Arabskie marzenia - Caitlin Crews - ebook

Arabskie marzenia ebook

Caitlin Crews

3,9

Opis

Amerykanka Cleo Churchill podróżuje po świecie, próbując zapomnieć o narzeczonym, który ją zdradził. Gdy poznaje sułtana Khaleda bin Aziza, jej życie odmienia się. Łączy ich wielka namiętność, którą Cleo bierze za miłość. Nie wie, że Khaled proponuje jej ślub, bo małżeństwo z Amerykanką pomoże mu w osiągnięciu politycznych celów…

Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
czytnikach certyfikowanych
przez Legimi
czytnikach Kindle™
(dla wybranych pakietów)
Windows
10
Windows
Phone

Liczba stron: 144

Odsłuch ebooka (TTS) dostepny w abonamencie „ebooki+audiobooki bez limitu” w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
Oceny
3,9 (57 ocen)
24
12
14
6
1
Więcej informacji
Więcej informacji
Legimi nie weryfikuje, czy opinie pochodzą od konsumentów, którzy nabyli lub czytali/słuchali daną pozycję, ale usuwa fałszywe opinie, jeśli je wykryje.

Popularność




Caitlin Crews

Arabskie marzenia

Tłumaczenie:

ROZDZIAŁ PIERWSZY

Dziewczyna wyrosła jak spod ziemi.

Cleo Churchill nacisnęła hamulec małego wypożyczonego auta i zatrzymała się z piskiem opon w wąskiej uliczce w sercu stolicy Dżuratu. Przez jedną przerażającą chwilę sądziła, że ma przewidzenia. Wszystko wokół niej wydawało się nierealne. Nisko na niebie wisiało czerwone, prażące słońce pustyni, które zaczęło się już chować za horyzont, a przepiękne, zabytkowe budynki rzucały długie cienie, tworząc bajkową atmosferę. Ale ta młoda dziewczyna była tam i patrzyła na nią wielkimi oczami. Podbiegła do otwartego okna od strony pasażera i krzyknęła:

– Pomóż mi! Błagam!

Cleo nie musiała się długo zastanawiać. Drżącą ręką wykonała gest, który miał zachęcić nieznajomą, żeby wsiadła.

– Coś ci się stało? – zapytała, kiedy dziewczyna wskoczyła do środka. – Jesteś ranna? Potrzebujesz…

– Jedź! – wykrzyknęła nowa pasażerka przerażonym głosem. – Zanim…

Cleo nie chciała przekonać się na własnej skórze, co się może zdarzyć, jeśli zaraz nie ruszy. Wiedziała przecież, jak dotkliwe potrafi się okazać życie. W końcu sama uciekała przed demonami z przeszłości.

Nacisnęła pedał gazu, spoglądając na drogę. Miała nadzieję, że zdoła znaleźć wyjście z tego antycznego labiryntu wąskich uliczek okalających główny pałac sułtana Dżuratu. Dziewczyna siedząca obok niej z trudem łapała oddech, jak po bardzo długim biegu.

– Niczym się nie przejmuj – zwróciła się do niej Cleo łagodnym głosem. – Wszystko się ułoży.

Wtedy z cienia wyłonił się mężczyzna i stanął tuż przed maską samochodu. Cleo zaklęła pod nosem, hamując gwałtownie. Wysoki nieznajomy sprawiał wrażenie groźnego, nieugiętego i bezwzględnego. Szaty, które go zdobiły, świadczyły o wielkim bogactwie. Przez moment stał bez ruchu, z rękami skrzyżowanymi na piersi, i świdrował ją wzrokiem. A ona nie mogła oderwać od niego oczu.

Zauważyła, że poruszył ustami. Nie zrozumiała jednak ani słowa, ponieważ mówił po arabsku. Ale jej pasażerka poruszyła się gwałtownie, jakby pod wpływem silnego ciosu.

– Wysiadaj – warknął sekundę później. – W tej chwili.

Cleo nie od razu zrozumiała, że ten rozkaz był skierowany bezpośrednio do niej. Zignorowała jednak mężczyznę i skupiła uwagę na dziewczynie, która jęknęła cicho. Chociaż drżały jej usta, sprawiała wrażenie zagniewanej, a nawet wściekłej.

– Kto to jest? – szepnęła Cleo.

