Stambuł. Opowieść o trzech miastach - Hughes Bettany - ebook

Stambuł. Opowieść o trzech miastach ebook

Hughes Bettany

0,0
90,99 zł

lub
-50%
Zbieraj punkty w Klubie Mola Książkowego i kupuj ebooki, audiobooki oraz książki papierowe do 50% taniej.

Dowiedz się więcej.
Opis

Imponująca, pełna zwrotów akcji biografia jednego z najbardziej fascynujących miast świata

Daj zabrać się w wyjątkową podróż przez 6000 lat, trzy wcielenia Stambułu i dwie wielkie religie. Przejdź przez bramę między Europą i Azją. Zakosztuj stolicy imperium bizantyjskiego, rzymskiego i osmańskiego.

Uznana reporterka Bettany Hughes pracowała nad książką o Stambule ponad dekadę. Obserwowała na placu Taksim antyrządowe protesty, które rozlały się na cały kraj. Na własnej skórze doświadczyła zmian, w których efekcie miasto ponownie znalazło się w centrum globalnego zainteresowania.

„Fascynująca… łączy znajomość i zrozumienie tematu z wyrozumiałością i miłością: oto książka napisana zarówno umysłem, jak i sercem”.

Elif Shafak

„Przebłysk geniuszu.”

„The Times”

Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi lub dowolnej aplikacji obsługującej format:

EPUB
MOBI

Liczba stron: 1097

Data ważności licencji: 4/8/2029

Oceny
0,0
0
0
0
0
0
Więcej informacji
Więcej informacji
Legimi nie weryfikuje, czy opinie pochodzą od konsumentów, którzy nabyli lub czytali/słuchali daną pozycję, ale usuwa fałszywe opinie, jeśli je wykryje.



Inne książki autorstwa Bettany Hughes

The Hemlock Cup. Socrates, Athens and the Search for the Good LifeHelen of Troy. Goddess, Princess, Whore

Tytuł oryginału

Istanbul. A Tale of Three Cities

Copyright © Bettany Hughes 2017

All rights reserved.

First published in Great Britain in 2017 by Weidenfeld & Nicolson, an imprint of The Orion Publishing Group Ltd, Carmelite House, 50 Victoria Embankment London EC4Y 0DZ. An Hachette UK Company

Projekt okładki

Eliza Luty

Elementy wykorzystane na okładce

Rosette Bearing the Names and Titles of Shah Jahan (1645)/ Public domain image/The MET Museum/Rawpixel.com; La Decoration Arabe, plate no. 99/Emile Prisses d’Avennes, 885/Rawpixel.com; Blue mosque/Free-images.com; The Empress Zoe mosaic in Hagia Sophia/Myrabella/Wikimedia Commons

Redaktor nabywający

Michał Jakubik

Redaktorka prowadząca

Marta Brzezińska-Waleszczyk

Opieka redakcyjna

Katarzyna Mach

Adiustacja

Anastazja Oleśkiewicz

Korekta

Katarzyna Onderka

Indeks

Artur Czesak

Copyright © for the translation by Filip Godyń & Ewa Ratajczyk

© Copyright for this edition by SIW Znak sp. z o.o., 2024

Przekład:

Prolog–rozdz. 44 – Filip Godyń

Rozdz. 45–78, Epilog, Podziękowania, Oś czasu, Dodatek, Bibliografia – Ewa Ratajczyk

ISBN 978-83-8367-166-6

Książki z dobrej strony: www.znak.com.pl

Więcej o naszych autorach i książkach: www.wydawnictwoznak.pl

Społeczny Instytut Wydawniczy Znak

ul. Kościuszki 37, 30-105 Kraków

Dział sprzedaży: tel. 12 61 99 569, e-mail: [email protected]

Wydanie I, Kraków 2024

Na zlecenie Woblink

woblink.com

plik przygotował Jan Żaborowski

PROLOG

632–718 n.e.(kalendarz islamski 10–100)

Zaprawdę, zdobędziecie Konstantynopol. Jakiż to będzie wspaniały wódz i jaka wspaniała armia!

Tradycyjny hadis proroka Mahometa potwierdzający pragnienie zdobycia Konstantynopola1

Pochwycił ich wiatr śmierci. […] Rzymianie byli w oblężeniu, ale Arabom wiodło się nie lepiej. Głód doskwierał im tak bardzo, że jedli zwłoki zabitych, własne odchody i odpadki. Żeby jeść, musieli zabijać jedni drugich. Za jeden korzec pszenicy liczono dziesięć dinarów. Szukali sobie kamyków i jedli je, by zaspokoić głód. Zjadali śmieci ze swych okrętów.

Michał Syryjczyk, oblężenie Konstantynopola, 7172

Nie znamy imienia posłańca, ale skutki przyniesionych przez niego wieści odczuwamy do dziś.

W pełni siódmego stulecia naszej ery cesarz bizantyński Konstans II władający państwem ze swojej stolicy, Konstantynopola, miał dwadzieścia pięć lat3. Doniesiono mu, że dzika nawała Arabów, z których wielu nazywało samych siebie muzułmanami – „tymi, którzy się podporządkowują”4 – świeżo zbudowaną flotyllą około dwustu okrętów przypuściła atak na Cypr, Kos, Kretę i Rodos. Na chrześcijańskim dworze Konstansa znano tych muzułmanów, wyznawców religii, która nie liczyła sobie nawet jednego pokolenia, jako lud pustyni – nieufny wobec morza do tego stopnia, że na arabskich ulicach powszechnie sarkano: „wiatry wielbłądów milsze są niż modlitwy ryb”5. Ufny w przewagę liczebną i tradycje morskie miasta, sięgające co najmniej uroczyście obchodzonego momentu jego założenia przez żeglarzy z Grecji kontynentalnej 1400 lat wcześniej, Konstans wypłynął ze swej skrzącej się złotem kopuł stolicy, zanosząc modły, by wyprawa zakończyła się rytualnym pohańbieniem muzułmańskiego przeciwnika.

Nim jednak minął pierwszy dzień walki, to Konstans okazał się tym, który zaznał upokorzenia – w stroju prostego żeglarza wyskoczył za burtę okrętu i skulony na pokładzie zwykłej łodzi umykał desperacko z rzezi, jaka rozegrała się na wodach między Cyprem a wybrzeżem dzisiejszej Turcji6. Liczba ofiar tego arabsko-bizantyńskiego, muzułmańsko-chrześcijańskiego starcia była tak wielka, że podobno fale morza poczerwieniały od ludzkiej krwi. W źródłach muzułmańskich nazwano je Bitwą Masztów; nowe rodzaje okrętów – dromony i szalandijjat7 – wymusiły walkę wręcz, bo bizantyńskie i arabskie jednostki stawały burta w burtę, spięte linami. I ku zażenowaniu chrześcijańskiego Konstantynopola, wbrew wszelkiemu prawdopodobieństwu, to mahometanie wyszli z tego starcia zwycięsko.

Na z górą pół wieku Konstantynopol, nazywany domem Boga na ziemi, znalazł się w sensie zarówno fizycznym, jak i psychicznym, w stanie oblężenia. Mowa tu o mieście, które we własnym przekonaniu cieszyło się szczególnymi łaskami boskimi i miało po dzień końca świata pozostać niezdobyte. Zaledwie jedno stulecie wcześniej ten Nowy Rzym, najbogatsze miasto na ziemi, był chrześcijańską stolicą imperium o powierzchni kilku milionów kilometrów kwadratowych. Mieszkańcy Konstantynopola tak głęboko wierzyli w ochronę swojej protektorki, Maryi, że nazywali Matkę Boską „hetmanką” swojego miasta.

Po ucieczce z miejsca bitwy bizantyński cesarz Konstans powrócił najpierw do Konstantynopola, ale ostatecznie wyjechał na bezpieczną Sycylię, zostawiając rodzinne miasto w obliczu wroga. Pozostawieni samym sobie mieszkańcy jego najstarszej części na dawnym greckim akropolu, skąd rozciągał się widok na morze Marmara, i ci rozproszeni wzdłuż wybrzeży Bosforu i Złotego Rogu, dalecy byli od jedności. W odczuciu niektórych arabski podbój był już sprawą przesądzoną. Wyglądało na to, że w ciągu zaledwie kilku lat od śmierci Proroka Mahometa w roku 632 (10/11 według kalendarza islamskiego) muzułmanie dojrzeli do zawładnięcia większością znanego świata. W tym samym roku Arabowie podbili bizantyńską Syrię, w 636 roku armia Bizancjum poniosła ponowną klęskę nad rzeką Jarmuk, w 640 roku zajęcie Heliopolis otwarło drogę do bizantyńskiego Egiptu, w 641 roku padła Aleksandria, w latach 642–643 zajęto Trypolis, obecnie trwało natarcie na północ. Gdyby wydarzenia potoczyły się tak, jak się na to zanosiło, Stambuł stałby się stolicą kalifów już piętnaście wieków temu.

Bezpośrednio po Bitwie Masztów nadszedł jednak okres martwej ciszy. Młodą społeczność muzułmańską osłabiły kryzys sukcesyjny i bratobójcza waśń, które ostatecznie w roku 661 przeistoczyły się w trwający do dziś globalny rozłam na szyitów i sunnitów8. W Konstantynopolu życie toczyło się nadal, choć z pewną dozą niepokoju. Wielu mieszkańców opuszczało miasto, obawiając się, czy będzie ono w stanie ich wyżywić i ochronić. Panująca dynastia krótko wcześniej wprowadziła okrutną formę kary – rynotomię – polegającą na obcięciu nosa skompromitowanemu cesarzowi (żonom obcinano języki). W pałacu cesarskim i w miejscach wygnania pojawiały się odtąd złote osłony na nos. W regionach odległych od stolicy mieszkańcy chronili się w ufortyfikowanych miastach, takich jak Monemwasia na Peloponezie, albo dosłownie drążyli swoje domostwa, świątynie i spichlerze w miękkiej skale, na przykład w Kapadocji w Azji Mniejszej. Cesarz Konstans próbował nawet przenieść stolicę do sycylijskich Syrakuz.

Obawy były uzasadnione: najpierw w roku 6679, a potem ponownie w latach 668 i 669 Arabowie powrócili, doprowadzając swe wojska pod samą Złotą Bramę Konstantynopola. Również teraz korzystali z grecko-rzymskich łodzi i z grecko-egipskich załóg, złożonych z żeglarzy, których wcielano siłą do floty od czasu zajęcia portowej Aleksandrii w 642 roku; po wylądowaniu pod Chalcedonem, miastem leżącym po drugiej stronie Bosforu, zaledwie tysiąc metrów od Konstantynopola i w zasięgu wzroku, muzułmanie zaczęli obrzucać szyderstwami i groźbami mieszkańców stolicy, dla których „przedmiot pożądania świata”10 stał się pułapką bez wyjścia. Nie ulegało wątpliwości, że na scenie pojawiła się nowa potęga morska. Arabowie atakowali każdej wiosny, wyruszając z Kyzyku na wybrzeżu Azji Mniejszej. Jedynym, co mogło ich powstrzymać, był ogień grec­ki – szatańska tajna broń Konstantynopola, będąca mieszaniną kaukaskiej ropy naftowej, siarki, smoły i wapna palonego, o działaniu podobnym do napalmu – a także flota w sile pięciuset okrętów, którą zbudował Konstans po wyjeździe na Sycylię11. Z najnowszych analiz źródeł syryjskich i muzułmańskich wynika, że te wczesne arabskie akty agresji należałoby uznać raczej za dokuczliwe najazdy niż pełnoskalową i konsekwentną strategię oblężniczą.

