X, Y, Z. Prawdziwa historia złamania szyfru Enigmy - Dermot Turing - ebook + audiobook

X, Y, Z. Prawdziwa historia złamania szyfru Enigmy ebook i audiobook

Dermot Turing

4,5

Ten tytuł dostępny jest jako synchrobook® (połączenie ebooka i audiobooka). Dzięki temu możesz naprzemiennie czytać i słuchać, kontynuując wciągającą lekturę niezależnie od okoliczności!
Opis

Turing wydobywa na światło dzienne niezwykłą historię zmagań intelektualnych, odwagi i koleżeństwa. Czyta się ją niczym trzymającą w napięciu powieść szpiegowską - Joanne Baker, „Nature”

Gdy pod koniec 1932 r. oficer francuskiego wywiadu fotografował w łazience belgijskiego hotelu wykradzione instrukcje Enigmy, nie wiedział, że już kilka tygodni później polscy matematycy będą odczytywali tajne depesze III Rzeszy. I że położą fundament pod przyszłą działalność ośrodka Bletchley Park oraz oznaczoną kryptonimem „X, Y, Z” współpracę Francji, Wielkiej Brytanii i Polski.

X, Y, Z pokazuje, jak wywiady państw alianckich współdziałały przy złamaniu szyfrów Enigmy, jak pod nosem Niemców polscy kryptoanalitycy kontynuowali swą pracę na terenach kontrolowanych przez rząd Vichy, a potem w Wielkiej Brytanii, i jak później wspierali tajne służby Jego Królewskiej Mości, przyglądając się pierwszym krokom Związku Radzieckiego w zimnej wojnie.

Ludzie tworzący X, Y, Z byli oryginałami i ekscentrykami, którzy dostali się w potężne tryby historii. Oto opowieść o nich.

Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
czytnikach certyfikowanych
przez Legimi
czytnikach Kindle™
(dla wybranych pakietów)
Windows
10
Windows
Phone

Liczba stron: 345

Audiobooka posłuchasz w abonamencie „ebooki+audiobooki bez limitu” w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS

Czas: 11 godz. 0 min

Lektor: Adam Bauman

Oceny
4,5 (21 ocen)
14
4
3
0
0
Więcej informacji
Więcej informacji
Legimi nie weryfikuje, czy opinie pochodzą od konsumentów, którzy nabyli lub czytali/słuchali daną pozycję, ale usuwa fałszywe opinie, jeśli je wykryje.
Sortuj według:
AlicjaKubiszyn

Nie oderwiesz się od lektury

Rewelacja. I muzeum Enigmy powstało w Poznaniu. Polscy geniusze, o których mało kto pamięta. A powinnismy…
20
Pawelshoppinguk

Nie oderwiesz się od lektury

Wspaniala lektura
20
mchar123

Nie oderwiesz się od lektury

ciekawe
00
Tpucha01

Całkiem niezła

Początek całkiem fajny ale potem robi się super szczegółowo i chyba trochę nie na temat. Szkoda.
00
deva358

Nie oderwiesz się od lektury

Trzeba okłamać historię, w której Brytole kłamią, że to oni złamali Enigmę, nie wspominajac o Polakach, którzy zbudowali całe podwaliny do tego i pierwsi złamali Enigmę
00

Popularność




„La col­la­bo­ra­tion avec le Service bri­tan­ni­que n’a pas cessé pen­dant toute la guerre et de la façon la plus intime, qui se puisse rêver”.

Gustave Ber­trand, raport z 1 grud­nia 1949 r.

„Współ­praca ze służ­bami bry­tyj­skimi trwała nie­prze­rwa­nie przez całą wojnę, a jej cha­rak­ter był tak bli­ski, jak tylko można sobie wyobra­zić”.

Spis map

1. Wynik zabo­rów. Sytu­acja przed I wojną świa­tową

2. Pol­ska 1922–1939

3. Podział tere­nów pol­skich 1939–1941

4. Trasa ucieczki Gwi­dona Lan­gera w 1939 r.

5. Fran­cja 1940–1942

6. Wschod­nia część gra­nicy fran­cu­sko-hisz­pań­skiej

7. Pol­ska po 1945 r.

Przed­mowa

Jego Eks­ce­len­cja prof. dr Arkady Rze­gocki, amba­sa­dor Rzecz­po­spo­li­tej Pol­skiej w Zjed­no­czo­nym Kró­le­stwie

23 marca 2018 r. mia­łem przy­jem­ność być gościem hono­ro­wym w Blet­chley Park, gdzie Jego Kró­lew­ska Wyso­kość Książę Kentu uro­czy­ście otwo­rzył nową wystawę stałą, zaty­tu­ło­waną The Bombe Bre­ak­th­ro­ugh [Prze­ło­mowa bomba], która wyja­śnia, w jaki spo­sób wia­do­mo­ści zaszy­fro­wane za pomocą maszyny szy­fru­ją­cej Enigma zostały odczy­tane przy zasto­so­wa­niu nowa­tor­skich tech­nik maszy­no­wych. Wystawa przed­sta­wia nie tylko prace pro­wa­dzone w samym Blet­chley Park, ale także fun­da­menty, jakie poło­żono pod nie w Pol­sce przed wybu­chem II wojny świa­to­wej. Amba­sada RP poda­ro­wała na nią replikę pol­skiej „bomby”, która uka­zuje, że two­rze­nie maszyn słu­żą­cych do łama­nia szy­frów roz­po­częło się w Pol­sce.

Fakt łama­nia szy­frów Enigmy jest obec­nie dobrze znany w Wiel­kiej Bry­ta­nii i w Pol­sce, jed­nakże pamięć o tym jest zaska­ku­jąco odmienna w obu kra­jach. W Wiel­kiej Bry­ta­nii pamięta się o suk­ce­sach Blet­chley Park, w tym głów­nie o pra­cach Alana Turinga oraz o tym, jak odczy­ty­wa­nie wia­do­mo­ści szy­fro­wa­nych Enigmą przy­czy­niło się do zwy­cię­stwa alian­tów i skró­ciło wojnę nawet o dwa lata. W Pol­sce nato­miast pamięta się o try­um­fie mate­ma­ty­ków, zwłasz­cza Mariana Rejew­skiego, Jerzego Różyc­kiego i Hen­ryka Zygal­skiego, któ­rzy od 1932 r. doko­ny­wali klu­czo­wych prze­ło­mów, wyprze­dza­jąc sojusz­ni­ków w wyścigu do złama­nia Enigmy, i bez­in­te­re­sow­nie prze­ka­zali swoją wie­dzę Bry­tyj­czy­kom i Fran­cu­zom. To opo­wieść o biegu szta­fe­to­wym, w któ­rym w naj­waż­niej­szych momen­tach inni przej­mo­wali pałeczkę. Gdy do wojny włą­czyli się Ame­ry­ka­nie, także im prze­ka­zano sekrety Enigmy.

Wszyst­kie kraje bio­rące udział w tym wyścigu mają wiele powo­dów do dumy, a histo­rię Enigmy należy opo­wia­dać ze wszyst­kich punk­tów widze­nia. Niniej­sza książka pomoże zadbać o to, by osią­gnię­cia pol­skich kryp­to­ana­li­ty­ków były lepiej znane w Wiel­kiej Bry­ta­nii. Jej zna­cze­nie jed­nakże wykra­cza poza przy­wró­ce­nie rów­no­wagi w opo­wie­ści. Klu­czem do suk­cesu w walce z Enigmą i wkładu w zwy­cię­stwo w II woj­nie świa­to­wej była mię­dzy­na­ro­dowa współ­praca wywia­dów. Pol­ska, Fran­cja i Wielka Bry­ta­nia (a póź­niej także Stany Zjed­no­czone) były part­ne­rami dzie­lą­cymi się infor­ma­cjami wywia­dow­czymi, prze­ka­zu­ją­cymi zdo­bytą z róż­nych źró­deł wie­dzę dla osią­gnię­cia wspól­nego celu. Duch, jaki prze­pa­jał bieg szta­fe­towy po zła­ma­nie Enigmy, pozo­staje ważny do dzi­siaj. Współ­praca wywia­dów na­dal zacho­wuje klu­czowe zna­cze­nie w świe­tle współ­cze­snych zagro­żeń dla bez­pie­czeń­stwa. To wła­śnie w tym duchu amba­sada RP wsparła wystawę o łama­niu szy­frów Enigmy w Blet­chley Park.

Tym­cza­sem przed Pań­stwem dra­ma­tyczna histo­ria suk­ce­sów i dal­szych losów pol­skich kryp­to­ana­li­ty­ków i ich współ­pra­cow­ni­ków. Mam nadzieję, że książka sir Der­mota Turinga, bra­tanka Alana Turinga, będzie się Pań­stwu podo­bała. Sir Der­mot od wielu już lat współ­pra­cuje ści­śle z amba­sadą RP, histo­ry­kami i bada­czami, by przy­czy­nić się do opo­wie­dze­nia praw­dzi­wej histo­rii tych suk­ce­sów kształ­tu­ją­cych bieg dzie­jów. Jestem bar­dzo wdzięczny, że histo­ria ta została opo­wie­dziana z punktu widze­nia obu stron. To klucz do lep­szego poj­mo­wa­nia naszej wspól­nej prze­szło­ści.

