Wyjazd z szefem - Alexi Lexi  - ebook + audiobook

Wyjazd z szefem ebook i audiobook

Alexi Lexi

4,0

Ten tytuł dostępny jest jako synchrobook® (połączenie ebooka i audiobooka). Dzięki temu możesz naprzemiennie czytać i słuchać, kontynuując wciągającą lekturę niezależnie od okoliczności!
Opis

Miriam jest zatrudniona w firmie reklamowej, w której zdobywa doświadczenie z zakresu grafiki komputerowej. Kocha swoją pracę i skrycie marzy o założeniu własnego biznesu. Wszystko dobrze się układa do czasu, aż do firmy dołącza syn prezesa. To właśnie on przejmuje stery po ojcu i wprowadza nowe porządki. Dla kobiety jest to duża komplikacja, bo z dnia na dzień musi zmierzyć się z trudnym charakterem szefa i jego wymaganiami. Carter nie spoufala się z pracownikami i trzyma wszystkich na dystans. Jego jedyną rozrywką jest doprowadzanie do szału Miriam. Z czasem jednak zaczyna się nią interesować, a wspólny wyjazd służbowy okaże się idealną okazją, by ich znajomość weszła na wyższy poziom.

"Wyjazd z szefem" to krótkie opowiadanie.

Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
czytnikach certyfikowanych
przez Legimi
czytnikach Kindle™
(dla wybranych pakietów)
Windows
10
Windows
Phone

Liczba stron: 61

Audiobooka posłuchasz w abonamencie „ebooki+audiobooki bez limitu” w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS

Czas: 1 godz. 18 min

Lektor: Sylwia Jackowska

Oceny
4,0 (283 oceny)
147
52
47
24
13
Więcej informacji
Więcej informacji
Legimi nie weryfikuje, czy opinie pochodzą od konsumentów, którzy nabyli lub czytali/słuchali daną pozycję, ale usuwa fałszywe opinie, jeśli je wykryje.
Sortuj według:
muckers

Nie polecam

To jest takie głupawe ,pozbawione sensu ,że szkoda czasu na czytanie . Same bzdury .
31
Agnieszka970

Nie polecam

Strasznie naiwne.
20
Magdalena12010

Nie oderwiesz się od lektury

Bardzo lubię te krótkie opowiadania. Idealna odskocznia od dłuższych treści. Polecam ❤️
10
Karina94_11

Nie oderwiesz się od lektury

Polecam ☺️
10
niqvs_89

Nie oderwiesz się od lektury

❤️
10

Popularność




©Alexi Lexi, 2023

©Wydawnictwo Magdalena Szweda, 2023

Niniejszy utwór jest fikcją literacką. Wszelkie podobieństwo do prawdziwych postaci (żyjących obecnie lub w przeszłości) oraz do rzeczywistych zdarzeń losowych, miejsc czy przedsięwzięć jest przypadkowe.

Wszelkie prawa zastrzeżone. Nieautoryzowane rozpowszechnianie całości lub fragmentu niniejszej publikacji w jakiejkolwiek postaci jest zabronione i powoduje naruszenie praw autorskich tejże publikacji.

ISBN epub: 978-83-67443-61-6

ISBN pdf: 978-83-67443-62-3

ISBN mobi: 978-83-67443-63-0

Redakcja i korekta: Dominika Bronk

Projekt okładki: Marlena Sychowska (MSychowska Book Design)

Zdjęcie na okładce: Jacob Lund //Adobe stock

Opracowanie wersji elektronicznej: Magdalena Szweda

Wydanie I

Rozdział 1

Miriam

Wychodziłam z firmy później niż zwykle. Rzadko mi się to zdarzało, ale pracowałam nad zestawieniem sprzedaży, które tak mocno mnie pochłonęło, że straciłam poczucie czasu. Dopiero gdy wyłączyłam komputer, zdałam sobie sprawę, że pozostałam w budynku zupełnie sama. Oczywiście nie licząc dwójki ochroniarzy, którzy strzegli dostępu do głównego wejścia tej twierdzy. Ich niewielkich rozmiarów pokoik znajdował się na parterze. To właśnie tam mieściło się centrum dowodzenia. Ogromne ekrany śledziły każdy, nawet najmniejszy ruch pracowników.

Nie czułam się swobodnie, wiedząc, że byłam obserwowana. Zaciskałam jednak zęby i dalej się na to godziłam, bo zbytnio zależało mi na pracy. Zatrudniała mnie najlepsza firma reklamowa, która prężnie działała na amerykańskim rynku. Zdobywałam w niej bezcenne doświadczenie. Miałam nadzieję, że w przyszłości pozwoli mi ono osiągnąć sukces we własnym biznesie. Od lat marzyłam, by założyć firmę i móc realizować własne pomysły. Ale jak na razie były to odległe plany, których z pewnością szybko nie wprowadzę w życie. Przede wszystkim brakowało mi pieniędzy na start i właśnie to stanowiło największy problem.

