Uzyskaj dostęp do tej i ponad 250000 książek od 14,99 zł miesięcznie
To słowo abstrakcja, słowo idea. Właściwie nawet nie poważne słowo – słówko zaledwie, bo przecież brzmi, jakby było zdrobnieniem. Żeńska końcówka, nieprzypadkowo, dwie sylaby, wiele znaczeń:
troska.
Tak abstrakcyjna, że może nawet nie nadaje się na bohaterkę książki.
Pozostaje w wielowymiarowym klinczu: niewidoczna, a jednocześnie bardzo fizyczna, nieodpłatna, a mimo to kosztowna, powiązana z miłością i utrapieniem, z altruizmem i samostanowieniem. Nie ma w niej nic spektakularnego, nic błyszczącego, jednak w czasach kolejnych kryzysów mogłaby się nam przydać.
„Pracę opiekuńczą, pracę troski podejmuje się często bezwiednie i z dnia na dzień. Nie odpowiada się na ogłoszenie z wyszczególnionym zestawem obowiązków, nie przechodzi się rozmów kwalifikacyjnych, nie odwiedza lekarza medycyny pracy, żeby orzekł, czy ktoś się do tego zajęcia nadaje. Żadnych benefitów, żadnych dodatków, żadnej pensji, składek, żadnego work-life balance, bo jest się w domopracy ciągle, myślą, mową, uczynkiem i zaniedbaniem. Nawet przez sen, bez szans na awans, w zasadzie bez możliwości rzucenia papierami, gdy ma się już dość” – pisze Olga Gitkiewicz, reporterka i socjolożka, autorka książek Nie hańbi, Nie zdążę, Krahelska. Krahelskie, wnuczka żyrardowskiej tkaczki.
Szyjąc to miniaturowe eseje o codzienności, w której wymagamy coraz więcej troski, i w której martwić się jest łatwiej niż troszczyć.
Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:
Liczba stron: 114
Rok wydania: 2025
Odsłuch ebooka (TTS) dostepny w abonamencie „ebooki+audiobooki bez limitu” w aplikacjach Legimi na:
Olga Gitkiewicz SZYJĄC
Wydanie pierwsze, Warszawa 2025
Copyright © by Olga Gitkiewicz 2025
Copyright © for this edition by Fundacja Instytut Reportażu, 2025
REDAKCJA
Julianna Jonek-Springer
KOREKTA
Justyna Tomas
GRAFIKA NA OKŁADCE
Krystyna Kaleniewicz
PROJEKT OKŁADKI, PROJEKT TYPOGRAFICZNY
Dominika Jagiełło/OneOnes Creative Studio/
www.behance.net/OneOnes
SKŁAD I ŁAMANIE
Michał Wysocki
ISBN 978-83-66778-85-6 (EPUB); 978-83-66778-86-3 (MOBI)
Wydanie elektroniczne 2025
Imprint Fundacji Instytut Reportażu
Gałczyńskiego 7, 00-362 Warszawa
www.dowody.com
[email protected], [email protected]
Konwersja publikacji do wersji elektronicznej
Trzeba mieć osiem ramion i trwać
Trzeba mieć kartkę i na nią patrzeć
Trzeba mieć słownik i go nie używać
Trzeba mieć nitkę i ją skubać
Trzeba mieć dom z widokiem na Atlantyk
Trzeba mieć magnetowid
Trzeba mieć sprzęt gospodarstwa domowego
Trzeba mieć kredens i nie spać, trzymać
Trzeba mieć szklankę i herbatę
Trzeba mieć ciało
Trzeba mieć pojedynczy element garderoby zawierający w sobie wiele znaczeń
Trzeba mieć trening
Trzeba pisać do Kasi
Trzeba mieć ciętą ripostę
Trzeba mieć rozum i godność człowieka
Trzeba mieć uszy do słuchania
Trzeba mieć kalkulator
Albo lepiej mieć stoper
Trzeba mieć chmurę
Trzeba mieć płaszczyk ze srebrną podpinką
Trzeba mieć szpilki w kolorze czerwonym i plecy proste, pośladki ściągnięte
Trzeba mieć klucze najlepiej cały pęk
Trzeba mieć cegłę
Trzeba mieć robota
Trzeba mieć playlistę i ją zapętlać
Trzeba jednak pójść do kąta
Nici i wątki
Przypisy
Ramiona ma mocne jak liany, a każdą ręką może zrobić coś innego, choć w stawach chyba już czuje zwiastuny artretyzmu. Jest czujna. Lekko przechylona, jakby szukała równowagi. Wysoka na dziesięć metrów. W swoim odwłoku niczym w siatce z zakupami ostrożnie dźwiga jajka.
