Wybaczyć, czego nie można zapomnieć - TerKeurst Lysa - ebook

Wybaczyć, czego nie można zapomnieć ebook

TerKeurst Lysa

0,0
14,99 zł

Ten tytuł znajduje się w Katalogu Klubowym.

DO 50% TANIEJ: JUŻ OD 7,59 ZŁ!
Aktywuj abonament i zbieraj punkty w Klubie Mola Książkowego, aby zamówić dowolny tytuł z Katalogu Klubowego nawet za pół ceny.


Dowiedz się więcej.

Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
czytnikach certyfikowanych
przez Legimi

Liczba stron: 277

Data ważności licencji: 5/31/2029

Oceny
0,0
0
0
0
0
0
Więcej informacji
Więcej informacji
Legimi nie weryfikuje, czy opinie pochodzą od konsumentów, którzy nabyli lub czytali/słuchali daną pozycję, ale usuwa fałszywe opinie, jeśli je wykryje.



Tytuł oryginału 

Forgiving what you can’t forget. Discover How to Move On, Make Peace with Painful Memories, and Create a Life That’s Beautiful Again

Published by arrangement with HarperCollins Christian Publishing, Inc.

© Copyright for this edition by Wydawnictwo W drodze, 2025

 

Redaktor prowadząca – Justyna Olszewska

Redakcja – Katarzyna Kośmicka

Korekta – Marek Kowalik, Katarzyna Kośmicka

Skład i łamanie wersji do druku, redakcja techniczna – Józefa Kurpisz

Projekt okładki i layoutu – Krzysztof Lorczyk OP

Grafika na okładce – John Singer Sargent, Orestes Pursued by the Furies, 1921, ze zbiorów Museum of Fine Arts w Bostonie oraz Yoann Siloine | unsplash.com

Fotografia (s. 2) – Isaac Quesada | unsplash.com

 

 

 

 

 

 

ISBN 978-83-7906-837-1 (wersja drukowana)

ISBN 978-83-7906-838-8 (wersja elektroniczna)

 

Wydawnictwo Polskiej Prowincji Dominikanów W drodze sp. z o.o.

Wydanie I

ul. Kościuszki 99

61-716 Poznań

tel. 61 852 39 62

[email protected]

www.wdrodze.pl

 

Przygotowanie wersji elektronicznejEpubeum

Dedykowane pamięci Briana Hamptona i jego wspaniałej rodzinie. Karen Hampton, Benowi Hamptonowi i Caroline Hampton Cole.

Ślady palców Briana są na wszystkim, co napisałam przez ostatnie dziesięć lat, a ta książka z pewnością nie jest wyjątkiem.

Pisząc te słowa, wsłuchiwałam się w jego łagodną mądrość, delikatne wyzwania i błyskotliwe uwagi. Tak bardzo mi go brakuje. Gdy mówił o was wszystkich, zawsze uśmiechał się szeroko i pogodnie.

Wprowadzenie. Nadal opłakuję to, co się stało

Czy znalazłaś się kiedyś w takiej sytuacji? Czy dzieliłaś życie na to przed głębokim zranieniem i na to po nim? Głęboka rana. Okropny czas. Rozmowa, która cię ogłuszyła. Dzień szokującego odkrycia. Przerażający telefon informujący o wypadku. Rozwód. Samobójstwo. Niesprawiedliwa śmierć, tak niewyobrażalna, że ciągle nie możesz uwierzyć, że ich już nie ma. Ktoś źle cię potraktował. Zerwanie. Dzień, w którym odszedł twój przyjaciel. Nienawistna rozmowa. Uwaga, która wydaje się po dziś dzień ranić twoją duszę. Odebranie ci czegoś, co powinno być twoje. Brutalność, która spadła na bliską ci osobę. Wiadomość, której miałaś nie widzieć. Manipulacja. Przemoc. Fałszywe oskarżenie. Kradzież. Pożar. Podpalenie. Dzień, w którym wszystko się zmieniło.

Ten jeden konkretny moment w życiu.

Twój osobisty punkt na osi czasu oddzielający „przed narodzeniem Chrystusa” i „po narodzeniu Chrystusa”. To datowanie miało wskazywać na punkt zwrotny w historii – narodzenie, życie, śmierć i zmartwychwstanie Chrystusa. Gdy w naszym życiu pojawia się taki osobisty punkt zwrotny, zdarza się, że wyznacza on podział na czas „przed kryzysem” i „po katastrofie”.

