W pogoni za... - Daria Jędrzejek, Klaudia Leszczyńska, W.S. James - ebook
39,90 zł

lub
-50%
Zbieraj punkty w Klubie Mola Książkowego i kupuj ebooki, audiobooki oraz książki papierowe do 50% taniej.
Dowiedz się więcej.
Opis

Pieniądze, sława, pozornie idealne życie… To wszystko okazuje się nie mieć znaczenia, gdy uświadomimy sobie, że czegoś nam brak. Cztery Autorki, cztery różne spojrzenia na świat i jeden wspólny mianownik: pogoń za czymś, co skryte jest głęboko w ludzkim sercu.

Droga do osiągnięcia celu nie zawsze jest prosta, a bohaterowie „W pogoni za...” wiedzą o tym doskonale. Czy mimo przeciwności losu uda im się dogonić swoje pragnienia?

Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi lub dowolnej aplikacji obsługującej format:

EPUB
MOBI
PDF

Liczba stron: 299

Oceny
0,0
0
0
0
0
0
Więcej informacji
Więcej informacji
Legimi nie weryfikuje, czy opinie pochodzą od konsumentów, którzy nabyli lub czytali/słuchali daną pozycję, ale usuwa fałszywe opinie, jeśli je wykryje.



Copyright © Daria Jędrzejek, 2022

Copyright © Klaudia Leszczyńska, 2022

Copyright © W.S. James, 2022

Copyright © Klaudia Max, 2022

Copyright © Wydawnictwo Literatka, 2022

Wszelkie prawa zastrzeżone. Żadna część książki nie może być powielana lub przekazywana w jakiejkolwiek postaci bez pisemnej zgody autorów oraz wydawcy.

Redakcja i korekta:

Dominika Kamyszek | www.opiekunkaslowa.pl

Skład, łamanie i przygotowanie do druku:

Mateusz Cichosz | @magik.od.skladu.ksiazek

Oprawa graficzna i opracowanie graficzne środka:

Justyna Sieprawska | facebook.com/justyna.es.grafik

Ilustracje bohaterów:

Anna Jarzyna | instagram.com/bergaletka

Wydawnictwo Literatkawww.wydawnictwoliteratka.pl

ISBN 978-83-963950-3-0

2022, Wydanie I

OD AUTOREK

Życie to wędrówka. Nieustanna podróż, podczas której uginamy się pod naporem otaczającej nas rzeczywistości i podnosimy z kolan po wygraniu kolejnej nierównej walki z problemami codzienności, a każdy sukces i porażka kształtują nasz charakter.

Wyobraźmy sobie kogoś, kto ma wszystko. Tylko czym jest tak naprawdę to „wszystko”? Czy jego życie rzeczywiście jest idealne, a droga, którą pokonuje – prosta i bez zakrętów? Co znajduje się na jej końcu?

Może ta cudowna rzeczywistość to tylko pozory, a za fasadą uśmiechu kryją się strach, ból, smutek i… depresja?

W swoich opowiadaniach chciałyśmy pokazać, że instagramowa perfekcja nie istnieje. To naturalne, że wolimy dzielić się ze światem swoimi sukcesami. Udostępniamy tę część swojego życia, która jest najlepsza i warta pokazania. W internecie oglądamy wakacje w pięknych miejscach, awanse i same radosne chwile. Dlaczego? Bo w tym świecie wstydem jest być kimś… nieidealnym. Często zapominamy jednak, że to, co widzimy, to tylko niewielki skrawek czyjegoś istnienia, często ten najlepszy.

Widzimy bogatego faceta, który ma powodzenie i imprezuje w najlepszych klubach. Zazdrościmy mu, nie mając świadomości, że został skrzywdzony przez najbliższą osobę, a kierunek, jaki obrał, jest sposobem na wypełnienie pustki w jego sercu i odgrodzenie się od emocji.

Widzimy utalentowanego piosenkarza, który ma rzesze fanów, jednak nie dostrzegamy, że musi uciekać przed samym sobą do świata ubarwionego alkoholem i narkotykami.

Widzimy piękną i młodą dziewczynę na okładce popularnego czasopisma. Sławną modelkę, która została pozbawiona pasji i własnego życia. Od najmłodszych lat kontrolowana jest przez matkę, która rządzi każdym aspektem jej codzienności.

Widzimy silną kobietę, która w młodym wieku osiągnęła sukces i zrobiła zawrotną karierę. Karierę, która nie pomogła jej w depresji, nie otarła łez bezsilności, gdy jej świat niespodziewanie został wywrócony do góry nogami przez dramatyczną nowinę.

W książce znajdziesz cztery historie, które łączy jedno – próba odnalezienia swojego katharsis.

Zatrzymaj się na chwilę, odetchnij pełną piersią i zacznij doceniać to, co Cię otacza, bo w życiu nie ma rzeczy pewnych. Nic nie jest czarno-białe. Być może wydaje Ci się, że nie masz nic, a to właśnie Ty, drogi Czytelniku, kreujesz własną rzeczywistość. To Ty decydujesz o tym, jaką definicję perfekcyjności przyjmiesz i jaką drogę obierzesz. Pamiętaj – masz prawo czuć się źle, masz prawo wątpić i zmieniać kierunek, w którym spoglądasz. Nasza droga, zwana potocznie życiem, nie zawsze jest łatwa, lecz nie musisz pokonywać jej sam. Jeśli czujesz, że potrzebujesz pomocy, nie wstydź się o nią prosić. To nie jest objaw słabości, a siły i wewnętrznej determinacji. Bo czy na górskim szlaku wstyd hamuje Cię przed spoglądaniem na drogowskazy? Wsparcie jest właśnie takim drogowskazem, ale ostatecznie to Ty decydujesz o tym, jak będzie wyglądać Twoja Wolność, Szczęście, Nadzieja i Emocje.

Nobody help me.

I’m not cold, I’m empty.

Somebody heal me, hold me,

make me, know me, hate me.

Letdown. – Empty

3 lata wcześniej

Nina wsiadła do samochodu, wściekle trzaskając drzwiami. W kawiarni po drugiej stronie ulicy dostrzegła młodą parę, co wprawiło ją w jeszcze podlejszy nastrój. Zakochani rozmawiali i śmiali się w najlepsze, zupełnie nieświadomi faktu, że ktoś inny dwadzieścia minut temu stracił sens życia. Drżącymi rękoma złapała kluczyki i bezskutecznie próbowała umieścić je w stacyjce. Po kilku nieudanych próbach zrezygnowana rzuciła je na fotel pasażera. Oparła ciężką głowę na kierownicy i wróciła myślami do przeszłości.

Noah wkroczył do jej życia, gdy miała zaledwie dwadzieścia lat, i natychmiast ją oczarował. Był od niej o dziesięć lat starszy, elegancki i zupełnie inny niż faceci, których można było spotkać w Payson. Imponowało jej, że taki mężczyzna zwrócił uwagę właśnie na nią – skromną, młodą dziewczynę pracującą w lokalnej restauracji.

