Życzenie. Biblioteczka Przygody. Disney - Erin Falligant - ebook

Życzenie. Biblioteczka Przygody. Disney ebook

Erin Falligant

3,6

12 osób interesuje się tą książką

Opis

Oto świat, w którym spełniają się najskrytsze marzenia…

Asha to bystra i pełna optymizmu siedemnastolatka, która troszczy się o rodzinę i innych mieszkańców ukochanego Rosas. Choć zdaje jej się, że zna najpotężniejszego człowieka na świecie, niebawem dowie się, że nikt nie ma większej mocy we wszechświecie niż ktoś, kto nosi w sercu prawdziwe życzenie.

Kolejna powieść z serii „Biblioteczka przygody” to nowelizacja filmu pt. „Życzenie” The Walt Disney Stusios. Do książki dołączona jest 8-stronicowa kolorowa wkładka z kadrami filmowymi i dodatkowymi treściami, a także piękna filmowa zakładka.

Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
czytnikach certyfikowanych
przez Legimi
czytnikach Kindle™
(dla wybranych pakietów)
Windows
10
Windows
Phone

Liczba stron: 130

Odsłuch ebooka (TTS) dostepny w abonamencie „ebooki+audiobooki bez limitu” w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
Oceny
3,6 (5 ocen)
1
1
3
0
0
Więcej informacji
Więcej informacji
Legimi nie weryfikuje, czy opinie pochodzą od konsumentów, którzy nabyli lub czytali/słuchali daną pozycję, ale usuwa fałszywe opinie, jeśli je wykryje.
Sortuj według:
IzaIL

Całkiem niezła

nie powala, ale do przeczytania urocze
10

Popularność



Kolekcje



Rozdział 1

W przy­tul­nej chatce ukry­tej w sercu lasu sie­dem­na­sto­let­nia Asha poma­gała dziad­kowi zało­żyć pele­rynę. Zapi­na­jąc mu guzik pod szyją, zaczęła snuć opo­wieść o Rosas, pięk­nym miej­scu, które było ich domem.

– Dawno, dawno temu – zaczęła – na odle­głej wyspie ist­niało magiczne kró­le­stwo, któ­rego twórca i władca miał moc speł­nia­nia życzeń. Ludzie przy­by­wali tam ze wszyst­kich krań­ców świata i osie­dlali się w nadziei, że i ich marze­nia w końcu staną się rze­czy­wi­sto­ścią.

Asha miała już wiele oka­zji widzieć, jak król Magni­fico speł­nia życze­nia – co mie­siąc odby­wała się spe­cjalna cere­mo­nia, pod­czas któ­rej jeden szczę­śli­wiec otrzy­my­wał to, czego naj­bar­dziej pra­gnął. Lecz dziś dziew­czyna myślała tylko o jed­nym życze­niu i jed­nym czło­wieku, do któ­rego życze­nie to nale­żało: swoim uko­cha­nym dziadku Sabi­nie.

– I nikt nie miał wąt­pli­wo­ści – cią­gnęła opo­wieść – że ist­nieje ktoś, kto naj­bar­dziej na świe­cie zasłu­guje na to, by speł­niło się jego życze­nie… To mój dzia­dek – naj­wspa­nial­szy, naj­cu­dow­niej­szy, naj­przy­stoj­niej­szy dżen­tel­men, który koń­czy dziś równe sto lat! – dokoń­czyła ze swadą.

Coś poru­szyło się za jej ple­cami. Młody kozio­łek w żół­tej piża­mie zaczął gra­mo­lić się na półkę, lecz Asha ledwo zwró­ciła na niego uwagę, zbyt zajęta zapi­na­niem ostat­nich guzi­ków dziad­ko­wej pele­ryny. Na koniec pod­nio­sła lusterko i przy­trzy­mała je, by sta­ru­szek mógł się w nim przej­rzeć.

Sabino uśmiech­nął się do swo­jego odbi­cia, a w oczach ukry­tych pod kęp­kami siwych brwi, rów­nie krza­cza­stych jak jego czu­pryna, poja­wił się błysk.

– A do tego wciąż mam wszyst­kie ulu­bione zęby – pochwa­lił się.

