Szczepienia pełne kłamstw - Andreas Moritz - ebook + książka

Szczepienia pełne kłamstw ebook

Andreas Moritz

5,0
59,50 zł

lub
-50%
Zbieraj punkty w Klubie Mola Książkowego i kupuj ebooki, audiobooki oraz książki papierowe do 50% taniej.
Dowiedz się więcej.
Opis

Czy postępujemy słusznie, szczepiąc siebie i dzieci? Czy szczepienia są bezpieczne? Wiele osób stawia na medycynę naturalną. Jeśli Ty również masz wątpliwości dotyczące skuteczności i bezpieczeństwa tego rodzaju terapii, sięgnij po tę książkę. Autor ujawnia najpowszechniejsze mity dotyczące szczepień i ich wpływu na zdrowie. Udowadnia, że szczepienia wcale nie poprawiają odporności, a mogą powodować choroby, takie jak rak, alergie, refluks czy choroby autoimmunologiczne. Negatywnie wpływają też na mózg. Autor omawia, dlaczego wiele szczepionek nie jest badana pod kątek długoterminowego bezpieczeństwa, a ich niepożądane efekty, nie zostają odnotowane. Poznaj prawdę i decyduj świadomie!

Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi lub dowolnej aplikacji obsługującej format:

EPUB
MOBI
PDF

Liczba stron: 429

Oceny
5,0 (3 oceny)
3
0
0
0
0
Więcej informacji
Więcej informacji
Legimi nie weryfikuje, czy opinie pochodzą od konsumentów, którzy nabyli lub czytali/słuchali daną pozycję, ale usuwa fałszywe opinie, jeśli je wykryje.
Sortuj według:
TediBear

Nie oderwiesz się od lektury

Bardzo ciekawa książka, pokazuje inne spojrzenie na zdrowie. Polecam. Pokazuje, że wszystko jest dobre.
00
Robodekra

Nie oderwiesz się od lektury

Według mnie genialnie opisany nasz organizm i to co robią z nami koncerny z pseudonaukowcami sprzedajnymi jak prostytutki
00



Legalność

Andreas Moritz, autor niniejszej publikacji, nie jest propagatorem żadnej konkretnej metody dbania o zdrowie. Uważa jednak, że zawarte w tej książce fakty, liczby i wiedza powinny być dostępne dla każdego, kto chciałby wpłynąć na poprawę swojego stanu zdrowia. Autor dołożył wszelkich starań, aby głęboko wyczerpać poruszane tematy, a także, aby zapewnić prawdziwe i kompletne informacje, które wywodzą się z innych, niż niniejsza pozycja, źródeł. Mimo to ani autor, ani wydawca nie ponoszą odpowiedzialności za błędy, niedokładności, pominięcia faktów, czy jakiekolwiek niekonsekwencje w tej publikacji. Jeśli ktoś poczuje się urażony zawartością tej książki, nie było to zamierzeniem autora. Książka ta nie jest w zamyśle substytutem porad i leczenia lekarza, który jest specjalistą w tej dziedzinie. Jakiekolwiek użycie informacji z tej książki pozostaje kwestią dowolności czytelnika. Autor i wydawca nie ponoszą odpowiedzialności za jakiekolwiek negatywne skutki czy konsekwencje, wynikające ze stosowania jakichkolwiek preparatów czy przepisów, opisanych w tej książce. Przedstawione tu założenia służą celom edukacyjnym i czysto teoretycznym. Są one głównie wypadkową opinii i teorii Andreasa Moritza. Przed każdorazowym stosowaniem dietetycznych, żywieniowych, ziołowych, czy homeopatycznych suplementów oraz rozpoczęciem lub zaprzestaniem terapii, czytelnik powinien skonsultować się ze specjalistą. Nie jest intencją autora przekazywanie jakichkolwiek porad medycznych, czy czegokolwiek, co miałoby je zastąpić. Ponadto, nie gwarantuje on skuteczności żadnego produktu, urządzenia, czy terapii. Żadna z tez zawartych w tej książce nie uzyskała akredytacji amerykańskiej Agencji Żywności i Leków, ani Federalnej Komisji Handlu, chyba że jest to wyraźnie zaznaczone. Wybierając sposób rozwiązania swojego problemu zdrowotnego, czytelnik powinien kierować się własną rozwagą oraz opinią specjalisty bądź lekarza internisty.

REDAKCJA:Mariusz Warda

SKŁAD: Tomasz Piłasiewicz

PROJEKT OKŁADKI: Piotr Pisiak

TŁUMACZENIE: Carrie

ZDJĘCIE NA OKŁADCE: © AlexRaths – istockphoto.com

Wydanie I

Białystok 2022

ISBN 978-83-8272-160-7

Tytuł oryginału:Vaccine-nation: Poisoning the Population, One Shot at a Time

Copyright © 2011 by Andreas Moritz

© Copyright for the Polish edition by Wydawnictwo Vital, Białystok 2014

All rights reserved, including the right of reproduction in whole or in part in any form.

Wszelkie prawa zastrzeżone. Bez uprzedniej pisemnej zgody wydawcy żadna część tej książki nie może być powielana w jakimkolwiek procesie mechanicznym, fotograficznym lub elektronicznym ani w formie nagrania fonograficznego. Nie może też być przechowywana w systemie wyszukiwania, przesyłana lub w inny sposób kopiowana do użytku publicznego lub prywatnego – w inny sposób niż „dozwolony użytek” obejmujący krótkie cytaty zawarte w artykułach i recenzjach.

Książka ta zawiera porady i informacje odnoszące się do opieki zdrowotnej. Nie powinny one jednak zastępować porady lekarza ani dietetyka. Jeśli podejrzewasz u siebie problemy zdrowotne lub wiesz o nich, powinieneś skonsultować się z lekarzem, zanim rozpoczniesz jakikolwiek program poprawy zdrowia czy leczenia. Dołożono wszelkich starań, aby informacje zaprezentowane w tej książce były rzetelne i aktualne podczas daty jej publikacji. Wydawca ani autor nie ponoszą żadnej odpowiedzialności za jakiekolwiek skutki dla zdrowia, mogące wystąpić w wyniku stosowania zaprezentowanych w książce metod.

15-762 Białystok

ul. Antoniuk Fabr. 55/24

85 662 92 67 – redakcja

85 654 78 06 – sekretariat

85 653 13 03 – dział handlowy – hurt

85 654 78 35 – www.vitalni24.pl – detal

strona wydawnictwa: www.wydawnictwovital.pl

Więcej informacji znajdziesz na portalu www.odzywianie24.pl

Wprowadzenie

Nigdy nie zaszczepiono mnie przeciwko żadnej chorobie. Moja matka, w skład rodziny której wchodzili uznani lekarze, nie poddała się presji dyrekcji szkoły czy lekarzy głównego nurtu. Powiedziano jej wprost, że nie wyrażając zgody na zalecane szczepienia mojego brata i mnie, wyrządza nam krzywdę. Mimo to, jej silny instynkt macierzyński zwyciężył – w jej opinii organizm mógł zbudować odporność na choroby, ale jedynie naturalną drogą.

Kiedy już dotknęły nas pewne schorzenia, typowe dla wieku dziecięcego, powiedziała nam, że ich występowanie to część procesu budowania naturalnej odporności. Nie mieliśmy powodów, by jej nie wierzyć. Przed ponad pięć dekad ani ja, ani mój brat nigdy nie cierpieliśmy w swoim życiu na choroby zaraźliwe, z wyjątkiem przeziębienia, które dopadało nas od czasu do czasu.

Na początku lat 80. zacząłem badać teorię, stojącą za domniemaną potrzebą szczepienia wszystkich i każdego z osobna. Napotkałem przy tym na poważne nieścisłości, nieprawdy, a wręcz oszustwa, dotyczące „nauki”, która wspierała tę tezę. Ponadto nie odnalazłem naukowego poparcia twierdzenia, że szczepienia chronią nas od chorób poprzez stymulację produkcji przeciwciał.

Co więcej, odkryłem że dane, które prowadziły do bezwarunkowej akceptacji szczepień jako jedynego sposobu kontrolowania chorób zaraźliwych, były efektem zmowy lub błędnej prezentacji. Sfałszowane dowody sprawiały wrażenie, że szczepionki zapobiegły epidemiom chorób. Nic bardziej mylnego. Weźmy np. przypadek szczepionki przeciwko grypie, którą serwuje się dzieciom, dorosłym i osobom starszym rok po roku. Cochrane Collaboration1 regularnie podsumowuje literaturę naukową na temat nowości badawczych w sprawie skuteczności szczepionek przeciw grypie. Niemniej, mimo zbadania setek takich studiów, wciąż nie istnieje nawet pretekst ku temu, by uznać tę szczepionkę za chroniącą nas bardziej, niż placebo2.

Całkowity brak klinicznych dowodów na wsparcie teorii o zapobieganiu chorobom poprzez stosowanie szczepionek mówi sam za siebie. Szczepienia nie tylko nie zdołały ochronić nas przed chorobami – stały się jednymi ze wspierających je czynników.

Treść tej książki może być dla ciebie szokiem. Miej jednak pewność, że niemal każde zawarte w niej twierdzenie poparte jest faktami, które można potwierdzić naukowo.

Oto kilka prostych prawd o których nauka, zwana medycyną oraz środowisko koncernów farmaceutycznych nie chciałyby cię informować:

To szczepionki, a nie wirusy, powodują choroby.

Wirusy pobudzają proces zdrowienia. Nie są naszymi wrogami, stoją po naszej stronie.

Wybuch epidemii świńskiej grypy z 2009 roku ma swoje korzenie w inżynierii genetycznej i jest wynikiem działania człowieka.

AIDS zostało rozprzestrzenione w Afryce, by zachodnie państwa mogły czerpać wielkie zyski z licznych naturalnych zasobów tego kontynentu.

Wiele szczepionek jest genetycznie opracowywanych w taki sposób, aby wywoływać chorobę. Ta z kolei ma być leczona dzięki tzw. środkom profilaktycznym, które na tym etapie można wymyślić, ocalając populację od tych „śmiertelnych chorób”.

