Władza i obłęd. Najnowsza historia Wenezueli - Krauze Enrique - ebook

Władza i obłęd. Najnowsza historia Wenezueli ebook

Krauze Enrique

3,5

Opis

Kim jest Hugo Chávez - postępowym i wojowniczym liderem politycznym, twórcą "socjalizmu XXI wieku", czy może typowym dyktatorem i populistą? Czym jest Wenezuela - swoistym laboratorium pierwszej rewolucji nowego tysiąclecia czy krajem zmierzającym, nie bez oporu obywateli, ku autorytarnemu reżimowi? Odpowiedzi na te pytania znajdziemy w książce Enrique Krauzego, który obala najnowszy mit latynoamerykańskiej lewicy. Autor jest mistrzem eseju, ale w tej pracy wykorzystał też artykuły prasowe, wywiady, rozmowy, nie stroniąc od refleksji historycznej czy analizy politycznej. Krauze opisuje historię Wenezueli i jednoznacznie wyraża przy tym swoje stanowisko w aktualnej debacie politycznej, zawsze opowiadając się za wartościami demokratycznymi i sprzeciwiając się despotyzmowi. Jest to obowiązkowa lektura dla każdego, komu historia i polityka Ameryki Łacińskiej nie jest obojętna. Obecnie w Wenezueli toczy się walka o los nie tylko tego kraju, lecz także całego obszaru.

Enrique Krauze, historyk i pisarz, urodził się w mieście Meksyk w 1947 r. Ukończył inżynierię przemysłową, a także uzyskał tytuł doktora historii w Colegio de Mexico (1974). W roku 1977 zaczął pracę w czasopiśmie „Vuelta", współpracując z noblistą Octavio Pazem. W 1991 założył wydawnictwo Clío, a w 1999 czasopismo kulturalne „Letras libres", wydawane w Meksyku oraz (od 2001) w Hiszpanii. W 2003 został odznaczony hiszpańskim Krzyżem Wielkim Alfonsa X Mądrego. Jest cenionym autorem licznych książek o państwach Ameryki Łacińskiej, m.in. Siglo de caudillos: biografía política de México (1810-1910), wyróżnionej nagrodą Premio Comillas de Biografia (1994) i Mexico: Biography of Power: A History of Modern Mexico, 1810-1996 (New York 1997).

Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
czytnikach certyfikowanych
przez Legimi
czytnikach Kindle™
(dla wybranych pakietów)
Windows
10
Windows
Phone

Liczba stron: 479

Odsłuch ebooka (TTS) dostepny w abonamencie „ebooki+audiobooki bez limitu” w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
Oceny
3,5 (2 oceny)
0
1
1
0
0
Więcej informacji
Więcej informacji
Legimi nie weryfikuje, czy opinie pochodzą od konsumentów, którzy nabyli lub czytali/słuchali daną pozycję, ale usuwa fałszywe opinie, jeśli je wykryje.

Popularność




Enrique Krauze

WŁADZA I OBŁĘD

Najnowsza historia Wenezueli

Przełożyła

Ewa Jasińska-Taras

WARSZAWA 2011

Tytuł oryginału: El poder y el delirio

Redakcja: Aldona Mikusińska

Skład i łamanie: Ewa Majewska

Projekt okładki: Wiktor Dyndo

Konwersja do EPUB/MOBI:

http://www.gigaproject.pl/

Copyright © 2008, Enrique Krauze

All rights reserved

Copyright © for this edition by Wydawnictwo Akademickie DIALOG 2011

Podręcznik akademicki dotowany przez Ministra Nauki i Szkolnictwa Wyższego

Nakład: 1000 egz.

Objętość: 24 ark. wyd.

ISBN 978-83-8002-904-0

Wydawnictwo Akademickie DIALOG

00-112 Warszawa,

ul. Bagno 3/218

tel./faks 22 620 87 03

e-mail: [email protected]

http://www.dialog.edu.com.pl

Dla Alejandro Rossi

Przedłużenie panowania jednostki było częstym zjawiskiem w rządach demokratycznych [...].

Z prawdziwą gorliwością należy dążyć do zagwarantowania wolności republikańskiej, a nasi obywatele słusznie powinniobawiać się, że rząd, który sprawuje nad nimiwładzę od długiego czasu, będzie sprawował ją dożywotnio.

