Uzyskaj dostęp do tej i ponad 250000 książek od 14,99 zł miesięcznie
27 osób interesuje się tą książką
Nie każda szkoła uczy magii – ta właśnie tak! Zapraszamy do Szkoły Astromagów!
Na szczycie Góry Astromagów działa wyjątkowa szkoła, w której uczą się dzieci wybrane przez los – każde z nich ma na dłoni tajemniczy symbol świadczący o posiadaniu magicznej mocy. Szkoła Astromagów to miejsce, gdzie nauka magii przeplata się z obserwacją gwiazd, a każdy dzień przynosi coś niespodziewanego!
W pierwszym tomie serii – „Dar z Księżycowej Doliny” – życie uczniów wywraca się do góry nogami, gdy w pierwszy dzień Nowego Roku Astrologicznego do Wioski wraz z darami przybywa... dziecko. Ma na imię Lu-Lu, a na jej dłoni widnieje znak, którego nikt nie rozpoznaje. Kim jest tajemnicza dziewczynka? Czy to przypadek, że pojawia się, gdy moc Wieży słabnie?
Pełna emocji i fantastycznych postaci opowieść o dzieciach, które stają przed wielką tajemnicą. Książka idealna dla fanów magii, szkolnych przygód i świata, w którym każde dziecko może być wyjątkowe.
„Szkoła Astromagów” autorstwa Anny Włodarkiewicz (znanej z serii „Gaja z Gajówki”),z ilustracjami Aleksandry Zapotocznej to pełna magii i przygód opowieść o grupie młodych uczniów, których codzienność wypełniają tajemnice i gwiazdy. Gdy do szkoły trafia Lu-Lu, zaczynają się dziać dziwne rzeczy, a dzieci zostają wciągnięte w niezwykłe wydarzenia, które mogą odmienić los wszystkich mieszkańców Księżycowej Doliny. Daj się porwać magicznej przygodzie!
Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:
Liczba stron: 76
Rok wydania: 2025
Odsłuch ebooka (TTS) dostepny w abonamencie „ebooki+audiobooki bez limitu” w aplikacjach Legimi na:
Redaktorka prowadząca: Urszula Pitura
Wydawczyni: Natalia Galuchowska
Redakcja: Katarzyna Rogowska
Korekta: Agnieszka Fiedorowicz
Projekt okładki: Agata Łuksza
Copyright © 2025 for text by Anna Włodarkiewicz
Copyright © 2025 for illustrations by Aleksandra Zapotoczna
Copyright © 2025 for the Polish edition by Świetlik, an imprint of Wydawnictwo Kobiece Agnieszka Stankiewicz-Kierus sp.k.
Wszelkie prawa do polskiego przekładu i publikacji zastrzeżone. Powielanie i rozpowszechnianie z wykorzystaniem jakiejkolwiek techniki całości bądź fragmentów niniejszego dzieła bez uprzedniego uzyskania pisemnej zgody posiadacza tych praw jest zabronione.
Wydanie elektroniczne
Białystok 2025
ISBN 978-83-8417-298-8
Grupa Wydawnictwo Kobiece | www.WydawnictwoKobiece.pl
Na zlecenie Woblink
woblink.com
plik przygotowała Katarzyna Rek
Stąd wyrasta szara wieża,
która wprost ku niebu zmierza.
A w niej Astromagów gros
zerka tam, gdzie gwiazd lśni trzos.
Każden splata nasze losy
z nici cienkiej niczym włosy.
Bierze ją wprost z własnej krwi,
w której moc magiczna tkwi.
fragment Góry Astromagów
autorstwa mistrza Okero
Spomiędzy darów wychyla się jasna główka
Plac w Wiosce Astromagów rozbrzmiewał wyjątkową wrzawą. Pierwszy dzień Nowego Roku Astrologicznego zawsze był ekscytujący. Przebrani w fikuśne kostiumy uczniowie oglądali spektakle teatralne, występy magików i brali udział w konkursach z nagrodami. Stoły zastawione były słodkościami, w dużych słojach musowały lemoniady, a wieczorem spodziewano się pokazu fajerwerków i potańcówki.
