Ebook dostępny w abonamencie bez dopłat od 19.08.2025
Oferta wyłącznie dla osób z aktywnym abonamentem Legimi. Uzyskujesz dostęp do książki na czas opłacania subskrypcji.
14,99 zł
Najniższa cena z 30 dni przed obniżką: 14,99 zł
17 osób interesuje się tą książką
38-letnia Clarice wiedzie życie, o którym zawsze marzyła: ma kochającego męża Federico, duży dom i pracę, która sprawia jej satysfakcję. Spełnia się też jako mama małej Jenny. Gdy pewnego dnia wyznaje mężowi, że znów jest w ciąży, oboje nie posiadają się ze szczęścia. Clarice wierzy, że nikt i nic nie będzie w stanie zburzyć jej poukładanego życia. Istnieje tylko jeden problem: to wszystko dzieje się wyłącznie na ekranie jej smartfona. A konkretnie w aplikacji MyDreamFamily pozwalającej użytkownikom tworzyć symulacje idealnego życia. Prawdziwa Clarice nienawidzi swojego nieporadnego męża, wścibskich teściów i stresującej pracy kuratora rodzinnego. Początkowo traktuje MyDreamFamily jako sposób na ucieczkę od trudnej codzienności. Z czasem jednak wirtualny świat zaczyna jej zastępować prawdziwe życie. Clarice czuje, że jeśli nie zrezygnuje z Federico, zatraci się w symulacji i zniszczy prawdziwą rodzinę. Co jednak zrobi, gdy jej internetowy mąż zaproponuje, by wyszli ze swoim związkiem poza ekrany smartfonów?
Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:
Liczba stron: 258
Rok wydania: 2025
Niektóre sceny w tej książce mogą ci się wydać szokujące. Wiedz jednak, że wydarzyły się naprawdę. Wszystkie imiona, nazwiska, miejsca i opisy sytuacji zmieniono tak, by nikt nigdy się nie domyślił, kogo dotyczą.
PROLOG
BEATA
Najdroższy Federico,
zanim cię poznałam, byłam niezadowoloną z życia, sfrustrowaną kurą domową. Ilekroć patrzyłam na mojego męża, zadawałam sobie jedno pytanie: „Co mi strzeliło do głowy, by wiązać się z takim nieudacznikiem?”. A później pojawiłeś się ty i natychmiast wniosłeś do mojej ponurej codzienności światło, za którym tak bardzo tęskniłam.
Skłamałabym, gdybym powiedziała, że nie byłam z tobą szczęśliwa. Uwielbiałam nasze przekomarzanki, namiętne noce i romantyczne wyprawy w miejsca, o których dawniej nawet nie śniłam. Przy tobie spełniałam swoje najskrytsze marzenia i na nowo stawałam się kobietą. Czułam, że jestem dla kogoś najważniejsza. I wiedziałam, że byłbyś dla mnie gotów zrobić absolutnie wszystko.
Wiedz, Federico, że dałeś mi więcej, niż oczekiwałam. Twoje zainteresowanie, czułość i troska codziennie wywoływały szeroki uśmiech na mojej twarzy i stanowiły dowód na to, że najpiękniejsze rzeczy przytrafiają nam się wtedy, kiedy tracimy nadzieję. Sprawiłeś, że odzyskałam wiarę w sens życia. Jestem ci za to ogromnie wdzięczna.
Ostatnie dwa lata były dla mnie niczym piękny sen, z którego nie chciałam się obudzić. A jednak się obudziłam. Trochę za późno, ale lepiej teraz niż nigdy. Zanim więc skończę, chciałabym ci powiedzieć coś jeszcze: wal się, Federico. Tak właśnie: wal się. Ty, twój ogromny dom, nasze dzieci i całe to cholerne miasto. Nic z tego, co od ciebie dostałam, nie jest prawdziwe. Ty nie jesteś prawdziwy. Żałuję, że otworzyłam przed tobą serce. Ale na szczęście to już koniec.
Pozdrawiam
Już-nie-twoja Clarice
CZĘŚĆ 1
BEATA
TRZY LATA PRZED SPOTKANIEM
ROZDZIAŁ 1
Mój mąż to życiowa oferma. Ale żeby było sprawiedliwie – nie zawsze tak uważałam. Gdy się poznaliśmy, był czarującym, poukładanym doktorantem Politechniki Warszawskiej, który zamiast upijać się do nieprzytomności na imprezach studenckich, a później przez pół dnia wymiotować, wolał spędzić wieczór przy książce lub na maratonie filmowym w kinie. Ktoś inny pewnie uznałby go za nudziarza, ale ja właśnie takiego mężczyzny potrzebowałam. Swoje już bowiem w życiu wypiłam, niejedną kreskę wciągnęłam i zaliczyłam przygodny seks z tyloma bad boyami, że mogłabym nimi obdzielić wszystkie koleżanki. Jeśli studenckie szaleństwo czegoś mnie nauczyło, to tego, że mężczyźni dzielą się na dwie grupy: tych, którzy zapewnią kobiecie cały wachlarz doznań, i tych, dla których będzie ona kimś więcej niż przelotnym epizodem. Piotr zdecydowanie należy do drugiej grupy. I o ile na początku studiów pewnie nawet nie zwróciłabym na niego uwagi, o tyle później właśnie tym mnie uwiódł. Lubiłam jego przewidywalność i to, że ilekroć wtulałam się w jego wychudzone ramiona, czułam się bezpiecznie.
