Wybrana przez niego - Brückner Agnieszka - ebook + audiobook
BESTSELLER

Wybrana przez niego ebook i audiobook

Brückner Agnieszka

4,5

Ten tytuł dostępny jest jako synchrobook® (połączenie ebooka i audiobooka). Dzięki temu możesz naprzemiennie czytać i słuchać, kontynuując wciągającą lekturę niezależnie od okoliczności!

56 osób interesuje się tą książką

Opis

Powieść autorki Zemsty Kruka!
Zazwyczaj panny młode w aranżowanych mafijnych małżeństwach obawiają się nocy poślubnej, ale Melody nie może się jej doczekać.
Dwudziestojednoletnia Melody Vitto to bratanica bossa mafii z Kansas City, ale gangsterski świat jest jej obcy. Dziewczyna uczęszcza na studia, a jej pasją jest balet.
Jednak przypadkowe spotkanie z Domenico Santo, dwudziestoośmioletnim synem bossa nowojorskiej mafii, przypieczętuje los kobiety. Mężczyzna poprosi o jej rękę, a ślub da rodzinie Melody szansę na bezpieczeństwo oraz stabilizację.
Choć Domenico sieje postrach wśród ludzi ze swoich kręgów natomiast dla wrogów jest okrutnym człowiekiem, od razu informuje Melody, że dla niej będzie inny i nigdy nie pozwoli, aby stała jej się krzywda. Przyszli małżonkowie coraz lepiej się poznają. Kobieta jest podekscytowana każdym dotykiem narzeczonego. Nie może się doczekać, aż w końcu będą tylko we dwoje.
Domenico i Melody balansują na granicy pożądania. Ale niestety w dniu ślubu ktoś porywa Melody…
Opis pochodzi od Wydawcy.

Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
czytnikach certyfikowanych
przez Legimi
czytnikach Kindle™
(dla wybranych pakietów)
Windows
10
Windows
Phone

Liczba stron: 428

Audiobooka posłuchasz w abonamencie „ebooki+audiobooki bez limitu” w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS

Czas: 10 godz. 30 min

Lektor: Agnieszka Bruckner

Oceny
4,5 (1367 ocen)
936
277
106
34
14
Więcej informacji
Więcej informacji
Legimi nie weryfikuje, czy opinie pochodzą od konsumentów, którzy nabyli lub czytali/słuchali daną pozycję, ale usuwa fałszywe opinie, jeśli je wykryje.
Sortuj według:
favolka

Z braku laku…

Cóż....ta ksiazka miałaby szanse tylko gdybym nigdy nie poznała Remo Falcome 🙂Cora Reilly zniszczyła wszystkich mafijnych bossów i mimo że podobała mi się Zemsta Kruka to tutaj niestety.... no nie brakło mi tchu.
PolaNegrid

Całkiem niezła

Takie czytadełko na jedno podejście. 😜 Przez całą lekturę nie mogłam oprzeć się wrażeniu, że autorka jest wielką fanką Cory Reilly. No ale cóż…. Ja też, więc nie mam pretensji. 😅
271
Patusia140980

Nie oderwiesz się od lektury

polecam gorąco przeczytać ❤️🍀❤️
70
Kolciax

Nie oderwiesz się od lektury

Świetna! Jeżeli macie ochotę sięgnąć po autora, który tworzy charakterne, konkretne, inteligentne postacie i ciekawą, mocną i niesamowicie wciągającą fabułę to książki Agnieszki Brückner powinny niezwłocznie znaleźć się na waszej liście ❤️
60
Imnotastupidblonde

Nie polecam

nie skończyłam. miałam duże nadzieje, a książka okazała się bez wyrazu. bohaterowie bardzo plascy, nie było czuć między nimi chemii, nie mieli dla mnie również widocznych cech charakteru
74

Popularność




Copyright ©

Agnieszka Brückner

Wydawnictwo NieZwykłe

Oświęcim 2022

Wszelkie Prawa Zastrzeżone

All rights reserved

Redakcja:

Alicja Chybińska

Korekta:

Agnieszka Nikczyńska-Wojciechowska

Edyta Giersz

Redakcja techniczna:

Mateusz Bartel

Projekt okładki:

Paulina Klimek

www.wydawnictwoniezwykle.pl

Numer ISBN: 978-83-8320-008-8

Wstęp

Melody

Jako mała dziewczynka zawsze marzyłam o bajkowym ślubie. Piękna suknia księżniczki, dużo rozmaitych kwiatów, wysoki tort, tańce i cudowny mąż, który będzie mnie kochać tak bardzo, jak ja jego. A potem gromadka dzieci i „żyli długo i szczęśliwie”.

Niestety, wraz z wiekiem uświadomiłam sobie, że jedyne marzenia, jakie mogą się spełnić, to te odnośnie do wesela, ponieważ wybór Pana Młodego na pewno nie będzie należał do mnie.

Jako córka podszefa mafii z Kansas City oraz bratanica tutejszego bossa miałam wyjść za mąż za mężczyznę, który spełni oczekiwania mojego ojca i stryja. Nie sądziłam jednak, że przyjdzie mi poślubić człowieka, którego imię siało postrach na całym Wschodnim Wybrzeżu. Mężczyznę, który pomimo swego młodego wieku słynął z okrucieństwa i brutalności. Mężczyznę, który w przyszłości miał przejąć funkcję dona w Nowym Jorku – Domenico Santo.

I wszystko przez to, że kiedyś na niego wpadłam…

Domenico

Okrutny, bezlitosny, nieustraszony, silny – to tylko kilka przymiotników, które kojarzą się naszym wrogom z moim imieniem.

Mafia i umacnianie jej potęgi to całe moje życie. Po to się urodziłem i do tego od małego byłem szkolony. Wraz z bratem byliśmy trenowani na wiele sposobów, abyśmy bez litości, serca i skrupułów dążyli do wyznaczonych celów.

I choć lubię swoje kawalerskie życie, to w końcu nadszedł czas, by znaleźć sobie żonę i tym samym ugruntować pozycję przyszłego dona. A ja już znalazłem odpowiednią kandydatkę na to stanowisko. I nic mnie nie powstrzyma, przed jej zdobyciem.

