Wiedźmin. Historia fenomenu - Flamma Adam - ebook

Wiedźmin. Historia fenomenu ebook

Flamma Adam

4,1

Opis

Wiedźmin jest dla Polaków tym, czym Superman dla Amerykanów i Asteriks dla Francuzów: narodową marką o zasięgu globalnym. Nie stał się nią od razu; szlak ku wielkości był trudny i pełen niebezpieczeństw. Ostatecznie jednak Geralt z Rivii, łowca potworów, osiągnął coś, co udało się nielicznym. Stał się ikoną gatunku fantasy i najlepszym polskim towarem eksportowym.

Adam Flamma opisuje genezę fenomenu Wiedźmina, odsłania kulisy powstawania opowiadań, powieści, komiksów, gier, filmu i seriali. Rozkłada popularność Białego Wilka na czynniki pierwsze i tłumaczy, dlaczego Andrzej Sapkowski, powołując go do życia, nie popełnił żadnego błędu.

Bogato ilustrowana, pełna ciekawostek i nieznanych faktów książka zawiera również 17 wywiadów, m.in. z samym Andrzejem Sapkowskim, a także z Bogusławem Polchem, Markiem Brodzkim, Jackiem Rozenkiem, Tomaszem Bagińskim i muzykami Percival Schuttenbach. Dzięki tym ludziom o Geralcie z Rivii słyszeli wszyscy miłośnicy kultury popularnej pod każdą szerokością geograficzną.

To pierwsza i jedyna biografia Wiedźmina. Biografia, na którą w pełni zasłużył. I na którą wszyscy czekali.

Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
czytnikach certyfikowanych
przez Legimi
czytnikach Kindle™
(dla wybranych pakietów)
Windows
10
Windows
Phone

Liczba stron: 565

Odsłuch ebooka (TTS) dostepny w abonamencie „ebooki+audiobooki bez limitu” w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
Oceny
4,1 (40 ocen)
18
12
8
1
1
Więcej informacji
Więcej informacji
Legimi nie weryfikuje, czy opinie pochodzą od konsumentów, którzy nabyli lub czytali/słuchali daną pozycję, ale usuwa fałszywe opinie, jeśli je wykryje.
Sortuj według:
mikulskaola

Nie polecam

Z perspektywy miłośnika literatury AS książka napisana w sposób rozwlekły i bardzo chaotyczny. Nie jest dla mnie jasne po co zostały w niej umieszczone wywiady, które wyglądają jakby przepisane na żywca z dyktafonu. Zaczynajac czytać miałam nadzieje na odkrycie czegoś nowego. Nic z tego. Autor dodatkowo popełnił, rzucający się w oczy fanom sagi AS, błąd. Być może niejeden. Niestety książka była bardzo rozczarowująca.
20
happysquirrel

Całkiem niezła

Ogrom informacji i ciekawostek, jednak po skończeniu mam wrażenie, że autor mógł to inaczej i trochę lepiej ograć 🤔
00
Szczupak007

Całkiem niezła

3.5
00

Popularność




Zapraszamy na www.publicat.pl
Projekt okładki NATALIA TWARDY
Koordynacja projektuPATRYK MŁYNEK
RedakcjaDOROTA PACYŃSKA
KorektaURSZULA WŁODARSKA ANNA KURZYCA
Edycja fotografiiMAREK NITSCHKE
Redakcja technicznaLOREM IPSUM – RADOSŁAW FIEDOSICHIN
Wydawca dołożył wszelkich starań w celu odnalezienia podmiotu autorskich praw majątkowych, jednakże w przypadku części materiałów nie udało się ustalić autorstwa lub skontaktować z autorem. Działając w poszanowaniu prawa, wydawca prosi autorów o kontakt.
Copyright © Publicat S.A., Adam Flamma MMXX (wydanie elektroniczne)
Wykorzystywanie e-booka niezgodne z regulaminem dystrybutora, w tym nielegalne jego kopiowanie i rozpowszechnianie, jest zabronione.
All rights reserved
ISBN 978-83-245-8452-9
Konwersja: eLitera s.c.
jest znakiem towarowym Publicat S.A.
PUBLICAT S.A.
61-003 Poznań, ul. Chlebowa 24 tel. 61 652 92 52, fax 61 652 92 00 e-mail: [email protected], www.publicat.pl
Oddział we Wrocławiu 50-010 Wrocław, ul. Podwale 62 tel. 71 785 90 40, fax 71 785 90 66 e-mail: [email protected]

Pamięci Bogusława Polcha i Macieja Parowskiego

WSTĘP

Geralt z Rivii. Wiedźmin. Biały Wilk. Płatny zabójca potworów. Każde z tych mian znane jest miłośnikom popkultury pod wszystkimi szerokościami geograficznymi. Dziś to bohater, który wszedł do tak zwanego kanonu, dzięki czemu gracz, fan seriali, komiksu czy literatury fantasy zna wędrowca z mieczem (a niekiedy z dwoma) na plecach. Można go postawić w jednym szeregu z Darthem Vaderem, Hanem Solo lub Indianą Jonesem. Wszyscy oni są rozpoznawalni, nawet jeśli ktoś nie zna filmów, gier lub książek, z których się wywodzą. Tak właśnie działa popkultura – pobudza i stymuluje masową wyobraźnię, kreując postaci i niesamowite opowieści, które żyją potem w każdym zakątku globu. I dziś takim bohaterem, prawdziwym bohaterem, a nie tylko pobożnym życzeniem polskiego fana, jest Geralt, wiedźmin, płatny zabójca potworów, a tak naprawdę fenomen kulturowy i socjologiczny. Białowłosy wojownik, który szturmem wziął cały świat – najpierw dzięki wspaniałej literaturze, jaka wyszła spod pióra znakomitego pisarza Andrzeja Sapkowskiego, następnie bestsellerowym grom wideo, będącym obecnie punktem odniesienia dla twórców multimedialnej rozrywki ze wszystkich kontynentów, i na koniec serialowi Netfliksa, najpopularniejszemu w historii tej platformy. Produkcji, którą śmiało można zaliczyć do grona najbardziej wyczekiwanych, tak samo jak miało to miejsce w przypadku kolejnych sezonów Gry o tron.

Jednak to nie wszystko. Dziś słowo „wiedźmin” oznacza coś więcej. To marka, symbol jakości i wspaniałej kulturowej przygody, którą udało się zainteresować odbiorców na całym świecie. W rodzimej gospodarce mówi się o tak zwanym „efekcie Wiedźmina”, czyli o tym, jak sukces serii studia CD Projekt RED zapoczątkował istny boom na polskie gry wideo, który trwa do tej pory, a także jak dziś popularność serialu wpływa na sprzedaż gier i przede wszystkim książek Andrzeja Sapkowskiego. To dzięki Wiedźminowi twórcy rozrywki interaktywnej są tak wspierani przez nasz rząd, popularność przygód Białego Wilka sprawiła również, że tysiące ludzi nad Wisłą chcą projektować i tworzyć gry. Sukces jednej marki pociągnął za sobą kolejne, bardzo często kreowane przez ludzi, którzy w swoim CV mają pracę nad jedną z części wirtualnych przygód Geralta.