Wszystko to uległo zmianie w 717 roku.

Uległszy potędze miejskich murów i zaawansowanego uzbrojenia Konstantynopola, lecz ani na chwilę nie tracąc zdobyczy z oczu, w roku 717 (98–99 według kalendarza islamskiego) wojska muzułmańskie powróciły. Wcześniej, w 711 roku, Arabowie zdobyli Gibraltar, będący bazą wypadową do znacznej części Półwyspu Iberyjskiego. Należały już do nich całe połacie Bliskiego Wschodu i Afryki Północnej, a nawet obrzeża Europy. Teraz przyszedł czas na zajęcie Miasta Boga. W 717 roku uderzyły na nie jednocześnie z lądu i morza siły, nad którymi dowództwo powierzył swojemu bratu kalif Sulejman, władca z kontrolującej Syrię dynastii Umajjadów. Wcześniej Bizancjum utraciło kontrolę nad Kaukazem i Armenią. Władze Konstantynopola do tego stopnia uległy przerażeniu, że wszystkim mieszkańcom nakazano udowodnić, że dysponują środkami do walki i zapasami w spiżarni na cały rok; osoby, które nie spełniły tego wymogu, wydalano. Tego roku w przestrzeni między swoimi słynnymi murami miasto zasiało pszenicę12. Tymczasem armia najeźdźców, natchniona do walki eschatologiczną wizją – przekonaniem o tym, że władca noszący imię jednego z proroków (Sulejman to arabski odpowiednik Salomona) ostatecznie zdobędzie miasto – i złożona w głównej mierze z Arabów i Berberów, zgromadziła ogromne zapasy materiałów wojennych i broni, w tym ropy naftowej, i skleciła własne obwałowanie oblężnicze wokół Konstantynopola, odcinając jego mieszkańców od pomocy sojuszników.

Plan Arabów miał jednak swoją słabą stronę: ich okręty nie były w stanie blokować miasta od strony morza. Najpierw ich flota stanęła w obliczu tego dziwactwa, ognia greckiego – jego użyciem z murów Konstantynopola kierował sam cesarz – potem, korzystając z okazji, zdezerterowali Koptowie, egipscy chrześcijanie, co dodatkowo osłabiło siły muzułmańskie; w efekcie, pod osłoną nocy, przez czarne jak atrament morze do oblężonego miasta płynął strumyczek zaopatrzenia, świeżych oddziałów i otuchy. Okręty muzułmanów wiozące posiłki od strony morza Marmara unoszone były przez zdradliwe prądy w Bosforze. Po zniszczeniu okolicznych wiosek najeźdźcy sami pozostali bez źródeł zaopatrzenia w prowiant; w ich obozach stopniowo zaczęła szerzyć się fala głodu, strachu i chorób. Kiedy przyszła sroga zima i ziemię pokrył śnieg, to oblegający, a nie oblężeni, zaczęli posuwać się do zjadania zwierząt jucznych, a nawet do aktów kanibalizmu13.

Wreszcie w dniu święta Zaśnięcia Bogurodzicy, 15 sierpnia 718 roku, głównodowodzący siłami arabskimi zarządził odwrót. Zasługę za zwycięstwo przypisano protektorce Konstantynopola, Matce Bożej, której wizerunek obnoszono po murach14. Chcąc wykorzystać moment przewagi, wyczerpani konstantynopolitańczycy zebrali siły do ostatniego natarcia na wycofującego się przeciwnika – wielu muzułmanów utonęło, pozostałych nękali Bułgarzy. Ocalała z pogromu część armii dowlokła się na sojusznicze terytorium, potem ruszyła w rodzinne strony.

Opisywane wydarzenia przeszły do legendy, zanim jeszcze stały się historią. Te natarcia, bohaterskie wyczyny i desperackie ucieczki to wstęp, dzięki któremu poznajemy powtarzający się motyw w dziejach Stambułu: to miasto prowadzące podwójny żywot, jako rzeczywiste miejsce i jako opowieść.

Pieśni o oblężeniach Konstantynopola i bitwach toczonych na pobliskich wodach śpiewano przy obozowych ogniskach obu stron konfliktu jeszcze przez całe pokolenia. W średniowiecznych kronikach i późniejszych źródłach podkolorowano relacje na temat tych wydarzeń: bizantyński cesarz Leon III rzekomo zatopił muzułmańską flotę, dotykając wód Bosforu swoim krzyżem. Wielu relacjonowało, że Konstans powiewał sztandarem z krzyżem przy wtórze psalmów śpiewanych przez swych żołnierzy, a muzułmański wódz naczelny Mu’awija wywiesił półksiężyc, u stóp którego jego wojska po arabsku recytowały Koran. Memorialiści nie zważali na to, że prawdopodobnie obie armie posługiwały się językiem greckim, a żołnierze i cywile, czy to obrzucając się obelgami i pogróżkami, czy to zanosząc modły, musieli rozumieć się nawzajem doskonale.

Zarówno w domach chrześcijan, jak i muzułmanów rok 717 stał się epizodem epickiej historii i odroczonego zwycięstwa. Osmanie odbywali później pielgrzymki do meczetów i miejsc kultu na terenie miasta, które, jak wówczas uważano, powstały w okresie oblężenia15. W piśmiennictwie arabskim często twierdzi się, że to strona muzułmańska odniosła zwycięstwo – i czekała kolejnego, całkowitego pokonania Konstantynopola i podległych mu terytoriów, kiedy dopełnią się dni16. Opowiadano, że przed oblężeniem w roku 674 arabski dowódca Jazid I wspiął się na uporczywie opierające się najeźdźcom mury miasta, dzięki czemu zasłynął jako fata al-‘arab, „młody bohater Arabów”; opowiadano, że w odwecie za rzeź muzułmanów arabscy komandosi przedarli się do miasta i powiesili bizantyńskiego cesarza w kościele Hagia Sofia. Na Zachodzie pieśni o perypetiach Konstantynopola w zasadzie śpiewa się do dziś; bitwa na polach Pelennoru i walka na lądzie i wodzie o miasto Minas Tirith, które opisał Tolkien w trylogii Władca Pierścieni17, inspirowane były między innymi tymi najazdami. A 15 sierpnia każdego roku wspólnoty w całym świecie chrześcijańskim nadal dziękują Maryi za jej cudowną moc opiekuńczą. Fakt, że Konstantynopol nie upadł, dodatkowo podnosił atrakcyjność miasta. W umysłach wielu ludzi urosło ono do fantastycznych proporcji.

Obok relacji o triumfach w źródłach bizantyńskich mamy również utrzymaną w tonie pewności wzmiankę o tym, że w okresie oblężeń Konstantynopola wyspa Rodos znalazła się pod okupacją Arabów, którzy rozbili, a następnie sprzedali żydowskiemu kupcowi jeden z cudów starożytnego świata – kolosa rodyjskiego (według niektórych źródeł przewróconego przez trzęsienie ziemi w 228 roku p.n.e., według innych naprawianego przez różnych rzymskich cesarzy, według jeszcze innych wrzuconego do morza). Sprzedanego na szmelc starożytnego stwora ciągnęło dziewięćset wielbłądów (według kilku popędliwych kronikarzy – trzy tysiące). To konkretne wydarzenie, choć z entuzjazmem relacjonowane w licznych średniowiecznych tekstach i przez wielu renomowanych współczesnych historyków, w ogóle nie pojawia się w źródłach arabskich. Może to efekt wstydliwego wyparcia – a może ta „relacja historyczna” to po prostu opowieść, okraszona charakterystycznymi tropami literackimi wandalizmu i kołtunerii, jakich oczekiwano od opowieści o Żydach i „saracenach”, i doprawiona odrobiną eschatologicznego lęku18.

Pamięć kulturowa, ta nadzieja historii, często jest równie potężna jak historyczny fakt.

Oto esencja Stambułu. Miejsce, gdzie opowieść i historia zderzają się ze sobą i zgrzytają; miasto, które podsyca idee i informacje, żeby upiększyć swój własny pomnik. Kąsek, który jako abstrakcja, jako marzenie, znaczył równie wiele jak w postaci fizycznej. Miasto, które od dawna podtrzymuje ponadczasową tradycję, sięgającą narodzin nowoczesnej umysłowości – miasto, w którym pielęgnuje się relacje z przeszłości mówiące nam, kim jesteśmy dziś. W ścisłym ujęciu historycznym arabskie porażki de facto przyniosły zmianę kierunku dążeń. Odtąd priorytetem stało się już nie odcięcie „głowy” cesarstwa Bizantyńczyków, ale zagarnięcie otaczających ją zewsząd – od wschodu, południa i południowego zachodu – terytoriów. W rezultacie przez kolejne siedemset lat pomiędzy nowymi monoteistami panował stan niepewnej egzystencji równoległej, w którym zdarzały się zarówno momenty współdziałania, jak i konflikty. Nikt jednak nie zapomniał, że „kość w gardle Allaha” nie została zdobyta.

Dla ludzi wielu wyznań, zarówno ze Wschodu, jak i z Zachodu, Stambuł nie jest jedynie miastem, ale metaforą i ideą – obrazem miejsca, dokąd można dać się zabrać wyobraźni, gdzie można zostawić duszę. To miasto, które przyciąga abstrakcje i armie, bogów i bogactwa, serce i ciało, umysł i ducha.

1 Zob. Ahmad, al-Musnad 14, 331, 18859; al-Hakim, Al-Mustadrak 4, 421–422; al-Tabarani, Al-Mudżam al-Kabir 2, 38, 1216; al-Buchari, Al-Tarikh al-Kabir 2, 81 i Al-Saghir 1, 306; Ibn ‘Abd al-Barr, Al-Isti‘ab 8, 170.

2 Michał Syryjczyk [Michael the Syrian], The Syriac Chronicle of Michael Rabo (The Great). A Universal History from the Creation, tłum. M. Moosa, Teaneck, NJ 2014.

3 Źródła arabskie podają sprzeczne daty; miało to miejsce w latach 651–652 lub 654–655.

4 Według Koranu (sura 22, 78) nazwę tę nadał im Abraham: „On was wybrał i nie uczynił żadnej trudności w waszej religii, religii waszego ojca Abrahama. On nazwał was muzułmanami, niegdyś i obecnie […]”. (tłum. J. Bielawski, Warszawa 1986, s. 407). Zob. porównanie tłumaczeń [w języku angielskim]: https://www.comp.leeds.ac.uk/nora/html/22–78 (dostęp: 14.03.2024).

5 W źródłach określa się to jako powiedzenie Beduinów, średniowiecznych Arabów, niekiedy Egipcjan. J.L. Burckhardt, Arabic Proverbs, London 1972, s. 120.

6 W pobliżu portu Phoenicus lub Phoenix (Finike na wybrzeżu licyjskim w prowincji Ankara dzisiejszej Turcji). A. Konstam, P. Dennis, Okręt bizantyński vs okręt arabski od VII do XI wieku, tłum. B. Jóźwiak, Oświęcim 2017, s. 61–63; W. Treadgold, A History of the Byzantine State and Society, Stanford 1997, s. 314.

