W myśl praw geometrii. Jak lewica przestała się martwić i pokochała logikę towarową - Dawid Kujawa - ebook

W myśl praw geometrii. Jak lewica przestała się martwić i pokochała logikę towarową ebook

Kujawa Dawid

0,0
14,99 zł

Ten tytuł znajduje się w Katalogu Klubowym.

DO 50% TANIEJ: JUŻ OD 7,59 ZŁ!
Aktywuj abonament i zbieraj punkty w Klubie Mola Książkowego, aby zamówić dowolny tytuł z Katalogu Klubowego nawet za pół ceny.


Dowiedz się więcej.
Opis

Dawid Kujawa, jeden z najciekawszych głosów krytyki literackiej młodego pokolenia, tym razem odchodzi od teorii literatury, by dać nam przenikliwy esej dotyczący tak żywotnych dla nas wszystkich idei jak wiara, nadzieja, miłość, wolność, równość, braterstwo, ale także współczucie, szczodrość i mądrość. Co się z nimi stało w czasach, gdy kapitalizmowi przestały wystarczać podboje geograficzne i dokonał kolonizacji naszego wnętrza? Czy wspólnotowe wartości da się jeszcze ocalić?

Autor, krytykując współczesną lewicę, która swoją sprawczość w dużej mierze sprowadziła do facebookowego spektaklu, a bunt zamieniła w towar, z finezją i swadą pokazuje, jak myślenie ilościowe opanowało wszystkie aspekty naszego życia, wypierając jakość. Miłość zdaje się coraz trudniejsza, gdy kierują nią aplikacyjne algorytmy. Spełnienie jest całkowitą mrzonką, kiedy indywidualność rozmieniliśmy na drobne, przekształcając ją w zbiory kliknięć, preferencji i godzin spędzonych przed ekranem. Samotność i depresja jawią się jako naturalna odpowiedź na kulturę, która promuje konkurencyjność i egoizm – zarówno w stosunkach pracy, jak w osobistych relacjach: wszak bezwarunkowe wsparcie straciło dawny sens, a na pierwszy plan w debacie publicznej wysunęła się koncepcja umiejętnego stawiania granic i autonomii jednostki. Czy w takich warunkach bliskość jest w ogóle możliwa? Nawet seks przestał być wolną przestrzenią zabawy, przekształcając się w wynik umowy transakcyjnej.

„W myśl praw geometrii. Jak lewica przestała się martwić i pokochała logikę towarową” to niezwykle ważna książka szukająca odpowiedzi na pytanie, co zrobić, by lewica urwała się z dopaminowej spirali agresji, która nakręca „cancel culture”, i pomogła nam uratować niepodzielność oraz zachować duszę.

Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
czytnikach certyfikowanych
przez Legimi
czytnikach Kindle™
(dla wybranych pakietów)

Liczba stron: 178

Oceny
0,0
0
0
0
0
0
Więcej informacji
Więcej informacji
Legimi nie weryfikuje, czy opinie pochodzą od konsumentów, którzy nabyli lub czytali/słuchali daną pozycję, ale usuwa fałszywe opinie, jeśli je wykryje.



Dla Laury –

z podziękowaniem za cierpliwość, miłość i upór,

które przypominają mi o niemierzalnym bogactwie

Co to jest wartość? Powiadają: jest to ilość rzeczy, którą można otrzymać w zamian za coś; z czego wynika, że jeśli nie mam zbytu, nie mam i wartości. […] Gdyby jednak sięgnięto do języka pospolitego, który jest tak prawdziwy, znaleziono by rychło rzeczywistą definicję wyrazu: wartość. […] Wartość jest tedy niczym innym jak ruchem ducha i w istocie swej wyobraża wszystko, co pobudza ruch ducha.

Adam Mickiewicz, Literatura słowiańska. Kurs czwarty (wykład IX z 12 marca 1844)

Nawet tak hojny dar miłości ziemskiej,

Najnikczemniejsze, najmniejsze drobiazgi,

Które się kryją w otchłannych głębinach,

Przedmioty życia, nawet życie samo

I dozwolony prawem, nędzny okruch

Wolności nawet, i braterstwo ludzi,

Te obowiązki, które miłość w sercach

Ma nakazywać spełniać bez namysłu

– Wszystko się kupi, sprzeda na jarmarku

Percy Bysshe Shelley, Królowa Mab (przeł. Zofia Kierszys)

Wstęp

[…] Lecz kto z nas

Umysł swój potnie w myśl praw geometrii,

Jakby prowincję – w koła i kwadraty?

