Świąteczny kalendarz Gabrysi - Anna Włodarkiewicz - ebook + audiobook + książka

Świąteczny kalendarz Gabrysi ebook i audiobook

Włodarkiewicz Anna

4,7

Ten tytuł dostępny jest jako synchrobook® (połączenie ebooka i audiobooka). Dzięki temu możesz naprzemiennie czytać i słuchać, kontynuując wciągającą lekturę niezależnie od okoliczności!
Opis

Gabrysia jest pogodną, dobrze zorganizowaną dziewczynką, która lubi robótki ręczne i celebrowanie rodzinnych uroczystości. Ostatnio ma jednak wrażenie, że życie dostarcza jej więcej smutku niż radości. Mama źle znosi ciążę, tata pracuje jak szalony robot, a na dodatek szkolna przyjaźń okazuje się jednym wielkim rozczarowaniem. Cała nadzieja w grudniu i świętach, które przecież zawsze były rodzinne i radosne. Czy Gabrysia odzyska spokój ducha i wiarę w przyjaźń? A może pomoże jej w tym świąteczny kalendarz z zadaniami na każdy dzień grudnia?

 

 

dla dzieci 7-12 lat

Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
czytnikach certyfikowanych
przez Legimi
czytnikach Kindle™
(dla wybranych pakietów)
Windows
10
Windows
Phone

Liczba stron: 140

Audiobooka posłuchasz w abonamencie „ebooki+audiobooki bez limitu” w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS

Czas: 3 godz. 25 min

Lektor: czyta Dominika Kluźniak
Oceny
4,7 (47 ocen)
37
6
2
2
0
Więcej informacji
Więcej informacji
Legimi nie weryfikuje, czy opinie pochodzą od konsumentów, którzy nabyli lub czytali/słuchali daną pozycję, ale usuwa fałszywe opinie, jeśli je wykryje.
Sortuj według:
EdytaLewek

Nie oderwiesz się od lektury

joasiaas

Nie oderwiesz się od lektury

Polecamy
00
Selene1982

Dobrze spędzony czas

To współczesna opowieść o przygotowaniach do Wigilii w domu Gabrysi. Dziewczynka opracowuje sobie kalendarz adwentowy, ale nie z tradycyjnymi czekoladkami, a z życzeniami takimi jak, np.: pieczenie pierników, zakup choinki itp. Ale niestety w ciągu tego miesiąca Gabrysia zmaga się z trudami życia codziennego i przekonuje się, że nie zawsze wszystko jest takie jak sobie wymarzyliśmy. Ciepła, spokojna, pełna trudnych, ale też cudownych sytuacji książka, nastroi świątecznie całą rodzinę.
00
wegewa

Nie oderwiesz się od lektury

super
00

Popularność




Dla wszystkich babć i dziadków,

którzy zawsze wiedzą,

kiedy przybyć z odsieczą

Stało się. Przed kolacją Gabrysia spojrzała na wiszący w kuchni kalendarz i od tego momentu nie mogła myśleć o niczym innym.

– Jutro pierwszy grudnia! – zawołała podekscytowana. – Wiecie, co to oznacza?

Rodzice krzątali się po kuchni w dawno ustalonym porządku. Mama podawała kubki, tata nalewał herbatę. Mama wyjmowała talerze, tata rozstawiał je na stole. Zdawali się w ogóle nie słyszeć Gabrysi.

– Hej, wy tam! Wiecie, co to oznacza? – powiedziała raz jeszcze.

– Co to oznacza, Gabi? – powtórzyła mama jak echo.

– A niech to! Zostało nam kilka kromek i jedna czerstwa bułka – mruknął tata. – Jutro przed pracą skoczę do piekarni.

– Ludzie, czy wy mnie w ogóle słuchacie? – oburzyła się Gabrysia. Spojrzała na mamę, ale mama właśnie ziewała oparta o szafkę.

