Przyjaciele i rywale - Agnieszka Krawczyk - ebook + książka

Przyjaciele i rywale ebook

Agnieszka Krawczyk

4,6

11 osób interesuje się tą książką

Opis

NIECH UWIEDZIE WAS MAGIA MAŁEGO MIASTECZKA W GÓRACH, POŁOŻONEGO WŚRÓD LASÓW I PACHNĄCYCH KWIATAMI ŁĄK.
Beztroskie i pełne niezmąconego szczęścia dni w Zmysłowie dobiegają końca – życie sióstr Niemirskich wkrótce bardzo się zmieni. Agata odkrywa bowiem starannie tajoną przez matkę tożsamość ojca swej najmłodszej siostry, Tosi. Czy będzie to początek czegoś nowego i dobrego, czy wręcz przeciwnie – źródło poważnych kłopotów? Dodatkowo skomplikuje się nie tylko codzienne życie sióstr, ale i ich sprawy uczuciowe. Najważniejsze, że Agatę, Danielę i Tosię otaczają życzliwi ludzie. Obok przyjaciół pojawią się jednak rywale, a nawet – wrogowie. Nic już nie będzie tak proste i oczywiste jak dawniej.

Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
czytnikach certyfikowanych
przez Legimi
czytnikach Kindle™
(dla wybranych pakietów)
Windows
10
Windows
Phone

Liczba stron: 445

Odsłuch ebooka (TTS) dostepny w abonamencie „ebooki+audiobooki bez limitu” w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
Oceny
4,6 (557 ocen)
384
125
40
8
0
Więcej informacji
Więcej informacji
Legimi nie weryfikuje, czy opinie pochodzą od konsumentów, którzy nabyli lub czytali/słuchali daną pozycję, ale usuwa fałszywe opinie, jeśli je wykryje.
Sortuj według:
Tymoszki

Nie oderwiesz się od lektury

OK
00
Empaga

Nie oderwiesz się od lektury

rewelacja. polecam 👍
00
kjulencja

Nie oderwiesz się od lektury

czekam na dalsze losy bohaterów
00
doraf

Dobrze spędzony czas

❤⚘💗💪👍
00
carolina_84

Nie oderwiesz się od lektury

ok
00

Popularność




 

 

 

 

 

 

 

 

1.

 

 

 

 

Oszklona ściana pawilonu, który kiedyś był kioskiem o banalnej nazwie „Sklepik pod Bzami”, a teraz mieścił przede wszystkim herbaciarnię „3 Siostry i 3 Koty”, odbijała światło słoneczne pod takim kątem, że wydawała się lśniącą taflą wody. Daniela Strzegoń wyszła przed sklep i przyglądała mu się z dumą. Tak jak obiecał ojciec, kiosk przebudowano w ten sposób, że zmienił się w coś w rodzaju oranżerii czy ogrodu zimowego. Szklaną powierzchnię można było przy tym rozsuwać, tworząc bardzo wygodne patio.

Minęło już kilka dni od zakończenia wszystkich prac. Przy pomocy sąsiadki, Julii Kovács, Daniela sprawiła, że było tu po prostu pięknie. Patio kusiło zachwycającymi kolorowymi meblami wypożyczonymi wspaniałomyślnie przez Julię, która zajmowała się renowacją starych, nieciekawych gratów. W iście czarodziejski sposób zmieniała je w barwne i przykuwające wzrok szalone obiekty. Fotele, wyściełane krzesła i otomany w papuzich kolorach cieszyły oczy i zachęcały, żeby wejść do środka. Siostry serwowały na razie głównie kawę i herbatę, nieśmiało wprowadzając domowe wypieki, w których przygotowywaniu Daniela nie miała sobie równych.

Praktycznie od pierwszego dnia zadomowiła się tu grupa stałych klientów. Najwierniejszym był oczywiście doktor Jerzy Wilk, który po zakończeniu ordynowania w swej lecznicy weterynaryjnej uwielbiał wpadać na herbatę i kruche ciasteczka z malinami, ale coraz liczniej przychodziły też wczasowiczki z pobliskich pensjonatów. Jak wszyscy, potrzebowały wyrwać się wieczorem na kawkę i plotki, a wreszcie na mapie Zmysłowa pojawiło się idealne do tego miejsce – urocze i niedrogie. W godzinach południowych tłoczyli się tu turyści schodzący właśnie z Lisiej Góry, spragnieni lemoniady i kanapek. Rozsiadali się w ogródku, przy stolikach wykonanych przez Julię z dużych szpul po kablach telefonicznych, przykrytych szklanymi blatami. Wokół bębna, na którym kiedyś okręcano kabel, Julia wygospodarowała niezwykle wygodną półkę na stare książki z dawnego kiosku. Po rozbudowie antykwariat zyskał zresztą dużo więcej miejsca, rozprzestrzeniając się po całym pawilonie. Powieści zajmowały wielki drewniany regał w starym sklepiku, ale też w części ogrodu zimowego i właśnie w ogródku, gdzie stały na półkach stolików.

Klientów przyciągało oryginalne wnętrze, niezwykły zapach ziół i kwiatów na patio, znakomita kuchnia Danieli, ale też cudowne obrazy Ady Bielskiej wystawione w środku. Po pewnych wahaniach Agata postanowiła udostępnić część prac swej matki i pokazywać je właśnie w kiosku. Już nie tylko cztery obrazy z bzami, lecz także pole maków oraz odfruwające z wiatrem koszyki dmuchawców cieszyły oko publiczności.

– Powinna pani wydrukować pocztówki z reprodukcjami tych obrazów, świetnie by się sprzedały – podsunęła jej pomysł jedna z wczasowiczek, która przychodziła tu codziennie z kilkuletnią wnuczką i od pewnego czasu namawiała Agatę usilnie, by sprzedała jej pejzaż z makami.

Ona jednak nie zamierzała pozbywać się ani jednego obrazu matki. Uważała je przede wszystkim za własność młodszej siostry, Tosi, której opiekunką została po śmierci rodzicielki. Była to skomplikowana i tajemnicza sprawa – Niemirska prawie nie znała Ady, matka opuściła ją we wczesnym dzieciństwie. Ojciec ułożył sobie życie na nowo, znalazł miłość swego życia – Teresę, a wkrótce urodziła się Daniela, przyrodnia siostra Agaty. Dziewczyna przez całe dorosłe życie nie miała kontaktu z biologiczną matką, aż niespodziewanie ze Zmysłowa zatelefonował doktor Jerzy Wilk, by poinformować ją, że Ada zmarła. O tym, że zostawiła dziewięcioletnią córkę, drugą przyrodnią siostrę Agaty, bał się powiedzieć, co sprawiło, że młoda kobieta, przyjechawszy, przeżyła szok. Jednak nawet trudne sprawy mają to do siebie, że układają się same, wystarczy dać im czas. Agata i Daniela pokochały Zmysłów, kiosk z gazetami i pamiątkami, który prowadziła Ada, a już najbardziej – młodszą siostrę. Przeżyły autentyczną fascynację pracami malarskimi Ady, która była artystką wyjątkową. Ich życie mocno się skomplikowało, choć jednocześnie stało się bardzo piękne. No i przyniosło kolejne tajemnice…

O tym wszystkim dumała Niemirska, spoglądając na wyświetlacz telefonu. Filip, jej narzeczony („Może powinnam mówić »były narzeczony«” – pomyślała sobie), dzwonił już kilka razy, a ona konsekwentnie nie odbierała. Była na niego wściekła. I na siebie też. Chyba nawet na siebie bardziej, bo dała się zwieść i oszukać jak dziecko. Pochłonięta problemami, jakie zastała w Zmysłowie, opieką nad odnalezioną siostrą i poszukiwaniem jej tajemniczego ojca, zaniedbała swoje osobiste sprawy. Tylko czy na pewno zaniedbała? Symptomy tego, że coś się nie układa, były widoczne już dużo, dużo wcześniej, nawet wówczas, gdy Agacie jeszcze nie śniło się o wyjeździe i wszystkim tym, co się później stało.