To Maman Louise Bourgeois, ogromna pajęczyca wyrzeźbiona na zamówienie londyńskiego Tate Modern, a potem kilkakrotnie skopiowana przez autorkę. Odlewy rozbiegły się po świecie: Maman w Bilbao wygrzewa się w słońcu, Maman w Ottawie czasem marznie pod śniegiem.
Bourgeois poświęciła serię rzeźb pająków swojej matce, mistrzyni tkactwa, zresztą słowo maman we francuskim to po prostu „mama”. Pierwszą Maman, tę londyńską, uzupełniła o inną instalację: trzy stalowe wieże ze spiralnymi schodami nazwała I do, I undo, and I redo („Robię, cofam i przerabiam”). Znowu nawiązywała w ten sposób do swojej matki, do jej cierpliwych ruchów, pajęczych gestów, poprawek tkackich. Ale „Robię, cofam, przerabiam” to fraza, którą Louise Bourgeois zapisała też, aby zdefiniować swój proces twórczy i jednocześnie niekończącą się rutynę codziennego życia, splot doświadczeń artystki będącej matką i żoną, kobietą. Wspinanie się po krętych, rdzawych schodach I do ma symbolizować energię, skuteczność, działanie, żeby wreszcie na szczycie, tuż obok luster ze szczotkowanej stali, odnaleźć spokój. Wchodzenie po podobnych, ale wewnętrznych schodach Undo oznacza serie pomyłek, niepokój i rozpad. Odkryte schody trzeciej wieży – Redo – szukanie rozwiązania i parcie do przodu, do przodu.
Nadawać kształt, psuć go gestem, próbować od nowa.
Szyć, krzywo, pruć.
Gotować, przypalać, od nowa.
Pytać, nie rozumieć, dobierać inne słowa.
Wyjmować z pralki, ładować pralkę.
Mówić proszę, mówić dziękuję, mówić nie.
Wycierać blat, wycierać blat, wycierać blat.
Ranić, rozdrapywać strupy, przyklejać plaster, zrywać.
Ścielić łóżko, bez sensu, bez sensu.
Zapisywać słowa, gubić wątek, kasować.
Bourgeois miała umysł analityczny, studiowała matematykę i dopiero po śmierci matki, z którą była bardzo blisko, zaczęła się uczyć sztuki. Wyszła za mąż, w 1938 roku wyjechała z Paryża do Nowego Jorku i w ciągu czterech lat urodziła trzech synów. Próbowała jednocześnie tworzyć coś oprócz gospodarstwa domowego. Było to wyzwanie; jak wspominała później w jednym z wywiadów: „przetrwanie każdego dnia wymagało ogromnego wysiłku”.
Pierwsza Maman stanęła w londyńskim muzeum wiele lat później z okazji otwarcia galerii w 1999 roku, gdy Louise Bourgeois dobiegała dziewięćdziesiątki. Potem pajęczyca została przeniesiona przed budynek, w okolice Millennium Bridge, a potem trochę podróżowała po świecie. W maju 2025 roku wróciła do Hali Turbin.
Można chodzić między jej kończynami, o którąś się oprzeć, można zadrzeć głowę i obserwować ażurowy odwłok z jajkami. Można się przy Maman poczuć bezpiecznie albo wystraszyć.
Troska bardziej pasuje do mikrofonu niż do kartki. Do dwudziestominutowego przemówienia motywacyjnego; ładnie oświetlona scena, publika kiwająca głowami.
Troska jest wspaniała jako koncepcja, bardzo poręczna, dobrze się układa w esejach filozoficznych, reklamach, przemowach politycznych i programach wyborczych.
