Świąteczny Nieznajomy - Alexi Lexi  - ebook + audiobook

Świąteczny Nieznajomy ebook i audiobook

Alexi Lexi

3,9

Ten tytuł dostępny jest jako synchrobook® (połączenie ebooka i audiobooka). Dzięki temu możesz naprzemiennie czytać i słuchać, kontynuując wciągającą lekturę niezależnie od okoliczności!
Opis

Dla Sebastiana wigilia to czas wielkich zmian. Właśnie tego dnia ma oświadczyć się córce przyjaciela rodziny. Dzięki małżeństwu dojdzie do połączenia dwóch potężnych firm. Mężczyzna jest rozdarty między obowiązkiem wobec rodziny, a własnym szczęściem.

Jadąc na kolację wigilijną zatrzymuje się w przydrożnym barze. W lokalu poznaje Katy – barmankę, której składa pewną propozycje. Kobieta waha się, jednak za namową Sebastiana, zgadza się na szalony pomysł mężczyzny.

"Świąteczny Nieznajomy" to krótkie opowiadanie świąteczne.

Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
czytnikach certyfikowanych
przez Legimi
czytnikach Kindle™
(dla wybranych pakietów)
Windows
10
Windows
Phone

Liczba stron: 56

Audiobooka posłuchasz w abonamencie „ebooki+audiobooki bez limitu” w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS

Czas: 1 godz. 11 min

Lektor: Sylwia Jackowska

Oceny
3,9 (290 ocen)
139
60
43
31
17
Więcej informacji
Więcej informacji
Legimi nie weryfikuje, czy opinie pochodzą od konsumentów, którzy nabyli lub czytali/słuchali daną pozycję, ale usuwa fałszywe opinie, jeśli je wykryje.
Sortuj według:
Magda692

Nie oderwiesz się od lektury

Super
10
HincK

Nie oderwiesz się od lektury

Lubię nie kiedy poczytać takie krótkie gorące opowiadania. Polecam.
00
Koniczynka_88

Nie oderwiesz się od lektury

Krótka historia. Idealna na przerwę w pracy.
00
Ryba3532

Nie oderwiesz się od lektury

lekka i przyjemna
00
AgnieszkaPikula1

Nie oderwiesz się od lektury

takie opowiadanie, które bardzo fajnie się czytało. Żeby nie było za słodko to są trudne wybory, spisek i dopiero szczęśliwe zakończenie ;))) polecam
00

Popularność




©Alexi Lexi, 2022

©Wydawnictwo Magdalena Szweda, 2022

Niniejszy utwór jest fikcją literacką. Wszelkie podobieństwo do prawdziwych postaci(żyjących obecnie lub w przeszłości) oraz do rzeczywistych zdarzeń losowych, miejsc czyprzedsięwzięć jest przypadkowe.

Wszelkie prawa zastrzeżone. Nieautoryzowane rozpowszechnianie całości lub fragmentu niniejszej publikacji w jakiejkolwiek postaci jest zabronione i powoduje naruszenie praw autorskich tejże publikacji.

ISBN: 978-83-67443-47-0

Redakcja i korekta: Dominika Bronk

Projekt okładki: Magdalena Szweda

Zdjęcie na okładce: [email protected]

Opracowanie wersji elektronicznej: Magdalena Szweda

Wydanie I

Rozdział 1

Sebastian

Bawiłem się bransoletą zegarka, spoglądając na panoramę Nowego Jorku. Biały puch przyklejał się do szyby i dawał nadzieję na pierwsze od dziesięciu lat białe święta. Gdybym był dzieckiem, cieszyłbym się z takiej pogody, ale już jako dorosły było mi wszystko jedno.

Dzisiejszy dzień miał być przełomowym w moim życiu. Oczekiwano ode mnie poświęcenia się dla rodziny. Broniłem się przed tym, ale z góry byłem skazany na porażkę. Moje zdanie kompletnie się nie liczyło. Rodzice postanowili, a ja, jak na grzecznego syna przystało, musiałem podporządkować się ich woli. Byłem dorosły i wiedziałem, że ten deal mógł przysłużyć się rodzinnemu biznesowi. W sumie od lat przygotowywałem się na przejecie sterów w firmie. Jedynym warunkiem był ślub z córką przyjaciela mojego ojca. Nie żywiłem żadnych głębszych uczuć do Klary. Można powiedzieć, że nawet jej nie lubiłem. Wychowana na rozpieszczoną księżniczkę skutecznie zraziła mnie do siebie. Nie wyróżniała się niczym szczególnym, potrafiła tylko wydawać pieniądze i wiedziałem, że po ślubie stanę się jej bankomatem bez limitów.

