Tiary z Albanii - Weronika Umińska - ebook + audiobook + książka

Tiary z Albanii ebook i audiobook

Umińska Weronika

3,9

Ten tytuł dostępny jest jako synchrobook® (połączenie ebooka i audiobooka). Dzięki temu możesz naprzemiennie czytać i słuchać, kontynuując wciągającą lekturę niezależnie od okoliczności!
Opis

Ambra, dziedziczka jubilerskiej fortuny, kupuje na aukcji w Nowym Jorku platynowe tiary, które okazują się królewskimi klejnotami. Brakuje im jednak ważnego elementu – brylantu o bardzo charakterystycznym kształcie. Ambra przy pomocy babci Svevy podejmuje poszukiwania. Trop wiedzie do Albanii…

Trójka bohaterów wyrusza do Tirany.

Jaki związek z klejnotami ma żyjący w XV wieku albański bohater narodowy – Skanderbeg?

Kim jest tajemniczy rywal z licytacji kroczący ich śladem?

I jak skończy się wyprawa pełna niebezpieczeństw i nieoczekiwanych zwrotów akcji?

Pierwsza książka Weroniki Umińskiej „Klejnot z Bizancjum” wyróżniona została tytułem „Najlepszej książki jesieni 2021 roku” w kategorii „z historią w tle” w plebiscycie serwisu Granice.pl.

Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
czytnikach certyfikowanych
przez Legimi
czytnikach Kindle™
(dla wybranych pakietów)
Windows
10
Windows
Phone

Liczba stron: 239

Audiobooka posłuchasz w abonamencie „ebooki+audiobooki bez limitu” w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS

Czas: 7 godz. 19 min

Oceny
3,9 (14 ocen)
5
5
2
2
0
Więcej informacji
Więcej informacji
Legimi nie weryfikuje, czy opinie pochodzą od konsumentów, którzy nabyli lub czytali/słuchali daną pozycję, ale usuwa fałszywe opinie, jeśli je wykryje.
Sortuj według:
Dorota_Humo

Z braku laku…

Dalszy ciąg przygód włoskiej jubilerki. Dialogi nadal drętwe, bohaterowie jednowymiarowo, a autorka nie może się zdecydować czy pisze romans, powieść przygodową, czy wykłady na tematy historyczne. Same przytaczane fakty nawet byłyby ciekawe, gdyby nie koszmarna forma. Nie wiem, co przy tej książce robił redaktor.
00
Doowa555

Z braku laku…

Audiobook bardzo słaby
00
Ewelina2611

Nie oderwiesz się od lektury

"Tiary z Albanii" Weronika Uminska LUCKY Wydawnictwo to drugi tom sagi Rzymskich Jubilerów. Autorka kolejny raz intryguje i zaskakuje. Zostałam zabrana w cudowną podróż czytelniczą z dużą dawką historii. Przeszłość przeplatana z teraźniejszością, pozwoliła mi odkrywać zagadkę kolejnego klejnotu. "-To niesamowite, jak losy ludzi i przedmiotów potrafią być skomplikowane i fascynujące jednocześnie". Ambra kupuje na aukcji w Nowym Jorku przepiękne, platynowe tiary. Dzięki dobrej pamięci babci Stevy, dziewczyna dowiaduje się, że ma do czynienia z królewskimi klejnotami. Do tego okazuje się, że Tiary nie są kompletne brakuje w nich symbolu, który jest bardzo ważny. Ambra wraz z narzeczonym Piotrem oraz kuzynem Giorgio wyrusza na poszukiwania. Wszystkie tropy prowadzą do Albanii. Bohaterowie muszą podjąć się niebezpiecznej wyprawy, aby rozwikłać zagadkę tiar. Nieoczekiwane wydarzenia i spotkanie tajemniczego mężczyzny, który przgrał licytacje tiar wiele wyjaśni. "To, że dziś jesteśmy w ...
00
KASIADZ1991

Nie oderwiesz się od lektury

DOŚWIADCZYŁAM FANTASTYCZNEJ PODRÓŻY Z KSIĄŻKĄ ,,TIARY Z ALBANII''🤩-SZKODA,ŻE TAKA KRÓTKA TA MOJA PODRÓŻ.MAM NADZIEJĘ,ŻE AUTORKA JESZCZE NIERAZ MNOE POZYTYWNIE ZASKOCZY.TRZYMAM KCIUKI ZA BESTSELLER ✊🍀✊. SERDECZNIE POLECAM PRZECZYTAĆ 📖 JA OSOBIŚCIE CZUJĘ SIĘ SZCZĘŚLIWA, MĄDRZEJSZA I DOEDUKOWANA😁 BRAWO PANI WERONIKO👏🤩👑👸👸
00

Popularność




Co­py­ri­ght © We­ro­ni­ka Umi­ńska Co­py­ri­ght © 2022 by Luc­ky
Pro­jekt okład­ki: Ilo­na Go­sty­ńska-Rym­kie­wicz
Au­to­rzy zdjęć: djo­ro­ni­mo, rh2010 (stock.ado­be.com)
Skład i ła­ma­nie: Ma­riusz Da­ński
Re­dak­cja i ko­rek­ta: Ha­li­na Bo­gusz
Wy­da­nie I
Ra­dom 2022
ISBN 978-83-67184-59-5
Wy­daw­nic­two Luc­ky ul. Że­rom­skie­go 33 26-600 Ra­dom
Dys­try­bu­cja: tel. 501 506 203 48 363 83 54
e-mail: kon­takt@wy­daw­nic­two­luc­ky.plwww.wy­daw­nic­two­luc­ky.pl
Kon­wer­sja: eLi­te­ra s.c.

