Gorące noce (Gorący Romans) - Mann Catherine - ebook

Gorące noce (Gorący Romans) ebook

Mann Catherine

3,6

Opis

Dla Felicity Alaska miała być azylem. Przeniosła się tam po rozwodzie. Po krótkim romansie zostawiła też bogatego biznesmena Conrada Steele’a i postanowiła poświęcić się pracy. Jednak Conrad nie tak to sobie wyobrażał. Zdecydował się zrobić wszystko, by ich romans trwał...

Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
czytnikach certyfikowanych
przez Legimi
czytnikach Kindle™
(dla wybranych pakietów)
Windows
10
Windows
Phone

Liczba stron: 155

Odsłuch ebooka (TTS) dostepny w abonamencie „ebooki+audiobooki bez limitu” w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
Oceny
3,6 (53 oceny)
17
12
12
12
0
Więcej informacji
Więcej informacji
Legimi nie weryfikuje, czy opinie pochodzą od konsumentów, którzy nabyli lub czytali/słuchali daną pozycję, ale usuwa fałszywe opinie, jeśli je wykryje.

Popularność




Catherine Mann

Gorące noce

Tłumaczenie:Katarzyna Ciążyńska

ROZDZIAŁ PIERWSZY

A więc znów się pojawił.

Felicity Hunt wystarczyło, że zobaczyła płowożółty kowbojski kapelusz leżący na jego kolanie. Conrad Steele zlekceważył jej prośbę, by więcej się nie spotykali. Ten człowiek zagrażał jej wewnętrznej równowadze, a ciężko nad nią pracowała, by po rozwodzie wrócić do zawodu.

Magnat naftowy z Alaski słynął ze swojej determinacji. Nie robił nic na siłę, za to trwał przy swoim, aż wygrał.

Cóż, z nią nie wygra. Choć właśnie dawał z siebie wszystko, by zyskać jej uwagę.

Otoczony gromadką małych pacjentów w szpitalnym ogrodzie pamięci Conrad czytał im książkę. Tak, ten widok chwytał za serce.

Felicity, która wracała od poważnie chorego trzylatka, nowego podopiecznego systemu opieki zastępczej, z jeszcze większą stanowczością postanowiła trzymać Conrada na dystans. Cóż, łatwiej powiedzieć, niż zrobić. Jako pracownik socjalny w szpitalu Anchorage General miała słabość do małych pacjentów.

Dzieci siedziały na wózkach albo na matach na podłodze wpatrzone w kowboja, który niskim głosem snuł opowieść o magicznym rumaku. Książka niemal ginęła w jego dużych dłoniach. Trzymał ją tak, by słuchacze widzieli stronę z ilustracją przedstawiającą konia z siodłem na grzbiecie.

Dziewczynka uniosła rękę i spytała:

– Co zwisa z siodła?

– Strzemiona, na których jeździec opiera stopy – odparł Conrad, a potem podniósł wzrok i spotkał się spojrzeniem z Felicity, która stała oparta o kolumnę.

Zdawało jej się, że między nimi poleciały iskry. Powinna już do tego przywyknąć, a wciąż ją to zaskakiwało. Trwało to parę sekund, lecz nie mogła się otrząsnąć długo po tym, jak Conrad wrócił do książki.

Był przystojny jak gwiazdor filmowy. Miał krótko ostrzyżone ciemne włosy przyprószone siwizną na skroniach, wyraźnie zarysowaną szczękę i kości policzkowe. I te oczy, bladoniebieskie jak najgorętsze płomienie. Biała koszula podkreślała jego szerokie ramiona. Marynarkę powiesił na oparciu krzesła. Czerwony jedwabny krawat przyciągał wzrok do mocnej szyi.

To był mężczyzna, na którym można się oprzeć.

Felicity starała się zwolnić oddech i rytm serca. W tej sterylnej przestrzeni zapach roślin łączył się z wonią środków antyseptycznych. Wiedziała, że musi opuścić ogród pamięci, nim Conrad skończy swoją opowieść.

Mimo woli przypomniała sobie, jak się poznali i jak się za nią uganiał z samozaparciem, które powinno jej pochlebiać. Często wówczas bywała w tym szpitalu jako pracownik socjalny okręgu, zaś bratanek Conrada spotykał się z jej przyjaciółką, wolontariuszką na oddziale intensywnej terapii noworodków. W końcu wbrew rozsądkowi uległa Conradowi, lecz zerwała z nim tuż przed Bożym Narodzeniem. Zaraz potem podjęła nową pracę.

