72,00 zł
Ważna i aktualna książka laureatów Nagrody Nobla w dziedzinie ekonomii w 2024 roku, w której autorzy dokonują odważnej reinterpretacji dziejów postępu technicznego i starają się odpowiedzieć na pytanie: Dlaczego rozwój technologii zbyt często przynosił korzyści wyłącznie elitom i jak możemy to zmienić?
Zmiany technologiczne tradycyjnie są postrzegane jako pozytywny czynnik, prowadzący do wzrostu dobrobytu całego społeczeństwa. Jednak w rzeczywistości rozwój technologii zazwyczaj służył wąskiej grupie elit, pomagając im osiągnąć jeszcze większe bogactwo i władzę. Reszta społeczeństwa musiała zadowolić się iluzją postępu. Pod tym względem niewiele się zmieniło od wieków: zarówno średniowieczne usprawnienia w rolnictwie, jak i rewolucja przemysłowa oraz fenomenalny rozwój technologii cyfrowych ostatnich lat wzbogaciły nieliczne grono potentatów, nie przekładając się na wzrost dochodów reszty społeczeństwa.
Daron Acemoglu i Simon Johnson obalają główne tezy współczesnego technooptymizmu i zwracają uwagę na niebezpieczeństwo obecnego kierunku rozwoju technologii, który podważa demokrację i prowadzi do koncentracji władzy i bogactwa w rękach niewielkiej grupy elit, marginalizując większość. Przekonują też, że możemy zmienić ten schemat i skierować rozwój technologii na ścieżkę, prowadzącą ku wspólnemu dobru.
Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi lub dowolnej aplikacji obsługującej format:
Liczba stron: 719
Codziennie słyszymy od biznesmenów, dziennikarzy, polityków, a nawet niektórych naszych kolegów z Massachusetts Institute of Technology, że zmierzamy niestrudzenie ku lepszemu światu dzięki bezprecedensowemu rozwojowi techniki. Oto twój nowy telefon. Tak wygląda najnowszy samochód elektryczny. Witamy w mediach społecznościowych następnej generacji. A niebawem za sprawą postępów naukowych może wyleczymy raka, zażegnamy globalne ocieplenie czy nawet uporamy się z ubóstwem.
Oczywiście wciąż pozostają problemy do rozwiązania, takie jak nierówności, zanieczyszczenia i ekstremizm w różnych zakątkach globu. Są to jednak bóle porodowe lepszego świata. Tak czy inaczej — słyszymy — siły techniki są niepowstrzymane. Nie możemy ich zahamować, nawet gdybyśmy chcieli, a tego rodzaju próby są zdecydowanie niewskazane. Lepiej samemu się zmienić — na przykład inwestując w kompetencje, które będą cenione w przyszłości. Jeśli nadal problemy będą się utrzymywać, zdolni przedsiębiorcy i naukowcy wynajdą rozwiązania — sprawniejsze roboty, sztuczną inteligencję dorównującą ludzkiej i wszelkie inne potrzebne przełomowe technologie.
Ludzie rozumieją, że nie wszystko, co obiecywali Bill Gates, Elon Musk czy nawet Steve Jobs, się ziści. Ogólnie jednak zostaliśmy zarażeni technooptymizmem. Wszyscy wszędzie powinni tworzyć jak najwięcej innowacji, sprawdzić z grubsza, co działa. Niedociągnięcia poprawi się później.
Jako ludzkość już to przerabialiśmy, i to nie raz. Jeden z wymownych przykładów dotyczy 1791 roku, kiedy Jeremy Bentham zaproponował panoptykon — projekt więzienia. Angielski filozof twierdził, że w okrągłym budynku z odpowiednim oświetleniem umieszczeni w centralnym punkcie strażnicy stworzą wrażenie, że przez cały czas wszystkich obserwują, ich samych zaś nie będzie widać. Miał to być bardzo efektywny (czytaj: tani) sposób utrzymania porządku wśród więźniów.