Internet co jakiś czas zasypywany jest kolejnymi plotkami i domysłami, czy będziemy świadkami nowych przygód Geralta i jego przyjaciół.

Wiedźmin to także symbol oczekiwania. Na kolejne książki Andrzeja Sapkowskiego, na następne gry, komiksy czy sezony serialu. Fani czekają na coś nowego, zagadują twórców na spotkaniach, konwentach czy targach branżowych. Internet co jakiś czas zasypywany jest kolejnymi plotkami i domysłami, czy będziemy świadkami nowych przygód Geralta i jego przyjaciół. Obecnie mało który tekst kultury w ogóle może pochwalić się takim zainteresowaniem, statusem czegoś, na co zawsze czeka się z napięciem. Wreszcie wiedźmin to też kawał historii nie tylko polskiej literatury, ale i komiksu, filmu, serialu i oczywiście interaktywnej rozrywki. Na każde z tych mediów Biały Wilk wywarł duży wpływ i zapisał się trwale w ich annałach. Warto o tym pamiętać, bo dziś jest to postać transmedialna. Znajdziemy ją prawie wszędzie. Ale też nie sposób się dziwić – mówimy o świecie i bohaterze, którzy formalnie istnieją od grudnia 1986 roku, kiedy to na łamach „Fantastyki” pojawiło się pierwsze opowiadanie Andrzeja Sapkowskiego o Geralcie z Rivii. To ponad trzy dekady, w czasie których białowłosy zabójca potworów rozwijał się na łamach kolejnych opowiadań i powieści, zawitał na komiksowe plansze, stał się obiektem zainteresowania filmowców, twórców gier, komiksów, słuchowisk i w końcu serialowego potentata, jakim jest Netflix. I w każdym z tych obszarów wzbudzał zainteresowanie, nie pozostawił nikogo obojętnym. To bez wątpienia sukces i kolejny czynnik fenomenu wiedźmina.

Pierwsza strona opowiadania, które zmieniło wszystko, „Fantastyka”, 1986 r.

Źródło: fot. Patryk Młynek, materiały własne autora

Mówiąc o przygodach Geralta, warto też zauważyć, że nie mieliśmy w historii naszej popkultury takiej postaci ani świata, które stałyby się rozpoznawalne i zdobyły globalną popularność. A do tego bezpośrednio kojarzonych z Polską. Najpierw Białego Wilka pokochali czytelnicy z Czech, Słowacji i Rosji, później z kolejnych krajów, czyniąc z Andrzeja Sapkowskiego najczęściej tłumaczonego polskiego autora fantastyki obok Stanisława Lema. Potem świat szturmem podbiła wiedźmińska gra, a następnie popularny serial Netfliksa, przyczyniając się do tego, iż najbardziej kojarzonymi w świecie Polakami są papież Jan Paweł II, Lech Wałęsa, Robert Lewandowski i... Geralt z Rivii, fikcyjna postać wymyślona przez łódzkiego pisarza. Jak na bohatera książek, komiksów, gier i serialu to całkiem niezły wynik, prawda?

Oczywiście z wiedźminem wiąże się też masa przeróżnych pytań. Przede wszystkim, jak to się stało, że bohater wykreowany przez Sapkowskiego w PRL-owskiej Łodzi szybko stał się najważniejszą postacią polskiej fantastyki? Jak to możliwe, że droga Białego Wilka trwa już tyle lat i czy sam autor spodziewał się, że stworzone przez niego uniwersum zachwyci miliony odbiorców w różnych krajach? Czy twórcy filmu wiedzieli, że przejdą do historii polskiej kinematografii? Czy pracownicy CD Projekt RED mieli świadomość, że tworząc grę Wiedźmin 3: Dziki Gon, wypuszczają na rynek jeden z najlepszych tytułów w dziejach branży? Dziś, patrząc na liczne wizerunki Geralta na koszulkach, plakatach, okładkach czy nawet w memach, tych pytań mamy jeszcze więcej. A odpowiedzi nie zawsze są takie oczywiste.

W końcu rzecz najważniejsza. Dziś za Geraltem stoi rzesza fanów z całego świata. To tłumy czytelników, komiksiarzy, graczy, miłośników seriali, którzy dorastają wraz z przygodami Białego Wilka. I którzy mogą cieszyć się jego perypetiami, ale także masą wiedźmińskich gadżetów, od medalionów począwszy, a skończywszy na kosmetykach o zapachu bzu i agrestu, charakterystycznych dla czarodziejki Yennefer, ukochanej wiedźmina. Geralt to obiekt badań socjologów, filologów, literaturoznawców, kulturoznawców, słowem: badaczy z wszelkich dziedzin. To temat prac magisterskich, doktoratów, książek, filmów na YouTubie. To fenomen, jakiego Polska jeszcze nie miała. Wiedźmin jest także przedmiotem wielu sporów, debat i westchnień wydawców oraz specjalistów od sprzedaży, którzy chcieliby trafić na taki skarb, jakim jest twórczość Andrzeja Sapkowskiego, produkcje CD Projekt RED czy serial Netfliksa. Wiedźmin to również emocje, całe palety emocji przeżywane przez tych, którzy spotkali się na szlaku z Geraltem, czy to za sprawą literatury, czy innego medium. A Biały Wilk na tym popkulturowym szlaku jest już od ponad trzydziestu lat. To pełna niesamowitych historii podróż, której kulisy i najważniejsze momenty niniejsza książka ma opisywać.

Andrzej Sapkowski, twórca Wiedźmina

Źródło: fot. Mateusz Grochocki/East News

Dlaczego czytelnikom przeszkadzała batystowa bielizna Renfri? Jak do roli filmowego wiedźmina przygotowywał się Michał Żebrowski? Do kogo podobny jest komiksowy Biały Wilk? Co w siedzibie CD Projekt RED robiła pani premier? O tym, i nie tylko o tym, dowiecie się z kart tej książki. Jest ona moim osobistym hołdem dla wszystkich twórców, którzy dołożyli cegiełkę, by świat poznał wiedźmina i zafascynował się nim. Począwszy od Andrzeja Sapkowskiego, bez którego geniuszu wiedźmińskie uniwersum nie ujrzałoby światła dziennego, przez jego propagatorów, a także twórców komiksów i gier, na osobach zaangażowanych w powstanie netfliksowego Witchera kończąc. To także opowieść dla fanów Geralta, do których mam zaszczyt się zaliczać, jak i podziękowanie za pasję twórców, ich gotowość do poświęceń i ciężką pracę. To podziękowanie w oczekiwaniu na jeszcze więcej.