Tzw. naukowa teza odnośnie tego, że to drobnoustroje powodują choroby i ta sama, na której opiera się obecnie medycyna konwencjonalna, to zwyczajny mit.

Szczepionki mogą wywołać zatrważające i niepożądane skutki w postaci zaburzeń autoimmunologicznych, nagłych zgonów niemowląt, czy autyzmu.

Naukowe fakty są nie w smak środowiskom farmaceutycznym i stanowiącym prawo, które tworzą niezwykle inteligentni ludzie. To nie bajki! Spekulowanie to domena Wielkiej Farmy, która sprytnie zbudowała na tym swoje podwaliny. Dola ich miliardów zależna jest od tego, czy mit choroby nie zostanie obalony. Innymi słowy, zapewnia to krocie producentom szczepionek oraz władzom, z którymi pozostają oni w ścisłej współpracy. Wszystko po to, abyśmy byli chorzy lub też żyli w strachu przed zachorowaniem.

Pośród wielu nieporozumień, które poprzez te działania osadzili w masowej świadomości, jest mówiące o tym, że szczepionki stanowią przesłankę dobrego stanu zdrowia. Przez nie kolejne pokolenia sądzą, że są to preparaty ratujące życie i zapewniające długowieczność. W tej książce zdemaskujemy mity, którymi dotychczas po mistrzowsku manipulowały koncerny farmaceutyczne, przez ponad wiek bogacące się na naszej ignorancji, strachu i słabości.

Prawdziwe kłamstwa

Tak naprawdę szczepienie jest jednym z pierwszych z całej serii obrzędów, jakim poddawany jest niemowlak – to swojego rodzaju „ubezpieczenie zdrowotne”, którym naznaczeni jesteśmy na resztę życia. W kolejnych rozdziałach wyjaśnię, dlaczego tak naprawdę szczepionki to w pewnym sensie cisi zabójcy lub też, co najmniej, czynniki chorobotwórcze, bez których moglibyśmy sobie świetnie poradzić.

Poniżej zostało omówionych pięć podstawowych mitów na temat szczepionek. Pozwolą ci one dostrzec, jak bardzo daliśmy się zbiorowo oszukać.

Mit pierwszy: Szczepionki zapobiegają chorobom.

Prawda: Historia zna wiele przypadków, kiedy to szczepionki wywoływały lub rozprzestrzeniały chorobę, której miały zapobiec. Zgromadzona literatura na ten temat jest pełna przykładów pojedynczych osób, jak też konkretnych grup, które zaszczepiono przeciwko zaraźliwej chorobie a mimo to zapadły na nią w późniejszym czasie.

Mit drugi:Szczepionki niszczą choroby.

Prawda:Choroby zaraźliwe powoli znikały z powierzchni ziemi na miesiące, a nawet lata przed kampanią promującą uodparnianie. Ulepszenie systemu sanitarnego, wyższy poziom higieny czy lepsze odżywianie sprawiły, że ludzie byli zdrowsi. To z kolei powodowało, że stawali się bardziej odporni na infekcje, jak i choroby. Jednak choroby, takie jak krztusiec czy odra, co do których sądzono, że udało się je zwalczyć, powróciły niczym głodne zemsty. Niekiedy wśród plemion afrykańskich miały miejsce epidemie – wszystko mimo, a może w dużej mierze dzięki szczepionkom.

Mit trzeci:Szczepionka pobudza odporność.

Prawda: To nie ulega wątpliwości – szczepionki niszczą układ odpornościowy. Z uwagi na ich syntetyczne, chemiczne i genetyczne składniki, są przeładowane toksynami. Osłabiają układ odpornościowy sprawiając, że nie potrafi on już odpędzić choroby i uzdrowić organizmu. To różni się diametralnie od tego, w jaki sposób funkcjonuje naturalna odporność. Za majstrowanie przy tym delikatnym procesie płacimy wysoką cenę.

Mit czwarty:Szczepionki są bezpieczne.

Prawda: Lekarze każdego roku odnotowują tysiące poważnych reakcji poszczepiennych, włączając w to nagłe zgony, jak też trwałą niepełnosprawność. Długofalowe uszkodzenia organizmu to, m.in.: komplikacje natury neurologicznej oraz choroby autoimmunologiczne. W istocie badacze przypisują występowanie dziesiątek immunologicznych i neurologicznych chorób programom zbiorowej immunizacji na całym świecie.

Mit piąty:Teoria na temat szczepionek oparta jest na mocnych naukowych podstawach.

Prawda: Teoria samorództwa chorób Ludwika Pasteura – z której wycofał się przed śmiercią – dała podwaliny teorii o medycynie konwencjonalnej i szczepieniach. Jednak liczna literatura autorstwa lekarzy, badaczy i indywidualnych zainteresowanych tematem ukazuje poważne rysy na teorii i praktyce, dotyczących immunizacji.

Dlatego też, aby nie dać się spekulantom i chronić nasze zdrowie istotne jest, abyśmy byli dobrze poinformowani i uzbrojeni w wiedzę na temat tego, jak funkcjonuje ludzki organizm. To nie jest skomplikowane i nie wymaga żadnego naukowego podłoża. Zdarza się, że niektóre informacje aż same się proszą, by je dostrzec, podczas gdy my wierzymy, że nasi wybawcy ubrani są w białe kitle.

To gorzka pigułka, którą musimy przełknąć. Ważne jest jednak, aby pamiętać, że „naukowe fakty”, przekazywane są z pokolenia na pokolenie, a naszym dzieciom serwuje się genetycznie wytworzoną biologiczną i chemiczną substancję, zwaną szczepionką.

Może jednak i my jesteśmy współwinni tej sytuacji, zawsze szukając łatwych rozwiązań? Wykorzystuje to teoria na temat szczepień, która kwitnie dzięki subtelnemu, lecz podstawowemu mitowi. Zbudowana została ona na założeniu, że można zapewnić odporność na choroby zaraźliwe i zapalne na całe życie, jednak bez doświadczenia tych stanów.

Według ich założenia, obecność we krwi przeciwciał, oddziałujących na niektóre drobnoustroje chorobotwórcze, powoduje że automatycznie jesteśmy przed nimi chronieni. Jednak badacze nie zdołali ustalić, czy ochrona przed drobnoustrojami wynika z obecności tych przeciwciał, czy też stanowi zdrowy odruch ochronny. Druga możliwość jest znacznie bardziej prawdopodobna, o ile szczepionkowa trucizna nie zdąży zniszczyć lub sparaliżować układu odpornościowego.

Teoria, wedle której wystawienie organizmu na działanie drobnoustrojów wywołujących choroby, spowoduje reakcję układu odpornościowego podobną do tej, która ma miejsce w trakcie faktycznego stanu chorobowego, jest bardzo naciągana. Czy natura mogła popełnić tak kluczowy błąd, aby narazić nas na wstrzykiwanie do krwiobiegu obcej, toksycznej substancji, podczas gdy posiadamy tak złożony układ odpornościowy, że bezskutecznie próbowały go imitować najlepsze na świecie komputery? To raczej niezbyt prawdopodobne.

Z jakiego powodu mamy więc powierzać nasze zdrowie trującej mieszance chemikaliów, podczas gdy nawet nieco osłabiony układ odpornościowy ma większą szansę uchronienia cię przed szkodliwymi następstwami przebycia grypy? Wybitny układ odpornościowy naszego organizmu, który zmieniał się przez miliony lat, z pewnością może cię lepiej ochronić od chorób, niż cokolwiek, co wymyślił człowiek. Wszystko, co musisz zrobić, to dbać o siebie. Z drugiej zaś strony, z każdym szczepieniem nasz układ odpornościowy staje się coraz bardziej wyjałowiony, a skutki uboczne przybierają na sile i intensywności. A my i tak wciąż jesteśmy narażeni na choroby.

Pandemie tworem ludzkim

Zanim szczegółowo przyjrzymy się temu tematowi w następnych rozdziałach, krótko zatrzymajmy się, aby podać kilka faktów o pandemiach. Nie ulega wątpliwości, że są one tworem człowieka lub też powstają z powodu programów szczepień, głodu, braku higieny czy działania antybiotyków. Wszystko to wpływa na osłabienie naszego układu odpornościowego. Infekcja wirusowa to skutek choroby, a nie jej przyczyna. Jeśli zaś chodzi o bakterie, potrafią one zarażać tylko takie komórki, które są chore, słabe albo uszkodzone.

Bakterie i wirusy nie atakują nas zjadliwie czy przypadkowo. Dzieje się tak, ponieważ natura nie zwalcza samej siebie. W innym przypadku wszyscy bylibyśmy martwi. Między gatunkiem ludzkim a naturą nie toczy się żadna wojna, chyba że usiłujemy naturę zniszczyć lub zakłócić równowagę jej sił czy bogactwa. Potem zaś twierdzimy, że choroby są tego efektem. Mimo to, ta zręcznie podawana nam pseudonauka pozyskała sobie wielu zwolenników.

Podsumowanie analiz statystyk z kilku różnych państw oraz historycznego tła występowania chorób, takich jak ospa wietrzna, błonica, cholera, tyfus, paraliż dziecięcy, gruźlica, zapalenie oskrzeli, tężec, itp. doprowadziły do zdumiewających wniosków. Dla przykładu, we Francji liczba chorych na błonicę przekroczyła najwyższe odnotowane wcześniej granice liczbowe wraz z początkiem programu immunizacji i drastycznie spadła od razu po wycofaniu się ze szczepień.

Sytuacja w Niemczech nie była dalece odmienna. Rzecz dotyczy okresu między latami 1925-1944, kiedy na szeroką skalę narzucona została obowiązkowa immunizacja przeciwko błonicy. W tym czasie liczba ofiar błonicy wzrosła z 40 tysięcy do 240 tysięcy. Jednocześnie to właśnie zaszczepieni pacjenci zapadali na chorobę częściej. W 1945 roku, z końcem II wojny światowej, szczepionki wycofano z kraju. W ciągu kilku lat liczba przypadków błonicy spadła poniżej 50 tysięcy.

