Żyj według własnych zasad. Czym jest prawdziwy bunt? - Osho - ebook

Żyj według własnych zasad. Czym jest prawdziwy bunt? ebook

Osho

0,0

Opis

Wielu z nas wciąż pamięta lata 60. ubiegłego wieku i ruch hippisowski czy – jak to pięknie nazwaliśmy – epokę dzieci kwiatów. Obecnie, w nowym pokoleniu narasta potrzeba, by zmierzyć się z przestarzałymi strukturami, zbuntować przeciwko brutalnym realiom gospodarczo-politycznym narzuconym przez korporacje, przywrócić znaczenie słowu „wolność”. Każdy buntownik sprzeciwiający się systemowi powinien mieć w sobie świadomość tego, z czym walczy. Trzeba być dobrym obserwatorem, próbować rozumieć rzeczywistość, aby wypracować skuteczne metody podążania w kierunku nowej wizji świata, opartej na miłości i poszanowaniu wartości ludzkich. Buntownik bowiem nie przynależy do żadnego z istniejących systemów – religijnych, społecznych, politycznych. Żyje według własnych zasad.

„Bunt jest czymś indywidualnym, bez przemocy, pokojowym. Wypływa z miłości. Nie jest nastawiony przeciwko czemukolwiek. Koncentruje się na wspieraniu tego, co jest dobre”. Osho

„Ludzie mogą osiągnąć poczucie szczęścia tylko w jeden sposób: pozostając w zgodzie z samymi sobą. Wtedy poczucie szczęścia, jak wiosna, zaczyna rozkwitać. Stają się pełni życia, sami będąc radosnymi, przynoszą radość wszystkim wkoło. Są jak muzyka, są jak taniec”.

Osho

Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
czytnikach certyfikowanych
przez Legimi
czytnikach Kindle™
(dla wybranych pakietów)
Windows
10
Windows
Phone

Liczba stron: 200

Odsłuch ebooka (TTS) dostepny w abonamencie „ebooki+audiobooki bez limitu” w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
Oceny
0,0
0
0
0
0
0
Więcej informacji
Więcej informacji
Legimi nie weryfikuje, czy opinie pochodzą od konsumentów, którzy nabyli lub czytali/słuchali daną pozycję, ale usuwa fałszywe opinie, jeśli je wykryje.

Popularność




Tytuł ory­gi­nału: LIVING ON YOUR OWN TERMS: WHAT IS REAL REBEL­LION?

Redak­cja: Kry­styna Pod­haj­ska Korekta: Ewa Jastrun, Igor Mazur Pro­jekt okładki: Daniel Rusi­ło­wicz Zdję­cie na okładce: © Oli­ver Hof­f­mann / Shut­ter­stock Redak­tor pro­wa­dzący: Anna Brze­ziń­ska

Wszel­kie prawa zastrze­żone. Żadna część tej publi­ka­cji nie może być powie­lana ani roz­po­wszech­niana za pomocą urzą­dzeń elek­tro­nicz­nych, mecha­nicz­nych, kopiu­ją­cych, nagry­wa­ją­cych i innych bez uprzed­niej zgody wła­ści­ciela praw.

Copy­ri­ght © 2013 Osho Inter­na­tio­nal Foun­da­tion, Swit­zer­land. www.osho.com/copy­ri­ghts Copy­ri­ght © for Polish edi­tion by Wydaw­nic­two Czarna Owca, 2023 War­szawa Copy­ri­ght © for Polish trans­la­tion by Bogu­sława Jur­ke­vich

Mate­riał zawarty w tej książce pocho­dzi z róż­nych wystą­pień publicz­nych Osho. Wszyst­kie wykłady Osho zostały wydane w cało­ści w for­mie książ­ko­wej i są rów­nież dostępne w postaci ory­gi­nal­nych nagrań. Nagra­nia dźwię­kowe i pełny zbiór tek­stów można zna­leźć w inter­ne­cie: OSHO Library, www.osho.com

OSHO jest zare­je­stro­wa­nym zna­kiem han­dlo­wym Osho Inter­na­tio­nal Foun­da­tion, www.osho.com/tra­de­marks

Wszel­kie prawa zastrze­żone. Niniej­szy plik jest objęty ochroną prawa autor­skiego i zabez­pie­czony zna­kiem wod­nym (water­mark). Uzy­skany dostęp upo­waż­nia wyłącz­nie do pry­wat­nego użytku. Roz­po­wszech­nia­nie cało­ści lub frag­mentu niniej­szej publi­ka­cji w jakiej­kol­wiek postaci bez zgody wła­ści­ciela praw jest zabro­nione.

Wyda­nie I

ISBN 978-83-8252-859-6

Kon­wer­sję do wer­sji elek­tro­nicz­nej wyko­nano w sys­te­mie Zecer.

Wstęp

Cechy bun­tow­nika prze­ja­wiają się w wielu wymia­rach. Przede wszyst­kim bun­tow­nik nie wie­rzy w nic, co nie jest jego wła­snym doświad­cze­niem. Jedyną prawdą jest dla niego jego prawda. Pro­rocy, mesja­sze, zbawcy, święte pisma, sta­ro­żytne tra­dy­cje – nikt ani nic nie może mu dać jego prawdy. Mogą mówić o praw­dzie, mogą robić wokół niej wiele zamie­sza­nia, ale „wie­dzieć o praw­dzie” nie zna­czy „znać prawdę”. Wie­dzieć o czymś to widzieć to coś z zewnątrz, krą­żyć wokół cze­goś. W ten spo­sób nie dociera się do cen­trum.

Bun­tow­nik nie ma sys­temu wie­rzeń – teista lub ate­ista, hin­du­ista lub chrze­ści­ja­nin… On jest bada­czem, poszu­ki­wa­czem. Trzeba jed­nak zro­zu­mieć pewną sub­telną rzecz: bun­tow­nik nie jest ego­istą. Ego­ista także nie chce przy­na­le­żeć do żad­nego kościoła, żad­nej ide­olo­gii, żad­nego sys­temu wie­rzeń, ale jego powód jest zupeł­nie inny niż bun­tow­nika. Ego­ista nie chce przy­na­le­żeć, bo zbyt wysoko oce­nia sam sie­bie. Może być tylko sam ze sobą.