Dla Va­len­ti­no

Nowy Jork

– Bra­wo! Wspa­nia­ły za­kup! – Marc Eve­rett po­gra­tu­lo­wał Am­brze Az­zur­ri suk­ce­su w li­cy­ta­cji.

Sie­dzie­li w pierw­szym rzędzie głów­nej sali no­wo­jor­skiej sie­dzi­by Domu Au­kcyj­ne­go So­the­by’s. Eve­rett znał Am­brę, od­kąd jesz­cze jako dziec­ko re­gu­lar­nie przy­by­wa­ła wraz z ro­dzi­ca­mi – wła­ści­cie­la­mi rzym­skie­go sa­lo­nu ju­bi­ler­skie­go Az­zur­ri Gio­iel­li – do No­we­go Jor­ku na od­by­wa­jące się z po­cząt­kiem roku au­kcje ka­mie­ni szla­chet­nych i bi­żu­te­rii. W tam­tych cza­sach był mło­dym ab­sol­wen­tem Wy­dzia­łu Hi­sto­rii Sztu­ki Uni­wer­sy­te­tu w Oxfor­dzie i roz­po­czy­nał pra­cę w wa­szyng­to­ńskim Smi­th­so­nian In­sti­tu­tion – jed­nej z naj­bar­dziej sza­no­wa­nych in­sty­tu­cji mu­ze­al­nych na świe­cie. Am­bra sta­ła te­raz na cze­le ro­dzin­nej fir­my, po tym jak kil­ka mie­si­ęcy wcze­śniej od­nio­sła wiel­ki suk­ces, pre­zen­tu­jąc de­biu­tanc­ką ko­lek­cję au­tor­skiej bi­żu­te­rii. Na­to­miast Eve­rett pe­łnił od kil­ku lat funk­cję dy­rek­to­ra dzia­łu klej­no­tów Smi­th­so­nian’s. 

Am­bra we­szła wła­śnie w po­sia­da­nie wy­sta­wio­ne­go na te­go­rocz­nej au­kcji ze­sta­wu pró­bek mar­mu­rów. Na zbiór skła­da­ło się kil­ka­dzie­si­ąt ba­jecz­nie ko­lo­ro­wych ka­mie­ni. Wszyst­kie rów­no przy­ci­ęte do re­gu­lar­nych ko­stek tej sa­mej wiel­ko­ści le­ża­ły pod­pi­sa­ne w szu­flad­kach ma­łej ko­mód­ki z for­ni­ro­wa­ne­go orze­cha wło­skie­go. Ca­ło­ść przy­kry­wał blat z kar­ra­ryj­skie­go mar­mu­ru. Ta­kie ze­sta­wy były ro­dza­jem eks­klu­zyw­nej pa­mi­ąt­ki. Bo­ga­ci za­gra­nicz­ni tu­ry­ści chęt­nie przy­wo­zi­li je z wło­skich wo­ja­ży w XIX wie­ku. De­cy­du­jąc się na ten za­kup, Am­bra do­brze wie­dzia­ła, co robi! W gło­wie mia­ła już go­to­wy po­my­sł na ko­lej­ną ko­lek­cję bi­żu­te­rii. Zgod­nie z przy­świe­ca­jącym jej ro­dzin­nej fir­mie ha­słem: „Dove l’idea in­con­tra la tra­di­zio­ne” – „Gdzie po­my­sł spo­ty­ka tra­dy­cję” pla­no­wa­ła za­pro­jek­to­wać bi­żu­te­rię wy­ko­na­ną w tech­ni­ce mi­kro­mo­zai­ki. Ta sta­ro­żyt­na me­to­da była bar­dzo chęt­nie wy­ko­rzy­sty­wa­na przez wło­skich ar­ty­stów w XIX wie­ku[1]. Z mi­kro­sko­pij­nych ko­stek ró­żno­barw­nych ka­mie­ni ukła­da­li wi­ze­run­ki rzym­skich za­byt­ków, scen­ki ro­dza­jo­we i inne mo­ty­wy. Pi­ęk­nie opra­wio­ne sta­no­wi­ły pó­źniej de­ko­ra­cję ory­gi­nal­nej bi­żu­te­rii. Am­bra nie chcia­ła jed­nak ogra­ni­czyć się do ko­pio­wa­nia sta­rych wzo­rów. Po­sta­no­wi­ła, że tę szla­chet­ną an­tycz­ną tech­ni­kę wy­ko­rzy­sta do uło­że­nia no­wych de­ko­ra­cji, na­wi­ązu­jących do wspó­łcze­snych Włoch! Pla­no­wa­ła, że mi­nia­tu­ro­we mo­zai­ki zdo­bi­ące za­pro­jek­to­wa­ną przez nią bi­żu­te­rię będą uka­zy­wać naj­now­szą ar­chi­tek­tu­rę wło­skiej sto­li­cy. Za­miast wi­ze­run­ku pla­cu Świ­ęte­go Pio­tra czy Ko­lo­seum chcia­ła po­ka­zać na przy­kład Au­dy­to­rium pro­jek­tu Ren­zo Pia­no albo już kul­to­wą choć do­pie­ro wzno­szo­ną, za­pro­jek­to­wa­ną przez Zahę Ha­did sie­dzi­bę Mu­zeum MA­XXI[2]. Poza wspó­łcze­sny­mi rzym­ski­mi land­mar­ka­mi na mi­kro­mo­zai­kach pro­jek­tu Am­bry swo­je miej­sce mia­ły też zna­le­źć roz­po­zna­wal­ne na ca­łym świe­cie sym­bo­le no­wo­cze­snych Włoch, ta­kie jak kul­to­wy sku­ter Ve­spa albo na­wet... sło­ik Nu­tel­li! Am­bra wie­dzia­ła, że za­ku­pio­ny przez nią przed mo­men­tem XIX-wiecz­ny prób­nik ko­lo­ro­wych mar­mu­rów, wy­sta­wio­ny na wi­try­nie ju­bi­ler­skie­go sa­lo­nu jej ro­dzin­nej fir­my, spraw­dzi się fan­ta­stycz­nie jako re­kla­ma naj­now­szej ko­lek­cji, któ­rą pla­no­wa­ła za­pre­zen­to­wać świa­tu pod na­zwą „Grand Tour”.

