Anioł Coltona - Siepielska Agnieszka - ebook + audiobook + książka
BESTSELLER

Anioł Coltona ebook i audiobook

Siepielska Agnieszka

4,5

Ten tytuł dostępny jest jako synchrobook® (połączenie ebooka i audiobooka). Dzięki temu możesz naprzemiennie czytać i słuchać, kontynuując wciągającą lekturę niezależnie od okoliczności!

16 osób interesuje się tą książką

Opis

Sinners & Reapers to twardziele. To ostrzy faceci. Colton jest jednym z nich – w pierwszym ze swoich wcieleń. W drugim jest doskonałym chirurgiem, ratującym ludzkie życie. Kiedy traci pracę, zostaje sam na sam ze swoją mroczną stroną… i nie potrafi sobie z tym poradzić. Na szczęście pojawia się ona: jego wybawienie, jego anioł. Problem polega na tym, że ona go ocaliła, a on robi wszystko, żeby jej nie zniszczyć…

Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
czytnikach certyfikowanych
przez Legimi
czytnikach Kindle™
(dla wybranych pakietów)
Windows
10
Windows
Phone

Liczba stron: 271

Audiobooka posłuchasz w abonamencie „ebooki+audiobooki bez limitu” w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS

Czas: 7 godz. 8 min

Lektor: Agnieszka Siepielska

Oceny
4,5 (1673 oceny)
1157
303
135
56
22
Więcej informacji
Więcej informacji
Legimi nie weryfikuje, czy opinie pochodzą od konsumentów, którzy nabyli lub czytali/słuchali daną pozycję, ale usuwa fałszywe opinie, jeśli je wykryje.
Sortuj według:
Renata_Chrpyt

Z braku laku…

Całkiem niezła ale czegoś w niej brakowało. Poprzednie miały więcej polotu, akcji.
50
lenka86r

Dobrze spędzony czas

uwielbiam książki tej autorki, jednak ta wydaje mi się najsłabsza
30
jakiza

Całkiem niezła

Strasznie chaotycznie napisana. Żeby ogarnąć o co chodzi trzeba wrócić do poprzednich części. Jak narazie najgorsza część, sxkoda, bo wiele się po niej spodziewałam.
31
wissienka

Nie polecam

niestety książka pozbawiona magii poprzednich. drętwe dialogi, zero chemii, zidiociałe kobiety, tępi faceci. bardzo kiepsko.
31
renifer112

Nie oderwiesz się od lektury

Świetna 😁
10

Popularność




Projekt okładki: Paweł Panczakiewicz/PANCZAKIEWICZ ART.DESIGN

Redakcja: Beata Kostrzewska

Redaktor prowadzący: Grażyna Muszyńska

Redakcja techniczna: Sylwia Rogowska-Kusz

Skład wersji elektronicznej: Robert Fritzkowski

Korekta: Barbara Milanowska (Lingventa)

Zdjęcie na okładce

© Margo Basarab/Shutterstock

© by Agnieszka Siepielska

© for this edition by MUZA SA, Warszawa 2021

ISBN 978-83-287-1929-3

Wydawnictwo Akurat

Wydanie I

Warszawa 2021

fragment

ROZDZIAŁ 1

Colton

Zanim…

– Żartujesz sobie, kurwa?! I gdzie teraz znajdziesz chirurga na moje miejsce?! – warczę, słysząc od dyrektora szpitala, że właśnie zostałem zwolniony.

Wiedziałem, że po ostatnich akcjach w klubie będę miał pieprzone problemy. Zdaję sobie też sprawę z tego, że Owen, który od roku siedzi na tym stanowisku, obserwował mnie przez dłuższy czas ze względu na moje powiązania z Sinners&Reapers. Jednak moje życie poza placówką nie ma wpływu na to, jakim jestem lekarzem.

– Daj spokój, Colton! – parska dyrektorek, rozsiadając się wygodniej w swoim fotelu. – Biorąc pod uwagę wszystko, co działo się ostatnio w okolicy, dodatkowo twoje obrażenia, to oczywiste, że ty i ten twój gang znowu coś przeskrobaliście, a reputacja szpitala wisi na włosku.

– To nie gang, tylko moi bracia, moja rodzina – warczę. Pochylam się, opieram ręce na blacie jego biurka. – Powiedz jeszcze tylko jedno złe słowo na ich temat, a twoja kariera zakończy się na intensywnej terapii!

