Uzyskaj dostęp do tej i ponad 250000 książek od 14,99 zł miesięcznie
17 osób interesuje się tą książką
Miłość, która nie rdzewieje, ale potrafi ranić. Śmiertelnie... Podczas rekonstrukcji historycznej przedstawiającej obronę wieży spadochronowej w Katowicach w wojnie 1939 roku ginie student ze Świętochłowic. Nieszczęśliwy wypadek? Nadkomisarz Polański nie wierzy w taką wersję zdarzenia i wraz ze swoim zespołem rozpoczyna skomplikowane śledztwo. Mroczna historia Świętochłowic, związana z komunistycznym obozem koncentracyjnym Zgoda jest równie ponura co współczesność. Zagadka kolejnych zbrodni splata przeszłość z teraźniejszością i miłość z nienawiścią. Do śledztwa wtrąca się podkomisarz Łukowska, zesłana do Katowic i bardzo z tego niezadowolona...
To druga część serii o śledztwach Nadkomisarza Polańskiego.
Robert Ostaszewski – twórca między innymi bestsellerowej trylogii kryminalnej z podkomisarzem Konradem Rowickim („Zginę bez ciebie”, „Śmierć last minute", „Tysiąc ciętych róż”), serii o komisarz Renacie Łukowskiej Zemsta & Partnerzy oraz opartego na autentycznych zdarzeniach thrillera ”Oskórowany”.
Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:
Liczba stron: 359
Rok wydania: 2025
Audiobooka posłuchasz w abonamencie „ebooki+audiobooki bez limitu” w aplikacjach Legimi na:
Robert Ostaszewski
Ukochaj na śmierć
Tom 1Nadkomisarz Polański
LIND & CO
LIND & CO
@lindcopl
e-mail: [email protected]
Tytuł oryginału:
Ukochaj na śmierć
Tom 2: Nadkomisarz Polański
Wszystkie prawa zastrzeżone.
Książka ani jej część nie może być przedrukowywana ani w żaden inny sposób reprodukowana lub odczytywana w środkach masowego przekazu bez pisemnej zgody Wydawnictwa Lind&Co Polska sp. z o o.
Wydanie I, 2025
Projekt okładki: Daniel Rusiłowicz
Grafiki na okładce:
Robert_em / Unsplash
Eunikas / Adobe Stock
Copyright © dla tej edycji:
Wydawnictwo Lind&Co Polska sp. z o o, Gdańsk, 2025
ISBN 978-83-68254-16-7
Opracowanie ebooka Katarzyna Rek
O Peggy Brown, oPeggy Brown,
kto ciebie ukochać będzie umiał
Myslovitz (Turlough O'Carolan, przeł. Ernest Bryll)
9 sierpnia 2012 roku
Renata Łukowska skręciła w prawo i nagle depnęła pedał hamulca.
– Noż do kurwy wynędzniałej! – wrzasnęła.
Z tyłu król szos i ulic już wściekle naciskał klakson. Warszawskie blachy jej samochodu sprawiały, że miejscowi kierowcy nie mieli dla niej pobłażania. Pokazała w stronę tylnej szyby środkowy palec i z trudem wykręciła w lewo. Przeoczyła znak zakazu skrętu, zorientowała się, że wbija się w jednokierunkową dopiero po sposobie, w jaki zaparkowane były auta.
Zaraz po minięciu placu Andrzeja znalazła się w labiryncie jednokierunkowych uliczek. Pokonywała go już kilka razy, ale za cholerę nie potrafiła się w nim zorientować. Kto wymyślił tę organizację ruchu? Chyba gość na potężnym kacu albo wciąż jeszcze pijany. Znaki prowadziły ją, zdawać by się mogło, we wszystkich możliwych kierunkach, tylko nie do celu, który obrała. Wyklinała w myślach to miasto, wyzywała samą siebie od głupich suk, którym popierdoliło się we łbie. Bo jedynie przez własną głupotę, napędzaną chorą ambicją, znalazła się w Katowicach. Była tu niecałe dwa tygodnie, a już zdążyła znienawidzić to miasto. A także Śląsk w całej rozciągłości. Roladę śląską i śląską listę przebojów, śląskich przestępców i śląskich policjantów. Tych ostatnich szczególnie.
