Znaki naszego losu - Agnieszka Krawczyk - ebook + audiobook + książka

Znaki naszego losu ebook i audiobook

Agnieszka Krawczyk

0,0
29,98 zł
14,99 zł
Najniższa cena z 30 dni przed obniżką: 29,98 zł

TYLKO U NAS!
Synchrobook® - 2 formaty w cenie 1

Ten tytuł znajduje się w Katalogu Klubowym. Zamów dostęp do 2 formatów, by naprzemiennie czytać i słuchać.

DO 50% TANIEJ: JUŻ OD 7,59 ZŁ!
Aktywuj abonament i zbieraj punkty w Klubie Mola Książkowego, aby zamówić dowolny tytuł z Katalogu Klubowego nawet za pół ceny.


Dowiedz się więcej.

11 osób interesuje się tą książką

Opis

Lato dobiega końca, a w Czystej Wodzie wciąż iskrzą konflikty. Rafał Skierka walczy ze swoją matką Ireną o zabytkową basztę z polichromią.

Doktor Ina Oleszak próbuje się pozbyć z ośrodka naukowego swego rywala, profesora Biernata. Niespodziewanie znajduje chętnego sojusznika – matkę Poli Zarzyckiej, Gabrielę. Dodatkowo mieszkańcy wioski nie są zbyt pozytywnie usposobieni wobec nowych inicjatyw, które powstają na ich terenie.

Sprawy uczuciowe bohaterek także się komplikują. Narastają nieporozumienia i obawy, a sytuacja staje się napięta. Czy z zakończeniem sezonu wakacyjnego Michalina, Renata i Pola dopłyną do szczęśliwego portu, czy też czeka je gorzkie rozczarowanie? Wiele zależy od pytań, które sobie postawią i odpowiedzi, jakie udzielą. A stawką tutaj jest miłość i własne szczęście.

 

Otulająca serce historia o tym, że warto przypatrywać się z czułością światu i czerpać z niego to, co najlepsze. I śmiało sięgać po swoje marzenia, wychodząc naprzeciw przeznaczeniu.

Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
czytnikach certyfikowanych
przez Legimi
czytnikach Kindle™
(dla wybranych pakietów)

Liczba stron: 313

Rok wydania: 2025

Audiobooka posłuchasz w abonamencie „ebooki+audiobooki bez limitu” w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS

Czas: 9 godz. 28 min

Rok wydania: 2025

Lektor: Magdalena Emilianowicz

Oceny
0,0
0
0
0
0
0
Więcej informacji
Więcej informacji
Legimi nie weryfikuje, czy opinie pochodzą od konsumentów, którzy nabyli lub czytali/słuchali daną pozycję, ale usuwa fałszywe opinie, jeśli je wykryje.



Copyright © by Agnieszka Krawczyk, 2025

Copyright © by Grupa Wydawnicza FILIA, 2025

Wszelkie prawa zastrzeżone

Żaden z fragmentów tej książki nie może być publikowany w jakiejkolwiek formie bez wcześniejszej pisemnej zgody Wydawcy. Dotyczy to także fotokopii i mikrofilmów oraz rozpowszechniania za pośrednictwem nośników elektronicznych.

Wydanie I, Poznań 2025

Projekt okładki: Anna Slotorsz

Zdjęcie na okładce: © freepic.diller/freepic.com

Redakcja: Katarzyna Wojtas

Korekta: Olga Smolec-Kmoch, Jarosław Lipski

Skład i łamanie: Dariusz Nowacki

PR & Marketing: Sławomir Wierzbicki

ISBN: 978-83-8402-849-0

Grupa Wydawnicza Filia sp. z o.o.

ul. Kleeberga 2

61-615 Poznań

wydawnictwofilia.pl

[email protected]

Wszelkie podobieństwo do prawdziwych postaci i zdarzeń jest przypadkowe.

ROZDZIAŁ 1 POD DACHEM NIEBA

Michalina skończyła pracę nad prawym bocznym panelem polichromii i oddaliwszy się lekko od ściany, przyjrzała się całości. Wyglądało to naprawdę dobrze. Scena rycerska nabrała wreszcie odpowiedniego blasku i oprawy. Kobieta po raz kolejny zachwyciła się kunsztem i finezją tego przedstawienia. Zaledwie dwa dni wcześniej otrzymała wszystkie zgody na to, żeby Olga Barcz mogła przeprowadzić tu własne badania nad symboliką roślinną. Teraz nie było już przeszkód, aby doktorantka sfotografowała ścianę do swojej pracy i tego poranka miała przyjść wraz z Kacprem, żeby wykonać kilka wstępnych ujęć. Dziewczyna była tym bardzo podekscytowana, ponieważ Ina Oleszak dała jej nadzieję na druk pracy w zagranicznym periodyku.

– Widzisz, ma dobre intencje – powiedziała Michalina do Renaty, relacjonując jej to wszystko.

Wspólniczka się skrzywiła.

– Chce zapunktować. Przeciągnąć młodą kadrę na swoją stronę i pokazać, że Grzegorz to stary pryk, zazdrosny o swoje stanowisko.

– Przesadzasz. Najważniejsze, że Olga na tym skorzysta. Grzegorz tylko by temu przyklasnął.

Renata ściągnęła brwi, ale miała swoje zdanie na ten temat; uważała Inę za podstępną i wyrachowaną. Temat jednak mało ją pochłaniał, miała inne zmartwienia. Przede wszystkim gryzła się sprawą Rafała i poniekąd tym, co się wydarzyło z Ireną.

Syn Iskierki wyjechał do Szczawnicy, gdzie ekipa filmowa kręciła kolejne odcinki serialu, i nie odezwał się do Renaty od tego czasu, zresztą ona sama sobie tego nie życzyła. Była na niego wściekła, uważała, że ją wykorzystał. Zwiódł ją i podszedł w najgorszy możliwy sposób. Udawał zrozumienie, pomógł nawet rozwiązać sprawę wypadku profesora Biernata, uśpił jej nieufność, a w dodatku… Tak, to było najgorsze – cynicznie rozegrał jej słabości: zorientował się, że się w nim głupio zauroczyła, i użył tego przeciwko niej.

Wzdrygnęła się na samą myśl i po raz pierwszy od długiego czasu ze współczuciem wspomniała o Poli. Zrozumiała bowiem, że pasierbica Michaliny została potraktowana w identyczny sposób. Rafał wyciągnął od niej informację o Dawidzie, którą mógł sprzedać mediom, a potem poróżnił ją ze wszystkimi. Jasne, Pola nie była aniołkiem, miała trudny do wytrzymania charakterek, ale Rafał mocno przyczynił się do tego, jak ją postrzegano.

– Dzień dobry, jesteśmy! – Do baszty wkroczyli Kacper i Olga, co dla Renaty było sygnałem, że czas się ewakuować.

