Żywot chłopa polskiego na początku XIX stulecia - Kazimierz Deczyński - ebook

Żywot chłopa polskiego na początku XIX stulecia ebook

Kazimierz Deczyński

5,0

Opis

Pamiętnik chłopa-nauczyciela i uczestnika powstania listopadowego, Kazimierza Deki-Deczyńskiego Żywot chłopa polskiego na początku XIX stulecia jest unikalnym świadectwem stosunków społecznych wsi Królestwa Polskiego w pierwszym dziesięcioleciu XIX wieku. Utwór został napisany na emigracji, w Brive we Francji w latach 30. XIX wieku; ostateczną postać uzyskał w końcu 1837 lub na początku 1838 r. Po śmierci autora w roku 1938 rękopis był przechowywany w Bibliotece Polskiej w Paryżu, gdzie odnalazł go, a następnie opracował i podał do druku wybitny historyk polski Maurycy Handelsman. Pamiętnik zatytułowany przez autora Opis życia wieśniaka polskiego, wydany został jako Żywot chłopa polskiego na początku XIX stulecia, nakładem J. Mortkowicza, w Warszawie w roku 1907. Wzorując się na treści pamiętnika, Leon Kruczkowski wydał w 1932 roku powieść Kordian i cham. Kolejna publikacja Żywota… (także ze wstępem i w opracowaniu Handelsmana) ukazała się w roku 1949, a od roku 1950 był on wielokrotnie wznawiany jako Pamiętnik chłopa-nauczyciela.

Wprowadzenie do pamiętnika Deczyńskiego, jak również obszerną panoramę stosunków społecznych w Królestwie Polskim, zawiera wstęp autorstwa Maurycego Handelsmana. Ta praca wybitnego historyka stanowi zapewne po dziś dzień jedyną tak obszerną rekonstrukcję losów autora oraz jego dzieła. Losy te były smutne i dramatyczne. Próba walki młodego nauczyciela o zgodne z prawem traktowanie ludności wiejskiej przez szlachtę i władze Królestwa została skutecznie udaremniona przez szlachtę i współdziałające z nią urzędy, a na „buntownika” spadły represje.

Krzywdy, których doznawał i na które przez wiele lat patrzył w najbliższym otoczeniu, a także gorsze może jeszcze od krzywd poczucie upokorzenia wywołały u Deczyńskiego nienawiść do prześladowców. Dał jej wyraz w pamiętniku, ale jednocześnie rzeczowo i konkretnie przedstawił stosunki gospodarczo-społeczne na wsi, rodzaje nadużyć popełnianych przez dzierżawców, a także trudności w dochodzeniu sprawiedliwości. Nie mniej dramatyczne były losy pamiętnika, który spisał Deczyński po powstaniu i którego ogłoszeniu skutecznie przeciwdziałały środowiska emigracyjne polskiej szlachty.

Książkę polecają Wolne Lektury — najpopularniejsza biblioteka on-line.

Kazimierz Deczyński
Żywot chłopa polskiego na początku XIX stulecia
Epoka: Pozytywizm Rodzaj: Epika Gatunek: Pamiętnik

Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
czytnikach certyfikowanych
przez Legimi
czytnikach Kindle™
(dla wybranych pakietów)
Windows
10
Windows
Phone

Liczba stron: 130

Odsłuch ebooka (TTS) dostepny w abonamencie „ebooki+audiobooki bez limitu” w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
Oceny
5,0 (4 oceny)
4
0
0
0
0
Więcej informacji
Więcej informacji
Legimi nie weryfikuje, czy opinie pochodzą od konsumentów, którzy nabyli lub czytali/słuchali daną pozycję, ale usuwa fałszywe opinie, jeśli je wykryje.
Sortuj według:
ZabaWberecie

Nie oderwiesz się od lektury

nie skonczylam bo to jest książka do nauki a nie do poczytania ale poziom ładny i nie ma się czego przyczepić.
00

Popularność




Kazimierz Deczyński

Żywot chłopa polskiego na początku XIX stulecia

Ta lektura, podobnie jak tysiące innych, jest dostępna on-line na stronie wolnelektury.pl.

