Zawód inwestor giełdowy. Nowe ujęcie - Elder Alexander - ebook

Zawód inwestor giełdowy. Nowe ujęcie ebook

Elder Alexander

0,0
104,00 zł

lub
-50%
Zbieraj punkty w Klubie Mola Książkowego i kupuj ebooki, audiobooki oraz książki papierowe do 50% taniej.
Dowiedz się więcej.
Opis

Najlepiej sprzedająca się książka giełdowa wszechczasów dostosowana do współczesnych rynków!

Książka została laureatem nagrody w kategorii „Publikacja Roku” na targach FX Cuffs Kraków 2019.

Zawód inwestor giełdowy. Nowe ujęcieuczy spokojnego i zdyscyplinowanego podejścia do rynków. Kładzie nacisk i wyznacza jasne zasady zarządzania ryzykiem, a także przedstawia schematy transakcyjne, tworzenia planów inwestycyjnych oraz oceny samego siebie w kontekście gotowości do handlowania. Książka dostarcza wiedzę, pomysły oraz narzędzia niezbędne do rozwinięcia własnego, efektywnego systemu transakcyjnego, poruszając kilka kluczowych kwestii:

  • Jak pokonać własne ograniczenia i rozwinąć silną dyscyplinę?
  • Jak identyfikować asymetryczne obszary rynku, w których potencjał zysków jest większy, a ryzyko straty mniejsze?
  • Jak efektywnie zarządzać kapitałem ustawiając poziomy wejścia, obrony oraz zysków?
  • Jak prowadzić dziennik transakcyjny, który sprawi, że staniesz się własnym nauczycielem?

Odniesienie sukcesu w tradingu opiera się na wiedzy, koncentracji i dyscyplinie. Dzięki połączeniu klasycznych mądrości z nowoczesnymi narzędziami transakcyjnymi „Zawód inwestor giełdowy. Nowe ujęcie” przenosi trading na wyższy poziom. Przejrzysta konstrukcja książki, prosty język oraz solidna dawka wiedzy sprawiły, że pozycja ta stała się niedoścignionym wzorem wśród książek giełdowych.

 

Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi lub dowolnej aplikacji obsługującej format:

EPUB
MOBI

Liczba stron: 565

Oceny
0,0
0
0
0
0
0
Więcej informacji
Więcej informacji
Legimi nie weryfikuje, czy opinie pochodzą od konsumentów, którzy nabyli lub czytali/słuchali daną pozycję, ale usuwa fałszywe opinie, jeśli je wykryje.



Tytuł oryginału: The New Trading for a Living: Psychology, Discipline, Trading Tools and Systems, Risk Control, Trade Management
Przekład: Anna Nowińska, Jan Trawiński
Redakcja merytoryczna: Daniel Jaworowicz, Rafał Janik
Redakcja językowa: Katarzyna Szkaradnik (eKorekta24.pl)
Korekta: Adam Osiński (eKorekta24.pl)
Projekt okładki: Maga Siarkiewicz
Skład: Maga Siarkiewicz
Copyright © 2014 Alexander Elder Copyright © 2018 for Polish edition by Epilog All rights reserved. Poznań 2018
ISBN 978-83-951183-2-6
Partnerem głównym wydania jest X-Trade Brokers Dom Maklerski S.A.
Księgarnia Maklerska.pl ul. Konopnickiej 6 62-040 Puszczykowo tel. 513 160 320 e-mail:[email protected]
Konwersja:eLitera s.c.
.
Cieszymy się, że czytasz tę publikację z legalnego źródła.Szanując pracę autora oraz naszą wspierasz rozwój i edukację inwestorów w Polsce.
Każdy sprzedany przez nas ebook jest indywidualnie znakowany za pomocą technologii Watermark.
Miłej lektury!

Ku pamięci Lou Taylora– mądrego człowieka, doświadczonego tradera i prawdziwego przyjaciela.

Przedmowa

Książka Zawód inwestor giełdowy została opublikowana w 1993 roku i stała się międzynarodowym bestsellerem. Od wielu lat utrzymuje się na szczytach list sprzedaży, gdyż zbiera bardzo dobre recenzje, a ponadto firmy zajmujące się inwestycjami wręczają ją w pakiecie powitalnym nowo zatrudnianym pracownikom. Przez te wszystkie lata opierałem się chęci jej rewizji, ponieważ darzyłem zaufaniem i lubiłem jej wewnętrzną logikę. W tym czasie inwestowałem, podróżowałem, pisałem inne książki i organizowałem szkolenia. Teraz jednak, po 21 latach, zgodziłem się zaktualizować swoją najpopularniejszą publikację, aby dopasować ją do nowych technologii obecnych na współczesnych rynkach, a także zawrzeć w niej kolejne rzeczy, których w międzyczasie się nauczyłem.

Mój nieżyjący, bardzo bliski przyjaciel, Lou Taylor, któremu ten poradnik jest zadedykowany, zwykł żartować: „Jeśli co roku będę choć o pół procent mądrzejszy, zostanę geniuszem, zanim umrę”. Praca nad nowym wydaniem sprawiła, że czułem się, jakbym przeżywał raz jeszcze swoją młodość, mogąc jednocześnie korzystać z doświadczenia nabytego już w życiu dorosłym.

Planując aktualizację tej książki, miałem w głowie kompleks budynków w Wiedniu zwany Gasometer. Niegdyś były to olbrzymie zbiorniki gazu, wzniesione przez austriackich murarzy w 1927 roku. Kiedy jednak nastąpiło przejście z gazu miejskiego na gaz ziemny, zbiorniki te stały się niepotrzebne, a architekci przekształcili je w nowoczesne mieszkania. Wybito szerokie otwory w ceglanych ścianach, uzyskując tym samym panoramiczne widoki, położono eleganckie podłogi, zainstalowano windy, a na najwyższych piętrach utworzono luksusowe apartamenty. Swego czasu miałem okazję skorzystać z jednego z nich. Urzeczony wizją austriackich urbanistów, chciałem, aby moja nowa książka podążyła podobnym torem oraz była swego rodzaju połączeniem starego rzemiosła i nowej technologii.

Zanim przejdziesz do właściwej treści, zadaj sobie pytanie: który element inwestowania trzeba uznać za niezbędny i kluczowy do odniesienia sukcesu?

Psychologia jest ważna. Ponieważ praktykowałem psychiatrię w trakcie pisania pierwszego wydania poradnika Zawód inwestor giełdowy, część psychologiczna przetrwała próbę czasu i niewiele ją zmieniłem w nowym wydaniu.

Analiza rynku również jest bardzo ważna, ale pamiętajmy, że kiedy patrzymy na wykres, mamy do czynienia z pięcioma rodzajami danych – cenami otwarcia, maksimum, minimum i zamknięcia oraz wolumenem obrotu. Nakładanie masy wskaźników na tych pięć rodzajów danych tylko potęguje zagmatwanie. Na giełdzie najczęściej mniej znaczy więcej. Jeśli czytałeś pierwsze wydanie książki Zawód inwestor giełdowy, zauważysz, że zmniejszyłem liczbę rozdziałów stricte technicznych, a ponadto niektóre z nich przeniosłem do dodatku, który można pobrać z Internetu. Z drugiej strony jednak dodałem kilka rozdziałów, które skupiają się na nowych narzędziach, np. na systemie impulse. Niniejsze wydanie wzbogaciłem również o rozdział dotyczący zleceń obronnych, poziomów docelowych oraz innych praktycznych informacji.

Zarządzanie kapitałem także jest niezwykle ważne, ponieważ na rynkach finansowych aż roi się od różnego rodzaju ryzyk. To była najsłabsza część pierwszego wydania poradnika i dlatego napisałem ją właściwie od nowa. Do narzędzi, które mogą okazać się niezwykle pomocne i które zostały przeze mnie skrupulatnie opisane, należy żelazny trójkąt kontroli ryzyka.

Psychologia, taktyka inwestowania i zarządzanie kapitałem stanowią trzy filary sukcesu, ale istnieje jeszcze czwarty czynnik, który wszystkie je łączy. Tym czynnikiem jest prowadzenie dokumentacji zawieranych transakcji. Dziennik transakcyjny pozwala uczyć się na własnych doświadczeniach – pomaga wyrwać się z błędnego koła niewielkich zysków i dużych strat; innymi słowy, przestajesz biegać jak chomik na kołowrotku, pocąc się i stresując, ale nigdzie nie docierając. Zapisywanie swoich transakcji sprawi, że staniesz się dla siebie nauczycielem, co z kolei jest niezbędne, aby sukcesywnie stawać się coraz lepszym inwestorem. W książce zaprezentuję kilka sposobów prowadzenia dokumentacji oraz udostępnię fragmenty własnych dzienników transakcyjnych.

Jeśli jesteś nowym czytelnikiem, witam w niezwykle fascynującej podróży po świecie inwestowania na giełdzie. Jeśli natomiast czytałeś już Zawód inwestor giełdowy, mam nadzieję, że drugie wydanie okaże się o dwie dekady mądrzejsze od pierwszego, a jego lektura pomoże ci zrobić kolejny krok w inwestycyjnej karierze.

dr Alexander Elder

Nowy Jork–Vermont, 2014

Wstęp

1. Gra na giełdzie – ostatnia granica

Możesz stać się wolny – zamieszkać i pracować w dowolnym miejscu na świecie. Masz szansę zdobyć niezależność, uwolnić się od rutyny i podejmować samodzielne decyzje. Tak wygląda życie inwestora, któremu się powiodło.

Wiele osób pragnie osiągnąć ten cel, ale tylko nielicznym się to udaje. Amator patrzy na ekran z notowaniami i widzi miliony dolarów migoczących przed jego oczami. Wyciąga po nie ręce i... przegrywa. Po pewnym czasie próbuje ponownie i przegrywa jeszcze więcej. Inwestorzy ponoszą straty, ponieważ gra jest ostra i bezwzględna. Inny powód ich porażki stanowi brak odpowiedniej wiedzy lub dyscypliny. Jeżeli borykasz się z tego typu problemami, pamiętaj, że napisałem tę książkę specjalnie dla ciebie.

Jak zostałem inwestorem

Latem 1976 roku podróżowałem z Nowego Jorku do Kalifornii. Do bagażnika mojego starego dodge’a wrzuciłem kilka książek o psychiatrii (byłem na pierwszym roku specjalizacji), kilka książek historycznych i tanie wydanie Engela How to Buy Stocks („Jak kupować akcje”)[1]. Nie zdawałem sobie sprawy, że ten sfatygowany tom w miękkiej okładce, pożyczony od kolegi prawnika, zmieni bieg mojego życia. Ów przyjaciel odznaczał się zresztą wyjątkowym antytalentem do gry na giełdzie – każda inwestycja, którą podejmował, była nieudana. Jest to jednak temat na zupełnie inną opowieść.

W trakcie postojów w swojej podróży przez Stany Zjednoczone szybko pochłaniałem książkę Engela i pewnego dnia, na plaży w La Jolla nad Pacyfikiem, skończyłem ją czytać. Przedtem nic nie wiedziałem o rynku kapitałowym i idea zarabiania pieniędzy wyłącznie przy użyciu własnego intelektu zawładnęła mną całkowicie.

