Oferta wyłącznie dla osób z aktywnym abonamentem Legimi. Uzyskujesz dostęp do książki na czas opłacania subskrypcji.
14,99 zł
Rodzice Olki i Oliwiera rezerwują pobyt w drogim hotelu z basenem w górach. Z parkingu do hotelu trzeba dojść spory kawałek pieszo. Rodzina rusza pod górę. Powoli zapada zmrok, robi się coraz zimniej, ścieżkę zasypuje śnieg, a hotelu nadal nie widać… Zamiast luksusowego pokoju czeka ich noc w lesie – pełna wyzwań, ale i niezwykłych odkryć. Czasem prawdziwa przygoda zaczyna się wtedy, gdy wszystko idzie nie tak, jak zaplanowano!
Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:
Liczba stron: 79
Rafał WitekUcieczka na Górę Marzeń
© by Rafał Witek © by Wydawnictwo Literatura
Okładka i ilustracje: Katarzyna Piątek-ArendtKorekta: Lidia Kowalczyk, Joanna Pijewska
Wydanie elektroniczne I, Łódź 2025
ISBN 978-83-8208-767-3
Wydawnictwo Literatura
91-334 Łódź, ul. Srebrna [email protected] tel. (42) 630-23-81www.wydawnictwoliteratura.pl
Na zlecenie Woblink
woblink.com
plik przygotowała Katarzyna Ossowska
Wszystko zaczęło się od tego, że tata był zmęczony. Ale nie tak zwyczajnie zmęczony. W przypadku zwyczajnego zmęczenia wystarczyłaby chwila odpoczynku na kanapie, ciepła kąpiel lub masaż pleców. Tym razem tata był „zmęczony życiem”. Oświadczył to rodzinie po kolacji, siedząc przed komputerem w dużym pokoju. Pił herbatę ze swojego ulubionego kubka w czarne kropki, coś tam przeglądał w internecie i nagle doszedł do takiego właśnie wniosku.
Olka wiedziała, co to oznacza. Kłopoty. Kryzys. Może nawet kłótnię. Gdy tata mówił, że jest „zmęczony życiem”, to był sygnał, że „jest na progu wytrzymałości”. Że za chwilę wszystko mu zacznie przeszkadzać: zbyt głośne rozmowy telefoniczne, papierek na podłodze, turkot pralki dobiegający z łazienki, prośba o wyjaśnienie matematyki…
– To może gdzieś wyjedźmy? – zaproponowała mama, która też wiedziała, co się święci. – Od dawna nie brałeś urlopu.
– Bo nie mogę! – zezłościł się tata. – Tyle mamy zamówień, że szef nie chce słyszeć o wolnych dniach! Ludzie wciąż się przeprowadzają i urządzają! I każdy potrzebuje nowej kuchni!
Tym się właśnie tata zajmował: projektowaniem i sprzedawaniem zabudów kuchennych: szafek, blatów, zlewozmywaków, sprzętu takiego jak płyty grzewcze, lodówki czy zmywarki. Dobierał to wszystko, aby tworzyło całość. Dopasowywał do wymiarów kuchennych wnęk lub aneksów. Ślęczał z miarką i kalkulatorem w biurze, jeździł do klientów na pomiary. Naprawdę miał masę pracy i mało wolnego. Wszyscy w rodzinie rozumieli, że od czasu do czasu ma prawo „mieć dość”. Ale nie rozumieli, dlaczego nie może wziąć normalnego urlopu!
– W takim razie wyjedźmy tylko na weekend – zaproponowała mama. – Od piątku do niedzieli. Dzieciaki mogą raz nie pójść do szkoły i przedszkola, i tak mają największą frekwencję. A ty jeden dzień wolnego „na żądanie” chyba dostaniesz?
Tata się zamyślił.
– W sumie… może i dostanę… – mruknął pod nosem. – Naprawdę by się przydał!
– Mnie też – zauważyła mama.
Ona wprawdzie nie musiała codziennie wychodzić z domu, bo pracowała zdalnie. Projektowała i prowadziła strony internetowe dla różnych firm. Jednak taka praca również potrafiła wymęczyć: cały czas w tym samym miejscu, na krześle, przy biurku, z dziećmi i ich sprawami za plecami. A najgorsze, że ta praca nigdy się nie kończyła. Klienci potrafili przysyłać uwagi i prośby o poprawki o każdej porze: rano, wieczorem, w sobotę, nawet w święta. Więc mama niby była w domu, ale tak jakby jej nie było: zawsze jednym okiem przy komputerze, przy mailu, przy projektach…
Olka wyszła do swojego pokoju. Wołała nie czekać, aż tata się nakręci i zacznie narzekać na wszystko i wszystkich. Albo aż pokłóci się z mamą. Ostatnio częściej się kłócili. To przez zimę. Zimą wszyscy siedzą na kupie w mieszkaniu i potykają się o siebie nawzajem. Mama, tata, ona, jej młodszy brat Oliwier. Niby tylko cztery osoby, ale jakoś… dużo. Każdy ze swoimi przyzwyczajeniami, dziwactwami, zachciankami i potrzebami. Przydałoby się boisko piłkarskie, aby całe to towarzystwo rozmieścić po narożnikach. Tymczasem mieli tylko cztery zagracone pokoje plus nieduży balkon zapchany rowerami.