Utwór opracowany został w ramach projektu Wolne Lektury przez fundację Nowoczesna Polska.

ISBN-978-83-288-6621-8

Żywot chłopa polskiego na początku XIX stulecia

Książka, którą czytasz, pochodzi z Wolnych Lektur. Naszą misją jest wspieranie dzieciaków w dostępie do lektur szkolnych oraz zachęcanie ich do czytania. Miło Cię poznać!
Podoba Ci się to, co robimy? Jesteśmy organizacją pożytku publicznego. Wesprzyj Wolne Lektury drobną wpłatą: wolnelektury.pl/towarzystwo/

Ewolucja włościaństwa w Królestwie Polskim w pierwszej ćwierci w. XIX

Uważam sobie za przyjemny obowiązek złożyć podziękowanie Zarządowi Biblioteki Polskiej w Paryżu za łaskawie udzieloną mi pomoc, a w szczególności panu Wł. Strzemboszowi.

[Marceli Handelsman]

Powstawanie klas w społeczeństwie jest zjawiskiem od składających je warstw czy też jednostek niezależnym; opiera się przede wszystkim na podłożu ekonomicznym. Klasy różnicują się w społeczeństwie w zależności od zmian, jakim podlega to podłoże. Ale obok obiektywnego procesu, obok procesu tworzenia się pod wpływem zewnętrznych przyczyn nowych ugrupowań społecznych o wspólnych interesach ekonomicznych, odbywa się drugi proces, o wiele bardziej złożony. Jest to proces powstawania świadomości klasowej. Zazwyczaj klasa już od dawna się uformowała, istnieje już dziesiątki, a nieraz nawet sto lat, a psychiczny proces jeszcze się w niej nie rozpoczął. Ruch świadomości rozpoczyna się od zjawisk negatywnych, od zrozumienia tego, czego brak danej grupie społecznej, tych sprzeczności i przeciwieństw, jakim ona podlega, ażeby dopiero następnie po długim okresie wzrostu psychicznego dojść do rezultatów pozytywnych, do sformułowania potrzeb i praw danej grupy. Prawa te posiadają czysto idealny charakter, są raczej prawami de lege ferenda1, celem, do którego ruch społeczny zmierza i w którego kierunku posuwa się myśl zbiorowa. Ale za punkt wyjścia, za początek procesu służyć musi jakieś konkretne prawo. Prawo to może być sformułowaniem potrzeb żywiołowo wybuchłych, ukrytych dla świadomości grupy, może być również zjawiskiem zewnętrznym, odpowiadającym jednak tym potrzebom jeszcze ostatecznie nieskrystalizowanym.

Dla powstawania klasowości w znaczeniu psychicznym istnieć już muszą w grupie momenty psychiczne, które za La Grasserie2 nazywamy instynktami. Przede wszystkim wysuwa się na plan pierwszy instynkt antropologiczny, instynkt dziedziczności. Dziedziczność zewnętrznych warunków życia wywołuje dziedziczne ukształtowanie się cech psychofizycznych w członkach pewnego zgrupowania, powstałego na drodze ekonomiczno-społecznego zróżnicowania społeczeństwa. Drugim instynktem jest uczucie solidarności, łączności zataczającej coraz to szersze kręgi. Solidarność rodziny może w pewnych warunkach rozszerzyć się na cały dom, wieś, miasto czy też okręg. Instynkt odczucia nierówności, a co za tym idzie poczucie niesprawiedliwości, jaka się dzieje gromadzie, czysto instynktowe, mgliste uczucie niezadowolenia, niechęci jest trzecim składnikiem psychiki gromadnej koniecznym dla możliwości wytworzenia świadomości klasowej. Instynkty te w połączeniu przetwarzają się w bardziej wyraźną i określoną formę solidarnej niechęci, ażeby następnie przejść do zrozumienia szerszej solidarności i wyraźnej odrębności w stosunku do innych klas, części tego samego społeczeństwa.