Niby byli ze sobą, a jednak ktoś wszedł między nich – dawna dziewczyna, „ta trzecia”, Magda, która po powrocie z zagranicy odnalazła się u boku Filipa i z każdym dniem coraz bardziej się rozpychała, wyrzucając Agatę na margines tego związku. Zaczęło się na pozór niewinnie – Magdalenie trzeba było pomóc w przeprowadzce czy instalowaniu się na nowym miejscu. Była samotna, w depresji, bez pracy. Zawsze w takiej sytuacji znajdzie się rycerz na białym koniu, który chętnie pocieszy, doradzi, pomoże. Tylko dlaczego to musiał być jej chłopak? Czemu Agata okazała się taka ślepa i nie powstrzymała lawiny wydarzeń, kiedy jeszcze było to możliwe? Przecież mogła jasno się temu przeciwstawić. „Ja albo ona” – wiedziała doskonale, że mężczyźni tacy jak Filip nie lubią konfrontacji. Należało tak zrobić. Spojrzeć prawdzie w oczy. Tyle że ona wolała nie wiedzieć.

Oszukiwała się, żyła iluzjami, nie dopuszczała do siebie pewnych – teraz to widziała – nazbyt oczywistych sygnałów. Filip nie miał czasu, unikał rozmów, było mu na rękę, że Agata jest w Zmysłowie, nie chciał jej odwiedzać. Tak, zawsze potrafił się dobrze wytłumaczyć: zmiana prezesa spółki, w której oboje pracowali, wymusiła inne plany, był zajęty nawet w weekendy. Zmysłów nie leżał jednak na końcu świata i przy niewielkiej dozie dobrych chęci można tu było przyjechać choćby na jedno popołudnie.

Uświadomiła sobie, że właściwie było jej wygodniej tak się łudzić, nie pozwalać, by pewne fakty dotarły do jej świadomości. Nie miała siły ani ochoty się z nimi mierzyć. Podskórnie czuła, że coś jest nie tak, ale wolała się nad tym nie zastanawiać. Tak, właśnie tutaj leżało rozwiązanie tego problemu. On tkwił w niej samej – nie chciała przejrzeć na oczy. Czy robiła tak dlatego, że była słaba i bezwolna, czy też zmęczyła ją po prostu cała ta sytuacja?

Teresa, jej „przyrodnia matka” – jak ją nazywała, bo nie lubiła słowa „macocha” – powiedziała kiedyś, że Filip to niewygodny balast. Układ z nim jest dla Agaty niekomfortowy, ale ona nie potrafi się z niego wyplątać, ponieważ się boi. Niemirską bardzo zabolały te słowa, ale gdy pomyślała nad nimi uczciwie, musiała przyznać, że Teresa się nie myliła. Agata całe lata tkwiła w uwierających sytuacjach, nie mogąc się z nich wywikłać, nie stawiając na swoim, bo wydawało się jej, że w ten sposób unika gorszych kłopotów. Pierwszą próbą stawienia czoła przeciwnościom była walka o bezpłatny urlop, którego potrzebowała, by zająć się Tosią i kioskiem w Zmysłowie. Praktycznie od razu, gdy poznała swą młodszą siostrę, wiedziała, że życie dziewczynki musi dalej toczyć się w miejscu, które dobrze znała i kochała. Tam, gdzie wciąż były obecne wspomnienia o matce, cały ten kruchy i piękny dziecięcy świat. Zabranie jej gdzieś indziej po prostu nie wchodziło w grę. Oczywiste stało się, że wobec tego i Agata musi pozostać w miasteczku. Wspierała ją w tym pomyśle druga siostra przyrodnia, Daniela, która kończyła studia i znalazła się na rozdrożu: związać swą karierę zawodową z wielkim światem unijnej dyplomacji lub znaleźć jakąś inną receptę na życie.

– Co się tak zamyśliłaś? – zapytała Agatę siostra, która dumnym okiem właścicielki ogarnęła już kiosk i jego okolicę, sprawdziła, czy wszystko jest w porządku, przetarła szklane blaty na stolikach i właśnie weszła do środka, by zobaczyć, jak wygląda sprawa ze stanem zaopatrzenia. Starsza z dziewcząt oparła głowę na dłoniach i zapatrzyła się przez oszkloną ścianę na ulicę. Gdzieś w oddali szemrała rzeka Bystra, a upał powoli zaczynał dawać się we znaki.

– Myślę o Filipie – przyznała, na co Daniela wzruszyła ramionami.

– Nie ma powodu. Jego stara-nowa dziewczyna zadzwoniła do ciebie i wszystko ci wyjaśniła. Zdaje się, że powiedziała ci, żebyś się nie wtrącała, bo oni się kochają, prawda? Tak to zabrzmiało? Nie dałabym sobie głowy uciąć, czy to nie jest tekst z jakiegoś beznadziejnego serialu, bo brzmi groteskowo i pompatycznie.

Starsza siostra się uśmiechnęła. Właśnie taki dramatyczny telefon odebrała pewnego wieczoru przed kilkoma dniami. Magda wydawała się naprawdę niespełna rozumu, gdy do niej dzwoniła. Płakała i złościła się na przemian, być może działała w wielkim stresie. Nieważne. Agata nie miała zamiaru rozmawiać z pobudzoną i agresywną dziewczyną; rozłączyła się. Prawie od razu napisała SMS-a do Filipa, by załatwił tę sprawę. A on milczał przez cały kolejny dzień. Zatelefonował dopiero wieczorem, ale wtedy Agata już nie odebrała i konsekwentnie robiła tak w kolejnych dniach.

Tchórz. Jeśli zależałoby mu na niej na poważnie, wsiadłby w samochód i przyjechał do Zmysłowa, wyjaśnić wszystko osobiście. Z drugiej strony – co tu wyjaśniać? Historia stara jak świat: jedna dziewczyna zniknęła z horyzontu, więc pojawił się ktoś inny, kto szybko zajął jej miejsce. Szkoda, że były chłopak nie miał odwagi jej tego powiedzieć. A przecież była niedawno w Krakowie, rozmawiali ze sobą, próbowała go sprowokować, by z czymś się zdradził, bo czuła, że nie wszystko jest w porządku. Nic z tego. Filip unikał rozmowy, a ona – musiała to przyznać – miała wtedy inne rzeczy na głowie. Sprawę załatwienia urlopu i wyjaśnienia tożsamości ojca Tosi między innymi.

Matka starannie ukryła przed nią rozwiązanie tej zagadki. Elementów pozwalających na złożenie układanki było mało, ale wciąż pojawiały się kolejne. Agata wiedziała już, że tajemniczy partner matki, z którym wystąpiła na wernisażu swej jedynej wystawy, miał na imię Sławek. Krążyły pogłoski, że poznała go za granicą, gdzie odniósł finansowy sukces. Kolejny trop stanowiły przelewy dokonywane na konto matki przez firmę „Business 4 Art”. I nie były to wcale symboliczne kwoty. Niemirska miała pewność, że rozwiązanie tajemnicy tych przekazów przybliży ją do odkrycia tego, kto jest ojcem Tosi. Na razie jednak wciąż było więcej niewiadomych i Agata mimowolnie westchnęła.

– Zmęczona jesteś – zinterpretowała to po swojemu Daniela. – Może idź na spacer albo odpocznij w ogrodzie? Ja się tu wszystkim zajmę.

Siostra nie była przekonana.

– Nie chcę zostawiać cię samej z kioskiem. Monika nie przyjdzie? – spytała o pracującą u nich młodą dziewczynę, która dzięki tej posadzie zyskała coś więcej niż środki do życia i stała się bardziej pewna siebie.

– Dzisiaj sobota. Pojechała z matką i dziećmi na targ, będzie po południu – przypomniała Daniela, a siostra kiwnęła głową.

Tak, umknęło jej to… Sobota to był tradycyjny dzień zaopatrzenia we wszystkie ważniejsze produkty. One same nieraz tak robiły, choć teraz, w pełni lata, miały warzyw i owoców w bród w swoim ogródku. Matka Agaty nie ceniła zbytnio kwiatów, za to z ogromną starannością pielęgnowała rośliny użytkowe.

– Zupełnie nie wiem, co się ze mną dzieje – usprawiedliwiła się przed siostrą. – Nie mam pojęcia, w którą stronę się zwrócić, co robić.

– Jesteś rozbita tą sprawą z Filipem – uznała Daniela. – Myślę, że po prostu potrzebujesz czasu do zastanowienia się. Nie rób żadnych gwałtownych ruchów, nie wyjaśniaj niczego na siłę. Zależy ci na tym chłopaku?

