Szejk szuka żony - Annie West - ebook

Szejk szuka żony ebook

Annie West

4,0

Opis

Szejk Tarik po śmierci żony nie szuka miłości. Ma jednak dwóch synów, którzy potrzebują matki. Samira, siostra jego przyjaciela, proponuje, by się z nią ożenił. Podobnie jak on nie oczekuje miłości, chciałaby tylko mieć rodzinę, bo sama nie może mieć dzieci. Tarikowi odpowiada ten układ. Samira nie przewidziała jednak, ile będzie ją kosztowało to małżeństwo…

Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
czytnikach certyfikowanych
przez Legimi
czytnikach Kindle™
(dla wybranych pakietów)
Windows
10
Windows
Phone

Liczba stron: 134

Odsłuch ebooka (TTS) dostepny w abonamencie „ebooki+audiobooki bez limitu” w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
Oceny
4,0 (73 oceny)
29
24
14
5
1
Więcej informacji
Więcej informacji
Legimi nie weryfikuje, czy opinie pochodzą od konsumentów, którzy nabyli lub czytali/słuchali daną pozycję, ale usuwa fałszywe opinie, jeśli je wykryje.

Popularność




Annie West

Szejk szuka żony

Tłumaczenie:

ROZDZIAŁ PIERWSZY

Uwagę Samiry przykuli dwaj mali chłopcy po przeciwnej stronie hotelowego holu. Choć wyglądali całkiem zwyczajnie, a opiekunka w średnim wieku pilnowała, by nie hałasowali, Samira nie potrafiła oderwać od nich oczu. Z zapartym tchem obserwowała, jak jeden z malców idzie wzdłuż sofy z rączką wspartą na jedwabnym oparciu. Dumny z siebie, śmiał się radośnie i zerkał na towarzysza. Ten podążył w jego ślady, lecz zaraz upadł na pupę. Niania lub babcia szybko go podniosła.

Żal ścisnął serce Samiry, że los pozbawił ją na zawsze radości macierzyństwa. W ciągu czterech lat jakoś doszła do siebie, lecz poczucie dojmującej pustki pozostało.

Z trudem skupiała uwagę na słowach Celeste, wychwalającej nową restaurację, podobno lepszą i popularniejszą wśród znanych osobistości od tej na szczycie wieży Eiffla i paru innych, odznaczonych gwiazdkami Michelina. Popatrzyła na śliczną paryżankę, dopiero gdy ta podziękowała jej za przybycie:

– Uczestnicy aukcji wiele dadzą za możliwość osobistego spotkania z utalentowaną projektantką z królewskiego rodu. Twój dar przysporzy nam funduszy.

Samira z trudem przywołała na twarz uprzejmy uśmiech. Wolała nie uświadamiać towarzyszki, że tytuły i bogactwa nie gwarantują szczęścia, choć torują drogę do sławy, zwłaszcza w świecie mody. Sławni i bogaci chętnie składali zamówienia u osoby z własnej sfery, pewni, że dostosuje projekty do ich indywidualnych potrzeb. Królewskie nazwisko stanowiło gwarancję jakości i dyskrecji.

Dostała od losu znacznie więcej niż niejedna rówieśniczka. Czy miała prawo żądać jeszcze? Lecz cóż znaczy niezależność, sukcesy czy złoto, gdy doskwiera samotność?

Samira zacisnęła zęby. Przezwycięży własną słabość!

– To dla mnie zaszczyt, uczestniczyć w tak szlachetnym przedsięwzięciu – odrzekła z uśmiechem. – Wykonaliście doskonałą robotę, organizując tę aukcję. Jak właściwie będzie przebiegać i czego ode mnie oczekujecie?

Celeste objaśniła cel imprezy i możliwości korzystnych kontraktów, które z niej wynikną. Lecz ani znane nazwiska ani nowe perspektywy nie robiły na Samirze wrażenia. Spowszedniał jej pobyt na salonach. Nawet najbardziej prestiżowe zaproszenia nie wypełniały wewnętrznej pustki.

Odpędziła posępne myśli, dręczące ją od lat. Wmawiała sobie, że jej przygnębienie wynika z przemęczenia. Poprzedniego dnia odbyła konsultację z nową pierwszą damą jednego z krajów Ameryki Południowej w sprawie kreacji na bal inauguracyjny. W drodze zatrzymała się w Nowym Jorku na spotkanie z kolejną klientką. Dopiero przed godziną przybyła do Paryża.

Jej wzrok przykuła barczysta sylwetka w ciemnym garniturze, przecinająca salę niczym krawieckie nożyce miękki aksamit. Zwinne ruchy przemówiły do wyobraźni projektantki. Mimo nienagannego stroju wyczuła, że to nie zwykły bywalec salonów, lecz człowiek prowadzący bardzo aktywny tryb życia. Przewyższał wszystkich obecnych panów wzrostem co najmniej o głowę.

