Wartość wartości - Opracowanie zbiorowe - ebook

Wartość wartości ebook

Opracowanie zbiorowe

0,0

Opis

Wartość wartości” to książkowy zapis cyklu spotkań z Mądrymi Osobami, który odbył się w Oliwskim Ratuszu Kultury w październiku 2019 roku. Autorka projektu, dziennikarka, Hanna Kordalska-Rosiek, zaprosiła do wygłoszenia wykładów oraz publicznej rozmowy: Dariusza Dumę – filozofa, konsultanta biznesowego, który doradza zarządzanie przez wartości i w praktyce takim właśnie jest przedsiębiorcą, profesora Wiesława Łukaszewskiego, psychologa społecznego specjalizującego się w problemach osobowości i motywacji, psychologa społecznego – profesora Bogdana Wojciszke, zajmującego się między innymi zagadnieniami psychologii miłości i władzy oraz profesora Tadeusza Gadacza – filozofa, religioznawcę zajmującego się filozofią człowieka i edukacji. Wartość wartości to cztery wykłady i cztery rozmowy o wartościach, czym były kiedyś, czym są dzisiaj, jaka jest ich rola w życiu indywidualnym i zbiorowym, w życiu codziennym i w biznesie, w polityce i w kulturze.

Zaproszeni goście w swoich wystąpieniach wytyczyli cztery perspektywy, które – wzajemnie się dopełniając – stworzyły interesującą i ważną wartość dodaną.

Hanna Kordalska-Rosiek, autorka projektu:

Zaprosiłam do projektu z wykładami i rozmowami o wartościach tych, którzy ze swojej mądrości są znani od dawna: filozofów i psychologów społecznych. Różne osobowości, różne spojrzenia, bogactwo doświadczeń… Nie tylko w słowie głoszonym, ale – co jest ważną wartością – również w żywej rozmowie, dialogu.

Wartość wartości. Fenomen spotkania – ze sobą i z wartościami – w Oliwskim Ratuszu Kultury. Bezkresna podróż intelektualna... Jak powiedział w rozmowie Dariusz Duma: "Jeśli umiemy postawić dobre pytania, to myślenie w poszukiwaniu odpowiedzi nie zna granic". […]

Dzielić się wartościami - to jest główna idea, cel i przesłanie tej książki.

Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
czytnikach certyfikowanych
przez Legimi
czytnikach Kindle™
(dla wybranych pakietów)
Windows
10
Windows
Phone

Liczba stron: 231

Odsłuch ebooka (TTS) dostepny w abonamencie „ebooki+audiobooki bez limitu” w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
Oceny
0,0
0
0
0
0
0
Więcej informacji
Więcej informacji
Legimi nie weryfikuje, czy opinie pochodzą od konsumentów, którzy nabyli lub czytali/słuchali daną pozycję, ale usuwa fałszywe opinie, jeśli je wykryje.

Popularność




Hanna Kordalska-Rosiek Wstęp

W czasach chaosu i bezmyślności rośnie niepokój o przyszłość – swoją, rodziny, kraju, cywilizacji. W takich czasach szukamy czegoś, co kiedyś nazywano mądrością. To ona pozwala lepiej rozwiązywać dylematy codzienności i skuteczniej odpowiadać na wyzwania przyszłości. Żyjemy w „czasie przejściowym, tranzycie”. Mówił o nim przed laty Jerzy Grotowski podczas gdańskiego seminarium profesor Marii Janion: „Gdy spojrzeć na tę planetę, to widać, że coś się kończy w wielu krajach, w wielu systemach politycznych. Jakby się było na dużym lotnisku w strefie tranzytowej: ani ten kraj, ani tamten, ani ta epoka, ani inna – jest to tranzyt”. Grotowski, który przybył do Gdańska wiosną 1981 roku po wielotygodniowej wędrówce po Polsce ogarniętej strachem przed przyszłością, powtarzał krążące wówczas przepowiednie: „Jedna […] każe zamykać się w domach, aby przeżyć, inna obiecuje, że pozostanie po tym wszystkim jedna trzecia ludzi. W przepowiedniach tych nie ma fatalizmu, wizji końca, jest mowa, że życie może przetrwać”. Pytany o radę, odpowiadał: „Jeśli ogarnia was zbiorowy odruch, to przemyślcie go raz jeszcze, zastanówcie się, czy zachowalibyście się tak samo, gdybyście byli sami”.

Gdy jako bardzo młoda osoba słuchałam tych słów, których zapis ukazał się później w jednym z tomów Transgresji, nie rozumiałam jeszcze wagi tej jedynej rady, której Grotowski nam wtedy udzielił. Nie zdawałam sobie sprawy, że dopiero dystans wobec zbiorowych odruchów jest warunkiem krytycznego myślenia – że otwiera drogę do prawdziwej mądrości.

Nadal żyjemy w „czasie przejściowym”, ale akcenty są inaczej rozłożone. Projekt Wartość wartości. Spotkania z Mądrymi Osobami to efekt moich rozmów o tych sprawach z Dariuszem Dumą, filozofem i biznesmenem, człowiekiem niezwykłym, trochę takim współczesnym Sokratesem, który w każdej chwili i w każdym swoim działaniu jest filozofem – „miłośnikiem mądrości”.

„To wartości tworzą wartość” – powiedział. Zdanie bardzo efektownie brzmiące, trochę zabawa słowami, a jednak daje do myślenia. Gdy zastanowimy się nad jego sensem, otwiera się przestrzeń dla gry znaczeń i działania. A jeśli tak, to trzeba było spotkać ze sobą Wartości, czyli ludzi, ich stanowiska i poglądy.

