Uzyskaj dostęp do tej i ponad 250000 książek od 14,99 zł miesięcznie
1711 osób interesuje się tą książką
Romans z motywem age gap.
Kevin Lange jeszcze na studiach skrycie wzdychał do Veroniki, jednej z najpilniejszych uczennic na roku. Niestety niefortunny zbieg okoliczności przekreślił ich plany na wspólną przyszłość. A jednak zawarli układ – jeśli do trzydziestych czwartych urodzin żadne z nich się nie ustatkuje, dadzą sobie drugą szansę.
Minęły lata, w których trakcie kontakt tej dwójki się urwał. Obecnie mężczyzna prowadzi z ojcem firmę ochroniarską, a jego kalendarz wypchany jest kolejnymi zadaniami.
Niespodziewanie tuż przed urodzinami Kevina w mieszkaniu pojawia się Veronica. Kobieta nie przyjechała, by o niego zawalczyć, ale, by prosić o pomoc dla młodszej o jedenaście lat siostry Alexis prześladowanej przez stalkera.
Lange przyjmuje nowe zlecenie i wylatuje do Nowego Jorku, licząc, że ochrona młodej modelki oraz wytropienie jej prześladowcy pomogą mu w zdobyciu serca Veroniki, ale już na samym początku sprawy mocno się komplikują. Okazuje się, że Alexis i Kevin już kiedyś się spotkali. Jakby tego było mało, teraz zostaną zmuszeni do wspólnego zamieszkania i udawania pary.
Książka zawiera treści nieodpowiednie dla osób poniżej osiemnastego roku życia. Opis pochodzi od Wydawcy.
Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:
Liczba stron: 436
Rok wydania: 2025
Odsłuch ebooka (TTS) dostepny w abonamencie „ebooki+audiobooki bez limitu” w aplikacjach Legimi na:
Copyright © for the text by Agnieszka Brückner
Copyright © for this edition by Wydawnictwo NieZwykłe, Oświęcim 2025
All rights reserved · Wszystkie prawa zastrzeżone
Redakcja: Kamila Recław
Korekta: Katarzyna Dziedzicka, Aleksandra Płotka, Aga Dubicka
Skład i łamanie: Paulina Romanek
Oprawa graficzna książki: Paulina Klimek
ISBN 978-83-8418-491-2 · Wydawnictwo NieZwykłe · Oświęcim 2025
Grupa Wydawnicza Dariusz Marszałek
Uwaga od autorki
Prolog
Rozdział 1
Rozdział 2
Rozdział 3
Rozdział 4
Rozdział 5
Rozdział 6
Rozdział 7
Rozdział 8
Rozdział 9
Rozdział 10
Rozdział 11
Rozdział 12
Rozdział 13
Rozdział 14
Rozdział 15
Rozdział 16
Rozdział 17
Rozdział 18
Rozdział 19
Rozdział 20
Rozdział 21
Rozdział 22
Rozdział 23
Rozdział 24
Rozdział 25
Rozdział 26
Rozdział 27
Rozdział 28
Rozdział 29
Rozdział 30
Rozdział 31
Rozdział 32
Rozdział 33
Rozdział 34
Rozdział 35
Rozdział 36
Rozdział 37
Rozdział 38
Rozdział 39
Rozdział 40
Rozdział 41
Rozdział 42
Rozdział 43
Rozdział 44
Rozdział 45
Rozdział 46
Rozdział 47
Rozdział 48
Rozdział 49
Rozdział 50
Rozdział 51
Rozdział 52
Epilog
Przypisy
Pozostałe rozdziały dostępne w pełnej wersji e-booka.
Wszystkim, którzy znają ból podcinanych skrzydeł.
Przekształćcie go w swoją siłę, która i bez nich wzniesie Was do gwiazd
W niniejszej historii zawarte są sceny inspirowane nowojorskim Bridal Fashion Week. Nie odzwierciedlają one jednak faktycznego przebiegu tego wydarzenia.
Dwanaście lat temu
Kevin
– Stary, spiąłbyś w końcu dupę i wyłożył przed nią kawę na ławę – sapie z wyraźną irytacją Nick, mój najlepszy przyjaciel. – Za kilka tygodni kończymy studia! Na co czekasz?!
Zaciskam szczęki. Tak naprawdę to nie mam pojęcia.
– Widzisz, jak to wygląda – mamroczę, a wzrok skupiam na trzymanym w dłoni kuflu z piwem. – Ona non stop siedzi w książkach. Teraz na dodatek cały czas zakuwa do egzaminów. To bez sensu.
– Kurwa, Kev, ogarnij się! Bezsensowne to jest twoje zachowanie! Wzdychasz do niej od miesięcy i nie masz odwagi jej o tym powiedzieć? TY?! – ironizuje. – Laski na kampusie same próbują ci się wepchać do łóżka, przychodzą na treningi, by popatrzeć na twoje ciało czy poflirtować, a ty nie masz jaj, by zrobić pierwszy krok w stronę tej jednej? No ileż można?!
– A co ty się nagle taki mądry zrobiłeś?! Nie pamiętam, żebyś sam poszedł do łóżka z jakąś laską więcej niż raz, nie wspominając o jakichś poważniejszych randkach!
Jego mina w ułamku sekundy robi się zacięta.
– Bo nie ma tu takiej, która wpadłaby mi w oko – kwituje sucho. – Za to z tobą jest zupełnie odwrotnie. Choć nie tak zupełnie, bo jednak sypiasz z innymi, a wzdychasz nieustannie do jednej. Powiedz mi, czy podczas seksu z cheerleaderkami wyobrażasz sobie Veronicę, czy przełączasz odbiornik na nowe fale?
– Kutas.
– Tak, w przeciwieństwie do ciebie posiadam i ma się całkiem dobrze.
Unoszę ironicznie brew.
– O, żadnej wenery? Jesteś pewien?
– Chyba mnie z kimś pomyliłeś. Seks bez prezerwatywy i bujanie się po lekarzach to twoje hobby, a nie moje. Ale to pewnie wina tych pielęgniarek. Kręcą cię ich fartuszki, przyznaj się. Nikomu nie powiem, słowo skauta.
– Przecież ty, kurwa, nigdy skautem nie byłeś!
– A kto to sprawdza?
Jego mina i lekceważące wzruszenie ramion sprawiają, że w końcu parskam śmiechem.
– Zadzwoń do niej, zaproś ją na imprezę – podpowiada i wskazuje na zapełniający się parkiet. – Tańce i alkohol to dobra okazja do wyrażania uczuć.
– Taki z ciebie znawca? – drwię.
Przez chwilę milczy, ale w końcu odpowiada.
– Ostatecznie, jeśli coś pójdzie nie po twojej myśli, to możesz zagrać idiotę i jutro wybronić się z sytuacji, zwalając winę na nadmiar alko.
