Technofeudalizm: co zabiło kapitalizm? - Varoufakis Yanis - ebook

Technofeudalizm: co zabiło kapitalizm? ebook

Varoufakis Yanis

0,0
40,00 zł

-50%
Zbieraj punkty w Klubie Mola Książkowego i kupuj ebooki, audiobooki oraz książki papierowe do 50% taniej.
Dowiedz się więcej.
Opis

Witajcie w technofeudalizmie. Jak podkreśla Yanis Varoufakis, technofeudalizm to nowa siła przekształcająca nasze życie i świat dookoła nas, a równocześnie największe zagrożenie dla wolności jednostki, dla naszych prób powstrzymania katastrofy klimatycznej a wreszcie i dla samej demokracji. Rozpala on również kolejne napięcia geopolityczne, w tym nową zimną wojnę między Stanami Zjednoczonymi a Chinami.

Wspierając się podaniami z greckiej mitologii i popkultury, od Homera po serial „Mad Men”, Varoufakis wyjaśnia, w jaki sposób ta rewolucyjna zmiana niewoli nasze umysły, jak odmienia zasady globalnego układu sił, a wreszcie, co możemy zrobić, aby jej się przeciwstawić.

Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi lub dowolnej aplikacji obsługującej format:

EPUB
MOBI

Liczba stron: 351

Oceny
0,0
0
0
0
0
0
Więcej informacji
Więcej informacji
Legimi nie weryfikuje, czy opinie pochodzą od konsumentów, którzy nabyli lub czytali/słuchali daną pozycję, ale usuwa fałszywe opinie, jeśli je wykryje.



Tytuł oryginału: Technofeudalism. What Killed Capitalism

Autor: Yanis Varoufakis

Copywright © by Yanis Varoufakis 2023. All rights reserved

Copyright © for the Polish translation by GlowBook, 2024

Copyright © for the Preface by Jacek Bartosiak 2024

Wydawnictwo GlowBook ul. Kolegiacka 2/2 98-200 Sieradz www.glowbook.net [email protected]

Tłumaczenie z języka angielskiego: Paweł Szadkowski

Konsultacja naukowa: Justyna Ziobrowska-Sztuczka

Projekt okładki: Agnieszka Mitoraj

ISBN: 978-83-67503-23-5

Redakcja i korekty: CHAT BLANC Anna Poinc-Chrabąszcz

Projekt typograficzny i skład: CHAT BLANC Anna Poinc-Chrabąszcz

Druk: Drukarnia READ ME

Ul. Olechowska 83,

92-403 Łódź

Dla Taty,

który ukazał mi, jakie znaczenie dla rzeczy ważnych mają ich przeciwieństwa

Wstęp

– Jacek Bartosiak –

Książka, która mają Państwo w rękach, jest pozycją wyjątkową. Bardzo się cieszę, że nareszcie trafia do polskiego czytelnika. Nie tylko dlatego, że jest sprawnie napisana i doskonale się ją czyta, a styl autora, bogactwo używanych metafor i przykładów zachwycają. Nie tylko dlatego, że jest ciekawa, można powiedzieć: erudycyjna, w klasyczny sposób, który powoduje, że zapamiętujemy wiele myśli autora przekazywanych niezwykle plastycznie, prawie namacalnie. Samo to należałoby uznać za chwalebne dla każdej książki, ale ta jest wyjątkowa jeszcze z tego powodu, że dotyka sedna istnienia współczesnego człowieka, żyjącego w erze digitalnej, w dobie globalizacji.

Co to znaczy, że dotyka sedna naszego dzisiejszego istnienia? Przede wszystkim chodzi o rozpoznanie tego, jak funkcjonujemy na co dzień, podczas – jak twierdzi autor – bardzo niekorzystnej dla nas i rozpoczętej na dobre transformacji ustroju gospodarczego, który nazywamy od kilkuset lat kapitalizmem.

Przy okazji rozprawiania się z powyższym zjawiskiem transformacji Yanis Varoufakis wspaniale wyjaśnia, na czym właściwie kapitalizm polega, przybliża działanie rynku, podaży i popytu oraz historyczne zmagania o utrzymanie równowagi polityczno-społecznej między pracą a kapitałem. Wskazuje różnice między kapitalizmem produkcyjnym, handlowym a finansowym i poświęca im bardzo dużo w miejsca w swojej książce.

