Szalony romans (Gorący Romans) - Mann Catherine - ebook

Szalony romans (Gorący Romans) ebook

Mann Catherine

4,0

Opis

Magnat naftowy Broderick Steele z żadną kobietą nie związał się na dłużej. Sytuacja firmy zmusza go do odnowienia znajomości z kochanką z dawnych lat, Glenną Mikkleson, która obecnie jest dyrektorem w konkurującej rafinerii. Jeszcze w czasach studenckich przeżył z nią krótki i szalony romans. Teraz wspomnienie tamtych dni ożyło i zapragnął jej ponownie...

Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
czytnikach certyfikowanych
przez Legimi
czytnikach Kindle™
(dla wybranych pakietów)
Windows
10
Windows
Phone

Liczba stron: 152

Odsłuch ebooka (TTS) dostepny w abonamencie „ebooki+audiobooki bez limitu” w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
Oceny
4,0 (101 ocen)
42
25
22
11
1
Więcej informacji
Więcej informacji
Legimi nie weryfikuje, czy opinie pochodzą od konsumentów, którzy nabyli lub czytali/słuchali daną pozycję, ale usuwa fałszywe opinie, jeśli je wykryje.

Popularność




Catherine Mann

Szalony romans

Tłumaczenie:Krystyna Rabińska

ROZDZIAŁ PIERWSZY

– Żyjesz po to, żeby mnie denerwować, czy może to tylko miłe hobby, któremu się oddajesz w przerwach między kolejnymi podbojami?

Glenna Mikkelson-Powers położyła obie dłonie na kalendarzu z rozkładem dnia, aby nie ulec impulsowi, nie wyskoczyć zza biurka i nie rzucić się na Brodericka Steele’a. Przebywanie blisko niego nigdy nie było dobrym pomysłem.

Jego zmysłowej męskiej urodzie żadna kobieta nie mogła się oprzeć. Miał na sobie długi wełniany płaszcz z salonu Hugo Bossa, kowbojski kapelusz oraz skórzane butami ze śladami noszenia. W czarnych włosach po przodkach Inuitach zaczynały pojawiać się pojedyncze srebrne nitki. Biła od niego charyzma i siła, jakby rodem z alaskańskiej tundry, którą oboje nazywali swoim domem.

W stanie zajmującym tak ogromne terytorium powinno znaleźć się dość miejsca i dla niej, i dla niego. Teoretycznie ich drogi nigdy nie powinny się przeciąć. Niestety zażarta rywalizacja Steele’ów i Mikkelsonów o dominującą pozycję w przemyśle naftowym sprawiała, że obracali się w tych samych kręgach i często na siebie wpadali.

Zbyt często, jak na gust Glenny.

Niemniej Broderick Steele nigdy przedtem nie zjawił się osobiście w jej biurze.

Glenna wbiła w nieproszonego gościa lodowaty wzrok i mówiła dalej:

– Mam asystenta. Zeke może cię zaanonsować. Mógłbyś również zapukać, zachować przynajmniej jakieś pozory normalnego powitania.

Nic, co dotyczyło Brodericka, nie było normalne.

– Po pierwsze – zaczął i rzucił kapelusz przyprószony śniegiem na biurko Glenny – nie żyję po to, żeby kogokolwiek denerwować. A twojego asystenta nie zastałem.

Glenna spojrzała w stronę otwartych drzwi do sekretariatu. Rzeczywiście, Broderick mówił prawdę. Ale mógł poczekać, aż Zeke wróci, zamiast wtargnąć tu bez uprzedzenia.

– Po drugie… – urwał i zajął się ściąganiem rękawiczek – jestem zbyt zajęty, aby prowadzić tak bogate życie seksualne, o jakie mnie posądzasz. – Glennie nagle zabrakło słów, aby odpowiedzieć. – Po trzecie – ciągnął Broderick – nie wiem, dlaczego zachowujesz się tak, jak gdybyś była urażona, podczas gdy to ja znalazłem dziś na biurku bombę.

Nachylił się w jej stronę. Zapach jego wody kolońskiej z nutą piżma podziałał na jej zmysły jak ciepły powiew w mroźny dzień.

– Chociaż jak już się z tym uporamy, możemy wrócić do twojej obsesji moim życiem seksualnym. – W jego oczach pojawiły się przekorne błyski, kąciki ust uniosły się.

