Zachwyt i inne skutki wiary - ks. Jerzy Szymik - ebook

Zachwyt i inne skutki wiary ebook

ks. Jerzy Szymik

5,0

Opis

Pisane w różnych formach literackich teksty, które łączy tytułowy zachwyt łaską wiary, którą autor otrzymał poprzez spotkanych ludzi, wydarzenia czy lekturę tekstów. ks. Jerzy Szymik dzieli się również swoimi przemyśleniami dotyczącymi spraw społecznych i politycznych, patrząc na nie w kluczu katolickiej ortodoksji.

Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
czytnikach certyfikowanych
przez Legimi
czytnikach Kindle™
(dla wybranych pakietów)
Windows
10
Windows
Phone

Liczba stron: 496

Odsłuch ebooka (TTS) dostepny w abonamencie „ebooki+audiobooki bez limitu” w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
Oceny
5,0 (1 ocena)
1
0
0
0
0
Więcej informacji
Więcej informacji
Legimi nie weryfikuje, czy opinie pochodzą od konsumentów, którzy nabyli lub czytali/słuchali daną pozycję, ale usuwa fałszywe opinie, jeśli je wykryje.

Popularność




redaktor prowadzący

Mikołaj Marczak

redakcja językowa, skład i łamanie

Katarzyna Solecka

korekta składu

Natalia Galuchowska

współpraca redakcyjna

Tomasz Herbich, Monika Madej-Wójcik, Albert Mazurek, Joanna Paciorek, Jakub Pyda, Mikołaj Rajkowski, Izabela Stawicka, Adam Talarowski, Krzysztof Wojciechowski

projekt graficzny

Maciej Masłowski

pro­jekt okład­ki

Michał Strachowski, Dariusz Karłowicz

zdjęcie na okładce

Foto © Wojtek Wieteska

skład wydania elektronicznego

hachi.media

ISBN 978-83-62884-85-8

Copyright © Jerzy Szymik

Copyright © Fundacja Świętego Mikołaja

wydawca

Fundacja Świętego Mikołaja,Redakcja „Teologii Politycznej”Adres korespondencyjny: ul. Koszykowa 24 lok. 7, 00-553 Warszawatel. (48 22) 625 17 14e-mail: [email protected]

Teologia Polityczna istnieje i rozwija swoją działalność dzięki wsparciu życzliwych osób, którym składamy serdeczne podziękowania.

Teologia Polityczna istnieje i rozwija swoją działalność dzięki wsparciu życzliwych osób, którym składamy serdeczne podziękowania. Honorowym Darczyńcą książki został Pan Krzysztof Domarecki.

Książka ks. Jerzego Szymika mogła ukazać się dzięki temu, że darowiznę na ten cel przekazali następujący darczyńcy:

Goran Andrijanić, Bartosz Anusiak, Marta Arendt, ks. Przemysław Artemiuk, Maria Augustyniak, Emilia i Tomasz Badurkowie, Magdalena Bajer, Wojciech Baliński, Andrzej Baranowski, Łukasz Bartnik, Julia Bartyzel, Jolanta i Jerzy Bauerowie, ks. Stefan Bernat, Jerzy Binkowski, Mirosława Błaszczak, Bernadetta Bonowicz, Marta Broniewska, Jerzy Broniszewski, Łukasz Brzeski, Andrzej Bułeczka, Marta Burek, Andrzej Cehak, Andrzej Chlebicki, Anna i Bogdan Chudobowie, Jadwiga Cichocka, prof. Marek A. Cichocki, Łukasz Cybula, Jarosław Cymerman, Katarzyna i Piotr Czekierdowie, Birute Ćupaila-Tomaszewska, Dorota i Piotr Dardzińscy, Urszula i Dariusz Dąbrowscy, Magdalena Dembińska, prof. Dobrochna Dembińska-Siury, Grzegorz Diłanian, Krzysztof Domarecki, Krzysztof Dryś, Sebastian Dymski, Weronika Dziąg, Róża i Marcin Dziekiewiczowie, Jadwiga i Marcin Emilewiczowie, Mariusz Feszler, Marcin Finc, Katarzyna i Bartosz Fingasowie, Anna i Andrzej Fister-Stogowie, Jerzy Forajter, Jarosław Frycz, Piotr Furmanek, Paweł Gałkiewicz, Paweł Gałuszka, Agnieszka Gamdzyk, prof. Magdalena i prof. Dariusz Gawinowie, Beata Gesche, Tomasz Gędłek, prof. Maria Gintowt-Jankowicz, Joanna Glonek, Paweł Gładysz, Paweł Gniazdowski, Beniamin Goldys, Joanna Górecka-Kalita, Robert Górniewski, Roman Graczyk, Katarzyna i Piotr Gresztowie, Jerzy Gruszka, Paweł Gruszka, Anna Gryżewska, Piotr Grzybowski, Alicja i Krzysztof Gurajowie, Marek Gurgacz, Maciej Hajdul, Janusz Hauzer, Tomasz Horubała, Bartłomiej Jakóbowski, Janina Jankowska, Adam Jankowski, Janusz Jaroch, Izabela Jurek, Zdzisław Jurek, ks. Przemysław Kaczkowski, Wojciech Kaczor, Joanna Kalinowska, Piotr Kamela, Ewa i Dariusz Karłowiczowie, Zofia i Janusz Karłowiczowie, Jacek Kędzior, Kacper Kita, Maria i Andrzej Klamutowie, Michał Kmieć, Jerzy Knopik, Rafał Kobierecki, Marek Koćmiel, Stanisław Kokociński, Katarzyna Konopka, Natalia Koperska, Jacek Koronacki, Michał Lucjan Korwin-Kossakowski, Elżbieta Kosieradzka, Anna i Krzysztof Kosiorowie, Krzysztof Kot, Justyna i Paweł Kowalowie, Maciej Kozakiewicz, Andrzej Kozicki, Wojciech Koziorowski, Maria Koziorowska , Piotr Kozłowski, Jagoda Kozon, Karol Krok, Alicja Kujawa, Marek Kunecki, Wojciech Langer, Monica i Franz Lassakowie, prof. Ryszard Legutko, Dariusz Lewandowski, Katarzyna Libiszewska, Beata i Apolinary Lipscy, Michał Lizak, Grzegorz Lizurej, prof. Anna Łabno, Agata Łabuda, Amelia i Józef Łukasiakowie, Tomasz i Niamh Machurowie, Alina Maciejewska, Agnieszka Madej, Anna Madej, Dariusz Makać, Janusz Malinowski, Szymon Małecki, Maciej Marcinek, Marcin Markowicz, Adam Marszk, Dariusz Masczyk, Aleksandra i Ignacy Masny, Michał Mazur, Marcin Melzacki, Jan Metrycki, Bartosz Michalski, ks. Edward Michowski, Łukasz Młyńczyk, Anna Moczulska, Magdalena Mońka, Grażyna Mozol, Michał Muszalik, Zofia Nachiło-Morbiato, Michał Nolywajka, Marek Nowakowski, Katarzyna Ochman, Tomasz Ociepka, Radosław Oklesiński, Maciej Olejnik, Marek Orłowski, Adam Orzech, Wojciech Orzewski, Przemysław Osękowski, Joanna i Jakub Paciorkowie, Tadeusz Pankowski, Tadeusz Panuś, Ewa i Jarosław Paradowscy, Beata Paszkowska, Barbara Piechowska, Filip Piestrzeniewicz, Krzysztof Piotrowski, Hanna Pisarska, ks. Rajmund Ponczek, Paweł Porucznik, Grzegorz Postek, Krzysztof Postek, Marek Przyrowski, Adrian Rec, Tomasz Rejniak, Piotr Remiszewski, Izabela August-Reza i Mariusz Reza, Marek Ringwelski , Sabina i Damian Rowińscy, Izabela i Piotr Rudniccy, Wanda Rutkowska, Michał Rycerz, Marek Seweryn, Bogusław Skręta, Marcin Sławeta, Szymon Sławiński, Michał Sobiecki, Małgorzata Sochańska, Liliana Sonik, Marek Sosnowski, Elżbieta Sowińska-Przepiera, Jacek Staniaszek, Bohdan Stankiewicz, Marcin Stefaniuk, Andrzej Stępień, Andrzej Stokłosa, Jolanta Sudoł, Leszek Sufa, Tomasz Sulej, Marcin Sychowski, Andrzej Szała, Tadeusz Szawiel, Konrad Szczebiot, Justyna i Jakub Szczepaniakowie, Mariusz Szczepanowski, Anna Szczepańska, Piotr Szczerba, Anita i Michał Szczurowscy, Piotr Szelenbaum, Anna Szeliga, Natalia i Emil Szerszeniowie, Piotr Szlagowski, Tomasz Szopa, Aleksander Szumilas, Tadeusz Szwachła, Wiktor Szyłejko, Adam Szymanowski, Cezariusz Ścisiński, Jacek Śmiech, Maria i Mateusz Środoniowie, Jerzy Świątek, Anna Talarowska, prof. Ewa Thompson, Wojciech Tomczyk, Marta Trojnacka, Adam Tychowski, bp Jan Tyrawa, Katarzyna i Zbigniew Tyszkiewiczowie, Agnieszka Uklańska, Jerzy Uklański, Urszula i Andrzej Wacławczykowie, Izabela Walczak-Bazela, Elżbieta Walewska, Mariusz Wasilewski, Wojciech Widłak, Ryszard Wieczorek, Agnieszka i Jerzy Wierzchowieccy, Aleksandra Wierzchowska, Dorota Wiesiołek, Karolina Wigura, Elżbieta Wilczyńska, Krzysztof Wilemborek, Franciszek Witaszek, Krzysztof Wojciechowski, Dawid Wojcieszek, Grzegorz Wojdyga, Piotr Worobiec, Jacek Wosicki, Monika Madej-Wójcik i Mariusz Wójcik, Roman Wyborski, Piotr Wypych, Krzysztof Zanussi, Grzegorz Zarzeczny, Dyzma Zawadzki, Marta Zielińska, Krzysztof Ziemiński, Marta De Zuniga, Witold Żebrowski, Paulina i Jarosław Żejmowie.

