Uzyskaj dostęp do tej i ponad 250000 książek od 14,99 zł miesięcznie
47 osób interesuje się tą książką
”Nawet jak jestem ze sobą sama w domu, to potrafię sobie zrobić kawał!”
Niezapomniana Balcerkowa z serialu Alternatywy 4, ekspertka od parzenia herbatki „dla pana inżyniera Karwowskiego”, a przede wszystkim całuśna Irusia z kultowego filmu Miś. Choć jej bogatym życiorysem teatralnym i filmowym można by obdzielić kilka aktorek, na rolę, z której naprawdę byłaby zadowolona, podobno wciąż czekała. Mistrzyni błyskotliwej riposty, fanka plastikowej biżuterii i wielka miłośniczka zwierząt. Osobowość barwna (i to dosłownie!), niebanalna i nietuzinkowa, która na prośby o autobiografię lub wywiad rzekę odpowiadała pytaniem: „Kim ja jestem, żeby pisać o mnie książki?”.
Ryszard Abraham, największy w Polsce znawca zabawnych anegdot (twórca profilu FB „Anegdoty teatralne, filmowe i muzyczne”), wysłuchał głosów znajomych artystki, w tym Mariusza Szczygła, jednego z jej najbliższych przyjaciół. Ponadto zagłębił się w obfite archiwa oraz wyszukał dla czytelników porywające i arcyśmieszne opowieści o aktorce, o której – wbrew jej obawom – można napisać naprawdę wiele.
Panie i panowie, oto bohaterka niezliczonej ilości soczystych anegdot
Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:
Liczba stron: 150
Rok wydania: 2025
Odsłuch ebooka (TTS) dostepny w abonamencie „ebooki+audiobooki bez limitu” w aplikacjach Legimi na:
Copyright © 2025 by IWR WE sp. z o.o. Copyright © 2025 by Ryszard Abraham
Redakcja: Damian Strączek, Magdalena Kędzierska-Zaporowska
Korekta: Katarzyna Machowska
Redakcja techniczna: Paweł Kremer
Projekt okładki: Adam Gutkowski
Zdjęcie na okładce: PAP / Afa Pixx / Krzysztof Wellman
Wydanie I | Kraków 2025
ISBN EBOOK: 978-83-8404-041-6
Emocje Plus Minus, ul. Meissnera 20, 31-457 Kraków Dział sprzedaży: [email protected]
Plik przygotował Woblinkwoblink.com
Podobno nie ma ludzi niezastąpionych. Nie dotyczy to oczywiście kobiet.
Zofia Czerwińska
Zofia Czerwińska była aktorką kultową i niepowtarzalną. Bez dwóch zdań. Każdy to wie, a kto nie wie, wierzę, że dojdzie do tego przekonania po lekturze książki. O wyjątkowości tej niezwykłej aktorki świadczą nie tylko znaczące role w filmach o uznanej pozycji w naszej kulturze, ale także niespotykane w kraju nad Wisłą poczucie humoru i dystans wobec własnej osoby.
Czerwińska to postać nietuzinkowa i wymykająca się wszelkim próbom zaszufladkowania. Była nie tylko artystką teatralną i filmową, lecz także osobowością w życiu prywatnym, potrafiącą bystrymi i celnymi komentarzami nadać wyjątkowy charakter każdej, nawet najzwyklejszej chwili. W jej towarzystwie rzeczywistość nabierała parateatralnego wymiaru. Zofia była aktorką w każdej sytuacji, a jej wdzięczną publiczność stanowili nie tylko oddani widzowie, lecz także przypadkowo spotkani ludzie, których obdarzała ciekawym spostrzeżeniem, niesztampową wymianą uprzejmości i swawolną dygresją.
Inteligentna błyskotliwość Zofii Czerwińskiej obrosła już legendą i żyje własnym życiem. Powtarzane wśród przyjaciół dykteryjki, cytowane powiedzonka i środowiskowe gawędy są nadal zaskakująco aktualne i wciąż nie tylko bawią, lecz także zmuszają do przemyśleń na tematy uniwersalne. Dowcip aktorki polegał na wnikliwej wiwisekcji ludzkich przywar i przetwarzaniu ich ad hoc w anegdotę. Refleks Zofii podobno nie miał sobie równych. Artystka na poczekaniu potrafiła skomentować każde wydarzenie i nadać mu wymiar komiczny.
