Sposób na przetrwanie - Violetta Ozminkowska, Krzysztof Daukszewicz - ebook + audiobook

Sposób na przetrwanie ebook i audiobook

Violetta Ozminkowska, Daukszewicz Krzysztof

4,8

Ten tytuł dostępny jest jako synchrobook® (połączenie ebooka i audiobooka). Dzięki temu możesz naprzemiennie czytać i słuchać, kontynuując wciągającą lekturę niezależnie od okoliczności!
Opis

Zabawna, błyskotliwa, ale też pełna melancholii rozmowa znanej pisarki z wybitną osobowością polskiej sceny kabaretowej, a prywatnie żony i męża. Violetta Ozminkowski wnikliwie przepytuje Krzysztofa Daukszewicza z jego twórczości, ale też burzliwego życia estradowego, rodzinnego i towarzyskiego. We wspomnieniach z przewrotnymi puentami pojawiają się: Jonasz Kofta, Adam Kreczmar, Janusz Gajos, Artur Andrus, Robert Górski, Maria Czubaszek, Bohdan Łazuka. Lirycznym dopełnieniem rozmów są wybrane przez Krzysztofa Daukszewicza teksty piosenek i dziennik, w którym zapisuje od lat przygody swojej żony, jak twierdzi, kosmitki.

Dla mojego męża nie był to łatwy czas. Nie cierpi, gdy ktoś męczy go pytaniami w stylu: „Skąd wzięły się »Listy do Pana Hrabiego«?”. Odpowiada wtedy na ogół: „Wzięły się znikąd, czyli z głowy”. Zupełnie natomiast nie przejmuje się pytaniami ogólnymi. Takie zadał mu kiedyś dziennikarz telewizyjny: „Najpierw zapytam pana o sens życia, a potem będą trudniejsze pytania”, bo plecie wtedy, co mu ślina na język przyniesie. Mnie też nie było łatwo. Myślę, że po tych kilku latach wspólnej pracy nad książką jestem gotowa na napisanie poradnika: „Jak przetrwać pisanie książki z własnym mężem. Kilka sposobów, nie zawsze zgodnych z prawem”. Z drugiej jednak strony zachęcam wszystkie pary do robienia notatek na własny temat, bo po jakimś czasie okaże się, że mają czarno na białym, dlaczego się w sobie kiedyś zakochali. I to jest bardzo miłe odkrycie. Violetta Ozminkowski

Violetta Ozminkowski– dziennikarka i pisarka. Była reportażystką w „Gazecie Wyborczej”, szefową działu Społeczeństwo i Media w „Newsweeku”. Autorka bestsellerowej biografii Michaliny Wisłockiej „Sztuka kochania gorszycielki”, na podstawie której został nakręcony film „Sztuka kochania. Historia Michaliny Wisłockiej”. Ostatnio zostały sprzedane prawa do zekranizowania jej następnej bestsellerowej biografii Maria Czubaszek. „W coś trzeba nie wierzyć”. Za największy sukces swojego życia uważa jednak ukończenie pracy z własnym mężem nad książką „Sposób na przetrwanie”. A szczególnie fakt, że przetrwali jako małżeństwo.

Krzysztof Daukszewicz – satyryk, felietonista, poeta, piosenkarz, gitarzysta, kompozytor. To satyryk legenda, który działalność estradową rozpoczął w 1976 roku, zakładając w Szczytnie kabaret Gwuść. Po przeprowadzce do Warszawy występował w kabarecie Na Pięterku i w Teatrze na Targówku. W roku 1983 razem z Januszem Gajosem tworzył „Kabaret Hotel Nitz”, a od 1986 roku występował w kabarecie Pod Egidą. Przez wiele lat realizował swoje programy w TVP, a od 2005 do 2023 roku był regularnie gościem „Szkła Kontaktowego” w TVN24. Napisał ponad trzydzieści książek i wydał dziewięć płyt. Nigdy nie liczył nagród, które dostał, bo zawsze ważniejsi byli ludzie, których spotykał na swojej drodze.

Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
czytnikach certyfikowanych
przez Legimi
czytnikach Kindle™
(dla wybranych pakietów)
Windows
10
Windows
Phone

Liczba stron: 179

Audiobooka posłuchasz w abonamencie „ebooki+audiobooki bez limitu” w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS

Czas: 5 godz. 57 min

Lektor: Violetta Ozminkowski

Oceny
4,8 (12 ocen)
9
3
0
0
0
Więcej informacji
Więcej informacji
Legimi nie weryfikuje, czy opinie pochodzą od konsumentów, którzy nabyli lub czytali/słuchali daną pozycję, ale usuwa fałszywe opinie, jeśli je wykryje.
Sortuj według:
lemonpodlasem

Nie oderwiesz się od lektury

Z przyjemnością wysłuchałam tej ciepłej opowieści o życiu Pana Krzysztofa.
00

Popularność




Copyright © Violetta Ozminkowski-Daukszewicz,

Krzysztof Daukszewicz, 2023

Projekt okładki

Paweł Panczakiewicz / PANCZAKIEWICZ ART.DESIGN

Zdjęcie na okładce

Andrzej Wiktor

Zdjęcia w książce

Joanna Bentkowska-Hlebowicz, Andrzej Wiktor,

WŁODZIMIERZ PNIEWSKI/REPORTER,

TRICOLORS/East News,

Andrzej WIERNICKI/East News, Tadeusz Wackier / Forum.

Pozostałe zdjęcia pochodzą z prywatnego archiwum

Krzysztofa Daukszewicza.

Redaktor prowadzący

Michał Nalewski

Korekta

Małgorzata Denys

ISBN 978-83-8352-645-4

Warszawa 2023

Wydawca

Prószyński Media Sp. z o.o.

02-697 Warszawa, ul. Rzymowskiego 28

www.proszynski.pl

Pyta się mnie Pan Hrabia, jak ja się obecnie czuję.

Panie Hrabio, ja się czuję mniej więcej tak, jak w tym dowcipie,

w którym dwóch górali szło skrajem przepaści

i jeden z nich poleciał w dół.

A ten drugi po jakiejś minucie krzyknął:

– Jędruś!!! Żyjesz ty czy nie żyjesz?!!!

I usłyszał odpowiedź:

– Żyję, ale jeszcze lecę!!!

To historia sprzed dwudziestu lat. Polecieliśmy wtedy do Australii w składzie: Wojciech Siemion, Wojciech Malajkat, Marek Majewski, Zbigniew Zamachowski i ja. Towarzysko skład marzenie, zawodowo również. Już na wstępie założyliśmy, że tak naprawdę nie jedziemy do pracy, tylko spędzamy w tym kraju urlop, z przerwami na koncerty. Któregoś popołudnia pojawił się brat znajomej z pytaniem, czy nie wybrałbym się z nim nad ocean w miejsce, gdzie każdego dnia o tej samej porze pojawia się stado wielorybów z małymi. Pojechaliśmy taksówką, bo fundator tej wyprawy zabrał ze sobą dużą butelkę whisky, „żebyśmy mieli co robić, gdyby nam się nudziło”.

Za kilka dni wracałem do domu, a wielorybów póki co nie było. Wypiliśmy kilka drinków i od razu przeszliśmy na ty.

– Wiesz co, Krzysiek, strasznie ci zazdroszczę tego powrotu do Polski – powiedział po chwili mój towarzysz – kurewsko zazdroszczę.

– Masz pieniądze ? – zapytałem.

– Mam.

– To co za problem? Kupujesz bilet, niecałe trzydzieści godzin lotu i jesteś w Warszawie.

– Nie mogę.

– To co cię tu trzyma? – zdziwiłem się.

– Europejski list gończy.

– Poważnie? A coś ty takiego nawywijał, że ściga cię cała Europa?