Dziękujemy także wszystkim Anonimowym Darczyńcom, którzy poprzez swoje wpłaty przyczynili się do wydania tej książki.

Dziękujemy również Amber Steele-Zielińskiej, Bartłomiejowi Kabatowi oraz Adrianowi Walczukowi, którzy poprzez swoje działania przyczynili się do wydania tej książki.

Moc zachwytu. Wstęp

Była trzecia po południu, Jerozolima, druga ćwiartka pierwszego wieku po Chrystusie. Spotkali się przy świątynnej bramie zwanej Piękną: Piotr, Jan oraz chromy od urodzenia. Ten zaś, żebrak, prosił apostołów o jałmużnę. Wtedy rzekł Piotr: „Nie mam srebra ani złota, ale co mam, to ci daję: W imię Jezusa Chrystusa Nazarejczyka, chodź!”. Ten zerwał się, stanął na nogach, zaczął chodzić, skakać i wielbić Boga. I „cały lud – odnotowuje Łukasz – ogarnęło zdumienie i zachwyt z powodu tego, co go spotkało” (por. Dz 3, 1-10).

Kai eplesthesan ekstaseos – „i napełnieni zostali uniesieniem”, czytamy w greckim oryginale Dziejów Apostolskich. Czyli: ogarnął ich ekstatyczny zachwyt. Kościół każe nam czytać ten fragment co roku w Środę Wielkanocną i nierozerwalnie wiąże owo doświadczenie zachwytu z doświadczeniem wiary w Zmartwychwstałego Chrystusa, Pana choroby i zdrowia, winy i przebaczenia, przeszłości i przyszłości, życia i śmierci.

Zachwyt jako skutek wiary… Być może to właśnie najgłębszy nurt mojego życia i najważniejszy temat mojej teologii. I bynajmniej nie jest to sentymentalna jedynie, emocjonalna strona mojej więzi z Bogiem. Ani też kwestia związana wyłącznie ze słoneczną stroną życia, ślepa naiwnie na stronę ciemną czy też ją z premedytacją wypierająca. Jest ona raczej związana z siłą, z tym, co twarde, z orężem w boju na śmierć i życie – w walce o więź z Tym, który jest Panem życia i śmierci. W jednym z największych w tej kwestii, profetycznych wersetów polskiej poezji, pisze Czesław Miłosz: „Nie dlatego, żebym wiary nie miał – Jest może jedna moc i jest to moc zachwytu” (wiersz W malignie 1939). Związek wiary z mocą zachwytu jest kluczowy.

A więc nie naiwna słoneczność – „Co nie ma cienia, istnieć nie ma siły” (ten sam Miłosz w wierszu Wiara). Jeśli o jasność tu chodzi, to o taką, która wybłyskuje z cienia.

Zachwyt. Bo łaska wiary, która mnie dopadła – jak Piotra, Jana, chromego i zachwyconych tamtego jerozolimskiego popołudnia – ma w sobie element ekstatycznego uniesienia, które rodzi się wtedy, kiedy zaczynam myśleć lub pisać o tym, „co mnie spotkało”. A jest to coś bliźniaczo podobnego do doświadczenia żebraka z Bramy Pięknej: chodzę i skaczę. Łaska wiary jest czymś absolutnie zachwycającym.

I o tym jest ta książka.

Próbuję jej (łasce) i jemu (zachwytowi) w zebranych tu tekstach oddać sprawiedliwość, dać świadectwo, okazać wdzięczność. W komentarzach do Ewangelii: dbając o ich skrótowość, kondensację, przejrzystość (rozdział Z Ewangelii). W felietonach: walcząc o ochronę czystości zachwytu z tym, co jej zagraża; nieraz jest to walka wręcz, na gołe pięści (rozdział (asy) Z rękawa). W rozmowach o naszym czasie: starając się postawić poprawną diagnozę stanu naszego ducha (rozdział Z rozmów). W homiliach: głosząc słowo – służąc Słowu, dzisiaj (rozdział Z homilii). W naśladowaniu Go: na krzyżowych drogach współczesności (rozdział Z krzyżowych dróg). W refleksji ściśle teologicznej: przybliżając geniusz Benedykta XVI (rozdział Z Benedykta XVI). A w wierszach jest, być może i po prostu, ufam, coś z owej mocy…

Rzecz jasna: ten rodzaj zachwytu, który jest skutkiem wiary, nie jest a-logiczny. Wręcz przeciwnie: ponieważ jest wywiedziony z Logosu, ze spotkania z Nim, więc pochodzi z logiki najwyższej – logiki Najwyższego. Ten rodzaj zachwytu jest czymś par excellence teo-logicznym. A logika („Logosowość”) wiary owocuje nie tylko zachwytem, także „innymi skutkami”.

Zależało mi na utrzymaniu większości tych tekstów w tonacji bezwzględnie ortodoksyjnej (tylko prawda jest ciekawa, reszta to bzdury; wątpliwości są arcyludzkie, owszem, ale nie są one nigdy materią wiary a właśnie o niej i jej skutkach jest ta książka); głęboko – jak tylko mnie na to stać – wnikającej we współczesność, ba, trwale z nią splątanej; egzystencjalnej i to bez znieczulenia; eksperymentującej formalnie – od wiersza do traktatu. Celem jest pewien kształt duchowości, który można by opisać jako syntezę kilku doświadczeń: łaski wiary (spotkania żywego Chrystusa), theologiae benedictae (Ratzinger tłumaczony na polskie realia i problemy), poezji uprawianej w polszczyźnie oraz życia w pierwszych dekadach XXI wieku.

Ale najważniejsza jest tu ona – wiara. To jej domaga się Jezus w kilkudziesięciu miejscach Ewangelii. Na dobrą sprawę nie żąda On niczego więcej poza nią. „Nie bój się, wierz tylko”, mówi Jairowi, złamanemu śmiercią córki (Mk 5, 36).

Dlatego proszę: „Wierzę, zaradź memu niedowiarstwu!” (Mk 9, 24).

I chciałbym, by ta książka była zaproszeniem do tej właśnie modlitwy. Zachwycającej.

Wielki Piątek, 30 marca 2018 roku

Prolog

Radość z Boga

Jest takjak o tym kiedyś słyszałem:myśl o Bogusprawia mipotężną radość

Mój tata

Miał na imię Emil.

Zmarł 21 lat temu.

Co Mu zawdzięczam? Wszystko. Życie. Kochał naszą Mamę na tyle głęboko i wiernie, że czuliśmy się zawsze bezpieczni jako dzieci, Siostra i ja. Wiedzieliśmy, że nasz dom nie runie.

Był prawy w obu sensach słowa: uczciwy, konsekwentny, lojalny, lekko wycofany, przeciwieństwo bawidamka; z tych, co budzą szacunek. Ale też absolutnie odporny na lewicową ideologię. O dygnitarzach partyjnych nie słyszałem od niego dobrego słowa. O dawnych sympatykach Hitlera – równie ostro. Z atencją i pokorą wobec Kościoła, zawsze. Co niedziela na Mszy o 7.30.

Próbowali Go złamać: miał szansę pozostać kierownikiem kopalnianego działu pracy i płacy, gdyby syn przerwał „naukę na księdza”. Proponowali studia w Moskwie bądź Leningradzie. Odpowiedział, że w naszej rodzinie każdy, kto skończył 18 lat, decyduje o swoim życiu sam. Zdegradowali Go. Zadbał, żebym się o tym dowiedział z opóźnieniem – trwała moja pierwsza sesja egzaminacyjna i bał się, że mogę się martwić i czegoś nie zdać. Miał wtedy niespełna 45 lat.

W pogardzie miał wszelką pychę.

Jasne, że miał słabości, był grzesznikiem jak wszyscy. Ale pamiętam Mu wdzięcznie, że nigdy mnie nie ośmieszył, nie obnażył, nie uderzył, nie zwątpił we mnie. I teraz ma prawo do mojej ochrony; miłość jest również dyskrecją. Uczył mnie tego.

Kochał mnie. Miłość, którą mi dał, jest jedną z największych sił mojego życia.

18 maja 2012 roku

Z Ewangelii

Służebnica Pańska

„Oto ja, służebnica Pańska, niech mi się stanie według Twego słowa!” (Łk 1, 38)

Rozmawiałem z matką siedmiorga dorosłych dzieci. Czwórka moich chłopaków trzyma się zupełnie nieźle, dziewczyny są totalnie pogubione, mówiła. Co zrobiliśmy nie tak? – pytała. Nie wiem. Wiem, że zewsząd słyszą: masz prawo do egotyzmu, do agresji, do orgazmu, do swojego brzucha, do ateizmu, do zmiany płci, do nienawiści wobec mężczyzn. Nie bądź ani dziewicą, ani matką. Nie bądź potulną służebnicą.

Moja Mama mówi, że to się szatanowi w naszej epoce udało: atak na kobiety. Rzekłbym: częściowo. Bo nie na wszystkie. Nie na te, które chroni Niepokalana. Bowiem  d l a   B o g a   n i e   m a   n i c   n i e m o ż l i w e g o,   t a k ż e   d z i s i a j.  One idą za Jej głosem: „Oto ja, służebnica Pańska, niech mi się stanie według Twego słowa!”.

8 grudnia 2017 roku

Żarłok i pijak

„Zły duch go opętał (…) Oto żarłok i pijak” (Mt 18, 19)

Czego trzeba, by móc powiedzieć o Jezusie „żarłok i pijak”, a o Janie Chrzcicielu „zły duch go opętał”? Co musi być w człowieku, jaki stopień – czego? Ślepoty? Zepsucia? Głupoty? Złej woli? Perwersji?

A może nie trzeba zbyt wiele. Może wystarczy być przekonanym, że zawsze mój ogląd świata i oceny ludzi są słuszne, po prostu. Wiem i nic ani nikt mnie nie zaskoczy, nie ma mi nic nowego do powiedzenia.