Piotr wydawał się idealnym kandydatem na męża: był ambitny, pracowity i zaradny. Kariera naukowa na uczelni stała przed nim otworem. Oczami wyobraźni widziałam siebie mieszkającą w wielkim domu z ogrodem, w którym spędzałabym każdą wolną chwilę. Oczywiście nie mogło zabraknąć gromadki dzieci, o której zawsze marzyłam. Piotr mógł mi zagwarantować szczęśliwe życie. Wystarczyło go tylko trochę oszlifować, zwłaszcza w łóżku. Dziś z perspektywy czasu widzę, że porwałam się z motyką na słońce. I odniosłam połowiczny sukces. Jest lepiej, ale wciąż daleko do ideału. Tyle dobrze, że pogodziłam się już ze świadomością, iż więcej z Piotra nie wycisnę. Trzynaście lat temu wierzyłam jednak, że go ogarnę. Nigdy mu tego nie powiedziałam, by nie sprawiać mu przykrości, ale był moim najgorszym kochankiem. Okej, rozumiem, że zanim mnie poznał, nawet nie całował się z kobietą, ale sypiałam już z prawiczkami, którzy robili ze mną takie rzeczy, że do dziś zdarza mi się o nich fantazjować. Niestety, Piotr nie umiał niczego. Zachowywał się tak, jakby cofnął się w czasie o sto lat i nikt nigdy nie wyedukował go w kwestii seksu. Nienawidziłam się z nim całować. Bogu dzięki, że przynajmniej w tej kwestii poczynił znaczny progres. Potrzebowałam jednak dużo czasu, by mu uświadomić, że całowanie to nie tylko wpychanie drugiej osobie języka do ust i wymachiwanie nim na wszystkie strony.
Jedyna rzecz, na którą nie mogłam nic poradzić, to jego przedwczesny wytrysk. Próbowaliśmy wszystkiego, nawet farmakoterapii, ale zawsze pojawiały się jakieś komplikacje. W pewnym momencie zestresowany Piotr nabawił się zaburzeń erekcji i przez kilka miesięcy unikał zbliżenia. Zaczął częściej sięgać po alkohol i zostawać dłużej w pracy, byle tylko nie musieć spędzać ze mną czasu. Najgorsze było jednak jego milczenie. Wcześniej usta niemal mu się nie zamykały. Potrafił gadać godzinami dosłownie o wszystkim – gdy ktoś rzucał temat pogody, on zasypywał go najrozmaitszymi ciekawostkami i statystykami. Wiedział dokładnie, w którym miejscu na świecie występuje najwięcej dni deszczowych w roku albo jaki był najgłośniejszy zarejestrowany przez człowieka dźwięk. Nie mogłam dopuścić do tego, żebyśmy przestali ze sobą rozmawiać. Czułam, że to byłby początek końca naszego związku. Zaczęłam więc w tajemnicy przed nim uczęszczać na terapię. Dzięki niej zrozumiałam, że wywierałam na Piotra zbyt dużą presję, a jedynym sposobem na poprawę sytuacji miało być wzbudzenie w nim poczucia, że przy mnie może sobie pozwolić na słabość. Spuściłam więc z tonu, złagodniałam. I na każdym kroku starałam się go zapewnić, że nie wymagam od niego, by nagle stał się kimś innym.
– Pokochałam cię takiego, jakim jesteś – powiedziałam mu wtedy. – Nie zamierzam zmieniać cię w cyborga.
Byłam cierpliwa. Cholernie cierpliwa. Latami trwałam u jego boku i przymykałam oko na jego liczne dziwactwa. Gdy zaś czułam, że Piotr zaczyna zbaczać z obranego przeze mnie kursu, dyskretnie naprowadzałam go na właściwą drogę. Byłam przy tym posłuszną, wspierającą żoną, która oczekiwała od niego tylko jednego: zdrowego rozsądku. Miał robić swoje, zarabiać pieniądze i przybliżać mnie do realizacji marzenia o wielkim domu pod miastem. I gdy wreszcie ujrzałam go na horyzoncie, Piotr wszystko schrzanił. Wystarczyła chwila nieuwagi, jedna fatalna decyzja, by kilkanaście lat moich poświęceń poszło na marne.
*
– Nie wiem, czy to dobry pomysł – mówi niepewnym głosem mój mąż, gdy wręczam mu uprasowaną koszulę.
– Myślisz, że zbyt poważnie? Wolisz golf?
– Nie o to chodzi. Beata, czy naprawdę musimy to robić?
Gdy na niego patrzę, mam ochotę zdzielić go po gębie i doprowadzić do porządku.
– Kochanie, rozmawialiśmy o tym już ze sto razy i ustaliliśmy, że to jedyne wyjście – odpowiadam, siląc się na opanowanie.
– Poprawka: ty ustaliłaś – rzuca z nietęgą miną Piotr. Zawsze gdy jest zdenerwowany, zdrapuje sobie z nosa wągry, a potem wydłubuje je spod paznokcia. Teraz też nie oszczędza mi tego widoku. Coś obrzydliwego.