– Dzi­ęku­ję. Wy­gląda na to, że mam to, po co przy­je­cha­łam! – Am­bra za­częła się już zbie­rać, gdy zdzi­wio­ny Eve­rett spy­tał: – Ale jak to? Nie cze­kasz na ko­niec au­kcji?

– My­śla­łam, że au­kcja się już sko­ńczy­ła... – Aby się upew­nić, zaj­rza­ła jesz­cze do ka­ta­lo­gu li­cy­ta­cji. Tak jak my­śla­ła, jako ostat­ni wy­sta­wio­ny tego dnia na sprze­daż fi­gu­ro­wał w nim za­ku­pio­ny przez nią przed mo­men­tem ze­staw pró­bek mar­mu­rów.

– Zo­bacz tu! – Eve­rett wy­ci­ągnął z kie­sze­ni ma­ry­nar­ki te­le­fon i na stro­nie Domu Au­kcyj­ne­go So­the­by’s szyb­ko od­na­la­zł in­ter­ne­to­wą wer­sję ka­ta­lo­gu li­cy­ta­cji, w któ­rej bra­li wła­śnie udział. W ostat­nim mo­men­cie, już po wy­dru­ko­wa­niu ka­ta­lo­gu, do au­kcji włączo­no jesz­cze je­den przed­miot, a wła­ści­wie dwa...

Na ekra­nie ko­mór­ki Eve­ret­ta uka­za­ło się zdjęcie dwóch iden­tycz­nych tiar.

– Mogę? – Am­bra si­ęgnęła po te­le­fon Eve­ret­ta.

– Oczy­wi­ście! Pro­szę.

– One są nie­sa­mo­wi­te! Ile dia­men­tów! Co to jest? – spy­ta­ła. Sre­bro?

– Nie, to nie sre­bro. Obie tia­ry są pla­ty­no­we.

W tym mo­men­cie spoj­rze­nia Am­bry i Eve­ret­ta się prze­ci­ęły. Jako znaw­cy bi­żu­te­rii oby­dwo­je wie­dzie­li, co to ozna­cza. Po­mi­ja­jąc ryn­ko­wą war­to­ść krusz­cu, dużo wy­ższą od sre­bra, pla­ty­na była też świet­nym da­tow­ni­kiem wy­ko­na­nych z niej klej­no­tów. Tego szla­chet­ne­go ma­te­ria­łu za­częto uży­wać do pro­duk­cji bi­żu­te­rii dość pó­źno. Mia­ło to zwi­ązek z jego tem­pe­ra­tu­rą top­nie­nia. O ile zło­to i sre­bro to­pią się w sto­sun­ko­wo ni­skich tem­pe­ra­tu­rach, któ­re mo­żna było uzy­skać na­wet w pro­stych, sto­so­wa­nych już w sta­ro­żyt­no­ści pa­le­ni­skach, o tyle pla­ty­na była bar­dziej wy­ma­ga­jąca. Prze­ło­mem w jej ob­rób­ce sta­ło się wy­na­le­zie­nie pod sam ko­niec XVIII wie­ku tak zwa­nej mie­sza­ni­ny pio­ru­nu­jącej[3], któ­rą ju­bi­le­rzy za­częli sto­so­wać w pal­ni­kach. Po­wszech­niej za­częto z nich ko­rzy­stać do­pie­ro z po­cząt­kiem XX wie­ku. Dla­te­go też, ma­jąc do czy­nie­nia z wy­ko­na­ną z pla­ty­ny bi­żu­te­rią, z dużą dozą pew­no­ści mo­żna stwier­dzić, że zo­sta­ła wy­ko­na­na naj­praw­do­po­dob­niej w la­tach dwu­dzie­stych lub trzy­dzie­stych ubie­głe­go wie­ku. To wte­dy była naj­bar­dziej po­pu­lar­na. Bia­ły me­tal ide­al­nie pa­so­wał do ele­ganc­kie­go, cha­rak­te­ry­zu­jące­go tam­te lata sty­lu art déco.

