Urszulańskie gawędy - S. Aleksandra Witkowska OSU - ebook

Urszulańskie gawędy ebook

S. Aleksandra Witkowska OSU

0,0

Opis

Autorką Urszulańskich gawęd jest s. Aleksandra Witkowska OSU. Jej sylwetkę we wstępie do książeczki dobrze zaprezentował profesor Jacek Chachaj. Zaakcentujmy także fakt, że s. Aleksandra w lubelskim klasztorze przeżyła zdecydowaną większość długiego, bo 94-letniego życia i swoją obecnością, modlitwą i pracą przede wszystkim na rzecz środowiska akademickiego Katolickiego Uniwersytetu Lubelskiego wyraziście wpisała się w pejzaż obecności Sióstr Urszulanek Unii Rzymskiej w Lublinie. Dlatego niejako miała tytuł, jak również naukowe narzędzia, będąc wytrawnym historykiem, do wsłuchania się w głos historii zakonnej i spisania gawęd. Wielowątkowość przekazanych treści sprawia, że odnajdują się w nich liczne środowiska, między innymi nauczyciele, uczennice i uczniowie szkoły prowadzonej przez Siostry, studenci pracownicy akademiccy KUL-u, którzy gościli w murach klasztoru na organizowanych przez Aleksandrę nieformalnych, towarzyskich kolokwiach, a także grono ludzi bezpośrednio współpracujących z Siostrami w wielu podejmowanych inicjatywach                   o charakterze duszpasterskim, chociażby tych przeznaczonych dla mieszkanek bursy i internatu prowadzonego niegdyś przez Siostry oraz wszyscy, którzy interesują się historią Lublina, zwłaszcza tym wyjątkowym miejscem w sercu miasta, jakim jest kompleks               kościelno-klasztorny ufundowany przez króla Władysława Jagiełłę.

Fragm. Przedmowy

Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
czytnikach certyfikowanych
przez Legimi
czytnikach Kindle™
(dla wybranych pakietów)
Windows
10
Windows
Phone

Liczba stron: 104

Rok wydania: 2024

Odsłuch ebooka (TTS) dostepny w abonamencie „ebooki+audiobooki bez limitu” w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
Oceny
0,0
0
0
0
0
0
Więcej informacji
Więcej informacji
Legimi nie weryfikuje, czy opinie pochodzą od konsumentów, którzy nabyli lub czytali/słuchali daną pozycję, ale usuwa fałszywe opinie, jeśli je wykryje.



Projekt okładkiKrystyna Dziadczyk

Redakcja i korekta

Agnieszka Łagowska

Redakcja techniczna

Hanna Fijołek

Konsultacje

s. Lucjana Kożak OSU

Fotografie

archiwum Sióstr Urszulanek UR w Lublinie:

okładka, s. 40, 82, 83, 111, 116, 122, 124, 131, 136, 141, 152, 154, 156, 163, 170, 180

Sylwia Szymańska:

34, 43, 44, 47, 49, 57, 62, 64, 72, 89-92, 96, 98, 102-104, 106, 108, 109, 141, 164

archiwum Wydawnictwa „Gaudium”:

30, 50, 58, 110

© Wydawnictwo „Gaudium”, Lublin 2024

ISBN 978-83-7548-500-4

Skład wersji elektronicznej

Katarzyna Szot

Wydawca

Wydawnictwo Archidiecezji Lubelskiej „Gaudium”

20-075 Lublin, ul. Ogrodowa 12

tel. 81 442 19 10, faks 81 442 19 16

e-mail: [email protected]

www.gaudium.pl

Przedmowa

Gawędy zrodzone z zachwytu nad pięknem duchowego życia

Książeczka, którą trzymamy w ręku, jest niewielką pozycją wydawniczą. Zrodziła się w cieniu klasztornego życia, prowadzonego we wspólnocie zakonnej przy ul. Narutowicza 10 w Lublinie i wyszła spod pióra s. Aleksandry Witkowskiej Urszulanki Unii Rzymskiej.

Niewielka objętość publikacji może sugerować ubóstwo informacji dotyczących historii Lublina i kompleksu zakonnego oraz życia wspólnoty Sióstr. Mam nadzieję, że wytrawny Czytelnik nie da się zwieść takiemu wrażeniu. Zapewniam wszystkich, że jest zgoła inaczej.