7 Liczba pojedyncza szalandi – zob. ilustracje w: A. Konstam, P. Dennis, Okręt bizantyński…,dz. cyt.

8 Nazwa „szyici” pochodzi od określenia szi’at Ali – „stronnictwo Alego”, oznaczającego zwolenników lub pomocników Alego, kuzyna i zięcia Proroka. Z kolei sunnitami nazwano wyznawców sunny (wzorca postępowania) Proroka. Doszło do sporów na tle tego, kto ma prawo objąć przywództwo jako kalif (następca). Kalif Mu’awija, sunnita rządzący w latach 661–680, założył dynastię Umajjadów.

9 Wyprawa poprowadzona przez Jazida, syna namiestnika Cypru Mu’awiji.

10 Zob. nowe tłumaczenie zaginionego tekstu Teofila z Edessy według R.G. Hoylanda w: Theophilus of Edessa’s Chronicle and the Circulation of Historical Knowledge in Late Antiquity and Early Islam, tłum. R.G. Hoyland, Liverpool 2011, szczególnie s. 166–168.

11 Zob. fascynujące prace badawcze prowadzone przez dr. Marka Jankowiaka.

12 Po zajęciu przez Arabów Aleksandrii jedynymi źródłami zboża dla Konstantynopola były Sycylia i Afryka – te linie zaopatrzenia okazały się zarówno drogie, jak i ryzykowne.

13 J. Harris, The Lost World of Byzantium, New Haven – London 2015, s. 88; zob. również: D. Stathakopoulos, Famine and Pestilence, Farnham 2004, pozycja 208 w katalogu.

14 W obwodzie Aıwan Saray w Stambule można dziś zwiedzić odtworzoną w XIX wieku świątynię Matki Bożej Blacherneńskiej, gdzie znajdowała się jedna ze wspaniałych ikon maryjnych miasta. W pobliżu poświęconego Maryi źródła przechowywano jej pasek, wykonany podobno z wielbłądziej sierści. Obecnie relikwia przechowywana jest na górze Athos.

15 F.W. Hasluck, The Mosques of the Arabs in Constantinople, „The Annual of the British School of Athens” 1916/1918, t. 22, s. 157–174.

16 Za przykład może posłużyć arabski historyk i filozof Ibn Chaldun: „muzułmanie uzyskali kontrolę nad całym Morzem Śródziemnym. Ich potęga i władza nad nim była olbrzymia. Narody chrześcijańskie nie mogły nic zdziałać przeciwko flocie muzułmańskiej w żadnym zakątku Morza Śródziemnego. W swych podbojach muzułmanie wciąż przemierzali jego fale”. Ibn Khaldun, The Muqaddimah. An Introduction to History, red. N.J. Dawood, tłum. F. Rosenthal, Princeton 1989, s. 210.

17 J.R.R. Tolkien, Władca Pierścieni. Powrót króla, V 6, tłum. M. Skibniewska, Warszawa 2022.

18 J. Howard-Johnston, Witnesses to a World Crisis. Historians and Histories of the Middle East in the Seventh Century, Oxford 2010. Zob. również: C.E. Bosworth, Arab Attacks on Rhodes in the Pre-Ottoman Period, „Journal of the Royal Asiatic Society” 1996, t. 6, nr 2, s. 157–164.

Uwagi dotyczące nazewnictwa

Nie tylko Stambuł wiele ma imion, wiele jest również sposobów transliteracji, konfiguracji i pisowni imion jego władców, mieszkańców, osobistości, nazw jego terytoriów, wrogów i sojuszników. Na przykład w przypadku wschodnich cesarzy z zasady wybierałam greckie formy imion, ale w razie potrzeby posługuję się także formami popularnymi, jak Konstantyn czy Michał. Zachowanie żelaznej konsekwencji jest tu niemal nieosiągalne i prawdopodobnie byłoby nieco pretensjonalne – pisząc o mieście, które często określano jako „świetlane”, dążyłam raczej do tego, by naświetlać niż zaciemniać. W posługiwaniu się fonetyką turecką pomogli mi Robin Madden, Lauren Hales, mój wspaniały adiustator Peter James i korektor Anthony Hippisley1.

Antyczna grecka nazwa Byzantion (łac. Byzantium – Bizancjum) niemal na pewno pochodzi od praindoeuropejskiego bhugo – kozioł. Może w niej występować pochodzący z gwary trackiej rdzeń buz dotyczący wód i fontann. Tak czy inaczej, pierwsza historyczna nazwa miasta, Byzantion, odzwierciedla bogactwo naturalne flory, fauny i geologii obszaru metropolitalnego Stambułu. Nazwa Konstantynopol pochodzi od Constantinus – łacińskiego imienia Konstantyna Wielkiego, rzymskiego cesarza, który w 324 roku dokonał ponownego założenia miasta, dając tym samym początek cywilizacji, którą dopiero w XVII wieku nazwano bizantyńską (bizantyjską) (tej nazwy użył historyk Hieronim Wolf w 1557 roku). Poczynając od 330 roku, miasto nazywane było Nowym Rzymem, natomiast w języku perskim i w językach Bliskiego Wschodu Cesarstwo Bizantyńskie zazwyczaj nazywano i nadal nazywa się Rum. Nazwa İstanbul (Stambuł) jest gwarowym tureckim przekształceniem greckiego wyrażenia eis ten (lub tin) ­polin – „w mieście” lub „do miasta” – albo pochodzi od wyrażenia Islam-bol, obfity w islam. Sami Grecy co najmniej od X wieku naszej ery posługiwali się nazwami Stinpolin, Stanbulin, Polin lub Bulin. Po podboju osmańskim formy te okazały się wygodnie podobne do tureckich form Stanbulin, Stambol i Islam-bol. Religijne brzmienie nazwy Islam-bol cieszyło ucho Osmanów aż do XX wieku, a równolegle nazywali oni miasto Kostantinijje lub Kostantinije, od arabskiego Al-Qustantinijja. Nazwę Konstantynopol/Kostantinijje formalnie zniesiono po wejściu w życie tureckiej ustawy o poczcie z 28 marca 1930 roku, która nakazywała zaprzestać adresowania listów do Konstantynopola. Urzędowa nazwa miasta brzmiała odtąd İstanbul. Przez ponad 1500 lat mówiono i pisano po prostu: He Polis – Miasto – lub Ten Polin – Do Miasta; chińska nazwa Cesarstwa Bizantyńskiego, Fulin, jest zniekształconą formą wyrazu Polin2.

W swojej najwcześniejszej historycznej odsłonie, jako Byzantion, miasto nie zostało nawet wzmiankowane w hebrajskiej Biblii ani w greckim Nowym Testamencie (natomiast wzmiankę o Bosforze zidentyfikowano jako błąd w tłumaczeniu)3. Choć w Stambule z czasem pojawiła się dobrze prosperująca społeczność żydowska, to w biblijnej tradycji judaizmu zawsze był „innym” miejscem, niewyraźnym bytem – ani miastem grzechu, ani ziemią obiecaną. Na kartach Iliady Bizancjum także jest nieobecne. Również dla wczesnych Greków wygięty pas lądu, który z Bosforu wrastał w morze Marmara, był odległym, lesistym terytorium, dobrze strzegącym swoich tajemnic, duchem na krańcach cywilizacji. Jak głosi tradycja, to właśnie z leżącego na azjatyckim brzegu wzgórza Çamlıca, skąd widać Bosfor, Złoty Róg i bizantyński akropol, diabeł ukazał Jezusowi „wszystkie królestwa świata oraz ich przepych”. Miasto z czasem zaczęło być opiewane jako ideał, stało się więc ucieleśnieniem pokusy.

Z ziemskiej perspektywy stanowiło mieszankę kultur, gdzie można było spotkać Rzymian, którzy przestali posługiwać się łaciną w VII wieku, obok greckojęzycznych muzułmanów, którzy żyli tu do IX wieku. Choć rzymskokatoliccy najeźdźcy miasta z 1204 roku określali jego mieszkańców mianem Graikoi (Niketas Choniates, Historia), to chrześcijańscy konstantynopolitańczycy sami unikali starożytnego określenia Hellen, bo kojarzyło się z pogaństwem, a zamiast niego preferowali nazwę Romaios. Nawet w XXI wieku Grecy na wszystkich kontynentach świata nazywają siebie Romaioi – Rzymianami, dziećmi Nowego lub Drugiego Rzymu. Etnicznych Greków stambulskich wciąż nazywa się Romoi lub Rumlar.

Choć to ważny wybór z punktu widzenia psycholingwistyki, używanie określenia „Rzymianie” w odniesieniu do mieszkańców miasta z okresu od roku 700 p.n.e. do roku 1450 n.e. jest nieco dezorientujące. Dlatego w tej książce Rzymianami nazywani są starożytni Rzymianie, a mieszkańców miasta, które niegdyś nosiło nazwę Byzantion, potem Bizancjum i wreszcie Konstantynopol, nazywam Bizantyńczykami. Bizancjum oznacza tu miasto lub ideę cesarstwa Bizantyńczyków. Nie ulega wątpliwości, że nazwą miasta posługiwano się zarówno po to, by podkreślić rangę tej jednostki urbanistycznej, jak i po to, żeby określić jej granice. Przez całe stulecia na średniowiecznym Zachodzie cywilizację Konstantynopola nazywano konstantynopolitańską. Tuż przed zdobyciem przez Turków osmańskich w 1453 roku Konstantynopol był już jednak w zasadzie tylko otoczoną murami ruiną z drobnymi przyległościami ziemskimi4.

W osmańskim Stambule Turkami nazywano pierwotnie osoby dość niskiego pochodzenia, prowincjuszy. W dzisiejszych czasach na Zachodnim Wybrzeżu USA „turkiem” (Turk) nazywa się w slangu wielkomiejskim chłopaka z ikrą – widać w tym odbicie powszechnego, stereotypowego lęku, który utrzymywał się przez stulecia, a ostatnio zyskał nowe życie w retoryce świata polityki w związku ze staraniami Turcji o członkostwo Unii Europejskiej5. W 1578 roku John Lyly zapytywał, czy kiedykolwiek „byłże psotnik tak niegodziwy i nieokrzesany, takiż Turek obrzydły i okrutny”6; natomiast w słownikach w 1699 roku definiuje się hasło „Turek” jako człowieka o okrutnym sercu. W językach mieszkańców Zachodu, którzy otomanką (fr. ottomane) nazywali niską kanapę bez poręczy, częściej można było usłyszeć o otomańskim (ottomańskim, osmańskim) zagrożeniu dla cywilizacji chrześcijańskiej7.

Cieśnina Bósporos (po grecku „bród dla bydła”) w średniowiecznej łacinie nazywana była także Bosphorus, a w średniowiecznej grece Bosforos; w tej książce zamiast nazwy pierwotnej używam późniejszej, popularnej nazwy Bosfor. Opisując aspekty miasta w ujęciu ogólnym, bez przypisania do konkretnej epoki, posługuję się nazwą Stambuł, a jeśli to wskazane w kontekście źródeł – nazwami Bizancjum, Konstantynopol lub Kostantinijje. Niekiedy takie nazewnictwo może być chronologicznie nieadekwatne, ale sądzę, że od dawna nieżyjący mieszkańcy Byzantionu, Bizancjum, Konstantynopola i Stambułu zrozumieją i – mam nadzieję – wybaczą mi to.