– To – wycedziła przez zęby dziewczyna – jego wysokość, sułtan Dżuratu.

– Słucham? – zapytała Cleo słabym głosem, kolejny raz spoglądając na tajemniczego mężczyznę. Nie przypominał sułtana, a raczej anioła zagłady zesłanego z nieba, żeby karał i zachwycał. – Dlaczego sułtan miałby cię gonić?

– Bo to diabeł wcielony. – Dziewczyna wykrzywiła usta w grymasie. – I mój brat.

Cleo zaschło w ustach, kiedy zrozumiała powagę sytuacji. Pojęła także, z czego wynikały władcza postawa mężczyzny i jego surowe spojrzenie. To był ktoś, kto przywykł do wydawania rozkazów i decydowania o losach innych.

Z jakiegoś powodu przypomniała sobie Briana – tego godnego pożałowania łgarza, który tak bardzo ją upokorzył. Briana, który twierdził, że ją kocha, chociaż nigdy sam w to nie wierzył. Briana, który nie dorastał do pięt człowiekowi, na którego właśnie patrzyła.

Tymczasem sułtan w milczeniu skinął głową, dając jej do zrozumienia, żeby wysiadła. Cleo natychmiast zapomniała o głupim, podstępnym Brianie i dziewczynie, z którą spotykał się potajemnie przez prawie całe ich przeklęte narzeczeństwo. Właściwie odniosła wrażenie, że w obecności kogoś tak olśniewającego mogłaby zapomnieć o całym świecie. Nie była tylko pewna, czy dobrze by się to dla niej skończyło.

Zanim opuściła Ohio, rodzice snuli najróżniejsze czarne scenariusze. Obiecała im, że żaden z nich nie stanie się jej udziałem. Sądziła bowiem, że jest na to za mądra i zdecydowanie zbyt cyniczna. Na domiar złego musiała uspakajać także swoje histeryczne siostry, które wróżyły jej same nieszczęścia podczas samotnej podróży po świecie.

Wszyscy błagali, żeby nie wyjeżdżała. Próbowali ją przekonać do zmiany decyzji. Powtarzali, że ucieczka od problemów niczego nie rozwiąże, a jedynie przysporzy jej kolejnych kłopotów. I najwyraźniej mieli rację.

Z zamyślenia wyrwał ją głos siedzącej tuż obok dziewczyny.

– Przejedź go – rozkazała z naciskiem. – Zrównaj go z ziemią.

– Nie mogę – odparła Cleo ledwie słyszalnie. – Nie mogę.

Pasażerka fuknęła gniewnie, ale Cleo wolno wyłączyła silnik, po czym wysiadła. Wtedy sułtan się poruszył. Skinął na kogoś, kto stał za nią, i po chwili kilku mężczyzn w wojskowych mundurach otoczyło ją i samochód. Jeden z żołnierzy zbliżył się i wyciągnął rękę. Cleo spojrzała na niego, marszcząc czoło. Tylko raz w życiu czuła się bardziej zagubiona i bezbronna niż w tej chwili. To było dwa tygodnie przed wyznaczoną datą ślubu, kiedy znalazła Briana w objęciach tej drugiej kobiety.

Sułtan się odezwał, ale ona go nie zrozumiała.

– Przepraszam. Mógłby pan powtórzyć? – poprosiła zduszonym głosem.

Przyjrzał jej się uważnie. Skąpany w promieniach słońca wyglądał nieludzko i przerażająco. Cleo poczuła skurcz w żołądku, a całe jej ciało płonęło dziwnym ogniem.

– Wiesz, kim jestem? – zapytał po chwili, niezwykle łagodnie.

– Tak.

Skinął głową.

– Oddaj kluczyki mojemu człowiekowi. – Mówił nienaganną angielszczyzną z brytyjskim akcentem.

Cleo wiedziała, że powinna zadać co najmniej jedno pytanie, a nawet żądać wyjaśnień. Mimo to w milczeniu wykonała jego polecenie. Czuła się tak, jakby ten imponujący mężczyzna przejął nad nią władzę. Nie mogła się ruszyć ani nawet odezwać.

