Uzyskaj dostęp do tej i ponad 250000 książek od 14,99 zł miesięcznie
884 osoby interesują się tą książką
Nina Scott to dwudziestopięcioletnia dziedziczka kosmetycznego imperium, która w skutek tragicznych okoliczności musiała porzucić wszystko, co dotychczas robiła i zająć się rodzinną firmą. Z powodu nawału obowiązków dziewczyna straciła przyjaciół i została sama jak palec.
Po kilku latach ciężkiej pracy Nina postanawia wybrać się na upragniony kilkudniowy urlop. Czuje, że to jedyna szansa na poprawę samopoczucia i odzyskanie chęci do dalszego działania. Nie ma pojęcia, że ten wyjazd jeszcze bardziej wszystko skomplikuje.
Trzydziestosześcioletni Grayson jest płatnym zabójcą, który po zmianie władzy w lokalnej mafii zaczął działać na własny rachunek. Kiedy dawny przyjaciel prosi go o pomoc, mężczyzna decyduje się przyjąć zlecenie zabójstwa młodej kobiety.
Przed wykonaniem zadania musi jednak utrzymać ją przy życiu przez kilka tygodni, co nie jest łatwe, ponieważ ktoś inny również chce się jej pozbyć. Aby mieć pewność, że Nina dożyje wyznaczonego przez zleceniodawcę terminu, Grayson zabiera ją do swojego domu, nie przewidując żadnych komplikacji.
Tymczasem młoda dziewczyna zaczyna wzbudzać w nim podziw swoją determinacją i wolą walki. Czy kiedy przyjdzie czas na zadanie ostatecznego ciosu, mężczyzna zdoła to zrobić?
Książka zawiera treści nieodpowiednie dla osób poniżej osiemnastego roku życia. Opis pochodzi od Wydawcy.
Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:
Liczba stron: 535
Rok wydania: 2025
Odsłuch ebooka (TTS) dostepny w abonamencie „ebooki+audiobooki bez limitu” w aplikacjach Legimi na:
Copyright © for the text by Joanna Chwistek
Copyright © for this edition by Wydawnictwo NieZwykłe, Oświęcim 2025
All rights reserved · Wszystkie prawa zastrzeżone
Redakcja: Alicja Chybińska
Korekta: Karina Przybylik, Aleksandra Płotka, Iwona Wieczorek-Bartkowiak
Skład i łamanie: Paulina Romanek
Oprawa graficzna książki: Paulina Klimek
ISBN 978-83-8418-129-4 · Wydawnictwo NieZwykłe · Oświęcim 2025
Grupa Wydawnicza Dariusz Marszałek
NINA
Jęknęłam cicho z czystej i niepohamowanej przyjemności, kiedy opadłam na miękki skórzany fotel w swoim gabinecie. Z moich ust ponownie wydobył się cichy pomruk aprobaty, kiedy zsunęłam z nóg szpilki.
Miałam parszywy dzień i nawet kawa czekająca na mnie na biurku nie mogła poprawić mi nastroju. Dochodziło południe, a ja czułam ogromne zmęczenie i frustrację spowodowane faktem, że nie miałam ani chwili spokoju.
Chciałam już sięgnąć po kubek, gdy w drzwiach pojawiła się moja asystentka i zrozumiałam, że nie wypiję w spokoju nawet cholernej kawy.
– Dzwonił Wyatt – poinformowała i ruszyła w moją stronę, nadal mając wzrok utkwiony w notatkach. – Wysłano już właściwe próbki do laboratorium, wyniki powinny przyjść jutro w południe.
– Świetnie – burknęłam bez zbytniego entuzjazmu, a Meredith kompletnie nieporuszona moim nastrojem, kontynuowała:
– Prawnicy nasi i Cambela nanoszą już ostatnie poprawki w umowie, tak więc oficjalne spotkanie za dwa tygodnie pozostaje aktualne.
Odgarnęłam za ucho niesforny kosmyk, który wydostał się z koka, i skupiłam spojrzenie na asystentce.
– Mają jakieś uwagi?
– Nie. – Zawzięcie wertowała plik kartek, szukając zapewne tej właściwej. – Spięcia są raczej na linii naszych agentów reklamowych i dyrektorów marketingu i jeśli się nie dogadają, będziesz musiała interweniować.
– Co na to Cambel? – zagadnęłam, ciekawa, jak zareagował na problemy z promocją.
– Jeśli sytuacja nie wyklaruje się w ciągu miesiąca, zechce z tobą omówić tę kwestię.
Daniel Cambel nie planował podskakiwać i co do tego miałam ogromną pewność. To on przyszedł do mnie, skomląc niczym pies i błagając o fuzję, aby ratować rodzinny biznes.
– Ta sytuacja ma się wyklarować jeszcze przed podpisaniem umowy – poinformowałam, sięgając po kubek z orzechową kawą.
– Jasne – mruknęła dziewczyna, nadal zaciekle czegoś poszukując. – Jak zwykle bezkompromisowa.
Owszem, ale to konieczność, aby przetrwać w tym pełnym podłości i obłudy świecie. W wieku dwudziestu jeden lat zostałam sierotą, zdaną na łaskę losu i mającą w rękach firmę kosmetyczną założoną przez rodziców lata temu. Miałam dwa wyjścia: rzucić to wszystko, studiować i cieszyć się życiem albo kontynuować dzieło ludzi, którzy sprowadzili mnie na świat i wychowali, aby w ten sposób czcić pamięć o nich.
Nie mogłam dopuścić do tego, żeby to, o co walczyli latami, obróciło się w popiół. Sama wybrałam tę drogę, chociaż jej początki to krew, pot i morze łez. Szybko jednak nauczyłam się funkcjonować wśród tych wszystkich pragnących mnie pożreć rekinów.
Teraz, w wieku dwudziestu pięciu lat, może nadal nie miałam ogromnego doświadczenia, ale potrafiłam rozpoznać intencje innych i, co więcej, nie pozwalałam, by skakano mi po głowie. Niejeden próbował, łudząc się, że z racji młodego wieku pozwolę na wszystko. Myślano, że można mnie oszukać, wodzić za nos, wykorzystać. Życie zweryfikowało moje plany, szybko jednak stałam się takim samym drapieżnikiem jak otaczający mnie ludzie.
Nie doprowadziłam firmy rodziców do upadku, wręcz przeciwnie, szło mi całkiem dobrze, a wyglądało na to, że będzie jeszcze lepiej.
Jedynym mankamentem tej sytuacji okazał się fakt, że bardzo się zmieniłam. Z uśmiechniętej i radosnej dziewczyny, kochanej i uwielbianej przez rodziców, stałam się zgorzkniałą, pełną nieufności kobietą. Wstawałam skoro świt i kładłam się po północy, a cały swój czas poświęcałam pracy, co nie sprzyjało zawieraniu nowych znajomości ani utrzymywaniu starych. Pracowałam tak dużo i ciężko, że koniec końców zostałam sama.
Ogromne sumy na koncie miały to do siebie, że zaspokajały jedynie pragnienia materialne. A ja czułam się samotna, sfrustrowana i zmęczona. Często dochodziłam do wniosku, że nie miałam po co żyć. Nie miałam dla kogo żyć. Jasne, dogadywałam się z Meredith, ufałyśmy sobie, ale ta znajomość nie przeniosła się na prywatny grunt. Bo brakowało mi czasu na prywatne sprawy. Wszystko kręciło się wokół Eleny Scott… Mogłam sprzedać spuściznę po rodzicach i wybrać zupełnie inną egzystencję, ale podniosłam rękawicę, chciałam, aby dziedzictwo bliskich przetrwało. I teraz nie mogłam zawrócić z obranej ścieżki. Chociaż posiadałam najlepsze rzeczy, piękne mieszkanie, kilka nowych samochodów, to moim największym marzeniem pozostawały… wakacje. Takie prawdziwe, trwające przynajmniej tydzień, bez obowiązków, komputera czy telefonu. Marzenia ściętej głowy. Ostatnie wolne zrobiłam sobie cztery lata temu i nie zapowiadało się, że w najbliższym czasie to się powtórzy.
– Jeszcze dziś musisz sprawdzić spot, który zostanie wyemitowany w najbliższą sobotę – kontynuowała dziewczyna, najwidoczniej w końcu znajdując odpowiednią kartkę. – Wysłałam ci go e-mailem godzinę temu, naniesiono wszystkie zasugerowane przez ciebie poprawki.
– Świetnie. – Upiłam łyk kawy, a ta, jak się okazało, zdążyła już wystygnąć.
– Odebrano z serwisu twoje auto, znajduje się na podziemnym parkingu. Wymieniono płyny, olej, filtry. No i najpóźniej do jutra musisz zobaczyć wyniki sprzedażowe z tego kwartału. Wygląda na to, że konieczne będzie zwiększenie produkcji tego kremu z drobinkami złota i perfum Isabella. Dystrybutorzy zgłaszają braki.
– Zerknę za chwilę. Coś jeszcze?
Dziewczyna w końcu oderwała wzrok od papierów i spojrzała na mnie, marszcząc lekko brwi.
– Dzwonił twój lekarz w związku z wynikami niedawnych badań.
– Co z nimi? – zapytałam obojętnym tonem.