Odchyliłem się w fotelu i sięgnąłem po welurowe pudełeczko. Uchyliłem wieczko, a moim oczom ukazał się pokaźnych rozmiarów brylant. Kazałem go wykonać na specjalne zamówienie. Zależało mi na tym, by był wyjątkowy i jedyny w swoim rodzaju. Klara nie znosiła rzeczy ogólnodostępnych, otaczała się przedmiotami z najwyższej półki, więc nie mogłem kupić pierwszego lepszego pierścionka u jubilera. Było mnie stać, aby spełnić jej kaprys, pewnie pierwszy z wielu.

Zakryłem dłonią oczy i zacząłem delikatnie pocierać powieki. Byłem wykończony, wczoraj pracowałem do późna, a dzisiaj, w wigilię, ponownie musiałem pojawić się w biurze, by dokończyć ważny projekt. W budynku oprócz mnie i ochrony nikogo nie było. Miałem chwilę, aby zastanowić się nad swoim życiem. Dzisiaj podczas uroczystej kolacji powinienem oświadczyć się Klarze. Tak naprawdę nigdy nie byliśmy w związku, jednak ten etap musieliśmy przeskoczyć, by od razu stać się narzeczeństwem. Ślub miał odbyć się za dwa miesiące. Organizacją wesela zajęła się moja matka, która już dopięła wszystko na ostatni guzik. Ja i Klara mieliśmy się tylko stawić o wyznaczonej godzinie w kościele. Niczego więcej od nas nie oczekiwano. Pozostały mi dwa miesiące wolności, a potem pętla na szyi będzie się zaciskać, odcinając mi dopływ powietrza. Musiałem pogodzić się z losem i przyjąć to, co dla mnie przygotował.

Zamknąłem wieczko i schowałem pudełko do kieszeni. W tym samym momencie rozdzwoniła się moja komórka. Spojrzałem na wyświetlacz i głośno jęknąłem. Na ekranie pojawiło się imię mojej matki. Cudownie! Jeszcze tylko jej brakowało.

Chwyciłem telefon i nie mając wyjścia, odebrałem połączenie. Nie zdążyłem się przywitać, bo matka pierwsza zaczęła mnie atakować:

– Sebastianie, gdzie ty jesteś? Obiecałeś mi wczoraj, że przyjedziesz do domu wcześniej. Musimy przećwiczyć dzisiejszą kolację, aby wyszła perfekcyjnie.

– Jestem jeszcze w pracy, ale już się zbieram – skłamałem.

Zamierzałem jeszcze chwilę posiedzieć w samotności, by przygotować się na koszmarny wieczór, który przewróci moje życie o góry nogami.

– Przecież dzisiaj wigilia i twoje zaręczyny! Mogłeś odpuścić wizytę w biurze. – W jej głosie usłyszałem naganę.

– Musiałem zakończyć ważny projekt dla naszego najlepszego klienta. Potrzebuję pieniędzy, aby było mnie stać na Klarę. Mamo, luksus kosztuje – zakpiłem.

– Klara, jak chce, potrafi być oszczędna. Miała do wyboru suknię za sto tysięcy, a zdecydowała się na dużo tańszą.

– Ale w tym przypadku to nie ona oszczędziła tylko ja, bo to za moje pieniądze ją kupiłyście.

– Czepiasz się szczegółu. Zobaczysz, będziecie razem szczęśliwi. W przyszłości urodzą wam się dzieci, które scementują wasz związek.

– Zapomniałaś dodać, że to nie ona urodzi, tylko matka zastępcza. Klara nie chce nawet słyszeć o ciąży.

– A dziwisz się jej? Jest modelką, nie może swojej kariery poświecić dla dzieci. Musisz ją zrozumieć.

Naprawdę starałem się trzymać nerwy na wodzy, ale gdy rozmawiałem z matką, było to niezwykle trudne.

– Tylko mnie nikt nie pytał o zdanie w tej kwestii. Może chciałbym mieć żonę, która urodzi w tradycyjny sposób. Mamo, ja się boję, że ona nie będzie emocjonalnie związana z naszym dzieckiem, że nie będzie potrafiła go pokochać.