Wszystko potoczyło się w szaleńczym tempie. Dla niego porzuciła dotychczasowe życie w sennym, malutkim miasteczku i przeprowadziła się do Nowego Jorku. Trzy lata później stali na szczycie wieżowca i wypowiadali słowa przysięgi małżeńskiej, w której obiecywali sobie wzajemnie, że zawsze już będą razem. Śmiechu warte. Przez kolejnych pięć lat Noah był dla Niny całym światem. Pierwszym i jedynym mężczyzną w jej życiu. Wspólne wyjazdy, wspólne imprezy, wspólni znajomi i wspólne plany na przyszłość. Nie miała absolutnie nic, co byłoby tylko jej. Poświęciła mu swoje najlepsze lata, porzucając własne marzenia. Podczas gdy Noah zamieniał się w prawdziwego rekina z Wall Street, Nina dbała o to, by po powrocie z pracy zjadł ciepły obiad, zrelaksował się w posprzątanym na błysk apartamencie, a następnego dnia włożył świeżo wypraną i wyprasowaną koszulę. Jego szczęście było dla niej najważniejsze. I jak jej się odwdzięczył? Znalazł sobie dwudziestoletnią kochankę i nawet nie był w stanie okazać Ninie choć tyle szacunku, by pojawić się na rozprawie rozwodowej.

Kobieta spojrzała na swoje dłonie, które w dalszym ciągu odmawiały posłuszeństwa. Była pewna, że w tym stanie nie da rady prowadzić samochodu. Wygrzebała z torebki paczkę papierosów i zapalniczkę, po czym wyszła na zewnątrz.

Przepraszam, nie dam rady przyjechać. Napisałem prośbę o przeprowadzenie rozprawy pod moją nieobecność. Powodzenia. ✓

Treść tego SMS-a nie dawała jej spokoju. „Powodzenia”? Jakby to był, kurwa, teleturniej, w którym miała brać udział! Czy naprawdę znaczyła dla niego tak niewiele? Ostatnio faktycznie im się nie układało, a teraz wiedziała dlaczego. Powód był jeden: seksowna asystentka i jej długie szpony badające każdy centymetr ciała Noaha, podczas gdy ona – Nina – siedziała w domu i prała jego gacie. Zrobiło jej się niedobrze na tę myśl, więc szybko odsunęła ją od siebie. Sama może i nie była demonem seksu, ale nigdy nie odmawiała, nie wykręcała się bólem głowy. W ich małżeństwie sprawy łóżkowe były tematem tabu, więc uznała, że to, co dzieje się w ich sypialni, jest wystarczająco dobre. Swoje fantazje skryła głęboko i prawie nigdy nie ośmieliła się o nich mówić. Wyjątkiem był ten jeden raz, kiedy wspomniała o wibratorze. Noah spojrzał na nią wtedy z obrzydzeniem i stwierdził, że ożenił się ze skromną dziewczyną, a nie z wyuzdaną prostytutką. Sprawił, że właśnie tak się poczuła i zaczęła uważać, że coś z nią jest nie tak. Może wtedy trafiła na nieodpowiedni moment i należało mówić o tym częściej? Jak mogła konkurować z kobietą, która przed usidleniem cudzego męża zapewne gorliwie ćwiczyła swoje umiejętności na wielu męskich ciałach?

Nina zaciągnęła się dymem i spojrzała przed siebie. W witrynie sklepowej odbijała się mizerna, niczym niewyróżniająca się postać. Natychmiast chciała odwrócić wzrok, ale powstrzymała się ostatkiem sił. Czas najwyższy pogodzić się z faktami. Wyglądała strasznie – potargane mysie włosy, szara, zmęczona cera i brązowe oczy, teraz opuchnięte od płaczu. Była ubrana w czarną, workowatą sukienkę i białe trampki. Wyglądała bardziej jak zaniedbana czterdziestolatka, a nie jak dziewczyna przed trzydziestką, z głową pełną planów i marzeń. Co się z nią, do cholery, stało? W którym momencie zatraciła swój żar i stała się bezbarwnym cieniem samej siebie? Nawet dziś nie była w stanie zadbać o swój wygląd. Wysiłkiem było dla niej przeczesanie szczotką włosów i umycie zębów. Żałosne.

Westchnęła smutno i rzuciła niedopałek na pusty chodnik. Jej oczy skanowały okolicę w poszukiwaniu sklepu z alkoholami. Ostatnio coraz częściej znajdowała ukojenie w kieliszku wina, a dziś właśnie tego potrzebowała. Najbardziej na świecie pragnęła przespać noc. Nie potrzebowała natrętnych myśli, które wracały do niej niczym bumerang. Do realizacji tego planu potrzebowała butelki czerwonego trunku. Jutro wstanie i na spokojnie pomyśli, co dalej. Noah w nagłym przypływie wyrzutów sumienia zgodził się, by Nina została w ich apartamencie do momentu, aż znajdzie nowe lokum. Miała gdzie spać, a to najważniejsze.

Namierzyła szyld „Park East Wines & Spirits” i pobiegła w jego kierunku. Przekroczyła próg sklepu i dla pewności wzięła dwie butelki nieznanego jej dotąd wina. Zapłaciła za zakupy i ruszyła w stronę samochodu. Nieco spokojniejsza, rozsiadła się na fotelu kierowcy, a torbę z zakupami rzuciła niedbale na tylne siedzenie. Uruchomiła silnik, a w głośnikach nagle rozbrzmiało Don’t speakw wykonaniu No Doubt. Ironia losu.

Dlaczego była tak naiwna? Poczuła słony smak na ustach. Płakała? Przecież każdy ma określony limit łez. Limit Niny zdawał się wyczerpać już dawno temu. Kobieta wzięła głęboki oddech i próbowała przeanalizować na zimno własne emocje. Była dzieckiem szanowanej psychiatry, dzięki temu wiedziała, jak się zachować, by do reszty nie postradać zmysłów. Teraz sama nie wiedziała, czy płacze ze smutku, czy z bezsilności. Nie miała pojęcia, co zrobić z własnym życiem. Wszystko, co kiedykolwiek się liczyło, zostało jej odebrane w ciągu dwudziestu minut na sali sądowej. Była zmuszona zacząć budowanie swojego życia od nowa, kawałek po kawałku. Przed nią jedna wielka niewiadoma, a ona jak nikt inny nienawidziła niespodzianek.