1 Od czasu wprowadzenia przez Atatürka w 1928 roku Ustawy o przyjęciu i wdrożeniu alfabetu tureckiego w języku tureckim stosuje się wyłącznie alfabet fonetyczny. Ustawa zastąpiła stosowane za czasów osmańskich pismo arabskie zmodyfikowanym alfabetem łacińskim, liczącym 29 liter. Od łacińskiego turecki różni się najbardziej liczbą samogłosek; oprócz a, e, i, o, u występują w nim również ı, ö oraz ü. Pary ı–i, o–ö oraz u–ü pod względem wymowy różnią się miejscem artykulacji. W każdej z nich pierwsza głoska jest samogłoską tylną, czyli wymawianą z przesunięciem języka ku tylnej części jamy ustnej, natomiast druga jest samogłoską przednią. Wymowa ı przypomina głoskę odpowiadającą e w angielskim wyrazie „open” (jak polskie y – przyp. tłum.), natomiast i wymawia się jak w angielskim wyrazie „bit”. Tureckie u brzmi podobnie do krótkiej samogłoski w angielskim wyrazie „foot”, natomiast ü wymawia się jak długą samogłoskę w angielskim wyrazie „food”. Tureckie o wymawia się jak krótką samogłoskę w angielskim wyrazie „hot”, natomiast ö wymawiane jest podobnie do zbitki ir w wyrazie „shirt”, przy czym język należy przesunąć do przodu jamy ustnej (jak niemieckie ö, czyli składając usta jak do wymowy polskiego o, wymawia się e – przyp. tłum.). W języku tureckim występuje również ş, wymawiane jak sz, oraz ç, wymawiane jak cz. Charakterystyczna litera ğ jest w wymowie „połykana” i niemal niesłyszalna. Najbardziej nietypowa może się wydawać litera c, wymawiana jak dż, natomiast litera j zarezerwowana jest dla zapożyczeń takich jak „plaj” (plaża). W alfabecie tureckim nie występują litery q, w, x. Bardzo dziękuję Robinowi Maddenowi za zredagowanie niniejszego przypisu.

2 Zob. D.J. Georgacas, The Names of Constantinople, „Transactions and Proceedings of the American Philological Association” 1947, t. 78, s. 347–367.

3 W Wulgacie św. Hieronima hebrajskie besepharad w Księdze Abdiasza (1, 20) zostało przełożone jako Bosforus, natomiast w innych tłumaczeniach pojawia się tu nazwa Sefarad (np. Biblia Króla Jakuba: Sepharad; Biblia Lutra: Sefarad; Biblia Tysiąclecia: Sefarad – przyp. tłum.) (być może Sardes, ale według późniejszych ustaleń jest to nazwa Hiszpanii): „A przeprowadzenie wojska tego synów Izraelskich wszystkie miejsca Chananejczyków aż do Sarepty, a przeprowadzenie Jeruzalem, które jest w Bosforze, posięże miasto południowe” (przekład za opartą na Wulgacie Biblią Jakuba Wujka – przyp. tłum.) („et transmigratio exercitus huius filiorum Israhel omnia Chananeorum usque ad Saraptham et transmigratio Hierusalem quae in Bosforo est possidebit civitates austri”).

4 Zwraca na to uwagę w swoim wstępie D. Stathakopoulos, Famine and Pestilence, Farnham 2004.

5 Dziękuję Paulowi Cartledge’owi za przypomnienie mi postaci „Turka” z trylogii filmowej Ojciec chrzestny.

6 J. Lyly, Euphues. The Anatomy of Wyt/Wit, London – New York 1916 [1578], folio 5.

7 Szczegółowo omawia to E. Said, Orientalizm, tłum. M. Wyrwas-Wiśniewska, Poznań 2005, s. 103–104.

Wstęp

Choć wszystkie inne miasta mają swe okresy władztwa, a z czasem podupadają, jedynie Konstantynopol wydaje się posiadać jakiś rodzaj nieśmiertelności i pozostanie miastem dopóty, dopóki żyła będzie ludzkość, by mieszkać w nim lub je odbudowywać.

Pierre Gilles, 15501

4 lutego 1939 roku radio BBC wyemitowało nagranie wiersza Williama Butlera Yeatsa pod tytułem Żeglując do Bizancjum. W ten sposób nadawca uczcił żarliwego Irlandczyka, który zmarł siedem dni wcześniej. Spomiędzy trzasków i szumów, we wzorcowej wymowie Queen’s English o połykanych końcówkach, płyną słowa na poły wzniosłe, na poły ponure. Nagranie samo w sobie jest jak podniszczona pamiątka po niegdyś świetnym mieście Bizancjum, po tym, jakie ono było i jakie się stało. Dźwięczny męski głos recytuje Yeatsowe wersy o miejscu, które żyło w głowie poety i żyje nadal w naszej wyobraźni: namacalne, niedoścignione i nie do opisania – charyzmatyczne w pełnym greckim znaczeniu tego słowa, pełne nieziemskiego czaru, który rozpala ziemską żądzę.

Dlatego żeglowałem po morzach, by wreszcie

Stanąć w Bizancjum, starym, świętym mieście.

O mędrcy, których święty ogień Boga sięgnął,

Jak na złoconych mozaikach na murze,

Wyjdźcie z ognia świętego, otoczcie mnie w kręgu,

Zacznijcie uczyć śpiewu moją duszę.

Wypalcie moje serce. Z pożądania chore,

Związane ze zwierzęcym, zdychającym stworem,

Nie wie, czym jest. Wy mnie więc unoście

W wymyślną sztukę wieczności.

Raz już poza stworzeniem, nigdy nie przybiorę

Mej cielesnej postaci z pierwotnej istoty,

Ale taką, jaką grecki złotnik czynił, formę

Wezmę: z kutego złota i emalii złotej,

By senny cesarz zasnąć nie był skory

Lub na złotej gałęzi będę śpiewał o tym,

Co przeminęło, przyjdzie, co mija jak w tańcu,

Szlachetnym panom i paniom Bizancjum2.

To właśnie wielowymiarowy charakter Stambułu – tego dawnego, tego trwającego, tego przyszłego – podsycił mój własny romans z tym miastem, związek, który przetrwał ponad cztery dziesięciolecia. Historię tego miejsca o trzech nazwach – Byzantion lub Bizancjum (ok. 670 p.n.e.–330 n.e.), Konstantynopol, Al-Qustantinijja, potem Kostantinijje (ok. 330–1930), Stambuł, czyli İstanbul lub Stimboli (od ok. 1453) – często dzieli się na odrębne bloki: starożytny, bizantyński, osmański, turecki. Dla mnie jednak kulturalna, polityczna i emocjonalna siła Stambułu wynika z faktu, że opowieść o tym mieście nie jest ograniczana liniami kreślonymi w czasie. To miejsce, w którym ludzi łączą więzy ponadczasowe wynikające z charakteru z samego miejsca; właśnie dlatego podjęłam herkulesową (a niekiedy augiaszową) pracę polegającą na wykorzystaniu wskazówek wpisanych w lokalny krajobraz, aby przekazać opowieść o tym mieście od jego prehistorii aż po współczesność.

O tym, jak wielobarwne były populacje tego miasta, świadczą dziś relikty przeszłości przypadkowo ocalałe na terenie całej nowoczesnej metropolii – bazy późnostarożytnych kolumn w centrach handlowych, źródełka w pobliżu meczetów (w miejscu starożytnych pogańskich świątyń, które stały się chrześcijańskimi kościołami, a wreszcie muzułmańskimi sanktuariami). Stambuł często żyje poza czasem; właśnie dlatego miasto nazywano również Nowym Rzymem, Nową Jerozolimą, Wiecznym Miastem Allaha. Przez osiem tysięcy lat żyło, pracowało i bawiło się tutaj ponad 320 pokoleń ludzkości. To kontinuum pozostawiło nieco frustrujących luk, ale także bogaty materiał archeologiczny i dokumentalny, który w znacznej mierze dopiero teraz wyłania się z ziemi i z archiwów i na którym koncentruję się w niniejszej książce. Choć przez Stambuł przewinęły się postaci historyczne z samego świecznika, to oprócz tych, którzy w oczywisty sposób dzierżyli ster władzy, na niniejszych stronach starałam się również docenić bezpośrednie doświadczenia ludzi, którzy mogli nie zdawać sobie sprawy z tego, że tworzą historię. W sensie etymologicznym, celowościowym i filozoficznym miasto to ludzie, którzy mieszkają w jego murach. Dlatego w tej książce czytelnik znajdzie zarówno mężczyzn, jak i kobiety. Znajdzie zarówno bogatych, jak i biednych, zarówno silnych, jak i słabych.

Tym, co powstało, nie jest jednak wyczerpujący katalog dziejów Stambułu. To zapis osobistej, fizycznej podróży – próby ustalenia, co tworzy miasto, w szczególności poprzez badanie nowego dostępnego materiału naświetlającego globalny charakter tła historycznego Stambułu – który być może pozwoli nam zrozumieć zarówno to miejsce, jak i nas samych. Stambuł zawsze był kluczowym punktem swego rodzaju sieci temporalnej i sieci neuronowej. Miasto jest bytem niesamowystarczalnym – warunkiem jego trwania i de facto jego rozwoju są specjalizacja oraz powiązania poza jego granicami. Skupiam się zatem na przełomowych wydarzeniach bądź ideach, które ukształtowały Stambuł lub pozwoliły mu zdobyć wpływy gdzie indziej. Próbowałam zrozumieć, w jaki sposób miasto (wraz z mieszkańcami) musiało się przystosować i ewoluować, żeby przetrwać przez tysiąclecia, i jak potem iskry tryskające z tego wrzącego tygla zdarzeń podpalały świat.

Byzantion pojawia się na scenie w V wieku p.n.e. dzięki pismom Herodota. Ojciec Historii wspomina most pontonowy zbudowany przez jednego z najpotężniejszych ludzi na ziemi w celu połączenia Azji z Europą3. Kiedy dwa i pół tysiąca lat później pracowałam nad tą książką, w Stambule ukończono właśnie budowę pierwszych podwodnych tuneli międzykontynentalnych, które były oczkiem w głowie tureckiego prezydenta Recepa Erdoğana. 15 lipca 2016 roku, podczas nieudanego wojskowego zamachu stanu, kiedy frakcje puczystów próbowały obalić rząd Erdoğana, na moście Bosforskim łączącym azjatycki brzeg miasta z europejskim stanęły czołgi. Wojsko zajęło również plac Taksim i port lotniczy imienia Atatürka, poza tym zablokowano transkontynentalny most Mehmeda Zdobywcy. W nocy na moście Bosforskim – nazwanym potem mostem Męczenników 15 Lipca – otwarto ogień, raniąc protestujących obywateli. O świcie nad drogą wodną przecinającą Eurazję młodzi puczyści skapitulowali z podniesionymi rękami, niektórych później zlinczowano. Stambuł jest zmiennym, gorączkowym miastem, którego nastroje i modus operandi mogą mieć wpływ na przyszły stan bezpieczeństwa Wschodu i Zachodu.