Dorastałem w Związku Radzieckim, w czasach, gdy panowało tam „imperium zła” – jak to określił jeden z byłych prezydentów Stanów Zjednoczonych, Ronald Reagan. Nienawidziłem systemu sowieckiego i za wszelką cenę chciałem uciec, lecz w tamtym okresie nie można było emigrować. W wieku 16 lat dostałem się na uczelnię, ukończyłem studia medyczne, a mając 22 lata, zrobiłem specjalizację i zatrudniłem się jako lekarz okrętowy. Wreszcie mogłem stać się wolny. Uciekłem z radzieckiego statku w Abidżanie w Wybrzeżu Kości Słoniowej.

Po opuszczeniu pokładu biegłem do ambasady Stanów Zjednoczonych zapchanymi i pełnymi kurzu uliczkami afrykańskiego portu, ścigany przez załogę. Na szczęście w ambasadzie otrzymałem schronienie, po czym wsadzono mnie do samolotu lecącego do Nowego Jorku. W lutym 1974 roku wylądowałem na lotnisku Kennedy’ego, mając w kieszeni 25 USD. Mówiłem trochę po angielsku, ale w kraju nie znałem nikogo.

Nie zdawałem sobie wówczas zupełnie sprawy, czym są akcje, obligacje, kontrakty terminowe czy opcje, i czasami czułem się dziwnie, patrząc na amerykańskie banknoty w swoim portfelu. W moim starym kraju posiadanie dolarów mogło kosztować trzy lata na Syberii.

Lektura książki How to Buy Stocks otworzyła przede mną zupełnie nowy świat. Po powrocie do Nowego Jorku kupiłem pierwsze akcje – były to akcje firmy KinderCare. Na moje nieszczęście stała się wtedy bardzo zła rzecz. Na swojej pierwszej transakcji zarobiłem pieniądze, co wywołało we mnie nieprawdziwe przekonanie, że osiąganie zysków na giełdzie jest łatwe. Zmiana tego przekonania zajęła mi parę lat.

Równoległym torem rozwijała się moja kariera zawodowa. Zrobiłem specjalizację z psychiatrii w głównym szpitalu uniwersyteckim, studiowałem w Nowojorskim Instytucie Psychoanalitycznym i pracowałem jako redaktor w największym amerykańskim czasopiśmie poświęconym psychiatrii. Do tej pory posiadam licencję lekarską, chociaż moja praktyka zajmuje mi obecnie maksymalnie godzinę lub dwie w miesiącu. Przez resztę czasu jestem pochłonięty tradingiem. Kocham trading i od czasu do czasu lubię też uczyć go innych inwestorów.

Nauka inwestowania była dla mnie długą podróżą, pełną podniecających wzlotów i bolesnych upadków. Posuwając się do przodu lub kręcąc w kółko, bez przerwy natrafiałem na mur – rujnowałem swój rachunek maklerski, ryzykując zbyt duże kwoty. Za każdym razem wracałem wówczas do pracy w szpitalu, gromadziłem pieniądze, czytałem, rozmyślałem, przeprowadzałem jeszcze więcej testów i zaczynałem grać od nowa.

Powoli ulepszałem swoje metody inwestycyjne, ale przełom nastąpił dopiero wtedy, kiedy zdałem sobie sprawę, że klucz do sukcesu mam ja sam i znajduje się on w mojej głowie, a nie we wnętrzu komputera. Dzięki znajomości psychiatrii mogłem inaczej spojrzeć na inwestowanie i chciałbym podzielić się z tobą swoimi refleksjami.

Czy rzeczywiście chcesz odnieść sukces?

Przez wiele lat przyjaźniłem się z człowiekiem, który miał grubą żonę. Była to kobieta bardzo elegancka i od kiedy pamiętam, zawsze stosowała dietę. Twierdziła, że chce stracić na wadze, i choć faktycznie przy gościach nie jadała dużo i unikała niezdrowych rzeczy, to w kuchni często można ją było przyłapać z widelcem w ręku. Żona przyjaciela utrzymywała, że chce wyszczupleć, lecz pozostawała otyła. Chwilowe zadowolenie, jakie odczuwała w trakcie jedzenia, było dla niej ważniejsze od oddalonych w czasie przyjemności i korzyści dla zdrowia wynikających z utraty wagi.

Ten przypadek przywodzi mi na myśl wielu inwestorów, którzy twierdzą, że chcą odnieść sukces, ale nieustannie grają w impulsywny sposób, woląc doraźne uczucie podniecenia, bliższe raczej hazardowi niż rozsądnemu inwestowaniu. Ludzie sami siebie oszukują i grają ze sobą w różne gry. Nie jest dobrze okłamywać innych, lecz okłamywanie samego siebie przynosi jeszcze gorsze skutki. Księgarnie są pełne mądrych książek o prawidłowym odżywianiu, jednak na świecie wciąż jest mnóstwo ludzi z nadwagą. Podobnie sprawa wygląda z inwestycjami – wielu chce zarabiać, ale tylko nielicznym się to udaje.

Ta książka nauczy cię analizy rynków i gry na giełdzie, a także sposobów kontrolowania własnego umysłu. Mogę dostarczyć ci wiedzę, ale wyłącznie od ciebie zależy, czy znajdziesz w sobie chęć do działania. I zapamiętaj jeszcze jedno: zawodowcy uprawiający sporty ekstremalne mają swoje reguły bezpieczeństwa. Kiedy redukuje się ryzyko, zyskuje się poczucie spełnienia i kontroli. Tak samo jest w tradingu.

Możesz osiągnąć sukces w tradingu tylko wówczas, gdy giełdę będziesz traktował jako poważne wyzwanie intelektualne. Trading oparty na emocjach jest zabójczy. Aby zapewnić sobie sukces, należy odpowiednio zarządzać posiadanym kapitałem. Dobry trader monitoruje swój kapitał w podobny sposób, jak nurek obserwuje wskaźnik tlenu w butli.

2. Psychologia jest kluczem

Czy pamiętasz, co czułeś, kiedy ostatnio składałeś zlecenie? Czy byłeś zaniepokojony, że nie zdążysz wskoczyć do odjeżdżającego pociągu, czy też obawiałeś się, że poniesiesz straty? A może odwlekałeś moment, w którym należało wcisnąć „enter”? Zamykając pozycję, byłeś w podniosłym nastroju czy czułeś się upokorzony? Uczucia i emocje tysięcy inwestorów zlewają się w wielkie psychologiczne fale przypływów i odpływów, które poruszają rynkami.

Kontrola nad emocjami

Wielu inwestorów poświęca mnóstwo czasu na wyszukiwanie dobrych okazji transakcyjnych. W momencie wejścia na rynek tracą oni jednak kontrolę nad sytuacją i albo skręcają się z psychicznego bólu, albo wpadają w stan błogiego samozadowolenia. Tracą z oczu podstawowy element sukcesu – kontrolowanie własnych emocji. Ich nieumiejętność panowania nad sobą przekłada się na słabe zarządzanie ryzykiem i w konsekwencji powoduje straty.

Jeżeli twój umysł nie funkcjonuje na tych samych obrotach co rynek i jeżeli lekceważysz zasady psychologii tłumu, nie masz szans na osiągnięcie zysków. Wszyscy odnoszący sukcesy profesjonaliści zdają sobie sprawę ze znaczenia psychologii na rynku. Większość przegrywających amatorów nie ma o tym pojęcia.

Przyjaciele i studenci, którzy wiedzą, że jestem psychiatrą, często pytają mnie, czy doświadczenie zawodowe pomaga mi w inwestowaniu. Odpowiadam, że praktykowanie psychiatrii z dobrymi wynikami i uwieńczona sukcesami gra na giełdzie mają jedną ważną cechę wspólną: koncentrują się na rzeczywistości, na widzeniu świata takim, jaki jest. Jeżeli chcesz żyć zdrowo i bezpiecznie, musisz być realistą. Dobry inwestor przeprowadza transakcje z otwartymi oczami. Rozpoznaje rzeczywiste trendy, punkty zwrotne i nie traci czasu ani energii na pobożne życzenia czy wylewanie żalów po poniesionych stratach.

Gra dla mężczyzn?

Z rejestrów prowadzonych przez domy maklerskie wynika, że większość inwestorów to mężczyźni. Dokumenty mojej firmy Elder.com potwierdzają, że stanowią oni w przybliżeniu 85–90% inwestorów. Jednak od kiedy 20 lat temu powstało pierwsze wydanie Zawód inwestor giełdowy, odsetek kobiet wśród moich klientów uległ przynajmniej podwojeniu.

Język pisany jest, jaki jest, i forma „on” brzmi lepiej niż „on lub ona” albo przeskakiwanie między oboma zaimkami. Żeby ułatwić czytanie, w książce będę używał formy męskiej. Oczywiście nie zamierzam w ten sposób okazać braku szacunku dla wielu kobiet, które zajmują się tradingiem. Warto zaznaczyć, że odsetek odnoszących sukcesy traderów jest większy właśnie wśród płci pięknej. Kobiety wykazują większą dyscyplinę i mniejszą arogancję od mężczyzn.

Struktura książki

Uwieńczona sukcesami gra na giełdzie opiera się na trzech filarach: psychologii, analizie rynku i zarządzaniu ryzykiem. Ta książka pomoże zgłębić wszystkie trzy obszary.

Część pierwsza przedstawia problem kontrolowania emocji na rynku. Prezentuję w niej podejście, które odkryłem, praktykując jako lekarz psychiatra. Pozwoliło mi ono w znacznej mierze poprawić sposób gry i tobie również z pewnością okaże się pomocne.

Część druga opisuje rolę, jaką w inwestowaniu odgrywa psychologia tłumu. Zachowanie mas jest bardziej pierwotne od zachowania jednostek. Jeżeli zrozumiesz, jak funkcjonuje tłum, wówczas będziesz mógł wykorzystywać jego zmienne nastroje, a sam przestaniesz ulegać zbiorowym emocjom.

Część trzecia książki przedstawia, w jaki sposób formacje widoczne na wykresach ukazują zachowanie tłumu. Klasyczna analiza techniczna nie jest w gruncie rzeczy niczym innym niż dziedziną stosowanej psychologii społecznej, podobnie jak np. przeprowadzanie sondaży. Poziomy oporu, wsparcia, wybicia i inne formacje odzwierciedlają reakcje tłumu.

Czwarta część pozwoli ci się zapoznać z nowoczesnymi metodami skomputeryzowanej analizy technicznej. W porównaniu z klasycznymi formacjami cenowymi wskaźniki umożliwiają bardziej szczegółową analizę psychologii tłumu. Wskaźniki śledzące trend pomagają rozpoznać trendy, a oscylatory sygnalizują, kiedy trendy te są gotowe do osiągnięcia punktu zwrotnego.

Wolumen i liczba otwartych kontraktów także odzwierciedlają zachowanie tłumu. Temu zagadnieniu poświęcona została część piąta, która dodatkowo omawia rolę upływu czasu na rynkach. Tłum ma problemy z podzielnością uwagi, dlatego inwestor, który powiąże zmiany zachodzące na rynku z upływem czasu, zdobędzie przewagę nad konkurentami.

Część szósta dotyczy jednych z najlepszych metod analizy rynków. Mogą one okazać się szczególnie pomocne inwestorom obracającym kontraktami terminowymi i opcjami na indeks akcji.

W części siódmej przedstawiam przykłady kilku systemów transakcyjnych. W pierwszej kolejności omawiam trzyekranowy system inwestycyjny, który stał się powszechnie wykorzystywany, a następnie system bazujący na impulsach i kanałach trendowych.

