Wymyślić miłość na nowo. Jak patriarchat sabotuje relacje między mężczyznami a kobietami - Mona Chollet - ebook

Wymyślić miłość na nowo. Jak patriarchat sabotuje relacje między mężczyznami a kobietami ebook

Mona Chollet

4,0
14,99 zł
Najniższa cena z 30 dni przed obniżką: 14,99 zł

Ten tytuł znajduje się w Katalogu Klubowym.

Zbieraj punkty w Klubie Mola Książkowego i kupuj ebooki, audiobooki oraz książki papierowe do 50% taniej.

Dowiedz się więcej.

Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
czytnikach certyfikowanych
przez Legimi
czytnikach Kindle™
(dla wybranych pakietów)

Liczba stron: 397

Data ważności licencji: 12/2/2031

Oceny
4,0 (43 oceny)
15
18
7
3
0
Więcej informacji
Więcej informacji
Legimi nie weryfikuje, czy opinie pochodzą od konsumentów, którzy nabyli lub czytali/słuchali daną pozycję, ale usuwa fałszywe opinie, jeśli je wykryje.
Sortuj według:
AnnaWilczynska

Dobrze spędzony czas

Czasem ociera się o banał, ale poza tym zawiera wiele ważnych wątków do przemyślenia.
00
Tinna

Nie oderwiesz się od lektury

Bardzo ważna lektura dla każdej kobiety pragnącej świadomie wchodzić w relacje damsko męskie.
00
mgielka1

Całkiem niezła

Nie zgodna z opisem. Dużo o patriarchacie w odniesieniu do kobiet, niewiele o związkach jako takich.
00
kajfilka

Dobrze spędzony czas

Pierwsza połowa w porządku, ale druga - skupiona na temacie emocjonalnej zależności kobiet, bardzo bardzo dobra.
00
aasiasta

Dobrze spędzony czas

niełatwa w czytaniu, dużo odniesień do kultury i literatury francuskiej, która jest dosyć obca z mojej perspektywy. kilka interesujących kwestii, nad którymi warto się zatrzymać. przyznaję jednak, że spodziewałam się czegoś trochę innego, bardziej zgodnego z tytułem. w ostatnim rozdziale dot. fantazji seksualnych zupełnie się pogubiłam, co autorka ma na myśli. niemniej jednak polecam.
00

Popularność




Ilu­zja oa­zy

Wpro­wa­dze­nie

Sko­czyć na głę­bo­ką wo­dę

Tak bym chcia­ła mó­wić o mi­ło­ści je­dy­nie w ten spo­sób, przy­wo­łu­jąc w nie­skoń­czo­ność naj­pięk­niej­sze hi­sto­rie, ja­kie znam. Ist­nie­je ści­słe po­kre­wień­stwo mię­dzy im­pul­sem mi­ło­snym a im­pul­sem nar­ra­cyj­nym, a ja ni­g­dy nie po­tra­fi­łam się oprzeć do­brej hi­sto­rii. Za­ko­chać się zna­czy po­czuć się tak, jak­by­śmy prze­nik­nę­li przez stro­nę książ­ki czy ekran i uj­rze­li, jak na­sze ży­cie uru­cha­mia fa­scy­nu­ją­ce me­cha­ni­zmy i pro­ce­sy, bę­dą­ce zwy­kle dzie­łem ge­nial­ne­go umy­słu do­bre­go pi­sa­rza czy do­bre­go sce­na­rzy­sty. Po­dob­nie kie­dy za­my­kam po­wieść trzy­ma­ją­cą mnie w na­pię­ciu przez ca­łe dni czy ty­go­dnie lub zbli­żam się do koń­ca se­ria­lu, któ­ry szcze­gól­nie przy­padł mi do gu­stu – wal­cząc wcze­śniej z po­ku­są po­mi­nię­cia nie­któ­rych stron czy obej­rze­nia kil­ku od­cin­ków na­raz, za­miast je oszczę­dzać, aby prze­dłu­żyć przy­jem­ność – ogar­nia mnie uczu­cie pod pew­ny­mi wzglę­da­mi bli­skie te­mu, ja­kie wy­wo­łu­je ze­rwa­nie mi­ło­snej wię­zi: no­stal­gia, wra­że­nie, że opusz­czam za­cza­ro­wa­ny świat, że utra­ci­łam szcze­gól­ny przy­wi­lej i mu­szę wró­cić do sza­rej, ni­ja­kiej co­dzien­no­ści, przy­kra świa­do­mość, że stan ła­ski się koń­czy – stan ła­ski, któ­ry, do­pó­ki trwał, two­rzył ochron­ną war­stwę mię­dzy mną a wszyst­kim, co by­wa nie­przy­jem­ne i przy­kre w świe­cie i w ży­ciu.