Nie obchodziły mnie one i w pewnym sensie wiadomość, że nadchodzi koniec, okazałaby się ulgą. Nie miałam dla kogo żyć, nie miałam po co wracać do domu, zostałam sama jak palec i czułam się tak potwornie zmęczona życiem, że było mi wszystko jedno.
– Masz niedobory witamin i minerałów. Wspominał coś o anemii. Powinnaś umówić się na wizytę.
Uczucie zawodu wymieszało się z poczuciem ulgi… Nie chciałam umierać, ale jednocześnie nie chciało mi się żyć. Dziwne, prawda?
Mój telefon zaczął dzwonić, więc zerknęłam na ekran. Daniel Cambel…
Odrzuciłam połączenie.
– Jeśli to wszystko, będę wdzięczna za mocniejszą kawę. Za pół godzinki.
– To twoja piąta kawa dziś, Nina. – W jej głosie słyszałam dezaprobatę pomieszaną ze zmartwieniem i tylko dlatego nie kazałam jej pilnować własnego nosa.
– Dzięki za troskę, lubię kawę. – Na dowód swoich słów pociągnęłam solidny łyk z kubka.
– Jak sobie życzysz – odparła niezadowolona, a następnie odwróciła się na pięcie i opuściła mój gabinet.
Spojrzałam na telefon, ale nie planowałam oddzwaniać do Cambela. Najważniejsze sprawy mieliśmy omówione, a facet chyba odniósł mylne wrażenie, że zamierzam wokół niego skakać.
W pewnej chwili zrozumiałam, że jeśli nie zrobię kroku do przodu, to już na zawsze pozostanę w tym samym miejscu. Rodzinna firma stała się moim życiem, pragnęłam jednak urozmaicenia, czegoś własnego, czego jeszcze nie było. Elena Scott pozostawała potęgą na amerykańskim rynku kosmetycznym, lecz chciałam pójść dalej, ku zadowoleniu wuja Wyatta. To on praktycznie przekonał mnie do tego pomysłu. Odgrywał też ważną rolę rzecznika prasowego i reprezentował firmę, radząc sobie z tym doskonale. W najbliższym czasie planował karierę polityczną, wspominał o tym kilkukrotnie, jednak twierdził, że nowe obowiązki zawodowe nie zaczną kolidować z pracą w firmie.
Planowałam poszerzyć ofertę i przez kilka miesięcy przyglądałam się rynkowi, aby zweryfikować potrzeby kobiet, głównej grupy odbiorców. Odbyłam kilka rozmów między innymi z Danielem Cambelem, zajmującym się produkcją biżuterii z kamieni szlachetnych, i Ronem Wrightem, który handlował galanterią skórzaną.
Wybór okazał się dość trudny, po długich rozmyślaniach jednak stwierdziłam, że delikatna biżuteria bardziej pasuje do przemysłu kosmetycznego niż torebki i portfele. Niestety, Wright długo nie potrafił pogodzić się z moją decyzją, dzwonił, pisał i pojawiał się w biurowcu, do którego i tak nie wpuściła go ochrona.
Miałam dość słuchania o jego ciężkiej sytuacji, argumentów, że możemy oboje na tym zyskać i uratować jego biznes.
Dochodziła ósma wieczorem, kiedy uporałam się z papierkową robotą i poprosiłam o podstawienie auta przed budynek. Czułam potworne zmęczenie, ale jego plusem pozostawał fakt, że zaraz po kąpieli zasnę jak kamień. Wiedziałam, jak będzie wyglądał mój kolejny dzień. Pobudka o wpół do piątej, bieganie, prysznic, śniadanie, praca, prysznic, spanie.
W drodze do auta wydarzyło się jednak coś nieoczekiwanego. Ktoś zastawił mi drogę, a kiedy uniosłam spojrzenie, zobaczyłam guziki śnieżnobiałej koszuli i poczułam obłędny zapach. Byłam wyczulona na aromaty, więc poważnie zainteresował mnie osobnik, który doprowadził do wrzenia moją krew. Mieszanka morskiej bryzy i czegoś ostrego, wręcz pierwotnego, zwróciła moją uwagę.
Niemal upuściłam torebkę, kiedy zatrzymałam spojrzenie na twarzy mężczyzny o tak intensywnie zielonych oczach, że aż zaparło mi dech w piersi.
– Coś pani wypadło – poinformował z mocnym południowym akcentem.
Coś w rodzaju mrocznego zainteresowania pojawiło się w jego oczach, a ja zamiast szukać rzekomej zguby, patrzyłam na jego twarz. Ciemne włosy, mocna linia żuchwy, pełne usta i orli nos. To wszystko tworzyło bardzo przyjemny całokształt.
– Co? – zapytałam głupkowato, nie potrafiąc się zmusić do oderwania wzroku od jego tęczówek.
Nie miałam pojęcia, czy w tym samym momencie, czy może sekundę wcześniej, zanim okolicą wstrząsnął potężny wybuch, facet rzucił mnie na ziemię. Huk ogłuszył mnie na dłuższą chwilę. Przez szum w uszach zaczęły się przebijać przerażające krzyki ludzi.
Ktoś pomógł mi wstać i jak się okazało, był to ochroniarz pracujący na parterze.
– Nic pani nie jest? – zapytał, położył mi dłonie na ramionach i potrząsnął mną lekko.
Odwróciłam się w prawo i w lewo, ale nigdzie nie mogłam dostrzec zielonookiego herosa, który mnie ocalił. Nigdzie też nie widziałam swojej rzekomej zguby…
– Nic – wydusiłam z trudem, kaszląc mocno, kiedy dym dostał mi się do gardła.
Najgorsze miało jednak dopiero nadejść. Zerknęłam w stronę miejsca, gdzie nastąpił wybuch, i poczułam mdłości. To moje auto stało teraz w płomieniach.
NINA
– Chcesz mi powiedzieć, że masz to gdzieś? – Szok i niedowierzanie wymalowały się na twarzy mojej asystentki.
Zaraz po tym, gdy moje biuro opuścił policyjny śledczy, opadła na krzesło po przeciwnej stronie biurka.
Wymownie spojrzałam na zegarek, ale najwidoczniej Meredith nie załapała aluzji kryjącej się w tym geście.
– Chcę ci powiedzieć, że dochodzi południe, a ja nadal nie mam kawy – powiedziałam wprost, wzdychając głośno, kiedy dziewczyna lekceważąco machnęła dłonią.
– Pieprzyć kawę, Nina.
Nigdy wcześniej nie słyszałam, aby wyrażała się w taki sposób. Zdecydowanie pozwoliłam jej na zbyt wiele i należy to zmienić.
– Oficer wyraźnie powiedział, że ten wybuch nie był dziełem przypadku.
Tak właśnie przypuszczałam. Kilka razy miałam też wyraźne przeczucie, że ktoś mnie obserwował. Kiedy padło pytanie, czy mam jakichś wrogów, czy ktoś groził mi w ostatnim czasie, wybuchnęłam krótkim śmiechem.
Jeśli masz pieniądze i swój biznes, masz wrogów, proste. Czułam jednak, że Ron Wright maczał w tym palce. W końcu odrzuciłam jego propozycję współpracy, ponieważ nie interesowała mnie galanteria. Być może to niewłaściwy powód ku temu, aby mnie zabić, ale wściekły mężczyzna kilka razy zachował się dość nieprzyjemnie. Kazał mi przemyśleć swoją decyzję, bo w innym przypadku pożałuję, ale nie wzięłam jego słów na poważnie. A prawdopodobnie należało…
– Oficer powiedział też, że nie potrafią namierzyć sprawcy – przypomniałam asystentce. – Więc twoim zdaniem powinnam zamknąć się w domu i płakać w poduszkę?
– Nie, jasne, że nie – zaprzeczyła gwałtownie. – Ale musisz zacząć uważać, nie biegać skoro świt i…
– I przestać żyć – parsknęłam. – Na jedno wychodzi. Nie zamierzam rezygnować z dotychczasowego rytmu życia, Meredith.
Bo miałaś rację. Mam to wszystko gdzieś…
Kompletny brak zainteresowania własnym życiem zdziwił nawet mnie. Przecież powinnam teraz przywiązać większą wagę do bezpieczeństwa, drżeć ze strachu przed kolejnym incydentem, ale nic takiego nie nastąpiło. Walić to, i tak nikt by po mnie nie płakał. I ja także bym nie płakała, w pewnym sensie czułam ulgę na myśl, że mogłabym wydostać się z tego kołowrotka…
W tej samej chwili postanowiłam, że kiedy ugaszę obecne pożary, a nowa kampania ruszy w najlepsze, zrobię sobie miesięczny urlop. Wyłączę telefon i komputer, a na ten czas moje obowiązki przejmie wuj. Może wtedy, gdy odpocznę, wróci mi chęć do życia, działania, zacznę się w końcu cieszyć z tego, co posiadam…
– Na moje oko powinnaś zatrudnić ochroniarza i zgłosić się na dobrą terapię – burknęła, a następnie wstała z miejsca, patrząc na mnie z druzgocącą dezaprobatą.
Meredith nie potrafiła zrozumieć moich motywacji, nawet jeśli by próbowała. Dziewczyna miała rodziców, cztery siostry, wspaniałego męża i grono przyjaciół. Nie brakowało jej powodów, aby żyć. Co mogłabym jej powiedzieć? Że od dłuższego czasu to wszystko przestało mieć dla mnie jakikolwiek sens?