Miała wrażenie, że wszystko dookoła niej porusza się w zwolnionym tempie, jakby czas płynął znacznie wolniej, niż powinien. Żołnierz, który zabrał kluczyki od samochodu, zajął miejsce za kierownicą, a młoda dziewczyna, która nadal siedziała na przednim fotelu dla pasażera, krzyknęła gniewnie. Nie zważając na jej protesty, mężczyzna odpalił silnik i ruszył.

Kiedy auto zniknęło za zakrętem, sułtan ruszył w jej stronę. Cleo zapragnęła uciec, ale ostatecznie nie wykonała żadnego ruchu. Stała niczym posąg, podczas gdy on krążył wokół niej. Nagle przystanął i uniósł coś, co przypominało jej portfel. Najwyraźniej jeden z jego ludzi zdążył przeszukać schowki w aucie.

– Spójrz na mnie – rozkazał głębokim, jedwabistym głosem.

I kiedy tak na niego patrzyła, mogła myśleć tylko o tym, że nigdy wcześniej nie spotkała równie pięknego mężczyzny. Miał twarz wojownika okoloną gęstymi, czarnymi włosami. Wyglądał niezwykle męsko i dziko. Przyszło jej do głowy, że z pewnością nie należał do tego samego gatunku co ładniutki Brian z pulchnymi policzkami. Poza tym przy Brianie serce nigdy nie biło jej tak szybko jak w tej chwili.

– Jesteś Amerykanką.

– Tak – odparła, chociaż on o nic nie pytał, a jedynie stwierdził fakt.

Kiedy zmierzył ją wzrokiem, z trudem stłumiła drżenie. Była ubrana w ciemne spodnie, luźny T-shirt i podniszczone trampki. Całości dopełniała ciemna kurtka, którą zarzuciła nie tylko po to, żeby dostosować się do zasad panujących w tym konserwatywnym świecie, ale także w obawie przed chłodem nadciągającej nocy. Kilka niesfornych kosmyków zdążyło wysunąć się z kucyka, który związała rano, i opadało jej na twarz. Prawdopodobnie wyglądała młodziej niż na dwadzieścia pięć lat, które w rzeczywistości miała.

– Bardzo oddaliłaś się od Ohio – stwierdził sułtan.

– Podróżuję po świecie – odparła zachrypniętym głosem. – Zwiedzam.

– Sama?

Z jakiegoś powodu nie chciała tego potwierdzić. Ale on nie czekał na odpowiedź. Zamiast tego przejrzał jej dokumenty.

– Jestem w drodze od sześciu miesięcy – dodała pospiesznie. – Za dwa tygodnie lecę do domu.

– Pod warunkiem, że nie zostaniesz aresztowana – uściślił rzeczowo.

Cleo zmarszczyła brwi.

– Dlaczego miałabym zostać aresztowana?

– Za porwanie członka rodziny sułtana Dżuratu. Prawo tego kraju przewiduje surowe kary za tak poważne przestępstwo. W najlepszym razie możesz się spodziewać pozbawienia wolności.

– Ale ja nikogo nie porwałam! – zaprotestowała Cleo, piorunując wzrokiem swojego rozmówcę. – Pana siostra wbiegła mi pod koła. Miałam ją przejechać?

Niedowierzanie wyzierające z szarych oczu sułtana ustąpiło miejsca innym, znacznie mroczniejszym emocjom.

– A więc sugerujesz, że moja siostra przed czymś uciekała?

– Może ratowała się przed niechcianym małżeństwem, które dla niej zaaranżowano? – rzuciła, wspominając przeczytane książki o kulturze arabskiej.

– Cóż za wybujała wyobraźnia – skomentował mężczyzna ponurym głosem.

– Pana siostra nie wyjaśniła mi powodów swojej ucieczki – dodała opanowanym głosem, chociaż buzujące uczucia dawno zburzyły jej wewnętrzny spokój. – Wskoczyła do mojego samochodu i tyle. A potem pojawił się pan, niczym postać z horroru, chociaż na szczęście bez siekiery.

Sułtan zamrugał, jakby nie mógł uwierzyć własnym uszom.

– Moja siostra ma szesnaście lat – odezwał się po chwili. – Nie chce wracać do szkoły z internatem. Byłaś świadkiem zwykłego napadu złości zbuntowanej nastolatki.

– Poprosiła mnie o pomoc – powiedziała Cleo z naciskiem, unosząc głowę. – Nie zamierzam przepraszać za to, że wykazałam się empatią. I nie obchodzi mnie, czy pan to pochwala.