Simón Bolívar, Przemówienie z Angostury

PODZIĘKOWANIA

Pisząc tę książkę, mogłem liczyć na wsparcie i radę wielu przyjaciół, pochodzących w przeważającej części z Wenezueli i Meksyku. Była to współpraca intelektualna ze szczególną społecznością boliwariańską, którą łączy wiedza, nie władza. Należą do niej: Rodrigo Alcázar Silva, Diego Arria, Alberto Barrera Tyszka, Humberto Beck, Roberto Bottome, Mario Iván Carratú, Adolfo Castańón, Ricardo Cayuela Gally, Agustín Coppel, Guadalupe Correa Cabrera, Ramón Cota Meza, Jeffrey Davidow, Rafael Díaz Wild, Fernando García Ramírez, Rocío Guijarro, Roberto Giusti, Marcel Granier, Pedro Guzmán, Carlos Raúl Hernández, Julio Hubard, Andrés Izarra, Luis Fernando Lara, Rafael Lemus, Leopoldo López Mendoza, Cristina Marcano, Juan Carlos Marroquín, Américo Martín, Ibsen Martínez, Mariana Méndez Mora, Moisés Naím, Emmanuel Noyola, Miguel Henrique Otero, Marco Palacios, Teodoro Petkoff, Juan Puig, Inés Quintero, Cythia Ramírez, Mauricio Rodas Espinel, Antonio Sánchez García, Gustavo Tarre Brinceńo, Gustavo Tovar, Mauricio Wallerstein i Leon Wieseltier.

Prolog

„Rewolucja boliwariańska” jest potężnym projektem rozwijającym się w wielu krajach Ameryki Łacińskiej. „Socjalizm XXI wieku” reprezentowany przez Hugo Cháveza konkuruje z demokratycznym socjalizmem Chile czy Brazylii. Za sprawą Cháveza wielu studentów ponownie gorąco uwierzyło w wielki historyczny mit XX wieku – rewolucję. Jednak wbrew Chávezowi prawdziwa demokracja – którą on formalnie akceptuje, a w rzeczywistości zwalcza – pozostaje nadal jedynym dopuszczalnym ustrojem na kontynencie.

Władza i obłęd to książka napisana z pozycji demokratycznej i liberalnej, która nie tylko nie wyklucza możliwych zbieżności czy związków z socjaldemokratyczną tradycją Zachodu, ale przeciwnie – szuka ich. Dlatego w pracy tej nie mogą być popierane jakiekolwiek próby deprecjonowania czy niszczenia porządku demokratycznego w imię rewolucji.

Pomysł tej książki narodził się podczas wizyty w Caracas niedługo po owej historycznej niedzieli, 2 grudnia 2007 roku, kiedy większość wenezuelskich wyborców opowiedziała się przeciwko proponowanej przez Cháveza reformie konstytucji (wstrzymując się od głosu lub głosując negatywnie). Po wysłuchaniu przedstawicieli opozycji – przedsiębiorców, analityków, naukowców, byłych urzędników, profesorów, duchownych, dziennikarzy, humorystów, ekonomistów, polityków, byłych polityków, politologów, studentów, pisarzy, byłych wojskowych, taksówkarzy – wróciłem do Meksyku obładowany najróżniejszymi materiałami. Były wśród nich biografie Cháveza, streszczenia wywiadów, historie Wenezueli, różne zbiory biograficzne, czasopisma, eseje polityczne, wycinki z gazet, adresy stron internetowych, płyty CD. Pracowałem nad nimi przez wiele miesięcy i napisałem kilka pierwszych rozdziałów. W lipcu 2008 roku ponownie udałem się do Caracas, tym razem w celu porozmawiania z kolegami historykami, odwiedzenia symbolicznych miejsc i, przede wszystkim, zgromadzenia – z szacunkiem i uwagą – świadectw „rewolucji boliwariańskiej”: głosu jej polityków, byłych polityków, kandydatów (na prezydenta?), filozofów, przedstawicieli społeczeństwa, a nawet tych, którzy ją krytykują, oskarżając o to, że jest niewystarczająco rewolucyjna. Jednym słowem, chciałem poznać „głos chavezowski”. Po powrocie do Meksyku zamknąłem cały cykl i dokończyłem tę książkę.