– Na moje oko kawa powinna stać tu już od kwadransa – odcięłam się szybko.
– Jasne – prychnęła poirytowana, ruszając do drzwi. – Ale nie spodziewaj się, że będzie taka, jak lubisz. Wkurzyłaś mnie, Nina.
– Jakoś to zniosę.
Popatrzyła w moją stronę tak zimnym i pozbawionym jakichkolwiek uczuć spojrzeniem, że poczułam chłód w okolicy serca.
– Przypominam ci o moich urodzinach. – Uniosła buntowniczo podbródek. – Mimo wszystko nadal jesteś na nie zaproszona.
Zanim zdążyłam cokolwiek odpowiedzieć, zniknęła mi z oczu, a jej odejściu towarzyszył głośny trzask zamykanych w poirytowaniu drzwi.
Przysięgam, obetnę jej premię i wszelkie dodatki, zapewniane odkąd zaczęła dla mnie pracować. O bonusie na święta także mogła zapomnieć!
Mogłam się założyć o wszystko, że Meredith wróci z kawą w ciągu kilkunastu minut, ale nie taką, jaką chciałam. Przyniesie z pewnością czarną, gorzką i bez dodatku mleka.
I się nie myliłam. Dostałam dokładnie taką, lecz przyniósł mi ją nie kto inny jak wuj Wyatt.
Nie zaskoczyła mnie jego wizyta, bardziej zdziwił fakt, że to właśnie on robił za sekretarkę.
– Gdzie Meredith? – zapytałam, kiedy mężczyzna podszedł do biurka, a następnie podsunął mi parujący kubek. – Co to za gówno? – mruknęłam poirytowana.
– Nic innego nie dostaniesz, podobno ekspres się zepsuł i nie pobiera mleka – poinformował, siadając naprzeciwko.
Znałam już te akcje. Nic się nie zepsuło, najzwyczajniej w świecie dziewczyna uskuteczniała swoje numery. Robiła tak, kiedy czuła niezadowolenie i najwidoczniej to był jeden z takich dni.
Martwiła się o mnie i w sumie to jakaś okoliczność łagodząca, więc postanowiłam wypić tę kawę, nie dając jej satysfakcji. Zapewne liczyła, że ją zawołam, powiem, że nie wyjdę z domu bez ochrony. Nic z tego.
– Obawiam się, że Meredith ma rację – odezwał się, kiedy wzięłam pierwszy łyk mocnego napoju. – Powinnaś uważać, Nina.
– Uważam – ucięłam, mając nadzieję, że wuj da sobie spokój.
Wyatt był bratem mojego ojca, znałam go od zawsze, a odkąd pamiętałam, pracował w firmie z rodzicami i tak też zostało po ich śmierci. Nie widziałam powodów ku temu, aby w tej kwestii dokonywać zmian. Wuj znał się na rzeczy, wykonywał perfekcyjnie swoją robotę i zanosiło się na to, że rozpocznie także karierę polityczną. Od wielu lat pozostawał wdowcem, jego żona zmarła, kiedy Colton, ich syn, miał czternaście lat. Mimo wszystko dał sobie świetnie radę, a w tej chwili prawie już czterdziestoletni mężczyzna został szanowanym w mieście prawnikiem pracującym również dla mnie. Mimo że łączyły nas więzy krwi, to nigdy nie byliśmy jakoś blisko, wręcz przeciwnie. Od lat rozmawiałam z Coltonem jedynie o sprawach firmy.
Wuj po wypadku rodziców trwał przy mnie, służył dobrą radą i w chwili największego załamania zajął się organizacją pochówku, a później pomógł mi wdrożyć się w nowe obowiązki.
Nie mogłam liczyć na przesadne zainteresowanie czy czułość z jego strony, ale wcale tego nie potrzebowałam. Gdy rodzice odeszli, stara ja gdzieś zniknęła, za to narodził się ktoś zupełnie nowy. W niczym już nie przypominałam tamtej zrozpaczonej dziewczyny opuszczającej kampus w pośpiechu.
– Co powiedziała policja? – zagadnął po chwili.
– Nic nie wiedzą – oznajmiłam i skrzywiłam się lekko. Nie czułam się tym faktem ani trochę zaskoczona. – Mogła zajść pomyłka albo ktoś może chcieć mnie nastraszyć.
– Niby kto? Mają jakieś podejrzenia?
– Nie.
Stawiałam na Wrighta i podejrzewałam też, że facet lada chwila uderzy mocniej, aby później się odezwać, czy aby na pewno nie zmieniłam zdania.
Koleś źle trafił, ale najwidoczniej nie miał pojęcia, że mnie nie dało się zastraszyć. Wszystko, co miałam najcenniejszego, już mi odebrano.
– To niebezpieczne i…
– Nie mamy pewności, że ten wybuch został wymierzony we mnie – przerwałam szybko. – Do detonacji ładunku doszło, kiedy stałam kilkadziesiąt metrów od auta.
Drgnęłam, gdy przypomniałam sobie mężczyznę, który wpadł na mnie. Zieleń jego oczu wciąż tkwiła jak żywa w mojej pamięci. Doszłam do wniosku, że gdyby nie ten przypadek, znalazłabym się zdecydowanie bliżej auta.
– Dzisiaj wrócę do domu z szoferem – postanowiłam w jednej chwili, bo faktycznie mogłam stać się celem kogoś, komu zależało, aby mnie skrzywdzić.
– Niech odprowadzi cię pod same drzwi – poinstruował. – I w najbliższym czasie odpuść sobie bieganie.
Skinęłam lekko głową, ale wcale nie zamierzałam posłuchać tej rady. Nie planowałam rezygnować z jedynej przyjemności w życiu, ale postanowiłam uspokoić Wyatta. Nie musiał wiedzieć, gdzie byłam ani co robiłam.
– Odebrałeś wyniki próbek z laboratorium?
– Są w porządku – potwierdził. – Sporo czasu zajmuje jednak naszym ludziom stworzenie butelki, która sprostałaby twoim wymaganiom.
Błysnął zębami w uśmiechu, jakby ta sytuacja na serio go bawiła.
– Poważnie, nie potrafią wykonać czegoś, co bardzo dokładnie im rozrysowałam? No i to nie butelka, ale słoiczek.
W zeszłym roku pierwszy raz od czasów powstania Eleny wypuściliśmy na rynek serię szamponów do włosów i odżywek, a te zaczęły się cieszyć ogromnym powodzeniem, więc idąc za ciosem, postanowiłam kontynuować tę złotą passę i poszerzyłam ofertę o maski i olejki do włosów.
– Ach, tak, słoiczek – westchnął głośno, kręcąc głową. – Nasze akcje szybują w górę, Nina.
Tak, wiedziałam o tym. Każdego ranka śledziłam notowania giełdy.
– Lada chwila umowa zostanie przygotowana. Może podpiszesz ją szybciej? Cambel nie może się doczekać.
– Cambel zapewne nie ma co robić z wolnym czasem, natomiast u mnie wygląda to zupełnie odwrotnie. Niech siedzi i grzecznie czeka na termin spotkania.
Wyatt powoli kiwnął głową, ale nie wyglądał na zadowolonego. Na jego nieszczęście miałam to gdzieś.
– Spotkanie zarządu jest za dwie godziny. – Wyatt podniósł się powoli z miejsca, zapinając guzik ciemnej marynarki.
– Pamiętam o tym.
Miałam Meredith, która nigdy w życiu nie pozwoliłaby mi o tym zapomnieć.
– W takim razie do zobaczenia.
Kiedy wuj opuścił moje biuro, bez wahania podeszłam do drzwi, a następnie zamknęłam je na klucz, tak aby nikt, a już w szczególności moja asystentka, mi nie przeszkadzał.
Zaczęłam przeszukiwać internet, by znaleźć dobrego detektywa. Chciałam, aby ten odnalazł winnego, a jeśli tym kimś okaże się Wright, wdepczę go w ziemię niczym robaka i już nigdy nawet nie spojrzy w moją stronę.
GRAYSON
(dwa dni wcześniej)
Potrafiłem przystosować się do niemal każdej sytuacji, uwielbiałem buzującą w żyłach adrenalinę, dreszczyk niepewności, a także oddech śmierci na karku. Kochałem to, że coś mogło pójść nie tak nawet w najlepiej zaplanowanej robocie i konieczne było wdrożenie planu B, C, D, a jeśli alternatywy się skończyły, musiałem działać spontanicznie.
Tak stało się właśnie cztery tygodnie temu w Moskwie, gdzie mimo doskonałego przygotowania wszystko koncertowo się spierdoliło. Kiedy postawiłem nogę na amerykańskiej ziemi, emocje opadły, a ja już po kilku dniach popadłem w rutynę i znudzenie. Z pewnością to nie służyło mojemu zdrowiu, więc gdy tylko dostałem telefon od Adama, zgodziłem się na spotkanie.
Wiedziałem, że nie czekała mnie miła rozmowa na temat polityki, planów na wakacje czy aktualnych notowań giełdy.
– Planujesz zmienić wystrój tej nory? – zagadnąłem, rozglądając się po gustownym, lecz ciemnym wnętrzu. Sam preferowałem oświetlone przestrzenie, duże przeszklenia i jaśniejsze kolory. Paradoks.