Nagle usłyszała dziecięcy śmiech. Jeden z malców dostrzegł przybysza i zmierzał ku niemu wzdłuż sofy. Mężczyzna powitał dzieci radosnym śmiechem. Wziął na ręce obu chłopców naraz, jakby nic nie ważyli, przytulił i przemówił do nich czule. Na ten widok żal ścisnął serce Samiry. Nie dla niej rodzinne szczęście, dzieci i miłość. Nie mogła nawet marzyć o znalezieniu życiowego partnera. Ze świstem wypuściła powietrze przez zaciśnięte zęby.

– Co z tobą, Samiro? – zapytała Celeste z troską.

– Nic. Wszystko w porządku – odrzekła z promiennym uśmiechem, wyćwiczonym przez lata publicznych wystąpień. – Liczę na wielki sukces. Wygląda na to, że zbierzecie znacznie więcej, niż zakładaliście.

– Dzięki tobie i pozostałym darczyńcom. Właśnie przyszedł jeden z nich. Gdyby zaoferował noc w swojej sypialni, sama licytowałabym aż do zwycięstwa, choćby kosztem bankructwa – dodała konspiracyjnym szeptem.

Samira natychmiast odgadła, o kim mowa. Zwróciła wzrok na postawnego ojca dwóch chłopców, akurat zwróconego twarzą do nich. Przeżyła szok, gdy rozpoznała wysokie, szerokie czoło, wydatne kości policzkowe, mocny zarys szczęki i długi, prosty nos. Niegdyś był jej niemal tak bliski jak rodzony brat, Asim. Owładnęły nią mieszane uczucia: radość, żal i ból, a w końcu palące pożądanie, po raz pierwszy od wielu lat, i wreszcie zdziwienie własną, niespodziewaną reakcją.

– Zapomniałam, że musisz znać zabójczo przystojnego szejka, Tarika z Al Sarathu. Przecież wasze kraje leżą w tym samym rejonie – paplała z ożywieniem Celeste. – Takiemu jak on rodziłabym nawet dzieci, ale nie mam szans. Podobno od śmierci żony żadnej kobiety nie traktował serio. Próbowały go zdobyć, ale szybko tracił zainteresowanie. Widocznie bardzo ją kochał.

Samira po raz ostatni zerknęła na Tarika z synami, zanim zwróciła wzrok na Celeste.

Kiedyś uważała go za przyjaciela. Podziwiała go i ufała mu. Lecz ta przyjaźń przeminęła tak szybko jak deszcz na pustyni. Nagle odszedł z jej życia. Nie potrafiła odgadnąć, czy go czymś uraziła, czy zapomniał o niej wśród nawału obowiązków państwowych, odkąd został szejkiem. Gdy przechodziła przez piekło przed czterema laty, nie dał znaku życia. Dziwne, jak bardzo to wspomnienie nadal bolało.

Po trzech minutach pobytu w sali bankietowej coś zaalarmowało Tarika. Zresztą przez całe popołudnie dręczył go nieokreślony niepokój, jakby przeoczył coś ważnego. Odruchowo zwrócił głowę w stronę plamy intensywnego szkarłatu. Gdy tłum się nieco rozstąpił, dostrzegł, że to długa suknia okrywająca od stóp do głów apetyczne, kobiece kształty: pięknie zaokrąglone biodra i kształtne pośladki. Głęboki dekolt na plecach ukazywał skrawek skóry, złocistej jak piasek pustyni o poranku. Włosy, upięte w luźny, wysoki kok, odsłaniały łabędzią szyję. Na ten widok zaschło mu w ustach, a krew zaczęła szybciej krążyć w żyłach.

Ruszył w kierunku tajemniczej piękności. Nagle przystanął w pół kroku, rozpoznawszy Samirę, tę samą co przed laty, lecz jakże odmienioną. Kobieca, ponętna, emanowała pewnością siebie typową dla kobiety sukcesu. Pociągała go nieodparcie, lecz zaraz przypomniał sobie, dlaczego musi pozostać dla niego niedostępna.

Zwrócił wzrok na jasnowłosą towarzyszkę. Oczy jej rozbłysły, gdy obdarzył ją uśmiechem. Gdy chwyciła go mocno za ramię, wyczytał w nich nieme zaproszenie. Zastanawiał się, czy spostrzegła, że ktoś inny przykuł jego uwagę.