William Wordsworth, Preludium (przeł. Stanisław Kryński)

W 2004 roku Saul Williams, muzyk i poeta słynący z krytycznego stosunku do kapitalizmu, opublikował swój drugi studyjny album. Płytę promował singiel List of Demands, mocny i chwytliwy protest song rzucony prosto w twarz korporacyjnej Ameryce. Cztery lata później firma Nike wykorzystała utwór w kampanii reklamowej, a twórca spotkał się z krytyką ze strony ideowych fanów. Williams tłumaczył swoją decyzję: część z was nie wiedziała o moim istnieniu, dopóki nie wyemitowano reklamy; garstka aktywistów nie zmieni świata, nieprzekonanych musimy zaangażować w walkę przez siłę muzyki; kontrakt z Nike pozwolił mi spotkać wpływowych ludzi i w cztery oczy porozmawiać z nimi o warunkach pracy, jakie zapewniają dwunastoletnim dzieciom w Pakistanie.

Paradoks buntu wystawionego na sprzedaż nie jest wyjątkiem od reguły, lecz kluczem do zrozumienia późnego kapitalizmu. Ale moralne oburzenie nie pozwala uchwycić clue problemu. Potrzebna jest analiza odsłaniająca mechanizmy, które nawet opór zmieniają w towar. Dlatego w tej książce przyjmuję perspektywę mającą swoje źródła w nieortodoksyjnym marksizmie: tylko ona pozwala w pełni dostrzec, jak głęboko wartość wymienna przeniknęła do sfer życia pozornie od niej wolnych.

Precedens Saula Williamsa dobrze podsumowuje kondycję lewicy u progu XXI wieku. To nie zorganizowany świat pracy ma wywierać presję na kapitalistów, ale idole muzyki pop, którym zamiast realnej siły przetargowej wystarczy szczera chęć rozmowy. To nie wyzysk i moralne zepsucie klasy politycznej są problemem, ale brak świadomości mas, dlatego wszystkimi kanałami komunikacji należy przekonywać je do działania. Ilu ludzi musi ubrać się w koszulki z wizerunkiem Che Guevary uszyte w Azji Południowej, by skończył się globalny wyzysk?

Cicha wszechobecność logiki towarowej stanowi jedną z głównych przyczyn towarzyszącego nam dziś społecznego rozedrgania. Bo niezależnie od usytuowania i poglądów politycznych, wyznania i tożsamości niemal wszyscy mamy narastające wrażenie, że coś jest nie tak. Nigdy jeszcze nie byliśmy ze sobą tak dobrze skomunikowani, a jednak czujemy się coraz bardziej samotni. Nigdy nie mieliśmy dostępu do tak szerokiego asortymentu dóbr materialnych, a wciąż jesteśmy niezaspokojeni. Nigdy nie korzystaliśmy na taką skalę z usług, ale czy stać nas na demokratyzację luksusu, skoro żyjemy w permanentnym zadłużeniu? W tej książce próbuję przyjrzeć się temu, jak zmiany w zakresie ekonomicznych podstaw rzeczywistości i przekształcenia kulturowe wpływały na siebie wzajemnie w ciągu ostatnich dekad, tworząc środowisko do życia jednocześnie niezrozumiałe, osobliwe i okrutne. Materializm kulturowy – jako metoda badająca nierozerwalny związek między strukturą ekonomiczną a praktykami symbolicznymi – rzuca lepsze światło na chaotyczną naturę współczesności. Doprawdy, nie musimy czuć się aż tak zagubieni, wszystko ma tu swoje miejsce, swoją przyczynę i skutek. Wskazując na ścisłe zależności między obyczajowością i ekonomią polityczną, oprowadzę czytelnika po barwnej krainie, w której z dnia na dzień postępuje aksjologiczne ujednolicenie: jedyną powszechnie akceptowalną wartością staje się wartość pieniężna.

