Uzyskaj dostęp do tej i ponad 250000 książek od 14,99 zł miesięcznie
44 osoby interesują się tą książką
CZY MIESZKAŃCOM I GOŚCIOM DĘBOWEGO UROCZYSKA UDA SIĘ POKONAĆ WYZWANIA, KTÓRE STAWIA PRZED NIMI LOS?
Dębowe Uroczysko to małe miasteczko, w którym czas płynie wolno i niewiele się dzieje. W tym roku jednak położoną na jego obrzeżach willę na polanie czeka prawdziwa rewolucja. Przygotowane przez Ninę wyzwania przyciągną wielu gości, w tym pewnego celebrytę, który zapewni im świetną reklamę. Czy przystojny influencer sprawi, że serce Niny mocniej zabije? I kim będą nowi lokatorzy, którzy przyczynią się do tego, że życie mieszkańców willi na polanie nabierze mocniejszych barw?
Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:
Liczba stron: 285
Audiobooka posłuchasz w abonamencie „ebooki+audiobooki bez limitu” w aplikacjach Legimi na:
Mamie i Joli
Zagmatwana ścieżyna w konary i chwasty.
Biorę oddechem leśny zapach cienia.
W dobrej pustce od nowa męcząco,
lęk i tamte wspomnienia.
Coraz bliżej polana.
Ktoś melodię napina w długą srebrną nić
i wysnuta piosenka ze skrzypiec
nieznajoma a znajoma brzmi.
(…)
WISŁAWA SZYMBORSKA, Janko Muzykant – Pamięci poległego (1945)
ROZDZIAŁ 1
Dębowe Uroczysko już dawno pogrążone było we śnie, kiedy stary ford minął drogowskaz z nazwą miejscowości. Z perspektywy ulicy miasteczko nie prezentowało się zbyt atrakcyjnie: domki rozrzucone po obu stronach dwupasmówki, w oddali większe osiedle i budynek szkoły oraz nieduży kościół. Dopiero gdyby ktoś w świetle dnia stanął na wzniesieniu i popatrzył z góry, zobaczyłby gęste lasy i bujną zieleń, gdzieniegdzie poprzetykaną srebrnymi nitkami strumyków i szarymi oczkami małych bagien i bajorek oraz piaszczystymi ścieżkami.
– Już prawie jesteśmy – skomentował kierujący fordem Eryk, szczupły, niebieskooki czterdziestolatek o niemal zupełnie białych włosach. Towarzysząca mu kobieta, Nina, uśmiechnęła się i kiwnęła głową.
Nina i Eryk wjechali na drogę prowadzącą do willi na polanie i oboje jednocześnie pomyśleli o tym, że zbliżają się do domu. Żadne z nich tego nie powiedziało, ale wypełnił ich spokój i poczucie dobrze wykonanego zadania. Ta wyprawa na grób Michała kosztowała ich dużo sił, ale wracali zadowoleni i pełni nadziei, że teraz już Nina zdoła uporać się ze swymi demonami, które ją nękały.
„Zasłużyła na spokój” – pomyślał Eryk, patrząc na jej dłonie, które tak bardzo drżały w chwili, gdy wyruszali rano i nie byli pewni, jak potoczy się ta wyprawa. Teraz Nina trzymała ręce na kolanach i wydawała się odprężona, choć Eryk doskonale wiedział, że kłębią się w niej emocje, ponieważ sam czuł podobnie.
Zanim dotarli do pensjonatu, marzec zdążył im zaprezentować swoje najbardziej kapryśne oblicze, bo gdy mijali sklep, lało jak z cebra, po minucie deszcz zmienił się w opady śniegu, a kiedy wjechali na podjazd, opady ustały, a zza chmur wyłonił się księżyc, spowijając wszystko srebrną poświatą.
– W samą porę, żeby nie zniszczyć nam fryzur – stwierdził Eryk, odrzucając do tyłu włosy.
– Mojej byle deszcz czy śnieg nie zaszkodzi – odpowiedziała Nina i zmierzwiła swoją krótką czuprynę. Kiedy jeszcze służyła w armii, ścinała się na zapałkę, choć nie było to wymagane, i teraz też nie wyobrażała sobie siebie z długimi włosami, jednak pozwoliła im urosnąć na tyle, by zasłaniały kark.
Uśmiechnęli się do siebie i oboje pomyśleli o tym, jak wiele przeżyli w ciągu tych zaledwie kilku miesięcy, odkąd przyjechali do Dębowego Uroczyska, i jak wiele osiągnęli. On szukał tylko spokojnego miejsca, żeby wreszcie dokończyć habilitację, a znalazł bezpieczną przystań, akceptację i dom, w którym poczuł się potrzebny i wartościowy, i zaczął odbudowywać ego zmiażdżone przez byłą żonę.
„W ciągu tych kilku miesięcy zmienił się mój sposób patrzenia na świat i samego siebie” – pomyślał.
Ale i tak było to niewiele w porównaniu z tym, co stało się udziałem Niny… To właśnie tutaj, siedząc przy ognisku w grupie kobiet dotkniętych przemocą, po raz pierwszy opowiedziała o swoich traumatycznych przeżyciach z misji wojskowej, podczas której zginął jej narzeczony. Tutaj również, zmobilizowana przez otaczających ją ludzi, podjęła terapię, żeby pozbyć się ataków paniki, jakie od tamtego czasu ją nękały. Wcześniej sądziła, że gdy odejdzie z armii i zmieni środowisko, trauma sama zniknie, więc ruszyła w drogę, by znaleźć swoje nowe miejsce w świecie. Nie spodziewała się, że odnajdzie je w tym małym miasteczku, w domu na polanie należącym do pary najcudowniejszych młodych ludzi, jakich kiedykolwiek spotkała.