Mam nadzieję, że książka, którą trzymasz w rękach, pomoże Ci, drogi Czytelniku, zrozumieć niesamowitą drogę, jaką białowłosy wiedźmin przebył od opowiadania opublikowanego w grudniu 1986 roku do statusu ikony światowej popkultury.

POCZĄTKI

Życie w powojennej Polsce nie było usłane różami. Kraj z wolna odbudowywał się po drugiej wojnie światowej, a ludzie próbowali przystosować się do nowych, niełatwych realiów. Nie inaczej działo się w Łodzi, choć akurat to miasto stosunkowo łagodnie, na ile to w ogóle możliwe, przeszło przez koszmar okupacji. To właśnie tutaj, 21 czerwca 1948 roku, na świat przyszedł Andrzej Sapkowski, syn nowo przybyłej do Łodzi pary. Jego ojciec, Eugeniusz, pochodził spod Wilna, natomiast matka, Krystyna, z podkieleckiej wsi, dlatego też przyszły pisarz czasami określa sam siebie łodzianinem w pierwszym pokoleniu. Od samego początku szczególny wpływ na autora miał ojciec, wojskowy, weteran walk pod Berlinem w ramach tak zwanej operacji berlińskiej. To właśnie on zasugerował nastolatkowi, by ten, zamiast iść do rejonowego ogólniaka[1], uczęszczał do prestiżowego liceum im. Bolesława Prusa[2]. Z perspektywy czasu decyzja okazała się słuszna, ponieważ słynna „dwudziestka jedynka” uchodziła za szkołę o profilu mocno humanistycznym, co być może jeszcze bardziej pogłębiło zainteresowania pisarza.

Andrzej Sapkowski zagorzałym czytelnikiem był od dziecka. Już we wczesnych latach narodziła się jego fascynacja Trylogią Henryka Sienkiewicza. Jak sam opowiada, już w wieku kilku lat poznał niektóre z Kronik marsjańskich Raya Bradbury’ego, wcześnie miał też styczność z prozą Harry’ego Harrisona, przy czym już w dzieciństwie czytał książki obcojęzyczne w oryginale, co chętnie podkreśla w wywiadach.

XXI LO im. Bolesława Prusa w Łodzi. W tym liceum kształcił się Andrzej Sapkowski

Źródło: fot. Krzysztof Jasiński/Afa Pixx/Getty Images Poland

Dalsze, policealne losy Sapkowskiego są nieco zaskakujące. Ojciec bardzo chciał, żeby syn został inżynierem, co gwarantowało wtedy dobre zarobki i spory szacunek w społeczeństwie. Niestety, jak na złość potomek nie był tym zupełnie zainteresowany. „Materiał ze mnie na inżyniera był żaden”[3], mówił wiele lat później. Wybawieniem dla przyszłego twórcy Wiedźmina okazał się... handel zagraniczny, nowo otwarty kierunek na wydziale ekonomiczno-socjologicznym łódzkiego uniwersytetu. Dziś Andrzej Sapkowski przyznaje, że do studiowania akurat tej dziedziny natchnął go ojciec. „Mój tatunio stwierdził, że taki pracownik handlu zagranicznego to taki półinżynier, więc może być”, opowiada z charakterystyczną dla siebie swadą. Był to kierunek specyficzny, ponieważ jak wspomina Sapkowski, stawiano głównie na naukę języków obcych. Z pozostałych przedmiotów można było zdawać egzaminy poprawkowe, ale jeśli ktoś nie zaliczył egzaminu z języka, musiał przenieść się na inny fakultet. Co ciekawe, pisarz podkreśla, że już w chwili rozpoczęcia nauki na wyższej uczelni w roku 1966 biegle mówił w trzech językach obcych, co również miało wpływ na wybór studiów[4]. Do dziś zresztą autor ma opinię poligloty. W wywiadzie z Barbarą Mitkowską wyjaśnił: „Znam biegle kilka języków, w tym: angielski, rosyjski, niemiecki, włoski i czeski. W tych językach w środku nocy, będąc obudzony telefonem, mogę rozmawiać i odpowiadać na pytania, zanim jeszcze skojarzę, w jakim języku pytają. W kilkunastu kolejnych językach potrafię powiedzieć dzień dobry, dogadać się z recepcją hotelu, sprawdzić rozkład jazdy pociągów, przeczytać gazetę”[5]. Bez wątpienia te umiejętności przysłużyły się Sapkowskiemu później w trakcie pracy twórczej.

Andrzej Sapkowski to poliglota, zna biegle kilka języków, w tym angielski, rosyjski, niemiecki, włoski i czeski.

Okres studiów okazał się ważny dla przyszłego twórcy z jeszcze jednego powodu, to wtedy zetknął się bowiem z twórczością J.R.R. Tolkiena, która z miejsca go zafascynowała. Z czasem do panteonu ulubionych twórców łodzianina dołączył również Umberto Eco, do dziś przedstawiany przez Sapkowskiego jako jego literacki ideał. Po ukończeniu wyższej uczelni pisarz trafił do łódzkiego Skórimpexu, przedsiębiorstwa zajmującego się międzynarodowym handlem futrami, by z czasem przejść do Textilimpexu, odpowiadającego za obrót tekstyliami. W ten sposób rozpoczęła się trwająca ponad dwie dekady przygoda autora z handlem. Jak sam podkreśla, był to czas obowiązkowego chodzenia w krawacie, na co szczególną uwagę mieli zwracać jego szefowie.

W „Wiadomościach Wędkarskich” z 1984 roku mogliśmy przeczytać pierwsze opowiadanie Andrzeja Sapkowskiego o polowaniu... na pstrąga

Źródło: fot. Patryk Młynek, materiały własne Krzysztofa Chodorowskiego, fotografia okładkowa Sylwester Bajor

Jednak z punktu widzenia rozwoju twórczego lata poświęcone wykonywaniu profesji są ważne z innego powodu. Przede wszystkim w trakcie licznych podróży zagranicznych Sapkowski nabywał literaturę fantastyczną, o czym otwarcie i z nieskrywaną dumą mówi w wywiadach. Dzięki temu był zaznajomiony z pozycjami, które do Polski jeszcze nie dotarły, co wpłynęło również na jego warsztat. Poza tym to w doświadczeniach zawodowych należy upatrywać źródeł obecności w dziełach pisarza zagadnień handlu i ekonomii – odgrywających ważną rolę zwłaszcza w sadze o Geralcie – i tak dobrego oddania wpływu kwestii ekonomicznych na wojnę.