To właśnie był mój największy problem. Nie chodziło mi o to, kto donosi ciążę, a o uczucia względem mojego potomka.

– Gadasz głupoty, oczywiście, że będzie go kochać. Każda matka kocha własne dziecko.

Na usta cisnęło mi się pytanie, czy ona również darzy uczuciem swoje dziecko? Ale w porę się powstrzymałem. Nie chciałem, by doszło między nami do kłótni, na dodatek w wigilię.

– Mamo, będę kończyć, zaraz wychodzę z biura.

Musiałem jak najszybciej przerwać tę rozmowę, bo zmierzała ona w złym kierunku.

– Dobrze, synu, czekam w domu.

Gdy tylko połączenie zostało zakończone, wypuściłem powietrze z płuc. Zalała mnie fala ulgi, szybko jednak została zastąpiona strachem. Im bliżej do kolacji, tym większy odczuwałem lęk. Nie byłem gotowy do spędzenia życia u boku kobiety, której nawet nie lubiłem.

Z uczuciem rezygnacji wstałem z fotela, po czym sięgnąłem po płaszcz. Nie mogłem dłużej ukrywać się w gabinecie. Po wyłączeniu komputera opuściłem pomieszczenie i udałem się prosto do głównego wyjścia. Kiwnąłem głową na pożegnanie Samowi, który dzisiaj pełnił dyżur ochroniarza. Nie miał rodziny i święta zawsze spędzał samotnie, więc co roku zgłaszał się na ochotnika. W tym dniu płaciliśmy podwójnie i dodatkowo do wynagrodzenia doliczaliśmy premię, więc mężczyzna nie mógł narzekać na warunki.

Wychodząc z budynku, uniosłem głowę do góry i przymknąłem powieki. Drobne płatki spadały na moją twarz, wywołując na niej uśmiech. Chyba jednak pozostało we mnie coś z dziecka, bo naprawdę zaczynałem cieszyć się perspektywą białych świąt.

Stałem tak przez chwilę, lecz w końcu powróciłem do rzeczywistości i ruszyłem w stronę samochodu.

Rozdział 2

Katy

Przyśpieszyłam kroku, aby jak najszybciej znaleźć się w lokalu. Od dobrych dziesięciu minut powinnam być już na swojej zmianie. W tym miesiącu aż trzy razy nie dotarłam na czas do pracy. Modliłam się o to, aby Carlos nie zauważył mojej nieobecności. Już ostatnio groził mi wylaniem, a naprawdę zależało mi na tej robocie.

Weszłam do środka i przemknęłam szybko na zaplecze. Na szczęście na sali nie było wielu klientów, więc liczyłam, że Mary ze wszystkim sobie poradziła.

Ściągnęłam płaszcz i włożyłam go do swojej szafki. Związałam włosy w niedbały kok i tak przygotowana ruszyłam do pracy.

Gdy stanęłam za barem, zaczęłam rozglądać się po wnętrzu; oprócz Mary wycierającej stoliki w kącie dostrzegłam postawnego mężczyznę. Siedział bokiem, więc nie mogłam dojrzeć jego twarzy, ale po ubiorze mogłam wywnioskować, że nie był stałym bywalcem tego typu miejsc. Jego krawat pewnie kosztował więcej niż moja miesięczna pensja. Wszystko w nim krzyczało: pieniądze. W dłoni trzymał szklaneczkę z alkoholem i patrzył przed siebie. Musiało coś go trapić. Przez chwilę zastanawiałam się, czy do niego nie podejść. Szybko jednak wyrzuciłam ten pomysł z głowy. Nie powinnam interesować się życiem innych, skoro miałam własne problemy.

– Spóźniłaś się.

Podskoczyłam na dźwięk głosu Mary. Oderwałam wzrok od nieznajomego i popatrzyłam na koleżankę. Usta miała zaciśnięte w wąską linię, a oczami ciskała we mnie gromy.

– Przepraszam, to przez pogodę. Taksówka stanęła w korku i połowę drogi musiałam przejść pieszo – próbowałam się tłumaczyć.

– Masz szczęście, że dzisiaj jest mniejszy ruch, inaczej poszłabym na skargę do Carlosa. Nie zamierzam więcej pracować za dwóch.

Gdy tylko wspomniała imię szefa, mężczyzna wszedł do lokalu. Zmierzył nas pogardliwym spojrzeniem, po czym bez słowa udał się do swojego pokoju na tyłach baru.