Bun­tow­nik nie jest ego­istą. Jego nie­wiara jest wyra­zem skrom­no­ści. Mówi po pro­stu: „Dopóki nie odnajdę swo­jej wła­snej prawdy, wszyst­kie zapo­ży­czone prawdy tylko nie­po­trzeb­nie mnie obcią­żają. Mogę zgro­ma­dzić dużo wie­dzy, ale ona nie będzie pocho­dziła ode mnie. Nie doświad­czę jej oso­bi­ście”.

Bun­tow­nik nie należy do żad­nego kościoła, żad­nej orga­ni­za­cji, bo nie chce być naśla­dowcą. Chce pozo­stać praw­dziwy, czy­sty, aby poszu­ki­wać bez uprze­dzeń, aby pozo­stać otwar­tym, nie mieć żad­nych przed­wcze­snych suge­stii. Jego podej­ście to podej­ście czło­wieka skrom­nego. On sza­nuje swoją nie­za­leż­ność, lecz sza­nuje także nie­za­leż­ność każ­dego innego czło­wieka. Sza­nuje swoją boskość, ale sza­nuje rów­nież boskość całego wszech­świata. Jego świą­ty­nią jest wszech­świat – dla­tego porzu­cił małe świą­ty­nie zbu­do­wane przez czło­wieka. Jego świę­tym pismem jest cały wszech­świat i dla­tego zosta­wił święte pisma napi­sane przez ludzi. Powo­dem nie była jego aro­gan­cja, były nim pokorne poszu­ki­wa­nia. Bun­tow­nik jest tak nie­winny jak dziecko.

Poza tym bun­tow­nik żyje w teraź­niej­szo­ści z jak naj­więk­szą uwagą i świa­do­mo­ścią. Nie żyje w prze­szło­ści, któ­rej prze­cież już nie ma, ani w przy­szło­ści, któ­rej jesz­cze nie ma. Mówiąc ina­czej – świa­do­mie żyje chwilą. Zazwy­czaj żyjemy jak luna­tycy. Bun­tow­nik pró­buje pro­wa­dzić swoje życie w sta­nie cał­ko­wi­tego prze­bu­dze­nia. Jego reli­gią jest uważ­ność, jego filo­zo­fią jest uważ­ność, jego spo­sób życia jest prze­peł­niony uważ­no­ścią.

Kolejna cecha to cał­ko­wity brak zain­te­re­so­wa­nia domi­na­cją nad innymi. Bun­tow­nik nie ma pra­gnie­nia wła­dzy, bo jest ona naj­ohyd­niej­szą rze­czą na świe­cie. Żądza wła­dzy znisz­czyła spo­łe­czeń­stwo, nie dopu­ściła do roz­kwitu kre­atyw­no­ści, do sta­wa­nia się coraz wspa­nial­szym, zdrow­szym, bar­dziej roz­wi­nię­tym. I to wła­śnie żądza wła­dzy naj­czę­ściej dopro­wa­dza do kon­flik­tów, rywa­li­za­cji, zazdro­ści, a w końcu do wojen. Jeśli przyj­rzeć się histo­rii ludz­ko­ści… jest prze­peł­niona woj­nami; cią­gle czło­wiek zabija czło­wieka. Zmie­niły się powody, ale zabi­ja­nie trwa. Powód zawsze się znaj­dzie i uspra­wie­dli­wie­nie też, bo prawda jest taka, że ludzie lubią zabi­jać.

W jed­nej z bajek Ezopa – są to jedne z naj­wspa­nial­szych bajek, tak pro­ste, a tak mądre – owieczka piła wodę z kry­sta­licz­nie czy­stego gór­skiego stru­mie­nia. Nad­szedł wielki lew i oczy­wi­ście od razu zain­te­re­so­wał się owieczką, bo to była pora śnia­da­nia. Szu­ka­jąc pre­tek­stu, ode­zwał się:

– Bru­dzisz mi wodę. Nie wiesz, że jestem kró­lem dżun­gli?

– Wiem, wasza wyso­kość – odparła owieczka – ale stru­mień nie pły­nie w twoją stronę. Stoję za tobą i nawet gdy­bym pobru­dziła wodę, nie dopły­nę­łaby ona do cie­bie. Woda nie pły­nie w twoim kie­runku. To ty ją zmą­ci­łeś, więc muszę taką pić. Twoje rozu­mo­wa­nie jest nie­wła­ściwe.

Lew musiał uznać jej argu­menty i stał się bar­dzo zły.

– Nie wyka­zu­jesz sza­cunku dla star­szych. To bez­czel­ność spie­rać się ze mną – powie­dział.

Biedna owieczka odparła:

– Nie spie­ram się z tobą. Mówię, jak jest naprawdę. Sam prze­cież widzisz, że stru­mień pły­nie w moją stronę.

Lew mil­czał przez chwilę.

– Wła­śnie mi się przy­po­mniało – powie­dział w końcu. – Pocho­dzisz z aro­ganc­kiej, nie­kul­tu­ral­nej rodziny. Nie dalej jak wczo­raj twój ojciec mnie obra­ził.

– To musiał być ktoś inny. Mój tatuś nie żyje od trzech mie­sięcy i zapewne dobrze o tym wiesz, bo zakoń­czył żywot w twoim brzu­chu. Zja­dłeś go na obiad. Jak mógłby się nie­grzecz­nie zacho­wać wobec cie­bie?

Tego było dla lwa za wiele. Rzu­cił się na owieczkę i zła­pał ją w pazury.

– Nie umiesz się zacho­wać i jesteś aro­gancka.

Owca na to:

– Prawda jest taka, że nade­szła pora śnia­da­nia. Po pro­stu zjedz mnie. Nie szu­kaj uspra­wie­dli­wie­nia.

Dzięki takim pro­stym ale­go­riom Ezop tak wiele powie­dział o ludziach…

Bun­tow­nik po pro­stu żyje chwilą, świa­do­mie, bez potrzeby domi­no­wa­nia ani za życia, ani po śmierci. Nie ma w nim żądzy wła­dzy. Jest bada­czem duszy. Naukowcy kie­ro­wani wąt­pli­wo­ściami, scep­ty­cy­zmem, cie­ka­wo­ścią badają świat – on kie­ro­wany tym samym pro­wa­dzi poszu­ki­wa­nia w głębi sie­bie. Nauka bada obiek­tywną rze­czy­wi­stość, bun­tow­nik – subiek­tyw­ność. On nie potę­pia wąt­pli­wo­ści, nie potę­pia scep­ty­cy­zmu, nie­po­słu­szeń­stwa, laic­kiego podej­ścia do rze­czy­wi­sto­ści. Wcho­dzi do swo­jego wnę­trza jak nauko­wiec.