Kiedy świdrował ją wzrokiem, przemknęło jej przez myśl, że postępuje niemądrze. W końcu miała do czynienia z samym sułtanem. Aktualnie to od niego zależał jej los.

– Masz szczęście, że nie wymagam twoich przeprosin. Ale obawiam się, że i tak musisz ze mną pójść.

Khaled bin Aziz, miłościwie panujący sułtan Dżuratu, stał w niedużym przedsionku w prywatnej części starego pałacu, do którego strażnicy odeskortowali Amerykankę. Planował kolejne posunięcie.

Wiedział, że Amira była bezpieczna w swoich komnatach, skąd następnego dnia rano strażnicy mieli odeskortować ją prosto do śmigłowca. Nie spodziewał się kolejnej próby ucieczki. Dobrze jednak znał swoją siostrę, dlatego ostrzegł cały personel zatrudniony w jej szkole, żeby nie spuszczano jej z oczu. Łatwo ulegała emocjom i czasami wpadała na szalone pomysły. Nie winił jej za to. To prawda, że zachowywała się bezmyślnie i irracjonalnie, ale nie rozumiała, jakie nieszczęścia mogła na siebie ściągnąć.

Khaled doskonale pamiętał czasy, kiedy sam był zbuntowanym przeciw całemu światu nastolatkiem. On jednak nie mógł dawać upustu złości i frustracji, ponieważ za bardzo pochłaniało go wywiązywanie się z ciążących na nim obowiązków. Odkąd skończył osiem lat, ojciec przy każdej nadarzającej się okazji powtarzał mu, że poza Dżuratem nie liczy się nic, nawet on sam. Musiał więc pogodzić się z losem.

Nie mógł myśleć o sobie. Grał o zbyt wysoką stawkę. Zachodnie mocarstwa, z którymi prowadził bardzo poważne negocjacje handlowe, mogły zadecydować o dalszym losie Dżuratu i uchronić jego mieszkańców od biedy, która dręczyła tak wielu ich sąsiadów. Gdyby jego ojciec nie próbował uciszyć wyrzutów sumienia i nie odciął kraju od reszty świata, Khaled nigdy nie musiałby się zmagać z kryzysem.

Tak czy inaczej, miał teraz wiele spraw na głowie, a siostra nie ułatwiała mu życia. Najchętniej zrzuciłby część problemów na barki kogoś innego, ale jako sułtan musiał stanąć na wysokości zadania i uporać się ze wszystkim w pojedynkę. Tego od niego oczekiwano od dnia, kiedy przyszedł na świat.

– To nikt ważny – rozległ się głos szefa ochrony, który wyrwał Khaleda z zamyślenia. Nasser mówił do niego, wpatrując się w ekran cienkiego tableta. – Pochodzi z całkiem przeciętnej rodziny. Ojciec pracuje jako elektryk, a matka jako recepcjonistka w gabinecie lekarskim na przedmieściach bardzo małego miasta. Dziewczyna ma także dwie siostry, z których jedna wyszła za mąż za mechanika, a druga za nauczyciela. Brak związku z kimkolwiek wpływowym.

– No tak – mruknął Khaled pod nosem. – Zwykła dziewczyna. Na Harvardzie dowiedziałem się, że Amerykanie uwielbiają historie o takich szarych myszkach, które zdobywają złote góry dzięki wewnętrznej sile i determinacji, czy innym nonsensom. To część ich kulturowego DNA.

Tymczasem jego szara myszka siedziała w pokoju za drzwiami na jednej z kanap, zgięta w pół, z twarzą ukrytą w dłoniach. Był pewien, że nie płakała. Chociaż przestraszyła się, kiedy kazał swoim ludziom odprowadzić ją do pałacu, bardzo szybko zapanowała nad lękiem. Wyraźnie widział iskry błyskające w jej oczach, jakby strach ustąpił miejsce innej, znacznie bardziej interesującej emocji.

Ale bez względu na to, co czuła, Khaled nie zamierzał się nad nią litować. Liczyło się wyłącznie dobro Dżuratu.