Dwa razy wymusiła pierwszeństwo przejazdu, raz przemknęła na bardzo późnym żółtym, ale w końcu dotarła na miejsce. Zaparkowała swoje czarne audi TT blisko wejścia, wysiadła, oparła się o maskę i zapaliła marlboro. Patrzyła na wielkie budynki o prostej, zwartej bryle i pomarańczowo-niebieskiej elewacji, które bardziej kojarzyły się jej ze szpitalem niż z komendą policji. I te odpustowe kolory, po prostu polska wieś tańczy i śpiewa.
Obok przeszło dwóch mundurowych, wbijając w nią wzrok. Niby normalka, przyzwyczaiła się, ale tego dnia była podminowana, więc wydmuchnęła im chmurę dymu prostu w twarze. Odeszli kilka kroków, ale usłyszała, jak jeden z nich zrymował kulawo:
– Ruda, ruda, czyni cuda.
Zarechotali. W pierwszym odruchu poderwała się z maski, ale odpuściła. I tak miała za dużo kłopotów.
* * *
Bez pukania, w końcu od niedawna to był też jej pokój, weszła do środka, rzucając krótkie:
– Cze.
– Cześć, Petarda – odpowiedział komisarz Adam Tyszka.
– Dla kogo Petarda, dla tego Petarda – wyburczała, siadając za biurkiem, zupełnie pustym, nie licząc klawiatury i ekranu komputera.
Nie miała pojęcia, w jaki sposób Tyszka dowiedział się o jej warszawskiej ksywce. Wkurzało ją, że śląski cienias tak się do niej zwraca. Skończyło się warszawskie życie, umarła Petarda, kto wie, może kiedyś zmartwychwstanie, jednak nie zanosiło się, że stanie się to szybko. Nie zamierzała tłumaczyć nowym, pożal się Boże, partnerom, dlaczego nie chciała używać starej ksywki. Poza tym prawie w ogóle z nimi nie rozmawiała, tyle tylko co o sprawach służbowych. Teraz tak samo. Tyszka, wzdychając, pukał jednym palcem w klawiaturę komputera. Zdążyła się już zorientować, że produkowanie dokumentów było dla komisarza największą udręką. Drugi z orłów ekipy, do której trafiła, aspirant Krzysztof Mateja, wymuskany goguś, szpanujący drogimi ciuchami, wodził palcem po ekranie tabletu. A ona tkwiła za biurkiem, zastanawiając się, jak przeżyje kolejny dzień w katowickiej komendzie miejskiej. Nie przydzielono jej dotąd żadnego śledztwa, właściwie nie miała nic konkretnego do roboty. Nienawidziła bezruchu, braku działania. Chyba że uczestniczyła w obserwacji, wtedy mogła tkwić w jednym miejscu do skutku, nawet bez jedzenia i picia. Odjechała fotelem do tyłu, położyła obute w adidasy nogi na biurku.
– Wiem, że koleżanka ma bardzo zgrabne no…
– Zastanów się, czy chcesz dokończyć seksistowską odzywkę – Łukowska przerwała Tyszce.
Komisarz wbił w nią wzrok. Chyba szykował się do riposty, ale otworzyły się drzwi i wszedł nadkomisarz Edmund Polański, nowy szef Łukowskiej. Jak zwykle miał na sobie marynarkę i starannie odprasowaną koszulę, choć był bez krawata. Pewnie ze względu na upał. Elegancik w starym stylu.
– Czołem – Polański przywitał się i stanął na środku pokoju. – Widzę, że się już u nas zadomowiłaś – zwrócił się do Łukowskiej.
Nie wyczuwała go jeszcze, nie wiedziała, czy żartuje, czy nie wprost gani. Na wszelki wypadek powoli zdjęła nogi z biurka. To ona powinna tu rządzić, była z nich najlepszym gliną, najbardziej doświadczonym, ale była niższa szarżą. Nawet od Tyszki. A do tego była kobietą.
– Koniec lenistwa. Trzeba popracować ku chwale ojczyzny – powiedział nadkomisarz.
– Mundek, kwity robię do sprawy z Ligoty – jęknął Adam.
– Dokończysz później. Szanowna prokurator Mrozowska chce na cito komplet papierów do nożownika z Mariackiej.
Zauważyła, że nazwisko prokurator wywołało na twarzach jej nowych niby-kolegów brzydkie uśmieszki. Czyżby trafiła do zespołu facetów, którzy nienawidzą kobiet?
– Ja z Adamem zajmiemy się papierami – ciągnął Polański – a Krzysiek pojedzie z Renatą na Giszowiec.
