Strzępki życia. O tym, jak grzyby tworzą nasz świat, zmieniają nasz umysł i kształtują naszą przyszłość - Sheldrake Merlin - ebook

Strzępki życia. O tym, jak grzyby tworzą nasz świat, zmieniają nasz umysł i kształtują naszą przyszłość ebook

Sheldrake Merlin

4,6

33 osoby interesują się tą książką

Opis

Im więcej dowiadujemy się o grzybach, tym bardziej dociera do nas, że nie ma bez nich życia.

Nie są ani roślinami, ani zwierzętami, ale występują dosłownie wszędzie, także w powietrzu i w naszych ciałach. Mogą być mikroskopijne, ale należą również do największych poznanych organizmów. Dzięki nim na lądzie powstało życie. Mogą przetrwać bez dodatkowej ochrony w kosmosie i rozwijać się w obecności promieniowania jądrowego. Tak naprawdę praktycznie całe życie w ten czy inny sposób zależy od grzybów.

Te wciąż zadziwiające nas organizmy nie mają mózgu, ale potrafią rozwiązywać problemy i manipulować zachowaniem zwierząt z niesamowitą precyzją. Zawdzięczamy im chleb, alkohol i leki ratujące życie – dlatego można powiedzieć, że grzyby ukształtowały historię ludzkości. I nadal będą ją kształtować.

Dzięki swoim właściwościom psychodelicznym niektóre grzyby mogą łagodzić objawy wielu zaburzeń psychicznych. Ich zdolność rozkładania plastiku, materiałów wybuchowych, pestycydów i ropy naftowej jest już wykorzystywana w przełomowych technologiach, a odkrycie, że łączą rośliny w podziemne sieci, diametralnie zmienia sposób, w jaki postrzegamy ekosystemy.

Mimo to ponad dziewięćdziesiąt procent gatunków grzybów pozostaje wciąż nieodkrytych.

Strzępki życia to otwierająca umysł podróż do spektakularnego i tajemniczego świata, która dowodzi, że grzyby stanowią klucz do zrozumienia zarówno funkcjonowania naszej planety, jak i samego życia.

***

Jedna z tych rzadkich książek, które mogą naprawdę zmienić sposób, w jaki postrzegasz otaczający cię świat – Helen MacDonald, brytyjska pisarka i przyrodniczka

Tę książkę czyta się jak powieść przygodową – „Sunday Times”

Cudowna. Otwiera oczy. To podróż do niezbadanego świata – „New Scientist”

Zachwycająca. Tracicie nadzieję w związku z przyszłością życia na Ziemi? Nie przejmujcie się, z nami będą grzyby. Tak czy inaczej – Margaret Atwood, autorka „Opowieści podręcznej”

Błyskotliwa i urzekająca – „The Guardian”

Oszałamiająca. Dogłębnie zmienia nasze rozumienie świata przyrody – Ed Yong, autor książki „Mikrobiom”

Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
czytnikach certyfikowanych
przez Legimi
czytnikach Kindle™
(dla wybranych pakietów)
Windows
10
Windows
Phone

Liczba stron: 542

Odsłuch ebooka (TTS) dostepny w abonamencie „ebooki+audiobooki bez limitu” w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
Oceny
4,6 (21 ocen)
14
6
1
0
0
Więcej informacji
Więcej informacji
Legimi nie weryfikuje, czy opinie pochodzą od konsumentów, którzy nabyli lub czytali/słuchali daną pozycję, ale usuwa fałszywe opinie, jeśli je wykryje.
Sortuj według:
sylwiaczyta1

Nie oderwiesz się od lektury

Świetna!
20
Misiula123

Nie oderwiesz się od lektury

Świetna 🙌 na pewno będę do niej wracać.
00

Popularność




Tytuł oryginału Entangled Life. How Fungi Make Our Worlds, Change Our Minds and Shape Our Futures

Copyright © Merlin Sheldrake, 2020

First published in the UK by The Bodley Head in 2020an imprint of Vintage, 20 Vauxhall Bridge Road,London SW1V 2SAvintage-books.co.uk

PrzekładUrszula Gardner

Redakcja i korektaKatarzyna Zegadło-Gałecka, Magdalena Pazura

Konsultacja merytorycznaprof. dr hab. Bożena Muszyńska

KorektaPracownia 12A

Skład Tomasz Brzozowski

Konwersja do wersji elektronicznej Aleksandra Pieńkosz

Copyright © for this editionInsignis Media, Kraków 2023Wszelkie prawa zastrzeżone

ISBN pełnej wersji 978-83-67710-52-7

Insignis Media ul. Lubicz 17D/21–22, 31-503 Kraków tel. +48 (12) 636 01 [email protected], www.insignis.pl

facebook.com/Wydawnictwo.Insignis

twitter.com/insignis_media (@insignis_media)

instagram.com/insignis_media (@insignis_media)

tiktok.com/insignis_media (@insignis_media)

Z wyrazami wdzięcznościdla grzybów, od których wciąż się uczę

Prolog

Powiodłem spojrzeniem w górę, ku wierzchołkowi drzewa. Paprocie i storczyki wyrastały z pnia niknącego hen wysoko w plątaninie lian, ponad którymi dopiero rozpościerały się korony. Gdzieś tam tukan poderwał się ciężko do lotu z charakterystycznym ćwierkotem. Stado wyjców nakręcało się wzajemnie, wydając coraz donośniejsze odgłosy. Deszcz ledwie przestał padać, z liści nade mną skapywały kaskadami wielkie krople wody. Nisko nad poszyciem ścieliła się mgła.

Korzenie drzewa wiły się coraz dalej od podstawy pnia, by w końcu zniknąć pod grubą warstwą spadłych liści, które pokrywały runo wilgotnego lasu równikowego. Za pomocą kija sprawdziłem grunt na obecność węży, ale przepędziłem tylko ptasznika. Uklęknąłem, wspierając się o pień, i zacząłem sunąć dłonią w dół, wzdłuż jednego z korzeni, aż dotarłem palcami do gąbczastej masy, której gęstą czerwonobrązową plątaninę tworzyły cieńsze korzonki. Z podłoża unosił się intensywny zapach. W labiryncie tym uwijały się termity, a jakiś krocionóg zwinął się, udając martwego. Korzeń, który tropiłem, niknął w ziemi, dlatego posłużyłem się rydelkiem, by oczyścić najbliższe sąsiedztwo, po czym rękami i łyżką wzruszyłem delikatnie wierzchnią warstwę gleby i w końcu – kopiąc najdelikatniej, jak umiałem – zacząłem go ostrożnie odsłaniać. Biegł tuż pod powierzchnią.

Odsłonięcie około metra zajęło mi godzinę. Był obecnie cieńszy niż struna i rozgałęział się na wszystkie strony. Ponieważ dodatkowo przeplatał się z innymi korzeniami, trudno było śledzić jego bieg – położyłem się więc na brzuchu i zbliżyłem twarz do rowka, który wykopałem. Niektóre korzenie pachną ostro i orzechowo, inne drzewnie i gorzko. Ten, gdy go podrapałem paznokciem, roztaczał wyraźny żywiczny zapach. Przez jakiś czas posuwałem się mozolnie naprzód, skrobiąc i wąchając co parę centymetrów, aby się upewnić, że nie zgubiłem tropu.

Godziny mijały, a mój korzeń rozdzielał się coraz bardziej. Wybrałem kilka jego odnóg i prześledziłem je do samych koniuszków, które wnikały a to w rozkładający się liść, a to w gnijącą gałązkę. Zanurzyłem krańce w fiolce z wodą, by zmyć brud, i przyjrzałem się im przez lupę. Korzonki rozgałęziały się na podobieństwo małego drzewa, były pokryte błoniastą warstwą czegoś żywego i lepkiego. Właśnie ten delikatny twór pragnąłem zbadać. Od korzeni mojego drzewa rozprzestrzeniała się w glebie, wśród korzeni okolicznych drzew, sieć mykoryzowa. Bez niej moje drzewo nie mogłoby istnieć. Bez podobnych jej sieci mykoryzowych nie mogłyby istnieć nigdzie indziej żadne rośliny. Całe życie lądowe, w tym moje własne, jest zależne od takich sieci. Pociągnąłem lekko za jedno z odgałęzień i poczułem, jak ziemia się porusza.

Wstęp

Jak to jest być grzybem?

There are moments in moist love when heaven is jealous of what we on Earth can do[Są takie chwile pośród wilgotnej miłościŻe niebo zazdrości nam tego, co potrafimy na Ziemi]

Hafez

Grzyby (Fungi) są wszędzie, a jednak łatwo je przeoczyć. Znajdują się w was i dokoła was. To dzięki nim żyjecie i możecie się odżywiać. Kiedy czytacie te słowa, grzyby wpływają na procesy życiowe, tak jak czyniły to przez ostatni miliard lat. Jedzą skały, tworzą glebę, trawią polutanty, karmią i uśmiercają rośliny, przeżywają w kosmosie, wywołują halucynacje, produkują żywność, wytwarzają leki, wpływają na zachowanie zwierząt i oddziałują na skład ziemskiej atmosfery. Są kluczem do zrozumienia naszej planety, a także tego, jak myślimy, jak czujemy i jak postępujemy. Mimo to większość swojej egzystencji spędzają na uboczu, a ponad 90 procent ich gatunków pozostaje wciąż nieodkryte. Im więcej dowiadujemy się o grzybach, tym bardziej wydają się niezastąpione.

Stanowią jedno z królestw organizmów żywych, nie mniej istotne niż królestwo zwierząt (Animalia) czy królestwo roślin (Plantae). Grzybami są zarówno jednokomórkowe drożdże, jak i porastające rozległe powierzchnie strzępki tworzące grzybnię podziemną opieńki miodowej (Armillaria mellea), które można zaliczyć do największych organizmów żywych na Ziemi. Obecny rekordzista z amerykańskiego stanu Oregon waży setki ton, zajmuje 10 kilometrów kwadratowych i liczy od dwóch do ośmiu tysięcy lat. Zapewne istnieją również, jak dotąd nieodkryte, większe i starsze osobniki[1]*.

Wiele z najbardziej spektakularnych wydarzeń, do jakich doszło na Ziemi, było – i nadal jest – wynikiem działalności grzybów. Rośliny opuściły środowisko wodne około pół miliarda lat temu wyłącznie dzięki grzybom, które służyły im za system korzeniowy na dziesiątki milionów lat przed tym, zanim rośliny rozwinęły własny. Współcześnie 90 procent roślin istnieje dzięki grzybom mykoryzowym (z gr. mykes – grzyb, rhiza – korzeń), które są w stanie łączyć drzewa w ogromne sieci nazywane czasem „leśną rozległą siecią” (ang. Wood Wide Web, per analogiam do World Wide Web, światowej rozległej sieci komputerowej)**. Ten pradawny związek umożliwił powstanie na Ziemi życia, jakie znamy – jego przyszłość uzależniona jest od dalszej zdolności roślin i grzybów do pozostawania w dobrych stosunkach.

To prawda, że Ziemia zazieleniła się dzięki roślinom, lecz gdybyśmy mogli przenieść się w czasie do dewonu, powiedzmy 400 milionów lat wstecz, zdumiałaby nas obecność innej formy życia, zwanej Prototaxites. Te żywe kolumny były stałym elementem dewońskiego krajobrazu. Niektóre przewyższały dzisiejsze dwupiętrowe budynki. Żadne inne organizmy żywe nawet nie zbliżyły się do ich rozmiarów – istniejące wówczas rośliny lądowe mierzyły w porywach metr wysokości, a jeśli chodzi o zwierzęta, z wody nie wyszedł jeszcze żaden przedstawiciel kręgowców. Niewielkie owady zamieszkiwały te gigantyczne pnie, wygryzając w nich komnaty i korytarze. Owa tajemnicza grupa organizmów, które uważa się za olbrzymie grzyby, pozostawała największą formą życia lądowego przez co najmniej 40 milionów lat, czyli 20 razy dłużej, niż istnieje rodzaj Homo[2], do którego należy człowiek.