– Aha, czyli w ostatniej chwili zamierzasz odwołać kolację z twoimi rodzicami, na którą tak długo czekałam? – pytam, nie kryjąc już poirytowania.
– Nie musimy nic odwoływać. Po prostu nie wspominajmy im o naszych problemach.
– Nie no, cudownie. Mam marnować wieczór na drętwe pogawędki o niczym z teściami, którzy nigdy mnie nie trawili? To już wolę zostać w domu i obejrzeć kolejny odcinek Love Island czy innego badziewia. – Po tych słowach zbliżam się do Piotra i przyciskam mu koszulę do ciała. – Zakładaj ją.
– Beata, proszę. Musimy się znowu kłócić?
– Nie pozwolę, żebyś na godzinę przed kolacją wywracał wszystko do góry nogami. Ubieraj się i jedziemy. Kajtek, szykuj się! – wołam do naszego zamkniętego w drugim pokoju jedenastoletniego syna.
– Zaraz, tylko dokończę misję! – odpowiada.
Piotr przez kilka sekund przygląda się w milczeniu czarnej markowej koszuli, którą dostał ode mnie rok temu w prezencie na czterdzieste urodziny. Wydałam na nią trzy tysiące złotych w luksusowym butiku. Chciałam, by prezentował się w pracy jak na dziekana wydziału mechanicznego przystało.
– Kochanie, to ogromne pieniądze – stwierdził wtedy. – Nie musiałaś aż tak się wykosztowywać.
– Musiałam. Niech ludzie widzą, że ci się powodzi.
– Ale to tylko czarna koszula. Trzeba się mocno przyjrzeć, by dostrzec logo.
– Nie martw się. Ci, którzy mają je dostrzec, dostrzegą – zapewniłam go.
Wtedy jeszcze nie wiedziałam, że dwa miesiące później luksusowe butiki odejdą do sfery marzeń. Dziś mogę je jedynie podziwiać z ulicy. Ewentualnie wejść do środka, pooglądać rzeczy, na które mnie nie stać, i uciec, zanim dopadnie mnie ekspedientka.
– Beata, zastanów się jeszcze – mówi Piotr, wzdychając ciężko. – Ile razy mam ci przypominać, że nawet gdyby rodzice chcieli nam pomóc, to zwyczajnie nie mają takiej sumy?
– Nie? – Patrzę na niego z ironią. – Twoja matka ostatnio ciągle się chwali, że fundusz inwestycyjny, w który władowali część oszczędności, wystrzelił i podwoił ich wkład.
– Tak, ale nie sądzę, by zainwestowali w niego więcej niż sto tysięcy.
– W takim razie niech dadzą nam dwieście, a resztę jakoś wykombinujemy.
Piotr przygląda mi się ze współczuciem i rzuca koszulę na oparcie kanapy.
– Czy ty słyszysz, co mówisz? Chcesz, by rodzice oddali nam swoje ciężko zarobione pieniądze? A niby za co oni będą żyli?
– W porządku, niech sobie zostawią z pięćdziesiąt tysiaków. Więcej chyba nie potrzebują?
Mój mąż przewraca oczami.
– Beata, daj spokój…
– No co? Wiesz, jacy są: nigdzie nie podróżują i oszczędzają na wszystkim, na czym się da. Twoja matka pojechała kiedyś na drugi koniec miasta do spożywczaka, bo się dowiedziała, że sprzedają tam masło dwadzieścia groszy taniej niż w biedronce. Pięćdziesiąt tysięcy to dla nich i tak za dużo.
Widzę po minie Piotra, że kończy mu się do mnie cierpliwość. Nie zamierzam jednak odpuszczać. To on wpakował nas w bagno i on nas z niego wyciągnie.
– Posłuchaj, dziś są moje urodziny i zamierzam spędzić je w miłej atmosferze – mówi z rezygnacją. – Zwłaszcza że widuję rodziców raz na ruski rok. Nie pozwolę ci zepsuć atmosfery przy stole.
Gdy dociera do mnie sens jego słów, po plecach spływa mi zimny pot, a serce zaczyna bić przyspieszonym rytmem. Czy ten pieprzony drań próbuje ze mnie zrobić tą złą? O nie, nie pozwolę mu na to. Po moim trupie. Musi pamiętać, że to wszystko jego wina. A jeśli ja w czymś popełniłam błąd, to w tym, że w niego wierzyłam. Moja świętej pamięci babcia zawsze powtarzała, że „facetów trzeba trzymać krótko, bo bez baby są jak zagubieni we mgle”. Dziś żałuję, że nie wzięłam sobie jej słów do serca.
– Załóż koszulę. – Staram się mówić spokojnie, choć w środku się gotuję.
– Beata…
– Załóż tę cholerną koszulę – cedzę przez zaciśnięte zęby.
Piotr mrozi mnie wzrokiem, po czym zgarnia ją z oparcia kanapy.
– Zdobędę te pieniądze, ale nie od rodziców. Daj mi jeszcze trochę czasu.
– Ile?
– Nie wiem, parę miesięcy? Może rok?
Nie wiem, czy mam się teraz rozpłakać, czy wybuchnąć gromkim śmiechem.
– Od dziesięciu miesięcy żyjemy jak biedacy, licząc każdy grosz.
– Nie przesadzaj – prycha z wyższością. – Przecież przynosimy do domu dwie wypłaty.