– Alina i Przemek mają w sobie światło, którym mogliby rozjaśnić cały świat – mówił o nich Eryk, i to była prawda.
To światło przygasło na pewien czas, gdy Alina poroniła, ale wróciło, wraz z nadzieją, że jeszcze doczekają się wymarzonego dziecka.
„Oby tak było” – pomyślała Nina, idąc za Erykiem do domu. Zanim dotarli do schodów na taras, otworzyły się drzwi i wybiegła z nich Alina, śliczna blondynka w niebieskiej sukience, po czym uściskała oboje, jakby nie widzieli się od kilku dni, a przecież jedli razem śniadanie tego ranka.
– Dobrze was widzieć z powrotem – powiedziała, trzymając ręce Niny w swoich dłoniach i patrząc jej w oczy. – Cieszę się, Ninuś…
Wiedziała, że wizyta na cmentarzu przyniosła o wiele więcej, niż oczekiwali, bo Eryk, który odwiózł Ninę i czekał na nią, aż załatwi swoje sprawy, zadzwonił i zdał Alinie szczegółową relację.
– Jeszcze nie śpisz? Jest prawie północ! – zauważyła Nina.
– Właściwie to śpię. Tylko czekałam na was!
– No to chodź, lunatyczko! – Eryk pociągnął ją za rękę.
Weszli do domu i Alina zaproponowała im kolację, ale żadne z nich nie było głodne. Nina jadła wcześniej w towarzystwie przyjaciół, a Eryk kupił sobie zapiekankę na stacji benzynowej. Teraz jedyne, o czym marzyli, to był sen, więc napili się tylko wspólnie wody.
– Dobranoc, kochani! – zawołała Alina i pierwsza pobiegła na górę, gdzie smacznie spał jej mąż.
– Dobranoc.
Nina szła przodem i kiedy znalazła się przed drzwiami swojej sypialni, zatrzymała się i odwróciła w stronę Eryka, którego pokój znajdował się piętro wyżej. On także się zatrzymał, widząc powagę, jaka malowała się na jej twarzy. Nina popatrzyła mu w oczy i przez chwilę stali tak, nieruchomo, bo nie bardzo wiedziała, jak wyrazić to, co czuła. Wreszcie odchrząknęła i powiedziała cicho:
– Wiem, że dziękuję to w tym przypadku o wiele za mało, ale…
– Wystarczy w zupełności – odpowiedział z uśmiechem.
– A więc dziękuję – szepnęła i oczy jej błysnęły od łez, które z trudem powstrzymywała. Eryk miał ochotę podejść i ją przytulić, ale zanim się na to zdecydował, ona rzuciła mu zmęczony uśmiech i zniknęła w swoim pokoju.
Mężczyzna westchnął, przez chwilę patrzył na drzwi, które się za nią zamknęły, a potem poszedł na górę i położył się do łóżka, zmęczony emocjami tego dnia, bo teraz dopiero napięcie opadło i poczuł obezwładniające wyczerpanie. Zawiózł Ninę na cmentarz, bo przez ataki paniki nie ufała sobie jako kierowcy, a on i Alina nie zgodzili się, by jechała sama pekaesem.
– Odwiozę cię, gdzie trzeba, i zaczekam, ile będzie trzeba – zadeklarował, gdy wspomniała o swoich planach.
Przeklinał później w duchu swoją propozycję, że będzie jej towarzyszył, bo zrobił to odruchowo, nie myśląc o tym, jakie pociąga to za sobą obowiązki i konsekwencje.
„Powinienem był zostawić to Darii” – myślał, nim wyjechali, i wyobrażał sobie, jak będzie wyglądać ta wyprawa. „To ona powinna pojechać z Niną, bo na pewno będzie wiedziała, co powiedzieć i co robić w razie kryzysu”.
Jednak nie wyraził swych wątpliwości głośno, bo jednocześnie czuł dumę, że kobieta mu zaufała, że wybrała go na swojego towarzysza podróży. Przez całą drogę bał się, że jego pasażerka dostanie ataku paniki, z którym nie dadzą sobie rady, albo że wizyta na cmentarzu zupełnie ją załamie. Przed tą podróżą odbył kilka rozmów z Darią, terapeutką Niny, i wysłuchał mnóstwa rad, ale zdawał sobie sprawę z tego, że czym innym jest rozmowa w spokojnych warunkach, a czym innym – konieczność działania w stresie i martwił się, że sobie nie poradzi, że nie zdoła wesprzeć kobiety. A jednak, mimo tych wszystkich wątpliwości i zmartwień, zawiózł Ninę na cmentarz i przywiózł z powrotem, całą i zdrową, więc czuł ulgę i dumę, że podołał zadaniu.
„Mam nadzieję, że teraz demony Niny odejdą w cień” – pomyślał, zanim zasnął.