Także współcześnie dzięki grzybom powstają nowe ekosystemy lądowe. Gdy z oceanu wyłania się wyspa wulkaniczna albo gdy lodowiec cofa się, odsłaniając nagą skałę, pierwszymi organizmami, które je zasiedlają, są porosty (Lichenes) – wspólnota życiowa pomiędzy grzybem a glonem lub bakterią. W rezultacie tworzy się gleba, w której mogą się zakorzenić rośliny. Nawet w okrzepłych ekosystemach zdarza się, że gleba jest wymywana przez deszcze – a przynajmniej dzieje się tak w miejscach, gdzie zabrakło gęstej siateczki grzybni, która utrzymuje wszystko razem. Zaczynając od głębokich osadów na dnie morskim, a kończąc na powierzchni pustyń – nie wyłączając zamarzniętych kanionów Antarktydy, ludzkich jelit i naturalnych otworów ciała – grzyby występują praktycznie wszędzie na Ziemi. Wśród liści i gałązek pojedynczej rośliny można ich znaleźć dziesiątki, a nawet setki gatunków. Grzyby te, wplótłszy się w przestrzenie międzykomórkowe niczym brokatowa nić w tkaninę, pomagają chronić roślinę przed chorobami. Żadna roślina w naturze nie jest pozbawiona grzybów – stanowią one część roślinnej istoty tak samo jak liście czy korzenie[3].

Zdolność grzybów do przeżycia i prosperowania w tak różnych środowiskach wynika z ich różnorodnych strategii metabolicznych. Metabolizm to sztuka chemicznej transformacji. A grzyby są metabolicznymi czarodziejami – eksplorują i wykorzystują otoczenie na tysiąc sposobów, żerując na nim z wszechstronnością dorównującą pod tym względem jedynie bakteriom. Przy użyciu koktajli silnych enzymów i kwasów potrafią rozłożyć najtrudniej rozkładalne substancje na Ziemi – zaczynając od ligniny (in. drzewnik), drugiego obok celulozy najtwardszego składnika zdrewniałych części roślin, przez skałę, ropę naftową, poliuretany, a kończąc na trotylu. Niemal żadne środowisko nie jest im straszne. Gatunek odkryty na wysypisku odpadów górniczych okazał się jednym z najbardziej odpornych na promieniowanie organizmów i niewykluczone, że pomoże on w uprzątnięciu odpadów nuklearnych. Reaktor jądrowy po wybuchu w Czarnobylu stał się domem dla sporej populacji tych grzybów. Niektóre z niewrażliwych na wpływ promieniowania gatunków grzybów wręcz rozrastają się w kierunku promieniotwórczych cząstek i zdają się czerpać z nich energię, tak jak rośliny czerpią ją ze światła słonecznego[4].

Gdy mowa o grzybach, na myśl przychodzą głównie grzyby kapeluszowe, lecz – podobnie jak owoce roślin są organem znacznie większego organizmu, na który składają się też gałęzie i korzenie – grzyby kapeluszowe to w gruncie rzeczy tylko owocniki, a więc zbita część grzybni, w której produkowane są zarodniki (spory). Zarodniki są dla grzybów tym, czym nasiona dla roślin: służą tym organizmom do rozprzestrzeniania się. Dzięki owocnikowi grzyb może zaangażować do przenoszenia swoich zarodników żywioły i istoty spoza świata grzybni – zaczynając od wiatru, a kończąc na wiewiórkach. Równocześnie owocnik nie pozwala światu zewnętrznemu zbytnio ingerować w ten proces. Owocniki stanowią część grzyba widzialną, wyczuwalną zmysłem powonienia, pożądaną przez inne organizmy, smakowitą, a czasami też trującą. Wytwarzanie owocników jest zarazem tylko jedną z metod stosowanych przez grzyby – znacząca większość gatunków uwalnia zarodniki w inny sposób.

Zarodniki

Grzyby są wszechobecne dzięki niesłychanej plenności. Owocniki niektórych gatunków uwalniają zarodniki wybuchowo, nadając im przyśpieszenie 10 tysięcy razy większe niż to, które osiąga prom kosmiczny tuż po starcie. Prędkość zarodników w mgnieniu oka dochodzi nawet 100 kilometrów na godzinę – to jeden z najbardziej błyskawicznych ruchów w świecie organizmów żywych. Inne gatunki wytwarzają własny mikroklimat, a ich zarodniki unoszą się z prądem powietrza generowanym przez owocnik, kiedy woda paruje z jego blaszek. Występujące na Ziemi grzyby produkują rocznie około 50 megaton spor – co odpowiada wadze 500 tysięcy płetwali błękitnych i czyni grzyby najistotniejszym źródłem żywej materii w powietrzu. Zarodniki znajdujące się w chmurach wpływają na pogodę, inicjując tworzenie się kropel wody spadających jako deszcz oraz kryształków lodu spadających jako śnieg, deszcz ze śniegiem czy grad[5].

Pewne grzyby, jak na przykład drożdże, które dzięki fermentacji produkują alkohol czy sprawiają, że chleb rośnie, zbudowane są z pojedynczych komórek rozmnażających się przez podział na dwie komórki potomne. Większość grzybów jednak tworzy skupiska wielu komórek, znane jako strzępki (łac. hyphae): cienkie nitkowate twory, które rozgałęziają się, łączą i splatają w anarchiczny filigran grzybni (łac. mycelium). Ta „koronka” najlepiej oddaje grzybią naturę, o grzybni bowiem należy myśleć nie jako o rzeczy, lecz jako o eksploracyjnym, pozbawionym regularności procesie. Woda i składniki odżywcze przemieszczają się w ekosystemie grzybni. U niektórych gatunków grzybnia jest pobudliwa elektrycznie i przenosi wzdłuż strzępek aktywność elektryczną, tak jak zwierzęce komórki nerwowe przenoszą impulsy elektryczne[6].

Grzybnia

Strzępki tworzą nie tylko grzybnię, lecz także bardziej wyspecjalizowane struktury. Owocniki, na przykład grzybów kapeluszowych, powstają w wyniku splecenia strzępek i są zdolne nie tylko do uwalniania zarodników. Niektóre, jak trufle, wydzielają zapach, które uczynił je jednym z najdroższych produktów żywnościowych na świecie. Inne, jak czernidłak kołpakowaty, potrafią przebić asfalt i unieść ciężką płytę chodnikową, mimo że same nie są zbudowane ze specjalnie wytrzymałej materii. Młodego czernidłaka można zebrać, usmażyć i zjeść. Gdy włożyć go do słoika, jego białe tkanki pod wpływem wilgoci powietrza rozpłyną się w czarną jak smoła ciecz przypominającą atrament (wszystkie ryciny w tej książce powstały z użyciem takiego „atramentu”)[7].

Czernidłak kołpakowaty (Coprinus comatus), narysowany z użyciem atramentu z osobników tego gatunku

Wszechstronność metaboliczna pozwala grzybom nawiązywać całą gamę relacji. Odkąd istnieją rośliny, polegają one na grzybach w zakresie odżywiania i obrony – zarówno w częściach nadziemnych (pędy), jak i podziemnych (korzenie). Podobnie zależne od grzybów są zwierzęta. Mrówki z rodzajów Atta oraz Acromyrmex, określane jako „mrówki tnące liście” (ang. leafcutter ants)***, tworzą jedne z największych i najbardziej złożonych społeczeństw na Ziemi, nie licząc ludzi. Ich kolonie obejmujące nawet osiem milionów osobników budują podziemne gniazda, które mogą mierzyć 30 metrów średnicy. Życie tych mrówek obraca się wokół grzyba, który hodują w przestronnych komnatach, karmiąc go kawałkami liści[8].

W nie mniejszym stopniu grzyby wpływają na społeczeństwa ludzkie. Wywoływane przez nie choroby przynoszą straty sięgające miliardów dolarów – Pyricularia grisea oraz Pyricularia oryzae (dwa gatunki grzyba powodujące zarazę ryżu, najważniejszą fitomykozę, czyli chorobę grzybową roślin) co roku niszczą uprawy, które mogłyby wykarmić 60 milionów osób. Choroby grzybowe drzew, zaczynając od grafiozy wiązów, a kończąc na zgorzeli kasztana, odmieniają oblicze lasów i krajobrazu w ogóle. Rzymianie modlili się do boga Robigusa o ochronę przed chorobami roślin wywoływanymi przez grzyby, nie byli jednak zdolni zapobiec nawracającym falom głodu, które ostatecznie przyczyniły się do upadku Imperium Romanum. Obecnie na całym świecie wzrasta znaczenie grzybowych chorób roślin: niezrównoważone praktyki agrarne obniżają zdolność roślin do tworzenia relacji z pożytecznymi grzybami, od których zależy ich dobrostan. Szerokie użycie środków grzybobójczych poskutkowało niemającym precedensu wzrostem liczby supergrzybów, które zagrażają zdrowiu zarówno roślin, jak i ludzi. W miarę jak pomagamy rozprzestrzeniać się grzybom chorobotwórczym, dajemy im nowe możliwości dalszej ewolucji. Podczas ostatniego półwiecza chytridiomykoza – najbardziej śmiertelna choroba, jaką kiedykolwiek odnotowano, wywoływana u płazów przez grzyb z rodzaju Batrachochytrium – rozpowszechniła się na całym globie za sprawą handlu międzynarodowego. Doprowadziła do wymarcia 90 gatunków płazów i zagraża kolejnej setce. Odmiana bananów Cavendish, stanowiąca 99 procent światowych dostaw tych owoców, jest dziesiątkowana przez fitomykozę i grozi jej wymarcie w ciągu najbliższych dekad[9].

Człowiek jednak – tak jak mrówka grzybiarka – obmyślił sposoby, jak wykorzystywać grzyby do rozwiązywania wielu palących problemów. W rzeczy samej najprawdopodobniej grzyby zaprzęgane są do takiej pracy dłużej, niż istnieje gatunek Homo sapiens. W 2017 roku naukowcy odtworzyli dietę neandertalczyka, wymarłego przed mniej więcej 50 tysiącami lat kuzyna człowieka anatomicznie współczesnego. Badacze odkryli, że osobnik z ropniem zęba spożywał pewien rodzaj grzyba, produkującą penicylinę pleśń, co może świadczyć o znajomości jej antybiotycznych właściwości. Znane są też inne, bliższe nam chronologicznie przykłady – między innymi przypadek Ötziego zwanego „człowiekiem lodu”, wyjątkowo dobrze zachowanych zwłok ludzkich z okresu neolitu, odnalezionych w lodowcu i datowanych na mniej więcej pięć tysięcy lat wstecz. W dniu swojej śmierci Ötzi miał przy sobie mieszek pełen hubiaka pospolitego (Fomes fomentarius), którego niemal na pewno używał do rozpalania ognia, jak również starannie spreparowane kawałki pniarka brzozowego (Fomitopsis betulina), prawdopodobnie wykorzystywanego jako lek[10].

Rdzenni mieszkańcy Australii opatrywali rany za pomocą pleśni zbieranej z zacienionej strony eukaliptusów. W Talmudzie można przeczytać o leku zwanym kamka, na który składało się spleśniałe zboże moczone w winie z daktyli. Staroegipskie papirusy z 1500 roku p.n.e. wzmiankują o leczniczych właściwościach pleśni, a w 1640 roku n.e. John Parkinson, królewski zielarz z Londynu, opisał zastosowanie pleśni w leczeniu ran. Dopiero jednak Alexander Fleming w 1928 roku odkrył, że pleśń produkuje bakteriobójczy związek chemiczny, który nazwał penicyliną. Penicylina stała się pierwszym nowożytnym antybiotykiem i uratowała niezliczone istnienia. Odkrycie Fleminga uznaje się za przełomowe w historii współczesnej medycyny; prawdopodobnie nawet pomogło przechylić szalę zwycięstwa w drugiej wojnie światowej[11].