Nim jednak świat usłyszał o Białym Wilku, łodzianin próbował mierzyć się z literaturą jako tłumacz. W czerwcu 1983 „Fantastyka” opublikowała na swoich łamach jego tłumaczenie opowiadania Cyrila M. Kornblutha pod tytułem Słowa Guru. Był to „pierwszy raz” Sapkowskiego z tym miesięcznikiem, który później okaże się niezwykle istotny w jego karierze. Po latach popularny AS[6] przyznawał, że nie myślał o karierze pisarskiej, planował i przygotowywał kolejne tłumaczenia między innymi opowiadań Rogera Zelaznego, Fritza Leibera czy Briana Aldissa. Mimo to w roku 1984 opowiadanie Stalogłowy ukazało się w „Wiadomościach Wędkarskich”. Tekst dotyczył połowu pstrąga stalogłowego, jednego z najtrudniejszych przedstawicieli tego gatunku do złowienia. I choć opowiadanie nie ma w sobie nic z fantasy, widać w nim swadę i charakterystyczny styl, którym później Sapkowski podbił serca publiczności. Początkującego pisarza od razu doceniono, przyznając mu II miejsce w konkursie literackim. Był to pierwszy twórczy przejaw jednej z największych pasji łódzkiego autora (obok kotów i myślistwa) – łowienia ryb.

WIEDŹMIN

Dziś powstanie opowiadania Wiedźmin owiane jest legendą i wśród wielu miłośników fantasy uchodzi za coś w rodzaju mitu założycielskiego tego gatunku w naszym kraju. Nie jest to do końca prawda, bo pierwsze polskie opowiadania należące do tego gatunku zostały wydane na początku lat 80. XX wieku, a wielu historyków literatury wskazuje czasy jeszcze wcześniejsze. Niezależnie od tego teraz już wiemy, że Geralt z Rivii nie podbiłby serc czytelników, gdyby nie Krzysztof, syn Andrzeja Sapkowskiego.

To on czytywał regularnie „Fantastykę” i w dużej mierze to dzięki niemu pisarz wziął udział w konkursie ogłoszonym w marcowym numerze czasopisma w 1985 roku. Jak wspomina AS: „Dowiedziałem się z numeru „Fantastyki” [o konkursie – przyp. autora], który walał się w mieszkaniu, rzucony przez mojego nieporządnego syna, wtedy trzynastolatka”. Z kolei w innym wywiadzie pisarz wyjaśnia: „Zupełnie szczerze: chciałem zrobić przyjemność mojemu synowi, który jest zagorzałym miłośnikiem tego typu literatury i stałym czytelnikiem Waszego pisma [„Fantastyka”]. Zapytał mnie kiedyś: »Dlaczego nie napiszesz czegoś takiego?«. »Nie ma problemu, powiedziałem, napiszę«. No i tak powstał Wiedźmin. Zresztą właśnie od syna dowiedziałem się o Waszym konkursie i jego warunkach”[7].

Jak widać zasługi Krzysztofa Sapkowskiego są niepodważalne. Dlatego też przez wielu uważany jest on za najbardziej wpływowego czytelnika w historii rodzimej fantastyki. Być może bez niego Geralt nigdy by się nie narodził...

Pierwsze opowiadanie powstawało dość długo[8], bo blisko pół roku, i do redakcji czasopisma zostało wysłane w ostatnim terminie – w grudniu 1985 roku. „Począwszy od pierwszych numerów rocznika 1986, na długo przed zakończeniem prac jury i rozstrzygnięciem konkursu, „Fantastyka” zamieszczała opowiadania »zauważone wśród prac nadesłanych«. A mojego Wiedźmina nie ma, ani widu, ani słychu. Ha, pomyślałem, ja tu z ambicjami do wyróżnienia, może i nagrody – a tu nawet nie zauważyli. Aż wreszcie przyszedł numer grudniowy – i jest Wiedźmin. Hurra!” – tak okres czekania na publikację pierwszego opowiadania o Geralcie wspominał po latach pisarz w jednym z wywiadów.

By jednak w całości zrozumieć, kim dla polskiej fantastyki okazał się Sapkowski, należy wspomnieć o tym, że wcześniej ta gałąź rodzimej literatury zdominowana była przez autorów science fiction ze Stanisławem Lemem na czele. Podobne preferencje dominowały też w środowisku osób związanych z „Fantastyką” oraz powstającymi w całym kraju lokalnymi klubami miłośników tego gatunku. Fantasy rodem z powieści J.R.R. Tolkiena czy Roberta E. Howarda o wojownikach walczących mieczem, elfach i krasnoludach była krytykowana i traktowana po macoszemu przez rodzimych pisarzy. Tomasz Pindel w swoich Historiach fandomowych przywołuje współczesne, dość sceptyczne (nawet po tylu latach!) opinie Marka Oramusa i Lecha Jęczmyka, jednych z najbardziej wpływowych postaci środowiska „Fantastyki”. Pierwszy z nich mówi wprost: „Tak, przyszła ta fala fantasy [...], ale ja jestem za science fiction. Z fantasy staram się nie mieć do czynienia. No, czasem coś czytam, ale to mnie umacnia w nienawiści”. Z kolei Jęczmyk deklaruje: „Fantasy? Nie jestem anty, ale to dla dziewcząt... Bardzo łatwo pisać takie rzeczy. Jedna trzecia to skomplikowane nazwy i imiona. Zostawiam to kobietom”. Te wypowiedzi pozwalają zrozumieć, dlaczego przez lata to właśnie Jęczmyk i Oramus z dużym powątpiewaniem odnosili się do twórczości Sapkowskiego, ale także przede wszystkim do samego gatunku w ogóle. Dowodzi tego słynne spotkanie w klubie „Jajko” na terenie Szkoły Głównej Planowania i Statystyki w Warszawie (dzisiejsza Szkoła Główna Handlowa). Maciej Parowski, będący z kolei jednym z największych orędowników twórczości AS-a, wspomina zdarzenie w taki sposób:

„Wiosną w tym samym roku 1986, pod koniec którego zjawił się Geralt z Rivii, był spęd fantastów w SGPiS-ie. Jakiś oczytany w przekładach czytelnik złożył wówczas obywatelskie zamówienie na polską fantasy. I wszyscy, jak tam byli – Baraniecki, Oramus, Ziemkiewicz, Żwikiewicz – tak wszyscy się zarzekali, że nie chcą mieć nic wspólnego z podobnymi głupotami. W grudniu zjawił się Sapek i jednym opowiadaniem zmienił układ”[9]. Jakby tego było mało, na konkurs, w którym wziął udział również AS, przysłano wiele opowiadań właśnie fantasy, a nie science fiction, tak dotychczas gloryfikowanej w Polsce. Świadczy to dobitnie o tym, że Andrzej Sapkowski ze swoim Wiedźminem nie tylko wykazał się literackim kunsztem, ponieważ pokonał sporą konkurencję, ale również doskonale wpisywał się w budzącą się potrzebę fanów na coś innego niż to, co dotychczas polski czytelnik mógł znaleźć z gatunku fantastyki.