Tak bym chcia­ła móc mó­wić o mi­ło­ści jak o od­ręb­nej sfe­rze, oa­zie, sank­tu­arium. Ale co­raz czę­ściej na­tra­fiam na prze­szko­dy. Po­cząw­szy od ude­rza­ją­cych przy­kła­dów opre­sji, po wpraw­dzie nie tra­gicz­ne, ale okrop­nie fru­stru­ją­ce nie­po­ro­zu­mie­nia – ca­łe spek­trum naj­roz­ma­it­szych zda­rzeń ob­ser­wo­wa­nych w spo­łe­czeń­stwie, w naj­bliż­szym oto­cze­niu czy w mo­im wła­snym ży­ciu, bu­dzi we mnie chęć, by zmie­rzyć się z te­ma­tem mi­ło­ści mię­dzy ko­bie­tą a męż­czy­zną. Gdy by­łam na­sto­lat­ką, nie by­ło po­wo­du, bym mia­ła kwe­stio­no­wać idyl­licz­ną wi­zję pro­po­no­wa­ną przez fil­my czy po­wie­ści, i my­ślę, że dość dłu­go ży­wi­łam złu­dze­nie, że nie­rów­no­ści, do­mi­na­cja i prze­moc są nie­obec­ne w na­szym ży­ciu uczu­cio­wym. Świa­do­mość, że mo­że­my stać się ich ofia­ra­mi rów­nież w miej­scu, gdzie sku­pia­ją się nie­któ­re z na­szych naj­bar­dziej na­tu­ral­nych dą­żeń, tam, gdzie naj­ła­twiej nas zra­nić, mo­że bu­dzić lęk i bu­rzyć na­szą we­wnętrz­ną rów­no­wa­gę. To za­trwa­ża­ją­ce, że we­dle wszel­kie­go praw­do­po­do­bień­stwa nie­któ­re spo­śród dzie­więć­dzie­się­ciu ośmiu ko­biet za­bi­tych przez part­ne­rów czy by­łych part­ne­rów w ro­ku 2020[4] czu­ły się z po­cząt­ku wy­jąt­ko­wo szczę­śli­we, kie­dy po­zna­ły tych, któ­rzy póź­niej sta­li się ich prze­śla­dow­ca­mi, a na­stęp­nie za­bój­ca­mi.