To wyjątkowo szczodrze obdarzone przez ląd i morze miasto od dawna zaspokaja filozoficzno-fizjologiczną potrzebę naszego gatunku, by podróżować, poznawać, nawiązywać kontakty i kontrolować. Położony na przypominającym róg nosorożca pasie lądu wrzynającym się w morze Marmara, 2700 kilometrów na południowy wschód od Paryża i 2200 kilometrów na północny zachód od Bagdadu, na samych krańcach Europy i w zasięgu wzroku od Azji, rdzenny Stambuł zyskał własny status w epoce antyku, kiedy dzięki rozwojowi technologii szkutniczej można było przewozić więcej ludzi, towarów handlowych, wojska i nowatorskich idei. Miasto przeżywało rozkwit, kiedy mężczyźni i kobiety w swoim postępowaniu kierowali się pewnym prehistorycznym słowem/pojęciem, które w mojej ocenie było rozrusznikiem cywilizacji. Chodzi o praindoeuropejski wyraz ghosti (od którego pochodzą angielskie wyrazy guest [gość], host [gospodarz] i ghost [duch]), odnoszący się do swego rodzaju niepisanej etykiety, poglądu głoszącego, że na widok obcych na horyzoncie nie należy zasypywać ich gradem włóczni i pocisków z proc, lecz raczej podjąć ryzyko powitania ich w naszych progach – jako tych, którzy być może przywożą ze sobą nowe poglądy, nowe towary, świeżą krew. Z czasem to słowo/pojęcie ewoluowało w greckie xenia – zrytualizowaną przyjaźń między gościem a gospodarzem, nić porozumienia, która zszyła starożytne światy basenu Morza Śródziemnego i Bliskiego Wschodu. Dzięki nowym badaniom DNA z materiału kostnego wiemy obecnie, że starożytni odbywali znacznie dalsze i bardziej systematyczne podróże, niż kiedyś sądziliśmy4. Jeżeli cywilizacja polega na tym, że wyrusza się poza horyzont na spotkanie z nieznanym, nawiązuje kontakty, szuka sposobów na to, jak żyć z samymi sobą i z innymi ludźmi, to zarówno dla Wschodu, jak i dla Zachodu Stambuł idealnie nadaje się do zaspokajania tych potrzeb. A dziś zrozumienie opowieści o tym, co pewien Bizantyńczyk nazwał „miastem będącym przedmiotem pożądania świata”, jest potrzebne bardziej niż kiedykolwiek.

Stambuł szybko pnie się w górę na liście priorytetów dzisiejszej polityki. Nie chodzi jedynie o niedawne dramatyczne spory polityczne i zamachy terrorystyczne: to miasto w znacznym stopniu objaśnia geopolityczny kształt życia nas wszystkich. W przeszłości bywało ono bazą dla najbardziej nieustępliwych teokracji, podporą dominacji chrześcijaństwa jako religii światowej, powodem do utrapienia dla kalifów, a wreszcie siedzibą najdłuższego kalifatu w historii. Obok Mekki, Medyny i Jerozolimy Stambuł przez wielu uważany jest za najświętsze miejsce sunnickiego islamu. Bliskowschodnie tożsamości, konflikt na Bałkanach, rozłam Chorwacji i Serbii, rola Turcji w Unii Europejskiej, ekspansjonizm Rosji, konflikty w Ziemi Świętej, święte konflikty w USA i Europie, spory dotyczące granic państwowych Iraku i Syrii (a także Izraela) i bezpaństwowi uchodźcy z tych terytoriów: wszystkie te zjawiska mają korzenie w historii miasta trojga imion. Można powiedzieć, że Stambuł to kamień z Rosetty w dziedzinie stosunków międzynarodowych. Punkty zapalne z czasów jego władców – Damaszek, Libia, Bagdad, Belgrad, Sarajewo, Kair, Kaukaz i Krym – są punktami zapalnymi również w naszych czasach. Wielu naszych przodków w Europie, na Bliskim, Środkowym i Dalekim Wschodzie czy w Afryce Północnej było sojusznikami, poddanymi, obywatelami bądź niewolnikami greckich, rzymskich, bizantyńskich lub osmańskich panów. Szlakami morskimi i lądowymi z „Królowej Miast” od dawien dawna płynie strumień porzeczek i przędzy, mat i armat, a także ludzi – podróżnych, brańców i uchodźców.

Choć historię Stambułu ukształtowała jego topografia, a opowieść o nim ukształtowała z kolei krajobraz naszego życia, to wydaje się, że fizyczne rozmiary samego miasta rzadko kiedy zasługiwały na zainteresowanie tej rangi legendarnych wrogów i herosów: Konstantyna I, wodza Hunów Attyli, Czyngis-chana, nowej armii islamu, Tamerlana, Iwana Groźnego, Katarzyny Wielkiej, imperium brytyjskiego, Państwa Islamskiego (ISIS). Oczywiście idea Stambułu wykładniczo przerasta jego powierzchnię. Jako metafora i lokalizacja miasto pojawia się w dramacie greckim, w Koranie5, u Szekspira6; Molier wspomina o Turkach, Machiavelli o Osmanach. Stambuł pojawia się w serii filmowej o agencie 007 – z perspektywy międzykontynentalnej to idealny bondowski kontekst. Opowiadając legendy swojego miasta, Turcy posługują się specjalną formą czasu – „jak zapamiętano”7. Stambuł to miejsce do załatwiania interesów i przyjemnego spędzania czasu, miejsce gdzie opowieści są równie ważkie jak fakty historyczne. Temu miastu i kulturze, którą ono stworzyło, zawdzięczamy więcej, niż nam się wydaje, zarówno jeśli chodzi o rzeczy ważne, jak i drobne: wyrażenie lingua franca, adorację Maryi, nicejskie wyznanie wiary, nazwę grupy etnicznej Romów, paszporty, widelec, dżingoizm, fakt, że niektórzy ludzie określają się jako „osoby rasy białej (kaukaskiej)”, podstawy współczesnego zachodniego prawa – wszystko to wykuto w stambulskiej kuźni. Greckie dramaty, rzymska filozofia, teksty chrześcijaństwa, poezja islamu – wiele tekstów klasy światowej ocalało tylko dzięki pracy mężczyzn (a czasami kobiet) z tutejszych skryptoriów (kantorów, gdzie kopiowano, tłumaczono i badano rękopisy), bibliotek, madras i klasztorów; Stambuł w znacznym stopniu przyczynił się do stworzenia wspólnego cywilizacyjnego banku pamięci.

Dziś na ulicach miasta obdarci furmani wozami zaprzężonymi w konie wyprzedzają ferrari stojące w niekończących się korkach. Supertankowce wiozące ropę z Rosji i ogromne frachtowce przewożące artykuły luksusowe z morza Marmara na Morze Czarne uprzykrzają życie miejscowym rybakom. Zapchane pociągi i warczące autobusy codziennie przywożą do centrum, a potem odwożą, dziesięć milionów stambulczyków – jeszcze więcej w aglomeracji stambulskiej, rozległym obszarze, który nadal utrzymuje pierwotny, wtórny i usługowy sektor gospodarki i nieoficjalną populację wynoszącą około 16 milionów mieszkańców. Z jednego krańca na drugi miasto rozciąga się na półtorej setki kilometrów. Wokół minaretu Błękitnego Meczetu krążą mewy, jak niegdyś wokół kopuł kościołów Konstantynopola. Tak, to miasto z fantazji, miasto duszy, ale zrodzone z ziemi, na której stoi; jest tu zakotwiczone.

Stambuł jest najdłużej istniejącym bytem politycznym w Europie. To konurbacja, która przez ostatnie osiem tysięcy lat spoiła w jedną całość mozaikę jednostek osadniczych i mikromiast, tworząc wielki, chaotyczny obraz, jakim jest obecna metropolia. Wiele dzisiejszych dzielnic niegdyś było samodzielnymi mieścinami: Chalcedon, Chryzopol, Sultanahmet, Psamatia, Kosmidion i Syki/Pera/Galata nad Złotym Rogiem – obecnie wszystkie zlały się w jedno jak kropla rtęci, tworząc aglomerację stambulską. Podczas ostatnich badań archeologicznych w rdzennym Stambule pod starożytnym hipodromem zidentyfikowano pozostałości przedchalkolityczne – sięgające głębiej niż czterdzieści dwie warstwy osadnicze zmierzone na stanowisku archeologicznym w Troi. Ten skrawek ziemi pomiędzy Wschodem a Zachodem nazywali swoim domem Fenicjanie, Grecy, Rzymianie, Genueńczycy, Wenecjanie, Żydzi, Arabowie, Wikingowie, Azerowie, Ormianie, Turcy. Będąc tu, mamy poczucie, że jesteśmy w środku świata, bo istotnie wchodzimy w kontakt z wieloma światami.

Jest to zatem rodzaj badania organicznego: archeologia miejsca i kultury, próba zrozumienia miasta, które wpływa na nasze życie na różne zapomniane przez nas bądź jeszcze nieuświadomione sposoby. Pisząc tę książkę, musiałam podróżować na same krańce cesarstwa: do Gruzji, żeby odnaleźć Dmanisi, gdzie dziś pozostał tylko samotny mnich i smuga dymu unosząca się nad mokrą od rosy górą, a gdzie niegdyś zbiegały się trasy bizantyńskich, perskich i ormiańskich karawan na osi jedwabnych szlaków, obok miejsca, w którym spoczęły (niedawno odkryte) szczątki najstarszych człowiekowatych w Europie, wysokich na metr dwadzieścia istot zabitych prawdopodobnie przez tygrysy szablastozębne8; na dziurawą granicę turecko-syryjską; przez skwar Arabii i chłód Dolomitów. Zapuszczałam się do starożytnych chińskich grobowców, napotykałam na swojej drodze uskoki tektoniczne, jakie podzieliły terytorium kontrolowane przez Stambuł po klęsce w wielkiej wojnie 1914–1918; napotykałam snajperów na granicy armeńsko-azerbejdżańskiej, zagrożenia terrorystyczne w Zjednoczonych Emiratach i alternatywne muzułmańskie style życia w świecie przedzielonym jedynie pasmami drutu kolczastego na anatolijsko-irackim pograniczu. Jadłam posiłek w pałacu Topkapı, podczas gdy na zewnątrz aresztowano protestujących, potem sama przyłączyłam się do protestu i posmakowałam gazu łzawiącego na placu Taksim. Podczas pięciomilionowego wiecu zwołanego w pobliżu jednego z najstarszych portów miejskich w proteście przeciwko zamachowi stanu w lipcu 2016 roku patrzyłam na morze tureckich flag, od którego poczerwieniało miasto – ten rumieniec widać było nawet z kosmosu. Praca nad tą książką zaprowadziła mnie do wielu miejsc. Aby jednak naprawdę zrozumieć opowieść o Stambule, musimy wpierw cofnąć się do samych kresów czasu historycznego, do prehistorii, i stamtąd spojrzeć dalej.