– Jeśli pójdzie nie po mojej myśli, czyli gdy Veronica mnie oleje?
Przyjaciel nie odpowiada, dlatego przykładam kufel do ust i w kilku haustach dopijam resztę piwa.
– Nigdzie nie będę dzwonić. Ale pogadam z nią tuż po jej egzaminach. Masz rację, trzeba w końcu spiąć tyłek.
– Czemu dopiero po egzaminach?
– Bo jeśli da mi kosza, to zostanie mi mniej czasu na unikanie jej na kampusie.
– A jeśli odwzajemni twoje uczucia?
Wzruszam ramionami.
– To wtedy pomyślę, co dalej. Kobiety są zbyt nieprzewidywalne, by móc planować coś na zapas. A teraz idę na parkiet. Dołączysz?
Spoglądam na niego znacząco, choć zdaję sobie sprawę z tego, jaką dostanę odpowiedź.
– Wiesz, że nie lubię takiego ścisku. Dopiję piwo i spadam.
Kręcę głową, lecz nie protestuję. Znam Nicholasa praktycznie od dziecka i już się nauczyłem, że hulańce na imprezach to nie jego klimaty.
Już po chwili wkraczam na parkiet pełen ludzi i zaczynam się kołysać w rytm granej przez DJ-a muzyki. Tak, Nick ma rację, zbyt długo odwlekam rozmowę z Veronicą, ale problem bynajmniej nie leży w tym, że ona jest uczelnianym kujonem, a ja sportowcem. Zresztą to właśnie różnice zainteresowań i moje problemy z niektórymi przedmiotami sprawiły, że poprosiłem ją o pomoc w nauce, a ona, choć niechętnie, się zgodziła. Wystarczyło kilka tygodni wspólnych godzin w bibliotece, by laska niczym najgorsza trucizna wżarła się w mój umysł, ale chyba zawsze tak bywa z czymś lub kimś, kto jest w naszych oczach nieosiągalny. Bo ona pozostaje poza moim zasięgiem. Nieśmiała, z okularami na nosie, nieco zakompleksiona, ale za to piękna i naturalna. Idealna.
I totalnie mną niezainteresowana.
Odsuwam od siebie myśli o Veronice, gdy przy moim boku pojawia się atrakcyjna brunetka. Jej biodra kusząco ocierają się o moje, a figlarny uśmiech na twarzy zdradza wszystkie intencje. Automatycznie obejmuję ją w pasie i kołysząc się w rytm muzyki, podchwytuję zapoczątkowaną przez nią grę. Krzywię się w duchu, ponieważ Nick nazwałby to przełączaniem fali. Prawda jest jednak zgoła inna. Wystarczy nie angażować się zbyt szybko i nie robić sobie na zapas zbędnych nadziei. Wtedy człowiek przynajmniej nie cierpi.
***
Weekend minął jak zawsze, a więc w pracy. Choć w piątek nieco zabalowałem, w sobotni poranek już musiałem się pojawić w firmie ojca, ponieważ wpisał mnie w grafik do ochrony pewnego eventu organizowanego przez burmistrza. Może i nie musiałbym brać udziału w takich akcjach, ale dzięki nim zyskuję wiele przydatnych kontaktów na przyszłość.
– Jak tam, stary? Pociumciałeś w piątek? – zagaja wesoło Justin, gdy tylko wysiadam z samochodu.
Posyłam w stronę jego starszego brata mordercze spojrzenie, lecz Nicholas w odpowiedzi wzrusza lekceważąco ramionami.
– Daj spokój, przecież Nick nie musiał mi nic mówić – ciągnie Jus na widok mojej miny. – Piątkowe bzykanka to twój stały punkt w harmonogramie zajęć – wytyka.
– Wziąłbyś ze mnie przykład.
– A skąd wiesz, że tego nie robię? – odbija piłeczkę. – Może po prostu jestem dyskretniejszy?
– Á propos dyskrecji, Veronica na horyzoncie – informuje cicho Nicholas i przystaje obok naszej dwójki.
W mig podrywam wzrok i szukam tej jednej znajomej twarzy. Oczy niemal chcą mi wyjść z orbit, gdy dostrzegam, że dziewczynie towarzyszy laska, którą przeleciałem w klubie.
– O, chłopcy, jak minął wasz weekend? – zagaja Ver, gdy zatrzymuje się tuż obok nas z szerokim uśmiechem. – Domyślam się, że żaden z was nie zawracał sobie głowy nadchodzącymi egzaminami.
– Tak właściwie to ja spędziłem weekend przy książkach, ale moje zaliczenia pewnie cię nie interesują – żartuje Justin, z którym dziewczyna uczęszcza na jeden kurs. – A my się nie znamy – zwraca się do drugiej z kobiet. – Justin Johnson, kolega Veroniki.
– Tak, poznajcie moją siostrę, Rose. Przyjechała kilka dni temu do miasta, by nieco zapoznać się z okolicą i akademią, bo od sierpnia rozpocznie tu naukę – podejmuje, a w moim gardle pojawia się nieznośny ucisk. – Rose, to moi koledzy, jeśli mogę ich tak nazwać, ale spokojnie, bo z tego tria tylko Justina zobaczysz po wakacjach. – Wskazuje na młodszego Johnsona. – Nicholas, jego starszy brat – kiwa głową na drugiego z kumpli, a ten natychmiast wyciąga na powitanie dłoń – i Kevin – obie przenoszą wzrok na mnie – tak jak ja za moment odbierają dyplom.
– A my się już poznaliśmy – zauważa Rose, wyciągając do mnie dłoń. – To chyba znak, że powinniśmy wymienić się numerami telefonów.
– Poznaliście się? Kiedy? – docieka z zainteresowaniem Veronica.
– To ten koleś z klubu, o którym ci opowiadałam – pada cicha odpowiedź. – Ale czekaj… – Na jej twarzy pojawia się przerażenie. – To chyba nie jest ten sam chłopak, o którym…
Nie kończy, tylko przykłada dłoń do ust, zaś twarz jej siostry wykrzywia się w bolesnym grymasie. W końcu spogląda na mnie, a jej oczy zachodzą łzami.
– No tak – kwituje głosem wypranym z emocji. – Przecież właśnie z tego słyniesz, Lange. Z zaliczania każdej panny. Nawet mojej siostry.
Po tych słowach odchodzi i zostawia nas wszystkich oniemiałych.
– Ty kutasie – sapie cicho Rose, mierząc mnie morderczym spojrzeniem, ale ignoruję ją.
W tym samym czasie odzywa się bowiem Nick.
– Chyba odwzajemniała – stwierdza cicho, wciskając mi łokieć w żebra. – I wiedz, że czas przeszły nie jest tu przypadkowy.
– Co mnie ominęło? – bąka wciąż oszołomiony Justin.