Penicylina będąca związkiem chemicznym zdolnym chronić grzyby przed bakteriami okazała się skuteczna także w obronie ludzi. Nie ma w tym niczego niezwykłego – chociaż grzyby od wieków zestawiano z roślinami, w rzeczywistości są one bliżej spokrewnione ze zwierzętami. Jest to tylko jeden z błędów, które naukowcy popełnili i wciąż popełniają, podejmując próby zrozumienia grzybów. Na poziomie molekularnym podobieństwo łączące grzyby i ludzi jest na tyle znaczące, że pozwala im korzystać z tych samych wynalazków biochemicznych. Stosując leki produkowane przez grzyby, zapożyczamy rozwiązanie, do którego grzyby doszły w procesie ewolucji, i tylko poddajemy jego działaniu własne ciała. Z farmaceutycznego punktu widzenia grzyby są niesłychanie przydatne – współcześnie dzięki nim otrzymujemy poza penicyliną również inne związki chemiczne, takie jak: cyklosporyna (lek immunosupresyjny umożliwiający przeszczepy narządów), statyny (stosowane w celu obniżenia poziomu złego cholesterolu we krwi) czy cała gama niezwykle silnych leków przeciwwirusowych i przeciwnowotworowych (w tym paklitaksel, początkowo uzyskiwany z kory cisa krótkolistnego i wprowadzony do obrotu jako Taxol, którego roczna produkcja warta jest miliardy dolarów), nie wspominając już o alkoholu (produkowanym przez drożdże) oraz psylocybinie (aktywnym składniku grzybów halucynogennych, który – wedle najnowszych wyników badań klinicznych – ogranicza depresję i stany lękowe). Grzyby produkują 60 procent enzymów wykorzystywanych w przemyśle, a poddane inżynierii genetycznej drożdże przyczyniają się do produkcji 15 procent wszystkich szczepionek. Kwas cytrynowy, wytwarzany przez grzyby, znajduje zastosowanie we wszystkich napojach gazowanych. Światowy rynek grzybów jadalnych kwitnie. W 2018 roku był warty 42 miliardy dolarów; szacuje się, że w 2024 roku osiągnie wartość 69 miliardów. Sprzedaż grzybów leczniczych wzrasta corocznie[12].

Rozwiązania wypracowane przez grzyby służą nie tylko ludzkiemu zdrowiu. Mykotechnologia pomaga nam reagować na liczne problemy wynikające z nieustającej degradacji środowiska. Produkowane przez grzybnię przeciwwirusowe związki chemiczne przeciwdziałają zespołowi masowego ginięcia pszczoły miodnej (ang. colony collapse disorder, CCD). Nienasycony apetyt grzybów wykorzystuje się do rozkładania polutantów, takich jak ropa naftowa z wycieków, dzięki procesowi znanemu jako mykoremediacja. Z kolei podczas mykofiltracji zanieczyszczona woda przenika przez maty z grzybni, która odfiltrowuje metale ciężkie i rozkłada toksyny. W procesie otrzymywania grzybni metodami biotechnologicznymi (ang. mycofabrication) powstają materiały budowlane i tkaniny, które w wielu przypadkach zastępują plastik i skórę naturalną. Melaniny grzybowe, czyli pigmenty produkowane przez grzyby odporne na promieniowanie, stanowią nowe obiecujące źródło biomateriałów (in. materiałów biomedycznych) wykazujących odporność radiacyjną[13].

Społeczeństwa ludzkie zawsze zależały od zdumiewającego metabolizmu grzybów. Wyliczenie wszystkich biochemicznych osiągnięć tej grupy organizmów zabrałoby miesiące. A jednak – pomimo ich potencjału i odwiecznej fascynacji nimi – grzyby cieszyły się zaledwie ułamkiem zainteresowania okazywanego zwierzętom i roślinom. Obecne szacunki mówią o istnieniu milionów gatunków grzybów (2,2–3,8 mln), czyli od sześciu do dziesięciu razy więcej niż gatunków roślin, a to oznacza, że dotąd opisano ich zaledwie sześć procent. Można powiedzieć, że dopiero zaczynamy pojmować złożoność i wyrafinowanie królestwa Fungi[14].

Grzyby oraz przemiany, które wywołują, fascynują mnie, odkąd pamiętam. Solidna kłoda staje się glebą, bryłka ciasta wyrasta w chleb, owocnik grzyba kapeluszowego eksploduje w ciągu nocy – ale jak? Jako nastolatek zaspokajałem swoją ciekawość, starając się mieć z grzybami jak najwięcej do czynienia. Zbierałem grzyby kapeluszowe i hodowałem je w swoim pokoju. Później pędziłem alkohol w nadziei, że dowiem się czegoś więcej o drożdżach i o ich wpływie na mnie. Zachwycałem się przemianą miodu pszczelego w miód pitny i soku owocowego w wino, jak również tym, jak te przemiany odmieniają moje własne zmysły i zmysły moich przyjaciół.

Podjąwszy studia na Wydziale Nauk o Roślinach w Cambridge University – nie ma w tej uczelni wydziału nauk o grzybach – szczególnie zafascynowałem się symbiozą, czyli bliską relacją pomiędzy dwoma niespokrewnionymi organizmami. Historia życia okazała się pełna ścisłych zależności. Dowiedziałem się wówczas, że większość roślin polega na grzybach, za których pośrednictwem pozyskuje z gleby składniki odżywcze, takie jak fosfor czy azot, w zamian za bogate w energię cukry i tłuszcze produkowane w procesie fotosyntezy będącej sposobem na „konsumowanie” przez rośliny światła słonecznego i dwutlenku węgla. Relacja między roślinami i grzybami przyczyniła się do powstania znanej nam biosfery i po dziś dzień wspiera życie na lądzie, ale my wciąż niewiele z niej rozumiemy. W jaki sposób się zrodziła? Jak rośliny i grzyby się porozumiewają? Jak mógłbym dowiedzieć się więcej o życiu tych organizmów?

Pozostałem na studiach doktoranckich, by badać sieci mykoryzowe w wilgotnym lesie równikowym Panamy. Wkrótce potem przeniosłem się do prowadzonej przez Smithsonian Tropical Research Institute stacji terenowej na wyspie. Zarówno sama wyspa, jak i otaczające ją półwyspy stanowiły część rezerwatu przyrody w całości porośniętego lasem, jeśli nie liczyć przecinki zrobionej z myślą o kwaterach, stołówce i laboratoriach. W tych ostatnich były szklarnie do hodowli roślin, szafy suszarnicze pełne toreb ze ściółką, pomieszczenie z mikroskopami i osobna komora chłodnicza wypakowana po brzegi próbkami, wśród których znalazły się butelki soku komórkowego roślin, martwe nietoperze, fiolki z kleszczami wyciągniętymi z ciał kolczakowców oraz boa dusiciele. Plakaty na tablicy ogłoszeń oferowały nagrodę pieniężną każdemu, kto namierzy w lesie świeże odchody ocelota.

Wilgotny las równikowy tętnił życiem. Zamieszkiwały go leniwce, pumy, węże, krokodyle, a nawet bazyliszki, rodzaj jaszczurek umiejących przebiec po powierzchni wody bez zatonięcia. Na zaledwie paru hektarach występowało tyle gatunków roślin drzewiastych co w całej Europie. Tę różnorodność odzwierciedlała rozległa gama rozmaitych specjalności biologów terenowych przybyłych tu w celach badawczych. Jedni wdrapywali się na drzewa i obserwowali mrówki. Drudzy codziennie o świcie wyprawiali się śladem małp. Inni tropili pioruny uderzające w drzewa podczas burz tropikalnych. Jeszcze inni spędzali dnie na dźwigu, dokonując pomiarów stężenia ozonu na poziomie koron. Niektórzy za pomocą sprzętu elektrycznego podgrzewali glebę, aby się przekonać, jak bakterie zareagują na globalne ocieplenie. Byli nawet tacy, którzy badali, jak chrząszcze odnajdują drogę dzięki gwiazdom. Trzmiele, storczyki, motyle – wydawało się, że nie ma takiego aspektu leśnego życia, którym ktoś by się nie zajmował.

Uderzyła mnie kreatywność oraz poczucie humoru tych naukowców. Biolodzy laboratoryjni większość czasu spędzają, kontrolując badane życie. Ich własna ludzka egzystencja toczy się na zewnątrz naczyń zawierających obiekty badań. Biolodzy terenowi rzadko mają kontrolę. Sami znajdują się wewnątrz naczynia, którym jest świat. Inaczej rozkłada się równowaga sił. Nawałnice zmywają znaczniki wytyczające miejsce eksperymentu. Drzewa przewracają się na poletka badawcze. Leniwce umierają tam, gdzie akurat zamierzano badać ilość składników odżywczych w glebie. Mrówki z gatunku Paraponera clavata kąsają śmiałków, gdy ci przemykają obok. Las i jego mieszkańcy rozwiewają wszelkie złudzenia co do tego, kto tu rządzi. Pokora rodzi się bardzo szybko.

Kluczem do zrozumienia, jak działa ekosystem, jest relacja pomiędzy roślinami i grzybami mykoryzowymi. Chciałem dowiedzieć się więcej na temat tego, w jaki sposób składniki odżywcze przenoszą się w sieciach grzybni, lecz o ból głowy przyprawiało mnie to, co działo się pod ziemią. Rośliny i grzyby mykoryzowe są naprawdę rozwiązłe: w korzeniach jednej rośliny może żyć wiele grzybów, a z jedną siecią grzybni może być połączonych wiele roślin. Dzięki temu masa substancji, zaczynając od składników odżywczych, a kończąc na cząsteczkach sygnałowych, może przemieszczać się między roślinami za pośrednictwem grzybni. Mówiąc najprościej, grzyby tworzą dla roślin swoisty serwis społecznościowy. To właśnie określa się mianem leśnego internetu. Wilgotne lasy równikowe, w których prowadziłem swoje badania, dają schronienie setkom gatunków roślin i grzybów, co przekłada się na niesłychane skomplikowanie łączących je sieci – mają one niewątpliwie wielkie znaczenie, choć na razie są bardzo słabo poznane. Wyobraźcie sobie zdumienie pozaziemskiego antropologa, który po dziesięcioleciach badania człowieka nowoczesnego odkryłby, że mamy coś, co nazywamy internetem. Podobnie czują się współcześni ekolodzy.

Poddając badaniom sieci mykoryzowe przenikające glebę, zebrałem tysiące jej próbek, jak również skrawków korzeni drzew, po czym roztarłem je na miazgę, aby wyekstrahować tłuszcze, a z nich DNA. Wyhodowałem w doniczkach setki roślin z różnymi grzybami mykoryzowymi i zmierzyłem wielkość ich liści. Wokół zewnętrznych szklarni rozsypałem grube kręgi czarnego pieprzu dla odstraszenia kotów, które w przeciwnym razie zakradłyby się do środka i przywlekły dzikie szczepy grzybów. Traktowałem rośliny konkretnymi związkami chemicznymi i śledziłem przepływ tych ostatnich przez korzenie do gleby, aby ostatecznie zmierzyć, ile z nich przeniknęło do grzybów pozostających z roślinami w symbiozie – co oczywiście wymagało ode mnie znów nieustannego rozcierania ich na miazgę. Opływałem porośnięte lasem półwyspy na niewielkiej motorówce z charczącym silnikiem, który często się psuł, wspinałem się wzdłuż wodospadów w poszukiwaniu okazów rzadkich roślin, wędrowałem z mozołem kilometrami po błotnistych ścieżkach, niosąc plecak pełen wilgotnej ziemi, i nieraz utknąłem w zwałach gęstego czerwonego leśnego błota.

Ze wszystkich organizmów żyjących w wilgotnym lesie równikowym najbardziej zachwycił mnie gatunek niewielkiej rośliny puszczającej pędy bezpośrednio z ziemi. Była może wysokości filiżanki, miała wiotką, niemal białą łodyżkę, a na szczycie pojedynczy jaskrawoniebieski kwiat. Zaliczała się do leśnego gatunku z rodzaju Voyria należącego do rodziny goryczkowatych, który dawno zatracił zdolność fotosyntezy. Równocześnie stracił cały chlorofil, barwnik umożliwiający fotosyntezę i nadający roślinom zielony kolor. Kwiat ten mnie zdumiewał. Fotosynteza to przecież jedna z rzeczy, która czyni rośliny roślinami. Jak więc był on w stanie przeżyć bez niej?