Czerwona kreska gwałtownie przecinająca rzeczywistość. Ona nie tylko dzieli twoje życie, ale także rozbija twoje wspomnienia, kala je. Obrazy z przeszłości są jednymi z najcenniejszych skarbów, dopóki nie stają się bolesnym wspomnieniem czegoś, czego już nie ma. I kiedy telefon znów wyświetla ci filmiki ze wspomnieniami, przypominając o tym, co zdarzyło się tego samego dnia cztery lata temu, zaczyna ci brakować tchu.

Życie przedtem. Życie teraz. Czy po czymś takim w ogóle można ruszyć dalej? Czy w ogóle da się jeszcze stworzyć życie, które znowu będzie piękne?

Jakaś część tego, co kochałaś, eksplodowała w tej jednej chwili i naznaczyła cię tymi niechcianymi punktami odniesienia „przed” i „po”. Żal cię niszczy, bez względu na to, skąd przychodzi. Ale gdzie są ludzie, których wybory wznieciły w tobie ten żal? To całkiem naturalne, że zaciskasz zęby, gdy myślisz o tym, co się stało.

A może rozmyślasz o tym przez cały czas. Albo wciąż się zastanawiasz, czy kiedykolwiek pozbędziesz się tego kłującego uczucia, tego pulsującego bólu podsycanego mieszanką niepokoju, pytań bez odpowiedzi i obawy, że tak naprawdę na tym świecie nie można już na nikim polegać.

Zewsząd otaczają cię ludzie: w pracy, barze, w szkole, do której chodzą twoje dzieci, a nawet w kościele. Wszyscy starają się żyć swoim życiem, zupełnie nieświadomi, że w każdej chwili mogą uruchomić wspomnienie tak bolesne, że poczujesz się, jakby na świecie zabrakło tlenu do oddychania. Dusisz się, pocisz, a oni cię proszą, abyś szła dalej, albo przynajmniej nie stała im na drodze.

Możesz tylko oglądać zdjęcia, które podsunął ci telefon, zrobione, zanim wszystko się zmieniło, bezwzględnie cofające cię do tamtej chwili i ostrzegające twoje dawne „ja”, że gdybyś udała się gdzie indziej – zmieniła kierunek, zapobiegła, uciekła, skręciła – to może to wszystko by się nie wydarzyło.

Wtedy z pewnością nie tkwiłabyś w tym, co masz teraz. W chaosie wywołanym katastrofą, w żalu i panice. W uczuciu, że jesteś krucha jak najcieńsza gałązka, ale jednocześnie zakorzeniona w miejscu jak stuletni dąb.

Rozumiem to.

Podobnie jak ty wolałabym nie doświadczyć tych uczuć – ale doświadczyłam. Jeśli czytałaś moją poprzednią książkę It’s Not Supposed to Be This Way (To nie tak miało być), to poznałaś moją wstrząsającą historię o tym, jak odkryłam romans męża, a potem kroczyłam ścieżką niepewności, do końca tamtej książki. Cztery lata okropnego bólu, które nastąpiły po tym odkryciu, w ostateczności doprowadziły do zaskakującego pojednania. Jestem za to wdzięczna, ale nie oszczędzono mi długiej i powolnej pracy odnalezienia własnej drogi po doświadczeniu czegoś, co na zawsze naznaczyło moje życie.

Dziś znowu płakałam. Nie dlatego że w moim małżeństwie stało się coś złego. Odbudowa to dar, za który bardzo dziękuję, ale nie o tym jest ta książka. Jest o tym, jak zrozumieć, co należy robić, kiedy nie można zapomnieć tego, co się stało, a  przebaczenie wydaje się słowem zupełnie nie na miejscu.

To dotyczy także mnie. Dlatego dzisiaj płakałam. Jeśli to rozumiesz, to wiesz, jak okropne jest określanie swojego życia według słów przed oraz po. A jeśli nikt inny na tym świecie nie był jak dotąd na tyle miły, by ci to powiedzieć, ja to zrobię. Jest mi bardzo, bardzo przykro z powodu tego wszystkiego, co cię spotkało.

Nieważne, czy było to jedno zdarzenie, czy cały zespół ran, które narastały z czasem, ponieważ ktoś okazał się inny, niż przypuszczałaś, nie zrobił tego, co miał, albo cię nie ochronił tak, jak powinien – twój ból zasługuje na bezpieczne miejsce, w którym zostanie przetworzony. Kimkolwiek był ten „ktoś” w twoim życiu, jego działanie cię zraniło, coś ci odebrało i uruchomiło cały łańcuch zdarzeń, które nadal cię dotykają. I to jest złe.