– Rzeczywiście dużo ostatnio podróżowała – kontynuował Nasser, jego najlepszy przyjaciel od czasów dzieciństwa. Taktownie powstrzymał się od komentarza w sprawie szarych myszek. Między innymi dlatego Khaled uczynił go swoją prawą ręką i jemu jednemu powierzał swoje najgłębiej skrywane sekrety. – Pół roku temu poleciała do Szkocji i odtąd nieustannie jest w drodze. Może szuka swojego miejsca na świecie.

Khaled prychnął.

– A zamiast tego znalazła mnie – powiedział drwiąco. – Biedna mała myszka.

– Nie musisz się tym zajmować – odezwał się drugi mężczyzna. – Poradzimy sobie z nią.

– A z naszymi wrogami? Tymi samymi, którzy nieustannie próbują wygnać mnie z pałacu z powodu mojej rzekomo skażonej krwi? – Wszyscy z Dżuratu znali plotki o słabych genach panującego rodu. Jego wrogowie spekulowali, że prędzej czy później także Khaled postrada zmysły. Ale on nie zamierzał przejmować się teraz podobnymi wymysłami, nawet jeśli tkwiło w nich ziarno prawdy. – Z pewnością przekazali już prasie, że przetrzymuję młodą Amerykankę wbrew jej woli.

– Z gazetami można sobie poradzić.

– Być może z naszymi. – Wiedział, że właśnie tak postąpiłby jego ojciec. On jednak nie zamierzał brać z niego przykładu. Właściwie musiał posprzątać bałagan, który zostawił po sobie poprzedni sułtan. Czasami wątpił, że to w ogóle możliwe. Mimo to takie było jego przeznaczenie. – Będzie gorzej, jeśli zainteresują się tym międzynarodowe media. Wtedy zrobią ze mnie potwora, który porywa bezbronne młode kobiety prosto z ulicy.

Gdyby istotnie do tego doszło, niezakończone negocjacje, które miały ożywić gospodarkę w jego kraju, na pewno stanęłyby pod znakiem zapytania. Khaled nie mógłby wtedy liczyć na zastrzyk zagranicznej gotówki, która, wraz z rosnącymi wpływami z turystyki, mogłaby wspomóc w przyszłości jego poddanych.

Nie mógł pozwolić sobie teraz na żaden fałszywy ruch.

– Ludzie nie chcą powrotu do epoki kamienia łupanego – powiedział Nasser ponuro. – Pragną najnowszych hitów filmowych i ostatnich zdobyczy technologii wraz z wypłatami na swoich nowych stanowiskach. Bez względu na to, co mówi ten głupiec.

Ten głupiec nazywał się Talaat i stał na czele ruchu oporu, który domagał się usunięcia Khaleda. „Czy możemy ryzykować dobro naszego kraju?”, lubił powtarzać ten łajdak na łamach gazet i w programach informacyjnych.

Ponadto Talaat był kuzynem Khaleda od strony matki. W dzieciństwie często bawili się razem, ale później ich drogi się rozeszły. Właściwie, jak Khaled sięgał pamięcią, rodzina zawsze przysparzała mu problemów.

– Talaata nie obchodzi, czego pragną ludzie – skwitował Khaled. – Zależy mu wyłącznie na władzy.

Nasser nie odpowiedział, ponieważ słowa były zbędne. Obaj znali czarny scenariusz, który mógłby zostać zrealizowany, gdyby Talaat znalazł wystarczająco silnych popleczników. Khaled wiedział, że nie trzeba było wiele, by zwrócić ludzi przeciwko niemu. W dzisiejszych czasach, wystarczyło sprawnie posługiwać się internetem, żeby przekonać publiczność choćby do największego z kłamstw.

Właśnie dlatego musiał działać rozważnie. Nie wiedział przecież, jaką historię przedstawi światu młoda Amerykanka, gdy tylko odzyska wolność. Miał jedynie pewność, że bez względu na to, co powie, jego wrogowie wykorzystają to przeciwko niemu.

Przyjrzał się dziewczynie, która poruszyła się niespokojnie, zanim przeczesała włosy rękami i usiadła prosto na kanapie. Istniało tylko jedno rozwiązanie tego niespodziewanego problemu i Khaled musiał przyznać, że całkiem mu się podobało.