ROZDZIAŁ 2
W tym samym czasie Nina przewracała się z boku na bok, analizując to, co się wydarzyło. Choć była to druga rocznica śmierci Michała, ona po raz pierwszy odwiedziła jego grób. Zgodziła się, by Eryk jej towarzyszył, i choć udawała, że robi to niechętnie, tak naprawdę była mu wdzięczna, bo obawiała się tej samotnej podróży, a raczej tego, czy jej psychika podoła temu wyzwaniu. Nie była na pogrzebie Michała, bo leżała wówczas w szpitalu, a później nie miała odwagi, gdyż bała się, że kiedy zobaczy wyryte w marmurze jego imię i nazwisko, opatrzone datą śmierci, rozpadnie się na kawałki… Nie rozpadła się, a przy tym spotkała na cmentarzu przyjaciół z oddziału, którzy także chcieli uczcić pamięć kolegi w rocznicę jego śmierci. I dopiero tam, nad grobem, nareszcie szczerze porozmawiali i wyjaśnili sobie nieporozumienia, które ich podzieliły.
„Nie do wiary, że wszyscy tak się zaplątaliśmy w poczuciu winy” – pomyślała.
Przez cały ten czas Nina obwiniała siebie o śmierć Michała, bo zawahała się, kiedy zostali zaatakowani, w wyniku czego strzelił do niego snajper. Przez te dwie sekundy zawahania straciła nie tylko najbliższego jej człowieka, ale i mężczyznę, z którym planowała ślub. Sądziła, że jej przyjaciele myślą dokładnie to samo i nie potrafią jej wybaczyć tego błędu, czemu zresztą ani trochę się nie dziwiła, bo sama sobie również nie umiała wybaczyć. A tymczasem, jak się okazało, każde z nich miało poczucie winy i wyrzucało sobie jakiś błąd, który w ich mniemaniu przyczynił się do śmierci jej narzeczonego. Kiedy wreszcie porozmawiali, Nina poczuła, jakby ktoś zdjął z jej ramion niewyobrażalny ciężar.
– Jak dobrze się stało, że odważyłam się na tę wyprawę – powiedziała do siebie.
Jadąc na cmentarz, oczekiwała, że zamknie pewien rozdział swego życia i pogodzi się ze stratą, która wciąż wywoływała ból. Dostała jednak znacznie więcej, bo nie tylko zmierzyła się z widokiem grobu Michała, ale na dodatek odzyskała przyjaciół, którzy przez wiele lat byli dla niej jak rodzina. Spotkanie z nimi i spóźniona stypa, na którą wspólnie się wybrali, nie sprawiło, że przestała się obwiniać, jednak fakt, że oni czują się współwinni, przyniósł jej wytchnienie. Nareszcie mogła spojrzeć współtowarzyszom walki w oczy i nie widziała w nich potępienia, tylko współczucie i zrozumienie.
„Teraz już wszystko będzie dobrze” – pomyślała, zanim wreszcie zapadła w sen, jednak jej umysł nie uwierzył w to zaklęcie.
We śnie zobaczyła bowiem chłopaka, którego zastrzeliła podczas misji. Widziała go jak przez mgłę, bo spowijały go białe firany, a potem nagle wyłonił się z nich tuż przed nią. Miał anielskie skrzydła i unosił się nad ziemią, a po jego pięknej twarzy płynęły krwawe łzy, które spadały prosto na głowę Niny. Po chwili zmieniły się w gęsty strumień, który zalał ją całą i dostał się do jej gardła, odcinając dopływ powietrza. Nina zerwała się i usiadła na łóżku, próbując złapać oddech. Serce trzepotało się w jej piersi, ręce drżały, a krtań zdawała się zaciskać. Chwyciła się za gardło, próbowała wstać, jednak miała wrażenie, że pokój zaczął wirować, a ściany kurczyć się i zbliżać do siebie, jakby zamierzały ją zmiażdżyć.
„Oddychaj” – nakazała sobie w myślach kobieta, ale odczucie, że się dusi, nie mijało. Coraz bardziej spanikowana, wbiła paznokcie w udo i zadrapała się aż do krwi. Patrzyła na czerwoną kreskę na własnej skórze, która otwierała się jak upiorny uśmiech, i zadrapała raz jeszcze zranione miejsce. Pod wpływem tego bólu udało jej się złapać oddech i przez chwilę siedziała, dysząc ciężko, jak po stoczonej bitwie. „Oddychaj” – powtórzyła i położyła się z powrotem. Splotła dłonie na brzuchu i skupiła się na oddechu, który powoli się wyrównywał. Ogarnęła ją bezdenna rozpacz.
– To się nigdy nie skończy – szepnęła.
Po uldze i radości z odbytej podróży i spotkania z przyjaciółmi nie został już żaden ślad. Leżała, patrząc w sufit i starając się nie zasnąć, w obawie, że koszmar wróci, a wraz z nim kolejny atak, przed którym znów trudno jej będzie się obronić… W pewnym momencie Ninę zmorzył jednak sen i tym razem przyniósł ukojenie, bo był w nim Michał, który unosił się ponad Niną i obsypywał ją kwiatami. Te kwiaty ją otaczały, wirowały wokół niej, czuła ich upojny zapach i delikatny dotyk płatków na swojej skórze. Patrzyła na Michała, który uśmiechał się do niej, i wyciągała do niego ręce, ale pokręcił głową i pozostał poza jej zasięgiem, a potem sam zmienił się w płatki kwiatów i opadł na nią barwnymi płatkami. Gdy się zbudziła, w pokoju było zupełnie ciemno, a ona miała wrażenie, że czuje zapach róż i konwalii.
„Miła odmiana” – pomyślała i otarła łzy, które napłynęły jej do oczu.