W części ósmej prezentuję różne instrumenty finansowe. Piszę w niej na temat plusów i minusów akcji, kontraktów terminowych, opcji oraz rynku Forex, niszcząc jednocześnie promocyjną otoczkę, jaka czasami występuje na niektórych rynkach.

Część dziewiąta została poświęcona najważniejszym zagadnieniom związanym z zarządzaniem kapitałem. Ten istotny element skutecznej gry na giełdzie jest lekceważony przez większość amatorów. Możesz mieć świetny system inwestycyjny, ale jeżeli niewłaściwie zarządzasz ryzykiem, krótka seria strat zniszczy twój rachunek. Uzbrojony w żelazny trójkąt i inne narzędzia, będziesz w stanie inwestować efektywnie i zarazem bezpiecznie.

Część dziesiąta dotyczy kwintesencji tradingu. Dowiesz się z niej m.in., jak stosować stop lossy oraz zlecenia take profit (realizujące zysk), a także jak monitorować zachowanie rynków. Znajomość tych praktycznych aspektów pomoże ci zaimplementować każdy system inwestycyjny, który tylko będziesz chciał.

Ostatnia, jedenasta część poprowadzi cię przez podstawowe zasady ewidencjonowania swoich transakcji. Dobrze prowadzona dokumentacja stanowi najlepszy wskaźnik giełdowego sukcesu. Udostępnię ci również darmowy szablon do ściągnięcia, który wykorzystuję we własnym inwestowaniu.

Chciałbym również dodać, że uzupełnieniem tej książki jest osobno wydany podręcznik[2], który zawiera ponad 100 różnego rodzaju pytań odnoszących się do poszczególnych kwestii poruszanych w publikacji właściwej. Pytania zostały stworzone w ten sposób, by zmierzyć zrozumienie danej części materiału oraz wykryć ewentualne luki wiedzy. Po przeczytaniu danej sekcji warto przejść do podręcznika i odpowiedzieć na pytania związane z tą sekcją. Jeśli okaże się, że nie znasz wszystkich odpowiedzi, nie spiesz się, przeczytaj dany fragment książki ponownie i spróbuj rozwiązać test raz jeszcze.

Czeka cię wiele godzin spędzonych nad tą książką. Jeżeli znajdziesz w niej pomysły, które uznasz za cenne, przetestuj je w jedyny wiarygodny sposób – wykorzystaj dane rynkowe, których używasz we własnym tradingu. Wiedzę przekazaną w książce będziesz mógł uznać za własną przez podawanie jej w wątpliwość i testowanie.

3. Prawdopodobieństwo jest przeciwko tobie

Dlaczego większość inwestorów ponosi porażkę i znika z rynku? Emocjonalna lub nieprzemyślana gra to jedna ważna przyczyna, ale istnieje jeszcze druga. Rynki funkcjonują w ten sposób, że inwestorzy tracą pieniądze – przemysł inwestycyjny doprowadza ich do bankructwa prowizjami maklerskimi oraz poślizgami.

Płacisz prowizje za wejście na rynek i wyjście z niego. Poślizg cen to różnica między ceną, po jakiej chcesz zawrzeć transakcję, a ceną, po jakiej zostaje ona zrealizowana. Przykładowo kiedy składasz zlecenie z limitem ceny, jest ono realizowane po twojej cenie, lepszej lub wcale. Jeżeli natomiast chcesz wejść na rynek lub wyjść z niego i składasz zlecenie „po każdej cenie”, często zostaje ono zrealizowane po cenie gorszej niż ta, którą podałeś w formularzu zlecenia.

Większość amatorów nie jest świadoma negatywnego wpływu prowizji i poślizgów na swoje inwestycje, podobnie jak średniowieczni chłopi nie wierzyli, że malutkie, niewidzialne zarazki mogą prowadzić do śmierci. Jeżeli nie zwracasz uwagi na poślizgi cen i korzystasz z usług maklera biorącego wysokie prowizje, postępujesz jak wieśniak, który czerpie wodę z publicznej sadzawki w czasie epidemii cholery.

Przemysł giełdowy stale ściąga poważną ilość pieniędzy z rynków. Administracja giełdy, urzędy regulacyjne, maklerzy i doradcy utrzymują się na fali, a w tym czasie kolejne pokolenia inwestorów są wyrzucane na brzeg. Giełdy stale potrzebują nowej dostawy przegrywających, podobnie jak budowa piramid w Egipcie wymagała świeżych dostaw niewolników. Przegrywający zostawiają pieniądze na giełdzie, co jest niezbędne do podtrzymania dobrej koniunktury w przemyśle inwestycyjnym.

Gra o sumie ujemnej

Zwycięzcy w grze o sumie zerowej zarabiają tyle, ile tracą przegrywający. Jeżeli ty i ja założymy się o 20 USD, w którym kierunku odbędzie się następny 100-punktowy ruch indeksu Dow Jones, jeden z nas zarobi 20 USD, a drugi tyle samo straci. W takim pojedynczym zakładzie dużo zależeć będzie od szczęścia, aczkolwiek w dłuższej perspektywie czasowej ten z nas, który jest inteligentniejszy, powinien wygrywać.

Ludzie kupują propagandę przemysłu giełdowego, łapią przynętę i otwierają rachunki inwestycyjne. Nie zdają sobie przy tym sprawy, że inwestowanie wcale nie jest grą o sumie zerowej. Jest grą o sumie ujemnej! Zwycięzcy otrzymują mniej, niż tracą przegrywający, ponieważ przemysł giełdowy część pieniędzy zatrzymuje dla siebie w formie opłat i prowizji.

Podobnie jest z ruletką, która także stanowi grę o sumie ujemnej. W jej przypadku kasyno pobiera od 3 do 6% postawionych pieniędzy, co sprawia, że w dłuższym horyzoncie czasowym gra w ruletkę nie może przynieść zysku. Zauważ, że ty i ja też możemy zagrać w grę o sumie ujemnej, jeżeli zakład o 20 USD na następny 100-punktowy ruch Dowa, na podobnych zasadach, przeprowadzimy za pośrednictwem maklerów. W takim przypadku, kiedy się rozliczymy, przegrany straci 23 USD, zwycięzca otrzyma 17 USD, a dwaj nasi maklerzy będą się uśmiechać w drodze do swojego banku.

Prowizje i poślizgi dla inwestorów są czymś podobnym jak śmierć i podatki dla każdego z nas – zabierają trochę radości z życia i w pewnym momencie doprowadzają do naszego końca. Inwestor musi najpierw utrzymać swojego maklera i machinę giełdy, dopiero później zaczyna zarabiać. Na giełdzie nie możesz być jedynie „lepszy niż przeciętny”. Aby wygrać w grę o sumie ujemnej, musisz zdecydowanie górować nad tłumem.

Prowizje

Dwadzieścia lat temu wciąż istnieli brokerzy, którzy żądali prowizji w wysokości od 0,5 do 1% wartości transakcji. W takim przypadku kupno tysiąca akcji General Electric po 20 USD za akcję, o łącznej wartości 20 000 USD, kosztowało od 100 do 200 USD w momencie otwarcia pozycji oraz drugie tyle przy jej zamknięciu. Na szczęście dla inwestorów z biegiem lat pobierane prowizje uległy znacznemu obniżeniu.

Mimo poprawy sytuacji stawki, których wysokość przypomina raczej haracz niż maklerską prowizję, nie zniknęły z rynku całkowicie. Podczas przygotowywania tej książki do publikacji otrzymałem e-mail od klienta mającego niewielkie konto w Grecji, którego pośrednik – duży europejski bank – obciążał kwotą minimum 40 USD za zawarcie jednej transakcji. Powiedziałem mu o moim brokerze, którego minimalna opłata za 100 akcji to tylko 1 USD.

Bez należytej staranności nawet pozornie małe kwoty mogą stanowić znaczną barierę w odniesieniu sukcesu. Spójrzmy na dość aktywnego inwestora z 20 000 USD na koncie, który w ciągu tygodnia dokonuje czterech transakcji kupna i czterech transakcji sprzedaży. Płacąc 10 USD za zawarcie każdej z nich, od poniedziałku do piątku na prowizje wyda on w sumie 80 USD. Gdyby robił tak przez 50 tygodni (jeśli jego rachunek wytrwa tak długo), do końca roku wydałby z tego tytułu 4000 USD, co stanowi aż 20% wartości jego portfela!

George Soros, jeden z czołowych inwestorów finansowych, przez wiele lat uzyskiwał stopę zwrotu na średnim poziomie 29%. Niemniej gdyby prowizje pochłaniały aż jedną piątą jego kapitału, nigdy nie znalazłby się w miejscu, w którym jest obecnie. Prowizje mogą stanowić znaczną barierę w odniesieniu sukcesu. Zdarzyło mi się słyszeć chichoczących brokerów, którzy plotkują o klientach niesypiających po nocach i szukających coraz to lepszych rozwiązań, żeby tylko pozostać w grze.

Szukaj brokerów oferujących niskie prowizje – nie wstydź się negocjować indywidualnych stawek. Wielu brokerów narzeka na brak klientów, ale niewielu klientów narzeka na niewystarczającą liczbę brokerów. Powiedz swojemu brokerowi, że w jego interesie leży naliczanie możliwie niskich prowizji, ponieważ dzięki temu przetrwasz i pozostaniesz jego klientem przez długi czas. Poza tym rozważ stworzenie systemu transakcyjnego, w którym rzadziej będziesz dokonywał transakcji.

W swoim tradingu wykorzystuję dwa konta brokerskie. Jeden broker obciąża mnie kwotą 7,99 USD za każdą transakcję, bez względu na to, jaki jest jej wolumen, z kolei u drugiego płacę jedynie centa za akcję, a minimalna wysokość prowizji to 1 USD. Kiedy handluję mniej niż 800 akcjami, zlecenie przekazuję brokerowi, który liczy sobie centa za akcję – w innym wypadku korzystam z brokera, u którego płacę stałą kwotę 7,99 USD. Początkujący trader, robiąc pierwsze kroki, powinien szukać brokera typu „cent za akcję”. Wtedy może handlować swoimi 100 akcjami za zaledwie 1 USD. Natomiast trader handlujący kontraktami terminowymi za transakcję kupna i sprzedaży powinien oczekiwać prowizji w wysokości maksymalnie paru dolarów.

Poślizgi cenowe

Jeśli doświadczyłeś poślizgu cenowego, oznacza to, że twoje zlecenie zostało zrealizowane po innej cenie niż ta, którą widziałeś na ekranie w momencie akceptacji zlecenia. Poślizgi cenowe na giełdzie przypominają płacenie 50 centów za jabłko w sklepie spożywczym, mimo że jego cena na półce wynosi 49 centów. Jeden cent to nic – ale jeśli kupujesz tysiąc jabłek (lub tysiąc akcji) z poślizgiem cenowym 1 centa, łącznie daje to kwotę 10 USD, co prawdopodobnie przekracza wielkość twojej prowizji maklerskiej.

