Uzyskaj dostęp do tej i ponad 250000 książek od 14,99 zł miesięcznie
„Zmierzch amerykańskiego stulecia” to pasjonująca podróż przez kulisy upadku dotychczasowego ładu światowego. Co się dzieje, gdy hegemon przestaje być liderem? Kiedy imperium, które przez dekady rozdawało karty, zaczyna się chwiać pod ciężarem własnych sprzeczności?
Ten wciągający i głęboko refleksyjny esej publicystyczny analizuje nie tylko wewnętrzne pęknięcia Stanów Zjednoczonych – polaryzację społeczną, kryzys demokracji, nierówności i wypalenie moralne – ale również rosnące napięcia globalne: wzrost potęgi Chin, wojny zastępcze, słabość instytucji międzynarodowych i dryf cywilizacyjny.
Zamiast zalewać czytelnika liczbami, autor proponuje spójną, logiczną analizę przemian – opartą na faktach, cytatach i głębokim namyśle nad światem, który być może na naszych oczach traci kompas. Czy Chiny przejmą rolę USA? A może świat wejdzie w erę rozproszonego przywództwa – bez imperium, ale też bez planu?
To książka dla tych, którzy chcą zrozumieć ducha czasów, a nie tylko gonić za nagłówkami. Od Waszyngtonu po Pekin, od Bagdadu po Brukselę – świat się zmienia. Czy jesteśmy na to gotowi?
Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:
Liczba stron: 78
Rok wydania: 2025
Odsłuch ebooka (TTS) dostepny w abonamencie „ebooki+audiobooki bez limitu” w aplikacjach Legimi na:
Zbigniew Brzeziński zauważył niegdyś, że „Ameryka jest zbyt słaba, by sama rozwiązywać problemy światowe i zbyt potężna, by można je rozwiązać bez niej”. To trafne spostrzeżenie odzwierciedla dylemat naszych czasów: Stany Zjednoczone, przez dekady pełniące rolę globalnego lidera, znajdują się dziś w punkcie zwrotnym. Ład światowy, który ukształtował się po II wojnie światowej pod ich przewodnictwem – zwany niekiedy „amerykańskim stuleciem” – wyraźnie chyli się ku końcowi. Świat wkracza w epokę niestabilnej wielobiegunowości, w której żadna potęga nie jest w stanie samodzielnie narzucić reguł gry ani zagwarantować porządku.
Przez większą część XX wieku Stany Zjednoczone były latarnią światowej polityki – ekonomicznym gigantem, militarnym hegemonem i propagatorem idei demokratycznych. Po rozpadzie ZSRR na początku lat 90. XX w. amerykańska hegemonia wydawała się niepodważalna. Świat stał się jednobiegunowy, z Waszyngtonem jako „jedynym supermocarstwem”, a wielu wierzyło, że tak pozostanie na długo. Jednak wydarzenia kolejnych dekad przyniosły liczne oznaki zmierzchu amerykańskiej potęgi. Wewnętrzne problemy – głęboka polaryzacja polityczna, erozja instytucji demokratycznych i rosnące nierówności społeczne – podkopały spójność kraju od środka. Jednocześnie seria kosztownych i kontrowersyjnych interwencji zbrojnych nadszarpnęła prestiż USA na arenie międzynarodowej.
Równolegle świat zewnętrzny uległ dramatycznym przeobrażeniom. Wschodzące potęgi, z Chinami na czele, urosły w siłę i rzucają wyzwanie dominacji Zachodu. Rosja, odrzucając porządek poszerzonego Zachodu, sięgnęła po środki rewizjonistyczne – zbrojne aneksje i agresje – by przywrócić sobie utracone wpływy. Międzynarodowe instytucje, które miały stać na straży globalnej współpracy i bezpieczeństwa, przeżywają kryzys skuteczności i zaufania. Pandemia COVID-19 obnażyła brak skoordynowanej odpowiedzi świata na wspólne zagrożenie, a kryzysy migracyjne i klimatyczne ukazały bezradność społeczności międzynarodowej wobec wyzwań przekraczających granice państw.
W rezultacie narasta poczucie, że dotychczasowy ład – oparty na amerykańskim przywództwie – ulega dezintegracji, zaś nowy porządek nie wyłonił się w jego miejsce. Świat dryfuje bez lidera, miotany sprzecznymi interesami mocarstw i regionalnych graczy. Niektórzy obserwatorzy witają zmierzch hegemonii USA z nadzieją na bardziej sprawiedliwy układ sił, inni ostrzegają, że brak jednego stabilizującego lidera może pogrążyć glob w chaosie. W niniejszym ebooku spróbujemy przeanalizować te procesy i ich implikacje. Przyjrzymy się zarówno temu, jak doszło do osłabienia amerykańskiego przywództwa – badając wewnętrzne i zewnętrzne czynniki – jak i temu, co oznacza rodzący się wielobiegunowy świat. Zastanowimy się, czy możliwe jest utrzymanie pokoju i rozwiązywanie globalnych problemów bez jednego wyraźnego przewodnika, a jeśli tak, to na jakich zasadach mógłby opierać się nowy ład międzynarodowy.