Samira ukradkiem obserwowała Tarika. Organizatorzy nie mogli wybrać lepszego rzecznika dobroczynnej akcji na rzecz dzieci. Urodzony przywódca, pełen zrozumienia dla potrzebujących, bez trudu skupił na sobie uwagę słuchaczy. Przemawiał ze swadą, przekonująco i dowcipnie. Panowie kiwali głowami, panie pożerały go wzrokiem. Nie wątpiła, że nakłoni zamożnych gości do otwarcia portfeli.

Doskonale pamiętała troskliwego i wyrozumiałego przyjaciela starszego brata. Lata doświadczenia w rządzeniu krajem dodały mu jeszcze charyzmy. Nie potrafiła oderwać oczu od wspaniałej sylwetki w smokingu. Nagle ogarnęła ją nieoczekiwana tęsknota. Gdy spojrzała w piękne, lśniące oczy, wspomniała, z jaką miłością patrzył na synków. W tym momencie uświadomiła sobie, czego potrzebuje: rodziny, dzieci do kochania i życiowego partnera, godnego zaufania i szacunku.

Przemknęło jej przez głowę, że istnieje sposób, korzystny dla wszystkich, by zostali rodziną, jeżeli tylko wystarczy jej odwagi, by przedstawić swój szokująco śmiały pomysł. Ta idea tak ją poraziła, że omal nie zemdlała. Celeste schwyciła ją za łokieć, gdy zachwiała się na wysokich obcasach.

– Czy na pewno dobrze się czujesz? – dopytywała się z troską. – Przez całe popołudnie jakoś słabo wyglądałaś.

– To tylko skutek zmęczenia – zapewniła Samira. – Już wszystko w porządku, dziękuję.

– Każda by dostała zawrotów głowy na jego widok – skomentowała Celeste, wskazując na Tarika. – Gdyby nie był królem, pewnie ktoś zatrudniłby go w charakterze modela.

Samira w milczeniu obserwowała mówcę z mocno bijącym sercem. Głos rozsądku, który kierował jej postępowaniem przez pierwszych dwadzieścia pięć lat życia, ostrzegał przed popełnieniem kolejnego szaleństwa. Już raz przypłaciła złamanie konwenansów bólem i rozpaczą. Nie powinna pragnąć tego, co nieosiągalne. Nie widziała Tarika od lat. Nie miała żadnej gwarancji, że zechce jej choćby wysłuchać.

Lecz inna, silniejsza część jej natury, która przy wsparciu najbliższych pomogła jej wrócić do w miarę normalnego życia, skłaniała ją do działania. Nie miała w końcu nic do stracenia. Co jej szkodziło spróbować?

Jadąc windą, Samira wygładziła spoconymi dłońmi cynamonowy żakiet i prostą, dopasowaną spódnicę. Założyła do nich kremową koszulową bluzkę, niezbyt kobiecą, ale jak najbardziej stosowną na oficjalne spotkanie. Jechała bowiem załatwić najważniejszy interes w życiu. Gdyby tylko miała tyle śmiałości co wobec klientów!

Chwilę później ochroniarz w ciemnym garniturze skłonił przed nią z szacunkiem głowę. Inny wprowadził ją do luksusowego gabinetu i zaproponował coś do jedzenia lub picia, ale odmówiła. Nie przełknęłaby ani kęsa. Na próżno usiłowała uspokoić skołatane nerwy. Od wyniku tego spotkania zależał jej dalszy los.

Przemocą odpędziła ogarniające ją wątpliwości. Przekona go, że jej niekonwencjonalna propozycja ma sens. Cała w nerwach podeszła do okna.

– Samiro!

Wstrzymała oddech, zanim odwróciła się twarzą do Tarika. Jej serce przyspieszyło do galopu jak przed laty, gdy w wieku siedemnastu lat po raz pierwszy zobaczyła mężczyznę w najlepszym przyjacielu swojego brata. Teraz też pociągał ją nieodparcie, jakby nie wyciągnęła żadnych wniosków z gorzkiej życiowej lekcji. Nie zapomniała tych zielonych oczu, głębokich i nieprzeniknionych jak tajemnicze jeziora. Nie potrafiła z nich wyczytać, czy go nie rozgniewała, wykorzystując polityczne powiązania pomiędzy sąsiadującymi królestwami dla uzyskania audiencji. Konwencjonalne, uprzejme powitanie też nie dostarczyło jej żadnych informacji na temat jego nastawienia. Gdy wskazał jej miejsce na sofie, podeszła do niej na miękkich nogach.

– Twoje wczorajsze przemówienie porwało słuchaczy – zagadnęła.

– Odnieśliśmy wielki sukces. Dobrze się bawiłaś?

– Trochę męczył mnie tłum, ale warto było przyjechać. Wynik aukcji okazał się dużo lepszy, niż początkowo zakładaliśmy.

