Trzymając dłoń Boga. Kazania wybrane - Ks. Tomasz Grabowski - ebook

Trzymając dłoń Boga. Kazania wybrane ebook

Ks. Tomasz Grabowski

5,0

Opis

Świat chce nas dzisiaj pozbawić oryginalności bycia z Bogiem. Próbuje się nam wmówić, że oryginalność polega na konkretnej modzie, której się poddamy, a tymczasem właśnie w ten sposób wtłacza się w nas skłonność do kiczu.
Żeby być oryginalnym, trzeba uwierzyć Bogu, że przychodzi żywy i prawdziwy w eucharystycznym chlebie, by zabrać cię w podróż do nieba. 
 
To, jaki wykupisz sobie bilet i jakie zajmiesz miejsce, jest twoim wyborem.
 
Kolejna pozycja księdza Grabowskiego, który w swoich kazaniach dotyka istotnych problemów codzienności, stawiając pytania. Warto sobie na nie odpowiedzieć, aby nasze życie było bardziej wartościowe. Lekki styl książki zachęca do sięgnięcia do niej w naszych codziennych rozważaniach.

Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
czytnikach certyfikowanych
przez Legimi
czytnikach Kindle™
(dla wybranych pakietów)
Windows
10
Windows
Phone

Liczba stron: 188

Odsłuch ebooka (TTS) dostepny w abonamencie „ebooki+audiobooki bez limitu” w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
Oceny
5,0 (1 ocena)
1
0
0
0
0
Więcej informacji
Więcej informacji
Legimi nie weryfikuje, czy opinie pochodzą od konsumentów, którzy nabyli lub czytali/słuchali daną pozycję, ale usuwa fałszywe opinie, jeśli je wykryje.

Popularność




2 Niedziela Adwentu rok C

Pomimo cięćPomimo ranDo przodu wszystko jakoś pchamI staram się nie zmienić nicDla ciebie mogę żyćI mimo że szaleje wiatrDam sobie radę, bo wiem jakNa wszystko gdzieś formuła jestNic nie zaskoczy mnie.

Tekst piosenki Pomimo burzy zachęca do tego, by nieustannie podejmować działania, by iść w życiu do przodu. W wymiarze wiary oznacza to kształtowanie życia. Usłyszeć głos to otworzyć się na słowo, które mówi do nas Bóg. Jak słuchać Pana Boga, żeby Go usłyszeć? Co zrobić ze słowem, które daje Bóg? Jak głosić, że moje życie jest czynnym adwentem w przyjęciu i czekaniu na Boga?

Przed tygodniem, analizując Boże słowo, wybieraliśmy adwentową drogę. Wszyscy razem stanęliśmy w życiu przed kolejnym adwentem i ta okoliczność w jakiś sposób skłoniła nas do tego, by w czasie rozważania Bożego słowa pytać siebie o sens tego czasu, o celowość kolejnego przeżywania adwentu, który ma nas przygotować na świętowanie pamiątki przyjścia Jezusa. Dzisiaj spotykamy się już w drugą adwentową niedzielę i podejmujemy słowo, które zostało zapisane w Ewangelii św. Łukasza.

Dzisiejsza Ewangelia odsłania pierwszą ważną adwentową postać, którą jest św. Jan Chrzciciel. Święty Łukasz pisze, że słowo zostało skierowane do Jana, aby przekazał je dalej. Jan nawołuje: „Prostujcie ścieżki dla Niego! (…) drogi kręte staną się prostymi, a wyboiste drogami gładkimi!” (Łk 3, 4-5). Łatwo powiedzieć, ale trudniej wykonać. Nie znaczy to jednak, że ta prośba Jana jest niemożliwa do realizacji. Jan jest przykładem wsłuchania się w słowo, które dał Bóg. Jego życie jest przepełnione pokorną służbą wobec obietnicy, jaka ma się zrealizować przez osobę Jezusa. To nie było łatwe zadanie. Jan przecież zdawał sobie sprawę, że przygotowuje drogę dla kogoś większego od siebie. Przecież on sam mógłby pragnąć, aby uważano go za ważną osobę, a jednak dystansuje się, bo jest świadomy tego, że jego zadaniem jest przygotowanie drogi, po której będzie mógł iść Jezus z przekazem zapraszającym człowieka do królestwa niebieskiego, do uczestnictwa w misji zbawienia. Ze względu na ludzki wydźwięk realizacja tego zadania była bardzo trudna, bo przecież osobiste pragnienie chwały mogło przekreślić misję dotyczącą zbawienia. Właśnie taka postawa często psuje naszą relację z Panem Bogiem. Chcemy bowiem wyznaczyć drogę, po której On ma się poruszać, całkowicie ignorując fakt, że to my mamy iść drogą przez Niego wskazaną.