Sły­sza­łam wie­le ko­biet po­rów­nu­ją­cych od­kry­cie fe­mi­ni­zmu do te­go mo­men­tu w fil­mie Ma­trix, gdy Neo (Ke­anu Re­eves) wy­bie­ra czer­wo­ną pi­guł­kę – pi­guł­kę prze­ni­kli­wo­ści umy­słu po­zwa­la­ją­cą mu wejść do ma­cie­rzy – za­miast nie­bie­skiej, któ­ra za­pew­ni­ła­by mu bło­go­sła­wio­ną nie­wie­dzę. Je­śli cho­dzi o mi­łość, naj­chęt­niej na­dal ły­ka­ła­bym nie­bie­skie pi­guł­ki jak cu­kier­ki. Tro­chę pa­ni­ku­ję na myśl o tym, że mam na­ru­szyć struk­tu­rę wy­obra­żeń i wie­rzeń le­żą­cą u pod­staw jed­ne­go z mo­ich naj­bar­dziej pod­sta­wo­wych im­pul­sów ży­cio­wych. Ale trud­no już nie do­strze­gać, że owa struk­tu­ra jest ata­ko­wa­na. Uświa­da­miam to so­bie, za­głę­bia­jąc się w lek­tu­rze ese­ju ame­ry­kań­skiej dzien­ni­kar­ki Cri­sti­ny Neh­ring A Vin­di­ca­tion of Lo­ve (Obro­na mi­ło­ści)[5]. Jej pło­mien­ny styl przy­ku­wa mo­ją uwa­gę od pierw­szych li­ni­jek, ale szyb­ko zda­ję so­bie spra­wę, że nie bę­dę mo­gła bez opo­rów przy­jąć te­go, co pi­sze. Au­tor­ka utwier­dza mnie w prze­ko­na­niu, że zo­sta­łam przy­par­ta do mu­ru, zmu­szo­na zre­zy­gno­wać z bez­wa­run­ko­wej „mi­ło­ści do mi­ło­ści”, uka­zu­je mi bo­wiem lu­stro, a w nim ob­raz wła­sne­go upo­ru, z ja­kim pra­gnie za­cho­wać swo­ją mi­łość w nie­na­ru­szo­nym sta­nie. Za­chę­ca czy­tel­ni­ków, by ko­cha­li od­waż­nie, zu­chwa­le, nie­złom­nie, bio­rąc pod uwa­gę ry­zy­ko nie­po­wo­dze­nia – po­raż­ka mo­że wzbu­dzić wię­cej szla­chet­nych uczuć niż nie­je­den suk­ces, stwier­dza nie bez ra­cji. „W swej naj­moc­niej­szej, naj­dzik­szej i naj­bar­dziej au­ten­tycz­nej for­mie mi­łość jest de­mo­nem – pi­sze. – Jest re­li­gią, przy­go­dą wy­so­kie­go ry­zy­ka, ak­tem he­ro­izmu. Mi­łość jest eks­ta­zą i ra­ną, trans­cen­den­cją i za­gro­że­niem, al­tru­izmem i bra­kiem umia­ru. Pod wie­lo­ma wzglę­da­mi jest bo­skim sza­leń­stwem – co przy­zna­wa­no już w epo­ce Pla­to­na”[6]. Kie­dy przed­sta­wia lo­sy sław­nych ko­chan­ków, za­chwy­ca peł­ną swa­dy nar­ra­cją i wy­cią­ga­ny­mi wnio­ska­mi, czy cho­dzi o po­sta­ci, o któ­rych nie­wie­le wie­my (fe­mi­ni­stycz­na dzien­ni­kar­ka Mar­ga­ret Ful­ler, po­et­ka Ed­na St. Vin­cent Mil­lay…), czy o te, któ­rych hi­sto­rie zna­my nie­mal na pa­mięć (He­lo­iza i Abe­lard, Geo­r­ge Sand i Al­fred de Mus­set, Fri­da Kah­lo i Die­go Ri­ve­ra). Wy­ba­czam jej na­wet wy­ciecz­ki pod ad­re­sem nie­któ­rych fe­mi­ni­stek. Jed­nak mo­je obiek­cje wkrót­ce bio­rą gó­rę.

Z po­cząt­ku je­stem urze­czo­na, kie­dy bro­ni mi­ło­ści bę­dą­cej czymś w ro­dza­ju wy­jąt­ko­wej przy­tom­no­ści umy­słu, spe­cy­ficz­nym sta­nem, któ­ry po­zwa­la nam zaj­rzeć do czy­je­goś wnę­trza, od­rzu­ca­jąc ste­reo­typ, zgod­nie z któ­rym mi­łość jest ro­dza­jem za­śle­pie­nia, ilu­zji. Ale już po chwi­li nie mo­gę się uwol­nić od ob­ra­zu ko­bie­ty o na­zwi­sku Ma­ry Ba­in, któ­rą spo­tka­my po­now­nie w roz­dzia­le dru­gim. Jest rok 1987; ta miesz­kan­ka No­we­go Jor­ku za­ko­cha­ła się w oj­cu szkol­nej przy­ja­ciół­ki swej cór­ki, któ­re­go oskar­żo­no o za­bój­stwo żo­ny. Rzu­ci­ła dla nie­go wszyst­ko, a te­raz on, w środ­ku no­cy, go­ni ją w le­sie ota­cza­ją­cym ich dom. My­śla­ła, że jest nie­win­ny, ale wła­śnie do niej do­cie­ra, że rze­czy­wi­ście za­mor­do­wał żo­nę. Mi­łość ja­ko dro­ga do wy­jąt­ko­wej przy­tom­no­ści umy­słu, czyż­by? Czy nie na­le­ża­ło­by nie­co le­piej przyj­rzeć się me­cha­ni­zmom de­cy­du­ją­cym o tym, że cza­sem się za­ko­chu­je­my? „Te­za, że mi­łość nie mo­że się my­lić, gdyż ję­zyk ser­ca jest ję­zy­kiem wol­no­ści, urze­ka. Jed­nak ów ro­man­tyzm mo­że być wła­śnie tym, co naj­le­piej ma­sku­je re­la­cje wła­dzy”, za­uwa­ża ba­dacz­ka Wen­dy Lang­ford[7].