Przez chwilę, tylko przez jeden moment, kiedy morduję go wzrokiem, zauważam w jego zielonych oczach przebłysk strachu. Potem facet wstaje i odpycha fotel, który z hukiem uderza o ścianę.

– Dość tego! Wynoś się! – wydziera się. Cały jest rozgrzany do czerwoności.

W tym samym czasie ktoś wchodzi do gabinetu. Prostuję się i odwracam, by odkryć, że to Dillon Herr – bratanek Owena i świeżo upieczony chirurg.

Serio, kurwa?

– Miałeś to wszystko zaplanowane, skurwielu – mówię, spoglądając na swojego przełożonego. Prycham na myśl o takim zastępstwie. To jakaś cholerna żenada.

– Nie wiem, o czym mówisz – broni się Owen, przesuwając dłonią po łysinie. – Wyjdź, zanim wezwę ochronę!

– Pierdol się! – krzyczę.

Opuszczam gabinet, zanim skręcę temu skurwielowi kark. Wiem jednak, że to nie koniec. Pieprzony idiota jeszcze będzie mnie błagał o litość.

Podążam korytarzem do pokoju lekarzy, żeby zabrać swoje rzeczy. Jakbym miał mało problemów z dyrektorem, to teraz z naprzeciwka idzie jego żona, Kiera. Uwzięła się na mnie już kilka lat temu i nie daje mi spokoju. Właściwie to piękna kobieta, młodsza od Owena o jakieś szesnaście lat, i za cholerę nie rozumiem, co ją trzyma u boku tego sukinsyna.

– Colton, tak mi przykro – mówi. Przystaje i zakłada blond włosy za ucho. – Nienawidzę go za to, co ci zrobił.

Wieści bardzo szybko się rozchodzą.

– Taa – mruczę, starając się ją ominąć, lecz zachodzi mi drogę. Jak zawsze nie traci czasu i już sunie dłońmi po mojej klatce piersiowej, a w jej niebieskich oczach pojawia się cholerna żądza.

– Colton. – Nie wiem, czego ta kobieta chce, bo nigdy nic nas nie łączyło i nie dałem jej żadnych nadziei. – Tylko ten jeden raz – mruczy i wydyma pomalowane na czerwono usta.

– Twój mąż jest kilka pomieszczeń dalej – mówię beznamiętnie, chowając dłonie do kieszeni kitla.

– Pieprzyć go – prycha. – Myślisz, że Owen się mną interesuje? Od dawna planował sprowadzić tu Dillona. Twój los był przesądzony już jakieś pół roku temu – szepcze, a jej słowa podnoszą mi ciśnienie.

A więc to tak? Skurwiel chciał wojny i będzie ją miał.

Chwytam kobietę za nadgarstek i ciągnę ją do pokoju, mając nadzieję, że nikogo tam nie będzie. Kiedy wchodzimy do pustego pomieszczenia, sięgam do torby po prezerwatywę oraz komórkę. Nie jestem tak głupi, nie pozwolę, by potem pozwano mnie o gwałt. Ustawiam więc dyktafon i kładę telefon na blacie.

– Unieś sukienkę, ręce na stół – rozkazuję autorytarnie.

Kiera natychmiast wykonuje polecenie. Zrzuca najpierw fartuch, z którego wypada jej telefon, a w mojej głowie w tym momencie tworzy się diabelski plan. Okrążam stół, a następnie zatrzymuję się za kobietą. Schylam się, żeby podnieść z podłogi urządzenie. Odpinam spodnie, po czym nakładam prezerwatywę.

– Pamiętaj, że tego chciałaś – mówię zachrypniętym głosem.

– Bardziej niż czegokolwiek na świecie.

Sunę dłońmi przy granicy jej czarnych pończoch, potem odchylam materiał koronkowych stringów, żeby dotrzeć do wilgotnego centrum.

– Och, Kiera – mruczę do jej ucha. – Co powinienem z tym zrobić?

– Proszę! – jęczy, przy czym się, kurwa, trzęsie.

Nie marnując więcej czasu, wsuwam się w nią i bez zbędnych ceregieli spełniam jej fantazję. Szybko i agresywnie. Kobieta jest mimo wszystko chciwa, zachowuje się, jakby wciąż było jej mało, i tylko nadziewa się na mojego fiuta mocniej i mocniej. Sięgam po jej ręce i splatam je za plecami, co najwyraźniej jeszcze bardziej ją nakręca. Wije się pode mną i krzyczy. Ja w tym czasie, nie przerywając naszej małej sesji, postanawiam wybrać numer do najdroższego szefa. Pora zacząć przedstawienie.

