Uzyskaj dostęp do tej i ponad 250000 książek od 14,99 zł miesięcznie
Książka Gézy Perjésa od ukazania się w 1977 r. wzbudziła żywe zainteresowanie nie tylko na Węgrzech, ale i na świecie, czego wyrazem było jej wydanie w USA. Nic w tym dziwnego, ponieważ dzieło zawiera niezwykle interesujące rozważania metodologiczne dotyczące uwarunkowań procesu decyzyjnego i racjonalności polityki. Ponadto prezentuje geopolitykę mocarstw europejskich i Imperium Osmańskiego oraz rolę jaką w niej odgrywało Królestwo Węgier. Inną, niemniej ważną zaletą książki jest próba rekonstrukcji sił tureckich i węgierskich oraz bitwy pod Mohaczem, cenna dla każdego miłośnika batalistyki. Pomimo szczupłości źródeł pisanych autor, choć należący do historyków starszej generacji, wykazał się bardzo interdyscyplinarnym podejściem do zagadnienia, bowiem w odniesieniu do bitwy krytycznie skonfrontował je z danymi z zakresu topografii, hydrografii i gleboznawstwa. W świetle powyższego jest to praca naświetlająca skomplikowane relacje polityczne i konflikty zbrojne w Europie środkowej w pierwszej połowie XVI w., a także w okresach wcześniejszym i późniejszym.
Również dla polskiego czytelnika dzieło węgierskiego historyka wojskowości jest bardzo cenne, bo oprócz wyżej wymienionych walorów przybliża tragiczną historię średniowiecznego Królestwa Węgier, powiązanego dynastią Jagiellonów z Polską. Zwracają też uwagę liczne analogie w dziejach obu państw. Na przykład to co trawiło Węgry w pierwszej połowie XVI w. – to jest słabość gospodarcza, brak jedności, walki stronnictw politycznych, agresja obcych mocarstw i w konsekwencji rozbiór państwa – powtórzyło się w Polsce ponad 200 lat później. Ponadto Węgry, podobnie jak Polska, odzyskały niepodległość po I wojnie światowej, ale dopiero po ponad 370 latach! Pomimo tego Węgrzy zachowali tożsamość narodową, a krytykowany „kompleks Mohacza” pozwolił im przetrwać hekatombę II wojny światowej, wprawdzie w ostro potępianym sojuszu z III Rzeszą, ale w ówczesnym układzie sił była to jedyna szansa na przetrwanie niewielkiego narodu. Tak więc książka nie tylko zapozna Czytelnika z wydarzeniami z połowy XVI w., ale przyczyni się także do pogłębienia refleksji nad historią i związkami obu państw.
Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:
Liczba stron: 462
Rok wydania: 2018
Odsłuch ebooka (TTS) dostepny w abonamencie „ebooki+audiobooki bez limitu” w aplikacjach Legimi na:
zakupiono w sklepie:
Sklep Testowy
identyfikator transakcji:
1645558251755003
e-mail nabywcy:
znak wodny:
Tytuł oryginału:
The Fall of the Medieval Kingdom of Hungary: Mohacs 1526 – Buda 1541
© Copyright
Géza Perjés
© Copyright for Polish edition
Wydawnictwo Napoleon V
Oświęcim 2014
Wszelkie Prawa Zastrzeżone
© All right reserved
Tłumaczenie i redakcja:
Dariusz Maliszewski
Korekta:
Gabriel Szala
Redakcja techniczna:
Dariusz Marszałek
Strona internetowa wydawnictwa:
www.napoleonv.pl
Kontakt:[email protected]
Numer ISBN: 978-83-7889-703-3
Skład wersji elektronicznej:Marcin Kapusta
konwersja.virtualo.pl
Książka Gézy Perjésa od ukazania się w 1977 r. wzbudziła żywe zainteresowanie nie tylko na Węgrzech, ale i na świecie, czego wyrazem było jej wydanie w USA. Nic w tym dziwnego, ponieważ dzieło zawiera niezwykle interesujące rozważania metodologiczne dotyczące uwarunkowań procesu decyzyjnego i racjonalności polityki. Ponadto prezentuje geopolitykę mocarstw europejskich i Imperium Osmańskiego oraz rolę jaką w niej odgrywało Królestwo Węgier. Inną, niemniej ważną zaletą książki jest próba rekonstrukcji sił tureckich i węgierskich oraz bitwy pod Mohaczem, cenna dla każdego miłośnika batalistyki. Pomimo szczupłości źródeł pisanych autor, choć należący do historyków starszej generacji, wykazał się bardzo interdyscyplinarnym podejściem do zagadnienia, bowiem w odniesieniu do bitwy krytycznie skonfrontował je z danymi z zakresu topografii, hydrografii i gleboznawstwa. W świetle powyższego jest to praca naświetlająca skomplikowane relacje polityczne i konflikty zbrojne w Europie środkowej w pierwszej połowie XVI w., a także w okresach wcześniejszym i późniejszym.
Również dla polskiego czytelnika dzieło węgierskiego historyka wojskowości jest bardzo cenne, bo oprócz wyżej wymienionych walorów przybliża tragiczną historię średniowiecznego Królestwa Węgier, powiązanego dynastią Jagiellonów z Polską. Zwracają też uwagę liczne analogie w dziejach obu państw. Na przykład to co trawiło Węgry w pierwszej połowie XVI w. – to jest słabość gospodarcza, brak jedności, walki stronnictw politycznych, agresja obcych mocarstw i w konsekwencji rozbiór państwa – powtórzyło się w Polsce ponad 200 lat później. Ponadto Węgry, podobnie jak Polska, odzyskały niepodległość po I wojnie światowej, ale dopiero po ponad 370 latach! Pomimo tego Węgrzy zachowali tożsamość narodową, a krytykowany „kompleks Mohacza” pozwolił im przetrwać hekatombę II wojny światowej, wprawdzie w ostro potępianym sojuszu z III Rzeszą, ale w ówczesnym układzie sił była to jedyna szansa na przetrwanie niewielkiego narodu. Tak więc książka nie tylko zapozna Czytelnika z wydarzeniami z połowy XVI w., ale przyczyni się także do pogłębienia refleksji nad historią i związkami obu państw.
Na zakończenie trzeba podkreślić, że prezentacja bitwy na szerokim tle wydarzeń politycznych i militarnych w Europie i poza nią, wystawia autorowi najwyższą ocenę, a tym samym pozwala zarekomendować książkę polskiemu czytelnikowi.
Dr hab. Dariusz Maliszewski, tłumacz i redaktor
Atlantic Research and Publications Inc. prowadzi badania naukowe, organizuje konferencje i wydaje książki naukowe z historii i dziedzin pokrewnych. Fundusz Społeczeństwa Otwartego pomógł nam w ukończeniu badań i organizowaniu konferencji.
Redakcji tej książki dokonał profesor János M. Bak z pomocą profesorów Gustava Bayerle i Marjorie Sinel oraz dr Gabriele P. Scardellato. Przygotowaniem manuskryptu do druku kierowała Patricia Stracquatanio z Atlantic Research and Publications Inc. Mapy przygotowała pani Ida Etelka Romann.
Wszystkim instytucjom i osobom pragnę wyrazić moją szczerą wdzięczność i podziękowanie.
Highland Lakes, N. J.
15 marca 1988
Béla K. Király
Emerytowany profesor historii
Redaktor naczelny
Jak stwierdził redaktor serii w przedmowie, tłumaczenie niniejszej monografii na język angielski jest ważnym krokiem w kierunku prezentacji szerszej publiczności najnowszej nauki węgierskiej. Powiem więcej, publikując monografię Gézy Perjésa jednocześnie zapoznamy czytelnika z więcej niż jednym aspektem współczesnej węgierskiej historii intelektualnej. Ta książka może spełnić kilka funkcji i wypełnić mniej więcej trzy różne konteksty. Nie wszystkie z tych funkcji zostały świadomie wybrane przez autora, lecz gdy tekst trafia do opinii publicznej, to nabywa własne prawo do życia i może pełnić role („odczytów”) niekoniecznie zamierzone przez autora.
Upadek średniowiecznego Królestwa Węgier pierwotnie zatytułowany Mohacz jest dokładną rekonstrukcją wydarzeń sprzed około czterech i pół wieku, dokonaną przez eksperta w zakresie wojskowości od strony praktycznej i teoretycznej. Jest to również praca o zasadniczym znaczeniu w dyskusji historyczno-politycznej, która spowodowała, że na Węgrzech w latach 1970-tych pisanie o historii stało się nadrzędnym interesem publicznym. Także z powodu tych dwóch pierwszych funkcji, jest ona głównym opracowaniem dotyczącym historycznych i niehistorycznych wyborów oraz alternatyw zagrożonego kraju położonego w centrum Europy środkowej. Chronologicznie rzecz biorąc powinniśmy zacząć od drugiego aspektu, bo właśnie „debata o Mohaczu” skłoniła autora do zajęcia się tą problematyką, jak sam stwierdza w przedmowie do wydania węgierskiego (zob. poniżej). Jednak logicznie rzecz biorąc, zwłaszcza dla czytelnika spoza Węgier, pierwszy, monograficzny aspekt, jest z pewnością najbardziej oczywisty. Zatem zacznę od niego, ponieważ nie wymaga szczegółowego prezentacji.
Autor, urodzony w 1917 roku, jest absolwentem ostatniej przedwojennej klasy prestiżowej Akademii Wojskowej Cesarzowej Ludwiki, stuletniej szkoły oficerskiej na Węgrzech. Kapitan Perjés, po służbie na ukraińsko-rosyjskim teatrze działań w II wojnie światowej wrócił do pracy naukowej i stał się jednym z pierwszych przedstawicieli odnowionej socjologii. Jednak socjologia została wkrótce uznana za „burżuazyjną pseudo-naukę” i Perjés został usunięty ze środowiska akademickiego. Po kilku latach przymusowego milczenia mógł wrócić do pracy intelektualnej i w ciągu ostatnich trzydziestu kilku lat pisał głównie o historii Węgier – wojskowej i nie tylko – i o wojskowości, a przede wszystkim o Carlu von Clausewitzu, słynnym twórcy „nowoczesnej” myśli wojskowej. Tak więc gdy – ze szczególnych przyczyn omówionych poniżej – zaczął zajmować się analizą historycznej bitwy pod Mohaczem, wniósł do badań doświadczanie zawodowego oficera, a także spostrzeżenia teoretyka wojskowego. Były to zalety, które posiadało niewielu piszących o tej problematyce. Po przeanalizowaniu większości dostępnych źródeł i literatury dotyczącej tego okresu, podjął próbę systematycznej rekonstrukcji bitwy, wydarzeń ją poprzedzających, prawdopodobnego planu dowódców, szczegółów jej przebiegu i bezpośrednich następstw. W tym celu wykorzystał współczesne nauki o zachowaniu człowieka, które posłużyły do obliczeń danych o ruchach wojsk i sprzętu, a także tradycyjne badania historyczne. Niektóre specyficzne dane dotyczące siły wojsk mogą być trudno zrozumiałe dla czytelnika nieznającego spraw wojskowych, ale redaktor i autor postanowili przedstawić je w oryginalnej formie, ponieważ jest mało prawdopodobne, że ktoś kiedykolwiek podejmie trud powtórzenia tych obliczeń. W sumie zaakceptowaliśmy życzenie autora, aby w jak najmniejszym stopniu zmienić tekst węgierski właśnie dlatego, że szczegóły są tak ważne nie tylko dla monograficznego, a nawet dla innych aspektów tej pracy. Liczne tabele i mapy pokazują obszernie specjalistyczną wiedzę dr. Perjésa w zakresie tej problematyki. Na jeden „eksperymentalny” aspekt warto zwrócić uwagę. W związku z rosnącym zainteresowaniem tym okresem – zwłaszcza 450 rocznicą bitwy w 1976 roku – nakręcono film o Mohaczu i dr Perjés miał okazję, aby jako naukowiec pomóc w jego realizacji. To zadanie pozwoliło mu poznać teren w celu kierowania aktorami i statystami na polu. Jego podziękowania dla uczestników tego projektu (zob. poniżej) mówią o wartości tego doświadczenia wykorzystanego w pisaniu niniejszej monografii.