Zrywam się z miejsca i biegnę za dziewczyną, lecz moje uszy wychwytują jeszcze komentarz Nicholasa:
– Brazylijska telenowela, młody. Nic ponadto.
***
Nie chciałem robić na kampusie zamieszania, dlatego dopadam do Veroniki dopiero kilka minut później, w damskiej toalecie.
– Lange, nie pomyliłeś łazienek? – żartuje jedna z dziewczyn, Kate, jeśli dobrze pamiętam imię.
– Wyjdźcie, muszę pogadać z Ver – nakazuję, kiwając na nie głową.
– Czyżby praca semestralna wyszła słabo? – śmieje się druga, lecz posłusznie zbierają swoje rzeczy i ulatniają się z pomieszczenia, a ja przechodzę do następnego, gdzie są toalety.
– Drone, wyjdź sama albo zacznę otwierać wszystkie drzwi – rzucam ostrzegawczo.
– Spadaj, Lange! Nie mam ochoty na ciebie patrzeć!
Zidentyfikowanie właściwej kabiny zajmuje mi ułamek sekundy.
– Załatwiasz potrzebę czy po prostu się przede mną chowasz?
– Wyjdź stąd!
– Okej, sama chciałaś.
Bez namysłu wchodzę do tej sąsiadującej, wskakuję na sedes i zapuszczam żurawia do kryjówki dziewczyny. Coś ściska mnie w piersi, gdy zauważam, jak papierem ociera łzy.
– Co się dzieje? – pytam, a dźwięk mojego głosu sprawia, że podrywa głowę z lekkim piskiem.
– Niech cię wszyscy diabli, Lange!
– Porozmawiaj ze mną – proszę, gdy wyskakuje na zewnątrz.
– Nie mam ochoty! Idź przelecieć kolejną pannę! Może jeszcze chodzi po tej uczelni dziewczyna, której nie zaliczyłeś!
– Ver…
– Choć mam obawy, bo jesteś jak grypa – ciągnie z mordem w oczach. – Chyba każda już cię miała.
Jej słowa bolą. Fakt, żaden ze mnie mnich, ale ona nie ma prawa mnie oceniać.
– Jestem wolnym facetem! – bronię się.
– Tak, i to daje ci prawo, by sypiać z każdą dziewczyną! Nawet moją osiemnastoletnią siostrą! Cholera, nienawidzę cię, wiesz?! Tak bardzo cię nienawidzę!
– Bo przespałem się z Rose? O to ci chodzi? Nie wiedziałem, że jesteście spokrewnione!
– Nie wiem, czy to ty jesteś taki tępy, czy ja tak naiwna.
Jednym sprawnym ruchem przyszpilam ją do ściany i pochylam nieco głowę, by nasze oczy były na tym samym poziomie.
– Rozwiń myśl – nakazuję.
– Nie muszę, bo znam odpowiedź – fuka. – To moja naiwność i głupota!
– Nie jesteś głu…
– Jestem, skoro choć przez moment łudziłam się, że kręcisz się wokół nie po to, by podciągnąć oceny, ale dlatego, że chodzi o mnie! – wchodzi mi w słowo.
– Bo chodzi – dukam. – Cały czas chodziło tylko o ciebie.
Na jej twarzy pojawia się niedowierzanie, dlatego w końcu zbieram się w sobie.
– Tak, początkowo chciałem, byś pomogła mi w nauce, ale… ale to już dawno się zmieniło – wyznaję. – Zresztą, kręcę się wokół ciebie prawie rok i chyba sama widzisz, że nie jestem tak głupi, bym ze wszystkiego potrzebował korków. Po prostu ty nigdy nie dałaś mi żadnego znaku, że jesteś mną zainteresowana. – Kręcę głową, zły sam na siebie. – Ucinałaś wszelkie próby flirtu. Nie dałaś się namówić na kino, imprezę ani randkę. Tylko książki i książki.
– Studiuję dzięki stypendium – przypomina. – Pijani imprezowicze czy festyny sportowców to nie moje klimaty. Mam inne priorytety.
– I chyba właśnie dlatego tak bardzo zakorzeniłaś się w mojej głowie – stwierdzam cicho. – Bo jesteś inna niż wszystkie znane mi dziewczyny.
– Mówisz o tych, które tak chętnie i nagminnie zaliczasz? – upewnia się zjadliwie. – Ja zajmuję twoje myśli, ale z innymi uprawiasz seks?
– To… to tylko seks – mamroczę.
– Puść mnie.
– Ver, proszę, skoro już sobie wszystko wyjaśniliśmy, to możemy…
– Możemy zapomnieć o tej rozmowie i dokończyć studia w przyjaznych stosunkach – kończy za mnie.
– C-co? Nie, chodziło mi…
– Nie ma takiej opcji, Kevin – zastrzega, nie dając mi skończyć. – Nie interesuje mnie związek z facetem, który nie potrafi utrzymać zapiętego rozporka.
Wściekły odsuwam się od niej i walę dłonią w pobliskie lustro, a to roztrzaskuje się na kawałki.
– Dlaczego mam wrażenie, że to właśnie epizod z Rose skreślił moje szanse? – sapię, próbując pozbierać się do kupy.
– Bo to moja siostra. Nie jakaś obca dziewczyna, ale najbliższa mi osoba. Rodzina. Najlepsza przyjaciółka! Przez cały weekend słuchałam tego, jakie ciacho wyrwała w klubie i że to był najlepszy seks, jaki miała do tej pory. To… boli – kończy, odwracając wzrok.
– I co teraz?
Krzywię się w duchu, gdy słyszę, jak nienaturalnie pusty jest mój głos.
– Teraz musimy wytrzymać do rozdania dyplomów, a potem każde pójdzie w swoją stronę i pewnie już nigdy więcej się nie spotkamy.
– Nie. – Kręcę stanowczo głową. – Zbyt długo stałem z boku, bo bałem się walczyć, ale teraz nie odpuszczę. Powiedz mi, co mam zrobić, by to się udało – niemal błagam.
– Przestań. Zapomnisz o mnie szybciej, niż podejrzewasz.
– Tak uważasz? A co z tobą? Jak szybko ty o mnie zapomnisz?
Nie odpowiada, więc biorę to za znak.
– Zawrzyjmy umowę – proponuję, a na jej twarzy pojawia się zaciekawienie.
– Jaką?
– Jeśli za rok każde z nas wciąż będzie samotne, damy sobie jeszcze jedną szansę – oświadczam. – Bez wytykania błędów z przeszłości, zaczniemy od czystej karty.
Veronica zaczyna się śmiać.
– Rok? To za mało. Zamierzam podjąć staż, na pewno nikogo nie znajdę.
Uśmiecham się, bo jestem tego świadom.
– Czterdzieste urodziny – proponuje, a ja niemal schodzę na zawał.