– Pójdę do pracowni skończyć renowację postaci dzieciątka z rzeźby Świętego Antoniego – powiedziała, składając swoje narzędzia. – Chyba już mi wysechł podkład na szacie.

Michalina skinęła głową i zajęła się swoimi gośćmi. Po historii z filmowcami, którzy uszkodzili malowidło lampą oświetleniową, teraz wolała wszystkiego dopilnować, ale Kacper był uczulony przez Olgę i bardzo ostrożny.

Renata wyszła z baszty i od razu natknęła się na Irenę, która akurat wywieszała na lince przed domem kolejną porcję ufarbowanych tkanin. Były to ubrania, które otrzymała w ramach współpracy z właścicielką hurtowni używanej odzieży. Miały stanowić zaczątek nowej butikowej kolekcji. Irena dała z siebie wszystko i zabarwiła je odważnie i z fantazją na zdecydowane kolory. Mieniły się różnymi odcieniami czerwieni, głębokiego błękitu, szmaragdowej zieleni oraz oranżu.

– Świetne! – pochwaliła Renata. – Podoba mi się ta czerwień. Co to takiego?

– Kruszyna. Mam nadzieję, że te kolory nie są zbyt zdecydowane? Wolę takie delikatniejsze barwy, ale teraz potrzebuję czegoś bardziej agresywnego. – Skrzywiła się wymownie.

Renata kiwnęła głową.

– Rozumiem cię. Mnie to wszystko też zszokowało, zachowanie Rafała, to, co wyszło w sprawie tej baszty…

Kiedy Michalina na zdjęciu przedstawiającym wieżę odkryła odręczną notatkę Gustawa Mycielińskiego, wedle której zabytek stawał się własnością członków oddziału partyzanckiego „Gustaw”, długo dyskutowali, co właściwie z tym zrobić. Mycieliński dowodził oddziałem, z jego dawnych towarzyszy broni nikt już nie żył. Ostatnim, przynajmniej honorowym członkiem oddziału był Grzegorz Biernat, któremu stary partyzant wydał stosowną legitymację. Profesor uważał, że cała ta historia jest niepoważna i nie znajduje pokrycia w rzeczywistości, podczas gdy Michalina dowodziła, że jest jak najbardziej uczciwym zapiskiem. Radziła, żeby przedstawić kartkę wójtowi gminy, co Grzegorz – po pewnym wahaniu i naradzie z Jackiem Ożogiem – zrobił. Profesor miał nadzieję, że pojawienie się tej ostatniej woli Mycielińskiego poprawi przynajmniej sytuację negocjacyjną Ireny i gmina będzie bardziej elastyczna. I zechce również rozmawiać o godziwym upamiętnieniu oddziału.

– No to teraz mają nad czym myśleć – westchnęła Irena, poprawiając swoje tkaniny na sznurku. – Ale sądzę, że oni nie chcą wcale uhonorować Mycielińskiego – dodała po chwili.

– Czemu? Przecież to bohater. Kurier, partyzant, kombatant – wyliczyła Renata. – Z tego, co słyszałam, był ogromnie odważny.

– Tego nikt nie kwestionuje. Chodzi raczej o to, co robił później. To był trudny człowiek, skonfliktowany z wieloma osobami. Mówił prawdę w oczy i nikogo się nie bał. A sama wiesz, że tacy nie są lubiani.

Renata poruszyła ramionami.

– No i co z tego? Mycieliński nie żyje już szmat czasu. Kto tu o tym pamięta? Co było, minęło, to tylko historia.

– Takie rzeczy potrafią się ciągnąć latami. Zwłaszcza w małych społecznościach.

– Wcale mi się to nie podoba – mruknęła Renata buntowniczo, a Irena uśmiechnęła się wyrozumiale. Uważała, że władze gminy zwyczajnie wyśmieją roszczenia Grzegorza. Cała ta sprawa stawała się coraz trudniejsza.

Od strony jeziora nadchodziła Pola z zatroskaną miną.

– Kąpałaś się? – rzuciła od razu Renata, a dziewczyna się wzdrygnęła.

– No coś ty! Woda jeszcze zimna.

– O tej porze? Daj spokój! Bajeczna. Ja pływam co rano i wcale mi nie przeszkadza, że zimna. Powinnaś kiedyś spróbować. To dobrze robi na urodę i samopoczucie.

Pola zmierzyła ją spojrzeniem, które wyrażało obawę o jej zdrowie psychiczne.

– Podziękuję. Nienawidzę lodowatej wody. To gorsze niż spalony kotlet lub nieudana randka.

– Nie zgadzam się. Uważam, że gówniana randka i schrzaniony kotlet są dużo gorsze. Zwłaszcza to drugie.

Pola nie skomentowała, tylko wpatrzyła się w rozwieszone ubrania.

– Ale świetne! Zamawiam tę czerwoną sukienkę z bufiastymi rękawami. Pod warunkiem że mi ją trochę zwęzisz i skrócisz.

– Jasne. Mam na nią pewien plan. Córka tej właścicielki hurtowni poddała mi pomysł na twórcze przeróbki, ale jeśli masz swoją koncepcję, to chętnie posłucham.

– Nie cierpię takich owersajzów, choć to teraz modne. Wolałabym ją nieco dopasować, zmienić krój rękawa i zebrać dołem. Mogę to nawet narysować.

– Niezła praca się zapowiada – oceniła kpiąco Renata, ale Pola się obruszyła.

– Chętnie pomogę, umiem szyć, choć w krojeniu od podstaw jestem słaba.

– Poważnie? – zdumiała się Irena. – Nigdy nie wspominałaś.

– W Anglii przerabiałam większość swoich ciuchów. Nigdy nie podobało mi się to, co było w sklepach. Potem sprzedałam wszystko z niezłym przebiciem, ale znudziły mi się te zabawy, straciłam do tego parę. Na krawcową się nie nadaję, to nie moja bajka, ale całkiem zielona nie jestem.

– No widzisz, Renata, nie ma co się uprzedzać do ludzi. – Irena mrugnęła do Leskiej, która zrobiła znudzoną minę. Przeróbki modowe jej nie interesowały, miała zupełnie inne problemy, które się nawarstwiały.

– Idziesz do Folwarku? – spytała Pola, a Renata zaprzeczyła gestem, bo spieszyła się do swojej pracy. Dziewczyna tylko kiwnęła głową. – Ja muszę pomóc Arkowi z obiadem, bo potem jadę do miasta. Jest jakiś nowy problem z naszym lokalem, no i chciałam się spotkać z matką. – To ostatnie wymówiła z wyraźną niechęcią.

Renata rzuciła jej spojrzenie, a Pola, nie podnosząc wzroku, poruszyła ramionami.

– Tak, wiem, ale chcę to jakoś rozwiązać.

– Co konkretnie?

– Sprawę tego spadku, testamentu ojca i tak dalej. Adwokat do mnie dzwonił, że trzeba to ostatecznie uporządkować.