To właśnie był problem. Agata nie bardzo wiedziała, czy zależy jej na Filipie. Prawda, że byli ze sobą kilka miesięcy, ale z perspektywy czasu nie uważała tego związku za poważny. Zbyt się różnili, zarówno charakterami, jak i dążeniami. Mężczyzna był ambitny w pracy, za to tchórzliwy w życiu. Ona sądziła, że raczej trzeba podjąć wyzwanie, dać się ponieść wydarzeniom, nie buntować się przeciwko zmianom, przyjąć je. Nauczyła się tego tutaj, w Zmysłowie. Bo życie w tym miejscu było zupełnie inne niż w mieście. Nie to, że łatwiejsze – po prostu bardziej szczere, prawdziwsze.

Przed kioskiem zahamował stary fiat i wygramoliła się z niego Tosia, najmłodsza siostra Agaty. W rękach niosła przymknięty wiklinowy koszyk, z którego słychać było obrażone miauczenie trzech kotów: Belli, Kocia i Sylwka. Gdy tylko dziewczynka postawiła koszyk i uchyliła pokrywę, kociaki wyskoczyły jak z procy. Największego focha pokazała oczywiście Bella, która patrzyła na Agatę pełnym urazy wzrokiem i stroszyła swe długie uszy, upodabniające ją do egzotycznego zwierzątka zwanego mangustą.

– Zniewolone – stwierdził weterynarz, wysiadając ze swego maksymalnie zagraconego auta. Miał w nim przenośną klinikę, przekonany, że praktycznie każdy sprzęt może mu się przydać.

– Dzień dobry. Jak tam nasze stadko? – zapytała Daniela, witając się ze swoim kotkiem, czyli srebrzystym Silverado, zwanym swojsko Sylwkiem.

– Zdrowe jak byki, jeśli mogę użyć takiego porównania. Wyły mi z głodu, to dałem im kociej paszy. Nie wiem, jak wy to wytrzymujecie, ale gdybym miał je na stałe, to zjadłyby mnie razem z moim lekarskim kitlem.

– Oszczędzamy na sobie – roześmiała się Agata, dziwnie odprężona. Smutki przedpołudnia, wątpliwości i obawy na chwilę się odsunęły. Miło było znaleźć się wśród życzliwych osób.

– Jak tam na wystawie bydła, panie doktorze? – zagadnęła Daniela, stawiając przed Wilkiem herbatę i talerzyk z ciastem malinowym.

– Danielo, jak zwykle czyta mi pani w myślach. Jechałem tutaj z jedną rozterką: będzie ciasto z malinami czy nie będzie? Teraz, przez tych wszystkich gości, trudno się dopchnąć choćby do jednej porcji.

Nie przesadzał. Herbaciarnia powoli zdobywała powodzenie, w czym bardzo pomagał fakt, że był szczyt sezonu wakacyjnego. Daniela nie nadążała już z robieniem kanapek i sałatek, pieczeniem ciastek i przygotowywaniem deserów. Coraz częściej musiał pomagać jej Juliusz, siostrzeniec weterynarza, który do tej pory głównie zajmował się opieką nad zdrowiejącymi zwierzętami. Jak się okazało, miał też zupełnie dobre kwalifikacje na podkuchennego.

– Wystawa była bardzo udana – stwierdził tymczasem doktor, pochłaniając ciasto. – Same medalistki. Nie było ani jednej kontuzji, nic się złego nie stało. Raj dla weterynarza. Nic nie musi robić, a swoją dniówkę zainkasuje. Nawet sobie odpocząłem. Miałem czas zbadać te wasze tygrysy pręgowane.

– Tylko dwa są pręgowane – wtrąciła się Tosia. – Bella to czarna pantera.

Dwa koty, Sylwek i Kocio, odziedziczyły po swej matce niezwykłe ubarwienie w srebrnoszare pręgi. Bella była czarna jak smoła i miała nieco dłuższą sierść.

– Diabełek – ocenił ją doktor Wilk, ale podobnie jak najstarsza z sióstr, wyróżniał tego kota spośród rodzeństwa. Bella odznaczała się wielką inteligencją i intuicją. Sama wybrała sobie Agatę jako właścicielkę i towarzyszyła jej od tej pory zawsze. Jej cicha i nieustępliwa obecność, pocieszające trącanie nosem policzka, gdy wdrapywała się Niemirskiej na ramię, były bardzo krzepiące. Dziewczyna zdała sobie sprawę, że kotka ma już stałe miejsce u jej boku i w jej życiu.

– Nie diabełek. To bajkotek. Bajkowy kot – dodała Tosia, głaszcząc ulubienicę siostry. – Ona zawsze musi być w nocy w pokoju Agaty. Kiedy nie może wejść drzwiami, to wspina się po bluszczu na balkon – dodała dziewczynka. – Często słyszę ją, jak drapie pazurkami w podłogę albo w drzwi, żeby wejść.

Mała się nie myliła. Prawie każdego ranka, gdy najstarsza z sióstr się budziła, na poduszce obok jej głowy spała zwinięta w kłębek Bella. Miauknięciem oznajmiała, że wie, iż zaczął się nowy dzień, ale nie zamierza towarzyszyć dziewczętom w odbieraniu gazet ani otwieraniu kiosku, tylko porządnie się wyspać. Zjawiała się w herbaciarni wraz z resztą rodzeństwa zawsze po południu. Faktem było, że trzy piękne koty także przyciągały uwagę i zainteresowanie klientów.

– Tosiu, pani Julia czeka na ciebie w warsztacie Ady – przypomniała dziewczynce Daniela. – Mówiła, że macie robić szklane ozdoby.

Po Adzie Bielskiej pozostała pracownia w ogródku, niewielki budynek z piecem do wypalania ceramiki i mnóstwem półfabrykatów do tworzenia biżuterii i wisiorków ze zwierzątkami. Gdy sprzedały w kiosku już wszystkie zapasy, Julia uznała, że czas przejrzeć zawartość magazynów. Okazało się, że zarówno Tosia, jak i Agata mają bardzo zręczne ręce. Co prawda, pierwszy wytoczony przez Niemirską wazon bardziej przypominał kapelusz, na którym ktoś usiadł, ale za to ceramiczne paciorki i niewielkie ozdoby wychodziły jej doskonale. Tosia natomiast bardzo ładnie łączyła różnokolorowe szybki w maleńkie witrażyki. Miała dużo cierpliwości i odziedziczony po matce artystyczny zmysł. Daniela, której Bozia poskąpiła kreatywności w tej dziedzinie, ograniczała się do ozdobnego pakowania gotowych produktów i wystawiania ich w kiosku, gdzie szybko znajdowały nabywców.

– Dzisiaj robimy nowy projekt – oznajmiła poważnie Tosia, a siostry spojrzały na nią z zaciekawieniem. – Pani Julia uznała, że powinnyśmy zacząć wprowadzać serię biżuteryjną „Trzy Koty”. Od wczoraj męczy się z formą do tych kotów, ale chyba już ma gotową.

– Hmm, „Trzy Koty” pójdą jak woda – wtrącił się weterynarz, który uporał się właśnie ze swoim ciastem i najwyraźniej dumał na tym, czy nie poprosić o dokładkę.

– Powinnam tak nazwać jakiś deser – zamyśliła się Daniela. – Może lody? Albo trójkolorową leguminę?

– Legumina brzmi bardzo smakowicie – stwierdził doktor, zwalczywszy chęć sięgnięcia po następny kawałek smakołyku. – Ja zresztą zjem wszystko, co wyjdzie spod rąk pani Danieli, bez względu na nazwę.

– Gdybym była bohaterką romansu dostępnego w umiarkowanej cenie w kiosku, położyłabym rękę na sercu, spłoniłabym się i powiedziała: „Pochlebca”. – Daniela się roześmiała. – Ale ponieważ nie jestem, przyjmę to za dobrą wróżbę dla naszego interesu.

Doktor potaknął z uznaniem i poprosił o kolejny kryminał Agathy Christie, koniecznie z podtekstem – bo za „podteksty” uważał malownicze tytuły nadawane książkom przez autorkę.

Średnia z sióstr poszperała między półkami i przyniosła mu coś z wielce tajemniczą miną.

– Może ten?