– I co z tego? Ledwo pokrywają codzienne wydatki – nie odpuszczam.
– Mówiłem, żeby zrezygnować z prywatnej opieki medycznej i odwołać lekcje tenisa Kajtka. Zaoszczędzilibyśmy kupę kasy.
– Ty już lepiej nie wypowiadaj się w kwestiach finansowych. Zresztą nie pozwolę, by nasz syn ponosił konsekwencje twoich kretyńskich decyzji.
Piotr wzrusza ramionami i odpowiada:
– Zatem dalej żyj ponad stan i ciągnij nas na dno.
Tym razem przesadził. Dłużej tego nie wytrzymam.
– Odszczekaj to.
– Ale co? – Jego usta układają się w lekceważący uśmiech. To jeszcze bardziej mnie podpala. Wzburzona rzucam się na niego i wbijam mu paznokcie w ramię.
– Beata, kurwa! Co ty…?!
– Odszczekaj to, skurwysynu, albo powiem twoim starym, jaką sierotę wychowali.
– Nie możesz. Nie tak się umawialiśmy.
– Od kiedy dane mi obietnice mają dla ciebie takie znaczenie? – Dociskam paznokcie, przyprawiając go o silny ból.
– Aua! Ja pierdolę!!! – Piotr zabiera rękę i energicznie mnie odpycha. Mało brakuje, bym straciła równowagę i runęła na szklany stolik. – Co w ciebie wstąpiło?!
Zagryzam dolną wargę i biorę głęboki wdech. Muszę się opanować, zanim zrobię coś, czego będę potem żałować. Gdy do oczu napływają mi łzy, zaciskam mocno powieki i odwracam się do Piotra plecami. Przez następne sekundy powtarzam sobie w myślach, że wszystko będzie dobrze. Musi być.
*
Pokonywałam już w życiu dużo większe przeszkody. Gdy miałam szesnaście lat, moi rodzice zginęli w wypadku samochodowym. Z dnia na dzień zostałam sama i przez długi czas nie umiałam znaleźć sobie miejsca w świecie. Pamiętałam jednak, co przez lata powtarzała mi mama: „życie zawsze jest wyzwaniem i wygrają tylko ci, którzy je podejmą”. Zawalczyłam więc o siebie i z pomocą dziadków wyszłam na prostą. Pokonałam też sepsę, która rozwinęła się u mnie po cesarskim cięciu. Od prowadzącego mnie lekarza dowiedziałam się później, że gdyby nie mój silny organizm, pewnie bym tego nie przeżyła. Ten sam organizm ocalił mnie kilka lat później, gdy dzień przed trzydziestymi urodzinami dowiedziałam się o zmianie nowotworowej w lewej piersi. Szybka diagnoza pozwoliła mi zdusić chorobę w zarodku. I uwierzyć w to, że prawdziwa ze mnie supermenka.
„To tylko pieniądze” – szepcze mi głos z tyłu głowy i trudno się z nim nie zgodzić. Na własnej skórze przekonałam się, że w życiu są dużo większe problemy niż te finansowe. Ciężko mi jednak ignorować fakt, iż Piotr zaprzepaścił również moje oszczędności. Wystarczyło kilka bezmyślnych kliknięć, by wiele lat mojej ciężkiej pracy obróciło się w pył. Ale po kolei. Zaczęło się od telefonu od mężczyzny, który podawał się za pracownika banku. Zaniepokojony doniósł mojemu mężowi o podejrzanym działaniu na naszym wspólnym koncie. Ktoś miał rzekomo podjąć próbę logowania. Na moje nieszczęście przebywałam wtedy poza Warszawą z wizytą u jednego z moich podopiecznych. Gdybym była z Piotrem, kazałabym mu natychmiast przerwać połączenie. On jednak, zdekoncentrowany i zaskoczony telefonem z banku, posłusznie wykonał wszystkie polecenia rozmówcy. Najpierw pobrał wskazany przez niego program, który zainfekował nam komputer. W dalszej kolejności zalogował się za jego pośrednictwem na konto i przesłał środki na „rachunek techniczny”. W efekcie straciliśmy blisko pół miliona złotych. Pieniądze, które latami odkładaliśmy z myślą o budowie domu, trafiły w łapska jakiegoś oszusta.
– Beata, ja naprawdę myślałem, że to pracownik banku… Był taki przekonujący! – jęczał Piotr do telefonu. Nie mieściło mi się w głowie, że tak gruntownie wykształcony i inteligentny człowiek może być jednocześnie tak naiwny i nieudolny. – Nie martw się, zaraz pojadę na policję i wszystko wyjaśnię. Na pewno nam pomogą – dodał, ale ja już wtedy wiedziałam, że nic w tej kwestii nie wskóra.
Piotr długo wierzył, że uda nam się odzyskać pieniądze. Oprzytomniał dopiero wtedy, gdy policjant powiedział mu prosto w oczy, że szanse na to są zerowe.
– Przykro mi, ale zrobiliśmy wszystko, co w naszej mocy. Wie pan, ile osób dziennie zgłasza się do nas z podobną sprawą?
– Ale panie władzo, tu chodzi o pół miliona złotych…
– Proszę mi wierzyć, że ludzie tracą dużo większe sumy. Niestety, taka jest cena bezmyślności. Właśnie dlatego nieustannie edukujemy społeczeństwo w kwestii oszustw internetowych.