W jego reli­gii nie ma miej­sca na prze­sądy – on jest naukow­cem. Nie szuka Boga, bo jeśli zaczniesz od Boga, to zna­czy, że zaak­cep­to­wa­łeś jakąś wiarę, czyli roz­po­czy­nasz poszu­ki­wa­nia w okre­ślo­nym kie­runku.

Bun­tow­nik wcho­dzi w swój świat wewnętrzny z otwar­tymi sze­roko oczami, nie wie­dząc, czego szuka. Pole­ruje swoją inte­li­gen­cję. Pogłę­bia swoją wewnętrzną ciszę, nadaje swo­jej medy­ta­cji inten­syw­ność, by obja­wiło się to, co jest w nim ukryte; jed­nak nie ma on wcze­śniej okre­ślo­nego celu poszu­ki­wań. Zasad­ni­czo jest agno­sty­kiem. To słowo należy zapa­mię­tać, bo opi­suje jedną z pod­sta­wo­wych cech bun­tow­nika. Ist­nieją teiści – to ci, któ­rzy wie­rzą w Boga, ate­iści – ci, któ­rzy w Boga nie wie­rzą, oraz agno­stycy, któ­rzy mówią po pro­stu: „Jesz­cze nie wiemy. Poszu­kamy, zoba­czymy. Nie możemy nic powie­dzieć, dopóki nie zaj­rzymy w każdy zaka­ma­rek naszej istoty”. Bun­tow­nik zaczyna od „nie wiem”. Dla­tego twier­dzę, że jest nie­winny jak dziecko.

Dwaj chłopcy uma­wiają się, że uciekną z domu. Jed­nak jeden z nich się waha:

– Jeśli nasi ojco­wie nas dopadną, zbiją nas.

– To im oddamy – mówi drugi.

– Prze­cież nie możemy tego zro­bić! Biblia każe nam czcić ojca swego i matkę swoją.

– No dobrze! To ty oddasz mojemu ojcu, a ja two­jemu.

Jak łatwo przy­cho­dzi pro­ste i nie­winne roz­wią­za­nie! Bun­tow­nik żyje jak nie­winne dziecko, a nie­win­ność jest jedną z naj­bar­dziej zagad­ko­wych cech. Otwiera drzwi do wszyst­kich tajem­nic życia.

Tylko ludzie zbun­to­wani są praw­dzi­wymi rewo­lu­cjo­ni­stami i są naprawdę reli­gijni. Nie two­rzą orga­ni­za­cji, nie mają naśla­dow­ców, nie budują kościo­łów.

Bun­tow­nicy mogą być wspa­nia­łymi kom­pa­nami w podróży: będą się rado­wać z bycia obok innych, ze wspól­nego tańca, śpiewu, pła­czu. Będą się cie­szyć z wyjąt­ko­wo­ści egzy­sten­cji i wiecz­nego życia razem. Mogą stwo­rzyć wspól­notę, w któ­rej nikt nie będzie musiał poskra­miać swo­jej indy­wi­du­al­no­ści. Prze­ciw­nie. Wspól­nota bun­tow­ni­ków odświeża każdą indy­wi­du­al­ność, pie­lę­gnuje ją, darzy sza­cun­kiem.

1. Pożegnanie z przeszłością

Bun­tow­nik po pro­stu mówi prze­szło­ści: żegnaj. Jest to postę­pu­jący pro­ces; stąd bycie bun­tow­ni­kiem ozna­cza cią­głe trwa­nie w bun­cie, ponie­waż każdy moment prze­cho­dzi do prze­szło­ści, każdy dzień dzi­siej­szy staje się dniem wczo­raj­szym. Nie zna­czy to jed­nak, że prze­szłość jest cmen­ta­rzy­skiem, do któ­rego bun­tow­nik przy­bliża się z każdą chwilą. Prze­ciw­nie – on musi się nauczyć nowej sztuki: umie­ra­nia wraz z każdą odcho­dzącą chwilą, by odra­dzać się swo­bod­nie w każ­dej chwili, która nad­cho­dzi.

Czym jest prawdziwy bunt? Jaka jest różnica między reakcją a świadomym działaniem podejmowanym przez istotę ludzką?

Pod­sta­wową sprawą jest zro­zu­mie­nie róż­nicy mię­dzy bun­tem a rewo­lu­cją.

Rewo­lu­cja to zor­ga­ni­zo­wany wysi­łek, by z uży­ciem prze­mocy zmie­nić spo­łe­czeń­stwo. Jed­nak nie uda się zmie­nić spo­łe­czeń­stwa za pomocą prze­mocy, gdyż i tak jest ona wszech­obecna w jego życiu. Dla­tego wszyst­kie rewo­lu­cje upa­dły. I nie ma żad­nej szansy na to, by jaka­kol­wiek wygrała kie­dy­kol­wiek w przy­szło­ści.

Bunt jest indy­wi­du­alny, poko­jowy i prze­biega bez prze­mocy. Wypływa z miło­ści. Bunt jest skie­ro­wany nie prze­ciwko cze­muś, ale ku cze­muś. Rewo­lu­cjo­ni­ści są tak bar­dzo zajęci byciem prze­ciwko, że zapo­mi­nają, o co jest ten cały zamęt. To z powodu zło­ści. A złość nie jest w sta­nie stwo­rzyć lep­szego spo­łe­czeń­stwa. Bunt nie jest skie­ro­wany prze­ciwko spo­łe­czeń­stwu, on ma wspie­rać nowy rodzaj czło­wieka, nową ludz­kość.

Rewo­lu­cja jest walką z prze­szło­ścią.

Bunt to medy­ta­cja dla przy­szło­ści.