ROZDZIAŁ 3
Nina zaświeciła nocną lampkę i spojrzała na zegarek: była czwarta. Wiedziała, że już nie zaśnie, zresztą pragnęła zachować jak najdłużej wspomnienie tych ulotnych obrazów, które zesłał jej sen, więc wstała z łóżka, otworzyła szafę, weszła na taboret i z górnej półki zdjęła album ze zdjęciami. Nie przeglądała go od dawna, bo nie czuła się na siłach, teraz jednak miała wrażenie, że te fotografie ją przywołują, że obejrzenie ich będzie formą terapii. Przerzucała powoli kolejne strony, zatrzymując się nad każdym obrazem z przeszłości, wspominając zatrzymane w kadrze momenty. To była kronika jej relacji z Michałem, ich wspólnych podróży, zabaw, wakacji, miłości… Na ostatniej stronie zobaczyła zbliżenie własnej dłoni. Na serdecznym palcu błyszczał pierścionek zaręczynowy, który kilka minut wcześniej nałożył jej Michał. Nie nosiła go od czasu, gdy jej narzeczony zginął, bo uznała, że nie ma do tego prawa.
– Gdyby nie ja, Michał nadal by żył – powiedziała do siebie wówczas, ściągając pierścionek. – Więc nie zasługuję na jego podarunek.
To był jeden z tych gestów, które sama uważała za teatralne i przerysowane, a jednak nie umiała się przed nimi powstrzymać. Biczowanie siebie i wymierzanie kar stanowiło jej chleb powszedni.
„Koniec z tym” – pomyślała teraz. „Dość”.
Popatrzyła na wcześniejsze zdjęcie, to samo, które przyjaciele umieścili na grobie Michała. Uśmiechał się na nim tak radośnie, jego oczy błyszczały. Nina dotknęła opuszką palca tych oczu i ust, a potem odłożyła album i znów stanęła na taborecie, żeby z najwyższej półki zdjąć kasetkę z biżuterią. Nie była duża, bo też i Nina nigdy nie miała słabości do błyskotek. Hebanowa skrzyneczka, podarunek od babci, zawierała tylko pierścionek zaręczynowy, kolczyki oraz zestaw złożony z perłowego naszyjnika, kolczyków i bransoletki. Ten komplet również był prezentem od babci.
– Chcę, żeby zawsze ci o mnie przypomniał – powiedziała kilka lat temu, wręczając go wnuczce na jej trzydzieste piąte urodziny.
Nina nigdy go nie założyła, ale czasami otwierała kasetkę i dotykała gładkich, błyszczących klejnotów, wspominając babcię. Teraz też je pogładziła, a potem spojrzała na kolczyki, które leżały w kasetce. Złote, z diamentowymi gwiazdkami, były prezentem od rodziców, który dostała, gdy ukończyła z wyróżnieniem pierwszą klasę szkoły muzycznej.
– Żeby prowadziły cię drogą do gwiazd – powiedzieli wtedy.
Kiedy dostała się do klasy o profilu wojskowym, w ramach buntu przeciwko rodzicom kupiła inne kolczyki: małe wkrętki przedstawiające kulę ziemską. To była taka dziecinna przekora, symboliczna odpowiedź na ich gwiezdną metaforę.
„Ja stąpam twardo po ziemi i nie zamierzam być żadną gwiazdą” – pomyślała nastoletnia Nina.
Pierwsze lata nauki w szkole wojskowej sprawiły, że Nina zachłysnęła się wolnością. Była taka szczęśliwa! Nagle miała wrażenie, że jej doba się wydłużyła, że ma czas na wszystko, co ją interesuje, dlatego zapisała się na niemal każde zajęcia dodatkowe, które oferowała jej szkoła. Wprawdzie były płatne, a rodzice oznajmili stanowczo, że do tego się nie dołożą, ale dziewczyna znalazła na to sposób: sprzedawała prezenty, które przez te wszystkie lata od nich dostała. Wiele ubrań pozostało w oryginalnych opakowaniach, podobnie jak modne gadżety, dodatki, płyty albo sprzęty elektroniczne. Szybko znajdowały nabywców wśród jej koleżanek i kolegów, bo dawała dobre ceny, a wszystkie rzeczy były świetnej jakości. Trochę pieniędzy dokładała też babcia, która jako jedyna z rodziny uważała, że Nina ma prawo spróbować innej ścieżki niż ta, którą jej wybrali rodzice, nawet jeśli to błędna droga.
– I nigdy ci tego nie zapomnę, babciu – szepnęła, gładząc perłowy kolczyk.
Wychowawca Niny, gdy zobaczył, na ile zajęć dodatkowych chodzi jego uczennica, aż się złapał za głowę.
– Nie dasz rady tego ogarnąć! – zawołał. – Kiedy zamierzasz się uczyć? Możesz wybrać góra dwie dyscypliny!
– Wiem, ale chcę się przekonać, co mi się najbardziej spodoba. Zapisałam się na miesiąc próbny, a potem wybiorę jedną – odpowiedziała.