Każdy studiujący bibliografię autorstwa Perjésa zauważy, że przed 1970 rokiem nie zajmował się problematyką wojen turecko-węgierskich w XV-XVI wieku. Jak sam kilkakrotnie zauważył, książka znanego pisarza i krytyka filmowego Istvána Nemeskürtyego wydana w 1966 roku i poświęcona czasom po Mohaczu, wywołała jego „oburzoną odpowiedź”, a w następnych latach dyskusję o Mohaczu, której ważnym dokumentem jest niniejsza książka. Książka Nemeskürtyego była dziwnym tworem na rynku węgierskim: ani powieścią historyczną, ani monografią naukową z przypisami. Tak naprawdę nie różni się bardzo od udanych książek w języku angielskim na tematy historyczne, na przykład autorstwa Barbary W. Tuchman. Węgrzy przez wieki uważali bitwę z 1526 roku za główne, tragiczne wydarzenie w historii, które miało wpływ na wydarzenia następnych 500 lat. Książka Nemeskürtyego na pewno nie wzburzyła próbą deheroizacji, jeszcze jedną uważaną za realistyczną, lecz propozycją, że przegrana bitwa, choć będąc poważną klęską, nie była ostatnią szansą „narodu”. Zdaniem autora raczej brak jedności i niskie morale społeczeństwa w następnych dziesięcioleciach doprowadziły do ostatecznego upadku królestwa. Książka stała się bestsellerem, była kilkakrotnie wznawiana i wywołała liczne dyskusje w czasopismach, magazynach literacko-politycznych, a nawet w prasie codziennej. Oczywiście, autor dotknął w niej – jak i w późniejszych książkach o wojnie chłopskiej w 1514 roku, upadku Budy oraz II wojnie światowej – bardzo czułego nerwu węgierskiej świadomości społecznej.
W związku z tym, że niewiele prac uczestników debaty jest znanych poza Węgrami, a główne kwestie, o których mowa, omawiane są w niniejszej książce, byłoby żmudne przytoczenie argumentów powstałych w ciągu 10-12 lat „debaty o Mohaczu”1. Dyskusję prowadzono w kilku kierunkach. Mocne słowa padały między „profesjonalnymi” historykami a „dyletanckim” pisarzem. Pierwsi oskarżali go o niezliczone błędy rzeczowe i nieuzasadnione wnioski oraz kwestionowali legalność pisania „równoległej historii”. Niektórzy recenzenci uznali realizm książki, widząc w nim przeciwieństwo romantycznego patosu obecnego w tradycyjnym opisywaniu historii. Jednak większość historyków zakwestionowała, na podstawie liczb (żołnierzy, dowódców, itd.), drugą szansę, a nawet kilka szans po Mohaczu. To właśnie na tym etapie Perjés wszedł na ring z długim artykułem (który stał się książką) „Kraj rzucony na pobocze”2, w którym zaprezentował in nuce główny argument swojej późniejszej monografii. Znalazł właściwą przyczynę pozwalającą przyjąć, że była „oferta” ze Stambułu, dzięki której Węgry mogłyby przetrwać jako turecki satelita, zwłaszcza że Nizina Panońska była poza osiągalnym promieniem działania armii tureckiej.
Na moment debata skoncentrowała się na latach po 1526 roku, lecz wkrótce jej kilku uczestników, w tym Perjés, zajęło się problemami sprzed 1526 roku i do czasu gdy powiew 450 rocznicy bitwy nie napełnił żagli dyskusji, przyczynom klęski poświęcano tyle samo uwagi co jej rzeczywistym i wyimaginowanym następstwom.
Większość krytyków Perjésa wątpiło w istnienie „oferty Sulejmana”, szczególnie przed 1526 rokiem, bo nie było dokumentów na ten temat. Inni wskazywali na typową metodę „stopniowego zdobywania” stosowaną przez Turków na Bałkanach, która mogła zawierać tego rodzaju tymczasową „ofertę”, ale w ostateczności doprowadziłaby do tego samego skutku. Kilku historyków, którzy przeprowadzili rozległe badania archiwalne dla tego okresu, oraz eksperci w innych dziedzinach dołączyli do debaty. Zwrócili oni uwagę zarówno na domniemane nieprawidłowości w szczegółach Perjésa, a także na problematyczny charakter jego hipotez roboczych. W niektórych przypadkach jedne zaprzeczają drugim. W innych szczegóły wymagają zmian lub dopracowania. Jednak są one charakterystyczne dla toczących się debat naukowych. Nie ma żadnych wątpliwości, że autor niniejszej monografii jest dociekliwy. Książka została napisana zarówno z „gniewem” jak i „oddaniem” (cum ira et studio). Rzeczywiście ton debaty był niekiedy tak gorzki, że nie można dziwić się słowom autora w przedmowie, mówiących o „innej bitwie”, która towarzyszyła pisaniu tej książki.
Praca, którą czytelnicy mają w rękach jest podsumowaniem wszystkiego, co Perjés uważa obecnie za wyniki swoich badań. Są w niej także fragmenty będące odpowiedzią na zarzuty kilku jego krytyków. Historycy w naszych czasach nie zawsze pragną dojść do ostatecznej i jedynej prawdy. Dlatego niniejsza monografia przetrwa, bez względu na to czy jakakolwiek z jego hipotez okaże się lepsza, niż te autorstwa jego krytyków. Rekonstrukcja samej bitwy i wydarzeń wokół niej, z pewnością przez dłuższy czas nie zdezaktualizują się, ponieważ jest mało prawdopodobne, że znajdą się nowe źródła na ten temat lub wielu naukowców będzie chciało spędzić w terenie tyle czasu co autor. Historia polityczna, dyplomacji i gospodarki składa się, jak Perjés zaznacza w przedmowie metodologicznej (zob. poniżej s. 25), ze zbyt wielu czynników i domysłów, które w dłuższej perspektywie nie pozwalają ocenić wartości jego wniosków.
Czytelnik zauważy, zwłaszcza gdy dotrze do rozdziału IV, że Perjés miał rację zmieniając tytuł książki. Jedna z jego najbardziej szczegółowych analiz poświęcona jest losowi kraju w ciągu półtorej dekady między Mohaczem i ostatecznym podziałem kraju na trzy części, czyli wydarzeniu rzeczywiście decydującym o rozwoju kraju w następnych wiekach. W związku z tym, że mało wiadomo o tym okresie poza Węgrami (a szczerze mówiąc także i tam) autor zdecydował się, między innymi, na włączenie obszernych fragmentów źródeł, tak jak to uczynił w rozdziałach rekonstruujących bitwę. Dlatego że niewiele tych tekstów, jeśli w ogóle, jest łatwo dostępnych w nowych tłumaczeniach w językach innych niż węgierskim, wydawało się właściwe, aby je zachować, nawet jeśli naruszają przyjętą równowagę między tekstem i cytatem. Również i tutaj niespecjaliści mogą znaleźć szczegółowe argumenty osobiste i polityczne, ale chciałbym ich zapewnić, że autor nie walczy z wiatrakami, lecz mówi do czytelników będąc pod silnym wpływem wiekowych uprzedzeń, na przykład wobec króla Jánosa Szapolyaiego (Jana Zápolyi – przyp. red.) lub brata Jerzego. Jest to również część, która najbardziej dotyczy spraw nie tylko nienaukowych, ale i niehistorycznych.
Europa środkowa jest regionem, w którym codzienne kwestie polityczne często omawiane są w kontekście historycznym, prawie jak w Chinach, gdzie cesarze sprzed tysięcy lat byli głównymi bohaterami na pro lub anty-maoistowskich dazibao („gazetki wielkich znaków” – przyp. red.). Kwestie tożsamości narodowej, niepodległości, sojuszy i wyborów politycznych są często wyrażane na obrazach, pomnikach, w dramatach, a nawet w operach rokowych, poruszających wydarzenia z minionych wieków. Decyzja Świętego Stefana (Stefana I Świętego zwanego Węgierskim – przyp. red.) o zaproszeniu misjonarzy bawarskich lub rola generała Artúra Görgeya w klęsce w 1849 roku są tak żywo obecne w debacie publicznej, jak po tej stronie Atlantyku wydarzenia z życia prywatnego amerykańskich kandydatów na prezydenta lub rządowe skandale związane z płatną protekcją. Oczywiście burzliwe debaty tak naprawdę nie dotyczą króla, który zmarł 900 lat temu lub dowódcy armii honwedów, ale dzisiejszych wyborów politycznych dotyczących zachodniej lub wschodniej orientacji, czy tez kompromisu między wielką, sąsiednią potęgą a heroicznym, nawet beznadziejnym, oporem.
Oczywiście debata o Mohaczu jest ściśle związana ze sprawami życia i śmierci narodu, nie tylko w latach 1966-1980, ale również znacznie wcześniej. Jak zauważa Perjés, „kompleks Mohacza” jest tak stary jak sama bitwa. Mohacz był wzorem dla piszących o węgierskim odrodzeniu narodowym, a dla romantyków synonimem nemzethalál („śmierć narodu”). Nie tak dawno były premier Węgier, który przygotował węgierską deklarację wypowiedzenia wojny ZSRR w 1941 roku (jako zbrodniarz wojenny zapłacił za to życiem w 1946 roku), napisał w 1943 roku książkę o polityce węgierskiej po Mohaczu3 – na pewno nie dlatego, że był zapalonym badaczem polityki XVI wieku, ale jako zawoalowane usprawiedliwienie jego wyboru wplątania kraju w wojnę Hitlera. Niewątpliwie głębokie konsekwencje polityczne miała niedawna debata o Mohaczu, która rozpoczęła się dziesięć lat po innej klęsce, innym kompromisie i innym „królu Jánosu-Janie”. Zapewne większość jej uczestników, w tym nasz autor, nieświadomie odwoływała się do paraleli historycznych, nawet jeśli w ich umysłach dominował realizm przeciwny romantyzmowi w polityce. Można anegdotycznie dodać, że główny krytyk istnienia „oferty Sulejmana” po raz pierwszy dowiedział się o debacie o Mohaczu z biuletynu więziennego, gdzie odsiadywał wyrok za rolę jaką odegrał w 1956 roku. Gdy zdecydował się wystąpić przeciwko realnej możliwości honorowego kompromisu, podobnego do tego sprzed 450 lat, czy nie został świadomie ostrzeżony przed zbliżającym się kompromisem „utrwalenia”?