Samira zaoferowała zaprojektowanie dwóch indywidualnych kreacji dla osoby, która zaproponuje najwyższą cenę. Jej oferta przyniosła ogromny zysk, który przeszedł najśmielsze oczekiwania Celeste.

– Jak długo zostaniesz w Paryżu? – zapytał Tarik.

Samira wpadła w popłoch. Najchętniej zataiłaby prawdziwy cel swojej wizyty, poprzestała na zwykłej towarzyskiej konwersacji i odeszła z godnością. Lecz gdyby stchórzyła, nie czekałoby jej nic prócz dojmującej pustki. Dla dodania sobie odwagi przypomniała sobie, że w jej żyłach płynie krew całych pokoleń dzielnych wojowników.

– To zależy – odrzekła ostrożnie.

Gdy nie zapytał, od czego, złożyła mu kondolencje z powodu śmierci żony, która zmarła przy porodzie bliźniaków.

Dołączyła wprawdzie kilka słów do listu Asima, ale nie widziała Tarika od dwunastu lat. Odkąd wyjechał tamtej zimy, gdy skończyła siedemnaście lat, nie odwiedził ich ani razu. Nie przyjechał nawet na ślub Asima przed trzema laty, podobno z powodu operacji wyrostka robaczkowego.

Onieśmielał ją bardziej, niż przewidywała. Zamiast przedstawić swą prośbę, pochwaliła jego synków. Dopiero wtedy twarz Tarika rozjaśnił ciepły uśmiech. Nie ulegało wątpliwości, że bardzo ich kocha, że poważnie traktuje nie tylko państwowe, ale i rodzinne obowiązki, że można mu zaufać. Prócz niego tylko jej brat zasługiwał na zaufanie. Inni mężczyźni, których znała, łącznie z własnym ojcem, srodze ją zawiedli. Dlatego mimo niepewności, czy nie czeka jej kolejne rozczarowanie, postanowiła przedstawić mu kuriozalny pomysł, jaki przyszedł jej do głowy podczas wczorajszej gali. Wzięła głęboki oddech, zanim oświadczyła z pozornym spokojem:

– Przyszłam zaoferować ci pewną nietypową, lecz moim zdaniem całkiem rozsądną propozycję. Pewnie z początku cię zaskoczy, ale gdy ją rozważysz, sam dostrzeżesz korzyści.

– Niewątpliwie, jeśli tylko mi ją przedstawisz.

Samira nerwowo oblizała spierzchnięte wargi.

– Chcę wyjść za ciebie za mąż – wyrzuciła z siebie jednym tchem.

ROZDZIAŁ DRUGI

Tarik osłupiał. W pierwszej chwili przemknęło mu przez głowę, że Samira kpi sobie z niego. Potem zawrzał gniewem. Uważał, że tak poważna decyzja jak założenie rodziny to wyjątkowo niestosowny temat do żartów nawet pomiędzy starymi przyjaciółmi.

Lecz Samira była dla niego kimś więcej niż tylko młodszą siostrą najbliższego przyjaciela. Jej widok obudził dawno stłumione emocje: pożądanie, żal i wstyd z powodu własnej słabości. Bowiem nawet w czasie trwania małżeństwa nie zdołał jej wymazać z pamięci. Jedyne pocieszenie stanowiła świadomość, że nikt prócz niego o tym nie wiedział.

– Żartujesz? – wykrztusił, gdy odzyskał mowę.

– Nie. Naprawdę proponuję ci małżeństwo – odrzekła bez wahania, patrząc mu prosto w oczy, choć wcześniej unikała jego wzroku.

Poważne spojrzenie sarnich oczu rozgrzało mu krew w żyłach. Lecz Tarik potrafił pokonywać słabości. Przez lata wypracował w sobie siłę woli. Nie ulegnie urokowi zniewalającej piękności, nawet takiej jak Samira, której niegdyś pożądał do bólu. Czy nie rozumiała, że to mężczyzna powinien się oświadczyć? Jakim prawem traktowała go jak maskotkę? Gwałtownie wstał i podszedł do okna.

– Jakąkolwiek grę prowadzisz, nie podoba mi się twoje zachowanie – oświadczył srogim tonem. – Czy brat zna twoje zamiary?

– To nie jego sprawa – odparła ze stoickim spokojem, jakby gawędzili na jakiś neutralny temat.

Tarik zacisnął pięści. Narastał w nim gniew, tym większy, że wspomnienie ponętnych kształtów w ciemnoczerwonej sukni przyspieszyło mu puls. Podczas wieczornej gali skrycie pożerał wzrokiem doskonałe rysy, lśniący kok i kuszące usta.