– Handlowałem bronią podczas wojny na Bałkanach. – Zamilkł na dłuższą chwilę, po czym dodał: – Wygląda na to, że nie z tymi, co trzeba.

W końcu pojawiły się zapowiedziane wieloryby. Kilkanaście dorosłych sztuk i siedem maluchów. Jakieś trzysta metrów od nas, a więc prawie na wyciągnięcie ręki. To była wielka radość dla oczu. W pewnym momencie do mojego towarzysza ktoś zadzwonił, przeprosił więc i poszedł pogadać za wydmy.

Zostałem sam i pamiętam, że gdy tak patrzyłem na ocean, dotarło do mnie, jaką fundę sprawił mi los. Miałem, jak każdy, kilka ścieżek do wyboru. Gdybym skręcił w inną stronę, pewnie byłbym dzisiaj kolejnym nieszczęśliwym nauczycielem, którego wszyscy mają w dupie, ale skręciłem w tę, na której spotkałem wszystkie piękne historie.

I jeszcze dobry los dał mi Ciebie.

Z pamiętnika Krzysia

Niedawno Viola poszła do urzędu w Nieporęcie odnowić jakiś dokument. Pani dała jej kilka kwestionariuszy, ale na początku chciała uściślić, jaki zawód wykonuje moja żona.

– Piszę książki – wyznała zgodnie z prawdą Viola.

Urzędniczka przez chwilę milczała, a potem zaleciła:

– Proszę wpisać w tę rubrykę: „bezrobotna”.

I

Uwielbiam twoje niektóre słowa, takie jak „funda” na przykład. Kiedyś często mówiłeś o kobietach per „facetki”. A już zupełnie ścina mnie z nóg, gdy zamiast Irena Santor mówisz „Irka”. No proszę cię, dla mnie pani Irena zawsze była ikoną.

Irka sama mnie prosiła, żebym tak do niej mówił. Nigdy nie zapomnę naszego występu w Sydney Opera House.

Pamiętasz, jak opowiadałeś mi o tym w pociągu? W pewnym momencie, gdy wymieniłeś nazwę Opera House, para siedząca naprzeciwko nas przestała się całować. Mniej więcej po minucie on nie wytrzymał i zapytał po angielsku, co tam robiłeś. Zaintrygowało go to, bo był lekarzem z Melbourne. A gdy już się dowiedział, szepnął do ucha dziewczynie: „To musi być znany artysta”.

A ona na to: „I jaki odważny, jeździ bez ochrony”. To rzeczywiście zdarzyło się w pociągu do Wrocławia. Rzadko jeżdżę pociągami, bo mam wrażenie, że wsiadając do nich, staję się automatycznie własnością kolei. I to mnie odstrasza. Czasami jednak nie mam wyjścia. Kiedyś jechałem do Krakowa, wychodzę z dworca i odpalił w moją stronę miejscowy smakosz trunków niebanalnych. Widać było, że nie do końca wie, kim jestem, więc zagaił w ten oto oryginalny sposób:

– Widzę, że jest pan elegancko ubranym mężczyznom, mniemam więc, że stać pana na według mnie drobną dla pana kwotę dziesięciu złotych, która to kwota dla mnie jest, proszę pana, być albo nie być.

Poleciał Szekspirem, co w Krakowie jest zjawiskiem, które mnie nie zaskakuje.

– Dlaczego dziesięciu złotych? Zawsze daję złotówkę” – odpowiedziałem.

On na to:

– Bo jeżeli otrzymam od pana kwotę dziesięciu złotych, a być może i większą, to będę się za pana modlił w kościele Mariackim.

Widzę, że mam przed sobą mistrza w swoim fachu i że puentę trzyma w zanadrzu. Dałem mu tę dychę, on schował banknot do kieszeni i powiedział:

– Dziękuję panu za ten hojny dar, będę się modlił, żebym znowu pana spotkał.

Co masz w tym notesie?