– Nie zaprosiłem cię po to, żebyś podważał mój gust.
– Raczej jego brak – parsknąłem, kręcąc powoli głową, kiedy Ritz wyciągnął w moją stronę pudełko z cygarami. – Rzuciłem to gówno.
Nie paliłem od sześciu lat, a mimo to Adam za każdym razem częstował mnie używkami, albo czymkolwiek, czym mógłby złamać moje postanowienie.
Dokładnie w dzień trzydziestych urodzin zapaliłem ostatni raz. Najważniejszym z powodów zmiany trybu życia okazał się fakt, że musiałem wykazywać się najwyższą sprawnością. Tytoń jeszcze wtedy nie wpływał na moją kondycję, ale wiedziałem, że z biegiem lat zacznie wszystko utrudniać. Musiałem więc pozbyć się tego gównianego nałogu.
– Mam dla ciebie propozycję – oznajmił, odkładając na bok pudełko.
Skurwiel sam nie brał tego syfu do ust, ale z ogromną chęcią truł tym wszystkich innych. Wszystkich, z wyjątkiem żony.
– A już myślałem, że zaprosiłeś mnie na urodziny.
Kiedyś sporo nas łączyło, teraz jednak obaj zachowywaliśmy wobec siebie dystans i nie wynikał on z braku zaufania, ale ze zmiany sposobu funkcjonowania.
Mimo ograniczonego kontaktu zrobiłbym dla niego wszystko i dałbym sobie rękę uciąć, że on dla mnie także.
Przez lata obaj pracowaliśmy dla Glena Gibsona, faceta, który trząsł całym półświatkiem Los Angeles. Adam jako jeden z jego zastępców, ja jako egzekutor. Kasa okazała się niezła, Gibson wydawał się w porządku dla swoich ludzi, ale nie do końca podobało mi się pracowanie dla kogoś. Nie planowałem natomiast tego zmieniać, a przynajmniej nie w najbliższej przyszłości, lecz pewnego wieczoru wszystko uległo zmianie.
Glen został zastrzelony. Podczas kolacji z kochanką, w restauracji mieszczącej się na trzydziestym piętrze wieżowca, gdzie miało być bezpiecznie. Ktoś musiał donieść, gdzie jadł i kto mu towarzyszył. Jak się okazało, strzał padł z budynku naprzeciwko, a winnego do chwili obecnej nie złapano. Zresztą nawet nikt go nie szukał.
Gibson nie miał rodziny, dzieci ani rodzeństwa. Swoje królestwo zbudował siłą własnych rąk, a kiedy został zabity, wewnątrz ugrupowania rozpoczęła się walka o władzę.
Adam przyszedł do mnie, zaproponował układ, że jeśli mu pomogę, jeśli stanę po jego stronie, zostaniemy wspólnikami. Pieprzyłem spółki, chciałem się uwolnić, i to mu powiedziałem. Doszliśmy do porozumienia. Od tamtego dnia działałem na własny rachunek, od czasu do czasu przyjmowałem zlecenia od przyjaciela, jeśli nikt inny nie potrafił sobie z tym poradzić.
– Jest robota, praktycznie na już.
– Planowałem urlop. Nie masz nikogo innego?
Wkurzały mnie te gadki „na już”, „na teraz”, „to pilne”. Czy on miał świadomość, ile pracy wymagało zaplanowanie zabójstwa? Z iloma przygotowaniami wiązało się to, aby rozwalić komuś łeb i nie zostać złapanym?
– Moi ludzie odmówili zabicia kobiety – wyjaśnił, na co się wyprostowałem i z zainteresowaniem spojrzałem mu w oczy. – Właściwie to jeden się zgodził, ale dalsze warunki nie przypadły mu do gustu z racji… ograniczeń.
– Kobiety? – upewniłem się, bo choć zdarzały się sytuacje, że zlecano taką robotę, to jednak pozostawało to rzadkością. – Jakich ograniczeń?
Poczułem dreszcz biegnący w górę mojego kręgosłupa pomieszany z ekscytacją. Zapowiadało się bardzo ciekawe przedsięwzięcie.
W czasach, kiedy potrzebowałem kasy, brałem każde zlecenie, a teraz, kiedy mogłem sobie pozwolić na wybrzydzanie, przyjmowałem jedynie te najciekawsze.
Kilka lat temu wziąłem robotę tylko po to, aby zabić zleceniodawcę, bo skurwiel zamierzał pozbawić życia czteroletniego syna swojego wroga. Nie zabijałem dzieci, odjebałem drania, który mi za to zapłacił. Co do kobiet nie miałem takich obiekcji.
– Kasa jest spora, Gray.
– Szczegóły – ponagliłem, tracąc już cierpliwość.
Adam odchylił się lekko na oparciu fotela, a następnie wyciągnął z szuflady kopertę i przesunął ją po blacie biurka w moją stronę.
– To twój następny cel. – Stanowczość w jego głosie mocno mnie zirytowała.
Najwidoczniej przepełniała go pewność, że wezmę tę robotę.
Otworzyłem kopertę i wyciągnąłem z niej plik zdjęć. Byłem ciekaw obiektu polowania i, prawdę mówiąc, nie potrafiłem się już doczekać planowania tego wszystkiego.
To, co zobaczyłem na fotografiach, wywarło na mnie ogromne wrażenie, a jednocześnie gdzieś wewnątrz mnie obudził się sprzeciw. Tak piękna istota nie zasługiwała na śmierć, co więcej, powinna przez długie lata cieszyć oczy innych i sprawiać, że ten gówniany świat stałby się bardziej znośny.
Wysoka blondynka o przenikliwym spojrzeniu niebieskich oczu, pełnych ustach i idealnych rysach twarzy patrzyła wprost w obiektyw aparatu. Włosy zebrała w wysoki kucyk, a krótka biała sukienka odsłaniała nieziemsko długie nogi.
– Z pewnością uronię łzę, kiedy będę wrzucał ciało do kwasu – zapewniłem, przerzucając kolejne zdjęcia.
Biegała, jadła lunch, robiła zakupy. Na kolejnym zdjęciu zauważyłem, że miała krągły tyłek i nieziemskie cycki.
– Nic z tych rzeczy – zaprzeczył szybko Adam. – Sprawa nie jest prosta, Gray.
Odłożyłem zdjęcia na biurko i spojrzałem na niego przenikliwie.
– Więc gdzie jest haczyk?
– Przez szesnaście dni włos nie może spaść jej z głowy.
Drgnąłem na te słowa.
– Stary, nie bawię się w niańkę – parsknąłem.
– Na tym polega część planu. Ona musi podpisać umowę fuzji, po tym ma zniknąć, ale nie możesz jej od razu zabić.
– Co to za chore gierki? – mruknąłem poirytowany. – Jestem wielozadaniowcem, ale bez przesady.
– Zlecił to…
– Stop – przerwałem mu szybko, odrzucając plik zdjęć na biurko.
– Tak, jasne – westchnął głośno.
Nigdy nie chciałem znać powodów, bo to nie moja sprawa. Jeśli zlecenie pochodziło z rąk Adama, potrzebowałem znać jedynie warunki i nic poza tym.
– Musisz jej przypilnować do momentu podpisania umowy, a później gdzieś ją przetrzymać przez miesiąc, może trochę dłużej. I nie masz tu ograniczeń, jeśli wiesz, co mam na myśli.
Wiedziałem. Mogłem ją okaleczać i gwałcić wedle uznania.
W tej samej chwili zdałem sobie sprawę, że kojarzyłem twarz dziewczyny. To Nina Scott, młoda miliarderka, prężnie działająca na rynku kosmetycznym w USA…
– Prawdopodobnie ktoś inny także na nią poluje – kontynuował, bagatelizując zaskoczenie malujące się na mojej twarzy. – Nie mam pojęcia, czy ktoś chce ją nastraszyć, aby zmieniła zdanie, ale mimo kilku incydentów ona nadal żyje, więc albo to zajebiste szczęście, albo tylko pogróżki.
Zacząłem masować sobie skroń dwoma palcami, aby uporządkować informacje.
– Podsumujmy. – Odchrząknąłem. – Więc mam jej pilnować, a później porwać, a po miesiącu zabić, zostawiając na jej ciele krwawe ślady, świadczące o tym, ile wycierpiała?
– Dokładnie – potwierdził Adam i pokiwał szybko głową. – To czy po miesiącu, czy trochę później zależy od tego, co zdecyduje zleceniodawca.
– Ile?
Dziwna sprawa, zwłaszcza z tymi warunkami, nie zabijałem jednak dla przyjemności, ale dla pieniędzy, więc to w tej chwili była dla mnie najistotniejsza kwestia.
– Za wszystko dziesięć baniek. Połowa teraz, druga po wszystkim.
Sporo. Ale to prawie dwa miesiące zabawy, a za każdy z nich pięć milionów… Nie zarobiłbym takiej kwoty w ciągu miesiąca… Chociaż…
– Pomyśl, ile będziesz miał zabawy, Gray.
Skrzywiłem się na te insynuacje.
– Nie planuję jej katować, jeśli o to ci chodzi.