Kiedy jednak przyszło wybierać, miała wielki dylemat i decydującą rolę odegrały tu pieniądze, bo gdyby było ją na to stać, zostałaby przy co najmniej pięciu zajęciach, a jej sytuacja pozwoliła na wybranie trzech: boksu, krav magi i wspinaczki. Wszystkie trzy stały się jej pasją. To było tak odmienne od ćwiczenia gam i stania nad nutami! Kochała boks za to, że wspaniale wyrabiał koordynację, siłę i refleks; wspinaczkę, bo była jak medytacja, a przy tym wzmacniała mięśnie, uczyła ją koncentracji, wytrwałości, uważności i zaufania do własnej oceny sytuacji, krav maga zaś dawała jej poczucie siły i wiarę w to, że poradzi sobie w najtrudniejszych warunkach. Te umiejętności bardzo jej pomogły, kiedy już wstąpiła do armii, ponieważ podczas ćwiczeń na poligonie utarła nosa wielu kolegom, którzy rzucali seksistowskie uwagi na temat tego, po co kobiety wstępują do armii.
– Po to, żeby pokazywać facetom, co to znaczy wytrwałość, odwaga i refleks – powiedziała prowodyrowi tych złośliwości, po tym jak pokonała go na torze przeszkód.
Oddział, do którego trafiła, był nowością na skalę krajową. Wzorowany na elitarnych jednostkach angielskich i amerykańskich komandosów, stał się jej celem, odkąd usłyszała o jego istnieniu, ale by się tam dostać, trzeba było naprawdę się wykazać, przejść wiele testów i ciężkich szkoleń. Do kwalifikacji dopuszczono dziewięćdziesiąt trzy osoby spośród dwustu, które się zgłosiły. Po pierwszym kursie zostało ich czterdzieścioro dwoje, po kolejnym odpadła połowa, a do końca wytrwało ośmioro i w tym właśnie gronie znalazła się Nina.
„Dokonałam tego!” – pomyślała wówczas z triumfem, nie zdając sobie sprawy z tego, że to tylko pierwszy krok i przed nią jeszcze wiele trudnych zadań.
Początkowo Nina była tak skupiona na tym, żeby udowodnić swoją wartość, że nie miała poczucia wspólnoty. Dopiero gdy poznała Michała, Anitę i resztę, zrozumiała, czym jest to osławione braterstwo i jak duże znaczenie ma prawdziwa przyjaźń. Przestała się ścigać ze wszystkimi, nauczyła się współpracować i stała się częścią grupy, która zaczęła znaczyć dla niej więcej niż rodzina. Stopniowo przyjaźń z Michałem przerodziła się w coś głębszego, choć oboje z tym walczyli i próbowali udawać, że tak się nie dzieje, bo bali się zniszczyć ich wspólnotę. Kiedy przestali walczyć i poddali się temu uczuciu, ich przyjaciele odetchnęli z ulgą, bo doskonale widzieli, co jest między nimi, i nie rozumieli dylematów pary.
– No, nareszcie – powiedział Maks, gdy przyłapał ich na namiętnym pocałunku.
„Miałam twardo stąpać po ziemi, a jednak przez długi czas chodziłam z głową w chmurach” – pomyślała Nina, patrząc na zdjęcie Michała. „To twoja zasługa. Zawsze będziesz częścią mojego życia”.
Wyjęła z kasetki pierścionek zaręczynowy i po krótkim wahaniu założyła go na palec. Okazał się za duży na serdeczny, więc przełożyła na środkowy i uniosła dłoń, aby lepiej się przyjrzeć. To była prosta obrączka z białego złota, z małym czarnym diamentem, który zalśnił w świetle nocnej lampki, jakby do niej mrugał. Postanowiła, że będzie go nosić jako talizman. Raz jeszcze popatrzyła na zdjęcie Michała i spłynął na nią spokój. Nagle nabrała przekonania, że ten atak sprzed kilku godzin był już ostatnim, jaki jej się przytrafił. Że był wynikiem przeżytych bardzo silnych emocji i stanowił oczyszczenie, a teraz już jej psychika wyciszy się i przestaną ją nękać złe sny i lęki. Zgasiła lampkę, położyła się i zasnęła mocnym snem, z którego obudziła się po godzinie, gdy wciąż panował mrok. Rozbolała ją głowa i teraz już nie była wcale taka pewna, czy atak, którego doznała, więcej się nie powtórzy, ale nie czuła się też tak bardzo przybita jak tuż po nim.
ROZDZIAŁ 4
Ranek wstał wyjątkowo ponury, jakby słońce wcale nie zamierzało się wychylić zza ołowianej zasłony chmur. Niebo było niemal czarne, a od strony lasu zerwał się silny wiatr, który miotał po okolicy suchymi liśćmi i niósł w sobie zapowiedź chłodu i przypomnienie, że wciąż jeszcze trwa zima.
– Wiosna w tym roku strasznie się ociąga – mruknął Eryk, kiedy zszedł na śniadanie.
W kuchni krzątali się już Alina i Przemek, szykując kanapki, czyli jedno z nielicznych dań, które w miarę dobrze im wychodziło. Ich wpadki kulinarne miały wielką siłę rażenia i dlatego w pewnym momencie Eryk zaproponował, że to on zajmie się kuchnią. Podczas gotowania lepiej mu się myślało, a dzięki jego daniom atrakcyjność pensjonatu znacznie wzrosła.
– Co ty za nóż wziąłeś do krojenia? – jęknął, widząc, że Przemek piłuje ser żółty nożykiem do masła.
– Bo chciałem tylko jeden plaster…
Eryk wyciągnął prawdziwy nóż i pokroił ser w równe plasterki, po czym poukładał je na posmarowanych masłem kromkach i rozejrzał się w poszukiwaniu pomidorów. Zanim do kuchni zeszła Nina, porozmawiali we troje o wczorajszej wyprawie i Eryk opowiedział im ze szczegółami wszystko, czego był świadkiem, bo przez telefon nie zdołał oddać pełni wrażeń. Sam był nadal wypełniony tymi emocjami i martwił się o Ninę, bo miał świadomość, że ona odczuwała to wszystko o wiele mocniej niż on.