Nieskończona chciwość i nowe źródła zasobów

Bohater filmu Wall Street Olivera Stone’a, grany przez Michaela Douglasa Gordon Gekko, w jednej z kluczowych scen wygłasza swoją kultową apologię chciwości: „Chodzi o to, panie i panowie, że chciwość – z braku lepszego słowa – jest dobra. Chciwość jest stosowna. Chciwość działa. Chciwość wyjaśnia, podsumowuje i wyraża esencję ducha ewolucji. Chciwość we wszystkich swych postaciach – jako żądza życia, pieniądza, miłości, wiedzy – pcha ludzkość ku rozwojowi”. Choć mało kto zgodziłby się z tą tyradą, a sam Gordon postrzegany jest jako postać odrażająca, z bliskiej jego sercu chciwości uczyniliśmy fundament życia społecznego.

Minęło ponad sto lat, od kiedy Róża Luksemburg sformułowała przełomową tezę: „kapitalizm rozwija się historycznie w niekapitalistycznym środowisku społecznym”. W ten sposób zwracała uwagę na konieczność istnienia zewnętrza, bez którego kapitał nie może rosnąć w siłę. System, w którego logikę definitywnie wpisany jest imperatyw wzrostu, do przetrwania potrzebuje coraz większej ilości zasobów. Stąd, argumentowała Luksemburg, konieczny jest imperialistyczny charakter państw narodowych. Tylko przemocą podbijając kolejne regiony geograficzne, chciwy potwór kapitalizmu może zdobywać surowce, tanią siłę roboczą, wreszcie – nowe rynki zbytu. W wywodzie Luksemburg kluczowe były rewolucyjne wnioski: przestrzeń zewnętrzna ma swoje fizyczne granice. Kiedy kapitał do nich dotrze, okażą się one granicami wzrostu, a tym samym rozpocznie się seria druzgocących kryzysów, których panujący reżim gospodarczy już nie przezwycięży. Potwór splądruje cały świat, w końcu nie będzie miał się czym wyżywić i umrze w samotności. Rozważania przedstawione w Akumulacji kapitału nie tylko są do dziś niezwykle inspirujące, lecz także wciąż zawierają w sobie silny potencjał krytyczny. To, czego Luksemburg nie przewidziała, wcale nie odbiera mu wagi – raczej domaga się korekty[1].

Kapitalizm rozprzestrzenił się na cały glob, przezwyciężył kolejne kryzysy i nie upadł – dlaczego? Bo zewnętrze pełne cennych surowców wcale nie musi mieć wymiaru geograficznego ani ekstensywnego. Może istnieć w szczelinach dnia powszedniego, w naszych ogniskach domowych, w gestach życzliwości, w uściskach dłoni, pocałunkach i modlitwach. W minionym stuleciu nawet najbardziej wnikliwi marksiści nie byli w stanie wyobrazić sobie rozmachu, z jakim kapitał nauczy się podporządkowywać sobie to, co do tej pory stanowiło niedostępną mu domenę intensywności – ludzkie wnętrze.

Chcę opowiedzieć o prawidłach współczesnego kapitalizmu, który nie zważając na nic, odbiera nam ostatnie przestrzenie wolności, traktując je jak dawne kolonie. Co więcej, nie oszczędza nawet rosnącej w nas tęsknoty za odebraną wolnością. W pewnym sensie jest to książka o tym, że przenikliwa teza Marksa i Engelsa – „wszystko, co stałe, rozpływa się w powietrzu” – okazuje się prawdziwa również w postaci swojego lustrzanego odbicia: wszystko, co dotąd unosiło się w powietrzu, krystalizuje się w stałą formę. Nawet najbardziej efemeryczne zjawiska w mgnieniu oka mogą zmienić się w towar, gdy tylko pozwolą na to wciąż poszerzane i rozszczelniane normy kulturowe.

Urzeczowienie

Szczęście mierzymy w lajkach, czas w kalendarzu Google’a, miłość w dopasowaniach algorytmów Tindera. Ból, lęk i upokorzenie są streamowane na żywo i monetyzowane przez patoinfluencerów, wysoko nagradzanych za zachowania, które powszechnie uznajemy za szkodliwe społecznie. Nie – to nie eksces współczesności, ale logiczna konsekwencja procesu, który diagnozował już Karol Marks. Zacznijmy od początku.