Przypuszczałem, że relacja kwiatu z rodzaju Voyria z jego grzybimi symbiontami jest niezwykła, i byłem ciekaw, czy uda mi się dzięki niemu stwierdzić, co naprawdę dzieje się pod powierzchnią ziemi. Przez wiele tygodni chodziłem po lesie, szukając jego okazów. Niektóre rosły na otwartej przestrzeni i było je w miarę łatwo znaleźć. Inne ukrywały się za przyporami korzeni drzew. Na obszarze równym jednej czwartej boiska do piłki nożnej takich kwiatów mogły być setki, a ja musiałem je wszystkie policzyć. Ponieważ wilgotny las równikowy rzadko bywa płaski, a jeszcze rzadziej otwarty, oznaczało to przedzieranie się przez gęstwinę, wdrapywanie na czworakach i zjeżdżanie na siedzeniu. W istocie robiłem wszystko, oprócz chodzenia wyprostowanym na dwu nogach. Co wieczór wracałem do stacji brudny i wyczerpany. Przy kolacji znajomi ekolodzy z Holandii żartowali sobie z moich uroczych kwiatuszków o wątłych łodyżkach. Oni akurat badali sposoby magazynowania węgla przez wilgotny las równikowy. Podczas gdy ja włóczyłem się ze wzrokiem wbitym w ziemię, szukając kwiatków, oni mierzyli obwód pni drzew. W budżecie węglowym lasu równikowego moje kwiaty były bez znaczenia. Holendrzy kpili z tego, jak wąsko zakrojoną ekologią się zajmuję i jak wybredny mam gust. W rewanżu wyśmiewałem ich nieokrzesanie i maczyzm. Następnego dnia rano wyprawiałem się do lasu ponownie i nie odrywając spojrzenia od poszycia, łudziłem się, że te interesujące kwiaty pomogą mi poznać tajemnice ukrytego, tętniącego życiem, podziemnego świata.

Wszędzie bez względu na miejsce – w lesie, w laboratorium czy w kuchni – grzyby zmieniały moje rozumienie Życia. Organizmy te podważają nasze metody kategoryzowania, a samo zastanawianie się nad nimi sprawia, że świat zaczyna wyglądać inaczej. To właśnie mój rosnący zachwyt nad zdolnością grzybów do zmiany ludzkiego sposobu myślenia skłonił mnie do napisania tej książki. Próbowałem się zadowolić niejednoznacznościami oferowanymi przez grzyby, ale nie czuję się najlepiej wśród pytań bez odpowiedzi, tak jak niektórzy ludzie nie czują się najlepiej na otwartej przestrzeni, bo dopada ich agorafobia. Choć czułem pokusę, by zamknąć się w ciasnych pokoikach łatwych odpowiedzi, zdołałem się przed nią uchronić.

Jeden z moich przyjaciół, filozof i magik David Abram, występował niegdyś w Alice’s Restaurant w amerykańskim stanie Massachusetts (sławnej dzięki protest songowi Arla Guthriego). Co wieczór, gdy krążył między stolikami, monety przechodziły przez jego ręce, pojawiały się tam, gdzie nie powinny, znikały, mnożyły się i przepadały na dobre. Pewnego razu dwaj klienci wrócili do restauracji wkrótce po jej opuszczeniu i z zafrasowanymi minami odciągnęli Davida na bok. Twierdzili, że kiedy wyszli, niebo stało się przeraźliwie niebieskie, a chmury ogromne i jaskrawe. Chcieli wiedzieć, czy dosypał im czegoś do drinków. Tygodnie mijały, a sytuacja się powtarzała: klienci wracali, by donieść, że ruch uliczny jest głośniejszy niż przedtem, latarnie świecą mocniej, wzory na chodniku wydają się ciekawsze, a deszcz bardziej orzeźwiający. Sztuczki magiczne zmieniały sposób, w jaki ludzie postrzegali świat.

David wyjaśnił mi, jaki jego zdaniem był tego powód. Nasze zmysły w dużej mierze działają na podstawie oczekiwań. Znacznie mniejszego wysiłku poznawczego wymaga od człowieka ogarnięcie świata wokół siebie dzięki założonym z góry obrazom, uaktualnianym tylko przez niewielką ilość nowych informacji, niż formowanie coraz to nowych koncepcji od zera. To właśnie dzięki naszemu stereotypowemu myśleniu magicy są w stanie przekonać nas swoimi sztuczkami. I odwrotnie, sztuczki z wykorzystaniem monet osłabiają nasze uprzedzenia względem tego, jak normalnie zachowują się dłonie i monety. Po pewnym czasie maleją także nasze uprzedzenia w stosunku do innych rzeczy. Stajemy się bardziej podatni na doznania zmysłowe. Opuszczając restaurację, klienci postrzegali niebo inaczej, ponieważ widzieli je takim, jakie było w danym momencie – tu i teraz – nie zaś takim, jakie oczekiwali, że będzie. Pozbawieni z góry przyjętych założeń, oddajemy się we władzę zmysłów. Najbardziej zdumiewająca jest przepaść między tym, co spodziewamy się zobaczyć, a tym, co faktycznie widzimy[15].

Grzyby także pozbawiają nas uprzedzeń. Ich życie i zachowania zdumiewają. Im dłużej je badam, tym bardziej uwalniam się od utartych wyobrażeń i tym dziwniejsze okazują się koncepty, które dotąd uznawałem za oczywiste. Tylko dzięki dwu szybko się rozwijającym poddyscyplinom nauk biologicznych jakoś się w tym wszystkim odnajduję i korzystając z ich ram, mogę dalej zgłębiać świat grzybów.

Po pierwsze wśród badaczy wzrasta świadomość licznych, wyrafinowanych, służących rozwiązywaniu problemów zachowań, jakie wyewoluowały w pozbawionych ośrodkowego układu nerwowego organizmach niezaliczanych do królestwa zwierząt. Najbardziej znanym przykładem jest przedstawiciel gromady śluzowców Physarum polycephalum (który jednak należy do supergrupy Amoebozoa, nie do królestwa Fungi, o czym mogłaby świadczyć angielska nazwa slime mould****). Jak się przekonamy, Physarum polycephalum nie ma monopolu na rozwiązywanie problemów przy nieobecności mózgu, lecz tak się składa, że stanowi wdzięczny obiekt badań i jako organizm modelowy przyczynił się do zapoczątkowania nowej dziedziny. Physarum polycephalum tworzy sieci eksploracyjne zbudowane z przypominających czułki żyłek i nie ma ośrodkowego układu nerwowego – ani też nic, co by mu odpowiadało. A jednak potrafi podejmować decyzje, porównując szereg możliwych kierunków działania, i znaleźć najkrótszą drogę między dwoma punktami w labiryncie. Japońscy badacze umieścili tego śluzowca w szalce Petriego zorganizowanej na podobieństwo obszaru metropolitalnego Tokio. Płatki owsiane odpowiadały głównym ośrodkom miejskim, a jaskrawe światła przeszkodom takim jak góry – śluzowce nie lubią światła. W ciągu zaledwie jednego dnia Physarum polycephalum znalazł najefektywniejszą trasę pomiędzy płatkami owsianymi, niemal kompletnie odwzorowując istniejącą sieć kolejową Wielkiego Tokio. W podobnych eksperymentach śluzowiec odtworzył amerykańską sieć autostrad oraz system dróg wybudowanych przez starożytnych Rzymian w Europie Środkowej. Pewien entuzjasta śluzowców opowiedział mi o teście, który sam przeprowadził. Ponieważ regularnie gubił się w sklepach IKEA i tracił czas na poszukiwanie drogi do wyjścia, postanowił postawić przed tym samym problemem Physarum polycephalum. W tym celu stworzył labirynt na podstawie planu lokalnego sklepu IKEA. Jak można się było spodziewać, śluzowiec – bez pomocy drogowskazów czy pracowników – prędko znalazł najkrótszą drogę do wyjścia.

– Widzisz więc – powiedział ze śmiechem entuzjasta – że są zmyślniejsze ode mnie[16].

Odpowiedź na pytanie, czy nazywać śluzowce, grzyby i rośliny inteligentnymi, zależy od punktu widzenia. Klasyczne naukowe definicje inteligencji wykorzystują jako probierz człowieka, porównując z nim wszystkie inne gatunki. Według tych antropocentrycznych definicji ludzie zawsze zajmują najwyższe miejsce w rankingach, za nimi zaś stoją kolejno zwierzęta zbudowane podobnie jak my (szympansy zwyczajne, szympansy karłowate etc.), inne zwierzęta wyższe i tak dalej, zgodnie z „tabelą ligi” ustanowioną jeszcze przez starożytnych Greków, a pokutującą w ten czy inny sposób po dziś dzień. Ze względu na to, że śluzowce, grzyby i rośliny ani nie przypominają nas wyglądem, ani na oko nie zachowują się jak my – no i nie mają mózgu – tradycyjnie są lokowane gdzieś u dołu tej skali. Nad wyraz często są uważane zaledwie za bierne tło dla życia zwierzęcego. Tymczasem wiele z nich jest zdolnych do złożonych zachowań, które każą nam się od nowa zastanowić nad tym, co oznaczają pojęcia, takie jak: rozwiązywanie problemów, komunikowanie się, podejmowanie decyzji, uczenie się i pamiętanie. W rezultacie tych rozważań utarta hierarchia rzeczy, do dziś będąca opoką nowoczesnej myśli, zaczyna się chwiać. To być może spowoduje w końcu zmianę naszego – niosącego opłakane skutki – nastawienia do świata więcej-niż-ludzkiego (ang. more-than-human world)[17].

Po drugie nauka zaczyna inaczej patrzeć na organizmy jednokomórkowe – czy drobnoustroje, jak się je też nazywa – które przecież zajmują każdy centymetr kwadratowy powierzchni naszego globu. W ciągu minionego czterdziestolecia zyskaliśmy niemający precedensu wgląd w życie drobnoustrojów dzięki nowym technologiom. Rezultat? Dla twojego mikrobiomu – twojej społeczności drobnoustrojów – twoje ciało jest jak cała planeta. Jedne preferują umiarkowany klimat lasu włosów na twojej głowie, drugie najlepiej czują się na jałowych równinach twoich przedramion, inne nie zamieniłyby na nic wilgotnego lasu twoich pach bądź krocza. Twoje jelito (które – gdyby je rozprasować – zajęłyby obszar 32 metrów kwadratowych), uszy, palce u nóg, usta, oczy, skóra, jak również każda powierzchnia, każdy przesmyk i wszystkie zagłębienia twojego ciała roją się od bakterii i grzybów. Masz więcej drobnoustrojów niż własnych komórek. W twoim przewodzie pokarmowym żyje więcej bakterii, niż jest gwiazd w naszej Galaktyce[18].

My, ludzie, rzadko się zastanawiamy, gdzie kończy się jedna osoba i gdzie zaczyna druga. Zwykle uznaje się za oczywiste – przynajmniej w nowoczesnym społeczeństwie zindustrializowanym – że każdy zaczyna się tam, gdzie zaczyna się jego ciało, i kończy się tam, gdzie jego ciało się kończy. Rozwój medycyny, oferujący choćby przeszczep organów, podważa te granice, a przez odkrycia mikrobiologii drżą w posadach fundamenty tego, co dotąd braliśmy za pewnik. Każdy człowiek stanowi ekosystem sam w sobie – ekosystem, na który składają się (i który rozkładają) drobnoustroje. Ich pełne znaczenie dopiero zaczyna wychodzić na jaw. Mniej więcej 40 bilionów drobnoustrojów żyjących na powierzchni naszej skóry i wewnątrz naszego ciała nie tylko umożliwia nam trawienie pokarmu, ale też produkuje kluczowe dla naszego dobrostanu składniki mineralne. Podobnie jak grzyby żyjące w roślinach, chronią nas przed chorobami. Mają wpływ na rozwój naszego organizmu i układu odpornościowego, a także oddziałują na nasze zachowanie. Niekontrolowane mogą prowadzić do choroby, a nawet do śmierci. Nie jesteśmy wyjątkiem. Również bakterie noszą w sobie wirusy (nanobiom?). Również wirusy noszą w sobie mniejsze wirusy (pikobiom?). Symbioza to nieodłączna cecha życia[19].