Pomysł początkowo zyskał pewną przychylność brytyjskiego rządu, ale nie udało się wyasygnować wystarczających funduszy, więc oryginalnej wersji nigdy nie zbudowano. Panoptykon przemówił jednak do nowoczesnej wyobraźni. Dla francuskiego filozofa Michela Foucaulta był symbolem opresyjnego nadzoru, leżącego u podstaw społeczeństw przemysłowych. W 1984 George’a Orwella przyjmuje postać wszechobecnej kontroli społecznej. W Strażnikach galaktyki Marvela okazuje się niedoskonałą konstrukcją, która pozwala pomysłowo uciec z więzienia.
Zanim panoptykon stał się koncepcją więzienia, był fabryką. Na pomysł wpadł Samuel Bentham, brat Jeremy’ego i inżynier budowy okrętów, kiedy pracował w Rosji dla księcia Grigorija Potiomkina. Chodziło o to, żeby umożliwić kilku nadzorcom pilnowanie jak największej liczby robotników. Wkład Jeremy’ego polegał na rozciągnięciu tej zasady na wiele innych rodzajów organizacji. Jak wyjaśniał przyjacielowi: „Zaskoczy cię efektywność, jaką ta prosta i oczywista, wydawałoby się, konstrukcja obiecuje szkołom, manufakturom, więzieniom, a nawet szpitalom […]”1.
Łatwo zrozumieć, dlaczego pomysł panoptykonu podobał się osobom sprawującym władzę. Do współczesnych Benthamów również przemawiał. Lepszy nadzór zapewniłby większe posłuszeństwo, a nietrudno było sobie wyobrazić, w jaki sposób mogłoby to posłużyć ogólniejszym interesom społeczeństwa. Jeremy Bentham był filantropem, którego interesowały projekty mające podnieść efektywność społeczną i pomóc wszystkim w osiągnięciu większego szczęścia, przynajmniej w jego rozumieniu. Jest dziś uznawany za twórcę filozofii utylitaryzmu, polegającej na dążeniu do maksymalizacji łącznego dobrostanu wszystkich ludzi w społeczeństwie. Jeśli niektórym można nieco przykręcić śrubę po to, by kilka osób wiele zyskało, to gra jest warta świeczki.
W panoptykonie nie chodziło jednak tylko o efektywność wspólnego dobra. Nadzór w fabrykach oznaczał skłanianie robotników do cięższej pracy bez potrzeby wypłacania im wyższych dniówek, by zmotywować ich do większego wysiłku.
W drugiej połowie XVIII wieku system fabryczny szybko się rozwijał w Wielkiej Brytanii. Chociaż pracodawcy nie śpieszyli się z wdrażaniem koncepcji panoptykonów, wielu organizowało pracę zgodnie z ogólnym podejściem Benthama. W branży włókienniczej to, co wcześniej robili wykwalifikowani tkacze, podzielono na mniejsze, prostsze czynności, a najistotniejsze elementy zaczęły wykonywać maszyny. Fabrykanci zatrudniali niewykwalifikowanych pracowników, w tym kobiety i małe dzieci, by ci wykonywali proste, powtarzalne zadania, takie jak ciągnięcie za dźwignię, nawet przez czternaście godzin dziennie. Ściśle też nadzorowali robotników i robotnice, żeby nikt nie spowalniał produkcji. I płacili grosze.
Pracownicy skarżyli się na warunki i wyczerpujący wysiłek. Dla wielu najbardziej uwłaczające były reguły, których musieli przestrzegać w fabryce. Pewien tkacz w 1834 roku ujął to następująco: „Nikt nie chciałby pracować przy mechanicznych krosnach, ludziom się to nie podoba, terkot i hałas są takie, że niektórych prawie doprowadzają do obłędu. A poza tym trzeba poddać się dyscyplinie, której tkacz pracujący przy ręcznych krosnach nigdy by się nie podporządkował”2.
Nowe maszyny zmieniły pracowników w trybiki. Inny tkacz zeznał przed komisją parlamentarną w kwietniu 1835 roku: „Co do mnie, nie mam wątpliwości: jak chcą wynaleźć maszyny do zastąpienia ręcznej pracy, muszą znaleźć żelaznych chłopców, żeby je obsługiwali”3.