Doskonale pamiętam podróż z komendy do domu. Upłynęła nam ona w kompletnej ciszy. Piotr gryzł do krwi dolną wargę, a twarz miał tak bladą, że w pewnym momencie zatrzymałam auto na przydrożnym parkingu i spytałam go, czy chce wysiąść. On jednak nie odpowiedział. Siedział nieruchomo z wytrzeszczonymi oczami i patrzył przed siebie. Pękł dopiero po przekroczeniu progu naszego mieszkania. Załamany zgarnął z barku dwie butelki whisky i zamknął się w naszej sypialni. Znalazłam go jakiś czas później półprzytomnego na podłodze. Biedak leżał w kałuży własnych wymiocin i mamrotał coś pod nosem. Wtedy przypomniałam sobie słowa babci. I zrozumiałam, że poślubiłam nieudacznika.
*
Gdy ponownie odwracam się przodem do Piotra, mój mąż dopina ostatni guzik koszuli.
– Szczęśliwa? – pyta z ponurą miną.
– Ja już dawno nie byłam szczęśliwa – rzucam, zanim udaję się do pokoju Kajtka i każę mu wyłączyć komputer.
– Już kończę – odpowiada mój pochłonięty grą syn.
– Masz minutę.
– Ale mamo! – jęczy.
– Minutę i ani sekundy dłużej – podkreślam stanowczo. – Chyba nie każesz dziadkom na nas czekać?
Po powrocie do salonu podchodzę do barku i wyjmuję z niego butelkę czerwonego wina. Następnie zgarniam z półki kieliszek i napełniam go do połowy.
– Ty dziś prowadzisz – rzucam do przyglądającego mi się ze zdziwieniem Piotra.
– Naprawdę będziesz się upijać przed kolacją? – Piotr dobrze wie, że na jednym kieliszku się nie skończy.
– Nie musiałabym tego robić, gdybyś mnie tak nie wkurwił. – Wypijam całość na raz i nalewam sobie więcej.
Widząc moje rozżalenie, Piotr głośno wzdycha i powoli kroczy do mnie ze spuszczoną głową.
– Przepraszam, kochanie. To, co powiedziałem… Ja wcale nie myślę, że ciągniesz nas na dno. Kotku…
– Oczywiście, że tak nie myślisz, bo nasze problemy to wyłącznie twoja wina. Twoja i nikogo więcej. Rozumiesz?
– Beata, proszę. To nie moment na licytowanie się, kto bardziej zawinił.
– Licytowanie? – prycham. – Piotr, choć raz zachowaj się jak facet i przyznaj, że jesteś idiotą.
Mój mąż w odpowiedzi marszczy brwi.
– Uwielbiasz mnie kastrować, co?
– Żeby jeszcze było co ucinać. – Zduszam pogardliwy śmiech i biorę duży łyk wina. Jednocześnie napinam wszystkie mięśnie, starając się zapanować nad ich silnym drżeniem. – Kajtek, do jasnej cholery!
– No idę już!
Zanim wychodzimy z domu, Piotr odciąga mnie na bok i błaga, bym odpuściła jego rodzicom.
– Popytam znajomych, zaciągnę kredyt, cokolwiek… Wybuduję ci ten przeklęty dom, tylko nie mów im o naszych problemach. Zrób to, jeśli jeszcze mnie kochasz. A jak nie, to ze względu na naszą przeszłość. Przecież nie zawsze było ci tak źle, prawda?
Jestem już zmęczona jego nieudolnymi manipulacjami. Dlaczego po prostu nie przyzna się do porażki?
– Żal mi ciebie. – Patrzę na niego z politowaniem. – Tak cholernie mi ciebie żal. Masz czterdzieści jeden lat i wciąż nie wyleczyłeś się z kompleksu ojca.
– Nie o to chodzi.
– Przestań. Oboje wiemy, że nic bardziej cię nie przeraża niż widok rozczarowania w jego oczach. Odkąd cię znam, próbujesz sprostać jego wygórowanym oczekiwaniom. Zostałeś nawet na uczelni, by podobnie jak on zrobić karierę naukową.
– Zostałem, bo chciałem – upiera się Piotr, ale ja wiem, że to nieprawda. Nie mam jednak teraz ani siły, ani nerwów, by kontynuować tę dyskusję.
– Szybciej, Kajtek – poganiam syna, który ociąga się z założeniem butów. A potem wychodzę z domu i dyskretnie ocieram palcem wilgotne oczy.
ROZDZIAŁ 2
Moi teściowie mieszkają w starym piętrowym domu, zlokalizowanym w samym sercu Żoliborza. Nie trzeba siedzieć w branży nieruchomości, by domyślać się, że za jego sprzedaż zainkasowaliby bardzo, ale to bardzo pokaźną sumę. Taką, która z nawiązką zrekompensowałaby mi miesiące stresu, wylanych łez i poczucia życiowej klęski. Nie zamierzam jednak ich do tego przekonywać. Zwłaszcza że sam Piotr kilka lat temu próbował to zrobić, ale bez skutku. Ojciec wyraźnie dał mu wtedy do zrozumienia, że póki żyje, nie zamieni tego domu na „ciasną klitkę w bloku”.