Jednego była pewna – już nigdy więcej nie chciała się tak czuć. Nie pozwoli na to, by jakikolwiek mężczyzna zdobył jej zaufanie i stał się dla niej ważny. W nagłym przypływie odwagi złapała za telefon i z listy kontaktów wybrała osobę, z którą nie rozmawiała od czterech lat. Modliła się w duchu, by numer był aktualny. Z każdym kolejnym sygnałem uczucie paniki narastało. Kończyny zaczynały nieprzyjemnie mrowić, oddech przyspieszył, a przed oczami zaczęły latać czarne plamy. Już miała się rozłączyć, gdy w słuchawce usłyszała dobrze jej znany, zatroskany głos.

– Halo? Nina, to ty?

– Mamo… – powiedziała, walcząc, by znów nie wybuchnąć płaczem. – Wracam do domu. Załatw mi, proszę, terapię w twoim ośrodku, bo jestem pewna, że sama nie dam rady.

Mateo spojrzał na Richarda, który prezentował swoje kocie ruchy na parkiecie. Towarzyszyły mu dwie gorące kobiety. Dłoń mężczyzny co chwilę zmieniała położenie, raz obmacywała pośladki blondyny, by za chwilę zniknąć pod kusą sukienką rudej.

Klub „Fox” nie był dostępny dla zwykłych śmiertelników, tu bawiły się tylko VIP-y. W powietrzu niemal dało się wyczuć zapach prestiżu. Wnętrze było przestronne i nowoczesne, a za oknami rozpościerała się imponująca panorama tętniącego życiem Los Angeles. Na pierwszy rzut oka „Fox” to miejscówka, jakich wiele w Mieście Aniołów, ale wystarczyło przejść do strefy biznesowej, by znaleźć się w prawdziwej jaskini grzechu. Rozmowa o interesach w towarzystwie nagich kobiet wijących się w rytm muzyki była tam normą. Za progiem wielkich, złotych drzwi nikt nie zadawał pytań i niewiele rzeczy było tam w stanie człowieka zdziwić. Ta część klubu w jednym aspekcie przypominała Vegas – co działo się w strefie biznesowej, zostawało w strefie biznesowej. Dyskrecja była najważniejsza, dlatego tylko prawdziwe szychy wiedziały, do czego służą te wszystkie pomieszczenia.

Mateo czuł się nieswojo i sam do końca nie mógł stwierdzić dlaczego. Kochał imprezy, a dziś był jego dzień. Za kilka miesięcy miały rozpocząć się zdjęcia do drugiej odsłony Highway to destiny – filmu, którego był reżyserem. Pierwsza jego część odniosła międzynarodowy sukces, dając mu sławę, na którą czekał bardzo długo. I pomyśleć, że wszystko zaczęło się od dziecięcej pasji i wtykania obiektywu kamery wszędzie, gdzie się dało. Droga do osiągnięcia sukcesu była pełna zakrętów i wybojów, ale dzięki temu nauczył się wytrwałości i determinacji w swoich działaniach.

Praca reżysera nie należała do najłatwiejszych, ale Mateo świetnie się w niej odnajdywał. Uwielbiał mieć nad wszystkim kontrolę, dlatego był najlepszy w swoim fachu. Niemal każdego dnia dostawał propozycje udziału w nowych projektach – od kampanii reklamowych po dzieła największych scenarzystów w kraju. Czego można chcieć więcej? Zadziwiające, jak wiele udało mu się osiągnąć w życiu. Mógł odhaczyć wszystkie postanowienia, które powziął nad grobem rodziców kilka dni po ich śmierci.

Ich nagłe odejście było dla niego ciosem. Ojciec chorował, więc Mateo z każdym dniem starał się przygotować na to, co miało nadejść. Ale matka… Tego, co zrobiła, nikt się nie spodziewał. No, może poza nim samym. Był niemal pewien, że planowała samobójstwo od samego początku. Widział to w jej oczach, gdy ostatni raz się widzieli, a ona położyła czule dłoń na jego policzku. Wtedy odniósł wrażenie, że to pożegnanie, i wcale się nie mylił. Gdy Tom Anderson był już w stanie krytycznym, położyła się obok niego i zażyła całą garść tabletek nasennych. Zupełnie jakby świadomość, że nie będą już oddychać tym samym powietrzem, sprawiła, że nie była w stanie istnieć. Nawet dla niego, własnego syna. Zgaśli niemal jednocześnie, trzymając się za ręce. Pozostali razem do samego końca, tak jak sobie przysięgali po zaledwie dwutygodniowej znajomości. Niektórzy mogliby powiedzieć, że był to impulsywny akt desperacji, ale Mateo wiedział, że jego rodzice byli połączeni ze sobą w jedność na poziome, którego nikt nie pojmował. Był świadkiem ich miłości przez dwadzieścia pięć lat, a fakt, że to właśnie on stał się owocem tego uczucia, budził w nim dumę. Rozumiał matkę, choć zrozumienie nie powodowało, że ból i rozczarowanie były mniejsze. Powinna była być silniejsza. Miała dla kogo żyć, a on potrzebował jej jak nigdy.

Wtedy, trzy dni po ich śmierci, zrozumiał. Im silniejsze uczucie, tym człowiek staje się słabszy i kruchszy. On nie zgaśnie. Będzie jaśniał niczym cholerny Orion na zimowym nieboskłonie. I właśnie to im przysiągł. Im i sobie. Będzie czerpał z życia garściami, ale emocje nigdy nie przejmą nad nim kontroli. Obiecał też, że zostawi po sobie ślad, a nie tylko bezkresną pustkę w sercu, jak ludzie, których kochał całym sobą. Postanowił, że jego największa pasja stanie się sposobem na życie i nie spocznie, dopóki tego nie dokona. Dokonał.

Tylko co teraz? Czuł się jak zapalony czytelnik, który skończył czytać ulubioną serię książek. Przyzwyczaił się do tego, że dążył do wyznaczonego sobie celu. Potrzebował nowego planu, to było pewne. Jednak dziś nie miał zamiaru o tym rozmyślać.

Spojrzał na zegarek: producenci Highway to destiny mieli zjawić się lada moment. Umówili się dziś, by wspólnie przedyskutować kwestię obsady. Lepszego prezentu na trzydzieste piąte urodziny nie mógł sobie wymarzyć. Wielokrotnie wyobrażał sobie przebieg tego spotkania. Widział siebie i kilku innych dobrze ubranych mężczyzn. Siedzieli w przestronnej sali i z kulturą debatowali o sprawach związanych z produkcją. Rzeczywistość wyglądała jednak odrobinę inaczej. On stał jak słup soli i właśnie przeżywał jakiś kryzys egzystencjalny, a naćpany dyrektor obsady gibał się na parkiecie niczym boja na wodzie, choć pewnie sam był przekonany, że jest drugim Johnem Travoltą. Mateo lubił Richarda. Łączyły ich sprawy zawodowe i zamiłowanie do zakrapianych imprez. Nie mógł jednak wybaczyć mu doprowadzenia się do takiego stanu w tak ważnym dla nich dniu.

