Świt królestw. Jasna historia wieków ciemnych - Jones Dan - ebook

Świt królestw. Jasna historia wieków ciemnych ebook

Jones Dan

0,0
91,00 zł

lub
-50%
Zbieraj punkty w Klubie Mola Książkowego i kupuj ebooki, audiobooki oraz książki papierowe do 50% taniej.

Dowiedz się więcej.
Opis

Epicka podróż przez średniowiecze

Kiedy szukamy synonimu dla ignorancji i barbarzyństwa, słowo „średniowiecze” nasuwa się samo. W końcu czy nie nazywamy tej epoki wiekami ciemnymi?

Jak bardzo jesteśmy w błędzie! Średniowiecze to czasy kształtowania się wielkich religii, idei i całych państw. Okres odkryć, przemian społecznych i technologicznych.

Dan Jones zabiera nas w epicką podróż od stepów Mongolii po urwiste brzegi Portugalii i od ośnieżonych lasów Skandynawii po rozżarzone piaski Egiptu. Odkrywamy wielkie stolice późnego antyku, na targach pełnych arabskich kupców wąchamy drogocenne korzenie, a wreszcie wsiadamy na statki szukające nowej drogi do Indii.

Pośród rodzących się i upadających królestw Jones śledzi także losy zwykłych ludzi żyjących w niezwykłych czasach. A w tym wszystkim szuka odpowiedzi na fascynujące pytanie: jak średniowiecze wpłynęło na kształt współczesnego świata?

„Po prostu najlepsza historia średniowiecza na rynku”.

Sunday Times

„Wybitne dzieło, w pięknym stylu splatające rozmaite wątki”.

Peter Frankopan

„To czysta rozkosz spotkać tak uzdolnionego i kipiącego energią historyka, który nigdy nie boi się dostarczać czytelnikom rozrywki”.

The Times

„Wyjątkowa, po mistrzowsku wciągająca panorama”.

Simon Sebag Montefiore

„Za****sty autor historyczny, delikatnie rzecz ujmując”.

Duff McKagan, basista Guns N’Roses

„Oto triumf”.

Charles Spencer

Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi lub dowolnej aplikacji obsługującej format:

EPUB
MOBI

Liczba stron: 1038

Data ważności licencji: 3/22/2026

Oceny
0,0
0
0
0
0
0
Więcej informacji
Więcej informacji
Legimi nie weryfikuje, czy opinie pochodzą od konsumentów, którzy nabyli lub czytali/słuchali daną pozycję, ale usuwa fałszywe opinie, jeśli je wykryje.



Anthony’emu, który o wszystkim myśli

Spis map

Najdalszy zasięg granic cesarstwa rzymskiego (ok. 117 roku)

Europa i świat śródziemnomorski (ok. 476 roku)

Podboje Arabów (ok. 750 roku)

Państwo Karola Wielkiego (ok. 800 roku)

Szlaki pielgrzymkowe do Santiago de Compostela (ok. 1000 roku)

Państwa krzyżowców (ok. 1160 roku)

Najdalszy zasięg państwa Mongołów (ok. 1280 roku)

Pierwsza fala czarnej śmierci (1347–1351)

To, co było, jest tym, co będzie,

a to, co się stało, jest tym, co znowu się stanie:

więc nic zgoła nowego nie ma pod słońcem.

Jeśli jest coś, o czym by się rzekło:

„Patrz, to jest coś nowego” –

to już to było w czasach,

które były przed nami.

Koh, 1, 9–10[I]

[I] Jeśli nie zaznaczono inaczej, wszystkie cytaty z Pisma Świętego pochodzą z Biblii Tysiąclecia (przyp. tłum.).

Od autora

Książka obejmuje okres ponad tysiąca lat i wszystkie regiony świata z wyjątkiem Australazji i Antarktyki. Czytelnik zetknie się więc z wieloma językami, walutami i cywilizacjami. Jedne będą mu znane, inne nie. W trosce o klarowność przekazu i przyjemność z lektury nie zastosowałem jednakowego systemu monetarnego ani sztywnej konwencji zapisu. Znanym i powszechnie przyjętym formom dałem pierwszeństwo przed ścisłą poprawnością, a przede wszystkim kierowałem się zdrowym rozsądkiem. Mam nadzieję, że moja decyzja spotka się ze zrozumieniem[I].

[I] Jeśli nie zaznaczono inaczej, imiona, nazwy własne i nazwy geograficzne podaję za Wielką historią świata, tomy: III (A. Krawczuk, P. Kaczanowski, J. Źrałka, J.A. Ostrowski, J. Wolska-Lenarczyk, A. Zemanek), IV (M. Salomon, A. Bieniek), V (K. Baczkowski, P. Wróbel, W. Olszewski, W. Mruk, J. Hauziński, D. Quirini-Popławska, J. Smołucha, K. Stopka, S. Sroka, A. Waśko), Kraków 2017 (przyp. tłum).

Wprowadzenie

W XVI wieku angielski historyk John Foxe uważnie przeanalizował dłuższe okresy dalszej i bliższej przeszłości i doszedł do wniosku, że historię (w istocie liczyła się dla niego wyłącznie historia Kościoła) można podzielić na trzy etapy.

Zdaniem tego badacza dzieje świata zaczynały się od „czasów prymitywnych”, kiedy to chrześcijanie ukrywali się w katakumbach, by uciec przed prześladowaniami ze strony niegodziwych, bezbożnych Rzymian i uniknąć ukrzyżowania lub jeszcze gorszego losu. Kulminację stanowiły „nasze dni ostatnie” – epoka reformacji, kiedy to zakwestionowano władzę Kościoła nad Europą, a zachodnioeuropejscy żeglarze zaczęli eksplorować Nowy Świat.

Między te dwie epoki uczony wcisnął kłopotliwy okres około tysiąca lat. Foxe określił go mianem „wieków średnich”. Z definicji było to więc coś nieokreślonego, krótko mówiąc – ni pies, ni wydra.

Dziś nadal używamy terminu ukutego przez Foxe’a. Dla nas lata między upadkiem cesarstwa zachodniorzymskiego w V wieku a reformacją są „wiekami średnimi”. Wszystko, co dotyczy tego okresu, określamy „średniowiecznym” – to przymiotnik o dokładnie takim samym znaczeniu, powstały w XIX wieku[1]. Stosowana przez nas periodyzacja nie uległa jednak większym zmianom. Średniowiecze (jak zwykle się uważa) to okres, kiedy świat klasyczny się rozpadł, a nowożytność jeszcze się nie narodziła; ludzie wznosili zamki; mężczyźni walczyli w zbrojach i konno; ziemia była płaska, a podróże znojne i długie. I choć w XXI wieku historycy globalni podjęli próbę uaktualnienia terminologii – wprowadzili pojęcie „średnie tysiąclecie” – to termin „wieki średnie” wciąż jest powszechnie używany[2].

Nazwa ta jest mocno nacechowana pejoratywnie. Wieki średnie często stają się obiektem żartów historycznych. Określenie „średniowiecze” nierzadko używane jest, szczególnie przez redaktorów gazet, jako swego rodzaju inwektywa, synonim wszelkiego rodzaju ignorancji, barbarzyństwa i niczym nieusprawiedliwionego okrucieństwa. (Innym popularnym określeniem epoki są „wieki ciemne”. Pełni ono mniej więcej tę samą funkcję – ukazuje karykaturalny obraz tego okresu jako czasu permanentnej zapaści intelektualnej). Z oczywistych względów stan ten może drażnić współczesnych historyków. Przy mediewiście lepiej nie używaj określenia „średniowieczny” jako obelgi, chyba że chcesz usłyszeć wykład albo dostać po nosie.

W tej książce opisałem historię średniowiecza. Jest to pokaźny tom, bo i zadanie niemałe. Będziemy przemierzać kontynenty i stulecia, często w zawrotnym tempie. Poznamy tysiące mężczyzn i kobiet – od Attyli po Joannę d’Arc. Zagłębimy się też w co najmniej kilkanaście obszarów historiografii – od historii wojen i prawa po historię literatury i sztuki. Postawię kilka ważnych pytań i mam nadzieję na nie odpowiedzieć. Co wydarzyło się w średniowieczu? Kto wówczas panował? Jak wyglądał ówczesny system władzy? Jakie wielkie siły formowały ludzkie losy? I w jaki sposób (jeśli w ogóle) średniowiecze wpłynęło na kształt współczesnego świata?

Czasem sposób realizacji tego zamierzenia wyda się odrobinę oszałamiający.

Ale obiecuję, że będzie zabawnie.

Podzieliłem książkę na cztery części, ułożone chronologicznie. Część pierwsza została poświęcona – jak określił to jeden z błyskotliwych współczesnych historyków – „spuściźnie Rzymu”[3]. Zaczyna się od rozdziału opisującego upadające cesarstwo zachodniorzymskie, wstrząsane zmianami klimatycznymi, wielopokoleniowymi masowymi migracjami oraz licznymi innymi problemami. Kolejne rozdziały poświęciłem drugorzędnym mocarstwom, które wyrosły na zgliszczach Rzymu, tak zwanym królestwom barbarzyńskim stanowiącym podwalinę państw europejskich: cesarstwu wschodniorzymskiemu przekształconemu w Bizancjum oraz pierwszym państwom islamskim. Część ta obejmuje dzieje świata od V do połowy VIII wieku.

Część drugą otwiera rozdział o Frankach, którzy odnowili chrześcijańskie cesarstwo na Zachodzie, nawiązujące do imperium rzymskiego. Historia tu opisana częściowo ma charakter polityczny, ale zająłem się nie tylko prześledzeniem procesu umacniania się dynastii, które podzieliły Europę na chrześcijańskie królestwa, lecz także przedstawieniem nowych form „miękkiej” władzy kulturowej, jakie pojawiły się na przełomie pierwszego i drugiego tysiąclecia. W tym fragmencie książki snułem rozważania, w jaki sposób doszło do tego, że mnisi i rycerze zaczęli odgrywać tak ważną rolę w średniowiecznym zachodnim społeczeństwie, i dlaczego połączenie ich sposobów myślenia doprowadziło do krucjat.

Część trzecią rozpoczyna nagłe i zdumiewające pojawienie się nowego supermocarstwa. Wzrost potęgi Mongołów w XII wieku był gwałtownym i niezwykle brutalnym epizodem, podczas którego cesarstwo na Dalekim Wschodzie – jego stolicą dziś jest Pekin – zyskało, kosztem milionów ludzkich istnień, panowanie nad połową ówczesnego świata. Przyjrzałem się mocarstwom powstającym w epoce nazywanej niekiedy pełnym średniowieczem i przeanalizowałem procesy na tle tej radykalnej zmiany w geopolityce. Poznamy kupców, którzy wynaleźli wspaniałe mechanizmy finansowe, aby zapewnić bogactwo sobie i światu; uczonych, którzy wskrzesili starożytną mądrość i założyli kilka uniwersytetów do dziś uważanych za najlepsze; a także architektów i inżynierów wznoszących miasta, katedry i zamki, które mimo upływu pięciuset lat nadal stoją niczym bramy prowadzące do średniowiecznego świata.

Część czwarta opisuje schyłek średniowiecza. Zaczyna się od globalnej epidemii, która przetoczyła się ze wschodu na zachód, sprowadziła śmierć oraz przyczyniła się do transformacji gospodarki i sposobu myślenia ludzi o otaczającym ich świecie. W kolejnym rozdziale opisałem, jak odbudowywano zniszczony świat. Poznamy renesansowych geniuszy i będziemy podróżować z wielkimi żeglarzami, którzy wyruszą na poszukiwanie nowych światów – i je znajdą. Na koniec przyjrzymy się ewoluującym dogmatom religijnym w połączeniu z nowymi technikami komunikacji przyniesionymi przez reformację – wstrząsowi, który (jak uznał Foxe) doprowadził „wiek średni” do końca.