Asha par­sk­nęła śmie­chem i się­gnęła po skó­rzaną torbę, do któ­rej wsu­nęła swój nie­od­łączny szki­cow­nik.

– To nie może być przy­pa­dek, że król zapla­no­wał cere­mo­nię życzeń wła­śnie na dziś – stwier­dziła z prze­ko­na­niem. Wie­działa, jak bar­dzo Sabino pra­gnie, by jego marze­nie się speł­niło.

Stuk­nął teraz knyk­ciami w głowę, żeby odpu­kać.

– Oj, bo przyj­dzie pech – mruk­nął – i skoń­czy się śmiech.

– Nie wygłu­piaj się, dziadku – żach­nęła się Asha. – Dziś twój wielki dzień. Czuję to – dodała roz­pro­mie­niona i poca­ło­wała Sabina w poli­czek.

– Cóż, wiesz, co mówią – odparł sta­ru­szek. – Wszystko jest moż­liwe…

W tym momen­cie do izby weszła mama Ashy, Sakina, z koszem przę­dzy.

– … w Kró­le­stwie Życzeń! – dokoń­czyli we troje.

Sakina zaśmiała się, a czarne loki wymy­ka­jące się spod jej lawen­do­wej chustki zatań­czyły, gdy rozej­rzała się dokoła.

– A gdzie Valen­tino?

Asha i Sabino odwró­cili się, by spoj­rzeć na wiszące na ścia­nie półki, gdy Valen­tino wła­śnie kozioł­ko­wał z naj­wyż­szej z nich pro­sto do kosza Sakiny.

– Ach, tu jesteś! – rzu­ciła kobieta ze śmie­chem.

Asha wycią­gnęła ręce po koziołka, który pro­te­sto­wał ochry­płym mecze­niem.

– Wybacz, nie mówię po koziemu – tłu­ma­czyła, ostroż­nie sta­wia­jąc Valen­tina na pod­ło­dze, lecz ten natych­miast wdra­pał się na gzyms kominka.

– Pomo­żesz mi przy tor­cie dla dziadka? – zwró­ciła się do córki Sakina.

– Oj, nie mogę. Pro­wa­dzę wycieczkę – odparła szybko Asha, która w Rosas miała spe­cjalne zada­nie. Gdy zja­wiali się w nim tury­ści, opro­wa­dzała ich po kró­le­stwie. – A potem… eee… poma­gam Dah­lii – bąk­nęła nie­wy­raź­nie, pozwa­la­jąc kur­ty­nie ciem­nych war­ko­czy­ków opaść na twarz, żeby scho­wać się przed spoj­rze­niem mamy. Asha rze­czy­wi­ście zamie­rzała wybrać się do zamku, gdzie pra­co­wała jej naj­lep­sza przy­ja­ciółka, ale by­naj­mniej nie po to, żeby jej poma­gać. Była umó­wiona na pewne spo­tka­nie, o któ­rym nie mogła powie­dzieć rodzi­nie… przy­naj­mniej jesz­cze nie teraz. – No wła­śnie, więc…

– Jakoś dziw­nie to mówisz. – Mama zmru­żyła oczy i wzięła się pod boki. Coś podej­rze­wała.

– To zna­czy jak? – spy­tała Asha nie­win­nie.

– Co ty znowu knu­jesz? – odpo­wie­działa pyta­niem Sakina, celu­jąc w córkę pal­cem.

Asha wzru­szyła ramio­nami.

– Niby skąd taki pomysł?

– Bo dobrze wiem, co to zna­czy, gdy tak zawie­szasz głos – odparła Sakina.

– Cóż, doj­rze­wam – odparła Asha wymi­ja­jąco. – A razem ze mną moja elo­kwen­cja. – Dała mamie szyb­kiego całusa.

– Asha… – pró­bo­wała jesz­cze zagaić Sakina.

– Nie mam czasu na poga­du­chy – ucięła dziew­czyna. – Spóź­nię się. Widzimy się na cere­mo­nii życzeń! – rzu­ciła jesz­cze przez ramię i wybie­gła na dwór.

Pomknęła w dół zbo­cza w kie­runku zamku, a Valen­tino dep­tał jej po pię­tach. Do portu wła­śnie zawi­nął sta­tek i na pomo­ście zaczy­nali się już tło­czyć tury­ści.