Niniejsza książka nie jest biografią aktorki. To raczej zbiór wybranych opowieści z jej życia, najczęściej o zabarwieniu humorystycznym. Zdarzyć się jednak może, że w tych historiach zabrzmi także poważna nuta. Nie wpływa to jednak na ogólny wydźwięk tych opowiastek i dykteryjek. Wręcz przeciwnie! Pomimo różnych życiowych niedogodności i niesprzyjających wiatrów aktorka do końca zachowywała poczucie humoru, także na własny temat. Jej przykład to kolejny dowód na to, że najbardziej lubimy tych ludzi, którzy mają dystans wobec samych siebie. Zofia Czerwińska taki dystans miała.
Czego Państwu i sobie życzę.
Ja na razie się tego uczę.
Idzie opornie.
Jak przystało na opowieść o takiej bohaterce, zaczniemy nietypowo. Na początku przyjrzymy się, w jaki sposób rozwijała się jej nietuzinkowa osobowość artystyczna pod wpływem bodźców płynących z systemu szkolnictwa teatralnego. Jak już odkryjemy, dlaczego w ogóle (i jak!) panna Zofia została aktorką, zanurkujemy w głąb historii rodzinnej, teatralnej, filmowej i telewizyjnej.
Ryszard Abraham
Fot. archiwum Zofii Czerwińskiej, ze zbiorów Mariusza Szczygła
Zofia przez dwa lata z rzędu bezskutecznie zdawała do szkoły teatralnej w Warszawie. Nie poznała się stołeczna komisja egzaminacyjna na jej talencie. Niech żałują. Aby nie tracić roku, podjęła bez przekonania studia na Wydziale Prawnym Uniwersytetu Poznańskiego. W kolejnym roku dowiedziała się, że w krakowskiej PWST po oficjalnej rekrutacji ogłoszono dodatkowy termin egzaminów, ale szacowna Alma Mater ma w planach przyjąć… mężczyznę, bo studentek na pierwszym roku ma już wystarczająco. Nic to. Zofia zaryzykowała.
Egzamin zakończył się sukcesem. Komisja płakała ze śmiechu, gdy panna Zofia parodiowała Irenę Kwiatkowską w monologu Gałczyńskiego Żona Wacia. Ocena dostateczna z pracy teoretycznej pt. „Upowszechnianie kultury, w szczególnym wypadku teatru, w naszej rzeczywistości” nie umniejszyła wrażenia, jakie zrobiła na profesorach.
Jest jesień 1952 roku. Zofia triumfuje.
W późniejszych latach uważała (niesłusznie!), że taki triumf jak na egzaminie potem już jej się w karierze nie zdarzył.
Na pierwszym roku wydziału aktorskiego jest ich piętnaścioro. Wybrańcy. Oprócz Zofii m.in. Stanisław Niwiński, Krystyna Maciejewska, Barbara Połomska, Maria Zając i Jerzy Złotnicki.
Wykładowcy poddają ich bacznej obserwacji i wnikliwej ocenie.
W półrocznej karcie kwalifikacyjnej studentki Czerwińskiej (styczeń 1953 roku) profesorowie skwapliwie odnotowują: „roztargniona, nieopanowana, gadatliwa, warunki trudne, maniera, sztampa, brak pokory w stosunku do sztuki, dużo złej rutyny, tendencja do przegrywania”.
Jest i iskierka nadziei: „wykazuje dużą pracę nad wymową i mówieniem wiersza, zdolna”.
Ostatecznie profesor Eugeniusz Fulde wydaje wyrok: „defekty wymowy, wadliwość emisji głosowej, wyrazistość duża, temperament dobry, amatorska maniera, słuchaczka zdaje się posiada wyolbrzymione wyobrażenie o sobie. Skłonna do łatwizn, mało pracowita. Pozostanie do końca roku”.
Wbrew nie najlepszym rokowaniom została na uczelni jeszcze przez kilka lat.
Kolega ze szkoły teatralnej aktor Wacław Szklarski wspomina:
– Zocha trzymała sztamę między innymi z Leszkiem Herdegenem i Sławkiem Mrożkiem. W wolnych chwilach przesiadywała z nimi w krakowskim Hotelu Francuskim. Legenda głosi, że ich ulubionym miejscem była… podłoga przy fortepianie w tymże przybytku. Siedzieli sobie i sączyli koniak. Może to tylko legenda? Ale ładna, prawda? Zocha była zawsze bardzo elegancko ubrana, pachniała drogimi perfumami. Na pierwszy rzut oka widać było, że pochodzi z bogatej rodziny. My przy niej byliśmy takie „bidoki” w znoszonych portkach, pocerowanych swetrach, spranych koszulach… Ona – „Francja-elegancja”, my – „Koluszki”.