Tam, gdzie dominuje kapitalistyczny sposób produkcji, bogactwo społeczne jawi się w formie towarowej[2]. Lecz zanim to, co wspólne i społecznie dostępne, zostanie zredukowane do towaru, odbywa się swoista alchemia. Istotę owej przemiany w codziennym doświadczeniu pozwala zrozumieć pojęcie urzeczowienia, któremu wiele uwagi poświęcił młody György Lukács – procesu, w którym to, co żywe i dynamiczne, zostaje unieruchomione i spetryfikowane.

W kapitalistycznej logice czas traci swoją naturalną płynność i krzepnie w wymiernych jednostkach – w roboczogodzinach przekładanych na płace. Krzepną relacje społeczne, przyjmując postać skończonych dóbr, które mierzy się ich wartością wymienną. Krzepnie ludzka kreatywność, sprowadzając człowieka do przedmiotu, który może on zaoferować pracodawcy. Jeśli „ilość decyduje o wszystkim”, jak pisał Marks w Nędzy filozofii, trudno już mówić o jakości przeżywanego życia. Kapitalizm unieruchamia i obiektywizuje nie tylko rzeczywistość, lecz także samą świadomość człowieka.

Za sprawą urzeczowienia ludzie stają się obserwatorami „tego, co przydarza się [ich] własnemu istnieniu”[3]. System, którego cząstką stają się w procesie produkcji, jawi im się jako obcy i wrogi – nazywamy to alienacją. Aby człowiek mógł sprzedać swoje kompetencje kapitaliście, musi dokonać się ich urzeczowienie. W ten sposób powstaje siła robocza, jedyny towar, jakim dysponuje robotnik. Pewien kompleks zdolności odrywa się od osobowości człowieka i staje się obiektywnie istniejącą rzeczą. Pierwotna i intuicyjnie właściwa forma istnienia, jaką jest stawanie się, przekształca się w byt. Przygotowując CV, obserwujemy siebie i swoje zdolności z zewnątrz, jak rzecz, której zakup rekomendujemy. To jakiś rodzaj społecznie uznawanego out-of-body experience. Dlaczego właściwie przestało nas to przerażać?

To, co w człowieku specyficznie ludzkie, zaczyna być rozumiane – pisze Lukács – jako „li tylko źródła możliwych błędów, przeciwstawiające się z góry wyliczonemu funkcjonowaniu tych abstrakcyjnych praw cząstkowych”. Nikt nie przedstawił tego fenomenu tak dobrze jak Charlie Chaplin w filmie Dzisiejsze czasy, w którym główny bohater niezdarnie miota się przy taśmie fabrycznej, nie potrafiąc utrzymać tempa narzuconego mu przez maszynę. Popełnia błędy, bo jest człowiekiem, a system fabryczny wymaga, by wykonywał konkretne sekwencje ruchów z robotyczną precyzją.

Jak zmierzyć duszę?

Tradycyjne taśmy fabryczne powoli znikają w odmętach historii, ale zdaje się, że przywykliśmy do ich monotonnego ruchu, bo postanowiliśmy zabrać go ze sobą w nowe tysiąclecie. Teraz sami napędzamy postindustrialne taśmy fabryczne, przesuwając palcem wzdłuż ekranu smartfona. Algorytmy mierzą naszą uwagę, każde kliknięcie jest kolejnym zrealizowanym punktem we wskaźnikach efektywności. Bogactwo społeczne, na które kapitał czyha dziś najbardziej, nie ma charakteru materialnego. Nie dotyczy nawet motorycznych zdolności człowieka. Obejmuje najbardziej intymne sfery życia.