– Wi­dzę, że wpa­dły ci w oko! – za­uwa­żył Eve­rett.

– Są prze­pi­ęk­ne! – przy­zna­ła Am­bra.

– Sam bym je ku­pił dla na­sze­go mu­zeum, ale już wy­czer­pa­łem li­mit na tę au­kcję. Dla cie­bie to chy­ba jed­nak nie po­win­no sta­no­wić pro­ble­mu – praw­da?

– Nie, cena nie sta­no­wi pro­ble­mu. Poza tym oby­dwo­je wie­my, że war­to­ść tego ro­dza­ju klej­no­tów może tyl­ko pó­jść w górę. Trud­no so­bie wy­obra­zić lep­szą lo­ka­tę ka­pi­ta­łu. Gdy­bym się zde­cy­do­wa­ła na za­kup, na pew­no na nich nie stra­cę, ale... Za­wsze gdy ku­pu­ję ka­mie­nie lub na­wet go­to­we klej­no­ty, to po to, by wy­ko­rzy­stać je w no­wych pro­jek­tach. Tych tiar jed­nak nie ośmie­li­ła­bym się ni­g­dy prze­ro­bić. One są świad­ka­mi swo­jej epo­ki. Za­słu­gu­ją na to, by po­zo­sta­ły ta­ki­mi, ja­kie są. Poza tym na pew­no stoi za nimi ja­kaś hi­sto­ria...

– Ca­łko­wi­cie się zga­dzam i wiesz, jak bar­dzo sza­nu­ję ta­kie po­de­jście do hi­sto­rycz­nych klej­no­tów. Szko­da, że nie wszy­scy ju­bi­le­rzy wy­ka­zu­ją się tak­tem i po­sza­no­wa­niem dzieł swo­ich po­przed­ni­ków.

– Masz na my­śli Van Cle­ef & Ar­pels?

– Na przy­kład! To, cze­go się do­pu­ści­li z dia­de­mem Ma­rii-Lu­izy, woła o po­mstę do nie­ba![4]. Ale ta­kie prak­ty­ki są na po­rząd­ku dzien­nym na­wet te­raz. Pa­mi­ętasz, jak Lau­ren­ce Graff ku­pił rok temu Nie­bie­ski Dia­ment Wit­tels­ba­chów?

– Oczy­wi­ście, że pa­mi­ętam! To była li­cy­ta­cja dzie­si­ęcio­le­cia!

– Od tego cza­su nikt dia­men­tu nie wi­dział, ale... krążą wie­ści, że Graff nosi się z za­mia­rem jego prze­szli­fo­wa­nia albo na­wet już to zro­bił.

– To skan­dal! Jak­by nie wy­star­czy­ło mu, że hi­sto­rycz­ny dia­ment nosi te­raz jego imię!

– Nie­któ­rym naj­wy­ra­źniej to nie wy­star­cza... Li­cy­ta­cja za chwi­lę się za­cznie. Pod­jęłaś już de­cy­zję, czy we­źmiesz udział?

– Sama jesz­cze nie wiem... Te tia­ry w za­sa­dzie na­wet nie przy­po­mi­na­ją sty­lu na­szej fir­my. Są pla­ty­no­we. My od za­wsze do pro­duk­cji klej­no­tów wy­ko­rzy­stu­je­my wy­łącz­nie 24-ka­ra­to­we żó­łte zło­to. Tia­ry de­ko­ro­wa­ne są prze­źro­czy­sty­mi bry­lan­ta­mi. My po dia­men­ty nie si­ęga­my pra­wie ni­g­dy! A jak już, to po ko­lo­ro­we i za­wsze ob­ro­bio­ne w for­mie ka­bo­szo­nów, a nie jak te z tiar – fa­se­to­wa­ne! Te tia­ry nie mają nic wspól­ne­go z bi­zan­tyj­skim sty­lem Az­zur­ri Gio­iel­li, a jed­nak... Coś ta­kie­go w nich jest, że... Tak! We­zmę udział w li­cy­ta­cji!

– Do­bra de­cy­zja!

– Ale wcze­śniej jesz­cze cię wy­ko­rzy­stam!

– Je­stem do two­ich usług!

– Co wiesz o tych tia­rach?