I wresz­cie wło­sy sta­ją mi dę­ba na gło­wie, gdy Cri­sti­na Neh­ring wy­gła­sza po­chwa­łę nie­rów­ne­go po­dzia­łu wła­dzy mię­dzy part­ne­ra­mi, gdyż, jak twier­dzi, znacz­nie bar­dziej niż rów­ność sprzy­ja to ero­tycz­ne­mu na­pię­ciu. Mó­wi o „nie­rów­no­ści, któ­ra dzia­ła jak afro­dy­zjak”, ani przez chwi­lę nie bio­rąc pod uwa­gę, że moż­na tłu­ma­czyć to tym, iż na­uczy­li­śmy się ero­ty­zo­wać mę­ską do­mi­na­cję. Da­je przy­kła­dy – za­czerp­nię­te z li­te­ra­tu­ry – związ­ków, w któ­rych co chwi­la na­stę­pu­je no­we roz­da­nie kart i raz męż­czy­zna, a raz ko­bie­ta uzy­sku­je prze­wa­gę, mi­łość zaś ob­da­rza wła­dzą to jed­no, to dru­gie. Hie­rar­chia – pi­sze – sta­je się wte­dy oka­zją do te­go, „że­by się dro­czyć, pro­wo­ko­wać, ku­sić i flir­to­wać”. Na pa­pie­rze wy­glą­da to bar­dzo ład­nie, ale my­ślę o nie­zli­czo­nych zna­nych mi przy­pad­kach, gdzie hie­rar­chia słu­ży­ła je­dy­nie te­mu, by nisz­czyć ko­bie­ty, któ­rym zda­wa­ło się, że są wol­ne i ma­ją rów­ne pra­wa. Od­no­to­wu­jąc fakt – po­twier­dzo­ny licz­ny­mi ba­da­nia­mi – że więk­szość męż­czyzn nie chce wią­zać się z ko­bie­ta­mi, któ­re od­nio­sły więk­szy suk­ces niż oni, Neh­ring od­rzu­ca tę ideę: „Nie chcą tyl­ko ta­kich, któ­re osią­gnę­ły do­kład­nie ty­le samo, co oni – twier­dzi. – Wo­lą – tak jak ko­bie­ty – ko­goś, kto jest ni­żej al­bo wy­żej od nich. To sy­me­tria jest nud­na”[8]. Trwa w za­śle­pie­niu, kie­dy tłu­ma­czy po­ciąg nie­któ­rych ko­biet do „trud­nych” męż­czyzn tym, że „dziew­czy­ny ko­cha­ją wy­zwa­nia”. Uwa­ża, że te­go ro­dza­ju mi­ło­sne wy­bo­ry wy­ni­ka­ją „ra­czej z ich si­ły i po­ten­cja­łu niż z bra­ku po­czu­cia bez­pie­czeń­stwa i psy­chicz­nych ran”. Nie­ste­ty ta hi­po­te­za nie wy­trzy­mu­je pró­by na­wet naj­bar­dziej po­bież­nej ana­li­zy.