– Zachowujesz się bardzo nieprofesjonalnie – wytknęła mu Glenna.

Była zła na reakcję własnego ciała na obecność Brodericka. Ich spojrzenia spotkały się, w powietrzu zaiskrzyło. Pod tym względem nic się nie zmieniło od czasu ich krótkiego flirtu w college’u.

Flirtu od początku skazanego na niepowodzenie.

A jednak wspomnienie zauroczenia nim nigdy nie zblakło. Jeden weekend dawno temu. Dwa dni oddawania się namiętności w studenckim pokoju na poddaszu. Ogień buzujący w kominku. Gruba warstwa śniegu zasłaniająca okno w dachu.

Wspólny prysznic w obłokach pary.

Tamte dwa dni były niczym w porównaniu z uczuciem, jakim przez sześć lat darzyła zmarłego męża. Ją i Gabe’a łączyła głęboka więź emocjonalna, obopólny szacunek. Starania, aby pokonać wszelkie rafy.

I niesamowity żal, że nie mogą mieć dzieci.

Teraz praca była dla Glenny wszystkim. I nie zamierzała narażać jej na ryzyko, szczególnie nie dla Brodericka.

Jest jej rywalem. Chce, aby firma należąca do jego rodziny dominowała na rynku. Ona na to nie pozwoli. Jest dyrektorem finansowym Mikkelson Oil i dopilnuje, aby to firma należąca do jej rodziny zajmowała pierwsze miejsce.

Hipnotyzujące oczy Brodericka i smętna mina na nią nie podziałają.

Odchyliła się na oparcie fotela.

– Pytam po raz ostatni. Co robisz w moim biurze?

– Jak gdybyś nie wiedziała! – prychnął Broderick. Rzucił dużą szarą kopertę na kalendarz z rozkładem dnia leżący przed nią. – Co to jest?

– Poczta? – odparła, chcąc zyskać na czasie.

W co on gra, zastanawiała się.

Od śmierci jej ojca na zawał dwa lata temu w firmie zaszło wiele zmian. Najpierw zmarł ojciec, potem jej mąż, Gabe. Bardzo ciężko przeżywała stratę ich obu. Ale gdyby poddała się rozpaczy, Mikkelson Oil przegrałby z Broderickiem.

– Mógłbyś powiedzieć, o co właściwie chodzi?

Broderick wzruszył ramionami.

– Jakieś, wydaje się nieprawdziwe, sprawozdanie giełdowe z wykupu akcji. Zupełnie bez sensu, ale moi ludzie znaleźli trop prowadzący do twojego biura.

Glenna sięgnęła do szuflady, wyjęła z niej identyczną szarą kopertę i położyła obok tej przyniesionej przez Brodericka.

– Doprawdy? Mogłabym ciebie zapytać o podobny wykup. Tylko w odwrotną stronę.

Broderick zmarszczył brwi i opadł na jeden z obitych skórą foteli klubowych przed biurkiem Glenny.

– Nasze firmy wymieniają się akcjami? Przecież to absurd.

Wycelowała w niego palec wskazujący.

– Twój ojciec coś knuje. Nie podobają mi się wasze próby wyeliminowania nas z rynku po śmierci mojego ojca. To seksizm zakładać, że jesteśmy słabsi, bo u steru nie stoi facet.

Wyprostowała plecy, wypięła piersi do przodu. Nie pozwoli się zastraszyć ani Broderickowi, ani jego ojcu, Jackowi Steele’owi.

– Dużo mówisz o seksie – stwierdził Broderick i obejrzał się za siebie na żółtą sofę pod ścianą.

– Zamknij się i słuchaj!

– Słucham. Zabawne, jak policzki ci poczerwieniały. – Broderick przyłożył dłoń do serca. Po jego ustach przemknął ironiczny uśmieszek. – I przy okazji, mama zawsze mi mówiła, że to niegrzecznie kazać komuś się zamknąć.

– Niegrzecznie? A rozmawianie o seksie podczas spotkania biznesowego jest grzeczne?

Glenna zaczęła się bawić przyciskiem do papieru w kształcie niedźwiedzia, który należał do jej ojca. Kiedy była jeszcze mała, ojciec powiedział jej, że ta figurka daje siłę. Bardzo jej teraz potrzebowała.