Naszą książeczkę można czytać, a właściwie nawet podczytywać w dowolnie obranym kluczu. Świadomie używam słowa „podczytywać”, gdyż każda z gawęd stanowi niejako odrębny esej popularnohistoryczny, który odsłania liczne zdarzenia, przywołuje ukryte dla przeciętnych obywateli miejsca oraz ukazuje znamienite osoby, w większości żyjące powołaniem zakonnym.

Ciekawy jest już tytuł publikacji „Urszulańskie gawędy”. Gawędy? Dzisiaj raczej dosyć rzadko posługujemy się tym słowem w odniesieniu do prowadzonej narracji. A sugeruje ono zasłuchanie się w mądrość opowiadanych historii, jak również – i to zasługuje na podkreślenie – autorytet osoby, która je przekazuje. Autorką „Urszulańskich gawęd” jest s. Aleksandra Witkowska OSU. Jej sylwetkę we wstępie do książeczki dobrze zaprezentował profesor Jacek Chachaj. Zaakcentujmy także fakt, że s. Aleksandra w lubelskim klasztorze przeżyła zdecydowaną większość długiego, bo 94-letniego życia i swoją obecnością, modlitwą i pracą przede wszystkim na rzecz środowiska akademickiego Katolickiego Uniwersytetu Lubelskiego wyraziście wpisała się w pejzaż obecności Sióstr Urszulanek Unii Rzymskiej w Lublinie. Dlatego niejako miała tytuł, jak również naukowe narzędzia, będąc wytrawnym historykiem, do wsłuchania się w głos historii zakonnej i spisania gawęd.

Dzisiaj sukcesorkami tychże opowieści są mieszkanki domu zakonnego przy Narutowicza 10, czyli Siostry Urszulanki. Ale nie tylko. Wielowątkowość przekazanych treści sprawia, że odnajdują się w nich liczne środowiska, między innymi nauczyciele, uczennice i uczniowie szkoły prowadzonej przez Siostry, studenci i pracownicy akademiccy KUL-u, którzy gościli w murach klasztoru na organizowanych przez s. Aleksandrę nieformalnych, towarzyskich kolokwiach, a także grono ludzi bezpośrednio współpracujących z Siostrami w wielu podejmowanych inicjatywach o charakterze duszpasterskim, chociażby tych przeznaczonych dla mieszkanek bursy i internatu prowadzonego niegdyś przez Siostry oraz wszyscy, którzy interesują się historią Lublina, zwłaszcza tym wyjątkowym miejscem w sercu miasta, jakim jest kompleks kościelno-klasztorny ufundowany przez króla Władysława Jagiełłę.

Kiedy wsłuchujemy się w gawędy – w tym przypadku należy powiedzieć: wczytujemy się – to mamy wrażenie, że otacza nas atmosfera życzliwego, towarzyskiego spotkania. Właśnie taki klimat spotkań potrafiła stworzyć s. Aleksandra Witkowska OSU. Doświadczały tego Siostry Urszulanki w zaciszu domu zakonnego, ale też liczni znajomi Autorki z kręgów akademickich. I, co często podkreślają, z upływem lat spotkania te miały coraz wyższą temperaturę serdeczności oraz wzajemnego otwierania się na siebie. Może spowodowane to było mijającym czasem, ale także potrzebą bliskości, bo współczesny świat coraz bardziej wydaje się być zatomizowany, co nie ułatwia spotkań pomiędzy środowiskami, ale i poszczególnymi osobami. A każde szczere spotkanie pomiędzy ludźmi rodzi wewnętrzny zachwyt nad człowiekiem i wdzięczność za to, że ktoś nas sobą duchowo ubogacił.

Noszę w sobie przekonanie, że „Urszulańskie gawędy” doprowadzą niejedną Czytelniczkę i niejednego Czytelnika do takich wzniosłych uczuć wdzięczności, wyrażanych wobec Boga i drugiego człowieka. Bo jeśli dobrze – także jako wydawca – odczytuję intencję spisania przez s. Aleksandrę Witkowską OSU tych opowieści, to być może chciała ona uczuciem zachwytu nad pięknem oraz bogactwem duchowego życia w jego różnych przejawach i zaangażowaniach zarazić innych – czyli nas. Przez gawędy ukazała różne koleje historii wspólnoty zakonnej Sióstr Urszulanek Unii Rzymskiej w Lublinie, a jednocześnie wskazała na duchowe piękno i siłę, które promieniują z życia dedykowanego Bogu, Kościołowi i Ojczyźnie. Ten zachwyt wyraża na kartach książki często w krótkich wersetach, którymi wieńczy niemal każdą z gawęd, jak np. na zakończenie gawędy odnoszącej się do zakonnej kaplicy: O, jak są miłe przybytki Twoje, Panie Zastępów! (Ps 84,2).