– Morderstwo w Mezopotamii – odczytał weterynarz. – Rozumiem, że daje mi to pani ze względu na panujący u nas klimat? Oczywiście mam na myśli warunki atmosferyczne, nie aurę zbrodni. Bardzo mi się podoba. Muszę już niestety opuścić wasze przemiłe towarzystwo, bo na popołudnie mam zaplanowane wizyty.

Agata pomachała mu wesoło, a Daniela zabrała się do sprzątania ze stoliczków. Pora dnia wskazywała na to, że za chwilę zaczną się schodzić wycieczkowicze.

 

 

 

 

 

 

 

2.

 

 

 

 

Po południu średnia z sióstr zostawiła Agatę i pomagającą jej Monikę w sklepiku, a sama poszła na drobne zakupy. Jak zwykle brakowało jej różnych składników do ciast. Zaczęła się nawet zastanawiać, czy nie powinna sobie sprawić większego piekarnika i nie zamawiać produktów hurtowo.

– Cześć, Danielo – usłyszała niespodziewanie, mijając posiadłość Borkowskich. Wołał do niej brat Moniki, niezbyt sympatyczny młody człowiek, który na skutek wypadku, jaki miał w Stanach, poruszał się na wózku. Tak naprawdę nikt nie wiedział, co mu właściwie jest. Doktor Wilk był nawet przekonany, że Jakub po prostu histeryzuje i lubi terroryzować otoczenie swoją wyimaginowaną chorobą. Rozmawiali o tym niejeden raz.

– Czytała pani powieść Tajemniczy ogród? – spytał weterynarz pewnego dnia, pochłaniając kolejne ciastko z marmoladą.

– Tak, ale to jest książeczka dla nastolatek – zdumiała się Daniela.

– Nieważne, kto jest grupą docelową, istotne, że to mądra powieść. Powiedziałbym: życiowa. Opisano w niej kuzyna głównej bohaterki, chorowitego Colina Cravena. Biedny chłopak wmawiał sobie, że ma słaby kręgosłup, i z tego powodu całymi tygodniami gnił w łóżku. Dopiero rezolutna kuzynka uświadomiła mu, że kręgosłup ma, jak się patrzy, i wystarczy mu trochę ruchu, by nabrał ciała. Z naszym Kubusiem jest to samo. On się, pani Danielo, upaja swoim stanem. Dzięki temu może mieć pretensje do całego świata, a to kocha najbardziej.

Dziewczyna nie była przekonana, czy Jakub lubuje się chorobą, czy też naprawdę mu coś dolega. W każdym razie doktor miał rację – Borkowski nie szczędził okazji, by dać wszystkim do zrozumienia, jak bardzo jest niezadowolony z życia. Siostry nie przepadały za nim, choć bardzo lubiły Monikę, która u nich pracowała. Właśnie ze względu na nią Agata i Daniela starały się być miłe dla Jakuba i zakochanej w nim matki, Jadwigi Borkowskiej, prowadzącej sklepik z farbami w rynku. Określenie „miłe” należało rozumieć w ten sposób, że schodziły im z drogi i tym samym nie prowokowały żadnych spięć. Średnia z sióstr podjęła nawet kilkukrotnie heroiczny wysiłek nawiązania z Jakubem towarzyskiego kontaktu, ale rozmowa była trudna. Chłopak przechodził od zwykłej wymiany zdań do niepohamowanej krytyki i obrażania swego rozmówcy, doszła więc do wniosku, że po prostu nie musi tego znosić. „Pomyleni zawsze się zdarzają na tym najlepszym ze światów” – podsumowała w myślach i nie zaprzątała sobie tym głowy. Teraz więc, gdy zawołał do niej przez siatkę, była mocno zdziwiona. Zaraz potem zaniepokoiła się – ktoś taki jak Jakub mógł mieć wyłącznie pretensje. Mimo to zbliżyła się do ogrodzenia i skinęła głową.

– Cześć. Świetny mamy dzień, prawda? – rzuciła, uświadamiając sobie, że robi to z przekory, zanim chłopak otworzy usta i wypowie jakąś kąśliwą uwagę.

On spojrzał na nią dosyć nieprzytomnie.

– Tak, pogoda jest niezła, to prawda, ale ja w innej sprawie… Kiedy przyjdziecie zobaczyć projekt? Mówiłem już tej mojej durnej siostrze, żeby was przyprowadziła, ale do niej nic nie dociera. A może was to nie obchodzi?

Projekt. W połowie sierpnia miała się odbyć wystawa obrazów Ady Bielskiej. Agata zgodziła się wypożyczyć dzieła i pomóc w organizacji wernisażu w ogrodzie domu kultury. Urzędnicy z województwa sypnęli groszem i wystawie miał towarzyszyć luksusowy kolorowy album oraz strona internetowa z wirtualną galerią. Właśnie tę stronę miał zaprojektować Jakub. Siostry zgodziły się na to między innymi w imię dobrych stosunków z Moniką i jej matką. Nie wiedziały jednak, że prace postępują. Wręcz przeciwnie, miały wrażenie, że Jakub kompletnie przestał się interesować zleceniem. Takie sytuacje też się zdarzały – Borkowski zapadał się w sobie i nie reagował na bodźce. Było to dosyć uciążliwe, ale jak widać – nie miało miejsca tym razem. Dlaczego Monika nie powiedziała im o gotowym projekcie? Nieważne. Daniela nie chciała demaskować koleżanki, więc tylko zapytała z zaciekawieniem:

– Zrobiłeś już coś? Widziałam twoją stronę dla kliniki Wilka, jest świetna.

Na twarzy Jakuba nie odmalowała się żadna reakcja, jakby go to kompletnie nie dotyczyło.

– Masz teraz chwilę? Mogę ci pokazać, powiesz siostrze – rzucił i nie czekając na jej odpowiedź, podjechał na swoim wózku do furtki, by otworzyć. Wobec takiego rozwoju sytuacji Danieli nie pozostało nic innego, jak wejść do środka. W milczeniu poszła za nim w kierunku ogrodowego stolika. Gościły tu jakiś czas temu na popołudniowej herbatce, która zakończyła się niemiłym zgrzytem, utarczką słowną pomiędzy nią a Jakubem. Daniela już prawie zapomniała, jak tu było pięknie. Pani Jadwiga Borkowska miała dobrą rękę do kwiatów. Ogród wyglądał po prostu bajkowo, a najcudowniej kwitły wielkie purpurowe róże, roztaczające absolutnie niesamowity zapach.

– Przyjemne miejsce do pracy – zauważyła, siadając w wygodnym wiklinowym fotelu. Jakub wzruszył ramionami.

– Może dla ciebie. Ja nie lubię tych mdlących zapachów. Duszą mnie i rozpraszają. – Wyjął z półki pod stolikiem laptopa i uruchomił go. – To wstępny projekt waszej strony. Zobacz, czy będzie wam to odpowiadało. – Słowa te wypowiedział tonem, w którym brzmiało wyraźne ostrzeżenie, że jeżeli coś się im ośmieli nie podobać, będą miały poważne kłopoty. Daniela przygryzła wargi i zaczekała, aż projekt się wczyta.

Strona była piękna. Świadczyła o tym, że Jakub miał nie tylko duże umiejętności, lecz także talent. Tło stanowiło starannie wystylizowane zdjęcie ich domu, zrobione najwyraźniej od strony pól, bo widać było na nim przeszkoloną dobudówkę, która mieściła pracownię Ady. Fotografia wyglądała jak olejny obraz w stylu samej Bielskiej. W galerii były zaledwie cztery reprodukcje płócien artystki – Daniela od razu poznała w nich wizerunki bzów, zdobiące ściany kiosku.

– Zrobiłem zdjęcia, kiedy organizowałyście przyjęcie w ogrodzie – wyjaśnił Jakub. – Obrazy stały przy płocie, twoja siostra przenosiła je do domu.

Dziewczyna skinęła głową na znak, że sobie przypomina. W zamieszaniu towarzyszącym transportowaniu towarów ze sklepiku, który miał zostać poddany remontowi, Agata wyniosła co prawda troskliwie płótna, ale na chwilę zapomniała o nich, oparłszy je o krzesło w ogrodzie. Na szczęście nikt ich nie zniszczył. Jak jednak Jakub, poruszający się wyłącznie na wózku, zrobił zdjęcie domu od strony lasu? Ciężko było znaleźć odpowiedź na to pytanie, choć Daniela dopuszczała możliwość, że gdzieś za Willą Julia jest bita dróżka, którą może przejechać taki pojazd.