– Mówię, że jutro pierwszy grudnia. Wiecie, co to oznacza?

– Wypłatę kieszonkowego? – spytał tata i przełożył czerwone plasterki pomidora na talerz.

– No, wypłatę też poproszę, ale nie o to mi chodzi. Jutro zaczyna się grudzień, a to znaczy, że już niedługo…

– Koniec roku? – zgadywał dalej tata. – Oj, muszę sprawdzić, czy zapłaciłem czynsz za listopad.

I pobiegł do sypialni, ale zaraz wrócił, nieco zmieszany, drapiąc się po głowie.

– No przecież wczoraj płaciłem. Jestem nieprzytomny. O czym mówiłaś, Gabi?

– O grudniu – mruknęła Gabrysia i spojrzała na tatę i mamę, marszcząc brwi. – Czy was ktoś podmienił?

– Ja nie czuję się podmieniony – powiedział tata i wreszcie lekko się uśmiechnął, przez co zaczął wyglądać bardziej tatowo. – Właściwie to czuję się jak zawsze, no może bardziej zmęczony, ale wiesz, jak to jest. Praca, praca, praca.

– Taa – jęknęła Gabrysia nad swoją kromką. Od jakiegoś czasu tata pracował niemalże bez przerwy, jakby się zmienił w oszalałego robota.

– Niedługo święta. O to ci chodzi, prawda? – domyśliła się mama, która przestała ziewać i usiadła przy stole.

– Dzięki, mamo! To przecież jasne jak słońce. Albo jak śnieg, z zimą bardziej kojarzy się śnieg. To jasne jak śnieg! Zaraz będą święta!

– No, nie przesadzajmy, do świąt jeszcze… – zaczął tata.

– Nie JESZCZE, lecz TYLKO – poprawiła go Gabrysia – i w związku z tym czas zacząć…

– Kolację? – dokończył tata. – Zgadzam się. Czy ktoś widział dżem, który otworzyłem dziś rano? Taki pyszny dżem z czarnej porzeczki.

– Jest w śmietniku – powiedziała mama. – To znaczy słoik jest w śmietniku. Dżem zjadłam.

– Zjadłaś cały dżem? – jęknął tata. – Przecież tam było…

– Dużo było, wiem, ale już nie ma. Kupisz sobie nowy przed pracą. Razem z pieczywem.

Gabrysia patrzyła zdumiona na rodziców. W tamtym roku od pierwszego grudnia piekli razem pierniczki, robili ozdoby, wysyłali kartki, śpiewali świąteczne piosenki… A w tym roku co? Nie dość, że nikt jej nie słuchał, to jeszcze zdawało się, że rodzice o wszystkim zapomnieli. Może trzeba było im przypomnieć. W starszym wieku podobno miewa się problemy z pamięcią, tak mówiła babcia Hela.

Gabrysia ugryzła pierwszy kęs kanapki, gdy nagle do głowy przyszedł jej świetny pomysł.

– Słuchajcie, załatwione – powiedziała. – Po kolacji rozpiszemy sobie wszystko na kartce i wyjdzie z tego świetny kalendarz z zadaniami. Właściwie napisać mogę wszystko sama, bo przecież drukowanymi piszę bardzo dobrze. A wy możecie pomóc mi w ozdabianiu. Niezły pomysł, co?

– Hm – mruknął tata. Jeździł palcem po ekranie smartfonu, choć przecież ustalili, że przy posiłkach nie wolno mu czytać maili z pracy. I oczywiście znów nie słuchał!

Mama też nie zwracała uwagi na Gabrysię. Wsparła dłoń na lekko zaokrąglonym brzuchu i miała dziwny wyraz twarzy. Jakby czegoś nasłuchiwała.

– Poruszyła się – szepnęła w końcu i zerknęła na tatę. – No weź, przestań się gapić w telefon. Serio się poruszyła. Poczułam ją.