Uczestnicząc w trzydniowej konferencji naukowej na temat drobnoustrojów tropikalnych zorganizowanej w Panamie, wraz z wieloma innymi naukowcami nie mogłem wyjść z podziwu nad implikacjami naszych badań. Jeden z wykładowców mówił o roślinie produkującej w liściach określoną grupę związków chemicznych. Do tamtej chwili związki te uważano za cechę definiującą tę konkretną roślinę. Tymczasem okazało się, że wspomniane związki w rzeczywistości są produkowane przez grzyby, które żyją w liściach tej rośliny. Nasze wyobrażenie o niej musiało zostać przemodelowane. Inny badacz zasugerował, że być może producentami związków chemicznych nie są wcale grzyby żyjące w liściach, lecz bakterie żyjące w grzybach. Podobne wnioski płynęły z pozostałych wystąpień. Już na drugi dzień nasze pojmowanie osobnika było głębsze niż kiedykolwiek, zmieniło się nie do poznania. Właściwie nie miało sensu mówienie o osobnikach. Biologia – nauka o żywych organizmach – przeszła w ekologię – naukę o zależnościach między żywymi organizmami. W dodatku większość tych zależności była dla nas niezrozumiała. Gdy na ekranie pojawiały się projekcje mikrobiomów, spora ich część oznaczona była podpisem „brak danych”. Przypomniało mi to o sposobie, w jaki współcześni fizycy postrzegają wszechświat, którego ponad 95 procent stanowią ciemna materia i ciemna energia. Mówi się o jednej i drugiej „ciemna”, ponieważ nic o nich nie wiemy. Brak danych w biologii to właśnie taka ciemna materia – czy raczej „ciemne życie”[20].

Wiele pojęć naukowych – zaczynając od takich jak „czas”, przez „wiązania chemiczne”, a kończąc na „genach” i „gatunkach” – nie ma stałej definicji, mimo że są pomocnymi konstruktami, które pozwalają myśleć w określonych kategoriach. Do pewnego stopnia takim pojęciem jest też „osobnik” – jeszcze jedna kategoria porządkująca ludzką myśl i zachowanie. A jednak tak znaczna część codziennego życia i doświadczenia – nie wspominając o naszych systemach filozoficznych, politycznych i gospodarczych – zasadza się na jednostce, że trudno stać spokojnie i tylko się przyglądać, jak idea ta się rozmywa. Co stanie się z „nami”? I co będzie z „nimi”? A „ja”? „Mój”? „Wszyscy”? „Ktoś”? Moja reakcja na debatę toczącą się podczas konferencji miała wymiar nie tylko intelektualny. Zupełnie jak klient Alice’s Restaurant, poczułem, że coś się zmieniło: to, co znajome, nagle stało się obce. Jak zauważył pionier badań nad mikrobiomem David Relman, „utrata poczucia własnej odrębności, urojenia błędnej samoidentyfikacji oraz wrażenie, że »kontrolę nad nami sprawuje ktoś inny«” to wszystko możliwe objawy choroby psychicznej. W głowie mi się zakręciło, kiedy pomyślałem, ile pojęć trzeba będzie przedefiniować, w tym tak ważne w naszej kulturze pojęcia integralności, autonomii i niezależności. Po części właśnie to niepokojące uczucie czyni postępy w dziedzinie mikrobiologii tak fascynującymi. Trudno o bardziej intymne związki niż te na poziomie mikroskopowym. Poszerzanie wiedzy na ich temat zmienia sposób, w jaki postrzegamy nasze ciała i miejsca bytowania. Każdy człowiek to cały ekosystem, który przerzuca mosty nad podziałami i wykracza poza ustalone kategorie. „Ja” wyłania się ze skomplikowanej gmatwaniny zależności, które dopiero zaczynamy poznawać[21].

Badanie tych zależności bywa zwodnicze. Niemal wszystkie one są niejednoznaczne. Czy mrówka grzybiarka udomowiła grzyb, na którym polega, czy raczej grzyb udomowił mrówkę grzybiarkę? Czy to rośliny hodują grzyby mykoryzowe, z którymi żyją w symbiozie, czy może raczej grzyby mykoryzowe uprawiają rośliny? W którym kierunku zwrócona jest strzałka? Taka niepewność ma swoje dobre strony.

Jednym z moich wykładowców był profesor Oliver Rackham, ekolog i historyk, który badał, w jaki sposób ekosystemy kształtowały ludzkie kultury na przestrzeni tysięcy lat, a także jak same były przez nie kształtowane. Zabierał nas do okolicznych lasów, by opowiadać nam o historii tych miejsc oraz ich ludzkich mieszkańców. Analizował przy tym wygląd konarów starych dębów, obserwował miejsca, gdzie kwitły pokrzywy, i odnotowywał, które gatunki roślin zasiedlały – bądź nie – zarośla. Pod wpływem profesora Rackhama wyraźna linia, która jak sobie wyobrażałem, oddziela naturę i kulturę, zaczęła się zamazywać.

Później, pracując w panamskiej stacji terenowej, byłem świadkiem, jak naukowcy wchodzą w relacje z przedmiotami swoich badań. Żartowałem, że chiropterolodzy, którzy prowadzili obserwacje w nocy i spali w dzień, upodabniają się do nietoperzy. W rewanżu pytali mnie, jakie piętno odciskają na mnie grzyby. Do tej pory nie jestem pewien. W dalszym ciągu jednak nie mogę wyjść z podziwu, że całkowicie uzależnieni od grzybów – w roli regeneratorów, recyklingowców i twórców sieci łączących światy – tańczymy, jak nam zagrają, znacznie częściej, niż to sobie uświadamiamy.

A nawet jeśli zdajemy sobie z tego sprawę, łatwo przychodzi nam zapomnieć. Ja sam częściej, niżbym chciał, z wyżyn Homo sapiens spoglądam na glebę pod nogami, postrzegając ją jako byt abstrakcyjny, niesprecyzowaną scenę schematycznych interakcji. Wraz z kolegami rzucam uwagi w rodzaju: „Ten i ten w okresie dzielącym ostatnią porę suchą od mokrej zaraportował dwudziestopięcioprocentowe zwiększenie zawartości węgla w glebie”. Bo dlaczego nie? Nie mam możliwości w pełni doświadczyć jej nieokiełznanej natury ani zobaczyć, jak uwijają się w niej te wszystkie stworzenia, które ją zasiedlają.

Choć nie powiem, że nie próbowałem. Za pomocą dostępnych mi narzędzi. Tysiące pobranych przeze mnie próbek trafiło w trzewia drogich urządzeń, które je odwirowywały i napromieniowywały, wypluwając wyniki w postaci ciągów cyfr. Miesiącami gapiłem się w okular mikroskopu, pogrążony w świecie, gdzie strzępki grzyba wiją się w tkance korzenia, zamrożone w niedwuznacznym akcie z komórkami roślinnymi. Jakkolwiek na to spojrzeć, oglądane przeze mnie grzyby były martwe – zabalsamowane i umalowane. Czułem się jak marny detektywina. Podczas gdy ja, kucając tygodniami, zeskrobywałem błoto do probówek, tukany tukały, wyjce wyły, liany się czepiały, a mrówkojady szybko poruszały językiem. Życie drobnoustrojów, zwłaszcza tych żyjących głęboko w glebie, nie było tak łatwo dostrzegalne jak świat makroskopowy, nadziemny, pełen odgłosów i barw. Tak naprawdę potrzebowałem wyobraźni, jeśli chciałem, aby moje odkrycia przemówiły i przyczyniły się do poszerzenia wiedzy ogółu. Nie było innej drogi.

W kręgach naukowych wyobraźnia bywa utożsamiana ze spekulacją i jest traktowana z niejaką podejrzliwością – gdy dochodzi do głosu w publikacjach, zwykle opatrzona jest ostrzeżeniem o szkodliwości produktu. Podczas pisania artykułu naukowego wiele czasu spędza się na wymazywaniu do czysta wybryków fantazji, jałowych rozważań oraz tysięcy eksperymentów i pomyłek, które ostatecznie doprowadziły do maleńkiego odkrycia. Nie każdy czytelnik pragnie grzęznąć w całym tym bagnie. Przede wszystkim zaś naukowiec musi sprawiać wrażenie wiarygodnego. Wystarczy jednak zakraść się za kulisy, by nakryć uczonego in flagranti. Dlatego nawet za kulisami bardzo się z kolegami pilnowaliśmy, żeby bez względu na porę nie wdawać się w szczegóły, jak – niechcący albo chcący – wyobrażamy sobie organizmy, które badamy. Niezależnie od tego, czy to ryba, bromelia, liana, bakteria czy grzyb. Wstyd byłoby przyznać, że na wynik naszych badań wpływ miała plątanina domysłów bez pokrycia, mrzonek i przenośni. A jednak wyobraźnia to ważna część procesu badawczego. Cokolwiek mówić, nauka nie ma wiele wspólnego z beznamiętną racjonalnością. Naukowcy są – i zawsze byli – ludźmi z krwi i kości, podatnymi na emocje, skłonnymi słuchać intuicji i z głową pełną pomysłów. A przy tym umieją i chcą zadawać pytania o naturę naszego świata, którego bynajmniej nie stworzono z myślą o tym, by go skatalogować i usystematyzować. Ilekroć pytałem, co właściwie robią te grzyby, i konstruowałem protokół kolejnego badania, które miało pomóc mi zrozumieć ich zachowanie, siłą rzeczy wyobrażałem je sobie.

Pewien eksperyment zmusił mnie do sięgnięcia w głąb mojej wyobraźni naukowej. Zgłosiłem się do badania klinicznego, którego celem było określenie wpływu LSD na zdolność rozwiązywania problemów przez uczonych, inżynierów i matematyków. Badanie to zorganizowano na fali ponownego zainteresowania nauki i medycyny niewykorzystywanym jak dotąd potencjałem psychodelików. Badacze pragnęli się dowiedzieć, czy LSD pomoże uczonym sięgnąć do zawodowej podświadomości i dojrzeć stare zagadnienia w nowym świetle. Innymi słowy, gwiazdą programu miała być nasza wyobraźnia, zazwyczaj spychana na margines. Tym razem chciano ją poddać obserwacji, a jeśli dopisze szczęście, również zmierzyć. Zwerbowano eklektyczną grupę młodych naukowców, do czego użyto plakatów rozwieszanych na uczelniach („Czy stoisz przed istotnym problemem, który wymaga rozwiązania?”). Organizatorom badania nie można odmówić odwagi. O przełom trudno w każdych warunkach, a co dopiero na wyizolowanym na cele badania klinicznego oddziale szpitalnym.

Organizatorzy rozwiesili na ścianach psychodeliczne obrazy, zainstalowali system stereo do puszczania muzyki i rozświetlili salę nastrojowymi lampkami. Ta próba „odklinicyzowania” przestrzeni uczyniła ją jeszcze bardziej sztuczną – stanowiła wręcz przyznanie, że badacze mogą wpływać na obiekty swoich badań. Taki układ uwydatnił zdrowe poczucie zagubienia będące na co dzień udziałem każdego naukowca. Gdyby tylko obiekty wszystkich eksperymentów w dziedzinie nauk przyrodniczych mogły dostać swoisty odpowiednik nastrojowego oświetlenia i muzyki relaksacyjnej, jakże inaczej by się pewnie zachowywały!