Jednak okazuje się, że ona jest inna, niż mogłoby się wydawać… Jest niczym syrena…

Wybrałem ją do ważnej roli. Zmusiłem wręcz, by została moją Królową. I niech mnie licho, jeżeli nie zrobię wszystkiego, co w mojej mocy, by tego nie żałowała.

Prolog

Kilka miesięcy wcześniej

Domenico

– Liczyłem na to, że pan senator będzie stawiać większy opór – mówi z wyraźnym żalem mój brat, gdy opuszczamy mury wysokiego nowojorskiego wieżowca.

– Dlaczego? – pytam, choć odpowiedź nie bardzo mnie interesuje.

Mieliśmy skłonić kolesia do współpracy i osiągnęliśmy zamierzony cel.

– Lubię, gdy musimy używać odrobiny perswazji. – Śmieje się pod nosem.

Mimowolnie reaguję tak samo.

– Mało ci bijatyk z Ruskami i Chińczykami?

– Dobrze wiesz, że nie o to chodzi. Po prostu lubię ten strach w oczach polityków. Ten przedostatni się nawet posikał – przypomina. – Nie mów, że to nie było komiczne!

– Było – potwierdzam.

Ruszam w stronę zaparkowanego przy ulicy samochodu, lecz nagle czuję, jak ktoś na mnie wpada.

– Uważaj, jak chodzisz! – słyszę stłumiony warkot.

Obracam się, by posłać temu komuś mrożące spojrzenie, jednak ze zdumieniem zauważam, że wpadła na mnie młoda kobieta.

Bardzo atrakcyjna kobieta.

– Chciałbym przeprosić, ale to ty wpadłaś na mnie, nie odwrotnie – wytykam rozbawiony jej bojową postawą.

– Doprawdy? – Unosi brew. – Według mnie wpakowałeś się na chodnik jak jakiś taran. Zresztą nieważne. – Kręci głową. – Mógłbyś mnie przepuścić czy będziesz tak blokować ten chodnik?

– Mel, pospiesz się! – dochodzi do nas głośne nawoływanie. Odwracam się i widzę grupę dziewczyn, które machają do mojej nieznajomej. – Zaprosiłaś nas na kawę urodzinową, więc skończ podrywać tego przystojniaka i chodź! Nie zostało nam wiele czasu!

– Przystojniaka, co? – Uśmiecham się do kobiety przede mną.

– Kwestia gustu – odpowiada znudzonym tonem. – Proszę wybaczyć, ale się spieszę.

Próbuje mnie ominąć, lecz robię krok, by ponownie zagrodzić jej przejście.

– Słuchaj, koleś… – zaczyna, jednak przerywa jej męski głos.

– Melody, wszystko w porządku?

Przed nami wyrasta osiłek, a jego ręka ułożona jest w pozycji gotowej do wyciągnięcia spluwy.

Ochroniarz? Kim jesteś, laleczko?

– Wszystko gra, Ugo – zapewnia pospiesznie, rzucając w moją stronę złośliwy uśmieszek. – Wpadłam niechcący na pana, ale już się żegnamy.

– Melody Vitto, rusz ten tyłek! – słyszę ponaglenia jej koleżanek.

Robię krok do tyłu i z teatralnym gestem przepuszczam ją przodem. Nim jednak zdąży zrobić kilka kroków, wołam za nią:

– Melody!

Odwraca w moją stronę zdumione spojrzenie.

– Wszystkiego najlepszego z okazji urodzin – mówię, uśmiechając się lekko.

Dziękuje skinieniem głowy, po czym pospiesznie dołącza do swojej paczki psiapsiółek.

Ochroniarz mierzy mnie ostrzegawczym spojrzeniem, jednak ignoruję go, więc ostatecznie podąża za swoją podopieczną.

– Co to miało być? – pyta cicho Alessandro, gdy nie odrywam wzroku od oddalającej się od nas grupy kobiet.

– Raczej kto? – zastanawiam się na głos. – I niedługo się dowiem.

Rozdział 1

Melody

Ten dzień był okropny.

Nie lubię piątkowych zajęć. Nie dlatego, że mam problemy w nauce, bo jestem zdolną i wzorową studentką. Po prostu piątki są nudne. Jedyną pociechą w te dni są popołudniowe lekcje baletu. Ten taniec to moje hobby – odskocznia od codziennego życia, zakazów i nakazów.

Mój ojciec to surowy człowiek, a życie, jakie prowadzi, bardzo zawęża moją swobodę. Owszem, mogłam podjąć studia, ale na prywatnej uczelni, którą sam wybrał. Przydzielono mi osobistego ochroniarza i nie mogę się nigdzie bez niego ruszać. Mam kilka koleżanek, z którymi czasami się spotykam, jednak ze względu na pochodzenie i biznesy mojej rodziny szczere zwierzenia nie wchodzą w rachubę… Chyba właśnie z tego powodu, wiedząc, jakie ograniczenia czekają mnie w życiu, albo może po to, bym nie kręciła mu się pod nogami, papà zgodził się na moje dodatkowe zajęcia. Od ósmego roku życia uczę się baletu, a od dziewiątego doszła nauka gry na pianinie.

Wracając do domu, na podjeździe zauważam dwa nieznane mi samochody.

– Jesteś pewien, że zaraz po powrocie mam zajrzeć do ojca? – pytam ochroniarza.

Papà rzadko prowadzi spotkania biznesowe w rezydencji. Zawsze stara się, bym była jak najdalej od jego interesów i współpracowników.

– Tak. Zostaw mi torbę, zaniosę ją do twojej sypialni. A teraz idź do jego gabinetu, ale zachowuj się. – Grozi mi palcem, na co rozbawiona przewracam oczami.

Ugo jest dla mnie jak dobry wujek. W przeciwieństwie do rodziców okazuje mi wsparcie i służy pomocą zawsze, gdy tego potrzebuję.

– Będę grzeczna, obiecuję! – zapewniam, po czym udaję się w stronę głównego wejścia.

Przystaję pod drzwiami gabinetu i nasłuchuję. Z wewnątrz dochodzą przytłumione głosy, jednak nie potrafię rozszyfrować, o czym mężczyźni rozmawiają. Pukam i czekam na znak, że mogę wejść.

Po chwili drzwi się otwierają, a moim oczom ukazuje się Cristiano, mój starszy kuzyn.