A może zdarza mi się syknąć półgłosem (usłyszą jedynie ci, którzy usłyszeć mają): „debil”, „k…”, „matoł”, „głupia gęś”, „karierowicz”, „opętany/pijak” (krzyżówka Jana z Jezusem).

Ciemność, zawiść, jad – może ich być we mnie pod dostatkiem.

Nieufność wobec samego siebie – oto lekcja tej Ewangelii.

15 grudnia 2017 roku

Wywyższa pokornych

„rozprasza pyszniących się zamysłami serc swoich, (…) wywyższa pokornych” (Łk 1, 51-52)

Z podręcznika do mariologii (choć trudno uwierzyć): „Nowe znaczenie uzyskuje  M a g n i f i c a t  (…) dzięki teologii feministycznej (…) – zostaje (…) zakwestionowana męska dominacja. (…) Napisane jest, że Maryja rzekła: «On przejawia moc ramienia swego i rozprasza pysznych/ strąca władców z tronu i wywyższa poniżonych». Dziś mówimy to tak: (…) będziemy wyśmiewać się z tych, którzy znają istotę kobiecości/ skończy się panowanie samców nad samicami”. Coś strasznego: zaprząc Biblię, Maryję – pokorną Służebnicę Pańską – do bezbożnego wozu ideologicznej nienawiści…  B y   c z y t a ć   B i b l i ę,   t r z e b a   p o k o r y   i  p o s ł u s z e ń s t w a   K o ś c i o ł o w i.  Inaczej będziemy podobni do diabła na pustyni: grał przed Jezusem wybitnego biblistę.

22 grudnia 2017 roku

Znak sprzeciwu

„Znak, któremu sprzeciwiać się będą” (Łk 2, 34)

„Minęło dwa tysiące lat, a słowa wówczas wypowiedziane wciąż na nowo zyskują na swej aktualności. Coraz bardziej też staje się oczywiste, że  t e   w ł a ś n i e   s ł o w a   s t r e s z c z a j ą   w  s p o s ó b   s z c z e g ó l n i e   t r a f n y   c a ł ą   p r a w d ę   o  J e z u s i e   C h r y s t u s i e,   J e g o   p o s ł a n n i c t w i e   i  J e g o   K o ś c i e l e.  Znak, któremu sprzeciwiać się będą”.

Kto to powiedział? Kardynał Karol Wojtyła. W 1976 roku w czasie rekolekcji watykańskich, które zatytułował Znak sprzeciwu i wygłosił przed Pawłem VI. Zakończył je tak: nasza epoka to „Czas wielkiej Próby i wielkiej Nadziei. Na ten właśnie czas został nam dany znak: Chrystus – «Znak, któremu sprzeciwiać się będą». I Niewiasta obleczona w słońce: «Znak wielki na niebie» (Ap 12, 1)”.

29 grudnia 2017 roku

Znaleźliśmy Tego

„Znaleźliśmy Tego, o którym pisał Mojżesz w Prawie i Prorocy” (J 1, 45)

Należymy do tych, którzy uwierzyli tym słowom Filipa. Często – jak Natanael – z wahnięciami, niedowiarstwem, dramatami wiary i życia. Ale jesteśmy tych słów beneficjentami. Cóż to za Łaska nas spotkała… Dotarła do nas korytarzami dziejów i genów, strumieniami krwi męczenników, modlitwami naszych przodków, świętością nam nieznanych, ostatecznie – decyzją naszego słabego, ale potężnego Łaską serca… Mogliśmy w tej chwili czcić księżyc, rozpruwać brzuchy ofiarom bóstw albo wielbić pustkę w którejś z zachodnich metropolii do czasu, aż nas złożą w ofierze bogini eutanazji.  A  d a n e   n a m   z o s t a ł o   z n a l e ź ć   T E G O … Lecz nie dla naszej pychy ta Łaska, ale by nawracać (siebie i innych), głosić, kochać.

5 stycznia 2018 roku

Prócz Boga

„Któż może odpuszczać grzechy, prócz jednego Boga?” (Mk 2, 5)

Potrzebujemy kogoś, kto by nam przebaczył. Nie kogoś, kto by nam powiedział: nie, to nie było nic takiego, to się zdarza każdemu (to tylko zaburzona osobowość; albo: gdyby ktoś inny miał takie dzieciństwo, robiłby znacznie gorsze rzeczy; albo: na tle tego, co się dzisiaj dzieje, to żadna tragedia; itp., itd.).

Bo wiemy – na dnie sumienia – że to było naprawdę straszne (to, co zrobiliśmy) i że nie zdarza się każdemu…

P o t r z e b u j e m y   k o g o ś,   k t o   b y   n a m   p r z e b a c z y ł.   P o t r z e b u j e m y   B o g a.  I choćby tylko w tym punkcie ateizm odsłania swoje bezlitosne, beznadziejne oblicze. Kto nam wybaczy, jeśli Boga nie ma? Bo odpuszczać grzechy nie może nikt poza Nim. Prócz jednego Boga.

12 stycznia 2018 roku

Których chciał

„(…) przywołał do siebie tych, których sam chciał, a oni przyszli do Niego” (Mk 2, 13)

Jestem księdzem. To moje powołanie. Cokolwiek myślę o drodze doń (wspaniały proboszcz z dzieciństwa – wrażliwi i pobożni dziadkowie – klimat rodzinnego domu – parszywa komuna i nasz kościelny opór wobec niej itp.), to w dzisiejszej Ewangelii odsłania ono swoje najgłębsze źródło: „przywołał do siebie tych, których sam chciał”. Bóg jest suwerenny również w tej kwestii, najważniejszej dla mojego życia. Jasne, że była i jest w to zaangażowana moja wolność. Ale to On chciał, bym przyszedł do Niego. Jakąż to dopiero daje wolność – od mojego chciejstwa, dobrych postanowień, labiryntów retrospekcji, żalów, gdybologii, projektów.

O n   m n i e   c h c i a ł.   T o   w s z y s t k o.

Stale drżę z tego cudu, z tej łaski.

19 stycznia 2018 roku

Między wilki

„(…) oto was posyłam jak owce między wilki” (Łk 10, 3)

Realistyczne, mroczne przepowiednie Ewangelii. Jak choćby ta: „jak owce między wilki”. Tak was posyłam, mówi Jezus do siedemdziesięciu dwóch. Hans Urs von Balthasar: „okropny obraz, gdy zadamy sobie trud, by przez moment pomyśleć, co on wyraża: nie tylko bezbronność posyłanej owcy i pozostawienie jej bez wszelkiej pomocy, ale także naturalną, a zatem bezbłędną i niedającą się wytrzebić u wilka chęć zabijania”. I dodaje: „kto zaś daje pierwszeństwo Jezusowi, ten nie wybiera krzyża jako tego miejsca, gdzie się ewentualnie umiera, ale wybiera krzyż jako to miejsce, gdzie się umiera z całą pewnością”.

Znakomite, głębokie, świetnie napisane – myślę. Ale  c o,   j e ś l i   t o   d o t y c z y   m o j e g o   p o w o ł a n i a,   l o s u,   c o d z i e n n o ś c i ?

26 stycznia 2018 roku

Dniem i nocą

„Anna (…) nie rozstawała się ze świątynią, służąc Bogu w postach i modlitwach dniem i nocą” (Łk 2, 37)

Myślę o Annie, ale nie córce Fanuela, tylko córce pana Gojnego, pszowskiej zakrystiance. Służyła Bogu, nie rozstawała się ze świątynią. Wszyscy, którzyśmy ją znali, wiemy: w łupince szczupłego, schorowanego ciała mieszkała wielka, pokorna i życzliwa wszystkim dusza. Trzy lata przed śmiercią powiedziała mojej mamie podczas sprzątania kościoła:  „P a n i   S z y m i k o w a,   j o   s i e   c i e s z a   n a   ś m i e r ć   j a k   n a   w i l i j o…”.

Myślę o Klarze Anderskiej, wcześniejszej pszowskiej zakrystiance. Dużo się modliła w samotności, wertując w ciszy, w pustym kościele gruby i mocno podniszczony modlitewnik. Obie, jak ewangeliczna prorokini, sławiły Boga i mówiły o Nim wszystkim, którzy oczekiwali wyzwolenia Jerozolimy/Polski.

2 lutego 2018 roku

Połóż nań rękę

„Przyprowadzili Mu głuchoniemego i prosili Go, żeby położył na niego rękę” (J 1, 45)

Gdyby tak było. Gdybym Mu kiedykolwiek pozwolił na taką bliskość. Na boku, osobno od tłumu.

Jego palce w moich uszach. Jego ślina na moim języku. Wzdycha, spogląda w niebo. Mówi: otwórz się.

Przestałbym być głuchy i niemy.

P o ł ó ż   n a   m n i e   c h o ć   r ę k ę,   p r o s z ę.

Panie, jeśli chcesz, możesz mnie oczyścić.

9 lutego 2018 roku

Przyjdzie czas

„(…) przyjdzie czas, kiedy (…)” (Mt 9, 15)

Bywają Ewangelie, których nie rozumiemy. Ta jest o poście i smutku, o braku postu, o panu młodym, o uczniach Jana. Czyli o czym właściwie? O czymś niejasnym za gęstą zasłoną szytą z niepojętych słów, o jakiejś niezrozumiałej teraz dla mnie Tajemnicy.

Co zrobić z tym tajemniczym Bogiem, w tych chwilach i pasmach życia, kiedy Go nie rozumiem?

W a r o w a ć   j a k   w i e r n y   p i e s   p r z y   J e g o   s k r w a w i o n y c h   s t o p a c h.   T r w a ć.

Stokroć lepiej trwać przy Nim w ciemności, niż przebywać w jasności tego, który „niesie światło” (a to właśnie znaczy imię Lucyfer), w jego oślepiającej jasności. Boska ciemność nigdy mnie nie oślepi.

Przyjdzie czas, kiedy zobaczę.