M. Parowski: W grudniu 1986 pojawił się Sapek i jednym opowiadaniem zmienił układ.

Co ciekawe, pisarz nie wygrał konkursu. Zajął III miejsce, razem z Aleksandrem Bukowieckim i Markiem Dyszlewskim. Zwyciężył Marek S. Huberath (z opowiadaniem Wrócieeś Sneogg, wiedziaam), natomiast drugie miejsce zajął Jan Maszczyszyn (z opowiadaniem Ciernie). Jury w składzie Adam Hollanek (ówczesny redaktor naczelny czasopisma), Maciej Parowski, Lech Jęczmyk, Andrzej Niewiadowski i Jacek Rodek, a więc osoby znane i poważane w środowisku miłośników fantastyki, nagrodziło AS-a za „sprawność warsztatową i walory czytelnicze”. Poza oczywistym uznaniem wisienką na torcie była również nagroda w wysokości ówczesnych 10 tysięcy złotych, co, jak pisarz przyznawał później w wywiadach, stanowiło wartość jego miesięcznej pensji. Po latach Maciej Parowski przyznawał: „Sapkowski nie wziął w »Fantastyce« pierwszej nagrody, bo... za dobrze się czytał, bo jego lekkość była myląca, maskowała kulturowe głębie i warsztatową maestrię. A Huberath, też przecież wielki autor, podbił nas fantastyką ponurą, problemową, broniącą nieszczęsnych kalek w postatomowym świecie. Tego atomu baliśmy się wówczas najbardziej”[10]. Z perspektywy czasu te słowa dobrze oddają klimat, w jakim przyszło debiutować twórcy wiedźmina, który, jak się wkrótce miało okazać, wywrócił świat polskiej literatury fantastycznej do góry nogami. Niewiele jednak brakowało, by opowiadanie przepadło w stosie prac nadesłanych na konkurs. Szczególne zasługi należy tutaj przypisać Markowi Zalejskiemu, ówczesnemu grafikowi czasopisma. To on latem 1986 roku zaczepił Parowskiego i pokazał mu opowiadanie Sapkowskiego, mówiąc, że choć nie jest specem od literatury, to opowiadanie po prostu mu się spodobało. Redaktor posłuchał kolegi i po lekturze zadecydował o publikacji Wiedźmina. Początkowo było z tym sporo komplikacji, ponieważ tekst był zwyczajnie za długi i trzeba go było skrócić o blisko dziesięć stron. Parowski był jednak nieugięty i mimo nacisków wykreślił tylko jeden akapit, którego AS nigdy do tekstu nie przywrócił. By jednak zachować wymogi czasopisma, wymieniono opowiadanie zagraniczne.

M. Parowski: Sapkowski nie wziął w „Fantastyce” pierwszej nagrody, bo... za dobrze się czytał.

„Później mówiono, że człowiek ten nadszedł od północy, od bramy Powroźniczej” – tym zdaniem Geralt z Rivii objawił się światu w opowiadaniu zatytułowanym Wiedźmin. Czytelnicy poznają w nim bohatera, najemnego zabójcę potworów, który trafia do miasta Wyzima, by na zlecenie króla Foltesta odczarować królewnę zaklętą w strzygę. Pierwsze wrażenie, jakie sprawia Geralt, jest dość specyficzne. Jest małomówny, wręcz mrukowaty, i konkretny, a jeśli już coś mówi, bywa cyniczny. Również jego wygląd budzi grozę – ma mlecznobiałe włosy, jest blady, a jego twarz bynajmniej nie wzbudza sympatii. Taką postać zarysował Sapkowski, pokazując jednocześnie wycinek interesującego świata, a konkretnie dworu królewskiego oraz kulisy jednej z jego intryg, i dając odbiorcom ciekawe dialogi oraz wartką, fascynującą akcję. Publikacja przeszła do historii również z innego powodu. Widzimy w niej prawdopodobnie pierwszą próbę zilustrowania wiedźmina. Grafika Grzegorza W. Komorowskiego przedstawia postać siedzącą na koniu, odzianą w pelerynę i mającą na sobie dziwne nakrycie głowy. Najważniejszy jest jednak fakt, że czytelnikom opowiadanie się spodobało. Podobno znalazł się nawet jeden, który wysłał do redakcji „Fantastyki” tysiąc złotych z prośbą o przekazanie autorowi. Legenda głosi, że hojnego darczyńcę nękał później z tego powodu urząd skarbowy...

Pierwszy wizerunek (prawdopodobnie) Geralta z Rivii autorstwa Grzegorza W. Komorowskiego. „Fantastyka” 1986

Źródło: fot. Patryk Młynek, materiały własne autora

Dziś należy powiedzieć otwarcie, że literacka kariera Andrzeja Sapkowskiego zaczęła się od sukcesu, za którym ciągnęły się liczne nieporozumienia i stale towarzysząca krytyka ze strony innych pisarzy i redaktorów. Już samo środowisko „Fantastyki” było mocno podzielone. Za AS-em mocno opowiadali się Maciej Parowski i Rafał A. Ziemkiewicz[11], zwolennik tak zwanej fantastyki rozrywkowej, który intensywnie popularyzował twórczość Sapkowskiego. Inni jednak, w tym wspomniani Lech Jęczmyk czy Marek Oramus[12], zwracali uwagę między innymi na fakt, że świat wiedźmiński pełen jest sprzeczności, nadużywa magii, a nawet (na co pomstowali czytelnicy) nie oddaje rzeczywistych realiów epoki średniowiecza, do której uniwersum rzekomo nawiązywało. Z podobnymi opiniami Sapkowski zmagał się zresztą dość długo. Już przy okazji pierwszego tekstu zarzucano mu zbytnią inspirację historią o pogromcy strzygi, którą w XIX wieku spisał Roman Zmorski. Przy kolejnych opowiadaniach krytyczne głosy zwracały uwagę na detale, które podobno „raziły” wielu czytelników. Do najbardziej absurdalnych należy pretensja o to, że księżniczka Renfri w opowiadaniu Mniejsze zło, opublikowanym na łamach „Fantastyki” w 1990 roku, nosi... batystową bieliznę, a w świecie wiedźmina, wyraźnie zdaniem czytelników inspirowanym średniowieczem[13], batyst jeszcze nie istniał. Oczywiście dziś te zarzuty mogą wydawać się śmieszne, ale nie były to jedyne kwestie, które poddawano krytycznemu osądowi. Praktycznie każdy tekst odnosił ogromny sukces i zdobywał popularność wśród czytelników, jednocześnie zaś wzmagał głosy, twierdzące głównie, jak bardzo standardowe, wręcz uniwersalne są dylematy, które Sapkowski przedstawia za pomocą perypetii swoich bohaterów.

Zarzucano Sapkowskiemu, że jest „autorem jednego opowiadania”.

