44,99 zł
Kim był jeden z najgroźniejszych zdrajców w dziejach Ameryki? Arcyszpiegiem, który po mistrzowsku wywiódł w pole FBI i CIA? Czy zwykłym funkcjonariuszem, który postanowił wzbogacić się na lukach w systemie?
Poznajcie Roberta Hanssena – człowieka, który przez niemal ćwierć wieku sprzedawał sekrety Rosjanom, pnąc się po szczeblach kariery w FBI. Ukryty za fasadą przykładnego męża, wzorowego pracownika i członka Opus Dei, łowcom szpiegów wymykał się aż do 2001 roku.
Lis Wiehl, prokuratorka i córka agenta FBI, zgłębia tajniki wieloletniego polowania. Dociera do pierwszych zeznań, w których rosyjski kret wyjawił istnienie amerykańskiego zdrajcy. Przygląda się temu, jak CIA i GBI skakały sobie do gardeł, wzajemnie się oskarżając. Relacjonuje też bezlitosną nagonkę na niewinnego człowieka, na którego padł cień podejrzeń.
W momencie gdy Rosja po raz kolejny zagraża światowemu bezpieczeństwu, książka Wiehl to również opowieść ku przestrodze. Hanssen, którego złapano dopiero 2 lata po dojściu Putina do władzy, stanowi najlepszy dowód na to, że rosyjski wywiad nie cofnie się przed niczym.
Odkryjcie kulisy największej katastrofy wywiadowczej w historii Stanów Zjednoczonych.
Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi lub dowolnej aplikacji obsługującej format:
Liczba stron: 434
Data ważności licencji: 7/15/2027
Dla Dani i JacobaKocham Was nieprzytomnie
Drogi Czytelniku,
jako córka agenta FBI i prokuratorka federalna w trzecim pokoleniu dorastałam w przekonaniu, że mężczyźni i kobiety z FBI zawsze byli tymi dobrymi, zwalczającymi przestępczość i ciężko pracującymi na rzecz najważniejszego celu, jakim jest zapewnienie nam wszystkim bezpieczeństwa. Takim właśnie agentem FBI był mój ojciec i tacy sami byli ludzie, z którymi pracowałam.
Ale przez cały ten czas, gdy mój ojciec i inni agenci FBI trudzili się, by Amerykanie mogli żyć bezpiecznie, Robert Hanssen pracował równie ciężko, aby zdradzić agencję, której przysięgał wierność, oraz sprzeniewierzyć się ludziom i krajowi, których ślubował chronić. Ceną za sprzedanie przez niego tajemnic państwowych Rosjanom było wiele ludzkich istnień i ostateczne załamanie operacji o krytycznym znaczeniu dla bezpieczeństwa narodowego. W trakcie tego procederu Hanssen zhańbił również reputację FBI i naznaczył ją w sposób, który wciąż budzi emocje – jako agencję oblężoną, niezdolną do samoregulacji.
Musiałam się zagłębić w historię Roberta Hanssena, ponieważ byłam przekonana, że istnieją tajemnice, które nie zostały w niej jeszcze odsłonięte. Co więcej, wierzyłam, że odkrycie tych nowych szczegółów przyczyni się do dogłębnego zrozumienia faktów związanych z tą historią i stanie się przyczynkiem do intensywnej dyskusji na temat tego, w jaki sposób możemy sprawić, aby FBI nigdy więcej nie wyhodowała w swoich szeregach kolejnej zdradzieckiej postaci podobnej do Roberta Hanssena.
Po ponad 20 latach sprzedawania Ameryki Sowietom, a później Rosjanom Robert Hanssen został w końcu aresztowany. Stało się to 18 lutego 2001 roku. Wciąż jeszcze był przesłuchiwany, gdy reporterzy zaczęli grzebać w jego przeszłości, i ledwo trafił za kraty, a już podpisywano umowy na książki. Jeszcze przed końcem roku swoje relacje opublikowali Adrian Havill (The Spy Who Stayed Out in the Cold) i David A. Vise (The Bureau and the Mole), a w następnym roku pojawiły się pozycje autorstwa Ann Blackman i Elaine Shannon (The Spy Next Door), Lawrence’a Schillera (Into the Mirror) i Davida Wise’a (Spy: The Inside Story…). Książka Schillera, napisana wspólnie z Normanem Mailerem, jest w tym natłoku wyjątkiem – stanowi połączenie faktów i spekulacji. Pozostałe to solidne relacje dziennikarskie, z których autorzy mogą być dumni. The Inside Story Wise’a jest nawet lepsza.
Jednak wszystkie te wczesne prace w mniejszym lub większym stopniu borykały się z problemem osadzenia działań Hanssena w kontekście organizacji, którą tak wierutnie zdradził. Raport Komisji ds. Przeglądu Programów Bezpieczeństwa FBI z marca 2002 roku – powszechnie znanej jako komisja Webstera od nazwiska jej przewodniczącego, byłego dyrektora FBI i CIA Williama Webstera – nieco w tym pomógł i był dostępny dla niektórych autorów piszących później. Jednak pełne informacje o tym, w jaki sposób Hanssen zdołał ukryć się pod przysłowiową latarnią, pojawiły się 14 sierpnia 2003 roku, kiedy Biuro Inspektora Generalnego Departamentu Sprawiedliwości wydało dokument zatytułowany Review of the FBI’s Performance in Deterring, Detecting, and Investigating the Espionage Activities of Robert Philip Hanssen [Przegląd skuteczności działań FBI w powstrzymywaniu, wykrywaniu i badaniu działalności szpiegowskiej Roberta Philipa Hanssena]. Raport był druzgocący dla Biura i zarazem niezwykle pouczający dla tych, którzy usiłują pojąć, jak zdrajca podobnego kalibru był w stanie działać przez wszystkie te lata. Raport rozwścieczył również niektóre osoby z kręgu tych, którzy byli najbliżej sprawy Hanssena, i sprawił, że przez kolejne dziesięciolecia stawali się coraz bardziej rozmowni.
Wspomnienia Wiktora Czerkaszyna z 2004 roku, zatytułowane Spy Handler, ukazały całą historię w nowym świetle. Czerkaszyn, agent KGB rezydujący w Waszyngtonie, był prowadzącym Hanssena. Teoretycznie książka była rzadką okazją, by spojrzeć na amerykańskiego zdrajcę oczami jego sowieckiego animatora, choć nie zawsze jest to relacja godna zaufania. Co najmniej dwóch agentów FBI, z którymi przeprowadzałam rozmowy, powiedziało mi, że uważają wspomnienia Czerkaszyna za część kampanii dezinformacyjnej, i w związku z tym byłam ostrożna.
Najnowsza pozycja w bibliotece o Hanssenie – Gray Day Erica O’Neilla z 2019 roku – koncentruje się na wąskim wycinku historii. Tajnym zadaniem O’Neilla była praca w roli asystenta biurowego Hanssena, którą wykonywał przez sześć tygodni przed jego aresztowaniem; w swojej relacji opowiada o doświadczeniach żywiołowo i ze szczegółami, skupiając się na własnym wkładzie. Bardziej wartościowe, ale znacznie mniej przystępne jest drugie podejście Davida Wise’a do zrelacjonowania tej historii. The Seven Million Dollar Spy z 2018 roku zawiera wiele szczegółów na temat ostatecznego rozpracowania Hanssena, ale podczas pracy nad książką Wise zachorował. Jego praca została wydana pośmiertnie i obecnie jest dostępna tylko jako audiobook.
Tymczasem 15 lat między wątpliwą opowieścią Czerkaszyna a wybiórczą relacją O’Neilla zostało wypełnionych wiele mówiącymi fragmentami tej niezwykle złożonej historii, a ja starałam się w pełni je wykorzystać. Mike Rochford, agent FBI w największym stopniu odpowiedzialny za dopadnięcie Hanssena, David Major, orędownik Hanssena w Biurze przez większą część jego kariery, oraz David Charney, psycholog, który spędził więcej czasu z Hanssenem po jego aresztowaniu niż jakikolwiek inny specjalista zajmujący się zdrowiem psychicznym – wszyscy oni wypowiadali się bardzo obszernie na temat całej sprawy podczas wystąpień nie tylko w Międzynarodowym Muzeum Szpiegostwa w centrum Waszyngtonu, lecz także w innych miejscach. Nawiązałam do tych wypowiedzi, przeprowadzając obszerne wywiady, zwłaszcza z Rochfordem i Charneyem.