Jak mówi­łem, bunt wypływa z miło­ści, ciszy, zro­zu­mie­nia, współ­czu­cia – wszyst­kiego tego, co czyni czło­wieka bar­dziej boskim. Rewo­lu­cja wyko­rzy­stuje cechy, które przy­bli­żają czło­wieka do zwie­rzę­cia. Ponie­waż bunt jest sprawą indy­wi­du­alną, nie ma potrzeby wal­czyć, szar­pać się. Jed­nostka, która różni się od pozo­sta­łych, w żaden spo­sób nie prze­szka­dza spo­łe­czeń­stwu. Jed­nak nawet poje­dyn­czy czło­wiek: medy­tu­jący, kocha­jący, mający nadzieję na nowy wschód słońca, może stwo­rzyć szansę powsta­nia nowego spo­łe­czeń­stwa. Sama jego obec­ność wystar­czy, aby zmie­nić pozo­sta­łych. Jego miłość ni­gdy nie zawie­dzie – miłość ni­gdy nie zawo­dzi. Jego zro­zu­mie­nie, inte­li­gen­cja, współ­od­czu­wa­nie – wszystko to daje pew­ność zwy­cię­stwa.

Nikt jesz­cze nie spró­bo­wał buntu. Rewo­lu­cja wydaje się łatwiej­sza, bo pozor­nie prze­ciwko tak wiel­kiemu spo­łe­czeń­stwu potrzebna jest wielka orga­ni­za­cja. Jed­nak z chwilą gdy się zor­ga­ni­zu­je­cie, sta­je­cie się takim samym rodza­jem spo­łecz­no­ści, metody pozo­stają te same. Sta­je­cie się odbi­ciem tego, czemu się sprze­ci­wia­cie. Sto­isz przed lustrem – odbi­cie, które w nim widzisz, jest twoim odbi­ciem, cho­ciaż odwró­co­nym. Stare spo­łe­czeń­stwo sto­suje prze­moc, rewo­lu­cja sto­suje prze­moc. Stare spo­łe­czeń­stwo znie­wala ludzi, rewo­lu­cjo­ni­ści czy­nią to samo. Stare spo­łe­czeń­stwo jest uza­leż­nione od wiary, rewo­lu­cjo­ni­ści także. Nie ma zna­cze­nia, czy wie­rzysz w Biblię, czy w Kapi­tał.

Jest jesz­cze jedna sprawa, którą należy dokład­nie zapa­mię­tać: rewo­lu­cjo­ni­ści, żeby wygrać, muszą sto­so­wać więk­szą prze­moc niż stare spo­łe­czeń­stwo, muszą być bar­dziej prze­bie­gli, upo­li­tycz­nieni, spryt­niejsi, okrut­niejsi. W prze­ciw­nym razie nie zwy­ciężą. Mówiąc wprost – w imie­niu rewo­lu­cji zwy­cięża więk­sza prze­moc, więk­sze okru­cień­stwo, bar­dziej rady­kalne nie­wol­nic­two; konieczne jest jesz­cze więk­sze pod­po­rząd­ko­wa­nie niż to ist­nie­jące wcze­śniej. Potwier­dzają to wszyst­kie dotych­cza­sowe rewo­lu­cje.

Bunt jest zja­wi­skiem ducho­wym.

Nie jest skie­ro­wany prze­ciw spo­łe­czeń­stwu jako takiemu. Po pro­stu jest inte­li­gen­cją, która poka­zuje, że to spo­łe­czeń­stwo jest mar­twe, nie­zdolne do tego, by stwo­rzyć nową istotę ludzką, że jest wyczer­pane, znaj­duje się nie­mal na kra­wę­dzi glo­bal­nego samo­bój­stwa. Potrze­buje współ­czu­cia, nie zło­ści.

Bun­tow­nik może doko­nać tylko jed­nej rze­czy… Niczego nie orga­ni­zuje, bo – chcąc orga­ni­zo­wać – musiałby sto­so­wać takie same sche­maty, jakie sto­suje spo­łe­czeń­stwo, któ­remu się prze­ciw­sta­wia; musiałby uży­wać tego samego języka, tych samych wzor­ców, struk­tur, które w spo­łe­czeń­stwie od dawna ist­nieją.

Jest takie chiń­skie powie­dze­nie: „Zły przy­ja­ciel nie jest aż tak zły jak zły wróg”. Brzmi dziw­nie, ale zawiera głę­boką prawdę. Jeśli masz wroga, wcze­śniej czy póź­niej będziesz musiał zacząć uży­wać jego metod, jego tak­tyki, aby z nim wal­czyć. Nie ma innej drogi. Jeśli chcesz wygrać, musisz stać się lep­szy niż on w posłu­gi­wa­niu się jego meto­dami. Dla­tego czę­sto powta­rzam: przy­ja­ciół możesz sobie dobie­rać dowol­nie, ale wro­gów dobie­raj bar­dzo uważ­nie, bo oni zmie­nią twój cha­rak­ter.

Bun­tow­nik nie ma wro­gów. On po pro­stu widzi, że to, co stare, się skoń­czyło. Nie trzeba z tym czymś wal­czyć. Ono samo umiera. Wal­cząc, przy­wra­casz temu cze­muś życie. Igno­ruj to. Już i tak leży na łożu śmierci. Dokona żywota samo z sie­bie. Nie dostar­czaj mu ener­gii, wal­cząc z nim.

Bun­tow­nik może doko­nać tylko jed­nego: zmie­nić sie­bie w nowego czło­wieka, stać się uoso­bie­niem swo­jej wizji. Jedy­nie w ten spo­sób udo­wodni, że jego wizja nie jest snem. Będzie prze­mie­niał swoją wizję w rze­czy­wi­stość.

Chcę, żebyś był bun­tow­ni­czy.

Dla­tego nie wie­rzę w orga­ni­za­cje. Nie chcę, żebyś był nową reli­gią, nową ide­olo­gią, bo byłoby to jedy­nie powtó­rze­niem sta­rych wzor­ców. Może­cie być razem bez żad­nych warun­ków, bez zasad, po pro­stu dzięki czy­stej przy­jaźni. Żadna ide­olo­gia – jedy­nie czy­sta miłość, idzie­cie bowiem tą samą drogą, odkry­wa­jąc samych sie­bie, spraw­dza­jąc, czy wizja nowego czło­wieka może się urze­czy­wist­nić. Może­cie sobie nawza­jem poma­gać, może­cie się wspie­rać, może­cie doda­wać sobie odwagi.