– Szcze­rze mó­wi­ąc... bar­dzo nie­wie­le. Ich po­cho­dze­nie jest nie­zna­ne. Na ryn­ku an­ty­kwa­rycz­nym wy­pły­nęły nie­daw­no. To, że nie zo­sta­ły uwzględ­nio­ne w dru­ko­wa­nej wer­sji ka­ta­lo­gu au­kcyj­ne­go, nie jest ra­czej przy­pad­kiem. Z tego co wiem, So­the­by’s do ko­ńca wa­hał się, czy je wy­sta­wić... Nie wia­do­mo, kto je wy­ko­nał i do kogo wcze­śniej na­le­ża­ły, ale za­pew­niam cię, że klej­no­ty ta­kiej kla­sy nie mo­gły wy­jść spod ręki byle kogo. Je­stem prze­ko­na­ny że za ich re­ali­za­cją stoi któ­ryś z naj­wy­bit­niej­szych ju­bi­le­rów okre­su mi­ędzy­wo­jen­ne­go.

– Ob­sta­wiasz ko­goś kon­kret­ne­go? Tif­fa­ny? Har­ry Win­ston? Oscar Hey­man & Bro­thers?

– Jako Ame­ry­ka­nin i jako spe­cja­li­sta od ame­ry­ka­ńskich klej­no­tów znam do­brze pro­duk­cję i styl na­szych ju­bi­le­rów. Nie sądzę, żeby te tia­ry wy­szły z któ­re­goś z ame­ry­ka­ńskich warsz­ta­tów. Moim zda­niem za­rów­no ich zle­ce­nio­daw­ców, jak i twór­ców na­le­ży ra­czej szu­kać po dru­giej stro­nie Atlan­ty­ku...

– W Eu­ro­pie? – zdzi­wi­ła się Am­bra, któ­ra do tego mo­men­tu była prze­ko­na­na, że ma do czy­nie­nia z ame­ry­ka­ński­mi klej­no­ta­mi. Dla­cze­go tak sądzisz?

– Wi­dzisz te in­kru­sto­wa­ne dia­men­ta­mi de­ko­ra­cje w kszta­łcie li­ści dębu, w dol­nej części tiar?

– Tak.

– Wy­gląda­ją na mo­tyw he­ral­dycz­ny.

– Masz ra­cję! U nas we Wło­szech dąb wid­nie­je w her­bach rodu del­la Ro­ve­re i Chi­gi... Ra­fa­el, ma­lu­jąc Ju­liu­sza II, na­wet zwie­ńcze­niom opar­cia fo­te­la, na któ­rym sie­dzi uka­za­ny na jego ob­ra­zie pa­pież, nadał kszta­łt żo­łędzi, aby pod­kre­ślić, że ten po­cho­dzi wła­śnie z rodu del­la Ro­ve­re i w jego her­bie fi­gu­ru­je wi­ze­ru­nek dębu.

– Do­kład­nie to mam na my­śli! Po ta­kie mo­ty­wy ni­g­dy nie si­ęga­no przy­pad­ko­wo... One za­wsze o czy­mś świad­czą. Naj­częściej od­no­szą się do oso­by, któ­rej gło­wę tia­ra mia­ła zdo­bić, do jej po­cho­dze­nia, ro­dzi­ny... A gdzie jest naj­wi­ęcej ro­dzin mo­gących się po­szczy­cić ty­tu­łem ary­sto­kra­tycz­nym i wła­snym her­bem jak nie na Sta­rym Kon­ty­nen­cie? Za­sta­na­wia mnie jed­nak coś jesz­cze...

– Co ta­kie­go?

W cen­tral­nej części tiar... Tam gdzie nor­mal­nie umiesz­cza się głów­ny i naj­wy­ższy, wie­ńczący całą kom­po­zy­cję ele­ment zdob­ni­czy... Tu go nie ma!

– Masz ra­cję! Wy­gląda, jak­by cze­goś bra­ko­wa­ło... Jak­by kom­po­zy­cja była nie­pe­łna...

– I za­pew­ne rów­nież i to nie jest przy­pad­ko­we. Po­dob­nie jak to, że tia­ry są dwie! Po co ko­muś dwie iden­tycz­ne tia­ry? Coś się za tym musi kryć. I pew­nie jest to fa­scy­nu­jąca hi­sto­ria, któ­ra tyl­ko cze­ka, aż ktoś ją roz­wi­kła!

– La­dies and Gen­tle­men, roz­po­czy­na­my li­cy­ta­cję ostat­nie­go punk­tu pro­gra­mu dzi­siej­sze­go dnia – roz­le­gł się głos pro­wa­dzące­go au­kcję. Dwie pla­ty­no­we tia­ry zdo­bio­ne bry­lan­ta­mi. Cena wy­wo­ław­cza – 300 ty­si­ęcy do­la­rów. Czy mam ja­kieś ofer­ty?

Z sa­me­go ko­ńca sali ktoś dał znak, że jest go­tów za­pła­cić taką cenę.

– 300 ty­si­ęcy po raz pierw­szy.

Tym­cza­sem do au­kcji włącza­ły się ko­lej­ne oso­by za­in­te­re­so­wa­ne ta­jem­ni­czy­mi tia­ra­mi.

– 320 ty­si­ęcy od Na­ta­szy Jo­su­pow re­pre­zen­tu­jącej klien­ta z Ro­sji.