Istnieją dwa główne rodzaje zleceń: po cenie rynkowej oraz z limitem. Poślizg cenowy zależy od tego, jaki typ zleceń stosujesz. Zlecenie z limitem oznacza: „daj mi to jabłko za 49 centów” i gwarantuje ono cenę, jednak nie gwarantuje realizacji zlecenia. Innymi słowy, jabłka możesz nie dostać, ale jeśli je dostaniesz, to nie zapłacisz za nie więcej niż 49 centów. Zamówienie po cenie rynkowej oznacza natomiast: „po prostu daj mi to jabłko”. Gwarantuje ono realizację zlecenia, nie gwarantuje natomiast ceny wykonania. Jeśli ceny jabłek będą rosnąć w momencie składania zamówienia, prawdopodobnie zapłacisz wyższą cenę niż ta, którą widziałeś podczas zatwierdzania transakcji. Innymi słowy, doświadczysz zjawiska poślizgu cenowego. Wysokość poślizgów z reguły zależy od zmienności panującej na danym rynku. Jeśli rynek rozpoczyna gwałtowny ruch, wzrasta prawdopodobieństwo dużego poślizgu.

Czy masz pojęcie, jak mocno poślizgi cenowe wpływają na osiągane przez ciebie wyniki? Jest tylko jeden sposób, aby się o tym przekonać: zapisz cenę w momencie, gdy składasz zlecenie po cenie rynkowej, a następnie porównaj ją z ceną, którą faktycznie zapłaciłeś, i otrzymaną różnicę pomnóż przez liczbę akcji lub kontraktów. Żeby regularnie to robić, nie potrzebujesz systemu księgowego ani nawet arkusza kalkulacyjnego, wystarczy zwykły kalkulator. Niemniej na stronie www.elder.com możesz znaleźć bezpłatny arkusz, który ułatwi ci wykonywanie takich rachunków.

Wiele razy przeczytasz w tej książce „zapisz to” albo „odnotuj tamto”. Zapamiętaj, że odpowiednie prowadzenie dokumentacji jest niezbędne do odniesienia sukcesu. Musisz mieć oko na swoje zyski, ale jeszcze baczniej musisz obserwować swoje straty, ponieważ z nich nauczysz się znacznie więcej.

Oto szokująca prawda, którą możesz potwierdzić, prowadząc własny dziennik transakcyjny: przeciętny inwestor giełdowy wydaje trzy razy więcej pieniędzy z powodu poślizgów cenowych niż na prowizje maklerskie. Pisząc o prowizjach, wspomniałem, że znacznie podnoszą one barierę osiągnięcia sukcesu. Bariera wynikająca z poślizgów cenowych jest jednak jeszcze trzy razy wyższa. Dlatego bez względu na to, jak kusząca wydaje się dana transakcja, powinieneś unikać stosowania zleceń po każdej cenie.

Chcesz mieć kontrolę i zawierać transakcje tylko po cenach, które ci odpowiadają i które w pełni akceptujesz? Istnieją tysiące spółek i dziesiątki kontraktów terminowych. Jeśli kiedykolwiek przegapisz jakąś transakcję z powodu niezrealizowanego zlecenia z limitem, uwierz mi, że w niedalekiej przyszłości nadarzy się niezliczona liczba innych okazji transakcyjnych. Nie przepłacaj! Ja prawie zawsze składam zlecenia z limitem, a transakcje po cenie rynkowej realizuję wyłącznie w przypadku zleceń obronnych – kiedy na rynku zaczyna robić się gorąco i nie ma czasu na szukanie oszczędności. Innymi słowy – na rynek należy wchodzić powoli, ale wychodzić z niego bardzo szybko.

Żeby ograniczyć negatywne efekty poślizgu cenowego, handluj na płynnych rynkach i unikaj spółek, na których transakcje zawierane są rzadko, w ich przypadku bowiem poślizgi cenowe zazwyczaj są największe. Pozycje otwieraj, gdy na rynku jest spokojnie, i staraj się korzystać ze zleceń z limitem, aby kupować lub sprzedawać po ustalonych z góry cenach. Ponadto prowadź rejestr cen w momencie składania zleceń i monitoruj wielkość ewentualnych poślizgów.

Spready

Kiedy rynek jest otwarty, znajdują się na nim dwie oferty – oferta kupna (bid) oraz oferta sprzedaży (ask). Oferta kupna to najwyższa cena, którą inwestorzy w danej chwili oferują za dany walor; oferta sprzedaży to cena, której oczekują sprzedający. Oferty kupna są niższe niż oferty sprzedaży, a różnica pomiędzy nimi, określana mianem spreadu, nieustannie ulega zmianie. Największe spready notowane są na rynkach o najmniejszej płynności. Jako że na tych rynkach dominują zawodowcy, żądają oni wysokich opłat od tych, którzy chcą dołączyć do ich gry. W przypadku najpopularniejszych rynków różnica między obiema ofertami najczęściej wynosi 1 tick[3], odpowiadający 1 centowi w przypadku akcji bądź jednej dziesiątej punktu dla opcji i kontraktów terminowych. Spready rosną wraz z wahaniami cen, a w przypadku dużych i dynamicznych zmian mogą sięgnąć dziesiątek ticków.

Realizując zlecenie po każdej cenie, ponosimy dodatkowy koszt wynikający ze spreadu. Zlecenie po cenie rynkowej skutkuje kupnem po cenie oferty sprzedaży (czyli wyższej) lub sprzedażą po cenie oferty kupna (czyli niższej). Nic więc dziwnego, że wiele instytucji żyje z wypełniania zleceń na mało płynnych rynkach. Całkiem nieźle dzięki temu one zarabiają – najczęściej oczywiście kosztem niedoświadczonych inwestorów. Mówiąc krótko: nie karm wilków i gdy tylko to możliwe, wykorzystuj zlecenia z limitem.

Przeszkody na drodze do sukcesu

Poślizgi cenowe i prowizje sprawiają, że gra na giełdzie przypomina pływanie w rzece pełnej piranii. Nie są to jednak wszystkie wydatki uszczuplające portfele traderów. Koszt komputerów i dostępu do danych, opłaty za usługi doradcze i książki – w tym za tę, którą teraz czytasz – wszystko to jest opłacane z twoich środków.

Znajdź brokera, który oferuje najniższe prowizje, i bacznie go obserwuj. Zaprojektuj system transakcyjny, który generuje sygnały stosunkowo rzadko i pozwala na wejście na rynki w spokojnych momentach. Ponadto korzystaj prawie wyłącznie ze zleceń z limitem, chyba że chodzi o zlecenia obronne. Uważaj też, na jakie narzędzia czy usługi wydajesz pieniądze, ponieważ magiczne rozwiązania nie istnieją. Sukcesu nie można kupić – trzeba go wypracować.

CZĘŚĆ I

Psychologia jednostki

4. Dlaczego gramy na giełdzie?

Inwestowanie na giełdzie wydaje się zwodniczo łatwe. Kiedy początkujący inwestor ostrożnie wchodzi na rynek i kilka razy z rzędu udaje mu się osiągnąć zysk, szybko nabiera przekonania, że jest wielki i niezwyciężony. Wtedy jednak zaczyna ryzykować coraz bardziej, co ostatecznie często kończy się ogromnymi stratami.

Inwestorzy przeprowadzają transakcje z różnych powodów – racjonalnych i irracjonalnych. Gra na giełdzie oferuje szansę zarobienia dużych pieniędzy w szybkim tempie. Dla wielu ludzi pieniądze symbolizują wolność, nawet jeśli nie wiedzą oni, co dokładnie z tą wolnością mogą później zrobić.

Jeżeli znasz właściwe metody gry, możesz sam ustalać swoje godziny pracy, mieszkać i pracować w dowolnym miejscu na świecie oraz nie tłumaczyć się nigdy przed szefem. Inwestowanie jest fascynującą przygodą intelektualną: to szachy, poker i gry wideo w jednym. Trading przyciąga ludzi, którzy kochają wyzwania, wabi ryzykantów, natomiast odstrasza tych, którzy unikają ryzyka. Przeciętny człowiek wstaje rano, idzie do pracy, ma przerwę na lunch, wraca do domu, wypija piwo przy obiedzie, ogląda telewizję i kładzie się spać. Jeżeli zarobi dodatkowych kilka dolarów, wpłaca je na rachunek oszczędnościowy. Inwestor pracuje w nietypowych godzinach i wystawia na ryzyko własny kapitał. Wielu inwestorów to samotnicy, którzy rezygnują z bezpiecznej egzystencji i robią skok w nieznane.

Samorealizacja

Większość ludzi ma wrodzoną ambicję, która każe im sięgać wysoko i dążyć do osiągnięcia granicy swoich możliwości. Ta ambicja – połączona z satysfakcją, jaka często towarzyszy grze na giełdzie, oraz z zapachem „szybkich” pieniędzy – sprawia, że w każdym momencie całe zastępy inwestorów gotowe są spróbować własnych sił w giełdowej grze.

Dobrzy inwestorzy mają predyspozycje do ciężkiej pracy i zdolność do przenikliwego myślenia oraz zawsze są otwarci na nowe pomysły. Paradoksalnie ich celem nie jest zarabianie pieniędzy, lecz prawidłowe przeprowadzanie transakcji. Gdy podejmują właściwe decyzje inwestycyjne, wówczas pieniądze pojawiają się niemal automatycznie. Inwestorzy, którzy odnieśli sukces, ciągle doskonalą swe umiejętności, ponieważ nieustannie dążą do osiągnięcia szczytu własnych możliwości.

Zawodowy inwestor z Teksasu zaprosił mnie kiedyś do swojego biura i powiedział: „Jeżeli usiądziesz naprzeciwko mnie w czasie sesji, nigdy nie zorientujesz się, kiedy zarabiam, a kiedy tracę”. Osiągnął zatem poziom, na którym wygrana nie wywołuje w nim podniecenia, a przegrana nie wytrąca go z równowagi. Jest tak skoncentrowany na grze i na doskonaleniu własnych umiejętności, że pieniądze nie wpływają na jego emocje.

Wielu ludziom w samorealizacji przeszkadzają skłonności autodestrukcyjne. Kierowcom, którzy mają predyspozycje do powodowania wypadków, ciągle zdarzają się stłuczki. Inwestorom ze skłonnościami autodestrukcyjnymi nieustannie przytrafiają się straty. Rynki oferują nieskończoną liczbę okazji zarówno do autodestrukcji, jak i do samorealizacji. Jeśli podczas inwestowania ulegniesz tej pierwszej, może cię to naprawdę dużo kosztować.

Inwestorzy niepotrafiący osiągnąć harmonii wewnętrznej często próbują zrealizować swoje sprzeczne pragnienia na giełdzie. Pamiętaj, że jeżeli nie wiesz, dokąd zmierzasz, możesz dotrzeć do miejsca, w którym nigdy nie planowałeś się znaleźć.

5. Fantazja kontra rzeczywistość

Jeżeli usłyszysz od przyjaciela, który do tej pory nigdy nie zajmował się rolnictwem, że właśnie kupił działkę o powierzchni 1000 m2 i zamierza przez cały rok wyżywić się zebranymi z niej plonami, niewątpliwie pomyślisz: „To nierealne i na pewno będzie chodził głodny”. Wszyscy wiemy, co jest, a co nie jest możliwe. Gra na giełdzie to pole, na którym łatwo rosną marzenia.

Świeżo upieczony emeryt powiedział mi kiedyś, że planuje zarobić na życie, obracając na rynku kwotą 6000 USD. Kiedy starałem się udowodnić mu brak realizmu, szybko zmienił temat rozmowy. Był świetnym analitykiem, lecz nie chciał przyjąć do wiadomości, że jego plan „intensywnego uprawiania roli” to samobójstwo. Usiłując za wszelką cenę osiągnąć sukces, musiałby znacznie wykorzystywać dźwignię finansową i zajmować olbrzymie pozycje, przez co nawet niewielkie ruchy ceny przeciwko niemu eliminowałyby go z gry.