Za­prze­cza­nie fak­tom nas nie oca­li. Le­piej już sko­czyć na głę­bo­ką wo­dę, zmie­rzyć się z py­ta­nia­mi, któ­re się na­su­wa­ją, i roz­mon­to­wać struk­tu­rę z na­dzie­ją, że zbu­du­je­my no­wą: pięk­niej­szą i bar­dziej so­lid­ną. Już po pierw­szych lek­tu­rach, po któ­re się­gam z my­ślą o tej książ­ce, przy­cho­dzi tak na­głe otrzeź­wie­nie, że od­czu­wam ulgę – bo jest ta­mą dla nie­któ­rych szko­dli­wych spo­so­bów ro­zu­mo­wa­nia – i je­stem też tro­chę smut­na, bo bra­ku­je mi w tych książ­kach in­ten­syw­no­ści uczuć. Gdy­bym mia­ła wy­zna­czyć cel mo­je­mu pi­sa­niu, chcia­ła­bym dzię­ki nie­mu od­na­leźć mi­ło­sne unie­sie­nie, ale na in­nych pod­sta­wach. Mo­im za­mia­rem nie jest uni­ka­nie za wszel­ką ce­nę cier­pie­nia: mi­łość jest za­wsze ry­zy­kiem, spo­ty­ka­ją się w niej raj i pie­kło; lecz są­dzę, że kie­dy jest się ko­bie­tą, cier­pie­nie nie rów­na się cier­pie­niu.

W chwi­li gdy za­czy­nam pi­sać tę książ­kę, na po­cząt­ku 2020 ro­ku, mam wra­że­nie, że w gło­wach in­nych ko­biet, po­dob­nie jak w mo­jej gło­wie, roi się od py­tań. Po­cząw­szy od je­sie­ni 2017 ro­ku, ruch #Me­Too, ujaw­nia­jąc po raz pierw­szy na ta­ką ska­lę przy­pad­ki sek­su­al­nej prze­mo­cy, wy­wo­łał efekt do­mi­na i ja­ko fa­scy­nu­ją­cy prze­jaw zbio­ro­wej in­te­li­gen­cji z wol­na roz­sze­rza swą lo­gi­kę, po­da­jąc w wąt­pli­wość wszyst­kie aspek­ty re­la­cji mię­dzy ko­bie­ta­mi i męż­czy­zna­mi. Mó­wi się o świa­do­mej zgo­dzie, ob­cią­że­niu men­tal­nym (cię­ża­rze ro­dzin­nej lo­gi­sty­ki spo­czy­wa­ją­cym naj­czę­ściej na bar­kach part­ne­rek i ma­tek) czy też o lu­ce or­ga­zmo­wej [or­gasm gap] (fak­cie, że pod­czas sto­sun­ku sek­su­al­ne­go ko­bie­ty rza­dziej niż ich mę­scy part­ne­rzy osią­ga­ją or­gazm). I z wol­na zbli­ża­my się do ser­ca re­la­cji[9].

Te­mat nie na­le­ży do ła­twych. Wie­le osób ży­wi prze­ko­na­nie, że na­sze uczu­cia i po­sta­wy w tej dzie­dzi­nie wy­ni­ka­ją z in­dy­wi­du­al­nych, cał­ko­wi­cie wol­nych wy­bo­rów, że są „kwe­stią gu­stu” i nie pod­le­ga­ją spo­łecz­nym uwa­run­ko­wa­niom; jak­by kul­tu­ra nie by­ła czymś, co nas ura­bia od sa­me­go po­cząt­ku – czymś, co kształ­tu­je w nas na­wet to, co wy­da­wa­ło się nam naj­głę­biej in­tym­ne i oso­bi­ste – lecz tyl­ko cien­ką war­stwą la­kie­ru na­ło­żo­ną po fak­cie na ludz­ką na­tu­rę, któ­ra mo­gła­by ist­nieć nie­za­leż­nie od te­go. „Wszy­scy je­ste­śmy sfa­bry­ko­wa­ni – pi­sze Aman­di­ne Dhée. – Do­pie­ro gdy so­bie to uświa­do­mi­my, mo­że­my choć tro­chę wy­my­ślić sa­mych sie­bie”[10].