Am­bra wci­ąż jesz­cze wstrzy­my­wa­ła się z do­łącze­niem do li­cy­ta­cji. Wcze­śniej chcia­ła się zo­rien­to­wać, kto bie­rze w niej udział. Świat klien­tów au­kcji ka­mie­ni szla­chet­nych jest bar­dzo her­me­tycz­ny. Wszy­scy się zna­ją, choć nie­któ­rzy ro­bią wie­le, aby ich to­żsa­mo­ść jako ku­pu­jących nie zo­sta­ła ujaw­nio­na. Zna­jąc jed­nak gu­sta głów­nych gra­czy, oso­by z tego śro­do­wi­ska są w sta­nie szyb­ko się zo­rien­to­wać, kim jest li­cy­tu­jący, na­wet je­śli ko­rzy­sta z po­mo­cy po­śred­ni­ka, któ­re­mu w cza­sie au­kcji prze­ka­zu­je dys­po­zy­cje przez te­le­fon. Am­bra nie mia­ła wąt­pli­wo­ści, któ­re­go ro­syj­skie­go oli­gar­chę re­pre­zen­tu­je Na­ta­sza Jo­su­pow. Gdy kil­ka lat temu po­ja­wił się na are­nie ku­pu­jących eks­klu­zyw­ne klej­no­ty, od razu mo­żna było za­uwa­żyć jego pre­dy­lek­cję do bi­żu­te­rii art déco. Ol­brzy­mi bu­dżet, jaki mógł prze­zna­czyć na swo­ją ko­lek­cjo­ner­ską pa­sję, wpły­nął na­wet na na­gły wzrost cen klej­no­tów z tego okre­su. Naj­wy­ra­źniej zdał so­bie z tego spra­wę i wo­lał ku­po­wać przez po­śred­ni­ków.

– 360 ty­si­ęcy od Wil­lia­ma Chan­ga re­pre­zen­tu­jące­go klien­ta z Hong­kon­gu.

Do au­kcji do­łącza­li ko­lej­ni gra­cze, w wi­ęk­szo­ści do­brze Am­brze zna­ni. Cza­sa­mi zda­rza się, że li­cy­tu­jący ko­rzy­sta z po­mo­cy oso­by trze­ciej, mimo że sam jest obec­ny na au­kcji. Nie chcąc ujaw­nić swo­ich per­so­na­liów, sie­dzi dys­kret­nie w sali i dzi­ęki ukry­tej w uchu słu­chaw­ce po­zo­sta­je w kon­tak­cie z wy­stępu­jącym w jego imie­niu pra­cow­ni­kiem Domu Au­kcyj­ne­go.

– 380 ty­si­ęcy od pana z tyłu sali. 400 ty­si­ęcy od Sal­my al-Ja­sin re­pre­zen­tu­jącej klien­ta ze Zjed­no­czo­nych Emi­ra­tów Arab­skich.

Am­bra uzna­ła, że prze­kro­cze­nie ba­rie­ry 400 ty­si­ęcy do­la­rów jest naj­lep­szym mo­men­tem na włącze­nie się w li­cy­ta­cję. Dys­kret­nym ru­chem gło­wy dała znać, że de­kla­ru­je chęć pod­bi­cia staw­ki.

– 420 ty­si­ęcy od pani Am­bry Az­zur­ri.

Wil­liam Chang prze­ka­zał, że jego klient re­zy­gnu­je z dal­sze­go udzia­łu w au­kcji.

– 440 ty­si­ęcy od pana z tyłu sali.

In­for­ma­cję o od­stąpie­niu od li­cy­ta­cji prze­ka­za­ła rów­nież re­pre­zen­tu­jąca klien­ta z Pó­łwy­spu Arab­skie­go Sal­ma al-Ja­sin. Po­zo­sta­li już tyl­ko trzej gra­cze. Bar­dziej niż do­brze zna­ny ro­syj­ski mi­liar­der, któ­re­go naj­praw­do­po­dob­niej re­pre­zen­to­wa­ła Na­ta­sza Jo­su­pow, Am­brę in­try­go­wał ta­jem­ni­czy li­cy­tu­jący z ko­ńca sali. Pró­bo­wa­ła dys­kret­nie go doj­rzeć, ale z pierw­sze­go rzędu, w któ­rym sie­dzia­ła, w pa­nu­jącym w po­miesz­cze­niu pó­łm­ro­ku nie było to ła­twe.

– 460 ty­si­ęcy od pani Am­bry Az­zur­ri.

Na tym eta­pie li­cy­ta­cji rów­nież Na­ta­sza Jo­su­pow prze­ka­za­ła li­cy­ta­to­ro­wi in­for­ma­cję, że re­zy­gnu­je. Am­brę cie­ka­wi­ło co­raz bar­dziej, kim jest dru­gi li­cy­tu­jący.

– 480 ty­si­ęcy od pana w ostat­nim rzędzie.

W sali dało się od­czuć at­mos­fe­rę wy­cze­ki­wa­nia, kto wy­trzy­ma do ko­ńca i prze­li­cy­tu­je ry­wa­la. Czy cena tiar prze­kro­czy pół mi­lio­na do­la­rów? Wszy­scy byli cie­ka­wi...

– 500 ty­si­ęcy od pani Am­bry Az­zur­ri.