Naprawdę niewiele brakowało, bym po raz kolejny naraziła się na jego gniew. Pensja była niewielka, ale przynajmniej miałam stały dochód. Na przyszłość musiałam się bardziej pilnować.

– To się więcej nie powtórzy – zwróciłam się do Mary dopiero wtedy, gdy byłam pewna, że szef nas nie usłyszy.

– Mam nadzieję. – Po tych słowach wróciła do wycierania stolików.

Odetchnęłam z ulgą i sama zaczęła porządkować bar. W taki dzień jak dziś lokal świecił pustkami. Klientów było jak na lekarstwo, ale Carlos uparł się, by otworzyć w wigilię. Uważałam to za zły pomysł, ale wolałam siedzieć cicho. To nie był mój biznes, tylko Meksykanina. I tak nie miałam, dokąd pójść w święta, więc mogłam przyjść i zarobić parę dolarów.

– Proszę jeszcze jedną kolejkę. – Tuż obok siebie usłyszałam męski głos.

Przerażona upuściłam szklankę, którą właśnie wycierałam. Szkło roztrzaskało się w drobny mak. Kucnęłam i zaczęłam zbierać drobinki. Dłonie mi się trzęsły, a oczy zaszły łzami. Carlos się wścieknie, gdy zauważy braki.

– Zapłacę za szkody.

Mężczyzna, który śmiertelnie mnie przeraził, zaczął pomagać przy sprzątaniu.

– Nie trzeba, to była moja wina – odpowiedziałam drżącym głosem.

– Raczej moja, nie powinienem tak się skradać.

Uniosłam głowę i popatrzyłam na nieznajomego. Dopiero teraz mogłam mu się dokładnie przyjrzeć. Miał przydługie, ciemne jak heban włosy, które uroczo kręciły się na końcach, dodając mu niewinnego uroku. Mocno zarysowana szczęka z delikatnym zarostem i błękitne oczy były jego największym atutem. Mogłam gapić się na niego w nieskończoność i nigdy nie miałabym dość. Wydawał się niewiele starszy ode mnie. Strzelałam, że był tuż przed trzydziestką.

Między nami zapanowała cisza. Po chwili mężczyzna uśmiechnął się jednym kącikiem ust. Był to zarozumiały uśmiech, który mi się nie podobał.

– Napatrzyłaś się? – zapytał.

Opuściłam wzrok i pozbierałam ostatnie fragmenty szkła. Czułam, jak moje policzki płoną z zażenowania. Wstałam z podłogi i podeszłam do kosza, pozbywając się dowodu zbrodni.

Nie mogłam dłużej ignorować klienta. Podszedł do baru po kolejnego drinka, dlatego musiałam go jak najszybciej przygotować, a wtedy wróci do swojego stolika, zostawiając mnie w spokoju.

Sięgnęłam po butelkę whisky i czystą szklankę. Napełniłam ją do połowy i podałam mężczyźnie. Przez chwilę jej się przyglądał, po czym chwycił w dłoń i już miał odejść, ale zawahał się i usiadł przy barze.

Aby na niego nie patrzeć, zajęłam się układaniem butelek w równych odstępach.

– Długo tu pracujesz? – zapytał, próbując zwrócić na siebie moją uwagę.

Nie chciałam z nim rozmawiać, ale w sumie nic mi nie zrobił i nie mogłam go olać. Postanowiłam zachowywać się swobodnie. Niejednokrotnie w czasie pracy zagadywali do mnie klienci. Po prostu był jednym z nich i musiałam o tym pamiętać.

– Niecałe dwa lata – odpowiedziałam zgodnie z prawdą.

Chwyciłam sok pomarańczowy i nalałam sobie szklankę. Czułam suchość w ustach i liczyłam, że napój nawilży mi gardło. Przytknęłam szkło do ust i za jednym zamachem wypiłam połowę jego zawartości. Od razu poczułam się lepiej.

– Nie myślałaś, aby zmienić pracę? – zagadnął nieznajomy.

Popatrzyłam na niego rozbawiona i pokręciłam głową. Mężczyzna zmrużył powieki i zaczął mi się przyglądać intensywniej. Naprawdę wywodził się z innego świata i raczej nie zaznał prawdziwego życia. Pewnie był wykształconym maklerem giełdowym i zarabiał rocznie miliony dolarów. Ja co najwyżej mogłam pochwalić się debetem w banku.