– Myślę, że to nie jest warunek konieczny. – Adam wzruszył lekko ramionami. – Sporo zachodu z tym zleceniem, jeden z moich ludzi odmówił, kiedy poznał szczegóły.
Mój dom, znajdujący się w La Bufadora, wydawał mi się idealnym miejscem na okres, kiedy miałbym trzymać ją w niewoli…
Z jednej strony nie chciało mi się tyle czasu bawić z jedną laską, z drugiej – to miła odmiana od dotychczasowych zadań… Przydałby mi się powiew świeżości, a wakacje mogły zaczekać.
– Wchodzę w to – postanowiłem, przypieczętowując los ślicznej blondynki.
GRAYSON
Przysięgam, że biorąc tę robotę, nie spodziewałem się, z czym przyjdzie mi się mierzyć. Powinienem był dokładniej sprawdzić Ninę Scott, jej nawyki, tryb życia i wrogów. Nie zrobiłem tego, odnosząc mylne wrażenie, że to jedynie kobieta prowadząca własny biznes. Miałem, kurwa, ręce pełne roboty. Ktoś usilnie starał się wysłać tę małą na tamten świat. Przerobiłem już truciznę w kawie, na szczęście na moje polecenie Tegan w porę potrącił Ninę, a ta wypuściła kubek na marmurową podłogę. Do tego należało dodać próbę przejechania i bombę pod jej autem. Sprawy nie ułatwiał fakt, że ta dziewczyna poruszała się niczym tornado, wszędzie jej było pełno, a zmieniała plany tak często, że prewencyjnie posadziłem swojego człowieka na podsłuchu przez dwadzieścia cztery godziny na dobę.
Abym mógł dobrze wykonywać swoją robotę, musiałem założyć pluskwy w jej domu i biurze. Ochrona obu budynków okazała się do niczego, wystarczyło, aby moi ludzie podali się za speców od klimatyzacji, i mogli bez problemu wejść do jej domu i firmy. Ktoś powinien dostać za to po łbie.
Z utęsknieniem czekałem na chwilę, kiedy zwyczajnie będę mógł ją zwinąć i wywieźć do Meksyku, aby tam spokojnie poczekać na sygnał. Tymczasem poznawałem jej zwyczaje, sposób bycia i życia oraz nawyki.
Często sam ją podsłuchiwałem, a obraz kobiety, który wyklarował się w mojej głowie, okazał się dość ciekawy. Nina Scott to kawał suki i tego nie dało się ukryć. Stawiała na swoim, rozstawiała ludzi po kątach, najczęściej zachowywała się opryskliwie i roszczeniowo. I prawie nigdy się nie śmiała. Zauważyłem też, że swojej asystentce pozwalała na o wiele więcej, niż innym otaczającym ją ludziom.
Codziennie, około szóstej rano, biegała. A później wracała do apartamentu, aby po godzinie wyjechać z podziemnego parkingu i udać się do biura, gdzie spędzała około szesnastu godzin z przerwami na lunch lub spotkania.
Gdy miała jedno z nich, zauważyłem faceta wychodzącego w pośpiechu z restauracji. Oglądał się za siebie, jakby miał coś na sumieniu. I to właśnie wtedy zobaczyłem, że kelnerka podawała Ninie kawę. Przez słuchawkę poinformowałem Tegana, aby na nią wpadł i wytrącił jej filiżankę z dłoni. Później kazałem mu schować odłamek naczynia, aby sprawdzili w laboratorium, czy moje podejrzenia okazały się słuszne.
Od zawsze lubiłem nosić lekki zarost, ale na potrzeby tej akcji dokleiłem sobie brodę sporych rozmiarów i zakładałem soczewki zmieniające barwę moich niebieskich tęczówek na zielone. Nie chciałem, by moje prawdziwe oblicze wychwyciła jakakolwiek kamera znajdująca się w mieście. I chociaż zapłaciłem krocie, aby w żadnej bazie danych nie znalazły się moje odciski palców, to ostrożności nigdy zbyt wiele. Miałem sporo na sumieniu i raczej wolałbym uniknąć sytuacji, że Adam musiałby wyciągać mnie z szamba i oczyszczać z zarzutów.
– Nie mogę uwierzyć, że teraz chronisz, zamiast zabijać.
Spojrzałem na Tegana, lekko marszcząc brwi.
Ten facet stał się jednym z moich najbardziej zaufanych ludzi. Podczas rozłamu Adam pozwolił mu wybrać, a gość postawił na mnie. Starałem się robić, co w mojej mocy, aby nie pożałował tej decyzji. Sporo płaciłem mu za pomoc przy różnych akcjach, tym bardziej że ten pozostawał niezrównany w dziedzinie komputerów i internetu.
– Takie są warunki. Najpierw muszę utrzymać ją przy życiu, żeby później zabić.
Tłumaczyłem mu to już kilka razy, ten idiota jednak w najmniej spodziewanym momencie przypominał mi, że to zlecenie odbiegało od normy.
Teraz siedzieliśmy w kawiarni kilka przecznic od miejsca, gdzie przebywała Nina. Kumpel profilaktycznie włamał się do jej telefonu i zainstalował ukrytą aplikację śledzącą. Wcześniej podrzuciliśmy pluskwę do jej torebki tylko po to, by kolejnego dnia się przekonać, że wzięła inną i cały plan szlag trafił.
– Szkoda jej – westchnął przeciągle, kreśląc kółka palcem wskazującym na brzegu swojej szklanki. – Naprawdę niezła jest.
– Jak większość lasek w mieście – odparłem obojętnym tonem. – Chociaż przypuszczam, że ona jest najbardziej jadowita z nich.
On też wiele razy słyszał, jak wyglądały jej negocjacje czy posiedzenia zarządu. Prawdę mówiąc, ta mała mogłaby zjeść mnie na śniadanie, gdybym nie miał doświadczenia w tłumieniu wszelkich prób oporu.
– Wcześnie straciła rodziców i ten cały bajzel został na jej barkach.
Tak, wiedziałem o tym. Zebrałem wszelkie niezbędne informacje na temat Niny Scott, tak aby nic mnie nie zaskoczyło. Lecz po tygodniu śledzenia jej i poznawania osobowości dziewczyny z ukrycia musiałem stwierdzić, że zaskoczyło mnie kompletnie wszystko. Plik kartek zapisanych suchymi informacjami nijak się miał do atrakcyjnej kobiety, którą widywałem każdego dnia.
Tegan włamał się do systemu zabezpieczeń biurowca, przez co w każdej sekundzie mogłem zobaczyć, co robiła. I często korzystałem z tego przywileju.
Poza zimnej suki, na jaką się kreowała, nijak się miała do faktu, jak zachowywała się wobec swojej asystentki. Pobłażliwa to za mało powiedziane. Meredith jako jedyna mogła jej nawtykać i chociaż smoczyca robiła wtedy morderczą minę, po sekretarce spływało to jak woda po kaczce. Dopiero kiedy Nina Scott zostawała sama, na jej twarzy pojawiał się nikły uśmiech, coś na kształt raczej wykrzywienia warg niż wyrazu autentycznej radości, ale to właśnie to sprawiało, że w tamtych chwilach wydawała mi się bardziej ludzka i mniej krwiożercza.
Podobało jej się to, że asystentka się nie bała i jako prawdopodobnie jedyna naciskała i mówiła szefowej prawdę prosto w twarz.
– Mam iść z tobą do tego klubu? – Pytanie przyjaciela sprowadziło mnie na ziemię.
Odchrząknąłem.
– Clint będzie na zewnątrz, ty ze mną w środku – poinformowałem. – Nie planuję siedzieć sam przy barze jak idiota.
– Jasne.
Z tego, co usłyszałem, mała wybierała się na urodziny asystentki, zorganizowane w klubie. Dla domniemanego mordercy to wydawało się doskonałą okazją, a ja musiałem ją zaprzepaścić.
Odliczałem dni i godziny, aż zabiorę ją z tego piekielnego miasta, zamknę na cztery spusty i odzyskam święty spokój.
***
Łączność między mną a moimi ludźmi to podstawa przy różnego rodzaju akcjach, ale w tej chwili włożenie czegokolwiek do ucha, wiązałoby się z dziwnymi spojrzeniami osób bawiących się w klubie, więc musiałem zrezygnować z tego pomysłu. Niewielka jednostka znajdowała się jedynie w spince do mankietu i na ten wieczór to musiało wystarczyć.
Ja i Tegan pojawiliśmy się w klubie parę minut wcześniej, tak aby zająć odpowiednie miejsce. Chciałem mieć na oku stolik, przy którym usiądzie moje zlecenie.
– Jakaś laska pieprzy cię spojrzeniem – poinformował Tegan, znacząco kierując wzrok w lewą stronę, ale nie miałem zamiaru za nim podążać.
– I tyle musi jej wystarczyć – mruknąłem, sięgając po swojego drinka.
Sączyłem go powoli, zdając sobie sprawę, że nie powinienem zamawiać więcej niż dwóch lub trzech. W takich sytuacjach trzeźwość umysłu okazywała się na wagę złota, a w grę wchodziło przecież dziesięć baniek.
– Od lat nie byłem w klubie. – Przyjaciel rozglądał się dookoła. – I wcale nie tęskniłem.
Prawdę mówiąc, ja także nie. Nie rajcowały mnie balangi do białego rana, upijanie się i rżnięcie obcych lasek w kiblach.