Do projektu zaprosiłam filozofów i psychologów społecznych. Różne osobowości, różne spojrzenia, bogactwo doświadczeń… Nie tylko w słowie głoszonym, ale – co jest już samo w sobie wartością – również w żywej rozmowie, w dialogu ze słuchaczami.

Wartość wartości. Fenomen spotkania – ze sobą i z wartościami – w Oliwskim Ratuszu Kultury. Bezkresna podróż intelektualna według reguły, którą w rozmowie wypowiedział Dariusz Duma: „Jeśli umiemy postawić dobre pytania, to myślenie w poszukiwaniu odpowiedzi nie zna granic”.

Tak właśnie było w czasie naszych spotkań. Filozofowali wszyscy – z ciekawością i zaangażowaniem, połączeni wspólnym myśleniem i obawą przed tym, co nadchodzi. Były pytania, były odpowiedzi… A potem jeszcze chęć, by pozostał po tych spotkaniach ślad, zapis dostępny każdemu, kto już na własną rękę chce szukać mądrości.

Dzielić się wartościami – to jest główna idea, cel i przesłanie tej książki. Zapraszam do lektury.

Dariusz Duma To wartości tworzą wartość. O sposobie myślenia i działania, który przynosi efekty

Zanim zaczniemy wspólnie prowadzić refleksję o wartościach, pozwólcie, że tytułem wstępu podzielę się kilkoma myślami związanymi z projektem „Wartość wartości”, w ramach którego się spotykamy.

Wymyśliła go i w życie wprowadziła pani Redaktor Hanna Kordalska-Rosiek, która też w tak miły sposób mnie tu przedstawiła jako – jak się okazuje – „mądrego człowieka”.

„S p o t k a n i e   m ą d r y c h   l u d z i”  – jakie to ładne. Pewnie wszyscy się cieszymy, bo to się tak rzadko dzieje, żeby mądrzy ludzie się spotykali. A jeszcze rzadsze jest, że mądrzy ludzie się spotykają i potem rozstają, wciąż uważając za mądrych siebie i innych… Takiego spotkania dziś, jak rozumiem, wszyscy sobie życzymy i na takie właśnie spotkanie mamy nadzieję. To jest  w i e l k a   w a r t o ś ć. 

Pani Redaktor powiedziała, że zaprosiła do projektu Mądrych Ludzi. Wiedziałem, że to powie, bo wcześniej w ten sposób także pisała. Jestem bardzo podejrzliwy, gdy się kogokolwiek, a szczególnie mnie, nazywa „mądrym”. Ta podejrzliwość gwałtownie rośnie, gdy ktoś samego siebie za mądrego uważa i o sobie samym jako o mądrym mówi, choć przecież mądrość, mam nadzieję – dla nas wszystkich, ciągle pozostaje ważną wartością, nawet jeśli nie zawsze to widać.

I tu dochodzimy do paradoksu, którym chciałbym Was zachęcić do myślenia. Jest coś głupiego w tym, gdy mądrość sama o sobie mówi, że jest mądra, nawet jeśli mówi prawdę. Zresztą takie myślenie o mądrości – powściągliwe i skromne – i ostrożne używanie określenia „mądry” mają bardzo stare, klasyczne korzenie. Ci, którzy się zawodowo zajmują filozofią, a wiem, że są takie osoby na sali, pewnie czytali Pochwałę głupoty, w której Erazm z Rotterdamu jasno pisze, że ulubionym hasłem głupoty jest „Patrzcie, jaka jestem mądra” albo „Chwal mnie, moja gębo”. Nie przypomina Wam to dzisiejszego świata mediów społecznościowych? Miałby dziś Erazm używanie…

Jest tekst jeszcze bardziej klasyczny i jeszcze bardziej w swej mądrości przejmujący. Od razu przepraszam, że troszkę przydługi jak na cytowanie w czasie wykładu, ale jeśli się chcemy zajmować filozofią i szukać wartości, to od czasu do czasu warto po trochę dłuższe teksty sięgać – wbrew dzisiejszym trendom, w ramach których nawet książki muszą być krótkie, w punktach („Sześć kroków do…” i „Siedem sposobów na…”), w formie wywiadu, z obrazkami, a przynajmniej pustymi przestrzeniami przedzielającymi niewielkie porcje tekstu, inaczej bowiem potencjalny czytelnik przestraszy się na sam widok.

Jest to jeden z moich ulubionych tekstów. Zapisał go Platon w Obronie Sokratesa.

Sokrates –  s z u k a j ą c   w a r t o ś c i  – udaje się do Wyroczni, żeby ją zapytać, kto jest najmędrszym człowiekiem na świecie. Ku swemu zdziwieniu, a nawet przerażeniu, słyszy, że to właśnie on jest najmędrszy. Jako naprawdę mądry nie potrafi się z tym pogodzić – odwiedza różnych ludzi, co do których panuje przekonanie, że są mądrzy, aby znaleźć wśród nich mądrzejszego od siebie. Rozmawia z elitą swoich czasów – naukowcami, artystami, politykami i kupcami. Zapytajmy samego Sokratesa, co też każe mu myśleć, że – niestety – jest od nich wszystkich mądrzejszy? Warto się, proszę państwa, oddać mądrości i pięknu tego tekstu:

fotografia Marta Rybicka

„Wychodząc stamtąd, pomyślałem sobie, że jestem mędrszy od tego człowieka albowiem nikt może z nas nie wie, co dobre i co wszystkim przyzwoite, a on utrzymuje, że wie, choć nie wie. Ja, kiedy nie wiem, to sobie nie przyznaję; zdaje się więc, że jestem nad niego choć w tej małej rzeczy mędrszy, że czego nie wiem, o tym nie twierdzę z pewnością.