W brzuchu mamy od kilku miesięcy siedziała maleńka siostra Gabrysi. Choć jeszcze nie miała imienia, wszystko zdawało się kręcić wokół niej.

Gabrysia westchnęła. Buzia wydłużyła jej się ze smutku.

Gdy rodzice powiedzieli jej, że będzie miała rodzeństwo, bardzo się ucieszyła. Znajomym dzieciakom przybywało braci i sióstr i Gabrysia też chciała, żeby w ich domu pojawił się dzidziuś. Nie wiedziała jednak, że ciąża trwa aż tak długo, tak niesłychanie długo, i że jest taka… NUDNA. Gabrysi zdawało się, że ten stan będzie trwał już zawsze, a pęczniejąca mama w końcu zamieni się w balon i odfrunie. W dodatku mama nie czuła się zbyt dobrze i ciągle odpoczywała, zamiast jeździć na rowerze i wygłupiać się wieczorami. Od dwóch tygodni była na zwolnieniu i wcale nie chodziła do pracy. I to też było dziwne.

Tata położył rękę na brzuchu mamy.

– Nic nie czuję – powiedział po chwili.

– Trochę niżej, o tu.

– Wciąż nic.

Gabrysia patrzyła na nich znad swojego talerza i czuła, że coś zaczyna ją nieprzyjemnie kąsać od środka drobnymi ząbkami. Coś jakby gniew… Nie, to nie był gniew.

– Pierwsze ruchy są takie delikatne, że trudno poczuć je z zewnątrz – powiedziała w końcu mama. – Ja sama ledwo je czuję. Chcesz spróbować, Gabi?

Gabrysia pokręciła głową. Nie chciała dotykać dużego brzucha mamy. Chciała opowiedzieć o swoim pomyśle i zrobić świąteczny kalendarz.

Po kolacji, nieco smutna, ruszyła do sypialni, a tam z szuflady biurka wyjęła karton, flamastry, nożyczki i zaczęła wielkie planowanie. Lubiła planować. Lubiła też wycinać, kleić i rysować. Niecałą godzinę później patrzyła już z dumą na kolorowy kalendarz z zadaniami na każdy dzień grudnia. Od razu poprawił jej się humor. Nie mogła się doczekać pierwszego grudniowego zadania.

– Zobaczcie, tu jest wszystko! – powiedziała Gabrysia przy śniadaniu. W dłoniach trzymała swój kalendarz, tak żeby rodzice mogli dokładnie go obejrzeć.

Tata kończył gotować owsiankę, a mama parzyła kawę, ale zerkała na Gabrysię i chyba nawet słuchała.

– Dzięki niemu zaraz sobie wszystko przypomnicie – mówiła dalej Gabrysia – i znów będzie wspaniale. Zaczynamy od pieczenia pierniczków. I to musi być szybko, bo inaczej nie zdążą zmięknąć. Sama mi to mówiłaś, mamo. Mówiłaś, że kiedyś dziadek z babcią upiekli za późno i wujek Staszek ukruszył sobie ząb.

– Plomba mu wtedy wypadła – powiedziała mama.

Kawa pyrkała wesoło w kawiarce, a w kuchni pachniało palonymi ziarnami.

– No właśnie. Plomba. Więc musimy je upiec już dziś po szkole, żeby w święta nikomu nic nie wypadło z zębów. To nasza tradycja, a babcia Hela mówi, że tradycja rzecz święta. Musimy też zrobić bombki i ozdobić mieszkanie, i wysłać kartki świąteczne, i jeszcze bardzo dużo innych rzeczy. Bardzo, bardzo, bardzo dużo…

Gabrysia aż zachichotała od tego swojego „bardzo, bardzo, bardzo”. Była pewna, że rodziców też tym rozśmieszyła. Zawsze śmieszyło ich, gdy planowała coś z takim zapałem.

