12,99 zł
Historia działalności niemieckiego krążownika ciężkiego „Admiral Graf Spee” typu „Deutschland”, tzw. pancernika kieszonkowego. 21 sierpnia 1939 roku wypłynął on na południowy Atlantyk, a pod koniec września tego roku otrzymał rozkaz, aby atakować każdy aliancki statek handlowy. Od 30 września do 7 grudnia 1939 roku zatopił dziewięć brytyjskich statków handlowych. W dniu 13 grudnia 1939 r. został wykryty u ujścia rzeki La Plata przez okręty alianckie. Stoczył tam krótką bitwę z siłami alianckim, a następnie został przez nie zablokowany w porcie. W wyniku tego został samozatopiony przez załogę 17 grudnia 1939 roku.
Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi lub dowolnej aplikacji obsługującej format:
W salonie kapitańskim celebrowano bridża. Monotonnie szumiał wielki wentylator. W szklankach powoli tajał lód. Starszy oficer sięgnął po butelkę White Horse. Jego partner, kapitan Harris, przed chwilą otworzył licytację, zapowiadając dwa kiery. Kontrpartner z prawej strony spasował. Starszy oficer, nalewając sobie whisky, flegmatycznie zgłosił asa pik, co wywołało źle ukryty grymas zadowolenia na twarzy kapitana. Doktor spokojnie zalicytował „pas”, a kapitan triumfalnie zapowiedział małego szlema w kiery, była to bowiem dla niego wielka satysfakcja. Poprzednie dwa robry przegrał haniebnie, pasując niemal cały czas i wściekając się w duchu na kartę, która dotychczas zupełnie mu „nie szła”. Dopiero teraz…
Kapitan sprawnie uporządkował karty partnera na stoliku. Nie było wątpliwości: dwanaście lew pewnych. Szybko rozegrał grę i z zadowoleniem umieścił odpowiedni zapis na nowej kartce.
Drugie rozdanie i kapitan z radością stwierdził, że znowu trzyma w ręku trzy asy w towarzystwie dwóch króli i jednej damy. „Całkiem miłe towarzystwo, karta się odwróciła” – pomyślał. Starszy oficer musiał mieć także dobrą kartę, bo licytował mocno. Po krótkim namyśle kapitan zalicytował grę kończącą robra.
Właśnie kończył pomyślnie rozgrywkę, kiedy uchylone drzwi kabiny otworzyły się szerzej i starszy marynarz Collins zameldował:
– Mr Gill prosi na pomost, sir.
Kapitan Harris, zbierając karty ze śmiechem, zaproponował:
– Doktorze, niech pan obliczy swoją pierwszą dzisiaj porażkę, ja zaraz wracam.
Po czym wstał, wychylił do końca swoją szklankę i pospieszył za Collinsem. Wspinając się po trapie, kapitan z lekka posapywał – trochę z zadowolenia po wygranym robrze, trochę z powodu tuszy. Harrisa, jak każdego prawie kapitana statku o długim stażu, można było nazwać wszystkim, tylko nie smukłym marynarzem.
Prośba oficera wachtowego nie zaniepokoiła go. Znał swego trzeciego oficera i wiedział, że nie lubił on podejmować samodzielnych decyzji. „Pewnie znowu jakiś sygnał radiowy” – pomyślał niechętnie.
SS „Clement”, którym dowodził Harris, pruł tymczasem spokojnie słone wody południowego Atlantyku. Podróż tego dużego frachtowca (5000 BRT) należącego do BOOTH LINE dobiegała właściwie końca. Statek znajdował się już w pobliżu brzegów Brazylii i wojna, która rozpoczęła się przed niespełna miesiącem gdzieś w dalekiej Polsce, wydawała się całej załodze bardzo nierealna. Statek płynął wprawdzie zygzakami, zmieniając co pewien czas kurs zgodnie z wojennym zwyczajem wszystkich statków handlowych, nikt jednakże z załogi tego środka ostrożności nie uważał za uzasadniony.