Pró­ba opi­sa­nia, w ja­ki spo­sób je­ste­śmy „fa­bry­ko­wa­ni”, mo­że się wią­zać z oba­wą, że po­pad­nie­my w ka­ry­ka­tu­ral­ność, prze­sad­ne ge­ne­ra­li­za­cje. Je­że­li o mnie cho­dzi, to dzię­ki au­tor­ce ko­mik­sów Liv Strömqu­ist, któ­ra za­ata­ko­wa­ła tę kwe­stię wprost, mie­sza­jąc okru­cień­stwo z hu­mo­rem[11], po­zby­łam się za­ha­mo­wań. Prze­ko­na­ła mnie, że war­to pod­jąć ry­zy­ko gło­sze­nia ba­na­łów; że pa­mię­ta­jąc o pew­nych ogra­ni­cze­niach i od­stęp­stwach od re­gu­ły, moż­na spró­bo­wać wska­zać i pod­dać ana­li­zie wiel­kie pra­wa rzą­dzą­ce mi­ło­ścią mię­dzy męż­czy­zną a ko­bie­tą. Wy­ka­za­ła, że przed­sta­wie­nie na stro­nach książ­ki sy­tu­acji, któ­re wcze­śniej prze­ży­wa­li­śmy w sa­mot­no­ści i my­ślo­wym za­mę­cie, mo­że być po­ży­tecz­ne. Mi­łość za za­mknię­ty­mi drzwia­mi jest eks­cy­tu­ją­ca, gdy wszyst­ko się ukła­da, ale mo­że też wy­rzą­dzić nam ogrom­ną krzyw­dę. Po­trze­bu­je­my pu­blicz­nej dys­ku­sji, któ­ra po­ło­ży kres tej izo­la­cji.

Prze­wrot­ność na­szych spo­łe­czeństw po­le­ga na tym, że za­chwa­la­jąc na każ­dym kro­ku he­te­ro­sek­su­al­ność, me­to­dycz­nie kształ­cą i so­cja­li­zu­ją męż­czyzn i ko­bie­ty tak, by nie by­li w sta­nie się z so­bą po­ro­zu­mieć. Ge­nial­ne, praw­da? Part­ne­rzy, któ­rzy w peł­ni pod­po­rząd­ku­ją się przy­pi­sy­wa­nym im sche­ma­tom płci, nie­mal­że pro­szą się o nie­szczę­ście. Owe sche­ma­ty pro­du­ku­ją z jed­nej stro­ny isto­ty sen­ty­men­tal­ne i za­leż­ne, o nie­od­par­tej po­trze­bie mi­ło­ści, nad­mier­nie za­an­ga­żo­wa­ne w uczu­cio­wą i mi­ło­sną sfe­rę, z dru­giej zaś mil­czą­cych i nie­okrze­sa­nych ga­mo­ni, któ­rzy z upo­rem ma­nia­ka tkwią w ilu­zji au­to­no­mii i nie­ustan­nie za­da­ją so­bie py­ta­nie, ja­kie tra­gicz­ne zrzą­dze­nie lo­su i brak czuj­no­ści spra­wi­ły, że wpa­dli w pu­łap­kę. Na­wet je­śli nie do koń­ca wcie­la­my się w te ro­le, mo­że­my w so­bie od­na­leźć pew­ne ich ele­men­ty. A przy­naj­mniej ma­my świa­do­mość ich ist­nie­nia i te­go, że wy­wo­łu­ją pro­ble­ma­tycz­ne in­ter­fe­ren­cje – zwłasz­cza pierw­sza z tych ról, bę­dą­ca dla dru­giej tłem.

Od prze­mo­cy do­mo­wej po nie­po­ro­zu­mie­nia, któ­re mo­gą się po­ja­wić mię­dzy dwie­ma sza­nu­ją­cy­mi się oso­ba­mi – sy­tu­acje, któ­re chcia­ła­bym tu­taj przed­sta­wić, nie ma­ją po­dob­ne­go cię­ża­ru ga­tun­ko­we­go. Jed­ne za­gra­ża­ją fi­zycz­ne­mu i psy­chicz­ne­mu zdro­wiu ko­biet, a na­wet ich ży­ciu; od­bie­ra­ją im ener­gię ży­cio­wą i sza­cu­nek do sa­mych sie­bie, pod­ci­na­ją im skrzy­dła. In­ne unie­moż­li­wia­ją zro­zu­mie­nie i na­ru­sza­ją wza­jem­ne za­ufa­nie; od­bie­ra­ją jed­nost­kom przy­jem­ność pły­ną­cą z praw­dzi­wej za­ży­ło­ści i, na krót­szą czy dłuż­szą me­tę, za­gra­ża­ją związ­kom. Ta książ­ka zro­dzi­ła się z mo­je­go wła­sne­go po­czu­cia zmar­no­wa­nej szan­sy. Zro­dzi­ła się z pra­gnie­nia usu­nię­cia prze­szkód i ob­da­ro­wa­nia nas wszyst­kich ma­gicz­ny­mi szkla­ny­mi kul­ka­mi, by­śmy mo­gli na­wią­zy­wać roz­wi­ja­ją­ce re­la­cje.