Asha minęła znak z napi­sem „WITAMY W ROSAS!”.

– Jestem. Już jestem – wysa­pała. – Sekundkę. Daj­cie mi ode­tchnąć. – Po czym przy­wi­tała gości w kilku języ­kach, tak by wszy­scy poczuli się kom­for­towo: – Hola! Sza­lom! Salam! Wszy­scy gotowi?

Dziew­czyna popro­wa­dziła grupę przez wielki łuk bramy. Idąc główną aleją w stronę zamku, mijali uśmiech­nię­tych od ucha do ucha pie­ka­rzy, kwia­cia­rzy i muzy­ków. Valen­tino wsko­czył na kamienny murek, żeby lepiej widzieć.

Tury­ści sze­roko otwar­tymi oczami patrzyli na zado­wo­lo­nych miesz­kań­ców mia­sta, któ­rych naj­skryt­sze pra­gnie­nia za sprawą króla Magni­fica stały się rze­czy­wi­sto­ścią. Jak wyja­śniła im Asha, speł­nić się mogło d o w o l n e życze­nie – nie­ważne, czy marzyło się o tym, by zostać uta­len­to­wa­nym tan­ce­rzem, mieć dłu­gie bujne włosy czy wybrać się w podróż kosmiczną.

Asha przy­sta­nęła, żeby zapre­zen­to­wać nie­zwy­kłe owoce i kwiaty, które można było spo­tkać wyłącz­nie w Rosas – one także były efek­tem speł­nio­nego życze­nia. W końcu otwo­rzyła bogato zdo­bione wrota, które pro­wa­dziły na tęt­niący życiem bazar.

Przy­by­sze z zachwy­tem wpa­try­wali się w prze­piękny zamek i cho­rą­gwie, na któ­rych wid­niała podo­bi­zna przy­stoj­nego męż­czy­zny. To wła­śnie on, król Magni­fico, wiele lat temu zało­żył mia­sto Rosas. Dziew­czyna nie omiesz­kała dodać cze­goś, co wyda­wało się oczy­wi­ste: władca był hoj­nym i potęż­nym cza­ro­dzie­jem.

– Takiemu to nie odmó­wi­ła­bym całusa – rzu­ciła jakaś turystka, wdzię­cząc się do posągu króla.

– Ojeja – mruk­nęła Asha pod nosem.

Zwró­ciła uwagę opro­wa­dza­nych przez sie­bie gości na spek­takl teatrzyku lalek przed­sta­wia­jący spo­sób, w jaki doko­ny­wało się speł­nia­nie życzeń: po ukoń­cze­niu osiem­na­stu lat każdy miesz­ka­niec Rosas prze­ka­zy­wał swoje życze­nie kró­lowi pod­czas spe­cjal­nej cere­mo­nii.

– Czy to boli? – spy­tał ktoś.

– Pew­nie tro­chę się pła­cze, co? – dodał ktoś inny.

Asha zapew­niła tury­stów, że prze­ka­zy­wa­nie życzeń to ope­ra­cja cał­ko­wi­cie bez­bo­le­sna. Wszy­scy, któ­rzy oddali kró­lowi swoje marze­nie, zro­bili to chęt­nie i wcale za nim nie tęsk­nili. Bo zupeł­nie go nie pamię­tali! A do tego mogli mieć pew­ność, że władca czuwa nad ich życze­niami, strzeże ich swo­imi magicz­nymi mocami i każ­dego mie­siąca wybie­rze kolejną szczę­śliwą osobę, któ­rej marze­nie po pro­stu się ziści.

Dziew­czyna pro­wa­dziła wycieczkę w stronę mostu, z któ­rego roz­cią­gał się widok na port. Gdy się zatrzy­mali, żeby go popo­dzi­wiać, Asha z prze­ko­na­niem oświad­czyła, że w Rosas wszystko jest moż­liwe. Choć sama nie oddała jesz­cze swo­jego marze­nia kró­lowi, wie­działa, że gdy nadej­dzie ta chwila, będzie mogła sobie zaży­czyć naprawdę cze­go­kol­wiek.