Kiedy Harris dotarł na pomost (była godzina 11.20) Mr Gill, trzeci oficer statku, pełniący aktualnie obowiązki oficera wachtowego, zakomunikował:
– Kapitanie, jakiś okręt wojenny idzie szybko wprost na nas.
Harris spojrzał. W słonecznej dali rysowała się potężna sylweta okrętu zwróconego dziobem do obserwatorów.
Okręt nie dawał żadnych sygnałów, jego bandera również nie była widoczna.
Po krótkiej obserwacji kapitan Harris wyraził przypuszczenie, że zbliżający się okręt jest zapewne angielskim krążownikiem HMS „Ajax”. Okręt ten, wchodzący w skład flotylli południowo-atlantyckiej, był bowiem na wodach, po których płynął „Clement”, częstym gościem. Obaj oficerowie w ciągu kilku minut usiłowali bezskutecznie zidentyfikować zbliżającą się jednostkę. Wreszcie kapitan powiedział:
– Gill, zdaje się, że będziemy mieli gości na pokładzie. Idę się przebrać. Niech pan podniesie banderę naszej linii, ci panowie z Royal Navy na pewno polują na niemieckie statki.
– Tak jest, kapitanie – rzeki Gill i wydał odpowiednie polecenia.
Kiedy Harris wrócił na pomost, ubrany w nową tropikalną kurtkę mundurową, zastał tam także swego starszego oficera. Nieznany okręt był już oddalony tylko o 3–4 mile i ciągle jeszcze zbliżał się pełną szybkością do SS „Clement”, nie dając żadnych sygnałów.
– Ależ ma jazdę, najmniej 30 węzłów – powiedział z zachwytem trzeci oficer patrząc na wysoką falę, którą odrzucał smukły dziób okrętu.
Nagle ze zbliżającej się jednostki wystrzelił płaskim łukiem wodnosamolot. Startował zapewne z katapulty. Na pokładzie „Clementa” nie wywołało to zdziwienia, ponieważ „Ajax” wyposażony był również w samolot. Maszyna szybko nabrała wysokości i, po wykonaniu zakrętu, zaczęła zniżać się lecąc wzdłuż statku. Cała załoga, wraz z oficerem na pomoście, z zaciekawieniem obserwowała ewolucje samolotu. I wtedy, niespodziewanie dla wszystkich, zagrały karabiny maszynowe.
To strzelał samolot! Strzelał do statku! Pociski zagrzechotały po stalowym kadłubie, wprawiając w osłupienie angielskich marynarzy.
– Boże, to przecież szkop! – wrzasnął Gill. Istotnie, na skrzydłach przelatującej maszyny wyraźnie czerniły się równoramienne krzyże.
Kapitan SS „Clement” skoczył do telegrafu maszynowego i zastopował statek. Frachtowiec był przecież nieuzbrojony, a zresztą gdyby nawet miał zwykłe dla statków handlowych w czasie wojny działo na rufie, wobec uzbrojenia groźnego sąsiada byłoby ono śmieszną zabawką, a nie narzędziem obrony.
– Przygotować łodzie ratunkowe! Cała załoga na pokład! – wyrzucał z siebie rozkazy kapitan Harris.
Statek wyraźnie wytracał szybkość. Najwidoczniej jednak niemieckiemu pilotowi nie robiło to żadnej różnicy, wykonywał on bowiem powtórny nalot. Tym razem wszyscy kryli się gdzie kto mógł. Mimo to ranny został starszy oficer i trzech marynarzy. Po trzecim nalocie kabina nawigacyjna i cały pomost postrzelany był w drzazgi.
Po oszołomieniu wywołanym nagłym atakiem telegrafista otrzymał od kapitana polecenie wysłania meldunku „RRR”, co oznaczało „jestem atakowany przez samolot”. Zaledwie rozpoczął tę pracę, okręt wojenny odezwał się po raz pierwszy. Podniesiono na nim sygnał flagowy: „Stop, nie używać radia”. Żądanie to popierały lufy dział okrętu, które niedwuznacznie zwróciły się w kierunku SS „Clement”.