Tak wygląda zarys tej książki. Powinienem w kilku słowach wspomnieć też o jej zamyśle. Jak sugeruje tytuł, jest ona poświęcona władzy. Rozumiem przez to nie tylko władzę polityczną czy nawet ludzką. W trakcie lektury poznamy wielu wszechwładnych mężczyzn i wiele wpływowych kobiet (choć gdy mowa o średniowieczu, mężczyzn z założenia jest więcej), jednak interesowało mnie również przedstawienie ogromnych sił pozostających poza ludzką kontrolą. Zmiany klimatyczne, masowe migracje, epidemie, przełomy technologiczne i globalne sieci – choć może się wydawać, że problemy te dotyczą nowoczesności, a nawet postnowoczesności, to w równym stopniu kształtowały one świat średniowieczny. A skoro w pewnym sensie wszyscy jesteśmy dziedzicami średniowiecza, to ważne, byśmy dostrzegli, jak bardzo przypominamy ludzi z tamtej epoki, a także byli świadomi cech, którymi radykalnie się od nich różnimy.

Skupiłem się przede wszystkim na Zachodzie i postrzegam dzieje pozostałych części świata z zachodniej perspektywy. Nie będę za to przepraszał. Fascynują mnie dzieje Azji i Afryki, starałem się więc pokazać, jak bardzo średniowieczny Zachód związany był ze Wschodem i Południem. Jednakże samo pojęcie „średniowiecze” jest specyficzne dla historii Zachodu. Pisałem tę książkę na Zachodzie, gdzie mieszkałem i prowadziłem badania przez większość mojej pracy zawodowej. Pewnego dnia ktoś – choć zapewne nie będę to ja – napisze dopełniającą moją opowieść historię średniowiecza, która odwróci tę perspektywę i ukaże epokę z „zewnątrz”[4]. Nie nastąpi to jednak tym razem.

Tak się więc przedstawia moja książka. Jak już wspomniałem, jest ona obszerna, a jednocześnie stanowczo za krótka. Ponad tysiąc lat historii przedstawiłem na niespełna tysiącu stron. Każdemu rozdziałowi odpowiada osobna gałąź historiografii. (Przypisy odsyłające do wybranej bibliografii pomogą czytelnikom zgłębić obszary, które szczególnie ich zainteresują). Choć jest więc czemu się przyglądać, to wiele ujęć nie trafiło do ostatecznej wersji. Mogę tylko dodać, że – jak w przypadku wszystkich moich książek – moim celem było dostarczenie wiedzy i rozrywki. Jeśli udało mi się to chociaż w niewielkim stopniu, uznam, że szczęście się do mnie uśmiechnęło.

Dan Jones

Staines-upon-Thames

wiosna 2021

[1]Oxford English Dictionary pierwsze użycie słowa medieval (początkowo zapisywanego w formie mediæval) odnotowuje w 1817 roku.

[2] Zob. np. D. Olstein, „Proto-globalization”and „Proto-glocalizations” in the Middle Millennium, w: B.Z. Kedar, M.E. Wiesner-Hanks, The Cambridge World History, vol. 5: Expanding Webs of Exchange and Conflict, 500 CE–1500 CE, ed. B.Z. Kendar, M.E. Wiesner-Hanks, Cambridge 2015.

[3] Ch. Wickham, The Inheritance of Rome: A History of Europe from 400 to 1000, London 2010.

[4] Fascynujące wyniki badań na temat średniowiecza pozaeuropejskiego są publikowane w stosunkowo nowym czasopiśmie „Journal of Medieval Worlds”. Jego misję przedstawił P. Frankopan w: Why We Need to Think About the Global Middle Ages, „Journal of Medieval Worlds” 2019, vol. 1, s. 5–10.

CZĘŚĆ PIERWSZA

Imperium

ok. 410–750

Rozdział pierwszy

Rzymianie

Wszędzie […] otacza uznaniem i szacunkiem imię narodu rzymskiego.

Ammianus Marcellinus, rzymski historyk i żołnierz

Opuścili bezpieczny szlak i ruszyli przez pustkowie. Dźwigali ciężką drewnianą szkatułę, którą trzymali między sobą. Ręce z pewnością ich bolały, kiedy szli niemal pięć kilometrów po nierównym terenie – skrzynka zamknięta na srebrny zamek miała tylko metr długości, ale była wypełniona po brzegi. Jej transport na taką odległość wymagał zaangażowania co najmniej dwóch osób lub wykorzystania wózka, ponieważ z zawartością ważyła tyle, co człowiek[1]. Wartość znajdujących się w niej przedmiotów znacznie przewyższała jednak cenę człowieka. Niewolnik sprowadzony z Galii przez kanał La Manche (wówczas znany pod łacińską nazwą Oceanus Britannicus) i sprzedany na rynku w Londynie (łac. Londinium) mógł wówczas kosztować sześćset denarów, o ile był młody, zdrowy i pracowity lub urodziwy. Cena ta stanowiła mniej więcej dwukrotność rocznego żołdu[2]. Było to wprawdzie dużo, ale dla członków elity cesarstwa rzymskiego w V wieku – tyle co nic. Zawartość szkatuły, która poskrzypywała, gdy niosący wchodzili na łagodne wzgórze, wystarczyłaby na kupno całego zastępu niewolników.

W dębowej skrzynce, obok prawie sześciuset złotych monet zwanych solidami, pobrzękiwało piętnaście tysięcy srebrnych silikwi oraz kilka garści przypadkowego bilonu z brązu. Na monetach widniały wizerunki cesarzy należących do trzech dynastii. Najmłodszym z przedstawionych władców był nieszczęsny uzurpator Konstantyn III (rządził od 407/9 do 411 roku). Pomiędzy monetami znajdowały się jeszcze większe skarby: komplet pięknych złotych naszyjników, pierścienie, modne łańcuszki podkreślające krągłości gibkich dziewcząt, bransolety ozdobione geometrycznymi wzorami i realistycznymi scenami łowieckimi, zastawa stołowa obejmująca srebrne łyżki, pieprzniczki w kształcie dzikich zwierząt, antycznych bohaterów oraz cesarzy, eleganckie przybory toaletowe w kształcie długoszyich ibisów służące do czyszczenia uszu i zębów, miski, puchary i dzbany oraz malutki pyksis z kości słoniowej. Tego rodzaju bibeloty bogaci Rzymianie – tacy jak Aureliusz Ursicinus, którego imię było wygrawerowane na wielu przedmiotach ze znalezionego skarbu – z upodobaniem kupowali dla tak wyrafinowanych kobiet, jak Juliana (łac. Iuliane). Na bransolecie znajdowała się miłosna dewiza, wykonana z maleńkich pasków bitego złota, głosząca: „Używaj tego szczęśliwie, szlachetna Juliano” (łac. VTERE FELIX DOMINA IVLIANE). Srebrne łyżki z wybitym symbolem Chi Rho – monogramem składającym się z dwóch pierwszych liter greckiego alfabetu w słowie „Chrystus” – świadczą o tym, że rodzina przyjęła młodą, ale coraz popularniejszą religię. Był to rozpoznawalny na pierwszy rzut oka znak chrześcijan tworzących wspólnotę wiernych zamieszkujących obszar od Brytanii i Irlandii (łac. Hibernia) po Afrykę Północną i Bliski Wschód[3].

Skarb złożony z monet, ozdób i sprzętów domowych z pewnością nie stanowił całego dobytku rodziny, Aureliusz i Juliana należeli bowiem do niewielkiej, bajecznie bogatej elity chrześcijan brytyjskich otaczających się takimi samymi wygodami i luksusem jak inni członkowie elit w całej Europie i wokół basenu Morza Śródziemnego. Kosztowności były zabezpieczeniem na czarną godzinę, domownicy starannie wybrali ukryte przedmioty nie bez powodu – schowek wypełniony precjozami miał być polisą na trudne czasy. Rodzina – widząca rosnącą niestabilność polityczną na wyspie i obawiająca się upadku rządu, niepokojów społecznych lub jeszcze gwałtowniejszych wydarzeń – poleciła zakopać skarb w trudno dostępnym miejscu. Przyszłość miała przynieść odpowiedź, jaki los czeka prowincję, tymczasem podziemne kryjówki stały się najpewniejszym miejscem przechowywania bogactw zgromadzonych przez wpływowe rody.

Uczęszczany gościniec – droga była głównym szlakiem łączącym miasteczko Caistor-by-Norwich (łac. Venta Icenorum), znajdujące się na północy, z traktem biegnącym z Londynu do Colchester (łac. Camulodunum) – został w tyle, a tragarze znaleźli się poza zasięgiem wzroku ludzi. Oddalili się od miasteczka Scole o blisko pięć kilometrów i radzi postawili skrzynkę na ziemi. Zapewne chwilę zabrało im złapanie oddechu – być może rozpoczęli pracę dopiero po zmroku. Dość szybko jednak sięgnęli po szpadle i zaczęli wyrzucać na bok gliniasto-żwirową glebę, a wkrótce wykopali wąski dół[4]. Rów nie był głęboki, nadmierny wysiłek przysporzyłby tylko pracy w przyszłości. Kiedy więc dziura miała kilkadziesiąt centymetrów, ostrożnie spuścili do niej szkatułę i przysypali ją ziemią. W ten sposób ukryli dębową skrzynkę wypełnioną srebrną zastawą Aureliusza, misternymi ozdobami Juliany oraz licznymi monetami. Skarby znalazły się pod ziemią niczym dary grobowe: cenne przedmioty grzebane ze zmarłymi w odległej przeszłości. Kopacze oznaczyli miejsce, po czym – uwolnieni od ciężaru – lekkim krokiem ruszyli w stronę drogi. Mówili sobie w duchu, że wkrótce tu wrócą. Kiedy? Trudno było przewidzieć. Gdy tylko sytuacja polityczna się uspokoi, barbarzyńcy najeżdżający wschodnie wybrzeże w końcu zostaną odparci, a wojska lojalne wobec cesarza wreszcie wrócą z wojen w Galii, Aureliusz Ursicinus z pewnością przyśle ich tu, by wykopali cenne przedmioty. W 409 roku nie wiedzieli – a nawet nie byli w stanie sobie tego wyobrazić – że skarb pozostanie pod ziemią przez niemal tysiąc sześćset lat[I].

Na początku V wieku Brytania była najodleglejszą częścią cesarstwa rzymskiego – supermocarstwa o chwalebnej przeszłości sięgającej ponad tysiąc lat wstecz. Rzym narodził się w epoce żelaza jako monarchia. Przyjmuje się, że został założony w 753 roku p.n.e., ale po okresie panowania siedmiu królów (według rzymskiej tradycji – coraz bardziej despotycznych) w 509 roku p.n.e. przekształcił się w republikę. Z kolei w I wieku p.n.e. obalono republikę i Rzymem zaczęli władać cesarze. Początkowo jeden cesarz sprawował rządy z Rzymu, ale później równocześnie panowało aż czterech władców z czterech stolic, a były to m.in.: Rzym, Mediolan, Rawenna i Konstantynopol. Czwarty cesarz rzymski, Klaudiusz (rządził w latach 41–54), w 43 roku rozpoczął podbój Brytanii i wysłał przeciw rdzennej ludności wysp armię złożoną z dwudziestu tysięcy legionistów, wyposażoną w machiny wojenne oraz słonie bojowe. Pod koniec I wieku duża część południowej Brytanii została podbita – aż do zmilitaryzowanej strefy na północy, gdzie później miał stanąć Mur Hadriana. Odtąd Brytania przestała być tajemniczą ziemią na krańcach znanego świata, a stała się terytorium w znacznym stopniu spacyfikowanym i włączonym w granice śródziemnomorskiego superpaństwa. Przez trzysta pięćdziesiąt lat stanowiła część imperium rzymskiego – politycznego molocha, z którym pod względem wielkości, wyrafinowania kultury, potęgi militarnej i długowieczności mogły rywalizować jedynie Persja Partów i Sasanidów oraz Chiny pod panowaniem dynastii Han. Ammianus Marcellinus, historyk greckiego pochodzenia urodzony w IV wieku p.n.e. w Antiochii, nazwał Rzym miastem mającym „trwać tak długo, jak długo istnieć będzie rodzaj ludzki”. Cesarstwo rzymskie tymczasem „nałożyło jarzmo na wyniosłe karki dzikich plemion, które nadało im prawo, czyli fundament i trwałą gwarancję wszelkiej wolności”[5].