Nie można jednak zaprzeczyć, że publikacja Wiedźmina okazała się swoistym przełomem, którego skutkiem, poza rosnącą popularnością pisarza, były kolejne opowiadania, również ukazujące się w „Fantastyce”[14]. Pierwsze z nich, Droga, z której się nie wraca, wydrukowane po dłuższej przerwie w czerwcu 1988 roku, nie traktowało jednak o wiedźminie, a o przygodzie z udziałem jego matki, Visenny. Początkowo spotkało się to z mieszanym odbiorem, zarzucano autorowi, że to już nie opowieść o wiedźminie, a on sam sprawia wrażenie „autora jednego opowiadania”. Mimo to tekst znalazł swoich zwolenników. Dzięki niemu czytelnicy mogli dowiedzieć się nieco więcej o samym świecie, który powoli zaczynał budować Sapkowski. Wiele światła rzuca na to zagadnienie wywiad, jakiego autor udzielił Rafałowi A. Ziemkiewiczowi w sierpniowym numerze „Fantastyki” z 1988 roku. Tytuł wywiadu był wielce proroczy – Rozpędzam się. Sapkowski mówi w nim wprost między innymi, że nie lubi postaci Conana ani twórczości Roberta E. Howarda, wyjaśniając tym samym, że nie inspirował się nim, tworząc Geralta. O uniwersum pisarz twierdzi natomiast: „Istnieje na ten temat parę nieporozumień. Brakowało mi czystej, klasycznej fantasy [...], dysponujemy materiałem nie gorszym niż mitologia celtycka czy normańska” – wskazując na to, że inspirował się rodzimymi baśniami i legendami. Nie jest to do końca prawda, gdyż u Sapkowskiego odnaleźć można wiele nawiązań do tekstów, legend i baśni z całego świata (w zasadzie czyni on z nich wręcz antybaśnie), w tym jego ulubionych legend arturiańskich. Nie pierwszy raz pisarz wodzi swoich rozmówców (co stanie się jego domeną w przyszłości) za nos, tak samo jak czytelników, prowadząc z nimi od początku intelektualną grę. Dowodzą tego kolejne opowiadania, na przykład Ziarno prawdy opublikowane w marcu 1989 roku w „Fantastyce”. Dowiadujemy się z niego nieco więcej o Geralcie, jego podejściu do wiedźmińskiego fachu – często mu obcego i sprzecznego z jego poglądami – i do potworów, których czasami nie chce zabijać. Między innymi za to opowiadanie pisarz otrzymał Śląkfę, czyli nagrodę Śląskiego Klubu Fantastyki w kategorii Twórca, pierwszą z wielu nagród, jakie mu przyznano.

Z kolei Mniejsze zło z marca 1990 to specyficzne potraktowanie baśni o królewnie Śnieżce i siedmiu krasnoludkach. Z tym że Biały Wilk mierzy się, owszem, z królewną, ale o imieniu Renfri, będącą wyzwoloną seksualnie kobietą, a przy tym krwawą morderczynią podróżującą z siedmioma gnomami, uchodzącymi za jedną z najgroźniejszych band opryszków w okolicy. To opowiadanie przyniosło Sapkowskiemu pierwszą nagrodę im. Janusza A. Zajdla, którą w przyszłości zgarniał jeszcze czterokrotnie.

W 1990 roku „Fantastyka” zniknęła z rynku prasowego wskutek zmiany wydawcy. W jej miejsce powstała „Nowa Fantastyka”. Sapkowski publikuje w nowym czasopiśmie opowiadanie Kwestia ceny, traktujące o Pavetcie i Dunym, rodzicach Ciri – bohaterki mającej dopiero powstać sagi. Tym razem czytelnicy dowiadują się więcej o naturze wiedźminów, o ich pochodzeniu, czyli tak zwanym Prawie Niespodzianki. I znów, ze wspomnianych opowiadań wyłania się obraz Geralta jako z jednej strony bohatera heroicznego, czasami wręcz patetycznego, ale z drugiej – targanego licznymi wątpliwościami dotyczącymi wiedźmińskiego fachu, świata i jego natury, a także ludzi i ich dylematów. Już w opowiadaniach Sapkowski sprytnie łączył patos towarzyszący niekiedy wiedźminowi z humorem i cynizmem, do czego stopniowo przyzwyczajał zarówno kolejnych czytelników, jak i kolegów po piórze.

Uzdrowicielka Visenna i wojownik Korin, prawdopodobni rodzice Geralta (tu kadr z komiksu B. Polcha, M. Parowskiego i A. Sapkowskiego pt. Droga bez powrotu. Wydawnictwo Prószyński Media)

Źródło: fot. Patryk Młynek, materiały własne autora

WIEDŹMIN NIE PODZIELIŁ LOSU INNYCH

Rozmowa z Andrzejem Sapkowskim, autorem wiedźmińskich opowiadań i sagi, twórcą postaci Geralta z Rivii

.

Andrzej Sapkowski podczas promocji netfliksowego serialu Wiedźmin

Źródło: https://www.youtube.com/watch?v=XLZgpMtB6mU [dostęp 20.02.2020], materiały promocyjne platformy Netflix

Stworzył Pan postać, która jest niezwykle charakterystyczna. Ma nietuzinkowy wygląd, nietypową profesję określaną słowem wcześniej nieznanym czytelnikom na całym świecie. Niewielu jest bohaterów w literaturze fantasy, a może nawet w literaturze w ogóle, wykreowanych w taki sposób jak Biały Wilk. Co może być przyczyną takiego stanu rzeczy?

Podejrzewam, że głównie zawinił tu talent autora. A nie bez znaczenia była też jego znajomość kanonu fantasy. Na tyle pełna, by wiedzieć, jak stworzyć postać umykającą oklepanej sztancy, postać, która się wyróżnia. Nie twierdzę, że od początku wiedziałem, że stworzę, jak się teraz mówi, fenomen. Ale pracowałem usilnie w tym właśnie kierunku. A nazwę profesji faktycznie wynalazłem, to neologizm, który przede mną nie istniał. A teraz zaistniał. Szeroko, bo nazwę The Witcher też wymyśliłem ja.

Dziś mówi się, że Geralt to typ nowego bohatera w kulturze – zmęczonego, przegrywającego i niekiedy bardzo gorzkiego. Dlaczego Pana zdaniem taki rodzaj protagonisty cieszy się dziś większym zainteresowaniem odbiorców niż klasyczne, bardziej szablonowe postaci?

Sam pan sobie odpowiedział na własne pytanie. Bohater szablonowy jest po prostu i zwyczajnie nudny. Kiepski to pisarz, co nie ma świadomości, jak ważny jest dla fabuły nietuzinkowy, niebanalny i nieszablonowy główny protagonista, kiepski to pisarz, co nie potrafi takiego wykreować. A gorzki Geralt, tak między nami, za bardzo nowy nie jest. Byli przed nim bohaterowie Conrada. Był Philip Marlowe, Sam Spade i inni detektywi z les romans noirs. Bohaterowie Miki Waltariego. A w fantastyce imię ich jest legion, że wymienię tylko Thomasa Covenanta Stephena Donaldsona czy postacie stworzone przez Rogera Zelaznego.