Przez dłu­ższą chwi­lę pa­no­wa­ła ci­sza. Na­pi­ęcie gęst­nia­ło. Przy­gląda­jący się z cie­ka­wo­ścią au­kcyj­ne­mu po­je­dyn­ko­wi za­mar­li w ocze­ki­wa­niu na jego re­zul­tat, ale z tyłu sali, skąd spo­dzie­wa­no się ko­lej­ne­go pod­bi­cia staw­ki, nie po­ja­wił się ża­den znak...

– 500 ty­si­ęcy po raz dru­gi...

Pro­wa­dzący au­kcję spoj­rzał wy­mow­nie w stro­nę ta­jem­ni­cze­go li­cy­tu­jące­go, ale bez efek­tu...

– 500 ty­si­ęcy po raz trze­ci!

Gło­śnym ude­rze­niem drew­nia­ne­go młot­ka au­kcjo­ner przy­bił ofer­tę Am­bry!

– Moje gra­tu­la­cje! Szczęśli­wą na­byw­czy­nią tiar jest pani Am­bra Az­zur­ri. Po au­kcji za­pra­szam w celu do­pe­łnie­nia for­mal­no­ści zwi­ąza­nych z za­ku­pem.

– Spo­koj­nie, są war­te ka­żde­go z ty­si­ęcy, któ­re za nie za­pła­ci­łaś – Eve­rett szep­nął do ucha lek­ko oszo­ło­mio­nej Am­brze.

Ale bar­dziej niż to, czy prze­pła­ci­ła, czy nie, Am­brę in­te­re­so­wa­ło co in­ne­go... Kim był dru­gi li­cy­tu­jący?

– Po­cze­kasz tu na mnie? – Am­bra zwró­ci­ła się do Eve­ret­ta. Chcia­łam po­dzi­ęko­wać mo­je­mu ry­wa­lo­wi za god­ną wal­kę. Wszy­scy daw­no zre­zy­gno­wa­li, a on wci­ąż li­cy­to­wał. Za­słu­gu­je na gra­tu­la­cje.

Am­bra wśród oka­zy­wa­nych jej wy­ra­zów uzna­nia mi­ja­ła ko­lej­ne rzędy krze­seł sali au­kcyj­nej. Roz­gląda­ła się, pró­bu­jąc zo­rien­to­wać się, kto z obec­nych w po­miesz­cze­niu jest ta­jem­ni­czym li­cy­tu­jącym, któ­re­go przed chwi­lą po­ko­na­ła. W pew­nym mo­men­cie przy­sta­nęła. Nie mia­ła wąt­pli­wo­ści... To był on... Kil­ka me­trów od niej stał mężczy­zna mniej wi­ęcej pi­ęćdzie­si­ęcio­let­ni. Roz­ma­wiał przez te­le­fon. Nie­zbyt gło­śno, ale mimo to w jego gło­sie dało się wy­czuć wzbu­rze­nie.

– W ja­kim języ­ku on mówi? – za­sta­na­wia­ła się.

Pró­bo­wa­ła się wsłu­chać w eg­zo­tycz­nie brzmi­ące sło­wa mężczy­zny. Z jed­nej stro­ny wy­da­wa­ło się jej, że już coś po­dob­ne­go sły­sza­ła, ale nie mo­gła so­bie przy­po­mnieć gdzie. Poza ro­dzi­mym wło­skim ca­łkiem nie­źle wła­da­ła kil­ko­ma głów­ny­mi języ­ka­mi eu­ro­pej­ski­mi. Dzi­ęki częstym pod­ró­żom po ca­łym świe­cie w po­szu­ki­wa­niu naj­pi­ęk­niej­szych ka­mie­ni szla­chet­nych, któ­rych mo­gła­by użyć w pro­jek­to­wa­nych przez sie­bie ko­lek­cjach bi­żu­te­rii, osłu­cha­na była rów­nież z języ­ka­mi z bar­dziej od­le­głych stron. Roz­po­zna­nie brzmie­nia hin­di, he­braj­skie­go, arab­skie­go czy na­wet syn­ga­le­skie­go nie sta­no­wi­ło­by dla niej trud­no­ści. A jed­nak tego języ­ka nie mo­gła zi­den­ty­fi­ko­wać!

– Co to za język? – za­cho­dzi­ła w gło­wę... Gru­zi­ński? Or­mia­ński? Cze­cze­ński?!

W pew­nym mo­men­cie ta­jem­ni­czy mężczy­zna za­ko­ńczył roz­mo­wę. Za­my­ka­jąc po­łącze­nie te­le­fo­nicz­ne, wy­ko­nał jesz­cze dziw­ny gest... Pra­wą, wol­ną od te­le­fo­nu rękę zgi­ął w łok­ciu i pro­sto­pa­dle do pier­si przy­ło­żył do ser­ca. W tym sa­mym mo­men­cie jego wzrok spo­tkał się ze spoj­rze­niem Am­bry. Na dłu­ższą chwi­lę oby­dwo­je za­mar­li, wpa­tru­jąc się w sie­bie. Am­brę prze­sze­dł dreszcz. Od­nio­sła wra­że­nie, że gdy­by mógł, za­bi­łby ją wzro­kiem. Jed­no­cze­śnie w kąci­kach jego ciem­no­brązo­wych oczu za­uwa­ży­ła śla­dy łez... Po­czu­ła, że to nie jest do­bry mo­ment na po­dzi­ęko­wa­nia, gra­tu­la­cje ani na­wet przed­sta­wie­nie się. Po­sta­no­wi­ła się wy­co­fać...