Zofia – wbrew początkowym niezbyt optymistycznym prognozom – studentką jest dobrą lub bardzo dobrą. W każdym razie do pewnego czasu. Przez pierwsze dwa lata studiów bryluje. Recytacja, umuzykalnienie, rytmika, taniec, akty sztuk klasycznych i współczesnych, charakteryzacja – w tych przedmiotach przewodzi. Jej zamiłowanie (od dzieciństwa) do pochłaniania książek z różnych dziedzin humanistycznych ma odbicie w przedmiotach teoretycznych: historia sztuki, teatr powszechny, historia literatury polskiej i radzieckiej. Teoria szła jej tak dobrze, że mogłaby dawać korepetycje.
Problemy miała za to z bardziej praktycznymi kwestiami, takimi jak wychowanie fizyczne i szermierka. Zadowalała się trójkami z tych przedmiotów. Jej starszy kolega Zbigniew Cybulski, świetnie fechtujący, zaproponował jej pomoc w treningu szermierskim w celu poprawienia marnego dostatecznego.
Dorota Karaś – biografka aktora – usłyszała od Zofii po latach wspomnienie:
– Raz poszłam, floret mi z łapy wypadł, nie ma zmiłuj, koniec. Wypominał mi: „»Starenia«, będziesz garbata”. No i miał rację! Niedawno rzeczywiście zaczęłam się garbić.
Wacław Szklarski wspomina:
– To były zajęcia z tańca albo z ruchu scenicznego prowadzone przez panią Wandę Bończę. Niezapowiedziany przyszedł na nie profesor Eugeniusz Fulde. Jak już wspomniałem, Zosia była elegancką studentką. Strój do tańca miała chyba z zagranicy. Dopasowany, z ładnego materiału, chyba niebieski… Fulde siedzi, przygląda się, nic nie mówi i tylko uważnie obserwuje. A Zosi w to graj! Jak zaczęła się prężyć, piruety wyczyniać, przeginać w prawo i w lewo, na palcach, do przodu, do tyłu… Wtem Fulde się podniósł i rzekł: „Koleżanko Czerwińska, pani działa na mnie erotycznie”. I wyszedł. A Zosia krótko skomentowała: „A co mi tam! Niech ma coś od życia!”.
Lekcję kontynuowano.
Noga powinęła się studentce Czerwińskiej na trzecim roku studiów. Otrzymała niedostateczne oceny z przedmiotów: charakteryzacja (u profesora Fuldego – może doszedł do jego uszu jej komentarz podczas wizytacji na zajęciach z tańca?), akty sztuk współczesnych (profesor Kaliszewski) i akty sztuk klasycznych (profesor Mrożewski). Władze uczelni nie dały jej promocji na ostatnie dwa semestry (podczas których aktorzy skupiają się na pracy nad przedstawieniami dyplomowymi). Musiała powtórzyć rok i zaliczyć co najmniej na ocenę dostateczną przedmioty, które oblała.
Powtórzyła i zaliczyła.
Maria Nowotarska – niegdyś aktorka Teatru im. Słowackiego w Krakowie, później założycielka Salonu Poezji, Muzyki i Teatru Polsko-Kanadyjskiego Towarzystwa Muzycznego w Toronto i główna inicjatorka odbywających się w nim wydarzeń artystycznych – tak wspomina koleżankę z uczelni:
– Był rok 1953. Właśnie wtedy rozpoczęłam studia aktorskie w pięknym budynku przy ulicy Szpitalnej, naprzeciwko Teatru im. Juliusza Słowackiego. Zosia rozpoczynała wówczas już drugi rok studiów, ale to nie miało znaczenia, bo bardzo szybko wszyscy studenci integrowali się, choćby na przerwach, czy też w kawiarniach. Najulubieńszymi dla nas były Jama Michalikowa i Warszawianki przy ulicy Sławkowskiej. W tej małej kawiarence spotykali się i dyskutowali tacy artyści jak Tadeusz Kantor, Lidia Minticz, Jerzy Skarżyński, Kazimierz Mikulski. Nasza grupa: Zośka, Roma Próchnicka, Romek Polański i ja, siedzieliśmy nieopodal, słuchając arcyciekawych dyskusji o sztuce, teatrze, literaturze.
Zosia była osobą odważną, łakomą wiedzy, a także obdarowaną ogromnym poczuciem humoru. Udało nam się zbliżyć do tych znakomitości i dołączyć do grona tego wyjątkowego stolika. Pamiętam też, jak Zosia biegała na ulicę Łobzowską, do „Plastyków”, gdzie odbywały się wykłady o jazzie, a potem pierwsze nie całkiem legalne koncerty. Po roku PWST otrzymała nową siedzibę przy ulicy Bohaterów Stalingradu (dawniej i obecnie Starowiślnej).