Przy stoisku z watą cukrową krzątał się niewysoki chłopiec o imieniu Nim. Miał oczy i włosy w kolorze kasztanów. Ciemne kosmyki zazwyczaj sterczały zawadiacko we wszystkich kierunkach, ale teraz trudno było je dostrzec pod włochatym kapturem z paszczą lwa. Długo mruczał i wzdychał, zanim wreszcie wskazał palcem słoik z rysunkiem wesołych jagódek.
Sprzedawca odmierzył dwie łyżki ciemnoniebieskich kryształków, wsypał je do stojącej obok maszyny, a potem nacisnął stopą czarny pedał. Mechanizm zawirował przy wtórze pisków i zgrzytów, a ze środka buchnęła słodka para. Granatowe pasma wiły się i sklejały w powietrzu, aż utworzyły sporą puchatą kulę na długim patyczku.
– Mmm, dobrze wybrałem – wymruczał Nim z zadowoleniem, gdy oblizywał palce po pierwszym oderwanym kęsie.
– Cynamonowa też niebo w gębie – kusił sprzedawca, który nawijał już na kolejny patyczek pasma w kolorze starego złota.
Nim przez chwilę zastanawiał się, ile pieniędzy zostało mu w kieszeni i czy warto wydać wszystkie na słodycze, gdy zegar na Wieży Astromagów zaczął wybijać południe.
– Uch, muszę lecieć! – zawołał chłopiec i ruszył przez tłum. Cenny patyczek trzymał wysoko nad głową.
W wyznaczonym miejscu przy murku tłoczyła się już grupa pierwszaków. Wszystkie były poprzebierane w wymyślne, kudłate, pstrokate lub połyskliwe kostiumy – poza Ikerem, który miał na sobie piżamę. Zaaferowane dzieciaki przepychały się i wyciągały szyje, by cokolwiek zobaczyć. Na oczach Nima Irys, jak zwykle śmiała i beztroska, wdrapała się na murek, przechyliła i zawisła głową w dół, wpatrzona w rozciągającą się poniżej Księżycową Dolinę.
– Kosmo?! – zawołał Nim. Na próżno wypatrywał w zbiegowisku przyjaciela, aż wreszcie spostrzegł go siedzącego z nadąsaną miną pod drzewem. Pod rękawami miał przywiązane sporych rozmiarów szczypce.
– No nareszcie – powiedział Kosmo z wyrzutem. – Gdzie byłeś? Przecież umówiliśmy się na pokazie Komicznych Iluzji. Kręciłem się i wierciłem, żeby cię wypatrzyć, aż w końcu mag Iluzjusz kazał mi wejść na scenę i wyciągać długaśne chustki z jego rękawów. I to wcale nie było magiczne ani komiczne, tylko nudne. Szczypce mi się plątały i przydepnąłem sobie odwłok, i wszyscy się na mnie gapili… Ten kostium jest beznadziejny. „Jesteś Rakiem, przebierz się za raka”, mówili. O, watę sobie kupiłeś – dodał nieco pogodniejszym tonem, gdy przyjaciel wyciągnął w jego stronę klejący się patyczek.
– Możemy mieć na spółkę, niech stracę – zaproponował Nim, myśląc jednocześnie, jak to dobrze, że jest Lwem, a nie żadnym skorupiakiem.
Nagle marcowe słońce przesłonił potężny kształt w swetrze w paski, który pchał przed sobą wielką taczkę. To był Oz, od lat pełniący w Wiosce i Wieży Astromagów zaszczytną rolę złotej rączki i tragarza.
– Odsuwać mi się tu – mamrotał. – Kołowrót nie ruszać. Nie wychylać się przez murka, niedobra dziewczynka.
Bez ostrzeżenia capnął Irys za kostium i postawił na ziemi jak wierzgającego kociaka. Aż poczerwieniała z gniewu, ale nie powiedziała ani słowa, tylko otrzepała przybrudzone futerko i poprawiła opaskę z zakręconymi rogami. Nawet ona czuła się nieswojo w towarzystwie potężnego Oza. Starsi uczniowie twierdzili zgodnie, że pochodzi on od pradawnych wielkoludów, i lubili opowiadać o nim niestworzone historie.
Masywne dłonie chwyciły korbę żelaznego kołowrotu, a pod pasiastymi rękawami swetra zarysowały się mięśnie ogromne jak bochny chleba. Po chwili mechanizm już zgrzytał i popiskiwał, a napięte liny trzeszczały, gdy winda towarowa powoli pięła się na Górę Astromagów z opasającego jej podnóże miasteczka zwanego Zaczątkiem.