– Dostaniesz go po mojej śmierci. A do tego czasu sam zapracuj sobie na luksusy i wygodę.
Z jednej strony rozumiem, dlaczego Piotr boi się ojca. Józef Karwat to były wojskowy, który zawsze trzymał syna krótko i poniekąd pozbawił go normalnego dzieciństwa. Kiedyś Piotr pod wpływem alkoholu opowiedział mi o karach, jakie mężczyzna wobec niego stosował. To był jedyny raz, gdy odważył się przy mnie skrytykować ojca. Szczerze mówiąc, do dziś nie rozumiem, dlaczego w dorosłym życiu się od niego nie odciął. Zachowuje się jak wytresowany piesek, który tańczy tak, jak zagra mu jego pan. Nigdy nie sprzeciwił się ojcu i nie podniósł na niego głosu. Czasem odnoszę wrażenie, że to teść rozdaje karty w naszym małżeństwie. Myślę też, że gdyby przed laty zabronił Piotrowi się ze mną ożenić, ten by go posłuchał. Zresztą to nieistotne. Liczy się to, co tu i teraz. A jest fatalnie. I będzie jeszcze gorzej, jeśli czegoś nie zrobimy. Mam już dosyć naszego ciasnego mieszkania w bloku, wkurwiających sąsiadów i dobiegającego zza okna ulicznego zgiełku. To nie tak miało wyglądać. Wszystko dokładnie zaplanowałam: planowaliśmy zaciągnąć kredyt na brakującą część kwoty i na wiosnę rozpocząć budowę domu. Tymczasem w miejscu, gdzie już dawno powinny być wylane fundamenty, rosną wysokie na dwa metry krzaki. No ja pierdolę!
Daję dziś Piotrowi ostatnią szansę na uratowanie honoru. Nie liczę, że przekona ojca do sprzedaży domu, ale niech chociaż wyciągnie od niego te cholerne dwieście tysięcy. Zadowolę się nawet stu pięćdziesięcioma. Tyle wystarczy, bym przez jakiś czas nie zadręczała się z powodu naszej katastrofalnej sytuacji. „Nie spierdol tego, frajerze” – warczę w duchu, zerkając kątem oka na parkującego na podjeździe męża. A potem wysiadam z auta i uśmiecham się szeroko do stojącej na ganku teściowej.
– Dzień dobry, mamo. – Wyciągam ku niej ręce na powitanie, ale ona nawet nie zwraca na mnie uwagi. Zamiast tego wyściskuje swojego jedynego synusia, a potem wita się z Kajtkiem.
– Aleś ty schudł. – Szczypie w policzek mojego wyraźnie poirytowanego syna. – Musisz więcej jeść. Na szczęście upiekłam twoją ulubioną karpatkę. Nie wypuszczę cię, dopóki nie zjesz całej.
– Mama nie pozwala mi jeść słodyczy – odpowiada.
– To dlatego, że badania wykazały hipoglikemię reaktywną – wyjawiam, zanim teściowa zdąży rzucić pod moim adresem jakiś uszczypliwy komentarz. Jestem pewna, że chciała mnie nazwać wredną matką, która odmawia dziecku przyjemności.
– Hipo… co? – Patrzy na mnie z niezrozumieniem.
– Jeśli Kajtek nie będzie się zdrowo odżywiał i więcej ruszał, grozi mu cukrzyca typu drugiego – wyjaśniam.
– Hm… Ale jeszcze jej nie ma, prawda? – dopytuje teściowa.
– Nie, ale…
– Zatem nic się nie stanie, jeśli raz na jakiś czas skosztuje moją karpatkę. Chodź, wnusiu.
Czekam, aż teściowa zaciągnie mojego syna do środka, i przenoszę gniewny wzrok na męża.
– Mogłeś się za mną wstawić. Wiesz, że Kajtkowi nie wolno jeść słodkiego.
Piotr nie odpowiada. Zamiast tego mija mnie ze spuszczoną głową i zostawia samą przed domem. Stoję tak jeszcze przez chwilę i powstrzymuję się od płaczu. Cóż za symboliczny moment… Jak zwykle w trudnej sytuacji nie mogę liczyć na jego wsparcie. Czy tak powinien postępować kochający mąż?
Po minie teścia wnioskuję, że ta stara kwoka nie próżnowała i przed naszym przyjazdem skutecznie go do mnie zniechęciła. Nie żeby kiedykolwiek był mi wielce przychylny, ale przynajmniej nie okazywał wrogości. Tymczasem dziś nie dość, że nie odpowiada na moje „dzień dobry”, to nawet nie spogląda w moją stronę. Siedzi rozkraczony w tym swoim zatęchłym fotelu, który po raz ostatni czyścił chyba jeszcze w stanie wojennym, i wypytuje Kajtka o postępy w nauce.
– Co tu się odpierdala, Piotr? Dlaczego traktują mnie jak wroga numer jeden? – pytam szeptem męża.
– Tylko tak ci się wydaje.
– Czyżby? Twój ojciec nawet się ze mną nie przywitał.
– Odpuść mu. Wciąż dochodzi do siebie po wszczepieniu bajpasów.
– A ja dochodzę do siebie po tym, jak mój własny mąż zaprzepaścił oszczędności naszego życia – rzucam poirytowana, po czym dołączam w jadalni do kręcącej się przy suto zastawionym stole teściowej. – Widzę, że się mama postarała.