– O, Mel, już wróciłaś! – Gestem zaprasza mnie do środka.

– Tak, papà podobno chciał się ze mną zobaczyć… Nie podejrzewałam, że tu jesteś, nie widziałam twojego samochodu. – Uśmiecham się do niego. Najwyraźniej jedno z aut na podjeździe jest jego nowym nabytkiem, którym nie zdążył mi się jeszcze pochwalić. – Gemma przyjechała z tobą?

Rozglądam się po gabinecie, w poszukiwaniu młodszej kuzynki, lecz zamiast niej dostrzegam nieznajomego mężczyznę, siedzącego na niewielkiej kanapie. Na mój widok uśmiecha się lekko pod nosem, przez co mam dziwne wrażenie, że gdzieś już go kiedyś widziałam.

– Nie, Gemma została w domu – wyjaśnia Cristiano. – Przyjechałem, by dopilnować negocjacji dotyczących nadchodzącej współpracy. Ojciec nie mógł się zjawić osobiście, więc wysłał mnie.

– Rozumiem. A w jakim celu ja tu jestem? – pytam, patrząc z szacunkiem na tatę, który wygląda, jakby ubił przed chwilą interes życia.

– Melody… – zaczyna, wstając z fotela – oto Domenico Santo.

Wskazuje na mężczyznę, który na dźwięk swego imienia również wstaje. Dopiero teraz zauważam, jak wysoki i silny się wydaje. Biała koszula, która opina jego ciało, wyraźnie akcentuje mięśnie brzucha i klatki piersiowej, a dopasowana marynarka przylega do ramion.

Jest w nim coś znajomego, ale nie potrafię sobie uzmysłowić co…

Mój wzrok skupia się na jego szarych tęczówkach. Mają w sobie jakiś magnetyzm, który mnie przyciąga i dopiero po chwili orientuję się, że ojciec powiedział coś jeszcze, co mi umknęło.

– Słucham? Chyba nie dosłyszałam… – Odrywam wreszcie spojrzenie od nieznajomego i ponownie spoglądam na papę.

– Powiedziałem, że Domenico zostanie twoim mężem. – Patrzy na mnie surowym wzrokiem. – Ustaliliśmy, że wasz ślub odbędzie się za cztery miesiące, w ostatni weekend czerwca.

– Co? Jaki ślub? – szepczę przerażona – Nic nie mówiłeś, że szukasz dla mnie męża! – mówię trochę głośniej, niż zamierzałam.

– Nie muszę i nie zamierzam ci się tłumaczyć z moich decyzji! – grzmi, a ja drżę przestraszona.

Bardzo szybko nauczyłam się, że nieposłuszeństwo wobec ojca zawsze kończy się bolesną karą. I choć daleko mi do potulnej i uległej córki, to na co dzień staram się zachowywać tak, by go nie prowokować.

– Ja z nią porozmawiam, stryju! – odzywa się Cristiano. – Chodź, przejdziemy do biblioteki.

Mówiąc to, przykłada dłoń do moich pleców i kieruje nas w stronę drzwi, za którymi mieści się przylegająca do gabinetu domowa biblioteka.

– Cristiano, co się dzieje? Jaki ślub? Przecież ja mam dopiero dwadzieścia jeden lat! Jeszcze nie skończyłam studiów! Nie mówiąc już o tym, że nie znam tego mężczyzny! – zaczynam szeptać w przerażeniu.

– Uspokój się Mel. – Łapie moją twarz w ciepłe dłonie. – Zacznij spokojnie oddychać – instruuje.

Patrząc mu głęboko w oczy, czuję, jak moja panika stopniowo zaczyna ustępować.

Od dziecka jesteśmy bardzo zżyci i traktujemy się bardziej jak rodzeństwo niż kuzynostwo. Wiem, że jest okrutny i brutalny, gdy się tego od niego oczekuje, jednak ja należę do wąskiego grona osób, które nie muszą się go obawiać.

– Już mi lepiej. Powiedz, o co w tym wszystkim chodzi – nalegam cicho, by nie było nas słychać za drzwiami.

– W Nowym Orleanie zmienił się szef Rodziny. Skurwiel nie chce kontynuować z nami współpracy, przez co straciliśmy port. Musieliśmy znaleźć nowe miasto do sojuszu – tłumaczy. – Z pomocą przyszedł nam Eduardo Santo z Nowego Jorku. Ich port jest najlepszym punktem przewozowym w całych Stanach, a my bardzo potrzebujemy takiego miejsca do własnych transportów – mówi wyraźnie zakłopotany. – Nowojorczycy zaoferowali współpracę pod jednym warunkiem: masz poślubić Domenico. W przyszłości obejmie rządy, więc jako następca dona zaczął poszukiwania żony. I wybrał ciebie.

– Ale jak to mnie?! Przecież się nie znamy! – krzyczę.

– Spokojnie. Też się zastanawiałem, dlaczego padło na ciebie. Nie wiem nawet, skąd cię zna, bo przecież nie ma nigdzie żadnych informacji na twój temat.

Ma rację, ojciec bardzo pilnuje naszej prywatności. Wraz z bratem nie możemy mieć żadnych kont w social mediach, a w gazetach nie są publikowane zdjęcia z naszym wizerunkiem.

– Próbowałem go przekonać, by wybrał sobie inną dziewczynę z naszego miasta, jednak on kategorycznie odmówił. Chce ciebie albo nici z porozumienia – zauważa ponuro. – Stryj się w końcu zgodził, lecz zapowiedział, że ślub odbędzie się dopiero po zakończeniu studiów.

– Czyli nie ma od tego żadnej ucieczki… – szepczę bardziej do siebie niż do niego, ale i tak mnie słyszy.

– Niestety. Wasze małżeństwo przypieczętuje porozumienie między naszymi Rodzinami, a twój ojciec wydawał się nawet zadowolony z takiego obrotu spraw.

– Tak… Na pewno się cieszy. Przecież tylko mu zawadzam – stwierdzam kwaśno.

Według ojca, za sprawą mojego towarzystwa mój młodszy brat robi się zbyt wrażliwy, jak na mężczyznę.