Zewnętrznym momentem rozbudzenia się tego uczucia wśród włościaństwa polskiego było pierwsze prawdziwe w ich życiu uprawnienie, artykuł 4 konstytucji napoleońskiej3, owo: „niewola znosi się”. Włościanin został ostatecznie wprowadzony do społeczeństwa, ale wprowadzony, że użyjemy wyrażenia nieco dosadnego, bez odzieży. Marcin Badeni4, ówczesny minister, powiedział był: „Takowe nadanie wolności bez własności ściągało wprawdzie kajdany, lecz zarazem i buty”.

Dekret królewski z dnia 21 grudnia 1807 r.5 bliżej określił tę wolność — w myśl ogólnych interesów właścicieli ziemskich. Zaledwie wydobyci z niewoli, oszołomieni tą przemianą, włościanie polscy nie byli w stanie dojść do zrozumienia położenia swego.

Tymczasem w granicach tego społeczeństwa włościańskiego, na skutek nowego faktu w stosunkach włościańsko-ziemiańskich, jakim były umowy i regulacja, zaczyna powstawać proletaryzacja włościaństwa6. Rozwój ten nie mógł posuwać się zbytnio, ponieważ społeczeństwo w tym okresie zbyt mało czasu mogło poświęcić potrzebom „organicznej” pracy. Decydująca zmiana zaszła dopiero po utworzeniu Królestwa. Prawo nie przyniosło zmian w życiu włościan, ale za to nadszedł dłuższy okres spokojnego życia, w którym ziemiaństwo mogło rozwinąć swoje zdolności przedsiębiorcze, ale zarazem i swój egoizm klasowy. Nie chcąc nic ustąpić ze swego stanu posiadania, myślało o zdobyciu rąk roboczych bezpłatnych: rady wojewódzkie czyniły starania o ograniczenie swobody zmiany miejsc włościan7.

Podczas obrad sejmowych w r. 1831 zjawiła się broszurka pt. Uwagi nad projektem o własności włościan dóbr narodowych. Broniąc nietykalności istniejącego stanu rzeczy, broniąc własności prywatnej, autor „Obywatel” przeciwstawia ją własności rządowej, rysując smutny obraz położenia włościan w dobrach narodowych w okresie Królestwa Kongresowego:

„W dobrach narodowych, lubo też włościan zawsze za właścicieli uważano, zasób ich jest częstokroć w gorszym położeniu, a to z następujących przyczyn: w dobrach narodowych wójt ich jest absolutnym panem i sędzią najwyższym; jeżeli się zniesie z dzierżawcą, wszystko przez niego dzierżawca mieć może, jeżeli zaś jemu chce szkodzić, wszystko złe sprowadzić jest w stanie. Obydwaj więc razem się trzymając, jak pierwszy tak drugi, największe nadużycia robić mogą i takowe bezkarnie uchodzą. Gdyby skarżyć się chciał włościanin na nadużycia wójta, znajdzie silną pomoc i opiekę w dzierżawcy oskarżony wójt i rzecz się musi zakończyć bez żadnej odpowiedzialności. Chciałby się skarżyć na dzierżawcę, wójt jest pierwszym ogniwem administracji: lub wystawi w innym świetle interes, lub też zupełnie przeszkodzi. Wprost do sądu oskarżony być nie może, tylko oddać go pod sąd administracja jest mocna; tym sposobem może największe czynić nadużycia, bo przez rezolucje administracyjne i przez zmówne8 śledztwo ujdzie kary, jeżeli tylko pan wójt nie próżną głowę na karku nosi.