Gdyby było lato… – pomyślała Olka.
Latem częściej się wychodzi na dwór, a tam złość rozpływa się w ciepłym powietrzu. Zimą z kolei ta złość nie ma się w czym rozpłynąć, wisi w duchocie w przegrzanych pokojach, aż w końcu wybucha. Jest jak łatwopalna mieszanka niebezpiecznych pierwiastków. Wystarczy iskra, nieodpowiednie słowo i… bum!
Jednak tym razem żadna kłótnia nie wybuchła.
Ledwie Olka umościła się na łóżku pod kocem, z telefonem i miseczką chrupek kukurydzianych, usłyszała wołanie taty:
– Ale superoferta! Chodźcie zobaczyć!
Po chwili wszyscy stali za jego plecami, a tata pokazywał im na ekranie komputera hotel, który wyszperał na portalu rezerwacyjnym.
– Piszą, że to nowo otwarty obiekt. Dlatego taka okazyjna cena! – Tata nie krył podekscytowania.
– Góra Marzeń – Olka odczytała nazwę hotelu na stronie.
Na zdjęciach widniał budynek w góralskim stylu. Przytulne, żółte światło w oknach kontrastowało z zielenią iglastego lasu dookoła. W oddali majaczyły ośnieżone szczyty gór. Pokoje też prezentowały się świetnie: duże, przestronne, z nowymi meblami i tarasami. I z nieziemskim widokiem na dolinę, w której zalegały strzępki mlecznobiałej, na wpół przejrzystej mgły.
– Mają ekspresy do kawy w pokojach! – zachwyciła się mama.
– I kryty basen – zauważyła Olka. – Łał!
– „Sauna… Jacuzzi… Pyszne posiłki przygotowywane przez szefa kuchni”… – Tata czytał na głos kolejne punkty z opisu hotelu. – Już to widzę… wyciągam się w tym jacuzzi w ciepłej wodzie, bąbelki masują mi plecy, kelner z baru przynosi sok w wysokiej szklance z parasolką i cukrem na brzeżkach…
– O tak! – Mama podchwyciła nastrój taty. – A ja siedzę na leżaczku otulona ciepłym szlafrokiem, czytam sobie książkę albo kolorową gazetę, podziwiam góry za panoramicznymi oknami, nic nie muszę…
– A ja nurkuję w basenie! – dodała Olka.
– A ja? – zmartwił się Oliwier, który jeszcze nie umiał pływać.
– Ty bierzesz udział w animacjach dla dzieci! – Tata wyczytał kolejny zachęcający punkt na stronie hotelu. – Są codziennie od dziewiątej rano. Za darmo! Nauka jazdy na nartach z instruktorem, zajęcia plastyczne, lepienie z gliny…
Oliwier spuścił wzrok. Nie chciał zajęć plastycznych ani babrania się w glinie, chciał być w basenie z resztą rodziny… ale z drugiej strony, nauka jazdy na nartach wydawała się kusząca.
– To wszystko brzmi zbyt pięknie! – westchnęła mama. – Wczytaj się w drobny druczek.
Tata przewinął stronę hotelu na sam dół. Przez chwilę studiował sekcję „Warunki rezerwacji”, a potem „Wskazówki dojazdu”.
– No dobra, jest jeden minus – powiedział w końcu. – Pensjonat jest na zboczu góry. Nie da się podjechać autem pod same drzwi.
– To w ogóle możliwe? – zdziwiła się mama. – A pracownicy jak się tam dostają? Albo dostawcy?
Tata w milczeniu przeklikiwał się przez stronę internetową hotelu.
– O, tu o tym piszą! – Pokazał palcem zakładkę „Dla kontrahentów”. – „Do pensjonatu wiedzie droga techniczna z zakazem wjazdu dla pojazdów prywatnych i nieuprawnionych. Goście docierają na miejsce pieszo żółtym szlakiem” – przeczytał. – W końcu to góry – dodał od siebie. – Trudno, trzeba będzie zostawić samochód na parkingu i podejść. Piszą, że to półgodzinny, łatwy spacer. I dodatkowa atrakcja!
– No! – zapaliła się mama. – I ta cena!
– Cena rewelacja – potwierdził tata. – Po prostu oferta marzenie. To co, rezerwować?
– Najpierw tam zadzwoń! Tak na wszelki wypadek – poradziła mama, która praktyczność i ostrożność miała we krwi.
Dalsza część książki dostępna w wersji pełnej
Dostępne w wersji pełnej
Dostępne w wersji pełnej
Dostępne w wersji pełnej
Dostępne w wersji pełnej
Dostępne w wersji pełnej