Bonnie Hanssen, wciąż jeszcze żona Boba Hanssena marniejącego w więzieniu federalnym, z którego nigdy nie zostanie zwolniony, odmawia spotkań z pisarzami i reporterami, niemniej spędziłam wiele godzin, komunikując się z jej bratem Markiem Wauckiem, który także jest agentem FBI. Mark udzielił mi dostępu do obszernej korespondencji elektronicznej z nieżyjącym już Brianem Kelleyem, agentem CIA, bezwzględnie traktowanym przez Biuro w czasie, gdy był podejrzewany o przestępstwa popełnione przez Hanssena. Również syn Kelleya Barry, a także wdowa po nim Patricia McCarthy w niezwykle przejmujący sposób otworzyli przede mną swe serca, pozwalając mi na szczegółowe zbadanie pełnego zakresu szkód ubocznych, które towarzyszą przestępstwom tak ohydnym jak zbrodnia Hanssena.
Być może najbardziej zapadające w pamięć było to, jak otwarcie na potrzeby tej relacji wypowiadał się Jack Hoschouer, najlepszy przyjaciel Hanssena od czasów szkolnych, co było aktem największej odwagi, za który nigdy nie przestanę być wdzięczna, i swego rodzaju wywodem na temat działań, które Jack wciąż usiłuje pojąć.
Tam, gdzie było to możliwe, wydzieliłam wielu głównym postaciom miejsce na opowiedzenie kluczowych części historii własnymi słowami. To oni tam byli i zasługują na to, by ich wysłuchano.
Bob Hanssen przebywa tam, gdzie powinien przebywać, w więzieniu, i pozostanie w nim do końca życia1*, ale wciąż aktualne są pytania o jego motywy, psychikę i szkody, które wyrządził, o to, czy FBI nie odrobiło lekcji, które powinno było przyswoić, i czy aby jesteśmy przed nowym Bobem Hanssenem chronieni lepiej niż przed tym, który wywlókł tajemnice Ameryki na światło dzienne. Na tym kończy się ta książka. Ale sprawa Hanssena będzie się przewijać przez amerykańską historię jeszcze przez wiele lat.
Nawet w dojrzałej demokracji rządy prawa mogą zawisnąć na włosku. FBI, które nie potrafi odpowiednio się kontrolować albo pozwala na to, aby jego misja została podważona lub aby jego ogromne uprawnienia śledcze były nadużywane, może stanowić jedyną różnicę między rządami ludu, przez lud i dla ludu a rządami tyranii.
Lis Wiehl
Wstęp
Dziwne spotkanie
Grudzień, rok 2000
Dla dyrektora FBI Louisa Freeha kluczowe przemówienie dnia powinno być czystą przyjemnością. Wydarzenie to jest niemal sprawą rodzinną, corocznym bankietem ojca i syna w szkole tego ostatniego. Justin, najmłodszy z czwórki dzieci Freehów, jest właśnie u jego boku.
Miejsce spotkania również jest przyjazne. Położone w ładnie zalesionym kampusie tuż przy ruchliwej Seven Locks Road w Potomac w stanie Maryland, Heights School nie ma rozmachu bardziej uznanych prywatnych szkół w okolicach Dystryktu Kolumbii, takich jak St. Albans, Georgetown Preparatory i Sidwell Friends, ale ma unikatową propozycję wartości, która wygodnie wpisuje się w osobiste przekonania Louisa i Marilyn Freehów. Ta całkowicie męska szkoła, w której uczą się chłopcy w wieku od ósmego do osiemnastego roku życia, została założona w 1969 roku przez grupę katolickich świeckich związanych z Opus Dei.
W swojej bestsellerowej powieści Kod Leonarda da Vinci Dan Brown przedstawia Opus Dei jako tylną straż niemal satanistycznego kultu w łonie Kościoła. To tylko fikcja, ale członkowie Opus Dei bardzo poważnie traktują głębokie tradycje swojej wiary. Prałatura Opus Dei nadzoruje szkołę, a zatem Heights, jej uczniowska społeczność i szkolna rodzina są odzwierciedleniem niektórych z najstarszych odmian katolicyzmu.
Msza i modlitwa są integralnymi częściami szkolnego życia, podkreśla się rolę dobrych manier, a od chłopców w Heights oczekuje się odpowiedniego ubioru. Szkolny przewodnik wyraźnie określa wymagania dla ósmoklasistów i licealistów: sportowa marynarka z męskimi spodniami, koszula, krawat, pasek, eleganckie buty i skarpetki. Spodnie muszą być na kant – żadnych dżinsów, żadnych bojówek ani spodni wojskowych. Koszule muszą mieć kołnierzyk. Stosowne obuwie nie obejmuje żadnego rodzaju butów sportowych. Generalnie zabrania się noszenia „krzykliwej” odzieży, jak również kolczyków w uszach, wszelkiego rodzaju błyskotek oraz włosów, które opadają na oczy lub na kołnierz.
„Szkoła Heights – czytamy w przewodniku – jest miejscem kształtowania odpowiedzialności charakterystycznej dla wieku dorosłego i profesjonalnego podejścia do pracy”. I to by było na tyle.
Nic zatem dziwnego, że męskie grono nauczycielskie w dużej mierze wywodzi się z kadr rzymskokatolickich szkół wyższych i obejmuje od dziesięciu do piętnastu nauczycieli, którzy sami są członkami Opus Dei. Jak przystało na szkołę związaną z prałaturą, w której mniej więcej jedna trzecia świeckich członków to numerariusze – dobrowolni dożywotni zwolennicy celibatu, którzy praktykują przy tym umartwianie ciała – chłopcy w Heights są zachęcani do abstynencji seksualnej aż do ślubu. Żadna edukacja dotycząca stosowania prezerwatyw nie jest dozwolona ani, jak się wydaje, potrzebna.
Podczas gdy kwestie akademickie, dyscyplinarne, finansowe i tym podobne są pozostawione zarządowi i radzie administracyjnej, „duchowe przewodnictwo szkoły Heights”, jak stwierdza przewodnik, „powierzone jest Opus Dei”, a księża Opus Dei są dostępni, aby udzielać porad całej szkolnej społeczności.
Freehowie nie są jedynymi rodzicami, którzy w sparaliżowanym korkami mieście wykręcają 40 kilometrów w obie strony, aby odstawić swoich synów do szkoły, ani też jedynymi, którzy z trudem pokrywają roczne czesne wynoszące obecnie około 30 tysięcy dolarów. Rodzice uczniów z Heights pragną, by ich synowie przesiąkli naukami Kościoła, i tego od szkoły oczekują. Płacą duże sumy pieniędzy za ów rodzaj moralnej edukacji, niedostępny w skądinąd doskonałych szkołach publicznych, których nie brakuje na bogatych przedmieściach Wirginii i Maryland.
Heights bez skrępowania, wręcz entuzjastycznie, uczy wartości, stosownego zachowania, wysokich standardów moralnych, patriotyzmu i dobrego obywatelstwa. Rodzice z kolei poświęcają się, by móc sobie pozwolić na czesne, ponieważ oczekują, że szkoła pośle w świat dobrych, prawych i godnie wychowanych obywateli.
Wszystko to sprawia, że dzisiejsze spotkanie należy do gatunku tych najdziwniejszych.
Na myśl przewodnią przemowy Louisa Freeha, podsuniętą przez dyrektora Richarda McPhersona, składają się etyka i uczciwość w sprawowaniu rządów, co przy okazji dobrze się wpisuje w kanony dyrektora FBI.
Po pierwsze, Freeh jest zaciekłym obrońcą własnej uczciwości i łatwo się oburza, gdy dostrzega nieprawość u innych. Jego głośne konflikty z Billem Clintonem, który w 1993 roku mianował go dyrektorem FBI, mają wiele przyczyn, ale najpoważniejszą z nich jest być może osobisty wstręt Freeha związany z kontaktami Clintona z Monicą Lewinsky. Stalowe spojrzenie Freeha i wydatna szczęka są konkretne. To facet o zerowej tolerancji, wyrośnięty ministrant, który żyje według ścisłego kodeksu etycznego.
Freeh jest również zaciekłym obrońcą dobrej reputacji FBI, a gdy ojcowie i synowie rozsiadają się przed nim na swoich miejscach, owa reputacja waży się na szali – wraz z wieloma pytaniami zadawanymi w amerykańskiej społeczności wywiadowczej i dotyczącymi podstawowych kompetencji dochodzeniowych Biura.
Po ponad siedmiu latach na czele FBI i po ćwierćwieczu spędzonym w sektorze publicznym – jako agent specjalny i prokurator, zanim został dyrektorem Federalnego Biura Śledczego – Louis Freeh jest gotów zrobić użytek ze swojego résumé.