Poszedłem potem do innego, to jest do jednego z takich, których mają za mędrszych od tamtego; ale i tam znalazłem podobnie. Zrobiłem sobie więc w nim i innych również nieprzyjaciół. Nareszcie chodziłem po kolei od jednego do drugiego, zasmucony, żem sobie narobił nieprzyjaciół;

[…] przekonałem się, że ci wszyscy, którym największą przypisują mądrość, najmniej jej mają, a których mniej rozumnymi uważają, zdolniejsi są do rozsądnego myślenia”.

(Platon, Obrona Sokratesa)

Jesteśmy w ciekawym momencie. Po pierwsze stoimy u źródeł Sokratejskiego „Wiem, że nic nie wiem” jako początku prawdziwej mądrości. Po drugie widzimy, że położenie tych, którzy się odważą być prawdziwie mądrymi w naszym świecie, jest naprawdę trudne. To nie jest rzecz charakterystyczna tylko dla naszych czasów. Już Sokrates  z e   s w o j ą   m ą d r o ś c i ą   w   g ł u p i m   ś w i e c i e  wrogów sobie produkował.

I jeszcze trzecia refleksja, którą oprę na anegdocie. Komentowałem coś na żywo w telewizji. Zadano mi jakieś pytanie, nie pamiętam już nawet, czego dotyczyło. Odpowiedziałem – zgodnie z prawdą i, jak się okazuje, po Sokratejsku – że nie wiem. Po programie zadzwoniła do mnie zaprzyjaźniona pani reżyser, żeby pogratulować dobrego występu, ale i z całą mocą powiedzieć, że nie po to mnie zapraszają do telewizji jako eksperta, żebym mówił „nie wiem”. Otóż, proszę państwa, rzeczywiście, nasze czasy nie lubią ani zwrotu „nie wiem”, ani tego stanu. Zobaczcie to oczyma Sokratesa. Jest jakaś wpisana w nasz system presja, by być głupim, a przynajmniej głupszym, i nosić cały czas maskę tego, który wie, coraz mniej wie na coraz więcej tematów. Fatalny imperatyw – udawać, że wiemy to, czego nie wiemy, nosić maskę wiedzy, maskę mądrości. A co mamy pod spodem? Powiedzmy za Sokratesem: „Przekonałem się, że ci wszyscy, którym największą przypisują mądrość, najmniej jej mają, a których mniej rozumnymi uważają, zdolniejsi są do rozsądnego myślenia”.

Wracając do tu i teraz – wystąpię w roli mądrego człowieka, jak mnie pani Redaktor nazwała, jedynie pod warunkiem że zachowam prawo do powiedzenia „n i e   w i e m”.  A poważniej mówiąc, mam nadzieję, że jesteśmy tu wszyscy ludźmi, którzy potrafią to „nie wiem” sobie i innym powiedzieć, nawet jeśli żyjemy w świecie, w którym istnieje duża presja na bycie „autorytetem totalnym”, takim, który wszystko wie. Wystarczy, że umiesz strzelać bramki, a będziesz nam musiał/musiała mówić, jak organizować święta, jak się ubierać, odżywiać, budować związki, dokąd jeździć na wakacje. Prawda, że to szalone? I jest się do czego uśmiechnąć?

*

W naszym wykładzie chcemy się zająć nie tylko wartościami, ale także takim sposobem myślenia i działania, który przynosi  e f e k t y.  To może być dobry moment, żebyśmy się nieco lepiej zorientowali, w jakim gronie rozmawiamy. Wiem, że są na sali osoby, które zawodowo zajmują się filozofią i żyją, a przynajmniej powinny żyć, z myślenia. Czy mogłyby teraz podnieść ręce?

A na drugim biegunie… Kto z państwa żyje z działania, „robienia celów”, skuteczności? Kto zajmuje się biznesem, zarządzaniem, przywództwem? Wiem, że i takie osoby są na sali, zwłaszcza za sprawą naszego Sponsora… Bo dożyliśmy czasów, w których  s p o t k a n i a   m ą d r y c h   l u d z i   w y m a g a j ą   s p o n s o r ó w.  To też nam powinno dać do myślenia…

Nasz dzisiejszy temat jest połączeniem dwóch rzeczywistości. Z jednej strony będziemy pytali o wartości jako byty, które na nas wpływają, a z drugiej spojrzymy na wartości jako na drogę do myślenia i działania, która jest – albo miałaby być – skuteczna.

Znów tekst – piękny, fascynuje mnie. Pochodzi z Uczty Platona, opisuje narodziny, a raczej poczęcie Erosa, boga miłości.

„Otóż kiedy się urodziła Afrodyta, ucztę bogowie wyprawili, a między innymi był tam i Dostatek, syn Rozwagi. Kiedy już zjedli, przyszła tam Bieda, żeby sobie coś wyżebrać, bo było wszystkiego w bród, i stanęła koło drzwi. Dostatek, upiwszy się nektarem (bo wina jeszcze nie było), poszedł do ogrodu Zeusa i tam usnął, ciężko pijany. A Biedzie się zachciało, jako iż była uboga, dziecko mieć od Dostatku; dlatego się przy nim położyła i poczęła Erosa. I dlatego to Eros został towarzyszem i sługą Afrodyty, bo go na jej urodzinach spłodzono, a z natury już jest miłośnikiem tego, co piękne, bo i Afrodyta piękna. A że to syn Dostatku i Biedy, przeto mu taki los wypadł. Przede wszystkim jest to wieczny biedak; daleko mu do delikatnych rysów i do piękności, jak się niejednemu wydaje; niezgrabny jest i jak potyrcze wygląda, i boso chodzi, bezdomny po ziemi się wala, bez pościeli sypia pod progiem gdzieś albo przy drodze, dachu nigdy nie ma nad głową, bo taka już jego natura po matce, że z biedą chodzi w parze. Ale po ojcu goni za tym, co piękne i co dobre, odważny, zuch, tęgi myśliwy, zawsze jakieś wymyśla sposoby, do rozumu dąży, dać sobie rady potrafi, a filozofuje całe życie, straszny czarodziej, truciciel czy sofista; ani to bóg, ani człowiek. I jednego dnia to żyje i rozkwita, to umiera znowu i znowu z martwych powstaje, bo jest w nim natura ojcowska. A co tylko zdobędzie, to na powrót traci, tak że ani braków nie cierpi, ani też nie opływa w dostatki. A jest pośrodku pomiędzy mądrością i głupotą” (Platon, Uczta).