Arkady Rze­gocki

Amba­sada Rzecz­po­spo­li­tej Pol­skiej

47 Por­t­land Place

Lon­don W1B 1JH

Dra­ma­tis per­so­nae

Kalen­da­rium wyda­rzeń

Wstęp

Naj­waż­niej­szym pro­ble­mem, przed któ­rym na początku II wojny świa­to­wej sta­nął bry­tyj­ski wywiad woj­skowy i mor­ski, było odczy­ty­wa­nie nie­miec­kich radio­de­pesz zaszy­fro­wa­nych za pomocą maszyny szy­fru­ją­cej Enigma. W cza­sie I wojny świa­to­wej łama­nie kodów dało Bry­tyj­czy­kom prze­wagę, szcze­gól­nie w woj­nie mor­skiej, ale także na niwie dyplo­ma­tycz­nej, i przy­spie­szyło włą­cze­nie się Sta­nów Zjed­no­czo­nych do walki. Dwa­dzie­ścia lat póź­niej uży­cie urzą­dzeń mecha­nicz­nych do zapew­nie­nia tajem­nicy kore­spon­den­cji gro­ziło pozba­wie­niem alian­tów tego naj­cen­niej­szego źró­dła infor­ma­cji na temat nie­miec­kich pla­nów.

Obec­nie wiemy, że Bry­tyj­czycy nie ulę­kli się pro­blemu. Gdzieś pomię­dzy Lon­dy­nem a Bir­ming­ham zało­żyli tajny ośro­dek, któ­rego zada­niem było zła­ma­nie nowo­cze­snych tech­nik szy­fro­wa­nia sto­so­wa­nych przez Niemcy (i inne kraje). Na początku wojny udało się zna­leźć spo­sób na Enigmę. Wia­do­mo­ści radiowe Luft­waffe odczy­ty­wane były od połowy 1940 r., depe­sze Krieg­sma­rine zaś od 1941 r. Póź­niej, z okre­sami wzlo­tów i upad­ków, do władz bry­tyj­skich napły­wał stały stru­mień odszy­fro­wa­nych wia­do­mo­ści. Z cza­sem stru­mień ten zmie­nił się w praw­dziwą powódź, pozwa­la­jąc alian­tom uzy­skać pełny wgląd w plany nie­miec­kiej armii i mary­narki, dzięki czemu dowódcy mogli podej­mo­wać znacz­nie lep­sze decy­zje na polu walki. Suk­ces Blet­chley Park zako­rze­nił się w świa­do­mo­ści publicz­nej jako przy­kład zwy­cię­stwa pomimo prze­ciw­no­ści losu, wspa­niały try­umf rozumu nad siłą i kolebka wyna­laz­ków tech­nicz­nych prze­ło­mo­wych dla dzie­jów cywi­li­za­cji. Blet­chley Park daje więc wiele powo­dów do dumy.

Jed­nakże po dro­dze część tej histo­rii została zagu­biona. W rze­czy­wi­sto­ści przed 1940 r. bry­tyj­scy kryp­to­ana­li­tycy nie poczy­nili żad­nych postę­pów w pra­cach nad zła­ma­niem szy­fru woj­sko­wej wer­sji Enigmy. W jaki więc spo­sób tak szybko i sku­tecz­nie udało im się zmie­nić tę sytu­ację?

Bra­ku­ją­cym ele­men­tem jest wkład pol­skich kryp­to­ana­li­ty­ków, któ­rzy pra­co­wali nad tym pro­ble­mem od ponad dzie­się­ciu lat i któ­rzy podzie­lili się swoją wie­dzą led­wie sześć tygo­dni przed wybu­chem wojny na arcy­waż­nym spo­tka­niu pod War­szawą. Zgod­nie z oceną osób obec­nych na tym spo­tka­niu pozy­skane wów­czas przez Bry­tyj­czy­ków infor­ma­cje przy­spie­szyły ich pro­gram badaw­czy o rok. A cóż to był za rok! Wyobraźmy sobie histo­rię alter­na­tywną, w któ­rej Bry­tyj­czycy nie byliby w sta­nie łamać szy­fru Enigmy w cza­sie bitwy o Anglię, w dzia­ła­niach mor­skich na Morzu Śró­dziem­nym, w pierw­szej fazie bitwy o Atlan­tyk czy w kam­pa­nii w Afryce Pół­noc­nej. Sce­na­riusz taki brzmi zło­wrogo, gdyż wów­czas wojna nie tylko prze­cią­gnę­łaby się, ale mogłaby zakoń­czyć się zupeł­nie ina­czej. W tym świe­tle pol­ski wkład w odczy­ty­wa­nie wia­do­mo­ści zaszy­fro­wa­nych Enigmą zasłu­guje na lep­sze pozna­nie.

Spo­tka­nie pod War­szawą w lipcu 1939 r. samo w sobie jest wielką zagadką. Dla­czego Polacy nie­spo­dzie­wa­nie prze­ka­zali wszyst­kie swoje bez­cenne sekrety? Ponow­nie bra­kuje tu pew­nego ele­mentu. Spo­tka­nie to było zwień­cze­niem kon­tak­tów budo­wa­nych pie­czo­ło­wi­cie przez wiele lat, i to nie przez Bry­tyj­czy­ków, ale przez Fran­cu­zów. Bez Fran­cu­zów pol­skim kryp­to­ana­li­ty­kom nie uda­łoby się tak szybko doko­nać prze­ło­mów, a być może ich wysiłki w ogóle byłyby daremne. Bez Fran­cu­zów bry­tyj­ski atak na Enigmę w Blet­chley Park od początku ska­zany byłby na nie­po­wo­dze­nie lub też uległby znacz­nemu opóź­nie­niu. Wkład Fran­cu­zów, tak jak i Pola­ków, powi­nien być lepiej znany. Zła­ma­nie szy­fru Enigmy było zatem wyni­kiem współ­pracy przed­sta­wi­cieli trzech kra­jów. Dla więk­szego bez­pie­czeń­stwa kryp­to­ana­li­tycy ozna­czali sie­bie lite­rami X, Y i Z odpo­wied­nio na okre­śle­nie ośrod­ków fran­cu­skiego, bry­tyj­skiego i pol­skiego.

Pier­wot­nym zało­że­niem tej książki było opo­wie­dze­nie histo­rii X, Y, Z. Jed­nakże nie jest ona poświę­cona głów­nie tech­ni­kom łama­nia szy­frów czy też poli­tyce mię­dzy­na­ro­do­wej. W miarę jak odkry­wa­łem kolejne fakty, stery nar­ra­cji zaczęli przej­mo­wać pol­scy kryp­to­ana­li­tycy i ich fran­cu­scy kole­dzy po fachu. Książka ta mówi zatem o tych ludziach, a jej celem jest przy­wró­ce­nie im należ­nego im miej­sca w histo­rii.

Przy­wo­ła­nie histo­rii X, Y, Z wiąże się z pew­nymi wąt­kami pobocz­nymi. Jed­nym z nich, war­tym wręcz osob­nej książki, jest opo­wieść o zdo­by­wa­niu źró­deł. II wojna świa­towa przy­nio­sła pewne nie­ocze­ki­wane rezul­taty: akta fran­cu­skie zostały zdo­byte przez Niem­ców, gdy zaś Ber­lin zajęli Sowieci, zna­la­zły się w Moskwie. Znaczną część tych mate­ria­łów (z radziec­kimi komen­ta­rzami) zwró­cono Fran­cji w roku 1994 i 2000. Wiele doku­men­tów pol­skich roz­pro­szyło się razem z wygnań­cami z kraju, by tra­fić do róż­nych zbio­rów w Lon­dy­nie. Nie­które pozo­stają w Moskwie, inne nato­miast tam, gdzie można by się spo­dzie­wać – w War­sza­wie. Akta nie­miec­kie zostały zdo­byte przez Ame­ry­ka­nów i Bry­tyj­czy­ków i tra­fiły do archi­wów naro­do­wych w USA i Wiel­kiej Bry­ta­nii. Nie­które doku­menty prze­pa­dły, wsku­tek czego bada­cze muszą wyko­rzy­sty­wać cie­nie ory­gi­nal­nych tele­gra­mów prze­cho­wane w postaci prze­chwy­co­nych, roz­szy­fro­wa­nych i prze­tłu­ma­czo­nych kopii, na które natra­fić można w nie­ocze­ki­wa­nych miej­scach. Dzi­wacz­nym przy­kła­dem jest tu duży zbiór pol­skich radio­de­pesz, w języku nie­miec­kim, znaj­du­jący się w archi­wum Auswärtiges Amt TICOM w Ber­linie. Składa się on z doku­men­tów prze­ję­tych w Niem­czech przez bry­tyj­ski Tar­get Intel­li­gence Com­mit­tee w końcu II wojny świa­to­wej. Doku­menty te, będące owo­cem suk­ce­sów nie­miec­kiego wywiadu, który prze­chwy­ty­wał i roz­szy­fro­wy­wał pol­skie radio­de­pesze, w roku 1945 zostały zato­pione w jezio­rze. Wydo­byte przez Bry­tyj­czy­ków, tra­fiły na dzie­się­cio­le­cia do Wiel­kiej Bry­ta­nii i dopiero w latach dzie­więć­dzie­sią­tych powró­ciły do Ber­lina. Pol­skie ory­gi­nały prze­pa­dły już dawno.