Politycy polskiej prawicy w ostatnich latach wyjątkowo chętnie po to słowo sięgali. W prezentacji „Bezpieczeństwo i suwerenność. Sukcesy Ministerstwa Sprawiedliwości” troska była jednym z wymienionych sukcesów, szczególnie w sekcji „Troska o najmłodszych”. Koniec odbierania dzieci za biedę, zwalczanie nielegalnych adopcji, poszanowanie tożsamości małoletnich, koniec pochopnego wydawania dzieci za granicę – wyliczyli urzędnicy Ministerstwa Sprawiedliwości pod koniec 2022 roku. Szef Ministerstwa Obrony Narodowej w dwudziestą czwartą rocznicę przystąpienia Polski do NATO mówił o trosce o to, aby Polska była wolna. 13 marca 2023 roku, podczas otwarcia oddziału ginekologiczno-położniczego legnickiego szpitala, marszałkini[1] Elżbieta Witek zaznaczyła, że każda kobieta, która decyduje się zostać matką, powinna być otoczona szczególną troską. Dosyć często troskę wplatała do swoich wystąpień Marlena Maląg, była ministra rodziny i polityki społecznej. W Narodowe Święto Niepodległości w 2020 roku odwoływała się do troski, zwłaszcza o osoby starsze, samotne i z niepełnosprawnościami. Troska, mówiła ministra, to najlepsza wizytówka patriotyzmu, miara wspólnotowości i solidarności. Wystąpienie miało miejsce w pierwszym roku pandemii COVID-19 i następujących falami lockdownów, gdy rzeczywiście okazało się, że wielu i wiele z nas potrzebowało troski – ale też, że wiele osób jest gotowych się troszczyć. Rok później, podczas pikniku rodzinnego w Kotlinie, Marlena Maląg podkreślała, że działania podjęte w pierwszych miesiącach pandemii przez premiera Mateusza Morawieckiego były kierowane troską o zdrowie i życie Polaków oraz o ratowanie miejsc pracy. W marcu 2023 roku na spotkaniu w Ostrowie Wielkopolskim ponownie nawiązała do troski, tym razem o rodzinę jako fundamentu silnej Polski.
Nowa koalicja rządząca mniej chętnie sięga po troskę, choć Szymon Hołownia w kampanii prezydenckiej w 2025 roku przypominał, że polityka jest przede wszystkim troską. Zaznaczył, że właśnie ją chciałby uczynić głównym motywem swoich wyborczych zmagań.
Marketingowcy Mety już to zrobili pod koniec 2022 roku. Zachęcali do zmiany motywu konwersacji na Messengerze. Spersonalizuj wygląd czatu, dodając tło z wybranym tematem, zachęcali. Jednym z możliwych motywów była troska – materializowała się dosyć łatwo po stuknięciu w ikonę „i” w prawym górnym rogu okna czatu. Można ją było wybrać obok takich motywów jak niebo, muzyka, Taylor Swift, Cyberpunk 2077 i astrologia. Troska miała różne odcienie niebieskiego: najwięcej turkusu i błękitu.
Wszystko można robić z troską. Można kierować się troską „o rzetelne wypełnianie konstytucyjnych obowiązków Krajowej Rady Radiofonii i Telewizji”, jak to uczynili pod koniec lipca 2025 roku członkowie rady, którzy odwołali Macieja Świrskiego z funkcji przewodniczącego. Można się troszczyć o komfort i bezpieczeństwo podróżnych, jak przewoźnicy kolejowi od lat. Można mieć hasło reklamowe „Troska, uśmiech, pasja”, jak jeden z gigantów RTV AGD. Można być miastem troski, jak Kraków[2], który we współpracy z Gender Solutions i Architektoniczkami stara się poprawić dostępność przestrzeni publicznej dla kobiet. „Widzimy, jak ścieżki kobiet kształtowane są przez złożoną interakcję obowiązków. Te codzienne podróże – czy to do pracy, szkoły, na zakupy, do opieki zdrowotnej czy do zajęć rekreacyjnych – mają fundamentalne znaczenie dla jakości ich życia”, zapisano na miejskiej podstronie projektu. Miasto troski stawia na dostępność, dogodny transport publiczny, bliskość podstawowych usług, włączające przestrzenie publiczne, mieszkania wspierające i elastyczną organizację pracy.