– Oszalałaś?!
– Nie jestem warta, by tak długo na mnie czekać? – docieka i unosi ironicznie brew.
– Nie o to chodzi. Po prostu do tego czasu na pewno kogoś znajdziesz.
– Tym lepiej dla mnie – kwituje i nie sposób nie przyznać jej racji.
Dokonuję w myślach szybkich obliczeń.
– Trzydzieste urodziny – proponuję.
– Trzydzieste dziewiąte.
Kręcę głową.
– Trzydzieste pierwsze.
– Serio będziemy się licytować o każdy rok? – nie dowierza. – Ile ty masz lat?! Dwa?!
– Dwadzieścia dwa – poprawiam ją. – Zawsze możesz ustąpić i zaakceptować moją propozycję.
Parska pod nosem.
– No to oszczędźmy sobie czasu. Trzydzieste piąte – decyduje. – Pośrodku.
– Trzydzieste czwarte. – Składam dłonie jak do modlitwy. – No weź, teraz chodzi o mój honor! Wiesz, że muszę mieć ostatnie słowo!
Przez chwilę zastanawia się nad odpowiedzią i ostatecznie przytakuje.
– Ale moje – uściślam, gdy ściskamy sobie dłonie na przypieczętowanie umowy. – Ty swoje masz w sylwestra.
Veronica nie komentuje moich słów, ale też nie protestuje, co biorę za dobry znak. Chwilę później obserwuję, jak rusza w stronę wyjścia z łazienki.
– Będziesz na mnie czekać?! – wołam do jej pleców.
Zerka na mnie przez ramię, ale na jej ustach nie błąka się nawet cień uśmiechu.
– Dobrze wiesz, że na to nie zasługujesz.
Z tymi słowami znika, a ja spoglądam na swoje odbicie w kawałku roztrzaskanego lustra.
– Ale ty na pewno na to zasługujesz… – mamroczę, choć już mnie nie słyszy.
Obecnie
Kevin
Popijam ulubione piwo rozciągnięty na jednym z tarasowych foteli i opowiadam swoim gościom najciekawsze anegdoty dotyczące mojej pracy, zarówno tej w ochronie, jak i detektywistycznej. Ponad godzinę temu cała piątka zjawiła się w moim mieszkaniu, oświadczając wszem wobec, że to niespodziankowa impreza z okazji moich urodzin. Co prawda te są dopiero pojutrze, ale skoro w tym roku padło na poniedziałek, wszyscy zgodnie uznali, że lepiej przyspieszyć świętowanie, a ja ochoczo na to przystałem. Tym bardziej że ostatnio coraz rzadziej się widujemy.
Odkąd Nicholas założył własną firmę, nie da się go wyciągnąć nawet na szybkie piwo, i w sumie nie dlatego, że drań pracuje od rana do nocy, ale z powodu jego żony Vanessy, która też domaga się jego uwagi. W sumie nawet ich rozumiem. Van niedawno załapała się jako fotograf do jednego z kręconych w mieście filmów, więc również jest w ciągłych rozjazdach. Oboje próbują łapać dla siebie każdą wolną chwilę i nie można mieć do nich o to pretensji.
Co nie znaczy, że nie wytykam przyjacielowi przy okazji jego pantoflarskiego stylu życia.
Podobnie jest z Justinem, młodszym bratem Nicka. Podobnie, lecz nie tak samo, bo on przynajmniej ma czas na piwo lub wspólny wypad na siłownię. Aczkolwiek i ten dupek wpadł w roboczy wir, a przynajmniej od momentu, gdy został zmuszony przejąć większą część obowiązków w firmie ojca. Niemniej jednak próbuje nadrobić przyjacielskie zaległości, bo jak już się dowiedziałem, to on był inicjatorem dzisiejszej imprezy. Czy mnie to dziwi? Ani trochę. Z całej paczki to właśnie Jus ma łeb do obmyślania i organizowania wszelkich niespodzianek.
– Nie, nie mogę, muszę do łazienki! – rzuca Cass, kolejna z ekipy, zanosząc się śmiechem, po czym zrywa się z miejsca i przechodzi w głąb mieszkania.
Kiedy widzę ją w takim stanie, uśmiecham się do siebie, a w duchu przybijam sobie piątkę. Niedawno zmarła babcia kobiety, co mocno odbiło się na jej psychice, zwłaszcza że minął ledwo rok od śmierci jej ukochanego ojca. Nie powiem, moje dzisiejsze błazenady mają na celu poprawić jej humor, przynajmniej na jeden wieczór.
Jak widać, wciąż mam do niej jakąś słabość.
– Czego chciał notariusz? – pyta rzeczowo Jus, zwracając się do Jaspera, jej męża. Wyraźnie korzysta z chwilowej nieobecności Cassie. – Pojawił się dzisiaj u was czy nie dotarł?
Mężczyzna krzywi się nieco pod nosem.
– Był. Odczytał nam testament Elizabeth.
– Testament? Myślałem, że po waszym rozwodzie Cass została wydziedziczona – dziwi się, a ja dopijam resztkę piwa.
– Jak widać, ich najnowszy ślub wymazał stare przewinienia – kwituję. – Poza tym… – urywam, bo z mieszkania dochodzi dźwięk dzwonka. Spoglądam na przyjaciół. – Jeśli zamówiliście mi jakąś striptizerkę, to uprzedzam, że w tym momencie impreza się skończy. – Wstaję z miejsca. – To znaczy dla was. Nie zamierzam oglądać tańca erotycznego w towarzystwie kobiet. W dodatku mężatek.
– Nie, żebyśmy ci na to pozwolili – kwituje sucho Nick.
– Nie napalaj się, Lange. Nasz prezent już rozpakowałeś. Czekam na pierwsze wrażenia – dopowiada Jasper.
– W życiu nie musiałem się bawić dmuchaną lalą, Hyde, dlatego, jeśli chcesz, pożyczę ci ją, byś mógł ją przetestować i opowiedzieć reszcie, jak się sprawuje – oświadczam, ruszając w stronę drzwi wejściowych. – Powiedz słowo, a zajmę w tym czasie twoją żonkę. Mam nawet kilka pomysłów.
Z jego gardła ucieka ciche warknięcie, które zawsze poprawia mi humor. Nic nie poradzę na to, że lubię czasem podroczyć się z tym dupkiem. Nie moja też wina, że Jasper reaguje tylko na te zaczepki, które wiążą się z jego żoną i naszą… ekhem… dawną relacją.
Czas definitywnie przeszły.
Gdy idę przez salon, do moich uszu dociera głos Cass:
– Tak, wszyscy są na tarasie. Rozumiem, że wbiłaś na imprezę urodzinową?