– Bzdura! – syczy, po czym zaczyna spokojniej: – Posłuchaj, wiem, że się boisz. Wiem, że go nie znasz i nie masz pojęcia, co cię czeka, ale mogę ci przysiąc, że będziesz przy nim bezpieczna – zapewnia z mocą w głosie. – Domenico jest silnym i brutalnym mężczyzną, ale szanuje kobiety i zapowiedział, że niczego ci w Nowym Jorku nie zabraknie. A jeśli zrobi ci krzywdę, to osobiście poślę go do piachu – warczy groźnie. – Zresztą chciał sam z tobą o tym porozmawiać. Może go tu poproszę i dam wam chwilę? – sugeruje łagodniejszym tonem.

– Dobrze, niech tak będzie – odpowiadam zrezygnowanym głosem.

Zdania ojca nie zmienię, więc lepiej już teraz zapoznać się z moim przeznaczeniem…

Rozdział 2

Domenico

Małżeństwo nigdy nie było priorytetem na mojej liście zadań do wykonania. Oczywiście, od zawsze wiedziałem, że jako przyszły don, będę musiał się w końcu ożenić i spłodzić syna, a najlepiej trzech. Jednak skończyłem dopiero dwadzieścia osiem lat i moje kawalerskie życie na tyle mi odpowiadało, że nie miałem najmniejszej ochoty zmieniać swojego stanu cywilnego w najbliższej przyszłości.

Niemniej jednak, gdy w grudniu wpadła na mnie ta ślicznotka, nie potrafiłem przestać o niej myśleć. Jeszcze bardziej nakręcał mnie fakt, że nie byłem w stanie jej zidentyfikować. Miałem jej imię i nazwisko, lecz dziewczyna była niczym widmo. Ani zdjęć, ani informacji w internecie. Poczułem się niczym łowca na polowaniu.

Dzięki kamerom miejskim prześledziłem ruchy mojej nieznajomej i jej grupy rozchichotanych koleżanek. Okazało się, że ich spacer zaczął się pod jedną z tutejszych szkół baletowych. To pozwoliło uzyskać mi konkretniejsze dane na ich temat.

Gdy moi szpiedzy donieśli, że poszukiwana przeze mnie kobieta jest bratanicą kansaskiego bossa, z wrażenia musiałem usiąść. To jednak zaczęło wszystko tłumaczyć – ochroniarz, brak informacji na jej temat, całkowita anonimowość w sieci. Chciałem ją mieć, lecz jej pozycja sprawiała problem. Zwykły romansik z mafijną księżniczką nie wchodził w grę.

Po namyśle postanowiłem wybić ją sobie z głowy i o niej zapomnieć, lecz łatwo powiedzieć, trudniej zrobić.

O takiej bogini nie da się zapomnieć.

Pozostał zatem ślub.

Przecież i tak się kiedyś muszę ożenić, prawda?

Osobiście prześwietliłem Rodzinę z Kansas. Łatwo dało się znaleźć ich słabe punkty – walka z Bratvą i brak bezpiecznych dróg transportowych. Na Bratvę nie mogłem wpłynąć, jednak na to drugie już tak.

Jeden telefon do starego kumpla z Nowego Orleanu, a także wspomnienie o pewnej przysłudze sprzed lat wystarczyły, by ci przestali udostępniać swój port RodzinieAntonio Vitto. Następnie przedstawiłem sprawę ojcu, opracowaliśmy plan negocjacji i teraz siedzę sobie w gabinecie Cesare Vitto, brata kansaskiego bossa, i próbuję mu grzecznie wytłumaczyć, że chcemy im pomóc, lecz bez jego córki współpracy nie będzie.

– Cesare, pozwolę sobie przypomnieć, że to wy potrzebujecie naszego wsparcia, nie odwrotnie – zauważam. – Ciężko jednak bez żadnego zabezpieczenia wpuścić twoich ludzi do naszegoportu. Takim zabezpieczeniem mogłoby być aranżowane małżeństwo. Nic przecież nie jest tak silne, jak rodzinne więzi – mówię ze znaczącym uśmiechem. – Masz córkę na wydaniu i wiem, że Melody nie została jeszcze nikomu obiecana. – Spoglądam na zaskoczoną twarz mojego rozmówcy. – Chcę ją dla siebie. Jestem człowiekiem honorowym i mogę cię zapewnić, że będzie przy mnie bezpieczna, a także niczego jej nie zabraknie. Poza tym będzie żoną przyszłego dona. Lepszej partii nie mógłbyś dla niej znaleźć – dodaję swobodnym tonem.

Patrzę na Cristiano Vitto, dwa lata młodszego ode mnie następcę obecnego bossa. Ma głowę na karku i już teraz widzę, że, jeżeli sojusz utrzyma się z czasem, to będzie nam się w przyszłości dobrze ze sobą współpracować.

– Domenico, zastanów się jeszcze… – odzywa się chłopak. – Mamy dużo pięknych i młodych kobiet. Ślub dla wzmocnienia naszej współpracy jest dobrym pomysłem, ale może zainteresuje cię inna kandydatka. Mel nie skończyła jeszcze studiów. Nie może opuścić Kansas.

– Tak, wiem, że końcowe egzaminy ma w połowie czerwca, dlatego proponuję, by ślub odbył się wraz z jego końcem lub z początkiem lipca w naszej nadmorskiej posiadłości. Przyjęcie zaręczynowe może się odbyć w Nowym Jorku lub tutaj, powiedzmy, że za miesiąc. Nie zmienię zdania co do Melody, albo ona, albo nie ma co mówić o porozumieniu.

– Dobrze, niech będzie – warczy starszy Vitto. – Ślub w ostatnią sobotę czerwca. Jednak moja córka jest warta więcej niż gwarancja trwałej współpracy między naszymi Rodzinami. Muszę to jeszcze przedyskutować z Antonio i twoim ojcem.

Słysząc to, zastanawiam się, co też mój przyszły teść może próbować wynegocjować. Na pewno nie dostanie więcej, niż sami nie będziemy skłonni dać.

– Melody zaraz wróci z uczelni i do nas zajrzy. Trzeba ją poinformować o nadchodzących wydarzeniach.

– Chciałbym móc z nią chwilę porozmawiać na osobności. Skoro już tu dzisiaj jestem, chcę z nią ustalić kilka kwestii – mówię do obu mężczyzn.

– To nie będzie problem – stwierdza krótko Cesare i jak na zawołanie słyszymy pukanie do drzwi.