Była to hiperbola – ale w zasadzie uzasadniona. Ammianus Marcellinus nie był jedyną osobą – jeśli spojrzeć na dzieje Rzymu i jego imperium – przepowiadającą serię triumfalnych zwycięstw ciągnących się od mroków prahistorii po nieskończoną przyszłość[6]. Poeci i historycy, tacy jak Wergiliusz, Horacy, Owidiusz i Liwiusz, dawali wyraz przekonaniu o wyższości rzymskich obywateli i epickim charakterze imperialnej historii miasta. Eneida, w której Wergiliusz ukazał mit o nadprzyrodzonych początkach Rzymu, mówi o „bezkresnym berle” pod panowaniem „świata mocarzy, togami strojnych Rzymian”[7]. Tytus Liwiusz zauważył natomiast, że „cechą Rzymianina jest i działać mężnie, i cierpieć mężnie”[8]. Cztery wieki później – mimo wyjątkowo gwałtownych wstrząsów, jakich doświadczyło cesarstwo wyniszczone przez wojnę domową, uzurpacje, zamachy, najazdy, polityczny rozłam, epidemię i zapaść finansową – Marcellinus nadal utrzymywał, że „[w]e wszystkich krajach i zakątkach ziemi Rzym jest uznawany za pana i króla – wszędzie czci się i poważa siwy włos senatorów oraz otacza uznaniem i szacunkiem imię narodu rzymskiego”[9].

Pokolenie po Marcellinusie nadal wypisywało tego rodzaju peany, choć zachodnia część cesarstwa znajdowała się w stanie całkowitego upadku: rzymskie wojska i władze cywilne porzucały ziemie, którymi oni i ich poprzednicy władali od początku tysiąclecia. Rzymianie w latach 409–410 zrezygnowali z panowania w Brytanii i nigdy już nie odzyskali wysp. To właśnie wstrząs spowodowany nagłym wyjściem z paneuropejskiej unii skłonił takie rody jak Aureliusza Ursicinusa i Juliany do ukrywania pod ziemią skarbów w nadziei na uzyskanie materialnego zabezpieczania. Stały się one – całkiem wbrew intencjom – skrzącymi się kapsułami czasu przenoszącymi do tej schyłkowej epoki. Pod koniec V wieku cesarstwo zachodniorzymskie już nie istniało. Edward Gibbon, wielki historyk z XVIII wieku, napisał: była to „rewolucja, którą zawsze będą pamiętać i odczuwać narody ziemi”[II][10].

Zmierzch i upadek cesarstwa zachodniego jest zjawiskiem historycznym, które od wieków fascynuje nowożytnych badaczy, ponieważ dziedzictwo Rzymu wciąż jest obecne: oddziałuje na język, krajobraz, prawo i kulturę. A skoro w XXI wieku Rzymianie nadal do nas przemawiają, ich głos musiał rozbrzmiewać jeszcze donośniej w średniowieczu – epoce, której zgłębienie i opisanie w tej książce jest moim celem. W kolejnym rozdziale szczegółowo przyjrzymy się kresowi cesarstwa rzymskiego. Teraz musimy jednak zwrócić myśl ku jego wzrostowi (a raczej przekształceniu się z republiki), jaki miał miejsce na przełomie tysiącleci, i naszkicować jego zasięg tuż przed nastaniem wieków średnich. Właściwe zrozumienie średniowiecznego Zachodu wymaga bowiem odpowiedzi na pytanie, w jaki sposób i dlaczego Wieczny Rzym (łac. Roma aeterna) zdołał rządzić mocarstwem łączącym trzy kontynenty i niezliczoną ilość narodów z ich różnorodnymi religiami, tradycjami oraz równie różnorodnymi językami. Było to imperium zamieszkiwane przez koczownicze plemiona, rolników i wielkomiejskie elity; imperium rozciągające się od centrów kultury antycznej po krańce znanego świata.

Klimat i podbój

Rzymianie z upodobaniem głosili, że bogowie wyjątkowo im sprzyjają. I rzeczywiście – przez większość dziejów cieszyli się dobrą pogodą. W latach 200 p.n.e.–150 n.e., kiedy Rzym kwitł jako republika i cesarstwo, na zachodzie panowały przyjemne do życia i korzystne warunki klimatyczne. Od blisko czterystu lat nie doszło do gwałtowniejszej erupcji wulkanu, która czasem doprowadza do globalnego ochłodzenia klimatu, a jednocześnie aktywność Słońca była wysoka i stabilna[11]. W rezultacie zachodnia Europa i tereny basenu Morza Śródziemnego cieszyły się szeregiem ciepłych, często wilgotnych dziesięcioleci[12]. Rośliny i zwierzęta doskonale prosperowały: słonie przemierzały porośnięte lasami góry Atlas, a winnice i gaje oliwne uprawiano na terytoriach wyjątkowo daleko wysuniętych na północ. Ziemie, które w innych epokach były jałowe i niepodatne na orkę, wtedy nadawały się pod uprawę, zbiory na zawsze żyznych terenach były zaś wyjątkowo obfite. Ten czas dobrobytu, kiedy zdawało się, że natura sprzyja każdej cywilizacji zdolnej rozpoznać oferowane jej możliwości, jest dziś nazywany rzymskim optimum klimatycznym lub rzymskim ciepłym okresem.

Rzym oficjalnie stał się cesarstwem 16 stycznia 27 roku p.n.e., kiedy senat przyznał Oktawianowi – adoptowanemu synowi Juliusza Cezara – tytuł Augusta. Zanim to nastąpiło, przez dwa dziesięciolecia republiką targały wojny domowe i w tym czasie – w 48 roku p.n.e. – Cezar przejął władzę i rządził państwem jako dyktator. Był on człowiekiem swoich czasów, a jednocześnie je wyprzedzał. Został zamordowany w idy marcowe (czyli 15 marca) 44 roku p.n.e. Na ten los – jak stwierdził uczony i kancelarzysta Swetoniusz (około 69–130 n.e.) – zasłużył sobie nadmierną ambicją, w której wielu Rzymian dopatrywało się pragnienia przywrócenia monarchii. „Poniósł go nałóg władzy” – napisał Swetoniusz. Biograf powtórzył również pogłoski mówiące, iż młody Cezar śnił o dokonaniu gwałtu na własnej matce, co wieszcze zinterpretowali jako jednoznaczną wróżbę „panowania nad światem”[13].

Sława była przeznaczeniem Cezara, ale prawdziwie wielki był Oktawian. Imperium można było niemal wyczytać z jego twarzy: jasne oczy i zniewalającą urodę dopełniała nieco nonszalancka powierzchowność, która sugerowałaby całkowite wyzbycie się próżności, gdyby nie fakt, że władca nosił buty na obcasie, aby ukryć swój rzeczywisty wzrost (170 centymetrów)[14]. Oktawian osiągnął sukces tam, gdzie Cezar poniósł porażkę. Pomścił śmierć ojca, pokonał wrogów w bitwie i ostatecznie został jedynym i niekwestionowanym władcą Rzymu. Jako August skupił w ręku całą władzę, jasno rozdzieloną w republice: senatora, konsula, trybuna, najwyższego kapłana (łac. pontifex maximus) i najwyższego wodza. Charakter Augusta podzielił rzymską opinię publiczną. Historyk Tacyt (około 55–120) zastanawiał się, czy Oktawian był wyniosłym wizjonerem i niezrównanym żołnierzem-politykiem, czy też skorumpowanym, żądnym krwi, zdradzieckim tyranem. Nie udzielił jednoznacznej odpowiedzi na to pytanie[15]. Nie sposób było jednak kwestionować jego osiągnięć jako cesarza – czy też, jak wolał być nazywany, pierwszego w państwie (łac. princeps civitatis)[III]. Przejąwszy władzę, zgasił zarzewia wojny domowej, stale tlące się i osłabiające późną republikę. Przekształcił stolicę, w której wzniósł wiele imponujących budowli – niektóre zaczęto budować jeszcze za rządów Cezara, inne sam zaprojektował. Gruntownej przebudowie uległo ponaddwustuhektarowe Pole Marsowe (łac. Campus Martius) z licznymi świątyniami i posągami. Zaczęły powstawać nowe teatry, akwedukty i drogi. Wykorzystywano wyłącznie materiały najwyższej jakości, na łożu śmierci August chełpił się, że Rzym „zostawia marmurowy, a otrzymał ceglany”[16]. Przeprowadził radykalne reformy rządu pozwalające mu na skupieniu władzy w swoich rękach kosztem senatu, wprowadził też kult cesarza, który ewoluował w czasach jego następców, tak że niektórzy z nich byli czczeni jako półbogowie.

Kiedy 19 sierpnia 14 roku n.e. August zmarł, osiągnąwszy szacowny wiek ponad siedemdziesięciu pięciu lat, granice imperium rzymskiego sięgały znacznie dalej niż na początku rządów imperatora, w kraju panował spokój, a aparat państwowy uległ dogłębnej reformie. Jednak Brytania pozostawała niewykorzystanym pustkowiem (po dwóch wyprawach w latach 55 i 54 p.n.e. Cezar zrezygnował z planu podboju całej wyspy, jego syn też zostawił ją w spokoju). W granicach wczesnego cesarstwa rzymskiego znalazły się: cała Italia, Półwysep Iberyjski, Galia (współczesna Francja), Europa zaalpejska aż po Dunaj, większość Bałkanów i Azji Mniejszej, cienki pas wybrzeża lewantyńskiego od Antiochii na północy po Gazę na południu, bajecznie bogaty Egipt (łac. Aegyptus) – zdobyty przez Augusta w wyniku sławnej wojny przeciwko ostatniej z faraonów z dynastii Ptolemeuszy, Kleopatrze, i jej kochankowi Markowi Antoniuszowi – nieprzerwany obszar Afryki Północnej aż po Numidię (współczesna Algieria). A było to tylko przygotowanie gruntu pod kolejne podboje, do których miało dojść w ciągu następnego stulecia.

Rzym jako jedyne mocarstwo w historii opanował całe wybrzeże Morza Śródziemnego oraz połacie ziem sięgające wielu kilometrów w głąb lądu. Największy zasięg terytorialny cesarstwo osiągnęło za rządów Trajana (98 –117), który podbił Dację (współczesną Rumunię). W tym okresie imperium obejmowało około pięciu milionów kilometrów kwadratowych i rozciągało się od Muru Hadriana do brzegów rzeki Tygrys. Jedna czwarta ludzi zamieszkujących ziemię była pod rzymskim panowaniem. Ten ogromny konglomerat cesarskich ziem został nie tylko opanowany, lecz także przebadany i naznaczony charakterystycznymi cechami rzymskiej cywilizacji. Cesarstwo rzymskie – kolosalne, centralnie zarządzane, zawzięcie bronione na obrzeżach, poddane ścisłej kontroli (choć nie do końca wolne i tolerancyjne) w swoich granicach, zaawansowane technicznie i skutecznie komunikujące się wewnątrz oraz ze światem zewnętrznym – osiągnęło apogeum.

„Grabić, mordować, porywać nazywają fałszywym mianem panowania, a skoro pustynię czynią – pokoju”

Co zatem charakteryzowało cesarstwo rzymskie? Pierwszym i najbardziej rzucającym się w oczy rysem była nadzwyczajna i niezłomna potęga militarna. Kultura żołnierska wpływała na politykę. Wybór obywatela na urząd państwowy w czasach republiki w większym lub mniejszym stopniu zależał od wywiązania się z obowiązku służby wojskowej, a dowodzenie armią – od wyniku wyborów. Nic więc dziwnego, że Rzymianie wielu swoich największych dziejowych osiągnięć dokonali na polu bitwy. Machina państwowa była uzależniona (i w ogromnym stopniu istniała, aby jej służyć) od stałej, zawodowej armii, pod koniec panowania Augusta liczącej około ćwierć miliona, a w szczytowym okresie (na początku III wieku) – około czterystu pięćdziesięciu tysięcy żołnierzy. W skład legionów wchodziły: pięciotysięczny oddział ciężkiej piechoty złożonej z rzymskich obywateli, oddziały pomocnicze (łac. auxilia) rekrutowane spośród nieobywateli, licznych w imperium, oraz barbarzyńskich najemników (łac. numeri). W późnym cesarstwie barbarzyńcy zdominowali rzymską armię. W marynarce wojennej służyło kolejne pięćdziesiąt tysięcy ludzi. Koszt utrzymania tych sił rozmieszczonych na milionach kilometrów kwadratowych od Morza Północnego po Morze Kaspijskie pochłaniał co roku od dwóch do czterech procent produktu krajowego brutto, a na obronę wydawano ponad połowę budżetu państwa[IV]. W ostatnich latach republiki, w I wieku p.n.e., i za panowania niesławnych cesarzy rządzących w czasach „kryzysu III wieku” działania wojskowych prowadziły do chaosu, a jednak bez armii Rzym nie mógłby się stać imperium.