Leska powstrzymała się od prychnięcia, ale jej mina wyrażała wszystko, co o tym sądziła. „Dobre sobie” – malowało się w jej spojrzeniu. „Uporządkować wszystko, to naprawdę jest łagodne określenie na tuszowanie tego oszustwa twojej matki”. Nie odezwała się jednak, a Pola była jej wdzięczna za tę powściągliwość.

Spuściła głowę, mruknęła coś do siebie i poszła w kierunku Folwarku. Renata odprowadziła ją wzrokiem.

– Rafał się do ciebie odezwał? – spytała nieoczekiwanie Irena, która przekładała swoje rośliny w koszyku i zastanawiała się nad kolejnymi drukami na tkaninach.

Leska gwałtownie zaprzeczyła.

– Nie. Od czasu tego spięcia tutaj w baszcie zniknął z mojego radaru. Tak jest lepiej. Nie mogę uwierzyć, że chciał zagarnąć to malowidło dla siebie, sprzedać wieżę, żeby zarobić… Okropne.

– Dlatego cieszę się, że do tego nie dojdzie. Nawet gdybym sama miała na tym stracić. – Irena westchnęła. – Wszystko będzie lepsze niż to.

Tego Renata już nie skomentowała, ale było jej ciężko na sercu. Wolała więc wrócić do pracy i zająć się czymś konkretnym.

* * *

Tymczasem w Folwarku profesor Biernat wdał się w kolejną sprzeczkę z Iną Oleszak. Pola zauważyła ich, zbliżając się do głównych drzwi. Doktor Oleszak próbowała najwyraźniej przeforsować jakąś swoją strategię, bo gestykulowała wyraziście, a Grzegorz całą swoją postawą demonstrował pogardę dla tych wywodów.

– Niech mi tu pani nie zawraca głowy jakimiś bzdurstwami! – podniósł głos, co dotarło do Poli. – Nie mam na to czasu! Zróbcie dla nich ognisko, na pewno będą zadowoleni.

– Ale, panie profesorze… Tłumaczyłam już. Dziekanowi bardzo na tym zależy…

– To niech Stefan sam sobie takie wycieczki oprowadza. Ja nie jestem, proszę pani, przewodnikiem turystycznym dla znudzonej grupy znajomków dziekana. Co to w ogóle jest? Wynajmijcie sobie jakąś firmę eventową, ona wam zorganizuje przelot balonem, fikołki na łące i żonglowanie płonącymi pochodniami. W sam raz rozrywki dla gości Ignatowicza!

– To nie są żadni znajomi! To oficjalna delegacja uczelni i sponsorów. Musimy o tym myśleć, o naszym finansowaniu… Dziekan chce, żebyśmy ich zachęcili, pokazali się od najlepszej strony, ten budynek wciąż wymaga nakładów.

– To niech się pani stara, do diaska! Od czegoś tu pani jest! Może się pani nauczyć jakichś sztuczek, bo ja wiem, królika z kapelusza wyciągać czy jeździć na monocyklu. Ja nie będę z siebie robił wariata ani obwoził ich po jeziorze dla obserwacji ptaków. To jest moja praca naukowa, a nie rozrywka dla rozkapryszonych urlopowiczów.

– Proszę przestać w tej chwili! Nie życzę sobie tych impertynencji! – Ina poczerwieniała na twarzy. – Mnie też się nie podoba, że muszę o to pana prosić, ale takie jest życzenie dziekana i ja traktuję to jako polecenie służbowe. Pan też powinien. Jeśli nie, proszę się skarżyć profesorowi Ignatowiczowi, ale on powie to samo. Grupa przyjeżdża na weekend i w piątek ma być gotowy plan wycieczki.

– W piątek to ja będę chory – burknął Biernat i nie mówiąc nic więcej, wyminął ją i poszedł do małej salki koło biblioteki, w której czekali studenci.

– Ciężki dzień? – zatroszczyła się Pola niespodziewanie przyjacielsko, a Ina odwróciła się, przygryzając wargi. Chwilę mierzyła ją nieprzyjaznym spojrzeniem, ale potem skapitulowała i westchnęła głęboko i z rezygnacją.

– Słyszała pani? Trudno, żeby nie. No to sama pani widzi. Przecież to nie mój pomysł. Uczelnia nam narzuca tę wizytę, od tego może zależeć dofinansowanie. Mnie też to nie pasuje.

– Rozumiem. Tylko że profesor Biernat chyba organicznie nie cierpi takich imprez. Może trzeba poprosić o mediację?

– Kogo? Michalinę? – Ina ściągnęła brwi, a Pola się uśmiechnęła nieco szelmowsko.

Oleszak odprężyła się lekko i posłała jej porozumiewawcze spojrzenie.

– Ma pani rację, pomówię z nią. Jest w baszcie? Zdaje się, że Olga z Kacprem poszli tam robić zdjęcia.

– Prawdopodobnie. Widziałam, że Renata wracała do tej starej lodowni pracować nad rzeźbą, pewnie Michalina wciąż cyzeluje polichromię.

Weszły do sali jadalnej, w której Arek już czekał na Inę. Miał dla niej nową potrawę z ziemniaków i estragonu. Zapiekankę z serem. Bardzo się postarał i chciał się pochwalić efektem.

Przy stoliku pod oknem siedziała młoda kobieta mająca w nosidełku niemowlę, które właśnie karmiła. Drugie dziecko, dziewczynka o ślicznych ciemnych kręconych włosach, bawiło się na podłodze, przebiegając na czworakach przez całą salę.

– Alicja! Proszę cię. Może wolisz jednak biegać na trawie? Zaraz wyjdziemy, jak nakarmię małego.

– Jestem tygrysem, mamo, wielkim tygrysem!

– Proszę tylko, wielki tygrysie, nie potknij się, bo wybijesz sobie świeżo wyrośnięte ząbki.

Pola przypatrywała się temu z uśmiechem. Kobieta była trochę od niej starsza i niezwykle podobna do dziewczynki. Miała krótko ostrzyżone kręcone włosy, bardzo długą szyję i wielkie migdałowe oczy. Była bardzo ładna.

– Alicja? – Pola zbliżyła się do rodziny. – Pani córka ma na imię Alicja?

Kobieta odwróciła się, a potem przestała karmić chłopca i ułożyła go wygodniej w chuście.

– Tak. Alicja i Iwo. Moje dzieci. A ja jestem Perła Kuczyńska.

– Pola Zarzycka. Poważnie ma pani na imię Perła?

– Mówmy sobie po imieniu, tak jest prościej. Naprawdę mam na imię Katarzyna, ale dziadek Trela jak mnie zobaczył, to od razu powiedział: „Ale perełka nam się trafiła”. I tak zostałam Perłą.

– Dziadek Trela? – Pola zmarszczyła brwi. – Jesteś krewną Dawida Treli?

Perła kiwnęła głową.