Stanowisko szpitalnego pracownika socjalnego, który zajmuje się dziećmi, było spełnieniem jej marzeń i powodem, by skupić się na karierze. Rozwód złamał jej serce. Ból i żal odcisnęły piętno na jej pracy, upośledzając zdolność koncentracji. Wiele ją kosztowało, by to odbudować. Nie zamierzała godzić się na kolejne komplikacje w życiu zawodowym i osobistym.

Tymczasem Conrad zamknął książkę i przekazał pałeczkę wolontariuszowi z kukiełkami. Felicity puściła smycz, którą ściskała tak mocno, aż ta wbijała jej się w skórę. Czekała zbyt długo, pogrążona w myślach. Jeśli ruszy natychmiast, zdoła jeszcze uciec.

Ale czy nie odsunie tylko w czasie tego, co nieuniknione? Nie może tak po prostu odejść, nie konfrontując się z Conradem, musi mu przypomnieć, że miał zostawić ją w spokoju.

Conrad włożył marynarkę i z kapeluszem i kurtką w ręce torował sobie drogę przez gromadkę swoich słuchaczy. Minął pelargonie wylewające się z terakotowych donic, biodegradowalne urny, z których wyrastały drzewa, i kamienną fontannę. Podczas gdy lalkarz ustawiał scenę, dzieci przeciągały się i wierciły, a stojaki do kroplówek pobrzękiwały. Conrad przystanął, pochylił się, by odpowiedzieć na pytanie dziewczynki w chusteczce na głowie, a potem ruszył znów przed siebie.

Nie spuszczał wzroku z Felicity.

– Witaj – powiedział. – Miło cię widzieć.

Przygryzła wargę, starając się nie patrzeć mu w oczy, bombardowana wspomnieniami ich wspólnych chwil.

– Wyjdźmy stąd, nie chcę przeszkadzać w przedstawieniu.

Conrad otworzył drzwi prowadzące do ruchliwego holu. Personel i goście przemieszczali się płynnie w przeciwnych kierunkach. Za oknami pług śnieżny pracował na parkingu obok górującego nad nim garażu. Conrad chwycił Felicity za łokieć i poprowadził ją do wnęki, gdzie stały automaty sprzedające. Ten zwyczajny na pozór dotyk rozpalił w niej ogień. Pod jego równie gorącym spojrzeniem poczuła się naga. Conrad oparł rękę o ścianę, jego ramiona przesłoniły korytarz, i nagle ta publiczna przestrzeń zrobiła się intymna.

– Gratuluję nowej pracy.

A więc już wiedział, zapewne od jej przyjaciółki Tally Benson, która spotykała się z jego bratankiem, Marshallem Steele’em. Jego pojawienie się tu nie było przypadkowe.

Poczuła irytację, a także niechciany dreszcz przyjemności.

– Tally ci powiedziała?

– Marshall – przyznał Conrad. – Nie wiedziałem, że chciałaś zmienić pracę.

Usiłowała skupić się na jego słowach, co nie było łatwe, bo z każdym wdechem wciągała jego korzenny zapach.

– Byłam zadowolona z poprzedniej pracy, ale to jest coś, o czym marzyłam.

– Mają szczęście, że dla nich pracujesz. – Jego ręka była tak blisko, że mógłby ją pogłaskać po głowie.

– Po co przyszedłeś? Nie kupuję twojego nagłego zainteresowania zabawianiem chorych dzieci.

– Nie chciałaś pójść ze mną na randkę wygraną na aukcji kawalerów, a ponieważ zapłaciłaś za mój czas, postanowiłem zrekompensować to w ten sposób.

Była wściekła, gdy na charytatywnej aukcji kawalerów w jej imieniu zapłacił za swój czas. Nie lubiła być manipulowana. To kolejny powód, dla którego zirytowała się na jego widok, choć jego bliskość podnosiła jej temperaturę. Nie mogła jednak zaprzeczyć, że zrobił dla małych pacjentów coś dobrego.

– To bardzo miłe z twojej strony. Skąd ci przyszło do głowy, żeby im poczytać, zamiast na przykład zostać wolontariuszem w sklepie z upominkami?