A przynajmniej tak było do niedawna. Gdy uniosła głowę, zobaczyła, że tata znów gapi się w telefon, a mama stoi przy kuchence z ręką wspartą na brzuchu i patrzy przed siebie, jakby myślami zawędrowała do odległej krainy.

Gabrysia spuściła wzrok na swój cudownie kolorowy, wylepiony naklejkami kalendarz, którym nikt się nie interesował poza nią. W kuchni panowała taka cisza, że słychać było szmer samochodów zza okna.

– W ogóle mnie nie słuchacie – powiedziała z żalem Gabrysia – a dzisiaj jest pierwszy grudnia i ja naprawdę chcę upiec pierniczki.

– Na mnie nie licz, miśku – rzucił tata, wsuwając telefon do kieszeni marynarki. – O szesnastej mam zebranie, które pewnie przeciągnie się do późna.

– Z tobą to tak zawsze – burknęła Gabrysia. – I miałeś już nie mówić na mnie „miśku”.

– Upieczemy pierniczki we dwie i też będzie fajnie – odpowiedziała prędko mama i uśmiechnęła się do Gabrysi.

To był zaledwie cień uśmiechu, ale Gabrysia poczuła się troszkę lepiej.

– No dobra – wymruczała pod nosem. – Upieczemy we dwie.

Zgięła kalendarz na pół, schowała go do plecaka i zabrała się do swojej owsianki.

Gdy pani Magda sprawdzała listę obecności, Gabrysia wierciła się niecierpliwie w ławce. Tak trudno było jej się skupić, że przegapiła swoje nazwisko. I dopiero gdy wychowawczyni spojrzała na nią z oczekiwaniem, zawołała prędko:

– Jestem!

Potem szturchnęła Majkę i szepnęła:

– Patrz, co zrobiłam w domu! Pokażę ci na przerwie.

I, cała podekscytowana, wysunęła z plecaka rożek swojego świątecznego kalendarza.

Majkę poznała pierwszego dnia szkoły. Stały obok siebie, gdy pani Magda poleciła pierwszakom dobrać się w pary. Gabrysia uśmiechnęła się do Majki, a Majka uśmiechnęła się do Gabrysi, i zaraz poszły razem schodami na piętro, a potem usiadły w jednej ławce.

I tak już zostało. Gabrysia i Majka siedziały razem na wszystkich lekcjach, ćwiczyły w jednej parze na wuefie i spędzały wspólnie przerwy. Niestety, w tym czasie zdążyły się chyba ze sto razy pokłócić. Jakoś trudno było im się dogadać.

Gdy rozległ się dzwonek i wyszły na przerwę, Gabrysia pokazała Majce kolorowy kalendarz i aż przygryzła wargę w oczekiwaniu.

Majka przyglądała się błyszczącym naklejkom i powoli czytała zadania, jedno po drugim. A potem powiedziała:

– I ty to wszystko zamierzasz robić? To sprzątanie i gotowanie?

Gabrysia przysunęła do siebie kalendarz obronnym gestem, ale Majka rzuciła:

– No weź, żartowałam. Fajny jest.

I zaraz potem pani wezwała je do klasy, bo przerwa się skończyła i zaczął się angielski. Majka pogrzebała w swoim piórniku, a następnie przesunęła palcem w stronę Gabrysi naklejkę: duży kwiatek z połyskliwym czerwonym brokatem. A Gabrysia przesunęła do Majki naklejkę z żółtym kotem, który miał doczepione ruszające się oczka. To był taki ich zwyczaj: codziennie przynosiły dla siebie naklejki. Gabrysia musnęła palcem chropowaty brokat, a potem schowała czerwony kwiatek do piórnika. Mimo wszystko to nie był całkiem zły początek dnia.

Gabrysia weszła do domu, zrzuciła kurtkę i buty i ruszyła do kuchni. Mama rozbierała się wolniej. Przy zdejmowaniu butów dwa razy sapnęła, a potem spytała cicho:

– Umyłaś ręce, Gabi?