Varoufakis sięga do historii ostatnich kilkuset lat ludzkości, by pokazać, jak organizuje się pracę ludzką i obrastające ją stosunki instytucjonalne oraz w jaki sposób pobiera się marżę z pracy ludzkiej. Definiuje amerykański prymat oparty – w jego ocenie – na dominacji finansowej i kontroli mechanizmów kapitalizmu globalnego.

Piętnuje chciwość i nadmiernie rozrośnięty system bankowy powstały w okresie po odejściu od parytetu złota na początku lat 70. XX wieku, a zupełnie już rozszalały po 2008 roku, czyli po wielkim kryzysie finansowym.

Wreszcie autor próbuje przekonać czytelnika, że można (i trzeba) dla dobra społeczeństw pokonać interesy gigantów rewolucji digitalnej Zachodu i ich motywowany krociowymi zyskami pomysł na nowy-stary kapitalistyczny system ekonomiczny, który staje się „technofeudalizmem”.

Tytuł książki jest diagnozą choroby, która zdaniem autora ma toczyć społeczeństwa poprzez zły, czy może raczej: nieprawidłowy, rozkład ryzyk, wysiłku pracy, roli kapitału i tym samym zysku – wskutek pojawienia się zjawiska tytułowego technofeudalizmu. Feudalizm, a właściwie „oblany otoczką digitalną” technofeudalizm, jest regresem wobec tego, co udało się osiągnąć, reformując niegdyś bezduszny kapitalizm ostatnich 150 lat. Tego się boi Varoufakis.

Nie przeszkadzało mi w lekturze szeroko używane instrumentarium myśli marksistowskiej, której autor się nie wstydzi, jest z niej w zasadzie wręcz dumny. Było to dla mnie ciekawe doświadczenie czytelnicze. Autor nawiązuje raczej do klasycznego Marksa, a później teorii szkoły Braudelowskiej i Wallersteinowskiej na temat systemów światów, niż rozważań o remedium na te bolączki. Remedium na bolączki kapitaliz­mu – jak wiemy – Marks bowiem nie miał i Varoufakis też nie upiera się, że ma dobry i skuteczny pomysł. Nie ma w książce tym bardziej taniej indoktrynacji bolszewickiej w stylu znanym nam z historii krajowej.

Czytelnik polski, nie zrażając się zatem do tego podejścia, powinien spróbować z ciekawością prześledzić proces myślowy Varoufakisa. Wiem skądinąd, że elity chińskie próbują wprowadzać rozwiązania oparte na podobnych schematach i może to być jeden z kluczowych pomysłów na trwającą rywalizację Chin i USA, o czym autor też w książce zresztą wspomina. Również z tego powodu to ciekawa lektura.

Jeśli ktoś chce zatem poczytać o zagadnieniach takich jak kryzys produktywności, struktura kapitału międzynarodowego czy system światowy obowiązujący po 1945 roku z perspektywy człowieka, który nie boi się mówić, co myśli, i nie idzie zgodnie z mainstreamowymi opiniami, a jednocześnie umie jasno i logicznie wywodzić, ta książka jest świetnym wyborem.

Przedmowa

Lata temu postanowiłem napisać krótką historię kapitalizmu. Aby ogarnąć rozmiary tego przedsięwzięcia i skupić uwagę na samej esencji kapitalizmu, uznałem, że będę opowiadał o kapitalizmie, jakby siedziała przede mną moja wówczas dwunastoletnia córka. I tak, nie pytając Xeni o pozwolenie (czego nigdy mi nie wybaczy!), zacząłem pisać książkę w formie długiego listu zaadresowanego do niej. Wyrzucając z narracji specjalistyczny żargon (pominąłem nawet samo słowo „kapitalizm”!), stale powtarzałem sobie, że wyznacznikiem tego, czy trafnie uchwyciłem esencję kapitalizmu, będzie zrozumienie, lub nie, całego wywodu przez nastolatkę. Rezultatem mojej pracy była niedługa książka Talking to My Daughter: ABrief History of Capitalism (Rozmowa z córką: zwięzła historia kapitalizmu). Za punkt wyjścia obrałem pozornie bardzo proste pytanie, które mi zadała: dlaczego na świecie jest tyle nierówności?