– Kuzynką jego matki, Alicji. Czyli ściśle rzecz biorąc, jego cioteczną ciotką czy jakoś tak. Dla uproszczenia wolę jednak myśleć, że jestem również jego kuzynką, bo ta ciotka okropnie mnie postarza. – Prychnęła wesoło.

– Kuzynką… Czekaj! On mi kiedyś opowiadał o tobie! Że byliście bardzo związani, bo jesteś prawie w jego wieku. Chciał ci opowiedzieć o willi dziadka…

Perła przypatrywała się jej z uśmiechem.

– Pola Zarzycka – powiedziała domyślnym tonem. – Prawie dokładnie tak sobie ciebie wyobrażałam. Bardzo ładna i zawzięta. No, złapałaś go, dziewczyno…

– Złapałam? – Pola parsknęła lekceważąco. – Raczej pomyłka.

– Kto to jest, mamusiu? – wtrąciła się Alicja.

– Jestem Pola i prowadzę tę stołówkę – wyjaśniła dziewczyna. – Może masz ochotę na obiadek? Mamy bardzo dobre kotlety z kurczaka. I frytki.

– Frytki! Frytki! – Mała była zachwycona.

– Kupiłaś ją – stwierdziła Perła. – Uwielbia stripsy z kurczaka i frytki.

– Zaraz podam. Ale ty, moja droga Alicjo, powinnaś chyba umyć ręce – zwróciła się do dziewczynki, która z powagą przytaknęła, a potem wyciągnęła do niej dłoń. – Zabiorę ją do łazienki, okej? – spytała Pola, a Perła się zgodziła.

– Dobrze. A powiesz mi później, gdzie jest profesor Biernat? Chciałabym z nim porozmawiać.

Pola zatrzymała się i zmierzyła ją wzrokiem.

– Grzegorz Biernat? – upewniła się. – Chcesz z nim gadać?

Perła wybuchnęła śmiechem.

– Pewnie. Specjalnie po to przyjechałam. Muszę się z nim zobaczyć.

ROZDZIAŁ 2 KUZYNKA

– To jest Perła Kuczyńska – zaprezentowała Pola, wprowadzając swego gościa do niewielkiej salki za biblioteką.

Biernat siedział tam sam, nad kawą, stukał w klawisze laptopa i mruczał do siebie bardzo niezadowolony. Ledwie spojrzał na dwie wchodzące kobiety, tak był zajęty swoimi sprawami.

– Witam panią – rzucił nieprzyjaźnie. – Coś się stało, pani Polu?

– Nic. Perła jest krewną Dawida Treli. No i kuzynką Alicji…

– To ja jestem Alicja – odezwało się dziecko.

Grzegorz porzucił swoje notatki, odwrócił się tak gwałtownie od komputera, że kubek z kawą niebezpiecznie zachwiał się na stole, grożąc wywróceniem.

– Przepraszam – powiedział. – Kuczyńska? Dobrze usłyszałem?

– Tak. Katarzyna Kuczyńska, w domu nazywana Perłą. Krewna Trelów. Poprzez wspólnego dziadka.

Chwilę mierzyli się spojrzeniem. On jakby szukał w niej jakiegoś podobieństwa do Alicji, ona – z ciekawością, jakby weryfikowała informacje, które kiedyś zdobyła. Oboje wyglądali na niezbyt usatysfakcjonowanych.

– Ta mała ma na imię Alicja? – mruknął profesor, jakby chcąc przerwać tę niezręczną ciszę.

– Tak. Na pamiątkę kuzynki. Ogromnie ją lubiłam. Była dla mnie bardzo dobra – powiedziała Perła takim tonem, jakby Alicja wciąż żyła i te sprawy były oczywiste.

– Rozumiem. Co panią tutaj sprowadza? Szuka pani Dawida? Zdaje się, oni kręcą teraz w Szczawnicy? – Poszukał wzroku Poli, która kiwnęła głową.

– Od paru dni. Zatrzymali się chyba w Parku Zdrojowym w hotelu. Renata orientuje się, gdzie to jest…

– Ja wiem, gdzie przebywa Dawid. Zupełnie nie o to chodzi – przerwała jej Perła.

Profesor odchrząknął.

– Zatem… – Zawiesił głos. – Co panią tu sprowadza?

– Willa dziadka Treli. Wiem, że Dawid miał plan, żeby ją odbudować, i ja jestem całym sercem za tym. Alicja wielokrotnie mi mówiła, jaki piękny był ten dom. Dla mnie nabrał cech jakiegoś mitycznego, magicznego miejsca. Kiedy Dawid zadzwonił, że odnalazł drewno z tego domu w częściach i dałoby się to zrekonstruować, to po prostu zaczęłam skakać pod sufit.

Nabrała powietrza. Niemowlę w nosidełku poruszyło się i wydało kilka dźwięków.

– Jednym słowem podobał się pani ten pomysł? – podsunął Biernat.

Energicznie przyświadczyła.

– Totalnie! Chciałam mu pomóc. Wiem, że działka może sporo kosztować, taka budowa wiadomo, to worek bez dna… Ale miałam na to plan… Moim zdaniem świetny. Tylko że Dawid…

– Wycofał się – bąknęła Pola, a oni oboje spojrzeli na nią. Przygryzła wargi. – No co? Rozmawiałam z nim na bankiecie po zakończeniu zdjęć w Czystej Wodzie. Nagle zaczął się wahać. Zastanawiać, czy to ma sens. Bo on dużo pracuje, podróżuje, nigdzie nie zagrzewa miejsca. Nie czuł związku z tą okolicą, takiego na sto procent, nic go tu nie zatrzymywało. – To ostatnie dodała prawie szeptem.

– I to jest cały Dawid! – Perła podniosła głos, a niemowlę zaczęło kwilić. – Kiedy coś się zaczyna robić poważne, trzeba podejmować decyzje, on się wycofuje, staje się niepewny, widzi liczne przeszkody, namyśla się bez końca.

– Jest ostrożny – podsunął Biernat.

– Raczej niezdecydowany i chwiejny – wypaliła Perła. – To jest strach przed dorosłością. Przed wzięciem odpowiedzialności choćby za samego siebie.

– Tylko że z tym nic się nie zrobi, póki on sam nie dojrzeje. – Profesor rozłożył ręce.

– Farmazony – parsknęła Perła. – Lepiej się całe życie cackać ze sobą i ciągle uciekać. Tylko dlatego żeby nie zostać zranionym. A los nieustannie nam daje w kość i osobiście dostałam od życia więcej kopniaków w tyłek niż przemiłych prezentów, ale wciąż się trzymam i patrzę z ufnością w przyszłość.

– Może on nie ma takiej supermocy. – Profesor się uśmiechnął.

Alicja delikatnie pociągnęła matkę za rękaw bluzki.

– Pola… Ty przecież wiesz, gdzie są tutaj łazienki? – Perła zwróciła się do dziewczyny.

Ta pokiwała głową.