Gdy miała siedemnaście lat, ten widok rozpalał mu krew w żyłach. Wiedział, że wyrośnie na jedną z największych światowych piękności jak jej matka. Lecz gdy po dwunastu latach oglądania wyłącznie fotografii zobaczył ją na żywo, zaparło mu dech z wrażenia. A teraz siedziała z rękami skromnie splecionymi na kolanach i z poważną miną proponowała mu małżeństwo.

– Nie rozumiem, co w ciebie wstąpiło, Samiro… – Przerwał, gdy uświadomił sobie, z jaką przyjemnością wymawia jej imię. – Powinnaś wiedzieć, że królewskie małżeństwa są starannie aranżowane. Nie możesz samowolnie podejmować tak ważkiej decyzji…

– Dlaczego nie? – wpadła mu w słowo. – Mój brat nie czekał, aż doradcy znajdą mu żonę. Sam wybrał Jacqui.

Tarik nie wierzył własnym uszom. Gdy przemawiał, nikt nie śmiał mu przerwać, nawet Jasmin. Słowo szejka stanowiło prawo, które respektowali wszyscy – jak widać oprócz księżniczki Jazeeru. Zbulwersowany, wstał i obrzucił ją karcącym spojrzeniem.

– To co innego. On ożenił się z miłości.

Decyzja Asima zaszokowała Tarika. Uważał go za podobnego sobie, zbyt oddanego narodowi, by pójść za głosem serca. Tarik nie ulegał uczuciom, zwłaszcza teraz. Nie pragnął małżeństwa z miłości.

– Jeżeli postanowiłaś wyjść za mąż, poproś brata, żeby znalazł ci odpowiedniego kandydata, takiego, który uczyni cię szczęśliwą.

Tarik rozumiał troskę Asima o los siostry. Niestabilny związek rodziców pozbawił oboje rodzeństwa zaufania do ludzi. Czy dlatego Samira pozostała panną do dwudziestego dziewiątego roku życia? Zgodnie z tradycją księżniczki Jazeeru wychodziły za mąż w znacznie młodszym wieku. Tarik podejrzewał, że Asim nie spieszy się z oddaniem siostry komukolwiek po złych doświadczeniach w dysfunkcyjnej rodzinie.

– Nie potrzebuję pomocy Asima – oświadczyła Samira z dumnie uniesioną głową. – Sama wiem, czego chcę. Ciebie.

Słowa Samiry rozbudziły w Tariku palące pożądanie. Kusiło go, by zapomnieć o obowiązkach i zmarłej żonie, porwać Samirę w ramiona i pokazać, że igra z ogniem. Lecz zaraz uświadomił sobie, że nie mówiła o seksie. Nie kokietowała go, nie próbowała pochlebiać, nie włożyła prowokującego stroju. Gdy wyobraził sobie smak tych słodkich usteczek, gwałtownie zaczerpnął powietrza.

– Czy zawsze dostajesz wszystko, czego sobie zażyczysz? – zapytał.

– Tylko czasami – odrzekła ze śmiechem, który przyspieszył mu puls.

– Dlaczego sądzisz, że wystarczy parę słów, żeby mnie zdobyć? – dociekał dalej, zły, że uznała go za łatwą zdobycz, i zawstydzony, że tak łatwo uległ jej urokowi.

– Pomyślałam, że nie zaszkodzi zapytać. Zdaję sobie sprawę, że to niekonwencjonalna propozycja, ale znam cię od dawna. Liczyłam na to, że jako stary przyjaciel zechcesz mnie wysłuchać.

Stary przyjaciel? Tarik nie potrafił zrozumieć, dlaczego zirytowało go to określenie. Skrzyżował ręce na piersi i skinął głową.

– No dobrze. Mów.

Wojownicza postawa, zacięte usta i gniewny błysk w oku Tarika nie świadczyły o przychylności. Lecz nawet z marsową miną był najatrakcyjniejszym mężczyzną, jakiego Samira w życiu widziała. Wolałaby, żeby zamiast patrzeć na nią z góry, otworzył ramiona, przyciągnął ją do szerokiej piersi i namiętnie pocałował.

Zabroniła sobie podobnych fantazji. Raz w życiu uległa porywowi namiętności. Zbyt drogo zapłaciła za swoją lekkomyślność, by powtórzyć ten błąd. Wyprostowała się i powtórzyła sobie w myślach przygotowane argumenty.

– To doskonały układ – zaczęła. – Nasze kraje łączą przyjazne stosunki. Rozumiem wasze obyczaje, znam waszą historię. Przez małżeństwo ze mną zacieśnicie więzi z Jazeerem.

– Już są wystarczająco silne – wtrącił Tarik.