To nie jest sąd nad tą osobą czy tymi ludźmi. Nie znam wszystkich faktów odnośnie do tego, co się stało. I nie jestem uprawniona do wydawania wyroku, ale mogę być dla ciebie współtowarzyszką w cierpieniu.

Twój ból jest rzeczywisty. Podobnie jak mój. Zatem jeśli nikt nie chce tego uznać wraz z tobą – ja to zrobię.

Ale czy mogę ci szepnąć coś, o czym już się przekonałam?

Otóż tkwienie w tym miejscu, obwinianie innych i określanie życia według tego, co ci zrobili, tylko nasili cierpienie. Co gorsza, będzie przenosiło je na innych. Im bardziej pochłania nas ból, tym silniej nas kontroluje. To smutne, ale nierozwiązane cierpienie najbardziej dotyka tych, którzy najmniej zasługują na zranienie.

Im bardziej pochłania nas ból, tym silniej nas kontroluje.

Ta osoba – bądź więcej osób – sprawiła już dość bólu tobie, mnie i naszym bliskim. Dość krzywd już wyrządzono. Wystarczająco dostaliśmy. Nie musisz wyrzekać się tego, co było dla ciebie cenne i wartościowe, i uznawać wszystkich wspomnień za bolesne. Musisz zdecydować, jak ruszyć dalej.

Kilka lat temu, kiedy moje małżeństwo się zawaliło, nie sądziłam, że mam pozwolenie, by zatrzymać wspomnienia, które były dla mnie cenne. Myślałam, że ten związek się skończył; i dlatego moje życie musi zostać okrojone, zarówno przyszłe, jak i przeszłe. Chodziłam po domu i usuwałam wszystkie zdjęcia „nas”. Spakowałam niektóre ulubione rodzinne pamiątki. Starałam się wyplątać z życia wszystko, co przypominało mi o przeszłości, ponieważ, cóż, nie wiedziałam, co innego miałabym zrobić. Lecz całkowite ogołocenie mojego życia z fizycznej obecności pamiątek nie usunęło bólu. Nie można okrajać rzeczywistości i liczyć na uzdrowienie. Nie wolno się oszukiwać, że po tym, co się stało, wszystko z nami w porządku. Można jednak zdecydować, co zrobić ze wspomnieniami. Osoba, która cię skrzywdziła, nie wpłynie na to, jak z nimi postąpisz. Twoje życie może być wdzięczną kompozycją zbudowaną z tego, co piękne, i co bolesne. Nie musisz nakładać etykietki „albo, albo” na to, co kiedyś było. Przeszłość może być „zarówno, jak i”.

Być może najtrudniejsze w ruszeniu naprzód jest odpuszczenie samemu sobie.

A jeśli możliwe jest odpuszczenie tego, z czego musimy zrezygnować, ale nadal zatrzymanie tego, co jest dla nas piękne, prawdziwe i ważne? Być może ta mniej skrajna wersja ruszenia naprzód doprowadzi nas powoli do miejsca przebaczenia. Dość było traumy. Zatem ponieważ nie chcę już niczego, co okalecza czy niszczy, muszę zdecydować, co zostaje, a co odchodzi.

Tego mi trzeba. Tego chcę.

Pragnę znowu z radością oglądać swój ślubny album, mimo że zdrada nie odejdzie w zapomnienie. A jednak tamten dzień był prawdziwy i piękny – i w całości wart docenienia.

Chcę wspominać tamte wspaniałe wakacje, na które wspólnie wyjechaliśmy, i nie skupiać się na fakcie, że wtedy jeszcze nie wiedziałam, co się dzieje. Mimo to tworzyliśmy niesamowite wspomnienia, pełne śmiechu, niewinnych dowcipów, szalonych, ambitnych gier, nieprzytomnych tańców i długich rozmów przy kolacji. To naprawdę się zdarzyło i było piękne. Nie chcę wypierać tego, czego autentycznie doświadczyłam.

Pragnę patrzeć na świąteczną kartkę, którą wysłaliśmy – gdzie jesteśmy wszyscy przebrani i uśmiechnięci – i nie kurczyć się, czując się jak idiotka czy pozorantka. Rodzinna zażyłość, którą uchwyciliśmy tamtego dnia na zdjęciu, była realna, czyli cenna i dla mnie prawdziwa.

Tego samego pragnę dla ciebie. Jakkolwiek wpływa to na przeżywanie bólu; zdjęcia, wspomnienia wspólnie spędzonych chwil… Jeśli były dla ciebie radością, należą do ciebie i możesz je zatrzymać.