Dane statystyczne wykazują, że większość z tych chorób szybko i konsekwentnie słabła na wiele lat przed wprowadzeniem programów immunizacji. Wielkie epidemie zaczęły pojawiać się, kiedy ludzie przenosili się z mniejszych miejscowości do wielkich miast. Ulice służyły za wysypiska śmieci, które zanieczyszczały zarówno wodę jak i powietrze. Dodatkowo, stawały się one źródłem zaraźliwych chorób. Jedynie wielkie sprzątanie w tych zatłoczonych miastach oraz zapewnienie odpowiednich warunków sanitarnych, higiena oraz polepszenie warunków bytowych mogły zatrzymać epidemie. Doprowadziły do tego konkretne ulepszenia w dziedzinie zdrowia jednostki, jak i ogółu. Programy szczepień nie miały z tym nic wspólnego.

Śmiertelny uścisk Wielkiej Farmy

Dlaczego więc każe się nam wierzyć, że szczepionki ratują życie? Rozprzestrzenianie poglądu, że wirusy i bakterie powodują choroby, prowadzi do utrzymania ludzi w strachu i sprawowania nad nimi kontroli. Dodatkowo, za tymi przekłamaniami stoją ogromne pieniądze.

W latach 60. XX wieku przemysł szczepionkowy borykał się z wielkimi problemami finansowymi. Wynikało to z braku epidemii. Dlatego zaplanowano stworzenie nowych szczepów wirusów (wszystko w celu wywołania choroby nowotworowej u testowanych zwierząt w ramach tzw. badań przeciwnowotworowych). Faktycznie jednak mieszanka szczepów wirusów, która nie występuje w naturze, stwarzała nowe możliwości sabotowania pracy układu odpornościowego nawet u zdrowych ludzi. W zamyśle miały powstawać nowe choroby, wobec których naturalna odporność jest bezradna. Podane ludziom w szczepionce, te wirusowe mieszanki zabijały układ odpornościowy, niszczyły jądra komórek lub powodowały powstawanie ludzkich retrowirusów, jak wirus HIV.

Tak, historia AIDS to jeden z tych najbardziej szokujących i tragicznych przykładów. W 1962 roku naukowcy Uniwersytetu Kalifornijskiego w Los Angeles stworzyli nowy szczep wirusa, który miał wywołać raka u zwierząt (rzekomo na potrzeby badań nad nowotworami). Wirus zwierzęcy połączono z wirusem odry, z którego pod skrzydłami wielkich farmaceutycznych koncernów powstawała szczepionka przeciw odrze.

Szczepionką tą hojnie obdarzono Afrykę, a zaszczepionych miało zostać aż 125 milionów osób. Jakiż to był wspaniałomyślny gest! Osoby z najsłabszym układem odpornościowym rozwinęły poważne objawy niedoboru odporności, często błędnie nazywane AIDS. Spośród 125 milionów zaszczepionych, 98 milionów zapadło na AIDS. Ta nowa choroba okazała się maszynką do produkowania pieniędzy i kartą przetargową dla zamożnych narodów. Wszystko, aby biedne kraje pozostawały zależne od ich działań, takich jak rozdawanie prezerwatyw służących antykoncepcji czy silnych (niszczących odporność) leków na AIDS, które miały wyleczyć z tej choroby.

Leki przeciw AIDS, które zaczęły pojawiać się w rozwijającym się świecie miały zapewnić, że gospodarka biednych krajów ani się nie rozwinie, ani nie uniezależni. Dlatego oferowano im pomoc w czasach spustoszenia, jakie siał wirus, zapewniając niedostępne w innej formie, drogie lekarstwa. Wszystko w zamian za podpis pod umowami, na mocy których prawa gospodarcze oraz bogactwa naturalnych złóż stawały się własnością bogatych krajów.

Mit wirusa to wygodne narzędzie kontrolowania ludzi. To jest właśnie podstawowa prawda. Jedynym antidotum na przebiegłe rozgrywki między politykami a producentami szczepionek jest edukowanie i zaprzestanie odgrywania roli ofiary tej w śmiertelnej próbie sił.

Rozdział pierwszyMit szczepionki

Być może to wyznanie człowieka, twórcy pierwszej szczepionki przeciwko polio inaktywowanej IPV (ang. Inactivated Poliovirus Vaccine) to najbardziej obciążające świadectwo przeciwko szczepieniom.

Jak napisano w branżowym magazynie medycznym „Science” w 1977 roku, doktor Jonas Salk przyznał przed podkomisją amerykańskiego senatu, że większość przypadków zachorowań na polio od 1961 roku była spowodowana masowymi szczepieniami.

Salk miał też powiedzieć, że „żywe wirusy szczepionek przeciw grypie czy polio dziecięcemu mogą w każdym przypadku wywołać chorobę, której miały pierwotnie zapobiec. (…) [Ponadto] żywe wirusy przeciwko odrze czy śwince mogą skutkować wywołaniem działań niepożądanych, jak zapalenie (uszkodzenie) mózgu”.

Istnieje wiele interpretacji słów Salka. Zwolennicy doktora zaznaczają, że naukowiec odnosił się do konkurencyjnych, „żywych” lub doustnych rodzajów szczepionek przeciw polio, których autorem w 1957 roku był doktor Albert Sabin. Naukowiec ten zresztą cztery lata wcześniej opracował swoje własne IPV.

Jeśli jednak jest tak w rzeczywistości, niepokojące są słowa naukowca, współtworzącego historię szczepień, o tym, że jakakolwiek szczepionka, zastosowana w przypadku ogromnej części populacji ludzi, może skutkować dużą ilością zgonów, czy choćby pojedynczymi zgonami.

Do tego kontrowersyjnego przypadku odniesiemy się w kolejnym rozdziale, zatytułowanym „Historyczne błędy”. Na razie niech wystarczy, że wypowiedź Salka przyczyniła się do odkrycia poważnej rysy na facjacie szczepionkowej teorii.

Definicja choroby

Zanim zobrazuję to, w jaki sposób szczepionka wywołuje choroby, a nie zapobiega im, zdefiniujmy najpierw termin „choroba” w kontekście szczepionek i odporności.

Nie jest nowością, że w przypadku niektórych chorób, jak odra, ospa wietrzna, czy szkarlatyna, przejście przez nie zazwyczaj zapewnia odporność na nawroty przez resztę życia. Kolejny atak odry czy szkarlatyny zdarza się niezwykle rzadko.

Jaka jest tego przyczyna? Dzieje się tak, ponieważ natura wyposażyła ludzki organizm w swojego rodzaju naturalny pancerz ochronny w postaci wbudowanej odporności, chroniącej go po ataku konkretnej choroby.

Dopóki nauka nie wyjaśniła tajemnic układu immunologicznego, założenia medycyny XIX wieku opierały się częściowo na obserwacjach starożytnego greckiego medyka, Hipokratesa.

Według Hipokratesa, choroba daje o sobie znać poprzez objawy, które transportowane są z organów wewnętrznych i krwiobiegu na powierzchnię ciała. Te zewnętrze symptomy dają widoczne objawy, jak: wysypka, utrata krwi, wydzielina śluzowa lub ropna.

To „zrzucenie” choroby uważano za naturalny sygnał, mówiący o zdrowieniu, przywracającym organizmowi stan równowagi. Ma to miejsce jedynie w przypadku, gdy wewnętrzne toksyny, wytworzone przez chorobę, zostają ugotowane i przetrawione (pepsyna) podczas procesu zapalnego.

Wnikliwe obserwacje Hipokratesa zostały po latach rozwinięte przez nowoczesną naukę, która później odkryła prawdziwe oblicza mechanizmów infekcji, stanów zapalnych, czy zdrowienia, podążając tym samym tropem.

Rzeczywiście, objawy chorób mogą zostać wywołane działaniem patogenów, takich jak bakterie czy wirusy. Sprawiono jednak, że traktujemy je jak wrogów, z którymi musimy się zmierzyć. Prawda jest taka, że choroba nie rozpoczyna się w momencie, gdy zostajemy narażeni na działanie czy zainfekowani bakterią czy wirusem. Jej początek to moment odpowiedzi organizmu na patogen lub też wywołany przez niego infekcyjny proces zapalny. Oznacza to, że choroba równa się procesowi odzyskiwania zdrowia, co jest sposobem organizmu na odzyskanie stanu równowagi (zwanego homeostazą). Choroba to wiarygodny dowód na to, że organizm jest w trakcie naprawiania i powrotu do naturalnego stanu, który inaczej jest niekorzystny dla jego wydajności czy zdolności przetrwania.

Zrozumienie tego mechanizmu jest istotne dla pojęcia najbardziej podstawowych informacji będących fundamentami, na których zbudowano teorię szczepień. Stan zapalny, będący odpowiedzią organizmu na chorobę, to tak naprawdę proces zdrowienia. Symptom choroby to wysiłek, jaki podejmuje organizm, aby poradzić sobie ze zgromadzonymi toksynami, niepotrzebnymi substancjami oraz osłabionymi lub zniszczonymi komórkami. Te tzw. patogeny odpowiednio wspomagają organizm w niszczeniu i eliminowaniu potencjalnie szkodliwych substancji z układu i sprowadzeniu go na powrót do zdrowego stanu równowagi.

Co więcej, siła z jaką odpowiada organizm lub drastyczność choroby wynika nie tylko z ogromu infekcji, lecz także wytrzymałości układu odpornościowego.

Z kolei zdolność samoleczenia, którą wykorzystuje organizm, pozostaje pod wpływem całej gamy czynników, jak: stan emocjonalny konkretnej osoby, jej stan ducha, dieta, styl życia, środowisko, itp. To zdecydowanie nie zależy od tego, czy zostaliśmy zaszczepieni przeciwko infekcjom.