Troska dobrze się układa w ustach, dlatego jest idealnym terminem politycznym. Można nią żonglować, można ją sobie i komuś obiecać, a ponieważ to tak wieloznaczne i nieprecyzyjne słowo, można potem uniknąć rozliczenia z tych obietnic. Bo jak stopniować troskę, jak ocenić poziom jej realizacji, jak ją egzekwować?
Większość praktyczek i praktyków troski wie, że mówienie o niej słabo się sprawdza, lepiej po prostu ją robić. Tylko że kiedy już się wykonuje tę pracę, kiedy troska zmienia się w czynność, staje się brudna, zwykła i codzienna, już nie tak atrakcyjna. Niańczenie dzieci – tak, najlepiej ubrane w metafory. Podawanie komuś kolacji i obieranie ziemniaków – tak, ale tylko przeinterpretowane za pomocą narzędzi intelektualnej analizy. Zmienianie opatrunków i pomoc w myciu się – owszem, opowiedziane przez poświęcenie, empatię i nastawienie moralne.
Pisanie o trosce też jest podejrzane. To słowo zbyt obszerne, by dało się je zamknąć w prostej opowieści i nie popaść w banał albo w abstrakcję teorii.
Ale dobrze. Mam tę kartkę i będę ją zapełniać.
Troska nie jest żadnym tam nastawieniem moralnym ani emocją. To dziwne, wieloznaczne słowo. Dwie pierwsze głoski zapowiadają jakąś twardość, a potem jest zmiękczenie. Pochodzi prawdopodobnie od prasłowiańskiego czasownika troskati, który oznaczał trzaskać, pękać. W języku czeskim słowo troska to nasza polska ruina, można tu więc szukać pokrewieństwa z trzaskaniem i pękaniem. Jest w tym metafizyczny haczyk. Niemiecki filozof, eseista i kulturoznawca żydowskiego pochodzenia Walter Benjamin widział ludzkie życie jako ciągłą katastrofę, niezmierzone zwalisko gruzów, po których błądzi się niczym w dystopijnym labiryncie.
Po angielsku troska to wieloznaczne care: oznacza niepokój, przejmowanie się, ale też dbałość o kogoś albo o coś, sprawowanie opieki.
Słownik języka polskiego PWN tłumaczy troskę podobnie: jako uczucie niepokoju wywołane trudną sytuacją albo znalezienie się w takiej sytuacji; utożsamia ją więc ze zmartwieniem. Dopiero na trzecim miejscu definiuje ją jako dbałość o kogoś lub zabieganie o coś. Można też przysparzać komuś trosk.
A zatem dbanie o kogoś i martwienie się. Tak naprawdę to jedno znaczenie, zazębiające się wysiłki, uroboros.
Gardłowo i pięknie brzmi niemieckie Sorge – może niektórym kojarzyć się z Martinem Heideggerem i Die Sorge, sednem jego filozofii egzystencjalnej, troską rozumianą jako podstawa ludzkiego bytowania, a może – tak, jednak bardziej – z Kafką, z tekstem Die Sorge des Hausvaters. Moją uwagę przykuł oczywiście tytuł. W angielskiej wersji autorstwa Willi i Edwina Muirów niemieckie Sorge zostało przetłumaczone na cares (The Cares of a Family Man). Nie worries, obawy, nie concerns, zmartwienia, ale właśnie troski. W polskim przekładzie Elżbiety Ptaszyńskiej-Sadowskiej to liczba pojedyncza: Troska ojca rodziny.
Króciutkie, jednostronicowe opowiadanie, surrealne, bo to przecież Kafka, rozpoczyna się od kompletnie abstrakcyjnego zdania o pochodzeniu słowa „odradek” – według narratora niektórzy szukają jego źródeł w słowiańszczyźnie, inni w językach germańskich, zainfekowanych wpływami słowiańskimi.