1 P. Gilles, The Antiquities of Constantinople, red. R.G. Musto, tłum. J. Ball, New York 1988, s. xlv.

2 W.B. Yeats, Poezje wybrane, tłum. L. Marjańska, Warszawa 1987, s. 130–133 (przyp. tłum.).

3 Most nad Bosforem przerzucił budowniczy króla Dariusza, Mandrokles z Samos: zob. Herodot, Dzieje, IV 88, oprac. R. Turasiewicz, tłum. S. Hammer, Wrocław 2005, s. 327–328; również Kserkses zbudował most przez cieśninę Hellespont między miastami Sestos i Abydos.

4 Za tę informację dziękuję dr. Rayowi Laurence’owi.

5 Sura Ar-Rum 30, 1–5.

6 Otello, akt drugi, scena III; akt trzeci, scena V; akt piąty, scena II.

7 Po raz pierwszy zetknęłam się z tym zjawiskiem w pismach Orhana Pamuka, człowieka, który czterdzieści lat temu rozbudził moje zainteresowanie Stambułem.

8 W średniowiecznych piwnicach i w samotnych sanktuariach muzułmańskich odnajdywano tu szczątki przedstawicieli wczesnej formy homo erectusa – drobnej budowy przybyszy z Afryki sprzed 1,8 miliona lat.

Część pierwsza

BYZANTION

MIASTO BYZASA 800 000 p.n.e.–311 n.e.

Stanowiska prehistoryczne w rejonie cieśniny Bosfor, morza Marmara i Morza Czarnego

Wczesne greckie osadnictwo nad brzegami Bosforu

Antyczny okres miasta, ok. V w. p.n.e.–III w. n.e.

Rozdział 1

Kości, kamienie i glina

800 000–5500 p.n.e.

Widać już było przed dziobem przestwór otwarty Pontosu,

kiedy znienacka przed nimi fala ogromna wyrosła,

z grzbietem wygiętym, jak góra urwista. Gdy ją ujrzeli,

głowy schylili najniżej […].

Wtedy znienacka zalała ich fala pędząca naprzeciw,

okręt natomiast jak obręcz przetoczył się po rozwścieczonej

fali i w otchłań się morską osunął. Następnie pomiędzy

obie Plegady zaciągnął go nurt wirujący. Te z każdej

strony targnęły się, rycząc. Wnet okręt całkiem w nich utknął.

Wówczas Atena mocarną lewicą w tył odrzuciła

skałę, prawicą zaś okręt popchnęła do przodu […].

Apollonios z Rodos, opis żeglugi Jazona przez Bosfor, Argonautiká1

Choć komuś może wydać się to dziwne, wszystko zaczyna się od trumny. W 2011 roku w centrum dzisiejszego Stambułu znaleziono ludzkie ciało. Spoczywało wygodnie pod nową stacją metra Yenikapı, vis-à-vis sklepików z asortymentem ściereczek do kurzu i plastikowych wiader, zwinięte w pozycji embrionalnej i zorientowane dokładnie z południowego zachodu na północny wschód, mając od spodu drewnianą kratkę, a od góry pojedynczą deskę, w otoczeniu neolitycznych domów z gliny wymieszanej z sieczką, z zakopanymi pod spodem urnami grzebalnymi. Znaleziona kobieta z epoki kamienia została pochowana w najstarszej znanej dotychczas światu trumnie2. Liczące sobie osiem tysięcy lat szczątki należy uznać za wyjątkowe znalezisko, niezwykle dobrze zachowane w anaerobowych warunkach stambulskiego mułu, ewentualnie za wyjątkowo cenny materiał do poznania praktyk grzebalnych naszych neolitycznych przodków z Anatolii. Pochowana tu młoda kobieta, pochodząca z okresu 6300–5800 p.n.e. (mniej więcej tego samego, z którego pochodzi najstarsza znana jednostka osadnicza o formalnych cechach miasta, Çatalhöyük w środkowej Turcji), ewidentnie starała się żyć z klasą. Podczas tych samych wykopalisk w oleistej warstwie poniżej poziomu dna morza archeologowie znaleźli narzędzia – między innymi łopatę – oraz nasiona i spalone resztki pochodzenia organicznego, należące do jej grupy społecznej. Według niektórych opinii wspomniana łopata to w rzeczywistości wiosło do czółna, a w takim wypadku mielibyśmy znów do czynienia z najstarszym na świecie, bo liczącym sobie osiem tysięcy lat, znaleziskiem tego rodzaju. Co niezwykłe, w pozostałościach tej prehistorycznej osady znaleziono również ponad tysiąc odcisków ludzkich stóp. Niektórzy z tych stambulczyków epoki kamiennej podróżowali boso, inni w delikatnej roboty skórzanym obuwiu, inni prawdopodobnie nawet w drewnianych chodakach – podobnych do tych, które nosi się w hammamach dzisiejszego miasta3.

Aby dotrzeć do tego miejsca, życiodajnego kawałka ziemi, warto było nie szczędzić nóg. Na tym wysuniętym krańcu Tracji4, w regionie położonym między Morzem Czarnym a Morzem Egejskim, na którego wschodnim skraju leży Stambuł, naliczono 236 naturalnych źródeł wody – są tu strumienie, źródełka, rzeki, jeziora i laguny, otoczone lasami dębowymi, kasztanowymi i pistacjowymi. Młoda kobieta w trumnie należała do jednego z wielu pokoleń, którym, poczynając od paleolitu, spodobało się miejsce, gdzie dziś rozciąga się stambulska metropolia. Jej starszych mezolitycznych sąsiadów, w towarzystwie ogromnych plejstoceńskich niedźwiedzi, znaleziono w pobliskiej jaskini Yarımburgaz. Blade skały wapienne5, do których docieramy starą drogą wśród fabryk reklamujących serwisy herbaciane i zagród dla owiec oczekujących na rzeź z okazji Święta Ofiarowania, zapewniają naturalne schronienie. W jaskini Yarımburgaz, ciągnącej się na pół kilometra w głąb od ściany czołowej, pod warstwą ziemi i nawozu podczas wciąż prowadzonych wykopalisk odkryto ślady pierwszych ludzkich mieszkańców obszaru stambulskiej metropolii – groty włóczni, fragmenty kości i kamienne narzędzia z kwarcu, kwarcytu i krzemienia. Dziś z kompleksu jaskiń roztacza się widok na nowoczesne miasto, rozciągnięte jak fagocyt wokół jeziora (gölü) Küçükçekmece; w epoce kamienia widać byłoby tylko gęste lasy i wodę. W zimie zapadały tu w sen niedźwiedzie, wiosną wprowadzali się ludzie. Wiek niektórych szczątków w jaskini datuje się na okres od 800 000 do 600 000 lat przed pojawieniem się homo sapiens – co oznacza, że to stanowisko na terenie stambulskiej metropolii jest jednym z najstarszych siedlisk na Bliskim Wschodzie. Ku utrapieniu archeologów i władz miasta najnowsza dzialalność ludzka w tym prehistorycznym skarbcu obejmuje między innymi kręcenie filmów, zażywanie narkotyków i nierząd.

Wczesne człowiekowate i ich potomkowie z epoki kamiennej musieli żyć w ewoluującym krajobrazie bardzo odmiennym od tego, jaki oglądamy dzisiaj: morze Marmara pierwotnie było słonawym jeziorem bezodpływowym, po dolinach wałęsały się niezidentyfikowane dotąd gruboskórce, w górach grasowały pantery i kwitło ponad dziewięć tysięcy zidentyfikowanych gatunków kwiatów. Występowały tu ogromne jelenie, mamuty i hieny jaskiniowe, ciesząc się dobrodziejstwem klimatu, który z czasem stał się cieplejszy o dwa stopnie od dzisiejszego.

Wspomnianą drewnianą trumnę odkryto podczas budowy wartego cztery miliardy dolarów podmorskiego tunelu, który miał połączyć azjatycki brzeg dzisiejszego miasta z europejskim. Znaleziono również cztery inne szkielety ludzkie i cztery pochówki ciałopalne z około 6000 roku p.n.e. Ten rejon zaczyna już przypominać park tematyczny: kiedy w 2007 roku susza zmusiła miejscowych rolników do wykopania nowych kanałów irygacyjnych dwadzieścia siedem kilometrów od centrum miasta, archeologowie urządzili tu nalot i zabezpieczyli skromny zasób drobnych znalezisk, które obecnie okazują się historycznym złotem. Bowiem tutaj, na brzegach Küçükçekmece Gölü i czarnomorskiego wybrzeża Stambułu, odkryto najstarsze artefakty o pierwszorzędnym znaczeniu dla cywilizacji człowieka w Europie – rdzenie łódkowate (czyli obrobione kamienie o łódkowatym kształcie) i krzemienie obrabiane metodą naciskową. Znaleziono również tasaki do mięsa, krzemienne noże, kościane skrobaki6. Czy to była prehistoryczna chata myśliwska? Miejsce odpoczynku dla ludzi, którzy po trosze trudnili się myślistwem, a po trosze rolnictwem? Dalszego materiału do badań mogą dostarczyć wykopaliska prowadzone na północnym krańcu Złotego Rogu7. Na terenie metropolii stambulskiej niemal na pewno kryją się dowody na to, że rolnictwo było tu uprawiane całe tysiąclecie wcześniej, niż pierwotnie sądzono8. W walce toczonej o przeżycie na ziemi społeczność Stambułu i okolic była górą. Ziemia nie pozostawała jej jednak dłużna.

Topografia metropolii stambulskiej ukształtowała się około roku 5500 p.n.e. w efekcie wstrząsającej, epokowej ingerencji natury, która zdeterminowała charakter miasta i losy potomnych9. Po znacznym podniesieniu się poziomu morza spowodowanego topnieniem lodów woda morska wdarła się w głąb lądu, żłobiąc koryto Bosforu. Z płytkiego słodkowodnego jeziora Morze Czarne stało się atrakcyjnym dla żeglugi akwenem, a w miejsce skorupiaków typowych dla wód słodkich pojawiły się gatunki słonowodne. Ocenia się, że w ciągu trzystu dni poziom wód mógł podnieść się nawet o 72,5 metra. Zatoka Złoty Róg uformowała się jako estuarium o naturalnych przystaniach, zasilane dwoma ciekami, które nazywano „Słodkimi Wodami Europy” – rzekami Cydaros i Barbyzes. Proces tworzenia się tego nowego świata zniszczył wiele istnień ludzkich; pod czarnomorskim dnem odkrywa się dziś ślady osadnictwa człowieka, zatopione budynki i obrobione elementy drewniane. Według niektórych ocen przez próg cieśniny przez rok przelewało się około 43 kilometry sześcienne wody dziennie, zalewając łącznie 160 tysięcy kilometrów kwadratowych lądu. Było to wydarzenie, które zniszczyło jeden świat, ale jednocześnie umożliwiło powstanie miasta o światowej randze.