Z zamyślenia wyrwał go dudniący głos DJ-a, który poinformował imprezowiczów, że wielki Matthew Anderson ma dziś swoje święto. Wszystkie głowy zwróciły się w jego stronę. Wstał powoli, zaprezentował wszystkim zebranym swój idealny uśmiech i ruszył w stronę Richarda, po drodze dziękując nieznajomym za życzenia. Na parkiecie powitały go brawa, radosne okrzyki i pierwsze nuty Memories. Nienawidził tej piosenki. Czy w klubach nie mogą już grać mniej komercyjnych kawałków? Kid Cudi zawodził w najlepsze, gdy Mateo poczuł czyjąś dłoń na ramieniu. Odwrócił się gwałtownie i napotkał nieobecny wzrok przyjaciela.

– Skąd ta skwaszona mina? – wybełkotał Richard, starając się przekrzyczeć muzykę.

Nie czekając na odpowiedź kumpla, wcisnął mu w rękę butelkę Crown Royal. Mateo bez przekonania spojrzał na trunek i upił solidny łyk. Jego wzrok już przeczesywał parkiet w poszukiwaniu towarzystwa na resztę nocy. Nic nie stało na przeszkodzie, by zabrał na spotkanie biznesowe swoją zdobycz. Jeśli uwinie się wystarczająco szybko, może liczyć również na małą zabawę przed interesami.

Była sobota, klub był więc wypełniony po brzegi. Setki półnagich ciał zlewały się w jedną plamę pełną barw. Uwagę mężczyzny przykuła drobniutka blondynka siedząca przy barze. Nie zwracała szczególnej uwagi na to, co dzieje się dookoła, i wesoło rozmawiała z mężczyzną robiącym jej drinka. Mateo uśmiechnął się pod nosem i ruszył w jej stronę, dając subtelny znak Richardowi, który pozostawił swoje towarzyszki i chwiejnym krokiem skierował się do strefy biznesowej. Na chwilę w jego głowie pojawiła się myśl, że tym razem może będzie inaczej, ale szybko zdusił złudną nadzieję w zarodku. Zawsze było tak samo: kobiety wskakiwały mu do łóżka, gdy tylko na nie spojrzał. Dla niego była to ta ciemniejsza strona popularności, ponieważ mimo wszystko kochał wyzwania. Liczył na to, że kiedyś spotka kobietę, przy której będzie musiał się choć odrobinę wysilić. Był tylko człowiekiem, a ludzie dookoła traktowali go jak trampolinę do osiągnięcia własnego sukcesu. Przez lata z powodzeniem nauczył się ukrywać swoje prawdziwe oblicze. Pokazywanie ludziom autentycznego siebie nie miało sensu. Wstając z łóżka, decydował, jaką maskę założyć, i skrupulatnie się tego trzymał. Był dobrym reżyserem, a jego życie przypominało film. Nie narzekał na to, ale im był starszy, tym bardziej zaczynało mu brakować nieudawanych, szczerych emocji. Kiedyś przysiągł, że nie będą one sterować jego życiem, ale los zadrwił z niego i pozbawił go ich całkowicie. Marzył o tym, by na jego drodze pojawił się ktoś rzeczywisty, pełen ciepła. Ktoś, z kim chciałby założyć rodzinę i się zestarzeć. Czy było to możliwe, biorąc pod uwagę to, kim był i jak wyidealizowany obraz miłości miał w głowie?

Blondynka odwróciła się i spojrzała w stronę Mateo. Była piękna. Z daleka wyglądała jak anioł – biała sukienka opinała jej wąską talię i duże piersi. Blond loki łagodnie opadały kaskadami na gołe ramiona, a smukłe, opalone nogi zdobiły seksowne szpilki od Louboutina.

– Co taka piękna kobieta robi tutaj sama? – zapytał, celowo stawiając na jeden z najtandetniejszych tekstów.

– Będziemy tracić czas na rozmowę czy zmywamy się w bardziej ustronne miejsce? – odparła dziewczyna, zalotnie się przy tym uśmiechając, choć mógł przysiąc, że przez sekundę widział na jej twarzy wyraz rozczarowania.

Nie czekając na jego reakcję, blondynka złapała go za rękę i poprowadziła do strefy biznesowej. Barczysty ochroniarz poderwał się z krzesła na ich widok. Mateo szybko skinął głową, by potwierdzić, że wszystko jest w porządku, a mężczyzna nagle jakby przestał ich zauważać. Kobieta minęła ciąg drzwi do sal konferencyjnych i skierowała się dalej, w stronę prywatnych pomieszczeń. Musiała być stałą bywalczynią „Foxa”, bo doskonale wiedziała, w którą stronę iść. Zapewne w każdy weekend polowała na jakiegoś bogatego i wpływowego mieszkańca Los Angeles. Dziwne, że nie wpadli na siebie wcześniej. Nie dane mu było dłużej się nad tym zastanawiać, bo kobieta nagle odwróciła się w jego stronę. Dwoma krokami pokonała dzielącą ich odległość i bez ostrzeżenia wpiła się w jego usta. Pierwszą rzeczą, jaką zarejestrowały jego zmysły, był delikatny zapach róży i mięty. Sposób, w jaki się zachowywała, nie pasował do niej ani trochę. Namolny głos z tyłu głowy powtarzał mu, że to on powinien zabiegać o nią, a nie odwrotnie. Cholera, przecież nie znał nawet jej imienia! Czy on do reszty zdurniał? Miał przed sobą piękną i chętną dziewczynę, ale myślami był daleko stąd. Czy tak właśnie wygląda starość? Jakby przekroczenie trzydziestu pięciu lat było granicą, po której przestąpieniu zaczął zastanawiać się nad sensem swojego istnienia. Chciał więcej niż to, co miał do tej pory. Ale czy musiał uświadomić sobie to właśnie teraz?

Dziewczyna najwidoczniej zauważyła jego wahanie, bo przylgnęła do niego całym ciałem, całując go przy tym jeszcze mocniej. Ręce Mateo automatycznie powędrowały pod jej sukienkę. Otworzyła szeroko usta i łapczywie wciągnęła powietrze. Jego dotyk najwyraźniej sprawił jej przyjemność. Mężczyzna złapał dziewczynę za pośladki i podniósł ją do góry, wywołując uśmiech na jej twarzy. Nieznajoma doskonale wiedziała, jak działa na facetów, i widać było, że nieziemsko ją to nakręca. Z transu wyrwał go głośny śmiech dobiegający z pokoju, przy którym stali.

– Mateo, czekaliśmy na ciebie – powiedział Richard, który właśnie wyłonił się zza drzwi. – Kończ te amory i dołącz do nas.

Dyrektor obsady spojrzał na kobietę, która nerwowo poprawiała swoją fryzurę.

– Spierdalaj, mała, interesy wzywają – rzucił do niej pogardliwie, jakby była natrętną muchą.

Mateo zerknął w głąb pokoju, a scena, którą zobaczył, zmroziła mu krew w żyłach.