Są takie chwile, kiedy potrzeba nam zachęty, bo zmiana, cał­ko­wita zmiana samego sie­bie, nie jest łatwym zada­niem. Wiele razy umysł chce wró­cić do sta­rych sche­ma­tów, sta­rych nawy­ków. Stąd potrzeba wspól­noty. Wspól­nota nie jest alter­na­tywą dla spo­łe­czeń­stwa. Nie jest jakąś nową orga­ni­za­cją; jest czymś zupeł­nie odmien­nym. Jest czu­łym byciem razem wędrow­ców, któ­rzy dosko­nalą sie­bie samych. Pięć tysięcy osób, które pra­cują nad sobą, to wielka zachęta – nie jesteś osa­mot­niony. A jeśli aż pięć tysięcy ludzi pró­buje, to jest jakaś nadzieja. Widzisz ludzi przed sobą, widzisz ludzi za sobą, na wszyst­kich szcze­blach dra­biny. Staje się dla cie­bie jasne, że ci ludzie, zupeł­nie tak samo jak ty, prze­cie­rają szlak, zmie­niają się. I sam sie­bie moty­wu­jesz, żeby nie stać się tchó­rzem, żeby nie wró­cić do sta­rych nawy­ków. Nie możesz do nich wró­cić, bo pięć tysięcy ludzi patrzy na cie­bie z wiel­kim opty­mi­zmem. Mają ogromne nadzieje, że dotrwasz, że wschód słońca jest tuż-tuż.

Tak, jest bar­dzo ciemno, ale żeby ujrzeć słońce, nie powi­nie­neś się cofać. Aby ujrzeć świa­tło, musisz iść do przodu. Im noc ciem­niej­sza, tym świt bli­żej.

Nie­któ­rzy już tam doszli. Widzisz blask w ich oczach, widzisz, jak roz­kwi­tają kwiaty ich jaźni, i czu­jesz, jak pięk­nie pachną. Jest to więc tylko kwe­stia odro­biny wię­cej cier­pli­wo­ści, odro­biny wię­cej odwagi.

Mimo wszystko bunt pozo­staje rze­czą indy­wi­du­alną. Bun­tow­nicy mogą żyć razem, two­rzyć atmos­ferę, oto­cze­nie, bud­dyj­ską prze­strzeń, w któ­rej prze­bu­dze­nie będzie łatwiej­sze. Nie są jed­nak zor­ga­ni­zo­wani ani nie są przy­wią­zani do żad­nych wie­rzeń. To indy­wi­du­ali­ści; z wła­snej woli przy­łą­czyli się do innych poszu­ki­wa­czy wschodu słońca.

Pytasz, jaka jest róż­nica mię­dzy reak­cją a świa­do­mym dzia­ła­niem podej­mo­wa­nym przez istotę ludzką. Bun­tow­nik nie reaguje. On działa świa­do­mie. Rewo­lu­cjo­ni­sta zawsze reaguje, nie działa świa­do­mie. Róż­nica jest zna­cząca.

Kilka dni temu otrzy­ma­łem list od pew­nej sta­rej kobiety, prze­wod­ni­czą­cej Ame­ry­kań­skiego Sto­wa­rzy­sze­nia Ate­istów. Musi być chyba naj­star­szą kobietą na świe­cie, bo jeden z moich zna­jo­mych Hin­du­sów – Gora, dość stary czło­wiek – był jej zwo­len­ni­kiem. Otóż ta kobieta utwo­rzyła w wielu kra­jach sto­wa­rzy­sze­nia ate­istów. Zapewne w jakimś pro­gra­mie tele­wi­zyj­nym usły­szała mnie mówią­cego, że Boga nie ma, i bar­dzo się ucie­szyła. Napi­sała: „Jesteś czło­wiekiem wiel­kiej odwagi. Pomimo swo­jego pode­szłego wieku chcia­ła­bym przy­je­chać i spo­tkać się z tobą, poroz­ma­wiać”. Kaza­łem swo­jej sekre­tarce odpi­sać, że mogę się spo­tkać, ale nie jestem ate­istą. Jeśli ta kobieta przy­je­dzie do mnie, myśląc, że jestem ate­istą, bo twier­dzę, że nie ma Boga, będzie roz­cza­ro­wana. Lepiej od razu to wyja­śnić.

Dla mnie ate­izm jest reak­cją na teizm. Są ludzie, miliony ludzi, któ­rzy wie­rzą w Boga. Nie­liczni reagują na to w ten spo­sób, że zaczy­nają nie wie­rzyć w Boga. Po pro­stu reagują. Możesz to spraw­dzić w bar­dzo pro­sty spo­sób. Jeżeli wszy­scy teiści znikną, jeśli nie będzie teizmu, to czy ate­iści pozo­staną? Byli wtórni, sta­no­wili reak­cję na teistów. Jeśli nie ma reli­gii i nikt nie twier­dzi, że Bóg ist­nieje, jaki ma sens nie­wiara w Boga? Wyj­dziesz na głupca. Ate­izm umrze auto­ma­tycz­nie wraz ze śmier­cią teizmu. To zna­czy, że był tylko cie­niem, nie był rze­czy­wi­sty. Reak­cja jest cie­niem.

Kiedy mówię, że nie ma Boga, nie mam na myśli tego, że nie wie­rzę w Boga – nawet twier­dząc, że nie wie­rzę, potwier­dził­bym jego ist­nie­nie. Czy wie­rzysz, czy nie wie­rzysz – to tylko kwe­stia two­jego podej­ścia do Boga; jed­nak w obu wypad­kach Bóg jest potrzebny. Potrzebny jest teiście, potrzebny jest ate­iście. Ja mówię po pro­stu, że nie ma Boga, że ni­gdy go nie było. Mylą się zarówno ci, któ­rzy wie­rzą w Boga, jak i ci, któ­rzy w niego nie wie­rzą.