Jeżeli układ odpornościowy jest osłabiony, organizm staje się przeciążony i zanieczyszcza się toksynami, i odwrotnie. W efekcie istnieje duże prawdopodobieństwo, że patogeny zaatakują organizm i rozpoczną proces detoksykacji (choroby), chociaż większość „inwazji” drobnoustrojów odbywa się bezobjawowo, bez zwracania naszej uwagi. Zastanówcie się nad tym. Ludzki organizm jest narażony na działanie multum patogenów każdego dnia, niektóre z nich powodują (w założeniu) śmiertelne choroby. Jeśli inwazje drobnoustrojów byłyby synonimami procesów chorobowych czy śmierci, większość ludzi nie przeżyłaby zbyt długo.

Teoria o drobnoustrojach: Niemniej właśnie na takim założeniu oparł swoją sławną teorię o drobnoustrojach dziewiętnastowieczny francuski naukowiec, Ludwik Pasteur. W ten sposób stała się ona podstawą nowoczesnej medycyny i teorii szczepień.

Pasteur był pierwszym uczonym, który zasugerował, że choroby wywoływane są przez drobnoustroje. Zgodnie z tym założeniem i one, i patogeny są po naszej stronie, jako że muszą polegać na nas dla swojego własnego przetrwania.

Pasteur początkowo wierzył, że choroby zaraźliwe/zapalne są bezpośrednim skutkiem tego, że drobnoustroje żerują na nas, ale pod koniec życia wycofał się z tej teorii.

W badaniach mikroskopowych tkanek żywiciela, w przypadku takich chorób Pasteur, Robert Koch i ich współpracownicy wielokrotnie zaobserwowali, że drobnoustroje rozmnażały się podczas gdy komórki żywiciela umierały. W swoich wnioskach stwierdzili, że drobnoustroje atakują i niszczą zdrowe komórki i poprzez to rozpoczynają stan chorobowy w organizmie.

Chociaż założenie Pasteura okazało się błędne, zdążyło już wkupić się w łaski świata nauki i spodobało się naukowcom i lekarzom na tyle, by twierdzenie, że „drobnoustroje powodują infekcję i chorobę”, uznano za niepodważalny fakt. Po dziś dzień ta teza pozostaje przez nowoczesną medycynę uznana za tzw. podstawową prawdę naukową.

Pasteur mógł równie dobrze stwierdzić, że bakterie są naturalnie przyciągane przez miejsca ze zwiększoną ilością obumarłych komórek, tak jak są one podatne na osłabione cząstki organiczne gdzie indziej w naturze.

Muchy, mrówki, kruki, sępy i, rzecz jasna, bakterie, związane są ze śmiercią. To niepodważalne naturalne prawo. Dlaczego inaczej miałoby dziać się w przypadku organizmów? Słabe, zniszczone czy martwe komórki w ciele ludzkim są równie podatne na infekcję drobnoustrojów jak przejrzałe albo obite owoce.

Pasteur, jak i inni podążający jego tropem naukowcy, postrzegali drobnoustroje jako drapieżników czy padlinożerców. Przy założeniu, że komórki obumierają z niejasnych z medycznego punktu widzenia powodów (jak np. nagromadzenie toksyn), nasze współczesne postrzeganie zdrowia i choroby byłoby zupełnie odmienne.

Założenie Pasteura na zasadzie teorii „obecność drobnoustroju oznacza chorobę” zdecydowanie ignorowało lub co najmniej omijało zdolności układu odpornościowego, a także jego wielkich, aczkolwiek czasem tajemniczych, możliwości samoleczenia.

Dlaczego to nieprawda: Faktem jest, że choroby zapalne i zaraźliwe nie są wywołane działaniem drobnoustrojów. Można je natomiast przypisać licznym słabościom naszych organizmów, które uzasadniają procesy przemijania i śmierci.

To kwestia delikatnego nacisku. Choć drobnoustroje rzeczywiście są „zamieszane” w naszą chorobę, zdecydowanie nie mają na celu, wbrew założeniom Pasteura, szkodzić organizmowi. Nie są też przyczyną, wywołującą chorobę zaraźliwą.

Drobnoustroje stają się dla nas groźne jedynie w przypadku, gdy muszą stawić czoła truciznom, które sami wynajdujemy. Nasz organizm nie walczy z nimi, bo są one naszym wrogiem i odwrotnie – drobnoustroje nie wypowiadają nam walki. Co więcej, w organizmie znajduje się 10 razy więcej baterii niż komórek i żadna z nich nie wyrządza nam krzywdy. Ludzkie jelita zamieszkuje od 500 do 1000 gatunków bakterii. Mniej więcej tyle samo można znaleźć na naszej skórze.

Jak napisano w „Annual Review of Microbiology” (pol. „Roczny przegląd mikrobiologii” – przyp. tłum.), ludzka flora stanowi skupisko łagodnych mikroorganizmów, a także innych, które zamieszkują na powierzchni i w głębokich warstwach skóry, w ślinie, błonie śluzowej jamy ustnej, spojówkach i przewodzie pokarmowym. W skład tych mikroorganizmów wchodzą bakterie, grzyby, czy archeowce (jednokomórkowce). Zależność między człowiekiem a drobnoustrojami nie ma natury czysto komensalnej (wspólna egzystencja oparta na nieszkodzeniu sobie nawzajem). Jest to raczej stosunek mutualistyczny. Mikroorganizmy spełniają wiele pozytywnych funkcji, jak np. fermentacja niewykorzystanych substratów energii, ćwiczenie układu odpornościowego, zapobieganie zwiększaniu się liczby gatunków pasożytów, regulacja budowy jelita, produkcja witamin na rzecz organizmu, w którym przebywają (tzw. żywiciel), jak biotyna i witamina K, produkcja hormonów w celu nakierowania żywiciela na przechowywanie tłuszczów. One potrzebują nas, a my ich.

W przypadku, gdy organizm staje się przeciążony toksynami i produktami odpadowymi metabolizmu, komórki mogą zostać pozbawione tlenu lub składników odżywczych, co w następstwie prowadzi do ich wyniszczenia lub obumarcia. Reakcja odpornościowa, jak katar sienny czy zmniejszenie energii, ma na celu oczyszczenie organizmu ze szkodliwych substancji, które w innym razie mogą doprowadzić do obumarcia całego organizmu. Obecność i działanie niszczących mikroorganizmów (infekcja), zachęcających do odpowiedzi zapalnej organizmu, są w tym wypadku nie tylko naturalne, ale wręcz pożądane.

Mikroorganizmy stają się „patogeniczne” dla zdrowia jedynie wtedy, kiedy organizm jest osłabiony. Choroba spowodowana jest stanami, wywołanymi nagromadzeniem toksyn czy odpadów, a w większości przypadków to sama choroba staje się lekiem, oczyszczającym zaatakowane narządy oraz układy w organizmie i doprowadza do odzyskania zdrowia.

W przypadkach naprawdę znacznego nagromadzenia toksyn, ciężkiego przeciążenia fizycznego, czy nadużywania leków oraz szczepionek, układ odpornościowy może stać się tak przytłoczony tym, czego stara się pozbyć, że ocalenie konkretnego organizmu może stać się niemożliwe. Według najczarniejszego scenariusza układ odpornościowy przestaje odpowiadać na jakiekolwiek trucizny czy drobnoustroje i nie pojawiają się żadne ostre symptomy (gorączka, stany zapalne, ból, czy inne sygnały wskazujące na infekcję). Takie organizmy nie złapią nawet przeziębienia czy grypy, które mogłyby służyć jako ulga dla ujścia toksyn z organizmu. Wynikiem tego jest przewlekła, osłabiająca choroba, jak niewydolność serca, toczeń, artretyzm, czy inne tzw. choroby autoimmunologiczne, a nawet śmierć.

Prawda o wirusach

Chociaż medycyna konwencjonalna przekonuje nas, że wirusy zabijają ludzi, nie jest to prawda. Jeśli ktoś jest chory, a w jego organizmie znajduje się wirus, nie jest on chory z powodu obecności tego wirusa. Choroba musi zaistnieć, zanim pojawia się wirus.

Wirusy są tak „zaprojektowane”, aby wywoływać leczenie, nie chorobę. Symptomy takie jak te, które są efektem podejmowanego przez nasz organizm wysiłku wyleczenia (podwyższona temperatura ciała, ból głowy, zawroty głowy, zmęczenie, itp.), nie stanowią choroby. Podwyższona temperatura ciała (gorączka) jest dla przykładu najlepszym sposobem organizmu na zwiększenie produkcji komórek odpornościowych, które mają stawić czoła toksynom, a potem pozbyć się bakterii, grzybów i wirusów, kiedy nie są już one nam dłużej potrzebne.

Grypa jest, dla przykładu, ostatnim stadium zdrowienia w konkretnym stanie chorobowym. Choroba składa się z nagromadzonych toksyn, leków, metali ciężkich, kwaśnych produktów przemiany materii, martwych komórek i innych szkodliwych substancji, które pozostawione w organizmie, mogłyby stanowić zagrożenie dla naszego życia.

Infekcja służy jedynie destrukcji szkodliwych substancji, jak: metale, leki, chemikalia, pestycydy, dodatki żywieniowe, kwasy transtłuszczowe lub gotowa żywność, sztuczne substancje słodzące, itp.

Zazwyczaj niektóre z tych substancji niszczy sam organizm, ale większość wymaga obecności bakterii, aby się ich pozbyć. Niemniej rozbicie i pozbycie się niektórych związków chemicznych wymaga udziału rozczynników.

To właśnie wtedy organizm produkuje wirusy, bądź pozwala na ich utworzenie, i rozprowadza je dzięki krwi i limfie po całym ciele. Stąd też nie musimy niszczyć wirusów – są one po naszej stronie.

Wirusy to białka obojętne, które organizm produkuje w celu zaatakowania i rozbicia szkodliwych substancji. W przeciwieństwie do bakterii, wirusy nie są organizmami żywymi. Tak naprawdę to mikroskopijne paski materiału genetycznego – DNA lub RNA – przechowywane w kapsułce. Co więcej, nie mogą tak jak bakterie rozmnażać się, nie posiadają bowiem ani układu pokarmowego, ani układu rozrodczego.