Więk­szość mate­ria­łów doty­czą­cych X, Y, Z została już odtaj­niona. Być może naj­waż­niej­szym z nowych zbio­rów jest spu­ści­zna osoby, która ode­grała klu­czową rolę w tej histo­rii, a któ­rej burz­liwa kariera toczyła się we Fran­cji, gdzie pra­co­wała ona dla róż­nych agen­cji wywia­dow­czych tego kraju. Doku­menty Gustave’a Ber­tranda udo­stęp­niono w poło­wie 2016 r. po ich odtaj­nie­niu przez Direc­tion Générale de la Sécurité Extérieure. W zbio­rze tym znaj­duje się obszerny raport Ber­tranda wraz z ponad 200 załącz­ni­kami, w więk­szo­ści zawie­ra­ją­cymi ory­gi­nalne doku­menty. Nie­stety pierw­szych 99 (z 304) załącz­ni­ków zagi­nęło, jed­nakże zacho­wane dostar­czają mnó­stwa szcze­gó­łów wyda­rzeń z lat poprze­dza­ją­cych roz­wią­za­nie fran­cu­sko-pol­skiej grupy kryp­to­lo­gicz­nej Ber­tranda w 1942 r.

Prze­glą­da­nie doku­men­tów jest ele­men­tem pro­cesu badaw­czego. Rów­nie ważne jed­nak jest słu­cha­nie świad­ków wyda­rzeń. Rodziny kryp­to­ana­li­ty­ków przy­jęły mój pro­jekt z wiel­kim entu­zja­zmem. Spo­tka­łem się z ogromną sym­pa­tią, wspar­ciem i pomocą rodzin Mak­sy­mi­liana Cięż­kiego, Anto­niego Pal­lu­tha, Mariana Rejew­skiego, Wik­tora Micha­łow­skiego i Hen­ryka Zygal­skiego. Anna Zygal­ska-Can­non udzie­liła mi rzad­kiego przy­wi­leju wglądu w listy Hen­ryka oraz jego wspa­niały zbiór foto­gra­fii. Winny jej jestem spe­cjalne podzię­ko­wa­nia. Szcze­gól­nie ważna była dla mnie długa roz­mowa z Jerzym Pal­lu­them w stycz­niu 2017 roku. Był on czło­wie­kiem bar­dzo inte­li­gent­nym i odważ­nym, a w dodatku ener­gicz­nym i pomy­sło­wym. Histo­ria jego życia jest rów­nie fascy­nu­jąca jak dzieje jego ojca kryp­to­ana­li­tyka. Wieść o jego śmierci led­wie kilka tygo­dni po naszej roz­mo­wie była cio­sem, także dla­tego, że na poże­gna­nie powie­dział mi: „Gdy przy­je­dzie pan ponow­nie, mogę panu opo­wie­dzieć o tym, jak wal­czy­li­śmy z komuną w latach zim­nej wojny”. Mia­łem zaszczyt usły­szeć przy­naj­mniej pierw­szą część jego histo­rii i jestem za to ogrom­nie wdzięczny.

Wielu innych pomo­gło powo­łać tę książkę do życia. Katie Beard, Anna Biała, Sébastien Che­ve­reau, Bar­bara Ciężka, Tony Comer, prof. Nico­las Cour­tois, Dorian Dal­lon­ge­ville, Anne Debal-Mor­che, Geo­r­gina Donald­son, John Gal­le­hawk, dr Marek Gra­jek, dr Mag­da­lena Jaro­szew­ska, prof. Jerzy Jawor­ski, dr Zdzi­sław Kapera, Her­bert Kar­bach, dr Iwona Korga, Kata­rzyna Krause, Michał Kuba­sie­wicz, Ste­phen Liscoe, Dariusz Łaska, Beata Maj­chrow­ska, Eva Maresch, Alek­san­der Mar­kie­wicz, Jerry McCar­thy, Piotr Micha­łow­ski, prof. David Munro, Lau­ren Newby, Steve Ovens, Jerzy Pal­luth, Laura Pere­hi­nec, Geof­frey Pid­geon, Halina Pie­chocka-Lipca, Ali­cja Rakow­ska, Katie Read, Ginny Reid, Guy Revell, Jeremy Rey­nolds, Jeremy Rus­sell, dr Arkady Rze­gocki, sir John Scar­lett, Agnieszka Sko­li­mow­ska, Eric van Slan­der, Michael Smith, Anna Ste­fa­nicka, Rene Stein, prof. Michael Ste­phens, dr Andrzej Such­citz, dr Janina Syl­we­strzak, dr Olga Topol, gen. Wło­dzi­mierz Usa­rek, Ali­cja Whi­te­side, Nico­las Wuest-Famôse i Anna Zygal­ska-Can­non zawsze wie­dzieli, jak przy­czy­nili się do powsta­nia tej książki. Wyra­żam im szczerą wdzięcz­ność i uzna­nie. Moja rodzina także zno­siła z god­nym podziwu spo­ko­jem kon­se­kwen­cje pisa­nia przeze mnie kolej­nej książki. Cie­szy­łem się rów­nież nie­za­wodną pomocą i wspar­ciem pra­cow­ni­ków Natio­nal Archi­ves w Kew, Insty­tutu Pol­skiego i Muzeum im. gen. Wła­dy­sława Sikor­skiego w Lon­dy­nie, Insty­tutu Józefa Pił­sud­skiego w Lon­dy­nie (i jego sio­strza­nej pla­cówki w Nowym Jorku), Service Histo­ri­que de la Défense w Vin­cen­nes, Natio­nal Archi­ves and Records Admi­ni­stra­tion w Col­lege Park w Mary­lan­dzie, Cen­ter for Cryp­to­lo­gic History w Ford Meade w Mary­lan­dzie oraz Poli­ti­sches Archiv des Auswärtigen Amt w Ber­li­nie. Korzy­sta­łem też wiele ze wspa­nia­łego bloga Chri­stosa Trian­ta­fyl­lo­po­ulosa (Chri­stos mili­tary and intel­li­gence cor­ner), który zawiera nie tylko cenne i dobrze udo­ku­men­to­wane komen­ta­rze, ale także uży­teczne odno­śniki do mate­ria­łów źró­dło­wych.

Nie potra­fię wyra­zić sło­wami, jak bar­dzo zależny byłem od nie­oce­nio­nej pomocy dr Janki Skrzy­pek, która od samego początku pro­wa­dziła ze mną bada­nia i była tłu­maczką. Jaka­kol­wiek próba opo­wie­dze­nia tej histo­rii bez się­gnię­cia po źró­dła w języku pol­skim byłaby ska­zana na nie­po­wo­dze­nie. Udział Janki w pro­jek­cie pozwo­lił mi sko­rzy­stać z tych pod­sta­wo­wych mate­ria­łów. Prze­tłu­ma­czyła dla mnie ponad sto doku­men­tów, w tym wiele obszer­nych, jak rów­nież zba­dała i prze­siała wiele innych, dzięki czemu mogli­śmy skon­cen­tro­wać się na naj­waż­niej­szych. Spę­dziła w moim imie­niu kilka dni w Cen­tral­nym Archi­wum Woj­sko­wym w Rem­ber­to­wie, jak rów­nież poma­gała mi w insty­tu­tach Sikor­skiego i Pił­sud­skiego w Lon­dy­nie. Jej praca była skom­pli­ko­wana, cza­so­chłonna i czę­sto żmudna, choć żywię nadzieję, że nie­kiedy budziła jej zacie­ka­wie­nie i radość. Jestem ogrom­nie wdzięczny Jance za całą pomoc, rady i wspar­cie, jakich udzie­liła mi przez ostat­nie dwa lata. Bez niej ta książka nie byłaby wia­ry­godna; wię­cej, nie mogłaby w ogóle powstać.