Lukács twierdził, że o ile specjalizacja w ramach podziału pracy tłumi życie duchowe i gwałci istotę człowieczeństwa, urzeczowienie siły roboczej z czasem obejmować będzie coraz bardziej rozwinięte i coraz bardziej „duchowe” kompetencje. W 2020 roku światowe media obiegła historia procesu sądowego, jaki była moderatorka treści w YouTube wytoczyła właścicielom serwisu. Zadaniem powódki, która dla zachowania anonimowości przedstawia się jako Jane Doe, było oglądanie od stu do trzystu filmów dziennie i oznaczanie nieodpowiednich materiałów publikowanych przez użytkowników, które następnie były usuwane z serwisu. Twierdziła ona, że podczas wielogodzinnych seansów zmuszona była oglądać drastyczne materiały przedstawiające między innymi masowe morderstwa, okaleczanie zwierząt i gwałty na dzieciach. Widziała ludzi jedzących z rozbitej czaszki, egzekucje dokonywane przez kartele, amatorską aborcję i kilka samobójstw. W ciągu roku pracy rozwinęły się u niej depresja lękowa i syndrom stresu pourazowego, które nie pozwalały jej spać, przebywać w miejscach publicznych ani wykonywać podstawowych czynności. Prawnicy Doe podkreślali, że YouTube zignorował standardy bezpieczeństwa w miejscu pracy obowiązujące w stanie Kalifornia. Gdy rozejrzymy się wokół, aż trudno uwierzyć, że Lukács za szczytowy punkt kapitalistycznego urzeczowienia kompetencji uznawał dziennikarstwo, twierdząc, że opiera się ono na „sprostytuowaniu przeżyć i przekonań”. Jane Doe, przyparta do muru przez przymus ekonomiczny, w sposób skrajny urzeczowiła swoją wrażliwość i empatię, narażając się na długotrwałe problemy ze zdrowiem psychicznym.

W poszczególnych rozdziałach tej książki spróbuję pokazać, jak kapitał stymuluje płynne przejścia pomiędzy wzorcami moralnymi, używając do tego zwykle dyskursu emancypacyjnego. Zobaczymy, że mechanizm urzeczowienia kompetencji, które dotąd nie brały udziału w akumulacji kapitału, pozostał niemal taki sam jak w przypadku pracy fabrycznej. Gospodarki przemysłowe, które w ubiegłym wieku dominowały w świecie zachodnim, lekceważyły ludzkie potrzeby ekspresji i samorealizacji, wymuszając powtarzalne, mechaniczne czynności. Gdy ludzka dusza była przez kapitał ignorowana, urzeczowieniu podlegały jedynie zdolności motoryczne. Kapitalizm postprzemysłowy, który obiecuje swobodę ekspresji i uwolnienie od alienacji, urzeczowia zupełnie inne kompetencje, co dobrze pokazuje przykład administratorki YouTube’a. Unieruchomieniu, racjonalizacji i obiektywizacji podlega wewnętrzne bogactwo człowieka, które wcześniej stanowiło jego osobistą, gorliwie strzeżoną przestrzeń. Wszyscy doświadczamy wymuszonej życzliwości pracowników call center, sztucznych uśmiechów baristek Starbucksa i idiotycznych korporacyjnych small talków – to nie nowa dekoracja, lecz istota współczesnego sposobu produkcji.

Brzemię oświecenia

Dawniej pracę rzemieślnika oceniano po jakości przedmiotu, który stworzył – po pięknie kolorowej tkaniny, wytrzymałości dębowego stołu, funkcjonalności ręcznie kutego noża. Pracę robotnika wycenia się na podstawie jednostek siły roboczej, którą sprzedał na rynku. Urzeczowienie sprawia więc, że świat traci swoją wielowymiarowość i jawi się jako wielki rachunek obliczeniowy. Żywa w doświadczeniu rzeczywistość zostaje unieruchomiona i podzielona na mniejsze elementy, przypomina tabelę danych. Nie bez powodu mówi się o pracownikach korporacji jako „trybikach systemu”. Skoro znika nieprzewidywalność i możliwe stają się dokładny pomiar oraz wycena, każdego pracownika z łatwością można zastąpić tańszym lub bardziej wydajnym.

Taki obraz świata ma źródła w epoce oświecenia. Choć pozostawiła nam ona dziedzictwo w postaci emancypacyjnych idei i równościowych zrywów, dała nam też swoje brzemię. Fizyka Newtonowska nauczyła nas traktować świat jak wielki mechanizm, który można rozłożyć na części, zmierzyć i poddać kontroli. Ten paradygmat naukowy stanął u podstaw gospodarki kapitalistycznej: „Wahadło zegarowe stało się ścisłym miernikiem względnej wydajności pracy dwóch robotników, jak jest nim dla prędkości dwóch lokomotyw”[4]. Racjonalizm rozparcelowuje rzeczywistość na mniejsze elementy, a następnie włącza je w kalkulację.