Bieda udała się na ucztę bogów, na której niczego nie brakowało. Niestety, wszyscy ją przepędzali. Wiadomo, nikt biedy nie chce. Wyglądała słabo, zachowywała się słabo, jak to bieda, któż by ją chciał. Postanowiła, że podstępem upije Dostatek. Okazuje się, że jest on synem Rozwagi. Przy okazji zauważmy – „D o s t a t e k,   s y n   R o z w a g i”.  Ciekawy trop, powinien nam dać do myślenia… Upija go nektarem, bo wina jeszcze wtedy nie było – co za straszne czasy. I proszę zobaczyć, ten Eros, bóg miłości – a wieczny biedak. W naszych zakochaniach, a jak się za chwilę okaże nie tylko zakochaniach, zaszyty jest jakiś przeokropny brak, dziedzictwo matki Biedy. Mamy to nawet w dzisiejszych piosenkach. Andrzej Zaucha zaśpiewa: „Czemu więc do siebie lgniemy tak / Że nam nawet z sobą siebie brak”, a Natalia Kukulska: „Im więcej Ciebie tym mniej […] / Ja nawet kiedy jesteś tak blisko mnie / Tęsknię już za tobą”. W czymś tak dla nas kluczowym jak miłość czujemy się bogaczami, obdarowani szczęściem, jest bliskość, euforia, ekstaza, a niemal jednocześnie, czasem nawet dokładnie w tej samej chwili pojawia się brak, pragnienie, dystans, żeby nie wspomnieć o strachu przed odrzuceniem czy brakiem wzajemności na miarę naszego rosnącego zaangażowania. I widać bardzo ciekawą rzecz. Kiedy już się ten tekst Platona wysyci wokół spraw miłości, zaczyna nam mówić o innych wartościach. „Co tylko zdobędzie, to na powrót traci […]. A jest pośrodku pomiędzy mądrością a głupotą”. Tak właśnie można opisać każdego z nas w świecie wartości. Poniekąd od tego zaczęliśmy, mówiąc o mądrości – że  i m   m ą d r z e j s i,   t y m   g ł u p s i,   i m   g ł u p s i,   t y m   m ą d r z e j s i.  I jeszcze o jednym tam Platon napisze dalej – że naprawdę mądrzy, bogowie, mądrości nie potrzebują, bo są mądrzy, a naprawdę głupi nie potrzebują jej tym bardziej, bo tak są głupi, że nawet jej nie chcą.

To jest los każdego z nas: w miłości, w mądrości, w zakresie bardzo wielu wartości. I o tym chciałbym, żebyśmy od początku pamiętali. Pokarało nas jako ludzi tym, że umiemy sobie wyobrazić pełnię. Święty Augustyn, najwybitniejszy chyba platonik, napisze w którymś momencie: „Niespokojne jest serce człowieka, dopóki nie spocznie w Bogu” (św. Augustyn, Wyznania). Edyta Geppert wyśpiewa to współczesnym językiem w jakże platońskiej piosence Zamiast: „Czemu mi dałeś wiarę w cud / A potem odebrałeś wszystko”. To jest ciągle naszym udziałem, że jesteśmy w stanie – refleksją, myśleniem, emocjami, samoświadomością, wglądem, wyobraźnią – dotykać wartości naprawdę, w ich najczystszej postaci, a jednocześnie jesteśmy wypchnięci w ten świat, także świat naszego wnętrza, tęsknot i pragnień, gdzie tych wartości dramatycznie brakuje.  D z i e c i   D o s t a t k u   i   B i e d y…  Taka jest nasza wyjściowa perspektywa w kontakcie ze światem wartości.

Jeszcze jedna uwaga związana z tytułem mojego wystąpienia, a także całego cyklu „Wartość wartości”. Można go rozumieć przynajmniej na dwa sposoby. Albo jako dwa mianowniki – wartość, wartości, albo interpretować go „dopełniaczowo” i zapytywać jaką wartość mają dzisiaj wartości? Można zapytać dzisiaj każdego z nas i każdą z naszych organizacji – od banku, przez uczelnie i fundacje, po Kościół: te wartości, które są dla Was ważne, które tworzą i jednocześnie łączą,  j a k ą   o n e   m a j ą   d l a   W a s   w a r t o ś ć? 