Wresz­cie kilka uwag o stylu, nazwach miej­sco­wo­ści, wymo­wie i tym podob­nych. Od lat trzy­dzie­stych wiele nazw miej­sco­wych się zmie­niło. Zasto­so­wa­łem kon­wen­cję uży­wa­nia ówcze­snych nazw, tam, gdzie to konieczne, opa­tru­jąc je za pierw­szym razem obecną nazwą w nawia­sie (np. Lwów (Lviv)). Wymowa pol­skich nazw i nazwisk może być trudna dla osób anglo­ję­zycz­nych, jeśli jed­nak nie czyta się na głos, wła­ściwa wymowa zapewne nie ma zna­cze­nia, a przej­mo­wa­nie się tym może prze­szko­dzić w odbio­rze nar­ra­cji. Pisow­nia w cyta­tach odpo­wiada ory­gi­nal­nej, poza przy­pad­kami, gdy cytat jest tłu­ma­cze­niem. Wów­czas popra­wiono pisow­nię nazw miej­sco­wych i nazwisk. W ten spo­sób unik­ną­łem korzy­sta­nia z prze­szka­dza­ją­cego słowa „sic”, jeśli nie liczyć przy­pi­sów. Tłu­ma­cze­nia z języka fran­cu­skiego i nie­miec­kiego wyko­na­łem sam, z języka pol­skiego zaś wyko­nała je Janka Skrzy­pek. Wszel­kie błędy w opi­sach są jed­nakże moje. Mam nadzieję, że jest ich na tyle mało, iż histo­ria ta jest cie­kawa i będzie znacz­nie lepiej znana.

Der­mot Turing

St Albans, Wielka Bry­ta­nia

kwie­cień 2018

1

Nulle Part

„Quant à l’action, qui va com­men­cer, elle se passe en Polo­gne, c-est-à-dire Nulle Part”.

[„Rzecz dzieje się w Pol­sce, to zna­czy Ni­gdzie”].

Alfred Jarry, Ubu Król (1896)

Listo­pad 1918 roku był dla Mak­sy­mi­liana Cięż­kiego dobrym mie­sią­cem. Cesar­stwo Nie­miec­kie ogar­nęły chaos i rewo­lu­cja. Buń­czuczny kaj­zer abdy­ko­wał i wymknął się do Holan­dii. Dowódcy cesar­skiej armii zostali zmu­szeni do pod­pi­sa­nia zawie­sze­nia broni w wago­nie kole­jo­wym gdzieś we Fran­cji1. Jako jeden z żoł­nie­rzy tejże armii być może nie powi­nien się tym wszyst­kim rado­wać, jed­nakże Mak­sy­mi­lian Ciężki nie był zwy­czaj­nym nie­miec­kim żoł­nie­rzem.

We wschod­nich pro­win­cjach cesar­stwa więk­szość lud­no­ści nie była Niem­cami, nie chciała mówić po nie­miecku i z pew­no­ścią nie pra­gnęła być rzą­dzona przez Niem­ców. Od poprzed­niego roku nie­któ­rzy z tych ludzi snuli pewne plany; Ciężki też się do nich zali­czał. Przed powo­ła­niem do woj­ska i służby na fron­cie zachod­nim Ciężki był człon­kiem skau­tów, lecz bycie skau­tem w tak zwa­nej Pro­win­cji Poznań­skiej nie ozna­czało nauki wią­za­nia węzłów, roz­pa­la­nia ognisk i prze­pro­wa­dza­nia sta­ru­szek przez jezd­nię. „Skauci” sta­no­wili przy­krywkę dla para­mi­li­tar­nego skrzy­dła pol­skiego ruchu nie­pod­le­gło­ścio­wego – POWZP, czyli Pol­skiej Orga­ni­za­cji Woj­sko­wej Zaboru Pru­skiego. „Zabory”, czyli podział Pol­ski mię­dzy sąsia­du­jące z nią mocar­stwa, były same w sobie obrazą dla Pola­ków.

Spis map

Dla Cięż­kiego fakt ode­sła­nia go do domu z powo­dów zdro­wot­nych w lutym 1918 roku był korzystny. Pod Reims czy Sois­sons został na poły pogrze­bany po wybu­chu miny. Pył, który dostał się do jego płuc, wywo­łał infek­cję. Wsku­tek tego jed­nak mógł spę­dzać wię­cej czasu ze „skau­tami”, orga­ni­zu­jąc i powięk­sza­jąc ich sze­regi oraz gro­ma­dząc broń. Po powro­cie do zdro­wia oszczę­dzono mu wyjazdu na front, a zamiast tego posłano na szko­le­nie radio­te­le­gra­ficzne. Od tego momentu tajem­nice komu­ni­ka­cji radio­wej zapew­niały zaję­cie dla umy­słu, jed­nakże w duszy skry­wał nie­bez­pieczny zamysł – przy­wró­ce­nie nie­pod­le­gło­ści Pol­ski. Gdy Niemcy ogar­nęły zamęt i chaos, nad­szedł czas dzia­ła­nia. Pol­scy przy­wódcy prze­jęli wła­dzę w War­sza­wie. Admi­ni­stra­cja cywilna w zabo­rze pru­skim nie mogła funk­cjo­no­wać bez popar­cia lud­no­ści pol­skiej. Dla zacho­wa­nia porządku w Posen, czyli Pozna­niu, potrzebna była pol­ska Gwar­dia Ludowa. Mak­sy­mi­lian Ciężki został wybrany do miej­sco­wej Rady Żoł­nier­skiej. To mógł być począ­tek końca nie­miec­kiego pano­wa­nia w zabo­rze pru­skim.

Zabór pru­ski był zło­wro­gim wid­mem prze­szło­ści, a w Pol­sce histo­ria ma zgubny zwy­czaj powta­rzać się. W roku 1918 na hory­zon­cie maja­czyła kolejna kon­fe­ren­cja poko­jowa. Poprzed­nia nie przy­nio­sła Pol­sce nic dobrego. W listo­pa­dzie 1814 r., po poko­na­niu Napo­le­ona Bona­parte, w Wied­niu zebrał się kon­gres. Ówcze­sny bry­tyj­ski mini­ster spraw zagra­nicz­nych wiceh­ra­bia Castle­re­agh uwa­żał, że zna­lazł roz­wią­za­nie „kwe­stii pol­skiej”: odtwo­rze­nie Kró­le­stwa Pol­skiego. Tym­cza­sem Rosja była zain­te­re­so­wana zdo­by­ciem Kra­kowa i Toru­nia, mimo że te ważne mia­sta znaj­do­wały się głę­boko w austriac­kiej i pru­skiej stre­fie wpły­wów (i nie miały nic wspól­nego z poko­naną Fran­cją). Car Alek­san­der I był jed­nakże czło­wie­kiem roz­sąd­nym. Zamiast upie­rać się przy Kra­ko­wie i Toru­niu, zado­wo­lił się tytu­łem króla Pol­ski. Castle­re­agh powi­nien być z tego powodu szczę­śliwy. Bry­tyj­ski mini­ster od dawna powta­rzał, że pra­gnie odbu­dowy Pol­ski. Wszystko więc skoń­czyło się dobrze.

Jak się jed­nak oka­zało, Kró­le­stwo Pol­skie nie obej­mo­wało wielu pol­skich tery­to­riów, gdyż wiel­kie poła­cie daw­nych ziem pol­skich pozo­stały w gra­ni­cach Austrii i Prus oraz Cesar­stwa Rosyj­skiego, poza gra­ni­cami nowego kró­le­stwa. Kró­le­stwo nie miało też sze­ro­kiej auto­no­mii. W roku 1830 i 1863 wybu­chły powsta­nia prze­ciwko usta­no­wio­nym przez Rosjan rzą­dom. Po dru­gim z nich car Alek­san­der II miał już dość naro­do­wego nie­za­do­wo­le­nia. Pol­skie insty­tu­cje zostały zli­kwi­do­wane, admi­ni­stra­cja w języku pol­skim stop­niowo znie­siona. Car „zrzekł się obo­wiąz­ków” króla pol­skiego, co ozna­czało wcie­le­nie kró­le­stwa do Rosji; do 1874 roku Pol­ska prze­stała ist­nieć. Jak powie­dział ówcze­sny fran­cu­ski saty­ryk, okre­śle­nie „w Pol­sce” stało się toż­same z „ni­gdzie”.

Pol­ska mogłaby pozo­stać w nie­by­cie, gdyby nie męż­czy­zna z wąsem. W roku 1918 wąsy były modne, ale te wąsy były znane na całym świe­cie. Zwi­sały, teatral­nie obfite, z wyzy­wa­jącą swo­bodą. Były sym­bo­lem. Defi­nio­wały ruch wyzwo­leń­czy, iden­ty­fi­ko­wały czło­wieka, któ­rego Polacy nie widzieli czę­sto na oczy, a któ­rego znali jedy­nie z radia. Miały też wymiar bar­dzo przy­ziemny – zasła­niały ubytki w uzę­bie­niu pozo­stałe po cio­sie kolbą kara­binu zada­nym przez straż­nika na sybe­ryj­skim zesła­niu w 1887 r.