Zaciskam szczęki. Jeśli to naprawdę striptizerka, to…
– I-imprezę? Cholera, nie, nie. Słuchaj, przyjdę innym…
Krew w moich żyłach zaczyna szybciej krążyć na dźwięk tego głosu. Przyspieszam krok.
– Veronica? – zdumiewam się, przystając za plecami Cassie.
Kobieta spogląda na mnie, jakby żałowała, że się tu pojawiła.
– Ekhem… Przyszłam nie w porę, przepraszam. Wrócę innym razem – mamrocze, lecz chwytam ją za dłoń i wciągam do środka, nim zdąży uciec.
Nie widzieliśmy się od pięciu lat. Gdy na studiach zawarliśmy tę swoistą umowę, co rok w dniu poprzedzającym jej urodziny pojawiałem się pod jej domem rodzinnym z kwiatami i pytaniem, czy już kogoś znalazła, czy może jednak na mnie czeka. Pięć lat temu drzwi otworzyła mi jej siostra, Rose, która w imieniu Veroniki poprosiła mnie, bym przestał się pojawiać. A mnie nie pozostało nic innego, jak uszanować jej prośbę.
– Nie, spokojnie, właśnie… – Zerkam na Cass, bo mam obawy o to, jak jej obecność w moim mieszkaniu odczytała Ver.
– Właśnie wracałam na taras, do MĘŻA – wchodzi mi w słowo, trafnie odczytując moje myśli, a następnie z lekkim uśmiechem maszeruje do reszty naszych przyjaciół.
Skupiam swój wzrok na kobiecie, która od czasów studenckich zajmuje moje myśli. W ciągu tych lat niewiele się zmieniła. Ciemne włosy są nieco krótsze, niż je zapamiętałem, ale oczy, uśmiech i rysy twarzy wciąż pozostają bez zmian. No dobrze, może nieco się wyostrzyły.
– Zjawiłam się nie w porę, przepraszam – mamrocze speszona. – Powinnam wcześniej zadzwonić, ale prawda jest taka, że nie mam twojego numeru.
– A skąd znasz adres? – zastanawiam się na głos.
Uśmiecha się nieśmiało.
– Znalazłam w sieci adres siedziby biura detektywistycznego twojego taty – wyznaje. – Miałam szczęście, bo po dotarciu na miejsce trafiłam właśnie na niego.
– I on tak po prostu powiedział ci, gdzie mieszkam? – Nie dowierzam, bo to nie w jego stylu.
Na twarzy Veroniki wykwita rumieniec.
– Powiedziałam, że zaszłam z tobą w ciążę, a ty nie odbierasz moich telefonów. O nic więcej nie pytał.
Nim zdołam się powtrzymać, odrzucam głowę do tyłu i wybucham śmiechem. Świetnie, idę o zakład, że już jutro rano czeka mnie spowiedź przed staruszkiem.
– Veronica? To naprawdę ty? – Zaskoczony głos Justina sprawia, że oboje odwracamy głowy w jego kierunku. – No nie wierzę! Tyle lat!
– Justin!
Wpadają sobie w ramiona, a ja czuję ukłucie zazdrości.
– Wbiłaś na imprezę? – docieka Johnson. – Chodź, jest tam Nick i jego żona Ness. No i Jasper, bo Cass, jego żonę, z tego, co już wiem, poznałaś – trajkocze.
– Justin, innym razem, naprawdę – prosi, cofając się o krok. – Ja… – Spogląda niepewnie na moją twarz. – Czy moglibyśmy się spotkać jutro rano i porozmawiać?
Gdzieś w głębi mnie rodzi się nadzieja. Za dwa dni przypadają moje trzydzieste czwarte urodziny, a więc dobiega końca nasza studencka umowa. Tak naprawdę już kilka miesięcy temu zleciłem jednemu z naszych ludzi zdobycie adresu kobiety i informacji na temat jej obecnego życia. Nie zebrałem ich sam w obawie, że odkryję coś, co zniszczy moje nadzieje.
Niemniej jednak od dłuższego czasu zaklejona koperta z właściwymi danymi leży w szufladzie mojego biurka i czeka na odpowiedni moment. Specjalnie zaklepałem sobie na poniedziałek urlop, by zrealizować swój plan, a więc przeczytać wszystko, co udało się wygrzebać na jej temat, a potem, w zależności od tego, co na przestrzeni minionych lat wydarzyło się w jej życiu, udać się do jej aktualnego miejsca zamieszkania, zapukać w drzwi i zapytać, czy podtrzymuje naszą umowę, czy też mam na zawsze o niej zapomnieć.
Czyżby Veronica mnie dziś ubiegła?
– Jasne – rzucam na wydechu, próbując zapanować nad wzbierającą ekscytacją. – Gdzie i o której?
Na jej twarzy pojawia się ulga.
– Przyjadę do ciebie o dziesiątej. Może być?
– Będę czekać.
Jak przez ostatnie lata.
W milczeniu przytakuje, a następnie kiwa nam na pożegnanie i wychodzi z mieszkania, a ja spoglądam na Justina.
– Myślisz, że ta wizyta ma związek z waszą umową? – pyta, przewiercając mnie spojrzeniem.
– Mam taką nadzieję.
– I jesteś pewien, że z TĄ kobietą u boku będziesz w stanie się ustatkować? – docieka, a ja wiem, że pije do mojej nieudanej relacji z Cass.
– Tu chodzi o Ver – przypominam mu.
– Dobrze wiesz, że to nie kwestia imienia twojej aktualnej miłostki, ale bałaganu, jaki masz w głowie. To on wpływa na twoje nieudane stosunki damsko-męskie i wywołuje problemy z zaangażowaniem się w jakąkolwiek relację – wytyka spokojnie. – Dlatego przed waszą jutrzejszą rozmową zastanów się nad tym, czy na pewno już jesteś gotowy na to, by się ustatkować, bo to pewne jak w banku, że jeśli znów zawalisz, to Veronica nie da ci trzeciej szansy.
Po tych słowach wraca na taras, skąd dobiegają głośne śmiechy, a ja po raz ostatni zerkam na zamknięte już dawno drzwi.
Od lat czekam na Veronicę. Tu nie trzeba nad niczym myśleć.
Kevin
Przyjaciele już dawno wrócili do swoich domów, a ja wciąż siedzę na tarasie i spoglądam w gwieździste niebo. Moje myśli krążą wokół wydarzeń z minionego dnia, tygodnia, a nawet miesięcy.
Niedawno minął rok, gdy jak ten oszołom wparowałem do jednego z nowojorskich kościołów, wrzeszcząc na całe gardło do Cass, że nie może wyjść za Jaspera. Okej, sam nie wiem, co mi wtedy odbiło. Może jakaś forma lojalności i troski? Obawa, czy dziewczyna nie robi tego z przymusu lub, co gorsza, w akcie zemsty za moje zachowanie i sposób, w jaki zakończyła się nasza relacja? Aczkolwiek wystarczyło przez moment porozmawiać z Jasperem, przyjrzeć się, z jaką zawziętością walczy o swoją ówczesną narzeczoną, jak irytują go sugestie, iż żeni się dla forsy, by wiedzieć, że ciągnie go do Cassie równie mocno jak niegdyś mnie. Nawet jeśli ona sama go wówczas nie kochała, wiedziałem, że koleś przychyli jej nieba.