Jeremy’emu Benthamowi wydawało się oczywiste, że usprawnienia techniczne umożliwiają lepsze funkcjonowanie szkół, fabryk, więzień i szpitali i że korzystają na tym wszyscy. Przemawiający kwiecistym językiem Bentham, w oficjalnym stroju i zabawnie wyglądającym kapeluszu, dziwnie by się prezentował w dzisiejszej Dolinie Krzemowej, ale jego sposób myślenia jest niezwykle modny. Według tego światopoglądu nowe technologie rozszerzają możliwości człowieka, a stosowane w całej gospodarce — znacznie zwiększają efektywność i produktywność. W takim razie, zgodnie z tą logiką, społeczeństwo prędzej czy później znajdzie sposób na podzielenie się tymi zyskami, zapewniając korzyści właściwie dla wszystkich.
Także Adam Smith, osiemnastowieczny ojciec założyciel współczesnej ekonomii, mógłby dołączyć do zarządu któregoś z funduszy venture capital albo pisać do „Forbesa”. Jego zdaniem lepsze maszyny prowadziłyby do wyższych płac niemal automatycznie:
Dzięki lepszym maszynom, większej zręczności i właściwszemu podziałowi i rozdziałowi pracy, co wszystko jest naturalnym rezultatem kultury, do wykonania poszczególnej sztuki potrzeba znacznie mniejszej ilości pracy; i chociaż w następstwie rozkwitu społeczeństwa prawdziwa cena pracy bardzo znacznie by wzrosła […]4.
Tak czy inaczej opór na nic się nie zda. Edmund Burke, kolejny osiemnastowieczny myśliciel, nazywał prawa handlu „prawami Natury, a więc prawami Bożymi”5.
Jak można się przeciwstawić prawom Bożym? I niepowstrzymanemu postępowi technicznemu? A poza tym — po co się mu przeciwstawiać?
Mimo całego tego optymizmu w ostatnich dwóch tysiącach lat historii znajdziemy liczne przykłady nowych wynalazków, które bynajmniej nie zaowocowały wspólnym dobrobytem:
• Wiele usprawnień w średniowiecznym i wczesnonowożytnym rolnictwie, między innymi udoskonalone pługi, mądrzejszy płodozmian, powszechniejsze wykorzystanie koni i znacznie sprawniejsze młyny, nie przyniosły prawie żadnych korzyści chłopom, którzy stanowili blisko 90 procent ludności.
• Zapoczątkowany pod koniec średniowiecza rozwój europejskiego projektowania okrętów umożliwił handel transoceaniczny, na którym niektórzy Europejczycy zbili olbrzymie fortuny. Takie same statki transportowały jednak także miliony niewolników z Afryki do Nowego Świata, co z kolei pozwoliło na zbudowanie opresyjnych systemów, które trwały przez wiele pokoleń, a ich potworne dziedzictwo utrzymuje się do dziś.
• Fabryki włókiennicze z początków brytyjskiej rewolucji przemysłowej wytworzyły olbrzymie bogactwo dla pewnej liczby fabrykantów, ale dochody pracowników nie wzrosły przez prawie sto lat. Przeciwnie, jak sami robotnicy tekstylni świetnie rozumieli, godziny pracy się wydłużyły, a warunki były koszmarne, zarówno w fabrykach, jak i w zatłoczonych miastach.
• Odziarniarka bawełny była rewolucyjną innowacją, która znacznie podniosła produktywność uprawy bawełny i pozwoliła Stanom Zjednoczonym zostać największym na świecie eksporterem tego surowca. Jednocześnie spowodowała nasilenie się okrucieństw niewolnictwa wraz z powstawaniem kolejnych plantacji na amerykańskim Południu.
• Pod koniec XIX wieku niemiecki chemik Fritz Haber wynalazł nawozy sztuczne, dzięki którym znacznie wzrosły plony. Następnie wraz z innymi naukowcami wykorzystał te same pomysły do opracowania broni chemicznej, która zabiła i okaleczyła setki tysięcy żołnierzy na polach bitew I wojny światowej.