Samira nie dała się zbić z tropu.

– Moje pochodzenie mówi samo za siebie. Zostałam wychowana do królewskich godności i odpowiedzialności. Wiem, czego naród wymaga od małżonki władcy. Przez całe życie zdobywałam doświadczenie w pełnieniu publicznych funkcji i w dyplomacji. Znam obowiązki królowej i przyrzekam je wypełniać – dodała, patrząc wyczekująco na Tarika, który w końcu skinął głową.

– To bardzo użyteczne atrybuty, ale każda inna potrafi to samo. Twoja bratowa bez trudu weszła w nową rolę, choć nie pochodzi z panującego rodu.

Samira powoli wypuściła powietrze. Wmawiała sobie, że nie dziwi jej jego rezerwa. Uwielbiał pierwszą żonę, a wybór drugiej zaważy nie tylko na jego przyszłości, ale zadecyduje o losie jego ukochanych synów i całego kraju. Nic dziwnego, że rozważa wszelkie aspekty oferty.

Mimo to czuła rozczarowanie, że patrzy na nią tak srogo, niemal z dezaprobatą, podczas gdy ją wewnętrzny impuls niemal pchał w jego objęcia. Rozpalona skóra tęskniła za jego dotykiem.

Czyżby pragnęła, żeby zobaczył w niej nie tylko królewską małżonkę, lecz również kobietę? Gdy mierzył ją wzrokiem, przez jej ciało przebiegła fala gorąca. Tłumaczyła sobie, że to normalna reakcja na atrakcyjnego mężczyznę, że gdy urok nowości przeminie, zacznie go znów postrzegać jako przyjaciela, na którym można polegać. Bez zaufania nie oddałaby nikomu ręki. Ponieważ brakowało go w jej życiu, wysoko je ceniła.

Ostatnia myśl dodała jej energii.

– Będę dobrą królową – oświadczyła z całą mocą. – Rozwinęłam własną działalność, co zmusiło mnie do wyjścia poza dworskie kręgi. Nauczyłam się funkcjonować w społeczeństwie, nawiązując kontakty z różnymi ludźmi, nie tylko z bogatymi klientami. Chciałabym nadal pracować na mniejszą skalę, żeby nie kolidowało to z obowiązkami państwowymi. Uważam, że naród pozytywnie odbierze królową, która osiągnęła sukces dzięki własnej pracy.

– Uważasz się więc za idealną kandydatkę?

Zawstydził ją. Tak jak wszyscy wiedział, że została skompromitowana wskutek jedynego błędu, za który przyjdzie jej pokutować przez całe życie.

– Nikt nie jest doskonały, Tarik – odparła. – Niewykluczone, że młode dziewczyny w twoim kraju popełniają gorsze grzechy niż osoba, która uległa ludzkiej słabości, ale wyciągnęła właściwe wnioski ze swojej pomyłki.

Tarik powoli pokiwał głową, co rozpaliło w sercu Samiry iskierkę nadziei.

– Będę oddaną żoną i matką – przekonywała żarliwie. – Przyrzekam, że nie przyniosę ci wstydu, że nie oddam serca żadnemu mężczyźnie. Nie odziedziczyłam charakteru po mamie, wciąż goniącej za romantycznymi mirażami. Uczyłam się również na jej błędach, nie tylko na swoich.

– Nie pragniesz miłości? – spytał Tarik z mieszaniną niedowierzania i dezaprobaty.

Samira odgadła, że przywykł do tego, że kobiety padają mu do stóp.

– Gdybym jej szukała, nie przyszłabym tutaj – odrzekła. – Nawet jeśli przykład mojej matki by nie wystarczył, doświadczenie z Jacksonem Brentem odarło mnie ze złudzeń.

Samira dostrzegła zrozumienie w oczach Tarika. Nikt nie wymawiał przy niej nazwiska czarującego aktora, który pozbawił ją niewinności i okrutnie podeptał marzenia. Gdy tylko poznał zaskakująco niedoświadczoną księżniczkę, która niedawno zamieszkała poza domem, natychmiast postanowił ją zdobyć. Oszołomiona jego adoracją, Samira wierzyła, że spełni jej marzenia o szczęściu. Przyjmowano ich wszędzie z otwartymi rękami. Prasa ich uwielbiała do dnia, gdy zazdrosny mąż pięknej gwiazdy filmowej nakrył ją w łóżku z Jacksonem.

Świat Samiry legł w gruzach, gdy zobaczyła prawdziwą twarz ukochanego: bezwzględnego, zakłamanego egoisty, który wykorzystał jej tęsknotę za miłością, by zapewnić sobie darmowy seks i reklamę.