Jednak kwestia luki w zabezpieczeniach, która po drugiej stronie Potomacu nękała po równo FBI i CIA, w końcu stanęła na ostrzu noża. Przez ponad dekadę obie agencje poszukiwały rosyjskiego kreta ukrytego głęboko w jednej lub drugiej i wyrządzającego nieodwracalną szkodę zagranicznym zdolnościom wywiadowczym kraju, zwłaszcza w kontaktach z Rosjanami.
Kret ma swój kryptonim – Graysuit – i według wspólnej specjalnej jednostki dochodzeniowej kierowanej przez FBI niemalże pewne gniazdo: CIA. Pod koniec lat 90. podejrzenia brutalnie i jednoznacznie skupiły się na agencie kontrwywiadu Brianie Kelleyu. Członkowie jego rodziny są bezlitośnie maglowani, a jego dom jest potajemnie przeszukiwany. Sam Kelley zostaje pozbawiony odznaki i umieszczony w częściowym areszcie domowym.
Aby wbić ostatni gwóźdź do trumny Kelleya, agent specjalny FBI Mike Rochford rozpoczyna dziwaczne globalne poszukiwania, które ostatecznie prowadzą do byłego oficera KGB, umykającego przed rosyjskim gangsterem i gotowego sprzedać Graysuita za siedem milionów dolarów. Jednak dowody, które pojawiają się w listopadzie 2000 roku, kreślą inne zakończenie tej historii: kretem nie jest Brian Kelley. Prawdziwy Graysuit przez cały ten czas ukrywał się w FBI i pod wieloma względami jest sobowtórem Louisa Freeha.
Graysuit, podobnie jak Freeh, jest pobożnym katolikiem. Obaj panowie dołączyli do Biura w ciągu roku. Obaj złożyli przysięgę, że „będą wspierać Konstytucję Stanów Zjednoczonych i bronić jej przed wszystkimi wrogami, zagranicznymi i wewnętrznymi” oraz „że pozostaną jej wierni i będą pokładać w niej wiarę”. Obaj podpisali również zobowiązanie FBI dla funkcjonariuszy organów ścigania, akceptując obowiązek „traktowania informacji, które staną im się znane z racji zajmowanego stanowiska, jako kwestii świętego zaufania”. Freeh i Graysuit mieszkają na przedmieściach Wirginii w niewielkiej odległości od siebie, regularnie uczęszczają do tego samego kościoła w Great Falls pod wezwaniem świętej Katarzyny ze Sieny – z długimi sznureczkami dzieci u boku. Podobnie jak brat Freeha John, ale nie sam dyrektor, Graysuit jest również członkiem Opus Dei.
Wkrótce po zidentyfikowaniu Graysuita FBI kupuje dom w jego najbliższej okolicy i instaluje dodatkowe trzydzieści linii telefonicznych, aby przekształcić go w centrum nasłuchu. Samochód Graysuita jest śledzony. W ciągu kilku tygodni mężczyzna zostanie przeniesiony do nowego biura na dziewiątym piętrze siedziby głównej FBI – budynku J. Edgara Hoovera – rzekomo w nagrodę za wierną służbę, gdy już zbliża się do emerytury, lecz w rzeczywistości to nie żaden awans, a pułapka, bo nowe biuro będzie podsłuchiwane i nagrywane, zaś skromny agent przydzielony na asystenta będzie w rzeczywistości oczami i uszami Biura w tym nowym i szybko kurczącym się świecie Graysuita.
Krótko mówiąc, Graysuit jest pod całodobową obserwacją – w domu, pracy i wszędzie pomiędzy – ale tego wieczoru w bastionie patriotyzmu i konserwatywnego katolicyzmu Graysuit nie potrzebuje dodatkowego nadzoru. Jest częścią komitetu powitalnego, który przyjmuje Louisa Freeha po jego przybyciu, a teraz, gdy Freeh przygotowuje się do przemówienia na temat etyki i uczciwości, najbardziej skuteczny rosyjski kret w historii Ameryki zasiada w pierwszym rzędzie, podczas gdy obok niego siedzi jego własny syn.
– Stałem tak na tej małej scenie, czekając na chwilę, gdy zacznę przemówienie, i wiedząc, że człowiek przede mną bez mrugnięcia okiem sprzedał swój naród – wspomina Freeh. – I oto był tam Graysuit, nawet niepodejrzewający, że w końcu prześwietliliśmy go na wylot. Nie wydaje mi się, bym kiedykolwiek okazał to tamtego wieczoru, ale im dłużej tam siedziałem, tym większa ogarniała mnie złość. Nie chodziło tylko o to, że zdradził Amerykę dla pieniędzy lub że zhańbił Biuro i złamał własną przysięgę, chociaż wszystko to z pewnością miało znaczenie. Zdradził również swoją rodzinę, a wkrótce jego zbrodnie miały się zwalić na głowę tego niczego niepodejrzewającego chłopca, który siedział przy nim wraz ze swoją matką i resztą rodziny. Dla mnie było to prawie tak niewybaczalne jak samo szpiegostwo2.
Jak bardzo bolesne okażą się jednak te zbrodnie, wciąż pozostaje kwestią otwartą. Nawet dziś wartość tajemnic, które Graysuit przekazał śmiertelnemu wrogowi Ameryki, niemalże wymyka się wszelkiej ocenie. Z ich powodu operacje kluczowe dla bezpieczeństwa narodowego zostały wywrócone do góry nogami. W moskiewskich więzieniach przelała się krew, a w ziemi spoczęły ciała, ponieważ Graysuit ujawnił tożsamości, doskonale zdając sobie sprawę z tego, jaki będzie tego skutek. Jeśli FBI zdoła przyłapać na gorącym uczynku Graysuita podrzucającego przesyłkę dla Rosjan lub podejmującego kolejną paczkę świeżutkich studolarowych banknotów, które regularnie dostarczano w pakietach po trzydzieści tysięcy dolarów lub więcej, kret może wylądować na stryczku, a na pewno resztę życia spędzi w więzieniu.
Szpiegostwo cechuje jednak przy tym wysoki wymóg dowodowy, a Graysuitowi brakuje mniej niż pięciu miesięcy do końca służby. Co się stanie, jeśli ten najgorszy szpieg w historii Ameryki da sobie spokój i odmaszeruje jako wolny człowiek, by grzać się w złotych promieniach słońca za pieniądze z wypłacanej przez rząd emerytury? To scenariusz rodem z koszmaru sprawia, że niewielka garstka ludzi w Biurze, którzy zostali dopuszczeni do sprawy Graysuita, po każdej kolejnej nieprzespanej nocy o godzinie trzeciej nad ranem wpatruje się tępo w sufit.
A Graysuit, siedzący w pierwszym rzędzie ze swoją długą, pociągłą twarzą o wiecznie ponurym wyrazie – czy ma jakieś przeczucie tego, co go czeka? Być może. Po dwóch dekadach arogancko pewnej siebie komunikacji ze swoimi szpiegowskimi przełożonymi w notatkach, które zostawia wraz ze stosami dokumentów i zaszyfrowanych dysków pełnych najgłębszych tajemnic Ameryki, pojawił się niespokojny ton.
Czy jednak Graysuit się tym przejmuje? To może być najwłaściwsze pytanie. A może w jakimś mrocznym zakątku swojej psychiki wręcz cieszy się z tego, co może nadejść? Nazywa się Robert Philip Hanssen. Nawet najlepszy kret w historii może się nie spodziewać, że zastawiono na niego pułapkę, dopóki nie zostanie złapany.
Rozdział 1
Tophat
Wideo trwa zaledwie sześćdziesiąt cztery sekundy, ale niemalże nie da się oderwać wzroku od cichej chęci zadania bólu, na którą się patrzy. Czterech młodych mężczyzn w obcisłych garniturach – agentów KGB, sowieckiego wywiadu – w małym pokoju doświetlonym oknem pokrytym obskurną kawiarnianą zasłoną otacza piątego, starszego mężczyznę. Ręka jednego z młodszych mężczyzn oplata szyję starszego. Pozostali metodycznie zdzierają z niego koszulę. Po dwudziestu dwóch sekundach klatka piersiowa starszego mężczyzny jest odsłonięta. Wkrótce staje się nagi od pasa w górę. Od tyłu palce chwytają go za podbródek i odwracają jego twarz bezpośrednio w stronę kamery. Co widzimy? Z pewnością rezygnację. Cichą godność. Ale bez strachu i widocznego żalu. To twarz dziadka, szokująco spokojna, jeśli wziąć pod uwagę, że człowiek ten wie, co go czeka.