– Och, mam nadzieję, że teraz już Ninka na dobre przepędzi te demony, które ją nękają – szepnęła Alina. – Pomożemy jej w tym. Ona zasługuje na spokój…
Nina pojawiła się kilka minut później, blada i z podkrążonymi oczami, ale wszyscy zrzucili to na karb silnych emocji, jakie były jej udziałem poprzedniego dnia. O nic nie pytali i bardzo ją to cieszyło, bo nie wiedziała, czy udźwignęłaby rozmowę o uczuciach. Kiedy nastał świt, długo stała pod prysznicem i puszczała zimną wodę, by jej ciało naprawdę się przebudziło i nabrało energii, ale czuła piasek pod powiekami, a myśli kłębiły się w jej głowie, tworząc chaos, którego nie potrafiła okiełznać. Zeszła na śniadanie w nadziei, że jedzenie i gorąca herbata choć trochę jej pomogą.
– Nie uzgodniłam z wami tego, ale nie było jak – powiedziała, gdy udało jej się przełknąć dwa kęsy kanapki i zauważyła badawcze spojrzenie Eryka. – Zaprosiłam na Wielkanoc moich przyjaciół z oddziału. Mam nadzieję, że nie macie nic przeciwko temu.
– Super! – Alina szczerze się ucieszyła, bo lubiła, kiedy w domu przebywało dużo ludzi. – Czyli musimy opracować plan pracy. Uwielbiam to! Kiedy przyjadą?
– W lany poniedziałek.
Gdy spotkali się na cmentarzu, przyjaciele oświadczyli jej, że i tak wybierali się do Dębowego Uroczyska właśnie tego dnia, aby wylać jej na głowę wiadro zimnej wody za to, jak ich potraktowała. Odeszła z armii w sekrecie przed wszystkimi, zmieniła numer telefonu i odcięła się od dawnego życia, żeby nie dać im szansy na kontakt. Jak się okazało: nie doceniła ich, bo zdołali ją odnaleźć, gdy tylko zarejestrowała firmę, i postanowili, że przyjadą, aby się skonfrontować i powiedzieć jej, co myślą o takim potraktowaniu.
– Och, czyli właściwie na koniec świąt – odparła zawiedziona Alina. – Ale i tak się cieszę, bo bardzo chcę poznać twoich przyjaciół!
– Okej, to proponuję wypić kawę i opracować plan, bo mamy przed świętami dwie rezerwacje na wyzwania oraz jedną sesję z Darią i jej dziewczynami – oznajmił Eryk.
Daria była terapeutką i psychiatrą, która pracowała jako wolontariuszka w ośrodku dla kobiet dotkniętych przemocą. Kiedyś sama tego doświadczyła i teraz starała się pomóc innym. Jej podopieczne przyjeżdżały do Dębowego Uroczyska na zajęcia z samoobrony, które prowadziła Nina, ale nie ograniczały się tylko do treningów, lecz spacerowały po lesie, rozmawiały o swoich przeżyciach i wzajemnie się wspierały. To właśnie podczas jednego z takich spotkań, wieczorem, przy ognisku, Nina wyznała im, co się wydarzyło w jej życiu, opowiedziała o dniu, w którym zginął Michał, i wbrew swym obawom nie została przez nie odtrącona i potępiona, lecz spotkała się ze zrozumieniem i współczuciem. Ten wieczór był przełomowy, bo właśnie po nim Nina zdecydowała się przyjąć pomoc Darii i zacząć terapię, która miała uwolnić ją od traumy i ataków paniki.
– Na święta nikt się nie zgłosił – westchnęła ze smutkiem Alina. – Ale to nic… Po prostu będziemy razem, czyli w rodzinnym gronie. Chyba że twoi rodzice nas odwiedzą? – zwróciła się do Niny, a ta aż się wzdrygnęła.
– Nie, nie sądzę, żeby nas w najbliższych latach miało spotkać to wyróżnienie, po tym jak nie skorzystałam z ich zaproszenia na casting – odpowiedziała.
Rodzice Niny byli muzykami i mieli do córki ogromny żal o to, że jako nastolatka porzuciła lekcje śpiewu i gry na skrzypcach i w sekrecie przed nimi złożyła papiery do szkoły wojskowej, zaprzepaszczając tym samym – w ich mniemaniu – szansę na oszałamiającą muzyczną karierę. Ich relacje były chłodne, rzadko się kontaktowali, a dziewczynę właściwie wychowywali dziadkowie, ponieważ rodzice zajmowali się swoją karierą. A jednak w ubiegłym roku przyjechali na Boże Narodzenie do Dębowego Uroczyska i podczas kolacji wigilijnej wręczyli Ninie zaproszenie na casting do rewii operowej. Uważali, że to dla niej szansa na naprawienie największego życiowego błędu, a gdy odpowiedziała, że z tego nie skorzysta, nie potrafili się z tym pogodzić ani zrozumieć. Doszło do kłótni i padło między nimi wiele ostrych słów, a gdy następnego dnia odjechali, Nina była przekonana, że nie odezwą się do niej przez najbliższych kilka miesięcy.
– Tak bym chciała, żebyście osiągnęli porozumienie – powiedziała Alina, odrywając Ninę od wspomnień o tamtych świętach, które ani trochę nie przypominały rodzinnych spotkań, opiewanych w książkach, filmach i reklamach.