Zasadniczy problem w naszej relacji z Bogiem, a także z człowiekiem, wynika z faktu, że nie umiemy albo nie chcemy słuchać. Jak się tego nauczyć?

Przede wszystkim potrzeba dyscypliny języka, która jest w stanie zabezpieczyć nas przed słowem niepotrzebnym, ale pozwala też słuchać innych. Umiejętność kochania Boga i człowieka to umiejętność słuchania. Czasem spotykamy w życiu ludzi, którzy ciągle mówią. Taki nieustanny słowotok, z którego może coś tam wynika, ale najczęściej jest to lawina słów bez większego znaczenia. Znajoma lekarka opowiadała mi, że miała kiedyś pacjentkę, która po wejściu do gabinetu ciągle opowiadała o stanie swojego zdrowia, o problemach. Gdy skończyła mówić, wyszła, a za moment zawróciła i pyta: „A recepta?”. Dopiero wtedy zaczęła słuchać tego, co lekarz ma do powiedzenia. W kontekście wiary ta sytuacja jest bardzo dobrym przykładem – lekarzowi, którym jest Bóg, trzeba pozwolić mówić. A potem musimy to słowo przyjąć. Słuchanie jest początkiem drogi ze Zbawicielem. To nie jest jeszcze chwała zmartwychwstania, ale dopiero początek, który może się stać osobistym doświadczeniem obecności Boga. Zwróćmy uwagę na to, w jaki sposób żyjemy: praca, domowe obowiązki, ciągłe planowanie, nieustanne zabieganie o lepszą przyszłość. Dobrze, tak trzeba, jednak w tej codzienności musimy usłyszeć również głos Boga.

Otaczamy się ciągłymi dźwiękami: radio w samochodzie, muzyka w sklepie, telewizor w domu, ciągle dzwoniący telefon, budzik. To nie jest sposób na to, aby usłyszeć Boga – to przepis na nerwicę. Żeby Go usłyszeć, trzeba Jemu i sobie na to pozwolić. Dlatego Kościół nieustannie przypomina o potrzebie modlitwy, bo ona wycisza, sprawia, że zaczynamy bardziej świadomie myśleć i przeżywać naszą obecność na ziemi.

Co zrobić ze słowem, które daje Bóg?

To jest zadanie, przed którym stajemy. Jeśli ktoś do nas mówi i go słuchamy, to musimy się w to słowo jakoś zaangażować, ustosunkować się do niego. Tak samo w relacji z Panem Bogiem. Słowo Boże nie może być parawanem w moim życiu, ono ma prowadzić do wiary autentycznej. Przed laty spotkałem człowieka, który zafascynował mnie swoim podejściem do Pana Boga. Rozmodlony, bardzo dobrze znający Pismo Święte, myślę, że nawet lepiej ode mnie. Niemal codziennie był na plebanii. Kiedyś coś mnie tknęło i zapytałem: „Co słychać u ciebie w domu, jak twoja rodzina?”. Wtedy przeżyłem rozczarowanie. W odpowiedzi nie padło ani jedno pozytywne słowo o rodzinie, żonie, dzieciach, wnukach – tak jakby nie istnieli. Żartując, powiedziałem: „Człowieku, jak chciałeś być księdzem, to trzeba było iść do seminarium, a jak nie, to raz dwa do domu”. Wiara jest wtedy autentyczna, gdy przemienia moje życie całościowo. Będąc w rodzinie, mam się przemienić wraz z rodziną, a nie sam, będąc księdzem – ze wspólnotą, w której żyję i posługuję. Jeśli doświadczenie Boga jest we mnie zamknięte, to jest to sztuczne wyobrażenie. Jan głosił na pustyni. Prostowanie ścieżek na tym właśnie polega. Wiara nie może być biczem na moją rodzinę. Jeśli doświadczyłem Jezusa, to oni mają Go pokochać przeze mnie, a jeśli nie kochają, to – niestety – istnieje duże prawdopodobieństwo, że mój przekaz wiary nie jest autentyczny.