Dziennikarze, w pełni świadomi jej rozpaczy, deptali jej po piętach i nagabywali znajomych, by uczynić z jej udręki igrzyska dla mas. Choć to ona padła ofiarą łajdaka, wywołali wokół niej taką burzę, że nadal palił ją wstyd. Dopiero brat z narzeczoną pomogli jej stanąć z powrotem na własnych nogach. Dzięki nim odzyskała siły i postanowiła zostawić przeszłość za sobą.

Nic dziwnego, że po latach obserwacji nieustannych kryzysów w małżeństwie rodziców i własnych, bolesnych doświadczeniach doszła do wniosku, że uleganie porywom serca nie przynosi nic dobrego. Nie ufała sobie, że potrafi dokonać właściwego wyboru.

– Samiro?

Samira dostrzegła troskę w oczach Tarika. Uniosła głowę. Nie była już ofiarą. Przeszła do porządku dziennego nad uczuciową porażką, która doprowadziła ją na skraj załamania nerwowego. Nie widziała powodu, żeby wtajemniczać Tarika w szczegóły. Postanowiła zataić, że straciła upragnione dziecko jeszcze przed urodzeniem. Nigdy nie przebolała tej straty.

– Nie obawiaj się, że zepsuję reputację rodziny kolejnym skandalem – zapewniła z całą mocą. – Jeden mi w zupełności wystarczy.

– Żałujesz romansu z Brentem? Czy postąpiłabyś inaczej, gdybyś mogła cofnąć czas?

Samira zaczerpnęła powietrza i mocno zacisnęła palce. Zaskoczyła ją bezpośredniość Tarika. Wszyscy inni pomijali milczeniem ten epizod z jej życia.

– Oczywiście – odrzekła, lecz gdy wspomniała ten zbyt krótki czas, gdy nosiła w łonie dziecko, dodała po chwili wahania: – Chociaż nie wszystkiego żałuję. Nie proponowałabym ci małżeństwa, gdybyś szukał pierwszej żony. Ale ponieważ masz już dwóch synów, możesz sobie pozwolić na poślubienie osoby, która nie spełnia tradycyjnych wymagań.

– Ponieważ nie jest dziewicą?

Samira z trudem go poznawała. Młodzieniec, którego pamiętała sprzed lat, zmienił się, odkąd został monarchą. Tym niemniej doceniała jego szczerość. Nie groziły im nieporozumienia.

– Cały świat o tym wie, podobnie jak o twoich kochankach.

Plotka głosiła, że od śmierci żony nie brakowało chętnych, by uleczyć jego złamane serce.

– Jesteś bardzo bezpośrednia – zauważył.

– Myślałam, że cenisz moją szczerość tak jak ja twoją. Tego właśnie oczekuję w małżeństwie: uczciwości i wzajemnego szacunku. Wyszłam z założenia, że w drugim związku nie poszukujesz miłości, lecz lojalnej, oddanej towarzyszki, która pomoże ci wychować synów. Czyżbym się myliła?

– Kto powiedział, że w ogóle czegokolwiek szukam?

Serce Samiry przyspieszyło rytm. Nadeszła pora, by przedstawić prawie nieznajomemu człowiekowi powód swej nietypowej propozycji.

– Spoczywa na tobie wielka odpowiedzialność za synów i za kraj. Znam cię na tyle dobrze, żeby wiedzieć, że pragniesz dla chłopców wszystkiego, co najlepsze. Zatrudniasz sztab ludzi do opieki, ale nawet najlepsza niania nie zastąpi kochającej matki, która zostanie przy nich przez całe życie. Zawsze kochałam dzieci. Będę dobrą matką. Możesz na mnie polegać – dodała z niezachwianą pewnością.

Mówiła prawdę. Już jako nastolatka nieraz wpadła w kłopoty, bawiąc się z dziećmi służących w tych częściach pałacu, do którym księżniczkom zabraniano wstępu.

Tarik nie potrafił odgadnąć, czy Samira zdaje sobie sprawę, jak kusząco wygląda, nawet w oficjalnym kostiumiku, prawie bez makijażu i ze schludnie upiętymi włosami. Wolałby je oglądać rozpuszczone i splątane na poduszce podczas miłosnej gorączki. Nonszalancka wzmianka o kochankach obudziła w nim pierwotne instynkty. Gdyby ją posiadł, nie oddałby jej innemu. A gdy wyznała, że nie żałuje romansu z człowiekiem, który ją oszukał i zdradził, zawrzał takim gniewem, że gdyby spotkał łotra, skręciłby mu kark. Brent na nią nie zasłużył.