– Obawiam się, że prędzej piekło zamarznie, niż my się dogadamy…
Podczas sesji z Darią Nina wielokrotnie słyszała, że powinna choć spróbować porozumieć się z mamą i tatą, ale ona konsekwentnie odmawiała, bo po prostu wiedziała, że się nie da.
– Żyjemy w dwóch różnych światach i nigdy nie osiągniemy porozumienia – powtarzała.
– No, dobrze. – Eryk wziął swój gruby notes i popatrzył na zgromadzonych przy stole. – Do świąt zostało dużo czasu, ale nie zawadzi od razu rozdzielić zadania. Czy któreś z twoich przyjaciół jest wegetarianinem, weganinem albo ma uczulenie na coś jadalnego? – zwrócił się do Niny, a ta w odpowiedzi parsknęła.
– Coś ty. Jedzą wszystko, co się nawinie!
– Czyli menu standardowe. Okej, no to przygotujmy listę zakupów… Na pierwszy ogień pójdą zajęcia z samoobrony dla Darii i dziewczyn, bo one pojawią się już po weekendzie.
Zaczęli rzucać pomysły, ale w pewnym momencie Alina pobladła, podniosła się i wyszła z kuchni, nic nikomu nie mówiąc.
– Kiepsko się czuje po tych lekach, które mają podnieść płodność – wyjaśnił Przemek, widząc ich zaniepokojone spojrzenia. – Namawiam ją, żebyśmy z tego zrezygnowali, bo nie mogę patrzeć, jak się męczy. Mnie też dali tabletki, ale nie czuję po nich żadnej różnicy, a Alinka ciągle ma mdłości, bóle brzucha albo zawroty głowy, a przy tym jest taka zmęczona… Myślę, że lepiej będzie pomyśleć o adopcji, zamiast tak się truć bez sensu. Idę do niej.
Wyszedł z kuchni, a Eryk i Nina popatrzyli na siebie bezradnie. Alina i Przemek wciąż starali się o dziecko. Wszystkie badania mieli prawidłowe, lekarze twierdzili, że nic nie stoi na przeszkodzie, żeby ciąża się pojawiła, ale mijały lata, a nic się nie działo. W ubiegłym roku w końcu Alina zaszła w ciążę i wówczas oboje skakali pod sufit z radości, jednak po kilku tygodniach poroniła i małżonkowie bardzo mocno to przeżyli. Zresztą nie tylko oni, bo Nina i Eryk, którzy byli tego świadkami, też odczuli to jak osobistą stratę. To właśnie te wydarzenia tak ich do siebie zbliżyły i sprawiły, że zdecydowali się zostać stałymi mieszkańcami willi na polanie. Alina i Przemek od stycznia podjęli nowoczesną terapię, która miała podnieść płodność obojga, i wiązali z tym wielkie nadzieje, dlatego Alina zaciskała zęby i postanowiła, że wytrwa, mimo złego samopoczucia. Klinika, do której zwrócili się o pomoc, miała doskonałe wyniki, a na jej stronie internetowej znajdowały się setki wpisów od szczęśliwych rodziców.
„Może i my będziemy mogli taki zamieścić?” – myśleli.
Przez pierwszy miesiąc Alina odczuwała tylko lekkie mdłości i napięcie w dole brzucha, ale z każdym tygodniem przykre dolegliwości się nasilały, dołączyło do nich zmęczenie, senność, kłopoty z żołądkiem i bóle piersi oraz uczucie obrzmienia. Musiała zrezygnować z noszenia ślubnej obrączki, bo raz zdjęła ją na noc i rano już nie była w stanie wcisnąć jej na palec.
„Wytrzymam, to nic takiego” – powtarzała sobie w duchu i nie skarżyła się, ale w pewnym momencie Przemek zauważył, że coś jest nie w porządku, i gdy powiedziała mu prawdę, zaczął ją namawiać, by odstawiła leki.
– Pozwólmy działać naturze – mówił. – Nie mogę patrzeć, jak się męczysz.
– Naturze czasami trzeba pomóc – odpowiadała i kontynuowali terapię, choć z każdym mijającym tygodniem, który nie przynosił wymarzonej ciąży, tracili nadzieję.
ROZDZIAŁ 5
Nowy tydzień zaczął się od intensywnych opadów śniegu i cała okolica w ciągu godziny zmieniła się w zimową krainę. Przycięte na okrągło krzewy w ogrodzie wyglądały jak wielkie kule lodów śmietankowych. Nina zrobiła kilka zdjęć, Alina zamieściła je na stronie pensjonatu, ale gdy po obiedzie ponownie spojrzały w okno, po śniegu zostało już tylko wspomnienie w postaci błota.
– Raczej nie zrobimy sesji relaksacyjnej w lesie – stwierdził Eryk, który wyszedł sprawdzić swoje ulubione leśne ścieżki i nawet nie udało mu się dotrzeć do miejsca, gdzie zwykle przyprowadzał ludzi spragnionych drzewoterapii. Zostawił buty przed wejściem do domu, bo utopiły się w błocie. Postanowił zeskrobać je później, gdy już zaschnie. – Chyba że ktoś będzie miał ochotę na błotne zapasy.