Inne wspomnienia, te skrajnie bolesne, możesz oddalić.

A te, które są plątaniną jednych i drugich, możesz posortować na stosy: do zatrzymania i do odrzucenia. Ważne, abyś nie dopuściła do tego, że cierpienie przepisze twoje wspomnienia na nowo. I co absolutnie najważniejsze: nie pozwól, by ból zniszczył twoją przyszłość.

Rozdział pierwszy. Przebaczenie – słowo o dwóch ostrzach

Przez pierwsze dni i miesiące po tym, gdy moje małżeństwo zostało zniszczone, chciałam, żeby poddano mnie narkozie – jak przed operacją. Dlaczego wzywa się anestezjologa tylko wtedy, gdy mają cię otworzyć chirurdzy? Stan, w którym jesteś rozdarta emocjonalnie, jest nie mniej bolesny.

Szok, żal i rozpad związku – to wpłynęło na każdy aspekt mojego życia. Nic nie ostało się niezranione czy niezniszczone. Każdego dnia rzeczywistość okrutnie dawała mi się we znaki; co rano otwierałam oczy, aby zobaczyć, jak wali się kolejna część mego życia. Moje dzieci doświadczały trudności; podupadłam na zdrowiu; finanse – istna katastrofa; dostawałam listy od adwokatów, choć wcześniej nawet mi się nie śniło, że kiedykolwiek będziemy ich potrzebować. I co noc jedynym sposobem, żebym mogła zasnąć, było okłamywanie się, że jutro będzie lepiej.

Dni zmieniły się w miesiące. Miesiące – w lata. I z wolna również ja przeistaczałam się w kogoś, kogo sama nie rozpoznawałam. Zwykle silna i spokojna, stałam się mętną mieszanką niepokoju, ataków paniki i oślepiającego bólu, tak silnego, że myślałam, iż już nigdy nie będę zdrowa i nie odzyskam poczucia normalności. A ponieważ przeszłam tyle, że trudno to było przepracować, moje nastawienie, zwykle tak optymistyczne, zaczęła ogarniać ciemność.

Moje relacje z ludźmi zostały zredukowane i po prostu usiłowałam radzić sobie z tym, czego się w nich bałam; nie było miejsca, by cieszyć się tym, co w innych lubiłam. Śmiech wydawał mi się fałszywy. Radość – nienaturalna. A ludzkie niedoskonałości były niczym neon informujący, że każdy człowiek to tylko kolejne ryzyko, że znowu zostanę zraniona. Codzienne sprawy jawiły się jako najgorsze scenariusze. Małe trudności – jako emocjonalny chaos. A straty, wielkie czy małe, były niczym śmiertelne ataki.

Jakiś ciężar usadowił się w czymś, czego nie potrafię wyjaśnić ani nawet dokładnie umiejscowić. Nie wiem, jak właściwie to opisać; mogę tylko powiedzieć, że w różne dni objawiał się pod odmiennymi postaciami, które wydawały się mnie jednocześnie spajać i rozdzierać.

Cynizm, przebrany za ochroniarza, kazał mi wierzyć, że jeśli przygotuję się na najgorsze, on mnie obroni i nie dopuści więcej bólu. W rzeczywistości jednak był złodziejem w przebraniu okradającym mnie z bliskości istniejącej między mną a tymi, których kocham, a co gorsza – z autentycznej zażyłości między mną a Bogiem.

Rozgoryczenie udające sędziego sądu najwyższego kazało mi wierzyć, że muszę zabezpieczyć dowody przeciwko tym, którzy wobec mnie zawinili, abym mogła wskazywać i ponownie przedstawiać argumenty nie do obalenia i usłyszeć wyrok „winny”, wydany na nich wszystkich. W rzeczywistości jednak był to wyrok skazujący mnie samą: na izolację odzierającą duszę z życiodajnych relacji międzyludzkich.

Uraza ubrana w sztandar z napisem dochodzenie należności kazała mi wierzyć, że jedynym sposobem uwolnienia się od bólu jest upewnienie się, że ci, którzy go spowodowali, cierpią tak samo jak ja. W rzeczywistości jednak była to ukryta pułapka; jej wnyki o ostrych zębach wbijały się we mnie coraz głębiej i głębiej, zadając mi tortury i co gorsza, nie pozwalając ruszyć dalej.