– Lubię dzieci, choć nie mam własnych. Zawsze byłem dumnym i zaangażowanym wujkiem. Fundacja założona przez moją rodzinę inicjuje właśnie kilka projektów w Anchorage General.

Jak to możliwe, że o tym nie słyszała? Czy Conrad szuka kolejnego pretekstu, by ją nękać?

– Jakich projektów?

– Zaczynamy od programu „Książki dla pacjentów”.

– To wspaniałe, ale wiedz, że mnie nie da się kupić.

Jego uśmiech zgasł.

– Ani mojego honoru. Moja rodzina od zawsze wspiera ten szpital z wdzięczności za opiekę. Moi bratankowie i bratanice przyszli tu na świat. Naomi była tu leczona na raka, a potem tu urodziła. Książki dla pacjentów to część nowego programu pilotażowego.

– Nowego programu pilotażowego? – Jednak ją zaciekawił. I tyle z udawania, że jest zimna i niedostępna jak tundra na Alasce.

– Fundacja Steele’ów i Mikkelsonów szuka pomysłów na pozytywne zmiany w szpitalu. Jednym z nich jest obdarowanie dzieci książkami, które będą mogły zatrzymać, co wyeliminuje ryzyko zanieczyszczenia krzyżowego drobnoustrojami związane z przekazywaniem książki z rąk do rąk.

Jak mogła nie pochwalić tego planu?

– To rozsądne. Dzieci i rodzice będą wdzięczni.

Długotrwała hospitalizacja pociąga za sobą spore koszty, a wtedy nawet kupno książki staje się luksusem.

– Dzisiaj wszystkie dzieci dostały książkę, której właśnie słuchały. – Na jego wargi zawitał półuśmiech, a charakterystyczne oczy Steele’ów były pełne obietnicy.

– Czym jeszcze zajmie się fundacja?

– Wczoraj odbyło się głosowanie, więc w zasadzie mogę to już zdradzić, choć konferencja prasowa odbędzie się jutro. – Uśmiechnął się szerzej.

– Okej, przyznaję, rozbudziłeś moją ciekawość. – Zawodową oczywiście.

Niemal niezauważalnie uniósł brwi. Jego uśmiech był pewny siebie i seksowny.

– Ofiarujemy darowiznę oddziałowi onkologicznemu, gdzie leczyła się Naomi. Zmienią też nazwę oddziału, a odbędzie się to podczas uroczystej kolacji dla rady nadzorczej szpitala i zarządu fundacji.

To nie był naprędce wymyślony plan, by na pozór przypadkiem na nią wpaść. Conrad i fundacja jego rodziny mieli interes w tym, by pomagać szpitalowi.

Felicity wbrew własnej woli była podekscytowana.

– Nie pozbędę się ciebie, tak?

Z kapeluszem w ręce odprowadzał Felicity wzrokiem, gdy pospiesznie oddalała się korytarzem.

Zirytował ją. No i dobrze. Tak, do diabła, nie pozbędzie się go. Pragnął jej, odkąd ją ujrzał. Od tamtej pory o nią walczył, co nie było łatwe, gdyż wciąż była obolała po trudnym rozwodzie. Ale on nie należał do tych, którzy szybko się poddają.

Nie spuszczając z niej wzroku, odsunął się od automatów i dołączył do kursujących szerokim korytarzem.

Felicity spięła włosy w kok. Wpadające przez okna słońce podkreślało miodowe pasemka. Wąska spódniczka opinała jej krągłości, a kończyła się tam, gdzie zaczynały się sięgające kolan skórzane kozaki. Żabot i falbanki przy rękawach bluzki przyciągały spojrzenie do jej szyi i nadgarstków. Swoją drogą Conrad nie potrzebował tego wszystkiego, by chcieć na nią patrzeć.

Miał zwyczaj umawiać się ze spełnionymi zawodowo kobietami, które nie czekają, aż ktoś włoży im obrączkę. Raz omal się nie ożenił, lecz narzeczona uciekła od ołtarza.