W kraju podzie­lo­nym i rzą­dzo­nym przez trzy mocar­stwa nie było wielu moż­li­wo­ści wycho­wa­nia przy­wód­ców nowej rzecz­po­spo­li­tej. Jeden wszakże się wyróż­niał: nie­prze­jed­na­nie wrogi wobec Rosji dzia­łacz lewi­cowy nie­stru­dze­nie pra­cu­jący na rzecz odzy­ska­nia przez Pol­skę nie­pod­le­gło­ści, jeśli trzeba, przy uży­ciu siły. To wła­śnie on nosił te wąsy. Nazy­wał się Józef Pił­sud­ski i w 1918 r. prze­by­wał w nie­miec­kim wię­zie­niu w Mag­de­burgu. Jed­nakże jego straż­nicy zda­wali sobie sprawę, że prze­trzy­mują przy­szłą głowę pań­stwa, i nie pra­gnęli rzą­dzić w War­sza­wie, gdzie od ponad stu lat wła­dali Rosja­nie. Cho­dziło jedy­nie o pozy­ska­nie Pił­sud­skiego i może też odro­dzo­nej Pol­ski dla swej sprawy, tak by nie stała się mario­netką ententy. Nikt więc nie był zasko­czony, gdy 8 listo­pada 1918 r. Pił­sud­skiego zwol­niono z inter­no­wa­nia i pod­sta­wiono mu pociąg spe­cjalny, by udał się do War­szawy, gdzie „wła­dza leżała na ulicy”. W kilka dni Pił­sud­ski zdo­łał bez­kr­wawo zapa­no­wać nad two­rzą­cymi się zrę­bami demo­kra­tycz­nych rzą­dów. Odro­dziła się Rzecz­po­spo­lita Pol­ska.

Ale nie objęła ona kra­iny nazy­wa­nej przez Pola­ków Wiel­ko­pol­ską, zmie­nio­nego przez Niem­ców w Pro­win­cję Poznań­ską obszaru, z któ­rego pocho­dził Mak­sy­mi­lian Ciężki. Mimo nazwy i zna­cze­nia Wiel­ko­pol­sce gro­ziło pozo­sta­nie poza gra­ni­cami odro­dzo­nego pań­stwa pol­skiego. Dzie­le­nie rzą­dów z Niem­cami nie dzia­łało. Atmos­fera była napięta, nie­miec­kie pano­wa­nie zaczęło słab­nąć, pro­win­cja doj­rze­wała do zmiany. Nale­żało jedy­nie dać sygnał.

26 grud­nia 1918 r. Poznań odwie­dził bar­dzo ważny czło­wiek i wygło­sił prze­mó­wie­nie w cen­trum mia­sta. Był to Ignacy Jan Pade­rew­ski, świa­to­wej sławy pia­ni­sta i rzecz­nik pol­skich praw. Jego dokładne słowa nie są ważne: słu­cha­cze dosko­nale zro­zu­mieli prze­kaz pły­nący mię­dzy wier­szami. Naza­jutrz wybu­chło powsta­nie wiel­ko­pol­skie. Oddział Cięż­kiego zajął poznań­ski dwo­rzec. Jego kolej­nym zada­niem było opa­no­wa­nie pobli­skiego mia­sta Wronki. Udało się to bez trudu i roz­lewu krwi, w innych miej­scach jed­nakże nie szło tak łatwo. Niemcy zaczęli się bro­nić. Wła­śnie wtedy, gdy Wiel­ko­pol­ska potrze­bo­wała każ­dego zdol­nego do nosze­nia broni, Cięż­kiego powa­liły pro­blemy z płu­cami.

Sfru­stro­wany i bez­czynny, Ciężki cier­piał na liście cho­rych, wresz­cie jed­nak przy­po­mniał sobie o swoim doświad­cze­niu radio­te­le­gra­fi­sty. W Pozna­niu, na pół­noc od Sta­rego Mia­sta, w począt­kach XIX wieku Pru­sacy wznie­śli duże for­ty­fi­ka­cje. Wysie­dlono miesz­kań­ców dwóch wsi, ale ich zwią­zana z wino­ro­ślą histo­ria prze­trwała w nazwie fortu, mimo że miej­scowi nazy­wali go Cyta­delą. W roku 1903 Fort Winiary został wypo­sa­żony w sta­cję tele­gra­ficzną, która teraz zna­la­zła się w pol­skich rękach. 2 kwiet­nia 1919 r. Mak­sy­mi­lian Ciężki zna­lazł się w poznań­skiej jed­no­stce radio­wej sta­cjo­nu­ją­cej w Cyta­deli1.

Tam poznał innego radio­te­le­gra­fi­stę, wciąż jesz­cze nasto­latka. Antoni Pal­luth dopiero co ukoń­czył szkołę i nale­żał do tych mło­dych ludzi, któ­rzy pra­gnęli wziąć w swe ręce przy­szłość kraju – czyli, innymi słowy, wyrzu­cić Niem­ców ze swo­jej ojczy­zny. Jed­nakże Pal­lutha do udziału w powsta­niu pchała nie tylko duma naro­dowa. Jego zada­nia dokład­nie odpo­wia­dały jego zdol­no­ściom i zain­te­re­so­wa­niom.

Antoni Pal­luth potra­fił zdzia­łać cuda. W tele­gra­fii bez­prze­wo­do­wej było coś nie­zwy­kłego. Powie­trze prze­sy­cone było nie­wi­dzial­nymi, nie­sły­szal­nymi, nie­wy­czu­wal­nymi wia­do­mo­ściami. Jed­nak przy uży­ciu nowo­cze­snego sprzętu można było zmu­sić powie­trze, by zdra­dziło swoje sekrety. Wśród trza­sków i szu­mów tła dawało się usły­szeć ryt­miczne piski alfa­betu Morse’a. Nie­kiedy nie spo­sób było utrzy­mać dłu­gość fali, cza­sami zaś zawo­dziły urzą­dze­nia. Przy złej pogo­dzie usły­sze­nie sygna­łów było wyzwa­niem. Pal­luth wszakże dbał o swoje urzą­dze­nia, a te reago­wały na jego talent. Antoni Pal­luth był wyśmie­ni­tym inży­nie­rem radio­elek­tro­ni­kiem.

Pal­luth i Ciężki nie­długo słu­żyli razem, ale ich spo­tka­nie miało ważne kon­se­kwen­cje. Ci dwaj mło­dzieńcy byli wcie­le­niem nowego, zorien­to­wa­nego na tech­niczne nowo­ści kraju, jakim sta­wała się Pol­ska. Byli radiow­cami. Przy­jaźń Cięż­kiego i Pal­lutha miała prze­trwać ćwierć wieku, oni zaś mieli ode­grać jedne z głów­nych ról w mię­dzy­na­ro­do­wym wysiłku zła­ma­nia szy­frów nie­miec­kiej Enigmy. Na razie jed­nak ich współ­praca została prze­rwana. W poło­wie maja Pal­lutha prze­nie­siono do służby w pół­noc­nej czę­ści Wiel­ko­pol­ski, a w tym samym roku Ciężki został skie­ro­wany na kolejny kurs.

Tym­cza­sem nale­żało zade­cy­do­wać o powo­jen­nym kształ­cie Pol­ski, aby unik­nąć powtórki roku 1814. Po zma­ga­niach armii, tysią­cach pole­głych i zruj­no­wa­niu gospo­da­rek zwo­łano kon­fe­ren­cję poko­jową. Ponow­nie, tak jak w 1814 r., usłużni Bry­tyj­czycy pro­po­no­wali nowy prze­bieg gra­nic, mówiąc gór­no­lot­nie o odbu­do­wa­niu sil­nego i nie­pod­le­głego pań­stwa pol­skiego. Tym razem jed­nak, po czę­ści dzięki doko­na­niom swo­ich żoł­nie­rzy, Polacy zostali zapro­szeni do stołu obrad. Na ich obec­ność naci­skali Fran­cuzi. Z per­spek­tywy fran­cu­skiej głów­nym celem obrad było powstrzy­my­wa­nie Nie­miec. Klu­czowe zna­cze­nie miało tu wyty­cze­nie gra­nicy pol­sko-nie­miec­kiej. Jed­nakże nie tylko Fran­cuzi bar­dzo przy­chyl­nie spo­glą­dali na odbu­dowę pań­stwa pol­skiego. Sfor­mu­ło­wany przez pre­zy­denta Wil­sona pro­gram poko­jowy, jego słynne czter­na­ście punk­tów, zawie­rał pod pozy­cją trzy­na­stą nastę­pu­jące słowa:

Powinno zostać stwo­rzone nie­pod­le­głe pań­stwo pol­skie, obej­mu­jące tery­to­ria zamiesz­kane przez lud­ność nie­za­prze­czal­nie pol­ską, i musi mu zostać zapew­niony wolny dostęp do morza. Nie­pod­le­głość poli­tyczna, gospo­dar­cza oraz inte­gral­ność tery­to­riów zamiesz­ka­nych przez tę lud­ność będą zagwa­ran­to­wane przez kon­wen­cję mię­dzy­na­ro­dową.