Nim i Kosmo czym prędzej podeszli do reszty uczniów.
Tradycja nakazywała, by pierwszego dnia Nowego Roku Astrologicznego w samo południe mieszkańcy Księżycowej Doliny złożyli dary swoim dobroczyńcom z Wieży Astromagów. O tych darach również krążyło po szkole wiele niestworzonych historii.
– Podobno rok temu w windzie był ogromniasty lew, cały odlany z czekolady! – ekscytował się Nim. – W środku miał sto czekoladowych jaj, a w nich siedziały cukrowe skorpiony!
Stojąca obok Aria spojrzała na niego z politowaniem.
– Kto tak twierdzi? – prychnęła. – Pewnie te mądrale z trzeciego roku.
– Ja słyszałam o słoju gwiezdnego płynu do baniek – wymamrotała rozmarzonym głosem Gabi. Jej srebrny strój połyskiwał w świetle słońca. – I te bańki mieniły się na tęczowo. A gdy pękały, obsypywały wszystkich brokatem.
– W to też nie wierzę – mruknęła Aria. – Ani w cukrowe gwizdki grające pieśni gwiazd, ani w marcepanowe bomby strzelające jadalnym konfetti, ani w…
– To po co tu przyszłaś? – przerwał jej Nim, skubiący resztki waty.
– Właśnie, panno ważniacka – prychnął Iker.
– Bo muszę wiedzieć! – wycedziła Aria. Gdy założyła ręce na piersi, na jej dłoni zalśnił zawijas, który przypominał literkę „n” z fantazyjną pętelką. To właśnie te lśniące symbole znaków zodiaku decydowały, kto z Księżycowej Doliny i okolic w wieku ośmiu lat wyruszy na nauki do Szkoły Astromagów.
Nim przewrócił oczami i już miał rzucić uwagę na temat upartych Koziorożców, które zawsze muszą wszystko wiedzieć, gdy żelazny kołowrót zazgrzytał tak przeraźliwie, że wszyscy się skrzywili.
– Już zaraz będzie widać, już zaraziuczko! – zapiszczała Irys.
– Niech to będzie lew z czekolady, proszę, proooszę – powtarzał pod nosem Nim, który podgryzał koniec pustego już patyczka.
– Mało ci cukru? – burknęła Aria. – Masz go nawet na twarzy. O, tu masz brudne i tutaj.
– Ale to byłby lew! Lew wielki i czekoladowy! – wrzasnął jej do ucha Nim.
Spojrzała na niego z niechęcią.
– A ja wierzę w te cudowne dary – stwierdziła Una – choć, tak po prawdzie, to mogło być kiedyś…
– Ojoj – jęknął ostrzegawczo Kosmo, ale Una i tak dokończyła:
– …w lepszych czasach, no wiecie…
Aria, Nim i Kosmo rozejrzeli się przezornie, ale na szczęście w pobliżu nie było żadnych astromagów poza Ozem, który był zbyt skupiony na obracaniu kołowrotu.
– Z takiego paplania nic dobrego nie wynika – syknęła Aria. – Żeby nie było, że nie ostrzegałam.
Mieszkańcy Księżycowej Doliny lubili rozpowiadać wszem wobec o tym, jak to magia w Wieży rzekomo gaśnie z każdym rokiem, ale astromagowie nie pozwalali uczniom powtarzać tych plotek. Uznawali je za szkodliwe.
Platforma dotarła na górę. Oz wciągnął ją ze stęknięciem, a następnie zaczął wynosić z niej paczki i pakunki. Próbował się przy tym opędzić od ciekawskich uczniów.
– Iść mi stąd! Nie zaglądać w torba! – mruczał. – Nie niuchać!
– Ciasto karmelowe! Księżycowe chlebki! Gąsiorki soku malinowego! – wyliczały tymczasem głośno pierwszaki, które zerkały do koszy i obmacywały szczelnie owinięte pakunki. – Dzikie jabłuszka! Sezamowe paluchy! Marchewkowe krakersy!
– No i co? – rzuciła zadowolona Aria. – Miałam rację, że nie wierzyłam w bzdurne opowieści trzeciaków. Dary, owszem, smakowite, ale sami przyznajcie, że nie ma w nich nic nadzwyczajnego.
Dalsza część dostępna w wersji pełnej