Jak więc głosić, że moje życie jest czynnym adwentem w przyjęciu i czekaniu na Boga?

Chyba najgorszą postawą w życiu jest po prostu rezygnacja z czekania i przeświadczenie, że bez względu na to, co będę robił, nic się nie zmieni, że nie mam szans na to, by poprawić swoje życie. Adwent nie może być odłożony na bok, bo wówczas nie dokona się Boże Narodzenie. Pozostanie tylko wspomnieniem obrazka z kartki świątecznej czy jakiejś szopki mniej lub bardziej udanej. Czekając, trzeba działać – i to zarówno w sferze duchowej, jak i ludzkiej. Jeśli są zerwane kontakty, to trzeba je odświeżyć; jeśli brakuje w domu miłości, to trzeba zacząć ją okazywać drobnymi gestami; jeśli jest jakieś zamknięcie w sobie, które mnie wewnętrznie degraduje, jeśli jestem skłócony, to potrzebny jest konfesjonał i serce otwarte na drugiego człowieka.

Chrystus się rodzi, Chrystus przychodzi tam, gdzie są otwarte dłonie, oczy, serca.

Uroczystość Bożego Narodzenia

Gdy zechcesz iśćTo nie patrz w dalZrób jeden krok do przoduBo ten nasz świat jest pełen wadI jest pełen gniewu.Nie będę myśleć dziśI na jutro to zostawięTy jesteś moją muząMoją ciszą

Moją.

Piosenka zespołu Lemon mówi o konkretnym uczuciu, które pojawia się między ludźmi. Jest ono na tyle silne, że drugi człowiek wyrasta w nim jak muza, pomagając przy tym zapomnieć o zgiełku i wadach świata. Prawdziwa miłość wnosi w ludzkie relacje spokój i uczy ciszy. W tę noc Bożego Narodzenia bardzo serdecznie witam wszystkich zakochanych w Jezusie Chrystusie i zapraszam do refleksji nad prawdziwą ciszą.

Otoczeni nocną aurą, światłem lampek choinkowych i urokliwym blaskiem wigilijnej świecy przychodzimy do świątyni spragnieni obecności Boga. Od strony społecznej jest to niesamowite wydarzenie. Wiemy przecież, że Chrystus się narodził, a my, ludzie wiary, doskonale rozumiemy ten fakt przyjścia Zbawiciela. Jednak pomimo codziennego doświadczania Boga w Eucharystii przychodzimy na kolejne urodziny Jezusa, bo jest coś, co nas do Niego przyciąga. Jeśli się dobrze rozejrzymy, to zobaczymy tego dnia w świątyni również tych, którzy w ciągu roku nie pamiętają o tym miejscu, a może nawet żyją tak, jakby Boga nie było. W ten wyjątkowy dzień uświadamiają sobie jednak tę niepojętą rzeczywistość Bożej obecności. Co nas tak ciągnie do Jezusa? Po co się tak tłumnie gromadzimy? Przecież nie będziemy tu zaraz po kazaniu rozpakowywać drogocennych prezentów: tabletów, laptopów, smartfonów, klocków Lego czy lalek Barbie. Musi zatem być coś więcej – i zachęcam, aby dzisiaj o tym pomyśleć.

Wydaje mi się, że tym, czego najbardziej pragniemy i na co liczymy w tych boskich narodzinach, jest spokój. To są święta, podczas których bardzo mocno uświadamiamy sobie ból grzechu i ludzkich wad. W obliczu czystej miłości, która przychodzi, stajemy się bezbronni i chcemy się ogrzać, nawet stojąc w cieniu betlejemskiego żłóbka.

Ewangelia narodzin Jezusa wydaje się bardzo spokojna. Kapłani czytają ją równym głosem, nie krzyczą, jednak wydarzenia sprzed dwóch tysięcy lat nie są bajkową opowieścią. Może chcielibyśmy zrobić z narodzin Jezusa taką śliczną kolorowankę, ale się nie da, ponieważ stajnia miała swój zapach, swoją temperaturę. Tam nie było słodko, to była trudna rzeczywistość. Człowiek wyrzucił Boga poza granice miejsca swojego zamieszkania – i ta decyzja nie dała człowiekowi spokoju. Bardzo podobnie, niestety, próbujemy układać współczesny nam świat. Pan Bóg nie jest racjonalny dla autorów współczesnych podręczników, religijne symbole coraz częściej kłują ludzi w oczy, w domu brakuje miejsca na wspólną modlitwę, a w pracy wstyd pokazać, że się jest katolikiem.