Ciało ludzkie używa więcej tych rozczynników w przypadku, gdy musi rozbić więcej szkodliwych substancji. Przestaje je wytwarzać, gdy ryzyko uduszenia się komórki znika. Wirusy mają faktyczne działanie, zupełnie jak rozpuszczalniki w zmywaczach farby, i odgrywają istotną rolę w detoksykacji. Wirusy nie przestają być produkowane, bo organizm je atakuje – zanikają, kiedy organizm ich już nie potrzebuje.

Najważniejsze jest to, że wirusy stają się aktywne, a ich liczba w pełnym toksyn organizmie rośnie, kiedy on sam nie potrafi się oczyścić, ani nie mogą tego zrobić bakterie. Pozwolę sobie powtórzyć pewną rzecz po raz kolejny, w tym bardzo istotnym momencie: ludzki organizm produkuje zwiększoną ilość wirusów jedynie wtedy, gdy istnieje potrzeba oczyszczenia go z leków, konserwantów zawartych w pożywieniu, zanieczyszczenia powietrza, metali ciężkich, jak rtęć czy aluminium, pestycydów, antybiotyków i fragmentów zwierząt, obecnych w każdej szczepionce.

W celu zapewnienia sobie ochrony, organizm może przechowywać ogromną ilość różnorodnych wirusów, które pozostają pasywne do czasu ich aktywizacji i rozprzestrzenienia po organizmie w celu spełnienia ich roli. Organizm pozbywa się ich większości, gdy tylko proces detoksykacji zostanie zakończony. Powszechnie uważa się, że układ odpornościowy produkuje przeciwciała, aby walczyć i niszczyć wirusy, lecz to nieprawda. Więcej na temat rzeczywistej roli przeciwciał napiszę w kolejnych rozdziałach.

Szczepienie człowieka w celu wywołania produkcji przeciwciał staje w sprzeczności z najbardziej podstawowymi mechanizmami leczenia organizmu. Ja zaś uważam to za jedną z najbardziej niebezpiecznych broni nowoczesnej medycyny – doprawdy jest to masowa broń zagłady.

Kto nas uratuje?

Jeśli wszystko pójdzie zgodnie ze scenariuszem, zakładającym skuteczne odzyskanie funkcji organizmu, jest on zdrowszy i silniejszy niż przedtem. To obdarza nas tym, co wielu nazywa odpornością nabytą, choć niekoniecznie tyczy się odporności na konkretne drobnoustroje. Może to równie dobrze oznaczać, że organizm jest już zdrowy i wolny od toksyn, a to z kolei wskazuje, że nie istnieje już potrzeba obecności drobnoustrojów, wywołujących uzdrawiającą i oczyszczającą reakcję organizmu. Wiele osób jest zdania, że organizm wówczas posiada już odporność na drobnoustroje, które zapoczątkowały „misję ocalenia”. W rzeczywistości jednak to wzmożona witalność i zdrowie zapobiegają ponownemu zapadnięciu na chorobę.

Nauka o szczepieniach zajęła się badaniem kwestii tego, w jaki sposób niemal dożywotnio można zapewnić sobie odporność na choroby zapalne/zaraźliwe, bez konieczności doświadczenia tego stanu chorobowego.

Założenie opiera się na twierdzeniu, że wywołując produkcję przeciwciał w celu zwalczenia pewnych drobnoustrojów, które wywołują chorobę, automatycznie nabywamy odporność na nie. Niemniej współczesna medycyna nie była w stanie odpowiedzieć na pytanie, czy ochrona ta wynika z obecności przeciwciał, czy naturalnej, zdrowej reakcji obronnej organizmu, która ma na celu oczyścić i uzdrowić zanieczyszczone, zniszczone tkanki. Tak naprawdę jest znacznie bardziej prawdopodobne, że to drugie jest bliższe prawdy, chyba że trucizny zawarte w szczepionkach zniszczą lub sparaliżują układ odpornościowy (kwestią odporności zajmiemy się w rozdziale trzecim, zatytułowanym: „Czy to zmowa?”).

Obecnie obowiązująca teoria o drobnoustrojach sugeruje, że jedynie w przypadku pewnej ich ilości, lub też kiedy ich wzrost przekroczy pewien próg, układ odpornościowy jest w stanie je rozpoznać. To ma skutkować wytworzeniem przeciwciał typowych dla danego mikroba. A czy może istnieć inne wytłumaczenie dlaczego przeciwciała są wytwarzane?

Znaczna ilość drobnoustrojów wskazuje na to, że komórka tkanki uległa zniszczeniu lub osłabieniu z powodu nagromadzenia kwasowych odpadów przemiany materii lub innego niszczącego procesu. Na tym poziomie infekcji sprawy wymykają się spod kontroli, natomiast szczep drobnoustrojów rozmnaża się na szeroką skalę, powodując działanie całkowicie uzdrawiające nasz układ odpornościowy. Lekarze nazywają to zjawisko „ostrą reakcją zapalną”.

Objawy z jakimi się spotykamy to zazwyczaj: gorączka, uwolnienie hormonów stresowych z nadnerczy, podwyższony przepływ krwi, limfy i zwiększenie wydzielin, czy wydzielanie białych krwinek (limfocytów) do strefy zapalnej (uszkodzenie). Cierpiący czuje się wówczas niedobrze, może odczuwać ból, nudności, wymiotować, mieć biegunkę, czuć osłabienie i przeszywające dreszcze.

Wypacanie się i „zrzucanie” choroby to naturalna odpowiedź organizmu, co stanowi dowód na to, że posiada on zdrowy układ odpornościowy. Innymi słowy, choroba tak naprawdę pokazuje nam, że ciało jest w stanie z powodzeniem radzić sobie ze złym stanem. To potwierdza, że doszło do zgody organizmu i wspierania w chorobie, nie zaś pogarszania i tłumienia symptomów. Organizm osoby, która byłaby naprawdę poważnie chora, nie byłby już w stanie odpowiadać takimi reakcjami zdrowotnymi.

Kiedy już z sukcesem przejdziemy przez jakąś chorobę, jest mniej prawdopodobne, że będziemy musieli borykać się z nią ponownie. W pewien sposób choroba, jak i nasza na nią odpowiedź sprawiają, że jesteśmy odporni na jej nawroty.

Jest bardzo mało prawdopodobne, że szczepionka może zrobić dla nas coś dobrego, zmuszając organizm aby wytwarzał przeciwciała przeciw drobnoustrojom, chroniąc przez to szczepioną osobę przed daną przypadłością w przyszłości.

Z drugiej jednak strony udowodniono, i to niejednokrotnie, że niektóre osoby zapadały na choroby, przeciwko którym zostały zaszczepione. Faktem naukowym jest, że sama tylko obecność przeciwciał na konkretny patogen nie ochrania jednostki przed infekcją. Powinno to wzbudzić poważne wątpliwości wśród ludzi profesjonalnie zajmującymi się medycyną, podobnie jak laików, prowadzące do konkluzji, że teoria ta jest nieprawdziwa i nieprawidłowa. Nie możemy zakładać obu wersji jednocześnie; przeciwciała albo nas chronią, albo nie. Dlaczego tak wielu zaszczepionych ludzi z wysoką ilością przeciwciał przeciw krztuścowi czy odrze zapada na te choroby, podczas gdy naukowo zakłada się, że szczepionka z przeciwciałami chroni przed nimi? To oczywiste, że nie mówi się nam prawdy.

W rozdziałach 2. i 3., zatytułowanych „Historyczne błędy” oraz „Czy to zmowa?”, pochylimy się nad przypadkami z przeszłości, kiedy to masowe szczepienia podczas, lub po epidemii w rezultacie doprowadziły do zwiększenia ilości zachorowań, a także uśmierciły dużą część populacji. W wielu przypadkach zgony te wiązały się z wprowadzeniem do ludzkiego organizmu konkretnego wirusa, jak też cząstek zwierząt, które miały powodować rozwój szczepionki, czy toksycznych chemikaliów i metali.

Przeciwciała związane z urazem poszczepiennym

Jeśli szczepionka potrafi spowodować śmierć lub paraliż, może też stać się przyczyną wielu innych negatywnych następstw, nawet w przypadku gdy skutki uboczne nie są od razu zauważalne. Gdy tkanki ulegną uszkodzeniu, organizm rozpoczyna proces leczenia. Wówczas może mieć miejsce infekcja, podczas której patogenne drobnoustroje wspomagają rozkład zniszczonych lub martwych komórek. Leczenie wymaga, aby organizm wysłał komórki odpornościowe i przeciwciała tam, gdzie ma miejsce uraz.

Badania naukowe w klarowny sposób obrazują udział limfocytów w procesie gojenia jako dynamiczny i znaczący. Gojenie się urazu w organizmie to proces złożony i przebiegający w konkretnie wyznaczonym kierunku. Obejmuje on hemostazę, naciek komórek zapalnych oraz regenerację i ponowne ukształtowanie tkanek. Jeśli chcemy, aby dokonał się proces uzdrowienia, musimy pozwolić, by ten sekwencyjny proces przebiegł bez zakłóceń.

Gojenie się ran następuje po zniszczeniu tkanek, a przeciwciała przylegają do uszkodzonych tkanek i to ułatwia zatopienie zniszczonych tkanek przez makrofagi, inną ważną grupę komórek odpornościowych. Na przykład komórki B, produkujące i rozprowadzające przeciwciała do uszkodzonych tkanek, biorą udział w procesie leczenia. Co więcej, niedawno opublikowane w „Immunology” wyniki badań (listopad 2009) jasno wskazują, że pełne uzdrowienie komórek jest niemożliwe bez udziału przeciwciał. Dla przykładu, naukowcy odkryli kompleks przeciwciał, immunoglobulinę G1 (IgG1), związaną z uszkodzonymi tkankami.