Rozważania te prowadzone będą w stylu publicystycznym – przystępnie, lecz wnikliwie i na podstawie faktów. Unikamy zarzucania czytelnika statystykami; zamiast tego stawiamy na logiczną analizę, historyczne paralele oraz głosy znanych polityków i komentatorów, których cytaty pomogą oddać ducha epoki przemian. Odwołamy się do koncepcji hegemonii stabilizacyjnej, która zakłada, że globalny porządek wymaga lidera dostarczającego dobra publiczne (jak bezpieczeństwo i zasady handlu). Zbadamy, na ile ta teoria znajduje potwierdzenie w obecnej sytuacji – a na ile rzeczywistość XXI wieku ją podważa.
Nie ulega wątpliwości, że „wiek amerykański dobiega końca”. Pytanie, co nastąpi potem, pozostaje otwarte. Czy świat pogrąży się w rywalizacji wielkich mocarstw i nieustających kryzysach? A może wyłoni się nowa forma kolektywnego przywództwa, dzielonego między kilka potęg lub zakorzenionego w silniejszych instytucjach międzynarodowych? Czy ludzkość zdoła uniknąć globalnej anarchii i znaleźć sposób na współpracę w imię wspólnego dobra, nawet bez hegemonicznego „żandarma” pilnującego porządku? Te fundamentalne kwestie stanowią oś niniejszej książki.
Zapraszamy do refleksyjnej podróży przez zmieniający się krajobraz geopolityczny. Od triumfu i arogancji jednobiegunowej Ameryki, przez błędy i wstrząsy podkopujące jej potęgę, po wyłaniający się świat wielu ośrodków siły – postaramy się zrozumieć mechanizmy tych zmian. W kolejnych rozdziałach przeanalizujemy genezę amerykańskiej hegemonii i jej znaczenie, a następnie omówimy czynniki składające się na jej zmierzch. Przyjrzymy się aspiracjom i strategiom nowych graczy, jak Chiny i Rosja, oraz kondycji instytucji globalnych. Wreszcie, zastanowimy się nad przyszłością: czy nowy ład światowy będzie możliwy bez jednego lidera, czy też okres przejściowy okaże się długą erą niepewności.
Czas zanurzyć się w tę analizę. Zrozumienie dzisiejszego dryfu bez lidera ma kluczowe znaczenie, by móc odnaleźć drogę ku bardziej stabilnej i sprawiedliwej przyszłości – niezależnie od tego, kto (jeśli ktokolwiek) będzie tę przyszłość przewodził.
W połowie XX wieku narodziło się zjawisko, które publicyści i historycy nazwali „amerykańskim stuleciem”. Po II wojnie światowej Stany Zjednoczone wyszły z konfliktu jako najsilniejsze mocarstwo – dysponujące nienaruszonym potencjałem przemysłowym, monopolem na broń atomową (przynajmniej do 1949 r.) oraz olbrzymim kapitałem politycznym zdobytym rolą „arsenału demokracji” w walce z faszyzmem. To wtedy rozpoczęła się era Pax Americana – pokoju i porządku międzynarodowego gwarantowanego przez potęgę USA.
Amerykańskie przywództwo przejawiało się na wielu poziomach. Waszyngton stał się architektem powojennego ładu instytucjonalnego: utworzenie Organizacji Narodów Zjednoczonych w 1945 r., systemu Bretton Woods (Międzynarodowy Fundusz Walutowy, Bank Światowy) czy GATT (poprzednika Światowej Organizacji Handlu) to inicjatywy sygnowane przez USA, mające na celu ustanowienie reguł współpracy i odbudowy gospodarczej. Stany Zjednoczone, bogatsze od reszty świata, uruchomiły Plan Marshalla, pompując miliardy dolarów w zrujnowaną Europę – co nie tylko pomogło sojusznikom stanąć na nogi, ale też związało ich ze Stanami więzami wdzięczności i wspólnoty interesów. Hegemonia Ameryki od początku miała więc miękkie oblicze: opierała się nie tylko na sile militarnej i ekonomicznej przewadze, lecz także na atrakcyjności wartości oraz na roli fundatora globalnych dóbr publicznych (bezpieczeństwa, stabilności finansowej, odbudowy).