Istnieje wiele hipotez i opinii na temat kryzysu wartości. Większość analityków ostatniego kryzysu finansowego twierdziła wprost, że „zgubiliśmy wartości”. Jest taka książka Johna C. Bogle’a Dość. Prawdziwe miary bogactwa, biznesui życia. Świat kapitalizmu pyta siebie samego, czy iść drogą chciwości, liczenia, kontroli, zysku, sławy, bogactwa, czy jednak zaufania, odpowiedzialności, charakteru, wspólnoty i mądrości. I wychodzi na to, że te szlachetne wartości – cokolwiek staroświeckie i niemodne – okazują się niezbędne dla przetrwania cywilizacji. Zahipnotyzowani anty-wartościami zapominamy, że gdzieś są wspólnota, szacunek, prawda, uczciwość, godność i tak dalej. Skądś się wzięło to straszliwe stwierdzenie, że żyjemy w świecie postprawdy. W którymś momencie przestaliśmy od świata – a pewnie i od siebie – oczekiwać prawdy. Jogurt z reklamy powinien likwidować wzdęcia w dwie godziny, a krem – zmarszczki w trzy dni, żebyśmy je w ogóle zauważyli, nie mówiąc o zakupie. Jogurt, który jest po prostu smaczny, albo polityk, który po prostu mówi prawdę – to są dziś niezwykle nieatrakcyjne produkty. Jakbyśmy mówili: „Okłamujcie nas!”

Refleksja o wartościach okazuje się zatem potrzebna i świat nam o tym przypomina. To dlatego każda firma, każdy bank muszą dziś wiarygodnie powiedzieć, że ważne są dla niego wartości, i to przynajmniej z dwóch powodów.

Po pierwsze z powodu tego, co robi. Gdyby bank po prostu powiedział, że robi pieniądze, omijalibyśmy go z daleka. Chcemy wiedzieć, „jak” on te pieniądze robi i czego w związku z tym możemy się po nim spodziewać.

Po drugie w banku, firmie pracują ludzie i robią rzeczy ważne dla ludzi. Świętym Graalem dzisiejszego biznesowego świata jest zaangażowanie. Bez niego nic się nie uda, ludzie mają zbyt wiele alternatyw. Walczymy o ich zaangażowanie. Wartości angażują najskuteczniej i trwale. Jeśli po prostu „robimy pieniądze”, zaangażowanie można jedynie wymusić premią, a wymuszane zaangażowanie to jest paradygmat niewolnika. Żebym naprawdę chciał coś dobrze zrobić, żeby lekarz lub pielęgniarka czy konduktor w pociągu naprawdę się starali i jeszcze uśmiechnęli czasem – premia nie wystarczy. Potrzeba doświadczenia  z o b o w i ą z u j ą c e j   m o c y   w a r t o ś c i,  które realizujemy, pracując. W tym sensie musimy tworzyć „ludzkie miejsca” albo miejsca na miarę wartości ludzi, którzy je tworzą i dla których są tworzone. Bogle tak parafrazuje Vonneguta: „zarazić nasze umysły odrobiną człowieczeństwa”.

Kolejne szaleństwo naszych czasów – podziały. Lubimy się dzielić, żeby dodefiniować siebie i przydać sobie poczucia wartości. Zobaczcie, jak głupi jest podział na rowerzystów i kierowców, którym nas faszerują media. Powstał nawet ruch „masy krytycznej”, w którym rzekoma społeczność cyklistów walczy o siebie akurat z wyobrażoną społecznością kierowców, choć przecież są też piesi, a ostatnio jeszcze ludzie na hulajnogach. Lubimy akcje jednych przeciwko drugim, mimo że bywamy i w jednej, i w drugiej grupie, a nawet jeśli nie – to przecież nie ma sensu widzieć tych grup antagonistycznie. Tego kawałka rozsądku bardzo często nam brakuje.

Wartości mają jeszcze jedną ciekawą właściwość, kluczową moim zdaniem. W samym słowie „wartość” jest rdzeń „w a r t o”.  Pokażę państwu za moment, że w tym sensie to właśnie wartości po prostu tworzą człowieka. Jesteśmy tworem tego, co warto. To, że się nauczyliśmy – choć ciągle też się uczymy – tego, co warto, tworzy nas, czyni ludźmi – właśnie tymi ludźmi i właśnie takimi ludźmi.

Od kiedy zaczynam myśleć autonomicznie i naprawdę, ten głos „czy warto” i „co warto” ma kluczowe znaczenie. Pokonywanie kolejnych progów rozwojowych życia można opisać jako ciąg odpowiedzi na pytanie „co warto?” – od urodzenia, przez szkołę, studia, pracę, życie rodzinne, po emeryturę. Jak powie Jacek Kaczmarski w koncertowej zapowiedzi otwierającej płytę Mimochodem:

„[…] narodziny, dojrzewanie, nauka, pierwsza miłość, druga miłość, pierwsze rozczarowanie miłością, drugie rozczarowanie miłością, pierwsze zaangażowanie w wielkie sprawy, drugie zaangażowanie w wielkie sprawy, pierwsze rozczarowanie wielkimi sprawami, drugie rozczarowanie wielkimi sprawami, no wreszcie wiek, kiedy się dużo wie i nic z tego nie wynika… oraz śmierć sama, wszystko mimochodem” (J. Kaczmarski, Mimochodem, 2001).

I w tym wszystkim stajemy przed zadaniem zidentyfikowania i wybrania wartości. A potem jeszcze ulubiona przeze mnie definicja starości, która się zaczyna wtedy, gdy przestajesz krytykować starszych, a zaczynasz krytykować młodszych. I jeszcze się trzeba z wdziękiem pożegnać… Czy warto? A jeśli tak, to w imię czego? Centralne pytanie o wartości. Kluczowe pytanie człowieka. Moje kluczowe pytanie. O twoje i moje wartości.