Ileż to każdego włościanina dóbr narodowych kosztuje każdy pobór ludzi do wojska, jeżeli ma syna, któremu by prawny chciał wyrobić wywód słowny lub też go zupełnie od poboru uwolnić. Opłacić się znacznie musi wójtowi, opłacić się i różnym podwładnym, którzy do spisu wojskowego należą, i to prawie corocznie, jak się spis odbywa. Jakież się to dla nich żniwo otworzy, jeżeli są włościanie bogaci. Ileż to ci wójci potrzebują fur konnych, których pod pozorem rządowych rozkazów w własnych używają interesach. Na jakież to rozliczne nie są wystawieni ci włościanie rządowi opłaty — oto na opłatę dymowego9, szarwarkowego10, dyrektorowego11, składki ogniowej, liwerunku12 składki transportowej, na złodziei i tyle innych składek ubocznych a częstokroć nieprawnych. Kasy administracyjne, kontrola skarbowa, egzekucje za najmniejsze uchybienie. Jeżeli się musi skarżyć do sądu, na jakież to koszta ten biedny włościanin jest wystawiony i ten ostatni grosz (który sobie mógł uciułać) wynieść musi z komory” (s. 24–26).

Nie lepsze było położenie włościan w dobrach prywatnych. Właściwie gorzej jeszcze przedstawiała się ta sprawa z tego względu, że włościanie byli pozbawieni całkowicie własności ziemskiej, a stosunki ich względem właścicieli ziemskich były zupełnie nieokreślone. Przez cały czas istnienia Królestwa Polskiego „ani rząd, ani sejm nie zajął się wydaniem ustawy, która by ściśle oznaczyła wzajemne stosunki i prawa tak włościan, jak i właścicieli ziemi oraz przepisała warunki umów bądź o nabywanie na własność gruntów, bądź o długoletnie z nich użytkowanie”. Skarbek opowiada13, że pańszczyzna opierała się na tradycyjnych zwyczajach i „poniekąd” nadużyciach; faktycznie jednak już i nadużycia przemieniły się w zwyczaj, nadużycia, przeciw którym nie było nawet do kogo apelować, ponieważ i administracyjna władza po części była ześrodkowana w rękach pana. Wśród robocizn zupełnej dowolności podlegały daremszczyzny. „Daremszczyzny są to służebności wielorakie, odbywane prócz pańszczyzny za darmo, np. stróżka dworska, pranie owiec, dźwiganie budowli itp., często bardzo uciążliwe, a tak są rozmaite, że nadarzył się przypadek w Sandomierskiem, że jednemu chłopu siedmiorakie razem nakazano powinności” — opowiada autor broszurki O chłopach (s. 56). Zdaje się, że nie można tego uważać za wyjątkowe, lecz ogólne zjawisko, natomiast za wyjątkowe uważać należy patriarchalne stosunki, o których tak często pisać lubią autorowie zajmujący się losem włościan u nas.

Na skutek nieokreśloności położenia, włościanie musieli żyć w najgorszej nędzy. Charakterystyczną bardzo opowieść spotykamy u Grevenitza14. Włościaninowi pewnemu zawaliła się chata, właściciel posłał „pewną liczbę robotników do jej podźwignienia. Po wyjściu15 dni roboty brakowało jeszcze tylko siedmiu kołków i trochę otynkowania. Włościanin żądał do tego dalszej pomocy”. Pan „wyrzucał mu to, jak niedarowane lenistwo, że mając taką liczbę swoich, tej przynajmniej małej rzeczy do własnego pomieszkania sam zrobić nie chce. Pokornie mu odpowiedział: „Panie, a czy po roku zostanę ja jeszcze?”. Opowiadanie to dotyczy czasów Księstwa, ale można je bez przesady przenieść i do czasów późniejszych. Nieokreśloność stosunków (nie mówiąc nawet o nadużyciach) musiała rodzić niezaradność, lenistwo, brak przedsiębiorczości, była przyczyną nędzy włościan. I to, nawet bez nadużyć ze strony panów, wystarczyłoby na powstanie niezadowolenia wśród mas od chwili, kiedy masy te uświadomiły sobie położenie swoje.