– Zawsze się staram – odpowiada, unikając mojego spojrzenia.
Głupia pizda. Odnoszę wrażenie, że choćbym powiedziała jej najmilszy komplement, ona i tak uzna go za przytyk.
– Oczywiście, mamo – mówię pojednawczo. – Nie neguję tego. Chciałam tylko powiedzieć, że dziś przeszłaś samą siebie.
– Gdybyś nie izolowała od nas Piotrusia, nie musiałabym się tak starać – stwierdza z przekąsem. – A tak każda okazja na spotkanie z nim jest dla mnie jak święto. Zatem i kolacja jest świąteczna.
Biorę głęboki wdech, po czym powoli wypuszczam powietrze ustami. Teściowa ewidentnie próbuje mnie wyprowadzić z równowagi i pokazać Piotrowi, jaki jest biedny, że musi się użerać z taką furiatką. Nie dam jej tej satysfakcji. Swoją drogą to niesamowite, że nie odpuszcza nawet po kilkunastu latach mojego małżeństwa. Mało tego – rzekłabym, że z roku na rok staje się coraz bardziej kąśliwa. Tyle że ja też umiem kąsać. I jak będzie trzeba, odgryzę jej łeb.
– A cóż to? Czyżby zakalec? – pytam na widok ciasta ze śliwkami.
– Żaden zakalec. Wyszło tak, jak miało być.
– Nie wydaje mi się – ciągnę, wymownie się uśmiechając.
Coś czuję, że dziś nie będę musiała specjalnie się natrudzić, by ją rozwścieczyć. Teściowa ewidentnie jest nie w sosie i gdyby nie to, że w jadalni zjawia się Piotr, pewnie rzuciłaby pod moim adresem jakąś obelgę. Trudno, jak nie teraz, to spróbuję później.
Wkrótce zasiadamy do stołu. Teściowa nadaje ton rozmowie, opowiadając o rekonwalescencji męża, który siedzi wpatrzony w talerz z miną, która mówi: „Błagam, zabierzcie mnie stąd”. Następnie wspomina o naprawach, które trzeba przeprowadzić w domu i ogrodzie.
– Tata nie chciał, bym cię o to prosiła, ale mija kolejny miesiąc, a on wciąż nie ma siły, by się za cokolwiek zabrać.
– Powiedziałem, że o wszystko zadbam, to zadbam – odpowiada stanowczo teść.
– Ty zawsze zgrywasz najmądrzejszego, a potem lądujesz na stole operacyjnym. Jak masz zadbać o dom, skoro nie potrafisz zadbać o własne zdrowie?
– Spokojnie, mamo, wszystkim się zajmę – mówi siedzący naprzeciwko mnie Piotr. – Mam teraz wolne weekendy, więc będę do was zaglądał.
– A może wykorzystałbyś ten czas na jakieś dodatkowe płatne zajęcie? – sugeruję mu, nie mogąc już znieść panującej przy stole atmosfery.
– Beata, proszę…
– No co? – Wzruszam ramionami. – Zamiast robić coś za darmo, mógłbyś odzyskać część utopionych pieniędzy.
– O czym ona mówi, synku? – pyta Piotra matka.
– Beata, umawialiśmy się… – Patrzy na mnie ostrzegawczo.
– Na nic się nie umawialiśmy. – Nie zamierzałam tego w ten sposób rozegrać, ale skoro teściowie z jakiegoś powodu już na wstępie okazali mi niechęć, to nie widzę potrzeby silenia się na życzliwość. Chcą wojny, to będą ją mieli. Skoro i tak nie wesprą nas finansowo, to niech przynajmniej wiedzą, jaką niedojdę wychowali.
Zapada niezręczna cisza, w trakcie której teściowa mierzy mnie podejrzliwym wzrokiem.
– Synku, czy możemy porozmawiać na osobności?
– Niech mama mówi. Nie mamy przed sobą tajemnic – zabieram głos.
– Wolałabym jednak…
– Mów. – Omal nie uderzam pięściami o stół. – Tym bardziej że pewnie i tak dotyczy to mnie.
Twarz matki Piotra nagle robi się czerwona. Naprawdę niewiele brakuje, żebyśmy obie wskoczyły na stół i rzuciły się sobie do gardeł.
– Skoro nalegasz… Chciałam wypytać Piotra o twój problem.
– Mamo! – upomina ją mój mąż.
– Czekaj, czekaj… – Robię się czujna. – Mój problem? Co masz na myśli?
– Mamo, proszę cię!
Teściowa uśmiecha się szyderczo.
– Chciałam się dowiedzieć, czy wciąż chlejesz. Ale w sumie nie muszę o to pytać. Już w jadalni wyczułam od ciebie wino.
Nie wierzę.
– Zaraz, co ty sugerujesz? Chyba nie myślisz, że jestem alkoholiczką? – Przenoszę pytające spojrzenie na siedzącego obok mnie męża. Po jego minie widzę, że wie, iż ma przejebane. – Coś ty jej naopowiadał?
– Prawdę. Nie radzisz sobie z nałogiem i wyżywasz się na Piotrze – odpowiada za niego teściowa, po czym kieruje wzrok na moje dziecko: – Kajtuś, czy mama cię bije?
