poprzedzającym konferencję genueńską pisał on nawet o swoim przeczuciu, że może zostać zamordowany przez taką czy inną grupę fanatyków. Choć brzydził się bolszewizmem, który wyśmiewał jako ideologię dążącą do narzucenia narodowi rosyjskiemu „przymusowej szczęśliwości”, wierzył, że gospodarcza i polityczna współpraca ze Związkiem Sowieckim uniemożliwi niemieckim ultranacjonalistom przejęcie agendy politycznej polegającej na domaganiu się utworzenia „Wielkich Niemiec”.

Z perspektywy Rzeszy układ z Kremlem miał również sens praktyczny. Francja w ciągu trzech lat od zawarcia traktatu wersalskiego nie ustąpiła ani na krok w kwestii jego egzekwowania. Quai d’Orsay, jak powszechnie nazywano francuski resort spraw zagranicznych, nadal upierało się, by Rzesza była zmuszona do płacenia w całości rachunku za reparacje, co było nieprzejednanym stanowiskiem, które poważnie ograniczało pole manewru dyplomatycznego. Chociaż brytyjski premier pozostawał pod dużym wpływem wybitnego ekonomisty Johna Maynarda Keynesa, który zrezygnował z pracy w brytyjskim Ministerstwie Skarbu w proteście przeciwko „odrażającej i wstrętnej” karze wymierzonej Rzeszy w Wersalu, nie miał innego wyjścia, jak tylko oświadczyć niemieckiemu rządowi, że – niezależnie od tego, co mógłby wyczarować z powietrza – nie będzie możliwe wynegocjowanie jakiejkolwiek redukcji reparacji wojennych, które uważał za paraliżujący drenaż i tak już świecącego pustkami budżetu Rzeszy.

Moskwa i Berlin mimo dzielących je różnic miały więc wystarczająco dużo wspólnych płaszczyzn do wynegocjowania porozumienia, które umożliwiało im wspólnie ominięcie upokarzających warunków traktatu wersalskiego i wyzwolenie się z niemającego końca zubożenia, wynikającego z izolacji i zadłużenia narzuconego przez zwycięzców Wielkiej Wojny. Dążenie do pojednania wymagało od tych kontynentalnych behemotów jedynie odtworzenia dawnych więzi i dostosowania ich do nowych czasów.

Przed I wojną światową, kiedy Austro-Węgry, Turcja, Rosja i Niemcy – czyli państwa centralne, które wówczas panowały na kontynencie –krążyły wokół siebie, zawierając i rozwiązując sojusze w celu zrównoważenia swoich wspólnych, lecz konkurencyjnych interesów, stosunki między Rosją i Niemcami były umiejętnie wyważane, aby uniknąć konfliktu. Dzięki pomysłowości Bismarcka państwa te w 1887 roku podpisały nawet tajny układ, trafnie nazwany traktatem reasekuracyjnym, na mocy którego układające się strony zgodziły się zachować życzliwą neutralność, a w pewnych okolicznościach zaoferować sobie wzajemne wsparcie militarne. Sam traktat wprawdzie upadł trzy lata później, wraz z odwołaniem żelaznego kanclerza, niemniej jednak serdeczne stosunki dyplomatyczne – oparte na więzach rodzinnych i wzajemnie korzystnych powiązaniach ekonomicznych – przetrwały aż do wybuchu I wojny światowej.

Traktat z Rapallo z 1922 roku był więc odrodzeniem bismarckowskiej Realpolitik, która wymagała od Moskwy i Berlina spojrzenia poza gorzkie dziedzictwo I wojny światowej. Zaledwie cztery lata wcześniej, w lutym 1918 roku, wojska niemieckie przekroczyły linię frontu, grożąc zajęciem wielkich połaci kraju, który już wcześniej został sparaliżowany wojną domową. Lenin, z wiszącym mu nad głową mieczem Damoklesa, został zmuszony przez Berlin do podpisania 3 marca 1918 roku traktatu w Brześciu Litewskim, z warunkami równie surowymi wobec Rosji jak te, które wkrótce potem Niemcy musiały zaakceptować na konferencji pokojowej w Paryżu****. Jednak nieomal natychmiast po uzgodnieniu warunków traktatu wersalskiego ani Rzesza, ani bolszewicka Rosja – w prawdziwie dziewiętnastowiecznym stylu – nie miały skrupułów, aby rozpocząć tajne rozmowy o przywróceniu przedwojennych więzi gospodarczych, które były tak korzystne dla obu państw przed 1914 rokiem.

Co zadziwiające, negocjacje te zostały podjęte z więzienia w Berlinie. W grudniu 1918 roku Karol Radek, marksistowski rewolucjonista, został na polecenie Lenina wysłany do Niemiec, aby wspomóc rodzącą się partię komunistyczną pod przewodnictwem Róży Luksemburg w podsycaniu rewolucyjnych zmian w narodzie kipiącym z niezadowolenia. Radek nie zachowywał dyskrecji. Wkrótce po jego przybyciu do Berlina napięcie między dominującą partią socjalistyczną a komunistami przerodziło się otwartą walkę na ulicach. Powstanie Spartakusa w styczniu 1919 roku doprowadziło do śmierci co najmniej 160 jego uczestników i cywilów oraz ponad 30 osób po stronie członków organizacji paramilitarnych, wysłanych przez rząd do zdławienia rebelii. Luksemburg została schwytana i bez sądu zamordowana. Radek miał więcej szczęścia, został bowiem aresztowany i osadzony w berlińskim więzieniu.