– Nie­któ­rzy lu­dzie pod­cho­dzą zbyt emo­cjo­nal­nie do au­kcji – po­my­śla­ła. Gdy nie uda im się wy­li­cy­to­wać upa­trzo­ne­go przed­mio­tu, wzbie­ra w nich gniew i po­czu­cie krzyw­dy.

Za­pew­ne tak wła­śnie było w przy­pad­ku jej ta­jem­ni­cze­go ry­wa­la. Choć gdy wra­ca­ła na swo­je miej­sce, nie mo­gła się oprzeć wra­że­niu, że tym ra­zem pod zwy­kłym, uza­sad­nio­nym roz­cza­ro­wa­niem kry­ło się coś wi­ęcej...

– A... Je­steś! – ucie­szył się na jej wi­dok Eve­rett. Co po­wiesz na wspól­ny lunch, aby uczcić two­je dzi­siej­sze uda­ne za­ku­py?

– Dzi­ęku­ję za pro­po­zy­cję! – od­po­wie­dzia­ła Am­bra. Ale... Dzi­siaj je­stem już umó­wio­na.

– Szko­da... W ta­kim ra­zie obie­caj mi coś in­ne­go! Ame­ry­ka­ńska pre­mie­ra two­jej no­wej ko­lek­cji musi się od­być w Smi­th­so­nian’s!

– Masz to jak w ban­ku! Nikt tak nie or­ga­ni­zu­je pre­zen­ta­cji bi­żu­te­rii jak wy! I pa­mi­ętaj, jak tyl­ko będziesz w Rzy­mie, ko­niecz­nie się ode­zwij! Spo­tka­my się na pew­no!

– Dzi­ęku­ję! Było mi bar­dzo miło cię spo­tkać – Eve­rett po­ca­ło­wał Am­brę w oba po­licz­ki. I... do zo­ba­cze­nia nie­ba­wem. Po­zdrów ode mnie bab­cię i tatę.

Am­bra po­że­gna­ła się z ame­ry­ka­ńskim przy­ja­cie­lem i uda­ła się w stro­nę biu­ra So­the­by’s w celu sfi­na­li­zo­wa­nia swo­ich dzi­siej­szych za­ku­pów. Po do­pe­łnie­niu for­mal­no­ści i wy­da­niu dys­po­zy­cji do­ty­czących trans­por­tu wy­li­cy­to­wa­nych ze­sta­wów opu­ści­ła dom au­kcyj­ny. Wsia­dła do żó­łtej no­wo­jor­skiej tak­sów­ki i po­je­cha­ła na Park Ave­nue do ho­te­lu Wal­dorf Asto­ria, w któ­rym zwy­kła się za­trzy­my­wać w cza­sie ka­żde­go po­by­tu w No­wym Jor­ku. Dla­cze­go wła­śnie tu? Po­wo­dów mo­żna by po­dać wie­le. Wpraw­dzie są w tym mie­ście ho­te­le ofe­ru­jące wi­ęcej udo­god­nień, ale ścia­ny żad­ne­go in­ne­go nie były świad­kiem tylu hi­sto­rycz­nych wy­da­rzeń co wła­śnie Wal­dorf Asto­ria, a Am­bra od cho­ćby na­wet naj­bar­dziej luk­su­so­wych, ale ano­ni­mo­wych wnętrz za­wsze bar­dziej ce­ni­ła so­bie miej­sca z hi­sto­rią.

Za­pra­sza­my do za­ku­pu pe­łnej wer­sji ksi­ążki

Przy­pi­sy

[1] Po­pu­lar­na w XIX wie­ku tech­ni­ka mi­kro­mo­zai­ki rze­czy­wi­ście si­ęga cza­sów an­tycz­nych, okre­śla­na była ter­mi­nem „opus ver­mi­cu­la­tum”.
[2] In­au­gu­ra­cja MA­XXI mia­ła miej­sce w 2010 roku, pod­czas gdy ak­cja „Tiar z Al­ba­nii” roz­po­czy­na się na po­cząt­ku 2009 roku.
[3] Ter­mi­nem „mie­sza­ni­na pio­ru­nu­jąca” okre­śla się mie­sza­ni­nę tle­nu z wo­do­rem.
[4] Fir­ma ju­bi­ler­ska Van Cle­ef & Ar­pels, któ­ra we­szła w po­sia­da­nie dia­de­mu dru­giej żony Na­po­le­ona Ma­rii-Lu­izy, za­stąpi­ła w po­ło­wie XX wie­ku tur­ku­sa­mi de­ko­ru­jące dia­dem szma­rag­dy, pod­czas gdy ory­gi­nal­ne ka­mie­nie wy­ko­rzy­sta­ła do stwo­rze­nia no­wych, za­pro­jek­to­wa­nych przez sie­bie klej­no­tów.