Tam była już specjalna sala, w której spotykali się studenci całej szkoły. Pamiętam, że prym wiodła Zosia, dojrzalsza, zafascynowana literaturą współczesną, odważna, inteligentna i obdarowana niezwykle cennym i bardzo indywidualnym poczuciem humoru.
Dyplom w sztuce Szekspira Jak wam się podoba robiłyśmy razem. Ja grałam Rozalindę, a Zosia Kasię, bo niespodziewanie wylądowała na naszym roku.
Życie potem napisało różne scenariusze.
Dzwonię do legendarnej aktorki Teatru Polskiego we Wrocławiu Krzesisławy Dubielówny. Próbuję namówić ją na wspomnienia o Zosi. Niestety, bez większego skutku.
– Rozczaruję pana okrutnie! Oprócz tego, że pamiętam, że byłam z Zosią od trzeciego roku w szkole teatralnej i zagrałyśmy chyba razem w przedstawieniach dyplomowych, to niewiele mam innych wspomnień z tego okresu. Amnezja. Mogę tylko powiedzieć, że byliśmy niezbyt liczną grupą adeptów aktorstwa. Raptem kilkanaście osób. Zdawać by się mogło, że powinniśmy znać się na wylot, dlatego że przebywaliśmy ze sobą od rana do wieczora. Nic bardziej mylnego. Kiedy zrobiło się już sceny, potańczyło, zaśpiewało, to każdy ruszał do „swoich”. Każdy miał własne towarzystwo, w skład którego wchodziły dwie–trzy osoby z roku. Ja i Zosia nigdy nie należałyśmy do tej samej paczki trzymającej się ze sobą prywatnie, po zajęciach i po obowiązkach szkolnych. Mówią, że teatr łączy ludzi… Widać, czasem nie pozwala się do siebie zbliżyć.
Trzy studentki PWST. Czwarty rok. W programie nauczania: prezentacja przedstawień dyplomowych. Krótko mówiąc: Zosia i koleżanki. Jedna z nich, jeszcze podczas studiów, wyszła za mąż za uznanego już wówczas redaktora naczelnego pewnego wydawnictwa. I tejże koleżance Zosi dzięki temu małżeństwu – że tak napiszę – znacznie podniosła się stopa życiowa.
Koleżanki w garderobie przed przedstawieniem. Przebierają się w kostiumy sceniczne.
Młoda mężatka chwali się „pachnącą luksusem” i kupioną za ciężkie pieniądze na tak zwanych ciuchach odzieżą „made in zagranica”: kapelusz z Hiszpanii, sukienka z Włoch, rajstopy z Francji, pantofelki z Wiednia. I gdy chce jeszcze coś dodać, Zosia jej przerywa: „Ale dupę masz z Polski?”.
To w Krakowie Zofia zawrze swój najtrwalszy związek. Czy jeśli napiszę, że do grobowej deski, to będzie to zbyt dosadne? Cóż jednak zrobić, kiedy to prawda! Wybrankiem jej życia okazał się… film. Jako studentka stawia pierwsze kroki w obrazach Wajdy (Pokolenie) i Munka (Eroica). Robi to wbrew regulaminowi PWST, który zabrania studentom udziału w produkcjach filmowych.
Zofia zakaz zignorowała.
Wacław Szklarski:
– Zosia wybrała się razu pewnego do Łodzi, bodajże towarzyszyli jej w tej eskapadzie Kobiela i jeszcze kilku kolegów. Utrzymywała rozległe kontakty towarzyskie ze studentami ze szkoły filmowej. Skoro pojechali, to i musieli wrócić. Łódź. Czwarta nad ranem. Pusty dworzec kolejowy, podchmieleni studenci wydziału aktorskiego czekają na pociąg do Krakowa. Wtem podchodzi do nich przedstawicielka najstarszego zawodu świata, mająca już za sobą lata świetności, podciąga spódniczkę i zachęcająco mruczy w kierunku młodych studentów, omijając wzrokiem Zosię. „Panowie, który będzie dziś to dupsko katował?”.
Nawet Zosia się zarumieniła. Potem zaręczała, że koledzy nie skorzystali.