Jakaś para obmacywała się na parkiecie, pożerając swoje usta jak wygłodniałe zwierzęta, a facet obejmował kobietę, kładąc ręce na jej krągłych pośladkach.
– Jak nic, koleś dziś zaliczy – zaśmiał się Tegan.
– Jak wielu innych. – Wzruszyłem obojętnie ramionami.
W takich miejscach to nic nadzwyczajnego. Jasne, preferowałem przygodny seks, ale nie w takich warunkach, więc nawet jeśli w tej chwili jakaś kobieta zainteresowałaby mnie na tyle, aby się pokusić, zdecydowanie zabrałbym ją do swojego auta, a nie do dusznej i śmierdzącej toalety.
– O, jest i nasze zlecenie.
Nie odwróciłem się od razu. Zanim to zrobiłem, ponownie sięgnąłem po drinka, a następnie napisałem do Clinta, że ta mała pojawiła się przy stoliku.
Meredith zaprosiła dwanaście osób i każdą z nich sprawdziłem. Zawsze istniała możliwość, że to właśnie asystentka chce zemścić się na swojej szefowej, więc postanowiłem zachować czujność.
Kiedy nieznacznie się odwróciłem, opowiadając Teganowi o wczorajszym meczu hokeja, aby uśpić czujność otaczających nas ludzi, powieka drgnęła mi lekko.
– Obrona była do bani, a skrzydłowi… – kontynuowałem, na co przyjaciel skinął głową, udając, że słuchał mnie uważnie.
Smoczyca dobrała kolor sukienki idealnie oddający jej charakter. Krwistoczerwona, dopasowana kiecka na ramiączkach leżała na niej niczym druga skóra, opinając wszystkie krągłości i wyraźnie akcentując apetyczny tyłek. Materiał sięgał połowy ud, ale to wystarczyło, aby się zorientować, że Nina Scott miała nogi, o których większość facetów śniłaby nocami.
Włosy związała w wysoki koński ogon, dzięki czemu wyraźnie można było przyjrzeć się jej twarzy.
– Niezła – mruknął Tegan, zerkając to na mnie, to na nią, aby po chwili utkwić wzrok w butelkach z alkoholem znajdujących się na barowej półce. – Serio dasz radę to zrobić?
Doskonale wiedziałem, o co chodziło temu dupkowi.
– Jeśli myślisz, że para zgrabnych nóg i sterczący tyłek skłonią mnie do złamania danego słowa, to tkwisz w pieprzonym błędzie.
– Do tej listy dodałbym jeszcze cycki, Gray. To grzech pomijać je w takiej rozmowie.
– To właśnie dlatego ja robię to, co robię, a ty mi tylko asystujesz – prychnąłem, z niedowierzaniem kręcąc głową. – Masz zbyt miękkie serce.
– Kiedy będziesz… kiedy to zrobisz, nie zamierzam asystować.
– W porządku, poradzę sobie sam.
Jeszcze nie wiedziałem, w jaki sposób tego dokonam. Raczej zrezygnuję z tortur, nie planowałem jej męczyć. Chyba że będzie działała mi na nerwy.
– Wszyscy się na nią gapią, więc z trudem znajdziemy tego, który chciałby jej coś zrobić – mruknął po chwili i zatopił zęby w kawałku cytryny.
– Obserwuj – poleciłem, ignorując jego wątpliwości.
Intencje ludzi dało się wyczuć i raczej nie okazywało się to bardzo skomplikowane. Mimika, gesty, napięcie ramion czy drżenie dłoni mocno świadczyły o planach danej osoby, konieczne jednak pozostawało pełne skupienie, zaufanie intuicji i przewidywanie kolejnych ruchów.
Impreza urodzinowa rozpoczęła się od kilku szotów. W międzyczasie odczytałem wiadomość od Clinta mówiącą, że Nina przyjechała z szoferem, a ten czeka na nią przed budynkiem.
Wyraźnie zadowolona Meredith przyjęła prezenty i przez dłuższą chwilę ściskała się ze swoją szefową. Otrzymała od niej bon do jubilera, a za jego równowartość kobieta mogłaby kupić samochód. Więc panna Scott okazała się szczodra. I w tamtej chwili wyglądała na naprawdę rozluźnioną i szczęśliwą, chociaż zachowywała dystans w stosunku do innych uczestników imprezy.
I ani razu nie wyszła na parkiet, chociaż ją o to proszono. Tak, potrafiłem czytać z ruchu warg.
Dopiero kiedy asystentka zaczęła nalegać, Nina ustąpiła i poszła potańczyć. Przysięgam, że ten widok wart był każdej godziny spędzonej na tym pieprzonym niewygodnym krześle.
Moje zlecenie w tańcu poruszało się niczym bogini, która zstąpiła z nieba jedynie na chwilę, aby porazić swoim blaskiem. Czekałem tylko na moment, kiedy podejdzie do niej pierwszy śmiałek, i nie zajęło to zbyt wiele czasu. Dosłownie przez kwadrans podbiło do niej sześciu kolesi, a każdego z nich spławiła morderczym wzrokiem.
Obserwując otoczenie, wyłowiłem z tłumu wysokiego typa w ciemnozielonej koszuli.
Wydawał się całkiem zwyczajny, coś w jego postawie kazało mi jednak zachować czujność. Przyszedł sam, niby znudzony, zblazowany, ale jednocześnie zbyt często wracał wzrokiem do Niny Scott, a jego spojrzenie nie wyrażało jedynie zachwytu, jak w przypadku innych bubków, ale coś jeszcze, coś, czego na tę chwilę nie potrafiłem zinterpretować.
– Chyba myślimy o tym samym. – Tegan nachylił się nade mną, aby wyrazić swoje podejrzenia, na co niemal niezauważalnie skinąłem głową.
Miałem na oku kolesia, jednocześnie szukałem jakichkolwiek innych oznak, że nie pojawił się sam.
W myślach cały czas sobie powtarzałem, że te dziesięć baniek jest warte tego całego gówna, w które wpadłem po uszy.
Miałem też nadzieję, że polecenie zabicia tej małej nadejdzie jednak szybciej niż po upływie miesiąca.
Planowałem kilkutygodniowe wakacje, potrzebowałem się wyciszyć, odpocząć i zrelaksować, aby wrócić w pełni sił i nadal dobrze wykonywać swoją robotę.
Spiąłem się, dostrzegłszy, że dziewczyna zeszła z parkietu, ale wcale nie udała się w stronę stolika zajmowanego przez gości Meredith. Facet w zielonej koszuli także to zauważył, bo odstawił drinka i sięgnął po telefon.
Z każdą kolejną minutą coraz bardziej zastanawiałem się, kto na nią polował i w jakim celu to robił. Kiedy dostałem wyniki analizy filiżanki wytrąconej jej przez Tegana, byłem mocno zaskoczony. Okazało się, że ktoś dosypał jej do kawy jakiegoś syfu, ale dawka nie mogłaby stać się śmiertelna, nawet dla drobnej kobiety.
Wszystkie znaki na niebie i ziemi wyraźnie mówiły, że ktoś próbował ją nastraszyć. Miałem ochotę to sprawdzić i zostawić pole do popisu kolesiowi w zielonej koszuli, ale nie chciałem ryzykować, że jednak coś pójdzie nie tak, i to nie ze względu na śliczną jasnowłosą dziewczynę, ale na moje dziesięć baniek.
Nie mogłem pozwolić, aby Nina zniknęła mi z oczu, więc na głos powiedziałem do Tegana, że muszę się odlać, a następnie podniosłem tyłek z tego pieprzonego krzesła.
Facet wstał ułamek sekundy wcześniej, ruszając dokładnie tam, gdzie udała się panna Scott.
Pojawiłem się za plecami typa, kiedy Nina zniknęła mi z oczu. Gdy w ciemnym korytarzu ten dupek sięgnął do klamki od drzwi damskiej toalety, wiedziałem już, że przeczucia mnie nie myliły.
Dopadłem do niego, zanim jeszcze zdążył otworzyć drzwi, a następnie pociągnąłem go w kolejny korytarz, doskonale wiedząc, że Tegan osłaniał moje plecy i zajmie się Niną, kiedy ta opuści łazienkę.
Facet, kompletnie zaskoczony, nie potrafił się skutecznie obronić przed moimi pięściami.
Mógłbym spróbować zmusić go do mówienia, lecz w tej sprawie niewiele by mi to dało. Miałem zbyt mało czasu, to po pierwsze, a po drugie nie interesował mnie zbytnio fakt, kto chciał ją nastraszyć.
Mocno zacisnąłem palce jednej ręki na jego szyi, przyciskając go do ściany, a następnie drugą pospiesznie go obszukałem.
Typ przez dłuższą chwilę się szamotał, ale przestał, kiedy zaczęło brakować mu tlenu. Już po chwili znalazłem to, czego szukałem. Nóż myśliwski, dość spory.
– Szedłeś z tym do niej? – zapytałem cicho, na co facet jedynie sapnął. – No cóż, niespodzianka.
Puściłem go na chwilę, ponieważ ciekawość zwyciężyła.
– Dla kogo pracujesz? – zagadnąłem, przekładając ostrze do drugiej dłoni.
– Wal się – zacharczał, a strużka śliny popłynęła mu po brodzie.