– Kto cię pieprzy, Kiera? – pytam, wbijając się w nią jeszcze głębiej.

– Ty, Colton! – jęczy, zaciskając się wokół mnie coraz mocniej.

Wiele mnie kosztuje, żeby nie roześmiać się na samą myśl, jak żałosna jest ta sytuacja.

– Chcesz więcej? – Puszczam nadgarstki, żeby jedną dłonią chwycić jej włosy, a drugą biodro.

– O tak!

Niewyżyta kobieta.

– Kto ma cię nadal pieprzyć?! – Uśmiecham się, kiedy zszokowany Owen staje w drzwiach.

– Tylko ty, Colt! Tylko ty! – Kiera powtarza na okrągło jak opętana.

– Dobra dziewczynka – odpowiadam przez zaciśnięte gardło, bliski orgazmu.

Jak bardzo popaprane musi być to, że jestem w stanie wystrzelić swój ładunek w kobietę, kiedy jej facet się temu przygląda? Nie wiem, ale karma to prawdziwa suka.

– Ten idiota nie może się nawet z tobą równać! – krzyczy nieświadoma obecności swojego męża. Potem osiąga orgazm, a ja na widok miny Owena z satysfakcją podążam w jej ślady.

Po chwili wychodzę z niej, zdejmuję prezerwatywę, zawiązuję ją i wrzucam do kosza. Zapinam spodnie i z zajebistą satysfakcją obserwuję moment, kiedy Kiera zauważa swojego męża.

Uśmiecham się triumfalnie, czekając, aż zacznie się tłumaczyć.

– Czego tak stoisz! – zaczyna krzyczeć. – W końcu dostałam to, czego ty mi nie dałeś!

No tego się nie spodziewałem.

– Zamilcz, zanim i ciebie wyleję na zbity pysk, a potem jeszcze wyrzucę z domu! – wydziera się doprowadzony do ostateczności Owen.

– Nie będziesz musiał. – Kiera przewraca oczami. – Odchodzę i z pracy, i od ciebie. Zapewniam cię, że kiedy tylko inni się dowiedzą, kim zastąpiłeś Coltona, też rzucą rezygnację na twoje biurko. Nie wiem, czy zauważyłeś, ale nikt tutaj za tobą nie przepada. – Parska. – Poza tym, Dillon? Serio?! Przecież ten zasraniec nawet butów zawiązać bez twojej pomocy nie potrafi.

Pakuję swoje duperele, przysłuchując się z uśmiechem interesującej wymianie zdań.

– Oskarżę cię o gwałt! – drze się Owen.

– Mnie? – pytam, zakładając, że te słowa były rzucone w moją stronę. – Mam wszystko tutaj. – Unoszę swoją komórkę. – Odtworzyć ci całość?

– Znajdę sposób, żeby cię zniszczyć! – Nie odpuszcza.

– Możesz próbować! – stwierdzam ze śmiechem.

– Żebyś wiedział, że będę!

Wzdycham znudzony, chwytam torbę, po czym kieruję się do wyjścia. Przystaję obok mojego byłego szefa, pochylam się i z satysfakcją obserwuję narastającą w nim niepewność, a także strach.

– Tak jak mówiłem, możesz próbować. W chuju to mam. – Z tymi słowami na ustach wychodzę, po drodze żegnam się przelotnie z ludźmi. Muszę się stąd wydostać, zanim coś odpierdolę.

W końcu otwieram samochód i rzucam bagaż na siedzenie pasażera. Słysząc stukot szpilek, odwracam się.

– Nie zabiorę cię ze sobą – mówię stanowczo do Kiery.

– Wiem – odpowiada z uśmiechem.

– To dobrze, masz dokąd pójść? – pytam, bo zostawienie jej bez dachu nad głową byłoby szczytem chamstwa.

– Dam sobie radę, zamieszkam na jakiś czas u siostry w Phoenix. – Macha ręką. – Musimy jednak to kiedyś powtórzyć – dodaje i sunie na chwilę wzrokiem do mojego rozporka.

– Niezły pomysł. – Puszczam jej oko.

Stwierdziwszy, że nic tu po mnie, wsiadam do samochodu, a następnie wyjeżdżam z parkingu.