Kiedy starszy brat Conrada stracił żonę i dziecko w katastrofie samolotowej, jego nieukojony żal utwierdził Conrada w postanowieniu pozostania kawalerem. Z poświęceniem pomagał w wychowaniu bratanic i bratanków. Kochał dzieci. Wyciągnięcie pomocnej dłoni do przeciążonego pracą i odpowiedzialnością brata Jacka nie stanowiło dla niego problemu. Conrad był piętnaście lat młodszy, miał energię i czas. Nie mógł się jednak nie zastanawiać, czy fakt, że dzieci brata już dorosły i tak bardzo go nie potrzebowały, nie był jednym ze źródeł jego dziwnego niepokoju.

Wrócił wzrokiem do Felicity, która wsiadała do windy. Wciąż go pociągała i nie przewidywał, że to ulegnie zmianie. Miał nadzieję, że tego dnia sprawy potoczą się gładko, a z drugiej strony lubił przecież wyzwania.

Gdy ruszył w stronę wind, podwójne drzwi wejściowe otworzyły się i do holu wpadł zimny powiew. Znajoma twarz zatrzymała go w pół kroku. Marshall, jego bratanek, średnie dziecko Jacka. Marshall był trochę odludkiem, najchętniej doglądał rancza. Nigdy nie interesował się rodzinnym biznesem naftowym.

Wszyscy musieli jednak stanąć na wysokości zadania, kiedy Jack zaręczył się z owdowiałą matką rodu ich biznesowego rywala, rodziny Mikkelsonów. Wkrótce potem Jack spadł z konia, o mały włos nie tracąc życia. Rekonwalescencja po operacji kręgosłupa trwała wiele miesięcy.

Choć Jack poślubił Jeannie Mikkelson, znajdowali się w krytycznym punkcie fuzji ich obu firm, z których powstała Alaska Oil Barons Inc. Ceny akcji firmy na giełdzie wahały się. Należało stworzyć stabilny front. Liczyli na to, że fundacja charytatywna Steele’ów i Mikkelsonów połączy rodziny i uspokoi inwestorów.

Marshall zbliżył się do Conrada, otrzepując śnieg.

– Co tu robisz? Coś się stało?

– Nie, wszystko w porządku. – Po wypadku Jacka, a na dodatek tętniaku Shany Mikkelson, wciąż byli nieco przewrażliwieni. Większa rodzina oznaczała więcej powodów do radości i do trosk.

– Przywiozłem książki na oddział dziecięcy i jedną im przeczytałem.

– Poważnie? Podejrzewam jakiś ukryty cel. – Marshall zmrużył oczy podobne do oczu jego matki, która zginęła w katastrofie samolotu. – Felicity teraz tu pracuje, prawda?

– Tobie też czytałem, jak byłeś mały – odparował Conrad.

– Pamiętam, że robiłeś to, żeby dostać dodatkowe punkty z angielskiego.

Conrad machnął ręką.

– Dwie pieczenie na jednym ogniu. Jestem wielozadaniowcem.

– Aha, jak dzisiaj. – Marshall uniósł rękę. – Jeśli nie chcesz rozmawiać o Felicity, nie ma sprawy. Zabieram Tally na lunch. Wpadniesz jutro z Nanuq i Shilą?

Conrad zapewniał tymczasowy dach nad głową dwóm koniom Marshalla, bo jedna z jego stajni spłonęła i musiał zrobić remont. Zostały jeszcze prace wykończeniowe, ale boksy były już bezpieczne. Nanuq i Shila, co oznacza białego niedźwiedzia i płomień, były gotowe do transportu.

– Jasne. To do jutra – odparł Conrad.

Prawdę mówiąc, mógłby wybrać się na konną przejażdżkę, by rozładować napięcie, które z pewnością się pojawi po nieuchronnej konfrontacji z Felicity. Przed końcem dnia Felicity dowie się, jak bliska czeka ich współpraca.

Maszerując szpitalnym korytarzem do swojego gabinetu, Felicity nie była w stanie zapomnieć o spotkaniu z mężczyzną w kapeluszu. Od chwili, gdy wpadła na Conrada, była kłębkiem nerwów. Musi wziąć się w garść przed spotkaniem z nowym szefem.

Minęła pielęgniarkę, która niosła karty pacjentów, i grupkę gości pochłoniętych rozmową.

Jej nowy przełożony nie zdradził powodu spotkania, powiedział tylko, że będzie miała szansę wyróżnić się w nowej pracy. Jej ciekawość sięgała zenitu. Spuściła wzrok, by wyjąć notatki, i omal nie wpadła na Tally.