„Ty władnąć nad ludami pomnij, Rzymianinie!” – napisał Wergiliusz (70–19 p.n.e.). „To twe sztuki: nieść pokój, jak twa wola samać. Nakaże, szczędzić kornych, a wyniosłych łamać!”[17]. Żadne inne mocarstwo tamtych czasów nie mogło równać się z cesarską armią rzymską pod względem rozmiaru, tempa przemieszczania się, zaawansowania technicznego, zmysłu taktycznego i bezwzględnej dyscypliny, dzięki czemu wzniosły cel stawiany przez Wergiliusza stał się osiągalny.

Typowy żołnierz rzymski epoki cesarstwa zaciągał się do wojska na co najmniej dziesięć lat. Przed III wiekiem n.e. nagrodą za dwudziestopięcioletnią służbę w oddziałach pomocniczych było pełne obywatelstwo rzymskie. Podstawowy żołd był znośny, a liczba dostępnych funkcji – znaczna i zróżnicowana. Poza piechotą, szkoloną do walki z krótkim mieczem, wysoką wypukłą tarczą i oszczepem, rzymska armia zatrudniała też konnych, artylerzystów, medyków, muzyków, kancelistów i inżynierów. Wyróżniających się w trakcie służby chętnie nagradzano, a jednocześnie utrzymywano surową dyscyplinę takimi bezwzględnymi środkami jak pozbawianie posiłków, wymierzanie kar cielesnych, a czasem wykonywanie egzekucji bez sądu. Według greckiego kronikarza Polibiusza, który w II wieku p.n.e. napisał szczegółową historię Rzymu, żołnierze nieutrzymujący pozycji podczas bitwy mogli zostać ukarani fustuarium supplicium, polegającym na tym, że towarzysze broni uśmiercali ich kijami lub przez ukamienowanie[18]. W przypadku porażki lub nieposłuszeństwa na większą skalę cały legion mógł zostać skazany na decymację (łac. decimatio) – karę polegającą na uśmierceniu rękami współtowarzyszy co dziesiątego żołnierza, wybranego losowo.

W wyniku szeregu wojen w czasach republiki legiony umocniły na wieki hegemonię Rzymu nad Morzem Śródziemnym. Pokonały Macedończyków, Seleucydów i Kartagińczyków, których wódz Hannibal przeszedł ze słoniami przez Alpy w 218 roku p.n.e., lecz mimo rozbicia pod Kannami w 216 roku p.n.e. największych sił, jakie Rzym kiedykolwiek zgromadził, nie zdołał doprowadzić do upadku republiki. Późniejsze pokolenia Kartagińczyków miały pożałować klęski Hannibala – karą za rzucenie wyzwania Rzymowi było zrównanie z ziemią ich starożytnej stolicy, Kartaginy. Doszło do tego w 146 roku p.n.e. w wyniku trzeciej wojny punickiej (w tym samym roku Rzymianie również splądrowali i zburzyli greckie miasto Korynt). Wojny te pokazały przewagę rzymskiej wojskowości, którą państwo utrzymało także w okresie cesarstwa. Doświadczenie starcia z rzymską machiną wojskową na polu bitwy było co najmniej dojmujące – co można pokazać na przykładzie najazdu na Brytanię i podporządkowania jej sobie przez Rzymian w I wieku.

Juliusz Cezar po raz pierwszy przeprowadził zwiadowcze ekspedycje wojskowe na Brytanię w 55 i 54 roku p.n.e. Wyspa stanowiła dla Rzymu atrakcyjny cel, ponieważ w jej południowo-wschodniej części ziemie uprawne były żyzne, a kopalnie – bogate w złoża cyny, miedzi, ołowiu, srebra i złota. Na wyspę tę udawali się również zbiegowie z Galii, uciekający przed rzymską władzą. Poza tym perspektywa podbicia archipelagu uznawanego za granice znanego świata wiązała się z prestiżem. Najazd Cezara udaremniły wojowniczość Brytów i niesprzyjająca pogoda, ale sto lat później – w 43 roku n.e., za panowania Klaudiusza – cztery legiony przeprowadziły wodno-lądową inwazję i doprowadziły do wybuchu wojny, a tliła się ona przez niemal pół stulecia. Takie plemiona jak Icenowie, którzy w latach 60–61 n.e. zbuntowali się pod wodzą królowej Boudiki, zostały wycięte w pień. Inne dogadały się z najeźdźcą. Brytania i Brytowie już nigdy nie mieli być tacy sami. Okrucieństwo, z jakim armia cesarska podbiła i spacyfikowała wyspę, napawało Rzymian niemałą dumą – jak drwiąco podsumował Tacyt w słynnej mowie, którą włożył w usta skazanego na zgubę Kalgakusa, przygotowującego się do bitwy z Rzymianami pod dowództwem Juliusza Agrykoli (teścia historyka).

Grabieżcy świata, kiedy im wszystko pustoszącym ziem nie stało, przeszukują morze; chciwi, jeżeli nieprzyjaciel jest zamożny, żądni sławy, jeżeli jest biedny; ani Wschód, ani Zachód nie zdołałby ich nasycić; jedyni wśród wszystkich ludzi tak bogactw, jak i niedostatków z równą pożądają namiętnością. Grabić, mordować, porywać nazywają fałszywym mianem panowania, a skoro pustynię uczynią – pokoju[19].

Wkrótce po wysłuchaniu tej mowy ludzie Kalgakusa w popłochu uciekali przed legionistami, oddziałami pomocniczymi i konnicą Agrykoli: „przedstawił się potężny i okropny widok” – relacjonuje Tacyt. Wojownicy plemienni „tłumy zbrojnych przed mniej licznymi podawały tyły […]. Tu i ówdzie broń, trupy, poszarpane członki i krwią nasiąkała ziemia”. Tej nocy wojska rzymskie odeszły, lecz „Brytańczycy, snując się wszędzie, wśród zmieszanych szlochów mężczyzn i kobiet wlekli rannych, zwoływali nietkniętych, opuszczali domy […]. Następny dzień pełniej odsłonił obraz zwycięstwa: wszędzie głębokie milczenie, opuszczone wzgórza, w dali dymiące domostwa”[20]. Kalgakus bezbłędnie przewidział los swoich pobratymców, a jednocześnie wskrzesił doświadczenie innych wodzów plemiennych z obrzeży imperium rzymskiego powtarzające się od stuleci. Nawet gdy legiony wpadły w zasadzkę lub zostały rozbite – co od czasu do czasu zdarzało się w Brytanii, Galii, Germanii, Dacji, Palestynie i innych miejscach – ich przegrana rzadko okazywała się wystarczająco dotkliwa, aby zagrozić obecności Rzymian na tych terenach. Niepodważalnym dowodem rzymskiej hegemonii militarnej była zdolność imperium do minimalizowania szkód związanych z porażkami, eskalowania konfliktów i brania bezlitosnego odwetu – Rzym przegrał wiele bitew, ale bardzo niewiele wojen.

Z tego powodu rzymska armia odniosła też wiele wspaniałych zwycięstw, które nie wymagały sięgnięcia po miecz, rzucenia oszczepu ani rozlewu krwi. Perfekcja na polu bitwy – jak często się zdarzało – procentowała luksusem triumfu bez walki. Potęga rzymskiej armii nie wynikała jedynie z aktywnego działania, sama jej obecność odstraszała potencjalnych rywali. Żadne inne mocarstwo zachodniego świata nie było w stanie dorównać siłom Rzymu, cesarze mogli więc wykorzystywać sam fakt swoich militarnych możliwości jako narzędzie polityczne zmuszające przeciwników do posłuszeństwa[21]. Jest to lekcja, którą doceniła większość supermocarstw w dziejach świata.

Złota era rzymskiej wojskowości miała trwać przez dwieście lat od wstąpienia Augusta na tron w 27 roku p.n.e. Okres ten nazywany jest Pax Romana – był to czas, kiedy (wedle standardów epoki) Rzym zapewniał ludziom żyjącym w granicach imperium wyjątkową stabilność, pokój i możliwości. Pax Romana przestała obowiązywać po śmierci cesarza-filozofa Marka Aureliusza w 180 roku n.e. W III wieku n.e. imperium na kilka dekad pogrążyło się w głębokim kryzysie. W tym czasie okresowo rozpadało się na trzy części, a na tronie zasiadło kilkudziesięciu cesarzy. Państwo uległo niemal całkowitemu rozkładowi – nieszczęście to stanowiło niemal zabójczy sprawdzian determinacji i potencjału armii rzymskiej. A jednak w IV i na początku V wieku n.e. Rzymianie nadal byli dumni ze swoich sił zbrojnych – w coraz większym stopniu zawodowych – które rozmieszczone na posterunkach strzegących granic państwowych (limesu), chroniły skraje cywilizacji przed wtargnięciem barbarzyńców. W ten sposób cesarstwo pokazywało, że mimo podziałów, pęknięć, sporów wewnętrznych i walki o władzę nie poddaje się.

W czasach świetności Rzym był więc niezrównaną potęgą militarną, zdolną zmiażdżyć każdego przeciwnika znajdującego się w jego orbicie. Nawet po okresie wielkiego kryzysu w III wieku n.e., kiedy cesarstwo musiało stawić czoło sasanidzkiej Persji na wschodzie i barbarzyńcom na zachodzie, pozostawało ono budzącym respekt hegemonem. A jednak Rzym od innych antycznych supermocarstw różnił się nie tylko wyjątkowo potężną armią i zasięgiem terytorialnym. W IV wieku p.n.e. macedońskie imperium Aleksandra Wielkiego rozciągało się od Wysp Jońskich na Morzu Śródziemnym po Himalaje. Kilka starożytnych perskich imperiów obejmowało podobnie rozległe terytorium. Około 100 roku n.e. wschodniochińskie cesarstwo Hanów władało obszarem ponad sześciu milionów kilometrów kwadratowych i sześćdziesięcioma milionami poddanych. Rzym zyskał wyjątkową pozycję w świecie śródziemnomorskim dzięki zespoleniu działań potężnej armii z działaniami złożonego aparatu państwowego: najnowocześniejszemu połączeniu systemów społecznego, kulturalnego i prawnego, uważanego przez Rzymian za święty. Bez względu na to, czy mieli rację – dziś możemy mieć wątpliwości co do społeczeństwa, które w znacznym stopniu ograniczało prawa milionów kobiet i osób ubogich, zaciekle prześladowało odmiennie myślących, fetyszyzowało krwawe widowiska oraz inne formy państwowej przemocy i było uzależnione od niewolnictwa na masową skalę – rzymski styl życia przyjął się poza granicami Italii i pozostawił głębokie, często niezatarte ślady wszędzie tam, gdzie się pojawił.