– Nie mam zamiaru dołączyć do zastępu twoich wielbicielek, które czekają, aż raczysz zaprosić je na randkę.

– Nie zapraszałem cię i nie musisz mi grozić tym, hm… kastetem. Przy mnie jesteś bezpieczna. – Broderick nagle spoważniał. – Ale skoro jesteś tak samo zaskoczona tymi danymi jak ja, proponuję, żebyś poszła ze mną do twojej matki i zapytała, co jest grane.

– Oczywiście. Zróbmy tak. Zaraz się wszystko wyjaśni.

Im szybciej, tym lepiej.

Za wszelką cenę chciała pozbyć się Brodericka Steele’a ze swojego gabinetu.

Broderick wiedział, że pozwala sobie na zbyt wiele, ale Glenna działała na niego jak żadna inna kobieta.

W college’u tłumaczył sobie, że podnieca go urok zakazanego owocu – ich rodziny zażarcie rywalizowały z sobą – ale teraz przekonał się, że Glenna nadal go pociąga.

Zazwyczaj starał się panować nad sobą i trzymać jak najdalej od niej, lecz dzisiaj dostarczono mu bardzo niepokojące dokumenty o wykupie akcji.

– Jesteś gotowa już zaraz rozmawiać o tym z matką? – zapytał. – Musimy się dowiedzieć, który z członków waszego zarządu, albo naszego, tak namieszał.

Glenna podniosła głowę i spojrzała na niego oczami niebieskimi i czystymi jak alaskańskie niebo po burzy.

– Jestem. Im szybciej, tym lepiej. Mama jest dziś w biurze. Widziałyśmy się rano.

Glenna wstała i obeszła biurko.

Broderick oniemiał. Wąska spódnica ciasno opinała biodra, żakiet podkreślał biust, biała bluzka rozpięta pod szyją odsłaniała…

– Prowadź.

Zmobilizował całą siłę woli, aby zapanować nad sobą. Glenna obejrzała się, jej złociste włosy opadły na ramię.

– Mama ma biuro dwa piętra wyżej – oznajmiła. – Nie martw się. Zaraz wszystko się wyjaśni.

Z tymi słowami wyszła z gabinetu. Gruby dywan tłumił odgłos obcasów. Z okien korytarza rozciągał się wspaniały widok na góry. Wszędzie w Ameryce była już wiosna, tu szczyty wciąż pokrywał śnieg.

Broderick mocniej ścisnął w dłoni kopertę. Co ojciec wie na ten temat? Dziś rano, mimo usilnych starań, nie udało mu się z nim skontaktować.

Ostatnio ojciec był dziwnie rozkojarzony i trudno uchwytny. Akurat wtedy, kiedy był potrzebny. Trwał przetarg na budowę rurociągu z Alaski do Dakoty Północnej i Południowej. Nie chodziło tylko o pieniądze ani o niezależność energetyczną, lecz również o ekologię. Inwestycja musi byś przyjazna dla środowiska. Tu przecież chodzi o ochronę terenów, które wszyscy kochają i nazywają domem.

W rodzinie Steele’ów byli i inżynierowie, i ekolodzy. Wspólnie pracowali nad projektem, który spełniałby wszelkie wymagania bezpieczeństwa i ochrony przyrody.

Broderick zdawał sobie sprawę z powszechnej opinii, że jest zimnym draniem, lecz nie widział powodu, aby lokować uczucia w czymkolwiek i kimkolwiek poza pracą.

Coś w nim pękło, gdy zmarła jego siostra. Rozumem był w stanie pojąć, co się wydarzyło, sercem nie. Może gdyby jednocześnie nie stracił matki, pomogłaby mu odnaleźć siebie, kiedy z jego winy rozpadały się związki z kolejnymi partnerkami. Obecnie spotykał się tylko z kobietami, które podobnie jak on były zainteresowane flirtem bez zobowiązań.

Glenna często powtarzała, że interesuje ją wyłącznie praca. Rozumiał to. On również poślubił swoją firmę.

I dlatego absurdalne plotki o fuzji obu rafinerii muszą zostać zduszone w zarodku.

– Nie zachowujesz się jak większość dyrektorów finansowych – stwierdziła ni stąd, ni zowąd Glenna.

Broderick przechylił głowę na bok.

– Nie?