Richard wrócił do środka, nie siląc się na zamknięcie drzwi. Mateo z lękiem przyglądał się wydarzeniom, które rozgrywały się w środku. Przy stole siedziało sześciu elegancko ubranych mężczyzn. Większość z nich kojarzył z branży, lecz nie był to nikt szczególnie ważny. Wszyscy byli już dość mocno wstawieni i każda bzdura wypowiedziana przez któregokolwiek z nich kończyła się salwami śmiechu pozostałych.

Panowie nie byli sami. Wokół nich krążyły cztery zupełnie nagie dziewczyny, dolewając trunków do ich kieliszków. Gdy jedna z nich pochyliła się nad stołem, by zabrać pustą butelkę, mężczyzna siedzący najbliżej obrzucił lubieżnym spojrzeniem jej biust i bez skrępowania złapał ustami jej sutek. Kobieta zamarła w pół ruchu, ale nie zaprotestowała. Z tej perspektywy Mateo nie mógł zobaczyć jej twarzy. Widział za to doskonale twarz napastnika, zanim w całości schowała się między piersiami kobiety.

– Będziesz podglądał znajomych czy skończymy to, po co tu przyszliśmy? – zapytała dziewczyna, z którą przyszedł do strefy biznesowej.

Mateo zupełnie zapomniał o jej obecności i teraz aż podskoczył na dźwięk jej aksamitnego głosu. Swoim ciałem zastawił drzwi tak, by nie mogła dostrzec tego, co dzieje się w środku.

– Słoneczko, wyluzuj, jesteś zbyt nachalna. Mężczyźni tego nie lubią. Spadaj na parkiet i znajdź sobie innego jelenia. Nie lubię iść na łatwiznę.

Czuł się źle, mówiąc te słowa, ale wiedział, że siląc się na uprzejmości, nie pozbędzie się jej szybko. Nie miał pojęcia dlaczego, ale za wszelką cenę chciał zachować wydarzenia z pokoju w tajemnicy. Podświadomie wiedział, że dzieje się tam coś, co znacznie wykracza poza normy tego miejsca.

– Gdybyś wiedział, z kim rozmawiasz, nie potraktowałbyś mnie w ten sposób – wysyczała wściekle. – Jeszcze tego pożałujesz. Tak przy okazji, jestem Sonia. Zapamiętaj to imię, bo gwarantuję ci, że jeszcze o nim usłyszysz.

Szybkim ruchem głowy zarzuciła swoje blond loki na plecy, odwróciła się na pięcie i ruszyła w stronę wyjścia. Mateo odetchnął z ulgą i ponownie zwrócił się w stronę uchylonych drzwi.

W dalszej części pomieszczenia tyłem do niego stał starszy mężczyzna. Jego dłonie spoczywały na czarnowłosej głowie, która poruszała się w przód i w tył, sprawiając mu tym wyraźną przyjemność. Nieznajomy pociągnął swoją kochankę za włosy, zmuszając ją tym samym do wstania. Obrócił ją brutalnie tyłem do siebie i pchnął na stojący nieopodal mały stolik. Jednym płynnym ruchem zsunął spodnie do samych kostek, prezentując swoją starą, sflaczałą dupę w pełnej okazałości. Mateo z trudem pohamował odruch wymiotny. Staruch wszedł w dziewczynę bez uprzedzenia, wydając z siebie nieludzki ryk. Zwróciło to uwagę mężczyzn przy głównym stole, którzy zareagowali wiwatami i brawami. Co tam się działo, do cholery?

– Laluniu, oszczędzaj siły na mnie. Jestem następny! – krzyknął w stronę czarnowłosej mężczyzna w średnim wieku. – W przeciwieństwie do tego starego dziada pokażę ci, co to znaczy prawdziwe rżnięcie. Oczywiście jak tylko umyjesz cipę po tym oblechu – dodał ciszej, zyskując aprobatę swoich kolegów.

Mateo, korzystając z tego, że nadal nikt go nie zauważył, przyjrzał się dziewczynom. Nie mogły mieć więcej niż dwadzieścia lat i nie były specjalnie zadowolone ze swojej obecności w tym miejscu. Jego uwagę przykuła brunetka stojąca w rogu pokoju. W odróżnieniu od koleżanek miała na sobie bieliznę i próbowała zakryć ciało ramionami. Wydawała się zagubiona, nerwowo wodziła dookoła wielkimi, niebieskimi oczami. Po plecach mężczyzny przebiegły ciarki. Pchnął drzwi i wszedł do środka.

– Wreszcie jesteś! – ucieszył się Richard, który szedł w jego stronę ze szklanką whisky w ręku. – Jak ci się podoba nasz casting? Mówiłem, że będzie ekstra! – rzucił, ewidentnie zadowolony z siebie.

Mateo poczuł, że zaczyna się gotować ze złości. Nie odpowiedział od razu. Ze wszystkich sił starał się trzymać nerwy na wodzy. Może i sam również wykorzystywał swoją popularność do zaspokajania własnych potrzeb, ale kobiety, z którymi spędzał noc, były przede wszystkim chętne.

– Co tu się odpierdala?! – wycedził w końcu przez zaciśnięte zęby, a z twarzy Richarda zniknął cwaniacki uśmieszek.

– Nie udawaj świętoszka, Anderson. Obaj wiemy, że lubisz się zabawić.

– A czy ty, pieprzony idioto, nie odróżniasz zabawy od wykorzystywania?

– Wykorzystywania? Śmiechu warte. – Twarz Dicka wykrzywił pogardliwy grymas. – Te początkujące aktoreczki marzą, by przeżyć swój amerykański sen, i dobrze wiedzą, że w tym mieście karierę zaczyna się od dupy strony!

– Czy ona wygląda ci na zadowoloną?! – Mateo wskazał dziewczynę w kącie, czując, że powoli zaczyna tracić kontrolę.

W pomieszczeniu zapanowała kompletna cisza, wszystkie oczy skierowane były na nich. Każdy najwyraźniej czekał na rozwój sytuacji.

– Bambi, podejdź. – Richard kiwnął ręką w stronę dziewczyny w bieliźnie.

Brunetka, zapewne nie chcąc zwracać na siebie większej uwagi, pośpiesznie ruszyła w ich kierunku. W dalszym ciągu zakrywała swoje ciało, jak tylko mogła.

– Pan maruda mówi, że nie bawisz się dobrze. Przyszłaś tu z własnej woli, prawda? – zamruczał Richard wprost do jej ucha, jednocześnie gładząc ją po włosach.

Ledwo dostrzegalnie skinęła głową. Mężczyzna tylko na to czekał. Szybko odsunął biustonosz kobiety, uwalniając jej piersi.