Obywatele i obcy

Kilka lat po najeździe Klaudiusza na Brytanię i podporządkowaniu Rzymowi tamtejszych plemion cesarz wygłosił przed senatem mowę skierowaną do grupy rozsierdzonych rzymskich dygnitarzy, w której poruszył kwestie obywatelstwa i potęgi politycznej, ściśle powiązane. Był 48 rok, a omawiany problem był niezwykły: czy najzamożniejsi i najszacowniejsi obywatele prowincji Galii powinni zyskać prawo do startowania w wyborach na senatorów. Klaudiusz – uczony, choć chuderlawy i krótkowzroczny trzeci następca Augusta, urodzony w galijskim Lyonie (łac. Lugdunum) – uważał, że tak. Żeby poprzeć swoje zdanie argumentami, odwoływał się do starożytnej historii Rzymu, sięgnął po przykład Sabińczyka Numy, pochodzącego spoza miasta, następcy Romulusa – założyciela i pierwszego króla Rzymu. Rzym, jak dowodził Klaudiusz, zawsze był miejscem, które przyjmowało z zewnątrz najwartościowsze jednostki. „Obcy przybysze byli naszymi królami, że synom wyzwoleńców porucza się urzędy, nie jest rzeczą nową, jak wielu błędnie przypuszcza, lecz faktem częstym w dawniejszym Rzymie” – stwierdził. Nie wszyscy senatorowie podzielali jego zdanie. Niektórzy gwałtownie dowodzili, że nie przystoi, aby Rzymowi „tłum obcoplemieńców […] narzucać” – zwłaszcza że mowa była o Galach, którzy w przeszłości zacięcie i krwawo bronili się przed rzymskim podbojem[22]. W centrum tego sporu znajdowały się dwie debaty zajmujące władców mocarstw od początków dziejów po czasy współczesne: jak państwo ma traktować dawnych wrogów i czy otwarcie państwa lub społeczeństwa na obcych wzmacnia je, czy też osłabia krew i charakter rodzimych mieszkańców? Był to spór toczący się przez wszystkie wieki rzymskiej dominacji, a odziedziczony został przez średniowiecze i późniejsze epoki.

Klaudiusz dobrze się przygotował do tego wystąpienia. Na zgłaszane zastrzeżenia wobec lojalności Galów odparł: „Rzym został przez Galów wzięty, ale i Etruskom daliśmy zakładników i przeszliśmy pod jarzmem Samnitów! A przecież jeśli się przejdzie myślą wszystkie wojny, można zauważyć, że żadnej nie ukończono w czasie krótszym od wojny przeciw Galom; odtąd jest nieprzerwany i szczery pokój”[23]. W odpowiedzi na bardziej ogólne sprzeciwy wobec zaliczania obcych do grona Rzymian Klaudiusz posłużył się przykładem ze starożytnej Grecji: „Cóż innego było przyczyną zguby Lacedemończyków i Ateńczyków, mimo całej ich przewagi orężnej, niż to, że zwyciężonych jako obcoplemiennych z dala od siebie trzymali?”[24]. Przekonani lub zastraszeni przez żarliwego cesarza senatorowie ostatecznie wyrazili zgodę. Od tej pory mieszkańcy Galii nie tylko mieli rzymskie obywatelstwo, lecz także mogli starać się o najwyższe polityczne urzędy w cesarstwie.

Jeden z najważniejszych podziałów społeczeństwa – w samym mieście, na Półwyspie Apenińskim i (ostatecznie) na całym rozległym terytorium podbitym przez armię rzymską – przebiegał między obywatelami a resztą mieszkańców. Rzymskie społeczeństwo niezwykłą wagę przywiązywało do hierarchii i porządku, a niewielkie różnice w obrębie klasy wyższej złożonej z senatorów (łac. senatores) i ekwitów (łac. equites), średniozamożnych plebejuszy i biedoty pozbawionej ziemi nazywanej proletarii traktowano bardzo poważanie. Ale obywatelstwo liczyło się najbardziej. Bycie obywatelem rzymskim oznaczało – w dosłownym rozumieniu – wolność. W przypadku mężczyzn wiązało się to z godnym pozazdroszczenia zbiorem praw i obowiązków: obywatele mogli głosować, pełnić urzędy polityczne, bronić siebie i swojej własności w sądzie, nosić togę w czasie uroczystości, pełnić służbę wojskową w legionie, a nie oddziałach pomocniczych, być zwolnieni z niektórych podatków i chronieni przed większością kar cielesnych, takich jak chłosta, tortury czy ukrzyżowanie. Obywatelstwa nie otrzymywali wyłącznie mężczyźni, choć kobietom wielu związanych z nim praw odmawiano. Obywatelki przekazywały swój status dzieciom, częściej też żyły w wygodzie i dostatku niż pozostałe mieszkanki Rzymu. Obywatelstwo było więc cenione, dlatego właśnie państwo rzymskie wykorzystywało je jako zachętę dla żołnierzy oddziałów pomocniczych, którzy przez ćwierć wieku służyli w armii, oraz dla niewolników bez słowa skargi wypełniających swoje obowiązki, gdyż wiedzieli, że jeśli pan ich wyzwoli, również będą mogli ubiegać się o ograniczone prawa. Odebranie obywatelstwa – karę tę stosowano wobec przestępców, którzy dopuścili się najcięższych zbrodni, takich jak zabójstwo albo fałszerstwo – stanowiło rodzaj oficjalnej śmierci cywilnej.

Imperium nie był wyjątkowe w swej koncepcji wspierania prawnego i społecznego uprzywilejowania – idea obywatelstwa znana była w Grecji, Kartaginie i wielu innych współczesnych Rzymowi państwach śródziemnomorskich. Wyjątkowość Rzymu polegała na sposobie, w jaki przez całą swoją długą historię rozwijał i rozszerzał tę koncepcję, aby wzmocnić swą imperialną dominację. Podstawowym celem było przekierowanie bogactw tak, by zostały wydane w Rzymie – w tym sensie był to interes oparty na wyzysku. Jednakże dzięki obietnicy uzyskania obywatelstwa – udziału w łupach – zwykle udawało się pozyskać arystokrację z podbitych terytoriów. W ciągu dwóch pierwszych stuleci cesarstwa, w miarę poszerzania się prowincji, status ten stopniowo przyznawano grupom wysoko postawionych osób spoza Italii. Arystokraci i urzędnicy, żołnierze oddziałów pomocniczych po odsłużeniu służby wojskowej, emerytowani funkcjonariusze i wyzwoleni niewolnicy mogli starać się o obywatelstwo – pełne lub w jednej z wielu połowicznych form dających ograniczony, ale pożądany zestaw przywilejów[25]. Wreszcie w 212 roku cesarz Karakalla zakończył proces rozpoczęty przez Klaudiusza i wydał dekret, na mocy którego wszyscy wolni ludzie w prowincjach mogli starać się o jakąś formę obywatelstwa. Wszyscy mieszkańcy cesarstwa – ogłosił Karakalla – „powinni mieć udział w zwycięstwie. Ten edykt wzmocni majestat ludu rzymskiego”[26].

Wielu historyków postrzega edykt Karakalli (czasem nazywany Constitutio Antoniniana) jako punkt zwrotny w historii cesarstwa. Badacze ci argumentują, że była to decyzja, która doprowadziła do radykalnego osłabienia imperialnego systemu poprzez zmniejszenie napływu Rzymian do armii i pozbawienie obywatelstwa prestiżu. Być może tak było. Prawdą jest jednak również to, że otwarte podejście do kwestii asymilacji okazało się jedną z największych historycznych szans Rzymu[V], gdyż prowadziło do usytuowania rzymskiego systemu wartości ponad wszystkimi innymi oraz do dobrowolnego i bezproblemowego przyjęcia założenia, że ludzie są w stanie utrzymywać więcej niż jedną tożsamość kulturową. Rzymianin nie musiał się urodzić w domu z widokiem na siedem wzgórz Wiecznego Miasta, mógł być Afrykaninem, Grekiem, Galem, Germaninem, Brytem, Hiszpanem lub Słowianinem. Nawet cesarze nie musieli być „etnicznymi” Rzymianami. Trajan i Hadrian pochodzili z Hiszpanii. Septymiusz Sewer, który objął władzę w 193 roku n.e. i utrzymał ją do 211 roku, urodził się w Libii (w mieście Lepcis Magna), jego ojciec pochodził z północnej Afryki, a żona była Syryjką. Spadkobiercy cesarza (nazywani Sewerami) również mieli afrykańsko-semickie pochodzenie. Drugim cesarzem z tej dynastii był właśnie Karakalla. A więc choć Karakalla miał ważne powody polityczne, by wydać swój edykt w 212 roku – na przykład w celu zwiększenia dochodów z podatków w niepewnych dla finansów państwowych czasach – być może nie jest anachronizmem założenie, że także jego pochodzenie miało wpływ na tę decyzję.

Dusze na sprzedaż

Jeśli Karakalla przełożył doświadczenie związane ze swoim pochodzeniem na prawo obowiązujące w państwie, nie był jedyny. Ponad sto lat przed nim Rzymem przez dziesięć lat rządził Wespazjan – założyciel dynastii Flawiuszy. Wespazjan doszedł do władzy w 69 roku n.e. jako zwycięzca krótkiej, ale zaciętej wojny domowej, w czasie której cesarstwem rządziło czterech władców[VI]. Zanim jednak zasiadł na cesarskim tronie, przez krótki czas przebywał w północnej Afryce, gdzie nazywano go poganiaczem mułów, co było eufemistycznym określeniem handlarza niewolnikami. Wespazjan znany był z tego, że obcinał chłopcom jądra, aby móc sprzedać ich po wysokiej cenie jako eunuchów[27]. Zachowaniem tym ściągnął na siebie wprawdzie złą sławę, ale nie tak wielką, jaka otaczałaby go w innych epokach. W Rzymie brutalne traktowanie niewolników było na porządku dziennym.

Stanowiło ono stały element życia w starożytnym świecie. Niewolnicy – ludzie definiowani jako własność, zmuszani do pracy, pozbawieni praw i „martwi” społecznie – byli obecni w niemal wszystkich ważniejszych organizmach państwowych tamtych czasów. Dynastie Qin, Han i Xin panujące w Chinach wprowadziły różne formy niewolnictwa, podobnie jak władcy Egiptu, Asyrii, Babilonii i Indii[28]. „Kiedy będziecie potrzebowali niewolników i niewolnic, to będziecie ich kupowali od narodów, które są naokoło was”[29] – nakazał Bóg Izraelitom. Przykazał tylko, by powstrzymali się od brania w niewolę swoich braci. Rzym wyróżniał się jednak na tym tle. W historii można znaleźć bardzo niewiele przykładów państw, w których niewolnictwo wniknęło we wszystkie sfery życia i stanowiło podstawę gospodarki i kultury. Takim państwem był właśnie Rzym[VII].

Ze względu na brak wiarygodnych źródeł badacze nie są zgodni co do liczby niewolników w Rzymie. Szacuje się, że w czasach Augusta Półwysep Apeniński zaludniały dwa miliony niewolników, co stanowiło przypuszczalnie jedną czwartą całej populacji. Jeszcze liczniejsi byli w prowincjach[30]. Mogli oni pełnić w społeczeństwie rzymskim każdą możliwą do wyobrażenia funkcję społeczną poza rządzeniem. Pracowali w dużych majątkach ziemskich zajmujących się masową produkcją, nazywanych latyfundiami, i w drobnych gospodarstwach rolnych, których właściciele posiadali jednego lub dwóch niewolnych. W domach zamożnych Rzymian pracowały dziesiątki, a nawet setki niewolników – byli sprzątaczami, kucharzami, piekarzami, służącymi, odźwiernymi, pokojowcami, mamkami, guwernerami, ogrodnikami, strażnikami, stróżami, nauczycielami, kancelistami, muzykami, poetami recytatorami, tancerzami, konkubinami i obiektami seksualnymi.

Niewolnicy pracujący u bogatego właściciela korzystali z pewnej wygody – a nawet luksusu – i mogli kupić sobie wolność w dojrzałym wieku lub na starość. W Pompejach zasypanych w 79 roku przez wybuch wulkanu znaleziono należący do niewolnicy piękny złoty naramiennik w kształcie węża – według tradycji zwierzęcia opiekuńczego – na którym wygrawerowano inskrypcję: „Pan swojej niewolnicy” (łac. DOM[I]NUS ANCILLAE SUAE). Nic jednak nie gwarantowało, że dary złagodzą niedogodności związane ze statusem majątku ruchomego. Znane jest też inne akcesorium należące do niewolnika: tak zwana obroża Zoninusa pochodząca z IV lub V wieku i dziś eksponowana w termach Dioklecjana w Rzymie. Była wykonana z żelaza i wyposażona w duży – prawdopodobnie niewygodny i irytujący – wisior, jaki dziś ludzie wieszają psom. Napis na blaszce informował, że osoba nosząca obrożę jest zbiegiem. Właściciel obiecywał też nagrodę w wysokości złotej monety (łac. solidus) za odprowadzenie niewolnika[31].