Żadna z podopiecznych ośrodka nie wyraziła jednak chęci na podobne rozrywki, choć wszystkie dobrze wspominały leśne kąpiele, jak nazywała to Daria. Uznały, że zaczekają z tym do czasu, gdy aura będzie bardziej łaskawa, za to z entuzjazmem podeszły do ćwiczeń z Niną. Nina zaproponowała im rozszerzenie zajęć z samoobrony o elementy krav magi, którą całymi latami trenowała wraz z Michałem.
– Znacie już podstawowe techniki, potraficie się obronić, ale chcę, żebyście były jeszcze bardziej pewne siebie – powiedziała. – A krav maga uczy czujności, kreatywności i dostosowania się do warunków, w jakich się znajdujecie.
Podjęły trening bardzo chętnie, bo zauważyły, że w miarę jak uczą się kolejnych chwytów, uników i pchnięć, wzrasta ich pewność siebie. Ich ciała nabierały sprężystości, poprawił się refleks i wytrzymałość, co również dodawało wiary we własne siły. Po treningu, mokre i zdyszane, zostały jeszcze na sali wraz z Aliną, która była mistrzynią technik relaksacyjnych, a Nina i Daria poszły do pokoju, w którym założono biblioteczkę, bo zwykle właśnie tam odbywały się sesje psychoterapii. Ta przebiegła dość burzliwie, bo Nina, gdy zdała terapeutce relację ze swojego spotkania na cmentarzu, zasugerowała, że może już odstawić leki.
– Nie ma mowy! – Daria pokręciła głową. – To o wiele za wcześnie. Bierzesz je dopiero kilka tygodni, to zbyt krótki czas, żeby można było mówić o efektach.
– Ale przecież ja wyjaśniłam sobie z przyjaciółmi wszystkie problemy, więc tak naprawdę zniknął powód mojego… – Chciała powiedzieć „świrowania”, ale Daria zawsze ją rugała za to określenie, więc w ostatniej chwili się poprawiła: – rozchwiania!
– Trauma to nie alergia! Nie ustąpi od razu po tym, jak odsuniesz bodziec uczulający! A poza tym, czy jesteś pewna, że zniknął powód twojego, jak to nazwałaś, rozchwiania? Czy fakt, że oni też się obwiniają, sprawił, że ty wybaczyłaś sobie to, co się stało?
Nina westchnęła, bo nie potrafiła odpowiedzieć na to pytanie. Czasami wydawało jej się, że nigdy sobie nie wybaczy, ale bywało też, że czuła się pogodzona ze świadomością, iż jej błąd kosztował kogoś życie, bo zdawała sobie sprawę z tego, że sama płaci za niego również bardzo wysoką cenę.
– Zrobiłaś ogromny krok naprzód, opowiadając nam o tym dniu – mówiła dalej Daria. – Potem kolejny, podejmując terapię. I jeszcze jeden, jadąc na grób Michała. Chcesz to zmarnować?
Nina próbowała się jeszcze bronić:
– Ja przecież nie mówię o przerwaniu terapii, tylko o…
– O zmniejszeniu dawki pogadamy, jeśli przez trzy miesiące nie będziesz mieć ataku. Podkreślam: o zmniejszeniu, ale nie o odstawieniu farmakoterapii.
Gdyby chodziło o inną terapeutkę, Nina nie odpuściłaby tak łatwo. Chodziła na terapię jeszcze w czasie, gdy służyła w armii, i traktowała to jako zło konieczne. Mówiła terapeutom to, co, jak sądziła, chcieli usłyszeć, a lekarstwa, które jej przepisywali lekarze, przyjmowała przez dwa miesiące, po czym stopniowo z nich rezygnowała, bez konsultacji. Ale Daria to nie była zwykła terapeutka przyjmująca w czyściutkim, nieskazitelnym gabinecie. Miała za sobą ciężkie przeżycia, a Nina szanowała ją i ufała jej. Odbyły ze sobą mnóstwo szczerych do bólu rozmów, powiedziała jej o sprawach, o których nie wiedział nikt, dlatego teraz, choć z ciężkim sercem, zaakceptowała jej radę. W głębi duszy uważała, że terapeutka przesadza, ale wiedziała, że kobieta chce dla niej dobrze, więc zgodziła się brać dalej leki.
„Niech jej będzie” – myślała, wracając po sesji do swojego pokoju. „Nie czuję się po nich najgorzej, więc jakoś przeżyję. Ale za trzy miesiące już tak łatwo nie odpuszczę”.
Ciąg dalszy w wersji pełnej
Copyright © by Joanna Tekieli, 2024
Copyright © by Grupa Wydawnicza FILIA, 2024
Wszelkie prawa zastrzeżone
Żaden z fragmentów tej książki nie może być publikowany w jakiejkolwiekformie bez wcześniejszej pisemnej zgody Wydawcy. Dotyczy to takżefotokopii i mikrofilmów oraz rozpowszechniania za pośrednictwemnośników elektronicznych.
Wydanie I, Poznań 2024
Projekt okładki: Michał Grosicki
Zdjęcie na okładce: © grafvision7/freepik.com
Redakcja: Paulina Jeske-Choińska
Korekta: Agnieszka Czapczyk, Lidia Kozłowska
Skład i łamanie: Teodor Jeske-Choiński
Konwersja publikacji do wersji elektronicznej:
„DARKHART”
Dariusz Nowacki
eISBN: 978-83-8357-625-1
Grupa Wydawnicza Filia sp. z o.o.
ul. Kleeberga 2
61-615 Poznań
wydawnictwofilia.pl
Wszelkie podobieństwo do prawdziwych postaci i zdarzeń jest przypadkowe.