Nazwisko Dmitrija Polakowa – starszego mężczyzny z opisanego właśnie filmu – utonęło w odmętach historii, choć zasługiwało na lepsze miejsce we współczesnej pamięci. Polakow jest zarówno sowieckim oficerem armii, jak i oficerem wywiadu. Jako ten pierwszy ma dostęp do szerokiego zakresu informacji na temat pocisków rakietowych, czołgów, broni biologicznej i chemicznej, strategii nuklearnej, ogólnego planowania wojskowego i tym podobnych. Jako człowiek GRU (Głównego Zarządu Wywiadu), wojskowego skrzydła wywiadu Związku Radzieckiego, pozostaje również na bieżąco z informacjami o agentach oraz o tym, gdzie i w jakim celu prowadzone są sowieckie operacje szpiegowskie. W miarę jak Polakow awansuje aż do stopnia generała, jest coraz lepiej zorientowany w polityce zagranicznej i gospodarczej Kremla. Począwszy od 1962 roku, w krytycznym momencie zimnej wojny, Dmitrij Polakow jest również cennym nabytkiem amerykańskiego wywiadu, znanym FBI jako Tophat – i przy tym jest zasobem ochotniczym, za który się nie płaci.
„Powody, dla których Polakow zdecydował się dla nas pracować, nie były zbyt skomplikowane”, twierdzi Sandy Grimes, weteran tajnych operacji wywiadowczych CIA, w głównej mierze koncentrujący się na Sowietach:
Był raczej prostym człowiekiem o nieskomplikowanych upodobaniach, ale też kimś bardzo pryncypialnym, kto kochał swój kraj. Po pierwsze i przede wszystkim był Rosjaninem. Zawsze nim pozostanie, kochał swój naród. Nie kochał za to przywódców tego kraju…
Sądzę, że Polakow był tak nieufny wobec sowieckich przywódców z obawy, że mogą podjąć dowolne działania. To było coś, czego nie potrafił przewidzieć. I właśnie to w połączeniu z jego postrzeganiem Stanów Zjednoczonych – że jesteśmy słabi, że nie stawimy czoła Sowietom – najbardziej go przerażało. On naprawdę wierzył, że to była wojna. Nie strzelaliśmy do siebie, ale z pewnością mogło do tego dojść, a jego rolą było udzielenie nam pomocy w każdy możliwy dla niego sposób – i to nie tylko Stanom Zjednoczonym, lecz także światu zachodniemu – w przeciwdziałaniu sowieckiemu przywództwu i temu, dokąd zmierzał jego kraj1.
Jak cenne są informacje wywiadowcze przekazywane Amerykanom przez Polakowa–Tophata? Odpowiedź Grimesa jest jednoznaczna: „Polakow był naszym klejnotem w koronie, najlepszym źródłem, przynajmniej według mojej wiedzy, jakie kiedykolwiek posiadał amerykański wywiad, i powiedziałbym, że najlepszym źródłem, jakim kiedykolwiek dysponowała jakakolwiek służba wywiadowcza. Naprawdę nie było nikogo, z kim można by go porównać, a ponieważ pracował dla nas przez tak wiele lat i osiągnął taką rangę, to w miejsce patrzenia na organizację oczami jednego z naszych agentów […] od dołu do góry z Polakowem byliśmy w stanie spojrzeć na GRU, jego organizację, od góry do dołu, a także przyjrzeć się KGB i sowieckiemu Ministerstwu Spraw Zagranicznych oraz aparatowi partii komunistycznej […] z samego szczytu, widząc wierchuszkę innych organizacji, i to jest bardzo wyjątkowe”2.
Nie ulega wątpliwości, że dane wywiadowcze Tophata wpływają na równowagę sił między Sowietami a Stanami Zjednoczonymi i w krytycznym momencie zimnej wojny, i przez kolejne dziesięciolecia. Polakow zapobiega zapewne masowym ofiarom śmiertelnym po obu stronach. Przy tym przekazywanie tajemnic swoim amerykańskim odpowiednikom naraża go na niemal ciągłe i straszliwe niebezpieczeństwo.
„Wiedział, że jeśli zostanie złapany, skażą go na śmierć – mówi Grimes. – Zostałby zaprowadzony do pokoju, kazaliby mu uklęknąć i dostałby kulkę w głowę”3.
I rzeczywiście, tak mniej więcej dzieje się 15 marca 1988 roku, pół dekady po przejściu Polakowa na emeryturę, ponad ćwierć wieku po tym, gdy po raz pierwszy zaczął przekazywać informacje swoim amerykańskim odpowiednikom i prawie dwa lata po nagraniu wideo z jego aresztowania.
Jak opowiada Grimes, Polakow „pracuje na swojej daczy”, kiedy przychodzi po niego KGB. „Bawi się ze swoimi wnukami. […]. To powinno przejść do historii jako największa opowieść szpiegowska wszech czasów”4.
Tak się jednak nie stało. Zamiast tego historia zapisała jedną z najsmutniejszych kart.
Jak przystało na zasób o tak istotnym znaczeniu, Dmitrij Polakow ma szczególny zaszczyt zostać wydanym KGB przez szanowanych członków społeczności wywiadowczej USA nie raz, ale aż dwa razy: w 1985 roku przez agenta wywiadu CIA Aldricha Amesa, który po zatrzymaniu w 1993 roku stanie się szpiegiem cieszącym się najgorszą sławą we współczesnej historii USA, a pięć lat wcześniej przez człowieka, który po swoim aresztowaniu w 2001 roku zdetronizuje Amesa na szczycie amerykańskiej szpiegowskiej galerii wstydu. W 1980 roku agent specjalny FBI Bob Hanssen sprzedaje Tophata agencji wywiadowczej Polakowa, GRU, właściwie za grosze – kwotę ogólnie szacowaną na trzydzieści tysięcy dolarów, chociaż mamy na to tylko słowo Hanssena, wypowiedziane w dodatku ponad dwadzieścia lat po fakcie. FBI i CIA razem wzięte za tożsamość Hanssena zapłacą ostatecznie dwieście trzydzieści trzy razy więcej.
Należy wspomnieć, że KGB nagrywa kolejne wideo z udziałem Dmitrija Polakowa. W tym filmie leży on nagi na metalowym blacie, wciąż żywy po tym, jak jego oprawcy wyciągnęli z niego każdy sekret. W trakcie filmu jeden koniec blatu jest powoli podnoszony aż do chwili, gdy Tophat zsuwa się z dolnego końca do buzującego ognia. KGB pokazuje to rekrutom jako przestrogę.
Rozdział 2
Szpiegowanie, wersja 1.0
Bob Hanssen pozostawił nieusuwalną plamę na honorze FBI, toksyczną chmurę, która wciąż spowija organizację; niemniej dostał się do Biura tak samo jak tysiące agentów przed nim i tysiące po nim. Po ukończeniu dwudziestotygodniowego szkolenia podstawowego w Akademii FBI w Quantico w Wirginii w styczniu 1976 roku nowy agent Hanssen został przydzielony do biura terenowego w Indianapolis i oddelegowany do agencji rezydującej w Gary w stanie Indiana, aby pracować nad przestępczością białych kołnierzyków.
Przydział jest przewidywalny. Hanssen ukończył studia menedżerskie na Northwestern University. Pracował jako młodszy audytor w chicagowskim oddziale Touche Ross (obecnie Deloitte & Touche) i może się pochwalić licencją dyplomowanego księgowego zdobytą podczas pracy w charakterze policjanta w Chicago. Wydaje się również, że Biuro zrobiło wszystko, co w jego mocy, aby uczynić delegację możliwie wygodną. Hanssenowie – Bob i Bernadette, znana jako Bonnie – dorastali w Chicago i mają w pobliżu rodzinę i przyjaciół. Bob najwyraźniej radzi sobie dobrze, ponieważ przenosi się następnie, w sierpniu 1978 roku, do prestiżowego biura terenowego w Nowym Jorku.
Jednak to właśnie przeniesienie stawia powiększającą się rodzinę Hanssenów przed wyborem aż nazbyt znanym młodym karierowiczom z FBI. Najbardziej prestiżowe biura terenowe – w Nowym Jorku, Los Angeles, Chicago, Miami, Waszyngtonie – znajdują się jednocześnie w miastach o najwyższych kosztach utrzymania, a Biuro nie zapewnia żadnych dopłat. Na przykład w biurze terenowym w Boise w Idaho standardowa pensja FBI pozwala agentowi na ulokowanie swojej rodziny w komfortowym domu stosunkowo blisko miejsca pracy. Posada w wydziale terenowym w Nowym Jorku dla większości agentów przekłada się albo na lokum poniżej standardu w pobliżu biura, albo, co zdarza się znacznie częściej, na długie codzienne dojazdy z odległych przedmieść.