– Witaj! – zawołała zaskoczona przyjaciółka. – Właśnie kończę wolontariat. Myślałam, że dziś już cię nie zobaczę. Jak nowa praca?

– Jestem podekscytowana – odparła Felicity.

Zabrzmiało to jakoś nieszczerze. Aż się zastanowiła, czemu udaje przed przyjaciółką. W liceum brała udział w próbach do szkolnego wystawienia „Króla Lira”, ponieważ jej zastępcza matka kochała Szekspira. Podczas prób Felicity uprzytomniła sobie, że maskowanie uczuć wymaga o wiele więcej wysiłku, niż można by się spodziewać, obserwując aktorów na scenie czy ekranie.

W pracy nigdy nie musiała udawać. Jej ogromna empatia dawała jej siłę do pokonywania trudności.

Tego dnia czuła się jak tamta licealistka, która czytała cudze słowa. Słowa, które nie pasowały do języka jej ciała.

– To czemu marszczysz czoło?

Felicity poprawiła smycz z identyfikatorem i spytała:

– Wiedziałaś, że Conrad będzie dzisiaj czytał dzieciom? Podobno ich rodzinna fundacja ma poważne plany związane z naszym szpitalem – dodała szybko, by nie okazać, że interesuje się tym prywatnie.

Tak duże zaangażowanie nie mogło być wyłącznie chwytem służącym zdobyciu jej względów. Felicity czuła, że niesprawiedliwie oskarżyła o to Conrada.

– Szpital ma szczęście, że trafił się taki hojny dobroczyńca.

– Mówiąc szczerze, nie ogarniam tej rodziny – przyznała Tally. – Jest tak liczna.

Tally zapewne wiedziała, co mówi. Nie tak dawno została zatrudniona do pomocy Marshallowi podczas jego rekonwalescencji po złamaniu ręki. Teraz byli już parą.

Kiedy patriarcha rodu Steele poślubił wdowę po swoim konkurencie, świat biznesu był pełen doniesień na temat fuzji ich firm i niepokojów związanych z tym, kto stanie na czele nowej firmy. Wciąż nie ogłoszono nazwiska nowego prezesa Alaska Oil Barons. Felicity słyszała plotki, że decyzja powinna wkrótce zapaść.

– Och – przypomniała sobie, sięgając do teczki. – Mam dla ciebie list polecający. – Namówiła Tally, by starała się o stypendium, które pozwoli jej zostać pracownikiem socjalnym. Tally była do tego urodzona.

Tally uśmiechnęła się promiennie, jej oczy zaszły łzami.

– Dziękuję. – Schowała kopertę do torebki. – Twoje wsparcie wiele dla mnie znaczy. Obawiam się mieć nadzieję, że uda mi się awansować, a zwłaszcza otrzymać stypendium.

Felicity ją rozumiała. Zbyt dobrze pamiętała, jak trudno jej było po rozwodzie mieć nadzieję na dobrą przyszłość.

– Daj mi znać, jak tylko czegoś się dowiesz.

– Na pewno – obiecała Tally, ściskając ją. – Nie będę cię zatrzymywać. Spotkajmy się na lunchu, ja stawiam.

– Świetnie. Bądźmy w kontakcie. – Felicity uśmiechnęła się i ruszyła do swojego biura.

Otworzyła drzwi kartą magnetyczną i weszła do środka – do własnego pokoju z własnym oknem. Widziała przez nie zaśnieżone góry i zawdzięczała mu tyle dziennego światła, ile bywało zimą na Alasce. W kącie wciąż stały pudła, na razie wypakowała najważniejsze rzeczy. Na przykład tablicę z podziękowaniami od rodziców i świeżo zaadoptowanych dzieci, a także kilka oprawionych dziecięcych rysunków. Znaczyły dla niej więcej niż jakiekolwiek inne wyróżnienia, pokazując, że jej praca poprawia los bezbronnych dzieci.

Przełknęła wzruszenie i zaczęła przeglądać teczki na biurku. Ta, której szukała, leżała przyciśnięta mosiężnym przyciskiem do papieru w kształcie teksaskiego bizona. Zerknęła na zegar. Musi się pospieszyć.

Zamknęła pokój i pobiegła do wind. W chwili, gdy dobiegała na miejsce, drzwi windy zaczęły się zamykać.