Zbli­żał się kul­mi­na­cyjny punkt pro­gramu; Asha dała sygnał Valen­ti­nowi. Kozio­łek dys­kret­nym kop­nia­kiem prze­su­nął dźwi­gnię i w jed­nej chwili na stop­niach scho­dów roz­wi­nął się dywan, a nad gło­wami zebra­nych pod­niósł obłok kon­fetti.

Tury­ści wydali zgodny okrzyk zachwytu.

– Chciał­bym tu miesz­kać! – wes­tchnął wysoki męż­czy­zna.

– Naprawdę po wypo­wie­dze­niu życze­nia cał­kiem się je zapo­mina? – spy­tała kobieta podró­żu­jąca z córką.

– Puść marze­nie w zapo­mnie­nie! – odpo­wie­działa Asha. – To takie nasze powie­dzonko.

– Też chcę wypo­wie­dzieć życze­nie! – wykrzyk­nęła córka kobiety.

– A ja spo­tkać króla! – wtrą­ciła turystka, która wcze­śniej omdle­wała przy posągu władcy.

– Macie szczę­ście – odparła na to Asha. – Bo cere­mo­nia życzeń odbę­dzie się dziś wie­czo­rem! Wszy­scy są zapro­szeni. No dobrze, kto zgłod­niał?

Jak na sygnał zja­wili się kel­ne­rzy nio­sący tace pełne pie­czywa, owo­ców, mięs i dese­rów.

– Dzię­kuj­cie Maria­nie, sze­fo­wej kuchni – rzu­ciła Asha. – Tak się składa, że życzyła sobie zostać naj­lep­szą kucharką na świe­cie!

– Palce lizać! – zachwy­cił się ktoś.

Tury­ści stło­czyli się wokół prze­ką­sek, a Asha wyko­rzy­stała ten moment, żeby się odda­lić.

– Smacz­nego! – krzyk­nęła na poże­gna­nie i potruch­tała w stronę zamku.

Do jej arcy­waż­nego spo­tka­nia zostało nie­wiele czasu. Tym razem nie mogła się spóź­nić.

Rozdział 2

Asha wbie­gła do zam­ko­wej kuchni z Valen­ti­nem u boku. Na pół­kach pię­trzyły się tu bochenki chleba i pięk­nie zdo­bione cia­sta. Dah­lia w czy­stym czer­wo­nym far­tu­chu i oku­la­rach z dru­cia­nymi opraw­kami na nosie zagnia­tała cia­sto na kuchen­nym bla­cie. Skoń­czyła dopiero szes­na­ście lat, ale w sztuce cukier­nic­twa nie miała sobie rów­nych.

– No hej, cześć, się masz, naj­lep­sza przy­ja­ciółko i fon­tanno zdro­wego roz­sądku! – Asha przy­wi­tała się poto­kiem słów, czu­jąc na widok kole­żanki nie­wy­po­wie­dzianą ulgę. – Roz­mowa już za godzinę. Trema tak mnie zżera, że zaraz zosta­nie ze mnie ogry­zek. – Jakby na dowód tego zaczęła krą­żyć nie­spo­koj­nie wokół kuchen­nego stołu.

Wła­śnie to tajne spo­tka­nie chciała ukryć przed rodziną: sta­rała się o posadę uczen­nicy króla. I potwor­nie się dener­wo­wała!

– Roz­mowa? – powtó­rzyła Dah­lia, ucie­ra­jąc zioła w moź­dzie­rzu. – Jaka roz­mowa?

– Dah­lia! – fuk­nęła Asha. Nie wie­rzyła, że przy­ja­ciółka żar­tuje w takiej chwili.

– Ahaaa, cho­dzi o roz­mowę z naszym kocha­nym i milu­sim jak puchaty kotek kró­lem – pod­jęła Dah­lia roz­ma­rzo­nym tonem i uśmiech­nęła się sze­roko.

– Pro­szę cię, nie mów tak.

– Moja naj­lep­sza przy­ja­ciółka uczen­nicą króla – zaćwier­kała Dah­lia. – Będę sławna.

– Język koł­kiem mi staje – rzu­ciła zroz­pa­czona Asha. – Nie pamię­tam ani jed­nego słowa. Opada mi warga? – Mówiąc to, pod­cią­gnęła sobie kącik ust.