Bywa tak, że udręczeni życiem właśnie tutaj przychodzimy po ciszę i światło nadziei, że będzie dobrze.

W tym miejscu przypomina mi się dwoje młodych ludzi, trochę szalonych i zranionych. Bardzo szybko się sobą zachwycili, potem nagła decyzja o ślubie, ksiądz, ołtarz i życie. Życie wspólne krótkie, bo po pół roku okazało się, że mężczyzna pije i bije. Policja raz, szpital dwa razy – i trzeba było w końcu przerwać tę falę nienawiści. On poszedł siedzieć, a ona – obolała podwójnie: duchowo i cieleśnie – dowiedziała się, że będzie miała dziecko. Dziecko przyjęła i wychowała, okazało się również, że związek był zawarty nieważnie. Kiedy rozmawialiśmy, pytała, jak to jest, że w momencie, kiedy wszyscy mówią „nie”, to człowiek nie słucha i idzie swoją drogą. Powiedziałem, że to tak jak w raju, wydaje się, że akurat na tej jabłoni są najsłodsze owoce, człowiek próbuje i przychodzi rozczarowanie. Wiele lat nie mogła sobie poradzić ze zranieniami, które poniekąd były efektem własnego świadomego wyboru. Terapia trwała bardzo długo: ksiądz, terapeuta, leki. Kiedy człowiek zostanie w młodości boleśnie zraniony, to cierpi długo. Kilkanaście miesięcy temu kobieta wzięła drugi ślub. Nowy mąż zaakceptował dziecko i pokochał. Kobieta mówi, że nie potrzebuje już żadnej terapii. Pytam: „Co się zmieniło?”. Prosta odpowiedź: „Modlimy się i to Bóg uczy kochać”.

Nie wiem, jak to jest, bo trudno to wyjaśnić słowami, ale sercem rozumiem i wiem, że Boża obecność zmienia świat, przemienia nas do tego stopnia, że człowiek jest w stanie poradzić sobie z tym, co po ludzku wydawało się niemożliwe. Tego pragniemy od Bożej Dzieciny, po to przyszliśmy do kościoła.

Przyszliśmy prosić o spokój w rodzinach, o wzajemny szacunek i wzajemną miłość, przyszliśmy wypłakać nasze żale tej Boskiej Dziecinie, aby dokonała cudu miłości. To jest ta nasza stajenka, do której przychodzi Jezus. Proszę mi wierzyć, że każdy z nas, bez względu na zasobność portfela, potrzebuje Boga. Czasem ludzie mniej majętni myślą, że w tych pięknych bogatych domach jest wszystkiego pod dostatkiem i zdziwiliby się, gdyby się dowiedzieli, jak właśnie ci majętni tęsknią za skromną chatką, gdzie ojciec czytał Biblię, mama podawała wigilijną kapustę, a dziadek w przedsionku przebierał się za mikołaja. Dlaczego łza kręci się nam w oku, kiedy o tym myślimy? Ponieważ wszyscy tęsknimy za miłością, której pełny wymiar w nasze życie wnosi tylko Bóg.

Nie tak dawno odwiedzałem w szpitalu człowieka, który w życiu zrealizował wiele inwestycji, podjął się kolejnej gigantycznej i nagle – z powodu napięć, nerwów – organizm powiedział „stop”. Sytuacja była już na tyle dramatyczna, że trzeba było pertraktować z górą, aby dała życie. Tak sobie pomyślałem, siedząc przy tym szpitalnym łóżku: „Co to wszystko jest warte w tym momencie, kiedy woła Bóg?”. Wydaje się, że kiedy jesteśmy zdrowi, to trzeba coś zrobić, coś innego załatwić, że bez nas świata nie będzie. A jednak on się toczy dalej i w pewnym momencie, jeśli człowiek tego nie zauważy, to przegapi życie. Jezus przychodzi po to, abyśmy to życie mieli, i jak mówi Pismo Święte, abyśmy je mieli w obfitości. Nie zmarnujmy tej szansy, która przychodzi w to kolejne Boże Narodzenie, nie pozwólmy, aby Bóg był w stajence sam. On przychodzi i czeka na ciebie.