Niewolnicy – zarówno sprzedani, jak i urodzeni w niewoli – z definicji mieli status zwierząt roboczych. Nie jesteśmy w stanie dowiedzieć się, co znaczyło być rzymskim niewolnikiem, ponieważ większość z nich nie pozostawiła żadnych świadectw dotyczących życia wewnętrznego. Jednakże wszystko, co wiemy o niewolnictwie w innych epokach, wskazuje, że status ten wiązał się z latami niedoli i złego traktowania mogącego przyjmować różne formy: od sprawiania przykrości po jawne znęcanie się. W afrykańskich młynach czy hiszpańskich kopalniach niewolnicy harowali w straszliwych, często zabójczych warunkach. Pisarz Apulejusz, żyjący w II wieku n.e., w swoim dziele Metamorfozy albo Złoty osioł (łac. Metamorphoses sive Asinus aureus) ukazał kilka groteskowych obrazów maltretowanych niewolników. Choć opisał realia ich życia, a jego utwór miał fantastyczny, sprośny i satyryczny charakter, autor robi pewne aluzje do budzącej obrzydzenie prawdy o niewolnictwie. Główny bohater Metamorfoz… w pierwszej części historii angażuje się wprawdzie w przyjemne dla obu stron menage à deux ze śliczną domową niewolnicą przyjaciela, później jednak natyka się na nieszczęsną grupę nędzarzy pracujących w młynie. Są to ludzie:

o skórze całej pręgowanej sinymi bliznami, […] ocienieni raczej niż okryci strzępami łachmanów, niektórzy tak odziani, że zaledwie biodra mieli przepasane – wszyscy jednak tak wystrojeni, że przeglądali całkiem przez swoje szmaty; na czołach piętnowani, z łbami do połowy wygolonymi, z łańcuchami na nogach. Cerę mieli nieludzką, powieki spieczone czarnym dymem i parą, tak że ledwie co widzieli[32].

Kiedy tworzył Apulejusz, społeczeństwo rzymskie już od ponad pięciuset lat korzystało z pracy niewolników. Niewolnictwo stało się filarem rzymskiego życia w II wieku p.n.e., kiedy republika rozpoczęła okres szybkiej ekspansji na terytoria leżące wokół basenu Morza Śródziemnego. Razem z oszałamiającymi zwycięstwami wojskowymi na Bałkanach, greckich wyspach, w północnej Afryce i innych miejscach pojawiła się możliwość zgarnięcia ogromnych łupów, w tym niezliczonych jeńców. W takich latach jak 146 rok p.n.e., kiedy Kartagina i Korynt zostały zrównane z ziemią, do Italii napłynęły dziesiątki tysięcy wziętych w niewolę ludzi. Transport przez morze uniemożliwił im ucieczkę w rodzinne strony, a niewolnicy stali się powszechnym i łatwo dostępnym towarem, co stymulowało gwałtowny rozwój gospodarczy Rzymu. Darmowa praca na rzecz republiki (a później cesarstwa) pozwoliła na wznoszenie świątyń, akweduktów, budynków użyteczności publicznej oraz budowę dróg. Niewolników wysyłano też do pracy w kopalniach. Lepiej sytuowani Rzymianie kupowali ich, aby zapewnić sobie rozrywkę i wygodę, aby zaludniali oni ogromne wille miejskie i wiejskie posiadłości swoich panów. Korzyści z pracy przymusowej były oczywiste. To właściciel ustalał, jak ciężko mają oni pracować i na jak surową karę zasługują. Mógł ich trzymać jak świnie, karmić jak bydło, a następnie uwolnić lub porzucić, gdy stali się zbyt starzy lub chorzy, aby dłużej służyć. Obecność tych przerażonych ludzi, wywiezionych tysiące kilometrów od rodzinnych stron i początkowo prawdopodobnie nieznających miejscowego języka, zmieniła miasto, republikę, a później cesarstwo.

W okresie imperialnym Rzym nie zaprzestał podboju nowych terytoriów. Galowie, Brytowie i Germanie zostali więc włączeni w ten niewolniczy system. Piraci polujący na niewolników byli zmorą całej Europy i basenu Morza Śródziemnego. W I wieku p.n.e. grecki historyk Strabon opisał łowców niewolników terroryzujących ziemie wokół Armenii i Syrii, robiących obławy na ludność cywilną i wywożących ją na statkach na sprzedaż. „Okazuje się, że [to] przynosi największe zyski – napisał – gdyż nie tylko łatwo było ich pochwycić, lecz także duży i bogaty w dobra rynek znajdował się w pobliżu”. Mowa o rynku w centrum handlu niewolnikami w Delos na Cykladach, gdzie – jak twierdzi Strabon – codziennie sprzedawano dziesięć tysięcy ludzi. Wszystkich wysyłano, by żyli, pracowali i umierali na obcej ziemi[33]. Rzymskie niewolnictwo nie było per se rasistowskie (to w największym stopniu odróżnia je od niewolnictwa na Karaibach czy na amerykańskim Południu), zakładało jednak, że „barbarzyńcy” spoza imperium są znacznie łatwiejsi do zniewolenia od Rzymian. Rozrostowi imperium towarzyszyło zatem cierpienie milionów z powodu ostatecznego upokorzenia w postaci statusu niewolnego.

A jednak wydaje się, że mimo wybuchających od czasu do czasu powstań – do najsłynniejszych należy powstanie Spartakusa, które rozpoczęło się w 73 roku p.n.e. – w Rzymie nie istniał żaden ruch na rzecz obalenia niewolnictwa. Podejmowano jednostkowe próby ustanowienia praw chroniących przed największymi nadużyciami: Hadrian (cesarz w latach 117–138 n.e.) bez powodzenia próbował powstrzymać handlarzy niewolników przed kastrowaniem afrykańskich chłopców, a Konstantyn I (cesarz w latach 306–337 n.e.) zakazał tatuowania twarzy niewolnikom – edykt ten prawdopodobnie wymierzony był w nadmiernie gorliwych właścicieli. Jednakże podejmowanie dalszych kroków, a zwłaszcza dopuszczenie możliwości istnienia świata bez niewolnictwa, było niedorzecznością. Filozoficznie uznawano je za nieodzowne dla wolnego społeczeństwa, za naturalne zjawisko, bez którego prawdziwi i szlachetni Rzymianie nie mogliby być wolni. Gospodarczo całe imperium opierało się na masowym niewolnictwie, co ułatwiały długie i złożone sieci handlowe, zaopatrujące państwo w podstawowe artykuły i dobra luksusowe. Rzymskie społeczeństwo miało patriarchalny charakter, a niewolnicy zajmowali w nim poślednią pozycję. Jan Chryzostom, chrześcijański kaznodzieja z przełomu IV i V wieku, w następujący sposób przedstawił swoim słuchaczom tę hierarchię: „Mąż panuje nad żoną, żona nad niewolnikami, niewolnicy nad swoimi żonami, a mężczyźni i kobiety nad dziećmi”[34]. W średniowieczu zasięg tego zjawiska się zmniejszał, jednakże na Zachodzie niewolnicy pozostawali wszechobecni. Nawet tam, gdzie ta praktyka wydawała się martwa, jej miejsce często zajmowała pańszczyzna – system przywiązujący człowieka do ziemi. Pańszczyzna nie była tym samym co niewolnictwo, choć ludziom nią objętym różnica mogła wydawać się nikła. Przywiązanie Zachodu do niewolnictwa w dużej mierze wynikało z faktu, że już dla Rzymu było nieodzowne, by mógł on osiągnąć wiekopomną świetność.

Romanizacja

Rozszerzenie obywatelstwa i niewolnictwa na prowincje nie było jedyną oznaką wpływów Rzymu, jaka przetrwała do czasów średniowiecza. Imperium ogromnie oddziaływało też na kulturę. Niemal wszędzie, gdzie dotarli Rzymianie, prawo, język i krajobraz nabierały posmaku „rzymskości”. Od IV wieku cesarstwo stało się też potężnym nośnikiem pierwszej z dwóch wielkich religii monoteistycznych, które pojawiły się w pierwszym tysiącleciu naszej ery: chrześcijaństwa.

Nie był to równomierny proces i w efekcie łączenia się rzymskich obyczajów z lokalnymi obyczajami panującymi między innymi na Półwyspie Iberyjskim, w północnej Afryce, Galii, Brytanii, Grecji, Lewancie i na Bałkanach powstał szereg odmiennych subkultur, współistniejących pod jednym szyldem imperium. Co ważniejsze, romanizacja znacznie bardziej dotyczyła warstw panujących w prowincjach niż szerokich mas i wpływała przede wszystkim na życie w ośrodkach miejskich. Jednakże mimo tych zastrzeżeń eksport rzymskich instytucji, wartości, technologii i światopoglądu miał podstawowe znaczenie w okresie po upadku cesarstwa. Rzym był bowiem w najwyższym stopniu usieciowanym superpaństwem, którego rozproszeni mieszkańcy byli połączeni ze sobą doskonałymi drogami oraz skutecznie patrolowanymi szlakami morskimi i handlowymi sięgającymi aż po kres znanego im świata. A tkanką łączną imperium nie były tylko fizyczne połączenia. Była nią ciągłość kulturowa, czyniąca rzymskość możliwą i rozpoznawalną przez wiele pokoleń na terytorium obejmującym kilka milionów kilometrów kwadratowych. To dzięki niej ludzie żyjący na terenie dawnego imperium odczuwali wspólnotę z nim jeszcze długo po upadku cesarstwa.

Zamożny podróżny, który w IV wieku przybył do obcego miasta należącego do imperium, dość dobrze wiedział, czego się spodziewać. Ulice przecinające się pod kątem prostym tworzyły sieć. W lepszych dzielnicach znajdowały się rozległe wille – eleganckie domy z cegły lub kamienia – zamieszkane przez najzamożniejszych obywateli. Były wyposażone w ogrzewanie podłogowe, ozdobione w charakterystycznym śródziemnorskim stylu nawiązującym do klasycznej Grecji lub Rzymu. Miały dostęp do bieżącej wody. Na ich dziedzińcach płonęły pochodnie. Otwarty plac w centrum miasta, nazywany forum, pełnił funkcję rynku, a wokół niego wznosiły się budynki użyteczności publicznej: urzędy miejskie, sklepy i świątynie poświęcone różnym bogom. Sklepikarze i właściciele straganów sprzedawali towary pochodzące z całego imperium i spoza jego granic: wino, oliwę, pieprz i inne przyprawy, sól, zboże, futra, naczynia ceramiczne, przedmioty szklane i z cennych metali. Środkiem płatniczym były złote, srebrne lub brązowe monety wspólne dla całego państwa, zazwyczaj opatrzone wizerunkiem rzymskiego cesarza. Można było zobaczyć – i poczuć – rozbudowaną infrastrukturę wodociągowo-kanalizacyjną. Akwedukty dostarczały wodę do miasta, a publiczne toalety były podłączone do miejskiej kanalizacji. Publiczna łaźnia jako miejsce służące utrzymaniu higieny i odpoczynkowi nie była niczym niezwykłym. Termy w Bath (łac. Aquae Sulis), Trewirze (łac. Augusta Treverorum) i Bejrucie (łac. Berytus) były imponującymi zespołami wyposażonymi w szereg sal o różnej temperaturze, gdzie oferowano zabiegi pielęgnacyjne tym, którzy lubili perfumy (i mogli sobie na nie pozwolić), olejki oraz ceremonie towarzyszące ablucjom.

W większym mieście zwykle znajdował się też amfiteatr albo cyrk, gdzie odbywały się wyścigi kwadryg i krwawe walki gladiatorów. Budynki te nie osiągały zazwyczaj imponujących rozmiarów potężnego rzymskiego Koloseum, mogącego pomieścić osiemdziesiąt pięć tysięcy widzów, którego budowę zakończył w 80 roku n.e. cesarz Tytus. Podobnie termy w prowincjonalnych miastach nie mogły konkurować z ogromnymi termami Dioklecjana, otwartymi w 306 roku n.e. Architektura każdego miasteczka w imperium – nawet jeśli charakteryzowały ją eleganckie rzymskie kolumny i barwne mozaiki – odzwierciedlała równocześnie lokalne gusta i style. Warto zauważyć, że poza miastami rzymskie wpływy na życie codzienne były znacznie słabsze. Rzym był przede wszystkim imperium miejskim, a tereny wiejskie w znacznie mniejszym stopniu przyjmowały innowacje płynące z centrum. Faktem pozostaje jednak, że budynki użyteczności publicznej na terytorium całego cesarstwa nawiązywały do miejskiego życia w stolicy, a ludzie, którzy pracowali, oddawali kult i prowadzili życie towarzyskie, za każdym razem, gdy przechodzili przez drzwi tych budynków, potwierdzali swoje miejsce w imperium.