– Widzisz? – zwrócił się do Mateo. – Te suki doskonale wiedzą, że ich kariera zależy wyłącznie od nas. – Spojrzał pożądliwie na wyeksponowany biust, po czym kontynuował: – Niczego nam nie odmówią, bo boją się, że jedno nasze słowo może przekreślić ich marzenia.

Bez dalszych wyjaśnień złapał dziewczynę za pośladek i przyciągnął ją do siebie. Jego druga ręka powędrowała do przodu, po omacku szukając krawędzi jej majtek. Ruchy Richarda były dzikie, zwierzęce, zupełnie jakby stracił wszelkie cechy człowieczeństwa. Gdy udało mu się dotrzeć do odpowiedniego miejsca, odsunął koronkę na bok i wsunął w dziewczynę najpierw jeden palec, a za chwilę drugi. Stała jak sparaliżowana. Spojrzała na Mateo błagalnym, przerażonym wzrokiem, a jej warga drżała delikatnie, jakby ostatkiem sił powstrzymywała się od płaczu.

– O tak, kochanie, jesteś taka ciasna. Zaraz będziesz błagać o więcej – wymruczał Dick.

Mateo nie mógł uwierzyć w to, co widzi. Nie należał do osób zbyt nerwowych i impulsywnych. Zazwyczaj przymykał oko na wybryki przyjaciela, to w końcu on będzie musiał żyć z własnym sumieniem. Dotarło do niego jednak, że ten człowiek nie ma sumienia, a tym razem przekroczył wszelkie granice. Zdrobnienie imienia Richarda było w tym przypadku nadzwyczaj trafne. Ten facet myślał fiutem, był fiutem i dla fiuta żył.

Z wściekłości zakręciło mu się w głowie. Odciągnął kumpla od dziewczyny i wymierzył cios w sam środek jego twarzy. Richard zatoczył się, po czym spojrzał na niego zszokowany.

– Odjebało ci?! – wrzasnął, ocierając krew cieknącą mu z nosa.

– Mnie?! Mnie odjebało?! – wykrzyczał Mateo. – Bawicie się tu w jakieś orgie, ale nie to jest najgorsze… – Zrobił pauzę, by mieć pewność, że każdy z obecnych go usłyszy. – Najgorsze jest to, że żaden z was nie widzi w tym nic złego. Chore pojeby!

Podszedł do brunetki, która automatycznie skuliła się w obronnym geście. Posłał jej uspokajający uśmiech, chcąc pokazać, że nie ma złych zamiarów. Złapał marynarkę jednego z mężczyzn i zarzucił ją dziewczynie na ramiona. W tej chwili miał w dupie, czy ktokolwiek z zebranych będzie miał jakieś obiekcje.

– Chodź, odwiozę cię do domu – powiedział łagodnie. – Czy któraś z pań również chce się urwać z imprezy?

Dziewczyny spojrzały po sobie niepewnie, jednak żadna z nich się nie odezwała. Nie czekając na dalszą część przedstawienia, skierował się w stronę drzwi i z niepokojem zauważył, że te cały czas były uchylone. Mógł przysiąc, że przez sekundę mignęła mu w korytarzu burza blond loków. Czuł w kościach, że przez przypadek wdepnął w niezłe bagno. Będzie musiał na jakiś czas wyjechać z miasta. Zaszyć się gdzieś i zobaczyć, czy nie wyniknie z tego afera. Przy okazji obmyśli plan działania na kolejne lata swojej kariery. Odwiezie dziewczynę w bezpieczne miejsce, wyciągnie mapę, wybierze jedną z zabitych dechami dziur, gdzie nikt nie będzie wiedział, kim jest, spakuje najpotrzebniejsze rzeczy i ruszy w nieznane.

– Laska, to było genialne! – krzyknął rozentuzjazmowany Landon. – Jestem z ciebie dumny!

Mężczyzna przytulił Ninę do swojej gigantycznej klatki piersiowej i czule pocałował w czoło. Gorące lato na dobre zagościło w Payson. Właśnie wracali ze spotkania autorskiego, które odbyło się w maleńkiej lokalnej księgarni. Nina już tęskniła za klimatyzacją, która tam działała, dając przyjemny chłód. Żar lał się z nieba, a emocje, które nią targały, wcale nie pomagały w ostudzeniu rozgrzanego ciała. Wyciągnęła z torebki plik dokumentów, którymi zaczęła wachlować przed twarzą.

– Nie mogę uwierzyć, że to się naprawdę dzieje – odparła, wcale nie kłamiąc.

Ona też była z siebie dumna. Dziś premierę miała jej najnowsza książka. Dwie poprzednie stały się bestsellerem i cały czas królowały na listach najlepiej sprzedających się książek w kraju. Zadziwiające, że niespełna trzy lata temu stała rozbita w samym sercu Nowego Jorku i bała się tego, co przyniesie przyszłość.

– Koniecznie trzeba to uczcić, idziemy do „Drwala” na drinki!

– Landon, zlituj się. Popijawa w środku tygodnia to chyba nie jest najlepszy pomysł.

– Przypominam, że od zrzędzenia robią się zmarszczki, za to porządny Cosmopolitan ma właściwości antyoksydacyjne.

Nina pokręciła głową, wybuchając przy tym śmiechem. Wątpiła w prawdziwość tego stwierdzenia, ale wolała nie wdawać się w zbędne dyskusje. Kochała tego świra, nawet jeśli jego tezy były czasem oderwane od rzeczywistości. Spojrzała w górę, prosto w jego intensywnie zielone oczy. Doskonale pamiętała chwilę, gdy zobaczyła je po raz pierwszy.

Był pierwszy dzień szkoły, a ona szła dumnie z wielkim plecakiem na ramieniu. Payson było małym miasteczkiem i każdy doskonale wiedział, że ojciec Niny uciekł w środku nocy, zostawiając swoją córkę i żonę na pastwę losu. Rówieśnicy z miejsca wyczuli sensację i nie omieszkali obrać sobie dziewczyny za cel drwin. Pewnego dnia podczas przerwy, gdy Nina myślała, że jest już na skraju wytrzymałości, pojawił się o rok starszy kolega, skutecznie przepędzając całe towarzystwo. Kucnął przy dziewczynie i spojrzał na nią swoimi pięknymi, zielonymi oczyma. Od tamtej pory byli niemal nierozłączni. No, może poza momentem, gdy naiwnie podążyła za głosem swojego serca na drugi koniec kraju. To był czas, w którym nie utrzymywali kontaktu, i Nina niczego w życiu nie żałowała bardziej.

– Dobra, idziemy do „Drwala” – powiedziała w przypływie nagłej nostalgii.

– Będzie pani zadowolona. Może w końcu życzenia twojej mamy się spełnią i poznasz ciasteczko, które będzie godne twojego serca.

– Ciasteczko, w Payson? Przecież tu zostały tylko same zakalce. Każdy normalny człowiek wieje stąd, gdy tylko skończy szkołę średnią.