I nie pomyliłem się.
Fakt, w tej kobiecie jest coś, co przyciąga człowieka. I nie chodzi mi tylko o urodę. Sposób bycia, charakter, żywiołowość. I ten uśmiech. Tak, kilka niby niepozornych cech, ale wystarcza, by facet pewnego dnia obudził się z głupimi myślami.
A przynajmniej tak było ze mną.
Nasza relacja zaczęła się zupełnie nie z mojej inicjatywy. Zresztą, ja nigdy nie wykonuję pierwszego kroku. Co więcej, panna była dla mnie za młoda. W dodatku przyjaźniła się z Vanessą, razem studiowały, były ze sobą naprawdę blisko. Nicholas niejednokrotnie mnie ostrzegał. Justin zresztą też. A ja zbywałem ich słowa machnięciem ręki, bo przecież nasze gierki słowne i flirt to były tylko przekomarzania z małolatą. I prawdę powiedziawszy, sam nie mam pojęcia, jak to się stało, że ją przeleciałem.
Nie powiem, seks z nią był tak przyjemny, a jej cięty język tak orzeźwiający, że po raz pierwszy złamałem swoją świętą zasadę i z jednego niezobowiązującego numerka zrobił się drugi, potem trzeci, aż w końcu przeszliśmy do przyjaciół z bonusem. A przynajmniej do dnia, gdy Cass bąknęła coś o przedstawieniu mnie rodzicom, a ja przez moment miałem ochotę przystać na ten pomysł.
To było dla mnie niczym syrena alarmowa przed najgroźniejszym tajfunem.
Od czasu gdy wraz z Veronicą zawarliśmy na studiach swój układ, nigdy nie patrzyłem na inne kobiety przez pryzmat ewentualnego związku czy też wspólnej przyszłości. Tak, lubię towarzystwo płci przeciwnej, uwielbiam dobry seks i choć w minionych latach przebierałem w kobietach, żadna nie była na dłużej. Z żadną nie bzykałem się więcej niż dwa razy. Żadnej nie wpuściłem do własnego łóżka. U żadnej też nie zostałem na noc. Seks. To zawsze był tylko niezobowiązujący seks.
Wyjątkiem stała się właśnie Cass, co niespodziewanie okazało się moją zgubą. Nagle przed oczami zaczęły mi się tworzyć wizje szczęśliwego związku, co gorsza nie z tą kobietą, na którą czekałem od tylu lat. Co więc zrobiłem? Jak ten debil wykorzystałem pierwszą okazję, by przerwać tę nieformalną wyłączność, wybić sobie ową małolatę z głowy i zdystansować się przed nieuniknionym rozstaniem. A pech chciał, że ona mnie na tym nakryła.
Tak, tylko ja mogę mieć takie szczęście, by obiekt moich westchnień przyłapał mnie na tym, jak inna laska obrabia mi gałę.
Cassie z miejsca zerwała ze mną kontakt, a więc zrobiła najlepsze, co mogła. Tak naprawdę wyświadczyła przysługę nie tylko sobie, ale nam obojgu. Ona dzięki temu znalazła miłość swojego życia, ja zaś oczyściłem umysł i zacząłem odliczać dni do moich trzydziestych czwartych urodzin, a więc do spotkania z Veronicą.
I wychodzi na to, że moje oczekiwanie w końcu zostanie właściwie nagrodzone.
Wstaję z miejsca i bez większego namysłu ruszam do gabinetu. Skoro Veronica sama pojawiła się w moim mieszkaniu, nie ma potrzeby, by dłużej czekać z otwarciem koperty.
***
Punkt dziesiąta w mieszkaniu rozbrzmiewa dźwięk dzwonka, a moje ciało, choć już spięte do granic wytrzymałości, jeszcze bardziej się napina. Biorę głęboki wdech, wymuszam na twarzy uśmiech i ruszam, by powitać swojego gościa.
– Hej – bąka nieśmiało, gdy tylko otwieram drzwi.
– Hej. Wchodź, zapraszam. – Gestem dłoni proszę, by weszła dalej. – Napijesz się czegoś? Kawy, herbaty, soku? – proponuję, wprowadzając ją głębiej do mieszkania.
– Wody, jeśli to nie problem.
W milczeniu przechodzę do części kuchennej i sięgam po szklankę, ale kątem oka obserwuję Veronicę. Z zainteresowaniem rozgląda się po mieszkaniu, a jej uwagę w końcu przyciąga galeria na ścianie w salonie.
– Widzę, że wciąż masz świetny kontakt z Johnsonami – zagaja i wskazuje głową na zdjęcia.
Wzruszam ramionami.
– Znamy się od dziecka, są dla mnie jak bracia. Jesteś zdziwiona? – Podaję jej napój, a także uważnie obserwuję jej twarz.
Kobieta nie odpowiada na moje pytanie. Zamiast tego ciągnie:
– Mówiłeś, że Nicholas się ożenił?
– Tak, za kilka miesięcy stuknie im druga rocznica.
– A co z Justinem?
Kręcę głową.
– Wciąż szuka swojej drugiej połówki.
– A ty? – Zerka na mnie niepewnie.
– A jak myślisz?
Nie wiem, czy to brak jednoznacznej odpowiedzi, czy też może ton mojego głosu, lecz coś sprawia, że Veronica odwraca wzrok, a także przechodzi w stronę kanapy.
– Od kilku lat nie mamy żadnego kontaktu. Przestałeś przyjeżdżać, więc…
– Przestałem, bo taka była twoja wola – wchodzę jej w słowo. – Sama o to prosiłaś.
– Ja? Kiedy?
Zdumienie na jej twarzy wzbudza moją czujność.
– Pięć lat temu – przypominam. – Jak zawsze pojawiłem się w domu twoich rodziców, lecz nie chciałaś się ze mną spotkać. Prosiłaś Rose, by mi przekazała, żebym się więcej nie pojawiał. Już nie pamiętasz?
– Nie mogę tego pamiętać, ponieważ pięć lat temu nie mieszkałam już w domu rodziców, tylko we własnym mieszkaniu w centrum San Diego. Co więcej, poprosiłam mamę, by podała ci mój nowy adres. Liczyłam na to, że przyjedziesz, ale… cóż, nie doczekałam się.
Ton jej głosu i autentyczne wzburzenie sprawiają, że prycham pod nosem.