• Jak omawiamy w drugiej połowie tej książki, spektakularne postępy w branży komputerowej w ciągu ostatnich kilkudziesięciu lat wzbogaciły małą grupkę przedsiębiorców i potentatów biznesowych, natomiast większość Amerykanów bez wyższego wykształcenia pozostała w tyle, a realne dochody wielu z nich spadły.
Niektórzy czytelnicy mogą w tym momencie zaprotestować: Czyż ostatecznie nie odnieśliśmy ogromnych korzyści z industrializacji? Czyż dzięki udoskonaleniu metod wytwarzania produktów i usług nie powodzi nam się lepiej niż wcześniejszym pokoleniom, które harowały za marne grosze i często umierały z głodu?
Owszem, jesteśmy o wiele zamożniejsi niż nasi przodkowie. W zachodnich społeczeństwach nawet osoby ubogie cieszą się dziś dużo wyższym poziomem życia niż trzysta lat temu. Żyjemy znacznie zdrowiej i dłużej, z wygodami, o których ludziom kilkaset lat temu nawet się nie śniło. A istotną częścią tej historii jest oczywiście postęp naukowo-techniczny, który będzie musiał stanowić podstawę jakiegokolwiek przyszłego procesu dzielenia się korzyściami. Ten wspólny dobrobyt na szeroką skalę jednak nie wziął się z automatycznych, gwarantowanych zdobyczy postępu technicznego, lecz raczej pojawił się dlatego, że — i dopiero gdy — kierunek rozwoju technologicznego oraz podejście społeczeństwa do dzielenia się korzyściami zostały wytrącone z pierwotnego układu, w którym służyły głównie elicie. Jesteśmy beneficjentami postępu głównie dzięki naszym poprzednikom, którzy sprawili, że zaczął on przynosić owoce większej liczbie ludzi. Już osiemnastowieczny pisarz i radykał John Thelwall zauważył, że gromadzenie się robotników w fabrykach i miastach ułatwiło im walkę o wspólne sprawy oraz wysuwanie postulatów równiejszego udziału w zyskach ze wzrostu gospodarczego:
Faktem jest, że monopol oraz odrażająca akumulacja kapitału w rękach zaledwie kilku osób, niczym wszystkie choroby, które nie są bezwzględnie śmiertelne, niosą w swej potworności zalążki lekarstwa. Człowiek jest z samej swej natury istotą społeczną i komunikatywną — z dumą popisuje się skąpą wiedzą i z ochotą powiększa swój stan posiadania, gdy nadarzy się po temu okazja. Cokolwiek zatem sprawia, że ludzie się gromadzą, choć czasem może rodzić występek, sprzyja rozprzestrzenianiu się wiedzy, ostatecznie zaś także ludzkiej wolności. Dlatego też każdy duży warsztat i manufaktura jest swoistym stowarzyszeniem politycznym, którego żadna parlamentarna ustawa nie może uciszyć, a żaden sędzia rozgonić6.
Konkurencja wyborcza, powstanie związków zawodowych oraz ustawodawstwo chroniące prawa pracowników zmieniły sposób organizacji produkcji i ustalania wynagrodzeń w dziewiętnastowiecznej Wielkiej Brytanii. W połączeniu z falą innowacji ze Stanów Zjednoczonych nadały także nowy kierunek rozwojowi techniki — przy tworzeniu nowoczesnych technologii skupiano się raczej na zwiększaniu produktywności pracowników niż po prostu na zastępowaniu ich maszynami czy wynajdywaniu kolejnych sposobów ich monitorowania. Przez następnych sto lat taka technologia rozpowszechniła się w Europie Zachodniej, a potem na całym świecie.
Większość ludzi zamieszkujących dziś Ziemię cieszy się wyższym poziomem życia niż nasi przodkowie dzięki temu, że obywatele i pracownicy we wczesnych społeczeństwach przemysłowych zaczęli się organizować, podważyli zdominowane przez elity decyzje dotyczące technologii oraz warunków pracy i wymusili sposoby sprawiedliwszego dzielenia się korzyściami z ulepszeń technicznych.