On tymczasem pokazywał jej działy i podstrony. Serwis wymagał jeszcze wielu starań, przede wszystkim sfotografowania prac malarskich i dodania tekstów, ale sam pomysł był doskonały.

– Bardzo wysmakowane – stwierdziła dziewczyna, której naprawdę przypadły do gustu zdjęcia, grafika i kroje czcionek.

Borkowski wyglądał na usatysfakcjonowanego.

– Najważniejsza będzie wirtualna galeria. Zobaczysz, jak to zrobię. Będzie się miało złudzenie, że się ogląda wystawę w waszym ogrodzie. Muszę jednak wszystko sfotografować. Pomożesz mi? – zapytał znienacka, a Daniela się przelękła.

– Jak? Ja nie umiem w ogóle robić zdjęć. No, może tylko telefonem.

– To nie są zdjęcia, tylko fotki – skrzywił się chłopak. – Nie musisz umieć fotografować. Chodzi o to, żebyś mi pomogła przy sprzęcie i ustawieniach planu. Nie pytam, czy masz na to czas, bo to w końcu w waszym interesie, żeby strona była dobra.

Daniela się rozzłościła. Jakub miał niezwykły dar wyprowadzania jej z równowagi swoją obcesowością i arogancją. Oczywiście mógł mu w tych czynnościach pomagać ktokolwiek, choćby jakiś pracownik domu kultury odpowiadający za całą wystawę, i Borkowski doskonale o tym wiedział. Postanowiła nie dać się sprowokować.

– Dobrze, mogę to zrobić. Oczywiście wtedy, kiedy nie będę potrzebna w kiosku – dodała szybko, a on wzruszył ramionami.

– W kiosku i tak pracuje Monika. Nie wiem, co ty tam jeszcze masz do roboty.

Daniela miała już na końcu języka, że przecież od niej zależy całe zaopatrzenie herbaciarni w ciastka i przekąski, ale się powstrzymała. Jakub zdecydowanie testował jej wytrzymałość, dążąc do starcia, które sprawiłoby mu przyjemność i ubarwiło to nudne popołudnie. Był wstrętny, nie da się ukryć.

„Czekają mnie przemiłe chwile” – pomyślała z przekąsem Daniela, ale powiedziała zupełnie coś innego:

– Widzę, że się świetnie na tym znasz. – Wskazała ruchem głowy na laptop, a on, nie wiadomo dlaczego, obraził się i go zamknął.

– To chyba oczywiste – warknął nieprzyjemnie.

– Studiowałeś informatykę? – indagowała, a chłopak był coraz bardziej rozdrażniony.

– Słuchaj, jeśli podważasz moje kompetencje, to powiedz to otwarcie. Nie podobają mi się takie amatorskie śledztwa w wykonaniu… – zawiesił głos, jakby zastanawiając się nad jakąś wyszukaną inwektywą.

– No w czyim wykonaniu? – Daniela nie wytrzymała. – Może „głupich dziuniek” albo „kioskarek”, a może „kucharek”, bo w końcu piekę ciasta i robię kanapki dla herbaciarni. Może „grubasek”, bo już kiedyś byłeś tak miły skomentować mój wygląd…

– Nie jesteś wcale gruba – mruknął Jakub, jakby wytrąciła mu z ręki broń. – Gadasz tak, bo chcesz, żebym zaprzeczał. Typowa kobieca manipulacja.

– Wiesz co? Jesteś pomylony – stwierdziła Daniela, wstając od stołu. – Nie mam pojęcia, jak my się dogadamy podczas tej współpracy.

– Siadaj, proszę – rzucił niespodziewanie pojednawczo. – Nie wyobrażam sobie nikogo innego w tej roli.

Daniela spojrzała na niego ze zdumieniem. Stanowczo był stuknięty, nie było co do tego żadnych wątpliwości.

– Ty chyba żartujesz. Jeśli chcesz, żebyśmy się jakoś porozumieli, to musisz raz na zawsze z tym skończyć.

– To znaczy z czym?

– Z tymi fochami. Próbami zdenerwowania mnie i wyprowadzenia z równowagi. Ja, kochany, mam nerwy i nie cierpię, jak mi ktoś na nich gra. Zasadniczo jestem bardzo spokojna, ale jak spotykam taką, za przeproszeniem, mendę jak ty, to od razu tracę cierpliwość. Musisz się więc postarać, jeśli oczekujesz ode mnie pomocy.

– Dobra. Ale coś za coś. Ja spróbuję nie urazić twej wątpliwej wrażliwości – łypnął na nią okiem, ale nie zareagowała – ale ty nie będziesz wtykała nosa w nie swoje sprawy i wypytywała mnie o moją przeszłość ani chorobę. Nie lubię tego.

– Właśnie zauważyłam. Kąsasz jak pies. A ja nie miałam niczego złego na myśli, po prostu doszłam do wniosku, że jeśli jesteś informatykiem, to mógłbyś mi pomóc, a właściwie Agacie.

– Pomóc twojej siostrze? – zdziwił się. – Chodzi wam o jeszcze jakąś stronę? Może tej waszej herbaciarni? Jeżeli tak, to nie rozumiem, czemu owijasz w bawełnę, możesz mi powiedzieć wprost.

Daniela pokręciła głową.

– To dyskretna sprawa. Nie wiem, czy mogę ci zaufać – wyznała otwarcie, a on niespodziewanie się roześmiał, chyba pierwszy raz, odkąd tu przyszła. Śmiech miał wesoły i sympatyczny, zupełnie niepasujący do tak odstręczającej osobowości.

– Rozumiem, żem człek niegodny, ale zaryzykuj. Wśród mych wielorakich i kosmicznych wad nie ma plotkarstwa. Nie jestem zdrajcą – wymówił to z takim naciskiem, że Daniela spojrzała na niego uważnie. Milczała jednak.

– W Ameryce pracowałem jako tester zabezpieczeń bankowych, jeżeli wiesz, o co chodzi – dodał po chwili, spoglądając na nią spod oka.

– Wiem. Byłeś hakerem, tylko takim legalnym. – Wyglądała na zdumioną, gdy to mówiła, a on skinął głową.

– Tak. I dosyć na ten temat, OK? Pasują ci te kwalifikacje?

– W pełni. Tylko musisz milczeć jak grób, bo siostra by mi głowę urwała, gdyby się dowiedziała, że z tobą o tym gadam.

– Słusznie. Tego byśmy nie chcieli, skoro masz mi pomagać w pracy nad stroną – zauważył Jakub, a Danieli wydawało się, że mówił to o wiele sympatyczniejszym tonem niż zwykle.

– Zdradzam ci teraz ogromną tajemnicę Agaty. Ona szuka ojca Tosi. Nie mamy pojęcia, kto nim jest, bo Ada starannie zatarła wszystkie ślady. Mnie się to zdecydowanie nie podoba, bo uważam, że Ada miała w tym cel i trzeba uszanować jej wolę, ale moja siostra jest innego zdania…

– Agata ma rację – stwierdził Jakub autorytarnie. – Zresztą od początku wyglądała mi na bardziej rozsądną i mniej emocjonalną niż ty.

– Wielkie dzięki za miłe słowa. Nie dam się sprowokować do głupiej wymiany złośliwości z tobą, choć też mogłabym wiele powiedzieć o tym, na kogo ty wyglądasz. Ja w dalszym ciągu uważam, że to śledztwo jest pozbawione sensu.

– Dlaczego? Tosia ma prawo wiedzieć, kto jest jej ojcem, a pomijając już wszystko, ojciec także powinien się nią zainteresować. Choćby płacić na nią alimenty.

– A nie bierzesz pod uwagę tego, że on mógł się po prostu Tosi wyrzec, a Ada uniosła się honorem i nie chciała go znać?

– Oczywiście. Tylko że to była sprawa pani Ady, a ona już niestety nie żyje. Agata i Tosia mogą mieć inne priorytety i dobrze, że je mają. Gdybym ja miał dziecko, nigdy bym się go nie wyrzekł. To byłaby dla mnie najważniejsza osoba na świecie. W ogóle sobie nie mogę tego wyobrazić, że nie miałbym z moim dzieckiem kontaktu. Obawiam się nawet, że może pani Ada ukrywała przed ojcem Tosi fakt, że dziewczynka się urodziła. Może tak być, prawda? Tutaj od lat ludzie o tym gadają i nie wiedzą dokumentnie nic, nawet ta Eliza z urzędu, a ona zna wszystkie plotki, jakie pojawią się tu i w sąsiednich miasteczkach.