W rezultacie powstała praca należąca do gatunku określanego jako historia współczesna, w której zbiegają się różne formy: historia, reportaż, biografia, wywiad, rozmowa, kronika, analiza ideologiczna, esej. Najpierw chciałem sytuację zrozumieć, a nie oceniać, ale po analizie elementów empirycznych każdego przypadku nie powstrzymałem się od ich krytyki.

Jako biograf potraktowałem Cháveza bardzo poważnie i chciałem go zrozumieć. Ostrzegany przez wszystkich, że to „zaklinacz węży”, nie należąc do tego gatunku ani nie bojąc się zaczarowania, próbowałem się z nim spotkać. Bezskutecznie. Udało mi się jednak porozmawiać z kilkoma ministrami i ludźmi z jego otoczenia. Wszyscy byli usłużni i mili. Zresztą niemożna nie zobaczyć Cháveza będąc w Caracas – widziałem go przemawiającego w telewizji i rządzącego za jej pomocą; widziałem go w internecie i przeczytałem skrupulatnie jego mowy. Kiedy go obserwowałem, przypomniały mi się słowa mego przyjaciela, pisarza Paula Bermana, który spotkał się z Chávezem w 1999 roku: „Jest radioaktywny, ma dziesięć razy więcej energii niż normalny człowiek. To samo mówili o Mao. Tacy jak oni nie czują się ludźmi. Czują się bogami”. Unikając terminologii psychoanalitycznej – biograf przecież nie jest psychiatrą na odległość – zbadałem pewne teorie na temat jego osobowości.

Jako historyk idei i krytyk ideologii totalitarnych starałem się zgłębić, z pomocą moich wspaniałych przyjaciół, Teodoro Petkoffa i Américo Martína, główny aspekt dramatu wenezuelskiego: złożony, pełen nadziei i rozczarowań związek z tradycją socjalistyczną, a zwłaszcza z rewolucją kubańską. Jestem przekonany, że wenezuelska lewica demokratyczna – szanowana przez wielu legendarnych byłych partyzanów, którzy nie stracili wiary w socjalizm, lecz z tym samym przekonaniem bronią demokracji – miała największe zasługi w zapoczątkowaniu samokrytyki socjalistycznej, która dotarła do Europy bardzo późno, pod koniec lat siedemdziesiątych. Ta dalekowzroczność pogarsza jednak jej obecną sytuację. Lewica demokratyczna mierzy się bowiem z reżimem rewolucyjnym (lub raczej jego maską) pozbawionym tolerancji na krytykę i zdolności dosamokrytyki. Krytyka jednak powinna trwać, krytyka jest niezbędna. W książce tej z pomocą przychodzi mi dziewiętnastowieczny krytyk władzy, Karol Marks. Analizując jego dzieła i zapewne „plechanowską” koncepcję Cháveza o „roli jednostki w historii”, próbowałem umieścić prezydenta w tradycji ideologicznej i politycznej do której, moim zdaniem, należy: bardziej faszystowskiej niż komunistycznej tradycji kultu bohatera. Obawiam się, że taka klasyfikacja by mu się nie spodobała – czerpie bowiem z dziedzictwa intelektualnego osób zupełnie innych, niż przypuszcza.

Jako historyk pragnąłem przyjrzeć się przeszłości Wenezueli, w moim odczuciu brutalniejszej i naznaczonej większymi cierpieniami niż historia wielu innych krajów naszego niespokojnego obszaru. Z pomocą przyjaciół (historyków Germána Carrery Damasa i Elíasa Pino Iturriety oraz pisarza, redaktora i dyplomaty Simóna Alberto Consalviego) zbadałem dokładnie historię od czasów Bolívara aż do Paktu z Punto Fijo.Jestem przekonany, że Wenezuela chavezowska zdeprecjonowała, zafałszowała i wykorzystała historię do granic bardzo rzadko dostrzegalnych nawet dla obserwatora z takiego kraju jak Meksyk, który dotąd razem z Kubą wiódł prym z zniekształcaniu prawdy historycznej. Aby pokazać fałszerstwo, jakiego dopuścił się Chávez na osobie Bolívara, posłużyłem się dziełem innego wielkiego pisarza XIX wieku – samego Bolívara.