Pomimo zamierzonych jako kara warunków traktatu z Brześcia Litewskiego (zniweczonych w wyniku przegranej Niemiec w wojnie) postawa Berlina wobec Moskwy była podyktowana przesłankami nowej Realpolitik. Zarówno Niemcy, jak i bolszewicka Rosja postrzegały siebie jako ofiary traktatu wersalskiego i z tego względu wzajemnie korzystne stosunki zaczęły wydawać się dla obu stron wysoce pożądane. W celu zasygnalizowania tej zmiany władze niemieckie przeniosły Radka do innej części więzienia Moabit, o wyraźnie wyższym standardzie, gdzie traktowano go jak wysokiego rangą dyplomatę, a nie niebezpiecznego przestępcę. Pozwolono mu nawet na utworzenie czegoś, co sam Stalin określił jako „salon polityczny”9, w ramach którego przychodzili na rozmowy z nim czołowi niemieccy przemysłowcy i urzędnicy państwowi, w tym minister spraw zagranicznych Rathenau. Dyplomacja uprawiana przez Radka jeszcze przed jego zwolnieniem z więzienia i powrotem do Moskwy w 1920 roku zaczęła przynosić owoce*****. Kolejne delegacje handlowe, wśród których znalazło się przedstawicielstwo największego koncernu zbrojeniowego Friedrich Krupp AG, wkrótce zaczęły błyskawicznie przemieszczać się między Rosją i Niemcami, dążąc do przywrócenia swojej lukratywnej działalności z okresu przed wybuchem wojny.

Od zawarcia traktatu wersalskiego w prasie europejskiej i amerykańskiej pojawiały się liczne doniesienia o rozwijających się więziach gospodarczych między Niemcami i sowiecką Rosją. W miesiącach poprzedzających konferencję w Genui w Berlinie zaczęły krążyć plotki i doniesienia prasowe, z których wynikało, że należy się spodziewać formalnego porozumienia między bolszewicką Rosją a Niemcami. Mimo to próżny i niekompetentny ambasador brytyjski w stolicy Niemiec, lord D’Abernon, albo nie zdołał odczytać tych sygnałów, albo wykazał się niezwykłą niefrasobliwością w kwestii ich znaczenia. Tak czy inaczej, zaniedbał zaalarmowanie Londynu. W rezultacie brytyjski premier Lloyd George pozostawał w stanie błogiej niewiedzy w kwestii sowiecko-niemieckich negocjacji aż do owego fatalnego wielkanocnego poniedziałku, kiedy to dotarła do niego wieść o zawarciu traktatu w Rapallo. Wiadomość tę przyjął z konsternacją, żeby nie powiedzieć z wściekłością. Będąc „pionierem osobistej dyplomacji”10, zaryzykował swoją wiarygodność jako międzynarodowego męża stanu i uzależnił ją od pomyślnego wyniku konferencji genueńskiej. Nie było mu też obojętne to, że nowy traktat paneuropejski mógłby przyczynić się do odbudowy jego reputacji na krajowej scenie politycznej, przywracając blask jego nieco wyblakłej karierze premiera. „Walijski czarodziej”, o którym powszechnie mówiono, że „wygrał wojnę”, miał zamiar ukoronować swoją polityczną karierę jako ten, który wygrał również pokój. Nadzieje te legły w gruzach, gdy tylko dotarła doń wiadomość o umowie między Moskwą a Berlinem, którą przypieczętowano za jego plecami w Rapallo.

Premier mógł być oburzony, ale nie powinien być zaskoczony. Trzy lata wcześniej, w dniach poprzedzających złożenie przez przywódców Stanów Zjednoczonych, Wielkiej Brytanii, Włoch i Francji podpisów pod traktatem wersalskim, wysłał on prywatną notę do Georges’a Clemenceau, ostrzegając go, że surowa kara, jaką Francja chce wymierzyć pokonanemu agresorowi, skłoni Niemcy do „związania swych losów z bolszewizmem i oddania swoich zasobów, swoich umysłów, swojej ogromnej siły organizacyjnej do dyspozycji fanatyków rewolucji, których marzeniem jest podbój świata dla bolszewizmu przy użyciu siły zbrojnej”11. W poniedziałek wielkanocny 1922 roku wszystko zdawało się wskazywać, że tego rodzaju porozumienie zostało właśnie uzgodnione.

Lloyd George był niezmiernie rozgoryczony. Podczas uroczystej kolacji wydanej dla delegacji przybyłych na konferencję skarcił przywódców delegacji niemieckiej i publicznie oskarżył Rathenaua o „dwulicowość”12. Gniew brytyjskiego premiera był podszyty rozpaczą. Wszystko, co udało mu się osiągnąć w ciągu 10 trudnych tygodni uprawiania międzynarodowej dyplomacji, właśnie legło w gruzach. Nawet znany z dwulicowości minister spraw zagranicznych, lord Curzon, który nie znosił Lloyda George’a, usłyszawszy o porozumieniu niemiecko—sowieckim, zauważył z obrzydzeniem: „wydaje się, że wracamy […] do najgłębszych poziomów szlamu przedwojennej zdrady i intrygi”13.

Lloyd George, co charakterystyczne, szybko odzyskał panowanie nad sobą, starając się przykryć kłopotliwą prawdę błyszczącym lakierem walijskiego krasomówstwa, które jednak nikogo nie zwiodło. Po kolejnych trzech dniach chaotycznej debaty „New York Times” donosił, że „konferencja wydawała się odbywać w cieniu porażki, a poszczególne delegacje gwałtownie poszukiwały kogoś, na kogo można zrzucić odpowiedzialność za jej niepowodzenie. Przypominała przyjęcie zepsute przez złośliwego chłopca, a pytanie brzmiało: Kogo uznać za winnego tej sytuacji?”14. Kiedy 19 maja 1922 roku dyplomaci po raz ostatni opuszczali Palazzo San Giorgio, żaden z nich nie miał wątpliwości, że na konferencji nie osiągnięto niczego godnego uwagi******. Spotkanie w Genui nie tylko okazało się beznadziejną klapą – na okres życia całego pokolenia skazaną na zachowanie statusu ostatniej konferencji tego typu – to jeszcze Lloyd George powrócił do Londynu, nie mogąc się pochwalić tym, że przywiózł „pokój na nasze czasy”, czego potrzebował, aby przekonać swoich kolegów z rozpadającej się już koalicji, iż jego premierostwo ma jeszcze jakąś przyszłość. W październiku 1922 roku stracił urząd premiera i nigdy już nie powrócił na pierwszą linię brytyjskiej polityki. Człowiek, którego piętnował za „dwulicowość”, również drogo zapłacił za umieszczenie swojego nazwiska w dokumencie traktatu z Rapallo, ale cena ta miała charakter ostateczny. 24 czerwca 1922 roku, gdy Walther Rathenau jechał do pracy, do jego samochodu zbliżył się duży mercedes. Jeden z jego pasażerów otworzył ogień z pistoletu maszynowego, zabijając niemieckiego ministra spraw zagranicznych na miejscu. Rathenau nie był ani pierwszym, ani ostatnim poważanym politykiem niemieckim, który w ten sposób zakończył życie. Zdarzenia tego rodzaju stawały się „nową normalnością” w kraju, który wciąż przeżywał traumę wojny i pokoju.