– Tylko kiedy cią­gniesz ją w dół – odparła Dah­lia. – Wypij to. Róża z lawendą. Koi nerwy. – Podała Ashy kubek.

Asha wzięła łyk, pod­czas gdy jej roz­bie­gany wzrok wędro­wał po całej kuchni.

– Szybko – powie­działa, prze­łknąw­szy napar. – Zadaj mi jakieś zawo­dowe pyta­nie.

– Dobra. – Dah­lia zamy­śliła się na chwilę. – Co jest twoją naj­więk­szą sła­bo­ścią?

– Sła­bo­ścią? – powtó­rzyła Asha. – Eee… Gdy zżera mnie trema, zaczy­nam zacho­wy­wać się irra­cjo­nal­nie.

– Nie, nie – popra­wiła ją Dah­lia. – Za bar­dzo się trosz­czysz.

– Naprawdę? – zdzi­wiła się Asha. – A to wada?

– Wła­śnie dla­tego to naj­lep­sza odpo­wiedź – oświad­czyła Dah­lia z dumą. – Nie ma za co.

– Rany, zaraz zwy­mio­tuję – mruk­nęła Asha.

Dah­lia pospiesz­nie prze­su­nęła miskę z cia­stem z dala od przy­ja­ciółki.

– Tu jest kuch­nia, nawet tak nie żar­tuj – powie­działa. – Spo­koj­nie. Jesteś wśród przy­ja­ciół.

„Naprawdę?”, odparła Asha w myślach i rozej­rzała się po pomiesz­cze­niu.

Dah­lia posłała jej prze­bie­gły uśmie­szek i zdjęła ścierkę z tacy peł­nej wciąż cie­płych cia­ste­czek ozdo­bio­nych podo­bi­zną uro­dzi­wego króla. Ich aro­mat pod­ry­fo­wał do Simona, który drze­mał na worku mąki.

– Mmm, cia­steczka? – mruk­nął, zie­wa­jąc. Osiem­na­sto­letni Simon był łagod­nym rudziel­cem, który zawsze spra­wiał wra­że­nie, jakby wła­śnie miał zapaść w drzemkę.

Chwilę póź­niej kuszący zapach cia­stek Dah­lii zwa­bił do kuchni jesz­cze czworo nasto­lat­ków. Hal, Safi i Gabo zaczęli się prze­py­chać, wbi­ja­jąc wzrok w pyszny cel i rywa­li­zu­jąc o naj­bar­dziej stra­te­giczną pozy­cję.

– Cia­cha! – pokrzy­ki­wali.

– Uwa­żaj!

– Moje!

– Cia­cha! – powtó­rzył Dario. Ale w prze­ci­wień­stwie do towa­rzy­szy wysoki, tycz­ko­waty blon­dyn prze­biegł obok stołu i wypadł z pomiesz­cze­nia. Inni odpro­wa­dzili go wzro­kiem i wzru­szyli ramio­nami.

Trzy­na­sto­letni Gabo, który nie dorów­ny­wał innym wzro­stem, musiał wal­czyć, żeby dorwać się do cia­stek.

– Uwa­żaj, Safi! – Dah­lia ostrze­gła chło­paka o krę­co­nych wło­sach. – Jest w nich cytryna…

Safi, który miał uczu­le­nie na nie­malże wszystko, kich­nął pro­sto na tacę z wypie­kami.

Gabo cof­nął rękę.

– O nie! – jęk­nął. – Życie jest nie­spra­wie­dliwe.

– Możesz zjeść moje, Gabo – zaofe­ro­wał ktoś peł­nym sło­dy­czy gło­sem.

Gabo okrę­cił się na pię­cie i sta­nął twa­rzą w twarz z Baze­emą, szczu­płą dziew­czyną w żół­tej sukience, która poja­wiła się za jego ple­cami nie wia­domo skąd.

– Baze­ema, aaaa! – wrza­snął, prze­stra­szony. – Skąd się tu u licha wzię­łaś?!

Nie­śmiała nasto­latka miała zwy­czaj zakra­dać się nie­zau­wa­żona i rów­nie nie­po­strze­że­nie zni­kać. Uśmiech­nęła się.