Jeszcze zanim ten niewielki tom ujrzał światło dzienne w 2017 roku, ogarnął mnie niepokój. W okresie między kończeniem rękopisu a premierą książki czułem się tak, jakbym znalazł się w latach 40. XIX wieku i przygotowywał książkę o feudalizmie. Lub, o zgrozo, jeszcze gorzej – jakbym trafił do 1989 roku i czekał na wydanie pracy o radzieckim planowaniu. Poniewczasie, ale tym właśnie ta książka była.

W kolejnych latach po jej publikacji, najpierw po grecku, a następnie po angielsku, moja dziwaczna hipoteza, że kapitalizm zmierza ku końcowi (a nie wchodzi w jedną ze swoich licznych metamorfoz), przybierała na sile. Gdy rozszalała się pandemia, przeczucie ustąpiło miejsca przekonaniu, z którego wyrosła pilna potrzeba, aby wyłożyć moją tezę na kartach książki choćby tylko po to, aby zarówno jej zwolennicy, jak i przeciwnicy mieli szansę w pełni ją poznać.

Jak zatem brzmi moja hipoteza? Ano tak, że kapitalizm jest martwy, w tym jednak sensie, że jego dynamika nie kształtuje już naszych gospodarek. Z tej roli został wyrugowany przez zgoła odmienne zjawisko, które nazywam technofeudalizmem. U podłoża mojej tezy kryje się ironia, którą – choć na pierwszy rzut oka może się wydawać niedorzeczna – mam nadzieję ukazać jako w pełni zasadną: tym, co zabiło kapitalizm, był… sam kapitalizm. Nie kapitał w postaci znanej nam od początków ery przemysłowej, ale nowa jego postać, mutacja wyrosła w czasie ostatnich dwóch dekad, na tyle potężniejsza od swojego poprzednika, że niczym otępiały i zawistny wirus zabiła organizm, na którym pasożytowała. Jak w ogóle do tego doszło? Kluczowe znaczenie mają dwa wydarzenia: prywatyzacja internetu przez amerykańskich oraz chińskich gigantów technologicznych, a także sposób, w jaki zachodnie rządy i banki centralne zareagowały na wielki kryzys finansowy z 2008 roku.

Zanim przejdę dalej, muszę zaznaczyć, że nie jest to książka o tym, co nas czeka ze strony technologii. Nie będę mówił o napędzanych sztuczną inteligencją chatbotach, które zabiorą nam pracę, autonomicznych robotach czyhających na nasze życie czy niespełnionej wizji metawersum roztaczanej przez Marka Zuckerberga. Nie – ta książka jest o tym, co już się stało z kapitalizmem, a tym samym także z nami, wskutek używania elektronicznych urządzeń łączących się z chmurą, towarzyszących nam na co dzień laptopów i telefonów, w połączeniu z tym, jak od 2008 roku zachowują się banki centralne oraz rządy. Ta historyczna mutacja kapitału, którą chcę przedstawić, już się dokonała, jednak z powodu nieustannych zmartwień, począwszy od przygniatających nas długów oraz pandemii, na wojnach i zmianach klimatycznych kończąc, umknęła naszemu spojrzeniu. Najwyższa pora, by zwrócić na nią uwagę!

Wystarczy na chwilę się skupić, by zauważyć, że mutacja kapitału w kierunku, jak będę go nazywał, kapitału wchmurze (ang. cloud capital) zburzyła dwa filary, na których wspiera się kapitalizm: rynki oraz zyski. Oczywiście zarówno rynki, jak i zyski nigdzie nie zniknęły i są wszechobecne – tak jak były wszechobecne za czasów feudalnych – po prostu nie są już głównym aktorem całego spektaklu. W ciągu ostatnich dwóch dekad zyski oraz rynki zostały wypchnięte z samego rdzenia naszego systemu gospodarczego i społecznego na jego margines, a w ich miejsce pojawiło się coś innego. Co takiego? Rynki, narzędzie kapitaliz­mu, zostały zastąpione przez elektroniczne platformy handlowe, które choć rynków nie przypominają, to w istocie nimi są, a można je przyrównać do lenn. Z kolei w miejsce zysków, motoru kapitalizmu, pojawił się ich poprzednik z czasów feudalnych: renta. A dokładnie: forma renty, którą należy uiszczać za dostęp do rzeczonych platform, a szerzej – do całej chmury. Nazywam to rentą wchmurze (ang. cloud rent)1.