Tymczasem powstają całkiem nowe warunki ekonomiczne w kraju. Zaczyna się rozwijać przemysł fabryczny i w krótkim stosunkowo czasie robi ogromne postępy, wciągając nowe warstwy społeczne w sferę swej działalności16. Równolegle i w dziedzinie rolnictwa dają się zauważyć wyraźne ślady postępu. Wprowadzono w wielkich rozmiarach uprawę kartofli w polu, hodowlę owiec cienkowełnistych, wprowadzono szerszą uprawę roślin pastewnych. Dawny system pańszczyźniany pozostawał w rażącej sprzeczności z nowym gospodarstwem folwarcznym. „Wymagania postępu rolniczego czyniły stosunki pańszczyźniane coraz bardziej uciążliwymi dla samych właścicieli ziemskich”. Włościanie silniej jeszcze odczuwali na sobie uciążliwość postępu, ładu gospodarczego, jaki z tym postępem wkroczył.

Wprowadzenie czeladzi i inwentarzy folwarcznych jeszcze bardziej pogorszyło położenie włościan. Ale najgorszym wynikiem nowych warunków była regulacja, jaką właściciele wprowadzają w swoim interesie. Regulacja ta przyniosła nasamprzód17 pogorszenie się gruntów włościańskich, a następnie i rugi. „Rola, którą od niepamiętnych czasów ojcowie jego uprawiali, odebrana mu została dla niezbędnie potrzebnego oddzielenia gruntu, chałupę przeniesiono, a na miejsce dawnego sadu, co gęstym liściem chaty jego ocieniał, wyznaczono mórg gruntu koło nowej chałupy i ogrodem nazwano” — powiada Grabski. Oprócz takich przymusowych rugów istniało i dobrowolne opuszczanie ziemi przez włościan18.

Na skutek ucisku pańszczyźnianego i niepewności jutra włościanin opuszczał ziemię, szedł po zarobek, na wyrobek do fabryk. Powstaje liczna nadzwyczaj klasa proletariatu rolnego, a jednocześnie budzi się uczucie nienawiści do panów. Nie jest to jeszcze sformułowany światopogląd, lecz raczej jakieś mgły wyobrażeń i uczuć, przede wszystkim nienawiści. Uczucie to obejmuje nie tylko proletariat, ale całą masę włościaństwa. Niesformułowane dążenia do zmiany istniejącego stanu rzeczy, mgliste poczucie niesprawiedliwości, silnie odczuwana krzywda, jaka płynie na skutek istniejących urządzeń — oto treść uczuć, jakie powstają wśród włościan przed rewolucją, a mają się ostatecznie skrystalizować po roku 1831.

Żukowski w ten sposób charakteryzuje stan psychiczny włościan:

„Przez stosunki pańszczyzny, pozbawiającej włościan wszelkiej własności i ograniczającej wolne użycie czasu i sił, a stąd uważanej przez nich za uciążliwą, ze strony zaś dziedziców bezwzględnie do wszelkich potrzeb i każdego czasu wymaganej, powstał między klasą włościan pewien rodzaj niechęci do wszystkiego, co jest dworskie. Niechęć ta pomnażana z każdym dniem przy doświadczanych z każdym dniem jednych stosunkach, ciągle na skutki pracy ich wpływa. Każdy włościanin jest przekonany, że pracuje istotnie bez najmniejszej nagrody, jakoż nie mogąc podług woli użyć swych zdolności i czasu, przy ograniczonych władzach umysłu innego wyobrażenia mieć nie może”19.

Nieprzyjazne stanowisko, poczucie odrębności klasowej, brak łączności pomiędzy interesami swymi a interesami powstania, na które zapatrywał się lud wiejski jako na robotę w interesie szlachty jedynie — dosadnie scharakteryzował Szaniecki, przytaczając rozumowanie niektórych włościan: „Ojcyzna — ojcyzna — i cóz nam z tej ojcyzny! Jeden pan przedaje nas drugiemu, a król ten cy ów nic nam nie zelzy”. Klasowe poczucie wśród włościan rosło i nabierało już siły czynnej. Włościanin przeczuwał, że moment rewolucyjny jest najodpowiedniejszy dla uzyskania jakichkolwiek zmian w położeniu swoim.