– Odwal się od mojego syna! – podnoszę głos. Nie pozwolę, by ta suka i nim manipulowała. – Nigdy nie uderzyłam Kajtka. Rzadko nawet na niego krzyczę.
– Dzisiaj krzyczałaś, gdy grałem w grę.
– Poganiałam cię, bo wychodziliśmy.
Tymczasem wyraźnie zakłopotany Piotr próbuje załagodzić sytuację.
– Proszę was, porozmawiajmy o czymś przyjemnym. Nie przyjechaliśmy tu, by się kłócić.
– Ja się nie kłócę – odpowiada natychmiast wyniośle jego matka. – Po prostu widzę, że jesteś zmarnowany, i się zastanawiam, jak mogę ci pomóc.
– Jest zmarnowany, bo nawalił po całości – mruczę na tyle głośno, że Piotr wszystko słyszy. Następnie drążę temat mojego rzekomego alkoholizmu: – Co dokładnie powiedziałeś swoim rodzicom?
– Beata, nic im nie mówiłem. Zaszło jakieś nieporozumienie.
– Co wam powiedział? – pytam teściów.
– Miesiąc temu zadzwonił do mnie wyraźnie przygnębiony.
– Mamo! – rzuca Piotr, próbując ją powstrzymać, ale ona go ignoruje.
– Od słowa do słowa zaczął się na ciebie skarżyć. Żałuję, że nie zrobił tego wcześniej, bo może zdołałabym temu jakoś zaradzić. A tak moi chłopcy musieli się użerać z tobą i twoimi… wyskokami.
To niepojęte. To jest, kurwa, niepojęte!
– Chwileczkę… – Przyglądam mu się spod zmrużonych powiek. – Zadzwoniłeś zapłakany do mamusi miesiąc temu? Niech zgadnę: zrobiłeś to po naszej kłótni, gdy zniszczyłam ci kino domowe?
– Zniszczyła ci kino domowe?! – Kochana teściowa tradycyjnie wyłapuje z mojej wypowiedzi smakowite kąski.
– A kto o zdrowych zmysłach kupuje do domu drogi sprzęt po tym, jak parę miesięcy wcześniej utracił majątek? – Z trudem panuję nad emocjami.
– Mówiłem ci już, że dostałem bon z pracy i nie mogłem go spieniężyć – próbuje się tłumaczyć, ale tylko jeszcze bardziej się wściekam.
– W takim razie trzeba było mi o tym powiedzieć, a zasugerowałabym ci zakup czegoś praktyczniejszego. Po cholerę nam kino domowe?!
– Przestań krzyczeć – odzywa się wreszcie teść.
– Proszę, proszę – ironizuję. – Czyżby tatuś przyszedł na ratunek swojemu udręczonemu synkowi?
– Opanuj się, dziewczyno.
– Sam się opanuj – rzucam ostro. – I przestań zgrywać dobrotliwego. Myślisz, że nie wiem, jak traktowałeś Piotra, gdy był młodszy? Spaczyłeś mu psychikę.
– Beata, błagam. – Mąż ściska moją dłoń.
– Daj mi dokończyć. – Wyrywam mu się. – Wkurwia mnie, że zgrywacie wspaniałych, kochających rodziców i wpieprzacie się w nasze sprawy. Mieliście swój czas, by zadbać o Piotra, i go nie wykorzystaliście. Dlatego teraz wara od naszej rodziny!
Zapada pięciosekundowa cisza, którą przełamuje komentarz zajadającego się schabowym Kajtka:
– Mogę jeszcze mizerii, babciu?
– Nie wstawaj – rzucam do teściowej i kontynuuję: – Chcecie wynagrodzić waszemu kochanemu synusiowi stracone lata? Mam pewien pomysł. Ale najpierw powiem wam całą prawdę na temat Piotra…
– Beata, na litość boską! – obrusza się mój mąż.
– Cicho. Trzeba było nie pierdolić im głupot na mój temat, byle tylko się przed nimi wybielić. Niech wiedzą, jaka z ciebie pokraka.
Ciąg dalszy w wersji pełnej
Copyright © by Marcel Moss, 2025
Copyright © by Grupa Wydawnicza FILIA, 2025
Wszelkie prawa zastrzeżone
Żaden z fragmentów tej książki nie może być publikowany w jakiejkolwiek formie bez wcześniejszej pisemnej zgody Wydawcy. Dotyczy to także fotokopii i mikrofilmów oraz rozpowszechniania za pośrednictwem nośników elektronicznych.
Wydanie I, Poznań 2025
Projekt okładki: Mariusz Banachowicz
Redakcja: Anna Jeziorska
Korekta: Agnieszka Luberadzka, Jarosław Lipski
Skład i łamanie: Dariusz Nowacki
PR & marketing: Anna Apanas
Konwersja publikacji do wersji elektronicznej:
„DARKHART”
Dariusz Nowacki
eISBN: 978-83-8402-359-4
Grupa Wydawnicza Filia sp. z o.o.
ul. Kleeberga 2
61-615 Poznań
wydawnictwofilia.pl
Seria: FILIA Mroczna Strona
mrocznastrona.pl
Wszelkie podobieństwo do prawdziwych postaci i zdarzeń jest przypadkowe.