Fakt, że organizm produkuje przeciwciała w celu uleczenia zniszczonych komórek, staje się istotnym argumentem – na tyle przekonującym, aby podważyć obowiązującą dziś teorię o szczepieniach. Co, jeżeli przeciwciała wcale nie są produkowane po to, aby zwalczać jakiekolwiek drobnoustroje, jak wirusy czy bakterie, lecz po to aby naprawiać szkody wyrządzone przez toksyny, kwasowe odpady przemiany materii, chemikalia zawarte w pożywieniu, lekach, czy trujący fluorek w wodzie mineralnej, itp.?

W przypadku urazów poszczepiennych, podobnie jak wtedy, gdy mamy do czynienia z każdym innym urazem, muszą zostać wyprodukowane przeciwciała, które uzdrowią uraz tkanek, spowodowany wprowadzeniem do krwiobiegu toksycznych chemikaliów, jak np. formaldehyd, stabilizatory niskotemperaturowe, antybiotyki i śmiertelną mieszankę konserwantów. Samo wkłucie igły w ramię wystarczy, aby wywołać zapalną reakcję organizmu, niezbędną dla uzdrowienia tego uszkodzenia. W większości przypadków organizm jest w stanie zregenerować tę szkodę. Jeżeli jednak układ odpornościowy już na początku jest słaby, uraz poszczepienny może okazać się śmiertelny. Badania z 2004 roku ujawniły, że na 500 dzieci jedno rodzi się z wadą układu odpornościowego, która może spowodować poważne, czy nawet zagrażające życiu reakcje w przypadku zaszczepienia (czasopismo branżowe „Journal of Molecular Diagnostics”, maj 2004, część 6/2, strony 59-83). Ilu rodziców wie, czy ich dziecko ma osłabiony układ odpornościowy? Większość rodziców i lekarzy jest nieświadoma realnego ryzyka, bo to poważnie zagroziłoby środowisku, produkującemu szczepionki.

Jest jeszcze jedna kwestia, o której nie informuje się rodziców – wirusy, bakterie, grzyby i chemiczne toksyny w jednej tylko szczepionce mogą spowodować odpowiedź organizmu w postaci produkcji przeciwciał, co z kolei skutkuje zmianami na tle genetycznym, na zasadzie ich włączania i wyłączania. W przypadku rozwijającego się dziecka może to doprowadzić do powstania nieodwracalnych zmian w umyśle i/lub ciele tego dziecka. W Stanach Zjednoczonych dziecko do 5. roku życia jest szczepione 36 razy, a 1 na 91 dzieci cierpi na autyzm. Osiem zgonów na 1000 dzieci przypada z przyczyny ich zaszczepienia. Dla porównania, w Islandii dzieci są szczepione 11 razy i jedynie 1 na 11 000 dzieci przejawia objawy autyzmu, natomiast na 1000 dzieci z powodu szczepienia umiera 4. W 1980 roku dziecko było szczepione 8 razy, a o autyzmie słyszano rzadko. Dzisiaj Islandia znajduje się na 1. pozycji w rankingu na długość życia, podczas gdy Stany Zjednoczone plasują się na 34. miejscu. Wystarczy wykonać prosty rachunek, aby wyciągnąć odpowiednie wnioski. Więcej na temat związku szczepienia z autyzmem piszę w kolejnych rozdziałach.

Producenci szczepionek zgodnie twierdzą, że wzrost produkcji przeciwciał w organizmie wynika z wystawienia go na działanie przypuszczalnego patogenu (drobnoustrojów powodujących chorobę). Biorąc pod uwagę sposób, w jaki natura „zaprojektowała” sposób zdrowienia organizmu (układ odpornościowy), jak też wyżej wspomniane badania naukowe, równie dobrze produkcja przeciwciał po zaszczepieniu może następować jako potrzeba uleczenia urazu, który wywołują zawarte w szczepionce toksyny.

Nasuwa się pytanie, dlaczego przeciwciała noszą w nazwie człon „przeciw”, skoro organizm używa ich w celu samoleczenia? Proponuję nazywać je prociałami, ponieważ ich pierwotna rola polega na wspieraniu, a nie przeciwdziałaniu czemukolwiek. Są one wytwarzane i wydzielane przez plazmatyczne komórki krwi, zaczerpnięte z komórek B z układu odpornościowego w celu uleczenia urazu powstałego z powodu nadmiaru toksyn w organizmie. Szczepionki są pełne toksyn, fragmentów szczątków zwierząt i innych elementów obcych, które organizm musi przyporządkować jako antygeny.

Antygeny to zazwyczaj białka lub polisacharydy. Zwykle są „ograniczone” miejscami wiązania przeciwciała. Mogą one składać się z kawałków (włosy, kapsuły, ściany komórkowe, wici, fimbrie, czy toksyny) bakterii, wirusów i innych mikroorganizmów. Pozadrobnoustrojowe antygeny mogą zawierać pyłki, białko jajka, naskórek zwierzęcy, toksyny roślinne, itp.

Szczepionki mogą zawierać wiele różnorodnych antygenów, mających na celu zwiększenie ilości produkowanych przeciwciał. To z kolei ma na celu zwiększenie tzw. nabytej odporności. Jednak na dzień dzisiejszy nie jest stosowana podwójna metoda ślepej próby, co miałoby pokazać, że szczepionki zapewniają wyższy stopień odporności, niż w przypadku stosowania placebo albo niczego w ogóle. Zastanawia mnie, dlaczego nigdy nie przeprowadzono takiego badania. Oficjalnym argumentem Centrów Kontroli Chorób i Prewencji (CDC) przeciwko badaniu szkodliwych następstw szczepień na ludziach jest to, że każde takie badanie (przeprowadzone na organizmach ludzkich) byłoby „nieetyczne”.

W takim razie stawiam pytanie, czy etyczne jest wstrzykiwanie każdego roku setkom milionów nieświadomych ludzi, włączając w to dzieci, szczepionki, której skuteczność w zapobieganiu chorobom zaraźliwym nie została udowodniona, a która w jasny sposób stała się przyczyną wielu zachorowań? Czy nie zezwalamy na wprowadzanie podwójnych standardów oraz legalizację eksperymentów na szeroką skalę, aby zamknąć usta rodzicom, chcącym uchronić swoje dzieci przed tym, co szkodliwe, gdy zasadnie pytają: „Gdzie są dowody na to, że szczepionka podnosi odporność mojego dziecka i zapewnia mu zdrowie?”. Czy mamy wierzyć lekarzowi na słowo?

Odpowiedzi poszukamy u kogoś, kto może uchodzić za osobę o obiektywnym oglądzie na tę sprawę. Doktor Marcia Angell ujawnia po dwóch dekadach pracy na stanowisku redaktora „The New England Journal of Medicine”:

„Nie jest już możliwe, aby dalej wierzyć większości publikowanych wyników badań klinicznych, czy też polegać na opiniach wypowiadanych przez szanowanych lekarzy rodzinnych, czy niepodważanych medycznych zaleceniach”.

Sedno sprawy tkwi w tym, że szczepionki wyhamowują i systematycznie niszczą układ odpornościowy. I istnieje na to naukowy dowód – taki, który nie został zmanipulowany w celu zapewnienia większej władzy i korzyści konkretnym grupom, którym na tym zależy.

Szczepionki obniżają odporność

Jedno z bardziej dokładnych badań wzorców chorób w przypadku 82 zdrowych noworodków przed i po zaszczepieniu zostało opublikowane w „Clinical Pediatrics” (1988). W badaniu tym, przeprowadzonym w Izraelu, badacze porównywali występowanie groźnych chorób podczas 30 dni od podania szczepionki DTaP (przeciwko błonicy, tężcowi i krztuścowi), a także w przypadku tych samych dzieci na 30 dni przed zaszczepieniem. Trzydniowy okres poszczepienny został automatycznie wyeliminowany, gdyż dzieci często miewały wówczas gorączkę jako odpowiedź organizmu na zawartość toksyn w szczepionce. Według badaczy, dzieci zdecydowanie częściej miały gorączkę, rozwolnienie, czy kaszel w miesiąc po podaniu szczepionki DtaP w porównaniu do ich stanu sprzed zaszczepienia.

Jest stosunkowo łatwo zaobserwować, czy szczepionki mają negatywny wpływ na białe krwinki, które tworzą podstawy układu odpornościowego organizmu. Jednocześnie wzajemnie weryfikowane naukowo, nowsze badanie opublikowane w maju 1996 roku w „New England Journal of Medicine” ujawnia, że szczepionka przeciwko tężcowi powoduje spadek poziomu komórek T, co w następstwie osłabia układ odpornościowy w przypadku osób zarażonych wirusem HIV. Oczywiście oznacza to, że szczepionka może zniszczyć każdy układ odpornościowy, nie tylko te, które już wcześniej zostały osłabione. Nie trzeba zgadywać, do czego prowadzić może osłabienie układu odpornościowego.

W roku 1992 New Zealand Immunization Awareness Society (IAS) przeprowadziło sondaż badawczy w celu ustalenia, jak wiele dzieci członków stowarzyszenia ma problemy ze zdrowiem. Wśród innych chorób upośledzonego układu odpornościowego, w przeciwieństwie do nieszczepionych dzieci, zaszczepione cierpiały:

• Pięć razy częściej na astmę.

• Niemal trzy razy częściej na alergie.

• Ponad trzy razy częściej na infekcje uszu.

• Ponad cztery razy częściej na bezdech i były ofiarami nagłej śmierci łóżeczkowej.

• Niemal cztery razy częściej na ataki nawracającego zapalenia migdałków.

• Dziesięć razy częściej na nadpobudliwość.

Jestem w stanie w pełni ręczyć za te wyniki. W ciągu tych 37 lat, które poświęciłem na obracanie się w środowisku medycyny naturalnej, rzadko widywałem dzieci, które, jeśli były niezaszczepione, cierpiały na autyzm, nadpobudliwość, astmę, infekcje uszu, alergie czy zapalenie migdałków. Z drugiej zaś strony często byłem świadkiem występowania tych dolegliwości wśród szczepionych dzieci, i to w naprawdę niepokojącej liczbie.