Podejdź do tej stajenki jako skromny pasterz i poproś o łaski dla siebie. Możesz podejść jako król i pomóc w budowie domu, jeśli masz takie możliwości, ale także jako żebrak, który prosi o miłość. Przede wszystkim podejdź sam, taki jaki jesteś, i powiedz, że Go potrzebujesz, a On nie pozostanie głuchy na twoje słowa.

Uroczystość Bożej Rodzicielki

Że nie dałaś mi mamo Zielonookich snów Nie żałuję...Że nie znałam klejnotów Ni koronkowych słów Nie żałuję...Że nie mówiłaś mi jak szczęście kraść spod lady I nie uczyłaś mnie życiowej maskarady Pieszczoty szarej tych umęczonych dni nie żal minie żal mi.

Piosenka, którą śpiewa Edyta Geppert, to podziękowanie rodzicom za mądrość wychowania. To również tekst z lekką nutką ironii wskazujący na to, co w tym wychowaniu było ludzkim błędem. W dniu poświęconym Świętej Bożej Rodzicielce zapraszam do refleksji na temat rodzicielstwa, które przynosi prawdziwą miłość.

Wysłuchaliśmy przed chwilą fragmentu Ewangelii św. Łukasza, który pokazuje nam moment przyjścia pasterzy do żłóbka. To nie królowie, ale prości pasterze pierwsi odkrywają tę niezwykłą Bożą obecność na ziemi. W ich obecności Dziecię przyjmuje imię, które nadał anioł w czasie zwiastowania. Historia niebywała, niepowtarzalna, jedyna. Pasterze musieli być podekscytowani, że to przy nich, prostych ludziach, Bóg dostaje imię. Zwróćmy uwagę na to, jak zachowuje się Ta, która porodziła. Nadal pozostaje niezmiernie skromna, może już teraz się lekko uśmiecha, ponieważ widzi, że to narodzenie wywołuje odruchy miłości, że przychodzą ludzie, aby oddawać pokłon. Może również czuje już mękę, ale bardzo spokojnie razem z Józefem podejmują się wychowania Jezusa. W ten sposób Maryja spełnia rolę, którą dzisiaj uświęca każda matka i ojciec, podejmując wysiłek rodzicielstwa. Czym jest rodzicielstwo i jak powinno być realizowane? Czego uniknąć, aby nadmiarem miłości czy też jej niedoborem nie wyprowadzić swoich pociech na manowce? To kilka pytań, na które spróbuję znaleźć dzisiaj odpowiedź.

Rodzicielstwo zyskuje pełnię w ludzkim akcie. Jest pięknym darem, który Bóg wpisał w osoby obdarzające się zaufaniem. Dotykamy tu tajemnicy ludzkiego serca i Bożego procesu stworzenia. Jeśli ten moment spotkania dwóch osób jest sakramentalny, wówczas poczęte życie ma szansę na przyjęcie tego daru w miłości. Wydaje się, że ten aspekt został w ostatnich latach mocno wykluczony poza nawias, a trzeba stanowczo powiedzieć, że życie domaga się przyjęcia z szacunkiem i otwartością serca. Nie chcę teraz tego tematu rozwijać, ponieważ potrzebuje on osobnego spojrzenia w szerszym kontekście. Chciałbym tylko zaznaczyć, że momentu poczęcia życia i ludzkiej seksualności nie można traktować jak zabawy, ponieważ dziecko nie może być traktowane przedmiotowo i jest pełnoprawną osobą od momentu, kiedy zostaje powołane w akcie poczęcia.