Henryk Bogdański opowiada rzeczy prawdziwie ważne dla zrozumienia psychologii ówczesnego włościaństwa20 (a przynajmniej jego części). Formowano właśnie pospolite ruszenie, formowano je według parafii.

„W każdej parafii zdolni do broni — jeden z każdej rodziny albo gospodarstwa — byli obowiązani wziąć w nim udział. Po wsiach zastępcy wójtów, to jest ci, którzy w imieniu dziedziców, będących wówczas wójtami w swych gminach, zawiadywali administracyjnymi sprawami, a w miastach burmistrze oznaczali dzień zebrania się i czuwali nad tym, aby żadnego z obowiązanych nie zabrakło”.

Podczas pobytu autora pamiętnika w Sandomierzu sprowadzono tam pospolite ruszenie z kilku okolicznych wsi. Ale jedna czy dwie parafie nie chciały złożyć przysięgi. Zebrano ich w kościele i naprzód ksiądz, potem Ledóchowski (dowódca) przemawiał do zebranych. Nie pomogły jednak te przemowy.

„Gdy gwar ten (który na skutek mów powstał w kościele) ustał i wszczął się ruch znamionujący pewien niepokój, odezwał się donośnym głosem jeden z włościan: »A pańszczyzna?... To my pójdziemy, a nasze żony i dzieci będą zabijać na pańskim? Ja tego dopuścić nie mogę, nie powiem imienia mego i nie pójdę do pospolitego ruszenia!«”

Powstał nowy gwar, w którym wyraźnie słowa: „Nie pójdę! Pańszczyzna!” odróżnić było można.

Po wyjściu z kościoła władze wojskowe umyślnie nakazały, ażeby grupki włościan połączyły się ze służącymi w wojsku chłopami:

„I ja przyłączyłem się do jednego z kółek, w którym byli włościanie, którzy nie chcieli złożyć przysięgi. Na przemowę jednego z żołnierzy, Mazura i także włościanina, który chłopskim językiem, ale z zapałem zagrzewał do walki z Moskwą, dał jeden z tych upornych włościan spokojną i dość długą odpowiedź, mniej więcej w słowach następujących: »My nie lubimy Moskali, nie chcemy ich mieć u siebie, radzi byśmy, aby ich noga nie została u nas i nie postała nigdy, ale czyż nam, włościanom, lepiej będzie, gdy ich wypędzimy lub zgnieciemy? Jakeśmy byli w niewoli pańskiej dotąd, tak i później będziemy; nasza niedola nie zmieni się, gdy nawet teraz wśród wojny, z chałup, z których gospodarze poszli czy to do wojska, czy do pospolitego ruszenia, pędzi dwór żony i dzieci na pańszczyznę, a gdy kto odezwie się przeciw temu, dostaje w odpowiedzi tylko surowy rozkaz milczenia. Gdyby na czas wojny przynajmniej ci gospodarze byli wolni od pańszczyzny, z których chałup wzięto kogoś do wojska, a jeśliby gospodarz poległ, gdyby rodzina jego w pańszczyźnie jakiej ulgi doznała, tobyśmy wszyscy poszli; ale gdzież tam, na takie prośby otrzymywaliśmy zawsze i otrzymujemy odmowne odpowiedzi. Panom zapewne lepiej będzie, jak się pozbędą Moskali, dlatego niech się z nimi biją; my im z pewnością przeszkadzać nie będziemy i będziemy się cieszyć, jak ich bodaj wszystkich wytłumią«”.

Bogdański dodaje, że włościanie przekonali się,

„że naród tylko ze szlachty złożony jest za słaby, aby się mógł oprzeć przeważnym siłom sąsiadów, i wiedzą o tym, że nieprzyznanie praw obywatelskich włościanom było główną przyczyną zguby Polski. Śmiali się tylko włościanie z tych obietnic i krótko odpowiadali, że gdy ich pomocy panowie już potrzebować nie będą, okażą im znowu dawną surowość, a bodajby i gorzej z nimi się nie obchodzili niż dotąd”.