Hanssenowie rozwiązują ów dylemat połowicznie, nabywając jeden ze skromniejszych domów z trzema sypialniami na przeznaczonym dla zamożniejszej klienteli i położonym stosunkowo blisko przedmieściu Scarsdale w hrabstwie Westchester. Bob spędzi więc na dojazdach do pracy mniej czasu niż wielu jego współpracowników. Bonnie i troje jej dzieci w zielonej okolicy czują się komfortowo i bezpiecznie. Żaden jednak dom w Scarsdale nie kosztuje mało, a presja finansowa związana z koniecznością spłacania kredytu hipotecznego jest ciągła.
Jack Hoschouer, najlepszy przyjaciel Boba Hanssena od czasów liceum, jesienią 1979 roku wraca do Stanów Zjednoczonych z Niemiec, gdzie stacjonowała jego jednostka wojskowa, po czym zatrzymuje się na kilka nocy u Boba i Bonnie w ich nowym domu w Scarsdale. „Bonnie – mówi mi Hoschouer – była nieco zdesperowana, ponieważ nie mieli pieniędzy na opłacenie rachunków za lekarza dziewczynek”5.
Po wykazaniu swoich umiejętności w tropieniu nieprawidłowości księgowych w Gary w Indianie Hanssen zostaje początkowo przydzielony do podobnej pracy w Nowym Jorku – przestępstwa większego kalibru, większe pieniądze, w Wielkim Jabłku większe jest wszystko – ale codzienne ślęczenie nad kolumnami liczb śmiertelnie go nudzi. Moment wielkiego przełomu czeka jednak tuż za rogiem.
W marcu 1979 roku nowojorski oddział Biura przydziela Hanssena do kontrwywiadu zajmującego się Rosją. Intratne zajęcia związane są tam z sekretnymi działaniami: werbowaniem szpiegów, rozpracowywaniem siatek, pracą na ulicy, czyli z tym, o czym kręci się filmy i o czym Hanssen marzył od czasów młodzieńczych. Prawdziwe życie jest jednak inne, a Bob Hanssen zdecydowanie nie jest typem kogoś, kto wyważy kopniakiem drzwi, ani kogoś, kto oczaruje potencjalny sowiecki cel przy litrze lub dwóch wódki. Trafia mu się za to coś jeszcze lepszego: miejsce w zespole wyznaczonym do stworzenia zautomatyzowanej krajowej bazy danych kontrwywiadu dla FBI.
To ważne zajęcie. FBI zawsze było i na długo pozostanie królestwem papierologii: utrwalającym wywiady na niekończących się formularzach numer 302, wyklepywanych w trzech egzemplarzach na wiernych maszynach do pisania marki Remington. Zautomatyzowana baza danych, nad którą ma pracować Hanssen, jest jednym z pierwszych kroków na drodze do popchnięcia Biura w erę komputerów. Dzięki doświadczeniom wyniesionym z Touche Ross i swoim zdolnościom informatycznym Hanssen ma wyjątkowe predyspozycje, aby w tym pomóc – i tak pozostanie przez prawie dwadzieścia pięć lat jego kariery w FBI – a Nowy Jork jest akurat tym miejscem, w którym można zapoczątkować prace nad bazą danych.
Dla bloku sowieckiego to właśnie Nowy Jork – Wielkie Jabłko – a nie Waszyngton jest punktem wyjścia, jeśli chodzi o szpiegostwo. KGB ma siedzibę w sowieckiej (później rosyjskiej) misji przy Organizacji Narodów Zjednoczonych – jaskini szpiegów ukrywających się za immunitetem dyplomatycznym. TASS, sowiecka agencja informacyjna, od lat obecna w Nowym Jorku, tak naprawdę jest spółką zależną od KGB, a jej szpiedzy dorabiają jako kiepsko się maskujący dziennikarze. GRU ma oddzielną bazę – Amtorg, sowiecką agencję handlową – oraz oddzielny personel, ale jest on równie liczny jak ten w KGB. Ponadto sposób, w jaki funkcjonuje od wewnątrz sama Organizacja Narodów Zjednoczonych, sprawia, że są tam szeroko reprezentowane czeskie, węgierskie i inne wschodnioeuropejskie służby szpiegowskie. Praca Hanssena nad uruchomieniem nowej bazy danych wywiadowczych umożliwia mu spojrzenie na to wszystko okiem niemalże boskim: kto jest kim, co jest czym, gdzie można znaleźć wszystkich graczy i, co najważniejsze, kto zmienił stronę i który z Sowietów pracuje dla Amerykanów, a nie przeciwko nim.
Dla Boba Hanssena biuro terenowe w Nowym Jorku powinno być małym skrawkiem nieba: ciepłą posadką na samym początku kariery. Istnieje jednak pewien problem. Podobnie jak przez resztę czasu spędzonego w FBI, Hanssen ma trudności z dopasowaniem się do dominującej kultury FBI. Biuro terenowe w Nowym Jorku chętnie korzysta z jego wiedzy technicznej, ale jeśli chodzi o zdanie większości, to Bob tańczy do innej muzyki.
Szwagier Boba i kolega po fachu z FBI Mark Wauck przekonuje się o tym kilka lat później, kiedy zostaje przeniesiony do Nowego Jorku wkrótce po tym, jak Bob szybko awansuje w drodze do biura w Waszyngtonie. Bob pociągnął za kilka sznurków, aby Mark został przydzielony do jego starego „sowieckiego” wydziału, i jego byli koledzy czekają z niespodzianką na pierwszy dzień Marka w pracy.
– Siadam przy biurku, otwieram szufladę, a tam trzy formularze, jedne z tych staroci, które musieliśmy zapełniać każdego dnia wszystkimi szczegółami, celami i sprawami, nad którymi pracowaliśmy – mówi Wauck. – Ten miał rzekomo pochodzić od Roberta Hanssena, a jako miejsce docelowe wpisali pas Van Allena, czyli obszar promieniowania otaczający Ziemię. Mówili mi w ten sposób, że Bob jest świrem6.
Co gorsza, według Jacka Hoschouera kosmita Hanssen nie może powstrzymać się przed próbą przerobienia nowojorskiego biura terenowego na swoje własne, brane zbyt na serio, podobieństwo.
– Powiedział mi później, że kiedy po raz pierwszy był w Nowym Jorku, ich zadaniem było obserwowanie sowieckiej delegacji w ONZ. Zorientowali się, że Sowieci podrzucają i odbierają swoje tajne przesyłki w niedziele, ponieważ wszyscy agenci FBI są wówczas w kościele lub w domu z rodzinami. Bob opracował więc plan, aby wszyscy agenci w niedzielny poranek obstawiali wszystkie możliwe skrzynki kontaktowe. Siedzi więc w biurze i gada z tymi wszystkimi facetami, a oni go zapewniają: „Tak, jestem na miejscu. Jestem na miejscu”. A wszyscy są w domu i z dzieciakami jedzą jajka na bekonie. Jeśli to prawda – a pewnie tak jest – był to jeden z tych momentów, kiedy coś do niego dotarło i kiedy rozczarował się profesjonalizmem swoich kolegów agentów. Zawiedli go w jego planie przyłapania Rosjan na gorącym uczynku. Dodaj to do jego problemów finansowych i zaczynamy dochodzić do motywacji, która wykracza poza zwykłe brudne pieniądze7.
Brudnych pieniędzy nie można jednak ignorować. Przeniesienie Boba do nowojorskiego biura terenowego umiejscowiło go w bliskim sąsiedztwie głównych graczy, a konieczność spłaty rat kredytu na dom w Scarsdale i regulowania rachunków za leczenie dzieci stanowi coraz większy problem. Hanssenowi odpowiedź na ten ostatni dylemat musi się wydawać oczywista. Trzy dekady później sam tak to wyjaśni komisji Webstera utworzonej w celu zbadania jego zdrady: „Sądzę, że mogłem narobić naprawdę wiele szkód, ale nie zamierzałem. Chciałem zdobyć trochę pieniędzy i się z tego wyrwać”8. Zauważcie, że ów cytat przyprawiony jest co najmniej szczyptą fałszywej skromności. Zanim to powiedział, został już przecież zdemaskowany jako ktoś, kto wyrządził wiele szkód. Należy również pamiętać, że – co wykazują dowody – Bob Hanssen przez resztę kariery w FBI jest przeświadczony, że wylądował wśród prostaków, jednocześnie czerpiąc ogromne korzyści z przebywania wśród nich. To nie jest człowiek nieskomplikowany.