Pielęgniarki dopilnowały, abym wypił koktajl z LSD punktualnie o dziewiątej rano. Miały na mnie oko, dopóki nie przełknąłem ostatniej kropli. Położyłem się na szpitalnym łóżku, po czym pielęgniarki przez wenflon w zgięciu łokcia pobrały mi próbkę krwi. Trzy godziny później, kiedy osiągnąłem „wysokość przelotową”, przydzielony mi asystent zachęcił mnie, abym zaczął myśleć o problemie, którego rozwiązania szukam. Przed odlotem, w trakcie całej gamy testów psychometrycznych i testów osobowości, którym nas poddano, zostaliśmy poproszeni o jak najdokładniejsze opisanie rzeczonego zagadnienia – czy też węzła, na jaki się natknęliśmy w naszej pracy naukowej. Badaczom przyświecała nadzieja, że zanurzenie węzła w LSD pomoże go rozsupłać. Wszystkie zagadnienia, które mnie trapiły, miały związek z grzybami, zatem czerpałem niejaką pociechę z faktu, że LSD pierwotnie pozyskiwano z grzyba żyjącego w roślinach uprawnych. Grzybia odpowiedź na grzybie pytanie. Jak więc będzie?

Chciałem wykorzystać badanie kliniczne, by spojrzeć szerzej na symbiozę niebieskich kwiatków z rodzaju Voyria z grzybami. Jakim cudem żyły bez fotosyntezy? Niemal wszystkie rośliny utrzymują się przy życiu, pozyskując składniki mineralne z sieci mykoryzowych przecinających glebę, i tak też robiła moja Voyria, jeśli sądzić po skłębionej masie grzybni u jej korzeni. Ale bez fotosyntezy Voyria nie była w stanie produkować bogatych w energię cukrów i tłuszczów niezbędnych jej do wzrostu. Skąd zatem czerpała energię? Czyżby z innych roślin zielonych za pośrednictwem sieci mykoryzowej? A jeśli tak, czy miała cokolwiek do zaoferowania swojemu grzybiemu symbiontowi czy raczej była zwykłym pasożytem – czymś w rodzaju hakera eksploatującego leśny internet?

Leżąc z zamkniętymi oczami na szpitalnym łóżku, zastanawiałem się, jak to jest być grzybem. Nagle znalazłem się pod ziemią, otoczony przez nakładające się na siebie wierzchołki korzeni. Stada kulistych zwierząt pasły się spokojnie – korzenie roślin i ich krzątanina – Dziki Zachód gleby – wszyscy ci rabusie, bandyci, samotnicy, niewydarzeni strzelcy. Gleba była pozbawionym horyzontu zewnętrznym bebechem – gdziekolwiek spojrzeć, tylko trawienie i barter – grupy bakterii surfowały na falach pola elektrycznego – chemiczne warunki pogodowe – glebowe autostrady – oślizgły chorobotwórczy uścisk – kotłujący się intymny kontakt ze wszystkich stron. Kiedy podążyłem za jedną ze strzępek do wnętrza przestronnego korzenia, zdumiałem się spokojem, jaki tam panował. Widziałem tylko nieliczne inne grzyby, na pewno nie było żadnych robaków ani owadów. Istne sanktuarium. Azyl, za jaki mógłbym zapłacić. Może właśnie to oferowały niebieskie kwiaty grzybom w zamian za pomoc w odżywianiu? Schronienie przed burzą?

Nie będę obstawał przy zasadności tych wizji. W najlepszym razie są prawdopodobne, w najgorszym zaś bzdurne jak majaczenie w delirium. Trudno tu mówić o prawdzie czy fałszu. W każdym razie wyniosłem z tego doświadczenia cenną lekcję. Nawykłem do myślenia o grzybach, które zakładało, że pomiędzy organizmami dochodzi do abstrakcyjnych „interakcji” wyglądających jak schematy rysowane przez szkolnych nauczycieli na tablicy. Postrzegałem te organizmy jako na wpół automatyczne istoty zachowujące się zgodnie z logiką gier na konsolę Game Boy z początku lat 90. XX wieku. Tymczasem LSD kazało mi przyznać przed samym sobą, że nie brak mi wyobraźni. Odtąd patrzyłem na grzyby zupełnie inaczej. Pragnąłem je zrozumieć, ale bez sprowadzania ich do tykających, napędzanych sprężyną, popiskujących mechanizmów, jak często się to dzieje. Oczekiwałem od nich raczej, że zmuszą mnie do porzucenia utartych schematów myślowych, sprawią, że ujrzę ich możliwości, że zaczną napierać na granice mego pojmowania i pozwolą mi się zachwycać – oraz dziwić – swoim splątaniem.

Grzyby zamieszkują światy podobne do labiryntów. Przemierzam tyle z nich, ile się da, lecz ciągle natrafiam na miejsca nie do pokonania, jakkolwiek bym się starał. Choć pozornie na wyciągnięcie ręki, grzyby są tak bardzo tajemnicze, a ich możliwości tak inne. Czy to powinno nas przerażać? Czy w ogóle my, ludzie – z naszymi zwierzęcymi mózgami, ciałami i językiem – będziemy w stanie zrozumieć organizmy tak różne od nas? Jak wpłynie na nas proces ich poznawania? W chwilach szczególnego optymizmu widzę tę książkę jako portret zaniedbanej części drzewa życia, to jednak tylko strzępki większej całości. Jest więc raczej sprawozdaniem z mojej podróży ku zrozumieniu grzybów oraz wpływu, jaki wywierają na mnie i na wiele innych istot – ludzkich i pozaludzkich – które spotkałem po drodze. „Cóż mam począć z tą nocą i tym dniem / z tym życiem i tą śmiercią?” – pyta poeta Robert Bringhurst. I dodaje: „Każdy krok, każdy oddech / toczy się niczym jajko ku krawędzi tej kwestii”*****. Grzyby kierują nas ku krawędzi wielu pytań. Niniejsza książka wzięła się z moich doświadczeń związanych z zaglądaniem poza te krawędzie. Eksplorowanie świata grzybów skłoniło mnie do ponownego przemyślenia dotychczasowej wiedzy. Ewolucja, ekosystemy, odrębność, inteligencja, życie – nic z tego nie jest takie, za jakie je uważałem. Przyświeca mi nadzieja, że moja książka poluzuje gorset przekonań czytelników, tak jak grzyby uczyniły to w moim przypadku.

Wysyp zarodników grzyba kapeluszowego

* Odsyłacze numeryczne kierują czytelnika do przypisów końcowych, które pochodzą od autora. O ile nie zaznaczono inaczej, przypisy dolne opatrzone gwiazdką pochodzą od tłumaczki.

** W polskim przekładzie dla jasności wywodu wyrażenie Wood Wide Web będzie przeważnie zastąpione określeniem „leśny internet”.

*** Polska nazwa jednego z gatunków wydaje się nawet bardziej adekwatna: mrówka grzybiarka (Acromyrmex octospinosus).

**** Mould (ang.) – pleśń; pleśniami nazywa się grzyby strzępkowe.

***** Przeł. Krzysztof Korżyk.

1

Powab

Who’s pimping who?[Kto właściwie jest czyim alfonsem?]

Prince

Rozdział dostępny w pełnej wersji książki.

2

Żywe labirynty

Je suis si bien dans l’humide obscurité soyeuse du labyrinthe et il n’y a pas de fil.[Tak mi dobrze w jedwabnym wilgotnym mroku labiryntu i bez nici.]

Hélène Cixous

Rozdział dostępny w pełnej wersji książki.

3

Bliskość obcych

The problem was that we did not know whom we meant when we said ‘we’.[Kłopot tkwił w tym, że nie wiedziałyśmy, kogo mamy na myśli, mówiąc „my”.]

Adrienne Rich

Rozdział dostępny w pełnej wersji książki.

4

Grzybie umysły

There is a world beyond ours (…) That world talks. It has a language of its own. I report what it says. The sacred mushroom takes me by the hand and brings me to the world where everything is known (…) I ask them and they answer me.[Istnieje świat poza naszym światem (…) Świat ten przemawia. Ma własny język. Ja tylko przekazuję, co mówi. Święty grzyb bierze mnie za rękę i przenosi do świata, gdzie wszystko jest wiadome (…) Pytam go, a on mi odpowiada].

María Sabina

Rozdział dostępny w pełnej wersji książki.

5

Przed korzeniami

You’ll never be free of me,He’ll make a tree from me,Don’t say goodbye to me,Describe the sky to me.[Nigdy się ode mnie nie uwolnisz,On zrobi ze mnie drzewo,Nie mów mi do widzenia,Opisz dla mnie niebo.]

Kathleen Brennan & Tom Waits

Rozdział dostępny w pełnej wersji książki.

6

Leśny internet

Eine allgemeine Verkettung, nicht in einfacher linearer Richtung, sondern in netzartig verschlugenem Gewebe […] stellt sich allmählich dem forschenden Natursinn dar.[Umysłowi badawczemu przedstawia się coraz jaśniej ogólne powiązanie istot nie w kierunku szeregowym, ale jakby siatka całą wiążąca przyrodę.]

Alexander von Humboldt

Rozdział dostępny w pełnej wersji książki.

7

Mykologia radykalna

To use the world well, to be able to stop wasting it and our time in it, we need to re-learn our being in it.[Aby dobrze korzystać ze świata, móc przestać go marnować i nasz w nim czas, musimy na nowo się nauczyć, jak w nim być.]

Ursula Le Guin

Rozdział dostępny w pełnej wersji książki.

8

Zrozumieć grzyby

It matters which stories tell stories, which concepts think concepts, (…) which systems systematize systems.[Ma znaczenie, które opowieści opowiadają opowieści, które myśli myślą myśli, (…) które systemy systematyzują systemy.]

Donna Haraway

Rozdział dostępny w pełnej wersji książki.

Epilog

Ten kompost

Our hands imbibe like roots,so I place them on what is beautiful in this world.[Nasze dłonie czerpią jak korzenie,dlatego kładę je na tym co piękne w tym świecie.]

św. Franciszek z Asyżu

Rozdział dostępny w pełnej wersji książki.

Podziękowania

Rozdział dostępny w pełnej wersji książki.

Przypisy

Wstęp: Jak to jest być grzybem?

Motto: Hafez (1325–1390), [z:] Heaven Is Jealous, [w:] Ladinsky, A Year with Hafiz: Daily Contemplations (2011).

[1] Zob. Fergusson i in., 2003. Istnieją doniesienia o innych ogromnych sieciach grzybni podziemnej Armillaria mellea. Anderson i in. opublikowali w 2018 roku wyniki badania, któremu poddali sieć mykoryzową w stanie Michigan, liczącą dwa i pół tysiąca lat i ważącą co najmniej 400 ton, a zajmującą powierzchnię 75 hektarów, czyli 0,75 kilometra kwadratowego. Badacze odkryli, że u grzyba tego występuje zadziwiająco niski stopień mutacji genetycznych, co może sugerować, że potrafi on się bronić przed defektami DNA. Nie jest znany dokładny sposób, w jaki grzyb ten zachowuje stały genom, lecz właśnie to musi odpowiadać za umiejętność dożycia tak zaawansowanego wieku. Poza sieciami grzybni Armillaria mellea do największych organizmów żywych zalicza się pewne klonalne gatunki trawy morskiej (Arnaud-Haond i in., 2012).