Sięgniemy do metod i dorobku kilku nauk. Dla tych, którzy się zawodowo nie zajmują filozofią, wyjaśnię, że w naszym kręgu powstała ona w VII–VI wieku p.n.e., od razu definiując siebie jako „umiłowanie mądrości”. Jak się kogoś kocha, chce się z nim być jak najczęściej.  M i ł o ś n i c y   m ą d r o ś c i  – tacy są albo powinni być filozofowie. I rzeczywiście – filozofia to był na początku bardzo fajny sport. Wyluzowani goście w gajach oliwnych, ciekawi świata, pytali o to, co ważne i jak warto żyć. Rozmawiali. Niestety, w którymś momencie wpadli na pomysł pisania książek – i to jest forma filozofii, z jaką większość z nas miała kontakt. Nudne, hermetyczne, opasłe tomiska, które nam referował na studiach egzotyczny okularnik. Sam też jako nastolatek myślałem, że „tomizm” pochodzi od czytania grubych tomów. A rzeczywiście święty Tomasz z Akwinu, od którego imienia pochodzi tomistyczna szkoła filozoficzna, trochę tego napisał. W każdym razie wydaje się, że rację mają ci, którzy twierdzą, że nikt tak nie zaszkodził filozofii jak filozofowie, medycynie – lekarze, finansom – finansiści, polityce – politycy, a religii – kapłani. My dziś potraktujemy filozofię tak, jak wyglądała u źródeł – jako mądrą rozmowę o tym, co ważne.

Potem przyszła młodsza siostra filozofii – psychologia, nauka o duszy. Ma mniej więcej dwieście lat, to dosyć młoda nauka. Ona zaczęła pytać konkretniej. Potem przyszły jeszcze neuronauka i nauka o zarządzaniu. Każda z nich ma swój wkład w refleksję i namysł nad wartościami i ich wpływem na nasze myślenie i działanie. Mądre i wartościowe zbadanie tematu wartości wymaga – jak widać – spojrzenia przynajmniej z kilku perspektyw, nie zawsze ze sobą zgodnych i nie zawsze wystarczająco konkretnych, co zaraz zilustruję przykładami.

Dzisiejsza filozofia wydaje się odchodzić od pytań fundamentalnych. Niektórzy jej zarzucają, że się zbyt zachłysnęła naukami szczegółowymi i zanadto skupiła na badaniu impulsów mózgu, stając się w istocie kognitywistyką, a w najlepszym razie – filozofią języka. Tymczasem rzeczywiście, nawet jeżeli jakimś cudem dowiemy się wszystkiego o mózgu i o świadomości, wciąż pozostaną pytania podstawowe: „Kim jest ten, który ma mózg, dlaczego i po co ten ktoś istnieje… jeśli istnieje”.

Pytanie o filozofię z tej perspektywy odważnie podjął Bertrand Russell w swoim eseju Wartośćfilozofii. Przedstawił tam dwa fundamentalne wobec niej zastrzeżenia. Po pierwsze – co możecie znać ze swojego doświadczenia – że jest do niczego nieprowadzącym dzieleniem włosa na czworo, które raczej mnoży pytania, niż daje odpowiedzi, a po drugie, że nie ma w niej obiektywnego dorobku, jak w innych naukach. Nie jest tak, jak na przykład w matematyce, że oto uczeń przejmuje dorobek mistrza i twórczo go rozwija. Wybitny filozof raczej neguje dorobek poprzedników i jest gotów od początku, po swojemu wyjaśnić, jak jest. Większość odpowiedzialnych filozofów powie za Sokratesem: „Wiem, że nic nie wiem, o to jestem mądrzejszy”. Centralne pytania filozofii to pytania, o których sami filozofowie już wiedzą, że  n i e   z n a j d ą   n a   n i e   o d p o w i e d z i.  Czym jest istnienie? Kim jest człowiek? Co jest po śmierci, jeśli w ogóle cokolwiek? Czy istnieje Bóg? A jeśli istnieje – czy interesuje się nami tak, jak byśmy chcieli? Czy światem rządzi przypadek, wolność, celowość czy przeznaczenie? A jednak kolejne pokolenia filozofów z pasją spierają się o te sprawy. I jestem pewien, że my tutaj, filozofujący mądrzy ludzie, też byśmy o tych sprawach chętnie i z pożytkiem porozmawiali. Wiedząc przecież, że do ostatecznych odpowiedzi z definicji nie dojdziemy.

Jaka jest zatem wartość filozofii według Russella – jeśli jakaś jest? To ważne dla nas pytanie, skoro chcemy użyć metodologii filozoficznej do zapytania o wartość wartości. Otóż – i to jest dla nas wszystkich dobra wiadomość – wartość filozofii i filozofowania leży raczej w tym, co robi ze swoimi adeptami. W tym, jak  k s z t a ł t u j e   i   u s z l a c h e t n i a   d u c h a,  buduje mądrość filozofującego człowieka. Nie polega na budowaniu „bazy wiedzy” – chyba że zdobywasz wiedzę o poglądach i sposobie myślenia tych, którzy byli przed tobą, z którymi chcesz wejść w twórczy dialog, by się uczyć. Nawet jeśli na pewne pytania nigdy nie znajdziesz odpowiedzi, stawianie ich i bycie z nimi  u s z l a c h e t n i a  ciebie,  t w o j ą   d u s z ę. 

To się w ciekawy sposób ma do odzywających się dość powszechnie głosów, by reformować edukację w kierunku pragmatyzacji. Uczmy w szkole tego, co się w życiu przyda. Są takie memy internetowe o treści: „Co robisz? Czekam, aż mi się przyda w życiu sinus, cosinus i rozmnażanie pantofelków (chodzi o żyjątka takie)”. Otóż, proszę państwa, nawet jeśli szkołę rzeczywiście trzeba reformować, to z pewnością nie w kierunku czynienia z ludzi galerników, których będziemy uczyć tylko tego, by szybciej i sprawniej wiosłowali. Geniusz człowieka jako bytu polega na tym, że nawet w sytuacji galernika patrzy w gwiazdy  i   p y t a   o   g ł ę b i ę  wodnej toni, tego, co nad nim i pod nim.