Inwestor odnoszący sukcesy jest realistą. Zna własne możliwości i ich granice. Widzi, co się dzieje na giełdzie, i wie, jak na to reagować. Analizuje rynki, nie chodząc na skróty, obserwuje swoje reakcje i sporządza rozsądne plany. Zawodowy inwestor nie może sobie pozwolić na złudzenia.

Kiedy amator poniesie szereg strat i zostanie kilka razy wezwany do uzupełnienia depozytu zabezpieczającego, jego poczucie wyższości z miejsca zmienia się w bojaźń i zaczyna on rozwijać dziwne teorie na temat rynku. Przegrywający kupują, sprzedają albo pomijają dobre transakcje, ponieważ kierują się fantazjami. Zachowują się jak dzieci, które boją się przejść koło cmentarza lub zaglądają w nocy pod łóżko, szukając duchów. Złożona natura giełdy sprawia, że łatwo można puścić wodze fantazji.

Większość ludzi, którzy dorastali w kulturze zachodniej, żywi kilka wspólnych złudzeń. Są one tak szeroko rozpowszechnione, że kiedy studiowałem w Instytucie Psychoanalitycznym w Nowym Jorku, prowadzono tam nawet wykłady zatytułowane „Powszechne złudzenia”. Przykładowo w dzieciństwie wielu ludzi wyobraża sobie, że zostało zaadoptowanych. Ta fantazja pomaga im znaleźć wytłumaczenie dla nieprzyjaznego i bezosobowego świata, który ich otacza. Jest to pocieszające, ale powstrzymuje dziecko przed dostrzeżeniem prawdziwej rzeczywistości. Fantazje wywierają wpływ na nasze zachowanie, nawet jeżeli ich sobie nie uzmysławiamy.

Te słowa kieruję do setek inwestorów przejawiających wiele uniwersalnych fantazji. Zniekształcają one rzeczywistość i stają na drodze do sukcesów giełdowych. Dobry inwestor musi zidentyfikować swoje fantazje, a następnie się ich pozbyć.

Mit wyjątkowego intelektu

Przegrywający inwestorzy cierpiący na mit wyjątkowego intelektu mówią zazwyczaj: „Poniosłem porażkę, bo nie znałem odpowiednich sekretów gry na giełdzie”. Wielu z nich wyobraża sobie, że inwestorzy odnoszący sukcesy posiedli jakąś tajemną wiedzę. Twierdzenie to nie jest jednak prawdziwe. Pomaga ono tylko utrzymać dobrą koniunkturę na rynku usług doradczych i systemów służących do automatycznego inwestowania.

Zniechęcony inwestor często sięga po kartę kredytową, żeby kupić tzw. sekretną wiedzę. Potrafi zapłacić 3000 USD jakiemuś szarlatanowi sprzedającemu nieomylny, dokładnie przetestowany i zautomatyzowany system inwestycyjny. Kiedy ten „stuprocentowo pewny” system nagle przestaje działać, inwestor ponownie korzysta z prawie już wyczerpanej karty kredytowej i tym razem kupuje „specjalistyczny podręcznik”, który ma wyjaśnić, jak można zostać dobrze poinformowanym i odnoszącym sukcesy inwestorem, analizując położenie Księżyca, Saturna czy Urana.

W nowojorskim klubie inwestycyjnym, którego jestem członkiem, nieraz zdarza mi się rozmawiać z pewnym znanym astrologiem finansowym. Często prosi on o darmowy wstęp na nasze spotkania, ponieważ nie stać go na poniesienie drobnej opłaty, którą członkowie klubu uiszczają na pokrycie kosztów administracyjnych czy kupno poczęstunku. Główne źródło jego dochodu stanowi pozyskiwanie pieniędzy za astrologiczne wróżby od pełnych nadziei amatorów inwestowania.

Przegrywający nie wiedzą, że gra na giełdzie nie wymaga ponadprzeciętnych zdolności intelektualnych. Zdecydowanie trudniej jest np. wyciąć wyrostek robaczkowy, zbudować most lub rozstrzygnąć sprawę w sądzie. Inwestorzy odnoszący sukcesy są na ogół bystrzy i przenikliwi, ale tylko nielicznych można uznać za intelektualistów. Wielu nie ukończyło wyższych studiów, a niektórzy odpadli już w liceum. Gra na giełdzie pociąga inteligentnych i ciężko pracujących ludzi, którzy odnieśli sukcesy zawodowe. Dlaczego jednak tak często ponoszą oni porażki? Tym, co odróżnia wygranych od przegranych, nie jest ani inteligencja, ani jakaś sekretna wiedza, a już na pewno nie edukacja.

Mit niedokapitalizowania

Wielu przegrywających myśli, że większe konto pozwoliłoby im odnieść sukces. Ludzie wypadają z gry z powodu serii strat lub z powodu pojedynczej, ale wyjątkowo dużej straty. Nierzadko zdarza się też tak, że odwrócenie trendu i spodziewany ruch następuje wtedy, kiedy amator ma już praktycznie wyzerowany rachunek. W takich sytuacjach przegrywający inwestor wścieka się i narzeka: „Gdybym mógł wytrzymać na rynku jeszcze tydzień, to zamiast stracić pieniądze, zarobiłbym małą fortunę”.

Tacy inwestorzy patrzą na punkty zwrotne, które uformowały się zbyt późno, i widzą w nich potwierdzenie skuteczności stosowanych metod inwestycyjnych. Często wracają więc do pracy etatowej, zarabiają kolejne pieniądze lub po prostu pożyczają je od innych, żeby otworzyć następny nieduży rachunek inwestycyjny i ponownie wejść do gry. Historia się jednak powtarza: powtórnie tracą zainwestowane środki, chwilę później sytuacja na rynku ulega odwróceniu i znów wydarzenia na pozór potwierdzają ich racje – lecz znowu zbyt późno. Właśnie w takich okolicznościach rodzi się mit: „Gdybym miał większy rachunek, mógłbym zostać na rynku trochę dłużej i odniósłbym sukces”.

Niektórzy przegrywający pożyczają pieniądze od krewnych i przyjaciół, a jako rzekomą gwarancję spłaty pokazują wyciąg zawierający szereg udanych transakcji przeprowadzonych na koncie demo. Ten zapis zdaje się dowodzić, że mogliby dużo wygrać, gdyby tylko dysponowali większym kapitałem. Prawda wygląda jednak tak, że nawet jeśli udaje im się pożyczyć więcej pieniędzy, również je tracą – zupełnie jakby rynek śmiał się im w twarz.

Przegrywający nie jest niedokapitalizowany – to jego mózg jest niedorozwinięty. Amator może zniszczyć duży rachunek prawie tak samo szybko jak małe konto. Znajomy pewnego razu zbankrutował z kapitałem 200 000 000 USD w ciągu jednego dnia! Z powodu niewystarczającej ilości pieniędzy jego broker pozamykał mu wszystkie stratne pozycje, po czym chwilę później rynek zawrócił. Znajomy oskarżył brokera, a mnie powiedział: „Gdybym tylko miał większy rachunek...”. Widocznie 200 000 000 USD nie było dla niego wystarczająco dużym kapitałem.

Prawdziwym problemem przegrywających nie jest wielkość ich rachunku, ale tzw. overtrading[1] i niechlujne zarządzanie kapitałem. Podejmują oni nadmierne ryzyko niezależnie od rozmiaru rachunku. W takich sytuacjach bez względu na to, jak dobrego systemu inwestycyjnego używa przegrywający, seria nieudanych transakcji sprawia, że prędzej czy później bankrutuje.

Amatorzy nie spodziewają się strat i w żaden sposób nie są na nie przygotowani. Pojęcie niedokapitalizowania stanowi wybieg, który pomaga zamknąć oczy na dwie bolesne prawdy: brak dyscypliny inwestycyjnej i brak realistycznego planu zarządzania kapitałem. Trader, który chce utrzymać się na rynku i dobrze prosperować, musi kontrolować swoje straty. Jest to możliwe, jeżeli w przypadku pojedynczej transakcji będzie ryzykował tylko niewielką ilość posiadanego kapitału, a nie jego całość (zob. część 9: Zarządzanie ryzykiem).

Dowiedz się, jakie błędy najczęściej popełniasz, i wyciągnij z nich wnioski, handlując na małym koncie. Nauka będzie mniej bolesna!

Jedyna zaleta dużego rachunku inwestycyjnego polega na tym, że koszty związane z kupnem sprzętu, oprogramowania czy ze zdobyciem wiedzy będą stanowiły niewielki procent twoich pieniędzy. Przykładowo osoba, która zarządza funduszem w wysokości 1 000 000 USD i wydaje 5000 USD na edukację, poświęca zaledwie 0,5% kapitału. Ten sam wydatek stanowi 25% kapitału dla inwestora mającego rachunek w wysokości tylko 20 000 USD.

Mit automatycznego pilota

Zwolennicy mitu automatycznego pilota wychodzą z założenia, że skuteczne inwestowanie można zautomatyzować. Jedni próbują samodzielnie opracować mechaniczny system inwestycyjny, inni kupują tego typu programy od zewnętrznych dostawców. Ludzie, którzy poświęcają lata pracy na doskonalenie swoich umiejętności jako adwokaci, lekarze lub przedsiębiorcy, lekką ręką wydają tysiące dolarów na maszynkę, która ma myśleć za nich. W większości przypadków kierują nimi chciwość, lenistwo i... nieznajomość matematyki.

Dawniej systemy inwestycyjne zapisywano na kartkach papieru, obecnie w parę chwil można je pobrać z Internetu. Niektóre z nich są prymitywne, inne zaś starannie opracowane – pozwalają się optymalizować i uwzględniają zasady zarządzania kapitałem. Wielu inwestorów poświęca tysiące dolarów na poszukiwanie magicznej metody, która zamieni kilka stron kodu komputerowego na niekończący się strumień pieniędzy. Ludzie wierzący, że to możliwe, przypominają średniowiecznych władców, którzy opłacali alchemików, aby odkryć sekret przemiany pospolitych metali w złoto.

Szkopuł tkwi w tym, że złożone ludzkie działania nie poddają się automatyzacji. Skomputeryzowane programy nauczania nie zastąpiły nauczycieli, a informatyczne systemy obliczania podatków nie spowodowały bezrobocia wśród księgowych. Większość dziedzin naszego życia wymaga samodzielnego myślenia – maszyny i systemy komputerowe mogą pomóc, ale nie są w stanie zastąpić ludzi.

Gdybyś mógł kupić system inwestycyjny gwarantujący sukces, zamieszkałbyś na Tahiti i spędził resztę życia, utrzymując się z czeków płynących nieprzerwanym strumieniem od twojego maklera. Jak dotąd jedynymi ludźmi, którzy zarobili na automatycznych systemach inwestycyjnych, są ich autorzy. Tworzą oni małą, lecz bardzo oryginalną gałąź przemysłu inwestycyjnego. Kiedy się temu dobrze przyjrzymy, szybko dojdziemy do wniosku, że sprzedaż dobrze funkcjonujących systemów nie ma sensu. Ich autorzy mogliby przecież sami wyjechać na Tahiti i żyć z giełdowych zysków. Jeśli ich o to zapytamy, w odpowiedzi usłyszymy wiele różnych tłumaczeń. Jedni stwierdzą, że pisanie programów sprawia im większą satysfakcję niż gra na giełdzie. Drudzy utrzymują, że sprzedają systemy inwestycyjne tylko w celu powiększenia swojego kapitału inwestycyjnego, a jeszcze inni robią to po prostu z miłości do ludzkości.