Wyniki badań, opublikowane w marcowym numerze „Pediatrics” z 1998 roku (str. 383-387) wykazały, że ostra encefalopatia na skutek trwałego uszkodzenia mózgu lub śmierci związana była ze szczepionką przeciwko odrze. Czterdzieścioro ośmioro dzieci w wieku od 10 do 49. miesiąca spełniło kryteria włączenia do badania po otrzymaniu szczepionki przeciw odrze, w ramach pojedynczych lub zbiorczych szczepień. Ośmioro dzieci zmarło, podczas gdy reszta cierpiała na zaburzenia umysłowe lub upośledzenie, miała stałe napady drgawek, niedobory aktywności ruchowej, zaburzenia zmysłów i zaburzenia ruchowe.

W roku 2010 CNN podało, że dziewięciomiesięczne bliźnięta w Ghaziabadzie w Indiach zmarły w kilka minut po podaniu szczepionki przeciwko odrze. Avica i Anica Sharma zostały zaszczepione w prywatnej przychodni przez doktora Satyaveera Singha. W ciągu niespełna 15 minut obie dziewczynki nie żyły. Okoliczny prezes Hinduskiego Towarzystwa Medycznego, doktor Santosh Aggrawal, będący na miejscu niedługo po zdarzeniu, przyznał że stan dzieci znacznie się pogorszył po podaniu im szczepionki. Według jego słów, „lekarz dysponował świeżym zapasem szczepionek. Być może jednak coś było nie tak z tą konkretną partią. Podobne przypadki odnotowano w Kanpurze czy Lucknow”. Poproszeni o komentarz śledczy powiedzieli: „To zdarzenie to przykład negatywnych następstw immunizacji… Nie jest to nowe zjawisko”.

Jednym z problemów z określeniem liczby osób, które ucierpiały na zdrowiu lub też nawet utraciły życie przez szczepienie, jest to, że jedynie mały ułamek reakcji jest podawany do publicznej wiadomości. Badania zakładają, że jedynie od 1 do 10 procent reakcji niepożądanych po szczepieniach jest w ogóle zgłaszane. Lekarze i szpitale niechętnie obarczają szczepionki odpowiedzialnością za nagłe wystąpienie choroby, czy zgon. Wciąż uważają szczepionki za największe medyczne osiągnięcie wszech czasów. Poza tym nie byłoby najlepszą metodą PR przyznanie, że leczenie medyczne powoduje zniszczenie mózgu lub śmierć. Przerzucanie winy na losowe wystąpienie choroby, zamiast łączenia tych skutków ubocznych ze szczepionką, działa jak automatyczne zrzeczenie się odpowiedzialności, skutkujące aktami zaniedbań.

Jednocześnie większość ludzi nie ma zielonego pojęcia, jak poważny może okazać się uraz poszczepienny. Niczego niepodejrzewający rodzice zabierają swoje całkowicie zdrowe dzieci do lekarza, a za parę chwil lub dni może okazać się, że są one sparaliżowane lub martwe. Dla środowiska medycznego to dodatkowa strata lub dodatkowy zysk (utrata lub zyskanie kolejnego pacjenta). Dla rodzica zaś jest to niewyobrażalna tragedia.

Jeśli tak oczywiste szkody dla organizmu i śmierć mogą być wywołane przez podanie dzieciom szczepionki przeciwko odrze, pytam, jakie inne subtelniejsze czy niezauważalne stany, prowadzące do chorób może ona spowodować, czy te wywołujące raka, cukrzycę, choroby serca, niewydolność wątroby czy nerek, itp.?

Zamiast faszerować dziecko bezsprzecznie niebezpieczną i nieprzebadaną szczepionką i poprzez to narażać jego zdrowie i życie, lepiej pozwolić mu przejść przez kilka typowych, łagodnych i nieszkodliwych chorób. Robiąc niewiele i pozwalając naturze przejąć stery, można tak naprawdę wzmocnić jego naturalną odporność i poprawić jego zdrowie na długie lata.

Drobnoustroje wytwarzają toksyny (antygeny), wywołujące odpowiedź zapalną, która pomaga w uleczeniu choroby, co mogłoby nie być możliwe bez ich udziału. Komórki plazmatyczne wytwarzają przeciwciała, wiążące się tam gdzie to konieczne z antygenami, co ułatwia proces leczenia. Komórki B, limfocyty, makrofagi i przeciwciała są zaangażowane w proces uzdrawiania, który obejmuje unieszkodliwienie i pozbycie się toksyn. Układ odpornościowy nie jest machiną wojenną, zaopatrzoną w broń, mającą namierzyć i zniszczyć wroga. Przeciwnie, to wielce rozwinięty system uzdrawiający, którego jedynym celem jest przywrócenie organizmowi stanu równowagi i harmonii, czyli homeostazy.

W tym miejscu trzeba nadmienić, że nie wszystkie szczepionki są bezużyteczne czy szkodliwe. Dla przykładu, szczepionki „homeopatyczne”, wyprodukowane albo z elementów wywołujących chorobę, albo produktów stanu chorobowego, jak ropa, dały się poznać jako specyfiki prowadzące do znaczących popraw stanu zdrowia.

Prawdą jest, że wielu ludzi ukąszonych przez jadowitego węża zostaje uratowanych poprzez podanie im jadu pobranego od tego konkretnego gatunku węża. Zgodnie z tym, co podaje Wikipedia, podawanie jadu węża w celu uodpornienia człowieka jest jednym z najstarszych sposobów wakcynologii, jaki znamy (sięga roku 60. i plemienia Psylli). Nawet w dzisiejszych czasach pierwotne plemiona celowo nacinają swoją skórę, aby umyślnie narazić ranę na kontakt z brudem, co ma zbudować mocną, naturalną odporność na toksyny, zawarte w ich środowisku. Dzika zwierzyna często stosuje podobne praktyki.

Jad węża to wysoce zmodyfikowana ślina, w której znajdują się białka, enzymy, substancje o cytotoksycznym działaniu, neurotoksyny oraz koagulanty. Grzechotnik diamentowy, wstrzykując sobie własny jad, doprowadza do zwiększenia ilości IgG, co neutralizuje przeciwciała dla kilku gatunków grzechotnika. Jad węża zapewnia odporność na potencjalne ukąszenia grzechotników. Odporność ta jest powodowana wytwarzaniem przez organizm surowicy, która by unieszkodliwiła toksyczne ukąszenie węża. Zasada ta obowiązuje w przypadku każdego rodzaju toksyn, jakie absorbuje nasz organizm. Najprościej rzecz ujmując, nasz organizm wytwarza konkretne białka we krwi (przeciwciała), aby przylgnęły do toksyn i zneutralizowały je oraz wyleczyły organizm z następstw dostania się do niego tych toksyn. Osiągnięta odporność komórkowa (umiejętność odtworzenia tego samego antidotum surowicy w przypadku kolejnego ugryzienia węża) ochrania organizm przed ewentualnym działaniem tych samych toksyn, chyba że poziom narażenia na działanie trucizny znacznie przekroczy poziom detoksykacji organizmu i zdolność jego kompensacji.

Dzieje się tak szczególnie wtedy, kiedy organizm szczepiony jest wieloma szczepionkami w skali miesięcy czy lat. Jak pokazało wcześniej wspomniane badanie, dzieci z Islandii czy Norwegii, które otrzymują jedynie 11 szczepień, są o wiele mniej narażone na ryzyko wystąpienia autyzmu czy nawet śmierci, niż ich rówieśnicy ze Stanów Zjednoczonych. Przedstawiciele Federalnej Służby Zdrowia rekomendują, by dzieci zaszczepiono 69 dawkami 16 szczepionek od dnia narodzin do 18. roku życia. Zauważyliśmy już częstsze występowanie astmy, alergii, infekcji uszu, zapalenia migdałków, czy innych poważnych stanów zdrowia już po zaszczepieniu.

Dziecko, które przychodzi na świat z praktycznie niedziałającym układem odpornościowym, szczepione specyfikami pełnymi toksycznych związków chemicznych, odczuje tego skutki w krótszej, jak i dłuższej perspektywie – a to za sprawą astmy, nowotworów, cukrzycy, chorób serca, stwardnienia rozsianego, choroby Alzheimera, itp., po wielu latach. Być może to jest powód, dla którego ludność Stanów Zjednoczonych plasuje się tak nisko w rankingach odnośnie długości życia (49. pozycja), w porównaniu z Islandią, Szwecją czy Szwajcarią, gdzie szczepień jest mniej i gdzie świadomi rodzice odmawiają zgody na nie, z powodu rosnącej ilości dowodów na szeroką szkodliwość szczepionek wśród ludzi.

Czy to tylko zbieg okoliczności, że Stany znajdują się na pierwszej pozycji pod względem wydatków na opiekę medyczną i wydają dwa razy więcej na ten cel, niż inne rozwinięte państwa? Dlaczego Amerykanie są bardziej chorzy niż inne narody, podczas gdy dysponują najbardziej rozwiniętym systemem służby zdrowia na świecie? A może to właśnie z tego powodu?

Barbara Loe Foster, założycielka National Vaccine Information Center (pol. Narodowego Centrum Informacji o Szczepionkach), podsumowała to ostatnio jednym zdaniem: „Prawda jest taka, że tak naprawdę nikt nie wie, ile jest ofiar szczepionek w Ameryce, jak wiele z 1 na 6 niepełnosprawnych uczących się dzieci, z 1 na 9 z astmą, czy z 1 na 100 z autyzmem, czy z 1 na 450 z cukrzycą, może łączyć swoje przewlekłe stany czy choroby z reakcjami poszczepiennymi, które urzędnicy resortów zdrowia oraz lekarze przez ostatni czas zbywali jako „zwykły zbieg okoliczności”.

Aplikowanie martwych lub żywych mikrobów do krwiobiegu w celu nabycia odporności na późniejsze infekcje jest czymś zupełnie odmiennym, niż proces jej nabywania poprzez przechodzenie przez chorobę. Nie ma drogi na skróty do nabycia odporności.