– Jasne. Pójdę z nią. Pokażę ci fantastyczną łazienkę przy kuchni. Na kafelkach jest wielka ryba!

Kiedy wyszły, profesor nachylił się do Perły przez stół.

– Proszę posłuchać. Działka to nie jest problem. Zaproponowałem Dawidowi swoją ziemię, w prezencie. Piękne miejsce tuż nad jeziorem z zejściem do wody. Na łące można postawić wasz dom, widok będzie bajeczny.

– I co? – Perła skupiła spojrzenie, a Grzegorz poruszył ramionami.

– Nic. Odrzucił ofertę. Szanuję to i nie nalegam, ale gdyby się namyślił… To jest wciąż otwarta kwestia.

– Dziękuję. Jest pan wspaniałomyślny. Naprawdę wielkoduszny. W dzisiejszych czasach to rzadkość. – Zmierzyła go wzrokiem, a on się zmieszał.

– Pani wie o całej tej sprawie? Dawid mówił pani, jakie są między nami związki? – spytał szybko, jakby chcąc odwrócić jej uwagę.

Perła położyła dłonie na stole.

– Tak. Jest pan jego ojcem. Tylko że ja nie potrzebowałam do tego tych badań, które zrobiliście z Dawidem. Wiedziałam od dawna.

Profesor wlepił w nią wzrok, jakby się przesłyszał.

Kiwnęła głową.

– Alicja mi powiedziała. Już wieki temu.

– Dlaczego w takim razie…

– Bo prosiła o dyskrecję. Ja też nie rozumiałam, czemu to ukrywa przed synem, dlaczego nie chce mu powiedzieć. Szanowałam to, choć gdy umarła, wydawało mi się, że to już nie obowiązuje. No, ale Dawid nie pytał. Miałam wrażenie, że nie jest to dla niego ważne… Myliłam się.

– Wiedziała pani od lat? Alicja o mnie mówiła? – Profesor był wstrząśnięty i próbował sobie to jakoś poukładać.

– Tak. Tylko dla mnie, z tych opowieści, pan ma ciągle siedemnaście lat – prychnęła Perła. – Nie mogę się przestawić z tego wyobrażenia chłopaka z chlebakiem i w koszuli w kratkę, który wspinał się na skałki, żeby oglądać niebo pod gwiazdami.

Uśmiechnął się z goryczą.

– W tej historii oboje nigdy nie będziemy mieć więcej niż siedemnaście lat – szepnął. – Ale powrót do tamtych dni jest niemożliwy.

– Owszem. A przeskok w czasie jest… dziwny – stwierdziła Perła z namysłem. Dziecko zaczęło płakać, a ona pochyliła się nad nim. – Przepraszam, muszę go przewinąć.

– Jasne. Porozmawia pani z Dawidem? Żeby się jeszcze namyślił?

– Może pan być pewny. Przyjechałam tutaj, żeby wyrobić sobie pełny obraz, zanim przycisnę mojego kuzyna. Mnie zależy na tym domu, panie profesorze, to ważne dla naszej rodziny.

– Proszę mi mówić Grzegorz.

– Dziękuję, jestem Perła. Myślę, że to rozumiesz.

– Doskonale. I życzę wszystkiego najlepszego.

Perła wstała z uśmiechem.

– Dziadek Trela zawsze mawiał, że w tej rodzinie to ja mam głowę na karku – pochwaliła się z dumą, a on przytaknął. Wyglądała na kogoś takiego.

Skinęła mu na pożegnanie głową i wyszła z salki. Biernat miał przez chwilę wrażenie, że czuje powiew przeszłości. Jakby Alicja przez moment znalazła się w tym pokoju, prawie dostrzegł jej niesamowity uśmiech, blask jej oczu. Nigdy później nie widział już niczego podobnego, nikt nie zauroczył go w ten sposób. To nagle wróciło do niego z niezwykłą, obezwładniającą siłą. Ale powrót do przeszłości był krótki. Niemal natychmiast na obraz twarzy Alicji nałożyły mu się inne oczy, inny uśmiech i inne gesty. Poczuł tęsknotę za Michaliną. Wstał od stołu, zamknął komputer i wyszedł bocznymi drzwiami, starając się nie zwracać uwagi na Inę, która akurat rozmawiała z Perłą.

– To placówka badawcza, a nie hotel ani pensjonat, nie mamy miejsc dla turystów. – Ina skrzywiła się wymownie, gdy Perła zagadnęła ją o nocleg dla siebie i dzieci.

– Nie wierzę, że nie macie jakiegoś wolnego pokoju. – Rozejrzała się znacząco. – Podejrzewałabym panią o złą organizację.

Tym razem to Ina się zirytowała.

– Jestem dyrektorem naukowym tej placówki, mam tytuł doktora! Sprawami administracyjnymi zajmuje się kto inny, a zakwaterowaniem to już w ogóle specjalna osoba, pani Celina Starobielska.

– Tak myślałam. – Perła pokiwała głową. – Zła organizacja pracy, przerost biurokratyczny. Dlatego tak wam to wszystko działa…

– Niby jak?

– No słabo, po prostu. – Poruszyła ramionami. – W stołówce pustki, wydajecie obiadki dla studentów, podczas gdy macie potencjał na porządną restaurację, bo kuchnia jest na poziomie. Budynek ogromny, można by śmiało wygospodarować kilka fancy pokoi dla zamożnych klientów i połatać budżet tej naukowej instytucji… Ale widać, że brakuje porządnego menedżera…

– Wie pani… To jest już szczyt szczytów. My tutaj nie jesteśmy ośrodkiem turystyczno-rekreacyjnym, a poważną placówką badawczą. To nie hotel butikowy ani spa nad jeziorem!

– I bardzo źle – weszła jej w słowo Perła. – Praktycznie nie macie konkurencji, bylibyście wielką atrakcją. Ale dla mnie to akurat bardzo dobrze, zawsze ktoś traci, gdy inny zyska.

– Co to niby miałoby znaczyć? – Ina zmarszczyła brwi.

Perła skrzywiła się lekko.

– Tylko tyle, że robię rozeznanie rynku. I na moje oko wygląda bardzo interesująco. Tak na marginesie: ja też mam doktorat. Z ekonomii. I nie robię z tego wielkiej sprawy. Nie tytuły naukowe się liczą, a umiejętność wykorzystania wiedzy w praktyce.

– I ja nie potrafię wykorzystać swojej? Szkoda, że nie zrobiła pani doktoratu z psychologii, skoro po chwili rozmowy potrafi pani tak ostro oceniać ludzi, których w ogóle pani nie zna. A wolnych miejsc nie ma. Proszę spróbować we wsi, tam są pokoje gościnne.

– Dziękuję. Wybiorę się na zamek w Niedzicy, już sprawdziłam w sieci, akurat zwolnił się pokój.