Opuściłam budynek, machając na dowiedzenia Benowi – jednemu z dwójki ochroniarzy. Gdy znalazłam się na ulicy, nagle uderzył we mnie nieprzyjemny chłód. Szczelnie otuliłam się płaszczem i ruszyłam przed siebie. Drobne krople spadające z nieba moczyły mi ubranie. Nie lubiłam deszczu, bo przypominał mi babcię, która odeszła trzy lata temu. W moich wspomnieniach ona nadal żyła. Uśmiechała się beztrosko, siedząc na ganku przed naszym domkiem. Chłonęła rześkie powietrze tuż po burzy i dziergała na drutach kolejny sweterek dla moich lalek.

Nie pamiętam dnia, abym za nią nie tęskniła. Jako jedyna opiekowała się mną, gdy byłam dzieckiem. Otoczyła bezpieczeństwem, zapewniając mi dom pełen miłości. Matki w ogóle nie pamiętałam, stanowiła tylko mgliste wspomnienie, postać bez twarzy. Pozbyła się mnie jak niechcianego mebla, porzucając przed domem babci. Dziecko przeszkadzało jej w realizacji marzeń. Czuła się zbyt młoda na macierzyństwo, dlatego zdecydowała się na ten krok. Od tego momentu nie kontaktowała się ze mną w żaden sposób. Nie wiedziałam nawet, czy jeszcze żyła. Rozpłynęła się niczym kamfora, zapominając o swojej jedynej córce. Może to i dobrze. Nie miałam pojęcia, jakbym się zachowała, gdyby zapragnęła się ze mną zobaczyć. Była dla mnie zupełnie obcą kobietą i tak powinno pozostać.

Dźwięk komórki przerwał moje rozmyślanie na temat rodzicielki. Przystanęłam na chodniku i z torebki wyciągnęłam telefon. Skrzywiłam się, gdy zobaczyłam na ekranie znajomy numer. Niechętnie odebrałam połączenie i przytknęłam telefon do ucha.

– Czego pan chce? – Nie siliłam się na uprzejmości. Było już późno, a on wydzwaniał do mnie poza godzinami pracy. To, że odebrałam, mógł uznać za gest dobrej woli z mojej strony.

– Jutro o ósmej przyjadę po ciebie. Musimy lecieć do Chicago spotkać się z bardzo ważnym klientem – zakomunikował głosem nieznoszącym sprzeciwu.

Mogłam go sobie teraz wyobrazić, jak siedzi w fotelu, grzebiąc jak zwykle przy krawacie i tępo patrząc w sufit.

– Słyszałaś mnie?

Nie odpowiedziałam mu od razu, dlatego zaczął się niecierpliwić i wyraził głośno swoje niezadowolenie.

Nie lubiłam, gdy Carter bez konsultacji ze mną planował służbowe wyjazdy. Fakt, oprócz własnej pracy pełniłam również funkcję jego drugiej asystentki i wiele się ode mnie wymagało, ale miałam również swoje życie, którym on w ogóle się nie przejmował.

– Przykro mi, ale coś już zaplanowałam, więc musi pan odwołać wyjazd. – Przystanęłam przed światłami, czekając, aż będę mogła bezpiecznie przejść na drugą stronę ulicy.

Wcale nie było mi przykro, ale on nie powinien o tym wiedzieć. Wystarczyło tylko jedno słowo Cartera, a wylądowałabym na bezrobociu bez możliwości realizacji marzeń o własnym biznesie. Cały czas wmawiałam sobie, że jeszcze tylko kilka miesięcy pracy z pozbawionym serca potworem i zacznę w końcu zarabiać na siebie.

– Owszem, masz plany. Właśnie ci je przedstawiłem. – Jego pewny siebie głos działał mi na nerwy.

Już chciałam wykrzyczeć, by poszedł do diabła, ale zostałam pozbawiona tej możliwości, bo zakończył połączenie, nawet się ze mną nie żegnając.

Dupek!, wrzasnęłam w myślach. Liczyłam, że dzięki temu poczuję się lepiej, niestety nic takiego się nie stało. Nadal byłam zła i sfrustrowana tym nagłym wyjazdem i perspektywą spędzenia całego weekendu w obecności Cartera.