– Myślę, że on wie o Tosi. Właśnie z tym do ciebie przychodzę. I to jest ten sekret. Agata odkryła, że ktoś pomagał Tosi i Adzie finansowo. Przelewy przychodziły regularnie z konta jakiejś firmy, której nie mogłyśmy zidentyfikować. W internecie nie ma o niej żadnej wzmianki. Moja siostra dowiedziała się jeszcze, że prawdopodobny ojciec Tosi towarzyszył Adzie na wernisażu jej jedynej wystawy w Krakowie wiele lat temu i chyba ma na imię Sławek. Poza tym nic. Czy ty mógłbyś sprawdzić tę firmę? Są takie możliwości?

Wydął wargi.

– Oczywiście, że są sposoby. Podaj mi nazwę tej firmy, zrobię, co będę mógł.

– „Business 4 Art”. – Daniela zapisała mu ją na kartce wyjętej z torebki. – Tylko błagam, buzia na kłódkę, bo Agata mnie ukatrupi.

– Przestań to w kółko powtarzać, bo się przyzwyczaję do tej myśli i zacznę z utęsknieniem wyczekiwać chwili, gdy siostra się ciebie pozbędzie – rzucił z niespodziewanym humorem.

Spojrzała na niego nieprzyjaźnie. Wyglądała na rozzłoszczoną.

– Zobaczę, co da się zrobić, nie martw się – dodał pojednawczo, a ona wstała. Odprowadził ją do furtki, jadąc na swoim wózku.

– No to do zobaczenia wkrótce. Zapytaj Agatę, kiedy będziemy mogli zacząć fotografować obrazy – powiedział na pożegnanie, a ona uświadomiła sobie, że właśnie została asystentką najbardziej denerwującej i nieprzyjemnej osoby w miasteczku.

 

 

 

 

 

 

 

3.

 

 

 

 

Przedpołudniowa fala klientów opadła i Agata Niemirska usiadła przy jednym ze stolików, by chwilę odpocząć. Na szklanym blacie były smugi, więc w pierwszym odruchu zamierzała się zerwać i pobiec po szmatkę, ale zrezygnowała. To naprawdę mogło poczekać.

Odkąd prowadziła ten sklepik, zrobiła się niezwykle uważna i skrupulatna. To znaczy nigdy wcześniej nie zaniedbywała swoich obowiązków, ale teraz prowadziła wszystko wręcz perfekcyjnie. Ślady na stoliku wciąż drażniły ją, nie pozwalając zebrać myśli, wstała więc z westchnieniem, a wtedy pod herbaciarnię podjechał duży i wysłużony samochód terenowy. Dziewczyna od razu poznała, że należy do Piotra Koleckiego, właściciela tutejszej firmy turystycznej, zajmującej się organizowaniem pieszych wycieczek z przewodnikiem i innych atrakcji.

– Cześć! – zawołała, a on wesoło pomachał do niej z samochodu.

– Przywiozłem ci te drewniane czółna – wyjaśnił i zaczął zdejmować z bagażnika długie elementy flisackiej tratwy, takiej, jaką odbywał się zazwyczaj spływ Bystrą.

– Tratwa? – Agata się zdziwiła. – Mam się zająć flisactwem? Myślisz, że to dobry fach dla mnie?

– Tylko jeśli umiesz dobrze opowiadać sprośne dowcipy i anegdotki z życia w górach.

– No to po co mi one?

– Kinga wspomniała mi, że potrzebujesz dekoracji do ogródka. W takich czółnach można zasadzić kwiaty, ślicznie to wygląda. Akurat jedna tratwa się rozpadła i były cztery czółna do wzięcia. Od razu pomyślałem, że ci się przydadzą. Zapytaj panią Julię, co tu można posadzić, bo ona się świetnie na tym zna, a ja ci przywiozę sadzonki z targu w Cieplicach, tam mają ogrodnictwo raz w tygodniu, w czwartki.

Pokiwała głową. Była wzruszona, że o niej pomyślał. Tak, to prawda, Kinga, jego siostra, mówiła kiedyś o tych drewnianych elementach wykorzystywanych jako pojemniki na kwiaty. Był to niezły pomysł. Pod płotem brakowało kolorowego akcentu, by sklepowy ogródek stał się naprawdę przytulny. Podziękowała więc i wskazała mu to właśnie miejsce jako docelowe dla czółen.

– Co słychać? – zapytała. – Jak idą interesy?

– Bajecznie. Powinienem oczywiście narzekać jak wszyscy, ale naprawdę tegoroczne lato jest rekordowe. Chyba nigdy nie mieliśmy tylu turystów i osób chętnych na wycieczki. Musiałem zatrudnić dodatkowych przewodników, bo nie nadążam z wykonywaniem wszystkich zleceń. Oby więcej takich szczęśliwych tygodni. A u was?

Agata musiała przyznać, że herbaciarnia „3 Siostry i 3 Koty” to był strzał w dziesiątkę. Przede wszystkim miały znakomitą lokalizację. Nie tylko dlatego, że lokal znajdował się przy trasie turystycznej na Lisią Górę, lecz także z tego powodu, że właśnie obok Willi Julia zaczynała się ścieżka prowadząca na miejską plażę nad Bystrą. Niemirska nie zdawała sobie sprawy, ile osób chętnie zaopatrywało się w lemoniadę i przekąski przed wyjściem na słońce. Popularnością cieszyły się też kolorowe czasopisma i książki sprzedawane w sklepiku. Po południu, gdy w pensjonatach zaczynał się czas odpoczynku, chętnie schodzono się do „3 Sióstr i 3 Kotów” na kawę i deser. Zwykle wtedy w ogródku pojawiały się trzy prześliczne kociaki właścicielek, co było dodatkowym magnesem, bo każdy chciał się sfotografować z Bellą, Kociem i Sylwkiem, a one łaskawie się na to godziły, świadome swej ważnej roli w całym tym kawiarnianym biznesie.

Tak, naprawdę nie było na co narzekać. Agata miała wrażenie, że w lipcu kawiarnia wreszcie wyjdzie na plus, nawet mimo inwestycji, które musiały poczynić.

Pożegnała Piotra, a potem wreszcie przetarła blat stolika.

– Możesz iść do domu, ja chętnie sama posiedzę – odezwała się do niej Monika, która pracowała już prawie na pełen etat, tylu było klientów. Agata skinęła głową, bo chciała zobaczyć, co robią siostry.

Danieli wciąż nie było, ale Tosię znalazła w pracowni ceramicznej Ady. Niewielki budynek mieścił się w podwórku, a otwarte drzwi zachęcały, by wejść do środka.

– Pani Julia zrobiła już inauguracyjną partię „Trzech Kotów” – zawołała z entuzjazmem Tosia, gdy starsza siostra weszła do warsztatu. W istocie, pani Kovács właśnie wyjmowała z pieca pierwsze wypalone figurki, które miały posłużyć do robienia biżuterii.

– Proszę bardzo – zaprezentowała niezwykle zadowolona, a Agata pochyliła się nad drobiazgami. Kotki były bardzo zgrabne i w wielu różnych rozmiarach. Mogły służyć jako elementy wisiorków, broszek i spinek. Cieszyły oko sympatycznymi kształtami i wesołymi pozami.

– Trzeba je będzie pomalować, a potem dokupić rzemyki i voilà. Mamy kolejny produkt do sklepiku – podsumowała Węgierka z prawdziwą dumą. Agata pokiwała głową z podziwem.

– Ma pani wielki talent, naprawdę. Nie miałam pojęcia, że tak się pani zna na technologii ceramicznej.

– O tyle o ile. Jak trzeba, to na wszystkim się znam. Kiedy pracowałam jako pielęgniarka w Afryce, nauczyłam się takich rzeczy, że szkoda gadać. Umiem nawet wyplatać ubrania z trawy, w każdym razie buty. Garnki z gliny także lepiłam, tylko wypalano je inaczej. I naczynia z tykwy umiem zrobić, i właściwie co tylko chcesz. Taka jestem samodzielna.