Gdy weszła do kuchni, zrobiła wielkie oczy na widok pootwieranych szafek i wysuniętych szuflad. A potem spojrzała na stół, na którym leżała już stolnica, i westchnęła potężnie.

– No tak, pierniczki. Zupełnie o tym zapomniałam.

Usiadła ciężko przy stole, aż krzesło pod nią zatrzeszczało.

– Przecież rozmawiałyśmy o tym w drodze do domu – zdziwiła się Gabrysia. – Mówiłaś, że nic nie trzeba kupić, że wszystko jest.

Mama była ostatnio bardzo rozkojarzona, ale teraz uśmiechnęła się do Gabrysi i pomachała ręką, jakby chciała powiedzieć: „Jasne, jasne, już pamiętam”.

Gdy mieszały przyprawy do pierników, domofon zaterkotał krótko, jak zawsze gdy na klatkę schodową wchodził domownik, a nie gość.

– Wcześnie jak na Krzyśka – mruknęła mama.

Gabrysia skoczyła do przedpokoju i uchyliła drzwi.

– Tata! – zawołała na całe piętro. – Jesteś! Hurra!

– Zebranie zebraniem, a grypa grypą – powiedział zmęczonym głosem tata. – Darek się rozłożył i wszystko odwołał.

Pan Darek był szefem taty. Gabrysia nie miała o nim dobrego zdania. Skoro przetrzymywał tatę do tak późnych godzin w pracy, zapewne był wielkim wrogiem rodzin. Czasem rysowała pana Darka jako potwora. Ostatni z „panów Darków” był fioletowy, miał trzy pary oczu i długaśne macki jak u ośmiornicy.

– Przynajmniej wróciłeś o normalnej porze – powiedziała mama groźnie, zupełnie jak nie ona, a tata spojrzał w jej zagniewane oczy i zaraz przypomniało mu się, że musi umyć ręce.

– Kłócicie się? – spytała Gabrysia. – Przy pieczeniu ciastek nie wolno się złościć. Jak ktoś się złości, to ciastka się nie udają.

Mama pogłaskała ją po grzbiecie oblepionej mąką dłoni. Już nie miała zagniewanych oczu, tylko takie zwykłe „mamusiowe”.

– No i masz rodzinę w komplecie, jak chciałaś – powiedziała. – Twoje życzenie się spełniło.

Życzenie? No tak, tego właśnie chciała, a więc to było życzenie. Gabrysia uśmiechnęła się tajemniczo. Może grudzień dopilnuje, żeby wszystko było dobrze. Przecież to nie był taki sobie zwykły miesiąc. Może właśnie w grudniu spełniały się wszystkie życzenia.

Gdy tata wszedł do kuchni, mama spojrzała na niego z troską.

– Jesteś blady jak ściana – powiedziała. – Tylko się nie rozchoruj.

– Nie mogę chorować, mam za dużo pracy.

– Ja też nie mogę chorować – rzuciła na wszelki wypadek Gabrysia – bo jutro zaczynamy próby do przedstawienia. A pani Magda powiedziała, że przedstawienie będzie świetne! Mogę sobie chorować w mikołajki, bo to niesprawiedliwe, że trzeba wtedy iść do szkoły.

– W tym roku mikołajki wypadają w niedzielę – poinformował Gabrysię tata. – Ot, i jeden problem znikł.

Po kuchni rozchodził się już aromat masła, miodu i korzennych przypraw, a od piekarnika biło ciepło. Gabrysia pomyślała, że byłoby wprost idealnie, gdyby nie jeden drobny szczegół.

Spojrzała w okno. O szyby bębnił ponuro deszcz.

– Kiedy spadnie śnieg? – spytała.

– Tylko patrzeć, Gabi – pocieszyła ją mama.

Gabrysia była gotowa się założyć, że śnieg nie każe na siebie długo czekać. W końcu zbliżały się święta, a na święta musiało być biało!