– O, Mel, już wróciłaś! – Cristiano wita ją w drzwiach, a mnie zapiera dech w piersiach. Staram się jednak utrzymać pokerową twarz.

Zaczynają cicho rozmawiać, więc mam okazję się jej przyjrzeć.

Ubrana w krótką spódniczkę i biały sweterek wygląda jak bogini, a dodając do tego wysokie kozaki sięgające za kolano i długie rozpuszczone blond włosy… Całość robi dużo lepsze wrażenie, niż zapamiętałem z naszego ostatniego spotkania.

W międzyczasie wzrok kobiety pada na mnie. Uśmiecham się, widząc aprobatę w jej oczach, gdy lustruje mnie z góry na dół.

Pamiętasz mnie, kotku?

Nagle na jej twarzy pojawiają się zdumienie i panika.

– Co?! Jaki ślub? Nic nie mówiłeś, że szukasz dla mnie męża! – krzyczy przerażona.

Nawet ją rozumiem. Nagle pojawia się jakiś obcy gość, który zostaje jej przedstawiony jako przyszły mąż. Gdybym miał jakiekolwiek skrupuły, to może odczekałbym trochę dłużej do ślubu, ale jestem samolubnym draniem i chcę ją mieć jak najprędzej.

– Nie muszę i nie zamierzam ci się tłumaczyć z moich decyzji! – warczy Cesare, a Melody truchleje.

Przyglądam się kobiecie. Ewidentnie boi się sukinsyna. Dam sobie rękę uciąć, że nieraz był wobec niej agresywny, bo tak samo reagowała moja młodsza siostra na ciągły gniew naszego rodziciela.

Eduardo Santo to bezduszny bydlak i sadysta, który od początku nie zaakceptował swojego najmłodszego dziecka, bo było dziewczynką. Dla niego kobiety są zbędnym balastem, potrzebnym jedynie do rozmnażania. Na szczęście udało nam się z Alessandro przekonać go, że lepsza dla Sofii będzie nauka w szkole z internatem. Dzięki temu nasza siostrzyczka jest bezpieczna daleko od tego tyrana, a widuje go jedynie podczas przerw świątecznych.

– Ja z nią porozmawiam, stryju! – wyrywa się Cristiano i wyprowadza dziewczynę do biblioteki.

Po kilku minutach drzwi ponownie stają otworem.

– Chcesz z nią teraz pomówić? – zwraca się do mnie.

Czas poznać bliżej moją przyszłą żonę!

Rozdział 3

Melody

Stoję przy oknie i patrzę na ogród, czekając na mojego przyszłego męża.

Męża! To jakaś abstrakcja!

Milion pytań w głowie i żadnych odpowiedzi. No ale może za chwilę zostanę oświecona.

– Melody…

Odwracam się nagle, słysząc swoje imię. Tak daleko odpłynęłam myślami, że nie zauważyłam, gdy wszedł do biblioteki i stanął tuż za mną.

– Mel, po prostu Mel. Tylko ojciec zwraca się do mnie pełnym imieniem – mówię speszona.

Domenico przygląda mi się z nieodgadnionym wyrazem twarzy.

– Może usiądziemy i chwilę porozmawiamy? – proponuje, wskazując na zestaw wypoczynkowy w kącie biblioteki.

Jest mi coraz bardziej głupio, bo to przecież ja jestem tutaj gospodynią, a on gościem.

– Oczywiście. Przepraszam, czuję się trochę skołowana – wyznaję cicho, choć jest to niedopowiedzenie roku.

Kieruję się w stronę sofy, ale nagle zmieniam zdanie i siadam w fotelu. Jeśli mój rozmówca myśli, że usiądę z nim na kanapie i będziemy sobie gruchać jak dwa gołąbki, to głęboko się myli. Po jego uśmiechniętej minie widzę jednak, że dokładnie przejrzał moje plany.

– Pewnie masz dużo pytań? – zagaduje po chwili ciszy, a z moich ust pada pierwsze, co przychodzi mi do głowy:

– Dlaczego ja?

Domenico uśmiecha się zarozumiale.

– A dlaczego nie? Kansas City potrzebuje naszego wsparcia, a ja potrzebuję żony. Dlaczego nie upiec dwóch pieczeni na jednym ogniu? Dlaczego nie połączyć przyjemnego z pożytecznym?

Jego uśmiech staje się jeszcze szerszy, co dodaje mu drapieżnego uroku.

Muszę przyznać, że jest przystojny.

– Ale dlaczego ja? Cristiano mówił, że uparłeś się konkretnie na mnie i nie chcesz nikogo innego.

Wygląda, jakby się nad czymś zastanawiał.

– Nie pamiętasz mnie, co? – Uśmiecha się tajemniczo, a moje myśli zaczynają pędzić jak szalone.

Spotkaliśmy się? Wydaje się znajomy, ale…

Siada wygodniej na sofie, po czym pyta z cwaniackim uśmiechem:

– Jak się udała kawa urodzinowa?

Doznaję olśnienia.

– To ty…

– Trudno było cię znaleźć – wyznaje rozbawiony.

– Więc to tylko przez to, że na ciebie wpadłam?! – syczę wściekle.

Moje życie wali się, bo weszłam mu w drogę?!

– Nie tylko – odpowiada poważnym tonem. – Jesteś bratanicą tutejszego bossa i córką jego podszefa. Jesteś najwyżej postawioną kobietą w hierarchii oprócz twojej kuzynki, jednak ona jest za młoda, by brać ją pod uwagę – stwierdza. – Ślub z najbliższym członkiem rodziny Antonia Vitto tylko bardziej zacieśni współpracę pomiędzy Kansas i Nowym Jorkiem. Już przez sam wzgląd na połączenie naszych rodzin sojusz powinien okazać się trwalszy.

– Czyli, gdyby Gemma była starsza, to ją byś wybrał? – pytam, a w mojej głowie rodzi się plan.

Gemma ma obecnie siedemnaście lat. Może udałoby mi się go przekonać, że warto na nią poczekać.

– Nie. Nie jest tak piękna, jak ty – oznajmia z wymownym uśmiechem. – Odkąd cię zobaczyłem, chcę ciebie i tylko ciebie.