– Tak będzie z pewnością najlepiej. – Ina obrzuciła ją spojrzeniem z góry i poszła do swoich spraw. Ale wciąż czuła złość na tę obcą i arogancką dziewczynę.

– Dziękuję za obiad. – Perła zajrzała do sali jadalnej, gdzie Arek właśnie kończył ustawiać półmiski do kolacji.

Pola machnęła do niej ręką.

– Rozmawiałaś z Iną Oleszak? Naszą dyrektorką cyrku?

– Tak. Nie wiem, jakiego typu ona ma problem, ale z pewnością trudno się jej żyje. Dałam jej dobrą radę, a ona nabzdyczyła się jak indyk. A to była pomoc całkiem gratis i w sumie wbrew moim interesom.

– Jaka? – zainteresowała się Pola.

– Żeby zrobiła coś z tym miejscem. Zmarnowany potencjał, a mógłby być żyłą złota dla tej uczelni. Wasza stołówka też nie rozwija pełni możliwości. Widzę tu klimatyczną knajpkę w stylowym wnętrzu. Można by to cudnie ograć…

– Mamo! – Alicja się niecierpliwiła.

– Już, kochanie. Wiem, że się znudziłaś. Jedziemy na zamek, może będą tam jakieś duchy? Albo inne atrakcje.

Zabrała dzieciaki i zapakowała się z nimi do samochodu.

Pola odprowadziła ją wzrokiem spod zmarszczonych brwi.

– Nie uważasz, że ona ma rację?

– W czym? Że powinniśmy przerobić naszą jadłodajnię na pięciogwiazdkową restaurację? To mrzonki.

– Wcale nie. Gdyby się nad tym dobrze zastanowić…

– To się zastanawiaj. Ale pamiętaj, że naszym zadaniem jest karmić studentów i mamy obiady w pewnej cenie. Musiałabyś na nowo negocjować z Ożogiem, a teraz chyba również z Iną Oleszak. A nie jestem pewny, co oni na to. Poza tym wciąż mamy swój interes w mieście. Zapomniałaś o tym?

Pola pokręciła głową.

– Bynajmniej. Jutro tam pojadę i zobaczę, na jakim jesteśmy etapie. Mam nadzieję, że już kończą.

– Właśnie. Jak chcesz prowadzić dwie knajpy w dwóch różnych miejscach? Bo że się nie rozdwoimy, to pewne.

Nachmurzyła się. Tak, tutaj miał rację. Czy nie było to chwytanie zbyt wielu srok za ogon? Wciąż za bardzo kierowała się emocjami, a przecież obiecywała sobie z tym skończyć. Nie była racjonalna. Trzeba myśleć o ich restauracji w mieście, stołówka w Folwarku i tak miała być krótkim przerywnikiem, zabawą na sezon letni. Nie powinna o tym zapominać.

– Nie martw się – pocieszył ją Arek. – To samo zrobimy w naszej restauracji po remoncie. Mam już szerokie plany na ulepszenia, nowe menu. Odetchnąłem tutaj i przyszło mi do głowy wiele pomysłów.

– Odetchnąłeś? – zdumiała się Pola. – Ciągle narzekasz, że jesteś ze wszystkim sam, bo ja ci nie pomagam. Skąd nagle ta zmiana?

– Udzieliła mi się magia tego miejsca. – Mrugnął do niej.

Niespodziewanie zadzwonił telefon Poli. Zerknęła na wyświetlacz. To był numer, którego nie znała.

– Pani jest właścicielką restauracji w Folwarku w Cichej Wodzie? – usłyszała, gdy się odezwała.

– Tak. A kto mówi?

– Jagoda Winerska, dziennikarka. Pamięta pani, rozmawiałyśmy kiedyś o serialu i Dawidzie Treli…

– Ach, tak. – Pola zmarszczyła brwi. – Tylko nie mam pojęcia, jak zdobyła pani numer telefonu.

– To nie było trudne. Jest przecież na stronie internetowej tego ośrodka. Wiedziałam, że jakoś panią znajdę. Chodzi o tamtą rozmowę… Jeśli miałaby pani coś do powiedzenia na temat Dawida Treli albo jego ojca, to ja chętnie wysłucham. Mogą też być zdjęcia, jeśli ma pani coś ciekawego na jego temat. Może jakiś romans?

– Wciąż was interesuje ta sprawa?

– Pewnie! Ten serial zapowiada się na hit, za chwilę będą kręcić kolejny. To jest gorący temat, chodliwe nazwisko… Może mi pani coś podrzuci? Ja się zrewanżuję, tak jak obiecywałam.

– Zareklamuje pani moją stołówkę? – rzuciła Pola ironicznie.

– Chociażby. Wszystko jest do dogadania. Na pewno ma pani jakiś pomysł na siebie, a ja oferuję darmowy rozgłos.

– Dawid Trela wyjechał z Czystej Wody, a ja nie mam na jego temat nic do powiedzenia.

– Gdyby zmieniła pani zdanie, to zna pani mój numer. Ale to jest oferta na krótko, będę szukać innych źródeł.

– To proszę od razu się tym zająć. Żegnam!

Rozłączyła rozmowę i przez chwilę oddychała głęboko. Co za wścibska, bezczelna kobieta! Choć jej drogi i Dawida się rozeszły, nie miała zamiaru sprzedawać żadnych plotek ani ciekawostek na jego temat. A już zwłaszcza na temat profesora Biernata.

– Nie, no naprawdę powinnam stąd na chwilę wyjechać – powiedziała sama do siebie. Ostatnie dni były trudne do zniesienia.

Od strony baszty wracali Olga z Kacprem, niosąc ze sobą sprzęt fotograficzny.

– Jak poszło? – zapytała Pola, a Olga zaczęła opowiadać o zdjęciach polichromii z takim zaangażowaniem, że jej entuzjazm udzielił się również właścicielce jadłodajni.

– Będziesz miała świetny temat. Gratuluję!

– Żebyś wiedziała. Doktor Oleszak mi obiecała, że zamieszczą pracę w roczniku uczelnianym. Może będzie to materiał na jakąś konferencję albo do zagranicznego pisma?

– Ty się tak nie emocjonuj, Ola. – Kacper osadził ją w miejscu. – Doktor Ina nie jest tu wszechmocna. Wciąż liczy się zdanie profesora Biernata.

– Nie sądzisz chyba, że on mi będzie rzucał kłody pod nogi – zaperzyła się dziewczyna. – Jest ostatnią osobą zazdrosną o sukcesy innych.

– Ale jest skonfliktowany z Iną. To się może odbić na pracy nas wszystkich – westchnął chłopak.

– A to inna sprawa – zgodziła się Olga. – Dobrze by było, żeby się jednak jakoś dogadali.

– Na to się nie zanosi.

– W każdym razie sam widziałeś, że podobały się mu moje tezy. Kiedy przyszedł do baszty dzisiaj po południu, wskazał mi kilka ciekawych tropów…

– Biernat jest w baszcie? – zainteresowała się Pola. – Dopiero co go tutaj widziałam.