Kapitan Harris nie miał wyboru, odwołał więc radiotelegrafistę na pokład. Wiedział już teraz, że jego statek czeka nieuchronna zagłada. Zgnębiony, rzekł: – Przygotować się do opuszczenia statku.
Przed wejściem do szalupy radiotelegrafista zdołał mu jeszcze powiedzieć, że odbiór sygnałów radiowych „Clementa” potwierdził znajdujący się w pobliżu brazylijski statek, obiecując pomoc. Kapitan zdołał jeszcze usunąć papiery, które nie powinny dostać się do rąk Niemców, i patrząc na odpływające szalupy, czekał na dalszy rozwój wydarzeń.
Wkrótce do burty frachtowca dobił kuter z nieprzyjacielskiego okrętu. Kapitan Harris i jego starszy mechanik Bryant w milczeniu patrzyli na niemieckich marynarzy. Byli to młodzi ludzie, uzbrojeni po zęby i wyraźnie podnieceni swym „zwycięstwem”. Dowodzący nimi oficer polecił Anglikom otworzyć zawory denne i zatopić statek. Starszy mechanik poszedł pod pokład, skąd wkrótce powrócił. Niemcy, opuszczając wyludnionego „Clementa”, zabrali obu jeńców ze sobą.
W godzinę później, 30 września 1939 roku, SS „Clement” zniknął pod powierzchnią Atlantyku, zatopiony ogniem artylerii niemieckiego okrętu. (Statek sam zatonąć nie mógł, Bryant bowiem otworzył tylko zawory zbiorników balastu wodnego).
Dowódca niemieckiego rajdera, pragnąc zapewne zatrzeć niechlubny incydent z ostrzelaniem przez samolot bez ostrzeżenia bezbronnego handlowego statku, był dla swoich jeńców niezwykle uprzejmy. Polecił nawet nadać radiogram: „Proszę ratować szalupy ze statku »Clement« 09°45’ szer. płd, 34°04’ dl. zach.”. Sygnał ten, jak się później okazało, został przejęty i następnego dnia parowiec brazylijski znalazł jedną z szalup zatopionego statku. Dwie inne w dzień później dotarły do Maceio. Kapitana Harrisa i starszego mechanika Bryanta przyjął na pokład grecki statek, który w tym celu został zatrzymany przez okręt niemiecki w pobliżu wysp Cape Verde 9 października.
Tak zakończył się pierwszy epizod zdarzeń, które przez następne siedemdziesiąt dni miały utrzymywać w napięciu nie tylko brytyjską Admiralicję.
Popłynęły w świat meldunki. Ogromne tytuły w gazetach głosiły: „Niemiecki pancernik kieszonkowy »Admiral Scheer« znalazł swą pierwszą ofiarę!”, „Hitlerowski korsarz pojawił się niespodziewanie na wodach południowego Atlantyku”. Co do tożsamości rajdera zdawało się nie być wątpliwości. Cała załoga „Clementa” zgodnie stwierdzała, że nazwa ta w sposób widoczny wypisana była na rufie i dziobie okrętu, a napis „Admiral Scheer” widniał także na czapkach marynarzy niemieckich, którzy przybyli po kapitana Harrisa. Ale czy tak było w istocie?
W każdym razie dla brytyjskiej żeglugi handlowej w tym akwenie była to smutna wiadomość. Nie wszyscy nawet zdawali sobie sprawę, jak bardzo smutna…
Tego dnia komandor Rainbow spieszył jak codziennie do Whitehall. Zatrzymał się jeszcze przy kiosku z papierosami i po chwili, zaopatrzony w paczkę ulubionych Playersów, wchodził do ponurego gmachu Admiralicji. W szatni uprzejmie odpowiedział na pozdrowienia Smitha, który niezmiennie od 5 lat witał go nosowym: – Morning, sir – i pozbywszy się płaszcza, skierował swe kroki do gabinetu szefa.
Zapraszamy do zakupu pełnej wersji książki
Zapraszamy do zakupu pełnej wersji książki