Przymknęłam powieki, starając się zapanować nad nerwami. Mój szef uważał się za Boga, a ja musiałam spełniać jego wszystkie zachcianki. Doskonale zdawał sobie sprawę, jakie żywiłam względem niego uczucia. Można powiedzieć, że były odwzajemnione, bo on również nie pałał do mnie wielką miłością. Nawet przebywanie z nim w jednym pomieszczeniu okazywało się trudne. Mężczyzna ponad rok temu przejął stery w firmie po swoim ojcu. I właśnie od tego czasu zatruwał moje życie. Prawie każda nasza rozmowa przeradzała się w gigantyczną niczym wszechświat kłótnię. Nie miałam pojęcia, dlaczego w ogóle starałam się znosić jego humorki. Powinnam dawno rzucić na jego biurko wypowiedzenie. Nie czułam się jednak na tyle pewnie, by pójść na swoje. Rzadko ryzykowałam, a założenie własnej firmy tym właśnie było – ryzykiem, na które na razie nie mogłam sobie pozwolić.

Westchnęłam ciężko i schowałam komórkę z powrotem do torebki. Chłód przenikał mnie do szpiku kości. Na dodatek zaczął padać mocniejszy deszcz. Mój płaszcz nie był przystosowany do takich warunków pogodowych. Nie dość, że uszyty z cienkiego materiału, to na dodatek szybko przemakał.

Z poczuciem rezygnacji ruszyłam w stronę domu. Na szczęście mieszkałam blisko i to był jedyny plus pracy u Cartera. Nie wyobrażałam sobie, by codziennie dojeżdżać metrem do firmy. Uważałam to za stratę cennego czasu. Wolałam przeznaczyć go na coś bardziej pożytecznego, chociażby na dodatkowe szkolenia w zakresie projektowania. Kochałam swoje zajęcie i chciałam właśnie w tym kierunku się rozwijać.

Grupa śmiejących się ludzi, stojących po drugiej stronie ulicy, zwróciła moją uwagę. Byli przed trzydziestką, podobnie jak ja, tylko że w porównaniu z nimi nie miałam w sobie ani odrobiny radości. W pamięci próbowałam wyszukać moment, kiedy to ostatni raz wyszłam na miasto ze znajomymi. Praca pochłaniałam mnie do tego stopnia, że nie pozwalała mi na chwilę wytchnienia. Czasami zastanawiałam się, czy odrobinę nie zwolnić, nie pozwolić sobie na kilka godzin zabawy. Zaraz jednak otrzymywałam nowe wytyczne od szefa i życie prywatne spychałam na dalszy plan.

Stanęłam obok starej kamienicy, w której wynajmowałam niewielkie mieszkanie. Nie potrzebowałam dużo, metraż kawalerki zdecydowanie mi wystarczał. I tak większość czasu spędzałam w pracy, do domu wracałam tylko po to, by się przespać. Można powiedzieć, że to mój mały, prywatny hotel.

Weszłam do budynku i zatrzasnęłam za sobą potężne drewniane drzwi. Gwar z ulicy momentalnie ucichł. Westchnęłam ciężko i rozejrzałam się po przyciemnionym wnętrzu. Paliła się tylko jedna żarówka, dając nikłe światło. Po plecach przeszedł mi nieprzyjemny dreszcz. Mimo że mieszkałam w spokojnej dzielnicy, to jednak odczuwałam niepokój, gdy wracałam późno do domu. Byłam samotną kobietą przed trzydziestką, według większości mężczyzn bardzo atrakcyjną. Dlatego mogłam stać się przypadkową ofiarą seryjnego gwałciciela czy mordercy.

Potrząsnęłam głową, aby pozbyć się z niej makabrycznych obrazów. Nie powinnam oglądać wczoraj wieczorem przerażającego horroru, bo zaczynałam świrować, wyobrażając sobie niestworzone rzeczy.

Zaczęłam wspinać się po stromych schodach na pierwsze piętro, gdzie znajdowało się moje mieszkanie. Gdy stanęłam pod drzwiami, z torebki wyjęłam klucze, którymi otworzyłam zamek. Wchodząc do niewielkiego pomieszczenia, poczułam ulgę. W domu zaznawałam spokoju i mogłam odpocząć po stresującym dniu w pracy. Takich chwil w swoim życiu potrzebowałam jak powietrza, a przez Cartera niestety miałam ich coraz mniej. Gdy tylko przypomniałam sobie swojego apodyktycznego szefa, złość ponownie zawrzała w moich żyłach. Wściekła na tego dupka, ściągnęłam z ramion płaszcz, zawiesiłam go na wieszaku i zrzuciłam ze stóp buty. Zmęczona udałam się prosto do łazienki. Tylko rozgrzewający prysznic był w stanie postawić mnie na nogi i dać ukojenie moim mięśniom.