Tymczasem rynki giełdowe ulegają ciągłym przeobrażeniom, w związku z czym nawet najlepsze automatyczne systemy inwestycyjne prędzej czy później przestają działać. Nie ma gwarancji, że sztywne reguły z przeszłości będą funkcjonować w przyszłości. Widząc zmieniające się otoczenie, kompetentny inwestor może po prostu zmodyfikować swoją strategię. Automatyczny system jest pod tym względem znacznie mniej elastyczny.

Linie lotnicze płacą wysokie pensje pilotom, mimo że samoloty, którymi latają, mają automatyczne systemy sterowania. Powód: ludzie potrafią opanować trudne do przewidzenia sytuacje, automat – nie. Jeżeli w samolocie pasażerskim odrywa się dach nad Pacyfikiem albo nad Manhattanem maszyna traci oba silniki w wyniku zderzenia ze stadem gęsi, jedynie człowiek może znaleźć wyjście z takiego krytycznego położenia. Te niebezpieczne historie wydarzyły się naprawdę (zostały opisane w gazetach) i za każdym razem doświadczeni piloci zdołali wylądować – dzięki improwizacji. Automatyczny pilot nie byłby w stanie tego dokonać. Jeżeli stawiasz swoje pieniądze na automatyczny system inwestycyjny, ryzykujesz tyle samo co w przypadku powierzenia własnego życia automatycznemu pilotowi. Pierwsze niespodziewane wydarzenie może zniszczyć twój rachunek.

Co prawda istnieją dobre i skuteczne systemy inwestycyjne, ale ich wyniki i sposób działania powinno się na bieżąco monitorować. Pamiętaj: korzystając z nich, musisz zachować czujność i nie możesz całkowicie przerzucać swojej odpowiedzialności na ich wskazania.

Inwestorzy będący ofiarami mitu automatycznego pilota próbują wrócić do czasów dzieciństwa. Pamiętają matkę, która zaspokajała ich potrzeby jedzenia, czułości i wygody, i teraz starają się odtworzyć dawne przeżycia. Pragną więc leżeć na plecach i przyjmować zyski jak niekończący się strumień ciepłego mleka. Tylko że rynek nie jest twoją mamą. Na giełdzie grają twardzi ludzie, którzy chcą zabrać twoje pieniądze i nie mają zamiaru głaskać cię po głowie.

Kult osobowości

Większość ludzi niezbyt szczerze wyraża pragnienie wolności i niezależności. Kiedy znajdują się oni pod presją, zmieniają nastawienie i zaczynają szukać silnego przywódcy. W krytycznym położeniu często zwracają się w stronę różnego rodzaju guru.

Gdy dorastałem, w Związku Radzieckim uczono dzieci, że Stalin jest naszym wielkim przywódcą. Później przekonaliśmy się, jak wielkim był potworem. Ale dopóki żył, masa ludzi z zadowoleniem podążała za liderem. Stalin uwolnił ich od potrzeby samodzielnego myślenia. Wielu „małych Stalinów” funkcjonowało w każdej dziedzinie życia – ekonomii, biologii, architekturze itd. Kiedy przyjechałem do Stanów Zjednoczonych i zacząłem grać na giełdzie, poczułem zaskoczenie, widząc, jak dużo inwestorów poszukuje swojego guru – „małego Stalina”. Fantazja, zgodnie z którą inna osoba może z nas uczynić bogaczy, jest bardzo powszechnym zjawiskiem.

Na rynkach finansowych występują trzy typy guru: guru cykli rynkowych, guru magicznych metod i martwi guru. Guru cykli rynkowych przepowiadają istotne zwroty na rynku. Guru magicznych metod promują nowe „autostrady” do sukcesu. Znani są także guru, którzy uniknęli krytyki i stali się obiektem kultu – to tacy guru, którzy odeszli już z tego świata.

Guru cykli rynkowych

Przez wiele dziesięcioleci amerykański rynek kapitałowy funkcjonował na ogół w cyklach czteroletnich. Zazwyczaj przez dwa i pół roku lub trzy lata zyskiwał na wartości, a następnie przez rok lub półtora dominowały na nim spadki. W trakcie prawie każdego takiego cyklu na rynku pojawiali się nowi guru, a okresy ich panowania niemal idealnie pokrywały się w czasie z okresami hossy w Stanach Zjednoczonych.

Guru cykli rynkowych starają się przewidzieć wszystkie istotne wzrosty i spadki. Każda trafna prognoza przysparza im sławy i zachęca jeszcze większą liczbę ludzi do kupna albo sprzedaży w chwili, gdy pojawia się ich nowa prognoza. Każdy guru ma własną, dopracowaną w najdrobniejszych szczegółach teorię na temat rynku, która może opierać się na cyklach rynkowych, wolumenie obrotu, falach Elliotta lub czymkolwiek innym. Zwykle taka teoria istnieje na długo przed tym, zanim guru stanie się gwiazdą, początkowo jednak rynek nijak nie chce zachowywać się zgodnie z nią. Ale później sytuacja nagle się zmienia i teoria zaczyna „działać”. I właśnie wtedy gwiazda rynkowego guru wznosi się wysoko i świeci nad giełdą jasnym blaskiem.

Sytuację guru można porównać do sytuacji modelek. Ich popularność zależy od gustów publiczności. W jednym sezonie na okładkę znanego kobiecego czasopisma trafiają blondynki, a w następnym wszyscy żądają brunetki albo dziewczyny z pieprzykiem. Modelki się nie zmieniają, gusty publiczności – tak.

Guru zawsze stoją lekko z boku. Oznacza to, że nigdy nie spotkamy ich wśród osób pracujących w domach maklerskich czy bankach inwestycyjnych. Powód: pracownicy tych firm nie chcą ryzykować utraty posady, stąd ich prognozy prawie zawsze bywają bardzo konserwatywne i mało oryginalne. Tymczasem guru cykli rynkowych nie mają takich ograniczeń. Można powiedzieć, że są outsiderami rynku, których nic nie powstrzymuje przed głoszeniem nawet najbardziej szalonych teorii.

Sława guru utrzymuje się tak długo, jak długo rynek zachowuje się zgodnie z jego teorią – zwykle trwa to krócej niż jeden czteroletni cykl rynkowy. W pewnym momencie na rynku zachodzą zmiany i ceny zaczynają się poruszać w innym kierunku. Niemniej guru w dalszym ciągu stosuje stare metody, które tak dobrze funkcjonowały w przeszłości, i szybko traci zwolenników. Kiedy jego przepowiednie przestają się sprawdzać, uwielbienie publiczności zmienia się w nienawiść. Zniesławiony guru cykli rynkowych nie jest w stanie powrócić do roli gwiazdy.

Wszyscy guru specjalizujący się w cyklach rynkowych wykazują kilka cech wspólnych. Zanim osiągną pozycję gwiazdy, przez kilka lat działają na rynku prognoz inwestycyjnych. Każdy z nich ma wyjątkową teorię, garstkę zwolenników i pewną wiarygodność, dzięki której udaje im się utrzymać w zawodzie. Kiedy osiągają już status gwiazdy, wszelkie ich trafne prognozy zostają natychmiast odnotowane w mass mediach, natomiast pojedyncze wpadki są przez ich sympatyków lekceważone. Jednak w chwili gdy teoria guru całkowicie przestaje funkcjonować, adoracja mas przeradza się w nienawiść.

Jeżeli rozpoznasz nowego, odnoszącego sukcesy guru, rozważ przyłączenie się do jego zwolenników. Warto to zrobić. Niemniej jeszcze ważniejsza jest umiejętność rozpoznania szczytu popularności danego guru, wszystkich bowiem gwiazdorów rynkowych czeka bolesny upadek ze szczytu sławy. Kiedy guru zostaje zaakceptowany przez media, to znak, że osiągnął swój punkt szczytowy. Gdy kilka popularnych magazynów poświęca miejsce na swoich łamach modnemu guru, możesz mieć pewność, że jego koniec jest bliski. Możesz być również pewny, że na jego miejsce wkrótce pojawią się następni.

Guru magicznych metod

Podczas gdy guru cykli rynkowych są postaciami z rynku kapitałowego, guru magicznych metod mają większe znaczenie na rynkach instrumentów pochodnych. Zdobywają sławę, kiedy uda się im odkryć jakieś nowe narzędzie analityczne lub stworzyć gotowy (i w danej chwili przynoszący zyski) system inwestycyjny.

Inwestorzy ciągle poszukują możliwości uzyskania przewagi nad innymi inwestorami. Tak jak w średniowieczu rycerze starali się zdobyć najlepsze miecze, inwestorzy są skorzy do zapłacenia wysokiej kwoty za swoje zabawki do gry na giełdzie. Żadna cena nie jest zbyt wygórowana, jeżeli zabawka pozwoli im zarabiać.

Guru magicznych metod oferują nowe narzędzia mające umożliwić osiąganie zysków, np. szybkie linie (speed lines)[2], cykle Fibonacciego czy profile rynku (market profiles)[3]. Początkowo metody te mogą dawać pewną przewagę, niemniej gdy stosuje je dostatecznie duża liczba inwestorów, wówczas nieuchronnie zaczynają szwankować i tracą popularność. Rynki bez ustanku niwelują przewagę każdej nowej metody i jest mało prawdopodobne, aby metody, które działały wczoraj, sprawdziły się dzisiaj, a jeszcze mniej prawdopodobne, że będą oferowały wiarygodne wskazania za rok.

Może to się wydać dziwne, ale nawet w dzisiejszym świecie, gdzie istnieje szybka wymiana informacji o międzynarodowym zasięgu, reputacja zmienia się powoli. Oznacza to, że nawet guru, który stracił szacunek w rodzinnym kraju, potrafi zarobić pieniądze, sprzedając swoją teorię w innym. Ten fenomen wyjaśnił mi pewien guru, porównując swoją popularność w Azji z sytuacją byłych sław amerykańskiej sceny muzycznej i filmu. Te gwiazdy nie są już w stanie przyciągnąć publiczności w Stanach, ale wciąż mogą nieźle zarabiać na życie, występując za granicą.

Martwi guru

Trzeci typ guru spotykany na rynkach stanowią martwi guru. Ich książki nieustannie się wznawia, nowe pokolenia gorliwych inwestorów studiują ich wykłady, a wokół nich wyrastają pośmiertne legendy o ich spektakularnych wyczynach. Martwych guru nie ma już wśród nas i nie wykorzystują oni swojej sławy – inni czerpią korzyści z ich reputacji i wygasłych praw autorskich. Do nieodżałowanych guru należy R.N. Elliott, ale najlepszy przykład legendarnego guru to chyba W.D. Gann.

Rozmaici ludzie sprzedają wykłady Ganna i oprogramowanie Ganna. Głoszą, że Gann – jeden z najlepszych inwestorów w historii giełdy – pozostawił po sobie majątek wart 50 000 000 USD. Przeprowadzałem wywiad z synem tego człowieka, analitykiem w pewnym banku w Bostonie. Powiedział mi, że jego sławny ojciec nie mógł utrzymać rodziny z gry na giełdzie i zarabiał na życie, sprzedając wykłady instruktażowe. W latach 50., po śmierci Ganna, majątek zmarłego (łącznie z domem) oszacowano na niewiele ponad 100 000 USD. Legendę W.D. Ganna jako giganta inwestycji podtrzymują ludzie oferujący jego wykłady i różne rekwizyty łatwowiernym klientom.