– O, czyli swoją decyzję podejmujesz tylko na podstawie mojej urody – syczę. – Dobrze wiedzieć, że mam się stać tylko piękniejszą połówką służącą ci jako ozdoba! – odpowiadam wściekle, jednak już po chwili zakrywam dłonią usta, przerażona swoim wybuchem.

Domenico to przyszły don, a więc bezwzględny i bezlitosny człowiek. Nie mogę o tym zapominać i lepiej, bym go nie prowokowała.

– Przepraszam za swoje słowa. Nie powinnam się do ciebie tak odzywać – wyznaję skruszona.

– Nie musisz przepraszać. Nie powiedziałaś nic złego i to dobrze, że mówisz mi to, co faktycznie myślisz. Choć tak na przyszłość, lepiej by takie rozmowy pozostały jedynie w naszym towarzystwie – mówi nieco rozbawiony. – Każdy z moich żołnierzy straciłby język, za takie odzywki, ale nie ty – zapewnia. – A skoro już do tego zmierzamy, to chciałbym ci coś wyznać…

Patrzy na mnie wyczekująco, więc kiwam głową, dając tym samym znak, by kontynuował.

– Nie chcę, żebyś się mnie bała – oznajmia. – Znam swoją reputację i jeżeli ty jej jeszcze nie poznałaś, to na pewno bardzo niedługo o niej usłyszysz. Muszę cię uprzedzić, że jest ona całkowicie zasłużona. Jestem okrutnym i bezlitosnym potworem, który prowadzi swoich żołnierzy silną ręką. Torturuję i zabijam, a śmierć towarzyszy mi każdego dnia. Ludzie się mnie boją i tak powinno być – mówi, przyglądając mi się uważnie. – Jednak obiecuję, że nigdy nie będę potworem dla ciebie – dodaje spokojnym głosem. – Mój ojciec to sadystyczny bydlak, który nie szanuje kobiet, a przez dwadzieścia pięć lat swojego małżeństwa znęcał się zarówno psychicznie, jak i fizycznie nad moją matką. Gdy umierała, wraz z bratem przysięgliśmy jej, że nasze żony nigdy nie będą traktowane tak, jak traktowano ją.

Jego ciche, ale szczere wyznanie wprawia mnie w osłupienie. Domenico na pewno to zauważa, bo kontynuuje spokojnym i stanowczym głosem:

– Dlatego przysięgam, że będziesz ze mną bezpieczna, niczego ci nie zabraknie i postaram się zrobić wszystko, byś czuła się dobrze w Nowym Jorku. W zamian jednak oczekuję całkowitej lojalności i szczerości z twojej strony – oznajmia, pochylając się w moją stronę. – Nie toleruję kłamstwa i krętactwa. Nie wybaczam zdrady. Jestem zaborczym sukinsynem i z nikim się nie dzielę, ale za to dbam o to, co moje. – Rzuca mi twarde spojrzenie. – Czy rozumiesz, co do ciebie mówię?

Patrzę na niego, przetwarzając w głowie wszystko, co powiedział. Nie zmienię zdania ojca. Nie ucieknę od tego małżeństwa. Lepiej dla nas jakoś się dogadać.

Poza tym jest dość atrakcyjny.

Chyba mogłam trafić gorzej…

– Rozumiem – odpowiadam, patrząc mu w oczy. – Nie musisz się martwić o innych facetów. – Czuję gorycz na wspomnienie chłopaka, z którym ojciec przyłapał mnie na całowaniu. Tym sposobem szybko straciłam zainteresowanie płcią przeciwną. – Oczekujesz ode mnie lojalności, szczerości i wierności, a czy ja mogę tego samego oczekiwać od ciebie? – pytam, nie zrywając kontaktu wzrokowego.

Muszę wiedzieć, czy będę musiała walczyć o jego względy z innymi kobietami.

– Możesz być spokojna. Nie będę cię okłamywać, a wraz ze złożeniem przysięgi małżeńskiej będę należeć tylko do ciebie – zapewnia z zarozumiałym uśmiechem.

Nie umyka mi, że pozostanie mi wierny dopiero od ślubu. No ale lepszy rydz niż nic.

– Gdzie będziemy mieszkać? – Próbuję zmienić temat.

Mam nadzieję, że nie będziemy musieli mieszkać z jego ojcem. Po tym, co powiedział, czuję, że lepiej będzie, jeśli będę omijać przyszłego teścia szerokim łukiem.

– Mam własny apartament. Myślę, że ci się spodoba.

– Czeka nas przyjęcie zaręczynowe?

– Tak. Odbędzie się ono za miesiąc, prawdopodobnie tutaj, w Kansas, jednak ślub urządzimy w rodzinnej posiadłości w East Hampton – oznajmia swobodnie. – Wszystkim zajmie się firma, która od lat współpracuje z naszą Rodziną w kwestii ślubów. Jeżeli masz jakieś życzenia odnośnie do uroczystości, wystarczy, że im je przedstawisz, a oni postarają się je spełnić. Jeszcze jakieś pytania?

– Nie, chyba nie…

Na tę chwilę nic nie przychodzi mi do głowy. Muszę porozmawiać z matką i na spokojnie przetrawić dzisiejsze wiadomości.

Balet! Potrzeba mi baletu!

Patrzę na zegarek. Do zajęć pozostało mi półtorej godziny.

– To teraz moja kolej… – zaczyna, a ja robię się czujna. – Czy bierzesz pigułki? – pyta nagle, a moje oczy chcą wyjść z orbit na jego bezpośredniość. – Większość kobiet w twoim wieku je bierze, lecz wolę się upewnić. – Wzrusza ramionami, niezrażony swoją nietaktownością.

Masz tupet, koleś.

Postanawiam nie być mu dłużna.

– Kobiety w moim wieku – cytuję jego słowa z jawnym sarkazmem – biorą tabletki antykoncepcyjne z dwóch powodów – tłumaczę. – Pierwszy to taki, że chcą uniknąć niechcianej ciąży. Drugi, to uregulowanie okresu. – Unoszę brew z wyzywającym spojrzeniem. – Spieszę ci donieść, przyszły mężu – akcentuję jego obecny status – że z wiadomych przyczyn nie jestem aktywna seksualnie, a mój okres również jest regularny. Zatem nie, nie biorę pigułek.

Domenico spogląda na mnie, starając się ukryć własne rozbawienie. Zdradza go jednak drganie kącika warg.

