Włóż buty i idź naprzód. O odnalezieniu sensu, pokonaniu lęku i zniechęcenia - Joël Pralong - ebook

Włóż buty i idź naprzód. O odnalezieniu sensu, pokonaniu lęku i zniechęcenia ebook

Pralong Joël

4,2

Opis

Dobrze jest czuć się w swym życiu jak w dopasowanych butach. Joël Pralong, od lat wspierający ludzi pogubionych, we Włóż buty i idź naprzód! wskazuje ścieżki, na których można znaleźć spokój duszy, uciec od świata rządzonego przez hedonizm.

Zanim dopadnie cię depresja lub wypalenie, „idź ku sobie”, pozwól jak najszybciej przyciągnąć się wewnętrznemu wezwaniu płynącemu z twej duszy, a poczujesz się przyjęty, kochany, rozpieszczany, pocieszany, jak dziecko pocieszane przez swoją matkę.(fragment książki).

Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
czytnikach certyfikowanych
przez Legimi
czytnikach Kindle™
(dla wybranych pakietów)
Windows
10
Windows
Phone

Liczba stron: 148

Odsłuch ebooka (TTS) dostepny w abonamencie „ebooki+audiobooki bez limitu” w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
Oceny
4,2 (12 ocen)
7
2
2
0
1
Więcej informacji
Więcej informacji
Legimi nie weryfikuje, czy opinie pochodzą od konsumentów, którzy nabyli lub czytali/słuchali daną pozycję, ale usuwa fałszywe opinie, jeśli je wykryje.

Popularność




Wstęp

Znaleźć dobre buty

Kiedy ci źle w swoich butach

Corine poprosiła mnie o spotkanie. Zagłębiona w fotelu w mym biurze, wydawała się wyczerpana, z trudem oddychała, siedziała nerwowo, co chwila krzyżując nogi. Zauważyłem jej nowe białe markowe buty sportowe, popularne wśród młodych ludzi. W kauczukowych podeszwach zatopiony był modny gadżet, jakby maleńkie migające światełko, błyskające za każdym razem, kiedy stopa dotykała ziemi. Czy grozi jej jakieś niebezpieczeństwo? Dwudziestoośmioletnia dziewczyna wyrzuciła z siebie bez ogródek:

– Źle ze mną, życie uwiera mnie jak niewygodne buty!

– Naprawdę? – zażartowałem. – Ale przecież te doskonale na tobie leżą i są zupełnie nowe!

– Bardzo śmieszne. Widzę, że ksiądz zrozumiał! Czuję się źle we własnej skórze, jestem w ciągłym życiowym dołku, mam wrażenie, że dla nikogo nie jestem ważna. Poza tym zwolnili mnie z pracy. „Zbyt powolna i niedostatecznie mocno zmotywowana” – rzucono mi w twarz, co zresztą, muszę przyznać, było dość zgodne z prawdą. Przestało mnie cokolwiek interesować, wszystko mnie nudzi i mam wrażenie, że moje życie nie jest warte przeżycia. Rodzice rozeszli się, gdy byłam bardzo mała, i od tego czasu zawsze czułam się jak rozbitek szukający wyspy, na której królowałaby wyłącznie miłość. Przez pewien czas miałam wsparcie psychologa, ale bez większych rezultatów. Przyjaciel powiedział mi, że nadszedł czas, aby przejść od psychologii do duchowości, ponieważ duchowość sięga głębiej. Nie miałby ksiądz czegoś pomocnego w swojej Bożej apteczce?

– Wiesz co, Corine, Bóg nie jest środkiem uspokajającym, który połykasz za każdym razem, kiedy masz chandrę, to raczej ktoś, kogo się spotyka. Ktoś, kto cię kocha i chce twego dobra. Kiedy ma się pewność, że jest się kochanym, od razu robi się lepiej.

– Co więc mam zrobić?

– Powiedz mi, czy się modlisz?

– Hmm, od czasu do czasu, tak jak wszyscy, wtedy kiedy potrzebuję liny ratunkowej…

– Dobrze, to już coś. Ale możesz zrobić kolejny krok ku Bogu: zbliżyć się do Niego, lepiej Go poznać, spotkać się z innymi młodymi chrześcijanami, którzy czytają Biblię i dzielą się wiarą. A przede wszystkim, poproś Go o łaskę, o to, aby objawił się w tobie i pozwolił ci zakosztować Jego miłości…

Podczas rozmowy wyczułem determinację Corine, pragnącej wyruszyć ku nowym ścieżkom, przeżyć nowe doświadczenia, szczególnie w sferze duchowej. Nasze spotkanie w pewnym sensie pobudziło jej apetyt. Odnosząc się jedynie do części rozmowy, chciałbym się skupić na problemie „czucia się źle”, tak typowym dla zachodniego świata, który sprawia, że wielu ludzi, zwłaszcza młodych, odczuwa znudzenie, cierpi na wewnętrzną pustkę, traci motywację i smak życia. Niektórzy z nich twierdzą, że życie pozbawione jest sensu i że nie warto żyć, ponieważ tak czy inaczej pewnego dnia trzeba będzie umrzeć. Taka pustka może popychać do różnego rodzaju ekscesów w dążeniu do przyjemności (trzeba korzystać „na maksa”, dopóki tylko to możliwe, bo jutro…) lub odwrotnie, więzić ich w szarzyźnie i rozpaczy.