O ile w niektórych cywilizacjach, na przykład w Egipcie, morze traktowano z pewną dozą nieufności, o tyle w Stambule woda jest tak wszechobecna, że jego mieszkańcy zmuszeni byli uznać ją za przyjaciela, nie za wroga. „Morze tworzy wieniec wokół miasta”10, jak napisał jeden z kronikarzy11. Dzisiejszy Stambuł otoczony jest przez Złoty Róg, Bosfor i morze Marmara; na północy leży Euksyn, czyli Morze Czarne, a na południu, za cieśniną Hellespont, czyli Dardanele – Morze Śródziemne. Ten „płynny kontynent” – morze przez wieki znane również jako Białe, Wierne, Gorzkie, Wielka Zieleń i Mare Nostrum – oferował zarówno możliwości rozwoju, jak i zagłady. W świecie wioseł i żagli, zatoczek i naturalnych przystani oddzielenie się dwóch kontynentów z chwilą powstania cieśniny Bosforu oznaczało, że Stambuł stał się krainą perspektyw. A zatem kiedy spędzamy czas w jego towarzystwie, nie zapominajmy, że to opowieść o mieście, ale także o morzu.

1 Apollonios z Rodos, Wyprawa Argonautów po złote runo (Argonautiká), II 580–600, tłum. E. Żybert-Pruchnicka, Wrocław 2012, s. 123.

2 Serdecznie dziękuję prof. Ufukowi Kocabaşowi, dziekanowi Wydziału Konserwacji i Restauracji Zabytków Uniwersytetu w Stambule, za odpowiedzi na moje częste pytania.

3 Zob. np. http://www.cura.co.uk/turkey/the-byzantine-harbour/.

4 Dzisiejsze „Słodkie Wody Azji” to niepozorny strumień wypływający z eleganckiej i zamożnej dzielnicy miasta (ceny niektórych nieruchomości w sąsiednich i wyżej położonych częściach miasta należą do najwyższych w Azji). To źródło wody przez całą starożytność uznawano za święte. Żyją jeszcze stambulczycy, którzy pamiętają, z którego ujęcia czerpali wodę, i w którym była najsmaczniejsza.

5 W.R. Farrand, J.P. McMahon, History of the Sedimentary Infilling of Yarimburgaz Cave, Turkey, „Geological Sciences” 1997, t. 12, nr 6, s. 537.

6SOMA 2009. Proceedings of the XIII Symposium on Mediterranean Archaeology, Selcuk University of Konya, Turkey 23–24 April 2009, red. H. Oniz, E. Aslan, Oxford 2011, s. 183.

7 W rejonie wysokiego cypla Silivritepe, pomiędzy rzekami Alibey i Kâğıthane.

8SOMA 2009, dz. cyt., s. 183. Ş. Dönmez, The Prehistory of the Istanbul Region. A Survey, „Ancient Near East Studies” 2006, t. 43, s. 239–264.

9 Według niektórych źródeł „potop” w basenie Morza Czarnego miał miejsce około 7400 lat p.n.e.

10 Prokopiusz z Cezarei, O budowlach, I 5,10, tłum. P.Ł. Grotowski, Warszawa 2006, s. 102.

11 Zaopatrzenie Byzantionu w słodką wodę było jednak problemem przez cały okres jego istnienia.

Rozdział 2

Miasto ślepców

ok. 682 p.n.e.

Ów Megabazos […] dzięki takim słowom zostawił po sobie nieśmiertelną pamięć u Hellespontyjczyków. Gdy bawił w Bizancjum, dowiedział się, że Kalchedończycy osiedlili się w tej okolicy o siedemnaście lat wcześniej niż Bizantyńczycy. Słysząc to, tak powiedział: – Kalchedończycy chyba w owym czasie byli ślepi – bo inaczej nie byliby obrali brzydszego miejsca, skoro mieli przed sobą piękniejsze dla założenia miasta.

Herodot, Dzieje1

W maju 2016 roku doniesiono o kolejnym niezwykłym znalezisku archeologicznym w Stambule. W miejscowości Silivri, pod dzielnicą eleganckich domków letnich na wybrzeżu morza Marmara, odkopano podobną do spotykanych w Azji Środkowej kurhanów kolistą mogiłę sprzed czterech tysięcy lat kryjącą szczątki wojownika, również w tym wypadku ułożone w pozycji embrionalnej. Zgodnie z komunikatem wydanym przez władze tureckie znaleziony pochówek dowodził obecności wpływów środkowoazjatyckich już u zarania prehistorycznego Stambułu. To bardzo ważkie twierdzenie. Starożytni Grecy długo utrzymywali, że to oni założyli Selimbrię (miasto leżące w miejscu dzisiejszego Silivri, gdzie odkryto szczątki).

W starożytnym Byzantionie i w jego okolicach opowieści były równie ważne jak przekazy historyczne. Łatwo się domyślić, jak barwne są legendy objaśniające mit o greckim zarzewiu dzisiejszego Stambułu. Otóż Zeus, najwyższy z bogów, jak zwykle wdał się w przygodę miłosną ze śmiertelniczką – tym razem była to Io, kapłanka jego żony Hery. Rozwścieczona Hera zmieniła Io w krowę (w niektórych wersjach dokonał tego sam Zeus, chcąc ją ochronić), a następnie zesłała gza, by nękał młodą kusicielkę. Bós-porus, „krowi bród”2, nazwano podobno na pamiątkę przeprawy Io przez cieśninę. Kapłanka powiła córkę o imieniu Keroessa, którą nad brzegami Złotego Rogu (szlaku wodnego w starożytności nazywanego Keras) wychowywała nimfa Semestre; tam młoda kobieta kontynuowała rodzinne tradycje zadawania się z bogami olimpijskimi, sypiając z Posejdonem, bogiem mórz. Syn Keroessy i Posejdona, imieniem Byzas, założył Byzantion. Inna wersja mitu założycielskiego miasta – zapewne bliższa prawdzie historycznej, lokującej się bliżej epoki brązu lub epoki żelaza – głosi, że tracki król Byzas, etnarcha Megaryjczyków, syn wspomnianej już nimfy Semestre, poślubił miejscową księżniczkę imieniem Fidalia, ta zaś wniosła mu we wianie ziemie, na których stanął dzisiejszy Stambuł.

Głęboko pod zabytkowym centrum Stambułu faktycznie znajdowano tracką ceramikę z około 4500 roku p.n.e., znaleziono także fragment wspaniałej głowicy buławy wykonanej z zieleńca. Neolityczne społeczności, które znały już drewniane trumny, zdały sobie sprawę, że to dobre miejsce, by zapuścić tu korzenie – i ta wiedza nie wyparowała w tajemniczy sposób w epoce miedzi, epoce brązu czy we wczesnej epoce żelaza. Klin lądu między Złotym Rogiem, Bosforem i morzem Marmara (w starożytności nazywanym Propontydą), który dziś nosi nazwę Sarayburnu, czyli przylądek Seraju (przez starożytnych Greków nazywany Akropolis, a przez łacińskojęzycznych – Promentorium Bosporium), był szczególnie atrakcyjnym miejscem dla osadnictwa człowieka. Wokół wznosi się siedem wzgórz, odpowiednio wysokich do celów obronnych i wystarczająco niskich do zasiedlania. To musiało być naprawdę dobre miejsce na założenie domu.

Podczas wykopalisk prowadzonych w latach dwudziestych XX wieku i w roku 1942 w pobliżu bizantyńskiego hipodromu znaleziono naczynia trackie, w tym jedno z powierzchnią brzuśca całkiem zmyślnie uformowaną w kształt ludzkiej twarzy. Możemy zatem zapomnieć o helleńskich mitach: ludzie mieszkali tu na długo przed tym, jak z zachodu przybyli Grecy. Na obszarze, gdzie dzisiaj stoi pałac Topkapı, miejscowe osadnictwo mężczyzn i kobiet parających się handlem i rolnictwem trwa nieprzerwanie co najmniej od roku 1100 p.n.e.; ponieważ współczesny Stambuł pod względem historycznym przypomina przekładaniec, prowadzenie wykopalisk w centrum może być trudne, ale nie ulega wątpliwości, że pojawią się kolejne odkrycia z wczesnego okresu miasta. Podczas podwodnych badań archeologicznych prowadzonych w 1989 roku na terenie mariny Fenerbahçe w pobliżu zatoki Kalamış – relacji z tych badań, co intrygujące, nie opublikowano – pod grubą warstwą wodorostów nurkowie zauważyli jakieś konstrukcje architektoniczne, budowle, które mogły być domostwami populacji z wczesnej epoki brązu, ponieważ w pobliżu odkryto jej ceramikę sprzed czterech tysięcy lat3. Tutejsze wody zarówno tworzą historię, jak i ją ukrywają.

Dzban z mariny Fenerbahçe. Dokonane odkrycia wskazują na istnienie dotychczas niezbadanego prehistorycznego osiedla na azjatyckim brzegu Bosforu

Najstarsi stambulczyczy, tubylcy, mówią zatem do nas szeptem; ich opowieść trzeba wydobyć z tutejszej ziemi i z ciemnych wód Bosforu. To napływowa populacja helleńska ogłasza swą obecność dęciem w trąby. Grecy – którzy wymyślili samo pojęcie „historia”, a także bardzo zręcznie zapisali się na jej kartach – zapewniali, że starożytny Byzantion był ich kolonią.

Podczas gdy Zeus, Hera i Io borykali się z gorzkimi problemami swojego trójkąta miłosnego, w pobliżu Byzantionu, jak opowiadają nam epicy, przepływali żądni przygód na Morzu Czarnym Jazon i jego Argonauci (Herakles, Orfeusz, król Nestor i inni – prawdziwe who’s who legendarnej helleńskiej potęgi). Szczegółowe i pieczołowicie wykonane freski marynistyczne na greckiej wyspie Thira (Santoryn) – cudem zachowane w pumeksie po erupcji wyspy około roku 1615 p.n.e., uznawanej za jedno z największych zdarzeń geofizycznych w historii człowieka – pokazują nam, że wcześni Grecy faktycznie byli pionierami technologii żeglarskiej. Co wyjątkowe, musieli być w stanie wyznaczyć trasę rejsu nie tylko wzdłuż wybrzeży śródziemnomorskich, ale także na pełnym morzu.

Pojawiło się wiele opowieści – niektóre były relacjami z międzykontynentalnych podróży, inne być może inspiracją do ich podejmowania – o tym, jak Hellen Jazon zabrał swych Argonautów (między innymi Augiasza, którego stajnie miał oczyścić Herakles) na wyprawę po przygody i bogactwa, jak zatrzymał się nad brzegiem Bosforu i odkrył krainę wschodzącego słońca, jeszcze zanim inni greccy herosi wybrali się do Azji po Helenę, Troję i sławę. W Homeryckim eposie słyszymy o podróży Jazona na wschód, gdzie spotyka on księżniczkę kolchidzką Medeę, jej ciotkę Kirke i zadziorne plemię Amazonek. Zwabiony pokusą złota (w regionie w istocie wcześnie i na ogromną skalę rozwinęła się technologia obróbki metali, co być może podsunęło Grekom myśl, że Wschód jest „bogaty w złoto”)4, dociera na Kaukaz, gdzie wpada w pułapkę warzącej mikstury i trucizny księżniczki Medei. W przekonaniu Greków była to kraina równie niebezpieczna jak pełna obietnic5. To tutaj za zuchwałe wykradzenie bogom ognia przykuto Prometeusza do skały żelaznymi okowami. Odkrycia archeologiczne prowadzone na wschód od Stambułu dowodzą, że mit ociera się o prawdę historyczną. Dzięki nowym wykopaliskom w Armenii wiemy więcej o złożoności technologii cieplnej obróbki metali we wczesnej epoce brązu na wschód od Bosforu6. Kiedy w 1917 roku oddział brytyjskiej Royal Navy prowadził prace ziemne na leżącej w niewielkiej odległości na południe od Stambułu wyspie Imbros, gdzie miał powstać obelisk dla uczczenia kolegów poległych w bitwie o Gallipoli, odkryto przepysznej roboty puchar z około 2500 roku p.n.e., prawdziwą wersję złotych pucharów, z których pijali homeryccy bogowie. Szeroko rozumiany rejon Stambułu nie bez powodu opiewany jest w mitach.