Zwolennicy guru

Guru sporządza oryginalne analizy przez kilka lat, aż w pewnym momencie szczęśliwym trafem sytuacja na rynku zaczyna układać się po jego myśli. Podczas gdy pewnych guru nie ma już wśród nas, ci, którzy żyją, tworzą szerokie spektrum: od poważnych naukowców do postaci nadających się do świata rozrywki. O skandalach związanych z guru możesz przeczytać w książce Winner Take All Williama Gallachera.

Płacąc za porady guru, oczekujemy, że w zamian zarobimy więcej pieniędzy. W rzeczywistości jest to jednak tak samo naiwne jak postawienie kilku dolarów przeciwko ulicznemu karciarzowi w nadziei, że uda się go ograć. Tylko ktoś naprawdę łatwowierny i zarazem chciwy może dać się złapać na podobną przynętę.

Niektórzy ludzie zwracają się do guru, gdyż poszukują silnego przywódcy. Chcą znaleźć wszystkowiedzącego męża opatrznościowego, który spełni funkcję ich rodzica. Jak powiedział kiedyś jeden z moich przyjaciół: „Chodzą i szukają kogoś, kto weźmie ich pod opiekę”. Sprytny mąż opatrznościowy zapewnia taką opiekę, ale oczywiście za drobną opłatą.

Ludzie potrzebują guru i nowi guru nieustannie się pojawiają. Jako inteligentny inwestor musisz jednak zdawać sobie sprawę, że na dłuższą metę żaden guru nie uczyni cię bogatym. Sam musisz o to zadbać.

Czasami, gdy wygłaszam przemówienie lub pojawiam się w telewizji, ktoś przedstawia mnie jako „słynnego guru”. Drżę na te słowa i przerywam takie zapowiedzi. Guru to ktoś, kto twierdzi, że prowadzi tłumy przez pustynię w zamian za darowiznę – ja niczego takiego nie oferuję! Zawsze zaczynam od wyjaśnienia, że nie ma żadnych magicznych metod oraz że gra na giełdzie jest dyscypliną równie szeroką i różnorodną jak medycyna, w której trzeba wybrać jedną specjalizację i ciężko pracować, aby stać się w niej dobrym. Wybrałem swoją ścieżkę dawno temu, a to, co robię podczas wykładów, jest po prostu głośnym myśleniem i dzieleniem się sposobami analizowania rynku i podejmowania decyzji.

Handluj i miej oczy szeroko otwarte

Myślenie życzeniowe okazuje się silniejsze niż dolary. Ostatnie badania dowiodły, że ludzie mają niesamowitą zdolność okłamywania samych siebie i unikania widzenia prawdy.

Profesor z Uniwersytetu Duke’a, Dan Ariely, opisał sprytny eksperyment. Grupa ochotników otrzymała do wypełnienia test na inteligencję, ale połowie z nich „przypadkowo” pokazano arkusz odpowiedzi. Ich wyniki były oczywiście wyższe niż tych uczestników, którzy do arkusza nie mieli dostępu. Następnie każdy został poproszony o oszacowanie swojego IQ i wypełnienie kolejnego testu na inteligencję, w którym nie było już absolutnie żadnych ściąg. Osoby prawidłowo przewidujące swój rezultat miały otrzymać nagrodę finansową. Grupa, która uzyskała lepsze wyniki dzięki ściągom, spodziewała się wyższych wyników w kolejnym teście – oszuści chcieli wierzyć, że są bardzo inteligentni, nawet jeśli błędne prognozy miałyby kosztować ich utratę pieniędzy.

Dobry trader nie może myśleć życzeniowo, musi być realistą. Na rynkach nie ma ściąg – w zapisach swoich transakcji i na krzywej kapitału można zobaczyć najprawdziwszą prawdę.

Aby zarabiać na rynkach, trzeba opanować trzy podstawowe elementy gry na giełdzie: zgłębić psychologię, stworzyć logiczny system inwestycyjny i opracować skuteczny plan zarządzania ryzykiem. Te elementy są jak trzy nogi stołka – usuniesz jedną, a stołek się przewróci. Typowy błąd nowicjuszy polega na skupianiu się wyłącznie na wskaźnikach i systemach.

Musisz analizować swoje uczucia podczas gry na giełdzie, by upewnić się, że podejmujesz rozsądne decyzje – twoje transakcje muszą się opierać na jasno określonych zasadach. Ogromnie istotne jest również zaplanowanie zarządzania kapitałem w taki sposób, żeby seria strat nie wykluczyła cię z gry.

6. Autodestrukcja

Gra na giełdzie jest bardzo ostra. Jeśli inwestor w dłuższej perspektywie chce odnieść sukces, musi traktować swoje zajęcie niezwykle poważnie. Nie może sobie pozwolić na naiwność ani na przeprowadzanie transakcji według własnego, niczym niepopartego uznania.

Niestety, gra na giełdzie często przyciąga ludzi impulsywnych i hazardzistów oraz takich, którzy czują, że świat jest im coś winien. Jeżeli inwestujesz, by odczuć dreszczyk emocji, oznacza to, że masz skłonności do podejmowania niepotrzebnego ryzyka. Rynki nie są pobłażliwe i transakcje zawierane pod wpływem emocji zawsze kończą się stratami.

Hazard

Hazard oznacza robienie zakładów w grach losowych lub zręcznościowych. Gry tego typu mają swoje miejsce w każdej społeczności i większość ludzi próbuje ich w pewnym momencie swego życia.

Freud twierdził, że uprawianie hazardu pociąga wszystkich, ponieważ stanowi substytut masturbacji. Powtarzające się i podniecające ruchy rąk, nieodparty popęd, postanowienia, by z tym skończyć, przyjemność zatruta poczuciem winy – są wspólne dla hazardu i masturbacji.

Dr Ralph Greenson, wybitny psychoanalityk z Kalifornii, podzielił hazardzistów na trzy grupy: osoby, które grają dla przyjemności i mogą przestać w dowolnym momencie, zawodowców traktujących hazard jako sposób zarabiania na życie oraz nałogowych hazardzistów, którzy grają z powodu nieuświadomionych potrzeb i nie potrafią przestać.

Nałogowy hazardzista uważa, że ma szczęście. Wygrana daje mu poczucie władzy. Jest wtedy zaspokojony, podobnie jak niemowlę nakarmione piersią. Nałogowy hazardzista ostatecznie jednak zawsze przegrywa. Zamiast skoncentrować się na realistycznym, długoterminowym planie gry, próbuje odtworzyć wszechogarniające uczucie błogości, jakie daje wygrana.

Dr Sheila Blume, dyrektor programu leczenia hazardu w South Oaks Hospital w Nowym Jorku, porównuje hazard do narkomanii bez narkotyków. Większość hazardzistów to mężczyźni – dla nich hazard stanowi źródło ekscytacji i innych silnych doznań. Kobiety natomiast traktują go częściej jako sposób ucieczki. Przegrywający zwykle ukrywają swoje porażki i próbują sprawiać wrażenie zwycięzców, ale w rzeczywistości wątpią we własne możliwości.

Handel akcjami, kontraktami terminowymi lub opcjami dostarcza hazardziście niezbędnego podniecenia, a ponadto wydaje się bardziej godny szacunku niż obstawianie koni wyścigowych czy gra w jednorękiego bandytę. Na rynkach finansowych hazard ma aurę wyrafinowania i dostarcza rozrywki o większym wymiarze intelektualnym niż gra w numerki z bukmacherem.

Hazardziści czują się szczęśliwi dzięki korzystnym transakcjom, ale wpadają w depresję, kiedy ponoszą straty. Odnoszący sukcesy profesjonaliści zachowują się w odmienny sposób – planują długoterminowo i nie denerwują się ani nie ekscytują nadmiernie pojedynczą transakcją.

U podstaw hazardu leży niepohamowane pragnienie gry. Jeżeli czujesz, że zbyt często przeprowadzasz transakcje i osiągasz mizerne wyniki, zrób sobie miesięczną przerwę. Wykorzystaj ją na ponowną ocenę swoich inwestycji. Jeżeli potrzeba gry jest u ciebie na tyle silna, że nie wytrzymujesz miesięcznej przerwy, najwyraźniej nadszedł czas, by odwiedzić najbliższą Wspólnotę Anonimowych Hazardzistów lub zacząć stosować zasady postępowania Anonimowych Alkoholików, naszkicowane dalej w tym rozdziale.

Autosabotaż

Po wielu latach praktykowania psychiatrii przekonałem się, że sami jesteśmy odpowiedzialni za większość swoich niepowodzeń. Doznajemy porażek w sprawach osobistych, zawodowych i w interesach nie z powodu głupoty czy braku kompetencji, tylko w odpowiedzi na nasze podświadome pragnienie porażki.

Jeden z moich przyjaciół, wspaniały i dowcipny człowiek, poświęcił całe życie na niweczenie własnych sukcesów. W młodości pracował z powodzeniem jako farmaceuta, ale stracił swój biznes. Następnie odbył odpowiednie kursy i został maklerem. W firmie, w której pracował, wspiął się niemal na szczyt, po czym wytoczono mu proces. Później został znanym inwestorem i w chwili gdy wydawało się, że wyplątał się już z poprzednich nieszczęść – zbankrutował. O wszystkie swoje niepowodzenia oskarżał zawistnych szefów, niekompetentne urzędy regulacyjne i żonę, która niewystarczająco go wspierała.

W końcu znalazł się na dnie. Nie miał ani pracy, ani pieniędzy. W celu wyjścia z dołka namówił kilku ludzi, którzy słyszeli o jego sukcesach w przeszłości, żeby powierzyli mu trochę pieniędzy w zarządzanie. Mój przyjaciel dobrze znał mechanizmy rynkowe i zaczął generować zyski dla swojej grupy. Jego renoma rosła, dzięki czemu zdobywał kolejnych klientów – znalazł się na fali. W tym momencie wyjechał do Azji z serią wykładów, ale będąc w podróży, nadal inwestował. Pewnego dnia zajął poważną pozycję i – bez zabezpieczającego zlecenia stop – wybrał się na wycieczkę w okolicę słynną z domów publicznych. Zanim powrócił na łono cywilizacji, na rynku nastąpił poważny zwrot, a kapitał jego grupy został zmieciony. Czy myślicie, że nauczył się czegoś z całej tej sytuacji? Próbował rozwiązać swój problem, by w przyszłości nie przydarzyła mu się podobna katastrofa? Nic z tych rzeczy – za swoją porażkę obwinił maklera! Po tym wydarzeniu pomogłem mu jeszcze znaleźć atrakcyjną posadę w firmie zajmującej się analizą danych, jednak po pewnym czasie zaczął gryźć ręce, które go karmiły, i został zwolniony. Ostatecznie ten bystry człowiek zmuszony był chodzić od drzwi do drzwi i sprzedawać materiały budowlane, podczas gdy inni zarabiali pieniądze, korzystając z jego technik inwestycyjnych.

Inwestorzy znajdujący się w tarapatach mają tendencję do oskarżania ludzi dookoła albo zrzucania odpowiedzialności na złą passę, brak szczęścia czy cokolwiek innego – bolesne jest zajrzenie w głąb siebie i szukanie przyczyn porażki we własnych działaniach.