Po drodze do domu odpycham od siebie myśli o tym, co się właśnie stało. Przy krzyżówce zerkam przelotnie w kierunku baru. Przed lokalem stoi kilka motocykli. Normalnie wpadłbym na chwilę, żeby wypić z braćmi piwo, ale nie dzisiaj, bo jestem w pieprzonej rozsypce. Klub, bracia i moja córka są najważniejsi, ale kochałem swoją robotę, nawet ze wszystkimi jej ciemnymi stronami.

Dojeżdżam do domu, w środku czekają już Jess i Sophie. Te dziewczyny to prawdziwe skarby. Mają popieprzone życie i zero przyszłości przy tych kanaliach, za które wyszły za mąż, ale mimo to traktują Lily, Carly i chłopaków Paxtona jak swoje własne dzieciaki.

– Mała śpi – mówi Jess.

– Dziękuję. – Obejmuję kobiety i każdą całuję w czubek głowy. – Jesteście najlepsze.

– Wszystko w porządku? – pyta Sophie, spoglądając na mnie podejrzliwie.

– Jest dobrze – kłamię. – To był długi dzień. Poczekacie chwilę? Wskoczę tylko pod prysznic.

Zgadzają się, a ja pędzę schodami na górę. Po chwili wchodzę pod niemal gorący strumień wody. Chcę zmyć z siebie zapach Kiery i wkurw, jaki zafundował mi jej mąż. Później odsyłam dziewczyny w towarzystwie kandydata do domu.

Prawie całą noc leżę, patrząc na córkę śpiącą w kojcu obok, i myślę, jak popieprzyło się moje życie. Najpierw Carissa, którą poślubiłem pod naciskiem własnej matki, okazała się żmiją i złodziejką. Jedyne dobro, które zostawiła, to moja mała Lily. Teraz straciłem robotę, którą uwielbiałem. W klubie też nie dzieje się najlepiej. Wszystko to sprawia, że wstrzymywane dotąd emocje w tej chwili niemal się ze mnie wylewają. Nie wiem, co będzie dalej, ale jestem cholernie zmęczony.

Wyskakuję z łóżka i podchodzę do kołyski córki. Schylam się i gładzę palcami mały, delikatny policzek dziewczynki.

– Jutro pojedziesz do babci, bo mam przeczucie, że w najbliższym czasie będę gównianym ojcem.

Ktoś szarpie moje ciało. Otwieram oczy i chcę powiedzieć, że w chuju mam, czy ktokolwiek czegokolwiek teraz potrzebuje, ale z moich ust wydobywa się tylko bełkot. Kiedy wzrok się wyostrza, zauważam, że leżę na kanapie w klubie. Pewnie moja zapijaczona dupa przetoczyła się tu po wczorajszej imprezie.

Jakiś czas temu odwiozłem Lily do domu rodziców i od tego momentu żyję od kaca do kaca, od zebrania do zebrania. Nie liczę już nawet pieprzonych dni.

– Wstawaj, Colton! – warczy Jax. – Chyba wiemy, gdzie ona jest.

– Kto? – pytam, starając się oprzytomnieć.

– Czerwony Kapturek, kurwa! – krzyczy. – Jedziemy po Lexi.

Siadam, przesuwając dłońmi po twarzy, a potem przyglądam się biegającym dookoła braciom.

– Tak, jedziemy – chrypię.

Ponieważ nie nadaję się na jazdę motocyklem, wsiadam do samochodu i podążam za pozostałymi. Wkrótce docieramy do chaty Heatona i wpadamy do środka. Demolujemy całe wnętrze w poszukiwaniu dziewczyny. Pusto.

Obserwuję Hulka, panicznie szukającego jakichkolwiek luk w podłodze, pomimo że wiemy, iż nic tu już nie ma. Kolejny martwy punkt. Pax próbuje go uspokoić, kiedy z resztą braci wychodzimy na zewnątrz.

– Myślę, że dziewczyna już dawno nie żyje – mówi Hunter.

– Powiedz to przy Hulku, a w ciągu sekundy twoja dupa będzie naładowana ołowiem – mówię ochrypniętym od przepicia głosem.

W końcu nasz załamany wielkolud opuszcza chatę i staje przy motocyklu, ale jeszcze wraca i obchodzi budynek, żeby podlać krzaki. Po chwili drze się i wszyscy ruszamy do niego. Nasz wice gapi się w jakieś zbite deski.