Zapiski o moim życiu z tobą.

Przez te wszystkie lata zbierałeś kwity na mnie?

Od dawna chciałem napisać z tobą książkę, więc zapisywałem to i owo. Niestety, nie chciałaś się na to zgodzić. Na szczęście pandemia cię skruszyła, a wydawca tylko na to czekał.

Myślałam, że nie przeżyjemy, a tu taka niespodzianka...

Żartujesz teraz?

Nie do końca. Przywiozłeś covid z trasy, zanim media zaczęły o nim trąbić. A potem zachorowaliśmy jeszcze raz, i następny, więc miałam słuszne obawy. Jakoś jednak dawaliśmy radę i żeby postawić nas na nogi, zajęłam się gotowaniem.

O twojej nowej pasji mam stosowną notatkę w notesie: „Każdy ma takie fazy w życiu, nie wiadomo kiedy i dlaczego nachodzi nas na słodkie, potem słodkie staje się obrzydliwe, a słone rozkoszne. W czasie pandemii Viola zaczęła namiętnie oglądać programy kulinarne, których namnożyło się od groma. To są z reguły programy dla tych, co nie mają za co zjeść, więc myślą, że nasycą się tym, co obejrzą. I pandemia wyglądała u nas mniej więcej tak:

Viola: Co robimy jutro na śniadanie?

Ja: Wystarczy świeży chleb z wędliną.

Viola: Dobrze, to upiekę chleb.

I upiekła. Innym razem oznajmiłem bez żadnej intencji, że uwielbiam chleb ze świeżym masłem, takim, jakie jadłem w dzieciństwie. Chwilę później usłyszałem, jak Viola rozmawia z córką przez telefon: Jak myślisz, lepsza będzie drewniana maselnica czy elektryczny ubijak?

Postanowiłem wtedy nie wspominać o tym, że lubię świeże mleko, żeby nie przytargała krowy do domu”.

Wiesz dobrze, że osoby, które lubią się odchudzać, muszą sporo jeść. To jest mój sposób na przetrwanie. Ty też lubisz biesiadować, choć ostatnio tego w ogóle nie robimy. Napisałeś kiedyś: „Porozmawiajmy dziś o niczym, Polsce nic złego się nie stanie, porozmawiajmy choć o niczym, to jest mój sposób na przetrwanie”.

I tego będziemy się trzymać.

I za to cię lubię. Dlaczego napisałeś tę piosenkę?

Miałem przyjaciół w Krościenku nad Dunajcem, górali, Jasię i Jędrusia. Jasia była przeuroczą kobietą o niebywałej sile trwania. Potrafiła siedzieć całą noc wśród tęgo pociągających, nie tykając nawet kieliszka, i robić przy tym swetry na drutach. A o szóstej rano była już na nogach, bo musiała wyprawić dzieci do szkoły. Kiedy prosiłem ją, żeby zrobiła wspaniałą grochówkę z suszonymi śliwkami, to mi ją zawsze robiła.

Jędruś był mistrzem Polski w kajakarstwie górskim. W tym sporcie osiągnął wszystko, łącznie z rentą. I właśnie w tym Krościenku u Jędrusiów siedziałem kiedyś przy kieliszku i gitarze w sporym towarzystwie i opowiadaliśmy sobie anegdoty o dzieciach, zwierzętach. I ktoś wtedy stwierdził, że tak powinien wyglądać nasz sposób na przetrwanie. Bez polityki, która za bardzo miesza w głowach. Wtedy powiedziałem niechcący, że ja w takim razie napiszę o tym piosenkę, jeszcze tej nocy. Na co Jasia oznajmiła biesiadnikom: „To w takim razie koniec picia. Krzyś nie ma gdzie pisać”. Wygnała wszystkich do łóżek. Nie miałem innego wyjścia, jak wyjąć pióro, gitarę i zabrać się do roboty. Wszyscy piszący, którzy mieli nóż na gardle, wiedzą, jak szybko odzyskuje się talent. Do rana piosenka była gotowa.