Pewien znany inwestor przyjechał do mnie kiedyś na konsultację. Jego kapitał ulotnił się wraz z nieudanymi inwestycjami na dolarze amerykańskim. Ów inwestor dorastał w atmosferze walki z apodyktycznym ojcem. Wcześniej wyrobił sobie nazwisko, stawiając sporo pieniędzy na odwrócenie, wydawałoby się, ustabilizowanych trendów. Ta strategia, która dawniej pozwalała mu osiągnąć sukces, nie przynosiła jednak efektów, kiedy na dolarze panowała hossa, a on zajmował krótką pozycję. Wraz z rozwijającym się rynkiem inwestor stopniowo zwiększał swoje zaangażowanie, ponosząc coraz większe straty. Jak potem doszliśmy do wniosku – nie mógł pogodzić się z faktem, że rynek, który był dla niego substytutem ojca, miał okazać się większy i silniejszy od niego.

Przytoczyłem tu tylko dwa przykłady uzewnętrzniania tendencji autodestrukcyjnych, ale takie sytuacje można by mnożyć. Krzywdzimy samych siebie, postępując jak impulsywne dzieci, a nie jak racjonalnie myślący dorośli. Jesteśmy przywiązani do naszych autodestrukcyjnych cech charakteru, chociaż możemy je zwalczyć – niepowodzenie to uleczalna przypadłość.

Bagaż mentalności nabytej w dzieciństwie może okazać się przeszkodą na drodze do sukcesów na giełdzie. Jeżeli chcesz się zmienić, musisz poznać swoje słabości. Prowadź dziennik zawartych transakcji – zapisuj tam przyczyny wejścia na rynek i wyjścia z niego oraz szukaj powtarzających się schematów sukcesów i porażek.

Giełdowe kolizje

Zauważmy, że wszyscy członkowie danego społeczeństwa dostosowują się do pisanych lub niepisanych reguł, aby wzajemnie chronić się przed skutkami swojego postępowania. Przykładowo, jadąc samochodem, starasz się unikać zderzenia z innymi pojazdami, podobnie jak inne pojazdy starają się unikać kolizji z tobą. Kiedy inny kierowca zajeżdża ci drogę na autostradzie, możliwe, że przeklniesz, ale mimo wszystko zwolnisz. Podobnie – jeżeli ktoś nagle otworzy drzwi w samochodzie na parkingu, spróbujesz go ominąć. Unikamy kolizji, gdyż są zbyt kosztowne dla obu stron.

Wykonywanie prawie każdego zawodu czy zajęcia wiąże się z obecnością swoistej siatki bezpieczeństwa. Szefowie, koledzy i klienci mogą cię ostrzec w chwilach, gdy zaczynasz postępować w sposób niebezpieczny lub zdradzasz tendencje autodestrukcyjne. Gra na giełdzie nie zapewnia jednak takiego zabezpieczenia, co sprawia, że jest bardziej ryzykowna niż większość typowych ludzkich działań. Rynki dostarczają wielu okazji do autodestrukcji.

Kupno akcji po najwyższej cenie dnia można porównać do jazdy autem z otwartymi drzwiami w godzinach szczytu. Kiedy twoje zlecenie dociera na parkiet, wszyscy pośpiesznie chcą sprzedać ci akcje, zupełnie jakby chcieli wyciągnąć cię za ramię z pędzącego samochodu – inwestorzy tylko czekają na twoją porażkę, ponieważ oznacza ona ich zarobek. Na rynkach finansowych nie istnieje naturalna ludzka uczynność. Każdy inwestor stara się ugodzić innych i sam otrzymuje ciosy. Autostrada giełdy jest pełna wraków. Pominąwszy wojnę, inwestowanie stanowi najbardziej niebezpieczne ludzkie zajęcie.

Kontrolowanie autodestrukcji

Większość ludzi idzie przez życie, popełniając nieustannie te same błędy. Niektórym udaje się osiągnąć powodzenie w jakiejś dziedzinie, równocześnie jednak ujawniają oni swoje słabości na innych polach.

Musisz zdawać sobie sprawę ze swoich tendencji autodestrukcyjnych. Poczuj się odpowiedzialny za własne czyny: nie zrzucaj winy za niepowodzenia na kogoś lub na brak szczęścia. Zacznij prowadzić dziennik – zapisuj przeprowadzone transakcje. Ludzie, którzy nie uczą się na błędach z przeszłości, są skazani na ich powtarzanie.

Inwestor potrzebuje psychologicznej siatki bezpieczeństwa, podobnie jak alpiniści nie mogą się obyć bez wspinaczkowego ekwipunku. Uznałem, że zasady postępowania Anonimowych Alkoholików, zarysowane dalej, mogą okazać się bardzo pomocne na wczesnych etapach rozwoju tradera. Pamiętaj: ściśle zdefiniowane zasady zarządzania kapitałem to twoja siatka bezpieczeństwa, z kolei prowadzenie dziennika transakcyjnego to recepta, byś w przyszłości nie powielał własnych błędów.

7. Psychologiczne aspekty gry na giełdzie

Twoje zwycięstwa i porażki są wynikiem emocji, których doświadczasz. Możesz stosować świetny system inwestycyjny, lecz jeżeli okazujesz arogancję, czujesz strach, agresję lub zdenerwowanie – twój rachunek na pewno na tym ucierpi. Gdy zorientujesz się, że podniecenie lub strach przeszkadzają ci jasno myśleć, natychmiast zamknij wszystkie swoje transakcje.

Na rynkach finansowych rywalizujesz z najsprawniejszymi umysłami na świecie. Prowizje, spready i opóźnienia w czasie realizacji transakcji dodatkowo utrudniają twoje zadanie. Jeśli jeszcze pozwolisz emocjom ingerować w to, co robisz, bitwa będzie przegrana. Mój przyjaciel i partner w projekcie SpikeTrade.com często powtarza: „Wystarczająco trudno jest przewidzieć reakcje rynku, więc jeśli sam także nie wiesz, jak zachowasz się w określonej sytuacji, nie masz szans na sukces”.

Dobry system lub strategia inwestycyjna nie są wystarczającymi atutami. Do osiągnięcia zysków niezbędne jest również właściwe nastawienie psychiczne.

Naginanie reguł

Rynki oferują nieskończoną liczbę pokus, zupełnie jak spacer po skarbcu pełnym złota lub wędrówka po haremie. Wywołują w nas przypływ chciwości oraz jeszcze większe uczucie strachu, że stracimy to, co zdobyliśmy. Te emocje zaciemniają nasze pole widzenia i sprawiają, że trudniej dostrzec okazje i niebezpieczeństwa na rynku.

Seria udanych transakcji powoduje, że większość amatorów zaczyna się uważać za geniuszy. Ekscytują się oni na myśl, że są wystarczająco inteligentni, by każda zawarta przez nich transakcja okazywała się zyskowna. W tym momencie odstępują od swoich zasad, które wcześniej doprowadziły ich do sukcesu, i ponoszą dotkliwe straty. Inwestorzy często zdobywają podstawową wiedzę o rynku, szczęśliwie przeprowadzają kilka transakcji i wpadają w wir zgubnych emocji, które podszeptują im, że są wielcy. Niestety, rynek giełdowy jest usłany tysiącami bankrutów myślących i postępujących jak oni.

W związku z tym postaraj się o maksymalnie obiektywną ocenę sytuacji. Zapisuj w dzienniku wszystkie transakcje i dołączaj do nich wykresy „przed” i „po”, sporządzaj zestawienia tego, co zrobiłeś, uwzględniając koszty wynikające z prowizji czy spreadów, oraz trzymaj się ścisłych zasad zarządzania kapitałem. Niewykluczone, że na początkowych etapach swojej kariery będziesz musiał poświęcić tyle samo energii na naukę co na analizę rynku.

W czasach gdy uczyłem się gry na giełdzie, czytałem wszystkie dostępne książki o psychologii rynku. Wielu autorów formułuje w nich całkiem rozsądne uwagi. Niektórzy kładą nacisk na dyscyplinę: „Nie pozwól, by rynki tobą rządziły”, „Nie podejmuj decyzji w trakcie sesji” lub „Planuj transakcję, a następnie realizuj plan”. Inni kładą nacisk na bardziej elastyczne myślenie: „Nie przychodź na giełdę z przemyślaną koncepcją”, „Zmieniaj swoje plany w zależności od zmian zachodzących na rynku”. Jeszcze inni doradzają izolację: „Unikaj informacji na temat rynków finansowych, nie czytaj »Wall Street Journal« ani nie rozmawiaj z innymi inwestorami”. Są również tacy, którzy mówią, że należy być otwartym na sugestie, utrzymywać kontakty z traderami, nieustannie szukać nowych pomysłów i je testować. Każda z tych porad wydaje się rozsądna, jednak wszystkie one razem wzięte są sprzeczne.

Ciągle czytałem, grałem na giełdzie i koncentrowałem się na stworzeniu skutecznego systemu inwestycyjnego. Równocześnie praktykowałem jako lekarz psychiatra. Nigdy nie sądziłem, że te dwa obszary mogą być ze sobą powiązane – dopóki nie doznałem nagłego olśnienia. Pomysł, który zmienił mój sposób gry, odkryłem dzięki psychiatrii.

Spostrzeżenie, które zmieniło mój trading

Tak jak każdy psychiatra zawsze miałem kilku pacjentów z problemami alkoholowymi. Pełniłem również funkcję doradcy w programie leczenia narkomanów. Szybko przekonałem się, że i alkoholicy, i narkomani mają większe szanse na wyleczenie, kiedy spotykają się w grupach wzajemnej pomocy, niż kiedy są leczeni tradycyjnymi metodami w otoczeniu szpitala psychiatrycznego.

Psychoterapia, lekarstwa, kosztowne szpitale i kliniki mogą sprawić, że alkoholik wytrzeźwieje, ale rzadko udaje mu się wytrwać w tym stanie przez dłuższy czas. Większość osób uzależnionych szybko powraca do nałogu. Jeśli jednak przyłączą się do Wspólnoty Anonimowych Alkoholików (AA) lub do innej grupy wzajemnej pomocy, ich szanse na całkowite zerwanie z piciem gwałtownie rosną.

Kiedy zdałem sobie z tego sprawę, stałem się gorącym zwolennikiem takich organizacji. Zacząłem wysyłać pacjentów z problemami alkoholowymi do wspólnoty AA i związanych z nią grup typu DDA (Dorosłe Dzieci Alkoholików). Gdy uzależniony przychodził do mnie na leczenie, wymagałem, by równocześnie zgłosił się do AA. Tłumaczyłem mu, że jeżeli postąpi inaczej, będzie to oznaczało stratę mojego czasu i jego pieniędzy.

Pewnego wieczora, wiele lat temu, w drodze na przyjęcie zatrzymałem się w biurze przyjaciela. Mieliśmy dwie godziny i mój przyjaciel, który był trzeźwiejącym alkoholikiem, zapytał: „Chcesz iść do kina czy na spotkanie AA?”. Posyłałem wielu swoich pacjentów do wspólnoty AA, ale nigdy nie uczestniczyłem w ich spotkaniu, ponieważ sam nigdy nie miałem problemów z alkoholem. Postanowiłem jednak skorzystać z okazji, gdyż było to dla mnie zupełnie nowe doświadczenie.