– Co, do chuja? – warczy Pax stając obok Hulka. – Przynieście latarki – rozkazuje i unosi pokrywę. Wszyscy zbliżamy się do otworu, a kiedy wnętrze zostaje oświetlone, w kącie ukazuje się nam drobna, skulona sylwetka. Dalej następuje zamieszanie. Hulk i Pax wskakują do środka, po chwili podają na górę wychudzoną dziewczynę. Bez większego namysłu kładę ją na ziemi i odgarniam z jej twarzy ciemne włosy. Widzę, jak jest blada i wymęczona, i nagle coś we mnie uderza. Zupełnie jakbym zobaczył anioła. Otrząsam się szybko i skupiam wyłącznie na niej, badam puls. U mego boku pojawia się Hulk i przykrywa jej przemarznięte ciało kurtką.

– Musimy zawieźć ją do szpitala – mówię.

Nie potrafię zrozumieć, dlaczego dopada mnie nagła panika. Jakby życie dziewczyny, którą widzę na żywo pierwszy raz w życiu, było w tym momencie czymś najważniejszym na świecie. Wcześniej oglądałem jedynie jej fotografie sprzed kilku lat.

– Nolan – wypala Hays.

– Chcesz ją zabrać do weterynarza?! – pytam.

– Kurwa – rzuca Hulk. Bierze Lexi na ręce, a Pax dzwoni do Nolana i wykrzykuje rozkazy.

Po jakimś czasie wjeżdżamy na tyły przychodni, a potem czekamy niemal godzinę, zanim pojawia się weterynarz z zamówionym wcześniej towarem i sprzętem.

– To ostatni raz, nie chcę mieć przez was kłopotów – mówi, ale wydaje wszystko, co potrzebne.

– Zamknij się – mruczy Pax.

Żyłka na czole prezesa pulsuje, dwóch braci przysuwa się bliżej niego. Skurczybyk nadal nie może przeżyć, że weterynarz eksplorował swoim fiutem wnętrze Nikki. Ale to nie czas na jego osobiste porachunki.

Od razu podłączam Lexi kroplówkę, nakazując Hulkowi, żeby trzymał worek, a reszta chłopaków ładuje sprzęt na pakę i ruszamy do klubu.

Droga wyjątkowo się dłuży, a kiedy docieramy na miejsce, pędzimy prosto do mojego pokoju, gdzie będę mógł mieć ją pod stałą opieką.

Zaraz słyszę spanikowaną Chloe. Wykrzykuje, że dzwoni na pogotowie, a wtedy nie wytrzymuję i ruszam w jej kierunku. Kobieta Hulka już wyjmuje telefon z kieszeni, ale wyrywam jej z ręki aparat i odkładam go na komodę.

– Chloe, chcesz, żeby ci, którzy krzywdzili was przez tyle lat, zostali w końcu należycie ukarani? – pytam, starając się opanować wkurw, bo w innym przypadku wypchnę ją za drzwi i dalej będę robił swoje.

– Tak – szepcze roztrzęsiona, a ja kiwam głową.

– Więc musisz pozwolić, żebyśmy zajęli się twoją siostrą tutaj, rozumiesz? – Jestem coraz bardziej zirytowany i lepiej dla niej, żeby współpracowała.

– Nie, Colton, a jeśli coś jej się stanie? – pyta, a ja wzdycham, żeby nie wybuchnąć.

– Nigdy na to nie pozwolę – przekonuję, będąc na granicy wściekłości. – Gdyby była w tak wielkim niebezpieczeństwie, już leżałaby w szpitalu. Przysięgam ci, że zajmę się nią. Naprawię twoją siostrę, tylko mi pozwól, proszę.

– Na pewno? – Kurwa mać!

– Obiecuję – odpowiadam.

– Dobrze. – Kiedy w końcu dostaję zielone światło, ruszam z powrotem do Lexi.

– Naprawimy cię – wypalam mimowolnie, ponownie zerkając na jej piękną twarz.

Nadal nie potrafię sobie wytłumaczyć, jaki wpływ ma na mnie ta dziewczyna, ale wiem, że coś się dzisiaj stało. W głowie pojawia się jedna myśl.

Ona mnie wybawiła… Ja ją zniszczę.

koniec darmowego fragmentuzapraszamy do zakupu pełnej wersji

Wydawnictwo Akurat

imprint MUZA SA

ul. Sienna 73

00-833 Warszawa

tel. +4822 6211775

e-mail: [email protected]

Księgarnia internetowa: www.muza.com.pl

Wersja elektroniczna: MAGRAF s.c., Bydgoszcz