Agata odpowiedziała jej uśmiechem, gdyż ani przez chwilę nie wątpiła w rozliczne talenty sąsiadki.

– Pójdę zrobić obiad – oznajmiła.

– A to Daniela jeszcze nie wróciła? – zdziwiła się Julia. – Ciekawe, gdzie ją poniosło, miała iść tylko na targ. Mam nadzieję, że szybko się pojawi, bo dzisiaj po południu miałyśmy zacząć nasze lekcje węgierskiego. Mówiła, że chce się uczyć.

Daniela od dawna marzyła, żeby poznać ten język. Uważała, że znajomość trudnej mowy będzie jej procentowała podczas starań o posadę w instytucjach unijnych. Agata miała nadzieję, że siostra długo się będzie uczyć węgierskiego, bo nie chciała jej stracić. Z jednej strony leżała jej na sercu kariera i przyszłość Danieli, a z drugiej – bez niej tutaj, w Zmysłowie, nie byłoby już tak samo.

Gdy weszła do kuchni, siostra już tam była i z rozmachem przestawiała garnki.

– Będzie sałatka z fasolki, nic innego nie przychodzi mi do głowy – zaznaczyła z wyraźną złością.

– Co się stało? – Agata nie rozumiała.

– Jakub mnie zaczepił, gdy szłam na targ. On chce zacząć fotografować obrazy Ady do wirtualnej galerii na stronie.

– O, nie wiedziałam, że prace są już tak zaawansowane – zdumiała się starsza siostra. – Nic mi nie mówili w domu kultury.

– Strona jest bardzo ładna, elegancka i wysmakowana, na pewno ci się spodoba – rzuciła gniewnie Daniela.

– No więc w czym problem? – Agata wciąż nie pojmowała zdenerwowania siostry.

– Bo on sobie ubzdurał, że będę mu pomagała w robieniu tych zdjęć. Sam nie da rady i wykoncypował sobie, że będę mu ustawiała plan i robiła za asystentkę.

– To przecież świetny pomysł! Te zdjęcia musi zrobić u nas, bo ja nikomu nie powierzę obrazów mamy. Dobrze więc, żeby czuwał nad tym ktoś z naszej rodziny. – Agata wyjaśniała cierpliwie. Daniela popatrzyła na nią i trochę się uspokoiła. Doszła do wniosku, że siostra może mieć rację – naprawdę nie potrzeba, żeby ktoś obcy kręcił się im po domu.

– Zdjęcia mają być robione w ogrodzie – podsunęła ostrożnie, a Agata kiwnęła głową.

– Tak, to był nawet mój pomysł. Myślę, że będą ładnie się prezentować w naturalnym oświetleniu i przy takiej pogodzie wyjdą świetne. Chciałabym, żeby ten pokaz miał charakter i ukazywał magię naszego domu.

Willa Julia była uroczym miejscem. Niewielki kamienny budynek, opleciony bluszczem i wiciokrzewem sprawiał nieco sentymentalne wrażenie i podobał się właściwie wszystkim. Z jednej strony ozdabiał go śliczny ogródek z kwiatami posadzonymi ręką Julii, a z drugiej rozległy sad ze starannie przystrzyżoną trawą i uprawami warzyw. Dom miał niepowtarzalną atmosferę i czar, których nie spotykało się często. Nie bez powodu siostry co chwilę otrzymywały pytania o możliwość wynajęcia tego miejsca na lato. Odmawiały, bo nie miały wolnych pokoi.

Na parterze mieściła się spora kuchnia połączona z jadalnią i salonem oraz niewielki pokoik Danieli, przerobiony z dawnego składziku. Na poddaszu lokum miały Tosia i Agata, która zajęła dawny pokój matki; znajdowała się tam jeszcze tylko pracownia malarska z dużymi przeszklonymi powierzchniami: dachem i jedną ze ścian. Obszerna, lecz bardzo gorąca latem. Domek był właściwie za mały dla nich trzech, ale jakoś sobie radziły i nie wyobrażały sobie tego, że mogłyby mieszkać gdzie indziej. Cały parter pachniał cynamonem i innymi przyprawami, które Daniela dodawała do ciastek pieczonych teraz praktycznie na okrągło z powodu wielkiego zainteresowania. Konfitury z wiśni, malin i pierwszych porzeczek już pojawiały się na stole, stanowiąc dodatek do kruchych gwiazdek i rogalików. Agata nauczyła się robić wspaniałe, orzeźwiające herbaty z melisą, cytryną, miętą i kawałeczkami imbiru. Wszystko w tym domku mieniło się kolorami i eksplodowało czarownymi zapachami. Było to królestwo trzech sióstr i ich trzech puszystych kociąt. Nie zamieniłyby się z nikim na żadne pałace.

Odezwał się dzwonek przy furtce i dziewczyna wyjrzała przez okno. Był to listonosz na rowerze.

– Pismo z sądu. Musi pani pokwitować – wyjaśnił, gdy podbiegła do bramki. Podpisała i nerwowo rozdarła kopertę. Było to zawiadomienie o rozprawie spadkowej. Istotnie, koleżanka Filipa, prawniczka, działała bardzo szybko. Agata wyjęła telefon i zadzwoniła do niej. Marta Złotowicz, bo tak nazywała się radczyni, wiedziała już o wszystkim.

– Znakomicie, pani Agato. Wszystko zmierza do szczęśliwego zakończenia. Myślę, że w tym samym czasie załatwimy również sprawę ustanowienia opieki nad pani siostrą. Proszę się nie martwić, w najbliższych dniach wszystko zostanie pozytywnie sfinalizowane.

Niemirska podziękowała jej serdecznie i odetchnęła z ulgą. Uporządkowanie ogółu spraw trochę trwało, to prawda, ale Złotowicz i tak zrobiła, co mogła, żeby maksymalnie przyspieszyć rozprawę w sądzie. Agata była szczęśliwa, że wkrótce zostaną uregulowane kwestie prawne. Spędzało jej to sen z powiek, nie lubiła pozostawać w stanie zawieszenia.

– Co się dzieje? – zapytała Daniela, która właśnie skończyła sprzątać kuchnię i wybierała się do herbaciarni. Od pewnego czasu uwijała się tam już Monika, ale przyszła pora, by jej pomóc, bo grupki amatorów słońca zaczynały już powoli wracać znad rzeki; skwar był niemiłosierny.

– Wszystko dobrze – uspokoiła ją Agata. – Będę musiała za tydzień jechać do Krakowa na rozprawę spadkową. Prawniczka wszystko załatwiła.

– Wspaniale – siostra się ucieszyła. – Wreszcie będziesz miała to z głowy. Idę do kiosku pomóc Monice.

Najstarsza z dziewcząt pomyślała, że wszystko układa się znakomicie. Za kilka dni sprawy urzędowe zostaną uporządkowane i będzie mogła o tym zapomnieć. Z przyjemnością odkreśli załatwione rzeczy na swojej liście.

– Agata Niemirska? – usłyszała naraz od furtki i musiała zmrużyć oczy, bo słońce stało już wysoko i oślepiało ją, uniemożliwiając rozpoznanie osoby.

Podeszła bliżej i zobaczyła dziewczynę, której zupełnie nie znała. Była wysoka i szczupła, miała czarne włosy obcięte w sposób charakterystyczny dla gwiazd niemego kina, zwłaszcza dla Poli Negri – prostą grzywkę i uczesanie sięgające uszu. Agata miała wrażenie, że skądś ją zna, ale nie mogła sobie przypomnieć skąd.

– Jestem Magda Smagowska, szukam Filipa.

Niemirska patrzyła na byłą (a może i obecną?) dziewczynę Filipa i nie mogła wydobyć z siebie słowa. Po prostu nie była w stanie uwierzyć, że po tej okropnej rozmowie sprzed paru dni – pełnej żalów i pretensji – Magda zjawiła się tutaj i w dodatku wyglądała na bardzo zniecierpliwioną.

– Nie jesteś zbyt grzeczna – oceniła Smagowska obcesowo i bezpośrednio. – Nie zamierzasz się do mnie odezwać?

– Przepraszam. Trochę mnie zaskoczyłaś swoją wizytą. – Agata także nie zamierzała bawić się w konwenanse i skoro Magda zwracała się do niej po imieniu, ona również postanowiła robić tak samo.