– Jesteś taki… – zawahała się, szukając odpowiedniego określenia – taki ekstrawagancki. Niedorzeczny. Nieprzewidywalny.

Przyspieszyła kroku.

– Za to ty jesteś bardzo rzeczową i zawsze zapiętą na ostatni guzik księgową.

Na wspomnienie chwil, kiedy rozpinał guziki jej bluzki, poczuł falę gorąca.

Musiała czytać w jego myślach.

– Patrz przed siebie, kowboju.

– Myślisz, że przyniosłem ukrytą kamerę, aby wykraść wasze tajemnice? – Ich spojrzenia spotkały się. Głębia jej błękitnych oczu go wciągnęła. – Bardzo bym pragnął poznać twoje sekretne pragnienia – wyrwało mu się, zanim zdążył się powstrzymać.

– Wolałabym, abyśmy ograniczyli się do spraw zawodowych – odparła. – Mógłbyś uszanować moje życzenie przez najbliższe pół godziny? Jeśli nie, zorganizujemy wideokonferencję.

Skinął głową i cofnął się o krok. Wiedział, że igra z ogniem. Glenna jednak miała rację, nazywając go nieprzewidywalnym. Mimo obecnych komplikacji zamierzał zacieśnić znajomość z nią. Oczywiście później. Wyczucie czasu jest gwarancją powodzenia.

– Oczywiście uszanuję twoje życzenie.

– Chciałabym móc ci zaufać – odparła prawie szeptem.

Podeszła do windy, nacisnęła przycisk.

Jej słowa go zirytowały. Czyżby miała o nim aż tak złe zdanie? Stanął obok niej przed drzwiami windy i przyglądał się jej w zadumie.

Tymczasem Glenna poprawiła spinkę we wspaniałych włosach. Jasnoróżowy lakier na paznokciach był ledwo widoczny. Elegancki, dyskretny, jak ona sama.

– Nic na to nie poradzę, ale niepokoi mnie, że masz wgląd w nasze operacje na giełdzie i w ogóle w nasze finanse – oznajmiła.

Drzwi windy rozsunęły się. Wsiedli do półkolistej oszklonej kabiny. Przed nimi rozpościerał się widok na port.

– Może powinnaś się martwić o wasze zabezpieczenia?

– Polecę ochronie, żeby cię wzięła na kontrolę osobistą, kiedy będziesz wychodził.

W jej oczach mignął szelmowski błysk.

– Sama będziesz ją nadzorowała? – zapytał. – Na szczęście włożyłem moje najzabawniejsze bokserki.

Glenna uniosła brwi. Zawsze potrafiła jednym słowem albo gestem przywołać adwersarza do porządku.

– Pochlebiasz sobie.

– Marzę, o pani, marzę.

Teraz Glenna przechyliła głowę i spojrzała na Brodericka z ukosa.

– Muszę zapytać, czy zawsze traktujesz partnerów biznesowych w taki sposób?

– Tylko tych, z którymi kiedyś miałem romans – odciął się. – Właściwie powiem inaczej… Tylko ciebie. Z innymi ograniczam się do interesów.

– Wybór niewłaściwego partnera do spędzenia jednego weekendu w college’u to jeszcze nie romans.

– Oczarowałaś mnie. Tamten weekend stał się punktem odniesienia we wszystkich późniejszych związkach. Żadna kobieta ci nie dorówna.

Czy naprawdę powiedział to głośno? Zabrzmiało bardzo serio. Z opresji uratował go dzwonek windy zatrzymującej się na piętrze.

Ku zaskoczeniu Brodericka Glenna nacisnęła przycisk blokujący drzwi.

– Możesz bajerować swój zarząd, ale nie mnie.

Miała rację. Nadał rozmowie nieodpowiedni w takim miejscu ton.

Znajdowali się jednak w windzie. Sami. Broderick przysunął się bliżej Glenny. Wciągnął w nozdrza zapach jej perfum. Migdały… Zaskakujące. Zmysłowe.

– A jeśli mówię prawdę?

Otworzyła szerzej oczy, potem dotknęła jego łokcia.

– Przykro mi, jeśli cię uraziłam. – Urwała i przełknęła ślinę. – Nie wierzę, że żadna kobieta mi nie dorównała. A teraz przestań się ze mną bawić i chodźmy do mojej matki.