Nie sądzę, że ta stara kobieta do mnie przy­je­dzie. Chciał­bym, żeby przy­je­chała, bo zapewne w całym swoim życiu nie spo­tkała czło­wieka, który nie jest ani teistą, ani ate­istą. Ponie­waż nie ma Boga, nie ma sensu być żad­nym z nich. Myślę, że to strasz­nie głu­pie, że szkoda mar­no­wać życie, orga­ni­zu­jąc sto­wa­rzy­sze­nia ate­istyczne na całym świe­cie. To po pro­stu cał­ko­wite zmar­no­wa­nie sobie życia! Jeżeli Boga nie ma, po co zawra­cać sobie głowę? Ale nie! To stało się misją całego jej życia! Zaprze­cze­nie, nie­wiara nie uczy­nią nikogo szczę­śli­wym.

Moje stwier­dze­nie, że nie ma Boga, jest świa­do­mym dzia­ła­niem, nie reak­cją. Nie mówię nic prze­ciwko komu­kol­wiek. Po pro­stu stwier­dzam to, co znam z wła­snego doświad­cze­nia. Poszu­ki­wa­łem Boga w sobie, ale nie zna­la­złem. Zamiast tego zna­la­złem boskość. Zna­la­złem wieczną świa­do­mość. Zna­la­złem nie­śmier­tel­ność i wieczne świa­tło. Ale nie zna­la­złem Boga.

Nie sądzę, żeby ta kobieta kie­dy­kol­wiek zaj­rzała w głąb sie­bie. Ona wal­czy z teistami. Ci teiści to idioci. Wal­cząc z nimi, też sta­jesz się idiotą. Reak­cja nie popro­wa­dzi cię dalej niż tam, gdzie znaj­dują się ci, prze­ciwko któ­rym reagu­jesz.

Rewo­lu­cjo­ni­sta reaguje. Wystę­puje prze­ciwko spo­łe­czeń­stwu, prze­ciwko jego struk­tu­rze eko­no­micz­nej, prze­ciwko poli­tyce. Jest prze­ciwny tak wielu róż­nym spra­wom, że całe jego życie staje się nega­tywne. Jest uza­leż­niony od bycia prze­ciwko temu czy tam­temu, prze­ciwko set­kom rze­czy. Czę­sto zaprze­cza, mówi „nie”. Bło­go­sła­wień­stwa życia nie zbu­du­jesz na tysią­cach „nie”.

Jedno „tak” ma o wiele więk­szą moc niż tysiąc „nie”. Słowo „nie” jest puste. Poka­zuje twoją złość, skłon­ność do prze­mocy, destruk­cję. Nie wska­zuje na to, że masz coś kre­atyw­nego, co chciał­byś od sie­bie doło­żyć do życia, do egzy­sten­cji.

Świa­dome dzia­ła­nie nie jest zwią­zane z czym­kol­wiek, rodzi się dzięki two­jemu spo­ko­jowi, two­jej spon­ta­nicz­no­ści. Bun­tow­nik nie reaguje, lecz działa. Dzia­ła­nie ozna­cza: tak.

Bun­tow­nik two­rzy, rodzi się na nowo. Staje się nowym czło­wie­kiem, herol­dem nowej ery. Otwiera się na wszel­kie moż­li­wo­ści, zga­dza się na nie­znane wymiary. Nie jest to skie­ro­wane prze­ciwko komuś. To po pro­stu roz­wój – tak samo rośnie i roz­wija się krzew róży. Myślisz, że rośnie, by prze­ciw­sta­wić się ska­łom? Myślisz, że rośnie na prze­kór komuś lub cze­muś? Jego roz­wój nie jest reak­cją. Roz­wija się, bo roz­wój leży w jego natu­rze. Roz­wija się, by zakwit­nąć, by zre­ali­zo­wać swój poten­cjał. To pro­ces samo­re­ali­za­cji.

Dzia­ła­nie to pro­ces samo­re­ali­za­cji. Reak­cja jest jedy­nie wyra­zem nie­na­wi­ści, gniewu, zazdro­ści, prze­mocy, destruk­cji. Te cechy nie mają war­to­ści. Toteż, moim zda­niem, rewo­lu­cjo­ni­sta nie przed­sta­wia sobą żad­nej war­to­ści. Ma ją jedy­nie bun­tow­nik. I widzisz… Sokra­tes nie był rewo­lu­cjo­ni­stą, był bun­tow­nikiem. Gau­tama Budda to nie rewo­lu­cjo­ni­sta, to bun­tow­nik. Hera­klit nie był rewo­lu­cjo­ni­stą, lecz bun­tow­nikiem. A to naj­wyż­sze szczyty, jakie osią­gnęła ludz­kość.

Rewo­lu­cjo­ni­ści są ule­pieni z tej samej gliny co ci, któ­rym się sprze­ci­wiają. Muszą być podobni, jeśli chcą z nimi wal­czyć. Bun­tow­nik nie wal­czy z nikim. Bun­tow­nik uwal­nia się, żeby wzra­stać w kie­runku swo­jego prze­zna­cze­nia. Bun­tow­nik ma w sobie piękno. Rewo­lu­cjo­ni­sta to prze­stępca spo­łeczny i poli­tyczny. Jedy­nie bun­tow­nik ma w sobie świę­tość, jest świę­tym czło­wie­kiem.

W chwili kiedy zaczy­nasz orga­ni­zo­wać bunt, zmie­niasz jego cha­rak­ter, staje się on rewo­lu­cją. Nie jest już taki, jaki był na początku. Dla­tego muszę cią­gle o tym przy­po­mi­nać. Ten­den­cja do orga­ni­zo­wa­nia się jest głę­boko zako­rze­niona, ma miliony lat. Bycie w poje­dynkę wymaga odwagi.

Bycie w poje­dynkę… Możesz być razem z innymi ludźmi, któ­rzy także dążą do bycia w poje­dynkę. Wasze bycie razem jest przy­jaź­nią dwóch towa­rzy­szy podróży. Nie ma zasad. Nie musisz sta­wać się chrze­ści­ja­ni­nem, hin­du­istą ani bud­dy­stą. Ty pozo­sta­jesz sobą, twój towa­rzysz czy towa­rzyszka pozo­stają sobą. To jedyna zasada, którą powinni respek­to­wać san­n­ja­sini: nie nasta­waj na god­ność dru­giego czło­wieka. Ten czło­wiek jest tak samo war­to­ściowy dla egzy­sten­cji jak ty. Nie ma potrzeby narzu­ca­nia komuś swo­ich idei. Kimże ty jesteś? Kto upo­waż­nił cię, byś narzu­cał swoje idee innym ludziom? Możesz się podzie­lić, możesz opo­wie­dzieć, możesz otwo­rzyć serce. A jeśli ktoś poczuje się zestro­jony i to wybie­rze – powo­dem będzie jego decy­zja, nie twoja pre­sja.