16 lutego 2018 roku

Dopóki jesteś

„(…) szybko, dopóki jesteś z nim w drodze (…)” (Mt 5, 25)

Mamy się godzić szybko, mówi Pan, dopóki trwa wędrówka wspólną drogą. Ta droga to nasze życie.  M a m y   s i ę   g o d z i ć   s z y b k o,   b o   d r o g a   j e s t   ś m i e s z n i e   k r ó t k a…  Chwilą jest jedynie, mgnieniem oka. Możemy nie zdążyć, kiedy On przyjdzie, nagle jak złodziej.

Nie warto tracić tego krótkiego czasu ani trwonić tych nietrwałych sił na głupstwa, na rzeczy nieważne – na swary. Czasu i sił nie może ubywać na to, co nawet tu, na tej ziemi, po jakimś czasie wydaje się być czystym głupstwem (jak ja mogłem się tak zachować, przecież już nawet nie pamiętam, o co wtedy poszło). A jak to może wyglądać z perspektywy Boga, śmierci, wieczności?

Godzić się szybko, najlepiej natychmiast.

23 lutego 2018 roku

Zabijmy go

„To jest dziedzic; chodźcie, zabijmy go, a posiądziemy jego dziedzictwo” (Mt 21, 38)

To, co zostało wtedy powiedziane, o rolnikach mordercach dziedzica winnicy, jest opowieścią o nas i naszej epoce. Czy nie taka bowiem jest logika naszych czasów? Ogłośmy, że Bóg umarł, a wtedy my sami staniemy się bogami. Przestajemy wreszcie być własnością Drugiego, jesteśmy właścicielami siebie samych i świata. Możemy wreszcie robić to, co się nam podoba.  P o z b y w a m y   s i ę   B o g a ;   n i e   m a   n a d   n a m i   ż a d n e j   n o r m y,   m y   s a m i   j e s t e ś m y   d l a   s i e b i e   m i a r ą.   „W i n n i c a”   n a l e ż y   d o   n a s…  Kiedy tamci słuchacze Jezusa zrozumieli, że „o nich mówi”, że „przeciwko nim skierował tę przypowieść”, wówczas „chcieli koniecznie dostać Go w swoje ręce”. A ja, jak reaguję na Jego słowa, odsłaniające moje niskie instynkty? Chcę dostać Go w swoje ręce?

2 marca 2018 roku

Będziesz miłował

„(…) całym swoim sercem, całą swoją duszą, całym swoim umysłem i cała swoją mocą” (Mk 12, 30)

„Bóg jest miłością”, napisał Jan w pierwszym swoim liście, pod koniec I wieku. I jest to zapewne największe zdanie, jakie o miłości kiedykolwiek napisano. Niczego większego o miłości nie da się wiedzieć ani powiedzieć.

„K o g o   d o t y k a   m i ł o ś ć,   t e n   z a c z y n a   p o j m o w a ć,   c z y m   w ł a ś c i w i e   j e s t   ż y c i e”,  napisał Benedykt XVI w encyklice Spe salvi, w 2007 roku. I jest to prawdopodobnie największe zdanie, jakie napisał o miłości.

Najciekawszy jest związek obu zdań. Obejmuje on ostateczną jedność miłości: Bóg jest miłością, która mnie dotyka i z tego właśnie żyję; tym jest życie, to znaczy żyć – być dotykanym przez Boga-Miłość. Wtedy pojmuję, czym jest życie.

9 marca 2018 roku

Pojmać Go

„(…) Żydzi mieli zamiar Go zabić (…)” (J 7, 1)

Mieli zamiar Go zabić; to Ten, którego usiłują zabić; zamierzali Go pojmać; poszedł skrycie, bo nie chciał chodzić po Judei, bo tam czekała nań śmierć… Wokół Jezusa zaciska się pętla.

Większość swoich nauk, największych, jakie kiedykolwiek ktokolwiek na tej ziemi wygłosił, padło w sytuacji śmiertelnego zagrożenia, podstępnych pytań, nieczystych intencji słuchaczy, skumulowanej nienawiści, publicznych sporów z przeważającą liczebnie grupą wrogów – na śmierć i życie. Na śmierć krzyżową.

Nie znacie Tego, który mnie posłał. Nie znacie Boga – rzuca im w twarz.

N i e   s p r z e d a   t a n i o   s k ó r y.   B ę d z i e   w a l c z y ł  – nigdy za cenę grzechu. Ale zachowa godność, wolność od strachu i – nade wszystko – więź z Ojcem.

Tak walczyć z wrogiem, wrogami.

16 marca 2018 roku

Porwali kamienie

„I znowu Żydzi porwali kamienie, aby Go ukamienować” (J 10, 31)

Starali się Go pojmać, ukamienować, unicestwić. Kto? Żyd Jan odpowiada z rozbrajającą szczerością: Żydzi.

Było to w Poznaniu, w przerwie między wykładami ubolewającymi, że w Janowej Ewangelii pada tyle złych słów na temat Żydów i że tam sięgają nasze antysemickie korzenie – do kart Ewangelii. Podeszła do mnie, elegancka, i zaproponowała, żeby z czterech Ewangelii wyciąć wszystkie zdania i słowa mówiące źle o Żydach. Nie czytać tych jadowitych fraz w kościołach, a potem czas będzie pracował na korzyść dialogu i pojednania, radziła.  E w a n g e l i ś c i   b y l i   c i e m n i,   a l e   m y   j u ż   o ś w i e c e n i,   p r z e c i e ż.

Ileż to już prób cenzurowania Biblii widział świat… Ta nie była ostatnia.

Najważniejsze pytanie: jakie słowa i zdania ja sam wycinam z Biblii, żeby nie psuły mojego dobrego samopoczucia? …przywiązanego do grzechu, ale oświeconego, przecież.

23 marca 2018 roku

Ranek zaświtał

„gdy ranek zaświtał (…) Jezus przyszedł, wziął chleb i podał im – podobnie i rybę” (J 21, 4.13)

„Rzadko w tekstach biblijnych tak bezpośrednio czuje się radość wielkanocną uczniów Jezusa, jak właśnie w tej Ewangelii o ukazaniu się Chrystusa nad jeziorem. Chłód poranka pozwala odczuć coś z tej wczesnej radości Kościoła, który dopiero co się staje; w którym wszystko jest wypłynięciem, początkiem, nadzieją. Rozległe jezioro, którego woda zlewa się na horyzoncie z błękitem nieba, staje się tu obrazem otwartej przyszłości Kościoła, w której łączą się niebo z ziemią; można bez obawy i z pełną nadzieją odważyć się na wypłynięcie na morze przyszłego czasu, gdyż sam Jezus stoi na brzegu i Jego słowo towarzyszy naszej drodze”. To Benedykt XVI.

Ś n i a d a n i e   –   a  w ł a ś n i e   ś n i a d a n i e   p r z y g o t o w a ł   J e z u s   u c z n i o m   –   j e s t   p o s i ł k i e m   n a j b a r d z i e j   i n t y m n y m.  Obiady i kolacje bywają proszone, śniadanie spożywa się z najbliższymi. Podczas niedawnego roku urlopu naukowego najwspanialsze były śniadania z Mamą.

6 kwietnia 2018 roku

Nie starczy chleba

„Za dwieście denarów nie wystarczy chleba, aby każdy z nich mógł choć trochę otrzymać” (J 6, 7)

Dwieście denarów to był prawie roczny zarobek robotnika w okupowanej Palestynie. Jednego denara płacił Żyd jako roczny podatek dla Cezara.

Stały problem: nawet kupa forsy nie wystarczy, by dać im „choć trochę”, czyli by zaspokoić ich głód, a ostatecznie – utrzymać przy życiu.  B e z   J e z u s a   c z e k a   n a s   ś m i e r ć   n a   p u s t y n i   ś w i a t a.

Bo do tej najważniejszej z naszych spraw – życia – trzeba Boga. Potrzebujemy Boga i Jego cudu – cudu życia – by żyć.

On nie chce być królem sytych. Dlatego „sam usunął się znów na górę”. Chce być Panem życia. „Ja przyszedłem po to, aby owce miały życie i miały je w obfitości”.

13 kwietnia 2018 roku

Ciało i Krew

„Kto spożywa moje Ciało i Krew moją pije, trwa we Mnie, a Ja w nim” (J 6, 56)

Przyjmując Eucharystię, wstępujemy we wspólnotę krwi z Chrystusem. A krew to życie. Nasze życie przesiąka więc Jego Krwią i przenikają się dwa życia. „Udział we Krwi Chrystusa” (1 Kor 10, 16a) włącza nas w Jego życie, nadaje naszemu życiu właściwe tętno. Spożywanie Ciała oznacza wspólnotę ciała z Chrystusem i porównywane jest przez Pawła z jednością kobiety i mężczyzny (1 Kor 6, 17; Ef 5, 26-32). Ale najważniejszy jest tu „kierunek przyswajania”, pierwszeństwo Chrystusa (św. Augustyn: „nie wchłoniesz Mnie w siebie, lecz ty się we mnie przemienisz”, mówi mi Pan);  n i e   m y   G o   p r z y s w a j a m y,   l e c z   O n   s a m   n a s   p r z y s w a j a   i  p r z e m i e n i a   t a k,   ż e   s t a j e m y   s i ę   u f o r m o w a n i   n a   k s z t a ł t   C h r y s t u s a.  Ta chrystokształtność nie niweczy naszej tożsamości, lecz przeciwnie, wzmacnia ją. A także jednoczy z drugimi przyjmującymi Komunię św., którzy stają się wtedy „kością z moich kości i ciałem z mego ciała” (Rdz 2, 23).

20 kwietnia 2018 roku

Bez trwogi

„Niech się nie trwoży serce wasze” (J 14, 1a)

Trwoga serca. Czyż może się przytrafić człowiekowi coś straszniejszego? Serce jest rozumiane w Biblii jako rdzeń naszego ja, centrum osoby, synonim duszy, rozumu i woli, sama istota tożsamości, najwewnętrzniejsze sanktuarium człowieczeństwa. I jeśli tam zalęgnie trwoga – nie ma dokąd uciec, nie ma jak się bronić; życie nieuchronnie stacza się w śmierć.