Zarówno w Wersalu, jak i w Genui rządy europejskie dowiodły, że choć miały wolę uleczenia ran po Wielkiej Wojnie, to jednak były rozdarte zbyt licznymi konkurencyjnymi wizjami i sprzecznymi programami, aby ten cel osiągnąć. Wobec nieobecności najpotężniejszego państwa świata zachodniego okazały się niezdolne do opracowania spójnego planu odbudowy, bez którego, jak ostrzegał Lloyd George, kolejne paroksyzmy dziejowe były nieuniknione. Wstrząsający traktat z Rapallo był gestem, który dawał do zrozumienia adwersarzom z układających się stron, że dwa największe narody na kontynencie nie pozwolą, aby spętała je wola innych; że w ten czy inny sposób dwa wcześniej wrogie sobie państwa, których żołnierze tak niedawno zabijali się nawzajem na polu bitwy, są gotowe ze sobą współpracować przy tworzeniu wyjścia z narzuconego im trudnego położenia. Rapallo nie doprowadziło Europy do upadku, ale z perspektywy czasu pozwala sobie uświadomić, jak niepoprawnie optymistyczne było twierdzenie, że I wojna światowa była „wojną, która miała zakończyć wszystkie wojny”.

Choć formalnie traktat z Rapallo ograniczał się do obietnic współpracy dyplomatycznej i gospodarczej – normalizacji stosunków, wzajemnego zrzeczenia się wszelkich roszczeń terytorialnych oraz umów dotyczących pobudzenia handlu i inwestycji – to ustalenia między obiema stronami sięgały znacznie dalej i miały o wiele większe znaczenie. Wbrew postanowieniom traktatu wersalskiego układ ten stanowił dyplomatyczną przykrywkę dla tajnych rozmów wojskowych między Niemcami a Związkiem Sowieckim, mających na celu obejście ograniczeń traktatowych, które miały uniemożliwić siłom zbrojnym Rzeszy podjęcie działań ofensywnych.

Wielka Brytania nie była w stanie przedstawić twardych dowodów na istnienie takiej groźnej perspektywy, ale brytyjskie Ministerstwo Spraw Zagranicznych pozostawało nieufne. W notatce do Curzona 10 dni po tym, jak świat obiegła wiadomość o traktacie zawartym w Rapallo, pewien spostrzegawczy urzędnik rządu brytyjskiego ostrzegał premiera, stwierdzając: „jestem przekonany, że […] pomiędzy obiema stronami istnieje pełne porozumienie w kwestii tego, że Niemcy pomogą stworzyć rosyjską armię, a zwłaszcza rosyjską marynarkę wojenną: taka współpraca w rewolucyjny sposób wpłynie na perspektywy rozwoju sytuacji politycznej w Europie”15. Jego ostrzeżenie okazało się nie do końca celne. Sowieci zyskali wprawdzie ważną wiedzę militarną, jednak głównym skutkiem traktatu z Rapallo było stworzenie Niemcom możliwości obejścia ograniczeń traktatu wersalskiego i umożliwienie rozpoczęcia odbudowy sił zbrojnych z dala od wścibskich oczu Europy Zachodniej.

W ciągu kilku tygodni od zawarcia traktatu w Rapallo Moskwa zgodziła się na umożliwienie Reichswehrze utworzenia szkoły lotniczej w Lipiecku (460 km na południe od sowieckiej stolicy) i fabryki broni chemicznej w Wolsku (300 km od Samary). Pod pozorem produkcji traktorów producenci broni, tacy jak Krupp i Junkers, zbudowali pod Moskwą i Rostowem nad Donem fabryki, w których produkowano czołgi. Na poligonie w pobliżu Kazania niemieccy dowódcy przeprowadzali manewry, które dowódcy niemieckich związków pancernych wykorzystają w 1940 roku do przełamania francuskich linii obronnych i – co było najbardziej ponurą ironią losu – do zniszczenia sił sowieckich, które miały stawić im czoła w lecie następnego roku. Heinz Guderian, który na obu frontach zasłynął jako jeden z najbardziej błyskotliwych dowódców wojsk pancernych Hitlera, złożył później ukradkiem hołd temu w najwyższym stopniu cynicznemu porozumieniu, pisząc: „od 1926 roku istniał bowiem poza granicami Niemiec pierwszy ośrodek doświadczalny, gdzie wypróbowywano prototypy nowych niemieckich czołgów”16. W zamian za hojność Moskwy program wymiany umożliwiał szkolenie sowieckich oficerów w niemieckich akademiach wojskowych, gdzie obie strony zdobywały dużą wiedzę na temat organizacji i metod działania drugiej strony.

Ta militarna ententa******* podparta była umową handlową zawartą przez oba państwa. W zamian za znaczne pożyczki rząd bolszewicki eksportował do Rzeszy ogromne ilości zboża. Tylko w 1923 roku, bezpośrednio po klęsce głodu, w której z niedożywienia i związanych z nim chorób zmarło 5 mln sowieckich obywateli zamieszkujących zachodnie obszary Rosji, do Niemiec dostarczono ponad 3 mln ton zbóż. W zamian za to Moskwa dzięki kredytom udzielonym przez niemieckie banki zakupiła maszyny przemysłowe i materiały eksploatacyjne w celu odbudowy własnego kompleksu „wojskowo-przemysłowego”, zniszczonego przez wojnę i rewolucję.