Odwlekanie, zakradające się jak pracownik kina oferujący popcorn i wygodny fotel, choć zrobiony z mojego smutku i żalu, kazało mi wierzyć, że całkiem dobrze jest w nim zostać i odtwarzać w głowie wciąż te same filmy o tym, co się stało, aż pewnego dnia zrozumiem, dlaczego sprawy przybrały taki obrót. W rzeczywistości jednak byłam na sali tortur, gdzie każde powtórzenie tylko wzmagało ból, ale nigdy nie dawało odpowiedzi, które – jak sądziłam – wreszcie nadejdą.

I w końcu trudności z zaufaniem, przebrane za prywatnych detektywów na tajnej misji, kazały mi wierzyć, że wspierają mnie w wyłapaniu wszystkich, którzy mnie zranili, i udowodnieniu, że nikt nie był tak naprawdę szczery. W rzeczywistości problemy z zaufaniem działały jak trujący gaz; zamiast trzymać mnie z dala od tych niewielu, którym nie powinno się ufać, pozbawiały życia każdego, kto się do mnie zbliżał.

Byli to żołnierze zawziętości, którzy prowadzili ze mną wojnę.

Żołnierze zawziętości, którzy i teraz prowadzą wojnę przeciwko każdej zranionej osobie.

Byłam duszą, której podoba się idea przebaczenia… dopóki nie stałam się duszą zranioną, która tę ideę odrzuca.

Może się zatem wydawać dziwne, że osoba po takich doświadczeniach pisze taką książkę. Ale gdyby to było dla mnie łatwe, gdybym nie zmagała się z przebaczeniem, to… nie jestem pewna, czy zostałaby ona napisana z lękiem, na jaki to przesłanie zasługuje.

Przebaczenie, rzucone na pastwę mojego głębokiego zranienia, może wydać się odrażające, niemożliwe, i jest jednym z najszybszych sposobów nasilania poczucia niesprawiedliwości wobec tego, jak zostałam skrzywdzona. Błagam bowiem o sprawiedliwość. Pragnę błogosławieństwa dla tych, którzy postępują zgodnie z zasadami życia i miłości. Chcę, aby zganiono tych, którzy je łamią.

Czy to zbyt wiele?

I w tym właśnie miejscu zwykłam się zatrzymywać. Udręczałam się, skupiałam na błędach innych oraz gromadziłam wokół siebie osoby, które chciały do mnie dołączyć i utwierdzać mnie w przekonaniu, że powinnam tu pozostać.

Przypomina mi to pewne wydarzenie z czasów college’u, gdy wybraliśmy się wspólnie na wakacje do pięknej miejscowości. Po drodze doszło do małej sprzeczki. Gdy dotarliśmy na miejsce, moi przyjaciele wysypali się z samochodu, pobiegli na plażę i spędzili tam wiele godzin: bawili się, skakali do orzeźwiającej wody, raczyli się przywiezionym prowiantem i wspólnie tworzyli niesamowite wspomnienia. Przez ten czas ja chodziłam wielkimi krokami po parkingu, w okropnym upale, pozwalając, aby z każdą mijającą godziną narastał mój gniew.

Rozkoszowałam się myślą, że tym jednoosobowym protestem dam moim przyjaciołom nauczkę. Ostatecznie jednak to ja byłam jedyną osobą, którą on dotknął. Jedyną osobą, którą wszystko ominęło. Tą, która była głodna. Tylko o moim złym postępowaniu mówiono przez cały dzień. A potem tylko ja jechałam do domu w milczeniu, ze świadomością, że moje wybory nie ukarały nikogo z wyjątkiem mnie samej.

Żołnierze zawziętości wrzeszczeli i wznosili okrzyki w dniu ich zwycięstwa. A ja byłam tylko kolejną samotną duszą płaczącą w poduszkę; czułam się zawstydzona i pokonana. Wspominałam ten dzień z niesmakiem.

To było głupie; drobna uraza wywołała we mnie wściekłość. Dostrzegam, że ogrom bólu, przez który ty i ja przechodzimy, jest o wiele poważniejszy, bardziej skomplikowany i niszczący niż tamtego dnia na plaży. Nie neguję go. Jednak tamta sytuacja na parkingu doskonale opisuje, co uraza z nami robi i dokąd zawsze prowadzą nas żołnierze zawziętości. Prowadzą do izolacji; do emocjonalnej ciemności po zerwanych związkach, do duchowej ciemności wywołanej spiętrzonym wstydem; do mrocznego punktu, w którym nie jesteśmy w stanie dostrzec piękna czekającego na nas poza parkingiem.

A co by było, gdybym wtedy potrafiła uwolnić się od urazy i ruszyć naprzód, na plażę? A co, jeśli potrafiłabym zrobić to teraz?