Gdy znalazłam się pod natryskiem i pierwsze krople zaczęły spadać na moje obolałe ciało, poczułam, jak schodzi ze mnie całe napięcie. Cichutko westchnęłam i przytknęłam czoło do chłodnych płytek. Stałam tak przez kilka minut, ciesząc się świętym spokojem. Oczyściłam umysł, pozostawiając sprawy służbowe na jutro. Nie chciałam już myśleć o pracy i delegacji. Wyjazd nie był mi na rękę, ale nie mogłam się sprzeciwić. Musiałam zacisnąć zęby i zgodzić się na szalony pomysł szefa. W końcu mi płacił i wymagał spełniania poleceń.

Zrezygnowana zakręciłam wodę i opuściłam kabinę prysznicową. Owinęłam się ciasno ręcznikiem i zadowolona z tego, że powróciła mi minimalna chęć do życia, wyszłam z łazienki. Swoje kroki skierowałam prosto do sypialni. Nie miałam ochoty na jedzenie, bo w biurze udało mi się coś przekąsić w przerwach między spotkaniami. Marzyłam teraz tylko o wygodnym łóżku i ciekawej lekturze do poduszki. Zsunęłam na podłogę ręcznik i sięgnęłam po koszulkę nocną. Miękki materiał otulił moje rozgrzane po prysznicu ciało.

Kładąc się na wygodnym materacu, poczułam się tak dobrze, że gdy tylko przymknęłam powieki od razu pochłonął mnie sen.

***

Walenie do drzwi przebudziło mnie z koszmaru, w którym główną rolę grał mój szef. Gwałtownie usiadłam na skraju łóżka, próbując dojść do siebie, ale mimo silnych starań nie potrafiłam zmusić ciała do współpracy. Te kilka godzin odpoczynku nie pomogło mi zregenerować sił. Wręcz przeciwnie, byłam wykończona i czułam się fatalnie. Mojego nastroju nie poprawiła również perspektywa służbowego wyjazdu. Planowałam zwinąć się pod kołdrą i zaznać jeszcze odrobiny snu. Dobijanie do mieszkania jednak nie ustawało. Intruz był na tyle natarczywy i pewny siebie, że zaczął szarpać za klamkę. Na szczęście zamknęłam drzwi na zamek i nie mógł wejść do środka. Spojrzałam na zegarek stojący na stoliku nocnym. Zmarszczyłam brwi na widok wskazówki spoczywającej na godzinie siódmej. Do spotkania z mężczyzną pozostała jeszcze godzina, więc osoba dobijająca się do mojego mieszkania nie mogła być Carterem.

Z ociąganiem wstałam i poczłapałam do drzwi. Niechętnie wyjrzałam przez wizjer i zaskoczona ujrzałam zniecierpliwionego szefa. Mężczyzna co chwilę zerkał na zegarek, zaciskając przy tym usta. W końcu sięgnął do kieszeni płaszcza i wyciągnął z niej komórkę. Na wyświetlaczu wystukał numer i przyłożył telefon do ucha. Po chwili w moim mieszkaniu rozległ się dźwięk dzwonka. Westchnęłam ciężko i oparłam czoło o chłodne drewno. Nie chciałam użerać się z Carterem z samego rana, ale też nie mogłam trzymać go dłużej na korytarzu. Dlatego przekręciłam klucz w zamku i z rozmachem otworzyłam drzwi.

– Jesteś za wcześnie – przywitałam go bez zbędnych uprzejmości, nieświadomie rezygnując z oficjalnej formy.

Schował komórkę do kieszeni i zacisnął mocno szczękę. Jego cała postawa wskazywała na to, że był wściekły. Nie miałam pojęcia, co takiego się wydarzyło, że od samego rana roztaczał wokół siebie złą aurę. W sumie, jak się nad tym zastanowić, to niewiele mnie to obchodziło.

– Samolot został odwołany – odpowiedział, wpraszając się do mojego mieszkania, jakby był jego właścicielem.

Zamknęłam za Carterem drzwi i podążyłam za nim do salonu. W moim domu czuł się nad wyraz swobodnie. Nie wiedziałam, co o tym myśleć.

– To znaczy, że nasz wyjazd również został odwołany. – Liczyłam, że mężczyzna potwierdzi, on jednak szybko zdeptał ten niewielki płomyk nadziei, który się we mnie tlił.

– Oczywiście, że nie. Nie możemy odpuścić tak ważnemu kontrahentowi. Pojedziemy samochodem – zdecydował.

Uniosłam wysoko brwi zaskoczona jego słowami.

– W taką pogodę? Przecież to szaleństwo! – Spojrzałam w okno i z przerażeniem stwierdziłam, że na zewnątrz szalała wichura i lał mocny, rzęsisty deszcz. Jazda samochodem w takich warunkach to nie tylko wariactwo, ale przede wszystkim głupota. Nie ufałam Carterowi na tyle, by powierzyć mu własne życie. W sumie w ogóle mu nie ufałam.