– A jednak ty wróciłaś – przypomniał, celując palcem w swoją przyjaciółkę i biorąc gryz wielkiego zielonego jabłka, które trzymał w dłoni.

– Głównie dlatego, że mieszkańców tego miasteczka nie interesują wielkomiejskie dramaty. Dla nich liczy się tylko to, co dzieje się u sąsiadów, i nikt na siłę nie szuka sensacji.

– Może masz rację. Największą sensacją ostatnich kilku lat był fakt, że wolę spotykać się z facetami.

Mężczyzna uśmiechnął się, złapał przyjaciółkę za ramię i pociągnął w stronę centrum miasteczka. Wiedział, że lepiej nie mówić Ninie o konkursie jedzenia hamburgerów, który miał odbyć się wieczorem „U Drwala”. Wydarzenie to cieszyło się ogromną popularnością wśród mieszkańców okolicznych miasteczek, więc istniała spora szansa, że oboje spotkają dziś kogoś ciekawego. Szybkim krokiem przeszli przez ulicę, żartując po drodze z niechęci Niny do poznawania nowych osób.

Po bolesnym rozstaniu, zgodnie z daną sobie obietnicą, Nina unikała romantycznych relacji. W tej kwestii nawet psychoterapeuta przyznał jej rację. Nie zamierzała szukać pocieszenia w męskich ramionach, bo doskonale wiedziała, że nikt nie zdoła poskładać do kupy jej żałosnego życia. To było jej zadanie. Była córką psychiatry, ale sama nigdy nie korzystała z dobrodziejstw terapii. Irracjonalny lęk chciał odwieść ją od tego pomysłu, ale wiedziała, że bez tego w końcu dotrze do punktu, z którego nie będzie już powrotu. Stopniowo przełamywała wstyd związany z dzieleniem się swoimi odczuciami z zupełnie obcą osobą, co zaowocowało fenomenalnymi efektami. Dzięki temu odzyskała wiarę w siebie, chęci do życia i nadzieję na szczęśliwą przyszłość. Co prawda, nie chodziła na randki i raczej stroniła od nowych znajomości. Nie było jej to potrzebne. Pustkę w sercu zapełniał Landon i jego barwni partnerzy. Podstawowe potrzeby towarzyskie pozostawały zaspokojone, a jej serce bezpieczne. Układ idealny.

Minęli przystanek autobusowy i skierowali się ku wielkiej, drewnianej chacie. Pub „U Drwala” był jedynym tego typu przybytkiem w mieście. Właścicielem lokalu był starszy pan, który gdy nie stał za barem, zajmował się wycinką drzew w okolicznym lesie. Nosił koszulę w kratę i miał długą, lekko posiwiałą brodę, w której często można było dostrzec resztki spożywanych przez niego wcześniej posiłków.

Landon pchnął ogromne drzwi, przepuszczając przyjaciółkę przodem. Spodziewała się, że o tej porze nie zastaną w pubie nikogo. Zamiast tego przywitał ich wesoły gwar, pomieszczenie tętniło życiem. Gdy goście spostrzegli nowo przybyłych, na moment zapanowała kompletna cisza, lecz po chwili znów zrobiło się gwarno. Każdy z zebranych kolejno podchodził do Niny, by pogratulować jej sukcesu. No tak, są również minusy życia na kompletnym zadupiu. Kobieta nienawidziła być w centrum uwagi. Odszukała wzrokiem Landona, licząc na ratunek, ale on już badał teren w rozmowie z jakimś nieznajomym. Rozejrzała się dookoła i ze zgrozą odkryła, że obcych twarzy jest więcej. I wtedy to zobaczyła – wielki baner z reklamą konkursu jedzenia hamburgerów i dzisiejszą datą. Doskonale pamiętała te wydarzenia i to, co się podczas nich dzieje. Nagle zapragnęła zniknąć i udusić Landona. Sama nie wiedziała, co było bardziej kuszącą opcją.

– Więc to ty jesteś tą sławną, samotną pisarką, o której wszyscy mówią?

W stronę Niny szedł mężczyzna w średnim wieku, z zakolami i wielką plamą po musztardzie na koszulce. Nie sprawiał sympatycznego wrażenia, a kobieta momentalnie poczuła, że nie ma zamiaru wdawać się z szemranym gościem w dyskusję.

– Przepraszam, ale nie jestem w nastroju na rozmowy.

Facet najwidoczniej nie miał pojęcia o przestrzeni osobistej, bo każdy krok Niny w tył skutkował jego dwoma krokami do przodu. Miała w dupie fakt, że wyjdzie na gbura, i zaczęła pospiesznie się cofać, byle tylko znaleźć się jak najdalej od namolnego faceta.

Nagle potknęła się o coś twardego i straciła równowagę. W myślach już szykowała się na bolący przez tydzień tyłek, ale od upadku uratowały ją czyjeś silne ramiona. Spojrzała w górę, wprost w niemal czarne, bijące chłodem oczy. Wiedziała, że powinna przeprosić lub chociaż podziękować za ratunek, ale nie była w stanie wykrztusić słowa. Mężczyzna był przystojny i z pewnością miał ogromne powodzenie wśród kobiet. Ciemne włosy niesfornie opadające na czoło, dwudniowy zarost, a na szyi tatuaż przedstawiający kamerę. Nie to jednak wprawiło Ninę w osłupienie. Zawsze była zdania, że oczy są zwierciadłem duszy, a w jego oczach nie mogła nic wyczytać. Były chłodne i pozbawione jakichkolwiek emocji. Puste. Przerażające. Zupełnie jakby spojrzała w oczy diabła. Wbrew zdrowemu rozsądkowi, który rozpaczliwie wysyłał jej wszelkie możliwe sygnały ostrzegawcze, stała jak zahipnotyzowana. Mężczyzna po chwili uśmiechnął się, nie wypuszczając Niny z objęć, jednak jego spojrzenie nadal pozostawało bez wyrazu.

– Chyba musi pani przeprosić moją walizkę – powiedział głębokim głosem, od którego Ninę przeszył nieprzyjemny dreszcz. Nienawidziła, gdy ktoś mówił jej, jak powinna się zachować. Zjeżyła się cała, gotowa do ataku.

– A kim pan, do cholery, jest, że mi rozkazuje? – odparowała.

Co to za tekst? Czy ona postradała zmysły? Wyrwała się z objęć nieznajomego, który dziwnie działał na jej szare komórki. Wygładziła sukienkę i wyprostowała się dumnie. Za wszelką cenę chciała ukryć to, jakie wrażenie na niej wywarł. 

– Lubi pani niespodziewanie wpadać do cudzego życia? – zapytał, nonszalancko mieszając zawartość szklanki, którą trzymał w dłoni. Ewidentnie bawiła go ta sytuacja, a kobieta poczuła nieodpartą pokusę, by zrobić mu na złość.