Brytyjczycy, zbici z tropu i zaniepokojeni, z obawą patrzyli z boku na to zbliżenie się dwóch kontynentalnych gigantów. „Nie możemy sobie pozwolić na to, żeby Niemcy, czy ewentualna kombinacja rosyjsko—niemiecka, zyskały hegemonię na kontynencie”17 – zauważył brytyjski minister spraw zagranicznych Austen Chamberlain w czasie, gdy jego urzędnicy usiłowali ukształtować politykę równoważącą porozumienie niemiecko—rosyjskie, a opierającą się na głębokiej niechęci do komunizmu. Panujące powszechnie w Ministerstwie Spraw Zagranicznych uprzedzenie do „nieustannego, aczkolwiek niewykrystalizowanego, zagrożenia”18 ze strony Związku Sowieckiego doprowadziło Londyn do konkluzji, że Moskwa stanowi większe zagrożenie dla bezpieczeństwa europejskiego niż Berlin. Nie zważając na postanowienia traktatu wersalskiego, Wielka Brytania podjęła wysiłki zmierzające do odciągnięcia przywódców Republiki Weimarskiej od rosyjskiego niedźwiedzia. Londyn, wspierany przez Francję, Belgię i Włochy, opracował serię zazębiających się porozumień, które miały utwierdzić Niemców w przekonaniu, że Rzesza nie jest już postrzegana przez inne narody europejskie jako banita.

Owocem tej ofensywy dyplomatycznej był traktat w Locarno, zawarty w 1925 roku. Na jego mocy Niemcy i Francuzi uzgodnili przebieg wspólnej granicy i wyrzekli się użycia siły we wzajemnych stosunkach. Francuzi i Belgowie wycofali się z okupowanego przez nich okręgu przemysłowego w Zagłębiu Ruhry (które zajęli w 1923 r.,po tym, jak Rzesza nie spłaciła rocznej raty reparacji wojennych); potwierdzono narzuconą w Wersalu demilitaryzację Nadrenii; Niemcy zostały formalnie z powrotem przyjęte do rodziny narodów Europy Zachodniej wraz z zaproszeniem ich do przystąpienia do Ligi Narodów. Porozumienia zawarte w Locarno okrzyknięto „pokojem naszych czasów”, okazały się one jednak równie ulotne jak zawarte trzy lata wcześniej porozumienia w Genui, niemniej jednak było to kruche naczynie, w którym zamknięto urazy i lęki, jakie wciąż żywiono w Europie.

Rosjanie, którzy wywierali silną presję na Berlin, aby odrzucił warunki z Locarno, byli rozżaleni z powodu decyzji Niemiec, które uległy pochlebstwom Londynu. Niemcy, chcąc uspokoić paranoiczne nastroje panujące w Moskwie i zapewnić, że nie mają zamiaru przyłączać się do antysowieckiego spisku, szybko potwierdziły obowiązywanie więzi gospodarczych i wojskowych ustanowionych w traktacie zawartym w Rapallo. W kwietniu 1926 roku, cztery miesiące po wejściu w życie postanowień traktatu z Locarno, sowiecki ludowy komisarz spraw zagranicznych Cziczerin przybył do stolicy Niemiec, gdzie obie strony zobowiązały się w zawartym wtedy traktacie berlińskim do odnowienia paktu o neutralności na kolejne pięć lat. Komentując to, Austen Chamberlain stwierdził zgryźliwie, że Niemcy postanowili „biegać z zającami i polować z psami”19.

Brytyjscy ministrowie, pomimo frustracji spowodowanej poczynaniami rządu Republiki Weimarskiej, znacznie ostrzej traktowali reżim bolszewicki w Moskwie, do którego odnosili się z odrazą i obawą, postrzegając kierownictwo Kremla jako uosobienie dążenia do obalenia wolności i demokracji na Zachodzie oraz zastąpienia systemu kapitalistycznego komunizmem i towarzyszącą mu „dyktaturą proletariatu”. Była to uzasadniona postawa, choć cechująca się wąskim postrzeganiem problemu. W gorączkowych latach, jakie nastąpiły po dojściu Hitlera do władzy, miała ona wywrzeć głęboko niekorzystny wpływ na stosunki dyplomatyczne między Londynem i Moskwą, co źle służyło brytyjskim interesom. Austen Chamberlain, pogardliwie oceniając dążenie Kremla do osiągnięcia statusu „wielkiego mocarstwa”, nie tylko odrzucił sowieckie starania o uzyskanie zachodnich pożyczek, ale także przyjmując ton protekcjonalizmu dominujący w rządzie brytyjskim, zauważył, że „oni naprawdę sądzą, że są mądrzejsi, niż są w istocie. Dla nas są mniej ważni, niż przypuszczają, a oni sami grubo sobie schlebiają, gdy zakładają, że brytyjska polityka będzie podyktowana myślą o nich”20.

Podobnie jak ich europejskich partnerów, także ministrów brytyjskiego rządu drażniły zdecydowane, aczkolwiek nieudolne wysiłki Moskwy zmierzające do podważenia zachodnich instytucji demokratycznych, przy jednoczesnym domaganiu się nadania jej statusu równego z jej ideologicznymi adwersarzami. W przypadku Wielkiej Brytanii przykładem takiego działania było symboliczne poparcie dla strajku generalnego z 1926 roku poprzez udzielenie skromnej dotacji brytyjskiemu Kongresowi Związków Zawodowych. Powołując się na naruszenie zasad konwenansu dyplomatycznego przez sowieckich dyplomatów w Londynie, następca Lloyda George’a na stanowisku premiera Stanley Baldwin zerwał stosunki dyplomatyczne z Moskwą********. Po Locarno – gdzie według ministra spraw zagranicznych rząd „walczył z Rosją sowiecką o duszę Niemiec” – nadrzędny cel Wielkiej Brytanii był jednoznaczny. Według Austena Chamberlaina chodziło o „solidne związanie Niemiec z mocarstwami zachodnimi” i niedopuszczenie do tego, żeby Rzesza „uległa pokusie” i ponownie znalazła się w sowieckich objęciach21.