– Cały czas tu byłam.

Gabo wziął od niej ciastko i odgryzł kęs.

– Blee, paskudz­two! – stwier­dził, wyplu­wa­jąc okruszki. – Zdrowe są, czy co?

– Oczy­wi­ście – przy­znała Dah­lia. – Wła­śnie takie lubi król.

– No dzięki, a ja się wła­śnie uspo­ko­iłam – jęk­nęła Asha na wspo­mnie­nie króla. Prze­łknęła kolejny łyk naparu, licząc na to, że pomoże jej opa­no­wać tremę.

– No tak – mruk­nął Gabo. – Masz roz­mowę z kró­lem. Nie martw się. Po wszyst­kim chęt­nie uży­czę ci rękawa, żebyś miała się w co wypła­kać.

– Gabo! – ofuk­nęła go Hal. Wiecz­nie uśmiech­nięta dziew­czyna z lśnią­cymi kol­czy­kami w kształ­cie kół była dokład­nym prze­ci­wień­stwem ponu­rego Gaba.

– No co? – obru­szył się chło­pak. – Więk­szość ludzi daje ciała na każ­dym polu.

W tym momen­cie w kuchni ponow­nie zja­wił się Dario.

– Aaa, tu są cia­cha! – ucie­szył się i się­gnął do tacy.

– Dario, cze­kaj! – ostrze­gła go Dah­lia. – Safi na nie kich­nął.

– Aha – odparł Dario. – Okej, spoko, dzięki. – I bez waha­nia odgryzł kawa­łek her­bat­nika.

Gabo wzdry­gnął się na ten widok.

– Kon­ty­nu­ując… – powie­dział, ponow­nie odwra­ca­jąc się do Ashy – …nie żebym cię winił za chęć ogra­nia sys­temu.

Asha unio­sła brew.

– Słu­cham? – zdzi­wiła się. – Niczego nie pró­buję ograć.

– Daj spo­kój – żach­nął się Gabo. – Wszy­scy wie­dzą, że król speł­nia życze­nia swo­ich uczniów. I zwy­kle też ich krew­nych.

Asha otwo­rzyła usta, żeby coś odpo­wie­dzieć, ale w duchu musiała przy­znać, że Gabo nie do końca się mylił. Rze­czy­wi­ście liczyła na to, że poznaw­szy ją, władca spełni życze­nie jej dziadka.

– Nie zawsze – wtrą­ciła Dah­lia, spie­sząc Ashy z odsie­czą. Spró­bo­wała przy­po­mnieć sobie jakie­goś ucznia, któ­rego życze­nie nie zostało speł­nione, ale nikt nie przy­cho­dził jej do głowy. – No dobra, może i zawsze.

– Twój dzia­dek koń­czy dziś stówkę i cią­gle się nie docze­kał – zauwa­żył kwa­śno Gabo.

Inni stło­czyli się wokół Ashy, sta­ra­jąc się ją pocie­szyć:

– To się dziś zmieni.

– Czuję to w kościach.

– Wszy­scy tak myślą.

– Olej go.

Ale Gabo jesz­cze nie skoń­czył:

– Nie wspo­mi­na­jąc o two­jej osiem­na­stce…

– Wszyst­kiego naj­lep­szego! – pal­nął Dario.

– …za parę mie­sięcy – cią­gnął Gabo. – Prze­cież nie chcesz skoń­czyć jak ten nasz Simon, kiedy już zdra­dzisz swoje życze­nie kró­lowi.

Simon uchy­lił powieki, mosz­cząc się wygod­niej na swoim mięk­kim sie­dzi­sku.

– A co jest nie tak z naszym Simo­nem? – spy­tał sen­nie.

– To nie twoja wina – zbył go Gabo. – Wypo­wie­dze­nie życze­nia ze wszyst­kich robi nudzia­rzy.

Simon wypro­sto­wał się jak struna.

– Zro­bi­łem się nudny? – spy­tał z urazą. – Wszy­scy tak myśli­cie?

Safi prze­rwał nie­zręczną ciszę nagłym kich­nię­ciem, jakby chciał w ten spo­sób zmie­nić temat.