Historycy mają tendencję do spierania się o szczegóły i koncepcje dla własnej korzyści, wypływającej z ambicji zawodowych. Natomiast dramaturgów, poetów, pisarzy i setki piszących listy do wydawcy trudno będzie zmobilizować do krytycznego spojrzenia na szczegóły zawarte w dokumentach. Oczywiście byli oni zaangażowani w debaty bezpośrednio ich dotyczące, w tym między innymi o szansach oporu przed przytłaczającym przeciwnikiem, zaletach Realpolitik lub preferowaniu postawy, motywowanej narodową samooceną (ideologiczną lub inną), do podejmowania racjonalnych decyzji bez względu na sympatię. Być może „bitwa” wokół tej książki, choć niewypowiedziana przez autora, połączyła również uwarunkowania historyczne i tendencje, nie tak bardzo różniące się od tych walczących na polu Mohacza w sierpniu 1526 roku.
Wierzę, że warto by czytelnicy, nawet oddaleni o wiele tysięcy kilometrów od pól obu bitew, pamiętali o tych kontekstach po to, aby docenić osiągnięcie autora i właściwie uplasować jego książkę we współczesnej węgierskiej historiografii i polityce.
János M. Bak
1 Główne prace to Barta 1983; Kosáry 1978; Kubinyi 1971; tenże 1981; tenże 1982; tenże 1986. Uzupełnia je wiele tytułów, na przykład z periodyku Jelenkor 11 (1976), który oprócz Perjés 1976d zawiera artykuły Gábora Barty, Vilmosa Faragó, Dezső Keresztúriego, Istvána Nemeskürtyego i László Vekerdiego; zob. też recenzję Ferenca Szakálya drugiego wydania Nemeskürty 1966 w „Valóság” 12 (1969).
2 Perjés 1975.
3 Bárdossy 1943.
Oryginalny tytuł tej książki brzmiał „Mohacz”, czyli jak nazwa miasta w pobliżu którego 29 sierpnia 1526 roku armia turecka zniszczyła armią węgierskiej. Zginęli: król Ludwik II, znaczna część magnatów i hierarchii kościelnej, kilka setek szlachty i około 20 000 żołnierzy. Węgierska tradycja przypisuje upadek średniowiecznego królestwa tej jednej bitwie. Całe upokorzenie, cierpienie, utrata życia i dóbr, które ją poprzedziły i po niej nastąpiły – w czasie 150 lat panowania tureckiego – zostały skondensowane w jednym słowie Mohacz, choć powinno być oczywiste, że do tego wszystkiego doszło w wyniku fatalnego splotu wydarzeń historycznych, a nie jednego starcia. Oczywiście wyznaczenie historycznego przełomu, posługując się słynną bitwą, nie jest unikatową cechą węgierską, bo znanymi odpowiednikami są Hastings, Azincourt, Waterloo, Sedan, Marna i Stalingrad.
Wierzę, w przeciwieństwie do obsesji spowodowanej jednym wydarzeniem, którą nazywam „kompleksem Mohacza” węgierskiej opinii publicznej, że los kraju może być zrozumiany jedynie w szerszym kontekście, to jest co najmniej piętnastu lat od bitwy pod Mohaczem w 1526 roku do upadku Budy w 1541 roku. W rzeczywistości ostatni etap upadku Królestwa Węgier, po śmierci króla Macieja I Korwina w 1490 roku, rozpoczął się w 1520 roku i zakończył się podziałem kraju na trzy części w 1541 roku. Dekady pomiędzy tymi datami były decydujące dla kluczowych relacji między Węgrami i Imperium Osmańskim. Najprawdopodobniej Turcy początkowo nie zamierzali najechać kraju lub go podbić, lecz raczej wykorzystać jako państwo buforowe graniczące z ziemiami Habsburgów. Takie intencje sułtana można odczytać już około 1520 roku. Jednak wówczas, jak i kilkakrotnie później, władze Węgier odrzuciły współpracę zaproponowaną przez Portę, którą nazywam „ofertą Sulejmana”. W tej sytuacji Turcy przeprowadzili decydujący atak na Węgry w 1526 roku.
Mimo, że po bitwie pod Mohaczem Węgry padły i bezbronne leżały u stóp sułtana Sulejmana, to nie włączył on ich do swojego imperium. W 1528 roku nawet „zwrócił” kraj, który uważał za swój z racji prawa podboju, królowi Janowi Zápolyiemu; został on wybrany przez „stronnictwo węgierskie” w opozycji do Ferdynanda I Habsburga. Relacje między Sulejmanem i Janem uregulował układ o sojuszu i wzajemnej pomocy. Ten sojusz funkcjonował mniej lub bardziej zadowalająco aż do śmierci Jana w 1540 roku. Pomógł umocnić panowanie Zápolyi i tym samym uratował polityczną integralność królestwa. Nawet jeśli nie udało się w trakcie jego panowania położyć kresu wojnom domowym, to kraj miał trochę spokoju. Z tureckiego punktu widzenia rola Węgier jako państwa buforowego, „obronnego bastionu Islamu”, dała Sulejmanowi znaczną swobodę zarówno ofensywnego jak i defensywnego działania przeciw Habsburgom. Gdy król Jan zmarł, Ferdynand I, który do tej pory rządził tylko mniejszą częścią kraju, uzyskał poparcie bardzo wielu węgierskich magnatów, także tych wcześniej stojących u boku Zápolyi, a następnie ruszył w stronę Budy, stolicy kraju. Sulejman musiał zdawać sobie sprawę, że jego strategia jest już nieaktualna. Dlatego, wyprzedzając Ferdynanda, jego wojska zdobyły Budę w 1541 roku, a wkrótce potem również środkową część kraju.
Tak więc pod koniec badanego okresu pozycja Węgier między dwoma imperiami zadecydowała o tym, co nastąpi w ciągu następnego półtora wieku. Kraj został podzielony na trzy części. Regiony zachodni i północny dostały się pod panowanie Habsburgów, środkowy wchłonęło Imperium Osmańskie, a część wschodnia (Siedmiogród) miała stać się księstwem w połowie podporządkowanym zwierzchnictwu tureckiemu. Turcy zawładnęli stosunkowo biednym i trudnym do obrony terenem. Tym samym choć zwyciężyli, to znaleźli się w niekorzystnej sytuacji politycznej, gospodarczej i wojskowej.
Interpretacja okresu „Mohacza”, którą zaprezentowałem jakieś dziesięć lat temu, spotkała się z niemal wyłącznie negatywną krytyką historyków węgierskich. Nie mogę przedstawić wszystkich poglądów debaty, która wybuchła, ponieważ wypełniłyby one osobny tom. Jednak omówię te kontrargumenty, które wydają się najważniejsze. Niestety wiele z nich musi być zredukowanych do wzmianek, aby nie zaburzyć dyskusji i nie zniszczyć struktury prezentacji.
Nie mogę zrezygnować z okazji, aby nie podziękować profesorowi Béli K. Királyowi, który zaproponował opublikowanie poprawionej wersję mojej książki w serii dotyczącej wojny i społeczeństwa Europy środkowo-wschodniej. Mam szczerą nadzieję, że to studium, choć może częściowo kontrowersyjne, pasuje do profilu tej serii i jest zgodne z misji podjętą przez profesora Királya – zapoznania świata z tak pełną tragicznych zakrętów historią narodów Europy środkowo-wschodniej.
Budapeszt, sierpień 1987
Przede wszystkim pragnę podziękować Istvánowi Nemeskürtyemu, który skłonił mnie do zajęcia się „kwestią Mohacza” swoją książką – błagająca o ripostę, ale napisaną z prawdziwym uczuciem i oddaniem. W mojej pracy akademickiej i naukowej rzadko doświadczyłem tak bardzo emocjonalnego i racjonalnego impulsu do zbadania problemu, jaki bije z jego przemyśleń o latach po Mohaczu.
Muszę też podziękować Instytutowi Historii Wojskowości za jego hojne wsparcie. Warunkiem rekonstrukcji bitwy jest zapoznanie się z terenem, na którym ją stoczono, a bez jego wsparcie nigdy bym nie miał takiej szansy. Ogromną pomoc otrzymałem od podpułkownika László Csendesa, szefa Biblioteki Map Instytutu, który kierował ekspedycją w Mohaczu z nieustającym entuzjazmem i udzielił bezcennych rad z zakresu topografii i kartografii. Bardzo owocne były dyskusje z kolegami, historykami wojskowości Gyulą Rázsó i Endrem Marosim, którzy uczestniczyli w badaniu terenu.
W pracy znacznie pomogły mi strzały na polu bitwy, podczas realizacji telewizyjnego filmu o Mohaczu oraz towarzyszące temu badania topograficzne i geologiczne. Redaktor filmu Katalin Vikol oraz jego reżyser István Szakály odważyli się włączyć do niego nową interpretację bitwy, a adaptacja wyników badań do wymogów telewizji była ich promocją.
Bardzo mi pomogła również dyskusja z László Rapcsányim w programie o Mohaczu, transmitowanym przez Radio Kossuth w Budapeszcie. Jego świeże, dziennikarskie spojrzenie i szybkie zrozumienie podstawowych zagadnień przyczyniło się do wyjaśnienia problemów. Muszę też podziękować majorowi Ferencowi Vallaiemu i jego oddziałowi straży granicznej za entuzjazm i niestrudzone wsparcie. Dzięki znajomości terenu major Vallai, będąc jednym z „menedżerów” bitwy pod Mohaczem, wniósł unikatową wiedzę do rekonstrukcji jej istotnych momentów. Niemniej pomocny był inny „menedżer”, a mianowicie Lajos Szentkirályi – emerytowany wiceprzewodniczący rady wsi Majs, również zapalony badacz bitwy pod Mohaczem, od dawna znający okolice. Korzystając z okazji dziękuję dwóm geologom Andrásowi Galáczowi i Gyuli Gabrisowi za rady, entuzjastyczną współpracę oraz naukowy obiektywizm.