Jezus używa przeciwko trwodze serca najwyższego z argumentów: wiary w Niego. Jestem drogą, prawdą, życiem. Wiążąc trwale ze Mną swoją drogę, szukanie prawdy i sens życia – uwolnicie się od strachu przed życiem i przed śmiercią. Uwolnicie swoje serca od trwogi.

I mówi to w sytuacji beznadziejnej: podczas Ostatniej Wieczerzy, zaraz po wyjściu Judasza i po zapowiedzi zdrady Piotra, kiedy trwała najczarniejsza z ewangelicznych nocy.  W i a r a   k o n t r a   t r w o g a.  Między nimi biegnie główna linia frontu wojny w nas i o nas.

27 kwietnia 2018 roku

Smutek wygnany

„(…) smutek wasz zamieni się w radość” (J 16, 20b)

Fragment listu bł. Frassatiego do siostry: „pytasz mnie, czy jestem wesoły, a jakże mógłbym nie być? Póki mi Wiara daje siłę, zawsze wesoły! Katolik przecież nie może nie być wesoły.  S m u t e k   z a s ł u g u j e   n a   w y g n a n i e   z  s e r c   k a t o l i c k i c h.  Smutek to co innego niż ból, smutek jest najgorszą ze wszystkich chorób. Choroba ta niemal zawsze wyłania się z ateizmu. Cel zaś, do którego zostaliśmy stworzeni, odsłania przed nami drogę może najeżoną wieloma cierpieniami, ale bynajmniej nie drogę smutną. Jest ona radością także poprzez cierpienie”.

Radość jest centralnym elementem doświadczenia chrześcijańskiego. Wielki początek chrześcijaństwa – zwiastowanie – zaczyna się słowami Anioła skierowanymi do Maryi: „Raduj się”.

11 maja 2018 roku

Nieczyste zagranie

„(…) chcąc Go wystawić na próbę, pytali Go” (Mk 10, 2)

Jak widać, nie każde pytanie skierowane do Boga jest czyste. Czy każda modlitwa?  Z d o l n o ś ć   c z ł o w i e k a   d o   s a m o o s z u k i w a n i a   s i ę  – a tym samym do wystawiania Boga na próbę pod pseudopobożnymi pozorami –  j e s t   n i e s k o ń c z o n a.  Co nie znaczy, że Bóg naszych fałszywych pytań nie jest w stanie zgnieść potęgą swego miłosierdzia i obrócić w dobro.

Jednak nieufność wobec samego siebie i wszelkich ruchów własnego serca jest czymś bezcennym w przestrzeni wiary, całej naszej relacji z Bogiem i wszelkiej aktywności religijnej. Ewangelie pełne są świadectw nieczystych zagrań wobec Jezusa, brudnych, ale udających czyste i występujących w arcyreligijnym przebraniu.

25 maja 2018 roku

Wiara i nic więcej

„Miejcie wiarę w Boga!” (Mk 11, 22)

To właśnie mówi uczniom przy okazji sprawy z drzewem figowym: Miejcie wiarę w Boga! Z wyraźnym wykrzyknikiem w polskim przekładzie. Mówi to też – w kilkunastu różnych wersjach słownych – w kilkudziesięciu innych scenach ewangelicznych. Właściwie  t e g o   t y l k o   ż ą d a   o d   u c z n i ó w   (c z y l i   o d   n a s!)  na kartach Ewangelii: wiary w Boga i w siebie – Jego Posłańca, Chrystusa. Wszystko inne im wybaczy, skoryguje, odkupi.

Wiara jest do zbawienia konieczna…

Cała sztuczność tzw. dialogu z ateizmem: jakby można się było obejść bez wiary w najważniejszych kwestiach życia, jakby dało się sprawę „wiary w Boga” (Miejcie ją! – mówi Pan) zepchnąć na margines ludzkich spraw ważnych. Jakby się można było dogadać poza tą kwestią…

1 czerwca 2018 roku

(asy) Z rękawa

Wierzący rozum

Od miesięcy wiedziałem, o czym będzie mój pierwszy „As z rękawa”: o Ostatnich rozmowach Petera Seewalda z Benedyktem XVI. Pierwszy – o Ostatnich.

W jesiennych numerach „Gościa Niedzielnego” pisał o książce krótko i ciepło Naczelny, obszernie i ciekawie ks. Jaklewicz, drukowano fragment. Polskie media liberalno-lewicowe właściwie książki nie zauważyły, poza paroma protekcjonalnymi prychnięciami (90-latka, którego się jeszcze niedawno nazywało synem żandarma i szwaczki, karierowiczem, doktrynerem, pancernym, hamulcowym i rottweilerem – wszystko cytaty – można już teraz wyrozumiale pogłaskać, pokazując, że język nienawiści to nie my, obiektywni). Pisali zajmująco – choć kontrowersyjnie – Kucharczyk i Terlikowski. I tyle, nawet jeśli coś mi umknęło.

Wszystko za mało dla jednej z najważniejszych książek czasu przełomu i zmiany. Wiadomo jakiej zmiany. Dlatego jedynym celem mojego felietonu jest zachęcić czytelników „Gościa Niedzielnego” do lektury Ostatnich rozmów – dobrej książki. A jest ona dobra w każdym swoim wymiarze: dziennikarskim, literackim, teologicznym i – rzekłbym – etycznym; pokazuje bowiem wnętrze dobrego i mądrego człowieka.

Co rusz znajdziemy jedyne w swoim rodzaju połączenie subtelnego humoru, wiary i zdrowego rozsądku. Seewald: „jak unieść ciężar postanowienia o takiej doniosłości, nie rozmawiając o tym z nikim?”. Papież: „Z Bogiem można wyczerpująco porozmawiać”. Albo ni stąd, ni zowąd: „podobno nie posądza się mnie o bycie masonem”. Albo o swojej naukowej młodości: „Uważano mnie za obiecującego młodzieńca (uśmiech); należałem do grona osób, po których się spodziewano, że coś z nich będzie”. Seewald: „I to uderzyło Ojcu do głowy?”. Papież: „Bynajmniej, ale bądź co bądź potrzebuje się wtedy upokorzeń”. Seewald: „Upokorzeń?”. Papież: „jeśli zmierza się od celu do celu i wszędzie zbiera pochwały, to może się to okazać niebezpieczne dla młodego człowieka”.

Iluż to się widuje tym sposobem nienaprawialnie zepsutych, prawda? W każdym razie młodemu Ratzingerowi upokorzeń nie brakło. Ani staremu…

Jeśli ktoś ma kłopoty ze zrozumieniem współczesnych Niemiec – Niemiec kościelnych, społecznych, politycznych – sporo się nauczy. Benedykt XVI o stolicy: „Berlin negatywnie podchodzi do katolickiej tradycji i prezentuje świat protestancki, w którym katolickość jest obecna i praktykuje się ją, ale poniekąd na marginesie. W czasie pobytu w stolicy Niemiec Guardini pisał listy (…). Porusza już samo jego wyznanie na temat potęgi kultury świeckiej, tak przytłaczającej, że nie wiadomo jak się jej oprzeć. Czuł się wewnętrznie dogłębnie zdruzgotany i wstrząśnięty. (…) Nie można oczekiwać, że w Berlinie jest tak jak w Madrycie, Londynie czy Edynburgu. To też nie są miasta katolickie, ale o innej opinii publicznej… Berlin jest chłodny”. I jeszcze ostrzej: „W Niemczech mamy do czynienia ze zorganizowanym i dobrze płatnym katolicyzmem. W wielu wypadkach są to zatrudnieni świeccy występujący naprzeciw Kościoła z mentalnością pracowników zrzeszonych w związkach zawodowych. Jest dla nich jedynie pracodawcą, na którego spogląda się krytycznym okiem. Nie kieruje nimi dynamika wiary, tylko zajmowana pozycja”…

Pasjonujące są stronice dotyczące Vaticanum II i współczesnej debaty na temat soboru i jego skutków. Na pytanie: „jako uczestnik, jako współodpowiedzialny nie odczuwa Ojciec wyrzutów sumienia (za niektóre wydarzenia i procesy «posoborowe»)?”. Odpowiedź: „to, co faktycznie powiedzieliśmy i przeprowadziliśmy, było właściwe i musiało się stać”. Ale – uwaga! – „zabrakło właściwej oceny reperkusji politycznych i faktycznych następstw. Za daleko poszliśmy w teologię i nie zastanowiliśmy się nad tym, jakie implikacje pociągną te sprawy za sobą na forum zewnętrznym”.

„Za daleko poszliśmy w teologię” – cóż to dla mnie za zdanie, co za lekcja…

***

Czterdzieści lat wcześniej, w tekście pt. Dziesięć lat Vaticanum II, na ten sam temat:  „d ą ż e n i e   d o   b e z k o n f l i k t o w e g o   p o ł ą c z e n i a   K o ś c i o ł a   z e   ś w i a t e m   o z n a c z a,   ż e   n i e   d o c e n i a   s i ę   i s t o t y   K o ś c i o ł a   i  i s t o t y   ś w i a t a.  Bycia chrześcijaninem nie da się przyporządkować racjonalnej strukturze jakiejś epoki; chrześcijanin właśnie dziś musi się nastawić na to, że przynależy do mniejszości i że w dużej mierze stoi w sprzeczności z tym, co jest przekonujące, do «wzoru z tego świata» (Rz 12, 2). Sensowności tego świata chrześcijanin przeciwstawia zdolność osądu wierzącego rozumu. Zdolność i odwaga przeciwstawienia się, siła do uczenia się bycia w sytuacji mniejszości staje się najbardziej naglącym zadaniem w chrześcijańskiej relacji wobec świata w następnych latach – w odejściu od trendu posoborowej euforii, która właśnie w tej kwestii zbłądziła najbardziej”.

29 stycznia 2017 roku

Tajemnica nieprawości

Jedną z największych tajemnic życia jest tajemnica zła. Jej straszliwa i niepojęta otchłań dopada każdego i każdemu zagraża w absolutnie ostateczny sposób. Nowy Testament mówi tu o mysterion tes anomias (2 Tes 2, 7) – „tajemnicy bezprawia”, co św. Hieronim przełożył na łacinę jako mysterium iniquitatis („tajemnica nieprawości”, tak też u Wujka), a co w Biblii Tysiąclecia zostało przetłumaczone jako „tajemnica bezbożności”. Czyli: bezbożność jako istota i przyczyna bezprawia/nieprawości.