– Wpadł przed chwilą. Dlatego się wynieśliśmy – stwierdził Kacper.

– Chciał pogadać z panią Michaliną – dodała Olga.

– No tak – mruknęła Pola.

– Ona dobrze na niego wpływa. Bardzo się zmienił, nie uważasz, Kacper?

– Nie przesadzaj. Dziewczynom się zawsze wydaje, że mają taki zbawienny wpływ na facetów. Łagodzą obyczaje czy jak? – burknął student niezadowolony.

– A nie jest tak?

– Przypisujecie sobie magiczne umiejętności. On się po prostu trochę uspokoił. A to jest całkiem coś innego.

Pola i Olga spojrzały po sobie, a potem wybuchnęły śmiechem. Kacper był wyraźnie urażony.

* * *

Michalina i Biernat pili tymczasem herbatę w baszcie.

– Nie mogę uwierzyć, że ta wieża mogłaby należeć do mnie – stwierdził, rozglądając się po wnętrzu.

Zarzycka przysunęła krzesło tak, żeby lepiej widzieć oświetloną polichromię.

– Jeśli wszystko się okaże prawdą i będziesz miał coś do powiedzenia w tej sprawie, to zamierzasz przekazać ją gminie? Dobrze się namyśliłeś?

– Tak. Nie chcę jej. Choć ta świadomość, że przez chwilę to cudowne miejsce jest moje, wydaje się bardzo przyjemna. Ale nie mam zamiaru tego przedłużać. Wiesz, ja jestem jak ten Włóczykij z Muminków. Uważam, że niebezpiecznie posiadać zbyt wiele rzeczy. To wypacza charakter.

Michalina roześmiała się wesoło.

– Wypacza charakter. Też wymyśliłeś. Ja lubię ładne przedmioty. Uwielbiam otaczać się pięknem. To mnie w pewien sposób uspokaja.

Skinął głową.

– Tutaj też jesteśmy otoczeni czymś przepięknym. To malowidło jest naprawdę cudowne. Czy jednak chcemy je na własność? Raczej nie.

Michalina wpatrzyła się w jeden z detali. Potem wstała z krzesła i zbliżyła się do niego.

– Miałam cię spytać, co to za ptak. Bocian? Pelikan?

Podszedł do ściany, a potem wyjął szkło powiększające.

– Zdecydowanie żuraw. To ciekawe, że zwrócił twoją uwagę.

– Dlaczego? Jest taki piękny.

– To ptak o silnej symbolice. Kojarzony z bogami greckimi: Demeter, jako przynoszącą wiosnę, i Hermesem, opiekunem wędrowców. Obecny również w kulturze japońskiej jako znak szczęścia, długowieczności i honoru. Żurawie łączą się w pary na całe życie, więc uważa się je także za symbol wierności i miłości małżeńskiej.

Michalina odchrząknęła, a Grzegorz się roześmiał i potarł dłonią czoło.

– Pójdziemy na spacer nad jezioro? Muszę ci opowiedzieć o nowych pomysłach Iny Oleszak oraz o kuzynce Dawida, która dzisiaj tu przyjechała.

– Szukała go? – Michalina ściągnęła brwi. – Chyba nic się nie stało?

– Raczej nie. Ale to i tak było dziwne.

Dopili herbatę, a potem ona zgasiła światła i zamknęła starannie basztę na klucz. Zaczynało się kolejne cudowne letnie popołudnie, pachnące kwiatami, ziołami i świeżością wody znad jeziora. Poszli wprost na ścieżkę turystyczną, odprowadzani przez lecące im nad głową ptaki, które szukały już miejsca na nocleg wśród gałęzi drzew.

ROZDZIAŁ 3 NIESNASKI

Pola wyjechała do miasta następnego dnia rano, zostawiając opiekę nad jadłodajnią na barkach Arka. Nie żeby to była dla niego jakaś nowość, ale poczuł się trochę przytłoczony. Miał nieodparte wrażenie, że wspólniczka zamierza osiągnąć zbyt wiele naraz i może to być niebezpieczne. Martwił się, że pomysł, który podsunęła jej Perła, zakiełkował i Pola będzie chciała rozwinąć stołówkę w Folwarku w elegancką restaurację, a zaniedba przez to ich własny interes w mieście. Na razie jednak musiał zająć się przygotowaniem obiadu dla studentów i jak się okazało – posiłku dla uczelnianej delegacji.

– Pan dziekan i jego goście będą tutaj jutro wieczorem. Trzeba im zaoferować coś specjalnego na kolację. – Ina Oleszak zerknęła do swoich notatek, kiedy przyszła go odwiedzić w kuchni.

– Nie mogą zjeść tego samego co studenci? – obruszył się Arek. – Wydajemy pełnowartościowe posiłki.

– Oczywiście, ja tego nie neguję, ale chcemy ich pozytywnie usposobić. Zaserwować coś wykraczającego poza zwykłe stołówkowe menu.

– Może w takim razie dziekan powinien zafundować im kolację w hotelu na Półwyspie – parsknął Arek, dotknięty takim traktowaniem jego pracy i w konsekwencji podniebień stałych mieszkańców Folwarku. – Jeżeli chce pani, żeby ci bardzo pożądani oficjele sypnęli groszem na ten ośrodek badawczy, to może warto im pokazać, że tutaj też opłacałoby się podniesienie stawki żywieniowej? Gdybyśmy nie mieli tak sztywno naliczonej ceny posiłku, moglibyśmy oferować rarytasy i frykasy.

Był podminowany swoimi poprzednimi rozmyślaniami, ciągle mu siedziało w głowie to, co powiedziała Perła Kuczyńska, nagle poczuł pewien żal do uczelni, która ograniczała rozwój tego miejsca swoimi regulacjami.

Ina się naburmuszyła.

– Skoro nie podoba się panu formuła, w jakiej funkcjonuje ta stołówka, nie musi pan jej prowadzić. Kierownik Ożóg znajdzie na wasze miejsce innego ajenta. Nie potrzebuję tutaj żadnych pretensji.

– To nie są pretensje, tylko sugestie. A zdaje się, że akurat pani czegoś chce ode mnie. – Arek nie zamierzał się wycofać.

Ina, widząc, że rozmowa z nim nie toczy się wedle scenariusza, jaki sobie założyła, poruszyła ramionami.

– Nie przyszłam tu dyskutować o stawce żywieniowej, bo nie zajmuję się sprawami administracyjnymi. Przekażę to panu Ożogowi. Interesuje mnie tylko, czy jest pan w stanie przyszykować coś ekstra dla naszych gości. Bardzo mi na tym zależy. Będę wdzięczna za okazanie dobrej woli.

Przybrała oficjalny, niesympatyczny ton, w którym pobrzmiewała groźba, a nie wola dogadania się. Arek westchnął. Nie zamierzał prowokować awantury, która zakończy się zerwaniem umowy. Skinął więc głową.