Na końcu, ale nie najmniej, dziękuję mojej żonie za jej moralne i intelektualne wsparcie w sporach dotyczących „debaty o Mohaczu”. Właściwie nie było dnia, abyśmy nie omawiali jakiegoś istotnego problemu. Ta ożywcza dyskusja bardzo pomogła w ostatecznym sformułowaniu moich poglądów. Również żona służyła pomocą w uporządkowaniu rękopisu, zwłaszcza poprawieniu jego stylu. Pisanie tej książki samo w sobie było małą bitwą. Dobrze, że w tej walce miałem po swojej stronie wytrwałego towarzysza, przygotowanego na każdą ofiarę. Dlatego jej dedykuję tę książkę.
MODEL WOJNY
Jednym z powodów trwania „debaty o Mohaczu” jest brak wystarczających źródeł, co wynika z poważnego zniszczenia archiwów krajowych. Zwłaszcza podczas wojen tureckich wiele dokumentów węgierskich zaginęło, a osmańskie, jeśli przetrwały, to dopiero teraz są dostępne. W dużej mierze musimy polegać na źródłach obcych, aby określić, jak sytuacja była postrzegana ze strony węgierskiej i tureckiej, czyli jakie wydarzenia skłoniły rządzących do rozpoczęcia wojny, jak zamierzali ją prowadzić, a także jak wyglądał sam przebieg zdarzeń. Wiarygodność tych źródeł jest często dyskusyjna. Po ich autorach – ambasadorach, mężach stanu lub żołnierzach będących obcokrajowcami – trudno bowiem spodziewać się właściwej znajomości genezy wydarzeń, a niektórzy z nich relacjonowali je bardzo stronniczo.
Na analizie tych niewielu dostępnych źródeł zaważyła pełna emocji atmosfera na Węgrzech. Szok po upadku w ciągu zaledwie kilku godzin potężnego i silnego królestwa Węgier, jako rezultatu jednej bitwy, był wciąż odczuwany od 1526 roku. Skoro węgierska opinia publiczna nigdy nie zaakceptowała, że klęskę spowodował fatalny zbieg wydarzeń historycznych, to jedynym możliwym wyjaśnieniem było jej upatrywanie w ludzkiej słabości i karygodnych zaniedbaniach. W związku z tym, że ten punkt widzenia został zakodowany w pamięci zbiorowej, nie było dalszej potrzeby systematycznego i obiektywnego studiowania dostępnych źródeł.
W przypadkach, gdzie brak źródeł jest powiązany z błędem w interpretacji, modele tworzone do zdefiniowania jakiegoś obszaru działalności ludzkiej stają się szczególnie ważne. Modele są odniesieniami dla takich obiektywnych czynników jak parametry ekonomiczne, społeczne, polityczne i wojskowe, co wyklucza oceny subiektywne i moralizatorskie. Spełniając tę funkcję tworzą strukturę do interpretacji sytuacji i wydarzeń historycznych, która może zawierać pojedyncze źródła i pozwolić historykowi wypełnić luki.
W przypadku Mohacza mamy do czynienia głównie z wydarzeniami wojennymi i dlatego celem jest budowa modelu dla wojen późnośredniowiecznych i wczesnonowożytnych, w tym toczonych między Węgrami i Imperium Osmańskim. W jego tworzeniu można oprzeć się na osiągnięciach nauk behawioralnych, które rzuciły nowe światło na wiele aspektów ludzkiego zachowania i procesu podejmowania decyzji1.
Punktem wyjścia dla nauk behawioralnych jest, wynikająca z obserwacji, konkluzja, że istoty ludzkie zachowują się racjonalnie, szczególnie w sprawach ważnych i zasadniczych. Naukowcy również doszli do wniosku, że ludzie podejmują decyzje na podstawie własnego wyobrażenia środowiska i dokonują wyborów w jego ramach. Równie ważny jest wniosek, że racjonalne zachowanie i podejmowanie decyzji są możliwe tylko w ramach pewnego typu organizacji. Studiujący ludzkie zachowanie doszli też do wniosku, że racjonalizm nie jest całkowity, ale ograniczony, ponieważ wyobrażenie środowiska, które tworzymy, nigdy nie jest pełne – gdyż nasza wiedza jest niepełna – i nie jesteśmy w stanie dokładnie ocenić nawet tych niekompletnych, dostępnych dla nas, informacji. Istoty ludzkie nie są w stanie podjąć optymalnych decyzji, lecz w najlepszym przypadku najbardziej je satysfakcjonujące. Ludzki racjonalizm w znacznej mierze przyjmuje to ograniczenie i akceptuje kompromis.
Obserwacje te można również zastosować w badaniach historycznych. Jeśli prymitywne organizmy są zdolne stworzyć model swojego środowiska i zgromadzić dane w formie wyobrażeń – co potwierdziły badania biologiczne – nie mamy powodu by nie wierzyć, że istoty ludzkie mogłyby to również uczynić. Można raczej przypuszczać, że mężczyźni i kobiety podejmowali decyzje na przestrzeni dziejów na podstawie pewnego obrazu i poprzez analizę danych w nim zawartych godzili cele ze środkami. Innymi słowy ludzie zachowywali się racjonalnie. Zwracam uwagę na historyczność tych faktów, ponieważ racjonalizm jest bardzo często postrzegany jako pochodna rozwoju naukowego i technologicznego, a istoty ludzkie pozbawione tej wiedzy w przeszłości traktowane są jako zachowujące się nieracjonalnie2.
Dlatego w tej książce pierwszym zadaniem jest rekonstrukcja środowiska i modelu, w którym wystąpiły interesujące nas wydarzenia historyczne. Szanse na udaną rekonstrukcję są bardzo duże w odniesieniu do historii wojskowości. A priori można przyjąć, że skoro wojna jest poważnym przedsięwzięciem, to politycy i wojskowi stworzyli dokładny model wojny w swoim wyobrażeniu. Jak już dowiedliśmy, w sprawach poważnych istoty ludzkie podejmują decyzje racjonalne. Dlatego też dane, które zachowały się z planów wojskowych i innych dokumentów związanych z wojną, można uznać jako trwałe elementy tego modelu. Ponadto, względnie łatwo można zgromadzić czynniki składające się na model wojny, nawet w odniesieniu do przeszłości, ponieważ jest ich niewiele i można je bardzo łatwo ustalić. Jest to zupełnie inny przypadek od modeli podejmowania decyzji w sprawach politycznych, społecznych lub ekonomicznych, gdzie liczba czynników jest o wiele większa, trudniejsza do określenia, a ich wzajemne relacje są wyjątkowo złożone.
W odniesieniu do decyzji wojskowych nasz model musi zawierać trzy czynniki: siły (lub stosunk sił), teren i czas trwania walki. W odniesieniu do sił, strony konfliktu mają zwykle bardzo dokładny obraz potencjału militarnego własnego kraju i siły swojego wojska, jak również właściwie porównują je z możliwościami militarnymi przeciwnika. Także teren (teatr działań i pole bitwy) są dobrze znane obu stronom. Czas trwania walki wynika z prostej kalkulacji przeprowadzonej na podstawie sił i terenu. Trzeba go określić, gdy przeciwnik zaatakuje, czyli wiedzieć jak dużo czasu potrzeba na połączenie sił do decydującego starcia i czy wystarczy go do wykonania tego zadania.
Dzięki wcześniejszym pracom z zakresu historii wojskowości możemy wywnioskować, że ocena sytuacji wojennej zawsze bazowała na oszacowaniu tych trzech czynników. Giles z Rzymu, w XIII-wiecznej pracy De regimine principium, pytał: „Jakie czynniki musimy wziąć pod uwagę jeśli podejmiemy otwartą bitwę?”. W odpowiedzi wylicza siły wroga, własne, teren, przewagę położenia, itd.3. W XV-wiecznej Le Rozier des guerres dowódcę instruowano, by rozważył następujące czynniki w odniesieniu do przeciwnika:
1. Liczbę oddziałów
2. Gotowość
3. Waleczność
4. Wytrzymałość
5. Spryt i zaangażowanie
6. Środki zmuszenia do ucieczki
7. Kondycję koni
8. Uzbrojenie
9. Zaopatrzenie w żywność
10. Kierunek wiatru i położenie słońca
11. Lokalizację pozycji
12. Możliwość otrzymania posiłków
Po wyliczeniu tych czynników autor komentuje: „Trudno pokonać tego, który wie jak dokładnie oszacować siły własne i przeciwnika”4. Niccolò Machiavelli niemal dokładnie powtórzył to wyliczenie5, a w XVI wieku Mario Savorgnano w swojej Arte militare sporządził prawie kompletny system do oceny sytuacji6. Raimondo Montecuccoli również opublikował dokładną listę czynników i gradację ich ważności7, a na Węgrzech hrabia Miklós Zrínyi sporządził wykaz sprzyjających warunków w swoim dziele Vitéz hadnagy (Waleczny dowódca). Zanalizował tam proces podejmowania decyzji od momentu oceny sytuacji, poprzez samą decyzję, aż do fazy planowania i wykonania8. Współczesna nauka behawioralna identyfikuje te same fazy w procesie podejmowania decyzji9.
Tym samym w historii wojskowości można próbować stworzyć, z większym prawdopodobieństwem niż w innych gałęziach historii, model jej specyficznej problematyki – wojny. Jednocześnie można polegać na przypuszczeniu racjonalności, czyli na tym, że politycy i wojskowi działali racjonalnie w ocenie obiektywnych czynników wojny i środków będących do ich dyspozycji, ofiar wartych poświęcenia dla osiągnięcia celu, nieodłącznego ryzyka i trzech klasycznych czynników wymienionych powyżej – sił, terenu i czasu trwania walki. To przypuszczenie znacznie upraszcza sprawy, ponieważ w danej sytuacji liczba możliwych racjonalnych decyzji jest ograniczona – optymalnie zredukowana do jednej – gdziekolwiek zamiary i siły wojsk przeciwnika są dokładnie znane. Nieracjonalne decyzje, których liczba może być nieograniczona, mogą być wyłączone z interpretacji już na początku. Zwłaszcza, że znanych źródeł dotyczących wewnętrznego funkcjonowania wojska w przeszłości jest dużo. W trudniejszym położeniu znajdują się na przykład historycy gospodarki, którzy mogą rekonstruować działalność w rolnictwie i przemyśle, kopalniach lub firmach handlowych w przeszłości, tylko na podstawie wyjątkowo szczegółowych i pracochłonnych badań rozproszonych danych. Artyści, górnicy i kupcy rzadko pisali książki o swojej działalności zawodowej, a niepiśmienni wieśniacy żadnego tekstu nie mogli po sobie zostawić. Z drugiej strony przetrwały kompletne i spójne prace opisujące wewnętrzne funkcjonowanie wojska. Ponadto, wiele dobrych opisów powstało w trakcie prowadzonych wojen. Przede wszystkim, wojny uznawano wówczas za najbardziej interesującą, opłacalną i nobilitującą działalność człowieka. Dlatego też trafiały na pierwsze strony gazet i były tematem analiz historycznych.