Nie mija jeszcze pierwszy rok pracy Boba Hanssena z nową bazą danych, kiedy to wkracza do siedziby Amtorgu na Manhattanie, prosi o rozmowę z przedstawicielem GRU i zgłasza się na ochotnika do szpiegowania dla Sowietów, rzecz jasna za pieniądze. W sumie to podejście dojść niechlujne – Hanssen przyznaje się wręcz, że jest agentem FBI – ale Rosjanie mają inne rzeczy na głowie. Za moment dokonają zakupu kopalni złota za psie pieniądze.
Pierwsza informacja przekazana Rosjanom przez Hanssena to zapowiedź mająca wzbudzić zainteresowanie: FBI założyło podsłuch w jednym z sowieckich kompleksów mieszkalnych. (Większą sensacją byłyby wieści, że go nie założyło). Późniejsze informacje są już znacznie bardziej wartościowe, bo to nazwiska sowieckich oficerów wywiadu, którzy, o ile jeszcze nie przeszli na drugą stronę, to przynajmniej pozostają w kontakcie ze swoimi amerykańskimi odpowiednikami. To otwiera Hanssenowi drzwi i wkrótce podwójny agent komunikuje się z GRU za pomocą zakodowanych sygnałów radiowych, niemożliwych do złamania kodów i najnowocześniejszych gadżetów, które ogromnie radują serce informatycznego guru. Ale największym prezentem od Hanssena – a biorąc pod uwagę, ile zapłacili za niego Sowieci, to naprawdę był prezent – jest Tophat.
Hanssena można próbować usprawiedliwić za niedocenienie swojego atutu. Jest nowy w tej grze. Ma nazwisko do sprzedania, lecz przypuszczalnie nie ma właściwego wyczucia jego rynkowej wartości, a kredyt musi opłacać co miesiąc – i tak przez kilka lat.
Hanssen wie jednak, że jeśli nadal zamierza robić interesy z GRU, Dmitrij Polakow jest tą właśnie amerykańską wtyczką wystarczająco wysoko postawioną w sowieckich służbach wywiadowczych, aby zdradzić jej tożsamość. Niewykluczone, że Hanssen zaniżył cenę Tophata, ale biorąc pod uwagę pewny wynik sprzedaży, samemu sobie zapewnił ogromną wartość rynkową.
Z biznesowego punktu widzenia sprzedaż Tophata GRU jest praktycznie oczywista. Wystarczy zredukować Dmitrija Polakowa do towaru, a nie ludzkiego życia, i każdy magister studiów menedżerskich transakcję tę poprze. Podrzucenie go Sowietom to także – prawie – początek i koniec tego, co mogło być zaledwie drugorzędną karierą szpiegowską Boba Hanssena.
Rozdział 3
„Co ukrywasz?”
Bernadette „Bonnie” Hanssen jest katoliczką w każdym calu. Jej ojciec Leroy, wywodzący się z polskich katolików, przez dwa lata przygotowywał się do kapłaństwa, zanim ostatecznie wybrał psychiatrię. Matka dziewczyny Frances wychowała się w rodzinie irlandzkich katolików. Wykształcenie Bonnie jest na wskroś katolickie. Jej wujek ze strony matki jest monsiniorem. John Paul, najmłodszy z jej ośmiorga rodzeństwa i jeden z dwóch braci, którzy dołączyli do Opus Dei, zostanie ostatecznie profesorem w rzymskiej twierdzy prałatury, Papieskim Uniwersytecie Świętego Krzyża. Być może nieuchronnie, ale mąż Bonnie również podąża w tym kierunku. Bob został wychowany jako luteranin, choć nie jest specjalnie oddany swej wierze. Osiem lat po ślubie wstępuje za Bonnie na łono Kościoła, a dwa lata później, w 1978 roku, zostaje przyjęty do Opus Dei – to praktycznie rodzinny obowiązek. Podczas ceremonii brat Bonnie Mark przypadkowo spogląda na Boba, który szepcze do żony: „Kocham cię”.
Scena jest wzruszająca. Można jednak wybaczyć Bonnie, że zastanawia się, co dokładnie oznaczają owe słowa, które padają z ust jej męża.
Bob i Bonnie są małżeństwem niecały tydzień, kiedy kobieta, z którą Hanssen ma romans, dzwoni do Bonnie, aby powiedzieć jej, że ona i Bob właśnie się kochali i że to ona jest kobietą, którą naprawdę pragnął poślubić. Gdy żona staje naprzeciw Hanssena, mężczyzna się kaja – potrafi okazywać skruchę – i przysięga, że to się więcej nie powtórzy. Ciało jest jednak słabe, za to pamięć silna i jest to rana, która niekiedy mocno doskwiera. Przynajmniej tak mówi mi Jack Hoschouer.
– Bonnie powiedziała mi w Scarsdale, że pojechała odebrać Boba z dworca kolejowego. Lało jak z cebra, a on stał tam pod parasolem, jedną ręką obejmując kobietę, może sekretarkę z biura9.
Niewykluczone, że Bonnie ma w pamięci oba te zdarzenia, a może również inne, kiedy pod koniec 1980 roku w piwnicy ich domu w Scarsdale natyka się na Boba z długopisem w ręku, pochylonego nad jakimś dokumentem.
Znamy tylko szczegóły i to będzie musiało wystarczyć na ponad dwie dekady, ale wiemy, że Bonnie potrafi być zadziorna. Historia życia Boba świadczy o tym, że jest zręczny w oszukiwaniu i szybko zaciera ślady. A tu mamy scenę małżeńską na tyle powszechną, że pozwala nam wypełnić luki.
– Co ty kombinujesz? – pyta Bonnie, ale w miejsce odpowiedzi Bob usiłuje zakryć dokument. – Co ukrywasz? Masz romans? – Bonnie naciska dalej.
On upiera się, że nie, lecz Bonnie nie daje za wygraną. W końcu wyjawia prawdę, a może tylko swoją wersję prawdy: pisze list do prowadzących z GRU.
– GRU? Czy to Rosjanie, Bob?
– Nie Rosjanie, Bonnie. Sowieci. To różnica.
– Ale…
– Zatem dobrze. Sprzedawałem Sowietom domniemane amerykańskie dane wywiadowcze, ale słowo, na którym należy się skupić, to „domniemane”. One nie są prawdziwe.
Bob wyjaśnia dalej, że organizuje oszustwo dla wyciągnięcia pieniędzy od śmiertelnych wrogów Ameryki, oszustwo, które do tej pory przyniosło mu – im – trzydzieści tysięcy dolarów (a może dwadzieścia tysięcy, liczba nigdy nie została potwierdzona) i są to pieniądze, których desperacko potrzebują, aby spłacić kredyt, uregulować rachunki za leczenie i wszystko to, na co nie pozwala pensja agenta w miejscu tak drogim jak Nowy Jork. Jednak, jak zapewnia żonę, już z tym skończył. Lekcja przyswojona. Koniec rozgrywki. A ich sytuacja finansowa jest znowu stabilna, i to właśnie dzięki podjętemu przez niego ryzyku, on zaś, jak zawsze, ma nieludzkie wyrzuty sumienia.
Czy ona to kupuje? Tak zupełnie? Może tak, a może nie – życie z Bobem wymaga ciągłego samooszukiwania się – w każdym razie Bonnie nie skontaktuje się z władzami, a tym bardziej z samym FBI. Jej odpowiedzią jest udanie się do najwyższych autorytetów, które uznaje: Kościoła, Boga i organizacji usankcjonowanej przez samego papieża do wykonywania dzieła Bożego na Ziemi – Opus Dei.
Opłacony nekrolog wielebnego Roberta P. Bucciarellego, który ukazuje się w „Boston Globe” w dniach 26–28 lutego 2016 roku, kreśli nam postać księdza zarówno dobrze wykształconego, jak i odnoszącego sukcesy na drodze swego powołania. Bucciarelli urodził się w New Canaan w stanie Connecticut we wrześniu 1935 roku i kształcił się w New Canaan High School oraz na Harvardzie, który ukończył w 1956 roku. Następnie uzyskał doktorat z teologii na Papieskim Uniwersytecie Laterańskim w Rzymie, a w sierpniu 1960 roku został wyświęcony na kapłana dla prałatury Opus Dei.