Rewo­lu­cjo­ni­ści pró­bują wpoić swoje idee innym. Robią to samo, co daw­niej czy­niły reli­gie. Dla­tego uwa­żam komu­nizm za jedną z reli­gii; nie ma róż­nicy. Jest bez zna­cze­nia, że komu­nizm nie uznaje Boga. Są star­sze reli­gie, które także go nie uznają: bud­dyzm nie uznaje Boga, dżi­nizm nie uznaje Boga. Reli­gia to coś, co usi­łu­jesz narzu­cić innym. Jest zwią­zana z wysił­kiem nawra­ca­nia ludzi, ma cha­rak­ter misjo­nar­ski.

Bun­tow­nik ni­gdy nie będzie misjo­na­rzem, zawsze – przy­ja­cie­lem. Może cię zapro­sić do pozna­nia wnę­trza swo­jej istoty, a jeśli dostrze­żesz tam coś, co pasuje do cie­bie, co może ci pomóc, co cię ożywi, uczyni twoje poszu­ki­wa­nia łatwiej­szymi, on pozwoli ci to wybrać. Sta­nie się to jed­nak dobro­wol­nie – nikt nie będzie cię nawra­cał. Tak powinno być we wspól­no­cie. Nie musisz wie­rzyć w to, co ci mówię. Po pro­stu otwórz się na to, tak byś mógł decy­zję pod­jąć kiedy indziej. Decy­zja musi być twoja. Jeśli do cie­bie prze­mówi, jeśli poczu­jesz, że jest bli­ska two­jemu sercu, to ja nie będę za nią odpo­wie­dzialny. To twoje serce ją poczuło. Jeśli jed­nak nic nie prze­mówi do two­jego serca, moja miłość do cie­bie i tak się nie zmieni, bo nie jest uza­leż­niona od tego, czy cię nawrócę.

Każda jed­nostka powinna być nie­po­wta­rzalna. To jest przy­wi­lej dany isto­tom ludz­kim – być uni­kal­nym. Wszyst­kie reli­gie, wszyst­kie ide­olo­gie poli­tyczne usi­łują zabrać nam i znisz­czyć ten przy­wi­lej. Ja chcę, żebyś go sza­no­wał. Żaden powód nie jest wart tego, żebyś ogra­ni­czał swoją nie­po­wta­rzal­ność. Twoja wol­ność jest war­to­ścią naj­wyż­szą i abso­lutną.

Czy mógłbyś powiedzieć coś więcej na temat przemocy jako przejawu buntu?

Prze­moc ni­gdy nie jest czę­ścią duszy bun­tow­nika z pro­stego powodu: bun­tow­nik koń­czy z prze­szło­ścią, a prze­moc nie­ustan­nie towa­rzy­szyła ludz­ko­ści, była spo­so­bem na życie przez całe tysiąc­le­cia. Bez­po­śred­nio albo pośred­nio – wszy­scy dozna­li­śmy prze­mocy. Nasze armie, poli­cja, wię­zie­nia, sędzio­wie, wojny, tak zwane wiel­kie reli­gie – ist­nie­nie tego wszyst­kiego opiera się na prze­mocy. Na prze­moc, zwy­kłą, bru­talną prze­moc, nie powinno być w życiu miej­sca.

Dla mnie świa­do­mość reli­gijna wyraża się w głę­bo­kiej czci odda­wa­nej życiu, bo nie ma Boga, jeśli nie ma życia, nie ma raju, jeśli nie ma świa­do­mo­ści. Prze­moc jest pogwał­ce­niem i życia, i świa­do­mo­ści; jest destruk­cyjna.

Bun­tow­nik jest twórcą. Cała jego filo­zo­fia wypływa z kre­atyw­no­ści. Żyli­śmy pod prze­mocą o wiele za długo i co osią­gnę­li­śmy? Dla­tego tak wyraź­nie oddzie­lam bun­tow­nika od reak­cjo­ni­sty. I tak samo oddzie­lam bun­tow­nika od rewo­lu­cjo­ni­sty.

Reak­cjo­ni­sta to naj­niż­sza kate­go­ria. Ni­gdy nie ode­rwie się od prze­szło­ści. Jego orien­ta­cją jest prze­szłość i to prze­ciwko niej reaguje. Nie­ważne, czy jesteś za, czy prze­ciw – prze­szłość staje się twoim kon­tek­stem, punk­tem zacze­pie­nia.

Rewo­lu­cjo­ni­sta stoi nieco wyżej niż reak­cjo­ni­sta. On nie tylko reaguje na prze­szłość, ale także ma marze­nia o przy­szło­ści, ma swoje uto­pie. Ale jeśli cho­dzi o sto­so­wa­nie prze­mocy, to rewo­lu­cjo­ni­ści wszyst­kich epok zawsze byli prze­ko­nani, że osią­gną wła­ściwe rezul­taty, sto­su­jąc niewła­ściwe środki. Oba­lam tę tezę. Wła­ściwe rezul­taty można osią­gnąć, sto­su­jąc wła­ściwe metody. Prze­moc nie pomoże w stwo­rze­niu poko­jowo nasta­wio­nej, spo­koj­nej, kocha­ją­cej ludz­ko­ści. Prze­moc pozo­sta­nie w korze­niach, zatruje całą kon­struk­cję.

Dla bun­tow­nika brak prze­mocy to koniecz­ność. Jeśli jej nie odrzuci, nie będzie uczest­ni­czył w two­rze­niu poko­jo­wej, odrzu­ca­ją­cej wojnę, nie­po­dzie­lo­nej na klasy ludz­ko­ści. Jeśli zasie­wasz ziarno prze­mocy, nie możesz się spo­dzie­wać, że kwiaty nie będą nosiły jej śla­dów. Te kwiaty wyro­sną z nasion, które zasia­łeś. Toteż każda bru­talna rewo­lu­cja two­rzy kolejne bru­talne spo­łe­czeń­stwo, kolejną bru­talną kul­turę. Haniebne jest to, że wciąż potrze­bu­jemy armii, że mamy broń nukle­arną. Nie­godne jest wciąż potrze­bo­wać poli­cji, sądów, wię­zień. Lep­sza ludz­kość, bar­dziej świa­dome ludz­kie jed­nostki pozbędą się tego non­sensu, który nas ota­cza i zatruwa naszą istotę.