Nowa zdolność postrzegania świata w sposób pozytywny jest tym, czego pragnę dla ciebie i dla siebie. Naszą bronią jest przebaczenie. Decyzja, by pójść naprzód, to stanięcie na polu bitwy. Wyruszenie przed siebie to początek podróży. Uwolnienie się od trudnego uczucia – to nagroda. Odzyskanie zdolności do zaufania i bliskości – słodkie zwycięstwo. A bezpieczne przejście z Panem od rany do uzdrowienia daje wolność, która na nas czeka.

Właśnie o tym jest ta książka. Jest podróżą, podczas której odkryjesz nowe drogi, zdrowe, doskonałe sposoby na przepracowanie swojego bólu.

Pozwól, że powiem też, czym ta książka nie jest. Nie zawiera przesłania, które umniejszy to, przez co przeszłaś, ani nie zlekceważy cierpienia, z powodu którego wylałaś miliony łez. Nie znajdziesz w niej usprawiedliwienia dla zniewagi, porzucenia czy zdrady, które zawsze są złe, bez względu na to, czy inni będą je lekceważyć lub zafałszowywać. Nie neguje ona twoich uczuć ani tego, jak bezradna potrafisz się czuć, gdy zalewa cię ból wywołany przez wspomnienia, ignorowany przez tych, którzy powinni cię kochać, albo odsuwany na bok przez tych, którzy powinni się o ciebie troszczyć.

Nie znajdziesz tu żądania, abyś wybaczyła najokrutniejsze i najbardziej przerażające zbrodnie popełnione wobec ciebie czy twoich bliskich.

Nie sugeruję w niej, abyś przebaczyła wszystkim wszystko i aby twoje relacje były idealne z każdym napotkanym człowiekiem – nieraz nie jest to w ogóle możliwe; często dążenie do tego to wchodzenie na ścieżkę pełną niebezpieczeństw. Tak naprawdę na poszczególnych kartach tej książki wykonamy pracę w celu rozwikłania pomieszanych i błędnie postrzeganych idei przebaczenia oraz pojednania.

Nie ma tu miejsca na nakazy wygłoszone ostrym tonem czy grożenie palcem. Takie podejście w ogóle do mnie nie trafia, dlatego nie zamierzam pisać niczego podobnego. I choć moje przesłanie zaoferuje ci całe mnóstwo łaski, to napędza je też Boża prawda. W końcu łaska daje nam pewność, że jest dość bezpiecznie, i zmiękcza nasze zalęknione serca, ale to prawda nas wyzwoli (por. J 8,32). Łaska i prawda w Piśmie Świętym zawsze idą w parze (por. J 1,14.17). Gdybym wskazywała tylko łaskę, odebrałabym ci to, co jest naprawdę niezbędne do uzdrowienia. Choć prawdę niekiedy niełatwo jest usłyszeć, Bóg nam ją daje, ponieważ wie, czego naprawdę potrzebują nasze serca i dusze. To Jego prawda nas wyzwoli.

Przebaczenie jest możliwe, choć nie zawsze to dostrzegamy.

Często odczuwamy je jako najbardziej irytujące polecenie od Pana.

To słowo o dwóch ostrzach, prawda?

Przebaczenie trudno dać. Cudownie jest je otrzymać. Gdy jednak mamy je darmo od Pana, a sami nie chcemy go udzielić, w naszych duszach formuje się coś ciężkiego.

To ciężar przebaczenia, któremu nie pozwalamy się wyłonić. W moim przypadku działo się tak głównie dlatego, że nie rozumiałam najważniejszej rzeczy dotyczącej przebaczenia.

Przebaczenie nie jest jakąś opcją, którą możemy wybrać bądź nie. Przebaczenie jest czymś trudnym do zdobycia, w czym mamy możliwość uczestniczenia. Naszą rolą w przebaczeniu nie jest desperacja, kiedy musimy napiąć mięśnie i zacisnąć zęby i pięści. Nie jest nią przedarcie się przez irytację i zmaganie się ze wzburzeniem. Nie jest nią przepłakanie sprzeciwu wobec wszystkich usprawiedliwień, abyśmy mogli pozostać zagniewani, zranieni i przerażeni tym, co nam zrobiono.

A kiedyś tak myślałam.