Wyraźnie zarysowało się duchowe oblicze włościaństwa: poczucie odrębności interesów i praw swoich, świadome dążenie do polepszenia ogólnego bytu całej masy, pierwociny solidarności klasowej ujawniły się zupełnie wyraźnie w tym wystąpieniu. Niestety, fakt powyższy nie miał mieć wpływu żadnego na tok obrad sejmowych, ponieważ w owym czasie nie doszedł nawet do wiadomości ogółu. Charakter obrad sejmowych i ich uchwały w kwestii włościańskiej miały mieć decydujące znaczenie dla włościan i pozostawiły niezatarte wrażenie w ich duszy. „Włościanie o sejmowych naradach w sprawie poddaństwa i pańszczyzny prawie wszędzie dokładne mieli wiadomości”.

Byli w naszym społeczeństwie ludzie, którzy doskonale zdawali sobie z tego sprawę, że tylko powstanie ludowe, a nie akcja wyłącznie militarna, może przynieść pożądane skutki. Rozumieli oni, że prawdziwy interes szlachty domaga się natychmiastowego skasowania pańszczyzny i uwłaszczenia chłopów, że tylko ten krok prawdziwie reformatorski może pociągnąć szerokie masy. Pisał w „Dzienniku Powszechnym Krajowym” (8 stycznia 1831, nr 7) Szaniecki21 w artykule O celach i środkach rewolucji naszej:

„Już i do ojczyzny potrzeba przyprawy22. Potrzeba, ażeby ona przestała być macochą dla największej liczby swych dzieci. Potrzeba, ażeby była zarówno matką dla wszystkich...

Przestańmy być półbraćmi, a zamiast bracią szlachtą bądźmy braćmi Polakami! Jarzmo niewoli niechaj nikogo nie gniecie, służalstwo niech z despotyzmem uchodzi!

Rewolucja francuska miała za godło prawa człowieka, Napoleon, gdzie przyszedł, znosił niewolę. Cóż my zniesiem swym braciom! Co pokażemy ludom północy!

Jeżeli chcemy robić przyjaciół, potrzeba zainteresować ich rzeczą, nie słowy. Potrzeba stan, w jakim zostają, zmienić na lepszy.

Orzeł nasz Biały powinien nieść w swych szponach »pioruny na despotyzm«, a w dziobie wolność — zniesienie poddaństwa. Gdyby się zwrócił ku południowi, powinien mieć w dziobie zniesienie pańszczyzny, wolność zarobkowania. Gdyby poleciał na zachód, zanieść by musiał własność gruntową bezwarunkową, wynagrodzenie właścicielom. U nas potrzeba poświęcić dobra narodowe, ażeby z nich porobić osady wolne, przeznaczając na podział nawet i grunta folwarczne dla tych, którzy powracają po zwycięstwie, lub dla rodzin tych, którzy polegną. Resztę zostawić sejmowi i patriotyzmowi obywatelskiemu, jakiego nam dali już szlachetny przykład obywatele z województwa kaliskiego, Morawski i Rembowski, nadając włościanom swoim własność gruntową”.

A następnie pisał:

„Nie zapominajmy, że słońce oświaty pomiędzy wszystkie klasy rzuca swe promienie i że wolność naszych włościan przenoszenia się spod jednego pana do drugiego jest tylko igraszką z wolności osobistej, to jest, że mu wolno znijść z deszczu pod rynnę. Pańszczyzna w tej lub owej gminie zawsze jest niewolą osobistą, bo tamuje wolny wybór zarobkowania i ogranicza przedmiot pracy. Tak zwane inwentarze gruntowe jeszcze w czasach feudalnych popisane, obejmujące zarazem spis bydła i ludzi oraz ich powinności, są dotąd jakoby włościan konstytucją, która prócz tego pod harapem ekonomów codziennie bywa gwałconą. Woła więc ludzkość, woła ojczyzna, woła nasz własny interes