Jako demokrata postanowiłem złożyć uzasadniony hołd osobie, którą uważam za główną postać demokracji Ameryki Łacińskiej XX wieku. Jest to Rómulo Betancourt. Poświęciłem jeden rozdział na opisanie jego życia. Uczyniłem to pod wpływem wspomnień jego biografa, walecznego dziennikarza i znakomitego historyka, Manuela Caballero. Dla dopełnienia obrazu wykorzystałem zdobyte świadectwa historyczne nigdy niewydane lub zapomniane. Jedno z nich napawa mnie szczególną dumą – list pani Virginii Betancourt o ostatnich latach życia jej ojca.

Jako krytyk władzy próbowałem wyjaśnić, powołując się na myśli Octavio Paza i teorie Richarda M. Morse‘a, pochodzenie historyczne rewolucji boliwariańskiej, jej związku z tradycją rewolucyjną Zachodu (przede wszystkim kubańską) i cel przyświecający jej przywódcy. Nie jest to jednak cel oderwany od doktryny Bolívara. Moje wyobrażenie o Bolívarze jako klasycznym republikaninie różni się od jego obrazu rewolucyjnego, socjalistycznego, „chavezowskiego”. Według mnie jego postać nie tylko sprzeciwia się tym ideom, ale wręcz pokazuje, że reżim chavezowski jest odrodzeniem najstarszej, zbiorowej i surowej iberyjskiej tradycji politycznej, przeciwko której Bolívar walczył.

W kilku akapitach wyrażam swoje uznanie dla socjalistycznego zapału reżimu. Nie zmienia to jednak faktu, że podaję w wątpliwość skuteczność obranych metod i wymieniam powody dopotępienia nadużyć politycznych programów socjalnych. Utrzymuję wreszcie, że poza swym zasięgiem społecznym i retoryką, reżim Cháveza skupia się głównie na Chávezie. Jego ludowy urok jest równie straszny jak skłonność do widzenia świata jako przedłużenie, wdzięczne lub złośliwe, jego własnej osoby. Jest czcicielem bohaterów i czcicielem samego siebie.

* * *

Dlaczego Meksykanin pisze o Wenezueli? Żeby poznać zarówno ten kraj, jak i samego siebie. Hugh Thomas powiedział mi kiedyś: „Kto poznał tylko Hiszpanię, nie zna jej tak naprawdę”. Podobnie jest z Meksykiem – przez ciągłe zgłębianie ducha narodowego traci się perspektywę i wyczucie proporcji. Samopoznanie bez zewnętrznych i porównawczych odniesień prowadzi do solipsyzmu. Lepiej szukać wewnętrznej głębi poprzez świat zewnętrzny – szczególnie tak bliski jak Wenezuela.

A dlaczego akurat ten Meksykanin pisze o Wenezueli ? Grzebiąc we własnej historii intelektualnej, natknąłem się na niewinny z pozoru epizod wenezuelski. Przed prawie czterdziestu laty, podczas przygotowywania biografii mego mistrza, Daniela Cosío Villegasa, poprosiłem go, by opowiedział o swoim życiu studenckim. Wspomniał obchody Międzynarodowego Kongresu Studentów, któremu przewodniczył. W kwietniu 1921 roku młody student i poeta, Carlos Pellicer – który w 1919 roku bezskutecznie próbował zorganizować związek studencki w Caracas – pierwszy podniósł alarm dotyczący uwięzienia blisko siedemdziesięciu studentów przez Juana Vicente Gómeza, „najbardziej haniebnego z tyranów”. José Vasconcelos, ówczesny rektor uniwersytetu, wydał wtedy budzące respekt oświadczenia przeciwko dyktatorowi. Meksykańskie gazety przystąpiły do kampanii przeciwko Gómezowi. Nazwały go „potworem” i opublikowały listy młodych Wenezuelczyków pragnących uzyskać azyl w ojczyźnie Benito Juáreza i Amado Nervo. Jako wybrany przedstawiciel studentów,Cosío Villegas odwiedził kilka meksykańskich miast, nawołując studentów do obrony ich „wenezuelskich braci”. „W Meksyku, kraju wolności, nie możemy spokojnie patrzeć na zamach, jakiego właśnie dokonał Gómez [...]. Jako brać studencka z całą mocą potępiamy łajdactwo wenezuelskiego despoty”.