Lukács nie zajmował stanowiska antyoświeceniowego, a gdy poddawał krytyce racjonalizm, postulował dialektyczną syntezę – sprzeczne tendencje miały ostatecznie doprowadzić do swojego zniesienia za sprawą wykształcenia się świadomości klasowej proletariatu. W pewnym sensie jego śladem idą dziś Aaron Bastani w manifeście W pełni zautomatyzowanego luksusowego komunizmu czy Jan Zygmuntowski, który postuluje budowę publicznej wspólnicy danych. Prezentowany przeze mnie punkt widzenia jest nieco inny, bo nie lekceważę dokonań tych filozofów, których Lukács uznawał za irracjonalnych i reakcyjnych („Od Hamanna do Bergsona”). Dostrzegam większy potencjał w takich narracjach o współczesności, które mają źródła w romantycznym antykapitalizmie i dyskursach antyracjonalistycznych. Trudno powiedzieć, czy odkrycia w zakresie mechaniki kwantowej, które zakwestionowały potęgę paradygmatu Newtonowskiego, byłyby możliwe bez mistyków, surrealistów i wariatów…

Romantyzm przeciwko postępowi

Dwieście lat temu angielski poeta William Wordsworth pytał: „[…] kto z nas / Umysł swój potnie w myśl praw geometrii / Jakby prowincje – w koła i kwadraty?”. Romantycy buntowali się przeciwko redukcji życia do kalkulacji, zatem romantyczny antykapitalizm można rozumieć jako kontrideologię dla oświeceniowego racjonalizmu, jako społeczną skarbnicę „prawd żywych”, których nie dostrzega „mędrca szkiełko i oko”. Lukács użył tego sformułowania po raz pierwszy, pozostając krytyczny wobec zjawiska, które ono określa. Wątki Nietzscheańskiej etyki, które zdaniem autora zapowiadały wygraną NSDAP w latach trzydziestych, zadłużone były właśnie w tej tradycji[5]. Zamiast oskarżać romantyków o obskurantyzm i reakcjonizm, które utorowały drogę do nazizmu, szukam w ich obrazie świata tego, co wtórowało ruchowi luddystycznemu w czasach rewolucji przemysłowej.

Postęp technologiczny nie jest bowiem nic wart, kiedy odrywa się od idei emancypacyjnych i równościowych. Tym, którzy w romantyzmie dostrzegają prefigurację hitleryzmu, warto przypominać, jaką rolę amerykańska korporacja IBM odegrała w Holocauście. Gdyby nazistom nie udostępniono know-howzwiązanego z kartami perforowanymi i systemem statystycznym, tayloryzacja w fabrykach śmierci nie udałaby się na taką skalę[6]. Więźniom, których wyzwoliły wojska radzieckie, to wytatuowany identyfikator numeryczny przez całe życie przypominał o piekle, przez które przeszli.

Grzeszy, kto oblicza zebrany plon

Dla historyków badających możliwości powstania kapitalizmu wspomniana już „parcelacja” nie jest przenośnią. Witold Kula zasłynął na świecie książką Miary i ludzie (1970), w której z rozmachem analizował walki klasowe w społeczeństwach feudalnych. Zajmowało go to, jak ustandaryzowane wzorce metryczne stały się narzędziem wyzysku i kontroli klasy chłopskiej. Lokalne społeczności stosowały własne miary, dobrze oddające jakościowy wymiar pracy, i wyrażały niezadowolenie, gdy próbowano uniwersalizować systemy metryczne przez odgórne dekrety. Rolnik wiedział, czy jego ziemia jest „ciężka czy lekka, gliniasta czy lessowa, równa czy leżąca na pochyłym zboczu”, i stosował miary odnoszące się do ilości wysiewu lub czasu pracy[7]. Tam, gdzie uprawa ziemi służyła tylko zaspokojeniu potrzeb konsumpcyjnych rodziny, do narzucanych systemów podchodzono ze szczególną nieufnością. Jeszcze pod koniec XIX wieku w Macedonii „chłopi obawiali się jeść to, co policzone (pod rygorem wyrośnięcia wola u szyi)”. Wieśniacy z guberni włodzimierskiej twierdzili, że „nie godzi się sprawdzać wyroków Opatrzności”, dlatego „grzeszy, kto oblicza zebrany z pola plon”. Etnografowie odnotowali przypadki wierzeń, zgodnie z którymi urodzaje były większe, dopóki ziemia nie została zmierzona. Małe wspólnoty żyły według zasad, które strzegły przed włączeniem w zewnętrzny system gospodarczy. Dla chłopów, choćby intuicyjnie, zrozumiałe było to, że system ów pozbawia bezpośredniego kontaktu z owocami pracy – lepiej więc nie sprawdzać, co się stanie, kiedy zastosujemy jego narzędzia.