Stosunki dyplomatyczne ze Związkiem Sowieckim zostały w 1929 roku ponownie formalnie nawiązane przez laburzystowski rząd Ramsaya MacDonalda, niemniej lodowaty impas w stosunkach między Londynem a Moskwą pogłębił przekonanie Stalina, że Wielka Brytania zamierza zmobilizować europejskie demokracje do walki z bolszewizmem. Wzajemna nieufność i niezrozumienie zniekształciły stosunki angielsko—sowieckie do tego stopnia, że nawiązanie konstruktywnego dialogu między Londynem a Moskwą stało się praktycznie niemożliwe przez całą następną dekadę.

Bardziej bezpośrednie – i o wiele bardziej niebezpieczne – wyzwanie dla kruchej europejskiej stabilności nie przyszło ze strony bolszewizmu, ale pojawiło się w postaci krachu na Wall Street, do którego doszło w 1929 roku. Przez pięć lat poprzedzających kryzys, po szeregu skomplikowanych negocjacji, banki amerykańskie utrzymywały na powierzchni niemiecki Reichsbank, udzielając mu ogromnych pożyczek, które pomogły zrekompensować koszty reparacji nałożonych na Republikę Weimarską na mocy traktatu wersalskiego. Dzięki wsparciu finansowemu słabnąca niemiecka gospodarka zaczęła się odradzać i ponownie zaczął się rozwijać wielki niemiecki przemysł wytwórczy. Finansowy pożar hiperinflacji, która w połowie lat dwudziestych XX wieku zrujnowała życie ludziom i pozbawiła ich środków utrzymania, został stłumiony. Obywatele Niemiec mogli się cieszyć względnym dobrobytem i stabilnością. Jednak wraz z nagłym załamaniem się światowego systemu finansowego amerykańskie pożyczki zostały wycofane, a tym samym odebrano im system podtrzymujący życie. Niemiecka gospodarka zaczęła się chwiać, produkcja przemysłowa załamała się i w ciągu trzech lat ponad 6 mln Niemców – zarówno pracowników umysłowych, jak i tych, którzy zatrudnieni byli w fabrykach – zostało bez pracy. Rodziny, w które uderzył Wielki Kryzys, straciły oszczędności i głodowały, problem nieodżywienia był powszechny, a populację dzieci dziesiątkowały choroby. Żywiąc się ludzką nędzą i rozgoryczeniem, przez cały naród przetoczyły się infekcje wirusowe, które wylęgały się w okresie powojennych zawirowań, w jakie popadł pokonany naród niemiecki i na które najwidoczniej nie było żadnego antidotum. Szybko zarażona została ogromna część populacji.

Mało znany, marginalny ruch polityczny założony 5 stycznia 1919 roku, liczący wówczas 24 członków, nazywający się Niemiecką Partią Robotniczą, w ciągu niewiele ponad dekady stał się największą partią polityczną w Reichstagu. Znany wówczas formalnie jako Narodowosocjalistyczna Niemiecka Partia Robotnicza – NSDAP, czyli partia nazistowska – zdobywał popularność, głosząc antysemicką i rasistowską ideologię i stosując brutalne metody walki politycznej. Jej zwolennikom przewodził bezrobotny austriacki weteran I wojny światowej, odznaczony za waleczność Krzyżem Żelaznym (I i II klasy), bezskutecznie próbujący potem zarobić na życie jako artysta. Równie fanatyczni byli jego zwolennicy, zauroczeni pseudodarwinistycznymi teoriami Adolfa Hitlera, utrzymującego, że Niemcy są czystym rasowo narodem, który w odpowiednim czasie opanuje Europę, podporządkowując sobie lub wyniszczając wszystkie niearyjskie rasy stające na drodze realizacji tej apokaliptycznej wizji. Wkrótce, uwiedzione darem Hitlera do mesjanistycznego oratorstwa, ogromne tłumy zaczęły uczestniczyć w wiecach partii nazistowskiej, słuchając go w skupieniu, a następnie wznosząc w nazistowskim pozdrowieniu wyciągnięte prawe ramiona i skandując Sieg Heil!, mimo że nawoływał ich do zatracenia o wiele straszniejszego od tego, które zwycięzcy narzucili im w Wersalu.

Nikogo, kto przebrnął przez monotonne powtórzenia w Mein Kampf, nie mogła zaskoczyć bezgraniczna nienawiść ich przywódcy do Żydów. Wielokrotnie określał Żyda między innymi takimi słowami, jak „pasożyt”, „czynnik chorobotwórczy” i „śmiertelny wróg”, którego należy wytępić22. Groteskowo wypaczając historię, Hitler twierdził, że to właśnie gatunek „podludzi” pozbawił Niemców zwycięstwa w 1918 roku i zapewnił je aliantom. Następnie ich „skorumpowana i zdegenerowana” zmowa z marksistowskimi kolegami z rządu Republiki Weimarskiej doprowadziła do podpisania traktatu wersalskiego, który był „instrumentem bezmiernego szantażu wymuszenia i najbardziej haniebnego poniżenia”23. Obrzydzenie żywione przez hitlerowców do „międzynarodowego żydostwa” splatało się ze wstrętem do bolszewizmu i nieograniczonym apetytem na zdobycie Lebensraumu – przestrzeni życiowej – bez której niemiecka „rasa panów” nie będzie w stanie odzyskać możliwości wypełnienia swojego przeznaczenia.

W Mein Kampf wątki te tworzyły wspólną, choć nie do końca przemyślaną narrację. Był to imperatyw „wszystko albo nic”:

Prawo do ziemi może stać się obowiązkiem, jeśli bez rozszerzenia terytorium wielkiemu narodowi zagrozi upadek […] Niemcy albo będą światową potęgą, albo ich w ogóle nie będzie. […] Jednak kiedy mówimy dziś o nowej ziemi w Europie, możemy w pierwszym rzędzie myśleć jedynie o Rosji i podporządkowanych jej państwach ościennych. Wydaje się, że sam los chce nam tu dać pewną wskazówkę. Oddając Rosję w ręce bolszewizmu, pozbawił on naród rosyjski tej inteligencji, która dotąd tworzyła jego państwo i je gwarantowała. Albowiem organizacja rosyjskiego tworu państwowego nie była wynikiem państwowo-politycznych uzdolnień słowiaństwa w Rosji, lecz raczej jedynie cudownym przykładem państwowotwórczej skuteczności germańskiego elementu [tej] mało wartościowej rasy. […] Od wieków Rosja korzystała z tego germańskiego jądra swoich wyższych warstw rządzących. Można je dzisiaj uważać za prawie całkowicie zniszczone i zatarte. Jego miejsce zajął Żyd. […] Ogromne imperium na wschodzie dojrzało do upadku, a koniec żydowskiego panowania w Rosji będzie także końcem Rosji jako państwa24.