Magda wydęła wargi i przyglądała się gospodyni spod oka, gdy ta podeszła, by otworzyć furtkę.

– Ładny domek – oceniła, wchodząc do kuchni połączonej z salonem. – Trochę może zbyt staromodny i za bardzo w wiejskim stylu jak dla mnie, ale zupełnie przyjemny.

– Filipa tutaj nie ma, niepotrzebnie się fatygowałaś – wyjaśniła Agata, sięgając po kubki, by zaparzyć herbatę.

– Piję tylko zieloną herbatę – oświadczyła Magda, obserwując jej ruchy. Niemirska uśmiechnęła się do siebie. Ta dziewczyna wydawała się skaraniem boskim. Co najlepsze, najwyraźniej nie zdawała sobie sprawy z tego, że wypowiedziała zaledwie kilka zdań i już sprawiła odpychające wrażenie.

– Nie wiem, czy mamy zieloną – przekornie odpowiedziała gospodyni, choć wiedziała, że taka herbata była jednym z elementów diety Danieli.

– To w takim razie woda. Tylko żeby była lekko zmineralizowana, bo nie lubię gazowanej. Bardzo mi szkodzi.

Właścicielka herbaciarni stłumiła parsknięcie śmiechem, bo wyobraziła sobie, jak Magda puszcza bąbelki nosem, i sięgnęła po opakowanie zielonej herbaty.

Po chwili odwróciła się do gościa, podając parujący kubek.

– Tak jak już mówiłam przed chwilą, nie mam pojęcia, gdzie jest Filip. Nie rozmawialiśmy ze sobą od dawna.

– To znaczy ty nie chciałaś z nim rozmawiać – przerwała Magda. – On dzwonił wielokrotnie, ale odrzucałaś rozmowę.

Agata się zdumiała. Skąd ona jest tak dobrze poinformowana? Czyżby Filip i z tego jej się zwierzał? Poczuła do byłego chłopaka jeszcze większą urazę, wręcz obrzydzenie. Zaczęła się zastanawiać, co on właściwie naopowiadał tej dziewczynie, że zdecydowała się przyjechać aż tutaj?

Doskonale widziała, jak jej związek się psuje. Powoli następowała erozja, stawali się sobie obcy. Filip nie akceptował decyzji Agaty o pozostaniu w Zmysłowie, uważał, że powinna sprzedać lub wynająć Willę Julia, a sama zadbać o swoje sprawy zawodowe w Krakowie. Niemirska nie podzielała jego zdania. Uważała, że nie wszystko kręci się wokół działu handlowego, nawet w dużej firmie, są też inne ważne rzeczy w życiu. Takie jak ten uroczy domek i szczęście młodszej siostry, Tosi.

Tutaj, w Zmysłowie, było jej po prostu dobrze, czego Filip nie potrafił lub nie chciał zrozumieć. No i w dodatku ta Magda. Oszukiwał Agatę od tak długiego czasu, że budziło to w niej wstręt i sprzeciw. Teraz rozumiała, że Filip jej nie kochał (jeśli w ogóle coś do niej czuł). Ale przecież mógł to z nią załatwić w inny sposób. Chowanie się za Magdą było dziecinne i niepoważne.

Tymczasem Smagowska popijała herbatę i przyglądała się jej uważnie, jakby chciała przeniknąć myśli Agaty.

– Zrozum, nie chciałam z nim rozmawiać, bo zachował się jak dzieciak. Zamiast mi powiedzieć, że między nami wszystko skończone, posłużył się tobą – wypaliła wreszcie.

Magdalena z rozmachem odstawiła kubek.

– Musiałam wziąć sprawy w swoje ręce. Filip jest taki wrażliwy. Mówił mi, że jesteś niezbyt zrównoważona, bo straciłaś matkę, a to może się odbić na twoim zdrowiu.

Niemirska patrzyła na nią osłupiała. Niewiarygodne, jak ten facet potrafił kłamać!

– Pewnie nie zdajesz sobie z tego sprawy, ale mnie Filip mówił, że musi ci pomagać, bo masz depresję spowodowaną brakiem pracy i trudnościami z ułożeniem sobie życia po powrocie z zagranicy.

Teraz to Magda zaczęła się jej przypatrywać pełnym niedowierzania wzrokiem.

– Chyba żartujesz – odezwała się wreszcie. – Ja i depresja? Wykluczone. Jestem zupełnie zdrowa psychicznie. Nigdy nie miałam żadnych problemów ze sobą, a w dodatku pracę mam świetną. Musiało ci się coś pomylić.

– Nic mi się nie pomyliło. Lepiej, żebyś przyjęła do wiadomości, że Filip to krętacz i manipulant.

– Niczego nie rozumiesz… – zaczęła Magda, ale gospodyni przerwała jej ruchem ręki.

– To ty nic nie pojmujesz. Filip od jakiegoś czasu oszukiwał nas obie. I o ile mnie to już jest zupełnie obojętne, bo skreśliłam go za te kłamstwa i tchórzostwo, o tyle ty najwyraźniej nie możesz się z tym pogodzić. Trudno. To nie jest już moja sprawa. Oświadczam ci tylko, że jego tu nie ma i nigdy nie było, bo nie chciał mnie nawet odwiedzić. Podejrzewam, że w ogóle nie wie, jak wygląda mój dom.

– To niemożliwe – szepnęła Magda i właścicielka herbaciarni przez moment łudziła się, że może do dziewczyny Filipa dotarła nieprzyjemna prawda, ale nie, bo znowu zaczęła atakować.

– Nie wierzę ci, robisz to, żeby mnie z nim skłócić. Przypuszczałam, że tak będzie.

Agata westchnęła. Pewnych rzeczy nie da się wyjaśnić, a uświadomienie zaślepionym ludziom, że żyją urojeniami, jest naprawdę syzyfową pracą.

– Dzwoniłaś do pracy? Może tam jest?

Odwiedzająca popatrzyła na nią z politowaniem.

– Oczywiście. Nawet tam pojechałam, ale nie chcieli mnie wpuścić do biura. Ponoć Filipa w firmie nie ma, wyjechał, ale nie powiedzieli mi dokąd. Od razu pomyślałam o tobie, że może tutaj przyjechał, coś ci wytłumaczyć. Tak jak wspominałam, bał się o twoje zdrowie.

– Niepotrzebnie, o ile w ogóle tak było. To nałogowy łgarz i tchórz, jakich mało. Nie chciałabym mieć z nim nic wspólnego, nawet gdyby tu przyjechał. Ale go tu nie ma, więc musisz go szukać gdzie indziej. Moim zdaniem nawet się nie ruszył z Krakowa, pewnie chowa się przed tobą, licząc, że sprawy same się wyjaśnią. To bardzo w jego stylu.

Magda nie wyglądała na przekonaną, raczej na zniecierpliwioną i wściekłą.

– Może i nie przyjechał do ciebie, ale jestem przekonana, że się tutaj pojawi. Będę na niego czekała.

Agata popatrzyła na nią przerażonym wzrokiem. Naprawdę zamierzała zostać w Zmysłowie i wypatrywać swego chłopaka? To już nie było tylko głupie, to po prostu był jakiś obłęd, kompletne szaleństwo!

 

 

Ciąg dalszy w wersji pełnej

 

 

 

Copyright © by Agnieszka Krawczyk, 2015

Copyright © by Wydawnictwo FILIA, 2016

 

Wszelkie prawa zastrzeżone

 

Żaden z fragmentów tej książki nie może być publikowany w jakiejkolwiek formie bez wcześniejszej pisemnej zgody Wydawcy. Dotyczy to także fotokopii i mikrofilmów oraz rozpowszechniania za pośrednictwem nośników elektronicznych.

 

Wydanie II, Poznań 2022

 

Zdjęcia na okładce: © Maya Kruchankova/Shutterstock

 

Redakcja: Katarzyna Wojtas

Skład, łamanie i korekta: „DARKHART”

 

Konwersja publikacji do wersji elektronicznej:

„DARKHART”

Dariusz Nowacki

[email protected]

 

 

eISBN: 978-83-8280-194-1

 

 

Wydawnictwo FILIA

ul. Kleeberga 2

61-615 Poznań

wydawnictwofilia.pl

[email protected]

 

Wszelkie podobieństwo do prawdziwych postaci i zdarzeń jest przypadkowe.