Podporządkowanie cech jakościowych wartościom ilościowym rozpoczęło się zatem na długo przed dominacją dojrzałej gospodarki kapitalistycznej. Ta ostatnia nie ustanowiłaby swojej hegemonii, gdyby nie uniwersalna metryka, która – nomen omen – przygotowała pod nią grunt. Jeszcze ze dwie dekady temu religijne „bezpieczniki” chłopów wzbudzałyby rozbawienie. Im większa część współczesnego życia podlega algorytmizacji, tym mniej zabawne zdają się dawne przesądy.

Społeczeństwa feudalne mają wiele wspólnego ze współczesnym kapitalizmem. Poczucie nieadekwatności miar, które towarzyszyło rolnikom, jest znane pracownikom korporacji. Niektórzy wkładają mnóstwo wysiłku w szacowanie pracochłonności, kreatywne rejestrowanie czasu pracy lub podporządkowywanie się kluczowym wskaźnikom efektywności (KPI). Inni godzinami przygotowują raporty finansowe, a następnie prezentują je podczas spotkań, których uczestnicy grają w gry, zamawiają żwirek dla kota lub przeglądają Instagram. Macierz arkusza kalkulacyjnego bywa tak samo oderwana od życia jak macierz rozparcelowanego pola uprawnego. Twoja uwaga, kreatywność i zaangażowanie są jak plon, którego nie godzi się przeliczać – ale gdzie podziały się nasze „bezpieczniki”?

Reszta tekstu dostępna w regularnej sprzedaży.

Przypisy końcowe

Wstęp

[1] Róża Luksemburg, Akumulacja kapitału. Przyczynek do ekonomicznego wyjaśnienia imperializmu, przeł. Julian Maliniak i in., Warszawa: Książka i Prasa, 2011.

[2] Karol Marks, Kapitał. Krytyka ekonomii politycznej, t. 1, przeł. Jerzy Heryng i in., Warszawa: Książka i Wiedza, 1951, s. 37–89.

[3] György Lukács, Urzeczowienie i świadomość proletariatu [w:] tegoż, Historia i świadomość klasowa. Studia o marksistowskiej dialektyce, przeł. Marek J. Siemek, Warszawa: PWN, 1988, s. 198–417.

[4] Karol Marks, Nędza filozofii. Praca najemna i kapitał. O wolnym handlu. Proudhon, przekł. anonimowy, Wolne Lektury,tinyurl.com/5n8r6acn [dostęp: 20.05.2025], s. 41.

[5] György Lukács, The Destruction of Reason, trans. Peter R. Palmer, London: Humanities Press, 1981.

[6] Edwin Black, IBM and the Holocaust. The Strategic Alliance between Nazi Germany and America’s Most Powerful Corporation, New York: Three Rivers Press, 2002.

[7] Witold Kula, Miary i ludzie, Warszawa: PWN, 1970.

Copyright © 2025 by Dawid Kujawa

Copyright © for this edition by Wydawnictwo Filtry, 2025

Wydanie I, Warszawa 2025

Opieka redakcyjna: Dariusz Sośnicki

Redakcja: Karolina Górniak-Prasnal / d2d.pl

Korekty: Anna Hegman / d2d.pl, Paulina Woźniak / d2d.pl

Projekt okładki: Marta Konarzewska / konarzewska.pl

Projekt typograficzny, skład i redakcja techniczna: Robert Oleś

Przygotowanie e-booka: d2d.pl

Wydawnictwo Filtry sp. z o.o.

Ul. Filtrowa 61 m. 13

02-056 Warszawa

[email protected]

www.wydawnictwofiltry.pl

ISBN 978-83-68180-68-8