– Dobrze. Mogę przygotować pieczeń i kilka rodzajów sałatek. No i jakąś zupę.

– Znakomicie. W sobotę mamy w planach wycieczkę po jeziorze, profesor Biernat słusznie podsunął pomysł z ogniskiem… Czy może się pan zająć organizacją? Pani Celina panu pomoże. Obiad nasi goście zjedzą ze studentami, ma pan rację, powinniśmy też zaprezentować zwykły dzień pracy ośrodka…

Ina nabrała powietrza i spojrzała na Arka. W jej wzroku odbiło się coś, co uznał za próbę załagodzenia sprawy. Kiwnął głową.

– Jasne. Proszę mi dać rozpiskę z programem dla gości, uzgodnię wszystko z panią Starobielską.

– Dziękuję. To dla mnie bardzo ważne. To szansa dla nas wszystkich.

– Dobrze, postaramy się.

Ina wyszła poinstruować panią Celinę i Ożoga. Trzeba było dopilnować przygotowania pokojów i innych szczegółów, które mogły zaważyć na ogólnym wrażeniu. Poza tym wciąż nie miała ostatecznego potwierdzenia, że Grzegorz Biernat przeprowadzi wycieczkę ornitologiczną po jeziorze, i to przeszkadzało jej najbardziej.

Rozmówiwszy się z kierownikiem i ze Starobielską, zagadnęła o profesora. Oboje byli zgodni, że Biernat rano wybrał się do gminy w jakiejś swojej sprawie. Ina westchnęła niezadowolona.

– To na pewno potrwa – rzuciła, a Jacek Ożóg poruszył się niespokojnie.

– Chodzi o tę basztę – pospieszyła z wyjaśnieniami Starobielska. – Na dzisiaj wyznaczono spotkanie dotyczące zamiany gruntów. Profesor się w to zaangażował.

– No tak. Czyli nie ma sensu nawet do niego dzwonić. – Ina się nachmurzyła. – A ten spacer z naszymi gośćmi jest taki ważny. Ja muszę mieć wytyczne!

– Niech pani pomówi z Kacprem, jego asystentem. I z Basią. Na pewno mają coś przygotowane – doradził Ożóg, a Ina uznała, że nie jest to zły pomysł. Mogło to posunąć temat naprzód. Musiała też przygotować jakiś plan awaryjny, gdyby Biernat się uparł i zdecydowanie odmówił. Nie mogła zostać na lodzie.

* * *

Tymczasem Grzegorz i Irena dotarli do gminy na zebranie z urzędnikami. Wybrali się sami, bez swojego komitetu mediacyjnego, uznając, że tak będzie prościej i lepiej. Zarówno Michalina i Renata, jak i kierownik Ożóg uważali to za niezbyt rozsądne, ale Biernat tym razem postawił na swoim. Był pewny, że wszystko załatwi bez żadnych problemów. Miał plan.

Zgodnie jednak z przypuszczeniami Ożoga i Michaliny sprawy potoczyły się zupełnie nieprzewidzianie. Gminne władze z dużą nieufnością odniosły się do zapisanej na odwrocie fotografii ostatniej woli Mycielińskiego. Sprawa była bowiem bardzo zagmatwana – przepisana w ten sposób nieruchomość została w międzyczasie sprzedana Irenie Skierce i trudno w tej chwili byłoby egzekwować ów zdawkowy i dosyć dziwny testamentowy zapis.

– Musiałby pan chyba wystąpić z roszczeniem do pani Ireny – tłumaczył urzędnik. – A nie sądzimy, żeby to miało sens. W końcu nikt nie wiedział o tej notatce i ziemia została sprzedana w dobrej wierze.

– O ile to w ogóle jest prawdziwy zapisek, a nie jakiś fejk – mruknęła Ewa Grabowska także obecna na spotkaniu.

– Pani mi zarzuca oszustwo? – obruszył się Biernat. – Na jakiej niby podstawie? Zresztą to można zbadać, powołać biegłych.

– Nikomu nic nie zarzucamy – uspokoił wójt. – Idzie o to, że to nie jest sprawa gminy, ale ewentualnie pomiędzy państwem. My podtrzymujemy swoją propozycję: zamienimy się gruntem z panią Skierką, oddając lodownię za tę basztę.

– Jest jeszcze kwestia jej syna. – Urzędnik spojrzał w papiery. – Pana Rafała Skierki, drugiego właściciela.

– Syn nie jest właścicielem! On tu w ogóle nie ma nic do rzeczy – zdenerwowała się Irena.

– Skontaktował się z nami i powiedział, że jest pani zamężna, nie ma pani rozwodu, wszystko, co pani posiada, jest własnością wspólną małżeńską, a on działa z pełnomocnictwa swego ojca, Eryka. – Urzędnik znowu zerknął w papiery.

– No tak, a gdzie on jest, ten pani syn? Czemu go nie ma na spotkaniu? – zatroszczył się wójt.

– Powiadomiliśmy go. Obiecał się stawić.

Biernat i Irena spojrzeli po sobie.

– Proszę państwa. – Profesor mówił spokojnym głosem. – Na poprzednim spotkaniu pani Ewa Grabowska podniosła kwestię intencji Gustawa Mycielińskiego. Z tego przedśmiertnego zapisku wynika wyraźnie, że chciał, aby w tej baszcie była kultywowana pamięć o dokonaniach jego oddziału…

– Teraz pan mówi o uszanowaniu intencji – odezwała się Ewa jadowicie. – Bo nie udało się panu położyć łapy na zabytku.

– Co pani opowiada? – obruszył się Biernat.

– No tak, to syn pani Skierki udaremnił ten spisek!

– Przecież to właśnie on chce przejąć basztę! Czy wy tego nie widzicie?! – nie wytrzymał Biernat. – Usiłuje zrobić to podstępem, choć nie ma żadnego prawa, bo ziemię kupiła wyłącznie jego matka.

– Niech pan nie opowiada bzdur. Ojciec ma połowę udziałów i doskonale pan o tym wie. Nie możecie decydować beze mnie – odezwał się Rafał kpiąco. Właśnie wszedł do pomieszczenia i rozejrzał się wokół siebie, jakby chciał się od razu zorientować w sytuacji. – Przepraszam za spóźnienie, ale zatrzymała mnie praca na planie. Przy serialu – zwrócił się do wójta, który kiwną głową. Serial kryminalny był tutaj oczkiem w głowie wszystkich.

Dalsza część książki dostępna w wersji pełnej

Spis treści

Okładka

Karta tytułowa

Karta redakcyjna

ROZDZIAŁ 1. POD DACHEM NIEBA

ROZDZIAŁ 2. KUZYNKA

ROZDZIAŁ 3. NIESNASKI

Punkty orientacyjne

Okładka

Strona tytułowa

Prawa autorskie

Spis treści