Hitler miał niezrównany dar do wykorzystywania jątrzącego się poczucia krzywdy i uprzedzeń pokonanego narodu i oferowania mu zbawienia poprzez mesjanistyczną wizję narodu powstającego z popiołów, aby ponownie stać się światową potęgą. Jego ogromna publiczność była rozbudzana do nieomal bezgranicznej histerii. Po trwających niewiele ponad dekadę ulicznych porachunkach i politycznych manipulacjach narodowi socjaliści zawładnęli narodem, najpierw za pomocą publicznych tyrad, a potem urny wyborczej.

Początkowo jednak wydawało się, że naziści nie mają szans na przekształcenie się w ruch o masowym charakterze. Pierwszym posunięciem była brutalna próba zamachu stanu 8 listopada 1923 roku – zaatakowali tego dnia wiec komisarza generalnego Bawarii, który przemawiał w monachijskiej piwiarni Bürgerbräukeller. Następnego dnia, w nadziei na nakłonienie lokalnego garnizonu Reichswehry do przyłączenia się do zamachu stanu mającego na celu obalenie rządu bawarskiego, naziści zorganizowali przemarsz swoich bojówek przez miasto z myślą o zajęciu kluczowych obiektów państwowych. W trakcie zamieszek bawarska policja postrzeliła i zabiła 15 uczestników marszu oraz niewinnego przechodnia. Hitler wraz z Rudolfem Hessem, jednym ze współorganizatorów nieudolnego tak zwanego puczu piwiarnianego (monachijskiego), został aresztowany, oskarżony i uznany za winnego zdrady stanu. Zamiast jednak wymierzyć mu wieloletni wyrok w zwykłym więzieniu, sędzia, który sympatyzował z ruchem nazistowskim, skazał Hitlera na zaledwie pięć lat Festungshaft (aresztu w twierdzy), gdzie żył on sobie we względnym komforcie aż do uwolnienia, które nastąpiło dziewięć miesięcy później. Nie będąc zmuszonym do wykonywania pracy fizycznej, przywódca nazistów miał mnóstwo czasu na dokończenie napuszonego, ale zarazem przerażającego rękopisu, który następnie został opublikowany pod tytułem Mein Kampf.

W wyborach do parlamentu w grudniu 1924 roku naziści uzyskali jedynie 3 proc. głosów, co dało im zaledwie 32 mandaty w liczącym 472 miejsca Reichstagu. Jednak po upływie sześciu lat, kiedy Wielki Kryzys pustoszył kraj, naziści sześciokrotnie zwiększyli poparcie dla siebie, uzyskując w wyborach 1930 roku 18 proc. głosów. Stanowili teraz siłę, z którą należało się liczyć. Napięcie polityczne sięgnęło zenitu. Na ulicach dochodziło do walk pomiędzy oddziałami szturmowymi partii nazistowskiej (SA, czyli tak zwanych brunatnych koszul) a ich socjaldemokratycznymi rywalami z SPD i partii komunistycznej, co nadawało niebezpieczny charakter pogłębiającemu się kryzysowi politycznemu. W wyborach w lipcu 1932 roku naziści zdobyli 37 proc. poparcia, co uczyniło z nich partię z najliczniejszą reprezentacją w Reichstagu, posiadającą w nim 230 mandatów. SPD (poprzednia partia rządząca) i partia komunistyczna pozostały daleko w tyle, z wynikami wynoszącymi odpowiednio 21 i 14 proc. Naziści zdobyli więcej głosów – 13 745 680 – niż obie pozostałe partie razem wzięte. Ponieważ żadna partia nie chciała z nimi współpracować, nie byli oni w stanie stworzyć większości rządzącej. W rezultacie doszło do politycznego impasu.

Próbując wyjść z tego impasu, cztery miesiące później, w listopadzie 1932 roku, urzędujący od 1925 roku prezydent Paul von Hindenburg postanowił rozwiązać Reichstag i rozpisać kolejne wybory. Tym razem poparcie społeczne dla nazistów spadło o 4 punkty proc., ale ponownie okazali się największą partią, z najwyższym poparciem wśród wyborców. Ponieważ mniejsze partie nadal nie były skłonne utworzyć bloku z na tyle liczną reprezentacją, aby móc odsunąć Hitlera od władzy, Reichstag został ponownie sparaliżowany. Hindenburg, cieszący się w społeczeństwie wielkim poważaniem jako dowódca armii cesarskiej podczas I wojny światowej i od jesieni 1916 roku de facto szef rządu niemieckiego, znajdował się w rozterce. Mimo że stał się ojcem narodu, był już wtedy zmęczony i osłabiony wiekiem, a już z pewnością nie mógł energią dorównać Hitlerowi. 30 stycznia, nie widząc innego sposobu na przełamanie politycznego impasu, Hindenburg wezwał nazistowskiego przywódcę, aby wręczyć mu nominację na stanowisko kanclerza Niemiec. Hitler został zaprzysiężony 30 stycznia 1933 roku.

To był niezwykły coup de théâtre********. Z rzadkim darem do populistycznej retoryki Hitler oznajmił swoim słuchaczom to, co chcieli usłyszeć: że najpotężniejsze państwo w Europie zostało pozbawione należnego mu miejsca na firmamencie, okrojone terytorialnie, pozbawione prawa do posiadania broni i upokorzone przez reparacje finansowe, które – choć zaprzestano ich spłacania w 1932 roku – w jego mniemaniu były przyczyną zubożenia Niemców.