Ten moment jest ważny, ponieważ to na tym budujemy później relację wobec nowego życia. I albo jest obawa, strach, co to będzie, jaka będzie reakcja rodziców, chłopaka itd., albo przyjmujemy nowe życie pełni radości z tego, że Bóg nam pobłogosławił. Pamiętam, jak jedna z młodych dziewczyn, nieszanująca swojej kobiecości ani własnego ciała, po jednej z mocno zakrapianych zabaw oznajmiła rodzicom, że spodziewa się dziecka. Można sobie wyobrazić reakcję rodziców, którzy dla siedemnastoletniej córki rysowali już świetlaną przyszłość: dobre studia, przystojnego męża i wymarzoną pracę. Dziewczyna urodziła dziecko i wychowuje je z pomocą matki, ale przecież wszyscy doskonale wiemy, że jej życie już nigdy nie będzie takie, jak być powinno, ponieważ została matką, sama jeszcze będąc dzieckiem. Rodzicielstwo zakłada też takie sytuacje, kiedy trzeba dziecku pomóc i samemu zmienić swoje myślenie, tak aby miłości nie zamienić w nienawiść.

Jak powinno być podejmowane rodzicielstwo? Przede wszystkim z miłością, która jest konsekwentna i wymagająca. Czasem bywa tak, że w rodzinie tych wymagań nie ma. Mówię wtedy, że jest to taka „maślana” rodzina, „ani tak, ani siak”. Wymagania trzeba dzieciom stawiać na każdym etapie życia. Dziecko powinno zdawać sobie sprawę z tego, że w domu ktoś formuje pewne zasady i jest w ich przestrzeganiu konsekwentny. Rodzice powinni trzymać jedną linię wychowawczą po to, by uczyć, a nie rozpuszczać swoje pociechy. Czasem są takie sytuacje, gdzie dziecko dostanie zakaz od mamy, a tata za moment z tego zakazu zwalnia, albo odwrotnie. Tak nie może być. Jeśli jest obiektywna przesłanka, która wskazuje jakieś ograniczenia, to trzeba ją zastosować. Dziecka nie można wychowywać telewizorem i Facebookiem, bo wówczas wyrośnie nam jakiś cyborg. Wychowanie to płaszczyzna spotkania w rodzinie, które jest naznaczone wzajemną miłością, ale miłością wymagającą.

Miłość, która wymaga, nie jest miłością krzykliwą, z pochmurną postawą. Wymagania można stawiać z radością, ale wówczas, kiedy się wytłumaczy ich cel. Nie można też dziecka we wszystkim wyręczać, ponieważ taka postawa kształtuje ludzi, którzy są fizycznie dorośli, ale niedojrzali emocjonalnie. Kiedy uczyłem się w szkole podstawowej, mieliśmy zajęcia z techniki. Na te lekcje zawsze trzeba było coś przygotować, bo z reguły były to zajęcia manualne. Pamiętam, jak robiliśmy karmniki dla ptaków i należało przynieść zestaw dranek, z których zbijaliśmy te budki. Każdy musiał się przygotować. Mój tato nabył potrzebne listewki, wręczył narzędzia i poszedłem razem z siostrą do szkoły. Miesiąc wcześniej tata zabrał mnie do piwnicy, wręczył kawałek drewnianego klocka i garść gwoździ. Pokazał na kilku przykładach, jak się wbija, i kazał tłuc, tak żeby wszystkie gwoździe były wbite. Po dwóch godzinach gwoździe były wbite, mama plastrami pozalepiała wszystkie pobite paznokcie, a tata powiedział: „Oto prawdziwy chłop”. Kiedy na zajęciach robiliśmy karmniki, dostałem najwyższą ocenę, a kolega, który przyniósł wszystko gotowe, dostał dwóję. Obiektywnie patrząc, tamten karmnik był ładniejszy, tylko że to nie uczeń go wykonał. Coś, co zostanie wypracowane, na długie lata zostaje w pamięci. Zrobiony przeze mnie karmnik do dzisiaj wisi na drzewie na działce rodziców i zawsze kiedy tam przyjeżdżam, patrzę na swoje palce. Bywa tak, że rodzice próbują swoje pociechy we wszystkim wyręczyć. Kiedy dziecko jest małe, sprzątają za nie w pokoju, a później, kiedy podrośnie, odrabiają za pociechę lekcje, aby miało najlepsze stopnie. Wysyłają też na siłę na lekcje tańca, języków, pływania, bo dziecko musi być najmądrzejsze i najsprawniejsze, a później, gdy nie ukończy jeszcze 18 lat, kupują mu samochód. Następnie studia, a więc wszystko na życzenie. Rodzice odejmują sobie od ust, bo dzieciakowi trzeba pomóc: kredyt na mieszkanie, na samochód, na wnuki itd. Stają się żywym bankomatem i często kończy się tak, że wtedy, gdy starszym już rodzicom potrzebna jest szklanka wody, to podaje ją pani w domu opieki.