Dysponując licznymi źródłami możemy stworzyć model wojny z dużą dokładnością właściwie dla każdego okresu i tym samym ustalić parametry działań wojennych. Na przykład mamy dobre dane na temat metod mobilizacji armii, ich organizacji, wyszkolenia, sił, morale, wyposażenia i taktyki. Mamy dokładną wiedzę o prawach oraz obowiązkach oficerów i żołnierzy, a także systemie nagród i kar. Właściwie nie ma problemu z określeniem zasięgu, celności i działania poszczególnych typów strzał, broni palnej lub armat. Na podstawie naszej wiedzy o żywności i zaprowiantowaniu żołnierzy oraz o paszy dla koni kawaleryjskich i zwierząt pociągowych, możemy obliczyć jakie byłoby na nie zapotrzebowanie dla danej liczby ludzi i koni na dzień, miesiąc lub rok. Podobnie możemy określić jakiej wielkości magazyny i jakie środki transportu były potrzebne do przewozu i składowania tej żywności. Znając tempo przemieszczania się piechoty, kawalerii i artylerii, możemy obliczyć odległość jaką wojsko jest w stanie pokonać w ciągu jednego lub kilku dni. Jeśli mamy szczęście i wiemy, gdzie wojsko było danego dnia, to możemy z dużym prawdopodobieństwem wyznaczyć miejsce, gdzie będzie nazajutrz. Jest dużo dobrych prac na temat sztuki budowy fortyfikacji i technik oblężniczych. Jeśli wiemy w jaki sposób został zbudowany dany zamek, jak liczna była jego załoga oraz artyleria, to możemy przepowiedzieć z dokładnością do jednego dnia, jak długo będzie opierać się oblężeniu. W sumie nietrudno wskazać, jak wiele pożytecznych odniesień oferuje to metodyczne podejście do analizy danej wojny i interpretacji nawet fragmentarycznych danych.
Wiedza o logice i strukturze wojny jest szczególnie pomocna, gdy nie znamy koncepcji politycznych, którymi kierują się rządzący. W związku z tym, że wojna jest narzędziem polityki można dostrzec bliski związek między celami politycznymi a strategią wojskową. Najważniejszą okolicznością w wyborze środków – także w całym życiu – jest to, czy są one warte poświęceń i ryzyka, które za sobą pociągają. To samo jest w relacjach między polityką a wojną. Państwa uciekają się do przemocy po to, by osiągnąć cele polityczne – zakładając, że nie zmusił ich do tego przeciwnik – jeśli są pewne zwycięstwa. Przedmiotem osobnej oceny jest czy cena, którą muszą zapłacić za zwycięstwo, jest proporcjonalna do celów politycznych. Jeśli cena okazuje się zbyt wysoka, przywódcy mogą zrezygnować z rozwiązania militarnego lub poszukać „tańszej” wersji, to znaczy nie prowadzić wielu wojen, lecz tylko jedną o ograniczonych celach. Tym samym cele polityczne bezpośrednio determinują charakter wojny. Przede wszystkim do osiągnięcia wielkich, istotnych, celów politycznych potrzebny jest wielki wysiłek militarny, a ponieważ stawka jest wysoka przeciwnik jest również skłonny do wysiłku. Te względy wyjaśniają dlaczego tak wiele rodzajów wojen toczono na przestrzeni dziejów, od wojny totalnej do zbrojnej obserwacji, nawet gdy logika wojny była zawsze ta sama. I odwrotnie, skoro cele polityczne tak bezpośrednio determinują wojnę, to studiowanie danej wojny pozwala nam z dużym prawdopodobieństwem wywnioskować jej cele polityczne.
Te refleksje na temat wojny i polityki mają zasadnicze znaczenie w badaniach bitwy pod Mohaczem, ponieważ nie mamy wiarygodnych informacji na temat dokładnych celów politycznych, które skłoniły Turków do rozpoczęcia wojny na Węgrzech w 1526 roku. Znajomość przebiegu wojny pomaga nam wyciągnąć wnioski dotyczące jej celów wojskowych. Ponadto, możemy również zapoznać się z politycznym celem wojny, co jest jednym z głównych zamierzeń tej książki. Zakłada się, że rządzący Imperium Osmańskim działali zgodnie z logiką wojny i, że generalnie ich decyzje były oparte na ocenach racjonalnych. Jeśli to założenie jest błędne, to wówczas nasze całe rozumowanie i wszystkie uzyskane wyniki stają się bardzo dyskusyjne. Jednak jest wielu historyków, którzy przyjmują, że przywódcy tureccy działali nieracjonalnie. Dlatego moim pierwszym zadaniem jest dowieść słuszności mojego założenia o racjonalnym postępowaniu przywódców osmańskich.
RACJONALNOŚĆ POLITYKI OSMAŃSKIEJ
Jako typowy pogląd o braku racjonalności polityki tureckiej pozwolę sobie zacytować brytyjskiego historyka Paula Colesa:
„Imperium sułtana było zorganizowane dla rabunku, który zapewniał jego funkcjonowanie. Zasoby, dzięki którym Konstantynopol stał się wielką metropolią, mogły być pozyskane tylko poprzez najazdy… Wycofanie za stabilne granice państwa mogło doprowadzić nieuchronnie do rozpadu władzy centralnej, w wyniku niemożności utrzymania kontroli nad instrumentami wojny i podboju, które dla rabunku stworzono… Nawet wtedy, gdy imperium zostało mocno powiązane z Konstantynopolem, było podtrzymywane przez łupy… z terenów ościennych. Ciągłe poszukiwanie, cytując Edwarda Gibbona, «nowych wrogów i zdobyczy» nie było polityką, wyborem z wielu możliwości, ale sensem życia, zasadą, która ożywiała to, co teraz stało się dużym i skomplikowanym społeczeństwem”10.
Ta opinia natychmiast wywołuje sprzeciw. Przede wszystkim, można by zapytać: jak może powstać światowe imperium i jak jest w stanie przetrwać kilka stuleci, jeśli w działaniach kierowano się tylko instynktem, bez rozważenia innych alternatyw? Nawet jeśli jesteśmy ignorantami w zakresie wiedzy o rozległej i dobrze zorganizowanej sieci handlowej, która zapewniała dostawy do miast Imperium Osmańskiego, szczególnie Konstantynopola, możemy zapytać czy można uwierzyć, że zaopatrzenie na wielką skalę milionów na przestrzeni wieków, zostało osiągnięte tylko poprzez grabież?11. Nawet twierdzenie, że wzrost liczby dzierżawców ziemi (timariotów), służących w kawalerii, wymagał podbojów dalszych terenów jest wątpliwe, ponieważ w kilku prowincjach ten system nie został zastosowany, na przykład w Egipcie, Bagdadzie i Basrze12. Wreszcie, jeśli ekspansja była raison d’être Imperium Osmańskiego, trudno zrozumieć, jak mogło ono przetrwać przez wieki po okresie podbojów zakończonym pod koniec XVI wieku. Dlatego też uważam, że bardzo trudno zaakceptować opinię Colesa, ale zamiast ją po prostu odrzucić spróbuję zidentyfikować niektóre z racjonalnych elementów polityki osmańskiej. Wykażę je na przykładach świadomego gromadzenia danych wywiadowczych przez sułtanów, systematycznych strategii gospodarczych leżących u podstaw tureckiej ekspansji oraz na umiejętnej dyplomacji Wysokiej Porty.
WŁADCY OSMAŃSCY I WYWIAD
Podstawą jakiejkolwiek decyzji jest znajomość odpowiednich danych. Stąd w dyskusji o racjonalności decyzji tureckich musimy zbadać, jak dobrze byli poinformowani ich rządzący o tym, co dzieje się na świecie. Czy mieli oni wiedzę o polityce europejskiej lub nawet światowej? Według niektórych autorów sułtani nie mieli ambasadorów na dworach zagranicznych i dlatego nie mogli być dobrze poinformowani o polityce innych krajów13. Choć służba dyplomatyczna powstała w XVI wieku była skutecznym środkiem dostarczania dokładnych informacji o polityce, to szpiegostwo, jako klasyczna metoda ich pozyskiwania, wcale nie straciło na znaczeniu. Liczne przykłady świadczą o tym, że Turcy mieli skuteczny wywiad. Murad II (1421-1451) i Mehmed II (1451-1481) byli już w stanie uzyskać dokładne informacje od swoich szpiegów w państwach bałkańskich, na Węgrzech i we Włoszech14. Wywiad ten nadal bardzo dobrze funkcjonował w XVI wieku. Karl Brandi, niemiecki historyk, chyba najlepiej zorientowany w historii dyplomacji tego wieku pisał, że „godni podziwu szpiedzy i agenci sprawiali, że rządzący Turcją byli dobrze poinformowani o wszystkim co działo się w Europie”15. Cenne informacje otrzymywali również od ambasadorów w Wysokiej Porcie, szczególnie francuskich i weneckich. W Europie panowała powszechna opinia, że Wenecjanie informowali Turków o sprawach europejskich i dlatego byli często oskarżani o zdradę16. Ale nie tylko oni, bowiem według ówczesnych źródeł plany kampanii Nikopolis zostały przekazane do Konstantynopola przez księcia Mediolanu17. Wprawdzie Wenecja informowała Portę o planach krucjaty planowanej przez papieża Innocentego VIII w 1490 roku, ale ta dowiedziała się od swoich własnych szpiegów o anty-tureckim sojuszu zawartym w 1500 roku między papieżem, Wenecją i Węgrami18. Tureccy szpiedzy działali również na ziemi węgierskiej.
Podstawą dokładnego opisu Węgier po śmierci króla Macieja I Korwina, sporządzonego przez osmańskiego historyka Sead-Eddina, były oczywiście własne informacje:
„Gdy król Węgier Janko [czyli Maciej] zstąpił do piekła… emirowie z pogranicza donieśli Porcie, że ten piekielnik nie miał innych potomków, niż nieślubnego syna urodzonego przez niewierzącą dziewczynę, banowie19 stojący na straży Węgier, wstydząc się pochylić głowy przed tym człowiekiem o niejasnym pochodzeniu, uznali syna króla pobliskiej Polski i osadzili go na tronie Węgier… Tak więc wielkie niezadowolenie panowało wśród możnych, którzy sprzedali się diabłu. Sprawy Węgier są bardzo skomplikowane, a plany ich banów spełzły na niczym z powodu sprzeciwu opozycji. Dlatego zajęcie kraju zależy tylko od tego, czy sułtan skieruje swe wojska w tym kierunku”20.
Legat papieski Giovanni Burgio 4 maja 1526 roku napisał z Budy: „król chce w tajemnicy omówić sprawy państwa z przedstawicielami szlachty… Konieczność ta wynikała z działalności wielu szpiegów, którym bez problemów udawało się zdobyć informacje z przebiegu jawnych narad”21. To bardzo ciekawe, że nawet György Széremi, którego kronika zawiera wiele nieprawdziwych informacji i plotek, ale który zaskakująco dobrze informował o sprawach codziennych, również podejrzewał, że jedną z przyczyn degeneracji Węgier była turecka siatka wywiadowcza oplatająca cały kraj22.