Podczas swej wyprawy Jazon miał napotkać Symplegady, ogromne zderzające się skały (niemal na pewno chodzi tu o ujście Bosforu do Morza Czarnego), które unieruchomił, umożliwiając odtąd bezpieczną żeglugę tą trasą. Nie dziwi zatem stwierdzenie beockiego poety Pindara, że Wschód zarówno kusił, jak i tworzył herosów.

Niedawne odkrycia na Kaukazie dowodzą, iż w epoce brązu i w epoce żelaza Grecy faktycznie wyprawiali się z Morza Egejskiego przez niełatwy do żeglugi kanał Hellespontu, czyli dzisiejszej cieśniny Dardanele, dalej przez morze Marmara i ciasny Bosfor – miejscami szeroki jedynie na 700 metrów, ale osiągający głębokość do 120 metrów w głównym torze wodnym – wzdłuż piaszczystych wybrzeży i na drugą stronę Morza Czarnego. W pobliżu miasta Batumi na czarnomorskim wybrzeżu dzisiejszej Gruzji, za odsłoniętą niedawno nekropolią z V wieku p.n.e., gdzie spod piasku i zarośli wyłaniają się dziesiątki greckich grobów stojących ciasnymi rzędami jak na każdym miejskim cmentarzu, wznoszą się kopce z epoki brązu. Najnowsze znaleziska greckich artefaktów i szczątków w tej części Azji świadczą nie tylko o relacjach handlowych, ale także o zbrojnych wyprawach. Opowieściom o zmyślonych bohaterach w rodzaju Jazona towarzyszą twarde dowody na to, że w te strony zapuszczali się w poszukiwaniu przygód również herosi z krwi i kości7.

Stambuł wciąż pamięta Jazona. Mała wioska rybacka Tarabya, dziś mekka śmietanki towarzyskiej, to niegdysiejsza Terapeja (z greckiego: „leczenie”, „przywracanie do zdrowia”), u schyłku okresu osmańskiego ulubiona miejscowość letniskowa ambasadorów obcych państw. Tę ostatnią nazwę nadał jej w V wieku n.e. w ramach chrystianizacji regionu patriarcha Attyk, któremu nie podobała się pogańska nazwa Pharmakeus. Poczynając od epoki brązu, wyraz farmaka oznacza lekarstwa lub użyteczne środki zielarskie – stąd biorą się dzisiejsze „farmaceutyki”. Jednak w przypadku nazwy Pharmakeus chodzi o farmaka, które poczynając od epoki przed wynalezieniem historii, miały oznaczać śmiertelne trucizny księżniczki Medei, ciśnięte, jak głosi legenda, do zatoki położonej w połowie długości europejskiego brzegu Bosforu, kiedy piękna córka króla Kolchidy, wzgardzona przez dwulicowego kochanka i oszalała z żałości i gniewu, zaciekle go tam ścigała.

Wiemy zatem, że Grecy wyprawiali się do Stambułu i jeszcze dalej8. Trwa zażarty spór na temat dokładnego modelu statku i czasu trwania podróży. Pokonanie odległości dzielącej Grecję kontynentalną od Bosforu, przy założeniu, że żeglowało się za dnia, a wieczorem przybijało do brzegu na posiłek i nocleg, musiało zajmować około miesiąca, być może o tydzień dłużej lub krócej9. Zgrabne, długie i wąskie łodzie, mknące na wiosłach, za którymi zasiadała spora załoga, mogły z wiatrem za trawersem osiągać prędkość do sześciu węzłów. Wypuszczanie się na pełne morze było jednak niełatwe, żeglowanie pod wiatr – niemożliwe, a napotkanie znanych i nieznanych zagrożeń – nieuniknione. Po drodze były trudne odcinki, jak choćby przylądek Sunion, południowy kraniec Eubei czy cieśnina Dardanele z północnym wiatrem i spychającym na południe prądem.

Opuszczając otwarte morze i obierając na chybił trafił kurs między dwa kontynenty, wzdłuż pokrytych lasami wzgórz i ponurych, jałowych skał, greccy śmiałkowie płynęli na ślepo, bez pojęcia, dokąd zaprowadzi ich ten kręty i kuszący kanał, jakim był Hellespont. Można powiedzieć (a w kontekście zapewnień Greków o własnej błyskotliwości, która pozwoliła im dostrzec potencjał Byzantionu, zabrzmi to nieco ironicznie), że pierwotnie wylądowali w niewłaściwym miejscu. Po azjatyckiej stronie wrót Bosforu osadnicy zagospodarowali miejsce, gdzie powstał Chalcedon, w naturalnej zatoce na wschodnim wybrzeżu morza Marmara. Od Byzantionu dzieli Chalcedon szerokość toru wodnego, około tysiąca metrów. Przy obozowych ogniskach, na placach miast, królewskich dworach i kartach klasyki to zatem Chalcedon, „miasto ślepców”, opiewano przez całe stulecia jako pierwsze miejsce lądowania Europejczyków na obszarze, który współcześnie stanowi integralną część Stambułu po jego azjatyckiej stronie.

Rejon Chalcedonu nie był de facto ziemią dziewiczą. Podobnie jak w przypadku archeologicznych odkryć po europejskiej stronie cieśniny – również w pobliskim Fikirtepe znaleziono wiele dowodów wskazujących na to, że kultury neolityczne wiodły tu twarde, ale pełne nadziei życie. W prostych glinianych chatach, wśród obfitości drzew figowych, żyli myśliwi i rybacy posługujący się łyżkami i chochlami wyrabianymi z kości dzikiego bydła. W epoce brązu pojawili się również osadnicy handlowi z Fenicji. Dzisiaj Chalcedon to niewielka, pełna życia podmiejska dzielnica Kadıköy w azjatyckiej części miasta. Na jej ulicach czuć atmosferę zwykłego życia; to tutaj stambulczycy przyprowadzają gości, żeby pokazać im, że miasto ma swoją społeczną historię, a nie jedynie globalną przyszłość; panuje tu atmosfera swojskości, sprzedawcy orzechów laskowych czekają na klientów, a gospodynie domowe z europejskiej części Stambułu przyjeżdżają zza cieśniny po najlepsze gatunki świeżych serów z gór. Wszelkiej maści osoby duchowne wystawiają na sprzedaż swój towar; w świątyni ormiańskiej kościelny godzinami wyczekuje na odwiedzających, których mógłby powitać. W Kadıköy stoi jedna z najstarszych synagog miasta, są również kościoły rzymskokatolickie i serbskie cerkwie. Zakwefione miejscowe dziewczęta przemykają w drzwiach szesnastowiecznych meczetów, będących wyrazem zarówno pobożności wczesnych Osmanów, jak i nowej muzułmańskiej estetyki miasta. Dziś dzielnica zdominowana jest przez węzły komunikacyjne: oblany wodami morza Marmara, niczym europejski zamek fosą, dworzec kolejowy Haydarpaşa z 1908 roku, zbudowany do obsługi połączeń z Bagdadem, Damaszkiem i Medyną, a także dworce autobusowe i minibusowe. Dla starożytnego, średniowiecznego i nowożytnego świata Chalcedon był zawsze kluczowym punktem tranzytowym.

Biorąc pod uwagę mniej sprzyjające warunki do obrony niż w przypadku Byzantionu, wybór Chalcedonu jako ośrodka kolonizacji nie był być może oczywisty, lecz niewykluczone, że w tym szaleństwie wczesnych greckich przybyszy była metoda. Wspomniane już mogiły, ceramika z przedstawieniem ludzkiej twarzy i fragmenty głowicy buławy znalezione na wysokim wzgórzu starego Stambułu mówią nam, że miejsce, które Grecy nazwali później Byzantionem, było już zajęte. Nowi osadnicy – bo w tym wypadku nie chodzi raczej o armię dokonującą pełnoskalowej inwazji – nie dysponowali środkami do dziesięcioletniego oblężenia, niezależnie od buńczucznych opowieści o przewagach własnych przodków pod leżącą w dalszej części azjatyckiego wybrzeża Troją. Założyciele Chalcedonu nie byli zaślepieni, raczej niemile zaskoczeni. Dziś szybka przeprawa z Azji do Europy kosztuje mniej niż równowartość jednego funta szterlinga, bo tyle wynosi cena biletu na prom. Dwadzieścia siedem wieków temu stawka była wyższa. Ktoś – kto jak dotąd w historii pozostaje bezimienny – dotarł do Byzantionu wcześniej.

W pierwszej połowie VII wieku p.n.e. twierdzono jednak, że to sami bogowie, ustami bełkocącej i mówiącej zagadkami wyroczni, nakazali mieszkańcom Megary, jednego z miast kontynentalnej Grecji, spuścić statki na wodę i wyruszyć, by założyć nową siedzibę „naprzeciw miasta ślepców”.

Jeśli Chalcedon był miastem ślepców, to o ile większe możliwości otwierały się przed miastem dalekowzrocznych.

Dalsza część w wersji pełnej

1 Herodot, Dzieje, IV 144, oprac. R. Turasiewicz, tłum. S. Hammer, Wrocław 2005, s. 348.

2 W oryginale Ox-Ford (przyp. tłum.).

3 Ş. Dönmez, The Prehistory of the Istanbul Region. A Survey, „Ancient Near East Studies” 2006, t. 43, s. 239–264.

4 Eurypides, Hekabe 492; również Helena 928, Bakchantki 13, Ifigenia w Aulidzie 786 (zob. Eurypides, Tragedie, t. 1, 3, 4, tłum. J. Łanowski, Warszawa 2005 – przyp. tłum.). S. Saïd, Greeks and Barbarians in Euripides’ Tragedies. The End of Differences?, tłum. A. Nevill, w: Greeks and Barbarians, red. T. Harrison, New York 2002, s. 65.

5 Zob. doskonałe omówienie w: M.L. West, ‘Odyssey’ and ‘Argonautica’, „Classical Quarterly” 2005, t. 55, nr 1, s. 39–64.

6 Co ciekawe, odkrycia dokonane na neolitycznym stanowisku Boncuklu („paciorkowym miejscu”) na Równinie Konijskiej, gdzie na zboczach kopców mieszkańcy okolicznych wiosek od dawna znajdowali po wiosennych deszczach błyszczące prehistoryczne paciorki, wskazują, że wczesne osadnictwo człowieka w regionie miało miejsce dobre tysiąc lat wcześniej, około roku 9000 p.n.e.

7 Zob. obecne badania prof. Vakhtanga Lichelego, dyrektora Instytutu Archeologii Uniwersytetu Państwowego w Tbilisi.

8The Greek Colonisation of the Black Sea Area, red. G.R. Tsetskhladze, Stuttgart 1998, s. 19–21.

9 T. Severin, The Jason Voyage. The Quest for the Golden Fleece, London 1985.