Sposób na przetrwanie

Nie rozmawiajmy już o cenach.

Wieczór gwiazdami się rozpalił.

Z tych żalów nic nam nie przybędzie,

Więc po co się na darmo żalić?

Porozmawiajmy dziś o sobie.

Polsce nic złego się nie stanie.

Porozmawiajmy choć o niczym,

To będzie sposób na przetrwanie.

Jutro ludzie nam się rzucą do gardła!

Na ulicach, na przystankach PKS.

Wraz ze świtem i dzwonkami tramwajów

Znów wypełznie kolejkowy bies!

Lecz póki co, to się zanurzmy

W pościeli krochmalonej morze.

I pozostawmy dzień za sobą

Dzień niepotrzebnych upokorzeń.

A kiedy kołdra nas ogrzeje

I życie męczyć nas przestanie,

Porozmawiamy chwilę szeptem,

To będzie sposób na przetrwanie.

Jutro znowu się będziemy zabijać

O tę Polskę! O tę miskę itp.

Wraz ze świtem i dzwonkami tramwajów

Gdzieś odpłynie nasz spokojny sen!

Ale do końca nocy jeszcze

Zostało nam tych godzin parę.

My zabijamy się od rana,

Więc teraz nie patrz na zegarek.

Albo pomilczmy chociaż chwilę,

Wtuleni w ciepłe już posłanie.

Zostawmy te wieczory dla nas,

To będzie sposób na przetrwanie

Moi rodzice:

Teresa i Stanisław Daukszewiczowie.

Ja sam zrobiłem to zdjęcie.

Z pamiętnika Krzysia

Lizbona. Stoimy na przystanku, czekając na tramwaj nr 28, najsłynniejszy w całej Portugalii i nie tylko. Na placu obok zatrzymuje się autokar. Wysiadają z niego turyści. Nasi.

– Dzień dobry, panie Krzysiu! Pana też tu przyniosło?!

Witamy się, rozdaję autografy i jeden z uczestników wycieczki pyta, czy może mieć ze mną zdjęcie. Nie ma sprawy. Viola robi za fotografa.

Pan na koniec sesji zdjęciowej dziękuje mi:

– To będzie moja najpiękniejsza pamiątka z Fatimy.

Viola do mnie po cichu:

– Ty to masz szczęście, wszędzie ciebie poznają, mnie nikt.

W tym momencie z końca autokaru rozlega się głos starszej pani:

– Przecież to Viola – i do pozostałych – to moja najzdolniejsza uczennica.

A do Violi:

– Nie wiedziałam, że ty też jeździsz na pielgrzymki!

Na to Viola do mnie:

– No, chciałam, to mam.

Z pamiętnika Krzysia

Nie lubię, kiedy Viola wyrusza w świat samochodem, bo nigdy nie wiadomo, gdzie dojedzie. Któregoś razu wybierała się na spotkanie z czytelnikami w Inowrocławiu i poprosiła, żebym jej doradził, jaką trasę wybrać.

– To proste. – Ucieszyłem się, że mogę pomóc żonie. – Jedziesz autostradą na Poznań, po stu kilometrach jest zakręt na Gdańsk, a potem jedziesz około pięćdziesięciu kilometrów i już jest znak skrętu na Inowrocław.

– Rzeczywiście łatwe – przyznała.

Ale coś mnie tknęło i gdy już wyruszyła, po jakichś dwóch godzinach postanowiłem do niej zadzwonić.

– Jak droga – pytam. – W porządku?

– W porządku, w porządku, opłaciłam już bramkę i jadę dalej – usłyszałem.

– Jeżeli opłaciłaś już bramkę, to za jakieś cztery godziny będziesz w Berlinie – zauważyłem najspokojniej jak umiałem.

CIĄG DALSZY DOSTĘPNY W PEŁNEJ, PŁATNEJ WERSJI