Jak dobrze wiadomo, władcy osmańscy byli szczególnie zainteresowani geografią, jako podstawą do podejmowania decyzji wojskowych i politycznych. Sułtan Mehmed II zachęcał do gromadzenia danych o znaczeniu strategicznym. „Mapa świata” słynnego tureckiego geografa Piri Reisa była gruntownie studiowana przez sułtana Selima I (1512-1520). Możemy domyślać się, że dlatego nie możemy znaleźć jej wschodniej części, przedstawiającej Ocean Indyjski, ponieważ sułtan ją odciął i zachował dla siebie23. W odniesieniu do Węgier, tureccy dowódcy terenów przygranicznych stale otrzymywali rozkazy z Konstantynopola by rozpoznawać tamtejsze drogi, wody powierzchniowe i góry24.
STRATEGIA GOSPODARCZA
Jeden z najlepszych dowodów racjonalności decyzji politycznych może być wywiedziony poprzez zbadanie ich zależności z zagadnieniami ekonomicznymi. Nawet krótki szkic osmańskiej ekspansji, widziany z tej perspektywy, wskazuje na główną rolę strategii gospodarczej w rządach sułtanów w XV i XVI wieku25.
Turcy, kontrolując Azję Mniejszą, przekształcili Bursę w centrum handlowe na skrzyżowaniu szlaków północ-południe i wschód-zachód. Ich częścią był szlak handlowy biegnący przez porty w południowo-zachodniej Anatolii (Palatia, Efez, Smyrna), zaś handel jedwabiem z Persji przekierowywano z Trabzonu do Bursy. Zajęcie w 1391 roku dwóch portów w południowej Anatolii, Antalyi i Alanyi, było również spowodowane względami gospodarczymi. Były to porty tranzytowe dla towarów z Indii i Azji Południowo-Wschodniej. Podobnymi względami kierowano się zajmując Karamanię w 1468 roku. Tym samym Turcy byli w stanie kontrolować lądowy szlak handlowy biegnący na wschód. Ekspansja wzdłuż Morza Czarnego miała ten sam cel. Przed zdobyciem Konstantynopola Turcy już kontrolowali część handlu czarnomorskiego. W latach 1460-1480 w ich ręce wpadły też Trabzon, Kaffa, Azow, Kilia i Akerman, w efekcie czego Morze Czarne stało się wewnętrznym akwenem tureckim. Odtąd imperium mogło ingerować w handel polski, mołdawski i rosyjski powiązany z Morzem Czarnym, a jednocześnie zapewnić sobie stały dopływ kapitału, dzięki płodom rolnym pochodzącym z tych ziem.
Nowy rozdział w historii osmańskiej otworzyło zajęcie Syrii i Egiptu w latach 1516-1517. Dzięki temu podbojowi imperium mogło uczestniczyć w najintratniejszym interesie tego wieku: handlu przyprawami z Indii, zwłaszcza pieprzem. Pod koniec średniowiecza długi łańcuch wymiany handlowej połączył z jednej strony rynki przypraw Indii, Cejlonu i Indonezji z Chinami, a z drugiej z Wenecją. Arabskie dāwy (żaglowce – przyp. red.) woziły cenne towary z Indii. Ormuz u wejścia do Zatoki Perskiej i Aden nad Morzem Czerwonym były dwoma głównymi miejscami przeładunku. Szlak handlowy prowadził z Hormuz do Basry, skąd towar karawanami transportowano przez Mezopotamię do Bagdadu, a następnie do Aleppo. Przyprawy wyładowane w Adenie płynęły małymi statkami po niebezpiecznym Morzu Czerwonym do Suezu, a stamtąd karawany wyruszały do Aleksandrii. Statki weneckie przewoziły towary z Aleppo, a dokładnie z portu Trypolis, oraz z Aleksandrii do Wenecji, skąd rozprowadzano je na rynki Europy (zob. mapa 1).
Tradycyjne szlaki handlu przyprawami zostały całkowicie przerwane, gdy Vasco da Gama w 1497 roku odkrył nową drogę prowadzącą do Indii wokół Przylądka Dobrej Nadziei. Portugalczycy szybko i brutalnie przejęli kontrolę nad najważniejszymi rynkami przypraw indyjskich i prowadzili na oceanie bezlitosną wojnę piracką skierowaną przeciw kupcom arabskim. Tak więc ilość przypraw, które docierały do Aleppo i Aleksandrii znacznie zmalała w czasie tych działań Portugalczyków, a Lizbona zastąpiła Wenecję jako centrum handlu przyprawami. W XV wieku sułtanat mamelucki, który rządził Syrią i Egiptem oraz kontrolował szlaki karawanowe, zgromadził około pół miliona złotych dukatów, co odpowiadało wartości rocznych opłat celnych. Do spadku w obrotach handlowych bardzo przyczyniły się portugalskie poszukiwania i ekspansja w kierunku Indii. Ta strata była powodem osłabienia państwa Mameluków do tego stopnia, że sułtan Selim I był w stanie przeprowadzić decydujące uderzenie i zająć Syrię oraz Egipt zaledwie w ciągu dwóch kampanii.
Portugalski historyk gospodarczy Vitorino M. Magelhães-Godinho pisze: „Niewątpliwie jednym z celów polityki ekspansjonistycznej Selima były Indie lub przynajmniej kontrola szlaków prowadzących do tego legendarnego świata”26. Ponieważ Turcy nie mogli dotrzeć nad Zatokę Perską z powodu Persji, Selim skoncentrował swoje wysiłki na Morzu Czerwonym. Oczywiście nawet kontrola tego szlaku przekraczała w tym czasie możliwości imperium, albowiem w celu przywrócenia ruchu na Oceanie Indyjskim potrzebowałby floty. Zbudowanie takiej floty w rejonie Morza Czerwonego nie było jednak możliwe z powodu braku surowców, głównie drewna. Zatem Selim nie mógł zrobić nic innego, jak zachęcać Wenecjan do dalszego handlu przyprawami, a usuwając sułtanów mameluckich mógł odnieść z tego korzyść. Faktycznie handel przyprawami stopniowo odnawiał się wzdłuż tradycyjnych szlaków, ponieważ Portugalczycy nie mieli wystarczająco dużo statków lub baz do utrzymania kontroli nad całym Oceanem Indyjskim i do przechwytywania wszystkich arabskich statków handlowych.
Interwencja Imperium Osmańskiego była również opóźniona niebezpiecznymi buntami w Syrii w 1520 oraz w Egipcie w 1523 roku. Wobec braku politycznej i wojskowej kontroli nad tymi wydarzeniami nie można było nawet myśleć o przeciwstawieniu się Portugalczykom. Tylko w 1529 roku sytuacja ustabilizowała się na tyle, że Turcy mogli podjąć pierwsze kroki w celu zapewnienia sobie kontroli szlaków morskich na Morzu Czerwonym i Oceanie Indyjskim. W rzeczywistości poszli na całość, bo zaczęli kopać kanał w Suezie, a na wybrzeżach Morza Czerwonego zbudowali wielkie stocznie, do których materiały potrzebne do budowy statków sprowadzano na wielką skalę z innych części imperium. Prace postępowały i około 40 galer było gotowych do zwodowania, a 20 innych w budowie, gdy w 1532 roku nadeszła wiadomości o ataku na Cypr. W związku z tym pośpiesznie przetransportowano tam wojsko wraz z dużą ilością artylerii.
Tym samym Turcy musieli czekać kolejne sześć lat, aby zaatakować Portugalczyków. W 1538 roku 76 statków z około 20 000 żołnierzy i silną artylerią wypłynęło z Morza Czerwonego by zająć Diu, najważniejszą bazę portugalską w Indiach. Jednak warunki na Oceanie Indyjskim były zbyt trudne dla marynarki tureckiej, przyzwyczajonej do znacznie łatwiejszej żeglugi na Morzu Śródziemnym, co spowodowało, że ta wyprawa oraz kilka innych, zakończyły się niepowodzeniem.
Okupacja Syrii i Egiptu poważnie dotknęła również Persję. Do już istniejących doszły nowe źródła konfliktu między dwoma mocarstwami. Persja zawsze szukała sojuszu z Zachodem przeciwko Turkom i wreszcie mogła go zawrzeć. Portugalczycy sprzedali Persji broń palną, a tym samym, jak się wydaje, udało się jej zmniejszyć przewagę taktyczną Turków. Pomoc była rzeczywiście znaczna, bo w 1525 roku armia perska miała 400 armat i 10 000-15 000 muszkietów. Niemniej jednak, armia turecka nadal była silniejsza i w 1534-1535 roku zajęła Irak, gdzie udało się zmusić władcę Basry do uznania zwierzchnictwa sułtana. Tak więc Imperium Osmańskie przejęło także kontrolę nad szlakami handlowymi przyprawami biegnącymi przez Zatokę Perską, zwłaszcza po 1546 roku, gdy jego armia wkroczyła do Basry.
Tymczasem Portugalczycy porzucili ideę opanowania szlaku prowadzącego na Bliski Wschód i zaczęli szukać porozumienia z Turkami. W konsekwencji handel przyprawami odbywał się znowu swobodnie tradycyjnymi szlakami, na czym, w dłuższej perspektywie, skorzystali wszyscy. Mieszkańcy Indii, podobnie jak i Arabowie, mogli bez przeszkód sprzedawać swoje towary, bo handel nie był utrudniany przez Portugalczyków. Skorzystali z tego i sami Portugalczycy, choć w dalszym ciągu korzystali z trasy wokół Przylądka Dobrej Nadziei. Ponadto, posiadając Hormuz, mogli pobierać cło od statków arabskich docierających do Zatoki Perskiej. Turcy zabezpieczali regularne dochody poprzez pobór cła od karawan przemierzających ich terytoria i ze statków weneckich. Wenecjanie również na tym skorzystali, ponieważ wprowadzali przyprawy na rynki europejskie.
Wielu uczonych twierdziło, że zajęcie Syrii i Egiptu było ważniejsze niż zdobycie Konstantynopola. Na przykład Halil Inalcik pisze: „Równie ważnym efektem podboju Selima było to, że Turcy teraz kontrolowali najbogatsze na świecie centra handlu tranzytowego. Dochody państwa podwoiły się, skarbiec pałacowy był w stanie wesprzeć plany podbojów ówczesnego świata”27. Egipt nie był tylko szlakiem handlowym dla przypraw, ale także złota z Afryki Zachodniej oraz, wraz z Syrią, spichlerzem imperium. Nie dziwi więc, że egipski roczny budżet miał pół miliona dukatów nadwyżki, którą w złocie odprowadzano do Konstantynopola.