Jako kapłan służy w Chicago, Milwaukee, Waszyngtonie, Nowym Jorku, Rzymie i Dublinie, ale jego obowiązki wykraczają daleko poza posługę. Przez dziesięć lat, od roku 1966 do roku 1976, jest wikariuszem regionalnym Opus Dei na Stany Zjednoczone. Od 1988 do 1992 roku mieszka w Rzymie i pracuje w centralnych biurach prałatury, gdzie prawie na pewno spotyka się przez przypadek z bratem Bonnie, Johnem Paulem. Dziesięć lat później, w 2003 roku, Bucciarelli rozpoczyna kolejną turę jako wikariusz regionalny, tym razem w Irlandii, ale wydaje się, że choroba i wiek pracę tę przerywają. W 2012 roku powraca do Stanów Zjednoczonych, do Chestnut Hill na obrzeżach Bostonu, gdzie kontynuuje czuwanie nad kierunkiem rozwoju duchowego świeckich i księży, co czyni aż do śmierci spowodowanej chorobą Parkinsona 24 lutego 2016 roku.
Z innych źródeł wiemy, że ojciec Bucciarelli jest również zapalonym tenisistą, obdarzonym atomowym serwisem. Krótko mówiąc, człowiekiem wyrafinowanym, uczonym, grywającym w tenisa. Można by nawet podejrzewać, że to rodzaj bon vivanta w sutannie – jeden z tych wesołych duchownych, którzy odnajdują się i w konfesjonale, i w klubie zrzeszającym śmietankę towarzyską. Jednak w jego nekrologu nie ma wzmianki o kluczowym przypisie, jaki pozostawił na marginesach historii szpiegostwa. Bowiem księdzem Opus Dei, do którego Bonnie z uporem odsyła Hanssena, aby wyspowiadał się ze swoich grzechów, jest właśnie Bucciarelli.
Do spotkania dochodzi pod koniec lat 80. w New Rochelle w stanie Nowy Jork, gdzie Bucciarelli zamieszkuje. Oficjalnie to sesja doradcza – Bonnie i Bob idą na konsultację z księdzem – a nie spowiedź, której wysłuchuje duchowny. Jednak do końca życia Bucciarelli utrzymuje, że to, co wydarzyło się podczas tych sesji, jest mimo wszystko objęte tajemnicą spowiedzi i dlatego nigdy nie może zostać ujawnione.
Ogólne zarysy jego rad są jednak dobrze znane. Ksiądz mówi Bobowi, aby udał się do władz. Przyznanie się do winy to jedyny sposób, by pojednać się z Bogiem. Być może Bucciarelli jest po prostu człowiekiem prawa i porządku – jeśli czynisz zło, musisz spłacić swój dług wobec społeczeństwa. Znacznie bardziej prawdopodobne jest to, że Hanssen opowiada mu tę samą historię, którą uraczył Bonnie: to był przekręt, fałszywki, naciągałem Sowietów, nie dostali nic prawdziwego, nic, z czego można by zrobić użytek. Mimo to dla Boba Hanssena zalecenia księdza muszą być przerażającą wskazówką. Wie, co tak naprawdę sprzedał drugiej stronie. Nie ma w tym niczego banalnego ani fałszywego, a w karze, która zostanie wymierzona, nie będzie nic mięciutkiego i kojącego.
W Scarsdale Hanssen nie może zasnąć, ale poranek przynosi znacznie lepsze wieści. Ojciec Bucciarelli przez noc modlił się w tej sprawie i teraz ma lepszy pomysł: zamiast do FBI trzeba się udać do Boga. Bob może odpokutować swoje grzechy poprzez modlitwę i przekazanie swoich nieuczciwie zarobionych pieniędzy na cele charytatywne – po trochu, aby nie przyciągać zbytniej uwagi. I tak właśnie robi Bob Hanssen – w ciągu następnych czterech lat przekazuje aż trzydzieści tysięcy dolarów misjonarkom miłości Matki Teresy. A przynajmniej tak twierdzi. Zawsze trudno uwierzyć człowiekowi, którego całe życie publiczne jest łgarstwem.
Jeśli chodzi o ojca Bucciarellego, to w swoim dążeniu do ocalenia duszy Boba zapala zielone światło dalszej karierze szpiegowskiej Hanssena, co ma tragiczne konsekwencje dla bezpieczeństwa Ameryki i powoduje kolejne ofiary wśród amerykańskich aktywów w sowieckich służbach wywiadowczych. Bucciarelli nieświadomie składa również własny podpis na nakazie wykonania wyroku śmierci, który Hanssen wystawił już dla Dmitrija Polakowa.
Po ujawnieniu Tophata wywiad wojskowy działa szybko. Polakow zostaje odwołany ze swojego ataszatu w Indiach i otrzymuje pracę w moskiewskim biurze, ale przez kilka lat GRU nie dopuszcza KGB do tajemnicy w obawie przed zszarganiem własnej reputacji w świecie bezustannie wojujących biurokracji sowieckiego wywiadu. Pojawia się tu bowiem pewna ewentualność. Niewykluczone, że gdyby amerykańskie służby wywiadowcze zostały uprzedzone, że Tophat został zdradzony, byłyby w stanie wywieźć go z kraju. A już przynajmniej jego amerykańskie kontakty mogłyby ostrzec go przed grożącym mu niebezpieczeństwem i wtedy, zanim zsunie się z metalowej płyty do ognistego piekła, mógłby podjąć samodzielną próbę ucieczki.
Milczenie Hanssena, ciche przyzwolenie Bonnie i kościelna aprobata Bucciarellego niweczą tę szansę i nakładają maskę tajemnicy, która utrzyma się przez ponad dwadzieścia lat. Nikt w amerykańskiej społeczności wywiadowczej ani poza nią nie będzie miał pojęcia o pierwszej karierze szpiegowskiej Boba Hanssena aż do czasu, gdy Bonnie opowie tę historię podczas przesłuchania już po jego aresztowaniu – to będzie pierwsze naruszenie szeroko pojmowanej tajemnicy spowiedzi przez Bucciarellego.
Rozdział 4
Hodowanie kreta
Jeśli dziesięciolecia, które nastąpiły bezpośrednio po drugiej wojnie światowej, dają początek zimnej wojnie i prowadzonej w jej cieniu szpiegowskiej batalii, to lata 80. i 90. są dekadami czerpania z niej zysków. Komisja Webstera z 2003 roku wylicza sto siedemnaście przypadków w latach 1945–1990, kiedy to obywatele amerykańscy są albo ścigani sądownie za szpiegostwo, albo ewidentnie winni, nawet jeśli nie ma wystarczających dowodów, aby przejść do fazy procesu. Niemniej jest to fala, która wzbiera. Ma się wrażenie, że szpiegów, kretów, zdrajców – jakkolwiek pragnie się ich nazwać – w amerykańskiej społeczności wywiadowczej jest niekiedy na kopy.
Niektórzy są szokująco nieudolni i zadowalają się żałosnym wynagrodzeniem. Pod koniec lat 70. William Kampiles, funkcjonariusz odpowiedzialny za monitorowanie i analizę informacji wywiadowczych w Centrum Operacyjnym CIA, przemyca instrukcję techniczną satelity KH-11, sprzedaje ją Sowietom za marne trzy tysiące dolarów i zaciera ślady równie skutecznie jak słoń w sklepie z porcelaną, a następnie za swoje wysiłki dostaje wyrok czterdziestu lat więzienia.
Inni szpiedzy rozkręcają swoją zdradę w przedsięwzięcia obejmujące całe rodzinne pokolenia. John Walker, specjalista ds. komunikacji w Marynarce Wojennej Stanów Zjednoczonych, mający dostęp do najbardziej tajnych danych, zaczyna jako solista sprzedający tajemnice marynarki Sowietom, następnie przekonuje przyjaciela z podobnymi uprawnieniami, aby zrobił to samo, a ostatecznie włącza swojego brata Arthura, komandora podporucznika marynarki wojennej, oraz jego syna Michaela, wówczas świeżego rekruta tejże, aż interes dojrzewa do poziomu przedsiębiorstwa o osiemnastoletniej tradycji. John Walker próbuje również wciągnąć do współpracy swoją córkę, ale ona jako jedyna się opiera. Wyposażeni w materiały kryptograficzne siatki Walkera Sowieci odbierają i dekodują ponad milion wiadomości, w zasadzie śledząc w czasie rzeczywistym planowanie wojny morskiej Stanów Zjednoczonych i żyjąc w samym jego środku.