Przez tę publikację Autorka przekazała osobistą fascynację historią jako dziedziną nauki, której poświęciła zawodowe, akademickie życie, ale jednocześnie urszulańskim życiem zakonnym, które prowadziła w zaciszu domu przy ul. Narutowicza, dzięki wsparciu wielu Sióstr. Ta książka ukazuje się także właśnie dzięki ich wspierającemu zaangażowaniu.

Jako wydawca dziękuję Siostrze Lucjanie Kożak OSU, przełożonej lubelskiej wspólnoty zakonnej Sióstr Urszulanek Unii Rzymskiej, za współpracę z kolegium redakcyjnym na etapach redagowania tekstu oraz za pomoc w przeprowadzeniu wszelkich formalności koniecznych do uzyskania zgody na publikację tekstu i fotografii. Dziękuję także rodzonej siostrze Autorki Pani Marii Ullmann za potwierdzenie woli publikacji tekstu oraz Panu Jackowi Chachajowi za napisanie wstępu.

Kończąc, nadmienię, że jako dyrektor wydawnictwa, które opublikowało teksty s. Aleksandry Witkowskiej OSU, jestem jednocześnie kapelanem domu zakonnego Sióstr Urszulanek UR w Lublinie. Od ponad 10 lat codziennie mam możliwość modlić się z tą wspólnotą, sprawując dla niej Eucharystię. Z biegiem lat mojej posługi kapelana widziałem coraz wyraźniej, jak dla urszulańskiej rodziny była cenna osoba s. Aleksandry, która przez akademickie zaangażowanie oraz różne aktywności na rzecz licznego grona znajomych i przyjaciół składała wyjątkowe świadectwo swojego zakonnego życia. A może kiedyś ktoś dopisze kolejną gawędę urszulańską, poświęconą właśnie Jej?

ks. Marek Szymański

dyrektor Wydawnictwa Archidiecezji Lubelskiej „Gaudium”

Lublin, 7 czerwca 2024 roku, Uroczystość Najświętszego Serca Pana Jezusa

Wstęp

Publikacja, którą Czytelnik bierze do rąk, z kilku powodów jest lekturą szczególną. Składa się na nią cykl krótkich opowieści, zupełnie odrębnych, choć dość ściśle ze sobą powiązanych, nazwanych przez Autorkę gawędami. Przedstawiają one ważne wydarzenia z dziejów lubelskiej wspólnoty Zgromadzenia Sióstr Urszulanek Unii Rzymskiej (do którego przez siedem dekad Autorka należała), ale przybliżajątakże historię miejsca, w którym siostry osiadły w Lublinie. Tu bowiem różne ciągi wydarzeń, czasem bardzo od siebie z pozoru odległe tematycznie i czasowo, niejednokrotnie w sposób nieoczekiwany krzyżują się ze sobą.

Są to zatem gawędy urszulańskie, ale nie ściśle urszulańskie i nie tylko urszulańskie.

Od bardzo dawna wiedziano, że w miejscu, w którym stoi kościół Wniebowzięcia NMP Zwycięskiej (a przy nim urszulański klasztor), najstarsza świątynia powstała już u schyłku XIV wieku. Było to wówczas przedmieście, przy ważnej drodze z Lublina na południowy zachód. W pobliżu świątyni już w średniowieczu rozdzielała się ona na trakty: jeden w kierunku Wąwolnicy i dalej Kazimierza, a drugi wzdłuż Bystrzycy w górę jej biegu aż w okolice źródeł rzeki, gdzie łączył się z drogami do przeprawy przez Wisłę w pobliżu bardzo starego Zawichostu. Dopiero w późniejszych czasach szlaki te stopniowo traciły na znaczeniu jako wyjazdy z Lublina na rzecz innych traktów, które znajdowały się nieco dalej na północ. Ulica przed frontem kościoła przyjęła nazwę Najświętszej Panny Marii i nosiła ją aż do XIX wieku.