„Nikt, oczywiście, nie zajmowałby się takimi badaniami, gdyby nie stworzenie zwane odradkiem”, pisze dalej Kafka, proszę wybaczyć tłumaczenie, jest moje. Kierunek zapożyczeń, do jakiego przywykłam, to raczej wpływy germańskie i germanizacja, a nie słowianizacja, choć mam świadomość, że i słowiańszczyzna odcisnęła się na współczesnym języku niemieckim. Dlatego tak mnie ten początek bawi: „odradek” to nieistniejące słowo powstałe w wyniku niemal nieistniejących wpływów[3]. Ale jak to ujął Slavoj Žižek w nieprzetłumaczonej na język polski książce Parallax view: czytanie Kafki wymaga podjęcia wysiłku myślenia abstrakcyjnego, porzucenia znanych nawyków interpretacyjnych.
Žižek uważa, że pierwsza lektura tekstów Kafki jest może naiwna, ale najbardziej trafna, a przy kolejnych próbujemy sobie radzić z intuicją i zamknąć tekst w jakichś ramach interpretacyjnych.
To opowiadanie Kafki zawsze, zawsze na początku mnie bawi, aż nagle w połowie lektury spada na mnie – jak śmiech odradka, jak szelest opadających liści – cień niepokoju, moja własna Eine Sorge.
Fascynują mnie interpretacje stworzenia opisanego w kilku zdaniach, zwykle kilkakrotnie dłuższe niż omawiany tekst. Dla Žižka odradek jest kluczowym osiągnięciem Kafki, dla Waltera Benjamina formą tego, co się skazuje na zapomnienie, metafizycznym pęknięciem, dla Giorgia Agambena metaforą nieba.
Odradek jest odczytywany jako byt transgeneracyjny, niebinarny, istniejący poza czasem i poza celem. Rzeczywiście, ani to człowiek, ani przedmiot, ani maszyna – coś na kształt szpulki nici, z której wystają skrawki, supełki, patyki. Nie ma wieku, trudno go zrozumieć, niekiedy na chwilę się o nim zapomina, ale nawet kiedy go nie widać, czai się na schodach, w holu, na strychu. Pojawia się, znika gdzieś, wraca.
Jest w domu narratora obcy, a jednak w relacji. Trzeba go obserwować, zagadywać, wypytywać. Czasem odpowiada na pytania, czasem milczy. Narrator, tytułowy family man, martwi się – według najprostszej z interpretacji o to, że odradek go przeżyje, że ta dziwna istota będzie się w nieskończoność staczać ze schodów, ciągnąc za sobą kawałki kolorowych nici. To zresztą nasuwa kolejne skojarzenie: może słowo „odradek”, którego pochodzenia i znaczenia od lat nikomu nie udało się jednoznacznie ustalić, jest w jakiś sposób powiązane z odradzaniem, z wieczną reprodukcją.
Kafka jest uważany za prekursora egzystencjalizmu, pewnie również z powodu odradka, istoty, która jest w ruchu i przeszkadza, a której sensu istnienia nie da się uchwycić.
Jednostronicowy tekst Kafki doczekał się wielu analiz, odczytywano go z perspektywy neomarksistowskiej, freudowskiej, ja przeczytałam go z perspektywy etyki troski. Bo odradek może być po prostu kłębkiem trosk.
Rozplączę tę myśl.
Odradek dobrze ilustruje wszystkie poziomy interpretacji troski jako kategorii analitycznej i jako praktyki codziennego doświadczenia. Przez swoją upartą obecność staje się bliski, a jednak trudno go zrozumieć. Wciąż i wciąż stacza się ze schodów. Budzi niepokój.
Zdaniem Judith Butler odradek to istota w poprzek kapitalizmu, zbyt fantasmagoryczna, by dało się jej do czegokolwiek użyć, by niosła jakąś wartość i jakiekolwiek znaczenie. A jednak trwa.
I ten wymiar do wielu definicji troski pasuje.
Kapitalizm zresztą sięgnął po odradka tak, jak lubi sięgać po troskę. W grze Death Stranding odradek to naramienny czujnik wyposażony w wypustki. Służy tym, którzy zapuszczają się w rejony niebezpieczne. Wystarczy nacisnąć przycisk, a skaner podświetla przestrzeń dookoła postaci – dzięki temu można lepiej zobaczyć zarówno zasoby, jak i zasadzki.
A troska przecież musi zakładać jakiś niepokój. Jakieś zasoby i jakieś zasadzki.
[...]