Kiedyś zarzucano Panu nadmierną uniwersalność dylematów, jakimi targany jest wiedźmin. Z kolei dziś uznaje się to za zaletę, zwłaszcza w Stanach Zjednoczonych. Z czego, Pana zdaniem jako twórcy, obserwatora i konsumenta kultury, wynika ta zmienność trendów?

Trendy mają to siebie, że się zmieniają, mają to ex definitione. Mnie, jako „obserwatora i konsumenta”, problem ten mało interesuje i praktycznie nie dotyczy. Konsumując literaturę, zupełnie nie dbam o to, czy opisane w niej dylematy są uniwersalne, czy też egzotyczne – choćby z racji narodowości autora. Ważne jest, by się dobrze czytało. Niezależnie od opinii krytyków literackich mam podstawy przypuszczać, że rozkład czytelników jest zawsze fifty-fifty. Tyluż ceni sobie i preferuje w lekturze uniwersalność, ilu lokalność i egzotykę. A większości – jak mnie – jest wszystko jedno.

Stworzony przez Pana wiedźmin bywa postacią ironiczną, niekiedy również względem samego siebie. Jakie możliwości daje pisarzowi nadanie bohaterom tej konkretnej cechy?

Nieograniczone. Kłania się Raymond Chandler, w pierwszej setce moich ulubionych autorów. Jesteśmy tym, co czytamy.

Wielu czytelników oraz twórców adaptujących Pana prozę przyznaje, że Geralt przypomina im kogoś w rodzaju rōninów, na przykład z filmu Siedmiu samurajów Akiry Kurosawy. Pana zdaniem to trafione skojarzenie czy wręcz przeciwnie?

Myślę, że dość trafione, toutes proportions gardées.

Pisząc o Geralcie z Rivii, sporządził Pan jego dość oszczędny opis – kolor włosów, oczy i elementy typowe dla wiedźmińskiego fachu, na przykład medalion. Dzięki temu czytelnicy mieli pole do popisu dla wyobraźni i mogli wypełnić brakujące „luki” według swoich upodobań. Istnieje Pana zdaniem jakaś granica, której literatura nie powinna przekraczać w kwestii narzucania czytelnikowi wizerunku postaci?

To, o czym pan mówi, to elementarny warsztat pisarski, bez znajomości i opanowania którego nie warto nawet zaczynać. Zaś co się tyczy granicy, to nie istnieje takowa. W żadnym zresztą z aspektów pisarstwa. Jak to mówią: sky is the limit.

Patrząc na losy Białego Wilka, można dostrzec w nich niezwykle gorzką prawdę o życiu mężczyzny – jego przyjemnościach, obowiązkach, ale też problemach, porażkach i z biegiem czasu coraz bardziej ponurych refleksjach. Uważa Pan, że fantasy jest odpowiednim i obecnie na tyle czytelnym gatunkiem, by przekazywać odbiorcy prawdę o ludzkiej naturze?

A dlaczegóż nie miałaby być? Czy dlatego, że zadufani krytycy raczą nią gardzić jako, jak twierdzą, gorszym sortem literatury, nie kulturą, lecz popkulturą, komercyjną ludyczną rozrywką? Znam gatunek fantasy, nie chwaląc się, dość dobrze, czytam go od bez mała pół wieku, znam wszystkie co do jednej pozycje kanonu. Obecnie każdą liczącą się nowość fantasy czytam najdalej po upływie miesiąca od jej premiery – w oryginale, nie przekładzie. I z całą odpowiedzialnością powiem panu – jeśli chodzi o przekazywanie prawdy o ludzkiej naturze, mainstream sporo mógłby się od fantasy nauczyć.

Laureaci „Paszportów Polityki” za rok 1997. Twórca Wiedźmina drugi od prawej

Źródło: fot. Tadeusz Późniak/Polityka

Jest Pan autorem znanym na całym świecie. Najpierw Pańska twórczość zawitała do innych krajów europejskich, później do USA, a z czasem również do Azji. Co z Pana perspektywy jest najtrudniejsze we współpracy z tłumaczami? Jak w związku z tym zapatruje się Pan na rynek azjatycki, w wypadku którego odrębność kulturowa może stanowić problem w rozumieniu pewnych zjawisk?

Jestem co prawda poliglotą, ale przy językach i alfabetach Orientu, cóż, jak to mówią: smotrit w knigu, widit figu. Nie przeczytam i nie ocenię pracy tłumacza. Uczestniczyłem jednak w licznych spotkaniach autorskich w Chinach i na Tajwanie, a tam zarówno liczebność, jak i aktywność audytoriów wskazywałyby na pozytywny raczej odbiór mojej twórczości. Odrębność kulturowa ma jednak znaczenie. Dam przykład: po jednym ze spotkań w Chinach obecny w audytorium Amerykanin podszedł i zwrócił mi uwagę, że użytą przeze mnie parabolę nawiązującą do świętego Piotra, co po trzykroć się zaparł, mało kto na sali zrozumiał.

Ostatnie życzenie po portugalsku z Michałem Żebrowskim na okładce (kadr z filmu). Wydawca: Livros do Brazil

Źródło: https://luisacortereal.wixsite.com/ameninavendiasonhos/product-page/o-%C3%BAltimo-desejo-livro-da-s%C3%A9rie-the-witcher [dostęp 06.04.2020]

Na przestrzeni lat przygody wiedźmina doczekały się wielu wydań oraz mnóstwa okładek. Dla przykładu z pierwszego portugalskiego wydania Miecza przeznaczenia na czytelników spogląda Michał Żebrowski. Czy któreś konkretne wydanie lub okładkę darzy Pan szczególną sympatią bądź antypatią?

Lubię okładki autorstwa Alejandra Colucciego, oryginalnie hiszpańskie, dziś wykorzystane już przez wiele wydawnictw z całego świata. Podobają mi się rosyjskie okładki i ilustracje Denisa Gordiejewa. Całkiem niedawno ukazało się nowe wydanie niemieckie z wielce artystycznymi okładkami. Sympatyczne okładki – widziałem projekt – będzie miało nowe wydanie angielskie. A których okładek nie lubię? Cóż, jest takich kilka. Wymienię choćby wspomnianą przez pana okładkę portugalską z Żebrowskim. Nie lubię jej choćby za to, że wewnątrz słowem nie wspomniano, że to fotos z polskiego filmu. Nie przepadam też za okładkami wykorzystującymi grafikę z gier komputerowych. Bo lubo niebrzydkie, nie mają nic wspólnego z moimi książkami i konfundują czytelnika.

Wiedźmińskie opowiadania często omawia się w szkole na języku polskim, są również tematem zajęć na studiach. Znajdują także zastosowanie w uczeniu obcokrajowców języka polskiego. Co Pan sądzi o takim wykorzystaniu fantastyki i samego Wiedźmina?