– Jesteśmy jeszcze młodzi i mamy sporo czasu, zanim zdecydujemy się na dzieci, dlatego chciałbym, byś pomyślała o jakiejś antykoncepcji przed ślubem – sugeruje z lekkim rozbawieniem.

Ma rację. Jesteśmy młodzi i praktycznie sobie obcy. Jest zatem zdecydowanie za wcześnie na potomstwo.

– Zgoda. Jeszcze jakieś życzenia?

Zakładam ramiona na piersi, gotowa do odparcia następnego ataku.

– Chcę gdzieś dzisiaj z tobą wyjść. Coś w rodzaju randki… – Przyglądam mu się zaskoczona. Nie wiem co odpowiedzieć. – Nie patrz tak na mnie, randki nie są moją domeną. Ja nie chadzam na randki – tłumaczy. – Ale tym razem chcę zrobić wyjątek, bo czuję, że musimy się wzajemnie poznać. Jutro wylatuję do Nowego Jorku i zobaczymy się dopiero na przyjęciu zaręczynowym. Muszę jakoś zatrzeć to pierwsze złe wrażenie, jakie na tobie wywarłem… – Uśmiecha się, nawiązując do naszej sprzeczki na ulicy i dzisiejszej gafy.

– Ale ja dzisiaj nie mogę… Za półtorej godziny mam lekcję baletu, która potrwa do dziewiętnastej – wyjaśniam lekko speszona.

Normalnie mogłabym zarwać zajęcia, lecz przygotowujemy się do występu i w najbliższych tygodniach moja obecność jest wręcz obowiązkowa. Poza tym balet mnie odpręża, a po dzisiejszym dniu umrę, jeśli nie rozładuję w tańcu wszystkich emocji.

– Nie mogę opuścić tego treningu – dodaję.

– Mam jeszcze w okolicy coś do załatwienia, więc ta godzina jak najbardziej mi odpowiada. Odbiorę cię z treningu i możemy pójść gdzieś coś zjeść, a następnie odwiozę cię do domu. Co ty na to? – Idzie w zaparte, a mnie zaczyna imponować jego upór.

– Nie wiem, czy ojciec się na to zgodzi. Poza tym, nie mogę nigdzie wychodzić bez ochroniarza.

– Załatwię wszystko z Cesare. – Domenico wstaje z miejsca, a na jego twarzy pojawia się szeroki uśmiech. – Widzimy się wieczorem – mówi niskim głosem i pewnym krokiem wraca do gabinetu.

No cóż, wychodzi na to, że dziś wieczorem mam randkę…

Rozdział 4

Melody

Wychodzę z biblioteki i udaję się na poszukiwania matki.

Ciekawe czy wiedziała o planach ojca?

Nigdzie nie mogę jej jednak znaleźć. Pewnie pojechała na zakupy albo ma spotkanie z jakąś koleżanką.

Adamo również gdzieś zniknął. Zawsze w piątki wraca przede mną, więc założę się, że jest na swoim treningu. Schodzę do siłowni w naszej piwnicy i znajduję tam mojego młodszego brata wraz z jego instruktorem walk.

Ciekawe, czy on wiedział wcześniej o planowanym ślubie...

– Hej, braciszku! Jak trening?

– Hej, Mel! Jeszcze piętnaście minut i kończymy. Stało się coś?

Gdyby ktoś obcy spojrzał na tego młodego mężczyznę, na pewno nie wziąłby go za osiemnastolatka. Wysoki, umięśniony, z kilkoma bliznami na plecach i ramionach. Widać, jak dużo czasu poświęca na doskonalenie swoich umiejętności w sztuce walk.

– Wracam właśnie od papy. Za cztery miesiące wychodzę za mąż.

Przyglądam mu się uważnie i szukam oznak, że wiedział o tym wcześniej, a jednak to przede mną zataił. Na szczęście staje jak porażony prądem, przyglądając mi się zaskoczonym wzrokiem.

Czuję ulgę, bo to nie jest udawana reakcja.

– Co ty mówisz? Jaki ślub?

Schodzi z maty i zmierza w moim kierunku, wycierając się po drodze ręcznikiem.

– Wychodzę za Domenico Santo. Nasz ślub ma wzmocnić porozumienie współpracy między Nowym Jorkiem i Kansas City – relacjonuję. – Ceremonia w ostatni weekend czerwca, a przyjęcie zaręczynowe za miesiąc.

– Ty w tym momencie nie żartujesz… – Jest zaskoczony. – Nie wierzę, że ojciec zataił przede mną taką informację! – warczy, rzucając ręcznikiem.

– Pewnie myślał, że mnie uprzedzisz i zepsujesz mu tym samym niespodziankę – mówię z przekąsem.

Pomimo starań naszego ojca jestem z bratem naprawdę blisko. Wspieramy się nawzajem, a także znamy swoje sekrety. W naszej relacji nadrabiamy to, czego nie otrzymujemy od rodziców, a więc miłość, wsparcie i zaufanie.

– Co możesz mi powiedzieć na temat Domenico? – pytam po chwili. – Ostrzegł mnie, że jeśli jeszcze nie znam jego reputacji, to teraz, gdy jesteśmy zaręczeni, szybko dojdą do mnie słuchy na jego temat.

Widzę po nim, że zastanawia się, ile może mi zdradzić.

– Adamo, szczerość i tylko szczerość! – przypominam.

– Domenico Santo to bezlitosny i okrutny człowiek. Zna tyle metod tortur, że mógłby napisać o tym poradnik – rzuca na wydechu. – Ma dwadzieścia osiem lat, jednak wszyscy, bez wyjątku, czują przed nim respekt. Nie istnieje na tym świecie człowiek, którego on nie potrafiłby złamać. Santo ma młodszego o dwa lata brata i siostrę, ale na jej temat niewiele wiem… – Kręci sfrustrowany głową. – Porozmawiam z ojcem. Nie może cię oddać takiemu potworowi!

– To nic nie da. Papa jest zadowolony z tego układu, a Domenico uparł się, że bez ślubu ze mną, nie będzie żadnej współpracy. Nie ma od tego odwrotu. – Patrzę na jego przystojną twarz i zastanawiam się, jak sobie poradzę bez niego w nowym mieście. – Nie kłóć się z nim o to, nie potrzebujesz więcej kłopotów z mojego powodu. Idę się szykować na zajęcia z baletu.