Wszyscy jesteśmy ludźmi, którym czegoś brakuje, niedokończonymi, poszukującymi sensu, szczęścia i spełnienia, i w tym właśnie leży cała trudność: Jaka droga prowadzi do szczęścia? A przecież egzystencjalna frustracja, ból życia pojawiają się w społeczeństwie przeładowanym technologiami, wysoce wyrafinowanymi środkami komunikacji, gabinetami pełnymi specjalistów od wszelkiego rodzaju relacji oraz dobrami materialnymi i udogodnieniami mającymi dostarczyć przyjemności i radości życia, jak przynajmniej twierdzą reklamy emitowane przez królów marketingu. Miraż czy cud? Informacja czy trucizna? A jednak… pośród tych sztucznych rajów człowiek czuje się pusty i samotny. Często jest emocjonalnie rozchwiany, nie potrafi w życiu utrzymać się w pionie. Być może należałoby zaproponować mu zupełnie inne buty lub włożyć na jego nogi trampki, które będą nie do zdarcia – jednocześnie mocne i miękkie, zapewniające bezpieczne podążanie naprzód, bez ryzyka omdlenia w drodze. Jak dotrzeć do własnej duszy, tak często zapomnianej, stłumionej, wypartej, odtrąconej?

Czy chcesz wyzdrowieć?

Jeśli tak, to czy chcesz spotkać terapeutę dusz, tego, który działa we wnętrzu, „przykładając siekierę do korzenia drzewa” (por. Mt 3,10), aby wyleczyć chore korzenie? Przeczytaj poniższy fragment:

W Jerozolimie zaś znajduje się sadzawka Owcza, nazwana po hebrajsku Betesda, zaopatrzona w pięć krużganków. Wśród nich leżało mnóstwo chorych: niewidomych, chromych, sparaliżowanych, którzy czekali na poruszenie się wody. Anioł bowiem zstępował w stosownym czasie i poruszał wodę. A kto pierwszy wchodził po poruszeniu się wody, doznawał uzdrowienia niezależnie od tego, na jaką cierpiał chorobę. Znajdował się tam pewien człowiek, który już od lat trzydziestu ośmiu cierpiał na swoją chorobę. Gdy Jezus ujrzał go leżącego i poznał, że czeka już długi czas, rzekł do niego: „Czy chcesz stać się zdrowym?”. Odpowiedział Mu chory: „Panie, nie mam człowieka, aby mnie wprowadził do sadzawki, gdy nastąpi poruszenie wody. Gdy ja sam już dochodzę, inny wchodzi przede mną”. Rzekł do niego Jezus: „Wstań, weź swoje łoże i chodź!”. Natychmiast wyzdrowiał ów człowiek, wziął swoje łoże i chodził (J 5,2–9)[1].

Wiele osób w okrzyku, który wyrwał się z ust chorego, rozpoznaje siebie: „Nie mam człowieka!”. Co możemy rozumieć: „Jestem w życiu sam, nikt nie troszczy się o mój los, dla nikogo nie przedstawiam żadnej wartości”.

Nikomu nie uda się uciec przed samotnością: czy to z powodu porzucenia, zdradzonego zaufania, choroby, śmierci, porażki, w obliczu budzących lęk pytań, odpowiedzi, których nie możemy lub nie chcemy usłyszeć, czy to z poczucia winy, wykluczenia, odrzucenia. Uciekamy przed samotnością na przykład w hałas przyklejonych do uszu słuchawek lub ekranów, które odmalowują wirtualnych przyjaciół w kolorach zależnych od nastrojów danego dnia. Rzucamy się na tę „wodę, która się porusza” poza nami, sądząc, że znajdziemy lekarstwo na swe dolegliwości. Błyszczeć, zatracić się, korzystać maksymalnie po to, aby uciec, zapomnieć, ominąć prawdziwe pytania. Ale ucieczka sprawia tylko, że bardziej zagłębiamy się w pustkę, tak jak w pusty w środku pień, który pęka i zmienia się w pył, gdy się na nim siada.

Ale oto Ktoś dostrzegł nas i zawołał: „Czy chcesz wyzdrowieć?”. Teraz nie jesteśmy już sami. Zdaniem ojca Jeana-Yves’a Leloupa, teologa i psychologa, „człowiek cierpi z powodu zapomnienia lub nieznajomości bytu, jakim jest, z powodu wygnania Obecności, która go kształtuje, tworzy, sprawia, że jest obecny”[2].