Wychowując, uczmy życia i kształtujmy postawę miłości. Maryja z Józefem towarzyszyli Jezusowi, nie wyręczali Go w codziennym życiu, i nawet gdy nauczał w świątyni, nie zabrali go stamtąd, chociaż po ludzku był na taką działalność za mały.

2 Niedziela po Narodzeniu Pańskim rok A

Dostępne w wersji pełnej

Niedziela Chrztu Pańskiego rok B

Dostępne w wersji pełnej

1 Niedziela Wielkiego Postu rok B

Dostępne w wersji pełnej

Wielki Czwartek I

Dostępne w wersji pełnej

Wielki Czwartek II

Dostępne w wersji pełnej

Uroczystość Zmartwychwstania Pańskiego rok A

Dostępne w wersji pełnej

Uroczystość Zmartwychwstania Pańskiego rok B

Dostępne w wersji pełnej

Niedziela Miłosierdzia Bożego

Dostępne w wersji pełnej

4 Niedziela Wielkanocna rok A

Dostępne w wersji pełnej

5 Niedziela Wielkanocna rok A

Dostępne w wersji pełnej

6 Niedziela Wielkanocna rok A

Dostępne w wersji pełnej

Uroczystość Wniebowstąpienia Pańskiego rok B

Dostępne w wersji pełnej

Uroczystość Trójcy Przenajświętszej

Dostępne w wersji pełnej

Uroczystość Najświętszego Ciała i Krwi Chrystusa rok A

Dostępne w wersji pełnej

Uroczystość Najświętszego Ciała i Krwi Chrystusa rok B

Dostępne w wersji pełnej

2 Niedziela zwykła rok A

Dostępne w wersji pełnej

5 Niedziela zwykła rok B

Dostępne w wersji pełnej

6 Niedziela zwykła rok A

Dostępne w wersji pełnej

7 Niedziela zwykła rok A

Dostępne w wersji pełnej

8 Niedziela zwykła rok A

Dostępne w wersji pełnej

12 Niedziela zwykła rok A

Dostępne w wersji pełnej

13 Niedziela zwykła rok B

Dostępne w wersji pełnej

14 Niedziela zwykła rok A

Dostępne w wersji pełnej

14 Niedziela zwykła rok B

Dostępne w wersji pełnej

16 Niedziela zwykła rok A

Dostępne w wersji pełnej

16 Niedziela zwykła rok B

Dostępne w wersji pełnej

18 Niedziela zwykła rok B

Dostępne w wersji pełnej

22 Niedziela zwykła rok A

Dostępne w wersji pełnej

23 Niedziela zwykła rok B

Dostępne w wersji pełnej

25 Niedziela zwykła rok A

Dostępne w wersji pełnej

26 Niedziela zwykła rok B

Dostępne w wersji pełnej

27 Niedziela zwykła rok A

Dostępne w wersji pełnej

28 Niedziela zwykła rok A

Dostępne w wersji pełnej

30 Niedziela zwykła rok A

Dostępne w wersji pełnej

32 Niedziela zwykła rok A

Dostępne w wersji pełnej

32 Niedziela zwykła rok B

Dostępne w wersji pełnej

Uroczystość Wszystkich Świętych rok A

Dostępne w wersji pełnej

Uroczystość Wszystkich Świętych rok B

Dostępne w wersji pełnej

Dzień Zaduszny rok A

Dostępne w wersji pełnej

Dzień Zaduszny rok B

Dostępne w wersji pełnej

Uroczystość Jezusa Chrystusa Króla Wszechświata

Dostępne w wersji pełnej

Korekta Agnieszka Ćwieląg-Pieculewicz Magdalena Mnikowska

Projekt okładki Artur Falkowski

Imprimi potest ks. Piotr Filas SDS, prowincjał

© 2018 Wydawnictwo SALWATOR

ISBN 978-83-7580-487-4

Wydawnictwo SALWATOR

ul. św. Jacka 16, 30-364 Kraków

tel. 12 260 60 80

e-mail: [email protected]

www.salwator.com

Na zlecenie Woblink

woblink.com

plik przygotował Karol Ossowski