W swojej znakomitej książce o świecie śródziemnomorskim Fernand Braudel poświęcił cały rozdział „geografii islamu”28. W świecie muzułmańskim były główne szlaki karawanowe, obszary wodne (Morze Śródziemne, Zatoka Perska, Ocean Indyjski, Morze Czerwone) i oazy Sudanu – długa droga prowadząca od Atlantyku do Pacyfiku, z Morzem Śródziemnym w centrum. Choć ten ogromny obszar był w posiadaniu islamu od VII wieku, to Arabowie, podobnie jak Turcy w XVI wieku, „nie mieli szansy” na stworzenie tam jednolitego imperium. Zajmując Bałkany imperium fatalnie włączyło się do polityki europejski i dlatego, jak pisze Braudel, „prawdziwe problemy pozostały ukryte przed sułtanami”. Nie dokończyli oni budowy Kanału Sueskiego, ani wojny z Portugalczykami, zaniedbali zajęcia terenów w dolnym biegu Wołgi, a tym samym nie byli w stanie utworzyć szlaków jedwabnych. Przegrali walkę o terytoria wokół Morza Śródziemnego. Analiza Braudela rzuca światło na coś, o czym eurocentryczni historycy są skłonni zapominać. A mianowicie, że Imperium Osmańskie było potęgą światową, a Europa jedną ze scen jego działalności, i to nawet nie najważniejszą. Jednak należy wątpić, czy imperium światowe mogło utrzymać się bez kontroli Bałkanów i wysp Morza Śródziemnego. Być może „wiele straconych możliwości”, zdefiniowanych jako logiczne, nie zostało pominiętych przez Turków.
W sumie, sułtani osmańscy zbudowali światowe imperium biorąc świadomie pod uwagę czynniki ekonomiczne. Dlatego racjonalne kalkulacje ekonomiczne mogą być postrzegane jako determinujące w dużym stopniu ich decyzje polityczne. Ten przykład sugeruje, że racjonalność polityków osmańskich nie była mniejsza, niż jakichkolwiek innych rządzących w tamtych czasach.
DYPLOMACJA TURECKA
Gdyby Turcja była tylko barbarzyńską potęgą nastawioną, jak niektórzy autorzy twierdzą, na łatwo dostępne łupy, to wszystko na co byłoby ją stać, sprowadzałoby się do prowadzenia wojny i zaniechania dyplomacji. Jednak wiemy, że dyplomacja osmańska była wyjątkowo aktywna, elastyczna i ostrożna; często ratowała władców w trudnych sytuacjach.
Pokój w Szegedzie, podpisany w 1444 roku przez króla Władysława I i sułtana Murada II, jest dobrze znanym wydarzeniem w historii Europy. Motyw Turków do zawarcia pokoju był podwójny: ponieśli porażki w latach poprzednich, a w Azji Mniejszej był podżegany niebezpieczny bunt. Porta była skłonna poczynić znaczne ustępstwa, a w zamian za pokój oferowała kilka serbskich twierdz, w tym Galambóc i jako zakładników dwóch synów Jerzego I Brankovića, władcy Serbii. Dla Węgrów ta cena wydawała się do przyjęcia, bo wojna nie przyniosła większych korzyści. Oczywiście daremność ataku stała się wkrótce oczywista, gdy Władysław I złamał pokój, wkroczył na Bałkany, a jego armia została unicestwiona, tracąc tysiące ludzi, w tym młodego króla, w bitwie pod Warną29.
Pół wieku później, w 1491 roku francuski ambasador Philippe Commines negocjował w Wenecji dalsze wsparcie dla swojego króla. Pewnej nocy odwiedził go tajemniczy gość: ambasador Bajezyda II, który przybył by przekonać go, że dla Francji korzystniejsza będzie przyjaźń z sułtanem zamiast z Wenecją. W tym czasie wojna z Republiką Świętego Marka wisiała już w powietrzu i dlatego cel tej akcji był oczywisty – dyplomatyczne odizolowanie przeciwnika. Chociaż manewr nie udał się, to jednak dobrze ilustruje jak starannie przemyślane było działanie dyplomacji osmańskiej30. Wiemy również jak dyplomacja ta po mistrzowsku spowodowała, że imperium było w stanie uniknąć wojny na dwóch frontach: z Persją i wrogami europejskimi. Według Doroty Vaughan „zagrożenie ze strony Persji mogło spowodować w Konstantynopolu nagłą chęć do zawarcia pokoju w Europie, i odwrotnie”31.
Niewątpliwie najważniejszym wydarzeniem w historii XVI-wiecznej Europy był w 1519 roku wybór na tron cesarski Karola Habsburga, króla Hiszpanii i władcy Niderlandów, prowincji austriackich, Neapolu, Sardynii, Sycylii oraz kolonii amerykańskich. Wszyscy rządzący sprzeciwili się temu, ponieważ było jasne, że powstanie tak dużego imperium naruszy europejską równowagę sił32. W tym czasie nie było problemu międzynarodowego, który nie dotyczyłby tureckiej polityki zagranicznej, a wyniesienie króla hiszpańskiego na tron cesarski szczególnie niepokoiło Portę. Przede wszystkim cesarz nosił również tytuły „władcy Jerozolimy, księcia Aten i Persji oraz władcy Azji i Afryki”, co sułtan uznał za otwarte wyzwanie. Nigdy nie odnosił się do Karola inaczej niż jak do „Króla Isphamii” [Hiszpanii]. Było także wiele innych konfliktów interesów między nimi. Prześladowania Maurów w Hiszpanii wywołały wielkie oburzenie w całym świecie muzułmańskim, a ataki na państwa barbarzyńskie w Afryce Północnej nie mogły być obojętne Imperium Osmańskiemu, zarówno z religijnego, jak i strategicznego punktu widzenia. Już Bajezyd II i Selim I wspierali je w sposób, którym w późniejszych wiekach udaremniano wielkie konfrontacje. Hiszpańskie panowanie nad Neapolem stanowiło szczególne zagrożenie dla tureckich interesów na Bałkanach i w basenie Morza Śródziemnego. Do tego wszystkiego dochodziło niebezpieczeństwo, że silny i cieszący się prestiżem cesarz może doprowadzić do często wspominanej, ale nigdy niezrealizowanej krucjaty. Wówczas taka ewentualność wydawała się możliwa, ponieważ Karol obiecał krucjatę w kampanii poprzedzającej jego wybór, a sułtan turecki musiał być tego świadomy. Znaczenie wyboru Karola V na cesarza zostało zapisane przez kilku współczesnych historyków osmańskich. Na przykład Kemal Paszazade zauważył prawidłowo, że równowaga w Europie została zachwiana przez Karola wstępującego na tron cesarski: „Król kraju Aleman [Niemcy] – z powodu którego tyranii narzekają władcy krajów niewierzących – gnębi władców krajów sąsiednich i pozbawił ich prestiżu dzięki swojej sile i agresji”. Ma on doskonałych żołnierzy, którzy są „zawsze gotowi zaatakować wyznawców Islamu i oczernić Rum, uciekać od zbawienia na bezbożnych stopach i jedynie czekają na odpowiednią okazję”33.
Dla naszych rozważań jest oczywiście ważne, że król Ludwik II był spokrewniony z cesarzem przez małżeństwo, i że dom Habsburgów oraz polsko-czesko-węgierska dynastia Jagiellonów były powiązane umową o małżeństwie i sukcesji34. Dlatego należało się spodziewać, jak w końcu okazało się, że Węgry znajdą się pod wpływem Habsburgów, co w istocie oznaczałoby wielkie zagrożenia dla Imperium Osmańskiego. Ostatecznie strach przed potęgą Karola V spowodował zawiązanie sojuszu turecko-francuskiego. Według Inalcika, zarówno władcy osmańscy, jak i Burbonowie uznali, że są sobie potrzebni wobec wspólnego zagrożenia ze strony Habsburgów35.
Biorąc to wszystko pod uwagę wydaje się wielce prawdopodobne, że decyzje władców osmańskich były oparte na rzetelnych informacjach i starannych ocenach. W związku z tym czuję się upoważniony do przyjęcia założenia, że przywódcy polityczni i wojskowi w Konstantynopolu działali racjonalnie, i że można je zastosować w naszym modelu badań opartym na logice wojny.
1 Na ten temat zob. Gäfgen 1974; Harsányi 1969; tenże 1977; June 1972; Kaufmann 1982; Kirsch 1977; Klaus-Libscher 1976; Simon 1974.
2 Tę interpretację bardzo logicznie przedstawił niemiecki historyk gospodarczy Werner Sombart (1921). Krytykę tego poglądu przedstawił Eucken 1940, s. 232 nn.
3 Jähns 1889-1891, 1: s. 190.
4 Machiavelli 1833, s. 252-253.
5 Tamże, s. 113.
6 Savorgnano 1620, s. 39.
7 Montecuccoli 1899, 1: s. 52, 82-84, 2: s. 206, 253-257, 273.
8 Zrínyi 1976; por. także Perjés 1976b.
9 Gäfgen 1974, s. 100; Kirsch 1977, 1: s. 72, 118, 139, 2: s. 169; Simon 1969, 304; Klaus-Libscher 1976, 1: s. 211; Thomas 1978, 1: s. 38, 73.
10 Coles 1968, s. 69-77.
11 Na temat systemu zaopatrzenia Konstantynopola zob. Inalcik 1973, s. 145; CEH 1967, s. 156. Imperium było głównie eksporterem zbóż – Jorga 1908-1911, 1: s. 458, 2: s. 15; Kretschmayr 1920, 2: s. 33, 34; Braudel 1966, 1: s. 221, 535.
12 Inalcik 1973, s. 105.
13 Lhotsky 1971, s. 60.
14 Babinger 1935, s. 20, 403.
15 Brandi 1939, s. 359.
16 Wenecja była dla Turków oculus totius Occidentis – Göllner 1968, s. 7; Török 1926, s. 178; Vaughan 1954, s. 87.
17 Vaughan 1954, s. 49.
18 Kuppelwieser 1899, s. 141; Vaughan 1954, s. 87.
19 Ban – dowódca pogranicznego okręgu wojskowego na Węgrzech (przyp. red).
20 Thúry 1896, 1: s. 174.
21 Burgio 1926, s. 92. W 1522 roku szpiedzy Imperium Osmańskiego zostali aresztowani w Budzie – zob. Artner 1926, s. 73.
22 Szerémi 1979, s. 203.
23 Inalcik 1973, s. 180; Káldy-Nagy 1974a, s. 62-63; Hess 1982.
24 Thúry 1896, 1: s. 191, 193.
25 Zob. Braudel 1966; CEH 1967; Magelhães-Godinho 1969; Inalcik 1973; Káldy-Nagy 1974a-b; Pach 1963; tenże 1968; tenże 1985; Hegyi-Zimányi 1986.