Pytajmy więc o wartości. Myślmy o nich, nawet jeśli to myślenie nie doprowadzi do stworzenia instrukcji obsługi „w siedmiu krokach”.

Najprostszym praktycznym kluczem, który pozwala się dobrać do swoich wartości, jest zadanie sobie prostego, a ważnego pytania:  w   i m i ę   c z e g o  się w życiu trudzę? I może teraz – niczym w gaju oliwnym dwa tysiące lat temu – rzeczywiście odpowiedzmy sobie na to pytanie: w imię czego się tak państwo trudzą? Ktoś ma jakąś szybką, pierwszą myśl?

– Dla przyjemności.

– Teraźniejszej czy przyszłej?

– Przyszłej.

– W imię wolności.

– Tej, którą mam czy którą mam nadzieję mieć?

– Którą mam.

– Z ciekawości.

– Satysfakcji. Teraźniejszej.

– W imię marzeń.

– Miłości.

– Dla sławy.

Proszę państwa, to zastanawiające, że nikt nie powiedział: „dla pieniędzy”. Może to dobre, a może się krępowaliście?

Są takie światy, w których jak się nie powie, że dla pieniędzy, to ci nie dadzą godziwej zapłaty, a są i takie, jak na przykład sprzedaż, w których jak nie powiesz, że walczysz dla pieniędzy, to się nie nadajesz.

Jest ciekawą sprawą, że my się identyfikujemy i dobrze czujemy z ludźmi o podobnym do nas systemie wartości, a jednocześnie  w a r t o ś c i   n a s   i d e n t y f i k u j ą,  możemy dzięki nim przewidzieć zachowanie człowieka w danej sytuacji, dowiadujemy się na podstawie wartości, co buduje naszą wewnętrzną moc.

To jest może niedoskonały, ale doniosły diagnostycznie test na nasze wartości. Można nawet pokusić się o pewne klasyfikacje. Choćby na osi czasu.

Są ludzie zafiksowani  n a   p r z e s z ł o ś c i.  Dlaczego robisz to, co robisz? Bo zawsze tak było, bo rodzice, takie, a nie inne studia skończyłem, tu mnie przyjęli do pracy, nie zauważyłem, że już tyle lat minęło. Większość mojej energii, wysiłku, myśli i działań wkładam w powielanie wzorca, który pamiętam jako satysfakcjonujący z przeszłości. A tak przecież być nie musi. Taka postawa grozi, że staniemy się „dinozaurem” albo popadniemy w negatywnie rozumianą dumę z tego, że kiedyś było dobrze, a teraz pozostaje nam już tylko tęsknić i wspominać.

Są też ludzie skupieni  n a   t e r a ź n i e j s z o ś c i  – pasja, satysfakcja, poczucie szczęścia tu i teraz. „Robię to, bo jest przyjemnie”. Niby dobry wzorzec, a jednak chyba na coś zamyka.

Są wreszcie ci skupieni  n a   p r z y s z ł o ś c i:  „Zależy mi na czymś ważnym”; „Chcę coś stworzyć, coś zbudować”. Firmę, rodzinę, dzieło. Chcę jakoś urzeczywistniać moje wartości, komunikować je światu przez moje działania. Mam marzenie, mam wizję, mam poczucie misji, celu.

Starożytni Grecy byli fanami celów, wręcz uważali, że świat ma strukturę teleologiczną (gr. telos – ‘cel’). Natomiast my, Polacy, mamy chyba jakiś rodzaj upośledzenia w kwestii celów.

Anglosasi, którzy żyją  w   ż y w i o l e   c e l u  bardziej niż my, mają co najmniej kilka słów na jego określenie, różniących się między sobą wagą, konkretnością i perspektywą czasową – aim, target, goal, objective, purpose. Tak jak Eskimosi, którzy mają wiele określeń na śnieg. My możemy po prostu powiedzieć „cel”, a szkoda, bo zdolność tworzenia i definiowania celów jest jedną z umiejętności wyróżniających ludzi na tle natury, której jesteśmy częścią.

W tym właśnie dopatrywałbym się początku uczłowieczenia małpy. To się musiało wydarzyć kiedyś po powrocie z polowania, gdy nasz praprzodek, prawdopodobnie w poczuciu sukcesu, postanowił uwiecznić moment swej świetności, malując coś palcem na ścianie jaskini. Dla siebie, ale i dla przyszłych pokoleń. Skądś wiedział, że jego już nie będzie, ale jego potomkowie będą mogli go tu wspominać, będą  c z u l i   w a r t o ś ć  rodziny, wyjątkowych chwil, miejsc i przedmiotów. Przyszedł za chwilę czas także na to, by jakoś ozdobić oszczep, którym się posługiwał nasz przodek. I ten oszczep był wyjątkowy, lepszy, choć przecież niekoniecznie skuteczniejszy. Tak to już poszło – totem, proporzec, chorągiew, herb, godło, logo. W ten sposób, zanurzeni w naturę, zaczęliśmy tworzyć kulturę.  I d e n t y f i k o w a ć   i   u t r w a l a ć   w a r t o ś c i. 

Tak oto dochodzimy do odkrycia wartości. Pewnie Wam się teraz nasuwa pytanie, oby się nasuwało: a dziś, co z moją/twoją zdolnością do namazania czegoś na ścianie? Co po nas zostanie? Do tego pytania jeszcze powrócimy.

Mijają lata. Wiek XVI. Obraz dla mnie szczególny, Rafael Santi Szkoła Ateńska, fresk przedstawiający spotkanie filozofów starożytności. Jeśli będę kiedyś w jakimś raju, to chciałbym tam właśnie – wśród nich – się znaleźć. Oni tu wszyscy są.