Jeśli chcemy pojąć coś z tajemnicy zła, trzeba nam wracać do największego na jej temat tekstu, jaki kiedykolwiek powstał: do opisu kuszenia Jezusa na pustyni. Wersja Mateuszowa będzie mszalną Ewangelią w I niedzielę Wielkiego Postu, ale ponieważ obecny numer „Gościa Niedzielnego” otwiera już ten okres (bo wcześniej Środa Popielcowa), dlatego proponuję namysł nad nim już dziś, by Słowo to za tydzień padło na spulchniony grunt serca.

To zdumiewające, ale pierwsze polecenie dane przez Ducha (!) Jezusowi, wyprowadza Go na pustynię, „aby był kuszony przez diabła” (Mt 4, 1). Dlaczego? By zstąpił On w ten sposób w przepaść najgroźniejszą, w dramat ludzkiej egzystencji – do dna. I by był On kuszony jak my – do trzewi bytu. To najgłębiej pocieszające w pokusach… Wspólnota losu z Jezusem, a tym samym i realnie możliwa wspólnota zwycięstwa.

We wszystkich trzech pustynnych pokusach chodzi w gruncie rzeczy o to samo. O odsunięcie Boga na bok, o uznanie Go za coś drugorzędnego, niepotrzebnego i zakłócającego wielką sprawę pomocy człowiekowi i ludzkości. Dogłębnie zaatakowana jest tu więc Jezusowa wiara w Boga i Bogu, a tym samym istota Jego posłannictwa.

W pierwszej pokusie (przemień kamienie w chleb) diabeł zdaje się mówić tak: rozwiązanie problemów socjalnych jest pierwszym i najważniejszym kryterium zbawienia, które rzekomo przynosisz. Więc jeśli chcesz być wiarygodnym wysłannikiem Boga, to zatroszcz się najpierw o chleb dla ludzi. Najpierw caritas, potem prawda (ewentualnie).

W drugiej pokusie (rzuć się w dół, bo jest napisane, że aniołowie… – tu cytat z Psalmu 91) diabeł proponuje: poddajmy Boga eksperymentowi, wymuśmy cud i wykorzystajmy do tego celu uczoną interpretację Biblii. Profesjonalna teologia może nam pomóc w sprawnym demontażu wiary, jeśli Bóg będzie miał w niej (teologii) do powiedzenia tyle, ile Mu powiedzieć pozwolimy.

Kwintesencją jest pokusa trzecia (upadnij i oddaj mi pokłon, a dam ci wszystko). Po co przyszedłeś, Jezusie? – pyta diabeł. – Żeby wyrwać świat z moich rąk, prawda? To nazywacie odkupieniem? Wyrwać z moich rąk, bo „cały świat leży w mocy Złego” (1 J 5, 19), jak napisze twój uczeń, tak? Więc posłuchaj: cały świat będzie twój, spełnisz swoją misję (bez niepotrzebnej szarpaniny i krwi), osiągniesz dokładnie to, o co ci chodzi, jeśli oddasz mi cześć. Uczciwy deal, co ty na to?

I tak to leci przez wieki. Stale słyszymy ten sam podszept: odsuń Boga, pomiń Go, nie Jemu się kłaniaj, zdegraduj i zdemontuj wiarę. A to wszystko nie tylko pod pozorami dobra, ale – to najwyższa półka pokus – przy pomocy dobra (osiągnięć, postępu, kształcenia, leczenia, uprawnionego dążenia do dobrobytu itp., itd.).

Oto sedno pokus.  P o m a g a j c i e   l u d z i o m,   w y b a w i a j c i e   i c h,   a l e   –   n a   m i ł o ś ć   B o s k ą,   p o w i a d a   d i a b e ł   –   r ó b c i e   t o   b e z   B o g a,   a  n a j l e p i e j   p r z e c i w   B o g u.

Pomyślmy o trzech systemach: hitlerowskim nazizmie, komunizmie w kilku odmianach i ateistyczno-agnostycznej wersji liberalnej demokracji. Różnią się pod wieloma względami, ale w bezbożnym rdzeniu są podobne: zbawiamy ludzi, polepszamy ich byt, ale kłaniając się nie Bogu. Damy im chleb, damy lekkość spadania, damy im władzę (mocną, ludową, wybieralną), a zrobimy to bez Boga. Bóg nie jest nam do niczego potrzebny. Będzie albo zakazany, albo stanie się wyłącznie „kwestią prywatną”. To ten wspólny rdzeń sprawia, że funkcjonariusze NSDAP z taką łatwością wstępowali w szeregi PZPR (łoni yny przeblykli kaboty – mówili starzy śląscy powstańcy, pamiętam). Z tego samego powodu inni tak płynnie przeskakiwali ze świata Lenina i Stalina w świat Baumana i Michnika. Symptomatyczne: wszystkie te systemy z podobną egzaltacją i zapamiętaniem szydziły (szydzą) z ciemnogrodzkiego kleru (jakby nie było ambasadorów Znienawidzonego i głównej zawady na drodze do modernizacji) – w Dachau, na łamach „Trybuny Ludu” i „Dużego Formatu”.

Bez-Bożność jako istota pokus wszystkich czasów. Mord, kłamstwo i rozpusta – to za małe cele dla Złego; są tylko środkami do celu zasadniczego, którym jest negacja Boga.

Tajemnica nieprawości jako tajemnica bezbożności. Jako bez-Bożność.

Wytropić to w systemach idei i polityki nie jest trudne. Choć konieczne.

Znacznie trudniej w swoim sercu i życiu. A właśnie po to jest Wielki Post.

26 lutego 2017 roku

Tylko dla dorosłych

Wyklęty. Byli Państwo na Wyklętym Łęckiego? Gorąco polecam. Znakomity film.

Kiedy kilka dni wcześniej stałem w kolejce po bilet na Pokot Agnieszki Holland (najciekawsza była publiczność, to szczególne wielkomiejskie połączenie: green peace + podstarzali hippisi + czarny poniedziałek), słyszę kobietę mówiącą do mężczyzny: „Patrz, kochanie, ulotka zapowiadająca Knives out Wojcieszka, słyszałam, że to odtrutka na Wyklętego, specjalny pokaz z udziałem reżysera jest 1 marca, w środę popielcową, pójdziemy?”. „Mam nadzieję, że podadzą kiełbasę” – zagruchotał przymilnie do partnerki 70-letni hippis, na moje oko weganin. Wziąłem ulotkę do ręki, zaczynała się zdaniem: „Polska jest zajebista, a my jesteśmy najlepszym pokoleniem”.

À propos „zajebistej Polski”: w tych kwestiach niezawodna bywa zawsze „Gazeta Wyborcza”. W jej „Książkach” (Magazyn do czytania, grudzień 2016) znajduje się następująca teza, która wyszła spod pióra Janusza Rudnickiego: „jeśliby polskie prostytutki zarażone kiłą lub syfilisem uchylały się od przymusowego leczenia i jako takie, z taką właśnie bronią biologiczną w pochwie, spółkowały z Niemcami, więcej byłoby z tej armii pożytku niż z działalności Armii Krajowej, a już na pewno z powstania warszawskiego”.

Za cytat najmocniej przepraszam, a jednocześnie tych, którzy myślą, że się przewidzieli, zachęcam do ponownego jego przeczytania. Że to niemożliwe, by coś takiego pomyśleć, napisać i wydrukować? W czasach Klątwy wszystko jest możliwe i wszystko nadaje się do zbezczeszczenia.

Co na to feministki z „Wysokich Obcasów”, sobotniego dodatku do „Gazety Wyborczej”? W numerze z 11 marca 2017 roku opiewają kobiecą masturbację, samowystarczalność, ellaOne i powrót do praktyk prasłowiańskich czarownic. Bohaterem wydania jest łechtaczka. Okładka numeru jest kolorowanką: używając różowej i czerwonej kredki możemy sobie całą anatomię łechtaczki namalować.

Raz jeszcze przepraszam. Ale uważam, że  w i e d z a   n a   t e m a t   a k t u a l n y c h   w c i e l e ń   d i a b ł a   j e s t   w  n a s z y m   K o ś c i e l e   z d e c y d o w a n i e   z b y t   m a ł a   (i  n i e c h c i a n a.  Przyczyn malejących dominicantes szukamy zazwyczaj w niedomogach duszpasterstwa, błędach kleru, dobrobycie wiernych (żadnej z nich nie lekceważę). Tymczasem tuż obok apokaliptyczna Wielka Nierządnica walczy skutecznie o rząd dusz i deprawuje młodych w modernizacyjnej masce. Praca takich np. „Wysokich Obcasów” w wyrywaniu młodych wielkomiejskich Polek z Kościoła (i w tresurze ich w nienawiści do mężczyzn) jest nie do przecenienia. Musimy próbować pojąć to, co tłumaczył Paweł mieszkańcom wielkomiejskiego Efezu: „Nie toczymy bowiem walki przeciw krwi i ciału, lecz przeciw Zwierzchnościom, przeciw Władzom, przeciw rządcom świata tych ciemności, przeciw pierwiastkom duchowym zła na wyżynach niebieskich” (6, 12). Diabeł nie lubi demaskacji, kiedy się go pokazuje bez przebrań, nagiego, w całej jego obrzydliwości.

Wróćmy do naszego Wyklętego. Mariusz Solecki, katowicki polonista, zredagował i opublikował właśnie wspaniałą Antologię wierszy o żołnierzach wyklętych (Ministerstwo Obrony Narodowej, Warszawa 2017). Nosi tytuł Płaszcz chwały i jej lektura chwyta za serce i gardło. Gorąco polecam.

Tytuł pochodzi od nieznanego autora, który w 1946 roku pisał:

O Boże, chciałbym zapytać Ciebie,Jakich Polaków najwięcej w niebie?(głos z góry)Płaszczem mej chwały, blaskiem okryciSą tutaj wszyscy „polscy bandyci”.