Wszystko to brzmiało wspa­niale i stwo­rzyło pod­stawy do ener­gicz­nych roz­mów pro­wa­dzo­nych wśród dymu cygar w pary­skich salach kon­fe­ren­cyj­nych. Ale punkt trzy­na­sty pro­gramu Wil­sona był jedy­nie dekla­ra­cją inten­cji. Zachod­nia gra­nica Pol­ski na papie­rze miała wyglą­dać mniej wię­cej tak, jak prze­bie­gała do dru­giej połowy XVIII w. Tyle że w dru­giej poło­wie XVIII w. Niemcy nie ist­niały jesz­cze jako pań­stwo. Zda­niem Niem­ców gra­nica winna prze­bie­gać tam, gdzie w 1914 r., gdy pań­stwo pol­skie nie ist­niało. A co z obsza­rami wschod­nich Nie­miec, teraz zmie­nia­ją­cych się w zachod­nią Pol­skę, na któ­rych przez dzie­się­cio­le­cia osie­dlali się Niemcy? Czyim kosz­tem Pol­ska miała otrzy­mać „dostęp do morza”? I kto miał udzie­lić temu mię­dzy­na­ro­do­wych gwa­ran­cji?

Odtwo­rzona Pol­ska miała zatem czego się oba­wiać ze strony wciąż potęż­nego nie­miec­kiego sąsiada, któ­rego woj­ska na­dal oku­po­wały znaczną część kraju. Nie­stety Polacy wyraź­nie nie zro­zu­mieli celu kon­fe­ren­cji poko­jo­wej. Kon­fe­ren­cja nie doty­czyła usu­nię­cia Niem­ców z Pol­ski ani też zapew­nie­nia Pol­sce moż­li­wo­ści prze­trwa­nia i pod­staw przy­szłego dobro­bytu. Kon­fe­ren­cja doty­czyła gra­nic Nie­miec. Z punktu widze­nia ententy usta­le­nie ich miało wystar­czyć do roz­strzy­gnię­cia kwe­stii pol­skiej.

Jed­nakże „W lutym 1919 roku zarówno Rosja, jak i Pol­ska były pań­stwo­wymi ose­skami: pierw­sza miała szes­na­ście mie­sięcy, druga led­wie cztery. Obie odczu­wały chro­niczny nie­po­kój, nie mogły zła­pać odde­chu i łatwo pod­no­siły wrzask”2. Ani Pol­ska, ani Rosja nie cze­kały, aż wiel­kie mocar­stwa kon­fe­ru­jące w Paryżu poin­for­mują je o pod­ję­tych dla ich dobra decy­zjach. Zamie­rzały – a dokład­niej Sowieci zamie­rzali – roz­strzy­gnąć sprawę po swo­jemu.

Wło­dzi­mierz Iljicz Ulja­now alias Lenin był auto­rem radziec­kiego planu dla Pol­ski. „Jeśli Pol­ska sta­łaby się radziecka, jeśli war­szaw­scy robot­nicy otrzy­ma­liby od Rosji spo­dzie­waną i wycze­ki­waną pomoc, wów­czas trak­tat wer­sal­ski zostałby zni­we­czony, cały sys­tem mię­dzy­na­ro­dowy wznie­siony przez zwy­cięz­ców oba­lony”. Marze­nie to prze­ja­wiło się w taj­nym pla­nie „Cel: Wisła”, nazwa­nym tak od prze­pły­wa­ją­cej przez śro­dek Pol­ski rzeki. Kryp­to­nim ten zdra­dzał cele ope­ra­cji, cho­ciaż bol­sze­wicy utrzy­my­wali, że miała ona na celu jedy­nie ochronę gra­nic.

Roz­strzy­ga­jąca faza wojny pol­sko-bol­sze­wic­kiej roz­po­częła się od wypchnię­cia z Ukra­iny wojsk pol­skich przez armię konną Sie­miona Budion­nego. Potem, 4 lipca 1920 r., Armia Czer­wona roz­po­częła ofen­sywę w pół­nocno-wschod­niej Pol­sce. Dowo­dził Michaił Tucha­czew­ski, który był gene­ra­łem w zaawan­so­wa­nym wieku 27 lat. „Przez trupa Bia­łej Pol­ski pro­wa­dzi droga ku ogól­no­świa­to­wej pożo­dze”3 – gło­sił jego roz­kaz dzienny. Postępy bol­sze­wi­ków były szyb­kie i spek­ta­ku­larne. 3. Kor­pus Kawa­le­rii – osła­wieni Czer­woni Kozacy – sza­lał na pół­nocy, pod­czas gdy Tucha­czew­ski nie­ustę­pli­wie parł na zachód. Rosja­nie zbli­żyli się do Wisły na wschód od War­szawy. Gdyby sto­lica upa­dła, bol­sze­wicy mogliby swo­bod­nie poma­sze­ro­wać na Europę. Speł­ni­łoby się naresz­cie marze­nie Lenina.

W zna­nym bel­gij­skim kuror­cie Spa, sław­nym ze źró­deł wody mine­ral­nej, sprzy­mie­rzeni szy­ko­wali się na kolejną sesję pale­nia cygar. Tym razem kon­fe­ren­cja doty­czyć miała repa­ra­cji wojen­nych. Na nie­szczę­ście dla dostoj­nych gości kon­fe­ren­cji w Spa w końcu pierw­szego tygo­dnia lipca 1920 r. wody zro­biło się nie­przy­jem­nie dużo. Ulewy prze­mo­czyły dele­ga­tów i pogor­szyły ich nastrój. Jakby za mało było pro­ble­mów z repa­ra­cjami, Polacy pod­nie­śli kwe­stię wrze­nia na wschod­nich pogra­ni­czach Europy, które oczy­wi­ście było winą samych Pola­ków. Zagar­nęli oni Wilno (Vil­nius) oraz obszary zamiesz­kane przez lud­ność nie­po­lską wokół Lwowa (Lviv). Upie­rali się w spra­wie Gdań­ska. A teraz jesz­cze doma­gali się od sprzy­mie­rzo­nych pomocy prze­ciwko Rosja­nom.

Bry­tyj­czycy zaczęli podej­rze­wać, że rosyj­ska ofen­sywa na Pol­skę może być poważną sprawą. Bez sku­tecz­nej inter­wen­cji sprzy­mie­rzo­nych celem powstrzy­ma­nia bol­sze­wi­ków w ich mar­szu na zachód „prze­klęta dur­nota bol­sze­wi­zmu” – jak okre­ślił to Chur­chill – mogła zagro­zić zachod­nim demo­kra­cjom. Demo­kra­tycz­nym przy­wódcą Wiel­kiej Bry­ta­nii był David Lloyd Geo­rge, czło­wiek, który popro­wa­dził ją do zwy­cię­stwa w 1918 r. Jed­nakże auto­ry­tet bry­tyj­skiego pre­miera blak­nął, osła­biony przez jego nie­zdol­ność do zapro­wa­dze­nia porządku na kon­fe­ren­cji. By odsu­nąć w cza­sie poli­tyczny kry­zys, Lloyd Geo­rge musiał przy­nieść Euro­pie pokój. W tym celu potrzebny był mu czło­wiek z Woli Okrzej­skiej.

Wola Okrzej­ska leży około 100 kilo­me­trów na połu­dniowy wschód od War­szawy. Miej­sco­wość ta jest tak mała, że na wielu mapach nawet jej nie zazna­czono. Jest to wszakże miej­sce zapi­sane w pol­skiej pod­świa­do­mo­ści, gdyż to tam uro­dził się pol­ski odpo­wied­nik sir Wal­tera Scotta. Hen­ryk Sien­kie­wicz był lau­re­atem Nagrody Nobla i jed­nym z naj­bar­dziej zna­nych wów­czas na świe­cie pisa­rzy. W każ­dym domu znaj­do­wał się egzem­plarz jego Quo vadis, powie­ści o miło­ści i losie chrze­ści­jan w Rzy­mie Nerona, prze­tłu­ma­czo­nej na co naj­mniej pięć­dzie­siąt języ­ków i do 1924 r. trzy­krot­nie zekra­ni­zo­wa­nej. W Pol­sce Sien­kie­wicz był lepiej znany ze swych patrio­tycz­nych powie­ści ulo­ko­wa­nych w cza­sach Rzecz­po­spo­li­tej Obojga Naro­dów, gdy boha­ter­scy Polacy wal­czyli prze­ciwko zbun­to­wa­nym Koza­kom, nie­po­wstrzy­ma­nym Szwe­dom i dra­pież­nym Moska­lom. W roku 1920 straszni Czer­woni Kozacy sza­leli po Pol­sce, tak jak w cza­sach opi­sy­wa­nych przez Sien­kie­wicza, Armia Czer­wona zaś parła nie­ubła­ga­nie na War­szawę.