– Wcale nie nudny – zapew­niła Asha pospiesz­nie. – Nie, tylko taki…

– Bar­dziej wyci­szony – pod­jęła Hal.

– Spo­koj­niej­szy – dodała Dah­lia.

– Bar­dziej… ukon­ten­to­wany? – pod­su­nęła Baze­ema nie­pew­nie.

Simon spo­chmur­niał. Widział, że przy­ja­ciele sta­rają się być mili.

– Simon, nie przej­muj się – powie­działa Asha. – Wciąż jesteś sobą i założę się, że twoje życze­nie nie­długo się spełni.

– Nie tak jak z twoim bied­nym dziad­kiem – burk­nął Gabo. – Który czeka i czeka…

Asha, która miała już ser­decz­nie dość kąśli­wego kolegi, wzięła garść mąki i dmuch­nęła mu nią pro­sto w twarz.

– Asha? – ode­zwał się jakiś głos.

W kuchni poja­wiła się kró­lowa Amaya. Jej ele­gancka suk­nia w kolo­rze zła­ma­nej bieli i lśniąca pele­ryna spra­wiały, że wyda­wała się zupeł­nie nie na miej­scu w przy­pró­szo­nej mąką kuchni.

– Kró­lowa… – wyrwało się Ashy szep­tem.

Wszy­scy rzu­cili się, by ją powi­tać.

– O rety, o rety – mruk­nęła Dah­lia, gorącz­kowo usta­wia­jąc przy­ja­ciół w rów­nym rządku. – Prędko.

– Ale jazda! – rzu­ciła pod­eks­cy­to­wana Hal.

– Tylko nie kichaj – mruk­nął Safi do sie­bie. – Tylko nie kichaj!

Gabo jęk­nął, obser­wu­jąc sza­mo­czą­cych się przy­ja­ciół.

– Matko, co za wio­cha – szep­nął pod nosem.

Gdy roz­gar­diasz został opa­no­wany, każde z nich zbli­żyło się do nie­co­dzien­nego gościa, by zło­żyć mu ukłon lub dygnąć. Nawet Valen­tino skło­nił głowę z sza­cun­kiem.

– Cia­steczko? – zaofe­ro­wał Dario, pod­su­wa­jąc kró­lo­wej pod nos jeden z łakoci, na które naki­chał Safi. Dah­lia prędko zła­pała go za rękę i pocią­gnęła ją w dół.

– Nie, dzię­kuję – odparła Amaya rze­czowo. W obec­nej chwili była sku­piona wyłącz­nie na tym, by pomóc mężowi w zna­le­zie­niu nowej uczen­nicy lub ucznia. – Asho, król już na cie­bie czeka.

– Teraz? – spło­szyła się Asha. – Spóź­niam się? Wyda­wało mi się…

– Jesteś na czas – zapew­niła ją kró­lowa. – Ostat­nia roz­mowa…

Ze scho­dów za jej ple­cami dobiegł pełen żało­ści szloch.

– …była kata­strofą! – wykrzyk­nął jakiś zapła­kany męż­czy­zna, wybie­ga­jąc z zamku.

– …skoń­czyła się wcze­śniej – gładko pod­jęła Amaya. – Idziemy? – Odwró­ciła się w stronę drzwi.

– Aha, w porządku – odparła Asha. – Jestem gotowa! – W jej oczach bły­snęła panika. – Abso­lut­nie nie jestem gotowa – szep­nęła do Dah­lii.

– Świet­nie sobie pora­dzisz – zapew­niła ją przy­ja­ciółka rów­nie cicho. – Tylko niczego nie doty­kaj, nie zapo­mnij dygnąć i powiedz mu, że go kochasz. – Zawa­hała się. – Żar­tuję. Tego mu nie mów.

Asha zdo­była się tylko na słabe kiw­nię­cie głową i z oczami wytrzesz­czo­nymi ze stra­chu podrep­tała za kró­lową.

– To pa! Nie rób sobie nadziei! – zawo­łał za nią Gabo.

Tym razem Dah­lia go nie ofuk­nęła. Zosta­wiła to Valen­ti­nowi:

Zapraszamy do zakupu pełnej wersji książki