Byt, którym każdy z nas się urodził, zapomniał o własnych korzeniach, o swej głęboko związanej z Bogiem duszy. Więc cierpi. Aby wydobyć się z tego położenia i odnaleźć drogę uzdrowienia, musi poznać samego siebie, zagłębić się w swą duszę i odnaleźć Obecność. Jeśli nie zatroszczysz się o duszę, będziesz żył na zewnątrz samego siebie, we „wzburzeniu” i bulgotaniu zmysłów, które dostarczają mocnej i natychmiastowej przyjemności, ale uniemożliwią usłyszenie poruszenia się wnętrza. Dusza pozostanie zamknięta i pusta.

Prawdziwy terapeuta bierze pod uwagę całego człowieka, jego aspekt cielesny, psychologiczny i duchowy. Uzdrowienie jednostki dokonuje się również przez zbawienie duszy. Kiedy dusza wchodzi w kontakt z Bogiem, napełnia się Jego Oddechem, Duchem, „miłością Bożą rozlaną w sercach naszych przez Ducha Świętego” (por. Rz 5,5). Ukochany przez Boga, ożywiony Jego działaniem byt nie odczuwa już samotności jako bolesnej pustki. Oddech, który go wypełnia, stopniowo przemienia jego ciało, koi jego zniszczoną psychikę, gasi pragnienia, rozwija byt zamknięty na własne lęki, otwiera go na życie dla innych, ku radości. Dusza jest dla człowieka tym, czym korzenie dla drzewa. Nawet mocno pokiereszowane drzewo, które ma odcięte gałęzie lub upiłowany pień, nie umrze, o ile posiada zdrowe korzenie. Z kikuta odrodzi się delikatna gałąź, obietnica nowego życia.

Kaleka z sadzawki Betesda może wrócić do domu o własnych nogach, a nie czołgając się. Czuje się bardzo dobrze. Usłyszał głos. Dźwig- nął swe łoże, tak jak każdy z nas niesie swój krzyż. Odszedł z duszą wypełnioną nowym, Bożym oddechem. Odtąd nie zabraknie mu już tchu… Bóg jest wierny.

Aby poczuć się lepiej, aby poczuć się dobrze

Dobrze jest poczuć się w swym życiu jak w dopasowanych butach, wygodnych dla stóp i odpowiednich do terenu, po którym stąpamy. Pozwólmy duszy oddychać, byśmy czuli się podobnie jak w butach, które nie są ani zbyt ciasne, ani zbyt szerokie. Niech w pełni przylgnie do życia, wtedy poradzi sobie z trudnymi czasem warunkami na drodze. Dusza sama w sobie posiada zaskakujące zasoby[3].

Życie bez butów jest niczym życie bez duszy, tylko i wyłącznie pod wpływem namiętności, dzikich instynktów i narcystycznych zachcianek albo, co gorsza, pod naporem pragnień i kaprysów środowiska. Ryzykujemy wpadnięcie w dziury i pustki istnienia, podobnie jak idąc boso, narażamy się na rozcięcie stóp kawałkami szkła.

O czym jest ta książka?

Przede wszystkim chcę cię zaprosić, drogi czytelniku, do „poczucia” twej duszy, do jej odkrycia, dotknięcia, zarysowania jej konturów, tak jak odkręca się flakonik drogocennych perfum, które nasycają zapachem nasze zmysły. Zapraszam cię do osobistego doświadczenia, w oparciu o przeżycia innych (rozdziały 1 i 2). Jeśli twoja dusza będzie nieaktywna, hermetycznie zamknięta i zaryglowana, odbije się to na twoim zdrowiu: powstanie w tobie egzystencjalna pustka, która stanie się źródłem lęku i poprowadzi cię do zniechęcenia życiem, depresji, wypalenia, a nawet samobójstwa.

W kolejnych rozdziałach (3 i 4) odkryjemy, że to zakorzenienie duszy w Bycie wyższym i odżywianie się Jego boskimi sokami przynosi naszemu zdrowiu nieocenione korzyści.

W drugiej części książki (rozdziały 5 i 6) podejmiemy ryzyko wyruszenia na konkretne ścieżki, dzięki którym zyskamy umiejętność właściwego dbania o higienę fizyczną, psychiczną i duchową. Przede wszystkim jednak chciałbym zaprosić cię, drogi przyjacielu, do zgłębienia dynamizmu chrześcijańskiej nadziei, tej „bezpiecznej i silnej kotwicy duszy, która przenika poza zasłonę, gdzie Jezus poprzednik wszedł za nas, stawszy się arcykapłanem na wieki na wzór Melchizedeka” (por. Hbr 5,19–20). Łącząc się z boskim i transcendentnym celem, wznoszącym się ponad nami, wpisana w nasze byty nadzieja działa niczym potężna dźwignia, która odciąga nas od problemów i wynosi na szczyt zwycięstwa (rozdział 7).

[1]Cytaty biblijne za Biblią Tysiąclecia, wyd. 4, Pallottinum, Poznań 2003.

[2] Jean-Yves Leloupe, Manque et plénitude, Albin Michel, Paris 1994, s. 9.

[3]Pragnę, abyście czytając tę książkę, spróbowali wyobrazić sobie podobieństwo duszy do butów.