„oni widzieli tylko beton/ prostokąt okna z gęstą kratą/ i plamę w rogu (…) tutaj leżeli w brzask ostatni/ gdy mówić już nie mogli/ zresztą do kogo/ zresztą o czym/ żywi jak ból wpisany w kontur ciała/ aż do krawędzi przytomności/ aż do krawędzi nocy/ czy coś słyszeli/ oprócz dudnienia zbitych nerek/ szmeru krwotoku” – pisze Barbara Jęczowa. Zaś Herbert w słynnych Wilkach: „nie opłakała ich Elektra/ nie pogrzebała Antygona”.

A jednak anonimowa Modlitwa więzienna krążąca po więzieniu mokotowskim w 1951 roku przekracza grecką tragedię w stronę chrześcijańskiej nadziei i kończy się tak:

Wtedy mnie zastęp aniołów otoczy,Z serca ustąpi wszelka zbrodni trwoga,Królowa Polski zamknie moje oczy,Mą wolną duszę zawiedzie do Boga.

Jaka radość mówić po polsku… I rozumieć to wszystko głębiej niż sięga język, do trzewi, do samych źródeł krwi.

I jaka pokorna duma, że antologia kończy się moim wierszem (Hilasterion 1). Jaka wdzięczność wobec Boga za ten błysk natchnienia, by w jednej postaci spotkać oplutego bluźniercę z Nazaretu z zaplutym karłem reakcji, bandytą z polskiego lasu:

Stali.Wycierali wargi z krwi,wydłubywali ludzkie mięso spomiędzy zębów.Trzymali szlauchy i butelki, rechotali.Stał naprzeciwko nich.Milczał, krwawił.Jak wdowi grosz wobec dzikich fortun.Umiłowany Boga

26 marca 2017 roku

Prawie jak Liga Mistrzów

Chciałbym i ja uczcić dziewięćdziesiąte urodziny Benedykta XVI. Cóż to za dar… (policzmy: gdyby Jan Paweł II dożył dziewięćdziesiątki, to byłby z nami jeszcze w dniach katastrofy smoleńskiej).

A uczczę tak: jakiś czas temu dla pewnego periodyku miałem napisać rozważanie nt. współczesnych pokus księżowskich. Przeczytałem więc pod tym kątem teksty Ratzingera poświęcone sakramentowi święceń. I tu creme de la creme tamtej pracy, sama jej esencja. Intuicje i podpowiedzi są autorstwa Benedykta XVI, słowa i podrasowanie – moje.

Jak jest dzisiaj kuszony ksiądz (a za nim i każdy chrześcijanin)? Kusiciel mówi tak: nie daj się wysłać do faraona, nie dźwigaj ciężaru Boga. Niech cię zostawi w spokoju, wystarczająco dużo Mu dałeś. Bądź czymś w rodzaju dalekopisu przekazującego Jego słowa, lecz nie wiąż z Jego sprawą swego losu, nie dolewaj do niej własnej krwi. Nie daj się tej posłudze zabić. Nie wkładaj palca między drzwi, którymi trzaskają Bóg i świat.  Z a w s z e   p r z y t a k u j,   n i e   u p o m i n a j   z ł y c h,   z  d e p r a w a t o r a m i   b u d u j   p o k ó j  – po prostu; czy to złe budować pokój na ziemi? Czyż pacyfizm nie jest piękną cnotą? Nie bolej z byle powodu, pamiętaj, że zmieniają się czasy, mamy już wiek XXI, nie zauważyłeś? Nigdy nie należy mówić „nie” swoim czasom (czy będziesz żył w innych?). Przecież o życiu ludzi epoki najnowszych technologii nie może decydować ta sama Ewangelia, w której nieokrzesani rybacy znad jeziora Genezaret znajdowali odpowiedzi na swoje pytania i na swoje nieucywilizowane życie. Chcesz wchodzić w konflikt z własnymi owcami, do których cię posłał? Zgoda jest lepsza od wojny. Potraktuj to, co robisz, jako sposób na ciekawe życie, coś jak rozwijające hobby. Spróbuj stępić bądź obejść oścień celibatu (w drobnej monecie nabądź ponownie to, co przedtem wypłaciłeś w grubej walucie). Dbaj o wizerunek, troszcz się bardziej o PR niż o zbawienie duszy, przecież On jest miłosierny. Nie wyostrzaj konturów wiary (kto by tu mówił o zamazywaniu!). Generalnie: nie dawaj nikomu powodów do tego, by cię chcieli ukrzyżować albo domagali się twojej głowy na misie. To nieapetyczne. Misa jest na owoce.

Twoją wierność mojej sprawie poznam po twoim smutku. I po smutku twoich owiec. Bądź sługą ich smutku – kończy Kusiciel1.

Mój wiersz na koniec. Z dedykacją dla siebie (ku przestrodze), dla moich braci w koloratkach i dla wszystkich moich sióstr i braci. Wszyscy bowiem gramy w tym samym meczu. Wiersz nosi tytuł Prawie jak Liga Mistrzów:

Kiedy podczas pewnej naukowej sesjipowiedziałem o katolickim Kościele cośniepoprawnego politycznie (zbyt dobrego), mój kolega nie wytrzymał nerwowo i dostało mi sięza wstecznictwo. Przyda mi się ta nauczka: o Kościele nigdy za dobrze, zawsze krytycznie i z zatroskanym obliczem. Zapamiętam.Mój kolega długie lata się męczy,grając w drużynie, która gra przeciwBarcelonie, a ta, jak wiadomo, staleprowadzi atak pozycyjny.Mój kolega duszpasterzuje w wielkich miastach,czyli stale gra na wyjeździe, jakby zawszena Camp Nou. Publiczność jest przeciwko.A przecież zna języki, ma wysokie IQ,zna się na wicach i wszystko mogłoby wyglądaćzupełnie inaczej niż z wnętrza przepoconej sutanny.Stąd agresja.Mamy bowiem tak niski procent posiadania piłki(jak to z Barceloną), że wielu nie wytrzymuje nerwowo.Mój kolega jest tak zdesperowany,że jako defensywny pomocnik z ambicjami rozgrywającego,z bezsilności zaczyna atakować wślizgami własnych napastników.Rozwiązaniem byłby transfer do Barcelony.Mój kolega ma doskonałą wydolność i Barcelona chce go kupić.Potrzebują kogoś, kto dobrze zna przeciwnika i odetnie jego atakod podań. Dla Barcy, wiadomo, nikt nie jest zbyt drogi.Ale mam nadzieję, że mojego kolegę uratujeprzed założeniem koszulki blaugranasłabe wyszkolenie techniczne.Prawdopodobnie nie wyjdziemy w tych latach z grupy,ale dopóki piłka w grze, wszystko jest możliwe(twierdzą Kazimierz Górski i katechizm katolicki).Nawet finał.Ale i to, że mój kolega będzie ich Messim.Ale i to, że puchar będzie nasz.Bo piłka jest okrągła, a bramki są dwie.

23 kwietnia 2017 roku

List do Karla Rahnera SJ

Karl Rahner (1904–1984), niemiecki jezuita, jeden z najwybitniejszych teologów epoki okołosoborowej. W 33 lata po jego śmierci piszę do niego list:

Czcigodny Ojcze, piszesz: „kto odważnie przyjmuje życie, ten już, nawet jeśli jest krótkowzrocznym pozytywistą, zakłada Boga, takiego, jakim jest On sam przez się, takiego, jakim chce On być wobec nas w miłości i wolności, czyli Boga wiecznego życia w boskim samookreśleniu. Ten bowiem, kto siebie prawdziwie przyjmuje, przyjmuje tajemnicę jako nieskończoną głębię, którą jest człowiek, przyjmując przy tym milcząco Tego, który zdecydował się wypełnić tę pustkę tajemnicy człowieka tajemnicą Boga”2 oraz: „milcząca rzetelność cierpliwości w obowiązkach dnia powszedniego też może być formą «chrześcijaństwa bez imienia»”.

Chyba wiem, co chcesz powiedzieć i jaką pragniesz dać ludziom pociechę. Ale przynosisz tym samym niepokój.

Piszesz: „Jeśli ktoś taki uważałby się za ateistę i z troską myślałby, że nie wierzy, a konkretna nauka chrześcijańska wydawałaby mu się dziwna, powinien postępować dalej za światłem z samego wnętrza swojego serca; jest on wtedy na drodze do celu i Chrystus się nie obawia, że ktoś taki nie przyjdzie, również wtedy, gdy nie uda mu się przekształcić swojego anonimowego chrześcijaństwa w zadeklarowane”.

Ojcze, zapytam: a jeśli „wnętrze serca” jest podtrute lub zatrute? I co to znaczy „dziwna” (konkretna nauka chrześcijańska)? I czym albo kim jest tu „cel”? I czy aby źródłem, z jakiego płyną Twoje słowa, nie jest bardziej niż wiara chrześcijańska raczej optymizm (naiwny, mówiąc najłagodniej) lat sześćdziesiątych ubiegłego wieku?

Piszesz: „czy nie mogę powiedzieć, że mam prawo trzymać się światła, nawet jeśli jest niewielkie, a nie ciemności; szczęśliwości – zamiast piekielnych mąk mojego bytowania?”. Możesz. Problem w tym, że Twoja wiara w człowieka wydaje się być większa niż Twoja wiara w Boga (nie mówię o Twojej osobistej wierze, mówię o dwóch wiarach-bohaterkach Twojego tekstu). Czy bierzesz pod uwagę, że niejednego Twojego czytelnika i ucznia może uwieść ten pogodny (światełko, szczęśliwość), na wskroś humanistyczny ton? Wystarczy być człowiekiem, pomyślą. To już i tak wystarczająco trudne. A „otwarcie na tajemnicę” może oznaczać wszystko. I nic.