Przy­pi­sy

Ilu­zja oa­zy. Wpro­wa­dze­nie

[4] Źró­dło: ko­lek­tyw Fémi­ni­ci­des par com­pa­gnon ou ex.

[5] Cri­sti­na Neh­ring, A Vin­di­ca­tion of Lo­ve. Rec­la­iming Ro­man­ce for the Twen­ty-First Cen­tu­ry, Har­per­Col­lins, New York 2009.

[6] Cri­sti­na Neh­ring, A Vin­di­ca­tion of Lo­ve. Rec­la­iming Ro­man­ce for the Twen­ty-First Cen­tu­ry, Har­per­Col­lins, New York 2009.

[7] Wen­dy Lang­ford, Re­vo­lu­tions of the He­art. Gen­der, Po­wer and the De­lu­sions of Lo­ve, Ro­utled­ge, Lon­don 1999.

[8] Cri­sti­na Neh­ring, A Vin­di­ca­tion of Lo­ve. Rec­la­iming Ro­man­ce for the Twen­ty-First Cen­tu­ry, Har­per­Col­lins, New York 2009.

[9] Por. zwłasz­cza pod­cast Vic­to­ire To­uail­lon Le Co­eur sur la ta­ble, Bin­ge Au­dio, 2021.

[10] Aman­di­ne Dhée, Á ma­ins nu­es, Édi­tions La Con­tre-Al­lée, Lil­le 2020.

[11] Liv Strömqu­ist, Les Sen­ti­ments du prin­ce Char­les [2010], I’m Eve­ry Wo­man [2008] iLa ro­se la plus ro­uge s’épa­no­uit [2019], Rac­kham, Pa­ris (wy­da­nia fran­cu­skie 2016, 2018, 2019).

Ty­tuł ory­gi­na­łu: Réi­nven­ter l’amo­ur. Com­ment le pa­triar­cat sa­bo­te les re­la­tions hétéro­se­xu­el­les

Re­dak­cja: Mal­wi­na Szlach­cic

Ko­rek­ta: Ma­ciej Olek­sy, Ewa Ślu­sar­czyk

Pro­jekt gra­ficz­ny: Prze­mek Dę­bow­ski

Kon­wer­sja do for­ma­tów EPUB i MO­BI: Mał­go­rza­ta Wi­dła

Co­py­ri­ght © Edi­tions La Déco­uver­te, Pa­ris, 2021

Co­py­ri­ght © for the trans­la­tion by Ja­cek Gisz­czak, 2022

ISBN 978-83-67016-41-4

179. pu­bli­ka­cja wy­daw­nic­twa Ka­rak­ter

Wy­daw­nic­two Ka­rak­ter

ul. Gra­bow­skie­go 13/1, 31-126 Kra­ków

ka­rak­ter.pl

Za­pra­sza­my in­sty­tu­cje, or­ga­ni­za­cje oraz bi­blio­te­ki do skła­da­nia za­mó­wień hur­to­wych z atrak­cyj­ny­mi ra­ba­ta­mi. Do­dat­ko­we in­for­ma­cje do­stęp­ne pod ad­re­sem sprze­daz@ka­rak­ter.pl oraz pod nu­me­rem te­le­fo­nu 511 630 317

Niniejsza publikacja jest chroniona prawem autorskim. Publikacja może być zwielokrotniana i wykorzystywana wyłącznie w zakresie dozwolonym przez prawo lub umowę zawartą z Wydawcą. Zwielokrotnianie i wykorzystywanie treści publikacji w jakiejkolwiek formie do eksploracji tekstów i danych (text and data mining) lub do trenowania modeli sztucznej inteligencji bez uprzedniej wyraźnej zgody Wydawcy jest zabronione.