Bun­tow­nik nie działa połową serca. Nie doko­nuje wyboru kilku spraw z prze­szło­ści, odrzu­ca­jąc inne sprawy. Prze­szłość musi zostać odrzu­cona w cało­ści. Tylko wtedy pozbę­dziemy się tego całego bar­ba­rzyń­stwa: okru­cień­stwa, prze­mocy, cał­ko­wi­tego braku sza­cunku dla życia i egzy­sten­cji.

Pod­cho­dzę do życia z sza­cun­kiem.

Bun­tow­nik będzie w sta­nie umrzeć, ale nie będzie w sta­nie zabić. To zaszczyt dla czło­wieka – umrzeć za sprawę; zabić kogoś to prze­jaw zezwie­rzę­ce­nia, choćby nawet był dobry powód. Gdy zabi­jesz, psu­jesz wszystko. W rze­czy­wi­sto­ści jest tak, że bun­tow­nik staje jeden prze­ciwko całemu światu. Jeśli zde­cy­duje się na bru­tal­ność, zosta­nie zmiaż­dżony. Wróg – prze­szłość – ma o wiele potęż­niej­sze siły do dys­po­zy­cji.

Bun­tow­nik musi ufać miło­ści, musi ufać medy­ta­cyj­no­ści, mieć świa­do­mość swo­jej nie­śmier­tel­no­ści i wie­dzieć, że nawet jeśli jego ciało zosta­nie ukrzy­żo­wane, on pozosta­nie nie­tknięty. Nie mam tu na myśli jedy­nie buntu poli­tycz­nego. Mówię o bun­tow­niku ducho­wym, nie o fana­tyku poli­tycz­nym. Żaden rodzaj ducho­wo­ści nie dopusz­cza prze­mocy jako środka wio­dą­cego do celu.

Jeśli mówimy o moim rozu­mie­niu buntu, mojej wizji bun­tow­nika, to sto­so­wa­nie siły abso­lut­nie nie wcho­dzi w grę. Nie może on nisz­czyć – znisz­czy­li­śmy aż nadto. Nie może zabi­jać – zabi­li­śmy zbyt wielu. Nade­szła pora, by odrzu­cić ten idio­tyczny spo­sób życia. Trzeba wyjść z tej ciem­no­ści ku świa­tłu. Nawet jeśli mia­łoby to kosz­to­wać cię życie, to cóż? Mój bun­tow­nik będzie przede wszyst­kim nasta­wiony medy­ta­cyj­nie do życia.

Nie wyobra­żam sobie mojego bun­tow­nika bez medy­ta­cji – to jego pod­sta­wowe doświad­cze­nie. Kiedy czło­wiek już poj­mie, że jest nie­śmier­telny, czy będzie się przej­mo­wał tym, że może zgi­nąć? A jeśli miliony medy­tu­ją­cych będą gotowe na odsło­nię­cie piersi przed lufami sta­rej, zepsu­tej prze­szło­ści, to jest pewna szansa: być może to przy­nio­słoby zmianę w ser­cach ludzi, któ­rzy trzy­mają w dło­niach tę nisz­czącą broń?

Bunt ni­gdy jesz­cze nie zaist­niał na wielką skalę. Dzięki wysił­kowi wielu milio­nów ludzi – medy­tu­ją­cych, kocha­ją­cych ciszę i pokój, odrzu­ca­ją­cych wszel­kiego rodzaju dys­kry­mi­na­cję, która rodzi prze­moc – będziemy two­rzyć prze­strzeń, prze­rwę, brak kon­ty­nu­acji, co może ura­to­wać czło­wieka i życie na tej pla­ne­cie.

Słyszałem, jak mówisz, że wystarczy być, że nie musimy nic robić, aby pozostawać w Bogu. Mam jednak wewnętrzne przeświadczenie, że muszę coś robić, aby zasłużyć, coś wnieść, coś dać. Mówisz, że Bóg jest we mnie… A ja zdaję sobie sprawę, że szukam w głębi siebie jakiejś koncepcji otrzymanej z zewnątrz. To jest tak, jakbym zaglądał do środka studni nocą. Widzę odbicie i myślę, że to dno studni, a przecież to zaledwie jej powierzchnia. Nawet zdając sobie sprawę z tego, że mam tylko odpuścić, nie szukać, i tak czekam na potwierdzenie swojej koncepcji tego, co ma się zdarzyć. Proszę o komentarz.

Pod­sta­wową sprawą, którą należy zro­zu­mieć, jest to, że już jesteś w Bogu. Już w nim jesteś, tak samo jak ryba w oce­anie. Bóg ozna­cza po pro­stu egzy­sten­cję, wszystko, co ist­nieje.

W sta­ro­żyt­nym języku hebraj­skim słowo „Bóg” ozna­cza „to, co jest”. Jest to bar­dzo ważne słowo, słowo klucz. Nie wska­zuje ono na osobę. Wska­zuje na obec­ność. Obec­ność wszę­dzie! Słowo „życie” to syno­nim Boga. Słowo „wszech­świat” to syno­nim Boga. „Być” ozna­cza „być w Bogu” – nie ma innej moż­li­wo­ści. „Oddy­chać” ozna­cza „oddy­chać w Bogu” – nie ma innej moż­li­wo­ści. Spać – to spać w Bogu, budzić się – to budzić się w Bogu. Nie da się ina­czej. Jeśli zaśniesz – wciąż jesteś w Bogu. Jeśli zapo­mnisz o Bogu – i tak na­dal w nim jesteś. Jeśli odrzu­cisz Boga, zro­bisz to, wciąż będąc w Bogu. Jedyną nie­wy­ko­nalną rze­czą jest nie być w Bogu. Powta­rzam – jest to jedyna rzecz nie­moż­liwa do wyko­na­nia.

Zapraszamy do zakupu pełnej wersji książki

Zapraszamy do zakupu pełnej wersji książki