26 Magelhães-Godinho 1969, s. 753.
27 Inalcik 1973, s. 34.
28 Braudel 1966, 1: s. 170 n.
29 Elekes 1952, s. 216 n.
30 Vaughan 1954, s. 110.
31 Tamże, s. 207.
32 Brandi 1939; Inalcik 1973; Lapeyre 1967; Mattingly 1962.
33 Thúry 1896, 1: s. 199 n.; Ferdi i Dżelad-zade napisali także o koronacji cesarza tamże, 2: s. 86, 91, 192, 233-234.
34 Hermann 1961.
35 Inalcik 1973, s. 58.
STAN I ZASOBY PAŃSTWA1
Ponieważ wojna jest zjawiskiem społecznym, a wojsko produktem społeczeństwa prowadzącego wojnę, nie możemy zmierzyć potencjału militarnego państwa jedynie na podstawie jego wojska. Należy wziąć pod uwagę także czynniki geograficzne, zasoby ludzkie, ich skład etniczny i społeczny, wielkość produkcji, stan transportu oraz system polityczny. Dlatego też przed omówieniem wielkości, mobilizacji, strategii i taktyki wojsk tureckich warto przedstawić krótki przegląd tych czynników.
Gdy Sulejman wstąpił na tron w 1520 roku Imperium Osmańskie, rozciągające się na trzech kontynentach, było większe niż jakiekolwiek państwo europejskie. Jego populację tradycyjnie szacuje się na 12 000 000-13 000 000 mieszkańców. Dla porównania liczba ludności na Węgrzech liczyła wówczas około 4 000 0002.
Rolnictwo imperium produkowało wystarczająco dużo, by eksportować nadwyżki płodów rolnych i, z wyjątkiem kilku artykułów, kraj był samowystarczalny surowcowo. Stałe, obfite dochody zapewniały trybuty od państw wasalnych (Wołoszczyzna, Mołdawia, Chanat Krymski), duże podatki płacone przez ogromną populację imperium oraz cła z handlu tranzytowego biegnącego przez terytoriom imperium. W roku finansowym 1526-1527 dochody państwa wyniosły 477 000 000 asprów, równowartość około 9 500 000 złotych dukatów. Dla porównania dochody w Hiszpanii pod koniec XVI wieku wynosiły 9 000 000, Francji 5 000 000, a Wenecji 4 000 000 złotych dukatów. Według współczesnych szacunków na początku XVI wieku utrzymanie w gotowości bojowej i aprowizacja 60 000 armii i floty 150 statków kosztowały około 800 000 dukatów3.
Oprócz zasobów materialnych, organizacja państwa, której podstawowym zadaniem było utrzymanie armii i zapewnienie maksymalnej skuteczności bojowej w czasie wojny, była głównym czynnikiem, który tłumaczy źródła wielkiej potęgi militarnej imperium. Najważniejsi urzędnicy administracji w czasie pokoju i wojny zajmowali wysokie stanowiska wojskowe, a wyżsi rangą dowódcy wojskowi piastowali stanowiska gubernatorów na swoich terenach. To przenikanie się funkcji cywilnych i wojskowych nie wyjaśnia do końca imponujących osiągnięć militarnych, ponieważ na początku okresu feudalnego funkcje cywilne i wojskowe sprawowali także możnowładcy w Europie zachodniej. Jednak państwo osmańskie i jego organizacja wojskowa charakteryzowały się również tym, że większość urzędników nie było pochodzenia szlacheckiego, lecz obcego. Co więcej byli to niewolnicy, których życie, majątki i wszystko inne zależało od sułtana. Dlatego też ślepo i bez wahania wypełniali rozkazy. Opór szlachty przeciw administracji w krajach zachodnich był czymś zupełnie nieznanym w Imperium Osmańskim.
Korpus urzędników był nie tylko posłuszny, ale również jednorodny, co wynikało z jednolitego systemu kształcenia i szkolenia, jakie przechodził w seraju (pałacu sułtana – przyp. red.). W XVI i XVII wieku warstwa urzędników w tych krajach europejskich, które rozpoczęły proces centralizacji, otrzymywała wykształcenie w różnych szkołach, a dopiero w trakcie wykonywania funkcji następowało jej ujednolicenie. Jednak dotyczyło to tylko urzędników administracji centralnej, a nie prowincji. Rozkazy z dworu były często błędnie interpretowane w terenie lub źle wykonywane, a wartościowe pomysły i plany rządzących często pozostawały martwą literą. Aby zrozumieć imponujące osiągnięcia militarne Imperium Osmańskiego nie wolno tracić z oczu jego dobrze pracującej machiny administracyjnej, z pewnością wyjątkowej w tych czasach. Była ona w stanie zapewnić ludzi, środki finansowe, materiały, słowem wszystko co wojsku potrzebne – punktualnie i w wystarczających ilościach.
Ogromny obszar, wielka populacja, bogate zasoby, dobrze funkcjonująca administracja, przenikanie cywilnych i wojskowych struktur – państwo osmańskie zapewniało prawie wszystkie warunki niezbędne do wystawienia silnej armii i prowadzenia zwycięskich kampanii. Do tego wszystkiego dochodziła fanatyczna religia, która inspirowała żołnierzy i zapewniała dyscyplinę. W przeciwieństwie do religii chrześcijańskiej, islam nie uczy pobożnego życia, ale walki i wytrwałości. W związku z tym sprawiedliwy i spójny system nagród afirmował zasługi wojskowe.
Armia turecka charakteryzowała się tym, że w jej skład wchodziły dwa diametralnie przeciwstawne elementy, reprezentujące dwie różne kategorie historyczne: żołnierzy feudalnych i zawodowych. Te dwie formy organizacji powstały w zasadniczo różnych strukturach społecznych i gospodarczych, ale w armii tureckiej zostały połączone nie przejściowo, jak w przypadku niektórych państw europejskich, lecz jako element istniejący przez wieki. Oddziały utrzymywane przez władzę centralą na stałe były zawsze częścią zachodnich wojsk feudalnych, a z kolei pozostałości formacji feudalnych uzupełniały wojsko zawodowe. Można więc ustalić, co w danym czasie było formą dominującą, a co uzupełniającą. Jednak w armii tureckiej, jedna forma nie zastępowała drugiej i trudno byłoby powiedzieć, która z nich wywodzi się z danej struktury społecznej. O wojskach francuskich w XV wieku można z pewnością mówić, że były feudalne, choć służyły tam również oddziały najemników. W XVII wieku była to armia zawodowa, choć w jej skład wchodziły jeszcze nieliczne oddziały feudalne. Z kolei tak wyraźnych różnic nie było w wojsku tureckim w XIV i XVII wieku.
Ponadto tureckie siły zbrojne przez długi czas nie były dotknięte zaniedbaniami i chaosem, które miałyby na nie negatywny wpływ. Wojsko feudalne nigdy nie przekształciło się tam w niezdyscyplinowane, pozbawione centralnego dowództwa, niezdolne do przeprowadzenia planowanych działań siły, jak to miało miejsce w przypadku rycerzy w Europy zachodniej w XIV i XV wieku. Co więcej, nigdy nie zdarzyło się by ktoś ograniczał swoją służbę terytorialnie lub czasowo, jak to było na Zachodzie. Feudalni sipahowie pozostawali pod bronią dopóki trwała kampania, a ich służba nie kończyła się na granicach imperium.
Oddziały wojsk liniowych – janczarów i sipahów pałacowych – przechodziły jednolite i wspólne szkolenie, żyjąc razem przez wiele lat. Ich liczebność nie różniła się, jak w przypadku wojsk tego samego typu na Zachodzie, gdzie w czasie pokoju służbę pełniły tylko kadry, ale w czasie wojny powiększały się o rekrutów i brańców. Podczas gdy najemników na Zachodzie rekrutowano z marginesu społecznego, to zawodowi żołnierze armii tureckiej tworzyli elitę społeczną.
Wyposażenie techniczne armii tureckiej należało w tym czasie do nowoczesnych. Jej artyleria i inżynierowie byli w stanie wypełnić wszystkie zadania pojawiające się na trasie długiego marszu z Konstantynopola do Budy i do Wiednia, włącznie z oblężeniami. Umiejętności te zostały z wielkim sukcesem zapożyczone z Europy. W związku z tym, że wysokich urzędników nie ograniczała tradycja, mogli łatwo przyjmować wszystkie innowacje z Zachodu i korzystać z doradztwa zagranicznych ekspertów, bez względu na koszty.
Podobnie jak Rzymianie, Turcy przywiązywali szczególną wagę, zwłaszcza na początku, do budowy i utrzymania dróg, tak ważnych dla sprawnego zarządzania i przemieszczania wojsk. Zadania kurierskie, utrzymywanie zajazdów i infrastruktury powierzano ludności danego obszaru i bezwzględnie kontrolowano ich wykonanie4.
Tureckie jednostki saperskie zasługują na szczególną uwagę. Saperzy lub „budowniczy”, jak nazwano ich w jednej z kronik osmańskich, musieli przerzucić mosty nad trzema rzekami w czasie kampanii węgierskiej: Sawą, Dunajem i Drawą. W Imperium Osmańskim, jak w całej Europie, podstawową metodą konstrukcji była budowa mostów pontonowych. Okoliczne sandżaki musiały zapewnić łodzie do budowy pontonów, zgodnie z rozkazami wydanymi na długo przed rozpoczęciem kampanii. Kiedy w 1521 roku, w związku z kampanią mającą na celu zdobycie Belgradu i Šabac, wcześniej wydano rozkazy do budowy łodzi, ale z powodu braku czasu nie były one gotowe, wojsko musiało zbudować zwykły most na filarach, który został zniszczony przez nagłą powódź. Generalnie budowa mostów i przekraczanie rzek są jednymi z najbardziej wymagających zadań, którym każda armia musi stawić czoło. Przykładowo w 1526 roku na Drawie prace były nadzorowane osobiście przez wielkiego wezyra Ibrahima, a nawet sam Sulejman (Wspaniały – przyp. red) poświęcił budowie trochę czasu. W 1526 roku most nad Drawą w Eszék został zbudowany w ciągu pięciu dni. Jednak wszystko wskazuje, że cztery z pięciu dni poświecono na przygotowanie do przeprawy północnego, bagnistego brzegu, ponieważ tylko jeden dzień trwało przerzucenie mostu przez rzekę. Do przejścia przez bagna mogła być wykorzystana grobla z czasów rzymskich, której pozostałości są wciąż widoczne na tym terenie. Gdy Turcy zainstalowali się na stałe na Węgrzech, to w Eszék był nadal most pontonowy na rzece, natomiast nad bagnami wzdłuż brzegu stał most na podporach, a groblę biegnącą do Drawy podniesiono jeszcze wyżej.
W 1526 roku Turcy zbudowali dwa mosty na Dunaju: jeden w Budzie, aby przejść na lewy brzeg w przypadku wycofywania się, a kolejny w Pétervarádzie. Budowę mostu z Budy do Pesztu, około 700 m długości, zakończono w ciągu sześciu dni „ciągłej” pracy, to jest pracując dzień i noc. Wojsko potrzebowałoby pięciu dni na przekroczenie rzeki, gdyby nie uszkodzenie mostu czwartego dnia w nocy, które zmusiło ostatnie oddziały i odwód do przeprawy na łodziach. Most w Pétervarádzie zbudowano w ciągu pięciu dni5.