Było zatem cał­ko­wi­cie wła­ściwe, że w cza­sie tego kry­zysu Lloyd Geo­rge szu­kał inspi­ra­cji u innego czło­wieka z Woli Okrzej­skiej. Czło­wiek ten uro­dził się w roku 1888 w domu, który jego dzia­dek nabył od stryja Hen­ryka Sien­kie­wi­cza. Kie­dyś nazy­wał się Ludwik [Bernsz­tajn] Nie­mi­row­ski; pod tym nazwi­skiem zabły­snął jako stu­dent we Lwo­wie, Lozan­nie, Lon­dy­nie i Oks­for­dzie. W roku 1907, jako Lewis Namier, osiadł w Wiel­kiej Bry­ta­nii. Gdy wybu­chła wojna, oks­fordzcy przy­ja­ciele „wydo­stali go z woj­ska (słaby wzrok i gar­dłowy akcent mogły zapew­nić mu kulkę tak od Niem­ców, jak od wła­snych żoł­nie­rzy), zapew­nia­jąc sta­no­wi­sko w służ­bach wywia­dow­czych Fore­ign Office”4. Póź­niej Namier brał udział w nego­cjo­wa­niu trak­tatu wer­sal­skiego. W roku 1920 był uzna­nym w Fore­ign Office eks­per­tem od geo­gra­fii Pol­ski. Tra­dy­cją bry­tyj­ską na mię­dzy­na­ro­do­wych kon­fe­ren­cjach poko­jo­wych było radze­nie sobie z nie­sfor­nymi naro­dami za pomocą kre­ślo­nych na mapie linii, a Namier nie żało­wał ołówka. Bry­tyj­czycy zapro­po­no­wali gra­nicę pol­sko-rosyj­ską, która miała ich zda­niem roz­wią­zać pro­blem pol­skiej gra­nicy wschod­niej i dopro­wa­dzić do szyb­kiego zakoń­cze­nia wojny. Linię tę nazwano od szefa Namiera, lorda Cur­zona, mini­stra spraw zagra­nicz­nych w rzą­dzie Lloyda Geo­rge’a. Jako że nie miał on nic wspól­nego z jej powsta­niem, jest dość nie­spra­wie­dliwe, że nosi ona jego imię. Iro­nią losu jest też to, że jest ona two­rem pol­skiego emi­granta.

Linia Cur­zona bie­gnie mniej wię­cej z pół­nocy na połu­dnie wzdłuż prze­pły­wa­ją­cych w dogod­nym kie­runku rzek. Na połu­dniu jed­nak rzeki nie chciały pły­nąć tak dogod­nie. Ist­niał też spór, czy linia powinna prze­bie­gać na wschód od Lwowa (w ten spo­sób pol­ski Lwów i jego niepol­skie oto­cze­nie zna­la­złyby się w Pol­sce), czy też na zachód od Prze­my­śla (w ten spo­sób oba mia­sta zna­la­złyby się na Ukra­inie, czyli w przy­szłym ZSRR). Żadna z tych moż­li­wo­ści nie była dobra, gdyż ozna­czały one dla któ­rejś ze stron poważne ustęp­stwa tery­to­rialne. Pod bry­tyj­ską pre­sją dyplo­ma­tyczną, przy codzien­nie gor­szych wie­ściach z frontu, pol­ska dele­ga­cja ugięła się. Musiała wystar­czyć mniej nie­ko­rzystna wer­sja linii Cur­zona, ta z Lwo­wem po stro­nie pol­skiej. Pań­stwo pol­skie nie miało jesz­cze dwóch lat, a już cedo­wało wiel­kie tery­to­ria na rzecz Rosji. Była to powtórka z roz­bio­rów. Jeśli kraj miał prze­trwać, musiał doko­nać cze­goś nie­zwy­kłego, nowo­cze­snego cudu.

Porucz­nik Sta­ni­sław Sroka pra­co­wał jako radio­wiec w War­sza­wie. Zamiast okry­wać się chwałą na fron­cie, zaj­mo­wał się nud­nym oce­nia­niem prze­chwy­co­nych rosyj­skich radio­de­pesz. Było to żmudne i przy­bi­ja­jące zaję­cie, jed­nak życie toczy się na­dal, wojna nie wojna. Sio­stra Sroki wycho­dziła za mąż, toteż porucz­nik popro­sił o oko­licz­no­ściowy urlop, by mógł zapro­wa­dzić pannę młodą do ołta­rza. Rosja­nie wszakże nie byli uprzejmi wstrzy­mać dzia­łań na czas zaślu­bin, więc ktoś musiał zastą­pić porucz­nika w jego nud­nych obo­wiąz­kach, pod­czas gdy tań­czono i lała się wódka. Tej ostat­niej musiało być sporo, gdyż zastęp­stwo miało trwać aż dwa tygo­dnie. Na zastępcę wybrano innego porucz­nika, lecz w odróż­nie­niu od Sroki czy­tał on opo­wia­da­nie Edgara Allana Poego Złoty żuk. W Zło­tym żuku pro­sty szyfr pro­wa­dzi boha­tera do ukry­tego skarbu – histo­ria cie­kawa i dzia­ła­jąca na wyobraź­nię. Porucz­nik Jan Kowa­lew­ski, ów zastępca, dobrze sko­rzy­stał z lek­tury. W ciągu tych dwóch tygo­dni zmie­nił radio­na­słuch w innego rodzaju skarb, który podzia­łał na wyobraź­nię pol­skiego Sztabu Gene­ral­nego.

Kowa­lew­ski bowiem, otrzy­maw­szy sze­reg prze­chwy­co­nych wia­do­mo­ści chro­nio­nych jakimś szy­frem nume­rycz­nym, nie zado­wo­lił się ana­lizą sygna­łów wywo­ław­czych i zga­dy­wa­niem dzia­łań rosyj­skich, ale zapra­gnął poznać treść szy­fro­gra­mów. Posta­no­wił roz­wią­zać zagadkę i wkrótce zorien­to­wał się, że to pro­sty bigram z nało­żo­nym dwu­na­sto­cy­fro­wym klu­czem. Depe­sze z pew­no­ścią zawie­rały infor­ma­cje warte pozna­nia.

Roz­szy­fro­wane ujaw­niły nie tylko zamiary czer­wo­nych, ale też ich ocenę sytu­acji bia­łych. Zagro­że­niem dla Pol­ski nie byli wyłącz­nie bol­sze­wicy. Gdyby do wła­dzy wró­cili rosyj­scy impe­ria­li­ści, pra­gnę­liby odzy­skać całe swoje impe­rium, aż po gra­nicę Nie­miec. Jed­nakże dekryp­taże Kowa­lew­skiego uka­zały, że dowódca bia­łych, gene­rał Deni­kin, jest zagro­żony na tyłach przez czer­wo­nych. Wgląd w sytu­ację obu stron rosyj­skiej wojny domo­wej zadzi­wił pol­skiego szefa sztabu, gene­rała Roz­wa­dow­skiego. W ten spo­sób mógł obser­wo­wać całą stra­te­giczną ukła­dankę. Wia­do­mo­ści nie były dobre, ale z pew­no­ścią bar­dzo potrzebne. Odtąd radio­na­słuch i dekryp­taż stały się dzia­ła­niami prio­ry­te­to­wymi.

Jan Kowa­lew­ski z postury przy­po­mi­nał niedź­wie­dzia, ale zna­jomi cenili go za poczu­cie humoru i nie­zwy­kle lotny, bły­sko­tliwy umysł. Powie­rze­nie Kowa­lew­skiemu dekryp­tażu było kro­kiem, który miał wypro­wa­dzić Pola­ków na czo­łowe miej­sce w sztuce łama­nia szy­frów. Kowa­lew­ski zażą­dał przy­dzie­le­nia mu wszyst­kich ochot­ni­ków, któ­rzy w cywilu byli pro­fe­so­rami mate­ma­tyki. Przed nim łama­nie szy­frów powie­rzano języ­ko­znaw­com i psy­cho­lo­gom. Jed­nak Kowa­lew­ski był z zawodu inży­nie­rem i oto pro­jek­to­wał na nowo zawód kryp­to­ana­li­tyka.

Nowe, naukowe podej­ście wkrótce dowio­dło swej sku­tecz­no­ści. W ciągu trzech dni w począt­kach lipca 1920 r. prze­chwy­cone depe­sze ujaw­niły nowe roz­kazy ope­ra­cyjne Rosjan mające sko­or­dy­no­wać dzia­ła­nia Budion­nego z innymi oddzia­łami Armii Czer­wo­nej pro­wa­dzą­cymi ofen­sywę prze­ciw Pol­sce:

Roz­kaz do armji Połu­dniowo Zach. Frontu. (…) XIV-a armja bio­rąc pod uwagę zada­nia kon­nej armji, zła­mie opór nie­przy­ja­ciela na linji rzeki ZBRUCZ i całą siłą swo­jej grupy sztur­mo­wej popro­wa­dzi decy­du­jącą ofen­sywę w ogól­nym kie­runku na TAR­NO­POL–PRZE­MYSL–GORO­DOK.

Głów­no­do­wo­dzący połud.zach.Fron­tem JEGO­ROW

Czło­nek Rady rewo­lu­cyj­nej frontu STA­LIN

Szef Sztabu Poł.Zach. Frontu PIE­TIN

(…)

24/VII–1920 roku.