Kiedy do tej toksycznej mieszanki Hitler dorzucił jeszcze, że głównym sprawcą obecnej niedoli Niemiec jest spisek żydowskich plutokratów, wielu innych racjonalnie myślących obywateli nie kwapiło się do zakwestionowania tej tezy, nie mówiąc już o zadaniu pytania o to, czy owi „plutokraci” są rzeczywiście winni, a jeśli tak, to jaka jest różnica między plutokratą żydowskim a nieżydowskim. Nie chcieli także przypomnieć sobie, że choć niektórzy Żydzi rzeczywiście byli bankierami, to jednak większość z nich była sklepikarzami, handlowcami i rzemieślnikami, zarabiającymi skromne pieniądze w czymś, co dziś nazwalibyśmy „sektorem usług”. W Europie, której oblicze od dawna szpecił antysemityzm, Hitler jedynie potwierdził te uprzedzenia i dodatkowo je zaostrzył. W fermencie tego czasu krok po kroku, wypaczenie po wypaczeniu, kłamstwo po kłamstwie zdobył on dla siebie wystarczająco duże poparcie społeczne, aby móc uzyskać prawo do spopielenia instytucji demokratycznych, które wyniosły go na najwyższy urząd w państwie.

Oprócz przekazów z ideologicznych przemówień, które tak gwałtownie przyspieszały puls słuchaczy, wyborcy nie mieli pojęcia, co ich Führer pocznie z powierzoną mu władzą. Pierwsze oficjalne przemówienie Hitlera do narodu, wygłoszone 1 lutego 1933 roku, rozproszyło ich wątpliwości. Podkreślając „najgłębsze cierpienie” milionów niemieckich mężczyzn i kobiet, które, jeśli nie położy się mu kresu, doprowadzi do katastrofy o „niewyobrażalnych rozmiarach”, oświadczył, że jego „pierwszym i najważniejszym obowiązkiem” jest „przywrócenie jedności ducha i woli naszego narodu”. Aby osiągnąć ten cel, obiecał podjąć „bezlitosną wojnę z duchowym, politycznym i kulturowym nihilizmem”. Nie było jednak mowy ani o żydowskim „czynniku chorobotwórczym”, ani o Lebensraumie.

Gdyby wyborcy byli obecni na tajnym spotkaniu Hitlera z dowódcami wojskowymi, które odbyło się dwa dni później, mieliby okazję poznać dużo wyrazistszą i brzydszą wizję. Hitler poinformował zebranych generałów, że opozycja wobec nazistów musi zostać „zmiażdżona”, natomiast „eksterminacja” była jedynym sposobem na powstrzymanie marksizmu. Demokracja według niego była „rakiem”, który należało wykorzenić. Konieczność posiadania Lebensraumu wymagałaby prawdopodobnie podboju militarnego i germanizacji, do czego niezbędnym warunkiem była szybka rozbudowa niemieckich sił zbrojnych. Niektórzy z jego słuchaczy byli zachwyceni, inni skonsternowani. Żaden nie wypowiedział słowa sprzeciwu. Wybitny biograf Hitlera Ian Kershaw napisał:

Niezależnie od tego, jak bardzo pogardliwe było stanowisko wielu reakcyjnie i konserwatywnie nastawionych oficerów, często wywodzących się z arystokracji, wobec tego parweniusza i byłego kaprala, który teraz stał na czele rządu, jego oferta „wszystko dla armii” oraz gotowość likwidacji tych sił, które mogłyby zagrażać pozycji armii, zyskały mu ich poparcie25.

Hitler następnie zwrócił się do czołowych przemysłowców niemieckich, zapraszając ich, a właściwie instruując, aby przybyli na spotkanie z nim 20 lutego do willi należącej do Hermanna Göringa, asa myśliwskiego z czasów I wojny światowej i najbardziej zaufanego współpracownika Führera. Göring wstąpił do partii nazistowskiej w 1922 roku po wysłuchaniu jednej z tyrad Hitlera. Podczas puczu monachijskiego został ranny, gdy maszerował wraz z innymi jego przywódcami, następnie przemycony z Monachium do austriackiego miasta Innsbruck. W celu uśmierzenia bólu podawano mu morfinę, w wyniku czego uzależnił się od niej i przez pewien czas przebywał w zakładzie zamkniętym. Po powrocie do Niemiec został wybrany do Reichstagu w wyborach 1928 roku. Dzięki temu, że po wyborach w lipcu 1932 roku naziści stali się partią posiadającą najliczniejszą reprezentację w parlamencie, zyskali konstytucyjne prawo do mianowania przewodniczącego Reichstagu. Hitler wybrał na to stanowisko Göringa. Hitler po objęciu stanowiska kanclerza mianował Göringa ministrem spraw wewnętrznych Prus, co zapewniło mu kontrolę nad największymi siłami policyjnymi w Niemczech. Łącząc wiele jednostek, Göring stworzył nową tajną organizację polityczną – Gestapo (kontrolę nad nią później przekazał Himmlerowi).

Przemysłowcy dobrze wiedzieli, że Göring, podobnie jak Hitler, nie jest człowiekiem, którego można bezkarnie ignorować. Hitler, kończąc przemawiać do nich, stwierdził, że dni demokracji parlamentarnej są policzone, a rewolucyjna lewica w razie potrzeby zostanie zmiażdżona. Domagając się wsparcia finansowego, nakłaniał ich do pomocy w zapełnieniu poważnie uszczuplonej partyjnej kasy, aby zapewnić sobie zwycięstwo w nadchodzących wyborach, zaplanowanych na 5 mar-ca 1933 roku. „Wybory 5 marca – oświadczył Göring – z pewnością będą ostatnimi na następne dziesięć lat, a prawdopodobnie nawet na sto lat”26.

Dla niektórych z obecnych była to pokusa nie do odparcia, pomimo że wiązałoby się to z podjęciem kolaboracji z siłami ciemności. Dla tych, którzy spoglądali na sytuację z międzynarodowego punktu widzenia, przedstawiona perspektywa była nie tyle kusząca, ile praktycznie nie do uniknięcia. Na fundusz wyborczy 17 niemieckich wiodących firm wpłaciło 3 mln reichsmarek, co stanowiło ogromne wsparcie dla kampanii partii nazistowskiej w dniach poprzedzających wybory.