– Porozmawiamy wieczorem, jak wrócisz, dobrze? – krzyczy zza moich pleców.

– Nie wiem, o której to będzie. Domenico chce mnie wziąć na randkę, byśmy się lepiej poznali. – Odwracam się do Adamo i widzę, jak dosłownie zbiera szczękę z podłogi. Chyba nie spodziewał się takich słów. – Zapukam do twojego pokoju, gdy wrócę do domu. Jeżeli będziesz chciał pogadać, to możemy zarwać nockę – proponuję. – Chyba że się gdzieś wybierasz z kolegami?

– Nie, poczekam na ciebie – mówi zdecydowanie, a ja wracam na górę, by przygotować się do zajęć.

Domenico

– Jak rozmowa z przyszłym teściem, braciszku? Przywitał cię z otwartymi ramionami? – słyszę w słuchawce głos mojego brata.

Oczami wyobraźni widzę, jak się teraz uśmiecha zarozumiale.

– Cesare Vitto to biznesmen i wie, że na tym ślubie więcej zyska, niż straci.

– A jak się ma twoja przyszła małżonka? Tak samo piękna jak ostatnio? – dopytuje i tym razem to ja uśmiecham się pod nosem.

– Jest jeszcze piękniejsza – wyznaję. – I faktycznie ma skryty charakterek. Czuję, że nie będę się z nią nudzić.

– Może ci się poszczęści i wyzwolisz jej temperament w łóżku! – mówi Alessandro, a mnie przed oczami stają wizje tego, jak ognista może być Mel podczas seksu.

Te fantazje sprawiają jednak, że mój kutas budzi się do życia, a to nie jest odpowiednia pora na namiot w spodniach. Za chwilę mam się z nią zobaczyć i nie potrzebuję dodatkowej podniety.

– Lepiej się przymknij! – warczę w słuchawkę. – Pamiętaj, że to moja kobieta i należy się jej pełny szacunek.

– Dobra, dobra, Dom! Obiecuję, że będę przy niej grzeczny! – odpowiada raźnym głosem, a ja wiem, że ma ze mnie niezły ubaw.

– W Nowym Jorku wszystkie interesy pod kontrolą? – pytam, parkując pod szkołą baletową.

Mam jeszcze dwadzieścia minut, więc zakradnę się na salę i popatrzę, jak się wygina.

– Tak, wszystko według planu. Transport zabawek przeszedł bez żadnych problemów, a jutro do Vegas wyrusza dostawa słodyczy. Do ojca dzwonił Camilo i zamówił kolejną porcję proszku do Meksyku, ale nie znam jeszcze szczegółów, właśnie jadę po konkretne wytyczne. Kiedy wracasz?

Przy rozmowach telefonicznych zawsze używamy swoich haseł. Zabawki to broń, proszek określa amfetaminę i kokainę, a słodycze to dopalacze. Nie należy samemu się podkładać stróżom prawa, nawet wtedy, gdy są dobrze przez nas opłacani.

– Jutro. Dziś mam jeszcze sprawę do załatwienia… – mówię do słuchawki, a następnie wchodzę do budynku, szukając kogoś, kto mnie pokieruje we właściwą stronę.

Jeśli zacznę sam otwierać wszystkie drzwi, to na pewno nie zdążę jej znaleźć na czas.

– Co masz jeszcze dziś w planach? – dopytuje podejrzliwie.

Nie zwracam na niego jednak specjalnej uwagi, bo właśnie zagaduję jednego z ochroniarzy budynku o drogę.

– Dom? – ponagla mnie.

– Mam randkę z narzeczoną… – wyznaję roztargniony.

Jednocześnie udaję się na piętro, gdzie znajduje się sala, w której ćwiczy Mel.

– Randkę?! Ty?! Jaja sobie ze mnie robisz? – Śmieje się, a ja zaciskam zęby.

– Już się tak nie podniecaj! Laska musi mnie lepiej poznać, żeby się mnie nie bać! – syczę. – Ponadto, jak teraz ją oczaruję, to łatwiej będzie mi nią manipulować do czasu ślubu. Może uda mi się z niej zrobić swojego małego szpiega w domu Cesare… – dopowiadam chłodno. – Muszę kończyć, pogadamy jutro! – rzucam do telefonu i się rozłączam.

Nie powiedziałem mu całej prawdy. Fakt, gdybym dowiedział się czegoś więcej o Cesare i jego interesach, lepiej mógłbym pokierować naszą współpracę z Kansas City. Jednak to nie jest główny powód dzisiejszego spotkania z Mel. Czuję, że ta dziewczyna ma skryty temperament, który trzeba wydobyć na zewnątrz. Ewidentnie boi się ojca, więc w jego pobliżu się nie otworzy, ale teraz jesteśmy poza domem, a ja ustaliłem z Vitto, że jego córka będzie ze mną bezpieczna i nie potrzebuje dodatkowej ochrony.

Mam tylko jeden wieczór, by odkryć ten kwiat i zrobię wszystko, żeby poznać go jak najlepiej.

Otwieram cicho wskazane przez ochroniarza budynku drzwi, a moim oczom ukazuje się duża sala widowiskowa. Na moje szczęście oświetlona jest tylko scena, więc mogę wejść do pomieszczenia i usiąść niezauważony.

Na podwyższeniu widzę grupę dziewczyn tańczących jakiś skomplikowany układ. Nie znam się na balecie ani odrobinę, ale niech mnie diabli, jeśli nie zobaczę mojej ślicznotki w akcji.

I nagle ją dostrzegam. Tańczy pogrążona we własnych myślach, pewnie według ustalonej wcześniej choreografii, a ten widok jest nieziemski. Jej strój przylega do krzywizn ciała niczym druga skóra, a ja bezwstydnie mogę podziwiać to cudo. Jędrne pośladki, pełne piersi, długa szyja i nogi do nieba! Nie potrafię oderwać od niej oczu.

Chodząca bogini.

Nagle na sali nastaje cisza, po czym dziewczyny schodzą ze sceny, zapewne do szatni.

Wychodzę cicho na korytarz, by ochłonąć. Fiut zdecydowanie musi się uspokoić przed moim spotkaniem z narzeczoną.