W tym miejscu chciałbym podkreślić, że sama obecność konkretnych przeciwciał nie może uchronić organizmu ludzkiego przed chorobą. Takie zdolności ma jedynie komórkowy układ odpornościowy. Powtórzę więc w tym miejscu, że odbywa się to nie dzięki walce, a dzięki leczeniu. Chociaż nauka zna sposoby na dostarczanie przeciwciał poprzez szczepienie (wyrządzając przy tym krzywdę organizmowi), błędnie zakłada ona, że zapewnia odporność, która może zostać rozwinięta jedynie poprzez przejście przez konkretną chorobę. Nadzorowanie układu odpornościowego organizmu nie przynosi efektów – inaczej, niż gdy pozwalamy naturze działać zgodnie z jej prawami.

Sedno sprawy tkwi w tym, że same przeciwciała patogenów nie wystarczą do wytworzenia odporności. Powszechnie wiadomo, że istnieje kilka chorób, jak np. epizody opryszczki, które powtarzają się mimo wysokiego poziomu przeciwciał.

Bez względu na to, czy przeciwciała są obecne czy nie, odporność na te zaraźliwe choroby może zaistnieć jedynie poprzez działanie naszego komórkowego układu odpornościowego. Teoria, według której wystawienie organizmu na działanie drobnoustrojów uruchomi proces reakcji odpornościowej podobny do tego, który ma miejsce w trakcie przechodzenia przez chorobę, jest błędna (zob. rozdział 3.: „Czy to zmowa?”).

Z tego powodu, jednocześnie podważając samo założenie teorii szczepienia, powinniśmy raczej zapytać: Kto tak naprawdę ratuje nasze życie? Szczepionka? A może zdrowy układ odpornościowy?

Niestety, według mnie tu chodzi raczej o „osłabienie roli” układu odpornościowego, a nie „pomniejszenie” jego roli do mechanizmu wytwarzającego przeciwciała – mechanicznej armii, której żołnierze reagują, gdy tylko pojawi się „inwazja drobnoustrojów”. Tak więc to szczepionki powodują podniesienie naszej odporności! Oni chcą, abyśmy tak myśleli – oni, czyli ci, którzy korzystają na chorobach innych ludzi.

Ich celem jest rozproszenie naszej uwagi, abyśmy nie zauważyli i nie zastosowali wszystkich czynników, odpowiedzialnych za uzyskanie zdrowego, pełnego sił witalnych układu odpornościowego, w tym witaminy D, wytwarzanej podczas przebywania na słońcu, ćwiczeń, dobrego odżywiania, odpowiedniej ilości snu, czystej wody i powietrza, prowadzenia mniej stresującego, a bardziej relaksującego stylu życia, itp.

Wytworzywszy przeciwciała na konkretną substancję, pokarm, czy szczepionkę nie wiemy tak naprawdę, czy infekcja albo alergia wystąpi. Przykładowo, ludzie z kilkoma zaburzeniami osobowości mogą być bardzo uczuleni na sok pomarańczowy (alergen) w trakcie występowania epizodu konkretnej osobowości, podczas gdy wśród kolejnych, te same przeciwciała nie wywołują już reakcji alergicznej. W trakcie występowania jednej osobowości pacjenci mogą mieć cukrzycę, po czym kilka minut później mogą być wolni od tej choroby. Nawet cykle miesiączkowe kobiet mogą ulegać zmianom w trakcie zmian osobowości.

Jest też kolejny przykład. Organizm przeciętnej osoby uczulonej na naskórek kota, kiedy wchodzi w kontakt z białkiem z sierści tego zwierzęcia, wytwarza przeciwciała, a potem reakcję zapalną. Jednak często zdarza się, że osoba ta może mieć alergię na białe czy rude koty, ale nie na czarne, i odwrotnie.

Często traumatyczne przeżycie z przeszłości, jak np. śmierć białego kota, mogło prowadzić do wytworzenia odpowiednich przeciwciał. Za każdym razem, gdy osoba ta dotknie białego kota, organizm zareaguje, odnosząc się do emocjonalnej traumy z przeszłości. Co więcej, jako że czarne koty nie mieszczą się w tym wspomnieniu, głaskanie czarnego kota nie wywoła reakcji alergicznej.

Podążając tym samym tokiem rozumowania, podobna sytuacja może mieć miejsce w przypadku osoby, która wykazuje objawy uczulenia na gluten w momencie spożywania chleba. Niemniej, kiedy je makaron, podobna reakcja nie występuje, a przecież w tym produkcie też zawarty jest gluten.

Innymi słowy, nie ma stuprocentowej pewności, aby stwierdzić, że sama obecność przeciwciał wywołanych przez szczepionkę przeciwko wirusom świnki czy odry zapewni jakąkolwiek ochronę. Cała teoria o szczepieniach opiera się na twierdzeniu, że obecność konkretnych przeciwciał w krwiobiegu wywołuje odporność na te choroby. Przykładowo, zebrane podczas ostatniej epidemii świnki dane wykazują bez cienia wątpliwości, że obecność przeciwciał tych wirusów nie przynosi żadnej ochrony bez nabycia odporności komórkowego układu odpornościowego. Ten natomiast jest efektem przebycia danej choroby. Ale to nie wszystko. Mamy dane, które świadczą o tym, że 770 osób z 1000 tych, które zapadły na świnkę, było zaszczepionych przeciwko tej chorobie, podczas gdy nie szczepiono pozostałych 230 osób. Brak obecności wytworzonych przez szczepionkę przeciwciał na wirusa świnki zapewnia o wiele lepszą gwarancję, że się na nią nie zachoruje, niż w wypadku zaszczepienia. Mówiąc bez ogródek, ludzie niezaszczepieni są w sposób oczywisty lepiej chronieni przed chorobą, niż ci, którzy poddali się szczepieniu. Podsumowując, szczepionka zwiększa ryzyko infekcji wirusowej, nie odwrotnie.

Zarażając ochotników

W 2006 roku zespół badaczy z Duke’s Center for Genomic Medicine, Uniwersytetu w Virginii, Uniwersytetu w Michigan oraz National Center for Genomic Resources, przeprowadził doświadczenie z udziałem 57 ochotników. Zgłoszone osoby zostały zainfekowane drogą nosową wirusem przeziębienia, grypy lub syncytialnym wirusem oddechowym. W następstwie 28 osób zaczęło przejawiać objawy podobne do przeziębienia czy grypy.

Badanie to miało na celu określenie, czy któryś z ponad 20 tysięcy genów w ludzkim organizmie uległ zmianie na skutek narażenia na działanie wirusa. U 28 osób, które zachorowały, badacze znaleźli zbiór ok. 30 genów, które pozostawały aktywne w odpowiedzi na infekcję wirusową. W przypadku 29 osób, które nigdy nie przejawiały symptomów, grupa genów nie uległa zmianie.

Nie będę komentować kwestii następstw genomowych, gdyż powszechnie wiadomo, że obce fragmenty białka (nazywane wirusami) mogą wpływać na geny. Stawiam raczej pytanie, dlaczego 29 uczestników, u których objawy nie wystąpiły, pozostało zdrowych, chociaż miały w takim samym stopniu do czynienia z wirusem? Dlaczego w tych przypadkach wirus nie był w stanie uruchomić 30 genów? Jeśli wirus grypy z powodzeniem dostanie się do organizmu, co sprawia, że spotyka on intruza w towarzystwie armii przeciwciał i ze znaczną reakcją zapalną? Odpowiedź jest całkiem prosta. Oczywiste jest, że zdrowi ludzie nie zachorowali z powodu wirusa, bo wirusy nie są w stanie sprawić, aby osoby zdrowe zachorowały. Ich geny pozostały niezmienione przez działanie wirusa.

Z drugiej strony, dlaczego pozostałe 28 osób zachorowało? Stało się tak, ponieważ jedynie osoby niezdrowe są w stanie zapaść na chorobę powodowaną wirusem. Jak już wspomniałem wcześniej, wirusy mogą rozpocząć proces reakcji oczyszczającej i uzdrawiającej. To on sprawia, że zanieczyszczone, pełne toksyn ciało wraca do bardziej zrównoważonej kondycji.

Zanim założy się, że to wirusy powodują choroby, zamiast odbudować stan zdrowia danej osoby, warto byłoby zbadać, dlaczego tzw. epidemie w ogóle mają miejsce. W trakcie epidemii H1N1 w 2009 roku media donosiły, że niektóre niemowlęta wykazywały objawy świńskiej grypy i w konsekwencji umarły. Jak się potem okazało, dzieci te nigdy wcześniej nie miały styczności z osobą zarażoną tym, czy innym wirusem powodującym choroby zaraźliwe. Jednak wszystkie te dzieci cierpiały wcześniej na różne choroby, takie jak np. choroby serca.

Podobnie rzecz ma się w przypadku tysięcy dzieci, które według wyników testów są zarażone wirusem HIV, podczas gdy ani matka, ani ojciec nie są nosicielami tego wirusa. Jeśli nikt nie zaraził tych dzieci, w jaki sposób zostały one zarażone? To niewygodne dla urzędników resortu zdrowia pytanie, bowiem zaprzecza ono całkowicie teorii o drobnoustrojach, według której patogeniczne drobnoustroje przenoszone są z osoby na osobę. W rzeczywistości zdrowy, silny układ odpornościowy oraz organizm wolny od toksyn nie będzie potrzebował zarazić się infekcją w celu powrotu do równowagi, a tym samym pozostanie odporny na patogeny.

Dzieci zapadają na choroby z kilku powodów. Po pierwsze, ich krew nie miała nigdy szansy zostać oczyszczona przez łożysko matki, gdyż pępowina została przecięta tuż po narodzinach zamiast 40 do 60 minut później. Wczesne odcięcie pępowiny powoduje, że poziom tlenu we krwi noworodka znajduje się nie wyżej niż do 60% normalnego jego poziomu.