Pod koniec miesiąca Hitler zrobił jeszcze jeden krok w kierunku konsolidacji swojej władzy. Pod pretekstem oddalenia zagrożenia mitycznym powstaniem komunistycznym, którego nieistniejących prowodyrów obwiniał o wzniecenie 27 lutego pożaru budynku Reichstagu, Hitlerowi udało się bez trudu przekonać Hindenburga – człowieka o głęboko konserwatywnych poglądach – że należy niezwłocznie zawiesić wolności obywatelskie********. W atmosferze skażonej zastraszaniem i przemocą ze strony nazistowskich bojówek ponad 17 mln wyborców oddało swoje głosy na narodowych socjalistów w wyborach 5 marca, podczas których partiom opozycyjnym uniemożliwiono prowadzenie kampanii wyborczej. Dzięki temu Hitler uzyskał w tych wyborach 43,9 proc. głosów. Zdobyty podstępem mandat społeczny do rządzenia nazistowski przywódca rozszerzył przez uzurpację. Zabraniając posłom partii komunistycznej udziału 23 marca w sesji parlamentu (sesja odbyła się w budynku Kroll Opera, zaadaptowanym na potrzeby prac parlamentarnych po pożarze Reichstagu), przeforsował uchwalenie ustawy adekwatnie zatytułowanej „Ustawa o pełnomocnictwach”. W ten sposób Hitler uzyskał prawo do rządzenia za pomocą dekretów i użycia siły, jeśli uzna to za stosowne dla utrzymania porządku publicznego. Do końca II wojny światowej w Niemczech nie odbyły się już żadne wybory.

Prezydent Hindenburg zmarł 2 sierpnia następnego roku na raka płuc, dożywszy wieku 87 lat. Jego śmierć wywołała powszechną żałobę narodową. Na pogrzebie prezydenta Hitler zapewnił sobie znaczącą rolę. Jednak do tego czasu zdołał już zniszczyć wszelkie pozostałości niemieckiej demokracji. Po przeprowadzeniu skazanego na sukces plebiscytu zlikwidował urząd prezydenta, a przejmując jego uprawnienia, uzyskał pełną kontrolę nad wszystkimi instytucjami państwowymi, w tym nad siłami zbrojnymi. Führer i skupieni wokół niego nazistowscy fanatycy mogli teraz swobodnie narzucać swoją wolę 67-milionowej populacji Niemiec. I wiedzieli, co chcą osiągnąć: uczynić z Niemiec dominującą potęgę w Europie, odzyskać terytoria „skradzione” im w Wersalu, zniszczyć komunizm, wyeliminować żydowski „czynnik chorobotwórczy” i stworzyć dla wyższej rasy aryjskiej Lebensraum, podbijając ziemie Europy Wschodniej i położone dalej, które zamieszkane były przez niższe rasowo narody słowiańskie. Aby osiągnąć te cele, niemiecka gospodarka musiała być przestawiona na tryb wojenny, a wszelkie traktaty i zobowiązania, które to uniemożliwiały, musiały zostać odrzucone lub uchylone. Sposoby i środki, a także harmonogram realizacji wszystkich tych celów były jeszcze niejasne, ale nie ulegało wątpliwości, że były one głęboko zakorzenione w nazistowskiej psychice. Niewielu Niemców sprzeciwiało się nazistom. W różnym stopniu zdecydowana większość Niemców należących do wszystkich grup społecznych miała stać się współwinna zbrodni nazistów, była posłuszna lub uległa w wyniku zastraszenia. Trzecia Rzesza osiągnęła wiek dorosły.

* bywalcy (fr.) – przyp. tłum.

** Musiały jednak upłynąć kolejne dwa lata, zanim amerykańscy ustawodawcy formalnie zgodzili się, aby Ameryka przyłączyła się do sojuszu walczącego z państwami Osi.

*** Tj. w części VIII traktatu pt. Odszkodowania, Dział I: Przepisy ogólne – przyp. tłum.

**** Traktat ten został unieważniony na mocy rozejmu zawartego w listopadzie 1918 r.,po formalnej kapitulacji cesarza niemieckiego przed koalicją aliancką.

***** Za zasługi w ożywieniu współpracy niemiecko—sowieckiej Radek został nagrodzony nominacją na stanowisko sekretarza Kominternu – Międzynarodówki Komunistycznej. W latach dwudziestych popełnił on jednak niebezpieczny błąd, krytykując następcę Lenina, którym został Stalin. Został wprawdzie zrehabilitowany, współpracował m.in. przy tworzeniu konstytucji sowieckiej z 1936 r., jednak później stał się jedną z najbardziej prominentnych ofiar stalinowskiej paranoi. Podczas osławionego „procesu siedemnastu” przyznał się do zdrady i został skazany na 10 lat karnych robót. Odbycie wyroku w pełnym wymiarze uniemożliwił mu agent NKWD, który zamordował go na polecenie swojego szefa, Ławrientija Berii. Radek został oczyszczony z zarzutów w 1988 r.

****** Delegaci uzgodnili częściowy powrót do standardu złota. Dotyczyło to jednak tylko banków, a nie obywateli Europy.

******* Nawiązanie do paktu angielsko—francuskiego Entente cordiale sprzed I wojny światowej. Tutaj w sensie „sojusz” – przyp. tłum.

******** Brytyjska policja 12 maja 1927 r. dokonała nalotu na biura sowieckiego przedstawicielstwa handlowego (ARCOS) w poszukiwaniu dokumentów rządowych, które rzekomo zostały wykradzione z brytyjskiego Ministerstwa Wojny. Rosjanie twierdzili, słusznie, lecz bezskutecznie, że akcja policji stanowiła naruszenie immunitetu dyplomatycznego.

******** zwrot akcji (fr.) – przyp. tłum.

******** W związku z podpaleniem Reichstagu aresztowano cztery osoby i oskarżono je o spowodowanie pożaru. Jeden z nich, 21-letni holenderski komunista Marinus van der Lubbe, przyznał się do popełnienia przestępstwa i został skazany na karę śmierci. Pozostali trzej zostali uniewinnieni. Istniały spekulacje, że pożar wzniecili sami naziści, ale wśród historyków panuje zgoda, że Holender był winny i prawdopodobnie działał sam.