Nacisnęła przycisk, drzwi windy rozsunęły się.

Glenna wyszła pierwsza i energicznym krokiem ruszyła korytarzem. Właśnie skręcała do gabinetu matki, gdy z przeciwnej strony nadbiegła jej kuzynka, Sage Hammond, asystentka Jeannie Mikkelson. Wygładziła prostą niebieską dżersejową sukienkę z golfem i usiadła na swoim miejscu za burkiem.

– Przepraszam, odeszłam na chwilę. Twoja mama właśnie rozmawiała przez telefon… – Sage spojrzała na konsolę. – Chyba już skończyła. Możecie wejść.

Gabinet był pusty.

– Mamo? Jest ze mną Broderick Steele. Zaszło jakieś nieporozumienie, które chcielibyśmy z tobą wyjaśnić. – Glenna rozejrzała się dokoła. – Wiem, że jest tutaj – dodała. – Widzę torebkę, aktówkę, płaszcz, nawet szal… Pewnie parzy sobie kawę.

Może jest w toalecie? Glenna spojrzała w stronę prywatnej łazienki. Dochodziły stamtąd jakieś szmery. Szum wody, stłumiony jęk. Spod drzwi wydobywała się para.

– Zaczekam na zewnątrz, a ty sprawdź, czy wszystko w porządku – odezwał się Broderick. – Zawołasz mnie, gdybyś potrzebowała pomocy.

– Dzięki. Mamo? – W głosie Glenny zabrzmiała nuta niepokoju. – Mamo? Dobrze się czujesz?

Pytanie pozostało bez odpowiedzi.

Glenna i Broderick wymienili się spojrzeniami.

– Nie chcę tam się wdzierać, ale jeśli coś jej się stało…

– Musisz sama zdecydować – odparł Broderick. – Mam wyjść?

– Wyjdź, ale czekaj w pobliżu, dobrze? – Glenna zapukała do drzwi łazienki. – To ja, mamo. Dobrze się czujesz? – Broderick czekał wpatrzony w noski swoich butów. – Mamo, niepokoję się. Nie chcę ci przeszkadzać, ale muszę sprawdzić, czy nic ci się nie stało. Wchodzę…

Glenna dotknęła gałki i ją przekręciła. Bez rezultatu. Drzwi były zamknięte od wewnątrz. Zapukała mocniej.

– Mamo! Boję się o ciebie! Otwórz. Proszę. – Sięgnęła do kieszeni. – Mam klucz uniwersalny. Otwieram.

Glenna otworzyła drzwi.

– Och! – pisnęła ze zdumieniem i zakryła usta dłonią.

Broderick znalazł się przy niej. Widok, jaki ukazał się jego oczom, na chwilę odebrał mu głos.

W wypełnionej parą wodną łazience stała owinięta ręcznikiem Jeannie Mikkelson. Nie była sama.

Za jej pleców wyłonił się dobrze mu znany mężczyzna i zasłonił ją sobą.

– Tata?

Tytuł oryginału: The Baby Claim

Pierwsze wydanie: Harlequin Desire, 2018

Redaktor serii: Ewa Godycka

© 2018 by Catherine Mann

© for the Polish edition by HarperCollins Polska sp. z o.o., Warszawa 2019

Wydanie niniejsze zostało opublikowane na licencji Harlequin Books S.A. Wszystkie prawa zastrzeżone, łącznie z prawem reprodukcji części lub całości dzieł w jakiejkolwiek formie. Wszystkie postacie w tej książce są fikcyjne. Jakiekolwiek podobieństwo do osób rzeczywistych – żywych lub umarłych – jest całkowicie przypadkowe. Harlequin i Harlequin (nazwa serii) są zastrzeżonymi znakami należącymi do Harlequin Enterprises Limited i zostały użyte na jego licencji. HarperCollins Polska jest zastrzeżonym znakiem należącym do HarperCollins Publishers, LLC. Nazwa i znak nie mogą być wykorzystane bez zgody właściciela. Ilustracja na okładce wykorzystana za zgodą Harlequin Books S.A. Wszystkie prawa zastrzeżone.

HarperCollins sp. z o.o.

02-516 Warszawa, ul. Starościńska 1B lokal 24-25

www.harpercollins.pl

ISBN 9788327644534

Konwersja do formatu EPUB: Legimi S.A.