Wyjątkowy wpływ Rzymu na miejski krajobraz Europy Zachodniej uległ zawieszeniu po politycznym upadku cesarstwa. W dłuższej perspektywie jego kultura miała jednak ogromnie znaczenie, ponieważ została ponownie odkryta w czasie czternasto- i piętnastowiecznego renesansu, kiedy uznano ją za szczytowy punkt rozwoju cywilizacji, do którego w miarę możliwości należy powrócić. Kolejnym obszarem oddziaływania Rzymu przez całe średniowiecze był język. Jedną z najtrwalszych spuścizn imperium rzymskiego – nie tylko dla ludzi średniowiecza, lecz także dla wielu współczesnych uczniów – jest wspólny język. Posługiwano się nim na terytorium całego mocarstwa.

Oficjalnym językiem w imperium rzymskim była łacina. Nie znaczy to jednak, że każdy mieszkaniec cesarstwa od Antiochii do St. Albans posługiwał się epigramami Marcjalisa – klasyczna łacina używana przez wielkich rzymskich poetów, filozofów i historyków była równie obca zwykłym ludziom jak składnia i słownictwo sonetów Szekspira oberżyście czy pasterzowi kóz w elżbietańskiej Anglii. We wschodniej części imperium współzawodniczyła z greką o pozycję najbardziej rozpowszechnionego, podziwianego i użytecznego języka, zwłaszcza po oficjalnym podziale cesarstwa, do którego doszło na początku IV wieku. Na zachodzie łacina adaptowała się i mieszała z językami lokalnymi – w wyniku tego długiego procesu w drugim tysiącleciu naszej ery doszło do powstania wielkiej rodziny języków romańskich. Nawet jeśli nie była językiem uniwersalnym w ścisłym tego słowa znaczeniu, z pewnością pozostawała środkiem komunikacji w oficjalnych sprawach państwowych, co pozwalało wykształconym Rzymianom porozumiewać się ze sobą i obnosić ze statusem wyrafinowanych osób.

Nauka łaciny – oraz gramatyki i retoryki – stanowiła podstawę edukacji elit. Kariera polityczna lub urzędnicza była niemożliwa bez praktycznej znajomości tego języka. W średniowieczu księża, opaci, sekretarze, prawnicy, szeryfowie, nauczyciele, arystokraci i królowie także traktowali go jako narzędzie niezbędne do sprawowania swoich funkcji[VIII]. Nawet osoba niemająca pełnego wykształcenia, która w jakiś sposób nauczyła się trochę tego języka, mogła zajść daleko. Graffiti odkryte w Herkulanum – mieście leżącym na południu, zniszczonym w 79 roku n.e. przez wybuch Wezuwiusza – umożliwia nam wgląd w przyziemne i pospolite uczucia Rzymian. W zajeździe za termami publicznymi dwaj bracia wydrapali na ścianie słowa: „Apelles Mus i jego brat Dexter z przyjemnością dwukrotnie uprawiali seks z dwiema dziewczętami”. W Pompejach, na kolumnie stojącej w pobliżu koszar gladiatorów, ktoś napisał:

[Ten], do którego wzdychają

[wszystkie] dziewczęta

Trak Keladus[35].

Odłóżmy na bok przechwałki na temat sprawności seksualnej i miłosnych podbojów. Trzeba zauważyć, że jednym z najpraktyczniejszych zastosowań łaciny jako lingua franca – które przetrwało w średniowieczu – był jej związek z rzymskim prawem. Rzymianie szczycili się starożytną historią swojego prawodawstwa, które sięga prawdopodobnie V wieku p.n.e., kiedy to powstało tak zwane prawo dwunastu tablic. Czerpało ono z rzymskiej tradycji i obyczajów dotyczących procedur sądowych, długów, dziedziczenia, rodziny, praktyk religijnych i ciężkich przestępstw – od zabójstwa i zdrady po kradzież i krzywoprzysięstwo. Przez blisko tysiąc lat tablice te stanowiły podstawę prawa rzymskiego.

Oczywiście prawo rzymskie także ewoluowało. Dwanaście tablic uzupełniano o statuty i oficjalne orzeczenia różnej rangi, od urzędniczych po cesarskie. Pokolenia uczonych prawników, zwanych jurystami, poświęcały życie na studiowanie różnych obszarów prawa i udzielanie profesjonalnych odpowiedzi na poszczególne sprawy. W rezultacie z czasem powstał obszerny i skomplikowany zbiór zasad, dotyczących przede wszystkim spraw elit państwowych: własności, majątku, umów i handlu. W samym Rzymie wyłącznie obywatele mogli wnieść oskarżenie, rozprawy jednak nieraz rozpalały emocje. Urzędnicy przewodzili publicznym procesom, w których dziesiątki „sędziów” (dziś powiedzielibyśmy: ławników) wysłuchiwało argumentów retorów odzianych w oficjalne togi, aby poprzez głosowanie – polegające na zapisaniu na tabliczce litery „C” (łac. condemno – potępiam) lub „A” (łac. absolvo – uniewinniam) – wydać wyrok. Sławni po dziś Rzymianie, tacy jak Cyceron i Pliniusz Młodszy, pełnili funkcje adwokatów i urzędników w procesach sądowych. Cyceron w 70 roku p.n.e. wygłosił pamiętną mowę oskarżycielską (później opublikował kilka innych) przeciwko zamożnemu i skorumpowanemu urzędnikowi Gajuszowi Werresowi. Zarzucił mu dokonanie okrutnych i tyrańskich czynów w trakcie pełnienia funkcji namiestnika Sycylii. W I i II wieku, za panowania kilku cesarzy, Pliniusz sprawował wysokie stanowiska sądownicze w różnych częściach imperium, a lektura jego pism daje nam wgląd w funkcjonowanie prawa w złotych latach cesarstwa.

„Najczystsza” forma prawa rzymskiego istniała oczywiście w samym Rzymie, ale w okresie imperialnym ten system prawny został przeniesiony do prowincji w różnych formach. Namiestnicy objeżdżali miasta podlegające ich jurysdykcji, wysłuchiwali oskarżeń sądowych i rozstrzygali je zgodnie z kodeksem prawnym najodpowiedniejszym dla danej sprawy. Spory między obywatelami rzymskimi – na przykład weteranami, którzy po zakończeniu służby wojskowej osiedli w prowincji – rozstrzygano zgodnie z prawem rzymskim. Konflikty między nieobywatelami były regulowane przez wcześniejsze prawa, dzięki czemu rdzenne społeczności w znacznym stopniu zachowały prawo samostanowienia[36]. Jedno z najgłośniejszych stwierdzeń dotyczących zasięgu prawa rzymskiego wydał Cyceron w I wieku p.n.e., w ostatnich dniach kończącej się republiki. „W Rzymie i Atenach, teraz i w przyszłości to prawo niczym się nie różni; w każdym miejscu po wsze czasy pozostanie bez zmian, wieczne i jedno dla wszystkich”[37] – napisał. Jego punkt widzenia był w równym stopniu filozoficzny, co praktyczny, musimy też pamiętać, że Cyceron – jako jeden z najsławniejszych Rzymian swoich czasów – wypowiadał się bardziej w imieniu innych zamożnych i wpływowych mieszkańców imperium niż milionów zwykłych ludzi, mających kontakt z prawem jedynie wówczas, gdy je złamali i musieli ponieść za to surową karę. Jednocześnie prawo rzymskie wywarło głęboki i trwały wpływ. Kwitło nie tylko w czasach republiki, kiedy żył Cyceron, lecz także w okresie cesarstwa. Nadal miało ogromne znaczenie w średniowieczu i epoce nowożytnej. Pod tym względem przypomina łacinę. A także rzymską religię – a przynajmniej tę, którą cesarstwo zaczęło przyjmować, począwszy od IV wieku. Chrześcijaństwo.

Od bogów do Boga

Przez pierwsze dwieście pięćdziesiąt lat od narodzin, męczeństwa i śmierci Chrystusa cesarstwo nie było miejscem szczególnie przyjaznym chrześcijanom. Do rzymskiej tradycji należało włączanie do religii państwowej obcych bogów, między innymi olimpijskiego panteonu i misteryjnych kultów wschodnich. Rzymianie początkowo nie okazywali jednak wielkiego entuzjazmu wobec dziwacznej żydowskiej sekty starającej się zachować pamięć o synu cieśli, który w czasach namiestnika, Poncjusza Piłata doprowadził do krótkotrwałego zamieszania w Jerozolimie. Pierwsze pokolenie chrześcijan było rozproszone po śródziemnomorskich miastach i miało niewielką możliwość komunikowania się ze sobą, więc nic nie sugerowało, że liczba wyznawców Chrystusa wzrośnie. Żarliwi zwolennicy nowej religii – tacy jak apostoł Paweł (święty Paweł) – odbywali dalekie podróże, wygłaszali kazania i pisali listy adresowane do wszystkich chcących słuchać (lub nie), w których opisywali cud ofiary Chrystusa. Jednakże w imperium o tak zróżnicowanym życiu religijnym (kultem otaczano zarówno Słońce i planety, jak i cesarzy), z łatwością zapożyczającym praktyki religijne od podbitych ludów, tacy ludzie jak Paweł nie byli niczym nowym. Za jego życia, w I wieku n.e., niewiele wskazywało, że te płomienne kazania i listy w ciągu kolejnych dwóch tysięcy lat wprowadzą imię Chrystusa do serc miliardów wiernych. W 112 roku Pliniusz Młodszy opisał w liście do cesarza Trajana śledztwo, które przeprowadził w Bitynii (współczesna Turcja) w reakcji na skargi przeciwko tamtejszym chrześcijanom. Poddawszy torturom niektórych z nich, w tym dziewczęta, namiestnik cesarski zdołał ustalić jedynie, iż ludzie ci kierują się „złym […] i żałosnym zabobonem”, a miasta, wsie i opłotki „skaziła zaraza tych guseł”[38].

W pierwszych latach istnienia ich wiary chrześcijan od czasu do czasu prześladowano, ale nie było w tym nic nadzwyczajnego. Z szykanami spotykali się także zwolennicy innych nowych religii, między innymi manichejczycy, którzy postępowali zgodnie z nauczaniem perskiego proroka Maniego, działającego w III wieku n.e. W latach 200–350 n.e. chrześcijaństwo uległo jednak przemianie. Najpierw wyznawców Chrystusa zaczęto postrzegać jako osobną grupę. W połowie III wieku zaczęto ich masowo prześladować. Represje nabrały programowego charakteru za Decjusza (cesarz w latach 249–251 n.e.), który poczuł się urażony ich odmową udziału w szeregu pogańskich uroczystości ofiarnych zarządzonych w intencji cesarstwa dla zażegnania kryzysu III wieku. Za panowania Decjusza, Waleriana (cesarz w latach 253–260) i Dioklecjana (cesarz w latach 284–305) chrześcijanie byli chłostani, obdzierani ze skóry, rzucani dzikim zwierzętom na pożarcie i ciemiężeni na wiele innowacyjnych sposobów. Dioklecjana zapamiętano jako sadystę, a jego okrucieństwo dostarczyło sensacyjnego materiału późniejszym chrześcijańskim autorom, takim jak Euzebiusz z Cezarei, który zebrał i spisał męczeństwa pierwszych chrześcijan. Oto fragment typowy dla pism Euzebiusza:

Kobiety wiązano za jedną nogę, umyślnymi przyrządami podciągano wysoko w górę i głową na dół wieszano, tak że wszystkim, którzy na to spoglądali, ciała ich zupełnie nagie i bez najmniejszej osłony, dawały widowisko haniebne, do głębi oburzające i zgoła nieludzkie. Inni znów umierali przywiązani do drzew i gałęzi. Otóż gałęzie co najsilniejsze za pomocą machin ściągano razem, i do każdej z nich przywiązywano z osobna nogi męczenników, a potem gałęzie puszczano, tak że wracały do swojego pierwotnego położenia; przez taki wymysł w jednej chwili członki ich rozrywano[39].