– Możesz podziękować siostrze. Jak mniemam, wciąż ma do mnie uraz? – zgaduję.
– Powiedzmy, że nie wspomina cię najlepiej – mamrocze niewyraźnie pod nosem.
– A podobno seks był taki nieziemski – rzucam kąśliwie, na co Veronica się krzywi. – Co cię do mnie sprowadza, Ver? – ponaglam ją.
– Za chwilę są twoje trzydzieste czwarte urodziny…
Moje tętno mimo wszystko przyspiesza.
– Pamiętałaś czy to Cass ci o tym wczoraj przypomniała? – pytam zaciekawiony.
– To twoja dziewczyna? – odpowiada pytaniem na pytanie.
Kręcę głową.
– Przyjaciółka. Zresztą sama wczoraj wspomniała o tym, że ma męża. Nie pamiętasz?
– Sprawdzam, czy trzymasz się jednej wersji. Masz kogoś? – docieka na wydechu.
Zakładam ramiona na piersi i przeszywam ją spojrzeniem.
– Nie, bo jeszcze do wczoraj żyłem z myślą, że w poniedziałek zapukam do twoich drzwi i zapytam o nasz układ.
– Co się zatem zmieniło? – szepcze.
Krzywię się.
– Dowiedziałem się, że masz faceta.
Kobieta odstawia szklankę na stolik, a następnie zrywa się z miejsca i podchodzi do panoramicznego okna.
– Skąd wiesz o Louisie, skoro od tak dawna nie mamy ze sobą kontaktu? – pyta, zakładając ramiona na piersi, a wzrok skupia na widoku za szybą.
– Już kilka miesięcy temu kazałem zebrać na twój temat potrzebne informacje, by wiedzieć, na czym stoję, ale dopiero wczoraj zebrałem się na odwagę, by je przejrzeć – wyznaję. – Na zdjęciach wyglądacie na szczęśliwych.
W pomieszczeniu nastaje chwila ciężkiej ciszy, którą w końcu przerywa Veronica:
– Muszę cię zatem poinformować, że masz nieaktualne informacje, ponieważ nie jesteśmy już ze sobą. Louis ze mną zerwał kilka tygodni temu.
Jej słowa sprawiają, że sam zrywam się z miejsca, a w głowie pojawia się nadzieja.
A więc nie wszystko stracone.
W końcu obraca się do mnie przodem, a na jej ustach błąka się nieśmiały uśmiech.
– Nie mówię, że przyjechałam tu po nowy związek. Ba! Sama nie czuję się jeszcze na niego gotowa. To wszystko jest zbyt świeże i wciąż boli, ale… Ale jeśli ty również jesteś singlem, to może to jakiś znak?
– Ver, przysięgam, że jeśli tylko dasz mi szansę… – zaczynam, lecz ona pospiesznie unosi dłoń, dlatego milknę.
– Przyjechałam tu prosić cię o pomoc, ale może to też właśnie najlepsza okazja, by sprawdzić, czy się zmieniłeś.
– Masz jakieś kłopoty? Co się dzieje? – Podchodzę do niej zaniepokojony.
– Szukam ochroniarza, Kev. A tak się składa, że znam tylko jednego.
Kevin
– A więc tak po prostu rzucasz wszystko i wyjeżdżasz?
Surowy głos Nicholasa sprawia, że przerywam pakowanie i przewracam oczami.
– Nie zachowuj się jak obrażony pięciolatek. Nie wylatuję na koniec świata.
– Ale na drugi koniec kraju – kontruje. – Poza tym nie wiadomo na jak długo.
W końcu odwracam się do niego przodem i unoszę brew.
– Powiedz to.
Zaintrygowany marszczy czoło.
– Ale co?
– Że będziesz za mną tęsknić – wyjaśniam, szczerząc się od ucha do ucha.
Teraz to on przewraca oczami.
Przysięgam, że podchwyciliśmy ten tik od Cass.
– Nie bądź śmieszny. Po prostu się o ciebie martwię. Masz tu zobowiązania. Prowadzisz z ojcem firmę. Twój kalendarz jest nabity samymi eventami. A teraz z godziny na godzinę informujesz, że wylatujesz do Nowego Jorku i nie wiesz, kiedy wrócisz. To irracjonalne.
– A czy twoje zachowanie zawsze jest racjonalne?! – próbuję się bronić.
– Staram się – odpiera po chwili.
Parskam śmiechem, bo akurat ja dobrze wiem, jak często dupek przekracza tę konkretną granicę.
– Starasz się, gdy sprawy dotyczą wszystkiego poza Ness. Jeśli to ona wchodzi na tapet, tracisz zdrowy rozsądek. Obaj dobrze o tym wiemy.
– I rozumiem, że ty tak masz z Veronicą? – kpi. – Od lat nie macie ze sobą kontaktu. Dziś to może być zupełnie inna kobieta niż ta, którą zapamiętałeś. A jednak wystarczyło jedno jej słowo, byś rzucił wszystko w diabły i poleciał jej na pomoc.
– Czy właśnie nie tak zachowuje się prawdziwy mężczyzna? – Rozkładam szeroko ramiona i wyzywająco spoglądam na przyjaciela. – Sam wciąż powtarzasz, że mógłbym się ustatkować. Że tak wiele tracę. Za to teraz, gdy nadeszła pora, a ja mam okazję zawalczyć o względy upragnionej kobiety, podcinasz mi skrzydła. Weź się zatem zdecyduj, bo zaczynam się gubić w tych twoich radach.
Nicholas zaciska usta i mruży wściekle oczy, lecz po chwili kapituluje.
– Okej, dobra. – Unosi dłonie w poddańczym geście. – To teraz powiedz, w czym konkretnie masz jej pomóc.
Odwracam się ponownie do swojej walizki i podejmuję pakowanie.
– Siostra Veroniki ma problemy i to właśnie jej mam pomóc.
– Czekaj, masz pomóc Rose?! – nie dowierza.
Kręcę głową.
– Nie jej, ale Alexis – poprawiam go. – To najmłodsza latorośl państwa Drone.
– Hmm, nie miałem pojęcia, że jest więcej sióstr – stwierdza z namysłem.
– Ja również. Ver nigdy o niej nie wspominała, bo dziewczyna jest znacznie młodsza.
– Ile?
Spoglądam na jego twarz.
– W grudniu skończy dwadzieścia trzy.
– I w jakie kłopoty wpakowała się ta mała? Problemy na studiach? Czy może mobbing w miejscu pracy? – zgaduje, a ja znów kręcę głową.
– Dziewczyna jest modelką i ostatnio wzbogaciła się o jakiegoś stalkera. Mam ją ochraniać do czasu, aż policja go nie zidentyfikuje.
– To może trwać miesiącami.