Zwieńczeniem nauki w PWST były role w przedstawieniach dyplomowych. Czerwińska zagrała Kasię (w dublurze z Krystyną Maciejewską) w Jak wam się podoba Szekspira w reżyserii Tadeusza Burnatowicza oraz Nihal (na zmianę z Krzesisławą Dubielówną, Krystyną Maciejewską i Marią Nowotarską) w Dziwaku Nazima Hikmeta w reżyserii Eugeniusza Fuldego. Zarówno spektakle, jak i młodzi odtwórcy ról wzbudzali w teatralnym środowisku Krakowa spore zainteresowanie. Zofia była przekonana, że dostanie etat w Teatrze im. Juliusza Słowackiego lub w Starym. Ale… nikt jej tam nie chciał. Z ust dyrektorów Bronisława Dąbrowskiego i Romana Zawistowskiego usłyszała: „Mamy już za dużo aktorek charakterystycznych”. Szukano amantek, dziewczyn o klasycznej, słowiańskiej urodzie. Ostatecznie dostała angaż do teatru w Bielsku-Białej1.
Zofia Czerwińska:
– W Bielsku pewien starszy aktor, Moskalewicz, powiedział mi: „Pamiętaj, moja droga, jeżeli cię nie poznają, nie przyznawaj się, że jesteś aktorką”.
Wzięła to sobie do serca.
Państwową Wyższą Szkołę Teatralną im. Ludwika Solskiego w Krakowie Zofia kończy w 1957 roku i… nie otrzymuje dyplomu.
Zofia Czerwińska:
– Zgubiłam szkolną książkę o wysokiej wartości, nie dostałam dyplomu tylko zaświadczenie o jego posiadaniu.
To prawda, w dokumentacji Zofii w Instytucie Teatralnym widnieje wyblakłe pokwitowanie opatrzone stosownymi pieczęciami, które poświadcza ukończenie studiów. Ten dokument Czerwińska przedstawiała w kolejnych teatrach, w których postanowiono ją zatrudnić. Nie było ich aż tak wiele, więc zachował się w dobrym stanie.
W roku 2025 w archiwum Akademii Sztuk Teatralnych im. Stanisława Wyspiańskiego w Krakowie, w teczce personalnej aktorki pyszni się i wciąż leżakuje nigdy nieodebrany dyplom. Jak nowy. Niech Szanowni Państwo zobaczą to, czego Zofia nigdy nie miała okazji ujrzeć.
Fot. Archiwum Ryszarda Abrahama
Kobiety w rodzinie Czerwińskich brały sprawy w swoje ręce i kiedy postanowiły dokonać jakichś zmian, nie cofały się przed niczym. Jak był problem, to go rozwiązywały. Naprawiały, ulepszały, korygowały. Taki charakter. Nie zawsze dało się przewidzieć skutki uboczne.
Do rzeczy. Zosia i jej rodzicielka uradziły korektę nosa. Zosi nosa, rzecz jasna.
Zofia tak po latach wspominała tę brzemienną w skutki decyzję:
– Mama, kiedy dowiedziała się, że chcę grać, stwierdziła: „Aktorka powinna być piękna, więc z twoim nosem musimy coś zrobić”. Zorganizowała mi operację w szpitalu w Polanicy. Pech chciał, że operował mnie pijany lekarz, tuż po sylwestrze. Nos trzeba było po latach poprawiać”.
Zosia w młodości.
Fot. archiwum Zofii Czerwińskiej, ze zbiorów Mariusza Szczygła
13 lutego 2017 roku krakowska PWST obchodziła jubileusz siedemdziesięciolecia. Wśród wielu zacnych gości znalazła się również absolwentka z roku 1957 Zofia Czerwińska.
Aktorka poprosiła rektor Dorotę Segdę o głos:
– (…) Kiedy dostałam się do Teatru Syrena, to „wpadłam w gęstwinę wielkich gwiazd”. Gwiazd prawdziwych, ogromnych i sławnych. Zorientowałam się, że te wszystkie gwiazdy są bez szkoły, chociaż wielkie. Jedna z nich podstawiła mi nogę na scenie. Fizycznie się przewróciłam. Psychicznie tę hańbę do dziś odczuwam. Koledzy kochani! Szkoła nie daje nam talentu i zdolności. Szkoła uczy nas etyki zawodowej.
Niedawno zaczęłam próby. Przyszła grupa młodzieży. Nikt się nie przedstawił. Więc ja podeszłam i się przedstawiłam. Powiedzieli kurtuazyjnie, że nie muszę się przedstawiać. Ja powiedziałam, że muszę, ponieważ to jest jedyny sposób, abym poznała ich nazwiska.
(…) Szkoła jest przedsionkiem teatru, ale sercem aktora jest teatr.
Jakikolwiek komentarz wydaje się zbędny.
Dalsza część książki dostępna w wersji pełnej