[2] Zob. Moore i in. (2011), rozdz. 2.7; Honegger i in. (2018). Skamieniałości Prototaxites odkryto w Ameryce Północnej, Europie, Afryce, Azji i Australii. Ich pochodzenie intryguje biologów od połowy XIX wieku. Pierwsi badacze chcieli w nich widzieć szczątki przegnitych drzew. Później przypisano je do rodzaju ogromnych wodorostów morskich, mimo iż wszystko wskazywało na to, że były organizmami lądowymi. W 2001 roku, po debacie trwającej wiele dekad, uznano, że Prototaxites są w rzeczywistości owocnikami grzyba. Nie sposób się z tym nie zgodzić. Wskazuje na to ich budowa – z gęsto utkanych włókien, które bardziej niż cokolwiek innego przypominają strzępki grzybni. Analiza metodą radiowęglową wykazała, że Prototaxites pobierały substancje odżywcze z otoczenia, a nie produkowały ich w drodze fotosyntezy. W 2002 roku Selosse wskazał, iż bardziej prawdopodobne jest, że Prototaxites były tak naprawdę organizmami na miarę gigantycznych porostów, znanych ze wspólnoty życiowej pomiędzy grzybem (mykobiont) i glonem (fotobiont). Zdaniem tego badacza duże rozmiary Prototaxites nie pozwalały im na utrzymanie się przy życiu dzięki pobieraniu substancji odżywczych z rozkładających się roślin. Gdyby Prototaxites w części fotosyntetyzowały, byłyby w stanie uzupełniać dietę złożoną z martwej materii organicznej o energię uzyskaną z procesu fotosyntezy. To z kolei dałoby im możliwości i powód, aby przewyższyć wzrostem wszystko dokoła. Co więcej, w tkankach Prototaxites znaleziono odporne polimery występujące w ówczesnych glonach, co sugeruje, że komórki glonów faktycznie żyły w symbiozie z grzybnią. Hipoteza ta pomaga także wyjaśnić, dlaczego Prototaxites wymarły. Po trwającej 40 milionów lat dominacji organizmy te zniknęły nagle z powierzchni Ziemi – właśnie wtedy, gdy rośliny zaczęły ewoluować w krzewy i drzewa. Ten zbieg okoliczności popiera hipotezę o przypominającej porost naturze Prototaxites, gdyż jak wiadomo, wyższe rośliny równają się mniejszej ilości światła.

[3] Więcej o różnorodności i występowaniu grzybów – zob. Peay (2016); więcej o grzybach wodnych – zob. Bass i in. (2007); więcej o grzybich endofitach – zob. Mejía i in. (2014), Arnold i in. (2003), Rodriguez i in. (2009). Na temat wyspecjalizowanych grzybów, występujących w gorzelniach, gdzie prosperują w oparach alkoholowych, podczas gdy whisky dojrzewa w beczkach – zob. Alpert (2011).

[4] Więcej o grzybach, które potrafią trawić skałę – zob. Burford i in. (2003), Quirk i in. (2014); więcej na temat poliuretanu i trotylu – zob. Peay i in. (2016), Harms i in. (2011), Stamets (2011), Khan i in. (2017); więcej na temat grzybów odpornych na promieniowanie – zob. Tkavc i in. (2018); więcej na temat grzybów radiotroficznych – zob. Dadachova & Casadevall (2008), Casadevall i in. (2017).

[5] Więcej na temat wyrzutu zarodników – zob. Money (1998, 2016), Dressaire i in. (2016). Więcej na temat wagi zarodników i ich wpływu na pogodę – zob. Fröhlich-Nowoisky i in. (2009). Więcej na temat licznych ciekawych rozwiązań, które wyewoluowały w królestwie Fungi w odpowiedzi na problemy z propagacją spor – zob. Roper i in. (2010), Roper & Seminara (2017).

[6] Więcej na temat przemieszczania się wody i składników odżywczych – zob. Roper & Seminara (2017); więcej na temat impulsów elektrycznych – zob. Harold i in. (1985), Olsson & Hansson (1995). Drożdże stanowią około jednego procenta królestwa Fungi, a rozmnażają się przez pączkowanie – czy też podział na dwie komórki. Niektóre drożdże w określonych warunkach tworzą coś w rodzaju grzybni.

[7] Więcej na temat grzybów przebijających asfalt i unoszących płyty chodnikowe – zob. Moore (2013b), rozdz. 3.

[8] Mrówki z rodzajów Atta i Acromyrmex nie tylko zapewniają grzybom schronienie i karmią je, ale też je leczą. Ich grzybne ogrody są monokulturami składającymi się z jednego gatunku grzyba. Podobnie jak w przypadku monokultur uprawianych przez człowieka, grzyb ten jest podatny na choroby. Szczególne zagrożenie stanowi pewien gatunek grzyba pasożytniczego, który jest w stanie zniszczyć cały grzybny ogród. Skomplikowany system komnat w oskórku mrówek jest siedliskiem bakterii, które odżywiają się wydzieliną wyspecjalizowanych gruczołów. Każde gniazdo utrzymuje przy życiu określony szczep bakterii, rozpoznawany i przedkładany nad inne szczepy – nawet te blisko spokrewnione. Takie udomowione bakterie produkują antybiotyki, znacznie hamujące wzrost grzyba pasożytniczego i sprzyjające wzrostowi hodowanego gatunku, bez którego kolonie mrówek nie byłyby w stanie dorastać do równie dużych rozmiarów. Więcej na ten temat – zob. Currie i in. (1999, 2006), Zhang i in. (2007).

[9] Więcej na temat rzymskiego boga Robigusa – zob. Money (2007), rozdz. 6; Kavaler (1967), rozdz. 1. Więcej o supergrzybach – zob. Fisher i in. (2012, 2018), Casadevall i in. (2019), Engelthaler i in. (2019); więcej o mykozach wśród płazów – zob. Yong (2019); więcej o mykozie bananów – zob. Maxman (2019). Wśród zwierząt większym zagrożeniem niż choroby wywoływane przez grzyby są choroby wywoływane przez bakterie. Wśród roślin przeciwnie – większym zagrożeniem od chorób wywoływanych przez bakterie są choroby wywoływane przez grzyby. Wzorzec ten jest prawdziwy zarówno w zdrowiu, jak i w chorobie: mikrobiom zwierząt składa się głównie z bakterii, podczas gdy mikrobiom roślin – głównie z grzybów. Nie znaczy to jednak, że zwierzęta nie są narażone na mykozy. Casadevall (2012) wysuwa hipotezę, że ssaki wysunęły się na prowadzenie po zniknięciu z powierzchni Ziemi dinozaurów – w wyniku wymierania kredowego – dzięki zdolności do zwalczania mykoz. W porównaniu z gadami, do których zaliczały się dinozaury, ssaki mają wiele ułomności: stałocieplność jest kosztowna energetycznie, podobnie jak produkcja mleka i intensywna opieka rodzicielska. Zarazem możliwe, że to właśnie wyższa temperatura ciała ssaków pozwoliła im zastąpić gady w roli dominującej gromady zwierząt lądowych. Stosunkowo wysoka ciepłota ciała ssaków pomaga hamować nadmierny rozwój mykopatogenów, które mnożyły się w „globalnym kompostowniku” powstałym w wyniku masowego obumierania lasów w trakcie wymierania kredowego. Współcześnie także ssaki są bardziej odporne na mykozy niż gady i płazy.

[10] Więcej na temat odkrycia dotyczącego neandertalczyka – zob. Weyrich i in. (2017); więcej na temat Ötziego – zob. Peintner i in. (1998). Nie sposób stwierdzić z całą pewnością, w jakim celu Ötzi spożywał pniarka brzozowego (Fomitopisis betulina), ale że grzyb ten ma gorzki smak i strukturę niestrawnego korka, raczej nie był traktowany jako pożywienie sensu stricto. Z kolei staranne spreparowanie tego grzyba – jego kawałki były nanizane na skórzany rzemyk niczym klucze na breloku – może wskazywać, że użytkownik miał rozbudowaną wiedzę na temat jego wartości i zastosowania.

[11] Więcej na temat leczniczych właściwości pleśni – zob. Wainwright (1989ab). W ludzkich szczątkach ze stanowisk archeologicznych w Egipcie, Sudanie i Jordanii datowanych na ok. 400 r. n.e. stwierdzono wysoki poziom tetracykliny w kościach, który świadczy o jej długotrwałym stosowaniu zapewne w kontekście leczniczym. Tetracyklinę produkuje bakteria, nie grzyb, lecz jej prawdopodobnym źródłem było spleśniałe ziarno, przypuszczalnie używane do produkcji leczniczego piwa (Bassett i in., 1980; Nelson i in., 2010). Droga od pierwszych obserwacji Fleminga do zaistnienia penicyliny na światowej scenie nie była prosta i wymagała licznych wysiłków ze strony ludzi: eksperymentów naukowych, wiedzy w zakresie technologii produkcji, nakładów finansowych, poparcia polityków. Na wstępie Fleming miał problem z zainteresowaniem kogokolwiek swoim odkryciem. Wedle Miltona Wainwrighta, mikrobiologa i historyka nauki, Fleming był niepoważnym ekscentrykiem. „Miał reputację osoby stukniętej, zajmującej się bzdurami w rodzaju tworzenia portretów królowej na szalce Petriego przy użyciu różnych kultur bakterii”. Dopiero 12 lat po pierwszych poczynionych przez Fleminga obserwacjach dowiedziono bezspornie wartości terapeutycznej penicyliny. W latach 30. XX wieku grupa badaczy z Oksfordu opracowała metodę ekstrakcji i oczyszczania penicyliny, w 1940 roku zaś przeprowadziła próby, które wykazały jej zdumiewającą zdolność do zwalczania infekcji. Niemniej produkcja penicyliny była najeżona trudnościami. Ponieważ na rynku brakowało gotowego produktu, w czasopismach medycznych zamieszczano wskazówki, jak hodować pleśń. Niektórzy lekarze używali do leczenia infekcji pozyskiwane metodami amatorskimi prymitywne, zawierające posiekaną grzybnię ekstrakty, którymi nasączano gazę – mimo wszystko z rewelacyjnym skutkiem (Wainwright, 1989ab). Produkcję penicyliny na przemysłową skalę wdrożono w USA. Po części stało się tak dlatego, że Amerykanie mieli już opracowane metody hodowli grzybów w fermentorach przemysłowych, a po części dzięki odkryciu wysokoplennych szczepów Penicillium, które następnie dodatkowo udoskonalono w wyniku szeregu mutacji. Wdrożenie przemysłowej produkcji penicyliny otworzyło drogę dla poszukiwań innych antybiotyków, podczas których badaniom poddano tysiące gatunków grzybów i bakterii.

[12] Więcej na temat leków – zob. Linnakoski i in. (2018), Aly i in. (2011), Gond i in. (2014). Więcej na temat psylocybiny – zob. Carhart-Harris i in. (2016a), Griffiths i in. (2016), Ross i in. (2016). Więcej na temat szczepionek i kwasu cytrynowego – zob. State of the World’s Fungi (2018). Więcej na temat rynku grzybów jadalnych i grzybów leczniczych – zob. www.knowledge-sourcing.com/report/global-edible-mushrooms-market (dostęp 29.10.2019). W 1993 roku na łamach „Science” opublikowano wyniki badania, które doniosły, że paklitaksel (sprzedawany pod nazwą Taxol) jest produkowany przez grzyby endofityczne wyizolowane z kory cisa krótkolistnego (Stierle i in., 1993). Z czasem się okazało, że paklitaksel jest produkowany znacznie szerzej przez grzyby niż przez rośliny – za jego produkcję odpowiada ok. 200 gatunków grzybów endofitycznych należących do kilku rodzin (Kusari i in., 2014). Ten silny związek grzybobójczy odgrywa ważną rolę obronną: grzyby zdolne do jego produkcji są w stanie się bronić przed innymi grzybami. Paklitaksel działa grzybobójczo tak samo jak przeciwnowotworowo: uniemożliwiając podziały komórkowe. Grzyby produkujące paklitaksel są odporne na jego działanie, identycznie jak inne grzyby endofityczne cisa (Soliman i in., 2015). Do dziś farmacja poznała kilka innych leków przeciwnowotworowych produkowanych przez grzyby. Lentinan, polisacharyd występujący w twardniku japońskim (jap. shiitake), stymuluje układ odpornościowy do walki z nowotworem i został w Japonii zatwierdzony do stosowania w leczeniu raka żołądka i raka piersi (Rogers, 2012). Polisacharyd K (PSK), związek chemiczny izolowany z wrośniaka różnobarwnego (Trametes versicolor), przedłuża czas przeżycia pacjentów chorujących na różne nowotwory i jest stosowany obok konwencjonalnej terapii przeciwnowotworowej w krajach takich jak Chiny i Japonia (Powell, 2014).