Najbardziej znanym historycznym widokiem Lublina jest pochodzący z drugiej dekady XVII wieku miedzioryt zwany widokiem Brauna i Hogenberga. Przedstawia on między innymi świątynię, której wezwanie w zapisach z tamtych czasów najczęściej podawano jako Najświętszej Maryi Panny Zwycięskiej. Łatwo rozpoznać ten kościół, bo jest najbardziej wysunięty na południowy zachód – na obrazie pierwszy po lewej stronie (wprawny obserwator wyłowi na rysunku znajdujący się jeszcze dalej w lewo, nieco ukryty niewielki kościółek Świętego Krzyża, w którego miejscu znajduje się dzisiaj kościół akademicki KUL). Jeśli nieco dokładniej przyjrzymy się widokowi Brauna i Hogenberga, zauważymy różne budynki w pobliżu interesującego nas kościoła. Dostrzeżemy przede wszystkim oznaczoną cyfrą 5 budowlę opisaną jako Turrisubi aquain Civitate artificiose deducitur – „wieża, skąd sztucznie rozprowadzana jest woda po mieście” (zawarty w opisie wyraz artificiose można przetłumaczyć jako „sztucznie”, ale kuszące jest przyjęcie innych możliwości: „sprytnie”, „kunsztownie” albo wręcz „artystycznie”). Jest to tzw. wieżyczka wodna będąca w XVI i XVII wieku elementem lubelskiego systemu wodociągowego. Do dzisiaj można ją oglądać na tyłach kościoła pw. Wniebowzięcia NMP Zwycięskiej. Dla tekstu, który Czytelnik bierze właśnie do rąk, ważniejsze są jednak inne zabudowania przedstawione przez Brauna i Hogenberga, znajdujące się między świątynią a wieżą. Jest to klasztor, w tamtych czasach zajmowany przez siostry Zakonu Najświętszego Zbawiciela Świętej Brygidy (Ordo Sanctissimi Salvatoris Sanctae Brigittae), zwane potocznie brygidkami. Kilka „Urszulańskich gawęd” dotyczy właśnie dziejów tego klasztoru oraz użytkujących go kolejno zgromadzeń – brygidek i (znacznie krócej) wizytek, a także przybyłych do Lublina w 1917 roku Urszulanek Unii Rzymskiej. Czytelnik ma szansę zrozumieć, jaką rolę w dziejach miasta odgrywały wymienione zakony, a ostatni nadal odgrywa.

Na temat dziejów kościoła pw. Wniebowzięcia NMP Zwycięskiej istnieje wiele opowieści silnie utrwalonych w świadomości lublinian, choć nie zawsze ściśle oddających przebieg rzeczywistych wydarzeń. Można w tym kontekście wspomnieć choćby przekaz mówiący o tym, że mury kościoła wzniesione zostały rękami krzyżaków – jeńców wziętych do niewoli w czasie bitwy grunwaldzkiej. Po zakończeniu budowy zostali osadzeni w lasach na północ od Lublina i tak powstała osada do dzisiaj nosząca nazwę Niemce. Sam kościół, nazywany przez lublinian: „pobrygidkowskim”, „powizytkowskim” lub „kościołem pod łańcuchami” (co wywodzi się od charakterystycznego ogrodzenia wzdłuż ul. Narutowicza przed frontem świątyni), zabytkowy, gotycki (choć wewnętrzny wystrój jest późniejszy) o charakterystycznej sylwetce i specyficznym, bo dwunawowym wnętrzu, skrywa kilka mało znanych a interesujących niespodzianek. Na przykład nad jego obecnym sklepieniem zachowały się fragmenty średniowiecznych malowideł zdobiących przed wiekami ściany świątyni. Budynek zwraca uwagę już samym usytuowaniem. Stoi bowiem wyraźnie ukośnie w stosunku do drogi. Pobliskie ulice także mają dość nieoczekiwane kierunki. Wszystkie te elementy są „żywymi skamielinami”, śladami bardzo odległej przeszłości. Bryła kościoła jest reliktem czasów, gdy świątynie były „orientowane” (prezbiterium z ołtarzem skierowane ku wschodowi). Z kolei kierunki ulic wynikają z trwających przez wieki podziałów własnościowych i są bezpośrednią konsekwencją rozmierzania gruntów miejskich przy okazji lokacji, zapewne ponad 700 lat temu...