Ojcze: teraz, trzydzieści kilka lat po Twojej śmierci – po strzelaninie w paryskim klubie Bataclan, w epoce Aleppo, w czasie, kiedy nasze dzieci mają w sekundę niczym nieograniczony dostęp do najobrzydliwszej pornografii i łatwy do narkotyku, u początku cyberwojen, w erze postprawdy – Twoje słowa o zaufaniu wnętrzu ludzkiego serca brzmią dwuznacznie. Oczywiście, znacznie gorzej brzmi ironia jako obrona przed złem, cienki i lipny pancerz liberalnego intelektu. Ale może tzw. anonimowe chrześcijaństwo to jedynie mydlana bańka, zepsuta zabawka z dawno zezłomowanego placu zabaw lat sześćdziesiątych, już dość dalekich od SS Truppen a jeszcze nie tak bliskich dziecięcych szwadronów śmierci. Choć, przyznajmy, Ojcze, kliniki aborcyjne właśnie wtedy pracowały najpełniejszą w dziejach parą, a ból tam mordowanych nie był mniejszy niż ofiar napalmu z wietnamskiej wioski My Lai.

Że przesadzam, bo chciałeś łagodną ekumenią podbić serca wszystkich, bez wyjątku? Ale może to ja mam rację w tym niełatwym dla nas obu liście? Może nie istnieje ratunek w nas, w naszym narcystycznym antropocentryzmie, mylącym bożka indywidualnej (do)wolności z Bogiem żywym? Ani w ateistach „zatroskanych brakiem wiary” (jest coś takiego w przyrodzie? To dobrze)? Ani w teologach zaklinających samego Chrystusa, który rzekomo „się nie obawia, że ktoś taki nie przyjdzie”? Na pewno Chrystus się tego nie obawia? Mało obaw wyartykułował Jezus na kartach Ewangelii? „Czy jednak Syn Człowieczy znajdzie wiarę na ziemi, gdy przyjdzie?” (Łk 18, 8). I czyż nie właśnie wiary żąda On od ludzi, do których został posłany? „Twoja wiara cię uzdrowiła”, nic innego.

Więc może nie wystarczy być „prawdziwym człowiekiem”, żeby uratować siebie i świat? Może jeszcze trzeba prawdziwie szukać prawdziwego Boga. I żebrać o łaskę wiary w Niego i Jemu, a nie łudzić wyjącego za Nim serca „nieskończoną głębią tajemnicy człowieka”.

Zdaje się, że  W a s z e m u   p o k o l e n i u   z d a r z a ł o   s i ę   m y l i ć   D u c h a   Ś w i ę t e g o   z  d u c h e m   c z a s u,   n a s z e m u   g r o z i   t o   r ó w n i e ż,  wiem, ale może najwyższa pora to przyznać, by nie powiększać szkód. Uczyliście nas bezgranicznej tolerancji i humanistycznej teologii, ale okazało się, że duch czasu nie jest najlepszym źródłem natchnień w sprawach Boskich i ludzkich.

Nie mam Ci niczego za złe. Wędrowałeś w półmroku, jak każdy. Ale szedłeś na przedzie, prowadziłeś nas. Stąd ten list. By próbować zrozumieć. Ojcze i Bracie: znam dobrze ten zawrót głowy, tę bezradność, to współczucie, które każe iść z bliźnim ramię w ramię. I jestem wdzięczny. Cel mamy ten sam. Choć pójdę inną drogą.

Do widzenia. Najdosłowniej. Bo wierzę, że się spotkamy i wrócimy do tej rozmowy.

21 maja 2017 roku

Piłat i inni

Obserwuję to jak długo jestem duszpasterzem: atakujący Sprawę Chrystusa w jej kościelnej, ortodoksyjnej wersji sięgają po dwie podejrzane figury z kart Ewangelii – po Piłata i Judasza (godny współczucia i ogólnie fajny, dialogiczny, bez wyjścia, wykorzystany przez bezwzględnego Boga). Obie postaci są poręczne w tej wojnie, zwłaszcza dla tych, którzy nie zdążyli jeszcze zwątpić w wartość własnych intelektualnych wygibasów; postaci tajemnicze, złożone, niejednoznaczne, tragiczne. W sam raz.

Wiosną tego roku ukazał się przekład książki Giorgia Agambena Piłat i Jezus (Znak 2017). Dyskutowano na jej temat w mediach lewicowo--liberalnych ochoczo (Agamben jest modny, Agambena „się czyta”): Mikołejko, Obirek, Kozłowska, Polak, Szlachta, Łukomska, Sławek, Burzyk, Ratajczak, inni (Znak, „Gazeta Wyborcza”, posłowie książki itd.). Są tam teksty głębsze i wartościowe, ale generalnie to wyższy stopień pokrętności i duchowego zapętlenia – jakby były to prace na konkurs „jak przeczytać Ewangelię i jej nie zrozumieć” i by nie tylko nie zostać porwanym do wnętrza wiary, ale by znaleźć argumenty za własną niewiarą. A zarazem robiąc to z wdziękiem (quasi)erudycyjnym, z empatią (wobec Piłata), przy okazji dając w zęby Kościołowi (i PIS-owi).

„Impuls Jezusa – wyjaśnia eksksiądz – nie był zamierzony jako ustanowienie uniwersalnej religii – choć bardzo szybko zechciano go tak wykorzystać, niszcząc tym samym jego oryginalny sens. Zamysł Jezusa dotyczył odnowy rdzenia żydowskiego spotkania z Bogiem”. Ale byli tacy, którzy zapragnęli, by to „stało się nowym religijnym imperium”. I stworzyli religię, która z impulsu Jezusa korzysta dla „usprawiedliwienia swoich perwersji”. Ekszakonnik tłumaczy cierpliwie, że „sam opis procesu (Jezusa), jaki znamy z Nowego Testamentu, jest wysoce zideologizowaną propozycją interpretacyjną, której głównym celem jest oskarżenie Żydów i usprawiedliwienie władzy rzymskiej” i dziwi się Agambenowi, że „zwraca się w stronę tradycyjnego chrześcijaństwa, od którego większość chrześcijan bez tęsknoty odchodzi”. Filozof religii: „Wątpienie Piłata nie oznacza obojętności, przeciwnie: troskę o oddzielenie tego, co religijne, od tego, co należy do państwa i prawa. W obecnej Polsce pod rządami Wielkiego Kalego postawa taka jest co najmniej godna namysłu”. „Znak” tytułuje debatę i cały numer hardym: „Świat chce sprawiedliwości, nie zbawienia” i wybija te słowa na okładkę (cóż to mówi o świecie… na pewno to, że sprawiedliwość jest dlań nieosiągalna). „Twierdzenie, że żyjemy w epoce «postprawdy» może też rodzić optymizm” – takim oto wesołym zdaniem rozpoczyna swój wstępniak naczelna miesięcznika, nawiązując do Piłatowego „Cóż to jest prawda?”. Zresztą, według Nietzschego, obficie i z estymą cytowanego w książce i debacie, pytanie Piłata jest „jedynym wartościowym zdaniem Nowego Testamentu” (Mikołejko), Nietzschego, który w Antychrześcijaninie napisał o Piłacie: „w całym Nowym Testamencie jest tylko jedna jedyna postać, której nie sposób nie darzyć czcią” (Agamben). I tak dalej.

Nawiasem, Piłacie: odpowiedź na twoje pytanie jest wyjątkowo prosta: prawda jest taka, że chodzi ci o ocalenie stołka. I zrobisz wszystko, by wyjść z tego cało: skażesz, nie skażesz, pogadasz, ubiczujesz, ukrzyżujesz, zażądasz miski i wody. Nie chodzi o Sprawiedliwego, chodzi o ciebie. Reszta jest strachem, pustą grą i inteligenckim bełkotem.

Wielu tekstom debaty i sporym połaciom książki towarzyszy jakaś fundamentalnie chybiona perspektywa: rozgrywanie tego, co religijne z tym rodzajem dystansu, który zagłusza Słowo, neutralizuje je, działa jak paralizator łaski i uniemożliwia przemianę. Najbardziej nieprawdopodobne tezy i wnioski lewicowych teologów politycznych (Żiżek, Badiou etc.) są możliwe (łącznie z użyciem św. Pawła przeciwko Kościołowi) za wyjątkiem najprostszego, fundamentalnie chrześcijańskiego: że z Nowego Testamentu wynika to, iż trzeba w niedzielę uczestniczyć w Eucharystii, zgiąć kark wobec Miłosierdzia Bożego, kochać i trwać w grzesznym Kościele, wierząc w jeden, święty, apostolski i powszechny.

To wszystko jest przykładem klasycznej dziś wojny hybrydowej.  N a s t ę p u j e   p o w o l n a   a n e k s j a   t e k s t ó w,   t e z   i  m y ś l i,   k t ó r e   ź r ó d ł o w o   m i a ł y   s ł u ż y ć   g ł o s z e n i u   w i a r y,   z a ś   p o   o b r ó b c e  – podlane erudycyjnym sosem i bełkotem rodem z chorób postnietzscheańskich –  ś w i e t n i e   n a d a j ą   s i ę   d o   g ł o s z e n i a   z w ą t p i e n i a  (cmokanie nad Nietzschem – po tym poznać generałów tej wojny). Milczeć nie wolno: idee mają swoje konsekwencje.

Morał? Prosty. Czym jest dla mnie lektura Ewangelii i – szerzej – aktywność w sferze religijnej? Czy nie aby jeszcze jednym sposobem – tyle że bardziej wyrafinowanym i trudniejszym do zdemaskowania – na przechytrzenie Boga, najgłębszą z możliwych formą oporu wobec Jego Słowa? Czy nie poruszam się w świętych tekstach tak jak diabeł po pustyni: kusząc Jezusa i cytując Biblię przeciw Chrystusowi?

I czy Piłat to aby nie ja?

Puenta? Nie inna niż ta, którą kieruje Paweł na kartach Dziejów Apostolskich (20, 29b-31a) do prezbiterów z Efezu, prawie dwadzieścia wieków temu: „wejdą między was wilki drapieżne, nie oszczędzając trzody. Także spośród was samych powstaną ludzie, którzy głosić będą przewrotne nauki, aby pociągnąć za sobą uczniów. Dlatego czuwajcie”.

18 czerwca 2017 roku