Chciałbym zwrócić Waszą uwagę na centralny fragment. Arystoteles i Platon. Cóż oni robią? Platon, starszy, po lewej, pokazuje na niebo, bo według niego to tam są wartości. Mówi nam: „Masz wspomnienie,  d o ś w i a d c z e n i e   p e ł n i,  idei, wartości, jak przez mgłę, ale byłeś tam. Pamiętasz. To dlatego tak tęsknisz i pragniesz – dobra, piękna, sprawiedliwości, miłości, pokoju…” Wygnani ze świata idei, to dlatego tak ich pragniemy, szukamy, potrzebujemy. Na to Arystoteles – skądinąd uczeń Platona – mówi coś zupełnie przeciwnego, i to widzimy w jego gestach: „Hola, hola, jeśli gdzieś są wartości, Platonie, to tu i teraz,  m i ę d z y   n a m i,  musimy je wypracować sami, w ciężkiej walce, poszukując”. Ta podstawowa różnica postrzegania ma później w myśleniu obu filozofów poważne konsekwencje. Tam się narodziły idealizm i realizm, od tego momentu – jak ktoś kiedyś metaforycznie to ujął – realiści i idealiści rozpoczęli swoje budowanie historii ludzkiej myśli. Niczym dwa koła rydwanu albo dwie szyny kolejowego toru zawsze obok siebie, nigdy się nie krzyżując. Daje to do myślenia, także w kontekście wartości. Czy one gdzieś rzeczywiście istnieją idealnie, czy wszystko, co mamy, to nasza rzeczywistość, na podstawie której wytworzyliśmy „jedynie” intelektualne matryce dobra, prawdy, piękna, miłości i całej reszty tego, co ważne, o czym dziś tutaj rozmawiamy. Kolejne nierozwiązywalne zagadnienie filozofii. Tak piękne, że aż dobrze, że nierozwiązywalne. A jak piękne… Proszę, posłuchajmy znów świętego Augustyna, jak już powiedziałem, największego platonika w historii, gdy pisze o swoim odkryciu wartości. Na początek zobaczmy, skąd pochodzi znane z potocznego języka powiedzenie: „Nie to jest ładne, co jest piękne, tylko to, co się komu podoba”:

„Dla wielu jednak celem ostatecznym jest ludzkie zadowolenie; nie chcą sięgnąć wyżej i rozstrzygnąć, dlaczego rzeczy widzialne podobają się. Jeżeli więc zapytam budowniczego, dlaczego zbudowawszy jeden łuk, drugi taki sam wznosi naprzeciwko po drugiej stronie, odpowie z pewnością, że po to, aby podobne części budowli były odpowiednio rozmieszczone. Jeżeli w dalszym ciągu będę pytał, dlaczego zależy mu na takim właśnie rozmieszczeniu, odpowie, że tak jest właściwie, że tak jest pięknie, że to podoba się oglądającym. Nic więcej nie ośmieli się powiedzieć.  O c z y   b o w i e m   p o c i ą g a j ą   g o   k u   z i e m i   i   n i e   r o z u m i e,   w e d ł u g   c z e g o   m a   o c e n i a ć.  Człowieka jednak, który w głąb patrzy i dostrzega niewidzialne, będę w dalszym ciągu nagabywał, dlaczego nam się coś podoba; niech okaże się sędzią ludzkiej przyjemności. W ten sposób wzniesie się ponad nią i nie da się jej opanować, kiedy będzie sądził nie według niej, lecz o niej samej.  P r z e d e   w s z y s t k i m   z a p y t a m,   c z y   d l a t e g o   c o ś   j e s t   p i ę k n e,   ż e   s i ę   p o d o b a,   c z y   t e ż   d l a t e g o   s i ę  p o d o b a,   ż e   j e s t   p i ę k n e.  Bez wątpienia otrzymam odpowiedź, że dlatego podoba się, ponieważ jest piękne. Zapytam więc z kolei, dlaczego jest piękne; a jeśli on zacznie się wahać, podpowiem, czy przypadkiem nie dlatego, że części danej rzeczy są do siebie podobne i przez pewien wzajemny związek osiągają zgodność i jedność” (św. Augustyn, O prawdziwej wierze).

I chyba tutaj właśnie najłatwiej zobaczyć istotę sporu Platona i Arystotelesa w jego wymiarze praktycznym. Jeśli wystarczy, że coś się ludziom podoba, byśmy to uznali za piękne, możemy też uznać, że disco polo i kicz są super, a przecież nawet jeśli coś takiego zrobimy – co czasami reżimy autorytarne robią, wspomnijmy choćby socrealizm – to jednak coś w nas będzie się buntować, uparcie krzycząc: „Piękno jest gdzie indziej”. Podobnie z prawdą, sprawiedliwością, szacunkiem, godnością – najbardziej nawet wyrafinowana i wytrwała propaganda nie jest – jak się wydaje – w stanie zatrzeć jakiejś formy wyobrażenia ideału, którego ludzie pragną. Intuicyjnie wiemy, gdy spotykamy  p o d r ó b k i,  że to są podróbki. Oddajmy znów głos świętemu Augustynowi:

„Nie badaj, nie próbuj wiedzieć, co to jest Prawda. Natychmiast bowiem wyjdą na twoje spotkanie mgły i cienie zmysłowych obrazów oraz chmury majaków wyobraźni i zamącą jasność twojego pierwszego spojrzenia, gdym tobie powiedział Prawda. Tak, w tym pierwszym wejrzeniu jesteś olśniony jak błyskawicą, kiedy się mówi Prawda. Trwaj w nim, jeśli możesz. Lecz nie możesz. Znowu opadasz na ziemię w to, do czegoś przywykł” (św. Augustyn, O Trójcy Świętej).

I