Ona była darem, a on nigdy nie odrzucał darów, zwłaszcza tak atrakcyjnych. Amerykanka miała bowiem duże oczy, ładne, delikatnie rysy twarzy i burzę brązowych włosów z rudawym połyskiem. Ponadto była bardzo zgrabna, czego nie zdołał ukryć dość męski strój, który nosiła. Z okresu, który spędził w Anglii i Stanach Zjednoczonych, zapamiętał, że taki styl był dość popularny wśród obywatelek tamtejszych krajów. Nigdy mu się jednak nie podobał.

Khaled był tradycjonalistą. Zawsze wolał kobiety, które rozumiały, na czym polega ich wyjątkowość. Cenił nieśmiałe spojrzenia, które sprawiały, że czuł się silny, oraz melodyjne głosy, które potrafiły go ukoić. Za ogromne zalety uważał skromność i przyzwoitość. Dlatego tak bardzo drażniły go mieszkanki zachodu, wiecznie zbuntowane, rozwrzeszczane, chude jak wieszaki i z lubością ubierające się jak mężczyźni. Były wyzywające, agresywne i bezczelne, co niezwykle go irytowało.

Z kolei oczy tej dziewczyny były wyjątkowe. Lśniły niczym najprawdziwsze klejnoty, a on nie potrafił o nich zapomnieć i sam nie rozumiał dlaczego. W końcu chodziło wyłącznie o strategię, która przysłużyłaby się jego krajowi. Nic innego nie miało znaczenia.

Utwierdziwszy się w przekonaniu, że postępuje słusznie, popchnął drzwi i ruszył w kierunku swojego więźnia.

– Bardzo przepraszam – powiedział, przywołując na twarz od dawna nieużywany szeroki uśmiech.

– I słusznie, bo należą mi się przeprosiny – odparła oschle. – Jestem skłonna panu wybaczyć.

– Rozumiem, że to niefortunne zdarzenie na ulicy musiało cię zaniepokoić – kontynuował, spoglądając jej prosto w oczy.

Jej jasne spojrzenie poruszyło w nim coś potężnego i złowieszczego. Khaled wiedział, że może to wykorzystać. I zamierzał to zrobić dla dobra swojego kraju. Uśmiechnął się szerzej, po czym usiadł w fotelu naprzeciwko dziewczyny.

Otoczona kolorowymi poduszkami przypominała przerażoną małą myszkę. Ale kiedy uważniej przyjrzał się jej twarzy, zrozumiał, że nie maluje się na niej strach, a jedynie pożądanie. Kiedy oblizała wargi, poczuł, jak robi mu się gorąco. Cała ta sytuacja podobała mu się znacznie bardziej, niż powinna.

– Mam nadzieję, że pozwolisz nadopiekuńczemu bratu wynagrodzić ci wszelkie niedogodności – przemówił łagodnie.

Rozpoczął grę, która miała sprawić mu wielką przyjemność.

Tytuł oryginału: Undone by the Sultan’s Touch

Pierwsze wydanie: Harlequin Mills & Boon Limited, 2014

Redaktor serii: Marzena Cieśla

Opracowanie redakcyjne: Marzena Cieśla

Korekta: Łucja Dubrawska-Anczarska

© 2014 by Caitlin Crews

© for the Polish edition by HarperCollins Polska sp. z o.o., Warszawa 2016

Wydanie niniejsze zostało opublikowane na licencji Harlequin Books S.A.

Wszystkie prawa zastrzeżone, łącznie z prawem reprodukcji części lub całości dzieła w jakiejkolwiek formie.

Wszystkie postacie w tej książce są fikcyjne.

Jakiekolwiek podobieństwo do osób rzeczywistych – żywych i umarłych – jest całkowicie przypadkowe.

Harlequin i Harlequin Światowe Życie Ekstra są zastrzeżonymi znakami należącymi do Harlequin Enterprises Limited i zostały użyte na jego licencji.

HarperCollins Polska jest zastrzeżonym znakiem należącym do HarperCollins Publishers, LLC. Nazwa i znak nie mogą być wykorzystane bez zgody właściciela.

Ilustracja na okładce wykorzystana za zgodą Harlequin Books S.A.

Wszystkie prawa zastrzeżone.

HarperCollins Polska sp. z o.o.

02-516 Warszawa, ul. Starościńska 1B, lokal 24-25

www.harlequin.pl

ISBN 978-83-276-1834-4

Konwersja do formatu EPUB: Legimi Sp. z o.o.