Historia świątyni zaczęła się, gdy Wojciecha, bezdzietna wdowa po mieszczaninie lubelskim Dominiku, przekazała swoją dziedziczną posiadłość (nieznane nam zabudowania oraz trzy łany gruntu, które dla odmiany stosunkowo łatwo jesteśmy w stanie odszukać w dzisiejszej przestrzeni miasta) rajcom miejskim oraz braciom nieznanego nam bractwa Najświętszej Maryi Panny, polecając, aby zapisane dobra zostały przeznaczone na cel religijny. Obdarowani udali się do biskupa krakowskiego Piotra Wysza i uzyskali zgodę na wystawienie na otrzymanym gruncie kościoła pw. Najświętszej Maryi Panny i św. Barbary oraz na uposażenie i ustanowienie przy tej świątyni stałego duchownego – prebendarza (duchowny przy świątyni niebędącej kościołem parafialnym, który uzyskiwał dochody związane z konkretnymi obowiązkami – najczęściej odprawiania pewnej liczby mszy św.). W 1396 roku biskup Piotr poświęcił świątynię, a rajcy i bracia NMP przekazali uposażenie pierwszemu prebendarzowi – księdzu Maciejowi. Dziesięć lat później, w 1406 roku, biskup krakowski Piotr razem z biskupem wileńskim Jakubem nadali kościołowi, zwanemu czasem w najstarszych przekazach kaplicą, stosowne odpusty (co było normą w tamtej epoce). Z dokumentu nadającego dowiadujemy się przy okazji, że świątynię wzniósł wójt lubelski Wawrzyniec. Badacze już dawno sądzili, że jej wezwanie od początku było maryjne. Pojawiające się natomiast w źródłach wezwania św. Barbary oraz św. Zofii mogły być wezwaniami ołtarzy, przy których fundowano odrębne prebendy – altarie (typ prebend związany z konkretnymi ołtarzami). Być może wezwanie św. Barbary było związane z pierwotną darowizną Wojciechy, natomiast św. Zofii – z fundacją wójta Wawrzyńca. Właśnie z tą niewielką świątynią kilka lat później splotły się plany króla Władysława Jagiełły, które zapoczątkowały historię kolejnych klasztorów działających przy kościele pw. Najświętszej Maryi Panny.

Jako wotum po grunwaldzkim zwycięstwie Władysław Jagiełło postanowił ufundować klasztor Zakonu Najświętszego Zbawiciela założonego w połowie XIV wieku przez św. Brygidę Szwedzką, dlatego zwanego też Zakonem Świętej Brygidy. Wybór zgromadzenia nie był przypadkowy. Dążenia króla wynikały z tego, że jeszcze w czasach, gdy zakon krzyżacki stał u szczytu potęgi, stanowiąc śmiertelne zagrożenie dla Polski oraz Wielkiego Księstwa Litewskiego, św. Brygida, która była też mistyczką, głosiła, że w czasie jednej z wizji Pan zapowiedział zniszczenie zakonu krzyżackiego jako karę za sprzeniewierzenie się przez jego braci ideałom Ewangelii. W opinii Władysława Jagiełły i jego otoczenia klęska poniesiona na polach Grunwaldu przez rycerzy w białych płaszczach z czarnym krzyżem była początkiem realizacji tego objawienia. Fundowany klasztor miał być zatem zarówno podziękowaniem dla Boga za spełnienie Jego zapowiedzi, jak też zmaterializowanym elementem propagandy ukazującej pochodzącego z Litwy polskiego króla jako realizatora woli Bożej, swoiste „ramię Opatrzności”. W XV wieku przekaz ten był obecny na polskim dworze królewskim, a Jan Długosz (syn rycerza walczącego pod Grunwaldem) tak opisał proroctwo św. Brygidy: „Dlatego przyjdzie na nich czas, w którym połamią się ich zęby, prawa ręka zostanie okaleczona i zostanie okulawiona ich prawa noga, aby żyli i poznali samych siebie”, co już bardzo mocno nawiązuje do sytuacji krzyżaków po klęskach poniesionych w wojnach z Polską w XV wieku.

Pierwotne plany królewskie dotyczyły fundacji klasztoru na polu bitwy grunwaldzkiej. Nie dało się ich zrealizować, ponieważ teren ten pozostał pod władzą zakonu krzyżackiego. Władysław Jagiełło nie porzucił jednak swych zamierzeń, a jedynie je zmodyfikował. Poszukał innego miejsca. Wybór padł na Lublin – miasto położone w centrum jego rozległego państwa, na trasie nieustannych podróży odbywanych przez monarchę z Krakowa do Wilna i z powrotem. Król był w Lublinie wielokrotnie i wszystko wskazuje na to, że darzył miasto sentymentem. Tu, jeszcze przed koronacją na Wawelu, przyjął po raz pierwszy hołd jako władca od elity Królestwa Polskiego. Tu uposażył hojnie zamkową kaplicę Świętej Trójcy, ozdobioną w jego czasach słynnymi freskami w stylu wschodniego chrześcijaństwa. Król Jagiełło nadał Lublinowi prawo składu i ustanowił w mieście coroczny jarmark. Wbrew obiegowej opinii w istocie to nie