Zawstydziła go własna zaborczość. Zawsze czuł do Samiry słabość, nawet gdy przysiągł wierność innej. Nie zamierzał jej ulec. Przed laty odszedł, ponieważ nie umiał zwalczyć pokusy, a honor nie pozwalał mu uwieść zbyt młodej siostry przyjaciela. Nigdy jednak nie wyrzucił jej z pamięci. Jej obraz prześladował go latami, zatruwał aktualne związki.

Choć teraz dorosła, nie potrzebował komplikacji związanych z małżeństwem. Jednak w duchu przyznał jej rację. Sztab nianiek nie zaspokoi na dłuższą metę emocjonalnych potrzeb chłopców. Jasmin też tak uważała. Zanim umarła, wymogła na nim pewną obietnicę…

– Przedstawiłaś mi korzyści, jakie bym odniósł, przyjmując twoją ofertę, ale nie określiłaś, czego oczekujesz dla siebie.

Długie milczenie Samiry podsyciło ciekawość Tarika.

– Chcę założyć rodzinę – wyjaśniła w końcu.

– Ale dlaczego ze mną? – dociekał dalej, ponieważ enigmatyczne wyjaśnienie niewiele mu dało. Choć nie narzekał na brak wielbicielek, Samira nie robiła wrażenia zainteresowanej jego statusem ani oczarowanej. Wręcz przeciwnie. Gdy zajrzał jej w oczy, przysiągłby, że dostrzegł w nich ból.

– Już ci mówiłam, że nie szukam miłości – przypomniała.

Tarik nadal jej nie rozumiał. Czyżby nie zdawała sobie sprawy, że uleganie emocjom leży w kobiecej naturze, że zakochują się wbrew najtwardszym postanowieniom i nakazom rozsądku? Wielokrotnie żałował, że w porę nie wziął pod uwagę tej skłonności. Zdążył do niej przywyknąć, lecz w chwilach takich jak ta wyrzuty sumienia ciążyły mu na sercu niczym stukilowy głaz.

– Ale dlaczego postanowiłaś wyjść za człowieka, który już ma dwoje dzieci?

Samira spuściła wzrok. Zacisnęła mocno splecione palce.

– Ponieważ zawsze pragnęłam zostać matką, a nie mogę urodzić własnych – wyznała ze smutkiem.

Żal ścisnął Tarikowi serce. Bardzo jej współczuł. Nie wyobrażał sobie życia bez swoich chłopców. Najchętniej przytuliłby ją i pocieszył, ponieważ nie ulegało wątpliwości, że bardzo cierpi. Mimo upływu czasu nadal traktował ją jak kogoś bliskiego. Lecz w wieku trzydziestu siedmiu lat wiedział już, że kobiety czasami wolą zachować godność niż doznawać litości, zwłaszcza wtedy, gdy żadne słowa nie ukoją ich bólu. Wspomnienie Jasmin znów obudziło w nim wyrzuty sumienia.

– Zaproponowałaś mi małżeństwo, żeby zyskać moich synów? – zapytał z niedowierzaniem.

– Nie rób takiej przerażonej miny. Nie zabiorę ci ich. Będę ich wychowywać, kochać i wspierać razem z tobą – zapewniła żarliwie.

Tarik zacisnął zęby. Samira nieświadomie uraziła jego męską dumę. Choć dobro chłopców bardzo leżało mu na sercu, przywykł, że kobiety zabiegają o niego z powodu osobistego zainteresowania jego osobą. Poza tym zawsze pełnił rolę myśliwego, nigdy ofiary.

– Czy to jedyny powód? – zapytał z urazą.

– Nie. Pragnę rodziny, poczucia przynależności. Nie znam nikogo przyzwoitszego i bardziej honorowego, komu mogłabym zaufać tak jak tobie, Tarik.

Podeszła bliżej, tak blisko, że poczuł ciepło jej ciała i delikatny, orientalny aromat cynamonu i miodu, widział z bliska gładkość nieskazitelnej cery i cienie pod oczami, których nie zdołała zamaskować. Choć irytowało go, że traktuje go jako środek do osiągnięcia upragnionego celu, słowa uznania sprawiły mu przyjemność. Gdy wymówiła jego imię, wyobraził sobie, że wykrzykuje je w ekstazie. Zaraz jednak uprzytomnił sobie, że widzi w nim raczej godnego zaufania opiekuna niż mężczyznę. Za słabo go znała. Gdyby wiedziała, jak nieprzyzwoite pragnienia krążą mu po głowie, uciekłaby, gdzie pieprz rośnie. Uznał, że najwyższa pora pozbawić ją złudzeń.

– Uczyniłaś mi wielki zaszczyt, Samiro, ale nie przyjmę twojej oferty. Nie ożenię się z tobą – odrzekł, patrząc jej prosto w oczy.