Deszy­fro­wał / Za zgod­ność z ory­gi­na­łem

Kowa­lew­ski5

Roz­kazy te zapo­wia­dały nową ofen­sywę:

Nie­przy­ja­ciel sam infor­mo­wał nas dokład­nie na temat swej kon­dy­cji moral­nej i mate­rial­nej, o liczeb­no­ści oddzia­łów i o stra­tach, o uzy­ska­nych zwy­cię­stwach i odnie­sio­nych poraż­kach, o swych zamia­rach i roz­ka­zach, o miej­scach postoju swych szta­bów, o roz­miesz­cze­niu swych dywi­zji, bry­gad i puł­ków itp. (…) Mogli­śmy śle­dzić całą ope­ra­cję Armii Kon­nej Budion­nego w dru­giej poło­wie sierp­nia 1920 r. z nie­by­wałą pre­cy­zją. (…) 19 sierp­nia prze­chwy­ci­li­śmy, 20 sierp­nia zaś odczy­ta­li­śmy cały roz­kaz ope­ra­cyjny Tucha­czew­skiego do Budion­nego, w któ­rym Tucha­czew­ski wyli­czał zada­nia wszyst­kich swo­ich armii.6

Infor­ma­cje owe natych­miast tra­fiły do rąk szefa sztabu, część zaś nawet na biurko naczel­nego wodza, Józefa Pił­sud­skiego.

Szło to wszystko coraz lepiej. Radio­na­słuch prze­chwy­ty­wał depe­sze zawie­ra­jące infor­ma­cje o skła­dzie sił bol­sze­wic­kich, ich roz­miesz­cze­niu, a nawet o nowych szy­frach, jakie zamie­rzały wpro­wa­dzić. Pod­słu­chi­wał spory o lukę pomię­dzy Tucha­czew­skim a Biu­dion­nym. Armia Czer­wona Tucha­czew­skiego była bez wąt­pie­nia roz­cią­gnięta. Miało to sens, jeśli Rosja­nie pra­gnęli obejść War­szawę, jed­nakże czy­niło ich podat­nymi na kontr­atak, gdyby Pił­sud­skiemu udało się skon­cen­tro­wać dość sił. Naczelny wódz pospiesz­nie gro­ma­dził woj­ska naprze­ciw luki, odsła­nia­jąc War­szawę, tak by móc wyjść na tyły Tucha­czew­skiego w kla­sycz­nym napo­le­oń­skim manew­rze. Słab­szy Pił­sud­ski ogrom­nie ryzy­ko­wał, opie­ra­jąc się na infor­ma­cjach wywia­dow­czych dostar­czo­nych przez Kowa­lew­skiego.

12 sierp­nia 1920 r. jed­nostka Kowa­lew­skiego prze­chwy­ciła kil­ku­stro­ni­cową depe­szę. Od razu wyglą­dała ona na ważną, nie tylko z racji dłu­go­ści, ale także uży­cia nowego szy­fru. Zespół Kowa­lew­skiego był u szczytu swych moż­li­wo­ści – led­wie godzinę zajęło mu zła­ma­nie nowego sys­temu i roz­szy­fro­wa­nie wystar­cza­jąco dużej czę­ści depe­szy, by poznać jej sens. Decy­du­jące ude­rze­nie na War­szawę roz­po­cząć się miało 14 sierp­nia, więc czasu na reak­cję było nie­wiele. Roz­cią­gnięte na setki kilo­me­trów armie radziec­kie musiały pole­gać na łącz­no­ści radio­wej. Nale­żało unie­moż­li­wić Tucha­czew­skiemu dzia­ła­nie w cza­sie, gdy Pił­sud­ski koń­czył wła­sne manewry. By zatem zyskać choćby czę­ściową prze­wagę, naczelny wódz naka­zał zakłó­cić rosyj­ską łącz­ność radiową. Pozba­wiał się w ten spo­sób dopływu infor­ma­cji wywia­dow­czych, ale powo­do­wał opóź­nie­nia i zamie­sza­nie w sze­re­gach prze­ciw­nika, a potrze­bo­wał jesz­cze kilku dni7.

Cud nad Wisłą. Rosyj­ski radio­gram, pod­pi­sany przez Sta­lina, a roz­szy­fro­wany przez Jana Kowa­lew­skiego, z cza­sów wojny pol­sko-bol­sze­wic­kiej, 1920 r.

Prze­gru­po­wa­nie zakoń­czono. Od ude­rze­nia gene­rała Wła­dy­sława Sikor­skiego roz­po­częło się wiel­kie rolo­wa­nie armii Tucha­czew­skiego. Napast­nicy sta­nęli prze­ciwko lokal­nej prze­wa­dze pol­skiej i byli po kolei roz­bi­jani. Polacy wzięli sto tysięcy jeń­ców. Prze­ra­żeni Czer­woni Kozacy poga­lo­po­wali do Prus Wschod­nich, gdzie zostali inter­no­wani przez Niem­ców. Tucha­czew­ski z reszt­kami swej armii uciekł do Rosji, gdzie cze­kały go repry­mendy Troc­kiego i Lenina.

W Pol­sce wyda­rze­nia te nazwano „cudem nad Wisłą”. W sierp­niu 1914 r. na zie­miach pol­skich ist­niały trzy różne orga­ni­zmy pań­stwowe. Obo­wią­zy­wało sześć walut, cztery kodeksy prawne, dwa stan­dardy roz­stawu szyn kole­jo­wych i mówiono wie­loma języ­kami (choć jedy­nymi „ofi­cjal­nymi” były nie­miecki i rosyj­ski2). Teraz kraj był zjed­no­czony, nastał pokój, a Pol­ska mogła powró­cić do swego godła – bia­łego orła w koro­nie, z roz­ło­ży­stym ogo­nem, na czer­wo­nym polu. Klu­czowa rola dekryp­taży Kowa­lew­skiego została uznana przez wła­dze, które – być może w więk­szym stop­niu niż jaki­kol­wiek inny rząd na świe­cie – poj­mo­wały zna­cze­nie nowo­cze­snego podej­ścia do tego zada­nia. Dzięki pol­skim kryp­to­ana­li­ty­kom Europa miała pozo­stać wolna od bol­sze­wic­kiego zagro­że­nia. Na razie.

Zapraszamy do zakupu pełnej wersji książki

Rozejm w Compiègne pod­pi­sała dele­ga­cja repu­bliki – przyp. tłum. [wróć]

W Gali­cji był to także język pol­ski – przyp. tłum. [wróć]

Zapraszamy do zakupu pełnej wersji książki

Akta Mak­sy­mi­liana Cięż­kiego, CAW I.481.C.4366, KN 25.07.1933. [wróć]

N. Davies, Orzeł biały, czer­wona gwiazda. Wojna pol­sko-bol­sze­wicka 1919–1920, przeł. A. Pawe­lec, Kra­ków 1997, s. 27. [wróć]

Ibi­dem. [wróć]

Linda Col­ley, Lewis Namier, Weiden­feld & Nicol­son (1989). [wróć]

Akta Kowa­lew­skiego w zbio­rach Davida Kahna, CCH. Ory­gi­nały w Insty­tu­cie Józefa Pił­sud­skiego w Nowym Jorku. [wróć]

Mie­czy­sław Ście­żyń­ski, Radjo­te­le­gra­fja jako źró­dło wia­do­mo­ści o nie­przy­ja­cielu (Polish Radio Inter­cep­tion and Decrypt­ment in the Polish-Soviet War of 1919–20) (1928), tłum. Chri­sto­pher Kaspa­rek, CCH. [wróć]

Jan Kowa­lew­ski, Radio­te­le­gra­fia w 1920 r., „Komu­ni­kat: Świa­towy Zwią­zek Pol­skich Żoł­nie­rzy Łącz­no­ści” nr 14, jesień 2001, s. 15–21. [wróć]

Tytuł ory­gi­nału: X, Y & Z. The Real Story of How Enigma Was Bro­ken

© The History Press, 2018

Publi­shed by arran­ge­ment with Lester Lite­rary Agency

All rights rese­rved

Copy­ri­ght © for the Polish e-book edi­tion by REBIS Publi­shing House Ltd., Poznań 2018

Infor­ma­cja o zabez­pie­cze­niach

W celu ochrony autor­skich praw mająt­ko­wych przed praw­nie nie­do­zwo­lo­nym utrwa­la­niem, zwie­lo­krot­nia­niem i roz­po­wszech­nia­niem każdy egzem­plarz książki został cyfrowo zabez­pie­czony. Usu­wa­nie lub zmiana zabez­pie­czeń sta­nowi naru­sze­nie prawa.

Redak­tor: Bła­żej Kem­nitz

Pro­jekt okładki ory­gi­nal­nej: Katie Beard/The History Press

Adap­ta­cja pro­jektu i opra­co­wa­nie gra­ficzne pol­skiej wer­sji okładki: Zbi­gniew Miel­nik

Wyda­nie I e-book (opra­co­wane na pod­sta­wie wyda­nia książ­ko­wego: X, Y, Z. Praw­dziwa histo­ria zła­ma­nia szy­fru Enigmy, wyd. I, Poznań 2019)

ISBN 978-83-8062-716-1

Dom Wydaw­ni­czy REBIS Sp. z o.o.

ul. Żmi­grodzka 41/49, 60-171 Poznań

tel.: 61 867 81 40, 61 867 47 08

fax: 61 867 37 74

e-mail: [email protected]

www.rebis.com.pl

Kon­wer­sję do wer­sji elek­tro­nicz­nej wyko­nano w sys­te­mie Zecer