Spojrzałem na zegarek na przegubie. Tegan napisał, że dziewczyna wróciła już do stolika, więc nie miałem zbyt wiele czasu.
– Co chciałeś jej zrobić? – Wyprowadziłem cios w brzuch, od którego facet zgiął się wpół.
Powinienem go zabić i wrócić do baru, jakaś część mnie chciała się jednak dowiedzieć, kto poluje na Ninę Scott i z jakiego powodu tak młoda dziewczyna została narażona na niebezpieczne sytuacje.
Nie miałem jednak dość czasu, a typek nie wydawał się zainteresowany rozmową.
Złapałem go za kołnierz, a następnie otworzyłem najbliższe drzwi. Za nimi, według otrzymanych planów klubu, powinno mieścić się pomieszczenie gospodarcze.
Na szczęście się nie pomyliłem.
Mimo hałasu panującego w klubie ktoś mógłby jednak usłyszeć huk wystrzału, więc postanowiłem zrobić z noża dobry użytek.
Zatkałem mu usta, zanim ostrze zatopiło się w jego brzuchu, ale i tak w pomieszczeniu rozległ się cichy jęk. Obróciłem rękojeść kilka razy, uważając, aby nie zabrudzić się krwią ofiary.
– Gdybyś był grzeczny, przekazałbym ci wiadomość dla twojego zleceniodawcy, ale doszedłem do wniosku, że twoje ciało okaże się najlepszą wiadomością, skurwielu.
Musiałem zyskać pewność, że nie wydostanie się żywy z tego miejsca, więc dla szybszego efektu przeciąłem mu tętnice, a następnie odrzuciłem mężczyznę kilka metrów od siebie.
Opuściłem pomieszczenie, kiedy po kilkunastu sekundach konwulsji przestał się ruszać.
Zanim wyszedłem na korytarz, upewniłem się jeszcze, że nie mam na sobie żadnych śladów, a następnie napisałem do technika, aby usunął zapis z kamer w całym klubie z ostatniej godziny.
Kiedy wróciłem do baru, Nina piła drinka przy stoliku, rozmawiając o czymś ze swoją asystentką. Tegan posłał mi pytające spojrzenie, na co lekko skinąłem głową.
Najlepiej byłoby się stąd zabrać, zanim ktoś odnajdzie ciało, i dzięki Bogu panna Scott spełniła moje życzenie. Po chwili zaczęła się żegnać i opuściła klub ku mojej ogromnej radości. Z niecierpliwością odliczałem do dnia, w którym ta mała podpisze wreszcie tę umowę, a ja zabiorę ją do siebie.
Ciekawiło mnie, czy przerażona również zamierza trzymać głowę tak wysoko.
NINA
Przez cały czas towarzyszyło mi to dziwne przeczucie, że ktoś mnie obserwuje, kiedy jednak tylko się odwracałam, nikogo nie dostrzegałam. Jednocześnie mrowienie w karku świadczyło o tym, że nie mogłam się mylić.
Wright nie próbował kontaktować się ze mną od kilku dni ani wpływać na moją decyzję, żadne incydenty nie miały już miejsca, więc podejrzewałam, że facet dał sobie spokój.
Przygotowania do podpisania umowy znajdowały się już na finiszu, a ja postanowiłam poprzedzić to krótkim pobytem nad oceanem.
Do tego pomysłu namówiła mnie Meredith. Trzydniowy pobyt w spa wydawał się opcją idealną, żeby choć na chwilę oderwać się od ponurej rzeczywistości. Długie wakacje muszą poczekać, choć – prawdę mówiąc – w mojej sytuacji nigdy nie znajdzie się odpowiedni czas na urlop i musiałam albo się z tym pogodzić, albo odpuścić.
Ostatnie lata dały mi się we znaki i odczuwałam je każdą komórką mojego ciała, nie wspominając już o nastroju i samopoczuciu. Wydawało mi się, że tkwiłam w kołowrotku, w którym jedynym sensem mojego życia pozostawała firma.
– Z tym weekendem poczekaj do podpisania umowy – poradził wuj, kiedy zdradziłam mu swoje plany.
– Przecież nad wszystkim czuwają prawnicy – zaskoczyło mnie jego podejście, bo prawdę mówiąc, od jakiegoś czasu Wyatt sam wspominał, że powinnam odpocząć.
– A jeśli wypadnie coś niespodziewanego? Będziesz wisieć na telefonie albo w najgorszym wypadku zostaniesz zmuszona do powrotu.
No fakt, miałam już na tyle doświadczenia i zdawałam sobie sprawę z faktu, że coś niespodziewanego wypadało średnio kilka razy w tygodniu.
– Racja – mruknęłam poirytowana, a następnie sięgnęłam po smartfon, aby napisać Meredith, aby przesunęła mój wyjazd o kilka dni. – Zostanę na miejscu do czasu, aż wszystko sfinalizujemy.
– Mądra decyzja – przytaknął, wyraźnie zadowolony.
Dochodziła piąta po południu, więc kiedy wuj się pożegnał, a ja dostałam potwierdzenie nowego terminu pobytu w spa, postanowiłam sięgnąć po analizy sprzedaży nowych produktów, które na szczęście napawały optymizmem.
Kiedy w moim gabinecie pojawiła się Meredith z kawą, od razu dostrzegłam delikatną zmianę w jej wyglądzie.
Dziewczyna uśmiechnęła się lekko, stawiając kubek na biurku.
– Ładny, prawda?
Złoty wisiorek w kształcie motyla zawieszony na dość okazałym łańcuszku prezentował się przepięknie.
– Świetny – przyznałam, a następnie przyjrzałam się jej podejrzliwie. – Skoro nie miałaś na sobie tego rano i podczas lunchu, który zjadłaś ze mną, oznacza to jedynie, że…
– Że wyskoczyłam na pięć minut, żeby kupić sobie prezent od ciebie. – Mrugnęła do mnie z szerokim uśmiechem.
– W trakcie pracy.
– Tak, w trakcie pracy. Ale byłam pod telefonem i to serio nie trwało długo.
Chwyciłam kubek, a następnie odchyliłam się na oparcie fotela.
– I powiem ci, że zostało mi jeszcze trochę pieniędzy na karcie podarunkowej. Nie musiałaś robić mi aż tak drogiego prezentu.
– Musiałam. I niech zgadnę: jeśli kategorycznie zabronię ci zakupów w godzinach pracy, to i tak je zrobisz, prawda?
– Oczywiście – przytaknęła szybko.
– Bezczelna – mruknęłam, powoli kręcąc głową. – Umów mnie z kosmetyczką i fryzjerem przed tym wyjazdem, dobrze?
Miała dostęp do mojego pełnego grafiku, więc najlepiej będzie wiedziała, kiedy znajdę odpowiednią ilość czasu.
– Jasne. Coś jeszcze?
– Możesz wcześniej wrócić do domu.
– Wow, super.
Entuzjazm w jej głosie sprawił, że lekko się uśmiechnęłam.
– Pamiętaj o jutrzejszym spotkaniu z grafikami.
– Pamiętam – zapewniłam.
– Miłego dnia, Nina. Widzimy się jutro!
Pomachała mi na pożegnanie, nie odwzajemniłam jednak tego gestu. Po kolejnym łyku kofeiny postanowiłam skupić się na analizach.
Jeśli tylko istniała taka możliwość, zawsze pozwalałam dziewczynie kończyć pracę wcześniej. Ona miała kogoś, kto na nią czekał, więc nie musiała tkwić tu ze mną bez potrzeby. I tak odwalała kawał dobrej roboty, pozostawała moją prawą ręką i gdyby nie ona, nie miałam pojęcia, jak by to wszystko funkcjonowało.
Fakt, Meredith była roztrzepana, narwana i pyskata, ale miała w sobie zmysł, odwagę i chęć do działania. Pod jej rządami wszystko działało jak w zegarku, a ja zyskałam poczucie, że sprawy znajdują się we właściwych rękach.
Starałam się odwdzięczać jej premiami czy bonami na różne okoliczności. Nie mogłam pozwolić, aby ktoś mi ją odebrał.
Dochodziła ósma, kiedy skończyłam, chociaż po powrocie do domu i tak powinnam odpisać na kilka e-maili. Poinformowałam kierowcę telefonicznie, że chcę wracać, a kiedy znalazłam się na podziemnym parkingu, uczucie, że jestem obserwowana, powróciło.
Jak zwykle, kiedy tylko się rozejrzałam, okazało się, że nikt nie kręcił się w pobliżu.
Moje urojenia zdecydowanie stanowiły konsekwencję zapracowywania się i braku odpoczynku, a jeśli miałam do tego dodać moje samopoczucie i chęci do życia, to naprawdę wyglądało to kiepsko.
Kiedy opadłam na skórzane tylne siedzenie samochodu, przymknęłam oczy.
– Dokąd, proszę pani?
– Do domu.
Do domu… Kiedyś miałam dom pełen szczęścia i miłości, lecz teraz…
– Dokąd, proszę pani?
– Do czterech zimnych i pustych ścian, poprawiłam w myślach.
***
– Cambel wygląda, jakby miał się zaraz posikać z radości.
Nazwałabym to nieco inaczej: ekscytacją, zaaferowaniem, pobudzeniem, ale moja asystentka stawiała raczej na prostotę komunikacji.