– Wiem, dlatego podejmę własne śledztwo – informuję. – Będąc tuż obok Alexis, może wpadnę na jakiś trop, który pomoże nowojorskim mundurowym. Już wiemy, że są mało kompetentni, prawda? To znaczy Ness o tym wie, ty może nieco mniej – dodaję, a jego oczy natychmiast zwężają się w szparki.
Uwielbiam się droczyć z tym dupkiem.
– Cóż, twój ostatni pobyt w Nowym Jorku również kręcił się wokół modelek i świrów – zauważa beznamiętnie. – A jak twój ojciec przyjął informację o tym nagłym wyjeździe? – zręcznie zmienia temat.
Krzywię się.
– Najpierw wrzeszczał, że jestem niepoważny, ale ostatecznie stwierdził, że woli tego typu wieści aniżeli takie o ciąży i uchylaniu się od ojcostwa.
Na twarzy przyjaciela pojawia się niezrozumienie, dlatego streszczam mu pokrótce rozmowę Ver z moim tatą.
– Cóż, staruszek już trochę cię zna – podsumowuje, gdy kończę. – Wiele ci wybaczy, ale na pewno nie porzucenie własnego dziecka.
– Spokojnie, nie ma szans, bym przypadkowo zapłodnił jakąś lalę.
– Bo w końcu nauczyłeś się używać prezerwatyw. – Odbija piłeczkę. – Choć zakładam, że w najbliższych tygodniach jedyne bzykanko, na jakie możesz liczyć, to to z Candy.
– Candy? – powtarzam, nie rozumiejąc.
– Lalka, którą ci podarowaliśmy – wyjaśnia. – Ma imię wypisane na kartonie. Nie widziałeś?
Rozbawiony kręcę głową.
– Wrzuciłem ją do szafy i o niej zapomniałem.
– Cóż, może więc spróbuj ją jednak zmieścić do walizki, bo jeśli serio liczysz na to, że pomaganie Alexis zbliży cię do Veroniki, to o jakimkolwiek bzykaniu na boku możesz zapomnieć – napomina chłodno. – Ja o tym wiem i ty też o tym wiesz.
– Dlaczego uważasz, że nie stać mnie na celibat?! – fukam, łypiąc na niego spod byka.
– A stać?
– Tu chodzi o Ver – przypominam. – Od tego, jak zaopiekuję się jej siostrą, zależy, czy zyskam w końcu swoją szansę. Nie spierdolę tego, a już na pewno nie pod czujnym okiem tej małej. Z moim szczęściem przyłapałaby mnie od razu, jak umoczyłbym kutasa, a ja już się nauczyłem na błędach. Teraz zamierzam walczyć o tę jedną kobietę i zdobędę ją, zobaczysz.
– A więc nie pozostaje mi nic innego, jak trzymać za ciebie kciuki. Dzwoń, jeśli będziesz czegoś potrzebować. Szczególnie rady.
– Myślę, że więcej wskazówek co do zdobywania kobiet dostanę od twojej żony albo Cass – wytykam swobodnie.
– À propos Cass. Jasper na pewno się ucieszy na wieść, że wylatujesz na Wschodnie Wybrzeże.
– Wciąż jest zazdrosny? – Śmieję się. – Przecież Cassie świata poza nim nie widzi!
– Nie chodzi o nią, ale o firmę, którą dostała w spadku – wyjaśnia. – Oni również w poniedziałek wylatują do Nowego Jorku, by sprawdzić kondycję Watson Enterprise i zastanowić się nad jej dalszym losem.
– Wrócą tam na stałe? – pytam, a w brzuchu czuję nieprzyjemny ucisk.
Nic nie poradzę na to, że życie w Los Angeles jest znacznie lepsze, gdy cała paczka jest w komplecie.
Nick wzrusza ramionami.
– Nie sądzę. Z tego, co udało mi się wyciągnąć od Hyde’a, powrót będzie się wiązał ze stałą wojną z pozostałymi członkami rodziny, dlatego spróbują przenieść WE do Kalifornii. – Zerka na zegarek. – Za dwie godziny mam nieformalne spotkanie z jednym z pachołków burmistrza. To stary znajomy ojca. Podpowie mi, czy w pobliżu jest jakiś teren, o który można się starać w ratuszu, i czy są szanse na jakieś obniżenie podatków w zamian za utworzenie nowych miejsc pracy i tak dalej.
– Dlaczego więc Hyde ucieszy się z mojej obecności w Nowym Jorku? – drążę z konsternacją.
Kumpel kręci głową.
– To był sarkazm. Dobrze, że oni są już po drugim ślubie, bo przynajmniej nie musimy się bać, że znowu postanowisz zepsuć im ceremonię.
Mrużę oczy na ten przytyk.
– Kutas.
– Zawsze w gotowości – kwituje, a kącik jego ust minimalnie drga.
Uśmiecham się, bo lubię te nasze przegadywanki, a przecież jeszcze kilka miesięcy temu nad naszą przyjaźnią wisiały naprawdę ciemne chmury. Po tym jak przerwałem pierwszy ślub Cassie i Jaspera, wszyscy chcieli zjeść mnie żywcem, na czele właśnie z Nicholasem, z którym znamy się od przedszkola. Na szczęście udało mi się zrehabilitować w oczach przyjaciół, a w szczególności samych małżonków. I tak, przy organizacji drugiego ślubu mieli obawy o to, czy znów nie wyskoczę z czymś głupim, dlatego dostałem zaproszenie na uroczystość jako ostatni, na dodatek na dzień przed wskazaną datą, ale wtedy już nie miałem obaw o intencje Hyde’a czy uczucia Cass, więc i tak nie zamierzałem protestować.
Co nie znaczy, że miałbym na to jakąkolwiek szansę, ponieważ przezornie pominięto fragment, gdzie mistrz ceremonii pyta o to, czy ktoś sprzeciwia się ślubowi, a Nick do dziś mi przypomina o tym, że to z mojego powodu.
– Będziesz dzwonić? – pyta niespodziewanie.
– A będziesz tęsknić? – odpowiadam pytaniem na pytanie.
– Za twoją paskudną mordą? Na pewno nie.
– W takim razie spadaj na drzewo.
– Okej, wykupię prenumeratę on-line „New York Timesa”, by móc szukać wzmianek na twój temat. Z całą pewnością w końcu pojawisz się na którejś ze stron. Znam cię. Nie wytrzymasz i na pewno coś odwalisz.
– Dzięki za wiarę we mnie – burczę, gdy rusza do drzwi.
– To nie wiara. To realizm. I jak już zechcą zamknąć cię na którymś komisariacie, to próbuj chociaż wycelować w taki, gdzie Hyde ma znajomości. Dzięki temu szybciej uda nam się wyciągnąć cię zza krat.
Z tymi słowami opuszcza moje mieszkanie, a ja jeszcze przez chwilę wpatruję się w zamknięte drzwi.
– Dupek.