– Niespodziewanie to będzie pan zaraz biegł w stronę toalet. – Brew mężczyzny powędrowała do góry. Nie miał pojęcia, o czym ona mówi. – Właściciel tego baru to kochany człowiek, aczkolwiek bardzo rozkojarzony. Często zdarza mu się postawić swoje leki na przeczyszczenie zaraz obok tych malutkich, wymyślnych buteleczek z alkoholami. Jak pan się domyśla, bardzo łatwo o pomyłkę.

Mężczyzna zrobił wielkie oczy, a Nina odwróciła się wymownie i ruszyła w stronę wyjścia. Pchnęła masywne drzwi i wyszła na zewnątrz. Mimo popołudniowej godziny żar lejący się z nieba był nie do wytrzymania. Opadła ciężko na drewnianą huśtawkę, wyciągnęła z kieszeni telefon i napisała krótką wiadomość do Landona. Mężczyzna odpisał niemal natychmiast, informując, że poznał uroczego mężczyznę i zajrzy do niej później. Ekstra, pozostało jej więc świętowanie w samotności. Przez chwilę rozważała powrót do pubu, ale stwierdziła, że gra jest niewarta świeczki.

Wstała i z westchnieniem skierowała się w stronę domu. Może zacznie dziś nową książkę? W jej głowie powoli kiełkowała historia o czarnookim, diabelsko przystojnym demonie, który robił wodę z mózgu niewinnym dziewczynom. Była już na etapie wymyślania słodkich tortur dla głównego bohatera, gdy jej fantazje przerwał dźwięk telefonu. Spojrzała na ekran i niemal natychmiast odebrała połączenie.

– Pani Moore? – zapytał głos po drugiej stronie.

– Przy telefonie. – Żołądek ścisnął się jej w bolesny supeł. Wiedziała, że ten telefon nie wróży nic dobrego.

– Niestety tym razem nie mamy dobrych wiadomości…

Nina dała sobie jeden dzień na użalanie się nad sobą. Potem weźmie się w garść i będzie udawać, że wczorajsze wydarzenia nie miały miejsca. Spojrzała na swoje zdjęcie oprawione w ramkę. W niczym nie przypominała już tej szarej, zakompleksionej kobiety z Nowego Jorku. Mysie włosy zastąpiła burza fal w kolorze burgunda, figura stała się pełniejsza i bardziej zmysłowa, a cera zdrowa i promienna. W brązowych oczach widać było blask i pasję. Małomiasteczkowe życie wyraźnie jej służyło. Odkąd pamiętała, zawsze chciała się stąd wyrwać, a los sprawił, że to właśnie Payson stało się jej miejscem na ziemi. Kilka lat temu nie widziała dla siebie perspektyw niezależnie od miejsca, w którym się znajdowała. Dopiero po czasie dostrzegła, że wystarczy wyswobodzić się ze złotej klatki, by zobaczyć piękno otaczającego świata i możliwości, jakie on nam daje. Bo klatka – mimo że piękna i komfortowa – jest wyłącznie ograniczeniem, które powoli niszczy nas od środka. Dla Niny taką klatką było małżeństwo z Noahem i życie w Nowym Jorku.

Pierwszy rok po rozwodzie był dla niej trudny i tylko dzięki terapii i pomocy najbliższych dała sobie z tym wszystkim radę. Mama powitała ją z otwartymi ramionami, jak zresztą każdy w jej rodzinnym mieście. Bardzo miłym zaskoczeniem było również zachowanie Landona. Gdy tylko dowiedział się o powrocie przyjaciółki, przybiegł do niej z butelką wina i ani przez chwilę nie miał do niej żalu o to, jak brzydko go potraktowała, zrywając nagle kontakt. Było tak jak dawniej, a może i jeszcze lepiej. Spędzili długie godziny, rozmawiając, żartując i opowiadając o tym, co nowego przyniosło im życie. Nina dowiedziała się, że jej przyjaciel poszedł w ślady swojego ojca i objął stanowisko stróża prawa. Gdy byli mali, zastanawiali się, po co w tak spokojnym miasteczku biuro szeryfa. Teraz okazało się, że mieszkańcy nie są tak niewinni, na jakich wyglądali, a jej przyjaciel zazwyczaj miał ręce pełne roboty. Donosy sąsiedzkie dotyczące roztrzaskanych krasnali ogrodowych, deptania kwiatków czy psów załatwiających się na czyjąś posesję były normą. Ona z kolei nie miała nic ciekawego do opowiadania. Znalazła się na życiowym zakręcie, a Landon pomógł jej łagodnie go pokonać. 

To on załatwił jej pracę „U Drwala”. Nie zarabiała kokosów, ale przynajmniej stać ją było na opłacenie rachunków. Introwertyczna natura Niny czyniła z niej doskonałą obserwatorkę otoczenia. Uwielbiała zastanawiać się, o czym myślą inni ludzie, czym się zajmują i jak wygląda ich dzień, a praca w pubie była zajęciem do tego wprost idealnym. Czasami, gdy nie było klientów, otwierała laptop i zapisywała to, co wpadło jej do głowy. To była jedna z niewielu rzeczy, które jej wychodziły. Gdy pisała, przenosiła się do świata, w którym chciałaby żyć. Bez zdrad, kłamstw i manipulacji. Dawała życie bohaterom i kreowała dla nich szczęśliwe zakończenia. W fikcyjnym świecie Niny wszystko było proste.

Pół roku później jej pierwsza powieść była skończona. Pokazała swoje dzieło Landonowi, a on bez jej wiedzy rozesłał książkę do wydawnictw. Do dziś pamiętała emocje towarzyszące jej w chwili, gdy przeczytała e-mail informujący o tym, że chętnie wydadzą jej powieść. Najpierw szok, później jeszcze większy szok i na koniec euforia. Wreszcie uświadomiła sobie, co chce w życiu robić i że może osiągnąć wszystko. No, prawie, bo relacje z mężczyznami nadal były dla niej skomplikowane i niewarte zachodu.

Kolejne miesiące spędziła na nanoszeniu poprawek, dyskus­jach z redaktorem i ustalaniu miliona rzeczy z wydawcą. Wieczorami siadała przy laptopie i pisała następne dzieło. Dokładnie w rocznicę rozwodu zatrzymała się w centrum Payson i podziwiała efekt swojej pracy, stojący dumnie na wystawie księgarni. To właśnie w tym dniu postanowiła wyprowadzić się od matki i kupić uroczy domek, o którym zawsze marzyła. Była szczęśliwa. Odzyskała swój dawny żar, rodzinę i przyjaciół. Czegoś jednak jej brakowało, lecz sama nie wiedziała czego. Uważała, że to wymysł jej wyobraźni. Ludzie są zaprogramowani tak, by zawsze chcieć czegoś więcej. Ignorowała więc wewnętrze podszepty i cieszyła się tym, co ma. 

Teraz