– A co się urodziło? – zapalił się Mateja.
Aspirant był pierwszy do roboty. Chyba starał się przypodobać starszym kolegom, a może tylko tak się Łukowskiej wydawało.
– Bójka z użyciem niebezpiecznego narzędzia. Na domkach, podobno chodzi o jakichś artystów – pobieżnie wprowadził w sprawę nadkomisarz.
– Chyba ze spalonego teatru. – Tyszka zaśmiał się gromko. – To coś w sam raz dla ciebie, Petarda.
– Bo? – fuknęła.
– No wiesz, stolica, artyści, celebryci, parcie na szkło. Pewnie twoje klimaty, nie?
– Wal się.
– Wiem, że darzycie się miłością od pierwszego wejrzenia, ale wstrzymajcie się z czułościami – powiedział Polański, lekko się uśmiechając. – Renata jedzie z Krzyśkiem, koniec dyskusji. Ktoś tam już na was czeka z dzielnicy.
Mateja chwycił tablet, z którym nigdy się nie rozstawał, i wstał.
– Aha, pokaż tam Renacie, co i jak, zapoznaj ze specyfiką miejsca.
Prychnęła.
– To niby on ma dowodzić? Jest niższy stopniem.
– Ale zna teren, a ty nie – uciął nadkomisarz.
„Nie znasz terenu”… Prawdę powiedziawszy, wcale nie chciała go poznawać.
1 września 2012 roku
Wystrzały z mauzerów przypominały głośne, nerwowe pukanie do drzwi, których nikt nie otwierał. Z rzadka odzywał się umieszczony na platformie wieży karabin maszynowy. Ich jedyny, do którego mieli mało amunicji.
Stanowiska strzeleckie przygotowali na łące. Nie mieli czasu, by się okopać, więc chroniły ich jedynie worki z piaskiem, dodatkowo obłożone kawałkami darni. Ale co to była za ochrona?! Sypały się na nich, strącane wiatrem, zeschłe liście. Lato i początek jesieni tego roku były wyjątkowo gorące i suche. Za wąską drogą i pasem drzew oraz zarośli kryli się Niemcy. Słychać było stamtąd warkot silników. Pewnie podciągali posiłki. I nic dziwnego, bo pierwszy atak faszystów został odparty. Zagrały karabiny maszynowe, ostrzał zza drzew się nasilił. Jeden z obrońców jęknął i osunął się na bok, wypuszczając z rąk karabin. Poruszył się lekko, więc po chwili podbiegły do niego, zgięte wpół, dwie harcerki-sanitariuszki z noszami. Ułożyły jęczącego chłopaka na noszach i pobiegły w stronę wieży. Udało im się, uniknęły kul.
Ostrzał wzmagał się z minuty na minutę. Nie wiedzieli, jak długo wytrwają, ale byli pewni, że będą walczyli do końca. Najprawdopodobniej ich końca.
Znowu któryś z nich oberwał. Podbiegła do niego sanitariuszka, ukucnęła przy nim. Nagle poderwała się na równe nogi, jakby gardziła śmiercią, stając naprzeciw nadlatującym kulom. Przez chwilę ze zdziwieniem malującym się na twarzy wpatrywała się w zakrwawione ręce. A potem zaczęła wrzeszczeć, niemo, bo jej głos nie przebijał się przez karabinową palbę. Dwóch obrońców rzuciło się do niej, przez łąkę biegł mężczyzna w odblaskowej kamizelce, rozpaczliwie machając rękami. Strzelanina powoli cichła.
Dziewczyna wciąż wrzeszczała. Przez jej przerażający krzyk ledwie przebił się czyjś głos:
– Burza, burza! – któryś z rekonstruktorów wykrzyczał hasło do przerwania inscenizacji.
Wystrzały całkiem ucichły. Z bocznej alejki wyjechała karetka pogotowia, migając bladoniebieskimi światłami. Zahamowała na łące, ryjąc bruzdy w trawie. Wypadł z niej ubrany na czerwono sanitariusz. Przyklęknął przy trafionym, kładąc obok torbę. Przyłożył palce do szyi chłopaka. Po chwili podniósł się powoli, jakby z wahaniem.
Tylko pokręcił głową.
I. Taka sobie rekonstrukcja
Sobota, 1 września 2012 roku
Zapraszamy do zakupu pełnej wersji