Gdy błędnie sądziłam, że przebaczenie unosi się w powietrzu i spada na wszystkie moje wysiłki, zdobyty charakter, wyczarowaną dojrzałość, wymuszony sprzeciw i łagodne uczucia, które w jednej chwili wydają się prawdziwe, a w drugiej fałszywe, nie byłam zdolna autentycznie udzielić przebaczenia takiego, jakie dał mi Jezus.

Moja zdolność do przebaczenia innym unosi się i opada, zamiast polegać na tym, co Jezus już dla mnie zrobił, a co pozwala, żeby Jego łaska dla mnie swobodnie przepływała przeze mnie (por. Ef 4,7).

Przebaczenie nie jest aktem mojej determinacji.

Aby się dokonało, konieczna jest moja współpraca.

Tej współpracy mi brakowało.

Przebaczenie nie jest aktem mojej determinacji.Aby się dokonało, konieczna jest moja współpraca

Bóg wiedział, że nie możemy tego zrobić sami. Wiedział o tym bardzo dobrze, już od chwili, gdy chrupanie zakazanego owocu stało się pierwszym odgłosem grzechu. A potem przyszedł syk oskarżeń wroga i dudniące kroki przerażonych pierwszych ludzi. Adam i Ewa uciekli w ciemność, podczas gdy poczucie winy i wstydu odbijało się echem, które do dziś dobywa się z naszych ust. Wtedy się ukryli.

Gdy tylko wybrali grzech, ich preferencją stała się osłona ciemności.

Proszę, zachowaj cierpliwość, czytając następne słowa. Nie tylko wtedy, gdy robię coś złego, uciekam i chowam się w ciemności. Dzieje się tak również, gdy robię coś odwrotnego do tego, co powinnam zrobić w reakcji na postępowanie kogoś, kto przeciwko mnie grzeszy, kto mnie krzywdzi, rani czy nawet tylko przysparza mi kłopotu. Przeważnie moją pierwszą reakcją nie jest błogosławienie tej osoby. Ani okazanie jej cierpliwości. Ani bycie taką, jak podaje rozdział 12 Listu do Rzymian. Nie życzę takiej osobie smacznego ani nie podaję jej czekoladowego koktajlu mlecznego.

Nie.

Moją pierwszą reakcją jest zrobienie tego samego, za co tak ją krytykuję. Pozwalam, aby wciągnęła mnie myśl o uzasadnionym odwecie, i upewniam się, że zranię tę osobę tak samo jak ona mnie. A kiedy moim wyborem jest grzech, kryję się za osłoną ciemności. Ale bez wątpienia… ona mnie nie tylko osłania, lecz także przepełnia – irytującą ciężkością.

Ludzkie serca są skłonne do tego, by próbować ukrywać fakty. Wszyscy mamy takie miejsce, do którego uciekamy, gdzie jest raczej ciemno, nie chcemy się narażać na to, co może ukazać się w świetle. Chcemy wolności, ale czujemy opór przed robieniem po prostu tego, co każe nam Pan.

Bóg o tym wie.

Znalazł zatem sposób, który nie zależy od naszej siły. Sposób wybaczający. Sposób, by chwycić wyciągnięte ramiona Jezusa, zakrwawione po ukrzyżowaniu i ociekające odkupieniem. On ujawnia i wybacza to, co my potrafimy jedynie ukrywać. Wybacza to, czego my – nie będąc dość dobrzy – nie potrafilibyśmy nigdy naprawić. I przygotowuje nam drogę, abyśmy po prostu współpracowali z Jego dziełem wybaczenia: tym, które mamy otrzymać, i tym, którego mamy udzielić.

Całym sercem wierzę, że wybaczenie – otrzymane i dane – jest tym, co bardziej niż cokolwiek innego otwiera świat na zdumiewające objawienie rzeczywistości Jezusa.

Proszę jednak, nigdy nie myl odkupienia ze zjednoczeniem. Zjednoczenie, albo pojednanie, wymaga, aby dwie osoby były gotowe wykonać trudną pracę ponownego zejścia się. Odkupienie następuje tylko między tobą i Bogiem. Bóg może odkupić, zbawić twoje życie, nawet jeśli zniszczone ludzkie relacje nie zostaną odbudowane.

I ja, i ty możemy wybaczyć, nawet jeśli relacja z tą osobą nigdy nie zostanie odnowiona. To niesamowicie wyzwalające – wybaczyć i nie czekać, aż inni zechcą i będą gotowi o tym wszystkim rozmawiać. Przebaczenie nie zawsze wiąże się z jakimś działaniem wobec drugiej strony relacji; polega raczej na byciu posłusznym temu, co poleca nam zrobić Bóg.