Tortury, rozrywanie, piętnowanie, przypiekanie – wszystkie te okropności, i wiele innych, spadły na nieszczęsnych chrześcijan pod koniec III wieku. Jednakże na początku czwartego stulecia ich sytuacja nagle się poprawiła. Najpierw zaczęli być tolerowani, później włączani do wspólnoty, a w końcu pożądani. Na początku V wieku – w okresie upadku zachodniego cesarstwa rzymskiego – chrześcijaństwo było oficjalną religią państw i miało zapewnioną przyszłość największego wyznania na świecie. W znacznym stopniu zawdzięczało to cesarzowi Konstantynowi I.

Konstantyn, urodzony w Niszu (łac. Naissus), został władcą w 306 roku n.e. Był dowódcą niepozbawionym talentów wojskowych. W chwili śmierci ojca, Konstancjusza, przebywał w Yorku (łac. Eboracum). Znajdował się więc w północnej Brytanii, gdy wojsko obwołało go cesarzem. W imperium rzymskim panował spór, w czasie którego władzę objęło czterech cesarzy – była to tak zwana tetrarchia: system władzy wprowadzony przez Dioklecjana, polegający na równoczesnym panowaniu dwóch cesarzy na wschodzie i dwóch na zachodzie. W efekcie doszło do przedłużającej się wojny domowej i okazała się ona wielką szansą dla chrześcijaństwa. Jesienią 312 roku Konstantyn przygotowywał się do bitwy przy moście Mulwijskim nad Tybrem przeciwko swojemu rywalowi, cesarzowi Maksencjuszowi. Spojrzał w niebo i zobaczył nad słońcem świecący krzyż oraz grecki napis: „Pod tym znakiem zwyciężysz” (gr. ἐν τούτῳ νίκα). Uznał to za wiadomość od Boga chrześcijan: Bóg, który objawił się w takim momencie, najwyraźniej był bardziej zainteresowany bitwami i polityką niż programem miłosierdzia, przebaczenia i zgody głoszonym przez jego syna Jezusa Chrystusa. Konstantyn rozgromił swoich przeciwników: Maksencjusz utonął w Tybrze i został pośmiertnie ścięty. Po zwycięstwie Konstantyn podjął próbę zniesienia systemu tetrarchii i objęcia pełni władzy w całym państwie. Odtąd biskupom i podlegającym im wiernym przypadały wszystkie korzyści z cesarskiej opieki. Żołnierze szli do walki z tarczami opatrzonymi monogramem Chi Rho. Urzędnikom w całym imperium przykazano wprowadzić w życie nowy edykt cesarski, wydany w Mediolanie w 313 roku, zapewniający tolerancję wobec chrześcijan. W Rzymie zaczęła się budowa świątyń, które w przyszłości miały stać się bazylikami: Świętego Jana na Lateranie i Świętego Piotra. W Jerozolimie, w miejscu, gdzie ukrzyżowano i pochowano Chrystusa, zlecono wzniesienie pierwszej Bazyliki Grobu Pańskiego. (Później pojawiły niepotwierdzone informacje, mające nabrać ogromnego znaczenia w średniowieczu: że matka Konstantyna – cesarzowa Helena – odnalazła cząstkę Prawdziwego Krzyża[IX] podczas pobytu w Ziemi Świętej w 327 roku). W 330 roku Konstantyn oficjalnie założył Konstantynopol – nową stolicę wschodniego cesarstwa rzymskiego: Bizancjum (gr. Byzantion, obecnie Stambuł) – i wybudował w mieście liczne monumentalne kościoły.

Odtąd chrześcijański Bóg był promowany w całym cesarstwie. I choć początkowo nie zapewniono mu przewagi nad dawnymi rzymskimi bóstwami, wkrótce miał stać się pierwszym pośród równych. Konstantyn na łożu śmierci przyjął chrzest, a po nim na tronie rzymskim zasiadał tylko jeden pogański cesarz (Julian Apostata, władca w latach 361–363). W V wieku chrześcijaństwo stało się oficjalną religią imperium i cesarze zaczęli poważnie traktować niuanse teologiczne – zwłaszcza gdy szło o prześladowanie schizmatyków i heretyków. Samo chrześcijaństwo przeszło wtedy pierwszą fazę romanizacji: przybrało charakterystyczny militarny ton, na rzecz łaciny powoli porzucało grekę jako język egzegezy, przejęło sieć diecezji (słowo to jest ironicznym zapożyczeniem od imienia Dioklecjana – zażartego prześladowcy chrześcijan, który podzielił cesarstwo na świeckie diecezje, żeby ułatwić administrowanie państwem), odziedziczyło upodobanie do monumentalnej architektury i pełnego przepychu rytuału. Wtedy też – i być może jest to najtrwalszy wpływ cesarstwa na tę religię – zaczął się rodzić podział na chrześcijaństwo obrządku wschodniego oraz zachodniego. Odzwierciedlał on rozpad, jakiemu podlegało imperium rzymskie, począwszy od panowania Konstantyna Wielkiego[40].

Konstantyn – praktyczny wojskowy, którego przemowy do dworzan były w najlepszym razie beznamiętne, a prawdopodobnie całkowicie nieudane – nie wydawał się osobą skłonną do wprowadzenia chrześcijaństwa na obraną drogę, a powody jego nagłego silnego zwrotu w kierunku nowej wiary nadal pozostają kwestią do dyskusji. Jeszcze przez kilka pokoleń zwykli Rzymianie łączyli tę wiarę z upodobaniem do dawnych bogów i pogańskich rytuałów. Jednakże waga decyzji podjętej na początku IV wieku jest niezaprzeczalna. Przed panowaniem Konstantyna chrześcijanie byli prześladowani, nienawidzeni i rzucani w cyrkach dzikim bestiom na pożarcie. Po jego śmierci chrześcijaństwo z niepopularnego, uznawanego za skrajne wyznania zmieniło się w główną religię imperium. Był to – trudno znaleźć trafniejsze słowo – cud.

Dziedzictwo

„Jedne rzeczy spieszą, żeby się narodzić, inne, żeby przeminąć”[41] – napisał stoicki filozof i rzymski cesarz Marek Aureliusz (panował w latach 161–180 n.e.). W historii imperium rzymskiego można wskazać wiele punktów zwrotnych. Jednym z nich jest edykt Karakalli z 212 roku n.e., który przyznawał obywatelstwo rzymskie mieszkańcom prowincji. Drugim – kryzys III wieku, kiedy Rzym, przeżywający wstrząsy i podziały, był bliski upadku, ale zdołał się zreformować. Trzeci miał miejsce za panowania Konstantyna Wielkiego, gdy Rzym przyjął chrześcijaństwo i zyskał nową stolicę – Konstantynopol – dzięki czemu centrum cesarstwa miało w przyszłości przenieść się do wschodniej części basenu Morza Śródziemnego. Czwarty natomiast (jak przekonamy się w kolejnym rozdziale) wiązał się z przybyciem do Europy w 370 roku plemion koczowniczych. Wydarzenie to doprowadziło do wzmożonego i – jak się okazało – nieodpartego nacisku na rzymskie instytucje, granicę i strukturę władzy.

W kontekście tematyki tej książki wpływ wymienionych czynników na ostateczny upadek imperium nie należy do zagadnień o pierwszorzędnym znaczeniu. Ważne jest, że od przełomu V i VI wieku, mimo rozpadu, cesarstwo rzymskie jeszcze przez ponad tysiąc lat miało polityczne, kulturalne, religijne i militarne wpływy na Zachodzie. Właściciele skarbu z Hoxne, którzy zakopali swoje kosztowności, mieli dostęp do wszystkich owoców rzymskości: chrześcijaństwa, obywatelstwa, miejskiego komfortu, powszechnego języka, prawa i korzystania z pracy niewolniczej. Tak samo jak wiele podobnych im osób zamieszkujących terytoria od Brytanii na zachodzie po ziemie graniczące z Persją Sasanidów na wschodzie.

Na początku V wieku nie było wiadomo, jak wiele z tej rzymskości przetrwa. Miało się to okazać dopiero z czasem. W niektórych regionach – dotyczy to przede wszystkim dawnego świata greckiego na wschodnich wybrzeżach Morza Śródziemnego – Rzym jeszcze przez wiele stuleci miał trwać w formie unowocześnionej, ale nawiązującej do korzeni. W innych miejscach, takich jak Brytania, gdzie zaczęliśmy naszą opowieść, najbardziej charakterystyczne ślady wpływów rzymskich zbladły natychmiast po opuszczeniu wyspy przez legiony. Dużą część rzymskiej spuścizny pogrzebano – czasem dosłownie – wraz z nadejściem kolejnych fal osadników. Jedni postrzegali upadek cesarstwa zachodniorzymskiego jako prawdziwe trzęsienie ziemi, które zmusiło ich do spakowania dobytku i zakopania go pod ziemią lub załadowania na wozy, a następnie poszukiwania nowego miejsca do życia. Inni natomiast ledwie zauważyli to wydarzenie – jeśli w ogóle. Nie istniało jednorodne doświadczenie życia w imperium rzymskim, trudno więc też mówić o typowym przeżywaniu jego upadku. Naiwnością byłoby wyobrażać sobie, że wyglądało to inaczej.

Nie oznacza to jednak, że upadek cesarstwa zachodniorzymskiego nie miał znaczenia albo że nie należy go uznawać za decydujące wydarzenie w historii Europy Zachodniej. Długotrwałość rzymskiego panowania, jego wyrafinowanie, szeroki zakres geograficzny, zdolność zarówno do szlachetności, jak i odstręczającego okrucieństwa – wszystko to w różnym stopniu przetrwało w zachodniej kulturze i pejzażu politycznym. Gdy świat klasyczny przekształci się w średniowieczny, ciągłość tradycji zostanie zachowana. Nawet po upadku Rzymu pozostał on żywy w pamięci. Imperium rzymskie stanowiło historyczne fundamenty, na których wznoszono w średniowieczu wszystko.

[1] Drewniana szkatuła ze skarbem ważyła około czterdziestu kilogramów. C. Johns, The Hoxne Late Roman Treasure: Gold Jewellery and Silver Plate, London 2010, s. 201.

[2] G. de la Bédoyère, Roman Britain: A New History, London 2013, s. 226, 227; D. Mattingly, An Imperial Possession: Britain in the Roman Empire, London 2006, s. 294, 295. Inny historyk szacuje cenę niewolnika, w przełożeniu na dzisiejsze realia, jako „odpowiadającą mniej więcej cenie nowego samochodu”. G. Woolf, Rome: An Empire’s Story, Oxford 2012, s. 91.

[3] C. Johns, The Hoxne Late Roman Treasure…, op. cit., s. 168, 169.

[4] Ibid., s. 9.

[5] Ammianus Marcellinus, Dzieje rzymskie, tłum. I. Lewandowski, Warszawa 2002, XIV, 6, 3.

[6] Ciągłość koncepcji wiecznego Rzymu została przystępnie streszczona w: K.J. Pratt, Rome as Eternal, „Journal of the History of Ideas” 1965, vol. 26, s. 25–44.

[7] Wergiliusz, Eneida, tłum. T. Karyłowski, Wrocław 2004, s. 19.

[8] Tytus Liwiusz, Dzieje od założenia miasta Rzymu, tłum. W. Strzelecki, Wrocław 2004, s. 106.

[9] Ammianus Marcellinus, Dzieje rzymskie, op. cit., XIV, 6, 6.

[10] E. Gibbon, The History of the Decline and Fall of the Roman Empire, London 2000, s. 9.

[11] Przykładem globalnych kryzysów politycznych i społecznych wywołanych przez erupcję wulkanu są skutki wybuchu indonezyjskiego wulkanu Tambora, do którego doszło w kwietniu 1815 roku. Zob.: C. Oppenheimer, Climatic, Environmental and Human Consequences of the Largest Known Historic Eruption: Tambora Volcano (Indonesia) 1815