[13] Więcej na temat melanin grzybowych – zob. Cordero (2017).

[14] Więcej o szacunkach dotyczących liczby gatunków grzybów – zob. Hawksworth (2001), Hawksworth & Lücking (2017).

[15] Wśród neurobiologów udział naszych oczekiwań w procesie postrzegania znany jest jako przetwarzanie odgórne bądź przetwarzanie góra–dół, o którym czasem mówi się jako o wnioskowaniu bayesowskim (od nazwiska Thomasa Bayesa, matematyka, który podłożył podwaliny pod teorię prawdopodobieństwa czy też probabilistykę). Więcej na ten temat – zob. Gilbert & Sigman (2007), Mazzucato i in. (2019).

[16] Zob. Adamatzky (2016), Latty & Beekman (2011), Nakagaki i in. (2000), Bonifaci i in. (2012), Tero i in. (2010), Oettmeier i in. (2017). W książce Advances in Physarum Machines autorzy wyszczególniają wiele zdumiewających właściwości śluzowców. Jedni używają tych organizmów do bramek decyzyjnych i oscylatorów, drudzy tworzą z ich wykorzystaniem symulacje ludzkich migracji w czasach historycznych i opracowują modele przyszłych możliwych wzorców ludzkich migracji na Księżycu. Modele matematyczne inspirowane śluzowcami obejmują: niekwantowe zastosowanie algorytmu faktoryzacji Shora, wyznaczanie najkrótszej drogi oraz projektowanie sieci łańcucha dostaw (Adamatzky, 2016). Oettmeier i in. (2017) odnotowuje, że Hirohito, cesarz Japonii w latach 1926–1989, fascynował się śluzowcami i w 1935 roku nawet opublikował na ich temat książkę. Odtąd śluzowce stanowią w Japonii prestiżowy obiekt badań.

[17] Klasyfikacja biologiczna zaproponowana w 1735 roku przez Karola Linneusza w Systema Naturae, której zmodyfikowana wersja obowiązuje do dzisiaj, rozciągnęła tę hierarchię na rasy ludzkie. Na szczycie skali znaleźli się Europejczycy: „bardzo bystrzy i pomysłowi […] odziani w przylegające do ciała ubranie. Kierują się prawem”. Za nimi byli Amerykanie: „Kierują się zwyczajami”. Dalej – Azjaci: „Kierują się sądami opinii publicznej”. I na samym dole, Afrykanie: „Flegmatyczni, leniwi […] Zręczni, powolni, tępi. Namaszczają się tłuszczem, kierują się kaprysami” (Kendi, 2017). Tak jak w tym przypadku mogłaby być mowa o rasizmie, tak – analogicznie – hierarchiczna taksonomia porządkująca różne gatunki może być uważana za gatunkizm.

[18] Więcej na temat mikrobiomu różnych części ciała człowieka – zob. Costello i in. (2009), Ross i in. (2018). Więcej na temat porównania z liczbą gwiazd w Galaktyce – zob. Yong (2018a), rozdz. 1. Ekosystemy swojego ciała mikroskopijnym mieszkańcom oferuje w wierszu A New Year Greeting [Życzenie noworoczne] jego autor W.H. Auden:

For creatures your size I offera free choice of habitat,so settle yourselves in the zone that suits you best, in the pools of my pores or the tropical forests of arm-pit and crotch, in the deserts of my fore-arms, or the cool woods of my scalp.

Stworzeniom waszego rozmiaru proponujędowolny wybór habitatu,zatem rozgośćcie się w strefie,która wam najlepiej odpowiada, w basenachmoich porów lub lasachtropikalnych moich pach i krocza,na pustyniach moich przedramionlub w chłodnych zagajnikach włosów na głowie.

[19] Więcej na temat przeszczepu narządów i hodowli ludzkich komórek – zob. Ball (2019). Więcej na temat szacowanej wielkości naszego mikrobiomu – zob. Bordenstein & Theis (2015). Więcej na temat wirusów w wirusów – zob. Stough i in. (2019). Czytelników zainteresowanych wprowadzeniem w temat mikrobiomu odsyłam do: Yong (2018a) oraz specjalnego wydania „Nature” traktującego o ludzkim mikrobiomie (maj 2019): www.nature.com/collections/fiabfcjbfj (dostęp 29.10.2019).

[20] W pewnym sensie wszyscy współcześni biolodzy są ekologami, choć tradycyjni ekolodzy wystartowali wcześniej i mają nad resztą przewagę. Ich metody jednak zaczynają powoli przenikać do innych dyscyplin: coraz więcej biologów nawołuje do stosowania metod z dziedziny ekologii w – przynajmniej pod względem historycznym – nieekologicznych dyscyplinach nauk biologicznych. Więcej na ten temat – zob. Gilbert & Lynch (2019), Venner i in. (2009). Istnieje wiele przykładów skutków ubocznych działania drobnoustrojów żyjących w grzybach. Wyniki badania, które Márquez i in. opublikowali w 2007 roku na łamach „Science”, mówią o „wirusie w grzybie w roślinie”. Roślina ta – pewien gatunek trawy tropikalnej – rośnie w warunkach naturalnych w glebie o wysokiej temperaturze. Tyle że bez symbionta w postaci grzyba, który żyje w jej liściach, nie byłaby w stanie przetrwać w wysokiej temperaturze. Hodowany oddzielnie grzyb, pozbawiony symbionta w postaci rośliny, radzi sobie niewiele lepiej i nie jest w stanie przeżyć. Okazuje się jednak, że za zdolność rośliny do przetrwania w wysokiej temperaturze odpowiada nie grzyb, ale wirus żyjący w grzybie i odpowiadający za tolerancję termiczną. Zarówno grzyb, jak i roślina – pozbawione symbionta w postaci wirusa – giną w wysokiej temperaturze. Inaczej mówiąc, mikrobiom grzyba determinuje rolę, jaką grzyb odgrywa jako mikrobiom rośliny. A jest to sprawa życia i śmierci. Za przykład drobnoustrojów żyjących w drobnoustrojach niech posłuży osławiony winny zarazy ryżu – grzyb Rhizopus microsporus. Kluczowe toksyny wydzielane przez niego są tak naprawdę produkowane przez bakterie żyjące w jego strzępkach. Żeby dowieść dramatyzmu połączonych losów grzyba i bakterii, wystarczy wspomnieć, że bakteria potrzebna jest grzybowi nie tylko do wywołania choroby, ale też do wytworzenia zarodników. Gdyby w ramach eksperymentu „wyleczyć” grzyb z rezydującej w nim bakterii, straci on zdolność rozmnażania. Żyjąca z nim w symbiozie bakteria odpowiada za dwie najważniejsze cechy jego stylu życia: dietę i seks. Więcej na ten temat – zob. Araldi-Brondolo i in. (2017), Mondo i in. (2017), Deveau i in. (2018).

[21] Więcej na temat utraty poczucia odrębności – zob. Relman (2008). Pytanie, czy człowiek jest bytem pojedynczym czy mnogim, nie jest nowe. W XIX wieku fizjolodzy postrzegali organizmy wielokomórkowe jako społeczności złożone z komórek, a każda komórka stanowiła samoistną część większej całości per analogiam do obywatela kraju. Pytania takie dodatkowo komplikuje rozwój mikrobiologii, ponieważ wiele komórek ludzkiego ciała nie jest ze sobą ściśle powiązanych, by użyć przykładu typowej komórki wątroby i typowej komórki nerki. Więcej na ten temat – zob. Ball (2019), rozdz. 1.

Rozdział 1: Powab

Motto: Prince (1958–2016), [z:] Illusion, Coma, Pimp & Circumstance na płycie Musicology (2004).

Rozdział 2: Żywe labirynty

Motto: Hélène Cixous (ur. 1937), Le Livre de Prométhéa (1991).

Rozdział 3: Bliskość obcych

Motto: Adrienne Rich (1929–2012), Zapiski w sprawie polityki umiejscowienia, przeł. Weronika Chańska, [w:] „Przegląd Filozoficzno-Literacki”, 1/2003.

Rozdział 4: Umysł grzybni

Motto: María Sabina (1894–1985), [za:] R. Schultes, A. Hofmann, C. Rätsch, Plants of the Gods (2001).

Rozdział 5: Przed korzeniami

Motto: Kathleen Brennan (ur. 1955) & Tom Waits (ur. 1949), [z:] Green Grass na płycie Real Gone (2004).

Rozdział 6: Leśny internet

Motto: Aleksander Humboldt (1769–1859), Kosmos: rys fizycznego opisu świata (1849).

Rozdział 7: Mykologia radykalna

Motto: Ursula Le Guin (1929–2018), Late in the Day: Poems 2010–2014 (2015).

Rozdział 8: Zrozumieć grzyby

Motto: Donna J. Haraway (ur. 1944), Staying with the Trouble: Making Kin in the Chthulucene (2016).

Epilog: Ten kompost

Motto: św. Franciszek z Asyżu (1181–1226), [z:] Like Roots [w:] Ladinsky, Love Poems from God: Twelve Sacred Voices from the East and West (2002).

Bibliografia

Aanen D.K., Eggleton P., Rouland-Lefevre C., Guldberg-Froslev T., Rosendahl S., Boomsma J.J., The Evolution of Fungus-growing Termites and Their Mutualistic Fungal Symbionts, „Proceedings of the National Academy of Sciences”, 99 (2002).

Aasved M.J., Alcohol, Drinking and Intoxication in Preindustrial Societies: Theoretical, Nutritional, and Religious Considerations, praca doktorska, University of California at Santa Barbara (1988).

Abadeh A., Lew R.R., Mass Flow and Velocity Profiles in Neurospora Hyphae: Partial Plug Flow Dominates Intra-Hyphal Transport, „Microbiology”, 159 (2013).

Achatz M., Rillig M.C., Arbuscular Mycorrhizal Fungal Hyphae Enhance Transport of the Allelochemical Juglone in the Field, „Soil Biology and Biochemistry”, 78 (2014).

Adachi K., Chiba K., FTY720 Story. Its Discovery and the Following Accelerated Development of Sphingosine 1-Phosphate Receptor Agonists as Immunomodulators Based on Reverse Pharmacology, „Perspectives in Medicinal Chemistry”, 1 (2007).

Adamatzky A., Advances in Physarum Machines,Springer International Publishing, Cham 2016.

Adamatzky A., Towards Fungal Computer, „Journal of the Royal Society. Interface Focus”, 8 (2018a).

Adamatzky A., On Spiking Behaviour of Oyster Fungi Pleurotus djamor, „Scientific Reports”, 8 (2018b).

Adamatzky A., A Brief History of Liquid Computers, „Philosophical Transactions of the Royal SocietyB”, 374 (2019).

Ahmadjian V., Lichens Are More Important than You Think, „BioScience”, 45 (1995).

Ahmadjian V., Heikkilä H., The Culture and Synthesis of Endocarpon pusillum and Staurothele clopima, „Lichenologist”, 4 (1970).

Ainsworth G.C., Introduction to the History of Mycology, Cambridge University Press, Cambridge 1976.

Albert R., Jeong H., Barabási A-L., Error and Attack Tolerance of Complex Networks, „Nature”, 406 (2000).

Alberti S., Don’t Go With the Cytoplasmic Flow, „Developmental Cell”, 34 (2015).

Alim K., Fluid Flows Shaping Organism Morphology, „Philosophical Transactions of the Royal Society B”, 373 (2018).

Alim K., Andrew N., Pringle A., Brenner M.P., Mechanism of Signal Propagation in Physarum polycephalum, „Proceedings of the National Academy of Sciences”, 114 (2017).

Allaway W., Ashford A., Motile Tubular Vacuoles in Extramatrical Mycelium and Sheath Hyphae of Ectomycorrhizal Systems, „Protoplasma”, 215 (2001).

Allen J., Arthur J., Etnomykologia a występowanie grzybów psylocybinowych, [w:] Teonanácatl. Święte grzyby, red. R. Metzner, przeł. D. Misiuna, M. Lorenc, Okultura, Warszawa 2013.

Alpert C.,