Dzisiaj musimy to powtórzyć.
Dobra wiadomość jest taka, że dysponujemy niesamowitymi narzędziami, takimi jak obrazowanie metodą rezonansu magnetycznego, szczepionki mRNA, roboty przemysłowe, internet, potężna moc obliczeniowa oraz olbrzymia ilość danych o rzeczach, których wcześniej nie potrafiliśmy zmierzyć. Możemy wykorzystać te innowacje do rozwiązywania prawdziwych problemów — ale tylko, jeśli skoncentrujemy te wspaniałe możliwości na pomaganiu ludziom. Nie jest to jednak kierunek, w którym obecnie zmierzamy.
Wbrew temu, czego uczy nas historia, dominująca dziś narracja zbliżyła się z powrotem do przekonań rozpowszechnionych w Wielkiej Brytanii dwieście pięćdziesiąt lat temu. Żyjemy w epoce, w której traktuje się technologię z jeszcze bardziej ślepym optymizmem i większym elitaryzmem niż w czasach Jeremy’ego Benthama, Adama Smitha i Edmunda Burke’a. W pierwszym rozdziale dokumentujemy, jak ludzie podejmujący najważniejsze decyzje ponownie oślepli na cierpienie powodowane w imię postępu.
Napisaliśmy tę książkę, by pokazać, że postęp nigdy nie dokonuje się automatycznie. Na dzisiejszym „progresie” znów bogaci się niewielka grupa przedsiębiorców i inwestorów, podczas gdy większość ludzi odnosi znikome korzyści, a ich pozycja słabnie.
Nowa, bardziej inkluzywna wizja technologii może się pojawić, tylko jeżeli zmieni się podstawa władzy społecznej. Wymaga to, podobnie jak w XIX wieku, sformułowania kontrargumentu i powstania organizacji, które mogą przeciwstawić się powszechnym przekonaniom. Konfrontacja z dominującą wizją i wyrwanie rozwoju technologii spod kontroli elity mogą być dziś jeszcze trudniejsze niż w dziewiętnastowiecznych Wielkiej Brytanii i Ameryce. Są to jednak działania tak samo konieczne jak wtedy.
Zapraszamy do zakupu pełnej wersji książki
Prolog
1 Steadman (2012), przypis 7. Cytat pochodzi z listu Benthama do Charlesa Browna z grudnia 1786 roku. Kontekst i szczegóły — zob. Bentham (1791).
2 Select Committee (1834, s. 428, paragraf 5473), zeznania Richarda Needhama z 18 lipca 1834 roku; cytat pojawia się także w: Thompson (1966, s. 307).
3 Select Committee (1835, s. 186, paragraf 2644), zeznanie Johna Scotta z 11 kwietnia 1835 roku; cytat pojawia się także w: Thompson (1966, s. 307).
4 Adam Smith, Badania nad naturą i przyczynami bogactwa narodów, przeł. Oswald Einfeld i Stefan Wolff, t. I, Gebethner i Wolff, Warszawa 1927, s. 254–255.
5 Edmund Burke, Refleksje i dane o nieurodzaju, przeł. Agnieszka Wincewicz-Price, [w:] Edmund Burke, O duchu i naturze rewolucji, Ośrodek Myśli Politycznej, Kraków 2012, http://omp.org.pl/ksiazka.php?idKsiazki=242 (dostęp: 20.05.2024). Pełne zdanie brzmi: „My, społeczeństwo, powinniśmy sobie uświadomić, że nie w łamaniu praw handlu, które stanowią prawa Natury, a więc prawa Boże, powinniśmy pokładać nadzieję na złagodzenie Bożego gniewu i usunięcie wszelkiego doskwierającego lub zagrażającego nam nieszczęścia”.
6 Thelwall (1796, s. 21); częściowa wersja w: Thompson (1966, s. 185).
Zapraszamy do zakupu pełnej wersji książki