Przez przeszklone ściany gabinetu konferencyjnego widziałyśmy, że facet kręci się, poci i rozgląda.
– To dla niego szansa na dobre pieniądze – oznajmiłam, przesuwając wzrok na prawnika reprezentującego mojego kontrahenta.
W tej samej chwili mężczyźni siedzący w gabinecie nas dostrzegli. Na miejscu znajdował się już Colton oraz Wyatt, którzy również obserwowali nas przez szybę.
– Kretyn – prychnęła Meredith, kiedy gość radośnie pomachał w naszą stronę.
W drodze do sali konferencyjnej zaczepił mnie jeden z dyrektorów, abym tylko zerknęła na czcionkę najnowszego opakowania kremu. I to nie mogło poczekać, zdążyłam się już przyzwyczaić.
– Lakier wypukły, o ton ciemniejszy niż ten pokazany – podjęłam decyzję po kilkunastu sekundach. – Zróbcie projekt, chcę zobaczyć obie wersje.
– Oczywiście. – Mężczyzna uśmiechnął się słabo, a następnie szybko wycofał.
Potarłam dłonią skroń.
– A jemu co? – zapytałam asystentki, spoglądając za odchodzącym pracownikiem.
– No, nic. – Dziewczyna obojętnie wzruszyła ramionami. – Powinien przywyknąć, że niczego nie akceptujesz za pierwszym razem i wymagasz kilku projektów.
Drgnęłam zaskoczona.
– To brzmi strasznie – odezwałam się cicho.
– Bo jesteś straszna, Nina. – Meredith prychnęła.
– Żartujesz? – Nawet nie próbowałam kryć oburzenia w głosie.
– Nie, tylko najtwardsi wytrwają przy twoim boku. – Uśmiechnęła się szeroko, napinając biceps. – Tacy jak ja.
– Chodźmy – powiedziałam zniecierpliwiona i rozdrażniona. – Wystarczająco już czekali.
Kilka lat temu nawet do głowy by mi nie przyszło, aby gdziekolwiek się spóźnić, teraz jednak nie miałam na to dużego wpływu. Najczęściej sprawy same układały się w ten sposób, że na każdym spotkaniu pojawiałam się dwadzieścia minut po wyznaczonym czasie.
Weszłyśmy do środka, a siedzący przy stole mężczyźni wstali. Zajęłam swoje miejsce, nadal przetwarzając słowa asystentki. Naprawdę starałam się trzymać w ryzach to moje dziedzictwo i wydawało mi się, że byłam dość wyrozumiała… Może nie sympatyczna, radosna i miła, ale dbałam o swoich pracowników…
– Chcesz przejrzeć umowę jeszcze raz? – zagadnął Colton, na co nieznacznie pokręciłam głową.
– Nie, chyba że od naszej ostatniej rozmowy coś się zmieniło i zamieściłeś nieomówione poprawki.
– Nie ma takiej możliwości – zaprzeczył gwałtownie Wyatt, na wyrost stając w obronie syna.
Spojrzałam na kuzyna, który nieznacznie poczerwieniał.
– Nie wprowadzałem niczego bez konsultacji z tobą – zapewnił spokojnym tonem, ale wyraźnie widziałam, że moje słowa go zdenerwowały.
To, że byliśmy rodziną, nie oznaczało, że nie planowałam go kontrolować. Wręcz przeciwnie, trzymałam rękę na pulsie, niezależnie od tego, o kogo chodziło.
– Świetnie. – Lekko skinęłam głową i zwróciłam się do Cambela: – Możemy zaczynać?
– Oczywiście – odparł natychmiast, na co Meretith teatralnie przewróciła oczami.
Moja asystentka nie przepadała za Danielem, zresztą wydawało mi się czasami, że ta kobieta za nikim nie przepadała. Akceptowała mojego wuja, natomiast Colton niemiłosiernie ją wkurzał. Kuzyn za każdym razem umizgiwał się do niej, na co z początku przymykała oko, natomiast z biegiem czasu nie próbowała już nawet powstrzymywać się przed kąśliwymi uwagami.
Pełnomocnik Cambela zabrał głos, zaraz po nim przemówił Colton, a kiedy przyszedł czas na złożenie podpisów, kuzyn podsunął mi dwa egzemplarze umowy.
– Chwileczkę.
Sięgnęłam po plik kartek, by sprawdzić, czy aby obie wersje brzmią identycznie, oraz skontrolować kolejny raz główne warunki umowy. Usłyszałam zniecierpliwione sapnięcie Coltona oraz poirytowany głos mojej asystentki:
– Masz jakiś problem?
Kącik ust drgnął mi w lekkim uśmiechu, w porę jednak się powstrzymałam.
– Masz coś przeciwko, abym sprawdziła, co podpisuję? – Uniosłam wzrok na młodego mężczyznę, który zaciskał nerwowo pięści.
Nie przypuszczałam, aby chciał mnie oszukać. Pracował dla mojej rodziny, odkąd skończył studia prawnicze, zawsze lojalny i bardzo dokładny, ale ja jak nikt inny zdawałam sobie sprawę z faktu, że pomyłki są rzeczą ludzką i wolałabym mieć wszystko pod kontrolą.
Inną sprawą było to, że ani Wyatt, ani jego syn nie znosili dobrze braku zaufania czy kontrolowania. Ale to nie mój problem.
– Oczywiście, że nie. Przeczytaj spokojnie, mamy czas.
Daniel szeptał coś do swojego pełnomocnika, ale kompletnie to zignorowałam, a kiedy skończyłam czytać, przesunęłam dokumenty po stole w stronę Cambela.
– Przejrzyj – zaproponowałam, na co nieznacznie pokręcił głową.
– Nie muszę. Wiem, że wszystko jest tak, jak ustalaliśmy.
Głupiec. Nie miał pojęcia, że w tym podłym świecie mógłby zostać sprzedany za kilkaset tysięcy.
Daniel Cambel złożył podpis w wyznaczonym miejscu tak szybko, jakby nie chciał już przeciągać wizyty w moim biurze.
Ja także złożyłam podpis na dwóch egzemplarzach i dopiero wtedy zobaczyłam wyraźną ulgę malującą się na twarzy nowego wspólnika.
On chciał ratować swoją firmę, ja zaś potrzebowałam wejść na wyższy poziom i zaoferować swoim klientom coś więcej niż do tej pory.
Najważniejszym stał się fakt, że to nie ja weszłam do paszczy lwa, tylko zrobił to Cambel. To moje słowo pozostawało tym ostatnim.
Mężczyzna uścisnął mi dłoń, następnie zrobił to jego pełnomocnik, w czasie kiedy wuj Wyatt otwierał szampana.
Meredith jakby wyczuwała moje intencje, spojrzała na zegarek, a następnie na mnie.
– Powinnyśmy już iść – poinformowała, na co zebrani zwrócili na nas oczy. – I tak jesteś już spóźniona.
Kłamstwo.
I wcale się na to nie umawiałyśmy, ale poczułam wobec niej wdzięczność za interwencję. Nie miałam ochoty tu zostawać, a moja asystentka znała mnie jak własną kieszeń.
– Ale kolacja… – zaprotestował Wyatt z kamiennym wyrazem twarzy.
– Zjecie ją beze mnie. Mam jeszcze kilka rzeczy do załatwienia – oznajmiłam spokojnie.
– Dobrze – zgodził się, ale wyraźnie widziałam, że nie podobał mu się ten pomysł. Odebrał to jako mój lekceważący stosunek do całej sprawy i ani trochę się nie pomylił.
Kiedy razem z Meredith wyszłam z gabinetu konferencyjnego, poczułam ulgę. Serio, byłam emocjonalnie wykończona.
– Co dla mnie wymyśliłaś? – zagadnęłam dziewczynę, kiedy znalazłyśmy się w pomieszczeniu obok mojego gabinetu, gdzie znajdowało się biurko Meredith.
– Pojutrze wyjeżdżasz, nie pamiętasz? – prychnęła cicho, otworzyła drzwi i niemal wepchnęła mnie do środka.
– Pamiętam i co w związku z tym?
– Założę się, że strój kąpielowy, który znajdziesz w swojej szafie, ma już dekadę albo zjadły go mole.
Niestety, miała rację.
– Planowałam zamówić i…
– O nie! – zaprzeczyła gwałtownie. – Pójdziesz na te zakupy osobiście, i to razem ze mną!
Wytrzeszczyłam oczy.
– Meredith…
– Nie zabierzesz na ten wyjazd tych swoich garsonek i eleganckich sukienek. Potrzebujesz czegoś letniego, zwiewnego, w kwiatki.
– W kwiatki – prychnęłam cicho, z niedowierzaniem kręcąc głową.
– Właśnie. A sama sobie tego nie kupisz, już ja cię znam. Potrzebujesz mnóstwa rzeczy, łącznie z kosmetykami do opalania. Jesteś blada jak tyłek mojej teściowej i…
– Już dobrze – westchnęłam z rezygnacją, mając świadomość, że się z tego nie wywinę. – Pójdziemy na zakupy w godzinach twojej pracy.
– Weź złotą kartę – poleciła, cofając się w stronę drzwi. – A ja powiem ochronie, że nie wracamy już dzisiaj do biura.
Podstępna wiedźma!