1 Autor w swojej pracy posługuje się terminem „renta”, który wyprowadza bezpośrednio z jego dawnego znaczenia, „renty feudalnej”, czyli świadczenia na rzecz pana. Dla zachowania przejrzystości i płynności wywodu w dalszej części książki będzie stosowany, za autorem, termin „renta”, rozumiany jednak w języku polskim jako dochód pochodzący z kapitału, na przykład w postaci czynszu, dywidendy, opłat licencyjnych, dzierżawy. Istotny jest fakt, że dochód ten powstaje niezależnie od pracy. W niniejszej publikacji „renta w chmurze” i „kapitał w chmurze” w sposób logiczny zawierają się w tych definicjach, zgodnie z zamiarem autora, przez co termin „renta” będzie czytelny dla polskiego odbiorcy (przyp. tłum.).

Skutek tego jest taki, że współcześnie władza nie spoczywa w rękach właścicieli kapitału tradycyjnego, czyli maszyn, budynków, torów kolejowych, sieci telefonicznych bądź robotów przemysłowych. Nadal czerpią zyski z pracowników, z pracy zarobkowej, ale nie znajdują się już u steru, jak dawniej. Jak się przekonamy, sami stali się wasalami w stosunku do nowej klasy feudalnych zarządców, właścicieli kapitału chmurowego. Co do reszty z nas – powróciliśmy do dawnego statusu chłopa pańszczyźnianego, budującego majątek i władzę nowej klasy rządzącej naszą nieodpłatną pracą, oprócz której wykonujemy jeszcze, kiedy możemy, pracę zarobkową.

Czy ma to faktyczny wpływ na to, jak żyjemy i czego doświadczamy? Bez dwóch zdań. Jak ukażę w rozdziałach 5, 6 i 7, zrozumienie, że nasz świat stał się technofeudalny, ułatwi połączenie ze sobą elementów, zarówno dużych, jak i małych, większej układanki: od trudnej do ujęcia w ramy zielonej rewolucji energetycznej oraz decyzji Elona Muska, aby kupić Twittera, po nową zimną wojnę toczoną między Stanami Zjednoczonymi a Chinami oraz to, w jaki sposób wojna w Ukrainie zagraża dominacji dolara. Od śmierci ideału wolności jednostki i niemożności zbudowania socjaldemokracji po złudne nadzieje wiązane z kryptowalutą oraz naglące pytania o to, jak możemy odzyskać naszą niezależność, a może także wolność.

W drugiej połowie 2021 roku, przepełniony tymi przekonaniami, które tylko wzmocniła pandemia, uznałem, że nie ma już odwrotu: napiszę krótkie wprowadzenie do idei technofeudalizmu – znacznie ohydniejszej społecznej rzeczywistości, która zajęła miejsce kapitalizmu. Pozostało jedno pytanie: do kogo ten tekst skierować? Bez dłuższego namysłu postanowiłem zaadresować swój wywód do osoby, która otworzyła przede mną zagadnienie kapitalizmu, gdy byłem w niedorzecznie młodym wieku – osoby, która, podobnie jak jej wnuczka, zadała mi kiedyś pozornie banalne pytanie, pobrzmiewające jednak echem na niemal każdej stronie tej książki. Do mojego ojca.

Krótka uwaga dla mniej cierpliwych czytelników: mój opis techno­feudalizmu rozpoczyna się dopiero wraz z rozdziałem 3. Aby go usystematyzować, musiałem najpierw przypomnieć zadziwiające metamorfozy, przez jakie kapitalizm przechodził w czasie ostatnich dekad: o tym piszę w rozdziale 2. Sam początek książki nie ma z kolei nic wspólnego z technofeudalizmem. W rozdziale 1 zawarłem historię o tym, jak mój ojciec, z pomocą kawałków metalu i dzieł Hezjoda, wprowadził sześcioletniego mnie w burzliwą relację łączącą ludzkość z technologią, a ostatecznie przedstawił mi esencję tego, czym jest kapitalizm. Wyłożyłem tam wszystkie drogowskazy, na których wspiera się moje rozumowanie, i zamknąłem rozdział na pozór prostym pytaniem, które ojciec zadał mi w 1993 roku. Reszta książki przyjmuje postać zaadresowanego do niego listu. W ten sposób chciałbym odpowiedzieć na jego pytanie, którym zabił mi ćwieka.