A co ja tu mam do sądzenia? Ktoś – zapewne kompetentny – uznał, że moje książki stanowią właściwy materiał edukacyjny i jako taki dobrze spełnią swoją rolę. Tedy zapewne tak jest i życzę zdrowia oraz szczęścia. Podobnie jest z fantastyką jako całością. Dlaczegóż to nie miałaby SF czy fantasy być godną omawiania na studiach? W czym jest SF gorsza od mainstreamu? Od razu sam sobie odpowiem: w niczym. A w wielu – bardzo wielu – wypadkach jest lepsza.

Obecnie Henry Cavill, a wcześniej wspomniany Michał Żebrowski oraz całkiem niedawno aktorzy teatralni: Modest Ruciński i Krzysztof Kowalski z Teatru Muzycznego w Gdyni. Widział Pan różne aktorskie wcielenia Geralta. Jakie cechy Pana zdaniem powinien mieć aktor wcielający się w tę postać?

Talent aktorski i profesjonalizm powinny wystarczyć. Toć nie chodzi o nic innego, jak dobrze zagrać.

Otrzymał Pan w swojej karierze wiele wyróżnień. Jednym z nich jest tytuł honorowego obywatela Łodzi. W Pana rodzinnym mieście jest także skwer imienia wiedźmina Geralta. Czy rodzinne miasto wywarło jakiś wpływ na Andrzeja Sapkowskiego-pisarza i Andrzeja Sapkowskiego-człowieka?

To trochę tak jak z pewną sławną osobą, której przypisuje się ogrom zasług i osiągnięć, ale gdy przyjdzie wymienić choć jedno konkretne, zapada milczenie. Moje rodzinne miasto Łódź wywarło na mnie wpływ. Z pewnością. Ale jaki i w którym miejscu, za cholerę nie wiem.

Obecnie kolejne pokolenie czytelników w Polsce poznaje gatunek fantasy za sprawą Pana książek. Dostrzega Pan jakieś różnice w podejściu fanów do Pańskiej twórczości teraz i dziesięć, dwadzieścia lat temu?

Oczywiście, różnice są ogromne. Gdy zaczynałem, lat temu trzydzieści, fani gatunku byli wygłodniali, książek fantasy było mało i w większości nie były one bynajmniej z górnej półki, z kanonu tej literatury dostępny – a raczej trudno dostępny – był praktycznie tylko Tolkien. Jest zatem dość prawdopodobne, że pierwotną pozytywną czytelniczą percepcję mojej twórczości w pewnej mierze zawdzięczałem owemu głodowi właśnie. Lata kolejne przyniosły postęp, od fantasy nagle zaroiło się na półkach i wkrótce niedosyt zamienił się w przesyt, a fani mogli zacząć wybredzać. I wybredzali na potęgę. Mało skromnie pochwalę się, że mój wiedźmin nie podzielił losu innych, o których zmilczę, a których wybredni fani – i wybredni wydawcy – wyrugowali z rynku. Wiedźmin dał sobie radę nawet w warunkach ostrej – a nawet bardzo ostrej – konkurencji fantasy zagranicznej i rodzimej. To coś powinno – niech żyje skromność – mówić o sile tej postaci. I jej twórcy. N’est-ce pas?

Zapraszamy do zakupu pełnej wersji książki

PRZYPISY

[1] Dzisiejsza Bytnarówka, czyli XXIX Liceum Ogólnokształcące im. Janka Bytnara „Rudego” przy ul. Aleksandra Zelwerowicza.
[2] XXI LO mieści się przy ul. Kopernika 2.
[3] Szerzej Andrzej Sapkowski opowiadał o swojej młodości w trakcie spotkania z okazji wręczenia honorowego tytułu Absolwenta VIP Uniwersytetu Łódzkiego w kwietniu 2019 roku.
[4] Nawiasem mówiąc, na studiach spotkał się Sapkowski z przyszłymi politykami, między innymi z Jackiem Emilem Saryuszem-Wolskim i Markiem Belką. Interesujące, że w trakcie wspomnianego spotkania na Uniwersytecie Łódzkim Sapkowski mówił, że był z nimi również w wojsku. Temat służby wojskowej autora do tej pory owiany jest tajemnicą i on sam nie wspomina o tym zbyt często.
[5]Taka jest wojna. Sapkowski o Afganistanie, 3.05.2010, https://kurier365.pl/kultura/item/1188-taka-jest-wojna-sapkowski-o-afganistanie.html.
[6] AS – Andrzej Sapkowski.
[7] Za: Rozpędzam się, „Fantastyka” 1988, nr 8 (71).
[8] Warto tutaj przywołać to, o czym w szkicu Sapkowski ante portas wspominał Maciej Parowski. Mianowicie opowiadanie Wiedźmin stanowiło część powieści, nad którą już wcześniej pracował Sapkowski. Ostatecznie w ogóle porzucił pracę nad nią, ale liczne jej elementy znalazły się później w wiedźmińskich opowiadaniach.
[9] Fragment pochodzi z tekstu M. Parowskiego: Później mówiono, że wyglądał na autora jednego opowiadania. Tu z: Małpy Pana Boga. Słowa. Szkice o wyobraźni i rzeczywistości. Polemiki, Narodowe Centrum Kultury, Warszawa 2012.
[10] Zob. M. Parowski, Kiedy Zajdel Żwikiewicz, Wielki Lem Pałaszów z Huberathem Sapkowskim oblegali Staszów, [w:] Małpy Pana Boga. Słowa. Szkice o wyobraźni i rzeczywistości. Polemiki, Narodowe Centrum Kultury, Warszawa 2012.
[11] Pisarz później opublikuje opowiadanie Koszt uzyskania, dedykowane Andrzejowi Sapkowskiemu z okazji urodzin wiedźmina, którego bohaterem jest Miedźwin.
[12] Marek Oramus, autor znany głównie z pisania fantastyki socjologicznej, będąc zwolennikiem science fiction, w 2001 roku popełnił nawet tekst polemizujący z fantasy w ogóle. W noweli Zima w Trójkącie Bermudzkim autor snuje opowieść o tym, jak to Psihuj, będący odbiciem Geralta, trafia do świata rzeczywistego, ścigając czarownika. Bohater trafia do redakcji „Nowej Fantastyki” i dyskutuje o moralnych aspektach magii oraz jej złym wpływie na kształt świata. Nie jest to jednak parodia, a forma polemiki z całym gatunkiem.
[13] Sam pisarz wielokrotnie dementował tę hipotezę, mówiąc wyraźnie, że jego świat to allotopia, czyli transfiguracja, pewne przeinaczenie rzeczywistości. Biorąc pod uwagę liczne pretensje natury literackiej do Sapkowskiego, jest to rzecz bardzo istotna, bo wyjaśnia wiele zarzutów o niespójność uniwersum czy jego charakter i odniesienia do rzeczywistości.
[14] Należy zaznaczyć, że pisarz, mimo iż jego opowiadania ukazywały się również w innych czasopismach, między innymi Feniksie, to teksty o Geralcie zawsze publikował w piśmie, na łamach którego wiedźmin ujrzał światło dzienne.
.