W latach zimnej wojny przywództwo USA zostało zakwestionowane przez rywalizację ze Związkiem Radzieckim. Świat podzielił się na dwie antagonistyczne strefy wpływów – dwubiegunowy ład jałtański. Mimo to, już wtedy wizja powojennego ładu przedstawiona przez amerykańskich mężów stanu zakładała odmienny charakter przewodzenia niż imperialna dominacja dawnych mocarstw. Prezydent Harry Truman mówił o „doktrynie Trumana” wspierającej wolne narody przed komunistyczną presją; generał George Marshall oferował pomoc ekonomiczną, a nie kolonialne rządy. Ameryka aspirowała do roli mocarstwa przywódczego, stojącego na straży wspólnych reguł i wartości, w odróżnieniu od starego modelu mocarstwa hegemonicznego, wymuszającego posłuch siłą. Różnicę tę celnie ujął prof. Roman Kuźniar, wskazując: „Mocarstwo przywódcze stoi na straży reguł, które są podzielane przez wszystkich... wpływa na innych poprzez swój potencjał, szczodrość, troskę o interesy całości, ale także przez przykład. Mocarstwo hegemoniczne wymusza posłuch siłą... stawia się ponad regułami, które obowiązują innych”. Stany Zjednoczone w okresie powojennym starały się (przynajmniej w retoryce) być tym pierwszym rodzajem mocarstwa – liderem wolnego świata, „latarnią na wzgórzu” wskazującą kierunek narodom miłującym wolność.
Trzeba przyznać, że Pax Americana przyniosła wiele korzyści światu zachodniemu i nie tylko. Pod parasolem amerykańskiego bezpieczeństwa (gwarantowanego np. przez sojusz NATO od 1949 r.) Europa zachodnia mogła cieszyć się pokojem i rozwojem – coś niebywałego po wiekach wojen wewnątrzeuropejskich. Globalna gospodarka weszła na tory liberalizacji handlu i wzrostu, czemu sprzyjała stabilność zapewniana przez amerykańskiego dolara jako waluty rezerwowej i przez amerykańską marynarkę wojenną strzegącą swobody żeglugi na oceanach. W dekadach powojennych Stany Zjednoczone budowały też swą potęgę kulturową – tzw. soft power. Hollywood, jazz, popkultura, a później Dolina Krzemowa i innowacje technologiczne – to wszystko fascynowało miliony ludzi, kształtując wizerunek USA jako nowoczesnego, dynamicznego centrum cywilizacyjnego.
Oczywiście, ten idealistyczny obraz był w praktyce pełen sprzeczności. Amerykańska hegemonia nie oznaczała braku zimnowojennych konfliktów – wręcz przeciwnie, wiele regionów (Azja Wschodnia, Bliski Wschód, Ameryka Łacińska) stało się areną krwawych wojen zastępczych lub interwencji, w które zaangażowane były USA, ZSRR lub obie strony. Dążąc do powstrzymania komunizmu, Waszyngton nieraz wspierał autokratyczne reżimy (np. w Ameryce Łacińskiej), co kłóciło się z głoszonymi ideałami demokracji. Niemniej jednak w wielkim geopolitycznym bilansie lat 1945–1991 to USA wyszły zwycięsko, a ich system wartości – liberalna demokracja rynkowa – okazał się bardziej atrakcyjny i trwały niż radziecka alternatywa. Gdy w 1991 r. rozpadł się Związek Radziecki, wielu uznało to za ostateczny triumf „amerykańskiego stulecia”. Political-fiction zdawała się rzeczywistością: Stany Zjednoczone pozostały jedynym supermocarstwem, a profesor Francis Fukuyama ogłosił wręcz „koniec historii” – przekonanie, że model liberalny zwyciężył na dobre.
Tak rozpoczęła się krótka, lecz intensywna epoka jednobiegunowej dominacji Ameryki. W kolejnych rozdziałach przyjrzymy się temu okresowi – apogeum potęgi USA – a następnie prześledzimy, jak na horyzoncie tego „jasnego miasta na wzgórzu” zaczęły gromadzić się ciemne chmury wyzwań i błędów, prowadzące do obecnego zmierzchu.
Koniec zimnej wojny zastał Stany Zjednoczone na szczycie ich potęgi i wpływów. Lata 90. XX wieku to okres, w którym często mówiono o „Pax Americana” jako nowej rzeczywistości globalnej – świat bez rywala, w którym amerykańskie przywództwo zdaje się niekwestionowane. Komentator Charles Krauthammer nazwał to nawet „jednobiegunowym momentem” geopolitycznym. W praktyce oznaczało to, że USA dysponowały bezprecedensowym zestawem atutów: gospodarką stanowiącą około 25% światowego PKB