Walker, gdy go w końcu złapano i uwięziono, może być autorem najprostszej definicji szpiegostwa: „Pozwalamy Rosjanom na czytanie naszej poczty, tak samo jak oni pozwalają nam. I tyle. To wszystko. Stany Zjednoczone monitorują każdą międzynarodową rozmowę telefoniczną i każdy otwarty obwód na świecie. Wszystko, co zrobiłem, to sprzedanie tym biednym skurwielom takiego samego dostępu”10. Cóż, nie do końca. Sowieci nie są jedynym beneficjentem tego podkradania. Amerykańskie tajemnice są wysoko cenione na globalnym rynku szpiegowskim, nawet wśród rzekomych sojuszników. Od czerwca 1984 roku do aresztowania tuż przed Świętem Dziękczynienia w 1985 roku Jonathan Pollard podwędza prawie dwa tysiące dokumentów wywiadowczych i depesz – wszystkie tajne – z Centralnej Agencji Wywiadowczej, Agencji Bezpieczeństwa Narodowego, Agencji Wywiadowczej Departamentu Obrony i innych miejsc, co składa się na istny szwedzki stół informacji dla jego izraelskich opiekunów. Konsultantka biznesowa Katrina Leung przez ponad dwadzieścia lat, począwszy od roku 1982, widnieje na tajnej liście płac chińskiego kontrwywiadu.
Jednak większość tej amerykańskiej produkcji szpiegowskiej jest przeznaczona dla Moskwy i trwa nieprzerwanie po roku 1991, czyli po upadku Związku Radzieckiego, gdy główne portfolio informacji wywiadowczych z zagranicy przechodzi z KGB do SWZ (Służby Wywiadu Zagranicznego Federacji Rosyjskiej). Dla przykładu, agent kontrwywiadu CIA Aldrich („Rick”) Ames, prześlizguje się przez czasy głasnosti i rozpad Związku Radzieckiego. Od 1985 roku do aresztowania w lutym 1994 roku inkasuje szacunkowo 4,6 miliona dolarów za przekazanie Sowietom informacji, które naraziły na szwank ponad sto amerykańskich operacji wywiadowczych.
Po aresztowaniu Amesa pałeczkę przejmuje inny agent CIA, Harold James Nicholson, sprzedając GRU kolejne tajemnice swojej agencji, aż do momentu, gdy sam zostaje przyłapany w roku 1996. Wśród dekonspiracji Nicholsona znajdują się tożsamości wielu nowo zatrudnionych agentów CIA, których poznał jako starszy członek wydziału w ośrodku szkoleniowym CIA, co pod pewnymi względami stanowi jeszcze głębsze naruszenie zaufania.
Warto również wspomnieć innych amerykańskich szpiegów z tej samej epoki: agenta FBI Earla Pittsa, który podobnie jak Hanssen zaczyna szpiegować dla Sowietów, a kończy jako rosyjska wtyczka i zarabia prawie ćwierć miliona dolarów, Ronalda Peltona, analityka wywiadu NSA, który podrzuca Sowietom informację o wspólnej operacji NSA i US Navy, polegającej na założeniu podsłuchu sowieckiej linii komunikacyjnej poprowadzonej po dnie Morza Ochockiego, Franka Terpila, który sprzedaje swój kraj Kubańczykom, Jeffreya Carneya, zatrudnionego sub rosa przez wschodnich Niemców, Lee Howarda, kolejnego agenta CIA z połowy lat 80., który karmi Sowietów amerykańskimi sekretami (i któremu wyjątkowo udaje się uciec do matuszki Rosji) oraz innych.
– Stany Zjednoczone zostały spenetrowane bardzo szeroko, ale niezbyt głęboko – twierdzi David Major, ekspert ds. kontrwywiadu w FBI i Radzie Bezpieczeństwa Narodowego. – Tajemnice wielu agencji wychodziły na jaw, ale nie były to poważne infiltracje11.
Najwyraźniej jednak dwa krety wyróżniają się na tym tle: Rick Ames i Bob Hanssen. Jednak nawet Ames musi ustąpić miejsca Robertowi Philipowi Hanssenowi. Dłużej niż Hanssen szpiegowała tylko Katrina Leung – przynajmniej tyle dziś o tym wiemy. Nikt nie grzebał głębiej i szerzej w skarbcu największych tajemnic amerykańskiej społeczności wywiadowczej. I nikt nie dostarczył wrogiemu wobec Ameryki supermocarstwu więcej materiałów do pracy lub informacji wywiadowczych o większej wartości. Wiktor Czerkaszyn, który wkrótce zostanie prowadzącym Hanssena w KGB, szacuje, że całkowita wartość usług Hanssena dla Sowietów wyniosła dziesięć miliardów dolarów – to cena tajemnic, które otrzymali za mikroułamek każdego dolara.
Ale z wyjątkiem Dmitrija Polakowa cała ta wartość jest kwestią przyszłości. U schyłku lata 1985 roku Bob Hanssen jest tylko burzową chmurą wzbierającą na horyzoncie.
Hanssen pokazał już, że nie ma skrupułów większych niż jego koledzy po fachu. Prawie na pewno, gdyby Bonnie nie nakryła go w piwnicy, jak przygotowywał się do kontaktu z GRU, szpiegowałby dla Sowietów nieprzerwanie od 1979 roku, ale na szczęście dla niego poprzednia działalność została odkryta przez jedyną osobę na ziemi, która najprawdopodobniej jest w stanie uwierzyć w jego tłumaczenia, i rozgrzeszona przez księdza bardziej dostrojonego do mocy modlitwy niż rządów świeckiego prawa. Co więcej, podczas gdy Hanssen odbywa swoją pokutę, jego pracodawcy bardzo nieświadomie robią wszystko, co w ich mocy, aby uczynić z niego idealnie przygotowanego kreta, na wypadek gdyby tylko zechciał wrócić do gry.
Praca Hanssena w Nowym Jorku, polegająca na opracowaniu krajowej bazy danych, sprawiła, że widział jak na dłoni pracę szpiegów oraz agentów kontrwywiadu, i to z bezpiecznej perspektywy. Jego następne zadanie po przeniesieniu do siedziby głównej w Waszyngtonie w styczniu 1981 roku jest dokładnie odwrotne. Jako nadzorujący agent specjalny przydzielony do jednostki budżetowej FBI Hanssen jest odpowiedzialny za tworzenie i wykonywanie budżetu programu kontrwywiadowczego FBI, w tym nadzorowanie prezentacji wniosku budżetowego na forach stosownych komisji Izby Reprezentantów i Senatu oraz za przygotowanie dyrektora do złożenia oświadczeń na jego poparcie.
Jak zawsze najłatwiejszym sposobem na osiągnięcie celu jest oczarowanie Kapitolu konkretnymi operacjami kontrwywiadowczymi FBI – kto robi co, komu, kiedy, jak i dlaczego, a wszystko na poziomie wielce szczegółowym.
– Aby uzasadnić przyszłe wydatki, musisz powiedzieć im, co zrobiłeś w przeszłości, a przeszłość jest zawsze listą sukcesów – wyjaśnia Jim Ohlson, poprzednik Hanssena w tej roli, który kilka miesięcy poświęca na wdrażanie go do pracy. – Wniosek budżetowy nie wymienia informatorów, ale daje naprawdę dobre wskazówki, gdzie tak naprawdę odniesiono sukces. Gdyby Rosjanie mieli dostęp do bieżących cykli budżetowych, mogliby przeprowadzić tego rodzaju analizy – na przykład ustalić, że coś dzieje się w Nowym Jorku lub San Francisco, i podwoić wysiłki, aby znaleźć tam przeciek12.
Dalsza część książki dostępna w wersji pełnej
Dostępne w wersji pełnej
Dostępne w wersji pełnej
Dostępne w wersji pełnej
Dostępne w wersji pełnej
Dostępne w wersji pełnej
Dostępne w wersji pełnej
Dostępne w wersji pełnej
Dostępne w wersji pełnej
Dostępne w wersji pełnej
Dostępne w wersji pełnej
Tytuł oryginału
A Spy in Plain Sight: The Inside Story of the FBI and Robert Hanssen – America’s Most Damaging Russian Spy
Copyright © 2022 by Lis Wiehl
Projekt okładki
Sebastian Komorowski
Opieka redakcyjna
Karolina Pawlik
Bartłomiej Nawrocki
Opieka promocyjna
Maria Adamik-Kubala
Korekta
Joanna Kłos
Katarzyna Onderka
Opracowanie typograficzne
Dariusz Ziach
© Copyright for the translation by Piotr Tymiński
© Copyright for this edition by SIW Znak sp. z o. o., 2024
ISBN 978-83-240-8951-2
Znak Horyzont
www.znakhoryzont.pl
Książki z dobrej strony: www.znak.com.pl
Więcej o naszych autorach i książkach: www.wydawnictwoznak.pl
Społeczny Instytut Wydawniczy Znak, 30-105 Kraków, ul. Kościuszki 37
Dział sprzedaży: tel. (12) 61 99 569, e-mail: [email protected]
Wydanie I, Kraków 2024.
Na zlecenie Woblink
woblink.com
plik przygotowała Katarzyna Błaszczyk