Pierwszym krokiem po objęciu przez niego funkcji przewodniczącego studentów we wrześniu tego samego roku, było wysłanie telegramu do prezydenta Álvaro Obregóna: „Usilnie błagamy o podjęcie działań mających na celu umożliwienie naszym wenezuelskim braciom kontynuowanie nauki na uczelniach meksykańskich”.

Anegdota ta wydaje się oczywiście bez znaczenia. A rozważana w terminologii marksistowskiej ta „świadomość klasowa” jest wręcz śmieszna. Jednak owej solidarności studentów meksykańskich z ich wenezuelskimi kolegami, tej obrony wolności, odrzucenia tyranii, nie można w żaden sposób potraktować jako żartu. W moim przypadku wydarzenia te dotknęły najczulszej struny – wspomnienia ruchu studenckiego z 1968 roku. Kiedy na początku grudnia 2007 roku rozmawiałem w Caracas z odważnymi studentami, którzy zachęcali wyborców do uczestnictwa w głosowaniu przeciwko propozycji Cháveza, historia zatoczyła koło. Przypomniałem sobie to ziarno wolności zasiane przez mały ruch w 1921 roku, rozpoczęty przez mojego mistrza i powiązałem je z ruchem z 1968 roku, w którym uczestniczyłem. To właśnie była nasza szkoła wolności.

* * *

Dlaczego jako Latynoamerykanin piszę o Wenezueli? Ponieważ kwas ideologicznego autorytaryzmu ciągle się rozlewa – poprzez ropę naftową, dolary i propagandę – na cienką powierzchnię demokratyczną naszego regionu. Chávez przedstawia siebie jako nowe wcielenie nadziei kontynentu, herolda przyszłości, „socjalizmu XXI wieku”. Lecz poczynając od doświadczeń totalitaryzmu XX wieku odzwierciedlonych w zalążkowej formie w działaniach i zwyczajach reżimu wenezuelskiego, przyszłość, którą głosi Chávez, to nic innego jak maska przeszłości, tej najciemniejszej i najbardziej ograniczonej.

Co tłumaczy tę uporczywą trwałość mitu rewolucji? Brak tolerancji na krytykę i niezdolność do samokrytyki. Po wyzwoleniu Europy Wschodniej, rozpadzie Związku Radzieckiego i nie mniej zaskakującym rozwoju gospodarki rynkowej Chin, skrajna lewica latynoamerykańska uciekła od roztrząsania wielkiego znaczenia tych wydarzeń. Jeśli nawet takie przemiany nie zmodyfikowały jej myślenia, słuszne jest stwierdzenie, że już nic go nie zmieni. Żaden fakt przeciwny jej ideologii nie będzie w stanie zmącić raz ustalonego porządku, aby bowiem pokazać słuszność swojego credo, lewica ucieka zawsze do nieodpartego argumentu – przyszłości. Dziś owo credo, nazwane przez Octavio Paza „skórzanym i odpornym”, pali kadzidła nowemu bóstwu – komendantowi Chávezowi.

Książka ta, traktująca o Wenezueli, jest bezpośrednią rozprawą z nowym kultem „boliwariańskim” i kłamstwem ideologicznym, na którym kult ten się opiera. Jest również rodzajem zakładu o rozsądek latynoamerykańskiej lewicy demokratycznej. Jeśli demokracja wenezuelska przyczyniła się do własnego upadku, demokracja latynoamerykańska – obecnie bardziej rozprzestrzeniona niż kiedykolwiek w historii – nie może popełnić i nie popełni tego samego błędu. Rozwiązanie jest proste. Octavio Paz opisał je w 1989 roku: „Powinniśmy szukać pojednania wielkich współczesnych tradycji politycznych – liberalizmu i socjalizmu. To jest zadanie naszych czasów”.

Żywię nadzieję, że po przeczytaniu niniejszej książki czytelnik nada nowego znaczenia tym słowom, odkryje ich dobroć i mądrość, a także zrozumie, że obecny reżim wenezuelski nie przedstawia pojednania tych wielkich tradycji politycznych, lecz ich rozłam.

Cuernavaca, 16 września 2008 roku