– Proszę zatrzymać windę! – zawołała.

W szparze między zasuwanymi drzwiami pojawiła się ręka. Drzwi zaczęły się znów rozsuwać.

– Dziękuję – rzuciła bez tchu. – Spóźnię się na spotkanie.

W drugim końcu przepełnionej windy rozległ się męski śmiech. Znajomy męski śmiech.

Zamknęła oczy.

– Witaj, Conradzie.

Zbierając się w sobie, podniosła powieki i ujrzała go obok młodej pielęgniarki, która bezczelnie na niego zerkała. Conrad udawał, że tego nie zauważa, co mimo woli poruszyło Felicity. Conrad nie unikał kobiet, a jednak od żadnej kobiety nie słyszała na jego temat złego słowa.

Niech to szlag. Nie powinna o nim myśleć.

– Czwarte piętro, proszę.

Celowo otworzyła teczkę i przeglądała propozycje nowej listy utworów muzycznych i filmów dla dzieci na oddziale onkologicznym, którą chciała zaprezentować szefowi.

Drzwi windy otworzyły się po raz kolejny i grupka osób ją opuściła, zostawiając Felicity sam na sam z Conradem. Pewnie za bardzo liczyła na to, że on także wysiądzie.

– Miałabyś ochotę wybrać się ze mną na kolację?

– Jesteś uparty. Muszę ci to przyznać.

– Nie chcesz dowiedzieć się czegoś więcej na temat planów fundacji związanych ze szpitalem?

Podniosła wzrok, ich oczy się spotkały.

– Jestem zaintrygowana. Ale muszę ci odmówić.

Zaśmiał się cicho.

– Śmiejąc się ze mnie, nie zdobędziesz mojej przychylności.

– Uwierz mi, nie śmiałem się z ciebie. Owszem, masz poczucie humoru, ale to twoją inteligencję podziwiam i uważam za diabelnie seksowną. – Uśmiechnął się do niej. – Czy robię postępy?

Z westchnieniem powiodła wzrokiem po jego twarzy.

– Nie rozumiem, czemu wciąż nie dajesz mi spokoju.

– Jesteś zachwycająca.

Znów patrzył jej w oczy, aż ciarki przeszły jej po plecach. Wyobraziła sobie, jak by to było, gdyby się w niego wtuliła.

Po raz kolejny drzwi winy otworzyły się, ruch i hałas na korytarzu wyrwały ją z zamroczenia. Poprawiła torebkę i wysiadła z windy. Nie mogła zaprzeczyć, że jest między nimi chemia. To nigdy nie ulegało wątpliwości.

Conrad wysiadł za nią, na tym samym piętrze, gdzie miała spotkać się ze swoim nowym szefem w sprawie nowej szansy. W dniu, kiedy Conrad wspomniał, że fundacja jego rodziny zaczyna nową współpracę z Anchorage General. Felicity miała złe przeczucia.

– Praca z tobą będzie przyjemnością.

Tytuł oryginału: The Billionaire Renegade

Pierwsze wydanie: Harlequin Desire, 2019

Redaktor serii: Ewa Godycka

© 2018 by Catherine Mann

© for the Polish edition by HarperCollins Polska sp. z o. o., Warszawa 2020

Wydanie niniejsze zostało opublikowane na licencji Harlequin Books S.A.

Wszystkie prawa zastrzeżone, łącznie z prawem reprodukcji części lub całości dzieł w jakiejkolwiek formie.

Wszystkie postacie w tej książce są fikcyjne. Jakiekolwiek podobieństwo do osób rzeczywistych – żywych lub umarłych – jest całkowicie przypadkowe.

Harlequin i Harlequin (nazwa serii) są zastrzeżonymi znakami należącymi do Harlequin Enterprises Limited i zostały użyte na jego licencji.

HarperCollins Polska jest zastrzeżonym znakiem należącym do HarperCollins Publishers, LLC. Nazwa i znak nie mogą być wykorzystane bez zgody właściciela.

Ilustracja na okładce wykorzystana za zgodą Harlequin Books S.A.

Wszystkie prawa zastrzeżone.

HarperCollins sp. z o.o.

02-516 Warszawa, ul. Starościńska 1B lokal 24-25

www.harpercollins.pl

ISBN 9788327648051