Ci, którzy najpełniej współpracują z przebaczeniem, najbardziej cieszą się pięknem, jakie ono ze sobą niesie.

A czym dokładnie jest to piękno odkupienia? To ty akceptująca zamianę, jaką proponuje ci Bóg.

Z czego rezygnujesz? Z prawa, by żądać, aby ten, kto cię zranił, zadośćuczynił albo cierpiał za to, co zrobił. Bóg się tym zajmie. I nawet jeśli nigdy nie zobaczysz, w jaki sposób, to wiedz, że On to naprawdę zrobi.

Co dostajesz? Wolność; by móc iść dalej. Scenerią twojego życia nie powinna być jama bólu, do której wtrąciła cię ta osoba. Jest tyle do zobaczenia, odkrycia i doświadczenia. Porzuć wydrapywanie drogi w błotnistym mule, w nadziei, że jest tam zakopana jakaś nagroda. Nie jest. Chwyć rękę Boga, a gdy słowa przebaczenia uwalniają się z twoich ust, to tak jakbyś rozsiewała nasiona pięknych kwiatów. Błoto jamy staje się żyzną glebą o dużym potencjale. I wkrótce będziesz tańczyć wśród tego, co wokół ciebie zakwitnie i się rozwinie.

Ci, którzy najpełniej współpracują z przebaczeniem, najswobodniej tańczą w pięknie odkupienia.

Przez jakiś czas twoje łzy mogą nadal płynąć. Nic nie szkodzi. Wolność od zawziętości nie oznacza natychmiastowego uzdrowienia wszystkich emocji. Oznacza natomiast, że te emocje zmienią się w końcu we współczucie, a nie rozgoryczenie.

Zobaczysz – ci, którzy najpełniej współpracują z przebaczeniem, naprawdę tańczą najswobodniej w pięknie odkupienia.

Kreślę to twierdzenie w tym miejscu, niczego od ciebie nie wymagając.

Nie sugeruję, że powinnaś prędko przejść do porządku nad tym, przez co przeszłaś, i od razu ruszyć naprzód. Silne emocje szybko na nas spadają, ale nie odchodzą w tym samym tempie.

Potrzeba czasu. Właśnie to chcę ci dać, gdy będziemy powoli przeprawiać się przez to przesłanie. Zanim pokonamy stopnie przebaczenia, musimy zapanować nad mechanizmami radzenia sobie i przyczynami, przez które czujemy opór przed przebaczeniem. A co ważniejsze, musimy podjąć decyzję, że przetrwamy to wszystko – i odbierzemy władzę nad nami tym, którzy nas ranią. Nasze uzdrowienie nie może wzrastać ani maleć na skutek ich wysiłków, zwłaszcza jeśli oni nie mogą bądź nie chcą się zmienić. Tak, na to potrzeba czasu, ale to może się udać.

Jednak to nie wszystko.

Potrzeba zrozumienia. Dlatego właśnie dzielę się zarówno brutalnymi, jak i pięknymi faktami dotyczącymi mojego głębokiego bólu.

Potrzeba wnikliwości. Daję ci ją dzięki mojemu studiowaniu słowa Bożego; a także poprzez przyznanie się do własnego uporu i niesatysfakcjonujących postępów.

Potrzeba Bożej interwencji. Tę właśnie Bóg dostarczy ci osobiście i dogłębnie, nie poprzez moje słowa, ale Jego własne, wplecione w tę książkę.

I – w końcu – potrzeba będzie otwartości. To jest zaproszenie; niczego ci nie narzucam, raczej oferuję miejsce w tej dyskusji, aby łagodnie wyłoniło się słowo, które tobie samej objawia Bóg. A najlepsze w tym wszystkim jest to… że możemy robić to razem.

O Autorce

Lysa TerKeurst (ur. 1969) – amerykańska mówczyni i autorka bestsellerowych książek, umieszczanych wielokrotnie na liście bestsellerów „New York Timesa”, w których zaprasza do niezwykłej przygody wiary i poznawania Boga. Wychowywała się jako chrześcijanka, ale porzuciła wiarę na wiele lat, gdy zmarła jej roczna siostra. Teraz głosi nadzieję w dobrych i złych momentach. Lysa mieszka z rodziną w Karolinie Północnej.

Spis treści

Okładka

Strona tytułowa

Strona redakcyjna

Wprowadzenie. Nadal opłakuję to, co się stało

Rozdział pierwszy. Przebaczenie – słowo o dwóch ostrzach

O Autorce

Punkty orientacyjne

Spis treści

Cover

Title Page

Copyright Page